Człowiek Roku w dwóch postaciach
Spotkali się przypadkiem w knajpie w Las Vegas. Połączyła ich pasja, choć na początku nie wyglądało to różowo. Stara zapuszczona winiarnia i nowoczesna wizja Jaira Agopiana. Światowe doświadczenie uznanie i nazwisko najbardziej znanego na świecie latającego winemaker Michela Rollanda.
Z ich spotkania zrodził się projekt nowego przedsięwzięcia – Castra Rubry, winiarni XXI wieku w południowej Bułgarii.
Jair Agopian i Michel Rolland otrzymali tytuł „Człowiek Roku” magazynu „Czas Wina”.
W najnowszym – świąteczno-noworocznym – numerze „Czasu wina” zaprezentowane są sylwetki laureatów i niezwykle interesujące z nimi rozmowy. Warto sięgnąć po pismo. Dla zachęty przytoczę po kilka zdań z ich wypowiedzi.
Jair Agopian:
To wspaniałe w tej branży i ja tego do końca nie rozumiem. Zająłem się winem, bo je kocham, ale też dla interesu – to oczywiste. Niemniej w winiarstwie jest coś magicznego, o czym nie wiedziałem. Tutaj właściwie wszyscy są weseli. Można z kimś przegadać całą noc i ani na chwilę się nie nudzić. Nieważne, o czym. Czy o rocznikach, regionach, ludziach, czy o finansach. Tego nie ma w żadnej innej branży.
Masz w ogóle jakiś pomysł na te wina? Pytam poważnie.
To się zmienia. Telish i Castra Rubra to byty z założenia projekty w dużej mierze eksportowe. Teraz sporo win trafia też na rynek bułgarski, choć i eksport rośnie. Ale tak nie będzie zawsze. Praca w Bułgarii staje się coraz droższa, więc i cena wina będzie rosła. Konkurencja nie śpi. Jest zatem też tak, że musimy się ciągle dostosowywać do wymagań rynku, planować daleko naprzód. Kiedy zaczynaliśmy, rynek chiński właściwie nie istniał. Teraz urasta do roli głównego odbiorcy.
Michel Rolland:
Jestem pierwszym i ostatnim pokoleniem latających winemakerów. Trafiłem na swój czas. Poziom wiedzy, z jakim kończą dziś uniwersytety enolodzy, jest nieprawdopodobny! Zapotrzebowanie na mnie i takich jak ja maleje, jestem już prawie emerytem. Ale podpisuję następne kontrakty, muszę myśleć o moich pracownikach. A jest ich już siedmioro.
Czego ich uczysz?
Jest wiele aspektów, które będą się liczyć w następnych dekadach. Wy?daje mi się, że jednym z ważniejszych jest kupażowanie.(…)
Zobacz, jak to wygląda w Burgundii. Tam nawet pojedynczy rządek ma znaczenie. Podobnie jest gdzie indziej. Tak zresztą narodziła się idea „drugich win” w Bordeaux. Jeśli Masseto jest obsadzone merlotem, nie świadczy to o tym, że każda kiść trafi na wino. Coraz częściej wina fermentuje się w małych zbiornikach, a potem je zestawia, kupażuje. To będzie wkrótce ważny element produkcji, zresztą już jest.
Nie przepadasz za odmianami lokalnymi?
To nie tak. Takie decyzje podejmuje winiarz, nie ja. Nie mogę przyjechać np. do Żaro i powiedzieć mu: „Robimy 100-procentowego mavruda”. Czy ktokolwiek słyszał w USA lub w Chinach o mavrudzie, pamidzie czy gamzie? Rozejrzyj się – inwestycja w Castra Rubra kosztowała majątek, co miesiąc bank domaga się swego, to trzeba spłacić. Winiarz musi podjąć trudne decyzje, ja mu tylko doradzam. Nie można dziś robić wina, którego nikt nie kupi. Nie mogę powiedzieć do Żaro, że za 10 – 15 lat ludzie poznają się na jego winach. On co roku musi je sprzedać!
Warto poczytać o ludziach, dzięki którym pijemy to, co pijamy najchętniej!
Komentarze
Poczytałem wczorajsze. Pochlebiła mi wiara we mnie zademonstrowana przez Placka, ale wczoraj szkoliłem się od rana w prawie budowlanym, a raczej w zmianach tam zachodzących. W 2010 r. siedem zmian w ustawie. Niech żyją nasi prawodawcy.
