Znów o winie (bezkarnie)
Zbliża się Barbórka (to nie błąd ortograficzny lecz tradycyjna śląska pisownia) a więc sporo gości w naszym domu. Trzeba więc pomyśleć o zapełnieniu winiarki. Ma ona pojemność 50 butelek i tyle powinno w niej leżakować. Gdy jest mniej drastycznie obniża się moje poczucie bezpieczeństwa: co będzie gdy wpadną niespodziewani goście?!
Udaliśmy się więc na poważne zakupy połączone z wyprawą na obiad. A okazało się, że można te dwie czynności zgrabnie połączyć. Zwłaszcza w jednym miejscu Warszawy.
Zamiast tradycyjnych zup proponują tu cappuccino! Ale bez kofeiny a za to z pomidorów i pomarańczy. Taka filiżaneczka (jednak zupy – mimo spienionego mleka i odrobiny cynamonu) kosztuje 13 zł i wprawia człowieka we wspaniały nastrój. Wie, że trafił w dobre ręce. Szefem kuchni w Wine barze mieszczącym się w Centrum Wina szczycącym się najdłuższą listą oferowanych win jest Joseph Seeletso. Botswańczyk wykształcony w Londynie. Jego kuchnia jest tyleż egzotyczna ile pyszna. Owoce południowe można wykryć nie tylko w zupie. Są one także w sałatach, daniach głównych no i oczywiście w deserach. Karta dań zmieniana jest co dwa tygodnie. Nie wiemy więc czy nasza rekomendacja będzie jeszcze aktualna ale polecamy polędwicę z foie gras w słodkim owocowym sosie (69 zł) i tagliatelle z krewetkami i szpinakiem (33 zł). Creme brule miał akcent polski – pachniał i smakował rozmarynem. Czekoladowa babeczka zaś pływała w delikatnym sosie czosnkowym. I był to – dajemy słowo – wspaniały deser. Na koniec ostrzeżenie. Tu wpadać mogą tylko posiadacze grubych portfeli. Bar mieści się bowiem w sklepie dysponującym 700 gatunkami win, kilkoma oliw, octów balsamicznych i innych przysmaków. Nie da się wyjść stąd z pustymi rękami.
My wyszliśmy z pełnym pudłem i mocno nadwątlonym pugilaresem. Zawierało ono (mowa o pudle a nie portmonetce) butelkę sherry słynnej firmy Osborne, butelkę porto nie mniej znanej marki Graham?s i cztery flasze Montepulciano d?Abruzzo pochodzące z winnicy Tollo.
Bagażnik mojego auta jest jednak przepastny. Jedno pudło i jedna butelka oliwy (bo i oliwę kupiliśmy w owym barze) smętnie zajmowały tylko kawałek miejsca. Pojechaliśmy więc na drugi koniec Warszawy, gdzie obok Powązek ulokował się kolejny świetny sklep winiarski. Wprawdzie nie zastaliśmy właściciela ( a rozmowy z Wojciechem Mielżyńskim należą do wielkich przyjemności – to wybitny znawca win) ale jego pracownicy godnie zastąpili szefa. Dzięki temu kolejne pudło wylądowało w bagażniku. Tym razem były to Saleto Primitivo z Castello Monaci, Taurasi z Feudi di San Gregorio i białe – o podobno niezwykłym smaku i bukiecie – z tej samej winnicy Cutizzi Greco di Tufo. I wprawdzie jeszcze nie osiągnąłem celu – Winiarka nie jest całkowicie pełna ale pod wpływem perswazji rodzinnych zakupy chwilowo przerwałem. Muszę poczekać na kolejne honorarium, by podwyższając moje poczucie bezpieczeństwa jednocześnie nie obniżyć bezpieczeństwa finansów domowych.
No to do następnej wyprawy!
Komentarze
O, Piotrze! Równie egzotyczna dla mnie (i dostępna) byłaby wyprawa na Księżyc, ale nic to. Też pamiętam o Barbórce i Basi Naszej Kochanej! Własnie wybieram się na pocztę i myślę, że do 4-go grudnia przesyłka do Solenizantki dotrzew.Tak sobie myślę, że wybór Żony był jednym z najlepszych Twoich dokonań życiowych. Chwała Basi!
Pan Piotr pisze o winach.
W sąsiedztwie, Pan Daniel Passent o Jaroslawie Iwaszkiewiczu.
To może trochę przewrotny cytat łączący te tematy:
„Nie dla nas winnic modry stok
I winnic wdzięk, i winnic sok,
A dla nas pylny owsa łan
I karczmarz Żyd, i wódki dzban.” (-)J.I. 1929r.
a.j
Eeeee…., no….
Tak. 7 dych za gulasz z wątrobą i 3 za makaron, kiedy Iżyk nie pamięta, kurza twarz, czyja twarz na 100złotówce? Tak. Niewątpliwie czas opuszczać blog i przenosić się na forum wielbicieli treści poetyckich w tekstach jakiej Dody!. Tak. Niewątpliwie za wysokie progi z tą botswańską kuchnią śródziemnomorską.
W związku z Barburką proszę pozdrowić p. Basię i przekazać jej, że
1. Albo ma męża szalonego na punkcie zamorskich frykasów, czym wkrótce doprowadzi ją wkrótce do ruiny,
2. Albo ma meża szalonego na Jej punkcie, co też przyprawi Ją o nędzę.
Pani Barbaro!!!
Tu nie „perswazji rodzinnych” trzeba! Tu trzeba ręki. Ręki i krótkiej smyczy. A na zakupach – kolczatki.
Panie Piotrze
Nie mogąc się doczekać kolejnych porad, oglądam sobie te, które są i trzeci juz raz mam zapytać o fotografię mężczyzny z łososiem za Pana plecami (odcinek o spaghetti). Ozdoba czy pamiątka?
A o sklep pana Marka K. nie zachaczyl Pan Panie Piotrze? Wszak polecal Pan zestaw win w tymze. I to tu – na Blogowisku!
Pyra ma racje. Dla wiekszosci to jak wyprawa na Srebrny Glob.
A nasz nastepny wypad po zaopatrzenie w te szlachetne trunki planujemy na winnice kiwi. Wspaniale wina. Niestety, winnica mala i produkcja niewielka. Dostaw do sklepow nie ma. Nieliczne – 2 czy tez 3 restauracje w Melbourne – moga sie poszczycic winem Toolangi. Samemu zamawia sie via Email badz telefonicznie z dostawa do domu (plus oczywiscie doplata za te przyjemnosc) lub osobiscie. My wybieramy to drugie. Nie tak znowu daleko od miasta, po drodze przepiekny park stanowy Healsville
http://www.zoo.org.au/healesville/
gdzie mozna podziwiac typowa faune i flore tego regionu. Wydzielone miejsca na piknik zachecaja do rozlozenia sie z krotkim posilkiem wsrod zieleni. Barki i sklepy nas nie pociagaja. Wolimy lono natury z dala od zgielku.
Z kuchennym pozdrowieniem – bo ide gotowac obiad – pozdrawiam
Echidna
Uwaga ,proba pisowni
Barbórka
Barborka
Barbarka
Barbara
Basia
Basienka
Dziubdzius´
Zabaczyma czy wetnie, bo przy pomocy niemieckiej tastatura spróbowalem odrobine polskich liter. Potem sie odniose.
Pan Lulek
Nie wcielo. Znaczy przy pomocy niemieckiej tastatury mozna napisac o kreskowane i nie wcina. Dobra nasza.
Skoro zatem Barbórka to i temat górniczy czyli braci skalnej.
Pozwole sobie sformulowac prywatna zagadke.
1. Skad sie wziela w Polsce sol kamienna
2. Jakie rodzaje soli sa w Polsce najbardziej znane.
Nagroda jak zwykle do odebrania na miejscu. Tym razem jest to kamienna kula o srednicy równej dlugosci meskiego nemo, ca. 2 metry, do osobistego wydobycia z pobliskiego kamieniolomu. Koszt wydobycia, obrobki i transport ponosi wygrywajacy. Rabatu nie udziela sie. Reklamacje nie wchodza w gre. Odbierajacy nagrode zobowiazany jest do przestrzegania wszystkich przepisow prawa górniczego obowiazujacych na terenie Republiki Austrii.
My sie gotujemy zadajac pytanie pod jaki nickiem i w jakim blogu pisuje przyszla swietówka. Nie uzywam slowa solenizantka ani tym bardziej jubilatka bo spór ten nie zostal moim zdaniem rozstrzygniety. Jako arbitra proponuje Profesora Bralczyka PT. Niech zajmie stanowisko spoza swoich sumiastych wasow.
Pan Lulek
Panie Lulku – jeżeli poczekasz na odpowiedź Imć Bralczyka, to Ci prawnuki zdążą nieźle podrosnąć. Onże wziął był (ładne plusquamperfectum co?) na siebie tyle zobowiązań, że nie wie nawet gdzie ma głowę, a co tu dopiero odpowiadać na pytania. Panów wielkiej żywotności mamy na blogu dostatek ale żaden z nich niezdrowej słabości do kul kamiennych dotąd nie zdradzał. A tak w ogóle Lulku – pierzynę jakoś Ci tam darowano, bo to i ciepłe i miękkie i może byc wszechstronnie uzytkowane – niech chłop ma. Ale kule kamienne? Pozajączkowało się coś? Ty lepiej uważaj, bo Gosposia może się zbuntować odkurzając arsenał.
Nie denerwujcie się o budżet Basi. Te wyprawy do najdroższych restauracji to z rozkazu „Polityki” czyli służbowe do rankingu. Też nie lubię przepłacać w restauracjach ale w Warszawie ceny są wyższe niż gdziekolwiek indziej. Na codzień jadam w domu co jest znacznie taniej, a czasem i znacznie lepiej. Tylko w sklepach winiarskich czasem poszaleję, bo nie mogę się powstrzymać.
A u Marka K., o którego upomina się Echinda, byłem i zrobiłem z nim filmowy wywiadzik. Wisi na blogu od dawna. Adresów winiarskich w Warszawie jest coraz więcej. Jest w czym wybierać. I czasem można trafić na wyjątkowe wino za (wyjątkowo) niewielkie pieniądze. Do takich moim zdaniem należy sangiovese primitivo – kto to zobaczy niech kupuje.
Dzień dobry
Nocą wróciłem z Warszawy. Samolot z powodu mgły nie odleciał więc tłukłem się koleją coraz bardziej lepki od kolejowego brudu. Koszmarnie wygląda polskie życie z perspektywy okna wagonowego w listopadzie. Seminarium też ponure bo poświęcone handlowi ludźmi co jest problemem w strefie przygranicznej. Krótko mówiąc ciemna strona seksu i psychomanipulacje omotujące ludzi – głównie dziewczyny. Przejmujące była myśl, że przecież ludzie żyjący w związkach też nawzajem stosują techniki manipulacji chcąc osiągać swoje cele. A tu miałem doczynienia z manipulacjami totalnymi czyniącymi z ludzi bezwolne narzędzia do zarabiania dużej kasy. Więc każdy ze słuchaczy wiedział i czuł o co chodzi tylko nie zdawał sobie sprawy, że można zajść w psychicznych sztuczkach tak daleko. Ale dość na ponurą nutę.
Organizatorzy zapewnili jadło proste ale za to dużo i smacznie. Śniadania i kolacje wydawano w formie szwedzkich bufetów z daniami gorącymi i tradycyjną garmażerką. Obiady nieco stołówkowe z rozczulającym mnie zawsze rozwodnionym kompotem w szklance. Dobry barszczyk czerwony i żurek, bardzo smaczna galareta z nóżek i pieczone mięsa. Tyle zapamiętałem z wyszynku. Jednym słowem prosto ale treściwie.
Pozdrawiam serdecznie
Alez Panie Piotrze mily, wlasnie dlatego ze filmik jest kilka wpisow wczesniej zadalam to pytanko. Jakze to? Pochwalac wybor win na polkach, zachecac do odwiedzenia sklepu, by potem gdzie indziej nabywac zaopatrzenie do winiarki? Ach wiem, wiem, Pan musisz dokumentowac gruntownie nie w jednym punkcie tylko. A moje pytanko to taki drobny zarcik jedynie. Kolczasty? Eee… u Echidny kolce lagodne. Nawet pod wlos mozna poglaskac. Jezyczek tylko taki.. tego.. dlugasny.
