Co karp lubi a czego nie znosi
Spędziłem dwa dni w towarzystwie karpia. Pana Karpia!
Miało to miejsce w Rytwianach – pięknym miejscu położonym w pobliżu Staszowa przy szosie do Połańca. Oprócz pałacu Radziwiłłów, w którym jest dziś elegancki hotel, kilku zabytkowych budynków pofabrycznych sprzed stu i więcej lat, klasztoru kamedułów wybudowanego w Złotym Lesie w 1624 roku zwiedzałem przede wszystkim stawy rybne. Jest ich tu 17 hektarów i należą od 17 lat do rodziny Wacława Szczoczarza (mieszkającego w pobliskiej wsi Szczeka – to łamigłówka lingwistyczna dla cudzoziemców wszelkiej maści).
Fot. Stawy w Rytwianach czekają na rekultywację dna
W okolicy gospodarstw rybnych jest więcej. Tym razem uczestniczyłem w odłowie (niedużej, bo liczącej zaledwie 200 kg) partii karpi zamówionej przez restaurację z pobliskiego miasteczka.
Fot. Odławianie ryb ze stawu-magazynu
Oprócz połowu obserwowałem ( a potem oczywiście próbowałem) wędzenie karpia podzielonego na dzwonka, który był ogrzewany i okadzany olchowym dymem. Gorący karp pałaszowany na świeżym powietrzu, po połowie, był smakołykiem wręcz niebiańskim. Pachniał pięknie dymem, ociekał rybim tłuszczykiem, miał chrupiącą skórkę i zupełnie nie zagrażające smakoszowi kruche ości.
Fot. Wędzone dzwonka karpia
Wieczorem zaś rybacy z bliższych i dalszych okolic Rytwian dyskutowali o tegorocznej produkcji karpi oraz trudnościach związanych z handlem tą rybą.
Fot. Właściel gospodarstwa (bez ryb) w towarzystwie Pana Karpia
Hodowcy narzekali na dyktat wielkich sieci handlowych, które podpisują umowy faworyzujące handel i uszczuplające lub całkiem likwidujące prawa hodowców. Jako przykład podali przypadek dostarczenia żywych karpi do jednego z supermarketów, w którym ryby wsadzono do zbiorników z ciepłą wodą. Jej temperatura spowodowała szybkie śnięcie ryb. Market zażądał więc, by hodowca zabrał dostawę i oczywiście nic nie zapłacił. Argument, że ryba była przechowywana w niewłaściwych warunkach nie został wysłuchany. Umowa – zerwana. Takich przykładów było więcej.
Sporo kłopotów hodowcom i – tym razem także handlowi – przysparzają miłośnicy i obrońcy przyrody. Aby nie było między nami nieporozumień mocno podkreślam, że jestem przeciwnikiem zadawania zwierzętom, które trafiają do naszych kuchni i na talerze, dodatkowych zbędnych cierpień. Gdzieś jednak są granice współczucia. A głośno krzycząc w obronie np. karpia czy innych ryb trzeba czasem wysłuchać głosu naukowców. W spotkaniu w Rytwianach brała udział spora liczba ichtiologów z kilku ośrodków naukowych w kraju. Wysłuchałem uważnie ich opinii i wiem teraz nieco więcej na temat hodowli ryb i sposobów ich dostarczania do domów w stanie żywym.
Fot. Karpie na wadze tuż przwed podróżą
Po pierwsze więc dowiedziałem się, że ryby nie odczuwają bólu, zwłaszcza tak rozumianego i odczuwanego jak u ssaków. Co nie uzasadnia jednak brutalności w obchodzeniu się z nimi.
Po drugie karp pachnie mułem nie dlatego, że leżąc na dnie przesiąka tym niemiłym dla konsumentów zapachem. To wynika z jego diety i sposobu jedzenia: ryba wsysa do gęby wszystko, co leży na dnie, potem to wypluwa i połyka ponownie tę kąski, które lubi. Niestety – w tym i odrobiny mułu. Dwa miesiące przed transportem do sklepów karpie winny być przeniesione do małych stawików o betonowym podłożu zwanych magazynami. Tam poddawane są ścisłej diecie. Przez magazyny przepływa silny strumień zimnej wody, który powoduje zwolnienie metabolizmu ryby, brak apetytu i przy okazji wypłukuje z niej cały mulisty aromat. W tym procesie karp traci 10 procent swojej wagi. Nektórzy nieuczciwi i zachłanni hodowcy nie poddają swoich karpi temu procesowi zwanemu odpijaniem. Ryba nie traci więc na wadze (hodowca ma o 10 proc. więcej zarobku) ale odstrasza smakoszy zapachem. Warto więc kupując karpie dowiedzieć skąd pochodzą, a jeszcze lepiej kupować produkt oznaczony symbolem „Pan Karp” czyli logo Towarzystwa Promocji Ryb, które gwarantuje wysoką jakość produktu.
