I kwaśno, i słodko
Lubię zestawienie smaków: kwaśnego ze słodkim. Okazuje się, że taki sam gust mieli i nasi przodkowie kilkaset lat temu. Przeczytałem na ten temat ciekawy szkic historyka PAN Krzysztofa Kowalewskiego, który stwierdza m.in.:
„W późnośredniowiecznych recepturach kulinarnych przeważały dwa smaki: kwaśny i słodki. Powtarzający się sposób przygotowywania składników. zwłaszcza mięsnych, to macerowanie w winie, occie lub „zielonym soku” (rodzaj octu winnego z niedojrzałych winogron, popularnego we Francji i zwanego vertjus) oraz w miodzie lub cukrze, co w połączeniu dawało wyraźny słodko-kwaśny posmak. Zarysowywała się też pewna różnica między dwiema przodującymi kuchniami, francuską i włoską. Ta pierwsza była bardziej kwaśna (i mniej tłusta), druga – zdecydowanie słodsza (podobnie katalońska i angielska).
We wspomnianej już książce Le Viandier ponad 60 proc. przepisów zawiera co najmniej jeden kwaśny składnik. Z kolei niejaki Chiquart, gastronom z XV wieku, w ponad połowie swoich przepisów umieścił cukier. Był szefem kuchni na dworze władcy sabaudzkiego Amadeusza VIII późniejszego antypapieża Feliksa V, który nakłonił go do spopularyzowania swej sztuki kulinarnej. Napisane przez Chiquarta w 1420 roku dzieło Du fait de cuisine (O gotowaniu) to bodaj pierwsza książka kucharska z prawdziwego zdarzenia, z dokładnym opisem ingrediencji oraz wskazówkami, jak przyrządzać potrawy.
Skąd ta skłonność do kwaśnego? Zbawiciel został napojony na krzyżu octem i dlatego zaprawiane octem potrawy wydawały się najwłaściwsze dla chrześcijańskiego podniebienia. Podobnie argumentowali paryżanie, tłumaczą swą skłonność do wytrawnych (kwaśnych?) win. Istnieje jeszcze jedna, bardziej prozaiczna przyczyna – konieczność konserwowania produktów spożywczych, zwłaszcza mięsa. Skutecznym sposobem, poza soleniem, było kiszenie niektórych warzyw oraz przechowywanie mięsa w octowych zalewach. (…)
Jako konserwantów używano również miodu i cukru. Ta praktyka mogła po prostu przyzwyczaić I średniowiecznych konsumentów do słodko-kwaśnych potraw. Nowożytni znali te same sposoby konserwowania produktów spożywczych, ale gustowali już w innych kompozycjach smakowych.
(…)
Jeśli idzie o walory zdrowotne kuchni średniowiecznej, to najczęściej były one osiągane mimochodem. Mięso ryb i drobiu jest wartościowsze od wieprzowiny przecież nie dlatego, że jest sangwiniczne czy choleryczne. Wszechobecność kaszy nie była świadomym wyborem, lecz koniecznością, a w luksusowych posiłkach reliktem. Jednym z największych uchybień w świetle współczesnej dietetyki było rozgotowywanie jarzyn i owoców, i tak za rzadko spożywanych. Również lukrowanie owoców nie wydaje się z dzisiejszej perspektywy zbyt szczęśliwym zabiegiem. Oddajmy jednak sprawiedliwość średniowieczu: znacznie większe szaleństwo cukru zapanuje wśród smakoszy późniejszych epok.”
To prawda, wystarczy poczytać blogowe wpisy na ten temat.
Komentarze
Dzień dobry.
Słonecznie i rześko. Zgaga poszła wysiusiać psa i po bułki, Młodsza dzisiaj odprawia się służbowo, nie jest źle.
Trochę nam tego gustu słodko-kwaśnego pozostało. Te wszystkie kaczki „lakierowane”, udźce cielęce „pod kołderką”, śledzie w słodkawych zalewach octowych, owoce w occie, ogórki konserwowe, warszawskimi zwane, to trwały ślad tamtych, cukrowych Luksusów. I dzisiaj soląc mięso do wędzenia dodaje się minimalną ilość cukru, który powoduje, że mięcho jest bardziej kruche, a inne przyprawy łatwiej przenikają w głąb tkanek.
