Niemcy drugą potęgą kulinarną w Europie?
Taki okrzyk wyrwał się z ust pracowników słynnego przewodnika dla smakoszy – Michelin. Właśnie ukazała się kolejna edycja tego przewodnika zachęcająca gurmandów świata do podróży po Niemczech. Zachętą i uzasadnieniem hasła o potędze kulinarnej ma być liczba gwiazdek przyznanych lokalom na wschód od Renu.
W Czerwonym Przewodniku Michelin po Niemczech omówionych jest 9 jednogwiazdkowych, 32 dwugwiazdkowe i 208 jednogwiazdkowych restauracji. Dodatkowo polecane są także lokale, którym przyznano specjalne wyróżnienie Bib Gourmand. Wyróżnienie to przyznawane jest miejscom, które oferują wysokiej jakości trzydaniowy posiłek, w cenie 35 euro, lub mniejszej. W Niemczech jest aż takich 431 restauracji. Prawdę mówiąc dla zwykłego wędrującego smakosza Bib Gourmand jest ważniejszym sygnałem niż gwiazdki. Te ostatnie bowiem pociągają za sobą ceny sięgające (czasem aż do przesady) nieboskłonu.
Najnowszy Czerwony Przewodnik Michelin Niemcy omawia 2157 restauracji i 4227 hoteli we wszystkich kategoriach cenowych. Liczba omówionych lokali sprawia, iż Niemcy są drugą potęgą kulinarną w Europie (po Francji).
Regionem, który w tym roku pochwalić się może największą ilością restauracji, z drugą gwiazdką są Północne Niemcy. Inspektorzy Michelin wyróżnili tam, aż cztery lokale znajdujące się w Hamburgu i Lubece.
W tegorocznej edycji przewodnika liczba niemieckich jednogwiazdkowych restauracji wzrosła z 205 do 208, spośród czego, aż 23 restauracje zdobyły w tym roku swoją pierwszą gwiazdkę.
Oprócz hoteli i restauracji najwyższej klasy rekomendowanych przez inspektorów Michelin, w przewodniku znaleźć można także tańsze miejsca, zaczynając od pensjonatów, a kończąc na tradycyjnych hotelach, wśród których czytelnicy przewodnika na pewno znajdą coś dla siebie.
Na koniec warto przypomnieć, że w tegorocznej edycji Przewodnika po miastach europejskich znalazło się 36 polskich restauracji, w tym 17 z Krakowa i 19 z Warszawy. Pisałem o tym wydarzeniu jakiś czas temu i wymienialiśmy uwagi na temat wyróżnionych lokali. Nie wszystkie decyzje inspektorów Michelin wydała nam się bowiem w pełni uzasadniona. Ale przecież wiemy, że smak jest sprawą wielce indywidualną.
Dlatego też postawiłem w tytule znak zapytania. Liczba wyróżnionych restauracji w tak wielkim kraju niczego nie przesądza. Ważniejsze jest czy wędrowcy mogą zjeść ze smakiem w każdej napotkanej po drodze knajpce. Moje doświadczenie mówi: NIE!
A w Hiszpanii, Francji czy – przede wszystkim – we Włoszech: TAK!
Ale to oczywiście moje subiektywne oceny.
Smacznych podróży!
Komentarze
Dzień dobry
Mglisto, wilgotno i ziąb. Przyznaję rację Gospodarzowi w opinii, że dla polskiego turysty ważniejsze są dobre lokale, w których można spożyć smaczny posiłek za 35 euro (albo mniej) niż „gwiazdkowe” oazy kuchni wykwintnej. Oczywiście jeżeli ktoś będzie miał okazję, potrzebę i środki na to, może i w „gwiazdkowych” przyjemności stołu szukać. Wyjeżdżajcie, smakujcie i opisujcie, a ja to z przyjemnością przeczytam. To moje podróże. A zupełnie szczerze, co najmniej równie interesujące są wieści z własnych kuchni PA i Blogowiczów (i przydatniejsze, jak dla mnie).
Młodsza poleciała do roboty zabierając prezenty dla swoich uczniów, bo to dzisiaj, w ostatni dzień przed feriami urządzane są Gwiazdki klasowe. Specjalnym prezentem jest rekordowa w tym semestrze liczba ocen niedostatecznych, wystawiona przez Młodą (21, w tym 5 we własnej klasie, której jest wychowawczynią). To na otrzeźwienie – nie chodzą, nie uczą się, zbierają po 5-6 ndst na czysto, a potem w ostatnim tygodniu przed klasyfikacją chcą masowo poprawiać. Tym razem mieli pecha – pani psor była chora i żadnego „zdawania” nie było. Zdawać, zaliczać, mieć warunkowe dopuszczenie, zdążą mieć na studiach; tu mają się nauczyć. I wszystko.
