Jajo jaju nierówne
Kacze, kurze i przepiórcze Fot.East News
Bardzo lubię jaja. W każdej postaci. Na miękko, sadzone na boczku, jajecznicę i – chyba najbardziej – w szklance z oliwą, solą i pieprzem. Jadam je dość często ponieważ nie przejmuję się opiniami dietetyków i lekarzy twierdzących, że jajka są bardzo niezdrowe, by po jakimś czasie (zapewne pod wpływem kolejnego lobby ( tym razem hodowców drobiu) zachłystywać zdrowotnym wpływem jaj na ludzki organizm.
Co jakiś czas czytam z ciekawością podsumowanie kolejnych badań publikowane przez uczonych. Np. takie: jajka są bogatym źródłem witaminy A i ważnej dla układu nerwowego witaminy B12. Do najcenniejszych substancji odżywczych należy lecytyna niezbędna dla odbudowy komórek nerwowych i mózgowych. Jajka obfitują też w łatwo przyswajalne białka są więc świetnym pokarmem przy niektórych dietach leczniczych iw diecie dziecięcej.
Jeszcze wyżej oceniają badacze jajka przepiórcze. Zawierają one znacznie więcej witaminy A (w jednym gramie) niż jajka kurze, prawie trzy razy więcej witaminy B1, 4 razy więcej potasu a także żelaza, miedzi i kobaltu. Te małe jajeczka zawierają także potężna dawkę aminokwasów, które są niezastąpione w diecie człowieka. Jajka przepiórcze pobudzają apetyt, poprawiają skład krwi, obniżają zmęczenie organizmu. Najważniejszą ich zaletą jest to, że nie wywołują – w odróżnieniu od kurzych jaj – objawów alergicznych. Czyli samo zdrowie.
Teraz czekam na wypowiedzi dietetyków i lekarzy dowodzących coś wręcz przeciwnego. Na pewno się znajdą. Tymczasem zajadam się kurzymi jajkami w szklance oraz przepiórczymi w galarecie. I to pyszne, i to wspaniałe.
PS.
Udało mi się namówić jedną z sąsiadek hodujących kaczki i gęsi do sprzedaży kilku sztuk jajek od obu gatunków. Uwielbiam te wielkie jaja, które mają i wygląd, i zapach, i smak zupełnie odmienny od kurzych. Wprawdzie dostałem tylko po dwie sztuki ale uczta będzie wielka.
Komentarze
Dzień dobry.
Wczoraj burze dotarły wieczorem do Poznania, więc wyłączyłam komputer, a gdybym przewidywała intensywność nocnych wyładowań, to w ogóle z sieci bym wyłączyła – waliło piekielnie. Na razie pochmurno, wygląda jednak, że później się wypogodzi. Chłodno i wietrznie. Między blokami, po prawej stronie, wyrósł nam dźwig budowlany tam, gdzie nasz mini park dotykał boiska dla dzieci, a potem łączył się z parkiem przy przystanku tramwajowym. Okazało się, że boisko było na terenie prywatnym, zostały działki sprzedane deweloperowi i ten (mimo głośnych protestów) stawia dwa 5-ciopiętrowe budynki mieszkalne, czyli „zagęszcza” moje zielone osiedle. Awantura na dwadzieścia fajerek ale on jest w prawie. Mojego „stanu posiadania” to nie narusza, bo z drugiego skraju bloku, ale i tak żal tego boiska i tego, że nasze parki tworzące zwarty obszar zostaną teraz pokawałkowane.
Jajka, temat tez obszerny.
Jadam je takze chetnie i dodaje je tam, gdzie sie tylko da. Tez pamietam przestrogi na ich temat. Sa to jednak w zdecydowanie jajka kurze, juz chociazby ze wzgledu na ograniczona dostepnosc do innych. Ubieglej wielkiejnocy byly pierwszy raz na naszym stole jajka przepiorcze.
