Świat się zmienia
Koniec roku tuż, tuż. Ludzie młodzi myślą więc czym by tu zaskoczyć świat w roku następnym. A młody jest ten kto się nim czuje. Prawda Panie Lulku? No więc i my (czyli adamczewscy.pl) postanowiliśmy zmienić to i owo.
Odbyliśmy więc – jak to bywa w naszym pięknym kraju – zebranie. No nie, nie we dwoje lecz w nieco większym gronie. Oprócz naszego dwuosobowego zespołu autorskiego był wydawca ze swoją prawą (reformatorską i dynamiczną) ręką a także nasza agentka czyli osoba trzeźwo myśląca o pieniądzach (i naszych, i swoich).
Ustaliliśmy plan wydawniczy na przyszły rok. Wyjdą trzy nowe książki kulinarne (jedna już bardzo zaawansowana, druga w fazie zbierania materiałów a trzecia dopiero w fazie początkowej czyli wymyślony i zaakceptowany temat) i jeden… romans. Rzecz oczywiście będzie miała i swoje kuchenne odniesienia ale sprawy miłosne na pierwszym planie. Okazało się, że Basia od dawna marzyła o takiej książce i po cichu sporo już napisała. Mam nadzieję, że bohaterowie są nierozpoznawalni, bo w innym przypadku moglibyśmy potracić bliższych i dalszych znajomych.
Wspomniałem już parę dni temu, indagowany przez Pana Lulka, że w planach mamy także płyty DVD. Będzie się działo – jak mawia Jerzy Owsiak.
Prawdziwą rewolucję przeżyje też nasza witryna. Ma ona stanowić połączeni blogu i witryny poradniczej. Będziemy mogli stale komunikować się z odbiorcami, odpowiadać na pytania, gawędzić z nimi przy stoliku (wirtualnym), polecać nowości z rynku spożywczego i sprzętowego oraz podrzucać im prezenty w postaci książeczek internetowych, które sami sobie na domowych drukarkach można wydrukować. Pierwsze jaskółki (prezenty) zapowiadam tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
Takie plany należy uczcić odpowiednim obiadem. Wybrałem się więc do delikatesów Piotr i Paweł. Po pierwsze – ze względu na tę nazwę, a po drugie – ponieważ ta sieć ma doskonałe zaopatrzenie w sery, ryby, mięsa, piwa i inne smakołyki niezbędne w każdej kuchni. Prawdę mówiąc stale kupuję tu lub w BOMI. Jest tych placówek w Warszawie sporo i jak dotąd nigdy nie wyszedłem z nich z pustymi rękami.
Tak było i tym razem. Wiedziałem, że chcę zrobić rybę. Ale jaką?… Rozwiązanie zagadki nastąpiło natychmiast. W dziale rybnym na górce lodu leżały dwie wielkie czerwone ryby z tabliczką: „Juliusz-99,99zł kg”. Ekspedientka nic nie wiedziała o owym Juliuszu – ani skąd on, ani czyj to krewniak. Tak na oko przypominał barwenę ale był znacznie większy. Kupiłem więc owego „czerwoniaka” i parę surowych krewetek na dodatek.
W sklepie pod domem dobrałem do tego butelkę białego Chateauneuf-du-Pape i ruszyłem do kuchni. Zanim zabrałem się do skrobania i patroszenia ryby przejrzałem mądre książki i znalazłem obrazek owego Juliusza – okazało się, że to karmazyn atlantycki. Przeczytałem, że charakteryzuje się on białym, zwartym i smacznym mięsem i jest szczególnie poszukiwaną, cenioną rybą konsumpcyjną. Ucieszyłem się więc, że udało mi się zawrzeć znajomość z takim cenionym gatunkiem i ruszyłem do roboty. Szybko zrozumiałem dlaczego owe karmazyny występują najczęściej w postaci filetów. Oskrobanie (mimo dobrych narzędzi kupionych we Włoszech) grubych łusek nie było sprawą prostą. Zwłaszcza, że ryba uzbrojona jest w potężne i ostre kolce. Świadectwem walki są poje paluchy boleśnie pokaleczone. Wreszcie udało się – wypatroszony, oskrobany i dokładnie umyty karmazyn trafił do brytfanny. Okazało się, że jest tak duży, że całkowicie wystaje mu łeb. Większej (jednorazowej) brytfanny nie miałem. Stracił więc karmazyn na urodzie ale bez głowy zmieścił się choć też z trudem.
Jako miłośnik potraw prostych i tym razem nie kombinowałem nadmiernie. Ryba została posolona (sól morska zeskrobana ze skał przez Sławka czyli blogowego paryskiego delegata)z zewnątrz i wewnątrz, posypana świeżo zmielonym pieprzem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Do brzucha oprócz czosnku wepchnąłem sporą gałązkę rozmarynu. Dno brytfanny i wierzch ryby polałem oliwą hiszpańską o pięknym imieniu Carmen. Moim zdaniem do ryby mającej na imię Juliusz nic innego nie pasowałoby. A owa Carmen na etykietce ma napis: intenso. I rzeczywiście charakteryzuje się bardzo mocnym aromatem i silnym, ostrym smakiem.