Ważną sprawą jest też transport ryby ze sklepu do domu. Ponieważ karp oddycha całą skórą, noszenie go w plastikowych torbach, nawet z wodą, nie pozwala mu przeżyć. Plastik oblepia rybę i uniemożliwia oddychanie. Od ubiegłego roku w użyciu są specjalne korytka z pręgowanymi silnymi brzegami, w których ryba w naturalnej pozycji czyli brzuchem na dół a grzbietem do góry STOI zanurzona w wodzie i nie męczy się. Taka pionowa pozycja karpia nie stresuje. Ryba leżąca na boku lub na grzbiecie stresuje się tak mocno, że – jak twierdzą ichtiolodzy – odbija się to potem na smaku ich mięsa. Takie korytka są w użyciu od ub. roku a kosztują zaledwie 1 zł.
Gdy wreszcie ryba dotrze do naszej kuchni należy ją pozbawić życia możliwie szybko i sprawnie. Może to być za pomocą silnego ciosu twardym przedmiotem w nasadę głowy (karpia należy wówczas trzymać w tzw. naturalnej pozycji z lekko odchylonym w górę łbem) lub przy pomocy ostrego i cienkiego noża lub szpikulca wbitego w czaszkę i przebijającego mózg. Nie jest to operacja przyjemna ale skuteczna. I tylko wtedy mamy naprawdę świeżą rybę w kuchni. Filety, ryby wypatroszone w sklepie, a tym bardziej mrożone, nie gwarantują świeżości. Wszystko bowiem zależy od uczciwości sprzedawcy.
Przed samymi świętami porozmawiamy ponownie o karpiach ale w bardziej sympatycznych okolicznościach niż dziś.
Fot. Kościół w klasztorze kamedułów w Złotym Lesie obok Rytwian
Komentarze
Jeszcze raz witam wszystkich.
O karpiach już wiele razy na blogu była mowa i dobrze, że tym razem o hodowcach. Jedną z przyczyn niejadania u mnie karpi jest fakt, że nie ma go kto zabić i potem muszę z miską latać po sąsiadach szukając rybiego kata. Rybie eldorado przeżył kiedyś mój Brat. Zjawił się u niego dziadek ucznia szkoły zasadniczej, którą młodzian wyjątkowo niesforny i z silnymi zadatkami na bandytę, ukończył kilka miesięcy wcześniej, przy wydatnej pomocy mojego Brata – pilnował, douczał, a w razie ostatecznej potrzeby raz i drugi w mordę przylał. Chłopak był sierotą wychowywanym przez Dziadków, a stary pan miał stawy rybne. No i teraz wzruszony bardzo przyszedł podziękować p. Kierownikowi internatu szkolnego. Z pomocą jeszcze jednego chłopa wtaszczyli trzy worki papierowe, zszywane, takie do towarów sypkich i czapkując wyszli. Moja poprzednia Bratowa, porządnicka ogromnie podniosła raban, że Andrzej znowu robi bałagan i „coś znosi do domu, a ona sprząta”. Nieszczęsny kierownik internatu został z 42 rybami ca 1,5 – 2 kg, a na dnie jednego z worków znalazły się jeszcze dwie litrowe butelki bimbru. Bidok czyścił, skrobał, filetował, Bratowa smażyła, wydzwaniała swoją rodzinę żeby przyszli i zabrali, a nawet ja, w Poznaniu, dostałam telegram „Chcesz ryby – przyjedź” Zgłupiał chyba 140 km z przesiadką w Lesznie po 2 ryby? Więcej bym nie chciała, a zamrażarki w naszych lodówkach były malutkie.
Dzień dobry,
Nemo, dziękuję za wczorajszą dedykację. Dawno jej nie słyszałam, nastroiło mnie to nostalgicznie. Zrobię dzisiaj żaluzje z jabłkami 🙂
Żabo, to poniżej dla Ciebie, z pozdrowieniami.
? 0:32? 0:32
http://www.youtube.com/watch?v=n0SsK8-QQj4
Alicjo, trzymam za Ciebie.
dzień dobry …
Alino przesyłam dobre myśli …
ja bardzo pomału wracam do zdrowia … okazało się że sprawa jest bardziej skomplikowana niż mi się wydawało a bóle w karku to skutek nie przyczyna ..
dalej się muszę ograniczać z siedzeniem przy komputerze dlatego tylko czasami dam znać o sobie ..
pozdrawiam wszystkich …
Alicjo trzymam kciuki …
Jolinku, jak miło rano wstać i zobaczyć Twój wpis. I okazało się, że za oknem świeci słońce!
Jolinku, jesteś – jak miło. A kręgosłup to nie przelewki, jestem tego żywym przykładem.