Kacze, czy tez gesie jaja zbywalo sie u tych chetnych, co chcieli sobie podlozyc pod kwoke pare jaj, a sami tego ptactwa nie hodowali, wiec popyt byl duzy i cena przekraczala kilkakrotnie te ogolnodostepne. Czasem tylko bylo tak, ze kacze czy gesie jaja byly tzw „czyste”, tzn niezaplodnione. Sprawdzano to trzymajac jajko przed zarowka i szukajac charakterystycznej plamy. Jak jej nie bylo, jajka szy do uzytku, tzn do ciasta. Twierdzono wtedy, ze te nie smakuja. Jajka te byly wtedy ostroznie „wydmuchiwane” by zachowac cale ich skorupy, z ktorych robiono szczegolnie duze ozdoby na stol swiateczny. Celowala w tym pani Ela z przedszkola do ktorego chodzilem, prawdziwa zlota raczka!
Pogoda jak wczoraj wg zasady zarowki typu „osram”, tzn wisi, grozi – a nie spelnia. Oby!
Pozdrawiam cale blogowisko zyczac milego letniego dnia,
pepegor
Leje 🙁
Pyro,
lać ma też jutro (18 C) i pojutrze (15 C). Tak piszą na onecie.pl
Ale jutro będziesz miała nad Maltą kino na wolnym powietrzu 😉
Ciekawy repertuar 😆
http://wiadomosci.onet.pl/nauka/niepokojace-informacje-ws-odzywiania-polakow,1,4797168,wiadomosc.html
kod: E448
Też bardzo lubię jajka. I też nie przejmuję się zbytnio straszeniem na ich temat. Podobno żółtko, to prawie cała tablica Mendelejewa 🙄
Pyro,
współczuję tego „dogęszczania”. Swego czasu też to na Ratajach przerabialiśmy. Tam gdzie pierwotnie miał być park lub pływalnia, stanęły bloki 👿
No niezłe jaja…
Książkę w Paryżu kupiłem . O jajach. Miałem zrecenzować i podrzucić parę pomysłów . Jak znajdę czas to zrobię skany i się podzielę. Do jajeczka mam nadzieję zdążyć 🙂
Idę kuć i cięc. Dwa metry sześcienne betonu skułem własnoręcznie . Dalej muszę mechanicznie.
@nemo:
masz kompletna racje,
ja to nie elegencja-szwajcaria, tylko brandenbury,
czyli morgenstern, a nie floret, he,he…
moja tuba:
„wpadl pies do kuchni i porwal miesa cwierc,
a kucharz, kucharz glupi, zarabal go na smierc…”
repeat
Dzień dobry Blogu!
U mnie pogoda spełnia wszelkie przepowiednie. Jest zimno, mokro, w górach pada śnieg.
Jaja kacze u mnie w domu traktowano podobnie jak u Pepegora. Z wydmuszek – duże pisanki, zawartość – do ciasta. Od dawna bowiem wiadomo, że kaczki to brudasy i w ich jajach bywają w środku (w kurzych – na skorupce) spore porcje salmonelli, która, bywało, powodowała epidemie paratyfusu – choroby przykrej i długotrwałej 🙁
Jaja kacze powinny więc być gotowane co najmniej 10 minut. Nic dziwnego, że w niektórych kulturach stwierdzono, że jak już te jaja jeść, to w ciekawszej formie niż tylko na twardo 😉 Jaja przepiórcze to delikates i ładne do dekoracji, ale ja muszę mieć gwarancję, że są świeże (jaja w ogóle) 🙄
Czasami musi wystarczyć Jedno jajo na 10 osób
Gesie, kacze, indycze, perlicze zwłaszcza są doskonałe do ciasta. Dla mnie gotowane kacze i gęsie mają jakieś dziwne białko, nie bardzo mi smakuje. Strusie też są dziwne w smaku, właściwie bezsmakowe.
Kurze mogę w każdej ilości i pod każdą postacią, mniam 😀
Kacze i gęsie są najlepsze na pisanki.
Dzień dobry,
Tutaj, podobnie jak u Nemo, deszczowo i chłodno.
