Krupniok na Barbórkę
Za chwilę imieniny Barbary. Nam – mimo że warszawiacy od stuleci – kojarzy się to ze śląską Barbórką. Mój dziadek uczestniczył jako lekarz w jednym z Powstań Śląskich przyjechawszy tam wraz z grupą warszawskich ochotników. Basi ojciec zaś jako nastolatek ze sfałszowanym dokumentem i datą urodzenia brał udział w walkach na Górze św. Anny.
Nie będzie tu jednak wykładu historii. Chcę tylko jakoś uzasadnić krótki tekst o kuchni śląskiej, którą – w niektórych jej aspektach – bardzo lubimy. Tak jak i dowcipy śląskie oraz gwarę.
Przez wieki kultura śląska mieszała się i czerpała z wpływów Słowaków, Czechów, Austriaków i Niemców. Spowodowało to powstanie oryginalnej kultury z własną gwarą, strojami oraz kuchnią. Ze względu na wielonarodowościowy charakter tej krainy, tamtejsza kuchnia jest w swym charakterze niejednolita. Na Górnym Śląsku znaleźć można potrawy popularne również w krajach sąsiadujących, często znane tu pod śląską nazwą: np. krepel (pączek) czy buchta (kluski na parze). Wyrobem typowo śląskim jest żymlok czyli bułczanka. Kształtem przypomina on kaszankę lecz kasza została zastąpiona miękiszem bułki. Kaszankę przypomina również kadrel, który składa się z krwi i kawałków słoniny.
Kolejną potrawą także przypominającą kaszankę jest szewska kasza, czyli zapiekana mieszanka mielonej śledziony z kaszą gryczaną.
Wspomnę tylko jeszcze o gęsi z modrą kapustą, golonce w piwie i wigilijne pysznej, słodkiej moczce.
Dla nas najpyszniejszym daniem śląskim, które robione było przez lata przez Basi tatę ( w warszawskiej piwnicy, w której metalowa beczka zastępowała piec wędzarniczy) jest krupniok. Dzięki uczestnictwu w tym masarskim procederze poznaliśmy tajniki produkcji i zdarza się nam robić krupniok (w prawdziwej a nie piwnicznej) naszej wiejskiej wędzarni.
O krupnioku wyczytać można w stosownych podręcznikach, że to wyrób wędliniarski z kaszy, krwi oraz podrobów takich jak wątroba, płuca z dodatkiem skórki wieprzowej i tłuszczu. Podstawowe przyprawy to: cebula, pieprz i majeranek. Krupniok zazwyczaj ma kształt typowej kiełbasy o grubości do 5 cm.
Kaszankę w warunkach domowych wytwarza się głównie przy okazji świniobicia, kiedy jest dostępna świeża krew. My zaś nie mając własnej trzody korzystamy zawsze z dobroci i szczodrości sąsiadów. Dotyczy to przede wszystkim właśnie krwi. Wszystkie inne ingrediencje można bez trudu kupić. Nawet jelita, o które w dawnych latach było bardzo trudno.
Ten przysmak doczekał się nawet własnego dnia: pierwsze Święto Krupnioka odbyło się kilka lat temu 28 maja w Nikiszowcu, zabytkowej dzielnicy Katowic.
Do wyrobu krupnioka używa się kaszy gryczanej lub jęczmiennej. Rozróżnia się też kaszankę pieczoną, jak i parzoną.
A wszystkim blogowym Basiom życzymy wspaniałych, smacznych imienin i dobrego śląskiego krupnioka!
Komentarze
Przed chwilą był śledź 🙂
Śleź Asiu śledzia, to się pojawi znowu… w poniedziałek!
A dziś wpadł tu tylko na moment. Oczywiście przez pomyłkę.
Krupnioki i kaszankę też lubię 🙂 . Pamiętam z dzieciństwa taką domową, którą robili moi wujkowie. Po świniobiciu dostawaliśmy swój przydział. 🙂
Przed chwila chcialem zapytac, na jaki tekst mam sie zalapac, bo wydawalo mi sie, ze na barborkowy za wczesnie. Po oderwaniu z kalendarza kartki listpoadowej przekonalem sie jednak, ze wpis jak najbardziej na czasie!
Tamten, o sledziach juz mam skopiowany, na poniedzialek jak znalazl!
Chmury ciagna po niebie, a w nocy bylo troche deszczu. Niewiele jednak. W rzekach juz wody malo co, a pobliskie zapory prawie puste.
Milego dnia, na razie,
pepegor
U nas nadal sucho 🙁
Wczoraj kolacyjnie było u mnie tak:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8405.JPG
pepegor, o nie, to brzmi jak belfegor. pozostane przy
pepegorku
wydaje mi sie, ze niemcy jako nacja z natury bardzo przewidujaca, wziela rowniez pod uwage aspekt ciagnacej sie od milionow lat zmiany klimatu i wycofuje sie z energii atomowej. bylo nie bylo, potrzeba jest do chlodzenia reaktorow ogromna ilosc wody. a skad ja wziasc skoro jest coraz mniej. natomiast w dolinie nadwislanskiej wymyslili sobie ze wybuduja szesc fokuszim i dwa czernobyle. podobno maja opracowana technologie na chlodzenie pepsicola
Spoko, wytrzymam ogonku,
a u Alicji wczoraj, jak najbardziej na czasie.
Musze sie odniesc do dzisiejszego tekstu, bo czuje sie wywolany do tablicy, a wiec:
Krupniok i zymlok – jak najbardziej – przypomnialo mi sie przy okazji, ze mam w zamrazarce po jeszcze po jednym egzemplarzu i zagospodaruje je na dniach, ale juz z tym kardlem mam problemy. Nie slyszalem jeszcze tego slowa. Warjacji jest z reszta bez liku, a spory o to, czy na kaszy gryczannej czy perlowej prowadzone byly zazarcie. Jak nie bylo dosyc jelit, to spozywano nadzienie luzem, tzw. file. Popularne byly u nas tez wersje bez krwi i nazywaly sie po niemiecku Wellwurst (polskiej nazwy nie moge sobie przypomniec). Ciekawe, ze tu nikt tego nie zna, tak jak tu nie znaja wszystkich tych rzeczy. Na krwi? Bra – jakby to powiedziala Zaba!
Trzeba by zapytac na poludniu, w Saksonii np.
Tam tez uzywaja slowa Krepel, z dlugo pociagnietym pierwszym e.
Dzień dobry i do spotkania nad wieczorem
Dzień dobry 🙂
Już nie tylko wygryza (justowanie wyszło z mody?), ale i zjada komentarze 🙄
Gdybym sie mial teraz wpisac na sasiedni blog, u Dziadula, to bym tak zaczal:
„A slaski krupniok i tak lepszy od polskiej kaszanki” – bo oni tam tylko o tym potrafia.
Natomiast prawda jest, ze te moje ostatnie dwie ww sztuki w zamrazarce – ktore mi sie teraz intensywnie marza, bo od wczoraj popoludnia niczego jeszcze nie jadlem, a to ze wzgledu na wczoraj wyrwany zab, co pozostawil po sobie niepokojaca mnie coraz bardziej paskudna rane – sa jakby nie z tej ziemi. Zrobilem sobie onegdaj dwa pierwsze na patelni, tak zeby skorka byla chrupka i pozostawilem polowe tego, aby podzielic sie z moja LP. Ta jak wpadla po pracy wyglodniala, zaraz rzucila sie do tej patelni i przypadkowo trafila na zymloka. I pyta: co to jest? Wiec mowie co to. Niesamowite! Tak wiec wciagnela blyskawicznie i jedno i drugie, zapominajac nawet chleba (tu oczko). Nie mogla sie nachwalic: Skad to masz?
Wyjasniam, ze jak zrobie sobie kaszanke kupiona w pobliskim polskim sklepie, to dziabnie aby widelcem w moj talez i juz dziekuje, bo nie lubi.
Ww kupilem kupilem jednak na tej tu ziemi, w Essen, gdzie we wrzesniu odbyl sie kolejny zjazd Zabrzan. Tam od dawien dawna stoja stoiska, gdzie kupic mozna caly repertuar slaskich wyrobow kulinarnych. Od dawien dawna tez trwal spor o to, czy krupniok od Ligensy lepszy, czy od Struziny. Mysle, ze spor jest rozstrzygniety, mysle, ze Ligensa zdystansowal Struzine o pare dlugosci. Wiem, bo jadlem z obu stoisk i zabralem do domu od Ligensy. Wiele za malo! Wydaje mi sie, ze potomkowie Ligensy pilniej notowali receptury dziadka, bo robia to juz z pewnoscia w trzeciej generacji.
A co do kaszanki z polskiego sklepu zauwaze co juz tez tu pisalem: Jakosc wyrobu wedliniarskiego stoi w prostym stosunku do do jakosci wkladu. Ot cala tajemnica.
Temat krupniok uwazam tym samym za wyczerpany.
(Na dzis!)
Nie będzie chyba naruszeniem krupniokowej tradycji, jeśli na patelni obok krupnioka podsmaży się trochę cebuli i kawałki jabłka, posypane majerankiem. Dodam, że pierwsze krupnioki w życiu jadłam w Katowicach na jakimś festynie, bez dodatków, prosto z wody. Smaczne były bardzo. Jest to jedyny ” krwawy” wyrób, jaki spożywam.
Placek niedawno słusznie zauważył, że nasz blog nabiera trochę szpitalnego charakteru, bo do znanych już jednostek chorobowych dołączył się i przypadek Pepegora, a ja też podziębiłam się lekkomyślnie. I teraz z przyjemnością się wyleguję na kanapie pod ciepłym kocykiem. Wszystko na dobre strony.
Krystyno – Dziękuję. Co prawda słuszność i ja znamy się tylko ze słyszenia, ale z egoizmem to już inna sprawa. Wszyscy mają wyzdrowieć bo moja wątroba nie wytrzyma tylu toastów. Kciuki także mam tylko dwa 🙂
Kocyk i kanapę polecam nawet najzdrowszym – krótkie drzemki przedłużają życie i koją nerwy.
Pepegorze – Wierzę, że już niedługo wgryziesz się w potrawy kuchni śląskiej bez żadnych już obaw, oczywiście jeśli coś jeszcze w Waszej lodówce się ostanie. Przypomniałeś mi tyle wspaniałości, że mi się w głowie kręci, ale to może dlatego, że co prawda coś jadłem, ale nie pamiętam kiedy 🙂
Kadrel lub kadryl to piękne słowo, ale używane raczej na Mazowszu, chyba że ktoś ma ochotę na taniec, ludzie lub konie, a może nawet ludzie z końmi.
O tym czy centaury delektują się śląskimi deserami pojęcia nie mam, ale centaur to też człowiek. Może „Krappla, Pratzeln, Torte, Strietzel”?
Próbuję sobie przypomnieć skąd te kraple pamiętam 🙂
Pączki z sianem ?
Kluczowa rola siana
Dzień dobry Blogu!
Krappla, Pratzeln, Torte, Strietzel – to jest po wrocławsku 😎
Strietzel dolnośląski Nie mylić z lwowskim 😉
Dolnośląski po 1945
Placku, wysylam Chlopakow, moze maja cos na pamiec :)https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0212111512?gsessionid=9R-kHEQn61o5mFuRtzx34g#5681533717971199186
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum0212111512
moze teraz dojada?
Matko Pańska; chyba COŚ PRZEGRYZĘ ALBO WYPIJĘ, WEZMĘ NA USPOKOJENIE ALBO CO? Przez 4 godziny usiłowałam wysłać pocztę z załącznikiem (nigdy tego nie robiłam sama, a dzisiaj mus) Byłam strasznie spanikowana, ludzie nawet życzliwi na odległość nie potrafili pomóc. Znacie uczucie paraliżującej paniki? Nie widziałam tych okienek, które miałam widzieć, nie umiałam usunąć tego, co miałam usunąć – wreszcie po 4 godzinach mi się udało i już teraz wiem i umiem i rzeczywiście – łatwiutko, 3 kliknięcia i jest. Dziecko telefonicznie kręciło głową – Mama, Ty jesteś inteligentna osoba; jak możesz nie widzieć? To duży klawisz” Rzeczywiście duży….
Jednym słowem – lazaret 🙄
Kurować się, ale już! Krystyno, nie zapomnij o herbatce ze świeżego imbiru (kilka plasterków) plus cytryna i kapka miodu dla osłody.