Ryba spędziła w piekarniku dwadzieścia minut pod przykryciem i kolejne dziesięć – bez. Temperatura – 200 st C.
Przez ten czas wino zdążyło schłodzić się do 16 stopni i można było siadać do stołu. Jestem pewien, że projekty na przyszły rok wypalą tak jak udany był ten obiad.
Dodać muszę, że karmazyn tej wielkości na dwoje to porcja nieco za duża. Ale na drugi dzień na zimno i z majonezem jest on równie dobry.
Komentarze
Halo Piotrze!
Skoro Carmen to i Torreador. Trzeba bylo zamiast skrobaka zastosowac szpade i czerwona barette. Jako, ze Karmazym jest czerwony. Do Julii to chyba bardziej pasowalby Romeo. Tyle, ze mogloby to skonczyc sie tragicznie. Podobno w przypadku takich upartych ryb pomaga przed skrobaniem natrzec ja z zewnatrz cytryna lub octem i troche odczekac. Ja robie tak prawie zawsze, troche pomaga, a poza tym staram sie kupowac swieze filety co nie dotyczy takich ryb jak pstragi lub karasie. Te ostatnie oczywiscie w smietanie. Twoj pomysl prowadzenia porad jest znakomity. Moge sobie wyobrazic nawet taki wariant, ze dopuscisz mozliwosc wtracania sie w Twoje odpowiedzi innych blogowiczow.
Nie rozumiem tylko, dlaczego nie mialaby Barbara w swoim romansie wykorzystywac historii zyjacych ludzi z malym klamstewkiem, ze zadna z postaci nie ma nic wspolnego z osobami zyjacymi. Z mojej strony chetnie podrzuce kilka mniej lub bardziej wymyslonych historii pamietajac, zeby zawsze bylo kulinarne zakonczenie. Jak sie pozbieram a Barbara bylaby zaintresowana moge opisac jej historie romansu jednego studenta w owczesnym Leningradzie. Ale po pierwsze Barbara musi wykazac zainteresowanie a i ja musze byc gotowy. Moze w przetworzonej formie moglaby wykorzystac jakies watki.
Prze wystartowaniem z nowymi zadaniam spodziewam sie, ze przeprowadzisz jakies internetowo informatyczne szkolenie uczestników.
Pieknego tygodnia i szybkiego opublikowaniu szczególów nowych pomyslów zyczy
Pan Lulek
Plany p.t.Adamczewskich są imponujące. Kuchnia romansowa też jest wspaniałym pomysłem. Do płyt DVD mam raczej stposunek ostrożny – ja jestem jeszcze z cywilizacji słowa, nie obrazkowej. Chyba rok temu dostałam w prezencie taki trójpak – dwie ksiązki Basi, jedną innej pani i płytę do tego z (ponoć) 3 tys przxepisów. Książki przeczytałam od ręki a płyty do dzisiaj nie wcisnęłam w odtwarzacz. Dla mnie ksiązki kucharskie służą przede wszystkim do czytania. Piotrze – dawno już stwierdziłam, że po pierwsze – do oprawiania ryb typu okoń, Twój Juliusz itp należy po pierwsze, zakładać rękawice, po drugie wyciągnąć sekator (nie nożyce do drobiu) i od ręki wyciąć płetwy, po trzecie przygotować wiaderko albo duża miskę z wrzątkiem i trzymająć rybkę za ogon na sekundę w tej gorącej wodzie zanurzyć – raz albo i dwa. Ryba nie dozna oparzeń, a łuska schodzi dużo łatwiej . Dotyczy to i lina. Nigdy nie zapomnę dwóch potężnych boleni jakie mi przyszło oprawiać kilka lat temu. Odcisków się dorobiłam, jak nie przymierzając zbrojarz – betoniarz. Ryba jednak była pyszna.
…odbyli zebranie nie we dwoje, tylko w większym gronie…. Orgia?!
No wiecie co?!
P.S. Niech Barbra posługuje się nazwiskami. Ujawnić zberezników! A potem dodać, jak Pan Lulek podpowiada, że żadna z postaci nie ma nic wspólnego…itd.
Ale kto wie, czy jakby tak skontaktować się z Postaciami, nie czułyby sie one uhonorowane na łamach książki 🙂
Warto popytać, warto ❗
P.S.
Cholera, u mnie ta latarnia z nieba prosto w moje miejsce na wyrku. Jak tu spać, jak tu spać 🙁
Pyra najwyrazniej zdrowa. Sztorcuje wszystkich. Pomysl z kapiela ryby w goracej wodzie, trzymanej za ogon znakomity. Moze obydwa sposoby po kolei. Jesli o mnie chodzi i mialbym kapac jakas syrenke, to jednak nie trzymalbym jej za ogon a w zadnym przypadku wkladal do wrzatka. Skóry tez bym z nie nie zdzieral. Namascil wonnymi olejkami chetnie.