Jajka bardzo lubię i jem często. Jednym z tradycyjnych dań w Burgundii są jajka „en meurette”. Są podawane w sosie z czerwonego wina. Już kiedyś pokazałam ten przepis, może zechcecie ponownie zerknąć. Zauważcie, jak są gotowane jajka (3 minuty) w wirującej wodzie 🙂
brakujace
http://youtu.be/2ucQ323Z5iM
Moja Mama skądś dostała kiedyś 5 jaj kaczych i ukręciła na tych żółtkach babkę. Nigdy przed tym i nigdy po tym przypadku nie jedliśmy takiej żółciutkiej babki. A jajka przepiórcze (ponoć doskonałe na męskie libido) traktuję wybitnie dekoracyjnie, tzn mówiąc wprost – kupuję na Wielkanoc i czasem kiedy muszę jakoś błysnąć ubraniem przekąsek. Jednym słowem jajka przepiórcze traktuję niepoważnie (być może dlatego, że żadnego mężczyzny na wyżywieniu nie mam).
Zaleceniami dietetyków nie przejmuję się – za często zmieniają się diametralnie po pierwsze, a po drugie mięso drobiowe wyrosłe na fermowych kurakach, kaczkach itp i do wypęku nadziane paszą drożdżowo – antybiotykową, wcale nie wydaje mi się zdrowsze od równie intensywnie karmionej trzody, czy ryb hodowlanych. Jadamy wszystko tylko z umiarem; warzywa i owoce nieustająco i o reszcie nie ma co dywagować. Chyba żeby dietetycy, kosmetolodzy i gastronomowie mieli na czym zarabiać.
Nad zatoka Gdańską też pochmurno i od czasu trochę pada, ale ja jestem z tegorocznej letniej pogody bardzo zadowolona. Było trochę upałów i jak dla mnie wystarczy.Dla mnie ldzień upalny to dzień stracony. A dni pochmurne mozna spędzić bardzo ciekawie.
Jajka lubię umiarkowanie i to nie z powodu zmieniających się co jakiś czas poglądów na ich szkodliwość. Muszą być świeże, co zawsze sprawdzam i nigdy na surowo, ani na zbyt miekko. Tak wiec jajka w szklance raczej nie wchodzą w grę. Już kiedyś wspominałam, że kupuję jajka od pani, która je hoduje w naszej miejscowości. Są więc swieże. Natomiast nie wiem, czym te kury są karmione. W każdym razie są to jajka od szczęsliwych kur. 🙂
Jaja temat ciekawy,tak zapewne powiecie,
na śniadanie na miękko,skoro lubicie i chcecie,
na obiad,jeśli na wsi i w lecie,
to w kurkowym,pachnącym omlecie,
na kolację na twardo w sałatkowym
i kolorowym bukiecie.
Kurze,przepiórcze i strusie
mogą być też perlicze,
przecież ich wszystkich nie zliczę.
Najlepiej,by świeże były
i w koszu się nie rozbiły !
Jajka lubię i jadam w różnych postaciach.
Do wszelakich jajek faszerowanych oraz past jajecznych mam słabość 🙂
Alino,czy do tej wody w której gotowane są jajka dodaje się octu?Moja Mama robiła jajka „w koszulkach” tzn.gotowała ,bez skorupek w wodzie z dodatkiem octu. Nie pamiętam już techniki wrzucania do tej wody.A potem te jajka były podawane na obiad „w szarym sosie” ale pamiętam tylko tę nazwę a nie sposób przygotowania.Smak tego sosu był lekko kwaskowy i napewno był w nim liść laurowy („bobkowy” jak mówiło się w Poznaniu ,nie wiem dlaczego) i ziele angielskie. Nigdy takiego dania w swojej kuchni nie robiłam,może dlatego że PJ uważa że jajek nie je się na obiad.