Stuk, puk, jest tam kto ?
Witam serdecznie i dalej nadganiam przygotowania świąteczne. Niestety wszystko mi idzie jak po grudzie. 🙁
Piotrze-Gospodarzu a gdzie Dzieciątko ? Przecież to właśnie Ono przychodzi w noc wigilijną. Musi wcześniej się uporać z prezentami, bo o północy będzie ciężko musiało pracować, aby się „wydostać” na ten najlepszy ze światów. 😉
Na razie muszę lecieć, żeby „pobigosić”. Wpadnę wieczorkiem.
Owocnego dzionka, życzę całemu Blogowisku. 😆 😆
Stanisławie gratuluję serdecznie – Ewelince pogratulowałam wczoraj osobiście w czasie mikro-zjazdu – oczywiście u „Bliklego”. 😆 😆
O ! Gdybym chwilkę poczekała, to nie musiałabym wołać; jest tam kto?
Pyreńko, 😆
Witajcie,
Od siebie dodam, że mikro-zjazd był bardzo miły i smaczny (jak to u Bliklego). Tylko za krótko trwał…
a trasę Świętego Mikołaja najlepiej śledzić na tej stronie … 🙂
http://www.noradsanta.org/en/index.html
Całkowicie zgadzam się z Gospodarzem, że we Włoszech, Hiszpanii i Francji łatwo zaspokoić głód z wielką przyjemnością dla podniebienia, a w Niemczech bardzo różnie z tym bywa. Tylko we Włoszech i nawet we Francji należy unikać miejsc wysoce turystycznych (bywają zacne wyjątki).
Alicjo, rekomenduję jeszcze Dworzec dla dwojga i Kierowcę dla Wiery. Kierowca to film Pawła Czuchraja, syna Grigorija. Z filmów starszych bardzo rekomenduję Afonię. W tym przypadku Afonia to imię bohatera, które brzmi jak zaburzenie słuchu raczej przez ironię.
Po kolei:
Dzień dobry, mimo przykrej wielce mokrości za oknem.
pepegor
dzis temat gwiazdkowy 😆
nie bede sie tu spuszczal na innych doswiadczenia. z wlasnych obserwacji oraz z mojego doswiadczenia wynika, ze niemcy jadaja bardzo duzo i kapusty, i brokul, i szpinaku. takie menu zapewnia z pewnoscia, ze cialo i mozg niemca wyposazone jest w wystarczajaca ilosc skladnikow odzywczych. nie gardza niemcy ani orzechami, ani fasola, ani olejem slonecznikowym. wystepujace tam witaminy B1 i B6 pozwalaja zwiekszyc zdolnosc czujnosci oraz uczenia sie. to natomiast przeklada sie nie tylko na ilosc lokali z gwiazdkami az po zachodnia strone odry, ale rowniez w ilosciach przyznanych nagrod nobla. noblistow ma kraj niemiecki prawie dziewiecdziesieciu ( 90 ) z czego 90 % to nagrodzeni w dziedzinie nauki oraz medycynie. w europie jest to niezaprzeczalne pierwsze miejsce. nie bede robil tutaj zadnych porownan z innymi duzymi europejskimi krajami gdzie noblistow mozna policzyc na na palcach dwoch rak, nawet jezeli nie posiadaja te dlonie jednego kciuka i palca srodkowego
ja mowie ze TAK, TAK, TAK !!!
kazdy wedrowiec moze smialo zjesc na trasie w niemczech i kapuste, i szpinak, i brokuly, i popic to olejem slonecznikowym. biorac pod uwage powyzsze fakty jestem przekonany, ze jezeli to nie pomoze od razu, to na pewno nie zaszkodzi na przyszlosc
Nie wiem jak między Lubeką a Hamburgiem, ale tu miałem okazję wczoraj zjeść doskonałą kaczkę po pekińsku, w restauracji pod wymowną nazwą: „Wielki Mur”. Na piętnaście osób, łacznie z trunkami i dwumiejscowym napitkiem: 390 e. Robi to 26 na łebka, zapłacone z kasy klubu.
A byłbym zapomniał w ogóle tam pójść, bo mam urlop i mieszają mi się dni. Co to jeszcze będzie, jak zacznie się emerytura?
Co do 3 pytania wczorajszej zagadki.
Obecny wśród biesiadników Chorwat z Vukovaru też opowiadał o wolnym miejscu przy stole wigilijnym jego babci, a ja to znam z rodzimego Zabrza, a tam o żadnym powstaniu z dziada, pradziada nie pamiętali.