W poprzednim tygodniu pisalem, ze „Polityka” wyszla na prosta. Przyjechala bowiem juz we wtorek. Teraz sie zmotywowala i jest juz dzisiaj, w poniedzialek. Wydanie piatkowe a u mnie w poniedzialek. Jak pójdzie tak dalej, to biorac pod uwage, ze druk ma miejsce przed piatkiem moge sie spodziewac, ze w piatki, na weekend bedzie u mnie „Polityka”. Swiat robi sie malutki. Za oknami wiosna na calego. Temperatura o godzinie 11.00 jak na wiosne czyli + 16 stopni Celsjusza i kawalka chmurki na niebie. Nic dziwnego bo za kilka dni zima kalendarzowa. Niedlugo bedzie prawdziwa 😉
Pomysly Piotra zaskakujace. Chyba liczac sie z nami nie porzuci blogu bo my bysmy zrobili Zajazd na Kurpie. ❗
Sadze, ze bede pierwszym prenumeratorem dwu egzemplarzy Piotrowych nagran.
Pan Lulek
Panie Lulek – bardzo proszę mi nie imputować chęci sztorcowania kogokolwiek. Po moich prochach jestem zgodna i układna nad podziw. Ponadto własnie zabieram się do preparowania grochówki, która to czynność wymaga skupienia i pomyślunku. Problem polega na tym, że moje dziecko toleruje grochówkę tylko z kotła w plenerach. Tak się jej skojarzyło. W związku z powyższym moja grochówka musi smakować na grochówkę, ale już wyglądać – niekoniecznie. Inna sprawa, że będzie to grochówka „na winie” czyli na wszelakich resztkach wędzonych z lodówki, a za to potem podana z mocno wędzoną kiełbasą w półplasterkavch i górą żytnich grzanek mocno natartych czosnkiem. Nie tylko Wojtek kombinuje pod koniec miesiąca – Pyra też. Tak np w ostatnich dniach planowany jest jeszcze makaron z twarogiem, zapiekanka z brokułów i ziemniaków oraz krokiety z jajek w grzybowym sosie. Puste miejsca w zamrażarce poczekają na nowe dostawy.
ale Was Piotrze kasuja, wczoraj na targu, ta rybka chodzila za 11 euro/kg, zastanawiam sie po co Ty sie meczysz ze skrobaniem? ja tam wkladam do pieca jak leci, oczywiscie po wypatroszeniu, smakuje identycznie i na jodynie i bandarzach oszczedzam, Bernardine przedni wybor, dla przypomnienia:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/RascasseKarmazyn/photo#5137118872167819426
Karmazynowy Juliusz. I do tego cenny – 99.99 zlocisza za kilogram. To chyba niebagatelna sumka.
Noworoczne plany – wspaniale. Nalezy tylko zyczyc by zrealizowaly sie planowo i w czasie. A my juz z gory sie cieszymy.
Pyro – DVD to wcale nie taki zly format. Trzeba tylko przelamac bariere technicznej niecheci. W koncu to i obraz i dzwiek. Inna sprawa ze ksiazek na tymze formacie to i ja nie trawie. Ale o ile dobrze zrozumialam Pana Piotra to beda formaty wiazane na jednym dysku. A wogole moja Mila to okrec sie skorka kota – mam nadzieje ze Helena nie rzuci na mnie uroku za ten pomysl – ponoc dolegliwoc na jaka cierpisz nalezy „trzymac w cieplym”. No w ostatecznosci moze byc welniany pled lub husta. Zycze przezwyciezenia bestyj w jak najszybszym czasie.
Alicjo – zaslon okno i nie markuj. Ach wiem, wiem to tylko takie glupie rady. Byl czas gdy bylam tak uczulona na wdzieki Ksiezycowej Pani zem lazila po mieszkaniu podczas snu. Luna-tykowalam jednym slowem. Teraz przeszlo. Z wiekiem?
Dobranoc wszystkim – no bo u mnie juz po 23-ciej.
Niegdys luna-tykowata
Echidna
Ty sie moje Mila nie „husta” lecz chusta owijaj. „C” gdzies „wcielo” slepocie.
E.
Slawku, latwo Ci mowic, mieszkasz w kraju z dostepem do morza i oceanu 🙁 Do Polski taki karmazyn musi leciec samolotem, do Helwecji tez. No i jeszcze ten Piotr i Pawel musza zarobic, a jesli nie maja konkurencji, to i ceny dyktuja bezwstydne. U mnie ta ryba nie siega powyzej 20 euro, bo w tym przedziale cenowym jest sporo innych rybek i nikt tak drogiego karmazyna by nie kupil. Co do oprawiania, to masz racje. Po upieczeniu i tak zdejmuje sie skore, wiec po co sie meczyc ze skrobaniem. Kiedys sprezentowano mi wielkiego (50 cm) dzikiego pstraga, ktory nie miescil sie caly w zadnej foremce. Zostal polozony po przekatnej zwyklej blachy do ciasta i upieczony w calosci z ziolami i maslem w brzuchu i kawaleczkami masla na wierzchu. Nigdy wczesniej ani pozniej nie wyszla mi tak wspaniala i soczysta ryba.