jako dziecko uwielbialem kogiel- mogiel,
ale jakos mi przeszlo…
Gostuś – woda zakwaszona 1 łyżką octu i musi „mrugać , a nie bulgotać. Jajka wybija się na spodeczek pojedynczo i spuszcza na wrzątek nuziutko nad wodą. Może być w szarym sosie (bardzo lubię) albo w chrzanowym, musztardowym, cebulowym, Rzecz w tym, że potem trzeba je starannie odcedzić i obciąc wystające części białka (robię to dużą szklanką). Szary sos, to ten sam, który robi się do ozora, karpia, ogona wołowego – z karmelem i cytryną albo odrobiną octu. Przyprawy w zależności od tego, co daniem głównym – do ryby migdały, rodzynki, liść laurowy, ziele, do jaj żadnych ziół tylko karmel i cytryna, sól, pieprz biały, do mięsa też ziele, liść, estragon itp
Pyro, dzięki. Spróbuję dla przypomnienia smaku z bardzo odległych lat.A może wiesz skąd nazwa liść bobkowy? Nadal się używa?
Skąd nazwa ? Nie wiem. Raczej się już nie używa, chociaż miałam do niedawna starszego bardzo sąsiada, który używał formy „bobek-liść”
Gostuś, Pyra wyjaśniła wyczerpująco a jeśli chcesz jeszcze raz obejrzeć, jak się je gotuje, popatrz poniżej. Po delikatnym wyjęciu z wrzątku, jajka są schładzane w zimnej wodzie.
http://youtu.be/fQ9dGTf0jCE
U mnie w domu też się mówiło: liść bobkowy
pl.wikipedia.org/wiki/Wawrzyn_szlachetny
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wawrzyn_szlachetny
Przyszła ta nazwa z Czech.
Małgosiu, jesteś niezastąpiona 🙂
Liść bobkowy ma nazwę od bobków – owoców lauru (bacca laurea). U mnie w domu też się tak mówiło. Zdaje mi się, że to raczej nazwa „liść laurowy” w odniesieniu do przyprawy pojawiła się w polskiej kuchni w nowszych czasach. Mówiło się o wieńcach laurowych i zdobieniu skroni laurem czy zdobywaniu laurów, ale do zupy wrzucało się liść bobkowy 😉
A to ci historia z tym lisciem bobkowym 🙄
Pogoda podobna w naszej części Europy. Na Słowacji ogłoszono stan klęski żywiołowej.
Choć mnie, podobnie jak Krystynie, taka pogoda nie przeszkadza 😉
Znakiem tego, niz Nemo wszechobecny. U nas tu tez juz pokropilo.
Ten niż zagnieździł się u mnie na dobre i przez najbliższy tydzień będzie tak paskudnie 🙁 Tymczasem znajomi i przyjaciele wydzwaniają i chcą się z nami zobaczyć przed tą Afryką, ogród zarasta, bagaże w proszku, dyskusje na temat „brać śpiwór czy nie brać?” trwają… 🙄
Na laurach spocznę we wrześniu 😉
Przypomniało mi się moje zdumienie i rozczarowanie, gdy jako dziecko dowiedziałam się, że wieńce laurowe pleciono z przyprawy do zupy 😯 Byłam przekonana, że to dwie zupełnie różne rośliny 🙄
Dziecięce rozczarowania 😆 Dostałam piękne kredki, w tym róż indyjski 😯 byłam przekonanana, że będzie to wyjątkowo różowy róż … a to było takie brązowawe, obelga dla różowości 🙁
Umbra, sjena palona, błękit pruski…
Po wielu latach przekonałam się osobiście, dlaczego moje kredki miały takie nazwy 😉
Dzień dobry Szampaństwu.
Tak się budzi prawdziwego śpiocha 😉
https://mail.google.com/mail/?ui=2&ik=0dea2a507f&view=att&th=13146f4886194b94&attid=0.1&disp=inline&zw
Ugier jasny, ugier ciemny…
Zaraz….tak ma być:
http://alicja.homelinux.com/news/budzenie.gif
Kot Simona bywa na tym blogu od lat 😉
za płotem
Przestało chwilowo padać i jest już aż +13 stopni 🙂
Prania jednak nie wywieszę 🙁
Coś musieli „poprawiać” bo w całym bloku nie było internetu przez kilka godzin. Młoda zrobiła przepierkę i powiesiła na balkonie – nie pada. Obiadowo była zupa i owszem, ale nie chłodnik owocowy ze śmietaną (nie ta pogoda) Rozgrzałam jarzynówkę z pulpetami.