To, co u mnie na zdjęciu wyżej, to kaszanka z polskiego sklepu, nie wiem, kto produkował, bo nie przedstawiaja producenta, po prostu dostawca przywozi z Toronto. Juz kiedyś mówiłam, ze chętnie3 kupujemy kaszanke w polskim sklepie i jeszcze nie natrafiliśmy na byle jaką, zawsze jest dobra i dobrze przyprawiona, ta wczorajsza pieprzna, co ja sobie bardzo chwalę. Lubię też, jak jest domieszka kaszy gryczanej.
Pepegor,
czym się różni krupniok od kaszanki?
Pyro,
nabyłaś nową umiejętność i się ciesz. Koszty bywają czasem duże, ale teraz tak łatwo nie zapomnisz 😉
Nemo – gdyby każda umiejętność miała mnie kosztować tyle nerwów, to raczej „nie chcem”. Podobno jest podręcznik „komputer dla seniorów{” i chyba sobie kupię.
Schlascher Kucha, Straselkucha,
dos ihs Kucha, sapperlot,
Sławku – W momencie gdy Chłopaki wjechali na Ostrów Tumski Hermann Bauch-Brzuch sam sobie siebie przypomniał. Spasiba za mostek, sprawdź pocztę, może to jego Pyra zalączyła 🙂
Pyro,
ja bym nie kupowała podręcznika, tylko zawołała syna/wnuka sąsiadów w razie draki, oni zawsze potrafia wyjaśnić i jeszcze zapisać na karteczce, że jakby co, należy to i tamto.
Używasz niewielu funkcji, to na cholerę Ci podręcznikowa wiedza.
U mnie sie „zaniosło” i niestety, pada. Jest nieprzyjemne zimno, takie zimowe troche, paskudnie, bo wilgoć wchodzi wszędzie.
Jutro mam wizyte w godzinach wczesnych popołudniowych, ten nie je mięsa, tamta znowu ryb, a na taka wizyte nieobiednia najprosciej
podać na talerzu wybor polskich wędlin, chleb, masło.
Podam takie cos, lekko zapieczone, tak aby-aby. Do tego bagietka, sery. Akurat mam papryki w trzech kolorach 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/hpim1059.jpg
Krupnioki się wędzi? 😯
Nie ma przymusu. Kto woli gotowane lub smażone krupnioki ten nie używa wędzarni. U nas były od lat robione i tak, i tak. Wędzony ma dla nas dodatkowe zalety. Zapach dymu olchowego.
Czemu nie, jak ktoś chce. Kulinaria to kwestia smaku, a nie ścisłych przepisów, improwizacje mile widziane (udane lub mniej udane).
Łajza minelli z Gospodarzem 😉
Wędzić pewnie można prawie wszystko, ale krupnioki jadane przeze mnie u przyjaciół w Rybniku chyba nie były wędzone. W każdym razie nie wyglądały na takie przed włożeniem na ruszt
Myślałam, że są tylko gotowane.
Pepegorze,
a te Twoje nadzwyczajne, to jakie są?
Nigdy nie byłam na śląskim świniobiciu, a kaszankę znam tylko gotowaną.
Strasznie dawno nie jadłam prawdziwej polskiej kaszanki 🙁
Ministerstwo informuje
A tymczasem postęp postępuje
„…niezwykle użytecznym rozwiązaniem, a może raczej uproszczeniem produkcji kiszek krwistych, było stworzenie technologii bez użycia płynnej krwi spożywczej, zaste?pując ją krwią suszoną, zmieszaną z naturalnymi przyprawami (mieszanka Solo Smak krupniok śląski)”
To jeszcze nic.
Informacji o innych środkach pomocniczych (aromacie wędzarniczym, preparatach do szynki surowej ” na wydajność gotowego wyrobu 118-120 proc. Nadających intensywny czerwony kolor” itd.) lepiej nie czytać przed jedzeniem, ani po… 🙄
Nie byłam na śląskim świniobiciu ale jadłam krupniok ze śląskiego świniobicia – owszem, przeszedł przez dym ale nie był wędzony, a raczej podpiekany w gorącym dymie. Pachniał obłędnie, lśnił od tłuszczu i tego opiekania, a potem lądował na patelni, którą ciotka Miła wstawiała do piekarnika. Było to jedzonko, że hej.
Odpowiednikiem naszej kaszanki jest tutaj boudin noir. Kilka przepisów
recettes.de/boudin-noir
(z jabłkami, dynią) – nie próbowałam.
http://www.750g.com/recettes_boudin.htm –
Wybaczcie, to nie to chciałam pokazać.
Pyro,
takie właśnie były krupnioki z rusztu w ogrodzie mojej przyjaciółki. Ognisko z drewna dębowego i starej jabłoni.
Alino,
bardzo apetyczne przepisy. W sklepach w mojej okolicy we wtorki pojawia się Blutwurst czyli coś jak boudin-noir, bez kaszy w środku. W poniedziałki rzeźnicy dostarczają świeżej krwi…
Alino,
ja oglądałam te pierwsze. Wystarczy skopiować i wstawić w gugla 🙂
Kaszanka wdzięczny temat,bo w lecie z grila,a w zimie z patelni z ziemniakami i cebulą.Mój Osobisty Smakosz zakochany w polskiej kaszance od pierwszego wejrzenia.Ichniejsza znaczy francuska kaszanka(boudin) jest inna w smaku,bo bez kaszy gryczanej.No niech im będzie,ale wolę naszą 🙂
Mamy też taki patent na kaszankową sałatę: na liściach zielonej sałaty ułożyć przysmażone plastry polskiej kaszanki,tej w grubym flaku,posypać prażonymi ziarnami słonecznika i polać winegretem.Pychota,już karmiliśmy ową sałatą takich
i owych gości.Oj,smakowało!
Do kaszanki ziemniaki i proszę,oto z dzisiejszej poczty mailowej ze Slow Food dowiedziałam się,że nasz Drogi Gospodarz ma swoje ulubione ziemniaki i zachęca do ich kupowania.Odmiana Lord i Irga,czy tak Piotrze ?
I jeszcze jedna ciekawostka-jak zwykle w kuchni słucham radiowej”Trójki:”
Dzisiaj świąteczna licytacja różnych przedmiotów ofiarowanych przez znane osoby.Wśród tych przedmiotów jest linoryt Andrzeja Wajdy.Przy okazji mała rozmowa z naszym znanym reżyserem.I czego się dowiadujemy?
W wieku 16 lat pełnił bardzo odpowiedzialną funkcję :
był kierownikiem działu magazynowania kiszonej kapusty !
A kapusta kiszona do kaszanki w sam raz !
Hej Alino-o boudin noir pomyślałyśmy w tym samym czasie 🙂
A ja pomyślałem – Budyń. Szczęściara. Lubię budynie 🙂
U mnie jak zwykle nudno i bez ludzkich emocji. Próbowałem wytłumaczyć sąsiadowi, że po śluńsku krupniok to krupńok, ale bez łopaty z nim ani rusz. Nie twierdzę, że wszyscy Chińczycy są tak nieuprzejmi, ale akurat ten to tak. Odburknąl coś o gazecie walającej się po trawniku (w Quebec – The Gazzetta), wsiadł do japońskiego samochodu i wio do nepalskiego sklepu z herbatą.
Przepraszam, że tak ostatnio szaleję, ale sami Państwo powiedzcie – ile można znieść? Bardzo wiele – dopadnę go gdy wróci, opowiem mu o tym, że to jego gazeta. W końcu i moja cierpliwość ma swoje granice.
Krupńok to kaszanka, kaszanka to kiszka, nawet wtedy gdy cała UE stwierdzi, że to pająk. Czas na samodzielne myślenie. Blood sausage, blood pudding, Geraucherte Blutwurst czy moja ulubiona Thuringer Rotwurst Blutwurst, oczywiście wędzona i lekko dojrzała w niczym nie dorównują smakowi tej z warszawskiej piwnicy. Gospodarz się po prostu świetnie ożenił, a ja wdycham zapach olchowego dymu przez płot moich własnych wspomnień.
Napisać – Oj Nemo, Nemo, z Górskim to jedno, ale żeby tak wspomnienia kwestionować…Poza tym TYM RAZEM jest niewinny. Można wędzić, i to właśnie tak 🙂
Królestwo za żymłę z czymś śląskim.
Ależ emocje!
Takich nie było tu od czasu sporu o to jakiego pieprzu: czerwonego, zielonego, czarnego czy białego użyć do confit z samca kaczki mandarynki. Bo do kaczki pasuje jeden, do mandarynki drugi a do samca zupełnie inny.
Ale że o literki spierają się w Sąsiedztwie, Sąsiedztwo zresztą antycypowało zadymę u gotujących, nie wypada więc zawieść i zostać w tyle. Wypadło nieźle, jestem pod wrażeniem, tylu oburzonych jeszcze tu nie było.
Zauważcie że w obecnym układzie na ekranie monitora mieści się mniej wersów wpisu i komentarzy niż w starym, znaczy to tylko tyle że tu i tu zwiększyła się czytelność teksu.
Jest większa czczionka….czconka…czy..&#%…. są większe litery!!
Wolałem poprzednią czerwień, jako wyróżnik była w tekście bardziej czytelna.
Dając śnieżną biel Redakcja daje nam w ten subtelny sposób do zrozumienia że nie chce nas robić na szaro.
Ja nie psioczę, mnie się podoba, ja sprawy widzę tak.
https://picasaweb.google.com/antekglina/Ekran#5681590834151256354
Po herbatę z Cejlonu?
Czy jakiś znawca kuchni śląskiej zechce mnie oświecić w sprawie ajersztików .Jadłam kiedyś na domowej uroczystości w tradycyjnej rodzinie śląskiej rosół z ajersztikami.Bardzo mi smakowały.Gospodyni robiła je tylko przy wyjątkowych okazjach.( było to ćwierć wieku temu i tylko tyle zapamiętałam)
Dzisiaj na obiad ugotowałam zupę chorizzo+soczewica. Podobno przepis,który znalazłam u fryzjera jest kolumbijski.
U fryzjera dlatego,że tam okazjonalnie przeglądam różne kolorowe pisma .Zupa smakowita.
Placku,
ja bym miała wspomnienia kwestionować? Ja? 😯
Mnie tylko zainteresowało wędzenie krupnioków, bo nigdy takich nie spotkałam. Co tam ktoś w swojej wędzarni majstruje, to jego sprawa, mnie chodziło o śląski mainstream 😎
Czekam na informacje od Pepegora.
Antku,
to już nas dwoje w sprawie czerwonego. Do reszty już przywykłam 🙄
Antku – Przede wszystkim poczęstuj się wędzonym knippem z Dolnej Saksonii i korniszonem, Wpadasz tylko po to by nie psioczyć, a szkoda 🙂
To, że Ty tak to widzisz oznacza, że Twoje czcionki są gigantyczne, ale to nie koniec świata. Pomagamy 🙂
Czcionki są bardzo podobne do kaszanek i samochodów, Na przykład duży fiat był mniejszy od małej szewrolety,
Nie po herbatę, ale po żonę Antku 🙂
Gostuś,
to jest coś takiego
Nemo-w sprawie czerwonego jest nas troje i …pół.Moja Dziecina też wołała poprzedni czerwony.
Gostuś,
2 jaja
2 żółtka
200 ml mleka lub śmietanki
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
ubić razem, wlać do foremki, tę wstawić do większej foremki z wodą, zapiekać w piekarniku w temp. 180 stopni, 40-50 min. Po wystudzeniu kroić w kostkę i dodawać np. do bulionu.
Cztery lata temu Antek uczył mnie robić pierwsze nie owocowe nalewki i likiery. Do dzisiaj w moim notesie figuruje „kawowy likier Antka” Tego roku nie robiłam, bo słodycze wyszły mi same – niechciane, nieplanowane ale smaczne. Może w karnawale wrócę do Antkowego przepisu, który swego czasu wzbogacałam kardamonem od Sławka. Teraz wzniosę wieczorny toast – może za piłkę kopaną, z której niczego nie rozumiem? (Hiniutek piłkarz, trener, prezes klubu – lata 20-te Zabrze, rodzina kibiców z Młodszą na czele,więc ja już nie muszę). Wzniosę orzechówką aromatyczną, mocną dosyć słodką wg nastawu Żaby.
Nemo – skarbnico wiedzy,dziękuję. Ja wklepałam do gugla słowo ajersztik ( bo tak zapamiętałam nazwę ) i nic.
Nemo jak jeszcze powiesz,że kiedyś robiłaś taki tort to się załamię http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,10746399,Jak_zrobic_tort_Saint_Honor%C3%A9.html
Nie zmiesciło się
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,87978,10746399,Jak_zrobic_tort_Saint_Honor%C3%A9.html
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/
1,87978,10746399,Jak_zrobic_tort_Saint_Honor%C3%A9.html
Aaaaaa, żona z Cejlonu.. 🙂
Siedzę w towarzystwie dwóch piesków,
mogę więc zjeść każdą ilość krupnioków, kaszanek i knippów.