Zgaga wróciła, idę zrobić sobie śniadanie.
Zara zara…ja dla naprzykładu nie cierpię ogórków słodkokwaśnych. FUJ!
Oraz niczego w stylu słodkim. Ostra jestem natomiast.
Obiegowa opinia krąży, że ostrość zabija smak. Ja sobie papryczki jalapeno (marynowane – pyszne!) zajadam na boku, a potraw przyrządzanych dla gości nie traktuję za bardzo, niech sobie każdy dopieprzy i dosoli 😉
Ojej, jaki piękny dzień!
Idę nad jezioro.
Idzie na to,że Kanada na Pomorzu ma się świetnie,
a Śląsk w Pyrlandii kwitnie i zajada z rana świeże bułeczki 😀
Kwaśnie i słodkie,albo słono-słodkie,bardzo proszę !
Ostatnie odkrycie- buraczki w sosie figowym,toż to sama rozkosz była !
A taka czerwona kapusta lub cykoria z rodzynkami,też mogę i to chętnie.
Że nie wspomnę kurczaka z ananasem albo kaczki w pomarańczach.
A poranna kanapka z lekko kwaśnym twarogiem i miodem,
wiadomo miodzio 😉
Miodzio-ściskam !
Witam super słonecznie. 😀 Mam nadzieję, że do niedzieli „Klarcia” tak będzie świecić. 😆
Radzio jest wspaniały – „myje” mnie ozorkiem (oszczędność wody 😉 ), dba, żebym utrzymała kondycję a nawet ją poprawiam (biegam już całkiem, całkiem 😉 )
Jednym słowem ; życie jest piękne. 😆 😆
Znowu zapomniałam napomknąć, że to ja (Zgaga) mam takie piękne życie. 😀
Takie dziejowe wspominki to zacna lektura.
Do wdrażania w życie aczkolwiek niekonieczna lecz poczytać, odkrywać co przodkowie jadali: i pożyteczne, i kształcące, i …
Jedna z tutejszych stacji telewizyjnych nadaje program w tymże duchu właśnie.
Stałą pozycją jest pokazywanie bliżej nie zidentyfikowanego przedmiotu. Goście programu oraz widzowie zgadują do czego to „coś”niegdyś służyło (niegdyś = w XIX, XVIII itd wieku). Nietrudno odgadnąć iż w większości przypadków zagadka nie jest rozwiązana. Głównie z powodu techniki wypierającej wiele zawodów, modernizacji narzędzi, zaniku zawodów.
Ale zabawa przednia.
W czasach gdy Cepelia święciła triumfy omalże w każdym domu można było spotkać siwaki, dwojaki, trojaki wdzięcznie ustawione na ławie przykrytej często – gęsto regionalnym bieżnikiem.
A ja pamiętam jak w dwojakach nosiło się jedzonko dla żniwiarzy: ziemniaki i zsiadłe mleko na przykład.
Wizja przyszłości Eksperymentalnej Kuchni Filutka:
– a to płaskie ze śmieszną, długą rączką z jakże niebezpiecznych dla środowiska plastiku i teflonu to co? Że co? Do gotowania? Po co? Nie mieli puldi-puli?*
*posiłki wielosmakowe z dodatkiem niezbędnych witamin i minerałów, jednobarwne, produkcja zgodna z ochroną Natury, pożywne bez skutków ubocznach dla organizmu.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidna – a żeby Cię pogięło!
Tylko w wypadku, kiedy Twoja przepowiednia się spełni
Zgaga jest dzisiaj naczelnym zaopatrzeniowcem. Aktualnie „wysłana została” do Almy i PP po różne rzeczy, których nie ma na osiedlu, a jeszcze pójdzie do samu i do apteki. Muszę jakoś spożytkować Jej energię, która ją roznosi.
Na obiad wątróbki kurczacze, pod kołderką cebuli i z jabłkami smażonymi, ziemniaki i surówka z pekińskiej kapusty. Szybko, smacznie i niekłopotliwie. Idę obrać ziemniaki i pokroić kapustę, cebulę i co tam jeszcze trzeba.
Zgaga-to kiedy wpadasz do Warszawy 😉
Witam szampańsko (piwnie) znad jeziora.