Fruwam do obowiazkow domowych. Ale jeszcze wpadne.
E.
Wojtek – ludzie jak ludzie i procedery stare, jak świat. To Ty sobie wybrałeś taki przygnębiający zawód urzędowego św.Franciszka. Potrzebne Ci to było?Byłbyś może dziennikarzem i optymizm ogólnospołeczny szerzył, albo np damskim fryzjerem, czyli dobroczyńcą ludzkości; paniom lat (i siwizny)odejmował, ploteczek smakowitych posłuchał, co poniektórą pocieszył dyskretnie (bo to wiadomo – mąż – bęcwał, a teściowa – zołza) i byłoby pięknie. Tobie zaś się zamarzyła rola Chrystusika Frasobliwego z rozstajnych dróg. No to cierp teraz!
W sprawie kuli to ja juz zadecydowalem. Jak, jeszcze nie wiem. Dziekuje Pyro, ze podarowalas mi pierzyna nie tylko w sensie przedmiotu ale i tematu.
Teraz troche zgryzliwosci w strone Piotra.
Nie wykluczam, ze Ty, jako rasowy dziennikarz nastawiony jestes na pisanie pozostawiajac czytanie innym. Zadalem bowiem pytanie czy nie moznaby zaprenumerowac Twoich nagran telewizyjnych i radiowych. Pozwalam sobie zauwazyc, ze z calej wielomiliardowej ludzkosci przynajmniej kilka milionow posiada jezyk polski z czego znakomita wiekszosc chcialaby nie tylko sluchac i ogladac Piotra ale nawet kolekcjonowac ten rodzaj jego tworczosci.
Jako przyklad, ze taki rodzaj kolekcjonerstwa ma sens podam ostatnia ksiazke Pan Redaktor Jacka Zakowskiego. Ledwo jeden rzad upadl a on od razu wydal NAUCZKE. Skonczy sie nastepny to On zapewne wyda kolejny tom. W sumie po emisji kilku tomów skompletuje dzielo pod tytulem NAUKA. Tytul proponowalbym oczywiscie nieco inny. Na przyklad
SOPLICOWE
NAUKI
Jacka
Zakowskiego
Moze byc jeszcze inny tytul. Czasu jest dosyc.
Gdybys Ty Piotrze spowodowal mozliwosc kupowania Twoich nagran telewizyjnych i radiowych w formie na przaklad CD lub innych uzytecznych nosnikow informacji, to ja od razu zamawiam prenumerate dwu egzemplarzy albo za zaliczeniem pocztowam albo wplata na okreslone konto, tak jak jest z prenumerata „Polityki”. Ciezko szlo, ale kanal sie przetarl i wszystko funkcjonuje do polowy listopada przyszlego roku.
Wyobrazam sobie, ze co miesiac otrzymywalbym w jednym dniu dwie przesylki z ktorych jedna po dolaczeniu listu przewodniego przesylal bym dalej pod wiadomy adres.
Caly w nerwach w oczekiwani na odpowiedz i pelen zrozumienia dla przed Barbórkowych przygotowan, kresle sie z nalezytym szacunkiem
Pan Lulek
Echidna 🙂
Wczoraj zastanawialiśmy sie z Kierownictwem jak w takiej Nowej zelandii czyszczą kominy. U nas włazi się na dach i szczotą w dół, aż sadze zlecą. A na antypodach? Zgodnie z prawem grawitacji powinno być – szczota do pieca, aż sadze z komina wylecą. Dziwnie jakoś tak, bo odwrotnie niz u nas.
Kierownictwo mówiło coś o kulistości, ciążeniu skierowanym do środka i takie tam. Udawałem, że się zgadzam, ale teraz? U echidny języczek długaśny? I kolczasty? I jeszcze echidna życzy, żeby Ją po nim pod włos głaskać, a na koniec, że fruwa. Zaiste, są rzeczy na niebie i ziemi…
Hej, u mnie dzis dzien telefonowania za darmo, ale tylko w krajowej sieci 🙁 Zaczelam wiec dzionek od poltoragodzinnej pogaduszki z przyjacielem z Locarno (on zadzwonil) i teraz mam jego problemy do przetrawienia. Listopad tez mu sie daje we znaki, wiec wybiera sie na przezimowanie do Nowej Zelandii i Australii. No to ja: fajnie, wez grzyby dla Echidny! Zaprotestowal gwaltownie 🙁 Lata tam prawie co roku i ma doswiadczenie z celnikami. Powiedzial, ze to jak wozenie narkotykow 🙁 !
Stwierdzam, ze ciekawe rzeczy dzieja sie na blogu w srodku nocy. Propozycje sa nie do odparcia: indyk pieczony w wielkim piecu, sos do niego – w betoniarce, no i debaty nad dociazeniem Leny granitem i bazaltem 😉 Jakies demony wstepuja w tych blogowych chlopow 😯
No juz wstalam. Zeszlo mi na spaniu 10 godzin, otwieram piwne oczka, wchodze na blog a Lulek mily znalazl nowa kule. Dobrze, ze mam dwie nogi, i bede na stale ukulona miedzy zlewem, kuchenka i lodowka, cudowna perspektywa.
U mnie zimno i juz drugi dzien leje, z domu sie nie chce wychodzic, ale mus to mus.
Zabieram sie do zycia!
Buzia,
Lena
Jaki zawód wybrałem Pyro? Sam mnie wybrał bo się trafil akurat i wydał ciekawy. Ja już kilka zawodów wykonywałem i mam nadzieję jeszcze się przebranżawiać. Faceci podobno powinni trzy lata jedną robotę wykonywać bo później się nudzić zaczynają. Coś w tym jest bo to już chyba moja dziwiąta robota a każda była inna.
Pozdrawiam serdecznie
U mnie dopiero paskudnie!
Rano przez las do pociągu w ciemnościach i po wyślizganym. W deszczu. Miejscami pod górkę.
Do tego rolnicy miejscowi wykorzystali pogodę i nawieźli. Cała okolica pachnie krówskim. Jak w Przytoku (?).
A wczorej fabryka święciła uroczyście trzydziestolecie w nowym domu kongresowo-muzycznym w Uppsali. Ho ho!
Był szwedzki stół na 1300 osób. Między innymi śledzie smażone a potem w ocet. Wziąłem dokładkę.
Na dokładkę były tańce do białego rana przy muzyce z bigbendu.
Ja, jak poeta – też „myślę biednymi zmysłami,/ że ci ludzie na drugiej półkuli/ muszą chodzić do góry nogami. No i prawie nie wierzę w ogródek Echidny, bo żadnej faktografii nie dosłała. Tak, to robi fotki wężom i pjąkom, a własne wysiłki trzyma w strasznej tajemnicy. Echidna, bój się Boga – ja te przyprawy wysłałam ponad miesiąc temu. Nikt mi nie wmówi, że one pieszo idą z Poznania do Melbourm. Za oknami mgiełka ale prześwietlona bladym słońcem, w domowej spódnicy „wypaliła mi się” dziura, wielka , jak kciuk, na obiad kapuśniak i jabłka pieczone (w jabłkach maliny z nalewy) na wierzch trochę karmelu. Na jutrzejszy obiad zaplanowałam zapiekankę z brokułow i może na deser grzybek z resztą tych malin? Nie wiem, pomyślę.
Andrzeju – po takim jublu, zawsze droga przez las jest paskudna (tu powinna być uśmiechnięta mordka, ale nie umiem)
Czasem pachnie krówskim Andrzeju. Sąsiad trzyma kilka żywicielek a gnojownik ma klasyczny – pryzma zgrabnie ułożona, która gdy jest zimno malowniczo paruje. Węc gdy zawieje z jego strony to woń krówskiego spowija mój dom. Ale ja to lubię – przecież to zapach życia. Wolę to niż miejskie opary benzyny.
Pozdrowienia
Co do krówskiego to – Wojtku – pełna zgoda!
Mnie to pachnie chlebem. Naprawdę, w jakiś taki perwersyjny sposób chlebem mi to pachnie.
Końskie też mi pachnie, choć inaczej.
Smacznego….
Masz rację Anrzeju. Ten zapach faktycznie ma w sobie coś chlebowego. Końskie też coś w sobie ma przyjemnie tajemniczego. Myślę, że mamy zakodowane w pamięci genetycznej te miłe wspomnienia. Gdy się żyje blisko natury odsłaniają się pokłady podświadomości przytłoczone zwykle przez cywilizacyjny osad. Czytałem wczoraj, w pociągu, dodatek historyczny Polityki a w nim artykuł o polskich Tatarach. Ich związek z końmi był symbiotyczny. Przemieszczali się na koniach, walczyli konno, szyszaki i broń wyrabiali z końskich skór, kości, kopyt. Jedli koninę, ze skór szyli namioty a zimą grzali się ciepłem tych zwierząt. I tak przez setki lat. Wiec może dlatego woń krówskiego i końskiego wyzwala w nas takie miłe skojarzenia i chyba poczucie bezpieczeństwa.
Żeby zaś nie odbiegać od tematu winy i kary:
Panie Piotrze, pański nos sommelierski doświadczyłbył zapewnie niejednego.
Jakiś komentarz na temat zapachów natury w winie?
Spotkałem się już w opisach aromatu wina m.in. z glebą, torfem, tytoniem, skórą. Nie są to chyba pierwsze skojarzenia zapachowe z winem a jednak?
Z tymi kominami, ich czyszczeniem, lazeniem do gory nogami itp to kwestia punktu widzenia. Ozi (tutejszy slang znaczacy tyle co australijczyk/cy) twierdza kapka w kapke to samo o tej drugiej polowce. I jej mieszkancach. Mnie tam wszystko jedno, bylebym nie spadla. Bo ze fruwam? To fruwam – tak tylko, poetycko, w oblokach. Jak dotad ladowania miewam lagodne. Oby tak dalej.
Mam kolczsty jezyczek? A bron Panie B. Tego nie mowilam. Dlugasny – tak.
Oooo:
http://search.live.com/video/results.aspx?q=echidna&first=161&docid=1402651672930#first=161&docid=1402651672930
Pyro, Sloneczko Poznanskie, a co ja na to poradze? Wzgledem tej przesylki znaczy sie. To chyba zalezy od tego na jaki statek trafila. Jesli taki co to co port to postoj… Oczywiscie nie zycze ani Tobie ani sobie takiego scenariusza. A do poczty to Wacpani zaglada? Proponuje tak. Zas fotki przygotowane i czekaja dzisiejszej wysylki.
Ludzie co to sie nawyrabialo – na slowo nie wierza. Dokumentacji zadaja. Bedzie, bedzie. Poczekajta az wysle. a Alicja wrzuci w wiadome miejsce.
Pa – Echidna
Musze jeszcz raz, bo cerber pewne werbalizmy (tu zupełnie semantycznie niewinne) wycina jak szwajcary lasy w górach. Teraz go oszukam gwiazdką 😉
W „samuraju i kowbojach” bronson mówi, że ta whiski smakuje jak koński pot, a mifune odpowiada, ze i jak koński pot smakuje.
Na wsi najładniej pachnie własnie obora i stajnia, czyli krówstwo i koństwo. Z tym, ze mi krówstwo pachnie nie chlebem, a mlekiem i się podpytuję Wojtka i Andrzeja, czy aby Wam się to właśnie takie mleko ze świerzym chlebem nie kojarzy i dlatego przeskoczyliście w głowach od razu do następnego skojarzenia?
Jeśli na wsi coś śmierdzi, to kurnik i chlewnia, czyli świństwo i ku*estwo (i co, cebrzyku elektryczny, ?) Szczęśliwie kury w drugim końcu wsi, a świniarnia wyjedzona.