Mały fiat jest większy od knippa a jak trzeba to popsioczę, czego to się nie robi dla towarzystwa.
A teraz muszę chwilkę na bok.
Gostuś,
odetchnij 😉 Nie robiłam, ani nawet nie jadłam. Skomplikowane i pracochłonne, ale na pewno dobre 🙂
Ptysie robiłam. I jadłam.
Krupniok to dziś bardzo nośny temat, więc muszę się odnieść.
Najlepszy dla mnie to z wody, gorący, odgryźć tylko ogonek (sorry Berlin) i wyssać z kiszki.
To samo tyczy też pierogów, jakichkolwiek, najlepsze dla mnie gorące z wody.
Krupniok wędzony – nie, dziękuję. Jadłem też i uważam za przerost formy nad treścią. Wędzić można rzeczywiście wszystko, jak powiedziała Nemo, ale po co.
Te nadzwyczajne dla mnie krupnioki firmy Ligensa mają tą przewagę nad innymi, że nie żałuje się u nich jeszcze wsadu, tzn. są takie jak powinne być – porządnie tłuste – szczerze mówiąc. To nie barwiona kasza, jak gdzieindziej, u nich kasza jest dodatkiem, aczkolwiek też głównym.
Dobry link puściłaś , Nemo. Wielu rzeczy nie znałem, ale wzmianka o 120 proc. przypomniała mi dowcip o sierżancie artylerii, co to przed zebranymi adeptami tego kunsztu obliczał trajektorję (tego wyrazu nie jestem sobie pewien, reszta to literówki) lotu pocisku i wyszło mu cosinus fi = 1,2.
– obywatelu sierżancie – pada z audytoriom – cosinus nie może być większy od 1.
– a co Wy tam wiecie, na wojnie, to cosinus i do dwu dochodzi!
cdn, idę na balkon
Gostuś,
śląskie nazwy i wyrażenia zaczęłam rozumieć lub się domyślać ich etymologii w miarę poznawania języka niemieckiego 😉
Kochany Zespole – Dziękuję za zmianę czcionki w tytule z Arial do Compacta.
W naszych komentarzach jest dziś jak w raju, nic się ze sobą nie zlewa, nawet il lub li. Jestem pewien, że jednolitość czerwieni (na przykład identyczną z czerwienią w logo „polityka.pl” już za rogiem. W końcu to Wy pracujecie dzień i noc, a my jednak trochę mniej 🙂
Że tych dwoje zgadza się w sprawie czerwonego to la mnie szok 🙂
Pepegorze,
co tam cosinusy na wojnie 😀 W produkcji wędlin nie takie cosinusy są możliwe 🙄
Jak dodasz do mięsa świńskiego mieszankę „Parówka Cielęca” to uzyskasz wyrób o „delikatnym smaku i aromacie charakterystycznym dla parówek cielęcych”.
A może wolisz „Mieszankę o smaku i aromacie charakterystycznym dla parówkowej z aromatem dymu wędzarniczego” – to będziesz miał „Parówkę domową” etc. etc.
Dziękuję za definicję dobrego krupnioku 🙂
Tfu!
Cosinus alfa, nie fi, bo mi się tu zaraz energetycy zgłoszą.
Krupnioka Nemo, krupnioka
Tfu!
Krupnioka. Bo mi tu się zaraz krupnikowcy zgłoszą 😀
No, nie zdążyłam 🙁
Czytanie bloga po za kompem jest do……( ).
Takiego smaku nabrałem, że jedziemy do polskich sklepów na Greenpoint, ale nie po krupnioki tylko po kaszankę. Tu paaanie, ludzie ze wschooodu, Ślunzaków brak.
To będzie dla żołądka, dla ducha zaś wygrzebałem w biblioteczce książkę pod red. Kazimierza Rudzkiego „Dymek z papierosa. Wyd. w 1959 roku. Delicje! Od czasu do czasu robię generalny przegląd książek, żeby pozbyć się niepotrzebnych. Kończy się tym, że żadnej jeszcze nie wyrzuciłem a napotkawszy na zapomniany cymes, zaszywam się w koncie…
No i co na ten kont?
Cichal,
jak sie pozbywasz książek, to w określonym kierunku – do mnie wszystkie, do mnie!!!.
Ja tu sobie właśnie Pana Maćka namawiam, coby mi moje „biuro” obudował stosownymi półkami (jak w pewnej zaprzyjaźnionej piwnicy), żeby je wreszcie do kupy zebrać, bo tak, to po całym domu sobie łażą.
Poza tym robi sie u mnie biało. No, snieg pada!
Dalej opowiem jak bylo w domu.
Wieprzka biło się jeszcze przed świętami. Mial wtedy jakieś 120 kilo. Karmiony był czymkolwiek z pola. Pamiętam, jak wczesną wiosną zbierałęm liście podbiału. Te się prażylo i podsypywało żytnią śrutą. Potem było prościej, dostawał zieleninę z pola, chwasty, a mama ciągle coś tam jeszcze gotowała do tego, by w korytku było płynnie. Wyraj był, jak się miało dojście do pomyj. Dla niezorientowanych: Pomyje to resztki ze zbiorowego żywienia, np. z pobliskiego przedszkola. Na jesień potem brukiew i wzmożone porcje żytniej śruty.
W te krupnioki i te rzeczy szły wszelkie obżynki, przedewszystkim jednak podgarle. Te świnie wtedy jeszcze podgarle miały.
Był zwyczaj, że jak biło się świnię, albo wystawiało się wesele, to obdzielało się wiązką produktów sąsiadów, albo krupniokami, albo kołoczem weselnym. Wszystko to ku wielkiemu ubolewaniu mojej matki, bo byliśmy chudacy, a rodzina do obdzielenia była obszerna i do tego chude sąsiedztwo, co niczego takiego nie produkowało, więc nie można było oczekiwać rewanżu. Ale to co wracało, było poddawane surowej ocenie. Obrabianie tzw. d.. było wtedy regułą. Nie muszę dodać że w naszej ocenie robiliśmy najlepiej. Byliśmy w krupniokach zdecydowanie gryczanni (poganka), a spory dotyczyły glównie, czy majeranek, ile, albo w ogóle nie.
Czasy to były. Na wesela piekło się od 30 do 60 blach kołacza. Wtedy to jeszcze było możliwe, bo byli jeszcze piekarze z gotowymi do funkcji piecami. Ci już nie funkcjonowali formalnie, ale na święta, albo na takie okazje jeszcze rozpalali piece. Dostawało się wtedy jeszcze od sąsiedztwa porcję drożdżowego z posypką, obowiązkowo też z makiem i sernika. Ten ostatni był cenny, bo trzeba było go wytworzyć we własnych warunkach, a to w takich ilościach nie było łatwe.
A dziś mój termometr pokazywał +11 więc o śniegu to można tylko pomarzyć. Zresztą nie wiem czy za nim tęsknie, odśnieżanie nie jest moim ulubionym zajęciem.
Alicja. Jeszcze nic nie wyrzuciłem! Ostani raz mówiłem jak komu …słuchającemu. Wybierz coś sobie! Aaale tam. Pogaduchy były ważniejsze. Jak będziecie na Sylwestra to pobuszujesz.
Pepe! Ale Ty mosz synek pamięć! Pisz jak najwięcej o dawnych czasach. Barwnie to robisz. Aktualne nie są tak ciekawe.
Pepegor,
podobnie było w naszej wsi niewielkiej, a my z ubocza. Wieś zamieszkiwali repatrianci ze wschodu, my na Bartnikach byliśmy „centralskie gołębiarze”. Tego określenia ja nie wymyśliłam, zanotowało mi się w pamięci.
Wracając do, otóż zawsze świniobicie było mniej więcej zbiorowym rytuałem we wsi i rozłożone w czasie tak, że każdy mógł liczyć na wyroby kulinarne, oczywiscie nigdy za pieniadze, to sie nazywało „na spróbowanie i poczęstunek”.
To se chyba ne vrati 🙁
Cichal,
pobuszujem. Prawie przyrzekam 😉
Jerzor na rowerze się katuje, no trudno, tak ma 🙄 i co ja za to mogę.
Mam pytanie do Blogowiczów zza oceanu: jakie przesyłki najszybciej dotrą do USA? Chcę coś wysłać do Arizony i zastanawiam się czy zrobić to za pośrednictwem naszej poczty (lotnicza przesyłka) czy innej firmy?
Dostawałem pocztą. Raz szło tydzień. Raz trzy miesiące. Przecietnie 10 dni. Może UPS albo ten niemiecki ekspres byłby lepszy, ale nie mam doświadczenia
Hej Cichal, to z tym, że niby z dawien dawna, to opowiadam ciekawiie, a ansonsten nichts?
Uważaj, nie wyciągnę jeszcze kłonicy, ale może pogrzebacza?
Wybaczcie, jakoś funkcjonuję, posliłem się zupami, najpierw tą co zrobił zięć, pieczarkową, a potem rosołem z makaronem, co stał na piecu od wczoraj wieczora. Żuję na razie lewą stroną
Dobrze mi, bo ranę pozębną dezynfekuję dobrym brandy.
To tyle.
Dziękuję Cichalu. Na pewno przed Świętami będzie szło dłużej.
Jadłam Lorda. Naprawdę, bardzo dobre pyraski.
Irgi nie widziałam sto lat.
Od poniedziałku robię ranking przydróżek południowo-wschodnich. Kto wie, gdzie należy jeść w Rzeszowie, Przemyślu, Zamościu i Lublinie???
Asiu,
u nas jest tak – albo lotnicza (do 2 tygodni), albo zwykła, chociaż tez lotnicza.
Lotnicza kosztuje sporo, ale mozna liczyć na dostarczenie na czas.
Z Polski lotnicze przesyłki dostaję biegiem, a zwykłe różnie, człapią szybciej lub wolniej.
Asiu,
jeszcze pe-esik mały, otóż wydaje mi się (ale pewnosci 100% nie mam), że poczta lotnicza z Polski na nasz kontynent jest tańsza, niż te wszystkie inne firmy przesyłkowe, a jak wyślesz lotniczą, to masz papiór w ręku i nie ma prawa zaginąć taka przesyłka. I nawet biorąc okres przedświateczny, do dwóch tygodni to góra. No chyba, żeby sie coś ostatnio zmieniło (nie chciałabym mieć Twojej przesyłki na sumieniu!).
Nisiu,
Bardzo cieszą mnie wiadomości, że ktoś zamierza odwiedzić jedne z najładniejszych zakątków naszego Kraju. Co prawda trudno mi polecić coś w Lublinie lub Zamościu, ale za to muszę namówić Ciebie do przejazdu przez Nałęczów i do zatrzymania się chociaż na posiłek (namawiam na dużo dł?ższy postój)!!!.
A zjeść najlepiej w kawiarni-restauracji Ewelina. Mieści się przy ulicy Lipowej, każdy Ci wskaże to miejsce. Lokal mieści się w starej willi, gdzie pomieszkiwali i tworzyli Twoi koledzy po piórze, np. Pan Prus, a z dzisiejszych stałą bywalczynią jest Pani Maria Szyszkowska. Można więc tam nie tylko nieźle zjeść, ale także powdychać powietrze weną twórczą przesiąknięte. Namawiam.
Z Lublina do Nałęczowa jest tylko 25 kilometrów.
Załączam kilka swoich zdjęć.
https://picasaweb.google.com/takrzy/2Gru2011?authkey=Gv1sRgCLHYkbqTw86b6gE#slideshow/5681705705577718210
Nowy, dzięki za Nałęczów, ale pewnie nie damy rady, bo będziemy jechali z Zamościa, prawdopodobnie wieczorem, po spotkaniu, a w Lublinie mamy co robić. Bo ja tam jadę do roboty, kochany. Nie będę miała czasu na skoki w boki.
A znowuż z Lublina do Warszawy będziemy gnać, bo mam samolot w południe…
Może kiedyś się uda. Zapamiętam tę Ewelinę.
Dzięks!
Nowy, zamotałam.
Więc to jest tak: w niedzielę wieczorem lecę do Wawy, śpię. W poniedziałek – trasa Warszawa-Rzeszów, spotkanie, nocleg. Wtorek Rzeszów – Przemyśl, spotkanie, nocleg.. Środa Przemyśl – Zamość, spotkanie, przejazd do Lublina. W Lublinie będę już nie całkiem żywa. Nocleg. Spotkania przed południem indywidualne, wieczorem spotkanie w empiku, potem spotkanie u serrrrdecznych przyjaciół, nocleg. Rano śniadanko i do Wawy, samolot i do domu.