I niech mi nikt nie mówi, że to nie pora na piwo, ja jestem na wakacjach i mogę, co lubię oraz chcę.
Kurka wodna, zimnawo jednak 🙁
Mieliśmy wczoraj pojechać na ryby/grzyby, nie pojechaliśmy.
Nie wiem, czy wiecie, ale poligon w Drawsku (u mnie za płotem teraz) jest największym poligonem w Europie, i za chwile będą tam ichnie ćwiczenia natowskie. Właściwie już są, bo nasi ćwiczą i szczelają. Mam nadzieję, że strzelnie. Nawet na grzyby do znajomego lasu nie ma się co… 🙁
Zgago,
kiedyś miałam Ciocię Klarcię w Rydułtowej… albo Rydułtowach, jak kto chce, dla mnie za jedno.
Polazłam boso nad jezioro. Zimno nie jest, ale jesień…idzie ku mnie przez park, jak to kiedyś śpiewał Krzysztof Klenczon.
Czuje się w powietrzu. Pierwszy raz od lat, bo przecież od lat co roku przylatuję do Polski.
Nemo,
serdeczne gratulacje ! Do nowego stanu szybko się przyzwyczaisz. Bardzo ciekawy jest opis ślubu i wesela. Oryginalność uroczystości wynikła, jak się domyślam, ze sprzyjających okoliczności, a nie, jak to niekiedy bywa, z nieokiełznanej fantazji i chęci wyróżnienia się za wszelką cenę. Domyślam się , że była to wielka atrakcja dla okolicznych mieszkańców.
Haneczko,
i na Ciebie przyjdzie kolej. 🙂
Alicjo –
uni mają szczelać szczelnie!
No i dzielnie bronić grzybów przed Twoimi zakusami.
Udanego pobytu życzę. Nieco może późnawo lecz nadal serdecznie.
Jerzora rozumiem przemyślnie zgubiłaś w Kanadzie pachnącej żywicą.
E.
Alicjo,
jeśli chodzi o kurki, to można je przechowywać w lodówce nawet do 10 dni. Tak twierdzą państwo, u których mieszkaliśmy w czasie niedawnego pobytu na wschodnich rubieżach. Ja moje przechowywałam 4 dni i były jak swieże.
Trochę cukru dodaję zawsze do kwaśnych zup – pomidorowej, szczawiowej, ogórkowej, a do bigosu trochę powideł albo słodkich śliwek suszonych. Łagodzi to lekko kwaśny smak.
Pyro – ujęłaś mnie swymi dobrymi życzeniami. Sam miodzik na serduszko tkliwe rozlałaś.
Tu następuje taniec dziki i szalony zarazem. Z rozkoszy ma się rozumieć.
Z indiańskim pozdrowieniem „hawk” (bodajże).
E.
Pozdrowienia dla zalatanej Zgagi. Bawcie się kobitki dobrze ino z tą pańszczyzną nie przesadzaj.
Echidna, że się wtrącę i nieco „ponemuję” „Howgh” nie jest pozdrowieniem, tylko zakończenie przemówienia ważnej w plemieniu osoby, przeważnie wodza (chief of tribe) W dowolnym tłumaczeniu: „rzekłem, powiedziałem”.
Echidno, jaka tam pańszczyzna – Pyra ma ze mną „skaranie boskie”. Dzisiaj np. udało mi się kupić wszystko z listy i cała „Happy” wróciłam a jak już rozpakowałam plecak, to okazało się, że najważniejszy składnik do egzotycznego dania …….. został w sklepie. 👿 Po obiedzie się przejdę jeszcze raz i żadne protesty nie pomogą. Jak, kto ćwok, to niech biega. 😉 😀
Danuśko, kiedy ???? 😆 😆 😆
Dziędobry na rubieży.
Ja tam najbardziej lubię sól, która, jak wiadomo, podnosi ciśnienie i ogólnie szkodzi na wszystko. W co nie wierzę. Taka zwłaszcza „zamiatana” czyli kwiat soli, to po prostu musi być samo dobre. Ze słodyczą i kwachem ostrożnie. Ostra bardzo nie jestem, ot, trochę pieprzu.
Ostrego mam psa, hehe.
Zgago- Twoja energia potrzebna od zaraz ! Co ja gadam,choćby na przedwczoraj 😀
A co Wy takiego egzotycznego szykujecie,chyba na jutrzejszy obiad ???
