Tajemnica pewnej katalońskiej rodziny
Rodzina Bohigas, żyjąca w Katalonii od siedemnastu pokoleń, zajmowała się i zajmuje nadal winiarstwem. Dzieje tych wspaniałych winiarzy (jak to w tym regionie bywało) obfitowały w burzliwe przypadki. Nie brakowało w nich też tajemniczych wydarzeń a nawet nie rozwiązanych zagadek.
Jedną z nich – uznawana potem przez rodzinę za najbardziej tajemnicze wydarzenie – była historia zaginionego wina. W 1937 roku (był to rok pełen krwi, brutalności i śmierci) Joan Vives Gibert, w obawie przed nadciągającymi oddziałami republikańskimi, zamurował w naprędce przygotowanej niszy w rozległych piwnicach 4,5 tys. butelek najprzedniejszej cavy. (Dla przypomnienia – cava to kataloński odpowiednik szampana, dziś cieszący się niezwykłym powodzenie i podbijający świat.) Wkrótce po ukryciu winnego skarbu Joan został aresztowany i przez republikanów rozstrzelany. Po ustaniu walk potomkowie zapobiegliwego winiarza usiłowali odnaleźć właściwą piwnicę na pewno już dojrzałym winem, rozkuć mur i butelki wystawić na sprzedaż. Nic z tego. Wina nie odnaleziono.
Jordi Casanovas, potomek i dziedzic winnicy Joana, nadal ma nadzieję, że trafi na ów skarb. Wszystkich zwiedzających rozległe piwnice prosi o pomoc w poszukiwaniu winnego magazynu. Wśród poszukiwaczy był też Polak i to znany mi osobiście, a nawet zaprzyjaźniony – znany aktor (były), a obecnie równie wybitny winiarz – Marek Kondrat. O swojej przygodzie w piwnicach rodziny Bohigas mówi on tak: – Penetrowałem te piwnice. Skarbu nie znalazłem, lecz dzięki temu odkryłem jedno z najlepszych win musujących – katalońską cavę. Cava gran reserva to wyrafinowana mieszanka białych szczepów. Wino po drugiej fermentacji dojrzewa minimum 30 miesięcy w butelkach, w stałej temperaturze14°C. Ma aromat owoców cytrusowych i bardzo elegancki smak z nutami skórki pomarańczy, jabłka, gruszki. Pić je można zawsze, ale w temperaturze 6 – 8°C.
I przywiózł ten skarb nad Wisłę. Dzięki temu i ja mogę cieszyć podniebienie bąbelkami legendarnej cavy. Takie wino można bez obawy podać nawet Trzem Królom!
Komentarze
Nie tylko w Katalonii są zaginione skarby. W moim byłym ogrodzie ( całość 614 m.kw. poszukiwany teren schowania – ok.150 m.kwa) są zakopane od wojny 2 skarby. Szukaliśmy – zaginęły. I z pewnością nikt nie wykopał. Teść mój, który był właścicielem 2 kiosków typu napoje – słodycze – papierosy – prasa, a miał w planie prawie sfinalizowany zakup kamienicy z pomieszczeniami dla hurtowni, schował dużą ilość monet srebrnych, obiegowych w trzech słojach szklanych pod podłogą strychu – i te się zachowały. Natomiast duża część wpakowana w puszki po cukierkach (5 kg puchy, więc duże) otóż takie 2 puchy zakopał i moja Teściowa wiedziała gdzie, a i Jarek wiedział tyle, że miejsce trochę inne: szukali ze dwadzieścia lat – bez rezultatu/ Być może osunęły się w warstwę wodonośną i ktoś natknie się na nie za kilkaset lat, jako na zbiór luźnych monet, bo puszki nie wytrzymają tak długo;. Drugi zaginiony skarb to skrzynia z koniakiem – 12 butelek. Teściowa moja schowała przed żołnierzami – wyzwolicielami. Oni chodzili i długimi prętami dziabali w ziemię szukając gorzałki – wszyscy sąsiedzi tak chowali. Teściowa obydwie skrzynki chowała oddzielnie. Jedną wyzwoliciele z wielkim hałasem znaleźli i nawet chcieli poczęstować – drugiej nie znaleźli. Teściowa też jej nie znalazła -schowała się i już. Jestem ciekawa kto i kiedy na ten koniak trafi – schowany w 1945r (pochodził ten koniak z zakupów Teścia już do tej planowanej hurtowni).
Od dawna jest już nowy wpis a komentarze pojawiają się pod starym. I tak dobrze, że nie pod zeszłorocznym! To napewno ci Trzej Królowie namieszali, bo są w kalendarzu na czerwono choć to dziś piątek.
No nareszcie Pyra przełamała kryzys.
Czyżby wszyscy dziś oprowadzali wielbłądy po ulicach? A dlaczego Miauczyński miał problemy? Bo z proboszczem nie uzgodnił?
To ja też idę od maszyny. Obiad trzeba ugotować, papierosy wyprodukować, kolejną kawę wypić.
faktycznie mnie zmyliło święto a tu automat zadziałał … 😉
Zgago czyli na zdrowie idzie skoro wcinasz schabowe z takim apetytem .. 🙂
Pyro dobrze, że nie podałaś dokładnie namiarów na działkę bo by się tam tłumy pojawiły .. u nas jak jak kładli kilka lat temu tory tramwajowe to musieli wyburzyć stary dom i ktoś znalazł jakieś złote monety .. chyba przez miesiąc ludzie szukali dniami i nocami …
6 stycznia to tutaj dzien galette de rois
http://chefsimon.com/galette-des-rois.html
Cukiernicy beda je piec przez caly styczen.
Alina
Ja juz wczoraj zjadlam pierwsza porcje. Bede jadla jeszcze kilka razy w ciagu miesiaca. Jest dobra tylko te kalorie !
a u nas czas na faworki i mniej kaloryczne … faworki chyba tylko w karnawale smażą wszyscy chociaż w cukierniach są przez już przez cały rok …
Dzień dobry 🙂
A w Meksyku pieką „rosca de reyes”, http://mexicanfood.about.com/od/tortillasandbreads/r/threekingsbread.htm
obowiązkowo chociaż kawałek należało spróbować. A ten kto natrafił w swojej porcji na maleńką figurkę Jezuska, musiał zorganizować party w drugim dniu lutego 🙂
…a ja dzisiaj piekę sernik, który – jak zwykle – pięknie się zapada, ku mojej rozpaczy. Różnych sposobów sie imam, porady wyczytane stosuję, a on swoje…
Serniki często tak mają,że się zapadają !
Barbaro-nie przejmuj eię,najważniejsze,by był smaczny 🙂
Oglądaliśmy dzisiaj we francuskiej telewizji kulinarne programy o pieczeniu ciasta marcepanowego,
obowiązkowego we Francji podczas Święta Trzech Króli(jak już wyżej wspomniały Alina i Elap).Niektórzy cukiernicy
chowają prawdziwe skarby do swojego wypieku-złote monety albo piękne porcelanowe figurki.Kto trafi na kawałek z takim trofeum ma prawo do królewskiej korony.
Mam nawet do dyspozycji masę migdałową otrzymaną w prezencie mikołajkowym od Jolinka.A zatem trzeba chyba też zakasać rękawy,bo niewielka kolekcja drobnych figurek
czeka….
A wielbłądów nie mamy 🙁 Ze smutkiem stwierdził dzisiaj Osobisty Dekorator spoglądając na naszą szopkę.
Zgodnie z alainową rodzinną tradycją jednym z elementów świątecznych dekoracji jest u nas,co roku,szopka z postaciami,które mają już ponad 50 lat !Niestety nie zachował się żaden wielbłąd. Trzeba będzie w końcu dokupić.
Basiu – nasze serniki muszą się znać osobiście. Ania twierdzi, że udany sernik, to jest właśnie ten klapnięty (czyli mój zawsze udany) Traz, kiedy piekę z przepisu Zgagi, przynajmniej jest mięciutki i nie zbity w gruzobeton. Klapnięty i dobry.
Pyro-kiedyś pisałaś,że blogowicze powinni zacząć spisywać swoje wspomnienia,bo wiele z obecnych to osób ma w zanadrzu mnóstwo ciekawych historii do opowiedzenia.
Twoja o tych rodzinnych skarbach też by się nadawała do tej powieści 🙂
Gospodarzu-pewnie wczoraj przeoczyłeś termin proponowany na gruzińskie spotkanie,a zatem pozwolę sobie przypomnieć : 21 styczeń.
Czy macie czas wraz z Barbarą,by w naszym towarzystwie pobiesiadować i wznieść toast gruzińskim winem ?
Danusiu, a o której się spotykacie? Tego samego dnia bowiem od 15 do 17 mam spotkanie Klubu Piwnego, na którym – jako jego szef – muszę być obecny.
Zakasywanie rękawów idzie mi średnio na jeża.Myślałam,że w zamrażalniku jest jeszcze porcja francuskiego ciasta,ale okazuje się,że ni ma 🙁
Przymyśliwam nad eksperymentem pt: tiramisu marcepanowe,jako że mam w lodówce mascarpone.
No cóż,być albo nie być….
Piotrze-godzina jeszcze nie ustalona,ale myślę,że w takim razie się dostosować i umówić się na 18.00 czy 19.00 ?
możemy się dostosować…
Pyro, moja rodzina też mnie tak pociesza, ale sama rozumiesz, człowiek chciałby żeby mu się ten sernik, co to pięknie wyrasta równo z brzegiem blaszki, takim pozostał. Przecież bywają takie grzeczne serniki…
To bardzo dobra pora, by spokojnie dojechać ze Śródmieścia na Ursynów. I po drodze nabrać apetytu.