Nałęczów się nie załapie, nie ma szans…
Nisiu,
dużo tracisz, ale nic to – drugą razą tylko przez Nałęczów 😉
Jadę odebrać dziecko wracające z Njujorku.
Pepe! Komiltonie miły! Wróciłem z zakupów obładowany kaszanką i przecztołech co jo napisołech. Oczywiście pisz o każdym czasie, bo świetnie się Cię czyta. Moja uwaga odnosiła się do przewagi przeszłości nad miałką terażniejszościa, ale nie ad personam ino tak wogóleee… wciórności (!?)
Wszystkich z naszego blogu czyta się świetnie, a każdy pisze inaczej. Też lubię opowieści Pepegora albo Cichala albo Alicji ale i wszystkich innych – reportaże Małgosi W., Ewy, Krystyny, opowieści Nisi z północy, Nemo eposy z podróży egzotycznych i dalej przestaję wymieniać , bo mi wyjdzie lista obecności. Widzę, że Asia chce podtrzymać więzy z odnalezioną gałęzią rodziny – ładne. Genetycy twierdzą, że co 200 osoba spotykana gdziekolwiek w Polsce jest naszym krewnym, czyli pochodzimy z tej samej linii genetycznej, z ostatnich 250 lat. Jestem ciekawa ilu krewnych (z jaką częstotliwością) spotkamy gdzieś tam – w świecie, np w USA?
Nadal tyram i tak jeszcze kilka dni ale już weszłam w koleiny i teraz jak ten osiołek Placka – ostrożnie i do przodu!
Moje dziecko juz dawno mi podsunęło poniższą teorię. Nie jest ona taka głupia, zwłaszcza teraz, w tym bardzo mobilnym świecie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sze%C5%9B%C4%87_stopni_oddalenia
Oj…skończyłam czytać, chyba czas pospać? Dobranoc!
I dzień dobry! 🙂
Dzień dobry,
Tak, Pyro, każdy wpisujący się ma swój styl i to tym lepiej.
Też lubię czytać Pepegora. To ciepły i dobry człowiek i ani krzty w nim złośliwości.
Od rana plucha, ponuro i wietrznie. W miasteczku pełno świątecznych dekoracji.
Zaczęłam czytać „Cmentarz w Pradze” i idzie mi bardzo ciężko. Nie wiem, czy będę jeszcze próbować brnąć dalej. Było nas kilkoro z zamiarem czytania Eco. Jak Wam się podoba?
Cisza i spokój, a na dworze szaro i buro, i parę kropel tak potrzebnego deszczu, i temperatura raczej wiosenna. A Alicja znowu nockę zarwała ? poza tym, dalej spokój.
Rozpisałem się wczoraj na cały tydzień, a teraz doczytuję. Leczyłem wczoraj prawą stronę mojej żuchwy dość dobrym winiakiem z tym skutkiem, że ból przeniósł się pięterko wyżej. Zastanawiam się więc, czy nie wyskoczyć do najbliżej tu położonego sklepu, tj. polskiego, ale nie po kaszankę, a po tyskie, żywieckie albo innego żubra. Wymieniłem tylko te trzy marki aby nie być posądzonym o kryptoreklamę, ale żeby też nie przekraczać dopuszczalnych tu ram.
Doczytuję.
Antek mnie zaskoczył tym knippem http://de.wikipedia.org/wiki/Knipp_%28Speise%29
Skąd Ty to masz? Nie chciałem zanudzać pustkowiem tutejszej kuchni, ale to poznałem rzeczywiście tu. I jarmóż jako danie główne, z dodatkiem ww. w wersji oldenburskiej. Ale, dalej nie warto o tym gadać. Wolę nawiązać do Twoich dwu piesków.
Wiesz Antek, dwa te pieski zapoznałem jeszcze w latach, kiedy byłem delikatnym młodzieńcem, jeszcze, kiedy ich nawet nie było w peweksach (nie wiem szczerze mówiąc, czy peweksy już wtedy były). Otóż, ojciec przyjaciela miał bardzo wcześnie przywilej podróżowania do krajów powszechnie zakazanych i przywiózł raz taką butelkę z sobą. Wyglądała wtedy jeszcze inaczej, nie tak jak na Twoim sznureczku. Na ciemnozielonym szkle była czarnobiała naklejka z czarnym i białym pieskiem na niej. Tak jak z psem ogrodnika, w tym przypadku ojciec przyjaciela był calkowicie niepijący, a starsi bracia przyjaciela już dawno wybyli z domu, butelka więc sobie stała długonienaruszona i stale kusiła. Stałaby sobie i dłużej, gdyby przyjaciel nie wpadl na fortel i igłą strzykawki nie przebił korka (wtedy jeszcze byl prawdziwy korek, nie zakrętka!) i odciągnął po jednym. Przyznam szczerze, że smakiem pierwszej whisky byłem tak zawiedziony, jak smakiem pierwszego banana – ale to inna sprawa.
Fakt jest taki, że w przeciągu tygodni powtarzaliśmy niecny proceder aż do momentu, gdy nie dało się już sugerować jakichkolwiek pozorów. Przyjaciel zdecydował się wtedy wyciągnąć całą resztę i napełnił tą drogą butelkę mieszanką alkoholu butylowego i herbaty. I odstawił na swoje miejsce.
Co potem było może innym razem, w jakiś długi zimowy wieczór.
Teraz czas mi zakręcić się po domu, bo LP kazała posprzątać.
W tym sensie,
pepegor
Pepegor,
dzięki za ten wczorajszy wieczorny wpis.
Przy okazji informacja stomatologiczna : tą niedysponowaną stroną nie powinno się żuć przez 7 dni. Wydaje mi się z Twojej relacji, że lekarz nie zszywał rany. Szkoda, bo to przyspiesza znacznie gojenie. No, ale alkoholowe ” płukanki” raczej nie zaszkodzą. 🙂
Alino,
” Cmentarz w Pradze” czeka dopiero na odwiedziny. Trochę zaniepokoiłam się tym, że początek niespecjalnie Ci się podoba.
Dziś dokonałam pierwszego zakupu świątecznego. Jest to stojak do choinki, duży, żeliwny i bardzo ciężki, bo musi oprzeć się także wiiatrom. Choinka będzie stała na tarasie. Trzeba dokupić jeszcze specjalne lampki, bo te zwykłe do domu na zewnątrz się nie nadają. Z tego wszystkiego choinka będzie stanowiła najmniejszy wydatek.
Nasz psiaczek jest chory – był u lekarza i zainkasował 2 zastrzyki. Myślałyśmy, że coś zjadł, co mu zaszkodziło, ale vet powiedział, że nic z tych rzeczy, że złapał „trawnikowego wirusa” (cokolwiek to jest) w zastrzyku były środki p/bólowe i rozkurczowe. Bardzo go żal, bo jęczy przez sen – nie chce jeść, pić, ani nawet wychodzić.
Witam.
Ooo, Pyro – bardzo współczuję Radziowi. Biedny, biedny piesio. Wcale się nie dziwę „trawnikowym wirusom”, trawniki są tak zabrudzone, że aż dziw, że psy nie chorują stale. Zamierzałam z Gutkiem chodzić na spacery ale gdy zobaczyłam stan zanieczyszczenia trawników w mojej, bądz co bądz „willowej” dzielnicy, to odpuściłam sprawę. Gucio na spacery nie chodzi. Musi mu wystarczyć ogródek. Gutek serdecznie pozdrawia Radzia i życzy mu szybkiego powrotu do zdrowia. Hau.
Pyro! Droga kuzynko! Policzyłem do dwustu i mi wyszłaś!!!
Gdzie Ci wyszłam, Cichalu? I dokąd poszłam? Mam prośbę – przyjechałeś do kraju, kupiłeś kartę internetową do laptopa – gdzie się to kupuje?
W sklepikach typu „Plus” itd. Poszczególne kompanie maja takowe na tony!
U Gospodarzostwa dzisiaj pewnie się zaczął festiwal Barburkowy. Oni zawsze przyjęcia imieninowe dzielą na kilka kompletów świętujących. W ten sposób bez zbytniego tłoku mogą przyjąć wielką liczbę biesiadników, Minusem jest rozwleczenie całej roboty „gościowej” na wiele dni.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/NYC11Ewa?authkey=Gv1sRgCPKSycOO8ciLvAE#slideshow/5681917977140513346
Po kaszankowych (i nie tylko, bo i Torcik Wedlowski, śliwki w czekoladzie z Nałęczowa, pierniczki alpejskie i tony innych „zadkopowiększaczy) zakupach pojechaliśmy na Manhattan. Dekoracje świąteczne prawie w komplecie. Choinka w Rockeffeler Center już się świeci.. Szkoda tylko, że w szale politycznej poprawności nie ma już Świąt Bożego Narodzenia, tyko Holidays Season, Happy Holidays…
A kiedy mówię, że nie lubię poprawności politycznej, to się wszyscy dziwią – dlaczego? – A gdyby tak zacząć mówić prawdę, tak, jak się myśli?
Pyro, a tak? http://www.youtube.com/watch?v=a06cw87_qfs
Pepe – świetne!
Pyruniu, w pierwszym odruchu – jestem za. W drugim – ogarniają mnie wątpliwości. No bo jakieś miarkowanie w serwowaniu prawdy chyba powinno być…
Miałam kiedyś forum na stronie i różne „fanki” z upodobaniem informowały mnie, jaka to ja jestem gruba i brzydka. Wszystko z upodobania do prawdy.
A u nas pani w porannym dzienniku powiedziała „Christmas…” coś tam. Jerzor mówi, ze w poniedziałkowym wydaniu jej już nie będzie.
Przejęzyczyła się, czy co? 😯
Aż uszu nadstawiliśmy, bo juz od lat jest to „holiday season”.
Wracam do ściery i mietły 🙁
Ja do tych „poprawności politycznych” już przywykłem i nie dziwi mnie brak ubranych choinek np. przy większości amerykańskich szkół, nawet jestem za, wiedząc jak moje dziecko traktowane jest w Polsce, bo jest „inne”.
Tak się składa (przecież to nie przypadek), że z większością świąt chrześcijańskich kalendarzowo zbliżone są święta żydowskie – i tak w tym roku 21 grudnia przypada Chanuka, w którym przez osiem dni zapala się po jednej świeczce, ale w niektórych żydowskich rodzinach (znam takie) rozdaje się również prezenty. Używanie więc tylko symboli bożonarodzeniowych w tak wielowyznaniowych krajach jak USA spotkałoby się natychmiast ze sprzeciwem pozostałych, i to nie tylko Żydów.
Pepegor, mnie się ten poseł bardzo podobał, gdybym mogła to z pewnością bym na niego głosowała.
Z Nałęczowa dwie rzeczy dobre; śliwki w czekoladzie i Nowy!
A propos poprawności politycznej. Jak spotykam katolika mówię Merry Christmans, jak znajomego Żyda, Happy Chanukach. Poprawność polityczna polega na purytańskim udawaniu, że czegoś nie ma., że coś nie istnieje. Kwintesencja fałszu. Komu przeszkadza, że na wystawie żydowskiego sklepu („W niedziele mamy otwarte”) jest rytualny swiecznik a na wystawie katolickiego szopka? Mnie to nie przeszkadza!