Albo na kolację ?
A skąd że: Sambal był na „zaś”, bo i mleczko kokosowe Zgaga przyniosła (Młodsza nigdy nie umie znaleźć egzotyków) to w przyszłości będą polędwiczki po „indonezyjsku”. Jutro zaczynamy zjazdowanie i niczego już w domu nie jemy, prócz śniadania.
Jeśli chodzi o energię, służę Rumikiem. Ma jej straszliwe ilości.
Zgago, a propos Twojej Klarci – bohaterka czegoś, co właśnie piszę ma na imię Klara. Vel Claire, zależnie od tego gdzie przebywa…
Cichal –
Niech Wieliki Monitu ma Cię w swojej opiece. I ja byłam indianinem. Odległe to czasy, pamięć już nie dopisuje to io pomyłki łatwo. Dzięki za sprostowanie i naprowadzenie na właściwe ścieżki, choć nie gwarantuję iż na nich pozostanę. No wiesz … ta pamięć … A i mokasyny zamieniłam na pantofelki. Co tu dużo gadać…
Pyro – mleczko kokosowe w sam raz do kurczaka po zanzibarsku jaki swego czasu zachwalała Helena. Robiłam – dobre. Polecam. Przepis w Blogowej Książce Kucharskiej.
Idę pospać, pora przepocząć i zregenerować nadwątlone siły.
E.
Tak na dobranoc ode mnie
http://www.youtube.com/watch?v=vijwffHsutY
E.
Nie przypominam sobie, żebym na Zanzibarze jadła kurczaka po zanzibarsku 🙁
Wzorajszy koliberek pod sufitem w garażu
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/DzieciVIIIKoliber?authkey=Gv1sRgCJaD_dr8nMzrqgE#
Echidno,
jesteś w mylnym błędzie, otóż oni mają szczelać strzelnie.
Do rzyci (jakby to powiedział Owczarek Podhalański) z taką pogodą. Była, ale się zmyła, leje w porywach i w ogólnem innem względzie.
Żem zdenerwowana, zanurzyłam się w lekturach. Letkich, łatwych i przyjemnych, bo to jest dobre na deszczowe dni.
Z powodów wolnointernetowych nie podrzucę wam z youtby starej piosenki…nie pamiętam, kto spiewał, ale była to piosenka cudna
„Na deszczowe dni…”
Przygotowania zjazdowe rozpoczęte.
Ryby kupione,gotują się na parze.Potem przemielimy,dodamy co trzeba,
wrzucimy do stosownej formy,upieczemy i będziemy serwować 🙂
Alicjo, mówisz – masz :
http://www.youtube.com/watch?v=8emuos6_ZgU
Cichalu, udało się koliberkowi wydostać na wolność ?
Zgaga
Danuśko, to miałaś małego pecha bo przedwczoraj już się Pyrze wtarabaniłam. 😉 😆
Pyra też już działa (cukierniczo), wolałam wyjść z kuchni, żeby nie rozpraszać a Pyra powiedziała, że żadnej pomocy nie potrzebuje. Jak nie, to nie, poszłam z moim nowym przyjacielem na malutki spacerek. 😀
Pyro. Zręcznym zgięciem kiści nadgarstka ręki dzierżącej kij od miotły do którego taśmą klejną przymocowana była siatka na motyle. zgarnąłem kolibra do wyż. wym. siatki i oskubawszy wrzuciłem na maleńka patelenienieńkę. Dokładny przepis jest w książce „Szu-szu colibri” Pierr’a Adamo…
Żartuję. Wyniosłem na pole (Cracoviensis sum) i obdarowałem wolnością. Koliberek wydał dzwięk (paszczą) „pii-pi pi-pii” co dokładnie znaczy „zjeżdżaj ty stary palan…” nie dokończyłem tłumaczenia, bo nie chciałem kalać twoich delikatnych uszków! Howgh!
Moja enuncjacja oczywiście skierowana jest do Zgagi! Jakżesz ja mogłem Pyrę podejrzeć o taką troskliwość i zainteresowanie tak maleńkim stworzonkiem!