Dzis w Bernie jest doroczny jarmark cebulowy i juz od switu ciagna do stolicy karawany turystow, aby zobaczyc kramy z warkoczami cebuli i czosnku, przezyc atmosfere nasycona zapachem ciasta z cebula i serem, popic grzanca i wziac udzial w bitwie na confetti. Wieczorem wybieramy sie na spotkanie w domu przyjaciol, gdzie tradycyjnie przewinie sie grono starych znajomych i banda coraz wiekszych dzieciakow, a w piecu beda ladowac kolejne blachy z tradycyjnym ciastem cebulowym i serowym, do tego wino, owoce i przyniesione desery. Na poczatek surowe pokrojone warzywa (marchewka, kalarepka, listki bialej cykorii, fenkul) i rozne dipy, zanim pierwszy goracy placek zostanie pokrojony i rozdzielony pomiedzy 30 glodomorow.
Nemo – toż to blog kulinarny, a nie obyczajówka. Napisz o tym placku więcej. W Polsce też jest cebula.
Echidna – wstyd sie przyznać, ale nie tylko odpada pled i skórka kocia, ale nawet bielizna – wszystko uraża. Więc Pyra chodzi w domu modnie – saute tylko w luźnej, miękkiej bluzce.
Pyro, musze przygotowac jakis deser. Przepis na ciasto cebulowe podam pozniej. Moze za godzinke. Zycze rychlego wydobrzenia. Nie dostalas zadnej masci na Twoja obolala powierzchnie?
Fakt to pewny, że ceny u nas tragiczne. Zwłaszcza gdy się zobaczy ile to kusztuje we Francji czy nawet Szwajcarii. Dlatego tez nie jadamy tego codziennie. Ale od wielkiego dzwonu mozna sobie pozwolić. Zwłaszcza gdy chce się coś uczcić.
Sprowokowany przez Nemo dziś do obiadu otworzę Taurasi. A na stole będzie zwykły czerwony barszcz z pasztecikami (farsz z kurczaka z dodatkiem rodzynek, startego imbiru i odrobiny tamarindu oraz maleńkiego kawałka peperoncino) i krwiste befsztyki z pieprzem gruboziarnistym. Myślę, że to trafne zestawienie.
Coś się wizęło było popsuło na serwerze, bo blogowisko było przez godzine z okładem nieosiągalne. Wcięło mi wpis ok. 14:30, który jednak zreanimowałem. Ecco e:
Smacznego, Piotrze Gospodarzu!
Dzwoniąc teraz przeszkodziłbym zapewne w konsumpcji powyżej zadeklarowanego zestawu, więc tradycyjnie zabloguję, a z telefonu skorzystam nieco później.
Przy obecnej konstelacji gwiazd jest szansa najazdu „Rodaków” na stolicę w czwartek lub piątek – jak zdradził mi Wydawca. Mam nadzieję, że nie miało być to tajemnicą 😉
Dzierżenie w dłoni pachnącego świeżym drukiem „Rodaka” nie jest oczywiście żadnym warunkiem naszego spotkania, ale byłaby to świetna okazja, by „z marszu” zaopatrzyć się w autograf Państwa Autorostwa oraz wymienić się opiniami na temat przedsięwzięcia. Dlatego proponuję ranking terminów wprost proporcjonalny do prawdopodobieństwa dysponowania własnym egzemplarzem „Rodaka”, czyli: piątek (prawie pewne), czwartek (być może), środa (raczej bez szans).
Czekam na dodatkowe parametry, czyli kontrpropozycje.
Misiu2, masz jakiś plan? Dodatkowo konsultuję terminy z Wojtkiem Warszawsko-Wiedeńskim, który zobligował się dowieźć mnie na miejsce spotkania. A o wybór miejsca kogoż mielibyśmy poprosić, jeśli nie naszego Guru monitorującego z zawodu (i z zamiłowania) stołeczne kuchnie?
Teresa Stachurska !
Przegladalem poprzednie wpisy i znalazlem, o ile sie nie pomylilem, pytanie czy mozesz dalej kopiowac moje historyjki. Ja nie zyje z pióra i problem praw autorskich dla mnie nie istnieje. Za to co pisze, tez nie ponosze zadnej odpowiedzialnosci. Mozesz sobie kopiowac i wysylac gdzie Ci sie tylko podoba. Mozesz ciac na kawalki a nawet zmieniac podpis i nazwe autora.
Przeciez wszyscy wiedza, ze tak pisac moze tylko
Pan Lulek
Panie Piotrze!Dostałem nauczkę…Oczywiście Jacka Żakowskiego! 🙂 Jeszcze raz dziękuję!
a.j
Kierowniku, ja nie wiem kto tu kogo prowokuje? 🙂 Ale befsztyki popieram 😉
Pyro, ciasto cebulowe robie podobnie jak to z owocami. Na spod ciasto francuskie lub to podstawowe z maki, masla, wody i soli. Rozwalkowac cienko, wylozyc okragla forme z brzegiem, ponakluwac widelcem. Na wierzch: 100g drobno pokrojonego boczku podsmazyc na malej ilosci tluszczu (maslo, oliwa), dodac 500 g cebuli pokrojonej w kostke i dusic do miekkosci, nie rumienic, wystudzic, rozlozyc na ciescie. Zalac zmiksowana mieszanka z 2 dl smietanki, 1 dl mleka 0,5-1 lyzeczki soli, 2 jaj, troche swiezo mielonego pieprzu i galki muszkatolowej. Piec w dolnej czesci piekarnika 30-40 min. 200°C. Podawac goracy z zielona salata i winem. Zimne tez dobre 🙂
paOLOre,
nie cuduj tylko dzwoń. U nas obiad jest jadany około 19. Teraz siedze przy komputerze i pracuję ale chętnie przerwę. Myślę, że najbezpieczniej byłoby w piątek i u nas w domu. Sądzę, że będziesz w silnej obstawie co nas cieszy. O szczegółach przez telefon. A na blogu – sprawozdanie po…
Dzięki Nemo. Rzeczywiście coś się było popsuło na blogu. Zaciął się na amen i nie było go. Pozostaliśmy sierotami Piotr też dzisiaj miał świetny obiad – befsztyki ze środkowej części polędwicy to jest to, co Anglikom udało się najbardziej.