Jolinku, jesteś kochana 😀 , bez Twojej informacji, pisałabym do poniedziałku pod wczorajszym wpisem. Mam tak ustawioną stronę startową. Muszę to zmienić. 🙁
Piotrze, Gospodarzu miły, godzi się w dzień święty pracować ??? I w ten sposób robić z ćwoków sześćdziesięciosześciowych, dziewięćdziesięciodziewięciowe ? 😉 😆
Po mojej rodzinie też krążyła opowieść o dużej puszce złota dentystycznego zakopanego w ogrodzie pewnego domu w Grodnie, skąd w grudniu 1939 roku uciekała moja Babcia po aresztowaniu Dziadka przez NKWD.
A zatem blogowa biesiada gruzińska ustalona na sobotę
21 stycznia na godzinę 18.00 ? Czy tak ?
W naszej rodzinie nikt nie zeznawał o żadnych skarbach.
Po prostu przepadł sam Dziadek,gdzieś w dalekiej Hameryce.
Z Podhala pojechał tam za chlebem i przepadł.
Ja nie pracuję Zgago. Ja rozmawiam z przyjaciółmi i znajomymi. A to zupełnie co innego niż praca. I jest wybaczalne. Pracować będę jutro. A w niedzielę (tak jak i dziś zresztą) będę maszerował po lesie w Sękocinie. Dostaliśmy bowiem obydwoje od św. Mikołaja kijki do nordic walkingu i ogromnie nam się ten rodzaj ruchu spodobał.
No to do zobaczenia w Gruzji!
Słuchajcie,to naprawdę trzeba zacząć spisywać.
Toż to przecież kawał historii !
Gospodarzu-albo nordic walking albo… pies 😉
A ja myślałam, że jak święto, to będziemy ciagnąć do poniedziałku od wczoraj 🙄
U nas nie ma święta, Jerzor poleciał odrzutowcem do roboty.
Rowerem się nie da, bo jest trochę mokrego śniegu, który prawdopodobnie po paru godzinach spłynie, temperatura idzie w górę.
Czy ja podawałam, że w 2011 zrobił 7 000km na rowerze?
Miałam zadane, żeby podać. Trochę spada, bo były lata, kiedy lekuchno wyrabiał 10 000. Ustatkował się, czy co?
Piotrze. Zaczynajcie ostrożnie. Z końcem lata zaczęliśmy ostro walkingować (nordycznie) Po tygodniu uczynniła mi się kontuzja kolana sprzed 45 laty. Rezultat – operacja. Jednocześnie zaczęły mnie boleć stawy kłębów kciuków. Wracz też proponuje operację. Liczę na to, że Was młodych, to nie będzie dotyczyło. U starych wszystko szkodzi…
Danuśka,
Ty nie poznałaś Rudolfa? Mnie się wydaje, że lepiej niech Gospodarz z tymi kijkami, bo Rudolf to wulkan energii 🙂
Prywata. Alicjo otwórz się Skypowo, proszę.
To już nam się toast na wieczór wykrystalizował :
za kolana Pyry,
za sernik Barbary,
za wielbłądy,
za Trzech Króli,
i w końcu za 7000 km Jerzora !!!!!!! ( siedem wykrzykników)
zabieram się więc za lekturę książki pp. Mellerów, w sam raz przed gruzińskim spotkaniem 🙂
Danuśko, masz rację z tym spisywaniem. Szkoda tylko, że coraz mniej wśród nas Bliskich, którzy te hiostorie mogą opowiedzieć. Ale tych zakopanych skarbów zapewne było dużo. W mojej rodzinie był taki album ze zdjęciami, który przeleżał trudny czas pod ziemią, ocalał, ale przekłuty w kilku miejscach na wylot, widać, że ziemia wokół była starannie przeszukiwana.
Do toastu dopisane kłęby kciuków Cichala 🙂
Alicjo-Rudolfa oczywiście poznałam.
Wskakuje na werandę przez okno.Trzy wulkany energii !
Ale nie da się jednocześnie na smyczy psa i te kijki przy okazji.
Gdzie jest Nemo?
no i za mnie bo dwóch przyjemności nie da się pogodzić .. ferie z Amelką bez Gruzji z Wami …
cichal ma rację … wszelkie ruchy cielesne wymagają rozgrzewki …;)
A gdzie się wybieracie Jolinku na te ferie?
Tak było nawet w niezamożnych rodzinach : jak wojna albo obce wojska, to się chowało co cenniejszego kto miał w studniach, w dziuplach, w garnkach kamionkowych w ziemi. Często ten, który chował sam zginął, a skarb odnajdywano przypadkiem kiedyś tam. Te pieniądze mojego Teścia pochodziły z utargów za ostatnie dwa czy trzy tygodnie handlu – już nie mógł kupić towaru w hurtowniach, bał się zanieść do banku, myślał, że wojna zaraz się skończy i kupi ten dom przy pl. Świętokrzyskim – nawet miał wpłacony zadatek. To na razie schował pieniądze. Skąd miał wiedzieć, że w pół roku później i on i tamten właściciel domu zostaną zaaresztowani w słynnej wielkiej, kwietniowej brance dla uczczenia urodzin Wodza? Żaden z nich nie wrócił z obozu – mój teść zginął w Gusen II, zabity przez Chorwata – kapo dla dwóch złotych zębów; miał 41 lat. Te pieniądze, które ocalały na strychu, latami służyły mi jako prywatny, ukryty bank. Kiedy były bardzo potrzebne pieniądze, Pyra sprzedawała po kilka portretów Marszałka albo Lituanii. Ostatnie sprzedałam – bodajże – w latach osiemdziesiątych na leczenie Ani ścięgien Achillesa. Ten budynek przy p. Świętokrzyskim został spalony w 45-tym, nigdy nie odbudowany, dzisiaj na jego miejscu jest południowe skrzydło Kupca Poznańskiego, a plac od półwiecza co najmniej nazywa się Wiosny Ludów (czyli ta forsa i tak by przepadła nieodwołalnie).
Małgosiu do Szczyrku .. pisałam wczoraj …
Barbórko, mnie jeden, jedyny raz sernik (ten sam przepis, który podałam Pyrze) wyrósł i nie klapną, ale cała rodzina (ze mną na czele) męczyła się z nim nieprzyzwoicie długo. Był suchy i jako tzw.”karą boską” za zrobienie go z chudego twarogu. 🙁
Gospodarzu, to się tak „wycwaniłeś” jak ja. Też kazałam dzisiaj harować maszynie a sama zajęłam się ulubionymi przyjemnościami. 😉
errata: ma być „klapnął”. 😳
Zgago! Całujkuje wzajemnie!
A nie możesz osobiście na Skype?
Ksywa cichal, jak wszędzie.
o rety .. trzęsienie ziemi koło Kalisza …
Jolinku-dopisujemy Cię do toastu 🙂
I ja się pytam dla kogo mam dzisiaj w końcu robić ten marcepanowiec ???
Osobisty Wędkarz wyekspediowany na ryby,a Larośl znowu
na…studniówce.Załapała się na kolejny bal.W tamtym roku bawiła się z tej okazji dwa razy i znowu baluje.
Co tu dużo gadać,trochę Jej zazdroszczę.
I cieszę się,razem z Nią 🙂
Cichalu, dzięki za ostrzeżenie, ale po wdrapaniu się na Preikestolen (zajrzyj jeśli nie widziałeś) już niczego się nie boimy. Ale też nie przesadzamy. Dzisiejszy marsz trwał 45 minut. W niedzielę będzie to godzina. Jak spadnie śnieg zamienimy kije na biegówki. W bezruchu nie umiemy wytrwać.
A wieczorem…
Łódź kpt Paszke ma dziurę i nabiera wody. Nie uda się samotny rejs dookoła świata pod wiatr.
Ze studniówki dekady temu mam niewiele zdjęć, ale pamiętam studniówkę doskonale. Byłam wtedy porzuconą tuż-przedstudniówkowo dziewczyną przez takiego jednego skunksa ponurego, nieważne.
Na szczęście wybawił mnie z opałów przyjaciel, z drugiej strony wpuściłam się w szambo z moją wychowawczynią, bo zaproszeni panowie (koledzy) mieli być z technikum, w naszym wieku, a mój przyjaciel był już po technikum. Co gorsza, po wojsku też 🙄
Ale – ja go podtrzymywałam na duchu przez 2 lata woja na drugim końcu Polski, to on nie odmówił mi pomocy „z dnia na dzień” w sprawie studniówki.
Do dzisiaj jesteśmy w kontakcie prawie codziennym, bo od czego skype?
Podświadomie chyba jednak chciałam „postawić” się wychowawczyni i po raz kolejny zaprotestować przeciw jej dziwacznym wymogom.
http://alicja.homelinux.com/news/Studniowka%2773.Ja,lucyna.jpg
A propos, Lucyna mieszka „po sąsiedzku”, w Brampton.
Ło matko! Zapięta byłam pod szyję, niepodobne do mnie! A to białe, to jakieś bibułki, co na nas spadały z powały sali gimnastycznej, gdzie impreza tradycyjnie się odbywała.
W sprawie opadajacego sernika wypowiadał się niedawno jakiś znany kucharz i stwierdził, że jest to zjawisko tak częste i nie ma co się tym przejmować. Tylko dlaczego te serniki w cukierniach są takie równiutkie ?
Alicjo,
pogratuluj Jerzorowi wspaniałego wyniku. Podoba mi się to jego uzależnienie od roweru. A u nas rozpoczęto modernizację dróg i będziemy mieć scieżki rowerowe aż do sąsiednich wsi. Bardzo mnie to cieszy, bo będę mogłą bezpiecznie jeździć rowerem. Na wiosnę planowany jest zakup nowego sprzętu.
Chodzenie z kijkami/ albo bez /to bardzo zdrowy rodzaj ruchu, polecany w zasadzie każdemu.