PS Zresztą choinka już mniej pełni funkcji religijnych. Prawie wyłącznie tradycyjno – handlowe…
Pepegorze – Knipp którym Antek Cię zaskoczył to częściowo moja wina, bo to ja knippowałem, a Antek, wbrew zdrowemu rozsądkowi, knipp powąchał i teraz jesteśmy świadkami knippowej epidemii 🙂
Pyro – Być może weterynarz miał na myśli CCV – Coronavirus, bardzo uparte stworzenie. Wystarczy, że pies trawę powącha, nawet rok po zagnieżdżeniu się w niej wirusa, a cierpienie gotowe. Wirus Parvo atakuje podobnie, ale po co ja się znów mądrzę – pies jest przecież pod dobrą opieką 🙂
Pyro – Nie zawsze to co myślimy jest zgodne z prawdą, a to co jest może zdewastować takiego świerszczyka jak ja. Nie w przenośni, ale dosłownie. Naprawdę 🙂
Z ręką na sercu wyznaję, że nie wiem jak Cichal zwraca się do protestantów 🙂
Nisiu – Ty zbyt często z dziecinną łatwością w sedno sprawy trafiasz, Wstydź się, ale zanim to uczynisz, podaj mi siedem numerów (1-49) proszę 🙂
Pepegor nawet nie wie, że Wellwurst może być bez krwi lub z jej dodatkiem, bo inaczej nie byłoby kłótni o to czy ciemna jest lepsza, czy jasna, a mimo tego wybaczam Mu za każdym razem. Poza tym ma pogrzebacz. W tym właśnie hund jest begraben – prawda i tylko prawda 🙂
Mnie się podoba tutejsza wielokulturowość. Moja przyjaciółka Helenka zawsze w grudniu organizuje Christmas party (tak to nazywa), na które sprasza spore grono przyjaciół – Żydów, muzułmanów, katolików, hindusów i niewierzących też. Zawsze dobrze się bawimy, ja smażę placki ziemniaczane w wykwintnym wydaniu, podawane z sosem krewetkowym (majonez, smietana kwaśna, małe gotowane krewetki i dużo czosnku). Przynoszę też rolmopsy własnoręcznie robione, z roku na rok większy słój, bo polubili i przyzwyczaiłam ich do domowych, a nie kupnych 🙄
Każdy coś przynosi, sałaty, sałatki i jakieś inne dania, które można na zimno, bądź tylko szybko podgrzać. Helenka robi gefilte fish na przykład. Wszyscy sobie składamy życzenia świąteczne, bez względu na wiarę czy niewiarę.
No, jest to taki miesiąc, „festive season”, jak tutejsi mówią, i fajnie jest się spotkać co roku w takim gronie, powspominać dawne czasy i tych, którzy już nie przyjdą.
W tym roku planujemy to za 2 tygodnie w niedzielę.
Za tydzień doroczne spotkanie geologów, tym razem zamiast u Bonnie i Rogera, wybieramy się do knajpy na sobotni „brunch”, czyli coś pośredniego między śniadaniem a lunchem.
Święta natomiast spędza się już tylko w gronie rodzinnym. Nasza chińska rodzina spędza święta bardzo hucznie, chociaż katolikami nie są, więc brak jest elementów religijnych, ale prezenty są!
Ja jestem agnostyczką, więc dla mnie święta to tradycja, ale bardzo ważna tradycja.
A jutro Barbary – mojej siostry urodziny i imieniny, chętnie wyprawiłabym się pod Kraków, ale nie ma jak…w tym roku i tak mnie nosiło kilka razy po świecie 🙄
Alicjo – dziękuję za podpowiedź. Regularnie korespondujemy z moją odnalezioną kuzynką. A już się cieszę na zapowiedzianą na lato ich wizytę w Polsce. Chce przyjechać z mamą i zobaczyć kraj przodków 🙂
Placku – 😆
Do wielokulturowości, o której piszecie pasuje i moja anegdota.
Jest u nas nad morzem (no, prawie…) miasteczko Trzebiatów, w którym zostało trochę Niemców, przyjechali „repatrianci” ze wschodu, więc katolicy i prawosławni, a także grekokatolicy. Przez kilkadziesiąt lat społeczności żyły osobno i bogobojnie żarły się między sobą. Kilka, czy może raczej kilkanaście lat temu niejaka Renata Korek, szefowa tamecznego domu kultury, postanowiła wszystkich pogodzić. Łaziła po domach, namawiała, aż zrobiła w stosownym okresie „wieczór czterech kolęd”. Kresowe babcie nagotowały i napiekły pierożków, mniej kresowe napiekły makowców, bywsze Niemkinie zrobiły jakiś strudel – towarzystwo się spotkało, zjadło, wypiło, pogadało i zaśpiewało. Adekwatni duchowni przybyli i zaszczycili (jakiś czas nie bywał na wieczorynce katolicki ksiądz, ale podobno się zreformował i już bywa) oraz wygłosili. Każdy swoje. Kiedyś robiłam filmowo takie spotkanie – przyjechał wtedy cerkiewny zespół kameralny z Wrocławia i pięknie zaśpiewał. Ale na końcu wszyscy śpiewali zgodnie i polskie kolędy, i takie cerkiewniejsze, i z niemieckim rodowodem. I było pięknie, a nikt się do niczego nie przymuszał. Pomijam, że w drodze powrotnej ścigaliśmy się samochodami ze szczecińskim pastorem, bardzo dorzecznym i sympatycznym panem.
Ta pani Korek Renata jest bardzo wspaniałą osobą, ktoś jej powinien przyznać order Wielkiego Katalizatora, bo już wielu ludzi zagoniła do wspólnych przedsięwzięć, a oni bez mała tego nie zauważyli.
Alicjo, jak zwykle prezentujesz postawę zdroworozsądkową! Nie wiem już kto to powiedzial :”nie wiesz jak sie zachować, zachowuj sie przyzwoicie”. I to dedykuję tym co mają wątpliwości. Poprawność zostawmy politykom i urzędnikom magistrackim.
Placku. Znam jednego protestanta, wspaniałego człowieka. Do Niego mówię: „cześć, czego się napijesz?”
Psiutkowi ciut lepiej – był z Młodszą na spacerze i jak zwykle, ciągnął, jak średni zetorek; próbował się potem chwilkę pobawić, zmęczył się i znowu śpi ale już nie jęczy.
Nisiu – ja chyba nie o takiej „prawdzie”, że ktoś jest gruby i brzydki mówiłam. Cały czas mi chodzi o większą dosłowność w polityce, o to, że nie wiem co w rzeczywistości kryje się za okrągłymi zdaniami pana A czy pani Y. I w jak paskudnych okolicznościach ta podszewka wylezie.
Pepegor – tak; o to chodzi. Polityka dotyka nas wszystkich, jesteśmy jej paliwem, a ONI robią (albo usiłują robić) z nas idiotów. Pan poseł mógłby spokojnie liczyć na mój głos. Traktuje swoją rolę serio i wyborców też.
Chłop wrócił z zakupów (lubi, potrafi i robi to sprawnie). Zakupy spożywczo – winno – piwne. Spojrzałam na siaty z zakupami wyłożone w kuchni na stół i zapytałam, czy jest pewien, że zaprosił na „drobna przegryzkę i wino” tylko dwie osoby, a nie, dajmy na to, oddział wygłodniałych żołnierzy.
Będzie włoskie d’Abruzzo, argentyński cabernet, chilijski shiraz – goście preferują czerwone. Z polskich akcentów dysponujemy także Żywcem i Lechem, a także wódką „Dębową”, jeśli znajdą się chętni.
Goście co prawda zaznaczyli, żeby sobie nie robić subiekcji z jedzeniem, bo nie przychodzą na wyżerkę, no ale jakże to tak 🙄
Robię więc wegetariańską zapiekankę (goście wegetarianie) oraz jakieś stosy kanapeczek bezwędlinowych, serami różnymi urozmaiconych.
A niech żałują, bo mam dobrą polską kiełbasę wiejską, szynki kawałek tamże zakupionej, smalec ze skwarkami i boczuś…no ale jak tacy wegetarianie, to niech mają za swoje. Ja bym się tam nie katowała, jestem wszystkożerna, a jak już ślimaki i ostrygi łykałam, to ho-ho! Tylko w żabich udkach jestem do tyłu, chociaż podobno nieźle je przyrządzam (na niuch, bo nie spróbowałam).
Ciąg dalszy wspomnień z wielokulturowej Bukowiny.
Bukowina to region słynący nie tylko z malowanych monastyrów (o nich innym razem) ale również z polskich wiosek. O jedną tych wiosek postanowiliśmy „zahaczyć”. Padło na Kaczykę.
Początki Kaczyki sięgają końca XVII wieku, jednak dopiero w 1782 roku cesarz Józef II wydał rozkaz poszukiwania soli kamiennej na Bukowinie. Przy słonych źródłach powstały wówczas małe warzelnie soli w kilku miejscach – między innymi w dolinie zwanej Kaczyka. W 1791 roku ruszyła kopalnia soli. Z początku stanowiska kierownicze zostały powierzone Austriakom lub Niemcom. Jednak już w 1785 roku władze austriackie skierowały do pracy przy warzeniu soli kilka rodzin ruskich, a w 1792 roku sprowadzono do pracy w kopalni 20 rodzin górniczych z Bochni, nadając im wolne od czynszu grunty pod osadnictwo. W kopalni już nie wydobywa się soli ale potomkowie górników wciąż tu mieszkają. Tyle za encyklopedią.
Wizytę rozpoczęliśmy od Polskiego Domu, gdzie (jak wyczytaliśmy w internecie i potwierdziliśmy w Suczawie) można było przenocować. Jak tylko zaparkowaliśmy przed bramą, jakaś Rumunka kazała nam poczekać i pobiegła po polską sąsiadkę. Sąsiadka wyjęła klucz spod jednej z doniczek z kwiatkami, otworzyła drzwi i kazała nam wszystko sobie obejrzeć, potem się rozgościć i poczekać na p. Krystynę Cehaniuc – Prezesa Stowarzyszenia Polaków w Kaczyce. No to się rozejrzeliśmy. Standardy noclegowo-łazienkowe są, powiedzmy, dość ascetyczne i nie zachwycą bardziej wymagających turystów, za to stryszek koniecznie trzeba zobaczyć. Zniesione są tam chyba wszystkie starocie z całej okolicy i złożone zusammen do kupy tworzą nietypowe acz urokliwe muzeum. P. Krystyna nie nadchodziła, więc przed „rozgoszczeniem się” postanowiliśmy rozejrzeć się jeszcze po okolicy i coś zjeść. W pobliskim hotelu padła chłodnia i restauracja była nieczynna, za to ceny pokoi były bardzo zachęcające. Gdy do tego dodać dostęp do sauny i jacuzzi ze zdrowotną solanką, prosto z kopalni, dla hotelowych gości w cenie… to pękłam. Mój patriotyzm przegrał z dyskopatią i wciąż rąbiącym kręgosłupem 😳 .
Nadal byliśmy głodni. We wsi jest co prawda jeden budynek z nazwą „restaurantul” ale wbrew tej wiele obiecującej nazwie można tam tylko wypić (głównie procenty) a jeść niestety nie dają 🙁 . Za to bywalcy wysłali nas do sąsiedniej wsi Pârteştii de Sus, gdzie przy krzyżówce znajduje się knajpa „w piwnicy”. I to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Olbrzymi półmisek mięs wszelakich w pełni zaspokoił nasze apetyty 🙂 . Najedzeni, popędziliśmy do jacuzzi. Odnowieni biologicznie wpadliśmy Morfeuszowi w objęcia.
Rano o dziewiątej stawiliśmy przed kopalnią. Mając w pamięci Wieliczkę, spodziewaliśmy się, no może nie tłumów, ale konkretnej grupy turystów i jakiegoś przewodnika. A tu niespodzianka: o tej porze byliśmy jedynymi zwiedzającymi, przewodnika nie było. Nadzór górniczy ograniczył się do sprzedaży biletów, otwarcia drzwi i zapalenia światła. Na dole ile kto chce, ile kto może, ile kto… wytrzyma. Wszystkie drewniane elementy (stemple, obudowy ścian) były konserwowane jakąś ropopochodną, paskudnie śmierdzącą substancją. Po wyjściu, miejscowi nas zaczepiali i pytali jak nam się podobało w kopalni 😉 Zresztą, sami tam często chodzą pograć w piłkę – na samym dole jest całkiem ładne boisko.
Kopalnia w porównaniu z Wieliczką jest więcej niż skromna, ale należy docenić wysiłek mieszkańców którym chciało się z ruiny stworzyć muzeum. W. bardzo szybko zaczął sobie wyrzucać że zostawił statyw w hotelu a ja, że nie mam umiejętności blogowego kolegi Marka K. Te zdjęcia można było zrobić lepiej.
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/KaczykaCacica
A Protestant nie protestuje!
w podpoznańskim Swarzędzu (meble, skansen pszczelarski, sypialnia miasta) jest jezioro przepływowe – jedno z sześciu przez które przepływa rzeka Cybina. Jakiś czas było tak brudne, że cuchnęło na odległość. Oczyścili, napowietrzyli, odcięli tajne zrzuty ścieków, zarybili. Nad stanem ryb czuwa PZW i naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego. Doszło to zacne grono do wniosku, że została zachwiana równowaga rybia w jeziorze: za dużo jest „białej ryby” brakuje drapieżników. Zapowiedziano, że odłowią i darmo będą dawać ludziom w sobotę. Ustawiła się ogromna kolejka i panowie wydawali po 2-3 kg na osobę płocie, karasie i leszcze. Załapało się 32o osób – dla reszty nie starczyło. Zaciąg był wczesnym rankiem i ryby były jeszcze żywe. Do jeziora wpuszczono 300 kg małych szczupaków, żeby tyły na karasiach.