Piotrze słonko dobrze działa na zdrowie …
Pyro kręgosłup nie jest w takim złym stanie jak myślałam .. gorzej bo mam słabą okostnę a to obniża odpo rność .. przyczyna podobno leży w tym, że jem za mało tłuszczu .. a myślałam, że się tak zdrowo odżywiam … a tu mnie dopadły stany reumatyczne po nie-doleczonym przeziębieniu z września ..
w jednym z supermarketow probowalem dowiedziec sie od pani sprzedawczyni na stoisku rybnym skad pochodza plywajace w basenie karpie. lekko zmieszana popatrzala na mnie dziwnym wzrokiem i zaczela wyjasniac mi w takim tonie, jaki moglby przypac do gustu pieciolatkowi:
a wiec, to jest tak. male rybki hodowane sa w stawie, a jak dorosna do odpowiedniego rozmiaru to rybacy je lowia i przywoza do nas. no i ja te karpie sprzedaje.
kiedy wyjasnilem paniusi, ze mnie bardziej interesuje, kto jest hodowca tych krolewskich ryb, czy na tej farmie karpie karmione sa turbo karma, czy poddawane sa procesowi odpijania i czy transportowane sa w specjalnych korytkach z pregowanymi silnymi brzegami, w ktorych ryba w naturalnej pozycji czyli brzuchem na dol a grzbietem do gory stoi zanurzona w wodzie i nie meczy sie, panienka z wytrzeszczem oczu i zaokraglonymi ustami w ksztalcie duzej litery O chwycila za komorke.
z kim i co tez tak waznego miala do przekazania podczas moich dociekan, nie udalo mi sie ustalic. opuscilem supermarket w towarzystwie dwoch nieznanych mi osob.
nie zdazylem dowiedziec sie, czy bylaby w stanie paniusia zrobic mi przyjemnosc i wsadzic szkilulca w czaszke zakupionego karpia.
tak wiec uwazam, ze karp jast znakomity do opisywania, wyjasniania oraz zadawania niewygodnych pytan, ale nie do zaakceptowania na moim polmisku, pomimo posiadanego przez niego ogonka 😆
Klasyczne „a nie mówiłam”? Te wszystkie diety cudowne napędzają przemysł farmaceutyczny i są pochodną przemysłu modowego. Dieta śródziemnomorska – najzdrowsza? A te litry oliwy? Chleb maczany w oliwie, zupa jarzynowa „na niczym” zalewana na talerzu na kromce chleba i 4 łyżkach oliwy? itd itp. Ludy każdej strefy klimatycznej wypracowały sobie własny model diety najlepiej dostosowany do warunków miejscowych. Można i trzeba go modyfikować ale nie rujnować.
Witaj, Jolinku 🙂
Słonce wyłazi zza chmur, prąd jest, dachów nie zerwało!
Alino, dzięki za linka!
Lecę do Białogardu rozliczać barany. Wrrrr…
Co do karpia, to chyba gdzieś niedaleko przebiega granica opłacalności chowu karpia, czyli woda za zimna, żeby dostatecznie szybko rósł.
Kiedyś na zootechnice było coś takiego jak rybactwo (rybołówstwo) stawowe.
Pamiętam pytanie na egzaminie (w koncu całkiem dobrze zdałam, ale były „zacięcia”), co robić jak karpie się nie chcą trzeć? Podaję wszystkie znane mi metody (nieomal nieznane też) a profesor Stegman ciągle pyta co jeszcze można zrobić. W koncu mówię, że już nie mam pomysłu, a Profesor na to: „można zmienić tarlaki!”
Traktuję to jako przysłowie i czasem jak mnie pytają „co robić?”, odpowiadam „można jeszcze zmienić tarlaki” , co wprowadza lekki zamęt i konsternację w głowie pytającego. 😀
Jolinku, czy to znaczy, że zmiana diety powoli, ale skutecznie rozwiąże problem? Przynajmniej jeden, bo reumatyczne to inna bajka.
jeszcze raz przypomne:
sprawionego karpia(lina,karasia,brzane, suma etc.)
na 24 godziny do kwasnego mleka(kefiru etc.)
i mulny posmak znika
salve
Dzień dobry Blogu!
Karp z mulistego stawu, ryjący w dnie pełnym tego, co mu dosypano (granulat tonący) i tego, co już raz zjadł, a potem głodzony na betonie… Ech, gdyby to chociaż był szczęśliwy dziki karp z dzikiego jeziora, zwabiony zanętą waniliową lub truskawkową… 🙄
Pogoda jaka była, taka jest, podobno w piątek przyjdzie zima. Wczorajsze wyjście jej na przeciw zaowocowało widokiem zakwitających bazi i forsycji nad jeziorem Brienz oraz oblodzeniami na przełęczy Grimsel, która jeszcze nigdy nie była otwarta o tak późnej porze roku.
Ostatni listopadowy weekend
Dziś wieczorem Swięto Cebuli w Bernie i pożegnanie Młodych przed jutrzejszą podróżą do Nowej Zelandii. Zabierzemy ich z Berna do nas, jutro rano pojadą stąd do Mediolanu. Wczoraj strajkowała włoska kolej, ciekawe kto zastrajkuje jutro? 🙄
Nemo, Młodym powodzenia i niech promienność ich nie opuszcza 🙂 Dużo im zawdzięczam 🙂
haneczko zmiana diety to rezultaty po jakimś czasie ale konieczna .. teraz leczę stan zapalny poprzez masaże tzw. kaukaski i kąpiele w soku z cytryn i sody oczyszczanej .. potem by odbudować okostną mam brać kąpiele w siemieniu lnianym i pić z niego wywary bo podobno ma dużo kolagenu ..
Małgosiu pomachanko …
Nemo – lodospad w słońcu fascynujący. Młodym życzę udanej podróży bez zdarzeń ekstremalnych.