Ciekawe, że z opowieści Chorwata wynika, że u jego babci nad Dunajem, obyczaj wigilijny był prawie taki jak u nas.
Ot, słowiańska nuta.
A na dzisiaj:
Karp kupiony, dom do sprzątania, a reszta: zobaczy się!
A kapusta dobra na wszystko.
Byłem kiedyś w chińskiej restauracji w Hamburgu i byłem zdumiony, jak dania znane z chińskich w Polsce mogą dobrze smakować. Nie mówię, że te w Polsce nie smakują dobrze. Pamiętam bardzo dawny Szanghaj, nie byłem w restauracjach prowadzonych przez córkę ówczesnego szefa kuchni restauracji przy Marszałkowskiej. Ale przeciętny poziom nie zachwyca. W Hamburgu było po prostu znakomicie i niezbyt drogo, dieta wystarczyła ze sporym naddatkiem.
Kaczka po pekińsku nie jest daniem szczególnie skomplikowanym, tylko wymaga doświadczenia. Prawdziwa jest nieco zubożona o pewne składniki, które służą do wykorzystania w dodatkowych daniach podawanych kolejno. Główne danie przed pieczeniem nad ogniem w specjalnym piecu, który jest znacznie większy niż np. piec chlebowy. Przed pieczeniem kaczke się nadmuchuje jak balon, dzięki czemu skóra odchodzi, ale utrzymuje się na kaczce. W trakcie pieczenia polewa się ją wodą dość często, a w efekcie oddzielenia i polewania skórka staje się bardzo chrupiąca i pieknie przyrumieniona. Ale przecież wiecie to wszystko doskonale.
Niemiecka restauracja koło autostrady struła mnie kiedyś tak, że po godzinie musiałam błyskawicznie szukać hotelu, bo dalsza jazda była niemożliwa 🙁
Dzień dobry Blogu!
Widzę, że uprzedzenia trzymają się dobrze 😉
Ogonku,
kapusta, szpinak i brokuły oraz olej słonecznikowy to jest to!
Ja bym dodała jeszcze górski ser, dzięki któremu 6-milionowy naród helwecki wydał 24 noblistów, w tym 9 w medycynie, 7 chemików i 6 fizyków 😉
Napadało nam śniegu co niemiara, a teraz leje deszcz, znowu nam się będzie powodzić 🙁
Chłe chłe chłe…no co, potrzeba matką wynalazku, pizzę jakoś rozmrozić trzeba w skromnych warunkach hotelowych 🙄
http://imgur.com/uIPsM
Witajcie na wszystkich rubieżach moim ciemnym przedświtem 🙂
+5C wskazuje termometr na lotnisku w Kingston, czyli u mnie na ganeczku ogródkowym jest ze dwa stopnie wyżej. Nie wiem, czy malować jajka, czy gotować kapustę z grochem 🙄
Właśnie, to mam jeszcze do zrobienia w ramach świątecznych kulinariów (oprócz rolmopsów, oczywista). Nie zakisiłam własnej na czas, będzie od „Krakusa”, i też będzie dobra.
Pepegorze – Chorwaci Słowianie Południowi) odłączyli się od nas – Słowian Zachodnich dość późno i język, obyczaje mamy b. podobne. A pusty talerz wcale nie czeka na zbłąkanego wędrowca, a jest pozostałością kultu przodków – kiedyś na Słowiańszczyźnie obchodzonym 4 x w roku w okolicach przejść astronomicznych. Zimowe przesilenie wiązało się z wielką ucztą dla Bogów i Przodków – tryzną, złożoną z wszystkich darów pól, wód i lasów, a więc ziaren (kutia, makiełki) grzybów, ryb, miodu. Pieczone ciasta obrzędowe na miodzie (dzisiejsze pierniki) miały kształty związane z kultami solarnym (okrągłe) i lunarnym (półksiężyce). To puste nakrycie jest dla zmarłych członków rodziny. Kiedyś kładło się tam po kawałeczku każdej potrawy.
Alicję zmyla pogoda, a mnie przyjaciele. Miałam na Wigilii mieć cztery sztuki, potem tylko dwie (dziecko i ja), potem sześć, teraz znowu dwie… Dobrze że nie jestem z tych wyrywnych do roboty, bo zrobiłabym Wigilię na kupę luda. Owa kupa zresztą przyjedzie tuż po świętach, ale to już inna bajka. Na razie zrobiłam gar bigosu, czyli słowiańskiej podstawy świątecznego bytu. Bardzo dobry wyszedł. Jednak kapucha jest najważniejsza, a ostatnio wykryłam źródło na bardzo smaczną.
Trafiłam w naszym Realu na mrożone piersi gęsi kołudzkiej, to spróbuję przysmaku Gospodarzowego.