Ooooo… przeleciałam szybko przez te zdjęcia (już powinnam być w kuchni!), wieczorem pooglądam powoli. Strych rzeczywiście fajowy, zwłaszcza wpadł mi w oko zielony kuferek 🙂
Nigdy nie byłam w Wieliczce, a moje dziecko aż dwa razy, takie zachwycone, więc nie mam porównania.
Nie sumituj się co do jakości zdjęć, no wiesz co?! Dla mnie – bomba, i dzięki za kolejną wycieczkę po szlakach, gdzie mnie nie nosi i nie wiem, czy kiedykolwiek…
Tyle ciekawych miejsc i tak mało czasu 🙁
Nowy – Zachęcony przez Pyrę powiem Ci prawdę. Wyjaśnij, bo nie rozumiem 🙂
Zauważyłem, że niezależnie od stołu przy którym zasiadam, to zawsze ja jestem tym niedoskonałym, co jest zgodne z prawdą. Prawdą jest także to, że często wygłaszam kompletne bzdury, nadymam się, zacietrzewiam, wymachuję rękami, ale nigdy, przenigdy nie ignoruję życzliwego głosu i słów – „Placku, czy mógłbyś opowiedzieć nam jak nas wszystkisz znosisz, bo taki z ciebie cud, bo zupa stygnie?”
Dochodzenie do krystalicznie czystych źródeł prawdy bardzo mnie interesuje, a erystykę zostawiam innym 🙂
Ciekawy ten stryszek i okolica piękna. Mój pradziadek podobno (tak wynika z rodzinnych opowieści) przez krótki czas, jako młody chłopak (17-18 lat) pracował w jakiejś kopalni w Rumunii. Myślę, że mogła to być Bukowina. Ale praca była ciężka, więc wrócił do domu i pierwszy raz wyjechał za ocean.
http://www.youtube.com/watch?v=HTT9r7k_ACQ
czytasz w moich myslach cichalu klepiac o roli choinek
a jest to, jak wielu o tym wie, najzwyklejsze zielsko. sa tacy co wsadzaja takie male gowienko do matki natury i ciesza sie wraz z krasnoludkami jak pieknie to wygladaja kolorowe krasnoludki w ich towarzystwie. 😆 , 😆 , ha ha
ale to malenstwo z czasem przeradza sie w potwora. przyslania widoki, zaslania blekit nieba, rzuca cien, daje chlod, niszczy swoja kwasowoscia ziemie. jej igliwie zatyka otwory wentylacyjne w samochodzie. calosc smierdzi i przypomina zimna cmentarna atmosfere. i to bez roznicy czy zima, czy to lato, wiosna, jesien w kalendarzu stoi
a sa drzewa porzadne, i te robia ( doslownie ) cos takiego tylko jesienia. to sa przyjemne dla ludzkiego otoczenia drzewa. to sa madre drzewa, daja przynajmniej mi, szczegolnie w tych ciemnych miesiacach mozliwie duzo swiatla
czy ja musze jeszcze dlugo przekonywac, ze jestem wielkim nieprzyjacielem choinek?
kto moze niech choinki rznie !!!
i jeszcze jedno. zadna, ale to zadna rosnaca choinka nie jest w stanie dorownac tutejszej. temu chaotycznemu ukladaniu tekstu na tej stronie. czy ma to byc ten najnowszy design?
jak dlugo mamy przyzwyczajac sie do czegos, do czego zdrowo patrzacy czlowiek nie jest w stanie sie przyzwyczaic?
Stryszek, kopalnia, łagodne wzgórza – tyle miejsc ciekawych, ładnych, niby niedaleko, a jakby za morzami, za górami…
Placku: przy moim stole masz miejsce obszerne – możesz machać łapskami. Nowy odpowiadał Cichalowi na zasadzie z”ja wim, a pan rozumisz”.
Był przed chwilą komunikat – rozdano w godzinę 4 tony ryb. Za rok zrobią powtórkę. Szczupaków rozdawać nie będą; złowione wrócą do jeziora.
a czy ty jestes Plazek do zniesienia? przez ilu? i czym przypadkiem podczas takiej akcji zylka pierdzaca nie peknie? alles fit im schritt?
dosyc pytan na dzien dzisiejszy
Ogonku – Mnie już dawno przekonałeś, że jesteś wielkim nieprzyjacielem wszystkiego, bo czy to iglaste czy liściaste nie czyni Ci żadnej różnicy, jesteś bardzo tolerancyjny i rżniesz wszystko. Intryguje mnie tylko dlaczego tak rżniesz. Dlaczego Ogonku, pórkła? 🙂
Pyro – Żartowałem, to że nawet protestant bałby się Cichalowi odmówić jest oczywiste, ale jeden protestant może delektować się nalewką, a drugi prosto do piekła za to pójdzie. Naprawdę 🙂
Martwię się o starego Nowego. Nowy Nowy wykazuje typowe oznaki stresu. Wielokrotnie prosił nas o pomoc, a my nic, a nic. Dziecko mu wszystko zabiera, stąd napaść na „Politykę”, z telefonem w ręku. iPhone to współczesna kłonica. Nie pogniewaj się Nowy, tak sobie tylko spekuluję, a Pyrze marzyła się głośniejsza prawda 🙂
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Kaszana?authkey=Gv1sRgCMvGrf2ikMCmbw#slideshow/5682004510367809074
No to życzcie smacznego. Kaszana jeszcze na patelni. Czeka też razowy i malosolne.
Widziałam kiedyś Wieliczkę oświetloną naszym reporterskim halogenem (oczywiście, robiliśmy tam jakieś kino). W kopalni jest zawsze ciemnawo, mieliśmy specjalne zezwolenie na zapalenie tego światła. W efekcie nawet pani przewodniczka otwierała szeroko oczy i twierdziła, że sama nie wiedziała, jaka ta Wieliczka jest cudowna.
Ano jest ci ona taka.
Cichal – ja już po kolacji czyli ze spokojem patrzę na Twoją kaszankę; trochę chleba bym podprowadziła z Twojego stołu
Placku – znałam muzułmanina (z Kaukazu) który wódę ciągnął, jak smok. Na moje zdziwienie odpowiadał, że Prorok zakazał wina i jest na to w Koranie niejeden dowód. O „żytniej” ani jednego wersetu, ani słowa tam nie ma.
Pyra znała pobożnisia z Kaukazu,
co wódeczką dodawał sobie gazu.
Prosta tego przyczyna:
Prorok zabronił wina,
o wódeczce nie wspomniał ani razu.
Alicjo,
Mam gdzieś na dysku zdjęcia z Wieliczki. Jak skończę z wakacjami to dorzucę na Picasę. Tam jest naprawdę pięknie, tylko są dzikie tłumy turystów.
Stąd nauka dla Nisi w Szczecinie.
by radości poszukała w winie.
Dla innego wyznania,
inna Księga poznania –
Nie ma grzechu w winnej butelczynie.
Oj, tak bym tego nie widział.
Niedawno jeszcze sporzywałem wielce orygionalną kolacj.ę, co ją zrobił autentyczny Kurd.
Kurd z tamtych stron, gdzie było ostatnie trzęsienie ziemi, na granicy do Iranu, ale nie o to chodzI: Chodzi o to że mi wyznał, że ojciec jegon zapił się na śmierć, na śmierć zwykłym bimbrem. I nie jakąś złą dostawą może, tylko tym, co sobie przez lata upędził. Nie wiedziałem, że oni, muzułmanie, koniec końców, tak tam chleją
ogłaszam, że wszelkie byki to liryka
Plackowi natomiast, lirykowi dyżurnemu tu powiem, że wznosi się ku naszemu wspólnemu uradowaniu (myślę, że podzielacie) na szczyty. Brawo Placku! Przykro mi niezmiernie, że przeoczyłem Twój kinpp przed Antkiem. Ogłoszę Cię więc. „Lirykiem skaczącym po górach”, bo i Ty przyznasz, nie zawsze jesteś tej samej formy.
Nadal czekam na niezrównanego dadaistę.
Pepegor po raz kolejny mnie zadziwia.
Pepegor. Nie ryzykuj, bo Placek uskrzydlony taką recenzją przeskoczy jakąś górkę i założy własny blog dadaistów lirycznych. I kto będzie patronował moim wypiekom? Dzięki Niemu już mi nie opada…
A co Ci, Cichalu, Nemo poleciła?
Pyro ???
no, że Ci nie opada… Sam przecież piszesz. Ja idę spać. Pa, pa!
Zaś Alicja w niejakim Kingstonie
chętnie w wina odmętach tonie.
Na trawienie dobrze robi
lica czerwienią zdobi,
nie jesteśmy przy nim smutni, o nie!
Pyro, nie skumałem. Masz rację. Poleciła mi wsadzić sobie ziarenka białej dyni do… doniczki. Wsadziłem. Pracuje!
Goście niedawno wyszli, bardzo sympatyczna para, jego prabacia była Polką, a tak w ogóle to mieszanka irlandzko-jakaś tam. Z języka polskiego zna ze trzy zdania, najbardziej pamięta „idź do łóżka i śpij!”, jak już mama (urodzona w Stanach) była cała w nerwach, że dzieciak łazi, przeszkadza, a godzina spania przekroczyła stosowną porę dużo za dużo.
Jutro nas czekają wielkie obchody, bo to Barbary imieniny, górnicy, geolodzy…
Po waszej stronie Wielkiej Kałuży już jest niedziela, więc wszystkim Barbarom, a naszej przede wszystkim, życzę WSZYSTKIEGO DOBREGO.
Górnikom i geologom także samo zarówno 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=f91EaqWRrJQ&feature=related
A tu tak lyrycznie lekutko…
http://www.youtube.com/watch?v=9MaV1jaN6P8
Jejku, ta kapcia mnie kiedyś wykończy nerrrrwowo, ale teraz odpuszczam, idę legnąć, poczytać i ewentualnie zasnąć.
Barbara,i jej swieto,
coz,niech swietuje,
niech sie cieszy.
Wszyskiego Najlepszego.
Ja,zycze,w tym dniu,
tego co dac nie mozna,
uczucia do drugiej osoby,
niech rozkwita.
Gdyby uczucie,
przelozyc na przepis,
na gotowanie,
pewnie bedzie,
pysznie i zmyslowo.
Wszystkim Barbarom – naszej ursynowskiej, Pani Basi Adamczewskiej, a capeli i wszystkim, które tu zaglądają – najlepsze życzenia imeninowe i STO LAT. Popieram to kieliszkiem mojego ulubionego, argentyńskiego Malbec – niech się Wam wiedzie jak najlepiej!!!
Placku,
Pyra zachęcona przez Ciebie już Ci wszystko wyjaśniła, Pyra jest kochana.
A tak w ogóle to przepraszam za nagłe znikanie z Blogu, ale ja jak zwykle wszystko w biegu. Mój nowy telefon – kłonica wciąż służy głównie do podczytywania, pisać z niego bardzo trudno, a do walki kompletnie się nie nadaje. Jaki żołnierz taka broń.
A w ogóle to jak mógłbym się na Ciebie pogniewać – zdarza mi się to bardzo, bardzo rzadko, zawsze przejściowo, nigdy na serio.
Jesteś wciąż zaproszony na wino, poczęstowałbym Cię też papierosem, ale nie palę od maja 1999 roku. 😉
Już muszę iść spać, bo nie kojarzę dobrze.
Dobranoc 🙂
To dla dzisiejszych Solenizantek
https://picasaweb.google.com/takrzy/Roza202#slideshow/5682135637250459346
Dobranoc 🙂
Naszej, blogowej Barbarze, naszej śpiewającej i łażącej po wyżkach A cappelli i naszej Basi , Gospodyni przy Gospodarzu – najlepsze życzenia pomyślności wszelakiej, zdrowia i dobrego humoru. Toasty wypijemy o właściwej porze.
Geologom i górnikom też szczęścia (w tych zawodach b.potrzebne) – toasty jak wyżej. Z tego co wiem pełne święto ma Jerzor i Geolodzy rodzinni Nemo, a połowę święta Pepegor (b.górnik) i Młodsza (pół geologa – geomorfolog)
Wszstkiego Najlepszego!!! Basie, Barbary i Barbórki!!!
Blogowym Barbarom wszystkiego najlepszego. Dawno nie było tu a cappelli – imieninowe życzenia 🙂
Barbarze, amatorce dyni:
? 4:35? 4:35
http://www.terrafemina.com/…/1251-veloute-de-potiron-au-.
Może tym razem
? 4:35? 4:35
http://www.terrafemina.com/…/1251-veloute-de-potiron-au-...