PaoLore – czekamy na recenzję i z „Rodaka” i ze spotkania
Pytanie do bywałych – jak długo możśe iść paczka do Francji? Czy jeżeli wyślę w piątek to przed świętami dojdzie?
I wiecie Wy moi drodzy? Głoszę chwałę Piotrową pod niebiosa, a to za pomysł, nieudzielania gościny na blogu sprawom politycznym. A to bym dzisiaj musiała kląć w żywy kamień J.Ś.Benedykta i prez Sorkozy’ ego za to, że za miliony Chińskie tak łatwo wypierają się Tybetu i Dalay Lamy
Pawle
Piątek wieczorem po 17 byłby idealnym dla mnie terminem . O 20.55 mam ostatni autobus do domu.
PaOLOre, proszę zadzwoń raz jeszcze.
Kto to jest ten „Rodak”. Nowe czasopismo dla emigrantów. Czy to moze cos w rodzaju góralu czy ci nie zal.
Jednak do dnia codziennego. Ja przygotowuje moje wpisy w nastepujacy sposób. Pisze sobie off line w normalnym Words. Potem sprawdzam tekst pod wzgledam gramatycznym i ortograficznym, tresci nie sprawdzam. Niech sie tym martwia czytelnicy. Zapamietuje w faili z data kiedy pisalem, jesli pisze kilka razy to zapamietuje na koncu tak, ze dziennie moze byc rózna liczba zapisów. Przy pomocy tastatury zapamietuje co napisalem i co mam zamiar wyslac. Wychodze z Word i wchodze na blog Piotra. Tam kopiuje to co mam w tastaturze, jeszcze raz sprawdzam i uzupelniam na przyklad buziakami. Jak mi wetnie wpis, a bywa tak czesto, to nie mam klopotów z jego odtworzeniem. Tyle, ze ja jestem zasluzony emeryt nie z wlasnej winy i czasowo moge sobie na to pozwolic. Poza tym noce. kiedy Wy spicie sa do mojej dyspozycji.
Wcale nie pracus, tylko przebiegly
Pan Lulek
Pyro !
Jesli Ty myslisz, ze blog Pioitra jest apolityczny, to ja Ciebie bardzo przepraszam. Helene znowu wcielo. Mam nadzieje, ze baluje cala i zdrowa w butach na wysokich obcasacz 😐
Mre z ciekawosci co tez oni wszyscy spawozdadza. Kazdy z osobna oczywiscie z dokumentacje fotograficzna
Z niecierpliwoscia
Pan Lulek
Mialo byc Piotra : evil:
PL
Witam wszystkich pozna pora. Piekny ten karmazyn.
Dzis znowu krotko, bo robie cala gore pierogow z 3 roznymi nadzieniami. Czesc dzisiaj na obiad a reszta do zamrazarki w oczekiwaniu na ciezkie czasy, kiedy to kucharz sie buntuje lub tez jest zbyt zmeczony, by gotowac.
Pyro, Lulku i reszto! (vocativ, było nie było…)
Będziemy sprawozdawać pospołu z Misiem2. Jak go znam, na pewno obfotografuje wszystko detalicznie.
A ja wpisuję tutaj, o – tutaj! Zadne tam wordy.
Pyro, popieram. Też klnę w żywy kamień. A po najpierwsze primo bym nie dawała olimpiady. Czy ja coś mówię?! Ja nic nie mówię.
Dzisiaj krupnik na żeberkach (pan tak lubi, „dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi”, to hasełko z makatki zapamiętanej z dzieciństwa, wisiała u Pani D.koło pieca kuchennego).
Jutro krupnik bis , schabowe , ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty. Kanadole na obiad przychodzą.
http://alicja.homelinux.com/news/gotujmy_sie.jpg
Witam i piszę pierwszy odcinek o Adwencie w Danii.