Jaką by tu delegację sobie zlecić aun aus Ost Proisen nach Posen abfahren, bo tam jutro brokuły zapiekane. Pewnie pod beszamelem. Mmmm…
Madame,
to arcyproste. prosze nadusić dwukropek i domknąć nawias i bedzie buźka, prosze ndusić średnik i też domknąć i będzie oczko. nie wiem tylko jak nemo potrafi tę mordkę wybałuszyć
Lena sie obudzila i przyslala mi wspaniale wspomnienia z zycia. Poprosilem ja o fotografie bo wypada w koncu wiedziec z kim ma czlowiek do czynienia. Na wszelki wypadek, gdyby nie wiedziala co ma na siebie wlozyc, to przeciez moze jak ja Pan Bog stworzyl.
Napisalem list do Piotra, odpowiedzi nie otrzymalem. Czyzby zaczal pracowac z innymi sieciami ktore wisza na satelicie Astra.
Na dokladke pogoda cesarska. Pewnie dlatego, ze przed kilkoma dniami obchodzono uroczyscie w calej Republic jubileusz 95 rocznicy urodzin Jego Cesarskiej Wysokosci Nastepcy Tronu Otto Habsburga a teraz szwedzka para krolewska odwiedzila Burgenlandie wpadajec na chwilke do Wiednia i skladajac przy okazji wizyte Prezydentowi Republiki. Dlatego taka pogoda i roze kwitna, przyciete puscily nowe paki.
W górach oczywiscie snieg i zima na calego.
W oczekiwaniu na zime
Pan Lulek
Izyku, spacja, osemka, duze o, spacja 😯 😆
Pyro, jesli sie chcesz usmiechnac, to tak jak radzi Izyk, ale zawsze na poczatku i na koncu – spacja 🙂
Iżyku
Chleb kojarzy mi się z solą i to czasem jest tak silna potrzeba, że nie mogę się od niej uwolnić. Nocą, gdy wracałem do domu samochodem poczułem niesamowite pragnienie kromki chleba z solą. W nocnej piekarni kupiłem pół wypieczonego, żytniego chleba. W domu pokroiłem go na grube kromki, lekko osoliłem grubą kamienną solą i zjadłem z dzikim apetytem. Żyto ma moim zdaniem w sobie jakąś tajemniczą magię. To chyba pierwotne pożywienie. Zresztą magiczna nuta wyraźna jest również w dobrze zmrożonej żytniówce. Więc posumowując – nie chleb z mlekiem mi się kojarzy ale żyto z solą. I pewnie też takie zapachowe skojarzenia wiążę z oborą i stajnią.
Pozdrowienia
A propos pomidorowego cappuccino, to ta pomidorowa z ginem byla wlasnie czyms w tym rodzaju:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Gurten2007/photo#5125950612336700498
Z zapachem krowy i cieplej obory kojarzy mi sie ementaler i cieple mleko od krowy, dojone do prosto do szklanki 🙁 ale juz o tym kiedys wspominalam. Zapach ten pojawia sie w okolicznych sklepach w dni jarmarku, gdy chlopi z okolicznych wiosek gremialnie zjezdzaja do doliny na zakupy. Zapach konskiego potu, skory, tytoniu – to moj dziadek – rymarz i jego piekne kasztany… i jego piolunowka wlasnej roboty 😉
Postanowilem wlaczyc sie aktywnie w przygotowania do zapowiedzianych obchodów dnia 4 grudnia 2007 roku.
Pogrzebalem w domowej bibliotece i oto co znalazlem.
Barbara. Legendarna Swieta, prawdopodobnie z Niekomedii. Zmarla w roku 306. Córka Dioskurosa, ktory ja wiezil w wiezy i w roku 306 jako chrescianke kazal sciac. Barbara nalezy do 14 patronow ktorych blagamy o ochrona przed nagla smiercia. Bardziej jednak znana jest jako patronka budowlancow i górników, jak równiez artylerzystow oraz strazakow i dzwonników. Dzien Barbary to oczywiscie 4 grudzien.
Niestety od roku 1969 skreslona z listy swietych.
Tu ostry protest osobisty i zbiorowy. Mojego patrona swietego Jerzego, tego od smoka tez skreslono z tej listy dopisujac mu na dokladke wiele niecnych uczynkow
W malarstwie przedstawiana przez Mistrzów FRANCKE, J. RATGEB oraz
J.van EYCK.
Jej atrybuty to trzyokienna wieza (symbol Swietej Trojcy), kielich
(symbol jej obecnosci w chwili smierci) jak rowniez miecz (symbol jej meczenstwa).
Od roku 1800 rozpowszechniony ludowy obyczaj wstawianie do wody w dniu 4 grudnia swizo scietych galazek wisniowych. Jesli zakwitna na Swieta to przyniosa szczescie na nastepny rok.
Jest jeszcze troche czasu aby zaniesc sluszny postulat ponownego wpisania na liste swietych Barbare i Jerzego.
Tyle, ze troche glupio, chociaz slusznie, zeby byl swiety
Pan Jerzy Lulek
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Ogrody_echidny/
Nie gotujcie się tak i dajcie się człowiekowi ogarnąć!
Innej pisowni nie przyjmuje do wiadomosci!
Tez Barbórka 😀
A tutaj macie podręczny samouczek wybałuszania oczu i tak dalej:
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Mówiąc Panalulkowym stylem,
ciągle nieogarnięta
Alicja
Wybaluszonych oczu tym sposobem jeszcze nigdy nie probowalam, jesli pozwolicie to teraz sprobuje, moze sie uda 😯 😀
Na czym polega polskosc rozmarynu w kremie karmelowym? 😯 Przecie to ziolo w polskim klimacie nie rosnie i nawet w doniczce trzeba go zaklinac, aby sie rozwijal 😉 Polski akcent, to by byla buleczka z maselkiem 🙂
Alicjo,
a my za Toba oczy wyplakujemy 😥
Buleczka z maselkiem w kremie karmelowym? No, no – oryginalne danie 😀
Echidna, hektary imponujące! Ale to naprawdę nienormalne, żeby w listopadzie urządzać ogródek. Wy tam naprawdę chodzicie do góry nogami. Też spróbuję te wybałuszone ślepia. 😯
Co do rozmarynu, to nie mam pojęcia, ale tradycja mówi o tym, że się rozwija. A może to faktycznie ‚zaklęcie’ jakiegoś nieszczęśnika?
Pracowicie przy b. nieulubionych zajęciach ( sprzątanie kuchennych szafek) dzień spędziłam, teraz czas na relaks. 🙂
Zmarł Bejard – kończy się epoka kultury XX wieku. Czekać wypada na następców
Helena coś się nie odzywa po tym eksperymentalnym indyku. Mam nadzieję że to z powodu licznych rozrywek. 🙂
A skoro o indyku, to miłego Dnia Dziękczynienia Okoniowi. Obyś zawsze miał za co dziękować! 😀
Witam wszystkich w dniu wielkiego amerykanskiego swieta kulinarnego, czyli w Dzien Dziekczynienia (Thanksgiving Day). Cala Ameryka juz zaczyna piec indyka a niektorzy jeszcze podrozuja, bo to swieto trzeba koniecznie spedzic z rodzina. Tymczasem przez Ameryke przeciaga gwaltowna zmiana pogody, wczoraj w mojej okolicy (niedaleko Waszyngtonu) nagle zrobilo sie prawie lato, 20 C, a dzis maja byc burze po czym gwaltowne przyjscie zimy – juz widze te opoznienia samolotow i korki na drogach. W tej chwili pogoda niby piekna, ale wszyscy migrenowcy szaleja….
Typowe menu to indyk, sos zurawinowy, ziemniaki i ziemniaki slodkie, szarlotka z dyni (pumpkin pie) – a reszta, to rozne dania „towarzyszace” (warzywne) i desery – rozne w zaleznosci od regionu ale glownie od tradycji rodzinnej („bo w mojej rodzinie zawsze na Thanksgiving …..”)
W dniu tym trzeba tez dziekowac Losowi za wszystkie szczesliwe i przyjemne zdarzenia, ktorymi zostalismy obdarzeni w minionym roku – zycze wiec wszystkim, niezaleznie od tego czy swietuja dzis czy nie, jak najwiecej owego szczescia i swiadomosci z jego istnienia (sorry, too sentimental ale to tylko raz w roku).
Może w Polsce się nie rozwija, ale u mnie i owszem, tak jest, w doniczce, bo nie miałby szans przetrwać zimy (właśnie zasypało na biało).
Ten od prawej rozwija się od grudnia 2005 roku BEZ PRZERWY, o czym wspominałam dawno temu na blogu i byłam ciekawa, kiedy mu przejdzie.
*Minął sierpień, potem wrzesień,
znów pazdziernik, i ta jesień
rozpostarła melancholii
srebrny woal… *
I nie przeszło mu, nadal się rozwija, właśnie teraz jak gdyby więcej kwiatków mu się rzuca ,a gałązki. Ten z lewej mam od ubiegłego lata i podskubuję znacznie częściej, bo chyba z racji tego, że nie kwitnie, ma soczystsze, jeśli się tak można wyrazić, listki. Wszystko mu w listki idzie, tamtemu bardziej w kwiatki. Latem wystawiam do ogródka.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Rozwija_sie.jpg
Zdjęcie kiepskie, ale w domu ciemno, a na zewnątrz śnieg, pierwszy tej jesieni i światła mi się kłócą. Nie chce mi się przearanżowywać do zdjęcia, toż widać, że się rozwija!
Heleno, masz nowy super aparat fotograficzny. Mam nadzieje, ze nie omieszkalas sportretowac Waszego indyka. Czekamy na relacje z obrazkami 🙂
Wojtku! Przyjacielu!
Ja też uwielbiam żytni chleb z solą, ale posmarowany prawdziwym, wiejskim masłem. Rzadko to jadam, gdyż ten mój chleb żytni, który kupuję, to pewnikiem erzac całkowity.
Odmianą tego wariactwa jest pajda razowca posmarowana powyższym masłem i z na talarki pokrojonym czosnkiem.
Alicjo, moj rozmaryn zimuje na dworze. Niekiedy przetrzymuje kilka zim, az przyjdzie sroga i go „zwinie” 🙁 Ubieglej zimy kwitl od listopada do maja, jak na jakiej Sycylii. Latem przybylo mu nowych galazek i gestych listkow i ma juz za soba tydzien mrozu -5°C. Moze go jutro sportretuje, bo teraz sie sciemnia.
Panie Piotrze, dobrze się składa, że pisze Pan o winie, bo ja właśnie chcę prosić Pana o radę. Otóż kupiłam po raz pierwszy dwie butelki włoskiego wina Danzante
1. Merlot Della Sicilia 2005
2. Pinot Grigio Delle Venezie 2006.
Czy zna Pan te wina?
Byłam na stronie internetowej http://www.danzantewines.com i wynika z niej, że te wina można również kupić w Polsce. Informacje z etykietek pokrywają się prawie z informacjami na stronie internetowej, więc niewiele nowego się dowiedziałam.
Czy winiarka to jest to samo, co ja niefachowo nazywam stojakiem na wino? Czy może jest to szafka na wino? Jeżeli jest to stojak, to też takowy posiadam, jednak „tylko” na 24 butelki. Mam na nim dużo wolnego miejsca, bo nigdy jeszcze nie udało mi się zgromadzić aż tylu butelek naraz. Nie raz postanawiałam sobie kupować i nie pić, ale cóż to za przyjemność?
Język jest przecież żywy i ciągle powstają nowe słowa i choć uważam, że jestem na bieżąco, to mogło mi coś umknąć.
Dziękuję i pozdrawiam
Urszula
Wszystkim Amerykanom największego, najwspanialszego indyka życzę . Zyczę też, żeby mieli za co dziękować za rok – oby udany
Nie hoduje mi się rozmaryn. Kilka lat temu kupiłam, żył sobie do jesieni w doniczce i zdechł biedaczek. Teraz kupuję suszony A ogród Echidny jest w trakcie stawania się – jest na razie czysto wypreparowany. NALICZYłAM 6 KRZACZKóW POMIDORóW, JAKIEś OGóRKI, RESZTY NIE ROZPOZNAłAM. iLE TO MA METRóW KWADRATOWYCH? wYDAJE SIę DłUGI. Echidna, pocztę przeczytałam, do meritum wrócę w przyszłym tygodniu jeżeli mnie konowały nie przegonią przez rozmaite laboratoria.