Nisiu – a moja Młodsza kupiła nogi kacze (w paczuszkach po 2 wagi łącznej ok 550g) Takie dwie paczki kupiła. Kaczki były kujawskie, a opisane są po niemiecku.
W podróży jestem zawsze nastawiona pozytywnie, jeśli chodzi o jedzenie przydrożne czy podniebne – wiadomo, to nie restauracja, tylko zazwyczaj zamrożone, gotowe porcje, rzadko zdarza się inaczej. Na lądzie częściej, a w powietrzu chyba nigdy – no, jeśli się jest Richardem Bransonem i ma się jakiś wyjatkowy samolot, wyposażony w sporą kuchnię (nie wiem, czy on taką ma).
Ponieważ zawsze mam pilota lub kierowcę, stosuję prosty sposób przeciwzatruciowy – kielonek czegoś zmrożonego 😉
I to nie jest takie zdrożne ani głupie.
24-ech noblistów z kraju helweckiego to jeszcze nic.
Nie należy zapominać o „nemo”, której sama tylko rezydencja w tym kraju, przysporzyła blogowi (co ja piszę – ludzkości !) możliwość kontaktu z wiedzą rozległą, wyrafinowanym humorem i znakomitym wychowaniem.
Zbrobilam dla wegetarian paste z duzego ziemniaka i baklazana z duza iloscia czosnku.
Oprawialismy z kotem karpia ze rosyjskiego sklepu, ktory najpierw musialam znalezsc, gdyz przeniesli.
Ilosc nobli w tej szerokosci geograficznej moze tez swiadczyc, ze taki jeden nic w domu do jedzenia porzadnego nie dostawal i jego jedyna droga wyjscia z tego impasu byla praca i praca aby w koncu wyladowac na kolacji u krola Szwecji.
Co do lokali to trzeba wziac pod uwage, ze te dobre sa prowadzone przez tzw. imigrantow. Wlosi pod koniec lat 60-tych zrobili tutaj wrecz rewolucje kulinarna.
Potem w latach 80-tych niemieccy jup py, (nie bierze podwojnego p) ludzie jezdzacy do innych krajow, zrezygnowali ze swoich, czesto wysoko kwalifikowanych zawodow, aby oddac sie pasji kulinarnej, kuchni nowoczesnej z wplywami z poludnia oraz piciu dobrego wina i zaczeli otwierac lokale. Niewatpliwie jest duzo dobrych lokali w Niemczech ale wieksza przyjemnosc dla podniebienia mozna ma sie jednak w Basenie Morza Srodziemnego, gdyz tutaj to jest jednak tylko nasladownictwo.
yuppies
To był tylko test.
A propos dwóch s – nie wchodzą słowa wulgarne po angielsku, np. a-ss.
Formacja SS do takich nie należy.
a Schutzstaffel przechodzi?
Naśladownictwo czy nie – ja do knajp w Niemczech jestem zawsze zaprowadzana przez tych, co wiedzą, gdzie co dobrego serwują i zawsze mi smakuje. Ostatnio w Hamburgu zajadałam takie, restauracja polecona przez wieloletnich mieszkańców Hamburga. Jasne, ze napływowe 😉
Było pyszne.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Wrzesien2011Dom?authkey=Gv1sRgCOql8a2yrrX-gwE#5658262763918594354
o przechodzi…. brrrrrrrrrr
Doroto, moje dwa Karpie, łącznie 4 kg rozbiorę wieczorem. Nie wiem, do jakiego stopnia kotka weźmie udział, bo ona i tak jakaś taka. Trzeba ją zapraszać a jak jest, to całkiem jak dama, skosztuje kawałek albo i dwa i dziękuje. Całkiem nie tak jak poprzednik, przy którym kuchni na chwilę nie można było opuścić, bo zaraz był na stole. Chyba, że była ryba – o tej słyszeć nie chciał.
Byłem w polskim sklepie drugi już raz, bo rano już raz po karpie. Kolejka przed wędliną i ciastami dwa razy zawinięta, więc też odpuściłem sobie. Postaram się być jutro na parę minut przed otwarciem i zobaczę.
Nemo, albo inni, jak to jest z tym tatarem ze śledzia, bo skoro już ma być koniecznie, to dlaczego nie tak.
Z góry dziękuję!
Udaję się do zajęć.
Hitler i Goebbels przejdą bez problemu, ale Picas-so i Pas-sent – nie, bo zawierają a-ss 🙄 Wulgaryzować można do woli, byle nie po angielsku 🙄
Ciekawe, że u Pas-senta komuś się chciało tak ustawić program (filtry), że tego problemu nie ma. Tam chyba nawet (od)p-orno(ść) przejdzie 😉
Pepegorze,
pytasz o przepis na tatara ze śledzia?