Adwent w tym roku zaczyna się 2. grudnia (Panie Lulku, Pański kalendarz nie zwariował). W piątek przed pierwszą niedzielą Adwentu z Grenlandii przyjeżdża św. Mikołaj, czyli Julemand. Ulice i wystawy sklepowe od ponad miesiąca są świątecznie udekorowane, chociaż śniegu ani płatka. Bardzo rzadko zdarza się białe Boże Narodzenie. W niedzielę zapalimy pierwszą z czterech świec w wieńcu adwentowym. W Rynku tuż obok ratusza rozbłyśnie wielka choinka i zaczną się Święta (bo dla wielu Duńczyków Boże Narodzenie trwa od 1. do 26. grudnia). W domach pojawią się choinki i dekoracje świąteczne (własnoręcznie często wykonane stroiki z gałęzi choiny ze świecami, bombkami, szyszkami). 1. grudnia „spalimy” też pierwszy dzień świecy kalendarzowej (jest to świeca z numerkami od 1 do 24 i codziennie ubywa jeden numerek). W telewizji pojawi się kalendarz adwentowy. Są to 24 półgodzinne odcinki dla dzieci nadawane codziennie w godzinach wieczornych. Fabuła związana jest zawsze ze Świętami, bywa nawet dramatyczna (np. że św. Mikołaj stracił pamięć i nie wie, że zbliża się Boże Narodzenie), dzieci z napięciem czekają na kolejny odcinek. Nie muszę dodawać, że wszystko zawsze dobrze się kończy?!! Telewizyjnemu kalendarzowi towarzyszy kalendarz papierowy z 24 okienkami, które otwiera się codziennie. Są też telewizyjne kalendarze adwentowe dla dorosłych. Są oczywiście kalendarze z 24 czekoladkami. Bardzo popularne są też kalendarze z paczuszkami, tzn. 24 drobnymi prezentami (i znów codziennie otwiera się jedną paczuszkę).
Adwent to oczywiście czas dla łasuchów. W kuchni królują aromatyczne przyprawy, cynamon goździki, imbir, kardemon, laska winilii, stanowiące główne składniki ciasteczek bożonarodzeniowych. Do ciasteczek podaje się gl?gg. Oczywiście wszystko można kupić w sklepie, ale wiele więcej przyjemności sprawia własna produkcja (i ten zapach!!). Robi się też „słodycze”, z marcepanu, nugatu, oblewane czekoladą. W sprzedaży są specjalne zestawy ze wszystkimi składnikami potrzebnymi do ich produkcji.
Jutro podam kilka adwentowych przepisów.
Do widzenia
Urszula
Witam i piszę pierwszy odcinek o Adwencie w Danii.
Adwent w tym roku zaczyna się 2. grudnia (Panie Lulku, Pański kalendarz nie zwariował). W piątek przed pierwszą niedzielą Adwentu z Grenlandii przyjeżdża św. Mikołaj, czyli Julemand. Ulice i wystawy sklepowe od ponad miesiąca są świątecznie udekorowane, chociaż śniegu ani płatka. Bardzo rzadko zdarza się białe Boże Narodzenie. W niedzielę zapalimy pierwszą z czterech świec w wieńcu adwentowym. W Rynku tuż obok ratusza rozbłyśnie wielka choinka i zaczną się Święta (bo dla wielu Duńczyków Boże Narodzenie trwa od 1. do 26. grudnia). W domach pojawią się choinki i dekoracje świąteczne (własnoręcznie często wykonane stroiki z gałęzi choiny ze świecami, bombkami, szyszkami). 1. grudnia „spalimy” też pierwszy dzień świecy kalendarzowej (jest to świeca z numerkami od 1 do 24 i codziennie ubywa jeden numerek). W telewizji pojawi się kalendarz adwentowy. Są to 24 półgodzinne odcinki dla dzieci nadawane codziennie w godzinach wieczornych. Fabuła związana jest zawsze ze Świętami, bywa nawet dramatyczna (np. że św. Mikołaj stracił pamięć i nie wie, że zbliża się Boże Narodzenie), dzieci z napięciem czekają na kolejny odcinek. Nie muszę dodawać, że wszystko zawsze dobrze się kończy?!! Telewizyjnemu kalendarzowi towarzyszy kalendarz papierowy z 24 okienkami, które otwiera się codziennie. Są też telewizyjne kalendarze adwentowe dla dorosłych. Są oczywiście kalendarze z 24 czekoladkami. Bardzo popularne są też kalendarze z paczuszkami, tzn. 24 drobnymi prezentami (i znów codziennie otwiera się jedną paczuszkę).
Adwent to oczywiście czas dla łasuchów. W kuchni królują aromatyczne przyprawy, cynamon goździki, imbir, kardemon, laska winilii, stanowiące główne składniki ciasteczek bożonarodzeniowych. Oczywiście wszystko można kupić w sklepie, ale wiele więcej przyjemności sprawia własna produkcja (i ten zapach!!). Robi się też „słodycze”, z marcepanu, nugatu, oblewane czekoladą. W sprzedaży są specjalne zestawy ze wszystkimi składnikami potrzebnymi do ich produkcji.
Jutro podam kilka adwentowych przepisów.
Do widzenia
Urszula
Przepaszam, zamiast duńskich liter wychodzą jakieś głupoty.
Urszula !
Dania, to o ile pamietam kraj marcepanów. U nas sa tez do kupienia i wiele dunskich gatunków. Napisz prosze co Ty robisz marcepanowego.
Wielu ludzi wie, ze istnieje marcepan ale niewielu umie sie nim poslugiwac.
Ja o grzancach a Ty o marcepanach.
Pan Lulek
A ja mowilam telefonisznie o kopiowaniu Lulkowych historyjek, ale Pan Lulek jakos sie do tego nie odniosl byl. Skoro krasnaja Teresa dostala przezwolenie, to ja prawem Kaduka wezme garsciami.