Ryba z Matrosem zwiedzali dzisiaj Świętą Lipkę, Kętrzyn, teraz są w Wilczym Szańcu i przeprowadzili taką oto kalkulację – za zwiedzanie obiektu , 2 bilety + parking samochodowy – 35 zł, natomiast nocleg z koszarach SS za 2 osobowy pokój z łazienką, ręcznikami i śniadaniem – 100 zł w cenie zwiedzanie obiektu z przewodnikiem, darmowy parking. Wychodzi na to, że nocując w Szańcu w bardzo przyzwoitych warunkach, mając darmowy parking, przewodnika i śniadanie, płaci się, jak za schronisko młodzieżowe. Brać i nie namyślać się.
Jak Wam pochmurno, wilgotno i zimno to zapraszam do mojej wsi na male dogrzewanie. Jest bezwietrznie, w cieniu ponad 30 stopni (jutro ma byc 34) a na dodatek Sw. Piotr (?) zafundowal duza wilgotnosc powietrza. Wczoraj to juz nie mialam sie z czego rozebrac, no jak skore sciagne sobie z siebie??
Calusne gorace buziaki,
Leno,
idą dwie agrafki przez pustynię:
– Gorąco mi!
– To się rozepnij!
😉
Moje rzeczowe, mieszczańskie i otwarte miasto pomaleńku oplata głupawka:
1. w czasie festiwalu Malta, na donos oburzonych „ciotek rewolucji i szwagrów pielgrzymek” ukarano francuskich aktorów występujących na golasa 100 złotowymi mandatami karnymi;
2.nocą nie jeżdżą tramwaje; zastępują je z rzadka kursujące autobusy. Biletów na nie nie kupisz – kioski zamknięte, a automaty biletowe w odległości 2-3 km. Nie kupiłeś w dzień? Nie pojedziesz;
3. jest w samym centrum miasta najważniejsze, bodajże, skrzyżowanie i kilka przystanków – rondo Kaponiera. Dzisiaj do codziennego tłoku na tym rondzie doszedł kompletny chaos – nie działają światła. Nie działają, bo złodzieje ukradli w nocy, kiedy tramwaje nie jeżdziły. Ukradli na całym rondzie okablowanie od świateł! Sic!!! Jest tam stanowisko policyjne wyniesione w szklanej wieżyczce i kilkanaście kamer monitoringu (miejski, komunikacyjny i policyjny) A kabli njie ma – średnica ronda ca 200 m.
Przepraszam za literówki – ręce mi opadły po tych kablach i widocznie nie trafiły w te, co trzeba, klawisze.
Oczywiście zrobiłam coś nie tak. Jak zwykle. Jerzor podrzucił, ale wyszło na mnie, bo ja to podaję.
„Tu dzioby bursztynowe, tam czubki z korali
Wznoszą się z gęstwi pierza jak ryby spod fali.
Wysuwają się szyje i w ruchach łagodnych
Chwieją się ciągle na kształt tulipanów wodnych
Tysiące oczu jak gwiazdy błyskają ku Zosi.
Ona w środku wysoko nad ptactwem się wznosi,
Sama biała i w długą bieliznę ubrana,
Kręci się jak bijąca wśród kwiatów fontanna;
Czerpie z sita i sypie na skrzydła i głowy
Ręką jak perły białą gęsty grad perłowy
Krup jęczmiennych…”
Wdzięczny temat.
Na mojej jajecznej liście pierwsze miejsce zajmują jaja perlicze. Nie powodują alergii , można je spokojnie dawać dzieciom – sprawdziłam na własnej wnuczce – posiadają procentowo większą zawartość zółtka niż w jajku kurzym . Smakują wybrnie. Ciekawostką jest , że jaja te , można w temperaturze około 5-6 stopi , przechowywać, nawet, do jednego roku . Sprawdzałam , po 8 miesiącach, dwa jaja doświadczalne były pachnące i po ugotowaniu bardzo smaczne. Poza wszystkim mają ładny kształt -jedno w jedno. Ustawione na ,,dupkach” , w ciekawym garniturze , świetnie się prezentują na półmisku.