Do wczorajszego konkursu mam ale, więc ochoczo marudzę. Wegetarianin i jarosz to nie to samo. Wegetarianin powstrzymywanie się od spożywania wszelkich produktów, których przygotowanie wymaga uprzedniego zabicia zwierzęcia, uzasadnia względami zasadniczymi, np. religią lub ideologią. Hindusi wierzą w reinkarnację z przemiennym udziałem ludzi i zwierząt. To powoduje, że zabijanie zwierzęcia jest grzechem równym zabiciu człowieka. Działa to dość oryginalnie, bo niedozwalając zabijania zwierząt jedbnak osłabia nieco opór przed zabijaniem ludzi. Jak w każdej religii pewna rozbieżność pomiędzy zasadami a praktyką. U nas też katolikowi (w tym i mnie, przyznaję bez bicia) trudniej zjeść mięso w Wielki Piątek niż powstrzymać się przed zrobieniem przykrości bliźniemu.
Jarosz nie jada mięsa, bo np. uważa, że mięso mu szkodzi lub po prostu go nie lubi. To, że niektórzy jarosze nazywają siebie wegeterianami, nie czyni z nich wegetarian.
Jeszcze mamy różne odmiany wegetarian. Są tacy, którzy zabijanie zwierząt rozumieją od naturalnego poczęcia, co wyklucza jedzenie jaj, bo nikt nie zaręczy, że jajo nie było zapłodnione. Kucharz rozbijając jajko na ogół poznaje, ale wtedy już jest za późno.
byc moze w dalszej czesci wywiadu mozna sie dowiedziec, ze jest i wino dla milosnikow yogi
spoko spoko
bedzie lepiej. juz widac zmiany golym okiem. napisy oraz pola pod napisami roznia sie o pare tonacji. nie od razu zbudowano kreml
Pyro, Helena to osoba o trudnym do ogarnięcia uroku osobistym. Trudnym do ogarnięcia ze względu na jego ogrom. Na podstawie blogu nie można sobie tej osobowości wyobrazić, ponieważ kategoryczność sądów i bezkompromisowość w ich głoszeniu znane z tutejszych wpisów są całkowicie nieobecne w bezpośrednim kontakcie. Podaje się za osobę nieśmiałą i mam podstawy Jej wierzyć. Sam jestem dość nieśmiały, więc to rozumiem. Dużo łatwiej jest coś bezkompromisowego napisać niż powiedzieć. To co się pisze, jest zgodne z własnymi przekonaniami, natomiast stanowczość w ich głoszeniu lekko więdnie w bezpośredniej konfrontacji z innymi. I nie jest to brak wiary w swoje przekonania tylko wrażliwość, która sprawia, że wyczuwa się rozmówcę i zdaje się sobie sprawę, że rozmówca mówiący trochę innym językiem nie odbierze prawidłowo tego, co mówimy. Zastanawiamy się wówczas, jak dobrać słowa, i dajemy sobie spokój. Pisząc nie mamy tych problemów.
Helena miała dotychczas życie niełatwe, ale na pewno nie jest osobą, w której przeciwności losu wyrobiły oschłość czy zgryźliwość. Spotkanie było krótkie z mojej „winy”, jeżeli tak można określić brak czasu. Mam nadzieję, że niezadługo się powtórzy. Jak zwykle przy takich okazjach, nie mówi się o tym, o czym najbardziej by się chciało, jak również nie zadaje się pytań, które najbardziej intrygują.
Dzień dobry.
A ja lubię gamzę (za PRL-u była dość popularna) i nie przeszkadza mi pewna cierpkość tego wina. Żaden ze mnie znawca, lubię to piję. Do win środkowo – europejskich, kaukaskich i arabskich przyzwyczaił nas PRL. Były dostępne i bardzo tanie. Jak tanie? Ano tak, że niemal każda wizyta w osiedlowym Samie kończyła się dorzuceniem do koszyka zakupów butelki tokaju. Jarek, który nie gustował w winach wytrawnych (w ogóle pijał b.mało) jęczał na widok „furmintu” „Znowu będę musiał słodzić” Serio – dosypywał do kieliszka łyżeczkę cukru psując masowo dobre trunki. Dzisiaj nie mam już dzieci na wychowaniu ale nie stać mnie na kupno 2-3 butelek tokaju tygodniowo. Aszu czy Samorodni urosły mi do win deserowych, odświętnych. Prawdą jest, że mam dzisiaj niepomiernie szeroki wybór i miejsce tokajów wypełniają mi białe wina niemieckie i austriackie – też niezbyt drogie, a często znakomite, wina czerwone pijamy dzisiaj z całego świata. Dobrze, że są i że są ludzie czuwający nad ich produkcją. Młodsza z Włoch przywiozła wina i ciekawostkę : dowiedziała się od miejscowych, że wina (niezależnie od ich renomy i ceny) powinna kupować z dodatkową naklejką – taśma zielona z zielonym kogucikiem na szyjce butelki) Ta naklejka to dowód, że związek producentów wina gwarantuje jakość produktu.