O rany jaki ten Pan Lulek niecierpliwy. Czy Ty myslisz, że ja cały dzień siedzę przed ekranem i nic innego nie robię. Byłem całe rano w redakcji bo oddawałem tekst do świątecznego numeru. Potem kilkugodzinne spotkanie u wydawcy i szykowanie akcji promocyjnej „Rodaka” oraz precyzyjne plany na przyszły rok. Potem zakupy na dzisiejszy obiad i sprawianie wielkiej czerwonej ryby, ktora w sklepie skusiła mnie swoją nazwą: juliusz! Nie wiem co to ale wygląda jak barwena tylko dwukrotnie większa. Teraz ryba już w piekarniku, krewetki na patelni, wino się chłodzi i czekam na Basię. Wreszcie więc mogłem siąść przy komputerze i poczytać oraz odpowiedzieć.
Otóż Panie Lulku są duże szanse że Twój postulat będzie zrealizowany. (DVD) Ale o szczegółach powiem gdy stosowny papier będzie podpisany. Tymczasem może zacznuj reformować Basię a mnie daj trochę popracować bez nerwów. O, może znajdziesz kolejną kulę, oprawisz w platynę i będziesz szukał kobiety do obdarowania…
Nemo – rozmaryn jest bardzo polski. Po pierwsze rośnie u mnie w ogródku i na balkonie jako spory krzak. Dziś wsadziłem sporo świeżego rozmarynu juliuszowi w brzuch. No i – przedewszystkim ta pieśń legionowa: O mój rozmarynie rozwijaj się…
Zanim juliusz się upiecze zdążę jeszcze o zapachu wina, o który pytał Andrzej Sz. Czasem czuję zapach końskiej skóry (choć nie mam takiego pieknego rumaka), czasem torfu, dziegciu i smoły…Tak, tak! Pisałem o winie Aglianico del Vulture. Szczep aglianico rośnie na stokach wulkanu Vulture w Basilicacie i stąd ten zapach, który mnie fascynuje, a po 20 minutach od otwarcia flaszy znika. Wtedy wino rozkwita owocami. Jest rewelacyjne.
A teraz lecę do piekarnika.
PS.
Wojtku żałuję, że nie dałeś żadnego znaku.
Ryba jeszcze w piecu to dalsze odpowiedzi.
Winiarka to nie stojak lecz specjalna chłodziarka (szafka, w której można regulować temperaturę na półkach), bo wino lepiej się przechowuje w temperaturze niższej niż pokojowa.
Oba wina znam. Lubię zwłaszcza Pino Grigio. A i merlot ma liczne zalety. Zwłaszcza ten z Sycylii. Jest delikatny i lekki, czasem z małą słodyczą. Zwykle trafiam na taki pachnący poziomkami lub truskawkami. Ale prawdę mówiąc te zapachy to kwestia indywidualnych zmysłów i…wyobraźni.
Oj, ale wstyd…Zapomniałam o Kucharce… Przepraszam i takie same, jak Okoniowi, życzenia składam. Pysznego dnia! 🙂
Amerykanom i chyba Kanadyjczykom wszystkiego najlepszego i wylacznie pomyslnosci, tyle, ze nie na rok ale na zawsze.
Za samouczek dziekuje od jutra zaczynam trenowac i jesli przypadkiem komus nadepne na odcisk, to bardzo przepraszam.
Jeszcze niedouczony
Pan Lulek
Rozumiem skojarzenie z piesnia legionistow, tylko czy ten rozmaryn oznacza w niej ziolo?
O mój rozmarynie , rozwijaj się
O mój rozmarynie rozwijaj się
Pójdę do dziewczyny , pójdę do jedynej
Zapytam się .
A jak mi odpowie : nie kocham cię ,
A jak mi odpowie nie kocham cię ,
Ułani werbują , strzelcy maszerują
Zaciągnę cię .
Dadzą mi buciki z ostrogami
Dadzą mi buciki z ostrogami
I siwy kabacik , i siwy kabacik
Z wyłogami .
Dadzą mi konika cisawego
Dadzą mi konika cisawego
I ostrą szabelkę , i ostrą szbalekę
Do boku mego .
Dadzą mi uniform popielaty
Dadzą mi uniform popielaty
Ażebym nie tęsknił , ażebym nie tęsknił
Do swej chaty
Dadzą mi manierkę z gorzałczyną
Dadzą mi manierkę z gorzałczyną
Ażebym nie tęsknił , ażebym nie tęsknił
Za dziewczyną .
A kiedy już wyjdę na wiarusa
A kiedy już wyjdę na wiarusa
Pójdę do dziewczyny , pójdę do jedynej
Po całusa .
A gdy mi odpowie-nie wydam się
A gdy mi odpowie- nie wydam się
Hej , tam kule świszczą i bagnety błyszczą ,
Poświęcę się.
Pójdziemy z okopów na bagnety ,
Pójdziemy z okopów na bagnety ,
Bagnet mnie ukłuje , śmierć mnie pocałuje ,
Ale nie ty.
A gdy mnie przyniosą z raną w boku ,
A gdy mnie przyniosą z raną w boku ,
Wtedy pożałujesz , wtedy pożałujesz
Z łezką w oku.
Za tę naszą ziemię skąpaną we krwi ,
Za tę naszą ziemię skąpaną we krwi ,
Za naszą niewolę , za nasze kajdany ,
Za wylane łzy.
Rozmaryn wystepuje tylko jeden raz, a i to nie wiadomo, dlaczego? 😯
Ciekawe, czy Francuzi uznaliby rozmaryn w creme brule za polski akcent?
Jak czlowiek namolny, to i Piotr przeczyta. Dzisiej niewiele pisza z zachodnio polnocnej cwierckuli bo po prostu baluja i zaklinaja los po indiansku. Na przyszlosc przydaloby sie zeby ktos mocny w swietach dawal znac. W tym to a tym dniu, to a to swietujemy. Nie byloby wtedy obciachow i niepotrzebnych przeprosin.
Wszystkim, nawet tym nieamerykanskim Amerykanom i Kanadyjczykom
all the best zyczy niedoinformowany
Pan Lulek
Oj Nemo, Nemo. Przypomniałaś mi mojego wujka Marysia, który ponoć pytał zniecierpliwiony w dzieciństwie „No to która ma się rozwijać ? Roza czy Maryna? I czy one są zwinięte?” Osobiście nigdy nie lubiłam dwóch piosenek z tego okresu : „Rozkwitały…” i właśnie „Rozy i Maryny” Ponadto mogę się Wam cichutku przyznać, że kiedy słyszę 1-sza Brygadę (a śliczności ta śpiewka), to mi się wcale nie patriotycznie gęba cała śmieje. Na całe życie skojarzyłam sobie refren z tym, jak mój Ojciec Ślązak i wróg Piłsudskiego, doprowadzał różnych ludzi do słów i czynów gwałtownych , podśpiewując „My, Pierwsza Brygada, Piłsudskiego – dziada”
Nemo,
nie wiem, jakie temperatury rozmaryn wytrzymuje, ale u nas nie ma zimy bez przynajmniej paru dni -20C, a często jeszcze niżej, i to ho-ho! Poza tym tutaj są zimy wilgotne, nawet jak jezioro zamarznie daleko daleko, nawet mimo mrozu. Mam w miarę zaciszny ogródek, dwa razy wsadziłam rozmaryn, nie przeżył. To już nie eksperymentowałam, obnoszę się z doniczkami z parapetu na patio.
Pyro,
jeśli kontrabandę do Echidny wysłałaś pocztą zwykłą, to będzie pływać po morzach i oceanach a pływać. Do mnie zwykła poczta z Polski idzie 6-8 tygodni, a co dopiero do Echidny!
Jeśli wysłałaś lotniczą, możliwe, że wykryli kontrabandę i znajduje się ona w odwrocie do Ciebie… przynajmniej kanadyjska poczta tak ma, że odsyła, siostra kiedyś do mnie wysłała niedużą piersióweczkę czegoś swojego (wolno tylko oryginał „fabrycznie pakowany*) i odesłali jej. Faktem jest, że w paczce były inne rzeczy, może dlatego nie wyrzucili do kosza. Ciekawa jestem, bo z drugiej strony wszystkich paczek nie sprawdzają, widocznie na tę trafiło, czasami kontrabandy przechodziły.
Cierpliwości.
Jeszcze o winie – ja mam problem z polskimi etykietkami informującymi, co to za wino. *półsłodkie* znaczy wszystko, od zawartości cukru 2 po 5. Starałam się kupować wina które znam, bo parę razy przewiozłam się na tych opisach, wolałabym, żeby na zagranicznych zostawiać opis w języku oryginalnym, tłumaczenie obok. Mam nadzieję, że przynajmniej specjalistyczne sklepy winiarskie prowadzą się dobrze i umieszczają skalę zawartości cukru (w cukrze). Dla mnie 2 to góra, w porywach może być 3, ale to już ostateczność. Z reguły 0.
Wszystkim swietujacym dzis zycze happy Thanksgiving! Zeby omijaly ich kryzysy na Wall Street i wszystkie inne i zeby zawsze mieli co do garnka wlozyc i mile towarzystwo do posilku:
http://youtube.com/watch?v=sgWiFTCZYBo
Pozdrawiam Tych, co swietuja i zycze smacznego ptaszyska!!! 🙂
U nas byla piekna pogoda,prawie zlota …….wiosna 😉 Ruszylam „”w miasto”,
kupilam troszke slodkosci,prase,ksiazki,a i gatki tez,wszak zima sie zbliza!!
Niestety dlugo te moje wedrowki nie trwaly,bo mamona jakos dziwnie szybko znika,czary czy co????
Dobrze,ze Gospodarz o winach,bo nasze zapasiki sa juz mocno nadwatlone i pora je wzbogacic……………
Pozdrawiam i znikam,bo kawa juz stygnie!!
Panie Lulek,
Pan też nie czyta, albo nie zapamiętuje! Kanadyjczycy obchodzą swoje Swięto Dziękczynienia przyzwoicie, w pazdzierniku na początku (święto ruchome, pierwszy albo najwyżej drugi weekend pazdziernika, w tym roku po raz pierwszy mi umknęło, bo byłam wiadomo gdzie.
Tylko Jankesy tak mają, jak mają 🙂
Smacznego indora!
Rano pisalam, ze zabieram sie do zycia, a wyszlo, ze zycie nabralo sie za mnie.
Tak wiec najpierw prysznic, do sypialni po szmatki a tu slysze skrobiace odglosy z dworu. Ja do okna i co widze to nie deszcz pada tylko LOD, a moje sasiedztwo skrobie szyby w samochodach, Oj, jakigo dostalam przyspieszenia! Ja do samochodu, a tu dzwi sie nie da nijak otworzyc, pol cm lodu, juz kombinowalam moja metode polska, czyli prasowanie goracym zelazkiem, no ale bagaznik sie dal otworzyc i ta droga dostalam sie do srodka. Nie minelo pol godziny a bylam gotowa do wyjazdu! Jechalam przez prawie 2 godziny…Ufff. Teraz na odmiane pada snieg, juz sie boje na ktora sie doturlam do domu.
W radio podali, ze ludzie nie lubia 2 rzeczy w Kanadzie: zimy i podatkow, juz nie wiem co gorsze.
Alicjo jak tam u Ciebie? Echidnie dobrze, moze sie nawet poopalac, ja najwyzej papierochow.
Umknęło, bo odmówiłaś i pieczenia, i spożywania.
Raz jeden upiekłam ogromniastego indyka z nadziewką. Zajmował cały piekarnik. Nigdy więcej! Teraz ‚chodzi za mną’ gęś. Może na Święta? A jakie wino do gęsi, Drogi Gospodarzu?
Odmówiłam, bo co to – ja na wakacjach w Polsce i mam piec indyka?!
Gotowałam tylko dwa razy u Tereski, bo kobita wracała po 12-godzinnym dyżurze (pielęgniarka) i miała się jeszcze goścmi i kucharzeniem przejmować?! Jak nie dyżurowała, dopuszczała mnie jedynie do pomocy typu obierz ziemniaki.