A co do bolących stawów – warto przez jakiś czas zażywać preparaty z glukozaminą, dostępne w aptekach bez recepty. Jeśli zmiany są bardzo poważne, to i to nie pomoże, ale w łagodniejszych zmianach dają dobre rezultaty.
To nie takie silne trzęsienie, jak tylko lekutko sprzęty się poruszą. Kiedyś była skala Richtera, teraz jakaś inna…
Ja pamiętam jedno trzęsienie ziemi, kawałek na północ za Ottawą, jakieś 200km stąd.
Właśnie skończyłam dzierganie czegoś tam, godzina była śródnocna, prawie zasypiam, a tu nagle czuję, że coś się rusza – nie Jerzor, akurat spokojnie na dowolnie wybranym boku chrapał, więc mnie to zastanowiło.
Dziwne wrażenie 😯
Świtem bladym się zerwałam na serwis informacyjny tv, no i jak w banku – trzęsienie ziemi było! W skali Richtera około 4 stopnie.
I tak się zbiegło teraz, że straszą nas od paru dni (nie ściemniam!) wielkim trzęsieniem ziemi w okolicach Ottawy,
i to niedługo, bo Ottawa siedzi na jakimś przerąbanym uskoku, uniknąć się nie da.
Sezon ogórkowy już minął, Ottawa siedzi na tym uskoku od lat, 20 lat temu mieliśmy lekki wstępniak, a co będzie, to będzie. Ale media lubią straszyć 😉
Obejrzałam dziś film ” Sherlock Holmes” i jako dobra koleżanka nie polecam go nikomu. To jest film zrealizowany z myślą o bardzo młodych widzach, trudno nadążyć za szaloną akcją . Brak tam ducha i klimatu dawnego Sherlocka. Stracony czas.
Przeżyłam kiedyś na Krecie takie króciutkie i leciutkie trzęsienie. Nie zdążyłam się nawet przestraszyć, ale wrażenie jest rzeczywiście niezwykłe, troszkę podobne do zaburzeń błędnika.
Nie wiem, czy nie skończy się na kroplach miętowych, przypadkiem. Marcepanowca ani niczego innego dzisiaj nie piekłam ale… Wyciągnęłam chlebek marcepanowy (Zgago! Ahoj!!!) Ucięłam tak z 1/3 a na dodatek toastowo wlałam sobie ajerkoniaku lampkę. Słodkie to wszystko ale mój ajerkoniak jest krepki (na 5 jaj o,5 l spirytusu, 300 ml mleka, szklanka koniaku, o,5 laski wanilii) więc może mnie nie zmoże? Danuśko – masz zdecydowanie zły wpływ na mnie.
Krystyno-dzięki za opinie o Sherlocku.Potwierdzasz,to co czytałam w prasie na temat tego filmu i co absolutnie nie wydawało mi się zachęcające.
Alicjo-i gdzie te te sale gimnastyczne przystrojone rybacką siecią? Nie ma,skończyło się,bezpowrotnie 🙁
Teraz wynajmuje się na studniówki kluby albo inne sale na mieście,a do tego catering.Już zaprzyjaźnione ze szkołą mamy z trójki klasowej nie szykują kanapek.Dziewczyny wystrojone mocno sylwestrowo,do szykownego zdjęcia damska część klasy prezentuje swoje podwiązki,
ale,ale,ale ……
P O L O N E Z N A D A L OBOWIĄZKOWY i ćwiczony
wiele razy !
O właśnie, Małgosiu.
Nie ruszasz się, leżysz obojętnym bykiem albo siedzisz, a tu nagle świat się kołysze wokół ciebie, niechby i króciutko, ale zawsze to.
Pyro-JA NA CIEBIE ? Zły wpływ ???
Ło matko ! Ale się porobiło 😀
Danuśko,
tak było za naszych czasów. Sala gimnastyczna, sieć rybacka podwieszona pod sufitem, panienki poubierane jak nizej…myśmy mieli szampana, pół butelki na gowę.
Nasza wychowawczyni to ta na lewo od szefa klasowego, Jadzi, która trzyma bąbelki w dłoni. A jakie piękne kapselki na butelkach z oranżadą!
I Dagmara z Czarnego Dunajca w przepięknej góralskiej wyszywanej bluzce. Iskierka w naszej klasie. Gdzieś nam zgasła po drodze, niestety.
http://alicja.homelinux.com/news/Studniowka1973.jpg
Danuśko – jeżeli ktoś potrafi sprowokować bardzo oszczędną w słodkości Pyrę do zjedzenia porcji słodkiego kitu popijanego klejem do sklejania szuflad, to to nie jest zły wpływ?
Pyro-niewątpliwie jest 😀 -D 😀
A zatem toast za złe wpływy,za niegdysiejsze studniówki
i wszystko za wszystko,to co wymieniliśmy już powyżej !
:)))
http://www.youtube.com/watch?v=S08mVFj5eBs
To chyba nie były sieci rybackie / na południu Polski, czy w Warszawie / tylko siatki maskujące wypożyczane z jednostek wojskowych. Tak było w mojej szkole, w małym mieście z dwoma jednostkami WP/ o supertajnych numerach/.
A dziewczęta w białych bluzkach wyglądały bardzo ładnie. Na szczęście w dzisiejszych czasach na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego młodzież nadal ubiera się w strój mniej więcej galowy, czyli dominuje kolor czarny, granatowy i biały w różnych zestawieniach. I naprawdę wszyscy wyglądają w te dni jakoś tak inaczej niż zwykle i trochę przypominają tę dawną młodzież.
Jeszcze pięć lat temu , jako ta z „trójki” byłam zaangażowana w studniówkę syna. Odbywała się w szkole, ku niezadowoleniu sporej części rodziców, którzy przez noc dekorowali, a jakże siatkami, salę.
W Ani szkole studniówka nadal jest na miejscu, zresztą trudno znaleźć salę dla 8 klas maturalnych z osobami towarzyszącymi. Studniówki od kilku lat przejęły funkcje balów maturalnych z całym sztafażem, strojami itd, a to dlatego, że od kwietnia młodzież już nigdy nie spotyka się jako klasa: matury zdawane są osobno, wyniki późno, żadne bale nie są już organizowane – no, może piwo i kiełbaski na działkach. W Ani liceum tradycyjnie szkoła bawi się pod jakimś hasłem (np dom hazardu, dom schadzek, kosmiczna zawierucha, pod wodą – różnie) trzecie klasy pod wodzą plastyka dekorują korytarze i sale dla maturzystów, sztafaż decyduje o charakterze każdej „jaskini” – jest dowcipnie, luzacko ale elegancko. Katering z zaprzyjaźnionej firmy, muzyka mechaniczna z profesjonalną obsługą i właściwie – do oporu, bo jest to ostatni dzień przed zimowymi feriami.
Krystyno,
bardzo możliwe z tymi sieciami, bo gdzieżby tam na Dolnym Śląsku sieci rybackie. Ale tak się kojarzyły. Nomen – omen, teraz nasz stary ogólniak, wcześniej w byłym klasztorze (za moich czasów) przeniesiono jakiś czas temu na tereny byłej jednostki wojskowej. Już tam nie bywam, bo nikogo nie znam, moi nauczyciele są na emeryturze.
Moja studniówka odbyła się w szkole. Na sali gimnastycznej, przyozdobionej – a jakże – siatką maskującą, odbywały się balety, natomiast każda klasa urzędowała w osobnych salkach, które sami (bez pomocy/ nadzoru nauczycielskiego) sobie ozdabialiśmy. Z tego, co pamiętam: klasa mat-fiz urzędowała w piekle (dosłownie, ale o tym za chwilę), biol-chem w oceanie, humanistyczna (moja) w scenerii „Wesela” Wyspiańskiego (nawet chochoł był!), a jedna z ogólnych w dżungli. W przerwach między tańcami chodziliśmy się odwiedzać. W pewnym momencie trafiliśmy do „piekła”. Ściany zasłonięte czerwono-czarną bibułą, model kościotrupa wypożyczony z pracowni bioliogicznej, świece palące się na podłodze tuż przy ścianie robiły wrażenie. Zrobiły jeszcze większe, gdy jedna z tańczących par kopnęła te świece i bibuła zaczęła się palić. Reakcja była natychmiastowa: każdy oblał ścianę zawartością szklanki. W niektórych był alkohol… Na szczęście woda też się znalazła i do nieszczęścia nie doszło 😉 .
http://youtu.be/rSktfVJc_IM
Gdzie się podziały tamte prywatki…
…findet Nemo…
Nemo ma bardzo chorego przyjaciela – jeśli nie odzywa się na blogu, to bardzo możliwe, że jest tym właśnie zaabsorbowana.
Pozdrowienia dla Chorego Przyjaciela.
http://youtu.be/-3aHpiuizrs
Jedna z moich ulubionych
Nie gruzińskie, nie germańskie, ale polskie wielbłądy sobie cenię. Polskie garby, moje garby. Tak już jest.
Jak ja lubię tego Andrzeja
http://youtu.be/Ws4Eb-uTSrk
Ewa,
ale tamte studniówki to było to! Zawsze z łezką w oku będziemy wspominać. Wszystkie zdjęcia czarno-białe, my tak samo ubrani w te kolory, i tacy spięci, bo to już nasz ostatni bal przed maturą. Eh….se ne vrati, ale pięknie powspominać.
Dziwne to ale studniówka i bal maturalny, to osiągnięcia socjalizmu. Przed wojną tego nie było – było przyjęcie w domach, w gronie przyjaciół po dopuszczeniu do matury (Wańkowicz „Ziele na kraterze”, inni) po maturze klasy (przede wszystkim męskie0 w towarzystwie wychowawcy szły do knajpy na komers – uroczysty obiad i wódeczkę, tuż po wojnie zamieniono to na bal po zdaniu matury – teraz jest to studniówka przed egzaminami.