Używam do tego filetów (matjes) w oleju, bo innych tu nie ma.
Filety śledziowe pokroić w drobną kostkę, dodać drobno posiekaną cebulkę (najlepiej szalotkę, ale może być każda inna, niezbyt ostra) i drobno posiekanego ogórka kiszonego lub korniszony, wymieszać, posypać pieprzem – gotowe.
Jeśli śledzie nie były w oleju, można dodać kapkę słonecznikowego i… pracować na Nobla 😉
Proporcje składników wedle uznania.
Podawać do blinów lub żytniego chleba z masłem. Bardzo lubię chleb na zakwasie z takim tatarem na śniadanie 🙂
A teraz pichece bigos, bo przyjdzie do mnie Pike Biermann, hannoveranka zreszta. Co Wy tam Pepe w tej Dolnej Saksonii jadacie, ze macie takie utalentowane dziewczyny. Pike, Lena i inne.
Pike jest autorka chyba najlepszych niemieckich kriminalow wspolczesnych i bardzo zdolna tlumaczka literatury. Aby skonczyc studia musiala sie (i to swiadczy o tutejszym spoleczenstwie) imac roznych zawodow i rzemiosla.
Ale zainm poszla na studia to pojechala na wymiane mlodziezowa do Francji jeszcze jako uczennica gimnazium. I tam we Francji ze smakowo/kulinarnej stagnacji wyciganela ja rodzina goszczaca, ktora pochodzila z Polski. Pike spedzila tam pare miesiecy i poznala min. polska kuchnie. Szczegolna okazja bylo trzydniowe wesele, obchodzone po polsku. I Pike teraz chce Bigosu, Bigosu i jeszcze raz Bigosu!
Miłośniczka bigosu
Leje, leje, lawiny odcinają kolejne miejscowości, ech… 🙁
Bigos właśnie jadłam. Jeszcze trochę za mało zmacerowany ale naprawdę dobry.
Nogi kacze i plastry wołowiny rozmarzają w misce, a ja już mam do nich marynaty. Blaty do tortu upiekłam – i – „zepsułam” piecyk; tzn z trzech zespolonych szyb tworzących zasadniczą część drzwiczek piekarnika, niepodziewanie spadła zewnętrzna tafla razem z metalową ramą. albo szyba wylazła z górnej obejmy albo przegrzała się śruba mocująca. Młoda wróciła z roboty, spojrzała i wykrzyknęła „Ja to – spadło? Samo? Coś Ty zrobiła” Mówię, że stałam przy piecyku i tak długo trzęsłam drzwiczkami, aż się rozpadły. Jest na mnie wściekła chyba.
Nemo, dziękuję za tatara,
a tak na skraju zobacz, Pas-sent sobie potrafił załatwić u łotra.
Ale, wiadomo! (oczko, na wszelki wypadek).
Małgosiu, ja na niemieckich autostradach ograniczam się do kawy.
Doroto, zazdraszczam gościa!
Pyro, wierze, ze samo. Nam i wielu znajomym psuja sie ostatnio rzeczy tuz, tuz po uplynienciu gwarancji, laptop za 900 jewro wogole nie zipie a minl dopiero rok, pralka kupiona tez jakis rok temu nie startuje, zamkniecie sie popsulo. Te mankamenty sa wliczone i zaprojektowane w trakcjie produkcji, twierdza niemieccy uczeni i technicy.
Nemo a jak to sie robi, ze wpisuje sie na czerwono i to to otwiera obiekt do prezentacji?
Pepe ale jutro to dopiero bedzie, ogonek bedzie zwisal z mojej choinki. ogonek ma jutro dobry dzien dla zwierzat i innych stworow i przychodzi do mnie z przygotowanym juz oktopusem, co tez go nie latwo bylo zdobyc w tej potedze kulinarnej. Trzeba wiedziec, gdzie zamowic.
Doroto, tak się to robi całkiem łatwo 😉
dzieki
zaczęła się kalendarzowa zima i dzisiaj jest najkrótszy dzień w roku .. od jutra dni coraz dłuższe i coraz bliżej do wiosny … 😉
Ruch jak na Manhattanie, a u mnie rano przecież 🙄
Najpierw wpadł krajan Helmut Fisher z życzeniami światecznymi, a ponieważ był w stolycy (Ottawa), to wstąpił do piekieł (po drodze mu było) do jakiegoś klubu polskiego i przywiózł mi gazetę pod tytułem „Wiadomości”, wydawaną w Ottawie.