Ja nie mam przekonania do enologów produkowanych taśmowo przez wyższe uczelnie. Bardziej wierzę w doświadczenie nabywane latami. Wiedza teoretyczna nie przeszkadza, czasem nawet może pomóc, ale nie zastąpi dorastania w winnicy. Do tego poglądu skłaniają mnie zmiany, jakie zachodzą w winiarstwie od paru dziesięciolecio. Są zmiany pozytywne w postaci coraz mniejszej ilości win z Francji, Włoch i Hioszpanii, które można nazwać sikaczami. 40 lat temu przeciętne wino stołowe w tych krajach było po prostu okropne. Teraz z reguły nadaje się do wakacyjnego picia przy grilu, a czasem bywa nawet calkiem dobre. Ale równocześnie mamy coraz bardziej dominującą tendencję do podwyższania zawartości alkoholu oraz potegi bukietu i smaku. A najlepsze wina burgundzkie czy bordoleskie zachwycają nie potęgą lecz subtelnością i bogactwem nut oraz ich harmonią. Długość i zrównoważenie są cechamui, na które nadal zwraca się dużą uwagę, ale cóż są one warte, gdy brakuje subtelności.
Nie spotkałem w ostatnich latach dobrego wina bułgarskiego. Z 10 lat temu się zdarzały, ale potem traciły na jakości moim zdaniem i przestałem próbować. Był jeszcze wczesniej okres, gdy można było spotkać niezłe, choć nie rewelacyjne, wina Boyar eksportujące na różne półki. Ale te wina psuły się coraz bardziej albo importerzy je psuli, choć z nalepek akcyzowych wynikało, że były butelkowane w Bułgarii.
Nie oznacza to, że w Bułgarii nie robia dobrych win. Dobre węgierskie jest u nas bardzo trudne do znalezienia, choć możliwe. Na Węgrzech dobrych win znajdowałem wiele. Pewnie z bułgarskimi jest podobnie. Dopóki importem win będą się zajmowały firmy, których właściciele o winach nie mają pojęcia, nic się nie zmieni, ponieważ to właśnie te firmy zalewają rynek paskudztwem z Węgier, Bułgarii i Mołdawii. Firmy znające się na rzeczy próbują importować lepsze, ale trudno im się przebić z winami często o tych samych nazwach, a dużo droższymi.
za kazdym razem Stanislawie, kiedy czytam ciebie zblizam sie mimowolnie do buddyzmu. byc moze dlatego, ze nie jest to zadna religia, lecz zdrowym spojrzeniem na ziemski padol, bez niebianskich panienek oraz padania na kolana
coraz lepiej tutaj. nawet tekst pisany w komentarzach jest wiekszy od wyswietlanego. zdaje sie ze moja klepanina nie poszla na marne 😆
chlopaki, do roboty
jeszcze jak teksty beda w bloku to dam wam spokoj. slowo ogonka
Stanisławie – doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Helena musi być osobą urokliwą i empatyczną – inaczej nie mogłaby przez 30 lat robić tego, co robiła (np prowadzić wywiady z osobami tak różnymi, jak Cygan – analfabeta z polskiego czy rumuńskiego Podkarpacia, laureat Nobla z renomowanego uniwersytetu, przywódcy polityczni i religijni) Nb robiła to dla najbardziej fachowej i wymagającej w dziennikarstwie firmy – BBC. To też jedna z osób, których wspomnienia mogły by być fascynującą lekturą. Ma nadto dar łatwego i ładnego formułowania myśli. Jej rozważania o zakupie paszminy, biureczka czy czosnku są dla mnie wzorem felietonu. A dyskusje na blogu prowadziła rzeczywiście w sposób wyjątkowo bojowy. Niezmiernie żałuję, że odeszła od naszego stołu w tak przykrych okolicznościach.