Cichalu, zmoro męska – Pyra oczywiście zapamiętale zainteresowana „Takim kawałem chłopa”, jak niejaki Cichal, nijak nie ma już możliwości emocjonalnych troszczyć się o koliberki! (Chciałeś, to masz)
„Dowcipne pytania i zagadki – Lud. Organ Towarzystwa Ludoznawczego we Lwowie. 1896 r.”
„Z czego mięso jest najlepsze?
Z pchły, bo się już wprzód palce oblizuje, nim się ją uchwyci” 🙂
Przebóg! Pognębion jestem! Wdziewam gvustowny worek i do Canossy!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Tequilla?authkey=Gv1sRgCOfvlNXi8vD7JQ#
Asiu – ostatnia nasza nadziejo; już myślałam, że Blogowisko wymarło, że paleontolodzy nas odkopią za milion lat. Zgaga już ablucji dokonała, to i ja pójdę się wodą zaprzyjaźnić. Potem jeszcze zajrzę na blog.
Cichalu – strawa pokutna wygląda naprawdę bardzo ponętnie. Nie na darmo klasztory słynęły z dań postnych (a i podlewane bywały obficie).
🙂 Zjazdowicze się przygotowują, inni podróżują, a pozostali odpoczywają
A Państwo Cichalowie Meksyk wspominają 🙂
Dla zmiany tematu
http://www.facebook.com/video/video.php?v=2168868576102&comments
„Leki ludowe ze wsi Płudy pow. Radzyńskiego”
„Bardzo choremu ostatni sposób:
Nałamać z krza bórwickowygo gałonzków tyle ile chory ma lat i paznogciów oberżnońć chormu z palców i włosów wzionść z pionciu miejsc: z boków i tyłu głowy i z pod pachów i to wsystko włozyć w garnek, nalać wodo i zagotować. Jak woda przestygnie, obmyć chorego a te wode wynieść dzie pod swego wroga zeby piersy przez nie przeseł, to się jego ta słabość cypi, albo dzie się trzy płoty stykajo, a chory na pewno wyzdrowieje”
nie chormu tylko choremu 🙂
„Ból gardła – chodzą do chlewka i trzy razy gryzą świńskie koryto”
„Ból brzucha – trzy baby trzymają spodnie męskie a chory przechodzi pod spodniami jak pod mostem, mówiąc trzy zdrowaś”
„Zastrzał – chory kładzie palec na lufie nabitej strzelby prochem a drugi pociąga za cyngiel i strzela” 🙂
Aśka – Znam kilka adresów pod które te recepty można podesłać.
Wieziemy też prezenty od blogowiczów dla zjazdowiczów :
– okazałe daktyle od Sławka paryskiego,
– gorzkie migdały dla chętnych po parę szt od ASI,
– miód z własnej pasieki Ojca Eweliny z Chrzanowa
I to z pewnością nie koniec, bo resztę przywiezie Danuśka od Ojca Chrzestnego.
Ja też znam 🙂
W WBC znalazłam właśnie kilkanaście kwartalników: „Lud.Organ Towarzystwa Ludoznawczego we Lwowie” z przełomu XIX i XX wieku. Dużo ciekawostek i artykułów. Tylko brakuje czasu, żeby to wszystko przeczytać.
A czym jedziecie? Samochodem z Haneczką czy samochodem z panią Inką? 🙂
Muszę iść spać bo rano nie wstanę. Życzę wszystkim zjazdowiczom bezpiecznej podróży. A spotkanie na pewno będzie udane i smakowite. I te pogaduchy 🙂 Dobranoc
Dzięki za dobre słowo, Asiu. Z Haneczką i Panem Mężem. Inka dopiero w sobotę pojedzie.
Pa, na dzisiaj się żegnam. Jeszcze rankiem zgłosimy się na Blogu, o 10.00 ruszamy w trasę. Czy będziemy mogły pisać z Żabich Błot – nie wiem. W ostateczności sprawozdania w późny wieczór niedzielny albo w poniedziałek.
Rolady gotowe, sernik zaraz wyjdzie z pieca. Cały czas myślę, o czym zapomnę. Ach, gdzież jest niegdysiejsza pamięć… Bym nałamała na nią gałonzków, tylko nie wiem, co to za jeden ten bórwickowy?