Leno,
u mnie wszystkie plagi egipskie, całą noc lało, potem lodziło, śnieżyło, a teraz lodzi na zmianę ze śnieżeniem. Przy tym silny wiatr, znasz te klimaty doskonale. Nigdzie nie wychodzę! Dobrze, że nie muszę…
Dziekuje za indycze zyczenia, ale Kanada obchodzila Thanksgiving 15 pazdziernika.
Mimo wszystko dziekuje za pamiec.
Bubia,
Lena
A jeszcze do Pana Lulka – nie tylko Jerzego skreślono z listy świętych. Także Krzysztofa, Cecylię i – bodajże – Urszulę. Jak o mnie biega, to ja bym zostawiła Krzysztofa czy Jerzego z ich całą mitologią, a raczej zniosłabym świętych z listy „krwawych świętych królewskich” – obydwie Krystyny, Stefana, Svena i Olafa. Paru innych też by się znalazło.
I jeszcze romantycznie:
http://youtube.com/watch?v=pA7ujUJCIdE
Do gęsi najbardziej lubię gigondas z Doliny Rodanu. Robione ze szczepów grenache i syrah. Mocne, zdecydowane i likwidujące skutki łakomstwa. Można sobie przy butli gigondas poradzić z najtłustszą nawet gęsią.
sprostowanie:
Leno, 8-go pazdziernika 🙂
Leno nie narzekaj na kanadyjskie podatki – 7% VATu ( Podobno jest obniżka do 5%) . Pomarzyć można o takim w Polsce.
Miałem przyjemność jeden jedyny raz, jak dotychczas, uczestniczenia w Thanksgiving Day. Było to przed dwoma trzema laty, tu u mnie na miejscu. Znajomy dobrze wiedział, ze przed laty pozbyłem się domu i od tego czasu nazywał mnie bezdomnym. I tak pewnego listopadowego dnia zaproponował mi uczestnictwo w imprezie, która organizował dla bezdomnych ambasador USA. Według niego, znajomego, jak ulał pasowałem do towarzystwa bezdomnych, przynajmniej teoretycznie. Na wszelki wypadek nie zaszkodzi zorientować się jak to wygląda. Nowości są zawsze interesujące.
Pokaz amerykańskiej dobroci miał miejsce na jednej z wielu misji przy dużym dworcu kolejowym. Było już wszystko przyszykowane na stołach, kiedy to pan ambasador wraz z przeuroczą osobą towarzyszącą przystąpił do serwowania dobroczynnego posiłku dla prawie setki podobno podobnych do mnie. No i jak to na takich rautach bywa rozpoczął sponsor kolacji na krzywika przemowe. Mówił o znaczeniu tego dnia za oceanem. O tradycji panującej wśród tych, którzy posiadają więcej i dzieła się z tymi którym mniej dobrze idzie. Tak jak on tutaj. Był cholernie spięty i to pewnie dlatego, ze artykułowanie myśli w tutejszym języku łatwo mu nie szło. Jeden z przybyłych na bankiet przerwał obgryzanie uda indyka i zaproponował dobroczyńcy wysławiania się w swoim rodzimym języku. Okazało się, ze 90% przybyłych doskonale radzi sobie z angielskim. Znaczna cześć z nich studiowała w Anglii lub za oceanem i była w posiadaniu tamtejszych dyplomów. Było także paru doktorantów. Atmosfera nabrała naprawdę rodzinnej atmosfery.
Wyglada na to, ze w tej Kanadzie, to wszystko jest ruchome.
Uwaga proba ze sciagawki : ) zobacze czy zadziala. Zostawilem na wszelki wypadek podwojna spacje. Co sie tyczy marznacego deszczu, to sadzilem, ze jest to wiedenska specjalnosc. Pojde na wariant breloczka. Mozne bedzie nim odstukiwac lód nie uszkadzajac drzwi i szyby naturalnie.
Znowu probujacy 😀
Pan Lulek
Pierwsze nie zadzialalo, drugie tak. Proba ponowna : smile :
No to siup
Pan Lulek
Jeszcze raz 🙂
Na dzisiaj dosyc tych eksperymentow. Prza okazji, ta duza kula to chyba nie nalezy odpukiwac lodu z samochodu nawet uzywajac sasiada jako tluka
;wink;
Klasyczny
Pan Lulek
Mialo byc 😉
Gdzies mam sciagawke buziek od Alicji, ale nijak nie moge znalezc w moim balaganie.
Znalazlam 🙄
Ale fajne, Lena! zaraz zaglądam do tej ściągi.
Gospodarzowi dziękuję za podpowiedź – zanotowane.
A co do kanadyjskiego indyka, to zgłupiałam – Panie zza Wielkiej Wody podają dwie różne daty. To aż tak ruchome święto? 😯
Alsa,
to swieto jest stale .rokrocznie przypada w czwary czwartek miesiaca.
z ta roznica, ze u Alicji w pazdzierniku.
Panie Lulku,
niech się Pan nie zraża z tym 😉 – rzecz w tym, że nie może być pierwszy, trzeba cosik napisać.
Misiu 2:
Vat jest 6%, a do tego dochodzi 8% podatku prowincjonalnego (Jacobsky w Quebecu płaci chyba większe, zróżnicowane według prowincjonalnych rządów) – i to jest przy zakupach, walą ci to do ceny tego, co kupujesz, oprócz art. żywnościowych i dziecięcych. Wolałabym, żeby mi napisali cenę z jednym i drugim, żebym nie musiała kalkulować w rozumie, psiakrew, ile to będzie zusamen do kupy.
Jeśli Lena pracuje w firmie jako pracownik najemny, sciągają jej podatek z pensji, na rozmaite rzeczy.
Zazwyczaj w czerwcu ogłaszają radośnie w tv, że już wypracowałaś, Lena i inni, podatek. Czyli pół roku pracujesz na podatki.
Dodatkowo, jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczem nieruchomości, płacisz co roku podatek od tego szczęścia. Te podatki zależą od tego, jak wielki masz dom, ale przede wszystkim od lokalizacji, wiadomo.
Nasze ledwie 105m do kwadratu szczęście 60-letnie to 2200$ podatku rocznie, bo ma wątpliwe szczęście znajdować się pomiędzy domami takimi milion $ (wartość) i więcej. Niewątpliwie była to kiedyś budka stróża dzielnicy. Uwikłałam się w watpli/niewątpliwości
Czyli gdyby tylko VAT i podatek prowincjonalny, to byłby raj na Ziemi 🙂
Jak coś pochrzaniłam, to Jacobsky mnie sprostuje, bo on w tym jest biegły.
No a tu wygląda na to, że się ustatkowało i już bez deszczu i lodu zaczyna sypać:
http://alicja.homelinux.com/news/img_3212.jpg
Do Arkadiusa: dawno nie czytałem tak fajnego sprawozdania z rautu. Spróbuje Ci dorównać przy najbliższej okazji.
W imieniu Yankees dzieki za zyczenia,u mnie idyk sie piecze dziesieciokilowy,a takich indykow zostanie skonsumowanych dzisiaj 48 mln.A ile butelek wina? Ktoz to wie?
Ja bede zapijal indyka bialym winem kalifornijskim Chardonnay z Napa Valley.
Arkadius,
jesteś w mylnym błędzie, w Kanadzie ZAWSZE przypada w poniedziałek i mamy długi sensowny weekend, a nie jak Jankesi, wielu musi w piatek do pracy.
Ja nie zgłupiałam co do dat , nawet mimo… zmilczmy, ile wina wypitego w zaprzyjaznionych domach w Polsce i naonczas byliśmy u Alsy, która zaproponowała mi robotę w kuchni, uczcić, upiec, spożywać. To był nasz ostatni dzień we Wrocławiu, no wiecie co?!
A na wszelki wpadek podaję:
http://www.timeanddate.com/calendar/index.html?year=2007&country=27
Na czerwono są niedziele i święta, przy okazji widać, ile mamy dni świątecznych w porównaniu do swiąt w Polsce. Nie jest to liczba zastraszająca bynajmniej.
Jeszcze P.S do Arkadiusa:
Czyś Ty się chłopie wody z bagna opił czy szaleju objadł? To względem Twoich wczorajszych rad! *30km na rowerze bez względu na pogodę*
A co to ja, masochistka?! Jedyne, co mi trafiało mniej więcej, to porto albo grzaniec, ale i to nie przeszło.
A i Jerzor stwierdził dzisiaj, że w taką pogodę to on do pracy w ogóle nie jedzie, bo szkoda jego rowera, a samochodem nie będzie się fatygował. I tak mi się obija po domu przy drugim komputrze, bo ja, jak zauważyliście, skutecznie pilnuję swojego, lepszego!
Mam pisany dzień dzisiaj. Nadrabiam za wczorajsze? 😉
@Alicja 2007-11-22 o godz. 17:52
„… jeśli kontrabandę do Echidny wysłałaś pocztą zwykłą…”
„… Jeśli wysłałaś lotniczą, możliwe, że wykryli kontrabandę i znajduje się ona w odwrocie…”
Przypomniałaś mi, że z kontrabandą też miałem „przygodę”.
W roku 1977 Ojciec przesłał dla mnie paczkę z Polski na zachód.
Zawartość: „Cyberiada” Stanisława Lema, „Austeria” Juliana Stryjkowskiego, kasety z aktualnymi (wtedy) polskimi przebojami oraz „mieszankę wybuchową”: nagranie kabaretu Pietrzaka (nagranie „amatorskie” przedstawienia w Stoczni Gdańskiej) na dwóch kasetach marki Stilon C-60 oraz 0,5l Wódki Wyborowej.
Co doszło? Książki, WSZYSTKIE kasety oraz butelka po occie napełniona cuchnącą wodą. No cóż, celnicy byli dokładni i podczas przesłuchiwania/sprawdzania informacji zawartych na kasetach z nudów chyba „zabalowali”.
Ja dzisiaj mam tylko jedno do.. zaspiewania…
O moj rozmarynie rozwijaj sie
o moj rozmaaaryyynieee rooozwiijaj sieee…
Panie Piotrze,
Czy to Aglianico del Vulture należy dekantować czy raczej nie?
Bo jak te zapachy ulotniają się w dwadzieścia minut to może szkoda….
Alicjon
Nie zapominaj, ze idac do sklepu zac 14 % podatku… zostaje z tego bardzo niewiele.
Paluchy mi sie pomylily, Indor w Kanadzie jest 8-go. Alicja gora!
Ja dekantuję. A zapach piekła unosi się w pokoju i tak przez kilkanaście minut. Szybciej znika gdy wino pite jest na tarasie albo w ogrodzie. Ale i tak właściciel butelki otwierając ją wącha co tam w środku. I korek też.
Zapomniałe dopisać, że lubię nalewać z dekanterki. Ona stwarza wrażenie, że już nie ma ani kropli wina a tam jest jeszcze ciągle parę kieliszków tylko rozpełzłych po obszernym denku. I płyn oddycha…
Komunikat nadzwyczajny 🙂 wygrala Lena XXOO ktora na wiadomy adres jako pierwsza wyslala prawidlowa odpowiedz. Odpowiedz brzmi nastepujaco. Sól do Polski sprowadzila wegierska ksiezniczka Kinga w postaci gory która ulokowala w Wieliczce. Potem dlatego zostala ogloszona swieta.
Druga odpowiedz brzmi. Inna znakomita sól w Polsce jest z Wloclwka. Slynne teznie drewniane.Glowna nagroda do wlasnorecznego wykopania 😀
Jako nagrode pocieszenia otrzymujesz nastepujacy zestaw przedmiotow skladajacy sie z trzech czesci.
Po pierwsze, ciezkiego wegierskiego fajansowego talerza z ktorego podobno jadla wspomniana Kinga. Od czasu do czasu w przyplywie wegierskiego temperamentu rzucala w meza tym talerzem. Fakt, ze talerz pomimo czestego uzytku nie ulegl potluczeniu byl uznany zu dowod blogoslawienstwa tej Kingi.
Po drugie, wazonu z Wloclawka malowanego w kobaltowe kwiaty pasujacy znakomicie do wspomnianego talerza.