Barbaro, nie udaje mi się wysłać tej video a jest sympatyczna. Pokazany jest m.in. sposób obierania imbiru, małą łyżeczką. Do zupy dodane jest mleczko kokosowe a serwowana jest z małymi krewetkami z curry.
Radkowi wyraźnie lepiej – buszował na spacerze po staremu, teraz śpi. Pan doktor powiedział, że to bardzo dobrze, że już po 2 godzinach od pierwszych objawów trafił pod fachową opiekę. Mamy tę przychodnię dla zwierzaków o 5 minut od domu. Nie jest tania ale ma doskonałą opinię, a główny wet. i właściciel jest jednym z najlepszych chirurgów psich serc w Polsce i uczy innych. Radzio trochę nam „zgrubł” ostatnimi czasy i musi zrzucić ponad pół kilograma. Ja nawet wiem dlaczego – ma za mało ruchu, stracił możliwość poganiania bez smyczy. Nie można go spuszczać, bo zaczął zaczepiać inne psy, a im ten obcy większy, tym jamnik bardziej bojowy. Ma starych przyjaciół wśród wielkich i tych nie zaczepia ale wszelkie husky, chau-chau i niektóre alzatczyki usiłuje uczyć pokory przed swoim mizernym dostojeństwem. Głupi głupek głupkowaty, bo musi chodzić na sznurku z tej to przyczyny.
Idę gotować obiad – dzisiaj zrazy wołowe bite z grzybami i surówka z porów z pomarańczą i marchewką.
„Barbara, ach co za czar, Barbara, ach jaki żar.
Wszędzie słychać tylko gwar, Barbara
Każdy chłopak do niej mruga, no bo gdzież jest taka druga.
Barbara dziewczyna ma, Barbara jedyna ma
To cudna będzie para złączone serca dwa
Barbara, Barbara i ja.”
Życzę Wszystkim Basiom zdrowia i wielu radosnych i szczęśliwych chwil
http://www.youtube.com/watch?v=J_qgU1cMDIY
Witam.
Basiom, Barbarom, Basieńkom, Barbórkom – blogowym i podczytującym – składam moc najlepszych życzeń.
Najpiękniejsze wiersze do Barbary, miłości swojego krótkiego życia, pisał mój ulubiony poeta, Krzysztof Kamil Baczyński. Nie były to wesołe dla nich czasy, więc wiersze nie są radosne, ale przytoczę jeden (albo i dwa…):
Śpiew do snu (wiersz dla Basi)
Ciało mojego ciała i światło mojej myśli,
chciałbym, by ci się ogień pełen szelestu przyśnił,
z którego żółte kwiaty wyplusną, brzózek szelest
jak sieć, abyś poczuła przy ich lekkości śmielej
swój lot jak płomyk drżący, bolesny a pragnący,
by popłynęło w tobie jak szumny strumień słońce.
Ciało mojego ciała i blasku moich pragnień,
niech ci się we śnie gałąź niebieskiej chmury nagnie
i niech ci da jak owoc jaskółkę w piersi małe,
której by w sercu trzepot nauczył, jak kochałem
i jak ja ciebie ciosam w tej bryle nieobrotnej,
w swojego ciała drewnie, w myśli swojej samotnej.
Ciało mojego ciała i trwogi mej nadziejo,
niech ci się we śnie wody przez oczy tocząc – chwieją
i niechże ci podadzą rybę jak dłoń, co klaszcze,
byś znała to milczenie, co mnie okrywa płaszczem,
i niechaj iskry ognia, co w łusce się zapalą,
mój blask dopełnią w tobie i smutek mój wyżalą.
Nie dałem ci jabłoni ziemskiej, co sytość niesie,
wyrosłem ja na chmurach jak dzika jabłoń w lesie.
Ale mam źródło w sercu srebrne jak żywy pieniądz,
unieś się we śnie, spojrzyj w lustro jego nad ziemią.
Nie szukaj mnie w słabości, źródła mego nie mijaj,
nie umiera w nim ciało, dusza wieczność w nim żyje.
——————————
O Barbaro, o Barbaro,
wśród swych panien wodzisz rej,
chodźże z nami, ze swą wiarą,
w boje do dalekich kniej.
Na śniadanie będziem jeść,
o Barbaro,
wody dzban i kulek sześć,
o Barbaro,
a na obiad wiatru łyk,
o Barbaro.
Lecz kupa kamieni
w szynkę się zamieni,
kiedy z nami będziesz ty.
O Barbaro, o Barbaro,
wkoło ciebie chłopców rój,
lecz ty pójdziesz z naszą wiarą,
w naszych sercach pójdziesz w bój.
Trzeba będzie mundur wdziać,
o Barbaro,
nocą w łóżku z gliny spać,
o Barbaro,
zamiast wanny – wody rów,
o Barbaro.
Lecz cóż dla nas znaczy
prysznic z kul, z kartaczy,
kiedy z nami będziesz znów.
O Barbaro, o Barbaro,
w ogień śmiało z nami idź
bo wesoło z naszą wiarą
nawet nosem w piachu ryć.
K.K.B.
yyc, może tu zaglądasz, wszystkiego najlepszego dla Twojej Basi 🙂
Moja siostra też Barbara, choć nazywana Wandą, z drugiego imienia. Mam też przyjaciółkę Basię, mieszkającą w Kanadzie. Życzeń a życzeń :-).
p.s. „do Basi” czy „dla”, wszystko jedno, ten pierwszy wiersz nieodmiennie od lat wzrusza mnie do łez. Znam go na pamięć.
Jeszcze raz wszystkiego dobrego Barbarom, do życzeń przyłącza sie geolog i ja, niedoszła geloożka, ale sympatyzująca bardzo 😉
Górnikom i geologom, jak wspomniała Pyra – też wszystkiego NAJ!
Wszystkim Basiom i Barbarom a także górnikom i geologom (niedoszłym również!) składam najserdeczniejsze życzenia 🙂 .
Mój świt blady 3 minuty temu (6:58)
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8411.JPG
Pani Barbarze i wszystkim blogowym Barbarom życzę niewyczerpanych kopalni pomysłów, nie tylko kulinarnych 🙂
Zapomnieliśmy, że św. Barbora była też patronką artylerzystów. Więc i chłopcom „rozrywkowym” z naszych rodzin i przyjaciół, też życzenia należne.
Pyro,
Jerzor po studiach w artyrelyi służył przez rok, za co porucznikiem był się został, no to ja juz nie wiem, ile okazji ma dzisiaj do obchodzenia 🙄
Dołączam się do życzeń górniczo-geologicznych, a przede wszystkim Barbórkowych – wszystkiego najlepszego najsmaczniejszego z okazji!
Naszym Basiom Kochanym
wszystkiego najlepszego!
Tu zaszła zmiana… musiałem się upewnić, czy trafiłem na właściwy blog 😉
Pawełku – zajrzałeś już po potężnej awanturze, która wygasła w wyniku naszego zrozumienia, że nasze zdanie sobie, a redakcja sobie. I to oni mają siłę na codzień. My – oczywiście – możemy zrobić rewolucję, ale nie chce się nam.
A ja Basie Wodeckim!
http://www.youtube.com/watch?v=cW2QYyQANt0
Pytanie do znawców koniaków i brandy – jak długo takie trunki mogą stać bez uszczerbku na ich jakości? Może Alinka wie coś na ten temat.
Przywiozłem z Polski dwie butelki – jedna to koniak Martell, druga Grand Empereur, każda mo co najmniej 45 – 50 lat, jeśli nie więcej.
Oczywiście najprościej byłoby otworzyć i sprawdzić, ale nie chcę tego robić – jeśli są jeszcze dobre, to wolałbym zostawić na jakąś naprawdę szczególną okazję.
Żegnam się z Towarzystwem do piątku lub soboty i jadę nawiedzać południowe rubieże!
Ahooooj!
***
Zmarł Adam Hanuszkiewicz
http://www.youtube.com/watch?v=qx4JR2SWXws
Nisiu,
Szerokiej drogi, pozdrów Lubelskie ode mnie.
Nisiu – powodzenia.
Adam H. – najpiękniejszy mężczyzna w czasie mojej młodości. Grał wtedy w Poznaniu z żoną (wtedy) Zofią Rysiówną. Ona była chyba lepsza od niego ale my, smarkate nie mogłyśmy darować, że nasz ukochany piękniś wybrał sobie taką szarą mysz. Głupie i zielone panny; O!
No, nim dzionek minie:
Basiom, Barbarom i Barórkom
Wszystkiego na naj, naj naj…
A ja dziękuję w imieniu górników!
Nisiu, życzę Ci ciekawych spotkań i jak najlepszej formy, żeby znieść ten swoisty maraton 🙂
Nowy, z tego co wiem, koniak można przechowywać bardzo długo w butelce szczelnie zamkniętej, z dala od światła. W przeciwieństwie do wina, długie przechowywanie nie polepsza jakości trunku, która jest juz definitywna. Napoczęty koniak należy pić w ciągu najbliższych kilku miesięcy albo przelać do mniejszej butelki. Zbliżają się Święta, pewnie znajdą się amatorzy 🙂
Alinko,
Dzięki,
Butelki są zamknięte firmowo, więc szczelnie i były przechowywane bez dostępu światła, a dodatkowo w firmowych kartonikach, jest więc nadzieja, że będą dobre.
Szkoda, że ich szlachetność z wiekiem się nie zwiększa 🙂
Zaraz wyjeżdżamy z dzieckiem na kolejną wycieczkę – gdzie nas oczy ponisą.
Pogoda wciąż dosyć ładna.
Do później. 🙂
Barbarom, Basiom i Basieńkom najserdeczniejsze życzenia imieninowe, dużo radości i uśmiechu na co dzień.
Ba ba ba ba.. ba ba rbara – A cappella, być może prosto z kaplicy w wielickiej kopalni soli, dla dzisiejszych Solenizantek. Wszystkiego najlepszego 🙂
wszystkim Basiom zdrowia, szczęścia i słodyczy Jola życzy ….
Barbara po wodzie to Święta po lodzie …
pewnie też z czasem się przyzwyczaję ale raczej dlatego, że lubię czytać komentarze ..
Lena kanadyjska zamilkła od czasu jak była chora .. Alicjo czy wiesz co u niej słychać? …
dziękuję za dobre słowo na moje dolegliwości .. wolno to idzie .. bardzo wolno ..
Pyro mam podobne wspomnienia o Hanuszkiewiczu .. miałam 19 lat i byłyśmy z koleżanką w teatrze Powszechnym na „Przedwiośniu” .. Hanuszkiwicz dobiegał 50 lat a my i tak kochałyśmy go miłością nastolatek i do dziś pamiętam naszą wizytę za kulisami .. jego głos był zniewalający …
Basie nasze Kochane ściskam bardzo serdecznie 🙂
Barbarę ursynowską ucałujemy osobiście już w środę podczas naszego kolejnego
mini zjazdu! Czy wszystkie Koleżanki Warszawianki czytały moją pocztę z propozycją miejsca spotkania ?
Ciekawa jestem bardzo,jakie menu nasz Gospodarz obmyślił na spotkania imieninowe? Wypada tylko cierpliwie czekać na sprawozdanie.
Gdyby jakaś Barbara chciała spędzić zabawny i jednocześnie pełen życiowych prawd,wieczór w teatrze to polecam „Polonię” i przedstawienie „Po co są matki?”
http://www.teatrpolonia.pl/spektakl-po-co-sa-matki
Oj,samo życie! Na przedstawieniu bawią się dobrze głównie matki i córki,rzecz jasna,ojcowie i synowie chyba mniej 🙁
Dzisiaj postanowiliśmy schronić się przed wiatrem w lasach około wyszkowskich.
Cisza i spokój,o tej porze roku praktycznie nikt w tych okolicach nie spaceruje.
To nie wrzesień,kiedy wszędzie pełno grzybiarzy.To prawda Nemo,nawet listopad ma swoje uroki 🙂
Pies się wybiegał,my pooddychaliśmy sosnowym powietrzem,a w domu czekała
zupa brokułowa i pieczeń wołowa.Zupełnie przyzwoity obiad po takiej wyprawie.Teraz wyjęłam z piekarnika niewielkie sakiewki z ciasta francuskiego napełnione kawałkami jabłek.To zamiast kolacji,przynajmniej dla mnie.
Jabłka,jak wszyscy wiedzą,jeść trzeba 😉
Latorośl dzisiaj cały dzień w pracy,chyba zarabia na prezenty pod choinkę 🙂
Mają w kawiarni kiermasz bożonarodzeniowy dla dzieci z piernikami,makowcami
i innymi atrakcjami.