U nas wieje już teraz umiarkowanie ale jest względnie ciepło. Na obiad będziemy jadły c.d wczorajszych sznycelków kurczaczych
O rany, Jolinku 🙁
Jolinku – u nas rosną arcydzięgiel lekarski i żywokost. Mnie i synowi Inki na wzmocnienie okostnej i torebek stawowych przepisywano kolagen w częściach ścięgnistych wołowiny i cielęciny (ścięgna dolne z nóg dobrze ugotowane, żeberka cielęce itp. Działa po roku m/w
Witam Jolinku!
Pogoda krolewska, niech sie jesien jeszcze dalej zastanawia, a karpie nich dalej odpijaja.
W tym sensie,
pepegor
Cesarz Jozef w swej dobroci mial byl powiedziec o muzyce mlodego Mozarta jakos tak: Za duzo nut.
Jak obejrzalem zdjecia Nemo kolejny raz doszedlem do wniosku, ze Pan Bog w swej dobroci mogl byl rzucic pare tych bryl i co do tego nalezy tak miedzy Czestochowe a Kolobrzeg. Tam by sie ludzie odnosili do tego z naleznym nabozenstwem, a u Nemo w tej masie tylko sie marnuje i widok zaslania.
Dystrybucja!
Pepegorze, nierówno podzielono i co pan zrobisz…
He, a Wy macie morze i piasek, i horyzont 🙄 😉
Na obiad brukselka. Próbując oparzyłam sobie język 🙁
Do brukselki – sznycelki cielęce i ziemniaki.
Zadzwonił zięć -Geolog. Podobno są już spakowani. Zadzwonił z prośbą, czy bym na dzisiejszy wieczór nie wybrała „tak ze 100” obrazków z naszej afrykańskiej przygody 😯 Gospodarze wieczoru (chrzestni naszej córki) przygotowali już beamer…
No to będę wybierać z tysiąca 🙄
Nemo, ja z Afryki przywiozłam 1891 zdjęć 🙄
Małgosiu,
my przywieźliśmy 5 750, z tego wybrałam już do publicznego pokazania 1000 sztuk, teraz z tego tysiąca mam wybrać „highlights” 🙄
I jeszcze muszę upiec ciasto cebulowe, chleb, ciasto kruche z jabłkami, ale najpierw zrobić zakupy (skończył mi się kminek) i w ogóle… 🙄
Ojej, Ciebie nie sposób w niczym przegonić 🙂 Powodzenia!
Haneczko: 😆
Pyro, na tematy empikowe odpowiedziałam Ci wczoraj w nocy.
Jolinku, dbaj o siebie i zaglądaj, bo z Tobą milej!
Dziędobry na rubieży – słonko jak wiosną…
Nisiu – widziałam, dziękuję. Jestem już lepiej (dzięki Tobie) orientowana. A tegoż Pana – Bojkociarza polecałaś mi kiedyś dla Kleofasa – facecjonisty warszawskiego a’la Wiech – ostatnio środkowe US.
Jolinku,
widzę, że przed Tobą trudny czas, ale najważniejsze, że jest już właściwa diagnoza, a Ty na pewno zastosujesz się pilnie do wszystkich zaleceń. Życzę Ci zdrowia .
A w Rytwianach byłam dwa lata temu i zwiedzałam zespół klasztorny kamedułów. Kościół wymaga solidnej renowacji, ale robi duże wrażenie. I co rzadko się obecnie zdarza, jest otwarty i można zajrzeć do wszystkich zakątków. W odbudowanych eremach można sobie wynająć pokój/ celę ?/ .
Postanowiłam, że karpia kupię w pobliskiej hodowli, ale nie będę czekała do ostatnich dni, bo wówczas są długie kolejki, ale pojadę tam trochę wcześniej i, a filety ryby zamrożę . Na miejscu na życzenie ryby są uśmiercane prądem elektrycznym. Korzystam z tego, bo to najwygodniejszy sposób.
Wczoraj wspominaliście o kiełbasie ze słoika. W sklepach można kupić całkiem niezłe wyroby tego typu. Jest też bardzo dobre rilette, pomysł ściągniety od Francuzów. Ostatnio kupuję je dość często. Może domowy wyrób byłby smaczniejszy, ale nie podejmuję się tego z braku doświadczenia i chęci.
U mnie za karpi będzie robił łupacz. To taki koleś dorsza, ale nazwę ma fajną.
O Empiku
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,10720845,Bunt_wydawcow.html
Pyra ma rację, Nowy łagodzi obyczaje! Ale wystawia też laurki takie, że ja stary cynik (senior blogu) czerwieniłem się jak panienka. Przydało się po inwektywach dobrze przyprawionych jadem przyjacielskim. Placek – samiec alfa! Ja alfa! Najwyżej samczyk beta i to przechodzony. Nemo – lingwista! Ja lingwista! Najwyżej języczkoznawca i to nie Wielki. To wszystko nieprawda!
Prawdą natomiast jest, że wyhodowano nowe stworzenie; swissbólla, który do bólu tropi żarty za trudne dla niego. Mięśnie zwierające szczęki ma porównywalne z hieną, która miażdży kości mocniej niż lew!