Po trzecie, domowego srodka dla rozszerzania szarych komorek z podobizna na etykeci domowego aptekarza czyli autora.
Nagroda pocieszenia do odebrania na miejscu wedlug zasady co sie odwlecze, to nie uciecze.
Droga sadowa lub pocztowa wykluczona. Sama czytalas jacy bywaja celnicy. Poza tym 😐
Nieco zmeczony uzywaniem tego nowego jezyka.
Pan Lulek
Zapomniałem napisać, że bardzo lubię nalewać wino z dekanterki. Wydaje się, że tam już nic nie ma a tymczasem na wielkim dnie jest jeszcze parę kieliszków. I wino pieknie oddycha…
Zapewne nikt z Was nie swietowal jeszcze Thanksgiving w marcu 😯 Nasi znajomi Amerykanie z Filadelfii zapragneli bardzo zapoznac nas z amerykanska tradycja i aby nalezycie przygotowac nas do podrozy w poprzek kontynentu zaprowadzili nas w najbardziej historyczne miejsca w miescie, pokazali Liberty Hall (z inscenizacja powstania konstytucji), pokazali Liberty Bell i inne atrakcje, a na koniec przygotowali swiateczne menu. Najlepsze bylo nadzienie do indyka (z selerem naciowym), indyk tez swietny, chleb kukurydziany (rodzaj sufletu raczej), sos zurawinowy i oczywiscie Apple Pie z lodami waniliowymi. Gdyby kogos naszla ochota na amerykanskie jedzenie, to tutaj sa rozne przepis na Thanksgiving:
http://www.foodnetwork.com/food/et_hd_thanksgiving/text/0,1972,FOOD_9845_38053,00.html
Alsie dziekuje za Thansksgiving wishes, a do kalendarza uscislam, ze to zawsze jest w Przedostatni czwartek listopada. Powierzchownie, promocja, sprzedaz itp Christmass bardziej widac na ulicy i w tv, ale Thanksgiving jest u kazdego, nizaleznie od celebrowanej religii i obyczaju, bardziej siedzi w rodzinie i jest tylko nasze, American. Zjazd rodziny i przyjaciol to podstawowa cecha. Czasem po wielu latach. Wspominki, „z fusow na przyszlosc” i o sobie. Atmosfera dobroci, zyczliwosci, spokoju w calym kraju. A w domu – na poczatku pelna gala, kreacje, krawaty i uprzejme obwachiwanie po dlugim niewidzeniu, a potem zarcie i picie nieprzytomne do padniecia. Celebruje sie tych, co im juz niewiele tych Tkanksgiving zostalo. Miejscem przy stole, uwaga w rozmowach, przesadnie okazywana atencja. Dziekuje sie Bogu, ze jeszcze tu mozemy byc i mamy pelny talerz, dziadkom i rodzicom za tolerancje wyzysku, dzieciom zeby dac przyklad. Nierzadko przynosi sie kwiaty i drobne upominki. Kluczowym momentem sa pierwsze minuty za stolem, patrzenie na siebie raczej w ciszy i oczekiwanie na dinozaura rodziny, ktory ma sie pomodlic, wyglosic tyrade z tymi podziekowaniami, a potem – rznac indora na kawalki i klasc kazdemu na talerz. Jest to zarazem glowny akt rozrywkowy, zaleznie od talentow retorycznych Osoby, ktora z racji wieku czasem wie jakie to swieto, a czasem nie i o czym ma traktowac. Zwlaszcza – pamietac kto jest kto i czego wypada komu zyczyc, a czego nie. Nieuniknione lapsusy sa pozywka dla „towarzyskiej kunwersacji” na reszte wieczoru. O.K. moj indyk z gwizdkiem w tylku juz odgwizdal God bless America – pora go rznac. Happy Thanksgiving to all of you !
@Pan Lulek 2007-11-22 o godz. 21:50
„… Nieco zmeczony uzywaniem tego nowego jezyka.”
Nie chcę reklamować ale co prawda to prawda.
W systemie MS Vista istnieje możliwość wyboru paru języków których chciało by się używać do pisania tekstów z odpowiednimi literami.
Na ekranie pojawia się klawiatura, którą przestawia się na odpowiedni język ( n. p. niemieckie ü jest przestawiane na polskie ż )
Piotrze ! 😮
Chyba chodzi o wina czerwone. Te wymagaja dotlenienia. Biale wina chyba lepiej z krysztalowej weneckej karafki ktora dluzej utrzymuje niska temperature. Rózowe wedlug mnie z glinianego dzbanka. Bardzo ladne sa w Sienie skad pochodzili mistrzowie ktorza budowali zamek krzyzacki w Malborku.
Przepraszam za przemadrzalosc. 😳
Pan Lulek
Alex, skoro lubisz Chardoney napowskie, probowales „Simi” ? A „Ferrari Cerano” ? Przy nich caly ten europejski (s)winiusznik jest dobry tylko dla krecenia cen od snobow. Jeszcze dwa: Russian River i Beringer. Bardzo jestem ciekaw co o nich myslisz. „Simi” jest rowniez czerwone wytrawne. Przez lata zywilem sie tylko Chardonay i bardzo ucieszyl mnie Twoj wpis.
Mój „winny guru” Michel Jamais pisze:
Wietrzenie białych win nie jest tak rozpowszechnione – lecz conajmniej równie ważne – jak wietrzenie czerwonych. Niektóre rodzaje zyskują na tym więcej niź inne, do tych zaliczyć należy białego burgunda, Chablis lub białe bordeaux.
Mlode białe wina naprawdę wysokiej jakości można z powodzeniem wietrzyć nawet kilka godzin ale z reguły wystarczy robić to chwilę przed podaniem.
Dobrze służy tu wysoka i wąska karafka, ilość powietrza z jaką wino ma kontakt przy przelewaniu z butelki wystarcza w zupełności.
Karafkę moźna postawić w lodówce przykrywając ją folią plastikową aby wino nie nabrało zapachów od tam znajdujących się potraw.
Jak spokojnie móc to czytać? Dopiero co Pan Lulek pisał o winie za 90 euro, dzisiaj Gospodarz o planie zapełnienia pięćdziesięciowinnej chłodziarki. A ja w swoim życiu byłem jednorazowo posiadaczem 12 butelek, czyli jednego kartonu 3×4, wspominanego tu często Egri Bikawera. I to w tamtych czasach kiedy wino to reprezentowało najwyższą sklepową półkę. Tak wysoką że często aż niewidoczną ze sklepowej podłogi. Z podłogi zaplecza, jak najbardziej.
Teraz jak dobijam w podskoku do posiadania -latem szczególnie -ośmiu butelek, uważam się za króla.
Ale mówcie o winie, mówcie…. Z dziurki w monitorze nakapało już drugą flaszkę!!! Indyki zaś ją zatykają.
Mówcie więc o winach, mówcie. Byle nie o moich….
Mea culpa.
Ale ja chciałem o czym bardzo innym. Nie sprawozdaję z natury kulturalnie spędzonych chwil, ale dzisiaj było wyjątkowo. Opowiem tym bardziej że rzecz tyczy kilku facetów z Wrocławia. A miasto to ma swoich tu, licznych przedstawicieli. Słyszał z Was ktoś o grupie Karbido i ich projekcie Stolik ??
Pewnie nikt. Ja do dzisiaj też nie. Rzecz jest genialna!! I przez nazwe Stolik mocna związana z tutejszym blogiem. Ale tam nie jedzą, tam grają!!
Grają na stoliku! Dosłownie. Czterech facetów siedzi przy drewnianym stole ( kwadrat ~metr x metr) i używając tylko swych rąk, a dwóch jeszcze wokalu i tworzy niesamowity muzyczny spektakl. Stolik wykonany z klonowego drewna ( tu ukłon we właściwą stronę za te parę desek ) jest nafaszerowany elektroniką czułą na wszelkie drgania, stukania, pocierania, szurania…., ubrany w zamontowane do blatu struny, szufladki z tajemniczą hałasującą zawartością. Faceci w czerni tworzą na tym stole tak niesamowitą i niewiarygodnie brzmiącą muzykę. Ich ręce i palce, pałeczki, szczoteczki, noże, kieliszki częściowo pełne, struny, metalowa czarka, minutnik , smyczki też!! Wszystko to gra. I to jak!!Spektakl był fenomenalny!!!! Tyle było w nim energii, porywającej energi. W sam raz na listopadowy ciemny wieczór. Pełen zachwyt. Przewinął się motyw śpiewny Baby co siała mak i kołysanki z Dziecka Rosemary, jakieś rytmy i śpiewy etniczne. Cuda na stole!!!
Jesli ktoś kiedyś usłyszy o zespole Karbido i ich Stoliku…Koniecznie!!!
Oni więcej ponoć za granicą niż w Polsce.
Działo się dzisiaj w Zamku Ujazdowski o 20,07.
Taka godzina, bo mamy rok 2007.
A jeśli ktoś ciekaw więcej, znajdzie.
Karbido, Stolik 🙂
Dobrej życzę nocki!!
Antku, tu jest ten Stolik:
http://youtube.com/watch?v=hks0935BDFU
http://www.alchemia.com.pl/multimedia.html
Tu jest do znalezienia reprezentatywna próbka. Dżwięk nie taki co ” na żywo”, ale fragment daje pojęcie o całości. Dla mnie fantastycznej.
Nemo! jak Ci się Stolik podoba? 🙂
Tak, ten youtube lepszy od alchemii.
Żywa akcja bije wszystko.
Antku, fajne chlopaki! Dzieki za info 🙂
Antek,
Mnie też nie stać na droższe wina. Primitivo o którym pisze Gospodarz kosztuje tutaj tyle, ile Egri Bikaver, dlatego kupiłam (tj. ok. 10$). Wolę Bikaver prawdę mówiąc, ale kupowany u mnie w sklepie za rogiem niż ten, który kupowałam w Polsce. O niebo.
Lepsze wina próbuję u znajomych, którzy maja winiarki na , ha! 100 butelek, i chętnie zaproszą i poleją, żebyśmy spróbowali nabytku. Pijemy bez wyrzutów sumienia, Jerz malutko (szofer) i jemu wszystko jedno, ja wydaję wyroki i kieruję się swoim smakiem, a oni kupują według „w tym roku polecamy…” no i ceną dla tych, co mają pieniądze.
Jest to piękne, bo mam okazję popróbować różnych win, wyrazić opinię, a oni też zanotują, co im przypadło do gustu i co warto kupic i trzymać w winiarce 🙂
Wyglada na to, ze Gospodarz postanowil wiecej nie szokowac swoich czytelnikow i zaprzestal podawania cen. W mojej okolicy Taurasi rocznik 1998 kosztuje 36 frankow (ca 80 zl) i stoi na gornej polce, a w Polsce zapewne ok. 160 zl. Czy sie moze myle?
Mowcie sobie co chcecie ale niema to jak dobry Heuriger z miejscowymi winami, bufetem albo obsluga do stolu. Zaczyna sie sezon uroczystosci lokalnych. Dzisiaj wieczorem o godzinie 18.00 odbedzie sie uroczystosc poswiecenia szkoly ponadpodstawowej po kompletnej przebudowie. Przebudowa szkoly podstawowej trwala rowno 40 lat 🙂 i zakonczyla sie w roku ubieglym. Remont szkoly glownej trwal tylko rok. Obie w tym samym budynku, przegrodzone sciana ogniotrwala, kazda z osobnym wejsciem. zbierze sie cala smietanka towarzyska. Beda przemowienia. Ksiadz przyjdzie ze swoja przyjaciolka ktora wszyscy tutaj nazywaja jego zona, chociaz nie mieszkaja razem. Jak na razie dzieci nie maja ale ten problem dotyczy calej wiochy. Bociany nie nosza i tyle. Bedzie oczywiscie bufet. Napewno tradycyjne jedzenie, wino, inne napoje i wiele muzyki oraz wystepy mlodziezy. Zauczestnicze to i sprawozdam. W najblizsza srode natomiast jade do sasiedniej wsi na prawdziwy Heuriger z miejscowym jadlem i winami. W Burgenlandii jest zupelnie inaczej anizeli w Dolnej Austrii czy Wiedniu. Calkiem inne obyczaje. Bedzie co sprawozdawac.