Pyro, gamza to przysmak z końcówki liceum i początków studiów. O cierpkości gamzy można tylko pomarzyć. Przestałem już nawet szukać. Co popatrzyłem ostatnio na etykietę z napisem „GAMZA”, od razu rzucał się w oczy napis „wino czerwone półsłodkie”. Może ta cierpkość (bardzo szlachetna) sprawia, że nasi importerzy karzą Bułgarom sypać cukier do tego wina. Próbowałem kiedyś i twierdzę, że jest dosładzane a nie naturalnie słodkie, choć przy bułgarskich upałach wyprodukowanie naturalnie słodkiego powinno być możliwe. Ale dla mnie i francuskie naturalnie słodkie czerwone wina, np. Collure, to paskudztwa. Tyle, że dość drogie. Wolę już dobrą (bo są różne) naturalnie słodką kadarkę, ale też nie jestem jej amatorem. Jak już, to wolę porto czy sheri albo marsalę. Madery, wstyd się przyznać, spróbowałem dopiero 2 miesiące temu, ale nie jestem pewien, czy zdecydowanie góruje nad dobrym porto.
Dzień dobry Blogu!
Stanisławie,
intrygujące, co piszesz o jaroszach i wegetarianach. To coś jak cykliści i rowerzyści. Cyklista jeździ rowerem, bo się troszczy o środowisko i jest przeciwny produkcji spalin, a rowerzysta – bo chce być sprawny i wysportowany i dba o swoje serce i sylwetkę. Zgadzasz się ze mną? 😀
Ciekawe jak to będzie w innych językach. Ten jarosz i wegetarianin.
Gotując dla moich niejedzących mięsa gości nie przesłuchiwałam ich dotąd na okoliczność motywacji i pobudek etycznych, wszyscy byli dla mnie wegetarianami o różnym stopniu ograniczeń pokarmowych i to mi wystarczało do informacji. Teraz już nie. Już się cieszę na możliwość powiedzenia komuś:
Ty, wegetarianin? 😯 Ha, ha! Jarosz zwyczajny jesteś, ot co 😎
Buddyzm przyciąga wielu swoim zdrowym rozsądkiem. Od większości religii nam współczesnych odróżnia go kierowanie się do wewnątrz. Kierowanie do wewnątrz w chrześcijaństwie odgrywa rolę służebną, pozwalającą lepiej działać na zewnątrz ku szczęściu innych (oczywiście jako zasada nie powszechna praktyka). W buddyźmie wszystko służy samemu sobie. Ale bardzo wiele jest w buddyźmie do wykorzystania i przez chrześcijan, jeżeli potrafią docenić. Osobiście byłem w młodości zafascynowany pismami Simone Weil. Szczególnie w jej „Świadomości nadprzyrodzonej” jest wiele bardzo cennych odwołań do buddyzmu. Jestem katolikiem, co oznacza świadomą decyzję czy może doznaną łaskę, a nie tylko fakt, że moi rodzice byli katolikami. Intuicyjnie jednak czuję, że to, jaką się wyznaje religię i czy w ogóle się jakąś wyznaje, nie ma istotnego znaczenia. Natomiast, co się z wyznawanej religii lub jej braku czerpie, to już zupełnie inna sprawa. Dla mnie ateista, który kieruje się szlachetną hierarchią wartości, w rezultacie wydaje się bardziej kochać bliźnich niż niejeden biskup katolicki. Jeżeli poważnie traktować Chrzest, nakłada on po prostu dodatkowe zobowiązania i nie może być przywilejem.
na poczatku moga skrzypki draznic. z czasem jednak odchodza w tlo
Dzień dobry 🙂
Stanisławie, ogromnie się za Tobą stęskniłam 🙂
Jestem świeżo po lekturze najnowszej Nisi i, na miejscu Alicji, pękałabym z dumy za hołd złożony jej druciarskiemu mistrzostwu 🙂
Nemo, żartować możesz i mnie cieszy, że wprawiłem Cię w dobry humor. Ale te pojęcia w Polsce są traktowane jak synonimy od bardzo niedawna. W mojej młodości pojęcie wegetarianizmu było w Polsce znane raczej ludziom wykształconym. Ludzie, którzy nie jadali mięsa, byli zwani jaroszami i z reguły nie jadali mięsa bez odwołań do religii, ideologii czy etyki. Najczęściej jarosze nie jadali mięsa ssaków i ptaków, ale jadali ryby.