Nemo. Ziarenka czekają. Podaj adres na priva: cichal@aol.com
Witam Szampaństwo,
u mnie prawdziwie listopadowy poranek, szaro, buro i ponuro, w dodatku pada deszcz, temperatura spada, jest 5C.
No ale i tak piknie było cały miesiąc, nadzwyczajny listopad – nie mam co narzekać, przeciwnie wręcz.
U mnie karpiami się pogardza 🙄
Ale pewnie dlatego, że miejscowi nie wiedzą, że karp to tylko taki mniej więcej do kilograma jest jadalny, większy już przeszedł mułem i tym wszystkim tak, że po prostu człowieka odrzuca podejrzany „aromat”.
W bartnickich stawach bywały karpie i jak się trafił taki do kilograma (mnie się trafił za wielkiego młodu, na czereśnię!), to go na patelnię i już.
Ja zjem każdą rybę, tylko węgorza omijam, bo mi się kojarzy z wężem, a wąż to jedyna żywina, której nawet widoku nie znoszę. Niech to będzie niewinny zaskroniec – nie znoszę i już.
Wracając do karpi, hodowle karpi są chyba w okolicach Toronto, z tego co pamiętam, to na Ronceswólce można karpia przed świętami zakupić – wiadomo, sporo Polaków, o tradycje dbają, bez karpia nie ma Wigilii.
Karpia zastępuje łososiem, ważne, żeby była ryba 🙂
Za jakieś 2 godziny udaję się do szpitala, na dzisiaj z rąsią lewą, obydwu nie dam sobie zrobić za jednym razem, jedną muszę mieć sprawną, żebym się mogła po nosie podrapać w razie potrzeby.
Trzymać kciuki to trzeba za Pana Chirurga, żeby dobrze wszystko ponaprawiał i żeby moja dłoń była mniej więcej tak samo precyzyjna, jak przedtem.
To tak między 19-21 polskiego czasu…jak ktoś będzie miał wolne kciuki 😉
Alicja zostawia sobie jedną rąsię sprawną, żeby w razie draki miała czym przyłożyć panu chirurgowi. Może naprawdę trzymajmy kciuki za biedaka.
O, najwyzszy czas rozprawić sie z ta ręką, bo juz nie mam siły przyciskać klawiszy tak, zeby mi sie diakrytyki odbijały porządnie.
Sprostowanie – u mnie w domu karpiami się nie pogardza bynajmniej. Ale Kanadayjczycy nie uważaja tej ryby za jadalną rybe, o to mię szło.
Idę się ogarnąć nieco przed wizytą, leniwam taka, ze do tej pory siedzę w szlafroku. Ale akurat dzisiaj daję sobie luz (do czasu).
Nisiu,
zgadłaś 🙂
Alicja – trenujemy od wczoraj/ Pijemy dzisiaj toast za tego chirurga. Nabieramy wprawy : Żaba, Cichal, Alicja….
Trzymamy Alicjo trzymamy! Będzie to już po moich ćwiczenia to i kusztyczek pyrowej małmazji za Operatora wychylimy z Ewą!
Alicjo, trzymaj się! My też trzymamy!
Wypije jak wrocisz ze sprawna raczka !
Alicjo, ciepłe myśli przesyłam i kciuki trzymam 🙂
Jolinku, miło, ze zaglądasz, wszyscy za Toba tęsknią. Dobrze, że jest diagnoza. Cierpliwości, wytrwania w kuracji, też trzymam kciuki i serdecznie Cię pozdrawiam 🙂
Nemo, dzięki za obrazkowy przepis na tartę Tatin i smakowite żaluzje, spróbuję doścignąć Mistrzynię 🙂 A Twoim Dzieciom – serdeczności na wspaniałą podróż 🙂
Witam.
Alicjo puściłem kciuki na moment, 3-maj się i pisz.
Jolinku,
Popieram radę Pyry. Polecam galaretki z nóżek wieprzowych w dużych ilościach.
O, dołączam się kciuków za chirurga.
Zrobił mi się skrót myślowy 😳
Ewa – nie szkodzi – swoi rozumieją, obcy niech zatrudnią szyfranta
Za potrzebujących kciuki trzymam 🙂
Równocześnie do niedomagających dołączam 🙁
Jotka – a co się znów złego z Tobą dzieje?
No to, trzymamy kciuki,
Alicjo, bij się dobrze!
Jolinku, myślę, że też dasz radę i będzie znowu dobrze.
Jagusiu! A co Ty kombinujesz?
Wracając do karpia i każdej innej ryby, przypominam b.dobrą radę ASzysza, aby przed smażeniem posypywać rybę mąką kukurydzianą, nie pszenną. Kukurydziana tworzy chrupką skorupkę na rybie.
Wiele hałasu o tę cieśninę – lekarz, baaaaaaardzo sympatyczny, przystojny i młody (średnia 30-tka) dr.McKay powiedział, że to mnie nie ma prawa boleć, przecież boli mnie lewa ręka (do łokcia, a w porywach aż po ramię!), chociaż prawa jest bardziej przez tę cieśnię zacieśniona.
Problem bólu leży w łokciu i jakimś cholernym nerwie, który jest uciskan i tak leci sobie ból od łokcia w dół do małego palca i sąsiedniego. Co prawda, to prawda, jak mi tę łapę ponaciskał, to wszystko poczułam, co i skąd.