Helmut jest krajanem, bo pochodzi z Paczkowa (przedwojennie, ale jednak), a to rzut beretem (ok.8 km) tak do moich Bartnik, jak do Złotego Stoku. Pogadaliśmy chwileczkę w progu, bo Helmut się spieszył, na piwo mamy wpaść przed świętami. Helmut to nieco dalszy sąsiad.
Udałam się do kuchni celem zabrania się za rolmopsy.
Poprosiłam wczoraj dokupić majtasów (firma Lisner, nie promuję, tylko podpowiadam, że one są akuratne pod wyrób rolmopsów według mnie i odsalanie mnie już nie obchodzi). Wczoraj z wielkiego łasuchostwa zeżarłam śledzia (otworzyłam tackę, która jest szczelnie zamknieta „fabrycznie”, a potem już trzeba uważać, jak ona w tej lodówce jest ułożona). Dzisiaj Jerzor coś tam sobie do pracusi rychtował kanapkowo, niechcąco chybnął tacką…(nie zauważył zresztą), zaprawa olejowa się rozlała na dolny poziom lodówki plus warzywno-owocowe szuflady.
Właśnie skończyłam sprzątanie tego bałaganu – przecież nie może być przygotowań do świat bez jakiegoś nieszczęścia w kuchni 😉
Tym razem nie spaliłam garnka ani jabłek na susz. Mam jeszcze szansę 😉
Uważaj Dorotko, aby nam ogonka świeca nie przypaliła!
Wskazówki nemo przeczytam dokładniej, jak obejżę ?Prosto w serce? ,to spróbuję podołać, bo dureń ze mnie. ogólnie. A mój pokój i schody jeszcze nie zrobione.
Dobry pomysl, podpalimy ogonkowi knota.
http://kwejk.pl/obrazek/764182
Ech, te koty 😆 Moje też by się chętnie dały zapakować 😉
Pyra była dosyć zadowolona ze swojej miniaturowej fabryczki wódek. Była i już nie jest. Udało mi się wyprodukować świństwo okropne i kto wie, czy nie trujące czasem. W każdym bądź razie na humor ma wpływ fatalny i będę wylewała, jeżeli nie wymyślę jakiegoś sposobu ratunku. Moja dusza pyrczata łka, że to circa 30 złociszy do kanalizacji, więc myślę intensywnie. A było tak: w Inki książeczce znalazłam przepis na domowy likier malibu. Zrobiłam, był bardzo dobry, Młoda wydudliła przez tydzień, więc umyśliłam, żeby na święta, dla pań. No i nie miałam cierpliwości, żeby do miksowanego mleka po kropelce – poszło w malutkich porcjach byle szybciej. No i mam w butelce paskudny serek. Mówię Wam – wrogowi bym nie dała. Spróbuję przesączyć przez flanelę. Jeżeli nie pomoże – wyleję. Cóż robić…
Pyro nie wylewaj .. spróbuj podgrzać i zmiksować .. ew.dodawaj do sernika na zimno po pogrzaniu lekkim …
Pyro,
a pamiętasz, jak się ratowało zwarzony majonez? Może to też tak pomalutku, po troszeczku miksować czy nawet w makutrze utrzeć?
Ja bym przed wywaleniem do zlewu spróbowała, bo na pewno „zepsute” to nie jest, tylko konsystencja nieapetyczna.
Jolinku – litr gorzałki ok 25-26 % do sernika? I wierz mi – świństwo okropne (puszka 400 ml mleczka kokosowego + 1 niebieskie i 1 czerwone mleko skondensowane + 250 ml spirytusu + 0,5 godziny miksowania) WRRR…r…r!
Pyro po trochu .. starczy na rok sernikowy … albo na tiramisu … na jakieś inne desery wymieszane z żółtkami czy serkiem …
Pyro, znam ten ból sam matką byłem. Nie wylewaj! Zwarzonego nie odważysz!
Przed nalaniem do szklaneczek mocno zamieszaj i przygaś swiatło. nikt nie zauważy. Na zdrowie!
Cichal – nie tylko wygląda – smakuje też…. a to niewybaczalne.
Wrazie czego Pyro, do laleśnika.
Jesten znowu, a schody nadal nie umyte.
Dzwonią, dzwonią i niczego pożytecznego nie da się zrobić.
To ja wam jeszcze opowiem, jak stary przyjaciel (znajomy to obszerna pojemność, ten to przyjaciel bliski) , z którym od wczesnej młodości utrzymuję kontakty (listowo- mailowo-skajpowe), aczkolwiek siłą rzeczy i historii niekiedy przerywane na parę lat tu i tam, mnie wczoraj był obsobaczył. Za niewinność.