Moda na wegetarianizm przyszła do nas z zewnątrz i była jakoś tam motywowana. W większości języków jarosz nie ma swojego odpowiednika. W polskiej wikipedii i internetowych słownikach języka polskiego jarosz i wegetarianin to synonimy. W wikipediach innych języków, jak i w polskiej, motywacji wegeterianizmu poświęca się bardzo dużo uwagi. Najwięcej chyba w niemieckiej, gdzie oprócz motywacji jeszcze obszerna część poświęcona jest aspektowi etycznemu.
Uważam, że, skoro mamy w naszym języku pojęcie jarosza, powinniśmy z tego pojęcia korzystać odróżniając jarosza od wegetarianina. Jestem ciekaw, co na ten temat sądzi Gospodarz, który wie chyba wszystko o gastronomii jarskiej z czasów PRL i o współczesnej kuchni wegetariańskiej.
Ja dostrzegam spore różnice. Kuchnia jarska to była m.in. domena barów mlecznych, gdzie podawano pierogi, naleśniki, kasze i tym podobne dania bardzo lubiane przez rodaków.
Ozdobą kuchni wegetariańskiej są kotlety sojowe, obrzydliwe namiastki dań mięsnych, których się nie je, bo to nioe etyczne. To tak, jak futra z nylonu.
Ha, gdyby to bylo tak oczywiste z tymi wegetarianami!
Dzien dobry,( i sloneczny, jak tu w tej chwili).
Corka bylej kolezanki jest weganka, to znaczy taka, co nawet nawet nie usiadzie na fotelu z prawdziwej skory. Kolezanka jest – jak podalem – byla i nawet nie moge zapytac, co ta corka jada na codzien. Tym temat nie jest jeszcze wyczerpany, bo czytalem juz o takich, co zbieraja tylko te warzywa, co zostaly wysiane w odpowiedniej fazie ksiezyca i rosly na gnoju, co dojrzewal w specjalnie wyznaczonym miejscu.
Mozna, mozna i tak.
Do gnoju dodam, ze to wyznaczanie jest poprzedzone poszukiwaniami. Poszukiwaniami przy zachowaniu scislych regul!
Haneczko, też się stęskniłem
Definicja słownikowa mówi, że jarosz to człowiek nie jadający mięsa. Druga nazwa w tym haśle to wegetarianin. I ja zwykle traktuję te słowa zamiennie. Jarosze ( przynajmniej niektórzy), w czasach w których nie słyszeli o wegeterianizmie, też nie jadali mięsa z przyczyn ideologicznych. Niektórzy głosili hasła, że nie zjadają swoich przyjaciół.
Wegeterianizm to pojęcie znacznie szersze, bo dzielące się na wiele różnych stopni: weganie, witarianie. Jedni nie jedzą także ryb, inni ograniczają się do pestek, korzonków i miodu.
Często jadam dania jarskie. Lubię je. Kieruje mną jednak apetyt i osiągalność dobrych warzyw czy owoców.
Tak jak wielu zasiadających przy naszym stole nie lubię jednak gdy mnie się do czegoś zmusza. Rzucając obelgi na jadających mięso. I też nie jestem w stanie zrozumieć ukrytej tęsknoty do mięsa wyrażanej przez wegetarian w nazwach takich jak: schabowy lub pasztet sojowy czy kiełbasa z grzybów.
Na koniec o diecie wege łagodzącej – zdaniem jej zwolenników – obyczaje i charaktery.
Przed laty napisałem w papierowej „Polityce” felieton o wegetarianach, w którym pozwoliłem sobie na kilka żartów pod ich adresem. Takiej fury listów z obelgami i żądaniem uśmiercenia autora (choćby zakazu druku, co w tamtych latach było możliwe) nie dostałem nigdy.
Twierdzenie, że jarosze w Polsce dawniej nie jedli mięsa bez odwoływania się do religii czy etyki uważam za nieuprawnione uogólnienie. Może nie robili tego w mediach i nie wzbudzali większych dyskusji, ale na pewno wielu z nich było przeciwnych zabijaniu zwierząt. Przy ogólnym ubóstwie społeczeństwa nie musieli swoim bywaniem w barach mlecznych demonstrować jakiejś ideologii 😉
Pepegorze,
Córka mojej przyjaciółki po drugiej stronie gór jest konsekwentną weganką i radzi sobie znakomicie. Je warzywa, owoce, orzechy, rośliny strączkowe, nosi wegańskie buty i jest szczęśliwa 🙂
Za „schabowym” z soi tęsknią chyba tylko wegetariańscy neofici lub ludzie bez fantazji zmuszeni do gotowania dla wegetarian 🙄 Przyzwyczajenie to druga natura 😉
Pyro, mam nadzieję, że Helena pisze jakieś wspomnienia. Jeżeli nie pisze, to z nieśmiałości. Pewnie uważa, że to nikogo nie zainteresuje. W gruncie rzeczy dla mnie najbardziej interesujący są nie jej rozmówcy, choć nie powiem, że wcale, lecz jej własna osobowość.