Podał mi nazwę tego nerwu, ale z obrzydzenia, że mi się tak we znaki daje, natychmiast zapomniałam jego nazwę.
Kawałek czegoś tam trzeba będzie wyciąć w tej łapie, żeby dać więcej luzu, ale to prosty i nieskomplikowany zabieg (podobno). Zanim co, będę musiała zobaczyć jeszcze jednego specjalistę od właśnie tej cholery, żeby coś tam, jakieś konsultacje.
A teraz do początku, oczywiście poszłam w Darowym umundurowaniu, od podkoszulki do swetra i kurtałki. Pan doktor spojrzał, spojrzał na problem i od razu zdiagnozował, skąd to może być. Ponieważ jestem straszliwą snobką, przyznałam, że…no, żegluje się 🙄
Zaraz wyprostowałam, że lata pracy na drutach, a żegluję od niedawna i właściwie czy to na Kpt. Cichala Cygnecie, czy na Kpt. Marka Owerii leżę lekutkim bykiem, nie wspominając o Darze Młodzieży, tam to już całkowicie. Na Cygnecie czy Owerii to przynajmniej mogę (z własnej woli, dodam) coś przygotować, jakieś kanapki, przynieść, podać, pozamiatać, a na Darze to nic – koło mnie chodzą i dogadzają 🙄
Otóż dr.McKay też ma jacht, ale przyjemność stawiania żagli zostawia innym, bo on musi dbać o ręce, wszak to chirurg. Nigdy nie opuszcza Tall Ship imprez w Montrealu czy w Toronto i o Darze słyszał oraz widział. Pozazdraszczał mi, że miałam przyjemność, się pochwaliłam, że w przyszłym roku też płynę 😉
Pochwaliłam się także wdrapaniem na marsa, a co! Poradził, że gdybym miała takie fantazje w przyszłym rejsie, muszę dopilnować rehabilitacji, żeby nie spaprać łapy i muszę być pewna, że łokietek działa na 100%
O cieśni za moment.
Alicja – wróciłaś w pielesze? Z tym nerwem to i Pyra ma, chociaż na drutach robiła ze 4 razy w życiu (antytalent).
Uff, Alicjo a nie mógł Ci zamiast lewej rączki zrobić prawej?
To niekoniecznie na drutach, Pyro, nabywa się tego od powtarzającego ruchu, i też nie każdy nabywa. Piszący na maszynie, klawiatura i te rzeczy, żeglarze targający liny i jeszcze parę podobnych – to a propos cieśniny. Co do cieśni – pan doktor mówi, żeby tego nie ruszać, jak mi nie przeszkadza.
Bo jak się ruszy, to zazwyczaj w 70% przypadków operacyjnych ona wredota jedna wraca i się robi jeszcze bardziej wredna.
Teraz dopiero pokojarzyłam, rozmawiając z lekarzem, że na lewej ręce spoczywał cały CIĘŻAR roboty, bo to przecież wszystko na lewym drucie, a prawym się wymachuje, lewym niewiele, za to sie podtrzymuje. A że robiłam duże sztuki, to łokietek się zbuntował 🙄
Ale z nerwem powinnam coś zrobić, bo to się nie polepszy, a pogorszy.
No nic, jak trzeba ciąć, to trza 🙄
Jutro idziemy do lekarza, bo od trzymania kciuków coś nam promieniuje od łokci:-)
Cieszymy się. Wysyłam Ci oferte z Chopina na Karaibach. 10 dni 300dol!
Ja się już kładę; coś pokasłuję, czaSEM MAM KATAR, A CZASEM NIE, A TAK W OGÓLE o mi się dzisiaj podle żyje. Potrzymajcie za raczkę.
Trzymam Pyreńko, śpij smacznie i nie Ci się coś miłego śni.
Pyruniu! Cimam rąsie, cimam.
BRA
Cichal,
to nie jest drogo za sam rejs. Tylko trzeba gdzieś tam dolecieć i skądś tam powrócić, czyli tzw. koszty okołoboczne.
Sprawdziłam lotto – nie te numery, nie dam rady być wszędzie, a chciałoby się, oj chciało 🙁
Nastawiam się na St.Malo – Kadyks na najpiękniejszej fregacie świata!
Pyro,
to taki miesiąc – listopad 🙄
Śpij dobrze, rąsia zza Wielkiej Wody!
Alicjo, jak już będziesz mogła porządnie trzymać kciuki, dasz radę wszystkim numerom 😉 Trzymam do ostatecznego i jedynie słusznego skutku 😀
Alicjo – Mam nadzieję, że dzięki zbiorowym wysiłkom chirurga, anestozjologa, pielęgniarek, męża, rodziny, przyjaciól i znajomych jesteś już w domu, cała i bezpieczna, i że już wkrótce przyrządzanie karpia czy gra na skrzypcach będzie dla Ciebie dziecęcą igraszką 🙂
Jolinku – Proszę Cię byś się do Świąt okostniła. Pyro, poczuj się rano jak młoda bogini 🙂
Musimy dokonać świadomego wyboru – czy to ma być blog czy szpital. Precz z chorobami, cierpieniem i bólem.