Pyro,
ja tam się nie znam, skąd to się wzięło, ale podobała mi się studniówka – sto dni do matury. Nie byłam na balu maturalnym, bo oblałam matematykę (ja i matematyka miałyśmy nie po drodze) i musiałam poprawkowo we wrześniu, ale nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło 😉
Studniówka w czasie wojny
Piękna młodzież – te dziewczyny, jak ten „róży kwiat” świeże, wdzięczne, hamujące swą kobiecość na użytek „oka opinii” i chłopcy – trochę niepewni, pełni nadziei (niektórzy nieco zmęczeni?). Moje bliźniaczki zdawały 5 lat później w 1987
Na portalu Newsweeka jest obszerny wywiad z Agnieszką Holland – warto przeczytać. Nie ze wszystkim się zgadzam ale przeczytać warto.
Mnie studniówka ominęła. Jeszcze ich nie było. Był rok 1952. (Pań z Blogu też jeszcze na świecie nie było) Maturę zdawałem w przyzwoitym, męskim liceum T. Kościuszki w Krakowie. Po maturze urżnęliśmy się z paroma najfajniejszym belframi. Matematyka Franciszka Majdy, polonistów: Słowikowskiego i Maciąga (uniwersytecie i literackie nazwiska) Nikt nie ośmielił się zaprosić. A może szkoda. Zeszliby z Parnasu.
Chcę i nie chcę iść na Holland. Za dużo i za dobrze piszą. Temat bardzo, ale duży strach przed spadaniem. Bardzo nie lubię nachalnego wciskania. Pójdę na wrogo, może w poniedziałek.
Pyra maturę zdawała w „czerwonym” koedukacyjnym liceum. Na studniówce – żadnych gości; bawiliśmy się w swoim gronie. Na balu maturalnym goście dopuszczalni, jeśli rodzice wystąpili do dyrekcji z wnioskiem o zaproszenie pana x / panny y. Prywatnych gości i tak było zbyt mało zaproszono więc 15 osobową grupę podchorążych ze szkoły oficerskiej i 15 osobową grupę pielęgniarek ze szkoły pomaturalnej
Chciałam tylko powyższe uzupełnić – z pielęgniarek i podchorążych mieliśmy mały (a prawdę mówiąc, żaden) pożytek. Obydwie grupy się znały z potańcówek w medyku i było tam nawet kilka par. Oni bawili się świetnie.
Nie chcę, Haneczko. Nie chce też czytać Grossa. Nie chcę czytać ani oglądać : obozów, eksterminacji Indian, rzezi Ormian,Holocaustu, rewolucji i kontrrewolucji. Ja już swoje w tym zakresie przeczytałam i wiem, że ludzkość w każdym momencie i w każdym punkcie planety jest gotowa to powtórzyć. Dziękuję.
Spokojnej nocy
Wiem, że nie chcesz Pyreńko. Wszystko Ci opowiem.
Krystyno, wyrazy współczucia. Tego się obawiałam.
Dla Cichala :
http://www.youtube.com/watch?v=i4EBgtOKLoE
Tradycja (to co, że młoda) nie ginie. 😆
Życzę Blogowisku dobrej, spokojnej nocy. 😀
Widziałam żabę kicającącą po szosie. W styczniu.
Placku!!!
Czytając twoje komentarze często zaśmiewam się do łez, dzisiaj wycisnąłeś u mnie łezkę wspomnień – to przecież moje liceum! Jak to znalazłeś!?
Na tej sali próbowano najpierw zrobić ze mnie sportowca – skutek zerowy, próbowano także zainteresować mnie np. 1 majem, organizując głupawe akademie – skutek ten sam. Później już sam, na corocznych potańcówkach i oczywiście na studniówce i balu maturalnym starałem się zostać przynajmniej przeciętnym tancerzem towarzyskim – skutek też bardzo mierny. Na koniec pisałem tam sprawdzian ze swojej wiedzy matematycznej i ojczystego języka, które jakimś cudem uznano za wystarczający.
Pomimo miernego dla mnie bilansu całości kocham do dzisiaj tę szkołę i większość psorów miłością wielką.
Wojna, nie wojna – dzięki Placku. 🙂
Alinko,
czy na filmie zalączonym przez Placka poznajesz osobę zdejmującą okulary, uczyła łaciny i historii (nie nas), była vice-dyrektorką, później zastąpiła niezapomnianego dyr. Szcząstkę? Szkoda, że operator kamery nie pokazał więcej nauczycieli, w 1982 roku z pewnością uczyli tam również ci, którzy uczyli nas.
Ja w tym czasie, jako okularnik żyjący już z dyplomem w kieszeni „za te swoje dwa tysiące”, odprowadzałem już dziecko do przedszkola … ale czas leci…
…ach, co Wy tam wiecie…
http://www.youtube.com/watch?v=ZVXqmweKN20&feature=related
A tyle jeszcze chciałem powiedzieć. Ale to nic…
W kościele prawosławnym, czyli po sąsiedzku, wczoraj była wigilia, dzisiaj Boże Narodzenie. Jestem przekonany, że wśród naszych Blogowiczów lub tych, którzy tu zaglądają, są osoby tego wyznania. Wesołych Świąt Wam Życzę!
Dzień dobry 🙂
bardzo nostalgicznie, wspomnieniowo się tu wczoraj zrobiło. Te studniówki i niegdysiejsze bale.
Muszę powiedzieć, że jakoś to na mnie nie działa. Sama się zastanawiam, dlaczego? Defekt jakiś, czy styl życia, tak bardzo osadzony w „tu i teraz”?
Cały czas jestem wśród młodzieży. Moi studenci mogliby być moimi wnukami, gdybyśmy się bardzo w rodzinie postarali. Kiedy zaczynamy rozmawiać o tym, co się w życiu tak naprawdę liczy, rozumiemy się doskonal i zupełnie nie czuje się tej różnicy wieku. Po prostu, rozmawiają z sobą ludzie zainteresowani tą samą kwestią. Oni nie mają oporów żeby mnie zaprosić do pubu na Andrzejki. I w niczym to nie zmienia relacji. Nie prowadzi do niepotrzebnego spoufalania z ich strony czy też obniżenia wymagań z mojej.
Równocześnie znakomicie się czuję w kręgu ludzi z Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Chce się im żyć, mają mnóstwo pomysłów i fantazji. Na początku marca jedziemy do Centrum Nauki im. Kopernika w Warszawie. Bilety, hotele, przewodnicy, autokar zabukowane. Ciągle sie coś dzieje. Życie tętni i chyba jakoś brak czasu na nostalgiczne wspominki. Patrzę na zdjęcia z tamtych lat z sympatią, ale bez specjalnych emocji. Najbardziej mnie emocjonuje to, co „tu i teraz”. I chyba nie chciałabym żeby się to zmieniło.
Miłego dnia Blogu 🙂
Placku,
ten wielbłąd to chyba jednak był czeski 😉
Mam wielki szacunek, podziw i uznanie dla tych, którzy pieczołowicie przechowują i odtwarzają ślady przeszłości. Przechowują pamięć.
Podziwiam Alicję za archiwizowanie zdjęć rodzinnych. Asię za szukanie dawnych tropów, wiązanie tego co historia pozrywała. Podziwiam Dorotala za berlińska wystawę o Kowalskim. Bardzo to wszystko cenię. Cieszę się też, że w naszej rodzinie są pieczołowici archiwiści. Dzięki czemu mamy starannie udokumentowaną wielowiekową historię rodzinną.
Sama jednak jestem dzieckiem teraźniejszości. Do historii mam stosunek sceptyczny. Parafrazując Stommę, większość historii uważam za „historie przecenione”. „Przecenione” wcale nie z powodu świadomych przekłamań, choć i takich nie brakuje, ale z zupełnie innych powodów. Ludzie potrzebują mitów i legend, żeby im się łatwiej żyło. I tak wszyscy na swój użutek tworzą „historie przecenione”. Jest taka ciekawa książka, która wyjaśnia mechanizmy tym rządzące: „Złudzenia, które pozwalają żyć”.
We mnie jednak rodzi się pytanie na ile jest to jakiś rodzaj życia „zastępczego”. Niczym „wyrób czekoladopodobny”. Oczywiście każdy ma prawoprowadzic takie życie, jakie chce i cieszyć się nim.
dzień dobry …
moja pani „od cudów”, która mi skutecznie pomaga w zwalczaniu ostatniej mojej przypadłości bólowej, na każdej wizycie daje mi dobre rady i ostatnio mi poradziła bym piła raz dziennie herbatkę z zaparzonej jednej torebki pokrzywy i jednej torebki lipy .. ma to podobno dobrze wpływać na panie 50+ … efekty mają być widoczne nie po tygodniu ale za jakiś czas w lepszym samopoczuciu .. może ktoś skorzysta …
od jutra przez jakiś czas mnie tu nie będzie bo komputer do remontu i wyjazd na ferie ..
pada śnieg … 🙂
Doskonale rozumiem Pyrę, że nie chce już dłużej czytać, słuchać, oglądać analiz potworności XX wieku. Mam dokładnie tak samo. Mechanizmy zła zostały dostatecznie dobrze opisane przez religie, filozofie, nauki społeczne, sztukę. Nie spodziwam się dowiedzieć niczego nowego w tym zakresie. Szczegóły niczego tu chyba nie zmienią. Zamiast się zagłębiać w zaprzeszłe zło wolę, w takim zakresie, w jakim mam możliwość, stawiać czoła temu złu, które nas otacza. Choć dużo bardziej konstruktywne jest po prostu pomnażanie dobra. Nawet tego najmniejszego.
Oczywiście nie można przestać mówić o tym co się wydarzyło. Nie wolno zapominać. Nie wolno dopuścić do tego żeby przyszłe pokolenia o tym nie wiedziały.