Nie spie bo jestem odrobine w nerwach 😐 sa powody, trzymam kciuki za polnocna pólkule. 😎
Pan Lulek
Panie Lu,
jakie powody?! Ja też na północnej półkuli i też nie śpię, bo znowu lodem o szyby, no niech Pan powie, co jest na rzeczy?!
Dzisaj jest Dzien Kota. U mnie. Kot nazywal sie Behemot a imie wzial z ksiazki Bulhakowa Majster i Margarita. W Kijowie jest dom w ktorym mieszkal w mlodosci ten pisarz i lekarz, dom zamieniono na muzeum. No i byl wspanialy kot Behemot. Zginal przed wielu laty. Pozostalo kilka fotografii i domowy Dzien Kota.
Pewnie pomyslicie, ze jestem klamca i bujak. A ja wlasnie wcale a wcale. O godzinie 9.00 jest + 10 stopni Celsjusza i zapowiada sie sloneczna pogoda. Zimy na lekarstwo. Do nas sprzeprowadza sie coraz wiecej ludzi w starszym czyli moim wieku ktorzy w pieknym klimacie, przy dobrym winie i jedzeniu chca dozyc dni swoich. 😉
Prosba do nemo nastepujacej tresci. Prosze o podanie dlugosci Pana nemo od podlogi do czubka glowy. Wymiary te mi sa potrzebne celem rozpoczecia negocjacji z jakims kamieniolomem w sprawie kuli ktora wygrala Lena. Pact sun servanta. Szkoda, ze moj sasiad odszedl od swojej przyjaciólki i wybiera sie do Brazylii. Zaoferowali mu prace jak kierowcy ciezarowek w kopalni rudy zelaznej. Pracy starczy mu na dlugo bo wedlug prognoz z uwzglednienie trendów wzrostowych starczy tej rudy na ponad szesc tysiecy lat. 🙂 On bylby dobry dla zorganizowania transportu tej kuli ktora sobie wykuje Lena wlasnowecznie 😐 Poza tym pracowal dla kamieniolomu. Bylbym Ci zobowiazany nemo za rade, jaki rodzaj skaly bylby najodpowiedniejszy. Czy jakas formacje osadowa czy tez skala gleboko przetworzona typu granit. Chyba nie uzylem niewlasciwych okreslen geologicznych. 🙄
Wyglada na szczescie, ze Lena wziela powaznie fakt uzyskania nagrody bo przyslala na zwiady kilka swoich fotografii. Wyglada wspaniale, tylko co ona robi w tej Kanadzie. Cale szczescie, ze na lotnisku bede w stanie ja odnalezc. Ale na wszelki wypadek zabiore tabliczke z jej imieniem. : idea:
Z kamienna powaga pozostajacy 😎
Pan Lulek
Przepraszam, ale co to znaczy, Panie Lu,
„tylko co ona robi w tej Kanadzie” 👿
P.S. I nie Majster i Margaryna, tylko Mistrzu i Małgośka, co do Kota się zgadza.
Lena ma to-to sama sobie wykuć?! Wielbisz ją za słabo, jak na mój gust, Panie Lu, mimo tych dwóch kul.
A tę większą mógłbyś wykorzystać we Wrocławiu (tylko nie przewoz Twoim samochodem!), oto sugestia:
http://alicja.homelinux.com/news/syzyfy-wroclaw.jpg
Tych kul i krasnali we Wrocławiu juz trochę jest, więc się pospiesz, żeby Twoja nie wylądowała gdzieś na peryferiach!
Piotrze
Czuję się ośmielony. Będę w grudniu w Warszawie, dam znać wcześniej.
Pozdrawiam serdecznie
Jestem w grudniu na miejscu.
Michel Jamais, ten mój „winny guru” o którym wspomniałem wyżej napisał interesujacą książkę o winie i jedzeniu.
Najpierw jest wstęp ogólny o smakach i relacjach między smakiem wina a podawanym jedzeniem.
Potem są trzy rozdziały zawierajace recepty. Po dziesięć chyba zestawów przekąsek, dań głównych i deserów. Każda z recept opatrzona jest propozycją pasującego typu wina.
Wybór autora opatrzony jest obszernym komentarzem. Tam podaje dlaczego takie a nie inne wino poleca i jak smaki trunków i dań uzupełniaja się. Podaje również konkretnych producentów wina wskazując na – jego zdaniem – najlepszych a także alternatywy dając sporą możliwość wyboru.
Recepty dobrane są uwzględniając uczestnictwo kucharza we własnym przyjęciu. Zawierają również konkretne wskazówki dla kucharza jak przygotować dania tak aby nie musiał całego przyjęcia spędzać w kuchni.
Na zakończenie rozdział o temperowaniu, wietrzeniu, przechowywaniu i podawaniu wina oraz o szkle do tego służącym.
Nieco odmienna książka, baaaardzo pożyteczna, przynajmniej dla mnie.
Nie ma niestety takiej po polsku. Nie odważyłbym się podjąć tematy ponieważ za mało wiem o winie. Wystarcza to na moje potrzeby i rady towarzyskie ale nie na zabranie głosu publicznie, w książce. Może prawdziwi znawcy tematu (a są wśród nich także utalentowani pisarze np. Marek Bieńczyk) wreszcie to zrobią. Kupiłbym taka książkę nawet za cenę dobrej butelki wina. Takiej jaką Wam pokażę w poniedziałek.
Może praca zbiorowa?
Panie Lulku,
188 cm. A za coz to chcesz Lene do kamieniolomu zapedzic? 😯 Mysle, ze w Twoim poblizu bedzie chciala przebywac dobrowolnie, bez przykuwania 😉 Staraj sie raczej przykuwac jej uwage, jak dotad swietnie Ci idzie 🙂 Poza tym kule, nawet tak duza i granitowa, da sie turlac, nawet krasnoludki potrafia 😉 Co innego cokol…
Arkadiusu,
picasa donosi mi, ze nie tylko ogladasz obrazki w mojej galerii (dziekuje 🙂 ) ale tez je dokladnie analizujesz i nawet komentujesz 😯 Odpowiadam wiec, ze zupa pomidorowa z ginem byla goraca, a „pagorek” rzeczywiscie niealpejski. To byl szczyt Snieznika, ale w warunkach ekstremalnych: -20°C, wichura i zamarzajaca mgla z Czech, a ponizej szczytu 2 m nowego sniegu i zagrozenie lawinowe (!) Po tej pamietnej zimie z lamiacymi sie dachami zostala podjeta decyzja sprzedazy domu w Miedzygorzu 🙁
@G.Okon,
i nie tylko
Było to w czasach, kiedy kraj w którym chce mi się żyć był jeszcze podzielony. Jeden z weekendów spędzałem w strefie sowieckiej. Utkwiło mi to szczególnie w pamięci, bowiem szczerość wypowiedzi mojego rozmówcy dała mi sporo do myślenia. W stosunku do siebie użył określenia teilweise Deusch / częściowy Niemiec /.
I z tym, co piszesz jest analogicznie.
Wasze American jest pokazem amerykańskiej dobroci dopiero od 1863 roku. Wtedy to Abraham Lincoln ogłosił Thanksgiving Day świętem narodowym. 150 lat z małym hakiem wystarczyło by w stanach zaczęto toto zwać tradycja. Przy tej okazji odwoływać się do obrzędu plemion indiańskich, które w przeszłości z bezwzględnością zwalczano. A ostatnim ekstremizmem było pozamykanie, pierwotnych właścicieli nie tylko Twojego Nowego Świata, w rezerwatach.
Obyczaj dzielenia i to nie tylko raz w roku, stosowany jest od dawien dawna do dziś w Płn. Afryce i płd.-zach. Azji. Tamtejsi czynią tak na co dzień i nie trąbią o szlachetności na całą planetę.
Twoje uściślenie w kwestii kalendarza jest również częściowe. Wierz mi, to nie jest mój wymysł, czwarty czwartek miesiąca. Ustalił to wspomniany proklamator tego święta.
Owszem, bywa to przedostatni czwartek listopada jak w bieżącym czy poprzednim roku.
Sięgnij pamięcią nie tak daleko wstecz by się nie zmęczyć, do lat od 2002 do 2005. W tych latach i wielu innych święto przypadało w ostatni czwartek listopada. Używanie sformułowań w liczeniu / i nie tylko / od tylu, myślę tutaj o przedostatni, to cecha cywilizacji arabskich. Twoje korzenie, z tego co piszesz, sięgają innych rejonów tej planety.
dobrego dnia lub tego co z niego pozostało
Gospodarzu, nie kwestionuję tego
nemo
z ekranu, na który spoglądam wprawdzie żółć się nie leje, ale od czasu do czasu bucha zimnem. Takiego odczucia doznałem i skojarzyłem jak napisałem. Dzięki, teraz już wiem ze to ciepła zupa. Może następnym razem ją /zupe/ tak zaprezentujesz?
Otworzylam szeroko oczy, i nie wierze, ja juz biedna w kamieniolomach! Moze ja jednak pojde swojej do pracy a na autostradzie otworze okno i troche ochlone. Watla taka nie jestem, ale kucie kul?
Wczoraj przygorowalam sie dzielnie na ewentualne kataklizmy, podjazd odsniezony, samochod spi w garazu, a tu nic! Mroz tylko.
Wracam do czynnosci porannych.
Buzia,
Lena
Skoro tylko 188 cm to zmiesci sie w gabarytach ciezarowki. Akcje nalezy jednak wstrzymac do czasu az Lena zdeklaruje sie gdzie ma zamiar przechowywac swoja nagrode.
Do cokolu jeszcze sie nie posunalem. Tak od razu na cokol. Na jedynym dostepnym mi cokole jest rzezba pod tytulem „Obiekt Pozadania”, w brazie. 😎 Jak to, Lene traktowac tylko jako Objekt. To nie byloby w porzadku. Wszystko jednak wskazuje na to, ze Ona powinna przylecic na najblizszego Sylwestra i wtedy calosc omowimy na miejscu.
Nie narzekaj Leno, ze jestes w jakis sposob przykuta. Przypomnij sobie Kleopatre. Wszak ja przyniesiono Cezarowi owinieta w dywan a i tak byla na kilka lat jak przykuta. 😉
Roze podwiazane na zime a ja caly pokluty. 💡
Lubie kolczaste roze i ostre kobiety, rowniez pod wzgledem charakteru.
Pan Lulek
Arkadiusu, przykro mi, ze odczuwasz zimno buchajace z ekranu, kiedy ogladasz moje zdjecia (i czytasz moje wpisy ? 😯 ) Rozumiem, ze nie chodzi o zdjecia w sniegu i na mrozie.
Pocieszam sie jednak, ze cieplo i serdecznosc promieniujace z Twoich komentarzy wynagradza w dwojnasob moj wrodzony (nabyty?)chlod i nieumiejetnosc prezentowania goracej zupy pomidorowej na obrazkach. Obiecuje poprawe i goraco pozdrawiam 🙂 Podziwiam, ze Ci sie chcialo pisac komentarze o 5 rano. Dla mnie to jest srodek nocy 😉
@nemo,
jest mi przykro, ze Tobie przykro. Odnioslem sie tylko do jednego obrazka. Zafrapowal mnie. A moja ciekawosc studzisz od razu kublem zimnej wody. Napis nie był precyzyjny, przyjalem ze jest to gazpacho / pamietam ze podawano na chlodno / z duchem. Tak dla rozgrzewki po gorskich wedrowkach zima. Natomiast, co się tyczy zimy, wydaje mi się ze wszystko zalezy od tego, z jakiego punktu ja spostrzegamy. I nie mysle tutaj wcale o cieplych krajach, w których znacznie lepiej ja znosze. Prawde mowiac tu u mnie na miejscu nie jest ona wcale taka zimna jak gdzie indziej, nawet patrzac na nia z okna:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zima/photo?authkey=cjXq57Kx5ZI#5136018299341685970
o wiele rzeczy mozesz mnie posadzic /Alicja np. o jakias torebke, o ktorej nie mam zielonego pojecia/ ale nie o ocene wpisow. Wpadalem często gęsto do wody, rowniez i na glowe i wierz mi, konsekwencja takich upadkow nie jest az tak tragiczna w skutkach jak w przypadku betonu.