Nisiu – Dziękuję za ciekawe informacje o ponurym podbrzuszu polskiego handlu książkami. Ty też nie choruj i swobodnie oddychaj, a jeśli te jesienne wahania temperatur tylko mnie podduszają, to ja Cię bardzo przepraszam 🙂
Nemo – Jeśli wjechałaś dziś rowerem bez łańcucha na szczyt stromej i oblodzonej góry, a wyprzedziła Cię jedynie dziewczyna w wieku 126 lat, to ja Ci za to tak podziękuję, że nie wiem 🙂
Tyle uwag o zdrowiu ssaków. Ryby także nie znoszą chorób, a w tym roku polskie karpie zaatakował wirus. Mimo zapewnień naukowców, że wirus ten nam nie szkodzi, prawdziwy smakosz wybierze jednak tego wypoczętego i zdrowego. Karpie z południa kraju są zakatarzone, a te z północy nie. Co do pełnych bólu i cierpienia komentarzy ogonka dotyczących rozmów z personelem rybiarni pozwolę sobie stwierdzić, że po tygodniowej kąpieli w zsiadłym mleku (usuwa żółć, rdzę, upiększa cerę) są one wołaniem o pomoc 🙂
Gospodarzu – Cieszy mnie różnorodność wyboru, ale które karpie Pan poleca najbardziej i czy naprawdę istnieją sposoby na rozpoznanie które ryby pochodzą od rzetelnych hodowców? Słyszałem także, że hurtowa cena karpia to już prawie 15 złotych za kilogram. Oznacza to, że niezamierzonym końcowym efektem może być danie z importowanego karpia za zawrotną sumę 50 złotych za kilogram.
Wiem, że idealnym rozwiązaniem jest dla mnie podróż do Milicza, z mym kolegą Tomkiem który ma tam znajomości, ale nie każdy ma takie możliwości. To my wszyscy powinniśmy hodowcom i samym sobie pomóc, a przede wszystkim dbać o to, by się w sklepach nie wyżywać na naszych bliźnich.
– Przepraszam, czy ta rybka jest świeża?
– Prosto od krowy, wnusia własnoręcznie ją w lesie zerwała.
– A zdrowa jest?
– Wypraszam sobie.
– Rybka, pytałem o rybkę.
W tym momencie powinien się już ukazać omamiony wizjami rybnego raju rencista, na kucyku lub pieszo z okrzykiem „Lauda, lauda!” uwolnić karpia z biedronkowych szponów i do pobliskiej kałuży wpuścić.
Sławku – Nemo twierdzi, że to wszystko już było, ale Ciebie nie było – Witaj 🙂
Ucieszyłem się czcionką Lucida Grande 12px, opus siedemnaste legato con fuoco diem.
Karp,ryba jadalna,
ale nie jem,
osci duzo.
ryba blotem smierdzi.
Wole sledzia z cebula,
w oleju.
Do tego dobre towarzystwo,
i butelke wodki mrozonej.
Tak,po polsku.
Hmm, po zachodniej stronie Atlantyku CARP to Canadian As-sociation of Retired People. Logo – pradziadek naszego karpia, czyli zlota rybka.
Wszelkie konkluzje zostawiam PT blogowiczom. 🙂
Dzień dobry,
o karpiach powiedziano tu już wszystko, można tylko dodać, że ja ich od wielu, wielu lat nie jadam.
Ale mam inną wiadomość, niecodzienną – praca mnie znalazła. Już będąc w Polsce dostawałem maile z propozycjami pracy, teraz odezwały się też telefony. Nie wiem, czy podejmę to nowe zajęcie, podobno niezłe, ale w tym wszystkim budujące jest to, że w moim wieku(!) ktoś jest zainteresowany przyjęciem takiego starego pracownika, na stałe. Niebywałe.
Druga budująca wiadomość – w przebogatym Southampton władze miasteczka zabroniły używania we wszystkich sklepach plastikowych torebek do pakowania zakupionego towaru, a za torby papierowe trzeba płacić – 5 centów za sztukę. Nareszcie ktoś usiłuje chociaż minimalnie zmniejszyć zaśmiecanie naszej planety. Mieszkańcy natychmiast, bez jakiegokolwiek szemrania powrócili do nieodłącznych atrybutów naszych mam – siatek na zakupy. I znowu te siatki zdają doskonale egzamin!
Może to śmieszne i mało ważne, ale mnie to cieszy, natomiast walający się, wszechobecny plastik mnie przeraża.
W Toronto juz od dluzszego czasu za plastikowe torby placi sie 5 c.
My zawsze na zakupy z plecaczkiem i siatkami.
Rzecz w tym, że tutaj plastikowej nie kupisz nie tylko za 5 centów, ale w ogóle, może być tylko papierowa.
Nowy,
w wielu naszych supermarketach sieciowych taki zwyczaj wprowadzono już od dobrych paru lat – plastik za pieniądze. Jest też sklepowa oferta solidnych toreb na zakupy. Nie wiem, ile kosztuje jedno czy drugie, bo od lat używam własnych szmacianych toreb.