O zmianie charakteru pod wplywem diety poswiadczam.
Znalem kogos porywczego, o wybuchowym usposobieniu, ktorego potem na lata stracilem z oczu. Potem spotkalem sie z nim przypadkowo znowu jeden raz i zaszokowal nas wtedy odmowa jakiegokolwiek jadla lub napitku proponowanego przez gospodarzy. Poprosil o cokolwiek ze swiezych warzyw i zwykla wode. Tumaczyl, ze do tej diety zumsila go powazna choroba i byl przekonany o tym, ze ta surowa dieta mu pomogla przezyc. Przyzwyczail sie do niej tak, ze postanowil przy niej pozostac. Sprawial jak najbardziej zywotne wrazenie, mial gladka cere i – emanowal niezwykly spokoj i opanowanie.
O jakimkolwiek podlozu moralno-etycznym nie moglo byc mowy, bo przyjechal do Polski na polowanie.
Wiatr taki, że łeb chce urwać, a Radziowi to zupełnie nie przeszkadza. Może tam, przy ziemi wiatr jest mniej dokuczliwy? Dzisiaj u nas właśnie wegetariański obiad – ziemniaki z kalafiorem. Młodsza bierze antybiotyk (1x dziennie) i ma po nim rozmaite sensacje, więc posiłek musi być łatwostrawny i, możliwie, lekki. Jak na mój gust dobrze by jej zrobił ryż z malinami i ze śmietaną, albo zapiekany z jabłkami. Córcia jednak kręci nosem i na nic nie ma apetytu (na tego kalafiora też nie). Trudno – albo kalafior, albo głodówka.
Nowy – Twoja korespondencja do mnie już dotarła i nawet wiem, skąd kłopoty z odczytaniem dokumentu: otóż pisał to ktoś po dobrym kursie kaligrafii, a że pisał b.cienką kreską i na dodatek w dawnej transkrypcji, współcześnie źle się to czyta. W domu różnego typu lupy są, nie ma obawy.
Żródłem świetnych wegetariańskich przepisów jest Krysiade.
Wczoraj podczas naszego zjazdowania przepytywałyśmy naszą Koleżankę na powyższą okoliczność.Krysiade obiecała nam,że od czasu do czasu wrzuci coś ciekawego na blog:-)
Lubię jadać w domach wegetariańskich,bo potrawy podawane przez
gospodarzy niejedzących mięsa są bardzo często oryginalne,kolorowe
i z reguły bardzo smaczne 😀
Na dietę wegetariańską przechodzę też chętnie podczas wakacji, szczególnie tam,gdzie z racji bliskości morza jest dostatek ryb i owoców morza.
Mnie się zdaje, że to mięsożercy mają problem z wegetarianami, a nie odwrotnie i najchętniej nawróciliby ich na swoją „wiarę”. Nie jest przyjemnie być skonfrontowanym z własnymi „grzechami” wobec natury, a taki wegetarianin jest chodzącym wyrzutem sumienia 🙂
Jarosz nie musi wypierać ze świadomości wizji rzeźnika z zakrwawionym toporem 🙄
Wyrzutów sumienia nie mam, natomiast bardzo nie lubię wciskania mi ideologii (w tym przypadku – w brzuch 😉 ). Grzecznościowo zjem wszystko, przymusu nie trawię. Tak samo mam z reklamami pt. musisz to mieć, jesteś tego warta, itp. 👿
alez Haneczko, jestes warta nie tylko tego ale i tamtego 😉 nie mowiac o ogonku
W przyrodzie jest jedna zasada – zjesz, albo ciebie zjedzą. Ja jem wszystko, zapijam przeważnie czerwonym, nawet gdy zalecane jest białe i sumienia do tego nie mieszam. Mnie coś w końcu też zje 🙄
Ciekawa jestem, czym te „cosie” mnie zapiją…
Pepegorze,
To nie refleks, to bezsennosc :)!
Pieciodniowy, sluzbowy pobyt w Meksyku lekko rozstraja.