Na makaron najlepiej wg mnie , nadają się jaja gęsie , na drożdżowkę zaś kacze , do innych ciast nie zastąpione kurze.
Nie wspomniałam jeszcze o rewelacyjnych jajach indyczych, tych jednak już nie miewam , bo wzięłam chwilowo rozwód z tym ptactwem.
Wszystkm Czesławom – najlepszego!
U jotki leje, a tutaj grzeje (jak juz wspomniala Lena). Ciekawe, ze mieszkam jakies 30 km na wschod od Leny, ale wczoraj gdy u niej bylo parno to ja mialem wspanialy suchy upal, choc dzis znowu robi sie parno. Chyba to jednak lepsze od tych burz i oberwan chmur w Polsce.
Gospodarz ma swieta racje z uwagami dietetykow n.t. tego co zdrowe (lub nie). Ja zawsze wychodzilem z zalozenia, ze jak na cos mam ochote to znaczy, ze moj organizm tego potrzebuje. Tylko, ze powinno sie zaspakajac apetyt z umiarem, a to juz jest trudne, bo jak cos dobre to chce sie jesc i jesc. A na sniadanie, mimo ze nie przeczytalem blogu to zjadlem wlasnie jajko „w koszulce” oczywiscicie dodajac do wody ocet i sol tak jak opisala pyra.
ROMek,
A ja chce byc teraz u Pyry, chlodny dzien, dzdzy, (znajac Pyre) dobre jedzonko. Marzenia ludzka rzecz…
Buziaki,
Jaja od perliczek rzeczywiście są znakomite, ale tutaj nikt tych ptaków nie trzyma, a do zaprzyjaźnionych w Pirenejach trochę daleko. Z dzieciństwa pamiętam perliczki w sadku mojej stryjecznej babki, jak cichutko uwijały się pod krzakami porzeczek, takie komicznie skromne w porównaniu z ostentacyjnie gdaczącymi kurami. Jak mniszki jakieś…
Nigdy nie jadłam jaj perliczych. Z dawnych lat pamiętam jak mówiono, że jaja ptaków pływających (m.in gęsi, kaczek) są nieco oleiste i dlatego się ich bezpośrednio nie zjada, tylko używa do ciast. Natomiast z młodzieńczej lektury „Lato leśnych ludzi” Rodziewiczówny pamiętam, że zdaniem bohaterów najlepsze na świecie jest jajko czajcze.
Nemo , perliczki Twojej babki musiały być wyjątkowe. Moje , to wszędobylskie i rozkrzyczane ptaszki. Krzyczą jak je coś zdziwi , a ciurkiem dziwią się wszystkiemu i wszystkim . Przestraszone wfruwają
na wysokości” np. dach i wtedy dopiero dają koncert , aż uszy pochną.
Esko,
może Twoje mają nerwicę? 😉
Te w Pirenejach też jakieś takie cichutkie, ale tam rządził indyk Pavarotti – hałaśliwy za wszystkich 😉
..uszy puchną ,czywiście.
Witam.
Moczar to był dopiero jajcarz „Ja jako były partyzant…”
Cieplutko się zrobiło tak że muchy latają nad kuchenką żeby się ochłodzić., 30?C w cieniu.
Czajcze,
czaj,
cza,cza,cza !
Raz w życiu jadłam jaja perlicze,podczas majowego weekendu,który spędzaliśmy w agroturystycznym gospodarstwie w Anielewie.