Jezeli chodzi o Przebieglego Pracusia to tak sie wlasnie spodiewalam HA! My tu biegusiem, biegusiem, a Pan Lulek czas ma.
Uklony specjalne do Pyry.
Kochana Pyro,
Moj Tatus niedomagal na tego rodzaju choroby. Za rada lekarzy uszyl sobie cos w rodzaju kamizelki a z tylu na wysokosci pasa byly wszyte skorki z krolika. Mowil, ze bardzo pomaga.
Zycze Ci sloneczka wesolego.
Buzia,
Lena
Wierszyki tu kiedyś pisali
ludzie z okolic Upssali.
I pisała Helwecja,
Ze Upssala to Szwecja-
gdzie oni się pochowali?!
Zajrzałem do naszej klasy a tam nikogo. Zostałem moderatorem. Internet na Kurpie jeszcze nie dotarł 🙁
Lena !
Cierpliwosci prosze. Zaczalem pisac historyjke wylacznie dla Ciebie. Jakos mam wiele oporów. Jak nie pospie, to do rana bedzie gotowa. Troche dluzsza od poprzednich.
Nie wiedzialem, ze pisala Helvecja, ze Uppsala, to Szwecja. Czy Upssala.
Czy to dwie rózne pary kaloszy
Przyjemnego wieczora i nocki. Zyczy.
Pan Lulek
Nic sie nie martw, Misiu. Dotrze!
Urszulo!
tutaj w Kanadzie w czasach adwentu zamiast pościć, to się obżerają okrutnie, ciągle jakieś Christmas parties. A za czasów jakie pamiętam z dzieciństwa, należało pościć!
Organizuje się to w pracy, między przyjaciółmi, i tak krąży człowiek od jednego i drugiego i jak już przyjdą śwęta, to jest właściwie po świętach. Wigilia tutaj to normalny dzień pracy. A ponieważ przypada w poniedziałek, to będę musiała moją Wigilię przesunąć na 22-go, bo smarkate muszą być w Toronto 24, w pracy. A synowa barszczu z uszkami i całej tej wigilijnej kolacji nie przepuści.Tutaj nie ma żadnej tradycji, która by się wyróżniała. Każdy kultywuje swoją. Dla mnie, osoby niereligijnej, najważniejsza jest Wigilia. I podtrzymuję tę tradycję, bo to ważne, takie wyznaczniki. Nostalgia człowieka ogarnia przy lepieniu uszek, a grzyby oczywiście z Polski… i takie tam.
A moje nazwisko jak najbardziej na czasie – Adwent 🙂
Panie Lulek,
no jakżesz, pisali! Z Upssali i z Helwecji, niech Pan zajrzy:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Poezje/Wrzesien-2007/
i poklika sobie po tym.
Dlatego się staram wykrzesać jakieś możliwości twórcze… bo są, są na pewno 🙂
Nawet sama z siebie wykrzesałam nad tym krupnikiem dzisiejszym, obierając marchewkę 🙂
No juz sie uspokoilam, jeszcze pol godziny i bede odpalac motory.
U mnie motory już wygaszone….
Dzień dobry wieczór wszystkim!!
A może Ten z Upssali rżnie świerki gdzieś na hali?
A może Ta z Helwecji w drodze jest do Szwecji?
A może?….o Boże!!
A może ??……..o mój Boże!!!
A może już o nas pozapominali!!!!!
Delikatesy Piotr i Paweł, marka z Poznania, są niezawodne jeśli trzeba kupić coś niedostępnego w popularnych sieciach handlowych. Ale ten podstawowy i popularny asotryment jest tam droższy. A wina mają marże bardzo wyrafinowane….
Ale gdy chciałem kupić ser Manchego – ten co go kiedyś w postaci carpaccio opisywała nemo- pojechałem tam właśnie. Był. Cena……. 89,90zł/kilogram!!!! No ale nie potrzeba przecież na spróbunek wiele, 15 deko wystarczy. Jakieś inne drobiazgi, kasa, zapłacone, schody ruchome….Na nich studiuję paragon. I co widzę? Ser w kasie ma już cenę 99,90zł/kg !!! No nie!!! To ta słynna poznańska rzetelność!!! I znowy schody ruchome, tym razem do góry. W punkcie obsługi klienta miła i młoda, nie przypomina ani Piotra ani Pawła więc jestem grzeczny, bo co ona temu winna??
Przeprasza, mówi że pewnie cena w systemie kasowym nie zmieniona, drukuje kartkę formatu A4, zabiera paragon, podpisuję A4 , ona zwraca różnicę.
Delikatesowo. 😉
Ludziska uważajcie na ceny!!! Te na półce i te w kasie!! Robią nas pewnie często w tych marketach, bo i kto wszystko zliczy i spamięta??
Ale serka cenę zapamiętałem i zrobić się nie dałem.
Cena była bardziej wyjątkowa niż ser.
Zaglądam na bloga dziś rano
a oni o Montepulciano
na kuchni się obiad pitrasi
a oni tam znów o Teurasi
po brodzie juź ślina mi kapie
a tam o Szatnefie Dupapie
wspomina też ktoś Bikawera…
A niechże to jasna cholera!