Pyta, gdzie na święta. Jak to gdzie – do dzieci. Źle, to dzieci powinny do mnie przyjechać. Hm…Jennifer ma pod bokiem całą rodzine, babcie, rodziców i braci – przecież logiczne, że ja i Jerzor podskoczyć do nich to prostsze? Wilk syty i owca cała, rodzina w komplecie.
Choinka u mnie w domu jest? Chlapnęło mi się, że nie ma, bo i po co, wyjeżdżam do Toronto, dla myszy mam ustawiać choinkę? A przecież jest, bo jak Bonnie i Roger przyszli w niedzielę na obiad, to ustawiłam taki nieduży sztuczny wiecheć, żeby był akcent świateczny, bombki śliczne i anielskie włosy, tylko światełka odmówiły współpracy, trzeba kupić nowe.
Już nie prostowałam w sprawie choinki, bo przyjaciel rozpoczął tyradę, że się wynarodowiłam, nie podtrzymuję tradycji, jaka ze mnie Polka i tak dalej.
Odpysk mam szybki, ale mnie zatkało, bo przecież co roku rozmawiamy przed świętami i doskonale wie, jak to u mnie jest. Tradycyjne jedzenie, Wigilia jak trzeba – że nie religijnie, to prawda (on też nie religijny!) , ale tradycyjnie. Biały lniany obrus z domu, o jedzeniu to wiecie, wszystko temi rencami polepione, pokiszone i tak dalej.
Mało tego – mamy co roku opłatek i łamiemy się przed kolacją wigilijną z dziećmi, bo taka była tradycja w moim niezbyt religijnym domu, ale była. Jennifer od 11 lat uznała tę tradycję za swoją, dzielimy sie opłatkiem, każdy sobie skubie troszeczkę opłatka od tego, któremu składa życzenia i odwrotnie.
Jeżeli jeszcze do tego dodam, że moje dziecko doskonale mówi po polsku, to faktycznie, wynarodowiłam się.
Owszem, dzisiaj się odezwał z wielkimi przeprosinami. Bo te pretensje powinien był skierować do kogo innego (to osobna opowieść). Trochę jestem jeszcze poruszona, bo co jak co…no, niesprawiedliwie mi się dostało za nie moich kuzynów styl życia, jaki przyjęli na emigracji (totalna integracja, zapomnieć o kraju).
A styl życia każdy przyjmuje, jaki mu pasuje, ja akurat godzę jedno z drugim.
A skąd ta tyrada wczorajsza? A bo się z rodziną pokłócił (z żoną). Było od razu tak mowić, a nie chrzanić o tradycjach i wynarodowieniu…
Myślę, że i do tych – wykorzenionych – nie można mieć pretensji. Tak wybrali. Może ich ta polska tradycja jakoś uwierała? Może jeszcze nie wiedzą, że dom rodzinny nosi się w sobie całe życie? A może chcą swoim dzieciom zaoszczędzić rozdarcia? Ja takie postawy zauważam u nas, w bloku. Ludzie, którzy dawno temu wyszli ze wsi, widać wstydzą się (!) miejsca urodzenia : nie podtrzymują stosunków rodzinnych, dobrze, jeżeli pojadą na pogrzeb – jakby byli znikąd…Okropnie mnie to denerwuje, bo to oni bez umiaru szermują epitetami: „wsiok”, „Buractwo”, „słoma z butów wyłazi”. Wielkomiejska klasa robotnicza albo nawet inteligencja. Chyba coś nie tak z poczuciem pewności siebie.
Brawo!!! Takie mieszczuchy a potrafia! http://wiadomosci.onet.pl/swiat/belgia-sparalizowana-ludzie-wyszli-na-ulice,1,4980301,wiadomosc.html
Dorotol – ja się tym nie zachwycam, bo każdy miesiąc opóźnienia może przynieść pogorszenie sytuacji. A związkami zawodowymi przestałam się zachwycać już dawno – kiedy doprowadziły do upadku stoczni, Ursusa i paru innych zakładów. Tak to jest kiedy garderobiana zostaje związkowym dyrektorem opery.
Belgia sparaliżowana,a ja też- widokiem mojej kuchni !
Latorośl z Ukochanym robi serniko-makowiec na kruchym spodzie.Zawsze mnie zadziwiało,jak można pracować w podobnym bałaganie.Widać można.Postanowiłam się nie wtrącać,bo zawsze jednak po zakończeniu roboty sprzątają.
Idę czytać świąteczny numer „Polityki” z dala od kuchni,
by na to wszystko nie patrzeć.
A ja jestem zaskoczona, ze u nich jeszcze dzialaja na rzecz obywateli.
No, schody zrobione, ale czeka mój pokój, a to istna stajnia, nie powiem kogo.