Kalafiorek z ziemniakami i masłem (bez smażonej bułeczki) zaliczony, acz niechętnie. Formatki z silikonu do ciasteczek kupiła Młoda w Netto po niecałe 15 zł sztuka (reklamowane jako zabawki albo zabawa edukacyjna) i ku chwale Ojczyzny kochanej. Za taką cenę można kupować zwłaszcza, że jest to foremka niezniszczalna. Nie zardzewieje, nie przypali się, nie przedziurawi – mogą pokolenia piec (tylko ta ilość – 6 szt?)
Haneczko,
ja jeszcze nie czytałam książki (leci do mnie), chociaż owszem, na statku podczytywałam pierwszą część, kilkadziesiąt stron, bo Nisia na statku ją pisała. Raz się nawet na cały dzień zabarykadowała w kajucie, tak ją naszło 😉
Ale w Greenock zeszłam z łajby i co było dalej, nie wiem.
Ale się dowiem 🙂
Bardzo lubię kalafior gotowany aby-aby z bułeczką czy bez, a na surowo z różnymi dipami jako przegryzka (podobnie brokuły).
Mam nawet na podorędziu ładny kalafior, ale w zamrażalniku olbrzymie tygrysie krewetki, które łażą za Jerzorem, więc chyba je dzisiaj zrobię, a kalafior postnie jutro.
Ciekawe
http://wyborcza.pl/1,75480,10703018,Wojciech_Modest_Amaro__Zycie_od_kuchni.html?as=6&startsz=x
Przeczytałam wywiad polecony przez Jolly Rogers i wiecie co? Nie lubię ludzi bez odrobiny pokory, dystansu do siebie. Celebryci to też nie bohaterowie z moich bajek. Wywiady z St.Lemem, Kapuścińskim, Rakowskim, prof Religą czy Markiem Edelmanem – mój Ty, Boże, socjalistów – prawda waliła po oczach, a rzadko bywali to ludzie uładzeni i bezkonfliktowi. I nic tu do rzeczy nie ma zawód bohatera wywiadu – kucharz też może być wybitną osobowościa (potencjalnie oczywiście)
Zgadzam sie z Toba Pyro,
Mnie ubawilo drugie imie pana Amaro bedace przeciwienstwem Jego osobowosci.
Mnie się ten kucharz spodobał, chętnie zjadłabym coś z jego kuchni. Jeśli to prawda, że tak dba o jakość produktów. I czystość w swoim lokalu.
Przejechałam się rowerem po okolicy. Po wczorajszym deszczu, chmurach i mgle ani śladu. Słoneczko, +6, sucho. W ogrodzie ciągle jeszcze jest koperek. Wczoraj znowu zamarynowałam łososia. Chyba jakieś przeczucie, bo dziś zameldowali się na weekend goście z Bazylei. Muszę wymyśleć coś wegetariańskiego, bo znajoma nie je nawet ryb, jej mąż je wszystko.
Wracając do meritum.
Jair Agapian o Polsce:
„…trzeba pamiętać, że Polska nie jest dużym producentem wina, a konsumpcja wina w waszym kraju dopiero raczkuje…”
Importerzy błagają mnie: „Zrób coś na rynek rosyjski”. Mówię: „Zgoda, ale moje najniższe koszty to 1,65 euro za butelkę. Nie znam sposobu, żeby zrobić wino taniej” „Nie, nie ? mówią ? zrób za 60 centów!”. „Ale to nie będzie wino…”
Nemo – i w Polsce wina pije się dzisiaj więcej. Biorąc jednak pod uwagę przeciętne nasze dochody i brak nawyku picia wina do posiłku codziennego, proces ten jest powolny. Na dodatek główny posiłek polskich rodzin jest w godzinach popołudniowych, nie wieczornych, a to eliminuje alkohol ze stołu obiadowego (jeszcze trzeba będzie gdzieś pojechać? Druga praca?) Gdyby chcieć znacznie poszerzyć konsumpcję wina, trzeba by zrewolucjonizować wzajemny stosunek cen piwa, wina i mocnych alkoholi. Teraz młodzi kalkulują, że jedno wino = 5-6 piw, czyli więcej, niż z reguły młodzież wypija na spotkaniach koleżeńskich (3-4)
Pyro,