Ładna nazwa,prawda?Gospodyni,rodem z Warszawy zresztą,hodowała perliczki dla tych zdrowych jaj właśnie.Dla mnie były podobne w smaku do kurzych,ale wiadomo,miastowi się nie znają 🙁
To był w ogóle bardzo ekologiczny weekend,bo jedliśmy wtedy też sałatkę z własnoręcznie rwanego mlecza,robiliśmy sosnowe syropy i
gotowaliśmy zupę szczawiową ze szczawiu,co te własnymi ręcami był
zbierany.Bardzo miło do dzisiaj wspominam to miejsce:-)
Po całodniowej duchocie,wykluła nam się burza,
Uwaga komunikat dla tych,co mają na krzakach czerwone porzeczki
i agrest.Dorzuciłam dwie spore garście do duszonej cielęciny,sos wyszedł całkiem,całkiem.Trzeba tylko dla gładkości przetrzeć przez sito.Zrobi się !
Od 10 dni czekam na wizę do Rwandy. W odpowiedzi na aplikację przyszło natychmiastowe potwierdzenie jej otrzymania i obietnica, że aplikacja będzie „processed within 3 days”.
I co?
Wysłałam dziś email z zapytaniem. Jak nie odpowiedzą to „zaaplikuję” jeszcze raz 🙄
Ech, ta Afryka. Głód od wschodu zbliża się coraz bardziej do Ugandy, a tam, jak donosi Geolog, zamiast suszy od maja lało przez cały czerwiec (w zachodniej części).
Wczoraj byłam w banku zamienić dolary po 1,88-2,30 Fr na takie po 0,85 🙄 W naszych zasobach mamy bowiem (własne i od babci) pozostałości po podróżach, ale są to banknoty w większości z lat 1969-1999, a w Ugandzie akceptują podobno tylko nowe serie, nie starsze niż 10 lat.
Pan w banku zamienił na aktualne, przy okazji napomknął, że sam miałby obiekcje jechać w te okolice. Te choroby i w ogóle… Wszystkim starszym na hasło „Uganda” jawi się Idi Amin, niemieccy terroryści i uprowadzony samolot Air France na lotnisku w Entebbe… 🙄
Sieje deszczyk, popaduje, mży. Wolę to, niż upał. W czasie upału ogłaszam, że mnie nie ma; padam na tzw pysk. Jutro po południu mam gości – koleżankę z rodziną. Popołudniową porą na podwieczorek przyjadą. Zrobię torcik piastowski (biszkopt, jabłka podsmażane, bita śmietana), kawa, wodą mineralna (kierowca) po kieliszki likieru (dwie panie). Lubię ich serdecznie, ale czy 2 godziny wytrzymam w dobrym zdrowiu, to nie wiem. Rzecz w tym, że zupełnie nie mam o czym z nimi rozmawiać. Pani czyta romanse i chodzi po lekarzach – mówi wyłącznie o tym. Na dobre pół godziny jej tematu wystarczy, potem jeszcze drugie pół godziny o wnukach. Pan się praktycznie nie odzywa, w słuchawkach leci disco-polo, jak tam żona tego pana, to nie wiem, jutro przyjedzie do mnie po raz pierwszy. A przy tym wszystkim to serdeczni i dobrzy ludzie. Cenię i szanuję, tylko rozmawiać trudno.
Nemo – no właśnie : Idi Amin. Z nieba nie spadł; wydała go Uganda.
a CZEŚKOWI z okazji IMIENIN….
http://www.youtube.com/watch?v=EBkML3slgVE&feature=related
Wracam jeszcze do wczorajszej dyskusji o tym,co komu smakuje.
W radiowej”Trójce”była przed chwilą mowa o naszej kuchni w kontekście
polskiej prezydencji.Kucharze,którzy będą gotować na tę okoliczność
wykluczyli:
-podroby-bo mogą się źle kojarzyć
-bigos-bo ciężkostrawny(chyba że odrobinę,jako dodatek)
-mak i drobno siekane zioła-bo osiadają na zębach
-kiszone ogórki-bo niektóre nacje będą przekonane,że są popsute
Stawiają na drób-indyki,perliczki,pulardy,kapłony oraz na dziczyznę.
Grzyby marynowane z szyszką – taki oto produkt promuje i produkujemoja dobra znajoma…pychota
– 1 szklanka cukru
– 1 szklanka octu
– 1 szklanka wody
– 2 łyżki miodu
– szyszka sosnowa
– szczypta soli.