Zrób tu coś, a tu telefon, a tu ukochana za coś gani. E…tam.
Zaczęłas Alicjo o tym znajomym tak, że zaraz mi wpadło, ale potem przerwało w związku z powyższym.
Też znajomy, przyjaciel z tej samej wsi, 13 lat w tej samej klasie, jeden z dwu, z którym utrzymuję nieprzerwany kontakt, aczkolwiek ostatnio rzadki, ale regularny.
Tak jest, jesteśmy w tych latach, u niego najpierw operacja na prostatę, ktora się babrze, a teraz wylew, aczkolwiek lekki.
Temat tu właściwie wykluczony, ale ale mimo to, mnie zmuszający do refleksji , bo jestem jego rówieśnikiem.
Chłopina nigdy nie mógł utrzymać kobiet przy sobie i jest teraz samiuteńki.
Przykre, poza dobrym słowem niczego dla niego zrobić nie mogę, bo dzieli nas 400 km.
To tylko taki chwyt, żeby znowu wejść.
Pyro,
a niech sobie każdy ma, jak chce, ale jak mnie zasmuciło, że mój stary przyjaciel, który mieszka w Polsce, ma i owszem tradycje, ale jak zauważam po cichutku od paru lat, coraz bardziej amerykańskie, MNIE (podkreśliłam) zarzuca brak tradycji. Jego żona kupuje barszcz z kartonika – to jest dobry barszcz, ale ja nigdy (póki mogę) na Wigilię nie pozwolę sobie na coś takiego, bo moja tradycja – zakisić barszcz. Raz w roku. Zrobić uszka.
Nie wiem, czy Jennifer ode mnie to przejmie, pewnie nie, ale kto to wie, może kiedyś, gdy mnie już nie będzie, dopadnie nostalgia. A moje przepisy ma.
Zawsze może przejść się na Ronceswólkę i kupić, co trzeba 😉
Dorotko! Najlepszy przykład dał kraj, którego obywatele nie chcą za bardzo pracować, ale za to…. nie potrafią oszczędzać. Potrafią natomiast znakomicie strajkować i demonstrować. No i Jewropa się składa! No jaki to kraj kotku, jaki? Pyra! Nie podpowiadaj!
Się mi zrobiło tak…
http://www.youtube.com/watch?v=gV_yOsFTRuo
Ogladalam film o Afryce na 3 sat i wypadlam z dyskusji. A teraz otwieram dyskoteke Rock Christmas http://www.youtube.com/watch?v=8cJOm72QDDA
Dam Cichalu, dam inny przykład.
Kraj jeden tnie od dobrych lat dziesięciu, a i przedtem, aby pozostać konkurencyjny. Naciska na związki, by nie wymagały za wiele, tnie w świadczeniach, by pracodawcy nie mieli tak wielkiego ekwiwalentu w ubezpieczeniach i co – w Brukseli uważają na dzień dzisiejszy, że to nie fair, że kraj ten jest zbyt konkurencyjny i nie daje szans tym innym i trzeba coś z tym zrobić.
Dobranoc, nie wymieniając przedwcześnie nazwy tego kraju.
http://www.youtube.com/watch?v=4a2i05xCG8E
http://www.youtube.com/watch?v=r7UaUwNHSS8
http://www.youtube.com/watch?v=_pkGFBj7iYI
Hau! Wpadom tutok na kwilecke i przynose syćkim ostomiłym Głodomorom spod Pona Pietra torbe pełnom pstrągów, ftóre wyłowiłek z Dunajca własnymi owcarkowymi zębami. Jak ftosi potrzebuje jako cosi opróc wigilijnego karpia – niek biere, kielo fce. Smacnego i Wesołyk Świąt! 😀
No proszę… nie tylko Mikołaj, Aniołek i Gwiazdor roznosi prezenty, ale i Owczarek Podhalański 😉
I to jaki stosowny prezent dla łasuchów, pstrągi!
Dzięki, Owczarku!
dzień dobry …
o po nocy prezenty nam przynoszą … i to takie pyszne … 🙂
Alinko co u Ciebie? …
Nowy bark nam Ciebie …
brak nie bark …
Alicjo na pewno sobie poradziłaś z przyjacielem ..
pepegor masz teraz dużo czasu to na nic czasu nie masz … 😉
Wspaniałemu Blogowisku z Gospodarzem na czele życzę zdrowych, pogodnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.
Wracam po świętach, dlatego Pyreńko będę Ci słała życzenia urodzinowe w myślach a „nastukam”, dopiero jak wrócę do domu.
Żeby się Wszystkim udały wszystkie potrawy, wypieki i żeby Dzieciątko Was doceniło. 😆 😆 😆