za każdym pobytem w Polsce to zauważam (że się pije coraz więcej i coraz lepszego wina), ale ciągle jeszcze spotykam ludzi (głównie mojego pokolenia) którzy z wielkim trudem akceptują wina niesłodkie, patrzą z politowaniem, gdy ktoś przywiązuje wagę do właściwej temperatury trunku i w ogóle preferują wódkę, a ta może mieć temperaturę pokojową, zaś młodzi – piwo i jakieś perfumowane i słodkie wina musujące albo sangrię, którą poznali w Hiszpanii… Kształtowanie gustów i obyczajów to zajęcie na pokolenia…
Wino do obiadu u nas bywa najwyżej w weekend, bo to posiłek w samo południe i potem trzeba pracować i jeździć samochodem, ale do kolacji – czemu nie 😉
Były mąż mojej przyjaciółki, splajtowany karczmarz w górskiej dolinie po francuskojęzycznej stronie Alp miewał w swoim lokalu porannych gości – okolicznych chłopów, którzy po dokonaniu obrządku przychodzili na kieliszek białego wina (o 8 rano), potem, przed obiadem, jeszcze raz, a wieczorem to już na dłuższe posiedzenie…
Nie wytrzymalysmy i mamy nowego wspolmieszkanca. Nemo poszukujemy imienia dla chlopca
http://www.abload.de/img/plschkugelojkg0.jpg
Dorotol – nie widzę zwierzaczka
Pyro ta biala kulka, aparat chyba oddaje ducha i wszystko wychodzi ciemne: ma 8 tygodni, jest angorka-lwia grzywka, ma grzywke nad uszami, po bokach dluzsze wloski i w zwiazku z tym jakby spodniczke a na przedzie pysku ma nie tylko normalne wasy to jeszcze utworzone z mysy krotkich wlosow wasy jak dziadek mroz.
Putin 😉
Doroto,
potem trochę pomyślę, najpierw kolacja 🙂
on jest za sympatyczny i subtelny zeby byc Putinem
…ale nie wiemy co z niego wyrosnie i na razie wymyslilysmy, ze bedzie sie moze nazywal Playboy
Witam. Imię: Dorcio.
Jak dla mnie, to on może być Kaprys.
Hrabia Blanco de Bechamel – na pewno jest szlachetnego pochodzenia 😎
obydwa pomysly sa godne uwagi, ja nawet myslalam Bianco ale Hrabia Blanco… to naprawde dostojnie a Kaprys bardzo ladne i przy okazji Pyra podsumowla wlascicielke
Pyra nie chciała podsumowywać nikogo; myślała o sobie: co by też mogło mnie skłonić do następnego żyjątka w domu? Tylko kaprys.
Pyro, moze to i kaprys ale jak ja rano wstane i widze te minki oraz proby porozumienia sie a z czasem i przyzwyczajenia takiej menazerii to od razu zaczynam sie smiac i to glosno.
Doroto,
zostaw nam coś na sobotni wieczór!
Pepe, przywiezcie jeszcze chinchile to bedzie komplet
Rozumiem, że Pepe ma przywieźć żywą szynszylę, a nie futerko LP?
Pyro oni maja 4 szynszyle, ktore zajmuja jedno cale pomieszczenie w domu!!!
E…tam. Futerko LP nie warte wyprawy
Pepe und die Hosen sind tot…
http://www.youtube.com/watch?v=LKXUNRrYQd0&feature=related
Absosolut tot.
Dzień dobry Wszystkim,
Widzę, że od dzisiaj już wiadomo kto to jest jarosz, a kto wegetarianin 😉
Pyro – cieszę się, że przesyłka doszła, ale teraz żałuję, że nie wpadłem na pomysł zrobienia powiększonej kopii. Podobno najtrudniej wpaść na najprostsze rozwiązania. Prawda! Nie musiałabyś używać lupy!
Powtórzę jednak – gdybyś miała jakiekolwiek trudności z odczytaniem tekstu, nie trać zbyt dużo cennego czasu, chyba, że dla Ciebie także okaże się to ciekawe.
Sam muszę w tajemnicy przyznać, że bardzo czekam na rezultat.
Thank You from mountain (copyright Nisia). 🙂
Nowy – zabiorę się za tow niedzielę i zobaczymy czy się uda.
Siódma rano, a ciemno jak w środku nocy.
dzień dobry …
Krystyno jak tam zdrówko … pogoda chmurowata i jeszcze parę dni dzień się skraca .. ale już tuż tuż znowu będzie bliżej do wiosny …
cichal coś cichy ostatnio ..
zaraz prawie zacznie się weekend …
Asiu jakiś okropny wypadek miał nasz złoty tyczkarz … poważnie to wygląda .. trzymam za niego kciuki …