Po prostu ja, podobnie jak Pyra, uważam, że wiem wystarczająco dużo w tym zakresie. Nie chcę zapomnieć, ale też nie chcę zatracić proporcji.
A teraz już lecę do spraw dnia codziennego. Terminarz napięty po brzegi. Zaczynam od fryzjera i manicurzystki 🙂
Danuśka,
trzymam kciuki za Twoją pieczeń, żeby się udała. Sprawozdaj rzetelnie, bo ja za tydzień podejdę do tej próby 😆 🙄
W mojej rodzinie zbiera się raczej anegdoty, niż mity. Cała ta wielka i krwawa historia to dosyć dalekie tło. „Nie takie my, ze Szwagrem…”I dlatego nikt nie mówi w rodzinie o walce o polskość Śląska, a mówi się o czterech chłopakach Kowalskich, co to scyzorykiem trzcinkę panu w szkole pocięli, farorzowi wino na wodę podmienili, a w ogóle Matkę do grobu wcześnie wpędzili razem zresztą z Vatrem, co to na grubie fedrowoł, a w soboty do szynku chodził. Z tej udręki i wstydu Maryjka pomarła, bo jej na wątrobę wlazło, a August ożenił się z Albertyną.
I tak kolejno o różnych sprawach, o ludziach i zdarzeniach. Sama pamiętam to i owo (a najczęściej jakieś chwile słabości i potknięcia albo i głupoty) To nie jest historia przeceniona. To jest życie niedocenione.
Tak, Pyreńko. I dlatego pójdę na ten film. Zobaczę, czy to tam jest.
dla Warszawiaków … dziś i jutro na pl. Konstytucji jest Jarmark ekologicznej żywności pod patronatem Ministra Rolnictwa .. pogoda średnia ale może ktoś skorzysta …
t
Szanowne Panie pragne przypomniec, iz nominowany na Oskara film Agnieszki H. pt. „Europa, Europa” tylko dlatego nie dostal Oskara, poniewaz krytycy (glownie Niemcy) i decydenci stwierdzili, ze min. tresc filmu miala watki anegdoty i nawet burleski – chodzilo o ten moment, kiedy facet musi isc do urzedu aby przyniesc swoja metryke pochodzenia i w tym momencie urzad wylatuje w powietrze i on dalej, na chwile jest, wolny od oprawcow. Zarzucona jej, iz wprowadzajac takie rozwiazanie problemu, zrobila „czeskie kino a przeciez przedstawiala ludzka tragedie”.
Agnieszka Holland jest godna najwiekszego podziwu kobieta i swietna rezyserka, to ona a nie jacys mezczyzni pracuje w L.A., nie musicie chodzic na jej filmy, co nie oznacza, ze na calym swiecie pojda ludzie na ten film .
Jak widac niektorym trzeba przypominac od czasu do czasu co sie wydarzylo:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,10924465,Silownia_w_Dubaju_uzyla_zdjecia_Auschwitz_w_reklamie.html
„Agnieszka Holland jest godna najwiekszego podziwu kobieta i swietna rezyserka, to ona a nie jacys mezczyzni pracuje w L.A., nie musicie chodzic na jej filmy, co nie oznacza, ze na calym swiecie pojda ludzie na ten film ”
Zdanie godne literackiego Nobla. Oraz kilka medali za całokształt do powieszenia na piersi. Damskiej piersi.
Jacys mezczyzni nie powinni nadstawiać. Chyba , że policzek. Drugi policzek.
Oj, rozrabiałam na naszym zjeździe (we śnie) zjeżdżałam do wody starając się wszystkich opryskać dokumentnie Fajnie było ale się obudziłam kiedy zrobiłam wielkie chlup.
Marek, daj spokój – ja Cię cmokę w ten drugi policzek, chcesz? Dorota jest taka dumna z Holland – bo to kobieta, Polka zrobiła taką karierę, że jest zdolna zmusić ludzi do obejrzenia tego, czego wolą nie wiedzieć, nie zobaczyć.
Nowy, ze wzruszeniem obejrzałam film z naszego liczum (Placek 23:19). Placek jest Czarodziejem i czyta blog uważnie a o liceum wspominałes kilkakrotnie. Zachowałeś w pamięci duzo szczegółów z tamtego okresu. Z moją pamiecią jest dużo gorzej. Ponownie obejrzałam ten film i niestety nie pamiętam tej nauczycielki historii. Film chyba dobrze oddaje nastrój i młodzież jest pełna wdzieku.
Witam.
Wygrała, jak tu się nie cieszyć!
Ja także chcę podziękować Plackowi za link z filmem Pawła Łozińskiego o Sławomirze Mrożku. Wczoraj wieczorem obejrzałam sobie całość. Warto, oczywiście jeśli ktos interesuje się Mrożkiem.
A przy okazji była tam kulinarna/ albo raczej owocowa/ ciekawostka. Mrożek podniósł leżący pod gruszą owoc i stwierdził, że gruszki są bardzo dobre, ale pełno w nich ameb. A było to w jego ogrodzie w Maksyku. Nie widziałam, że ameby lokują się także w owocach.
Haneczko,
ciekawa jestem Twojej opinii o filmie Agnieszki Holland. Moja intuicja / poparta przeczytanymi recenzjami i wywiadem z Krystyną Higier/ podpowiada mi, że film spodoba mi się. Tylko że w Gdyni go nie wyświetlają. Trzeba jechać do Sopotu albo Gdańska. Obawiam się jadnak, że moja druga połowa ma w tej sprawie takie zdanie jak Pyra.
Zobaczymy, jak to będzie.
Miałem dłuuugą sesję z Yurkiem. Dobrymi radami naprawił mi komputer. Znowu miałem „latający” kursor! Niech żyją blogowe dobre duszki!
Witam!
Ogłaszam koniec zimy. U mnie z rana przed południem +4C i pewnie jeszcze podskoczy w górę. Chyba się wybiorę Za Róg po jakąś świeżą rybę na obiad. Miłej soboty wszystkim życzę 🙂
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1522547,1,programy-kulinarne-w-polskich-telewizjach.read
Blog potęgą jest i basta. Stale powtarzam. Kolana już tak nie łupią intensywnie smarowane, nacierane, owiązywane ale coś mi po krzyżu łaziło i wyjątkowo (bo unikam mocnych trunków) nalałam sobie pełną czarkę koniaku. Teraz pociągam po łyczku. Może mi wypłoszy to, co po kościach łazi? Nie ma się co dziwić – trzeci miesiąc trwa listopad. Amerykanie prorokują, że lato będzie w maju: krótkie i intensywne.
Za 10 min!
http://www.youtube.com/watch?v=WVQbxXvyG7A&feature=fvwp&NR=1
Na Holland nie pójdę, bo za nią nie przepadam. Ale nie wiem, czy zauważyliście w telewizorze taki serial „Czas honoru” – leci już ze dwa lata. Nie chciałam go oglądać, bo też mam dość wojny itd. Przypadkowo zobaczyłam jakiś odcinek i spodobali mi się bohaterowie, więc obejrzałam drugi odcinek. A potem kupiłam sobie całość i obejrzałam ciurkiem. Kolejne sezony też kupię. Bardzo dobre kino, z sensem, pomyślunkiem, obsadą i całą resztą. Współautorką scenariusza jest pani Ewa Wencel, aktorka, więc też jakąś kobietę do czczenia mamy. Bez ironii – polecam.
Yurku!!!:-)
Zaraz uduszę tego łotra 👿
Byłam Za rogiem, przez przypadek kupiłam pangę. Nie znałam nazwy angielskiej tej ryby i nigdy jej Za Rogiem nie widziałam. Z początku myślałam, że to przejęzyczenie w nazwie, bo panga po angielsku nazywa się basa, a my mamy rybę o podobnej nazwie, dość popularny bas-s (tu się łotr zezłościł, dlaczego nieprzyzwoicie się wyrażam).
Skropię cytryna, niech poleży, a potem chyba ją usmażę tradycyjnie.
Może macie jakieś rewelacyjne, wypróbowane przepisy?
Popijam zimnego lecha – Twoje zdrowie, Pyro! – bo się zgrzałam trochę. Ja nie umiem chodzić, ja pędzę, 5km łącznie z zakupami załatwiam w godzinę, nawet Jerzor mi nie dotrzymuje kroku.
Cichal wzywa yurka – znaczy, kłopoty z kursorem wróciły.
Alicjo, nie wzywam, tylko dziękuję 🙂 za hejnał krakowski!
Tego słucham.
http://www.polskieradio.pl/Player?id=-3
Szykuję,
http://www.youtube.com/watch?v=eWYyevucdZQ
Alicjo,
poczytaj sobie o pandze i jej hodowli. Ta ryba nie ma dobrej opinii i warto zastanowić się, czy kupować ją jeszcze w przyszłości, czy poprzestać na tym jednym razie. Może te kombinacje z nazwą mają zmylić konsumenta. Jednorazowo nic się nie stanie, ale Jerzorowi może nie mów całej prawdy, bo po co ma się denerwować/ tym razem słusznie/ 🙂 .
Tutaj o pandze:
http://srodowisko.ekologia.pl/przyroda/Panga-egzotyczna-trucizna-Czy-popularna-ryba-wietnamska-jest-zdrowa,13700.html
Parę lat temu kupiłam raz i nawet mi smakowała, ale zaraz potem zaczęły się w prasie artykuły na ten temat, więc już więcej nie pojawiła się na moim stole. Nie wiem skąd jest Alicjo Twoja panga i jak dokładne są służby sanitarne w Kanadzie. Może jest bezpieczna. Niestety w Polsce te ryby są badane wyrywkowo i nie wiesz na jaką partię akurat się trafi.