U nas ciągle jeszcze ten plastik, ale coraz więcej ludzi przychodzi z własnymi torbami. Ja jestem za całkowitym wycofaniem plastiku, za własnymi siatami i torbami, a papierowa powinna w sklepie być dla zapominalskich. Za opłatą, rzecz jasna! Zaśmiecanie naszej planety uważam za barbarzyństwo. To wcale nie śmieszne i mało ważne.
Cichal,
Ty mnie kusisz a kusisz ofertami, mówię o tych rejsach Fryderyka Chopina, które mi podesłałeś. To jest dostępne finansowo, tylko właśnie…dolecieć tu, wrócić. Jeszcze się im przyjrzę.
Łajza minęli z Pietrkiem 😉
No tak, plastik jest, ale dobrze, że nie jest darmo – najlepiej przemawia się ludziom do kieszeni, trochę po niej uderzyć. Niby 5 centów, ale ludzie liczą…
Zrobiło się tak zimno, że tylko autentyczna Wódka Wyborowa nie zamarznie. Chińska imitacja byłaby już soplem lodu. Na wszelki wypadek rozpaliłem ognisko 🙂
Nowy – Gratuluję nęcących propozycji pracy, z pewnością nie związanych z produkcją plastyku 🙂
O tym co było – W zeszłym roku w Japonii zakwitły wiśnie, podobno w przyszłym roku czeka nas to samo. Na przełomie kwietnia i maja nad temi pąkami popłyną karpie. Japończycy i Chińczycy uważają karpia za uosobienie siły i wytrwałości, symbol sukcesu. Gdyby Nowy mieszkał w Japonii, to on byłby zwany i szanowany jako Mr. Carp (po japońsku to Pan Karp). Jedna z legend głosi, że ten najsilniejszy, płynąc pod prąd, pokonał wodospad i zamienił się w smoka.
Każdej wiosny nad Japonią powiewają duże karpie – ojcowie i małe karpie synowie, z tym, że ktoś zażądał by córki także powiewały. Tak narodził się japoński dzień dziecka. Jestem pewien, że o tym także było, ale nie traćmy nadziei, że jednak coś będzie 🙂
Do Świąt jeszcze ponad trzy tygodnie, karpujmy na akord.
Dzień dobry Blogu!
Nastał świt i Młodzi ujechali, zostaliśmy sami na pustym peronie…
Dziś jeszcze będą w Dubaju, a jutro późnym wieczorem w Bangkoku. A tam ciepło, +34. I wody powoli opadają, ale władze przestrzegają przed porażeniem prądem elektrycznym, chorobami zakaźnymi i… kobrami w mieście 😯
Zajrzałam troszkę do wczorajszych komentarzy i jest mi przykro. Zaprawdę, bardzo musiał mój żarcik o molich (molowych) jajach dotknąć Lingwistę do żywego, skoro dla poprawy samopoczucia musiał sięgnąć po najbardziej ortograficznie i słowotwórczo wysmakowane porównania 🙄
Nie będę odpłacać pięknym za nadobne, chociaż i mnie się pewien krakowski szlagon i facecjonista kojarzy czasem bardzo zoologicznie 😉
Niezwykła uroda, dostojność, elegancja, gracja i powaga – oto przymioty przypisywane samcom (alfa?) tego gatunku. Ach, jak taki pięknie czaruje samiczki szeleszcząc i przytupując… Byle go nie drażnić, bo wtedy, zdenerwowany, otwiera dziób i cały czar pryska 🙁
Jak unikać z nim kolizji?
Zrezygnować z ogonków, dołączyć do „luzaków” i będzie spokój. Nie będzie czytał, nie będzie musiał odwijał się z półobrotu, wyjdzie wszystkim na zdrowie 😎
Pomyśleć, że jeden Lechon może już ściągnąć gromy… 🙄
Placku,
takiego jedwabnego karpia mam w kartonie z ulubionymi pamiątkami z dzieciństwa mojego dziecka 🙂
Alicjo, 5 c to jest zarzadzenie prowincji. Nasza Koreanka z malym sklepikiem na rogu tez MUSI liczyc za plastikowe torby.
Kiedy przyjechalismy do Kanady tez byly papierowe torby, ktorych generalnie uzywalo sie podwojnie (jedna w drugiej) bo nie wytrzymywaly co ciezszych zakupow.
Czy ludziska teraz wiecej uzywaja siatek i koszykow z „wyrachowania” czy z poczucia obowiazku trudno wyrokowac. Nasze sasiedztwo jest mocno zielone i tutaj wiekszosc ludzi zasuwa z siatkami.
PS Kto pamieta plastykowe siatki zrobione z zylki, rozciagajace sie do kazdej objetosci i niemilosiernie wrzynajace sie w rece?
Placku – re Wyborowa.
Tu w Ontario pojawily sie dwa dziwolagi:
Vódka Pravda i – nie klamie – U’luvką vodka.
Zadalem sobie trud by wbic znaki diakrytyczne jak na nalepce 🙂
Ja twardo stoje przy Wyborowej (40%), choc mozna dostac Luksusowa i chyba Sobieskiego.
Zbliżają się święta – tu można znaleźć torby papierowe na karpia i nie tylko : torby papierowe