Grunt, to załatwiać takie rzeczy z uśmiechem, nie stresując panienki za kontuarem. No, chyba że panienka się rzuca, to wtedy dać odpór!
Nie pamiętam czy opisywałam, jak to kupowałam śliczne buty u Baty we Wrocławiu. Byłam pierwszą klientką w sklepie z rana. Zapłaciłam kartą. Co się działo, ojej! Komputry zawiesiło, czy coś. Rachunek nie może się wydrukować do końca, kasa zablokowana. Póki tylko ja byłam, pocieszałam panienkę, że nigdzie mi się nie spieszy, spokojnie, technicy jakoś tę cholerną maszynę…I gaworzyłyśmy sobie z 15 minut, aż do kasy zaczęli podchodzić inni klienci, nie za bardzo dysponujący czasem.
Dziewczyna niewinna, a co jej się dostało, to dostało.
Za parę dni kupiłam u niej torbę, na wszelki wypadek miałam kasiorę w kieszeni 🙂
Gdybyśmy więcej czasu mieli
o Maryni Dupapie też byśmy wspomnieli!!
Do bra noc.
Lena !
Odpalaj. No to poszly konie po betonie !
Siadam do innego pisania
Pan Lulek
Zagladam na blog, ot tak, z wieczora
Tematy tu zas, prawie jak sfora
Biegaja wszedzie
Oj, co to bedzie?
Placek z cybula,
tiulowa Pura 🙂
Lulek, jak zwykle sie powychyla
Antek z pretensja o cenki syra
Alicja z odporem,
Ja tez tak wole
Dobrze, ze wszystkie na jedny fali
Jakby inaczy sie dogadali?
Bikaver Teurasi
Montepultasi
Dzielna Urszula
Nie szczedzi piora
Pije za Nasze
Niech nam sie pasze
Taki tam gazda
Z Rudym w rozjadach
Ja protestuję!
Taka protestujka jednoosobowa, ale protestuję, żeby Pan Lulek pisał tylko do Leny!!! I gdzieś na stronie!!!
A my co – żuczki drobne?! Nam to nic?!
Alicjo, nic to ( za Wojodyjowskim ), moze maja jakies prywatne przepisy kulinarne?
moze argument pierzyniasty skusil bialoglowe?
moze gruszkowka wyszla w tym roku w ilosciach niedostatecznych dla wszystkich i tylko Lena sie chytla?
porobimy nieco za zuczki, to sie dowiemy,
dobrej nocy
W Stanach „okres swiateczny” wyglada podobnie jak Alicja opisala kanadyjski. Tzw. okres swiatczny – nie tylko Boze Narodzenie, ale Hannukah i Kwaanza trwa od Thanksgiving do 25 grudnia. Wigilia jest dniem pracy ale wszedzie tam gdzie mozna wypuszczaja ludzi do domu po lunchu. Za to 26 grudnia jest juz normalnym dniem pracy, podczas gdy w Kanadzie (tak mi sie wydaje) sa 2 dni swiat. A w US 26-go grudnia ludzie juz wyrzucaja choinki, no bo swieta sie skonczyly. Sklepy pospiesznie wyprzedaja ozdoby choinkowe ,usuwaja czerwono -zielone dekoracje i wystawiaja junk gotowy na nastepne swieta, czyli walentynki….
Lena !
Teraz wszystko w Twoim komputerze
XXOO
Pan Lulek
Widzisz Antek (czy antek?) –
Z Antypodow i ze Szwecji.
Ci z Upsasali i z Helwecji
Nawet z Danii i ze Stanow
Wciaz sa blisko naszych planow
Coby Blogowa Kawiarenke
Nie odstawiac w boczna wneke
spracowana boza krowka
Echidna
Panie Piotrze Mily,
Czy moge sobie „pozyczyc” blogowe logo? Do blogowych planow i dla Blogowej Bandy nie do prywaty.
Pozdrawiam
Echidna
Kucharko,
ni ma dwóch świąt 🙁
Tylko w Quebecu, bo to prowincja katolicka wielce, więc maja i to, i w Wielkanoc też.
Kochany Panie Lulku, Ona wszystko ma i czyta, Alicja i Pyra maja sie wiercic z niecierpliwosci, moze wypuszcze jeden akapit jutro, a moze nie????
Ona po ciezkiej pracy cos zje, pomysli… a Pan Lulek niech pisze i pisze, do mnie!
Buziaki dla wszystkich.
Lena
Przestańcie się tu publicznie migdalić, Lena i Lulek!
A poza tym … XOXOXO 😉
Echidni – proszę bardzo. Tu wszystko jest do Waszego użytku.
Czy to pękła w Kosmosie jakaś bania poezji? Mnie zaś przypominaja się limeryki, które wymyślał podczas wakacji przed laty Jędruś Zaorski. To była reakcja na nerwowe dni podczas ktorych obaj opiekowalismy się (samotni ojcowie) swoimi córeczkami. Niestety żaden z limerykow nie jest do publicznego powtórzenia. Choć śmieszne.
przespis super
a paczki do francji realizujemy od 3-5 dni roboczych