Krystyno,
ja sobie natychmiast przypomniałam dyskusje o pandze na blogu, ale postanowiłam zignorować, bo przecież nie wywale ryby 🙁
Z drugiej strony pamiętam też, że u nas są strasznie restrykcyjne przepisy, jeśli chodzi o importowaną żywność, behapowcy od jedzenia skrupulatnie pilnują, co skąd pochodzi i w jakich warunkach się hoduje. Trochę odebrało mi to apetyt, no ale co tam, spróbuję. Teraz przynajmniej wiem, jak się po angielsku nazywa 😉
Jednak coś tam złapałam i to coś czuje się dobrze, a Pyra nie. Tak po prawdzie to spać mogę na okrągło. Na noc połknę aspirynki ze dwie i jeżeli nie pomoże, to nie zaszkodzi.
Straszą pangą, norweskimi łososiami, czeskimi karpiami, indonezyjskimi owocami morza itd. Jedno jest pewne : naturalne łowiska nie wystarczą – jeżeli ludzie mają jeść ryby i te inne pływające, to muszą je hodować.
Aqua-cultura to całkiem dzisiaj duża gałąź rolnictwa.
krystyna
7 stycznia o godz. 16:15
oczywiscie, ze ameby sie lokuja ale NA owocach,
pamietam, ze instruowano o tym juz w latach 70 ubieglego stulecia,
w polsce, przed rejsem w tropiki;
zwykle wystarczy sparzyc owoc wrzatkiem,
ale na wszelki wypadek powinno sie obrac skorke.
Nisiu – ja lubię batalistykę; dosyć mam jednak zdecydowanie martyrologii, rzezi i okrucieństwa. Nie wiem, czy starożytni nie mieli racji – bogowie czekają krwawych ofiar, jak nie dostają, to się o nie postarają w wielkiej obfitości. Biorę pod uwagę ale czytać, oglądać, słuchać – nie chcę, A wszelkie „kolumbowie”, „Naga ziemia”, „Okrutne morze” „lotna” i w „Okopach Stalingradu”, czy 10.000 innych – chętnie.
Historia 3 się skończyła na antenie, fajnie było sobie powspominać
Ja bardzo przepraszam – chciałam dać linkę do artykułu w Gazecie (dział biznes) o tym, że prawie 70% oliwy ekstra wergin jest sfałszowana – nie tylko drugim tłoczeniem ale i innymi olejami – Włochy, Grecja i Hiszpania podpadły na całego – zamiast tego wydrukowały mi się takie tam różne
Pyro, też go czytałam. Ciekawe jest tylko jedno, że dalej nie wiadomo, które firmy fałszowały. Mieliśmy już kurczaki z dioksyną, Coca Colę z jakimś świństwem (w Belgii ją wycofywali z wszystkich punktów sprzedaży), właśnie wtedy, gdy byłam u Starszej. Jak widać oszustwa i świństwa, nie mają obywatelstwa ani narodowości.
Sznureczek do artykułu :
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,116219,10920175,Oliwa_Extra_Virgin__Ponad_polowa_butelek_nie_spelnia.html
Życzę dobrej nocy i pogodnych snów (mimo wszystko). 😀
Oj tam, oj tam, Pyro nie strasz, macie coś pogodnego?
Pyra, (10:43)
Nie chodzi o zbieranie mitów, ale o ich tworzenie.
Pełna zgoda co do tego, że historie życia codziennego, to historie niedocenione.
Anegdota jest bardzo ważna. Trzeba jednak pamiętać, że ona niczego nie wyjaśnia. Co najwyżej ilustruje. Zrozumienie wymaga czegoś więcej niż anegdota.
Ludzie posługują się w tym celu szeroko rozumianym mitem. Mitem, u którego źródeł leży potrzeba zrozumienia świata. I którego rolą jest jego objaśnianie. Współcześnie, nauki o poznaniu, używają zamiennie pojęcia mit i pojęcia narracja. Sama narracja definiowana jest jako poznawcza reprezentacja rzeczywistości i procedura poznawcza. I tak rozumianym mitem posługujemy się wszyscy. Dotyczy to również mitu traktowanego jako pewien rodzaj konfabulacji. Niechętnie się przyznajemy do tworzenia i korzystania tak rozumianych mitów. Wynika to z, ciągle dobrze się mającego, błędu kartezjańskiego. Bardzo trudno jest się nam rozstać z przekonaniem o naszej racjonalności. Tymczasem ta sławetna racjonalność jest bardzo świeżej daty i przypomina zaledwie rodzaj nalotu na solidnej warstwie irracjonalności.
http://youtu.be/b1jQIJi580w
yurek,
chcesz czegoś pogodnego? 🙄
Proszę bardzo, mówisz i masz, jutro po raz 20.ty gramy z Wielką Orkiestrą Pomocy Świątecznej 😆
„Do końca swiata i jeden dzień dłużej”. I to jest piękne.
Dobranoc 🙂
Pyro, to spróbuj ten honor obejrzeć. Taki trochę kolumbiasty.
Yurku – pogodne?
Jotko – mity, które tworzymy współcześnie (a dotyczy to szczególnie mitów założycielskich) raczej zamulają świat, niż go objaśniają. Mało tego – na zdrowy rozum niektóre z mitów nijak się mają do rzeczywistości (Polak – katolik, mit katyńsko – smoleński, przedmurze itd itp). Pół biedy, gdyby mity te ułatwiały życie, pozwalały na lepsze funkcjonowanie w społeczeństwie, a one raczej służą wykluczeniu. I to jest nieracjonalne; nawet, jeżeli Cartezjusz wymyślił racjonalność dosyć późno.
Pogodne dla Yurka, Alicji i Wszystkich:
http://www.youtube.com/watch?v=G4Lyhs9vbiY
A może to?
Nawet nie wiedziałam, że z taką dedykacją.
http://www.youtube.com/watch?v=JOp0n8m4HD0&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=fPYB8uuyuMQ
Żartuję.
Ameby,
pozdrawiam po, po , po świątecznie.
Wiem, że byłem w tzw. międzyczasie, ale chciałem, że tak powiem : na basta zakończyć orgię świąteczną! Tylko jako dziecko cieszyło mnie ,gdy wiedziałem, że przed 6 stycznia nie będzie szkoły. Tutejszy cynik, którego już niejednokrotnie cytowałem uważał:
Nic trudniej jest do wytrzymania, niż cały szereg wspaniałych dni.
Do szkoły już nie chodzę i nie mam zdania na ten temat, czy to święto było bymi jeszcze potrzebne.
Pamiętam jednak, jak latem 1970 wracałem z Warszawy do Gliwic, bo załatwiałem sobie sprawy wiz i takichtam, bo chciałem zalogować na statek PŻM na rejs do zachodnich portów Afryki. Miałem jechać jako pasażer, jako jeden z (do dziś nie wiem ilu) uczestników. Zakończę krótko: Nic z tego nie wyszło.
Wydała się jednak ciekawa rozmowa w wagonie restauracyjnym na trasie do Łodzi. Na stanowisko wolne, co je zająłem, dosiadły, na cztery możliwości, dwie osoby, a jedną z nich, była Beata Tyszkiewicz, jak ją PB cieleśnie stworzył, a drugą jakiś ojciec misjonarz, co przynajnej d ał mi do zrozumienia, że on zna Afrykę i co to może ew. znaczyć.
Ten mi opowiedział, że moje szczepienia to jeszcze długo nic (za niektórymi musiałem rzeczywiście wyjeżdżać do Warszawy), bo takie np, ameby mogę wchłonąć na powierzchni jakiegokolwiek owocu.
Zaniepokoiło mnie to wtedy weielce i zniepewniło.
Wizy i paszportu i tak wtedy nie dostałem.
Pyro,
stwierdzenie, że mity świat objaśniają, znaczy dokładnie tyle, że ci którzy je tworzą tak własnie świat widzą. Tyle, tylko tyle i aż tyle. To co Ty czy ja możemy nazwać „zamuleniem” dla innych stanowi „wyjaśnienie”. I wskazówkę jak należy postępować. To co jednym życie utrudnia innym, subiektywnie, ułatwia.
Ludzie mity tworzyli, tworzą i bedą tworzyć. Oczywiście istnieją mity niszczycielkie. Najbardziej dobitnym tego przykładem był nazistowski mit germańskiego nadczłowieka.
Nikt nie zagwarantuje, że każdy, czy nawet większość, mitów będzie racjonalna. Bo nie jesteśmy racjonalni.
Niemniej bez mitów, rozumianych jako narracja żyć nie możemy.
Dobranoc.
yurku,
bardzo lubię Misia Uszatka i chętnie sie do niego przytulę 😆
Wszystkie dedykacje bardzo pierwszorzędne – Jurczyna też. Chociaż przy błekitnej chusteczce co nie co się wzruszyłam. Pani Żukowska chyba nigdy wcześniej nie mówiła po rosyjsku – strasznie twardo jej wypada.
Pyro, mnóstwo osób uczy Dominikę rosyjskiej wymowy, ale ona jest z innego pokolenia. Zębowe ł to dla niej masakra. Ale ona kocha ruskie i stara się bardzo! Jakoś można jej tę wymowę wybaczyć, bo ładnie śpiewa.
Koryncki zaniedbał opowiedzieć, jak ten Wieczór na redzie śpiewaliśmy razem z wycieczką rosyjsko-amerykańskich starozakonnych w prywatnej sali Litieraturnogo Cafe w Petersburgu…
Nisiu – Polacy najczęściej nie stosują „ł” przedniozębowego – to raczej brak ścieśnionego „a” i rozdzielnego „i” jest słyszalny. A stara się (to widać) i głos ładny i muzykalność wielka.
Jej, że też ja tego chóru nie słyszałam – polsko-rusko-amerykańsko – starozakonny?
W TV Kultura był bardzo ciekawy wywiad z Agnieszką Holland.
Wieczorem przejmujący film „Rodzina”
http://www.stopklatka.pl/film/film.asp?fi=44492&sekcja=4
Jak będzie powtórka to gorąco polecam.