Wzorem Pana Lulka zaczne cwiczyc zolte buzki to moze bede lepiej zrozumiany.
mfg
arkadius
Wróciłam właśnie z „wizyty” w przychodni zdrowia – też powinnam postawić cudzysłow. Opowiadać Wam orzygód moich nie będę, bo Panowie czytają, a po co mają wiedzieć coś, o czym lepiej żeby nie wiedzieli. W każdym razie wróciłam nie przebadana (byłam w trzech gabinetach, przed korymi były napisy „specjalista….” Może oni i specjaliście, nie wiem. W pierwszym usłyszałam, że jeżewli nie gorączkuję, to Pan mnie nie przyjmie, bo pacjentek ma za dużo. Jego pielęgniarka zdziwiła się grzecznie po co przyszłam, powinnam od razu na onkologię. Na nic moje wyjasnienia, że mam jakiś tam proces zapalny, ale nic wspólnego z tumorem takim, czy innym. Boli mnie i juz tydzień chodzę na prochach. Zacięłam się, bo te taksówki kosztują i mówię, że ktoś mnie przyjąć musi. Jedna pani doktor powiedziała, że jeżeli biorę (sama) sulfamidy, vit B i zofirax to powinno mi pomóc. Druga Pani powiedziała, że objawy są nieswoiste i trzeba poczekać do poniedziałku, wtorku. Mam się zaraz zarejestrować. Poszłam, a pani w rejestrracji stwierdziła, że onaż dOKTOR 10 MINUT WCZEśNIEJ DZWONIłA, żEBY NA PON-WT. NIKOGO NIE REJESTROWAć, BO PEWNIE JEJ NIE BęDZIE. sIC. wEZWAłAM TAKSóWKę I WRóCIłAM DO DOMU. nA śMIERć MI SIę NIE MA, TYLKO OGNIEM ZIONę.
Mam w domu książkę/album pt „Wielka księga win świata” przetłumaczoną z francuskiego i wstępem Gerarda Depardieu & Dominique Polleau. O winach – 350 stron (w tym adresy 2000 wytwórców win) formatu A4, wydane w Polsce w 1991 roku przez Twój Styl. 1991 r., więc dawno, nowej mogłaby się udać, szczególnie z dodatkiem menu obiadowego i kolacyjnego, a idąc dalej – może w wersji polsko-angielskiej.
Pozdrowienia Państwu, Teresa
Arkadiusu, moze pisz prosciej, to latwiej Cie bedzie zrozumiec 😉 To nie jest blog literacki, a ja prosta kuchta 🙁 Upadkow na glowe (do wody) wspolczuje, ale na duchu nie upadaj. Komentuj, pytaj, nawet zlosliwie, ale zrozumiale. O tej zupie juz bylo przy okazji opisu pewnego jubileuszu i nawet wywiazala sie tu pewna dyskusja na temat alkoholu w zupie. Nic mi nie wiadomo o dodawaniu ginu do gazpacho, ktore tez bardzo lubie.
Pyro, wspolczuje daremnych peregrynacji po doktorach, to jest bardzo irytujace. Zycze Ci polepszenia i przetrzymania w dobrej formie do powrotu Marialki. Moze ona Ci lepiej poradzi, co masz robic.
U mnie na dworze szaro i ponuro, mgla zakryla gory, a ja sprawdzam, czy sie jeszcze mieszcze w „weselna” garderobe na jutrzejsze bierzmowanie. Moj organizm domaga sie kalorii, a lustro krzyczy: NIE!
Moje dziecko nie ma dylematow. Dzis jedzie ze szkola na koncert symfoniczny (elegancka czern – spodnie i bluzeczka) po ktorym ma impreze wychowawcow letnich kolonii (czerwony obcisly T-shirt z dlugim rekawem i dekoltem na prawie cale plecy, zamiast spodnicy – czarna chusta (po prababci) z fredzlami, spieta na boku agrafka, czarne szpilki, czerwona bizuteria 😯 Ojciec zaniemowil na ten widok.
Wlasciwie jak to sie pisze. 😮 Ja zawsze spotykalem sie z pisownia gaspacho, czyli hiszpanska zupa z kreconych pomidorow z czosnkiem i innymi swiezymi ziolowymi przyprawami podawana z malutkimi ziarnkami pieczonymi ktore u nas nazywaja sie Backerbsen. Czyli pieczony groszek. Do tego czarne nieomal, hiszpanskie aromatyczne wino, w duzych kielichach i muzyk rodem z Katalonii ktory gra za darmo na gitarze i spiewa. 😉
Tyle, ze publika daje pieniadze dla grajka do kapelusza zeby nie umarl z glodu a on gra wedlug zasady kto placi temu gra muzyka. :ioi:
Latem na dworze, zima w pieknej hiszpanskiej tawernie w Perchtolsdorfie
Bywaly i napewno przyszly gosc 😐
Pan Lulek
Poprawka, mialo byc 😆
Trudne sa te jezyki obce ❗
PL
Pamiętasz Nemo ?
„gdy Wenus miała szesnaście lat
zauważyli rodzice,
że się dokoła kołysze świat,
gdy piękna córka idzie przez ulice.
A ona doprawdy pięknie szła,
jak gdyby siebie wiodła –
i wiatr napływem płynnego szkła
nogi jej rzeźbił po same biodra”.
Ileż razy mruczałam sobie Tuwima pod nosem gdy moje panny miały 16 – 18 lat. Ojcowie dużo trudniej znoszą kobiecość córek. Są przerażeni.
Dzieki, Pyro 🙂
Panie Lulku, gazpacho- po hiszpansku i polsku, po niemiecku dopuszczalne jest tez „gaspacho”, zeby ludzie nie wymawiali „gaCpaczo” 😉 A Backerbsen to po polsku groszek ptysiowy.
http://de.wikipedia.org/wiki/Gazpacho
nemo !
Dziekuje ! Cale zycie czlowiek sie uczy i glupi umiera 😳
Reszta chyba sie zgadza ❗
Pan Lulek
Dobry wieczór!
Panie Piotrze bardzo dziękuję za wczorajsze odpowiedzi. Dzisiaj otworzyłam merlota i bardzo mi smakował. Przy najbliższej okazji kupię kilka butelek do mojego stojaka.
Zawsze myślałam, że wina można przechowywać w temperaturze pokojowej, a białe wino kilka godzin przed i po otwarciu w lodówce. Niestety nadal będę zmuszona tak robić, bo św. Mikołaj na razie nie przyniesie winiarki, może kiedyś. Teraz jest chłodno, więc czy ewentualnie można na zabudowanej werandzie/balkonie?
Zbliża się adwent, więc jeżeli chcecie mogłabym opisać duńskie zwyczaje i potrawy adwentowe, bo znacznie różnią się od polskich. Pytam, bo nie chciałabym się narzucać czy wymądrzać. A poza tym, jak nie ma zainteresowania, to i nie ma ochoty na opowieści.
Żegnam się i życzę miłego wekeendu.
Urszula
Urszulo – koniecznie. My jesteśmy wyłacznie namolni i wymądrzamy się.
Przylaczam sie do apelu Pyry. Urszulo, pisz i opowiadaj, bo my jestesmy nie tylko namolni i przemadrzali, ale tez ciekawi i dociekliwi oraz zainteresowani informacjami z pierwszej (a czasem nawet drugiej) reki 😉
Jeszcze o winie:
Wino można przechowywać w temperaturze pokojowej. Zakładam, że nie chodzi o kilkuletnie przechowywanie tylko takie normalne, do następnych zakupów.
Gdy na przykład na przyjęciu ma być podawane wino białe do przekąsek i czerwone do udźca baraniego to moźna na kilka godzin przed wstawić wino białe do lodówki a czerwone postawić na stole. Na pół godziny przed podaniem zamienić butelki miejscami. Czerwone wyjąć na kilka minut przed podaniem na stół.
W ten sposób białe będzie miało 9-10 stopni a czerwone po przelaniu do karafki 18-20 stopni. I bardzo dobrze!
Alex, skoro lubisz Chardoney napowskie, probowales ?Simi? ? A ?Ferrari Cerano.
Okoniu ja nie jestem znawca win,probowalem Simi jest bardzo dobre.Ja zaliczam sie do wielbicieli szkockiej,i jezeli zdrowie pozwoli bede pil do grobowej deski.
Urszula !
Pisz o Adwencie w Danii. Jak pamietam zawsze byl piekny. Kiedy ladowalismy w jakims porcie w tym czasie a na statku wszystko gralo uciekalem na lad i wlóczylem sie bez celu. 🙂 U nas poprzestawiali w tym roku kalendarz i Adwent rozpoczyna sie w dniu 2 grudnia. Ludzie jadnak zbuntowali sie, szczegolnie w Burgenlandii i jarmark adwentowy w stolicy czyli Eisenstadt rozpoczyna sie w dniu dzisiejszym. ❗ Bedzie zatem tak dlugi jak zawsze.
Z adwentowych obyczajów jednym z najpiekniejszych jest palenie swiec. 😀 W pierwszym tygodniu jedna, w kazdym nastepnym o jedna wiecej, na koncu cztery. Swiece stoja na wiencu adwentowym lezacym na stole, dla bezpieczenstwa czesto na duzej tacy. Ja mam taka kupiona w Norwegii i wleczona w samolocie w czasach kiedy nie bylo takiej ostrej kontroli i obsluga nie rzucala bagazami po roznych tasmach i kiedy bagaz z reguly przylatywal z pasazerem tym samym samolotem. 😆
Z oswietleniem adwentowym prywatnych domów czekamy jednak do 2 grudnia.
Helena !
Bardzo mi sie podobal sposob pieczenia indyka. Zrozumialem to w sposob nastepujacy, nogi do gory, buty na wysokich obcasach i wio do piekarnika. Pozwole sobie jednaz zadac kilka pytan dla wyjasnienia sprawy. Po pierwsze czy Ty rozgrzewasz najpierw piekarnik. Jesli tak, to do jakiej temperatury. Po drugie czy mozna tak piec kure, bo dla mnie samego indyk to jednak zbyt wielki zwierz. Po trzecie, w poblizu jest hodowla strusi ktore o dziwa dobrze znosza niskie temperatury i mozna kupic strusie mieso. Smak podobny do chudej wolowiny. Czy mozna Twoja metoda piec strusia i czy te buty dla niego nie powinny byc z cholewami. 🙄 Na zasadzie kot w butych, strus w butach. Jesli laskawie zezwolisz, to we wtorek sprobuje upiec kure Twoja metoda. 😐
Wyglada mi na to, ze dokonalas epokowego wynalazku w zakresie piekarnictwa drobiu, czy raczej ptaków.
No cóz, podróze ksztalca 😉
Poza tym pogoda jak zwykle cesarska o godzinie 9.00, + 10 stopni Celsjusza i slonce, wiec pierzyna z poducha poszly na spacer na sloneczko.
Weekendowo piekne pozdrowienia
Rozmyslajacy o nowym konkursie i stosownej nagrodzie ➡
Pan Lulek
nie wiem czy mi sie uda wyslac post, ale jesli by sie tak sie stalo to pozdrawiam serdecznie z cieplej italii, Na razie obiadamy sie spgetti carbonarra w Rzymie, a jutro wyruszmay na Sycylie. Nie anonsowalam wyjazdu, bo z wielu powodow balam sie zapeszyc. Poniewaz dostep do sieci tylko w kafejce, wiec tylko pobieznie przeczytalam winna dyskusje , tu wszedzie wino wpaniale, nawet tak proste jak vino dela casa, czyli domowe w tratoriach, ale juz sie ciesze na te sycylijskie na zuzlu z Etny wychodowane. Ciao i do nastepnego razu
😯
Z pełnym pudłem i chyba pustym portfelem 😉 Pozdrawiam
Literówka drobna się wkradła. Jest Saleto Primitivo, powinno być Salento Primitivo. A sczep i region zacne swoją drogą.