Jolinku-witaj 🙂
Trzymaj się i kuruj dalej,oby skutecznie.
Oj,to prawda nieziemsko przystojny był ten Hanuszkiewicz…
Barbórkowo dla Barbary blogowej, Gospodarzowej
i a cappelli, co zawsze gdzieś gna 😀
Dobry wieczór Blogu!
Pomżyło wczoraj, dziś ani wody, ani lodu… Jakie będą święta? Hm…
Pamiętam, że czytałam kiedyś, że destylaty dojrzewają tylko w dębowych beczkach jakieś 20-25 lat. W szklanych naczyniach już nie. To samo tyczy miodów pitnych, tylko tam proces dojrzewania trwa krócej -3-4 lata. Potem może stać 50 i już nie zmieni się ani odrobinki. Pocieszające jest tylko, że miody nie umierają po kilku-kilkunastu latach, jak wina. A destylaty mogą stać do końca świata i jeden dzień dłużej – jeżeli nie miały dostępu powietrza i nie odparowały. Dwa lata temu wydobyto butelki z wraku rosyjskiego klipra z okresu wojen napoleońskich. Na aukcjach panowała euforia, a napitki były takie, jak i teraz, może tylko gorzej oczyszczone z fuzla.
Wie ktoś może co to za ustrojstwo.
Pojawiła się na schodach do piwnicy chmara półżywych albo już martwych brązowych żuczków. Ze to żuczki trzeba było już całkiem dokładnie zaglądać, bo cholery nie mają nawet półtora milimetra długości.
LP tam szaleje odkurza i psiuka czym się tylko da.
Znacie co to?
Dla mnie Hanuszkiewicz był facetem bez wieku, zawsze przystojny i charyzmatyczny. Sprawdziłam w wiki, 2 lata starszy od mojego dawno juz ś.p. Taty. I żadnej żony nie mogłam mu wybaczyć 👿
Jolinku,
zaraz sprawdzę i zapodam.
Wielcy odchodzą. Pomimo słońca za oknem dzień zrobił się smutny. Zmieńmy jednak nastrój! Adam Hanuszkiewicz miał znakomite poczucie humoru i nie pogniewał by się za opis zdarzenia sprzed laty.
Wiele lat temu, tuż przed Świętami Wielkiejnocy byłem w Zakopanym na nartach. Późnym popołudniem idąc Krupówkami, spotkałem Zofię Kucówna już wtedy wielką aktorkę. Znaliśmy się od czasów szkolnych tworząc z przyjaciółmi domową nadscenkę. Zosia cudownie recytowała, Ania (jak Ona się nazywała, skleroza) grała na fortepianie i śpiewała piosenki francuskie i własne. Był jeszcze nieżyjący już, późniejszy aktor filmowy i teatralny, Andrzej Gazdeczka, który prócz facecji wypiekał kruche gwiazdeczki z cukrem zwane oczywiście „gazdeczkami”. Ja wiązałem to wszystko jakimś tam słowem i wyobrażałem sobie, że to „reżyseruję”.
Ale wróćmy do naszych baranów. Poszliśmy na kawę i pogaduchy do modnej wówczas „Europejskiej”. Pękaliśmy ze śmiechu przy wspominlkach naszych chmurnych i durnych czasów młodości. W pewnym momencie, dla zmiany tematu, opowiedziałem Zosi aktualną anegdotę z tzw branży:
” Święty Piotr zatroskany mówi do Archanioła Gabriela – wiesz, Szef jest taki jakiś niewyraźny . A co się dzieje – pyta Gabriel. Obawiam się – mówi św. Piotr, że ma manię wielkości. Niemożliwe, a jak się to objawia? Wydaje mu się, że jest Adamem Hanuszkiewiczem!”
Zosia się uśmiechnęła i widzę, że patrzy gdzieś nad moją głową. Odwróciłem się i… za mną stał Adam Hanuszkiewicz!
Okazało się, że od dwuch tygodni są małżeństwem…Przedstawiła nas sobie i momentalnie opowiedziała Adamowi moją anegdotę. Ja się spociłem a On kwiknął śmiechem i powiedział – znam już tę brechtę, ale dobry żart jest tynfa wart i postawił po dużym winiaku (na rumie, pamiętacie?)
Był to duży format artysty i człowieka!
Cichalu – to był wiśniak na rumie (na pół litra wiśniaku – 50 ml rumu) na przełomie lat 50-tych i 60-tych strasznie szpanerski trunek.
Zdrowie Barbar!
Zdrowie Baś, Basienek in Barbar (ja – właśnie wiśniakiem)
Dla mnie Hanuszkiewicz, to Poeta w „Weselu” na deskach Teatru Powszechnego. Zofia Kucówna grała Pannę Młodą. Nigdy, żadna inscenizacja tej sztuki nie zrobiła na mnie takiego wrażenia i nie była tak głębokim przeżyciem. Hanuszkiewicz również to „Wesele” reżyserował. Było to ok. 1965 roku.
U nas halny zamiast mrozu przygnał +9C 😯
Ani po lodzie, ani po wodzie, Jerzor pojechał na rowerek. Ja podobno zgniję z tej bezczynności, bo nic się nie ruszam, a chociaż ćwiczyć (!!!) powinnam. No, oczywiście krasnoludki sprzątają dom, a Za Róg na mietle jeżdżę 🙄
Niesprawna kompletnie jestem, na co mam dowód:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3205.JPG
Kto tam się telepie na marsa, jak nie ja?! (zdjęcie autorstwa Nisi, więc mam dowód i świadka!)
Jolinku,
do skrzynki.
Zdrowie Barbar piję Żywcem 🙂
Barbary, Barburki wszystkiego najlepszego z okazji waszego święta !!!
Padam na kolana przed Barbórkami !!!
Cichal przypomniał Zofię Kucównę. A mnie z kolei natychmiast przypomniały się „Listy do mojej żony” wg Żuławskiego. Zawsze jak je potem czytałam to z Kucówną.
Cichalu,czyżby?jesteś kolegą szkolnym ? Wprawdzie niedawno kokieteryjnie pisałeś o 70++ ,ale nie wierzyłam.
Gostuś,
Cichal jest stary jak świat, co mogę zaświadczyć. Stary, ale jary, dowody foto poniżej. Obrazić na mnie się nie obrazi za przymiotnik „stary”, bo każdy w tym wieku życzyłby sobie witalności piędziesięciolatka (lub w porywach nawet mniej).
A tyle anegdot z jego pracy w branży, ile ja się nasłuchałam podczas naszego 2-tygodniowego rejsu Cichalową łajbą z Miami do Key West i z powrotem (2 tygodnie), to ho-ho!
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Marzec2010FloridaRejs
Witam. 🙂
Najserdeczniejsze życzenia; wszelkiego dobra przesyłam wszystkim blogowym i poza blogowym Barbórkom, hajerom i geologom. 😆 😆
Zostałam dzisiaj „porwana”, w porze obiadowej, przez koleżankę Barbórkę i tyle co wróciłam. Toasty były m.in. za wszystkie Barbary Świata, więc i blogowe. 😉
Alicjo,ja oglądałam na bieżąco Twoje zdjęcia z rejsu i stąd mój -zwykłego majtka/i- niekłamany podziw.
Pepegorze – Z małych niemieckich żuczków znam tylko te, ale żuczki z brązowymi pancerzykami? Nie brzmi to zbyt zachęcająco.
Temperatura 10 stopni Celsjusza, deszcz, ale w dawnych czasach było trudno o jelita. Nie jest źle.
Chciałam Wam dzisiaj przekazać radosną (dla mnie) nowinę, że moje płytki balkonowe już nie stoją w kącie i mój balkon doczekał wreszcie ładnego „ubranka”.
Wczoraj wszystko wskazywało na to, że dzisiaj fachman tylko zrobi cokoliki i fugi – miał przyjść dzisiaj rano i to zrobić – niestety zabalował Barbórkowo i nie stawił się. 👿 To po jaką nagłą obiecywał ? Ja od świtu na nogach wkurzona łaziłam z kąta w kąt i zupełnie niczego innego oprócz złości we łbie nie miałam.
Dzięki koleżance zmarnowałam tylko pół dnia a nie cały. 😉 😀
Zgago – zamówieni fachowcy tak mają (wężykiem, Jasio, wężykiem).
Pyro, myślałam, że te czasy już minęły. 😯 Zniesienia granic już doczekałam, ale wygląda na to, że rzetelnych fachowców już się nie doczekam. 🙁
Zgago – pamiętasz, jak Żaba czekała na kowala? Byłam prawie pewna, że kowal jest postacią mityczną – aż kiedyś wreszcie się zjawił.
Ja sobie właśnie przy okazji obejrzałam zdjęcia z florydzkiego rejsu, ależ to było fajne! Spotkaliśmy się wtedy pierwszy raz w realu z Cichalem, a Jerzy Tarasiewicz powiedział – jak się nie pozabijacie na tej łajbie…
Tym bardziej, że my neptyki żeglarskie kompletne byliśmy, ale Kapitan wziął był to pod uwagę.
I jeszcze jedno, co Jerzor wspomina (dla niego jedzenie jest ważne) – niewiele w tej jachtowej lodówce mieliśmy (malutka), ale przecież cuda wyczarowywaliśmy na posiłki.
Rzewnie mi się zrobiło 🙄
To jest inna para kaloszy, niż żaglowiec typu Dar Młodzieży, gdzie młodzież zasuwa, a ja taki turysta leżę sobie obojętnym bykiem na pokładzie. Ja akurat miałam szansę to porównać.
I tutaj konkluzja – gdyby nie blog kulinarny, pewnie bym nie poznała Cichala, nie żeglowała, nie poznałabym osobiście Nisi, nie miałabym przyjemności płynąć Darem, bo pewnie nie przyszłoby mi to do głowy.
Radwi, a teraz?
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8411.JPG
Gdyby nie blog, wcale byśmy się nie znali (nawet koleżanki z Ursynowa)o pasztetach zjazdowych nie mówiąc. Tymczasem mamy zaprzyjaźnione osoby od Bretanii poprzez Paryż, Szwajcarię, Hanower, Berlin, Wiedeń po wschodnie wybrzeże USA , Kanadę i kawałek Afryki – o kraju nie wspominając. Gotujemy razem, wznosimy toasty, pomagamy kiedy trzeba, śmiejemy się wspólnie, polecamy sobie książki i filmy, piosenki i koncerty. Komu został jeszcze choćby łyczek w szklance niech wypije za nasz blog.
Oczywiście!
Jerzor właśnie wrócił z z rowerowego rejsiku,
pijemy za blog!
Za chwilę obiad.
Kochani, serdecznie dziekuję za życzenia, wierszyki, piosenki, a moim Imienniczkom i wszystkim dziś świętującym, z panią Basią Adamczewską na czele -wszystkiego najsmakowitszego życzę 😀
Z przyjemnością wznoszę toast za nasz Blog, który potęgą jest i basta!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/DomHistoryczny?authkey=Gv1sRgCKDyiKT6qaex1QE#slideshow/5682382207872612338
Poszliśmy lansować dzieło Alicji (płaszcz na Ewie) Po drodze wstąpiliśmy do historycznego domu (noo, 200 lat to tutaj millenium) gdzie były „otwarte” godziny. Taki doroczny, wioskowy zwyczaj. Jak zawsze przepyszne kalorie i stylowa muzyka. Teraz nalewam po kusztyczku Żołądkowej Gorzkiej (jeszcze z fundy Nowego) na cześć blogu, zgodnie z wytyczną mojej drogiej kuzynki, Pyry! (co dwusetny człowiek itd) Na zdrowie. Wszystkie kraje Blogowe – łączcie się! Nawet Szwajcaria!
No, to nic dziwnego, że lewa łapka całkiem siadła. Ja tam Alicji ani w kieszeń ani pod kołdrę nie zaglądam ale doliczyłam się w ostatnim roku co najmniej 3 płaszczy (moźe nawet czterech). To się nazywa szarża i pan doktor powinien na kolano i w 4 litery naszą artystkę.
Dzień dobry. Miłego dnia.
Dzień bardzo dobry! (choć szary i niewyspany* ;)) 😀 —
— Pani Generał, Pani Kapitani, Alino, Placku, Wszyscy dobre energie ślący — wielkie dzięki Państwu!!!
😀 😀 😀
____
*3 godzinki snu…
Dla Pani Barbary Adamczewskiej, Barbary Blogowej i nieśmiało podczytujących Smakoszy Baś – najserdeczniejsze pozdrowienia imieninowo-mikołajowo-przedświąteczne!
😀 😀 😀