Marku nie strasz i powtórka! Masz coś weselszego?
Pyro, starozakonni trochę się obcyndalali. Za to piewica Irina i jej akompaniator, Sasza (oboje filharmoniczno-operowi, co zaznaczali, a co zresztą było słychać) dawali z siebie wszystko. My też.
A z tym ł rosyjskim, to żeby być już całkiem precyzyjnym, ono jest przedniojęzykowo-zębowe.
Święte słowa, Nisiu. Ja się kładę, chociaż się boję, że kaszel będzie mnie chciał udusić Tabletki połknęłam, przy popijaniu omal się nie zakrztusiłam Jak to Cichal mówił? Staremu wszystko szkodzi… Tiomnaja nocz’…Dobranoc.
Dobranoc 🙂 Nie udusi 🙂
Pyro – jeśli jeszcze nie śpisz: mam nadzieję, że układasz sobie poduszki WYSOKO! Leżenie na płasko dusi dodatkowo. Dobrze jest też spać na boku.
Sprawdziłam wielokrotnie na sobie jako astmatyczka z dużym stażem.
Pyro, mam nadzieję, że śpisz, ale ja się martwię. Masz berotec albo inne wziewne rozkurczające oskrzela???
Najlepiej załatw sobie od razu w znajomej aptece (na pewno masz!), a potem im doniesiesz receptę, bo to receptowe. Albo wyłudź pełnopłatnie (jeśli nie masz przewlekłej astmy, i tak zapłacisz całą sumę).
Pyro, sprawdziłam. Aerozol Berotec kosztuje niecałe 18 zł. Jeśli go sobie załatwisz, daj cynk, dołożę parę informacji.
Panga była znakomita i bynajmniej nasze sklepowe nie z Wietnamu, a z tutejszych jakichś hodowli, powiada Jerzor, który już o pandze dawno temu wyczytał w Der Spieglu, a co Niemcy mówią w sprawach jedzenia (zdrowe/niezdrowe), to dla niego biblia.
Bardzo delikatne mięso, podoba mi się w zgrzebnym wydaniu, czyli dyżurne+ otoczka z mąki, usmażyć.
Zaserwowałam sobie na popołudniowe czytanie opowiadania Marka Hłaski. Momentami jest to proza poetycka, ale po ciemnej stronie życia. Dobrze napisane scenariusze filmowe, można nakręcić nowelki. Właściwie nie miałam na to nastroju, ale jak zaczęłam, trudno się było oderwać.
Teraz wypijam kielich czerwonego i jeszcze chwila czytania do poduchy.
Dobranoc!
holender,wzystkiemu winni holendrzy,he.he…
yurek
8 stycznia o godz. 0:06
synku,
problem w tym, ze w ciagu ostatnich trzydziestu lat nie udalo sie polskim szkolom filmowym wyksztalcic ani jednego dobrego rezysera, czy scenopisarza;
podkreslam DOBREGO, jest paru niezlych i wielu przecietnych
(patrz n.p. ostatni wpis @plucinski)…
dlatego film polski ma czkawke:
do nowego filmu wajdy( „o lechu i danusi”) scenariusz pisze glowacki,
a powinien : mrozek .
p.s.
ale mam nadzieje,
ze zdazy jeszcze napisac do tego,
dwa zdania epilogu.
@pyra:
jedno jest pewne:
jestes lepsza od szostkiewicza.
@pepe:
znane sa przypadki ciazy pozamacicznej.
Ciotka Łucja z miasta Łodzi
twierdzi,że Łosoś jej jakoś nie wychodzi,
zaś Łazanki gotuje na Łobiad doskonaŁe
i zasŁugują Łone na Ładną pochwaŁę.
Wierszyk powyżej zrymowany na prędce w celach ćwiczenia
Ł przedniojęzykowo-zębowego 😉
Łosobiście Łobowiązkowo ćwiczyŁam 🙂
Nisiu – mam seretec w dysku – wziewny na obturacyjną chorobę. Nie mam astmy – palę od ponad pół wieku, a łatwo się podziębiam.
Na szczęście noc przespałam, jak niemowlę, które ma sucho i zostało nakarmione. Dzisiaj na obiad reszta nóżek kaczych i jakaś surówka do tego (nie ma ani czerwonej kapusty, ani buraczków). Pa, ja do roboty.
Ćwicz Danuśko, ćwicz – potem mnie nauczysz
Pyro-daj znak życia,martwimy się o Ciebie 🙁
Leclerc propaguje,jak może francuskie obyczaje kulinarne.
Ma w sprzedaży galette de rois(marcepanowca)ze stosownym opisem,jak podawać i skąd ten obyczaj.
Wczoraj byłam na obiedzie na moich przyjaciół i owo ciasto
przyniosłam na deser.Na figurkę z porcelany trafiła w swoim
kawałku mama Gospodyni.Jest to przemiła 92-letnia babcia,
którą znam już od wielu lat.Powiedziała,że pierwszy raz w życiu została królową,co ją niezwykle cieszy.Z koroną na głowie została uwieczniona na zdjęciu.Prezentowała się znakomicie 🙂
O Pyro,jesteś 🙂
Cieszę się,że dobrze spałaś.Ja zresztą też.
Jotko-wołowina w sosie kawowym przełożona na następny tydzień.Jedna z uczestniczek spotkania skręciła nogę w kostce.
Witam.
Oglądam.
http://hdmecz.pl/hdmecznazywolive3.php
Uff, wygrała!!!
sceny batalistyczne
z cyklu
na froncie lekkiej muzy
dzisiaj:
przed 325 laty, 8 stycznia 1687 roku,
jean-baptiste lully, kompozytor nadworny ludwika XIV,
dyrygujac z pasją te deum z okazji wyzdrowienia króla,
uderzył się w palec stopy ostro zakończoną batutą dyrygencką ;
kilka tygodni później zmarł wskutek zainfekowania rany.
blogu swiec nad jego dusza!
„8 stycznia o godz. 0:06 synku”
Witaj Byku, dzięki za komplement.
Zaliczyliśmy z Pikselem ponad półtora godzinny sznaucer-walking.Pogoda raczej marcowa niż styczniowa.Po drodze
wypiliśmy odpowiednio: miskę wody oraz kawę z imbirem, miodem i cynamonem serwowaną w kawiarni,gdzie dzisiaj kelneruje Latorośl.Zresztą oprócz serwowania kawy i sałatek dzisiaj w programie,jak w każdą niedzielę,było czytanie bajek dla najmłodszych oraz zajęcia plastyczne związane z wysłuchaną bajką.Ta bajka gromadzi na ogół sporą grupę dzieci i ich opiekunów,ale zdarzyło się już tak,że była czytana tylko dla 1 malucha.
Wieczorem w kawiarni przewidziany wernisarz bajkowych obrazów malowanych m.in. przez :
http://kubachomicki.pl/obrazy3.html
p.s.
strasznie trudny ten polski.
@nisia:
a co robia alibabki?
Ten Chomicki przypomina mi nieco Tadeusza makowskiego (krasnale!). A reszta jest do zrobienia na drutach 😉
…i jeszcze jeden malarz mi sie kojarzy oprócz Tadeusza Makowskiego, ale nazwisko mi z głowy wyleciało i koniec. Malarz o korzeniach bodaj litewskich. Charakterystyczne oczy i nosy malowanych postaci. Mam na końcu języka nazwisko…może sobie przypomnę 🙄
Manier
Justyna wygrała jej czas był inspiracją do wpłaty.
http://www.wosp.org.pl/final/jak_nas_wspierall
Myślę, że chodzi Ci o Stasysa Eidrigevicius (a)
Też.
Wsparłam, jak zawsze od 20 lat do puszki.
Ja też od razu pomyślałam o Makowskim i Stasysie. Wpływy widoczne/ zwłaszcza Stasysa/, ale obrazy pewnie się podobają. Wybrałabym dla siebie ” miasteczko”.
Ze stosu nieptrzeczytanych lektur wybrałam ” Cmentarz w Pradze” Eco. Poczatek wciągający.
A wracając do pangi : te z hodowli kanadyjskiej też bym chetnie zjadła, ale z Mekongu na pewno nie. Przypuszczam, że w Polsce dostepne są te drugie, ale pewności nie mam.
Yurek, moje „myślę, że chodzi Ci…” nie odnosiło się do Ciebie – nie miałam zamiaru Cię poprawiać. To była „dopowiedź” do zastanowienia Alicji. Ale Ty byłeś szybszy, więc wyszło jak wyszło.
A tak w ogóle to witam Blog, bo wyrwałam się bez słowa grzecznego, czyli jak mówi klasyk „ani be, ani me…”.
Krystyna, ale które miasteczko, bo jest ich kilka. Też spodobały mi się, więc obejrzałam wszystkie. A tego rodzaju postacie są dla mnie smutne, z wyjątkiem Makowskiego. Więc nawet jeśli podobają mi się, to nie chciałabym na nie patrzeć codziennie.
Lena 2 i za to Cię lubię.
Po raz pierwszy od 20 lat w domu nie przybyło nowe serduszko – Młoda nie była „między ludźmi”. Targujemy na Allegro serwetkę (mamy już dwie z innych lat) i Ania przekazała jakąś kwotę telefonicznie. A serduszka i tak mi żal.
Stasys ci on! Dzięki za podpowiedź (wiedziałam, że imię lub nazwisko na „S”).
W Poznaniu skandal – na wczorajszej premierze filmu „W ciemności” A.Holland w największej sali Kinopolis na 750 miejsc, wybuchła awantura między widzami o miejsca w jednym z tylnych rzędów. Awantura na tyle głośna, że po 22 minutach seansu przerwano wyświetlanie, zapalono światła i zrobiono porządek. W chwili zdarzenia na ekranie były sceny likwidacji getta, ludzie walczyli o życie chowając się w kanałach – po awanturze puszczono film od początku – od reklamowego muczenia krowy. Część osób opuszczała kino oburzona, ktoś krzyczał, że on/a drugi raz na to nie może patrzeć, że trzeba było od tego momentu, kiedy film przerwano. Cyrk na kółkach jednym słowem. Opinie – film trzyma za gardło od pierwszego ujęcia.