Udało mi się spalić czekoladę na polewę 😯 Polałam z torebki 🙄 Dobranoc i do niedzieli 🙂
Wyszło mi, że V Zjazd będzie się odbywał pod pod hasłem: „Polska w budowie – Żabie Błota w remoncie!” Stosowny napis powinien witać zjazdowiczów u bram, ale chyba go nie wyrychtuję 😉
Piorę i suszę pościel, po krojantowiczach i inszych gościach, co to Żabie nawiedzili w ostatni weekend, idzie mi to dość sprawnie.
Haneczka upiekła rolady, a ja mam w piecu dwie karkówki a’ la russe, lub a’ la „chłopskie jadło”, czyli rąbankę w rękawach (dwie) foliowych. Jutro już będzie (o, dzisiaj!) Pyra ze Zgagą i haneczka z Jurkiem, więc cos na przegryzkę musze mieć.
Wrzuciłam resztkę pieczonych ziemniaków do resztki żurku, postawiłam na płycie, żeby zagotować. Zadzwonił mój brat. Rozmawiamy rzadko, ale jak już, to już. Żurek wygotował sie na sucho i omal-że nie przypalił. Dolałam trochę mleka, zabełtałam i okazał się całkiem, całkiem… Chyba go zjem na sniadanie, bo garnek musze umyć 🙂
Zmieliłam orzechy na tort, słodką bułkę też i nie słodką rownież.
Ciekawa jestem, czy te „Krojanty” dojechały na miejsce dzisiejszego – planowanego – noclegu. Wczoraj wyjechali ca 10:30 i mieli do przejechania 35 km. O ósmej wieczorem mieli jeszcze 10 km i wcale nie chcieli dalej jechać. Mam wrażenie, ze nie chodzi o złapanie króliczka 😀
W koncu jakoś chyba dojechali, przynajmniej tak mówił czekający na ich dzisiaj.
Chyba 16 lat temu złapałam Sambę z pastwiska i te ich dwa etapy zrobiłam w jeden dzień, dokładnie w dziesięć godzin. Łza się w oku kręci
Dzień dobry Wszystkim,
Mam:
1.prąd,
2.wodę,
3.internet,
4.telefon.
Nemo – witaj po powrocie i gratulacje, chociaż nie znam jeszcze stanu, który Ty znasz od dni kilku. Dalsze opowieści i fotorelacje baaardzo oczekiwane.
Zgago – szczególne dzięki i serdeczności (miały iść via Fr.)
Miodzio 🙂
Tutaj wciąż Irene daje znać o sobie, chociaż w świecie już przebrzmiała. Dla mnie najdotkliwsza strata to, że zabrała lato i jego kolory, wszystko wygląda jak w listopadzie i tak już zostanie aż do wiosny.
Kilka zdjęć dla porównania zrobionych tuż przed huraganem i po nim.
https://picasaweb.google.com/takrzy/PrzedIPoIrene#slideshow/5647230577741866434
Dobranoc. 🙂
dzień dobry ..
Nowy szkoda przyrody ale ważne, że zdrowie nie ucierpiało ..
szkoła się zaczyna i wielki dzień dla Amelki .. nasza 6-latka idzie do 1 klasy .. 🙂 .. wszystkim uczniom i nauczycielom pomyślności … 🙂
ja jak w ukropie bo ciągle w niedoczasie …
zjazdowiczkom dobrej drogi … 🙂
Witam, poranek taki sobie, ale bez deszczu.
Zapowiadają bardzo dobrą pogodę na zjazd, cisnienie wyrównane, bez opadów, bez wiatrów i nie za duzo chmur. Zobaczymy 🙂
Wyciągnęłam ostygnięte (w miarę) karkówki z piekarnika.
Biorę się za placki do tortu.
Pralka chodzi, dryer tez
Jest dobrze!
Jest źle, a będzie jeszcze gorzej!
Lepiej się nastawić negatywnie, a rozczarować pozytywnie 🙂
Tutaj pochmurno i temperaturowo tak sobie. Poszłam nad jezioro boso i bez ostróg, łabądki gdzieś tam się szlajają, głupie, a ja wychodzę z jedzonkiem dla nich 🙄
Na Zjazd nic nie gotuję (nie mam dziczyzny w tym roku!), dostarczę wino. w ilościach.
Udaję się do zajęć, czyli poczytać Daukszewicza 😉