Lena 2,
To miasteczko z pierwszej strony, czyli ” City impression II”, ale ” Little Town” też ładne. Przymiotnik ” ładny” nie powinien być używany przy ocenie sztuki/ 😉 /, ale jako zwykły ogladacz czasami pozwalam sobie na to.
Pyro,
to rzeczywiście awantura. Też bym była wściekła, bo w kinie skupiam się na filmie/ a ten jest dość szczególny/ i nie znoszę rozmów i chrupania kukurydzy. Na ogół chodzę na wczesne seanse, kiedy jest mało widzów i można wybrać sobie spokojne rejony, no ale na premierze pewnie była pełna sala. No, ale żeby w poważnym Poznaniu takie rzeczy się działy … 😉
No to się cieszę – mamy wspólny punkt (widzenia?) – przynajmniej na miasteczka. Wybrałam te same. Chyba są najbardziej pogodne.
Krystyno – może to dlatego, że to nie była oficjalna premiera z VIP-ami itd, tylko po prostu pierwszy ogólnie dostępny seans. Dla mnie jest niezrozumiałe, że ktoś już w ciemnej sali robi awanturę o miejsce. Jeżeli się spóźnił, to niech cichutko siada gdziekolwiek, gdzie jest wolne miejsce, bo uniemożliwił kilkuset osobom właściwe skupienie na filmie. A ludzie przyszli na film, nie na mecz bokserski.
Dla Żaby:
http://alicja.homelinux.com/news/Kot.jpg
Pyro, domyślam się, że nie o to Ci chodzi, ale bardzo chętnie podzieliłabym się z Tobą serduszkami jeśli tylko zechcesz(mam dwa)
Ewo – pewnie, że nie tylko o to. Jeżeli masz ochotę (zazdroszczę warszawiankom) to może przyjedziesz do mnie na jakąś kawę? Ja – na mieście – niechętnie, bo wiadomo, że ja ruszam się tylko w bardzo ograniczonym zakresie. Co prawda są taksówki ale przy tym rozrytym mieście, to bywa nie najwygodniejszy środek transportu (Ania jechała ze Swojskiej do domu ponad godzinę i zapłaciła, jak za rejs Batorym (wiadomo – przepały w korkach). Jeżeli teraz jest dość paskudnie, to może wiosną? Wiosna i lato jest urokliwa na moim osiedlu. Zapraszam.
Pyro,dziękuję za miłe zaproszenie, ja na razie jeszcze nie jestem na tyle mobilna,żeby móc się wybrać poza najbliższą okolicę, może właśnie wiosną czy latem byłoby mi łatwiej , chętnie bym Ci wtedy potowarzyszyła podczas spaceru z Radziem.Podaję mój adres internetowy, napisz, na jaki adres przesłać serduszko. ewarzepka@onet.eu
O.Tysiąclecia 6 m 14/ 61-255 Poznań
Coś mi się wydaje, że też – jak Cichal, a przedtem Żaba- naprawiana byłaś?
A nie przyznałaś się Zmoro jedna, żebyśmy kciuki solidarnie mogli „trzimać” Ważne, że już powolutku przychodzisz do zdrowia. Powodzenia.
Twój komentarz czeka na moderację.
Mieliście coś takiego? 50 min.
Jak nie przemarsz wojsk, to konstytucja (jak mawiała moja stara przyjaciółka).
Opowiem wam potem, teraz idę do kuchni, ziemniaki doszły, dorsz się dosmaża.
Dziś niedziela, u mnie dzień czytania słowa drukowanego, ale dziś kupionej POLITYKI nawet nie przekartkowałem.
Doczytałem wreszcie książke, którą kupiłem sobie ubiegłej wiosny http://www.valentinas-kochbuch.de/index.php?article_id=653
To spowiedź krytyka kulinarnego, który po 25 latach przestał chodzić do restauracji w tym celu i podjął się demaskowania praktyk kuchennych pod wielkimi adresami, którym firmują wielkie nazwiska dzisiejszej sceny. Wg. niego, tzn. Zippricka, wielka kuchnia spodliła się i poszła w latach 2000 na usługi wielkich koncernów żywnościowych, a wielkie nazwiska szafują przed kamerami wynalazkami chemii żywnościowej, które mają po 40 lat, a teraz, przy asyście tychże są sprzedawane jako najnowsze kreacje mistrzów, jako śmiałe konstrukcje sferyczne, ( lody groszkowe) a w ogóle, to najnowszą modą jest gotowanie destrukcyjne – piszę tu o tzw. kuchni molekularnej.
Wcale nie jest on zdania, że uczciwych kucharzy już nie ma, ale tacy na najwyższe laury już liczyć nie mogą, bo już nie należą do sitwy. Z resztą, wg. tradycyjnych zasad gotować znaczy, godzić się dziś na znikome marże, a przy tym ambiente godne uwagi może doprowadzić szybko do ruiny.
Trudno mi się do tego odnieść ale zacytuję mały przykład na to. Chodzi o dodatek do gotowego rezeptu potrawy na cztery osoby, dodatek nazwany jest tu ?spiralą oliwną?
100 g E 953 (isomalt)
25 g. glukozy
1,5 g E 473
45 g oleju z oliwek
1,5 g E 475
Wynosi 103 g dodatków na 45 g oliwy.
Nie będę przedłużał ale – odechciewa się.
Książka nie jest do otrzymania w wersji polskiej, ale warto poszukać w necie po hiszpańsku , albo po włosku, bo w tych językach publikował wcześniej. Mogę jednak wysłać tym, co władają niemieckim.
Na razie.
Danuśka,
szkoda, że impreza nie doszła do skutku 🙁
Z jakiego rodzaju wołowiny zamierzasz zrobic tę pieczeń?
Wielka, to ja jestem tylko gabarytowo ale gotuję uczciwie z masła, jajek, śmietany, mięsa i świeżych warzyw (ew.mrożonek kiedy nie sezon). Żadnych wymysłów, nie mam zaufania do technologii (wolę fizjologię smaku). Jasne więc, że wybitnym kucharzem nie zostanę i rodzinie musi wystarczyć kuchnia „jak u Babci”. Nie zawsze ta moja kuchnia jest jakaś skomplikowana; skądże; ze dwa dni w tygodniu zjadamy dania barowe – jutro właśnie : smażone ziemniaki, smażona kiełbasa wiejska, surówka z kwaszonej kapusty.
pepegorze
Komercjalizacja za wszelką cenę, cięcie kosztów, wprowadzanie potraw wcześniej przygotowanych to tendencja w całym kulinarnym świecie. Oglądałem kiedyś w tv program gdzie dziennikarz śledczy, prześledził śmietniki paryskich restauracji . Okazało się, że większość używa gotowców. Poczynając od przekąsek kończąc na deserach. Takie czasy (:
a-a kotki dwa,
szarobure obydwa…
To tu Marku też tak wychodzi. Krytyk zna temat i wie, że dobra kuchnia, tylko na najlepszym materiale, nie może być tania, ale jego wnerwia, że nieuki, na substytutach podpowiedzianych przez UniLaver czy innych tam, wypuszczają bzdety ogłaszane przez scenę jako genialne kreacje i mają wielodziesiętne przebicia i – są królami sceny. Najbardziej go jednak wq…a, że ktoś, kto go na początku swojej kariery recenzenckiej przekonał naprawdę dobrą kuchnią, teraz uchodzi za kreatora tego nowego kierunku i najlepiej na tym zarabia, sam produkując najprzeróżniejsze emulgatory, które idą jak ciepłe bagietki , mianowicie niejaki Ferran Adria http://pl.wikipedia.org/wiki/El_Bulli
Dam sobie spokój, bo będę wyglądał jak denuncjator.
Dobranoc.
Pyra ma zawsze garść najlepszych informacji z Poznania.
O tej awanturze w kinie chociażby!
(jak w tych kupletach”niedobrze panie bobrze” – ci to raz „wybuch pożar w kinie- popatrz, popatrz, popatrz-ktoś szepnął głupstwo- minie- popatrz popatrz popatrz i wszyscy uwierzyli popatrz , popatrz , popatrz i wszyscy się spalili…).
Dobranoc załogo.
Byłam wyjechana samochodowo.
Byku, nie mam pojęcia, co robią Alibabki. W Szczecinie były Filipinki. Jedna pracowała jako główna księgowa w telewizorze, a reszta – nie wiem.
Nisiu, ktoś Cię najechał ???
Małgosiu, coś Ty! Byłam wyjechana, a nie przejechana, najechana ani rozjechana, tfu, odpukać!
Wyjechana=na wyjeździe.Chyba i u mnie czas na lulu.
Dobranoc!
😯 Po raz pierwszy, od niepamiętnych czasów, jestem o tej godzinie na nogach (bez budzika 😉 )
Witam serdecznie i życzę Wszystkim dobrego dnia. 😀
Dzisiaj robię sobie galaretkę z nóżek, już się cieszę i pogoda może sobie być pochmurna, ponura a ja będę „wcinać” galaretkę. 😉 😀
Zobaczcie to piękne cudeńko:
http://wyborcza.pl/1,76842,10929102,Piekny_jak_dworzec_w_Przemyslu.html
Dzień dobry 🙂
garść dobrych informacji
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/wielka-orkiestra-swiatecznej-pomocy/wosp-pobije-kolejny-rekord-owsiak-czuje-dume-ale-i,1,4992026,wiadomosc.html
Zgago,
to rzeczywiście miła niespodzianka 🙂