Zapisany przepis dał początek recepturze na ?Grzyby marynowane z szyszką?:
grzyby o ?sitkowych? spodach kapeluszy (borowiki, podgrzybki, maślaki, kozaki) czyści się, myje
i wkłada luźno do słoików. Dodaje się słupek marchwi, ćwiartkę cebuli, gorczycę,zalewa schłodzoną zalewą (szklanka: octu, cukru, wody, 2 łyżki miodu, szyszka sosnowa, płaska łyżeczka soli). Słoiki gotujemy i odstawiamy na około 3 miesiące aby nabrały odpowiedniego smaku.
Przepis,, przybył ” z kresów wschodnich, a dkładniej z wołynia, skąd pochodzi rodzina Krysi. Najmłodszy? produkt tradycyjny już w sobotę (23 lipca) będzie konkurował z innymi podczas regionalnego finału konkursu ?Nasze kulinarne dziedzictwo ? Smaki Regionów?, który odbędzie się w Szczecinie.
Nie mam pojęcia skąd ta masa znaków zapytania – nie było ich przed wysłaniem tekstu.
Ufff, kawałek mojej „stajni” ogarnięty.
Jeśli chodzi o jajka (i inne pychotki), to tak jak ROMek, jem gdy mam pypcia. Mogę przez miesiąc nawet nie pomyśleć o jajkach aż nagle …. potrafię zjeść 3 jajka na jedno posiedzenie (wszystko jedno pod jaką postacią – z wyjątkiem kogla-mogla, który robię tylko z 1 jajka) i znowu mam spokój na wiele dni. 😉
Na kaczych jajkach Mama robiła ciasto drożdżowe i jedyne co pamiętam, to był kolor tego ciasta. Byłam jeszcze na tyle mała, że się niezbyt interesowałam ale uwielbiałam chodzić z Nią do hali targowej i głaskać kurki, które czekały na klientów.
Zobaczcie jakie mamy urokliwe miasteczka :
http://przewodnik.onet.pl/foto/cittaslow-ucieczka-od-zgielku,4792735,9917800,foto-male.html#photo9917800
Akurat też sobie te miasteczka obejrzałam. Część z nich znam,a w Reszlu byliśmy tej wiosny. Naprawdę senne 😉
Positano i Amalfi należy odwiedzać zimą lub wczesną wiosną, ale na pewno nie w sierpniu. Nawet w październiku nie sposób się tam zatrzymać samochodem, a zgiełk jest tam znacznie większy niż w sennych miasteczkach sycylijskich 🙁
Wygląda na to, że o „slow”-charakterze miejscowości decydują one same zapisując się na odpowiednią listę 😉
Eska – jadłaś te grzyby na słodko? Zupełnie mi się nie kojarzą „słodyczowo”
Moja rodzina też pochodzi z Wołynia, ale grzybów z cukrem i miodem nigdy nikt nie robił 😯
Na saksy do Szwajcarii?
Nie można przecież stawek automatycznie przeliczać na złote – ile kosztuje utrzymanie, mieszkanie, ubezpieczenie, dojazdy? Dopiero oszczędności można przeliczać na złóotówki.
Pyro,
te „niebosiężne” zarobki to dla miejscowych głodowe stawki 🙁
Minimum socjalne prawie.
Ogórki z miodem takim prosto z wirówki to był specjał. Ogórek przekrojony na pół, pestki zastępowało się miodem. Zapach świeżego ogórka i miodu, do dziś mam w pamięci. Z wiekiem ogórki służyły też do innych celów, jako kieliszki. Wypite i zagryzione
Nemo – tak myślę ale to i tak może być dla Polaków atrakcyjne (jak polskie zarobki dla Ukrainców) tylko że i zarobki i koszty utrzymania są szwajcarskie.
Pyro, podchodziłam do tych grzybków jak pies do jeża , jednak mile się zaskoczyłam. wbrew pozorom wcale nie są słodkie.
Dawniej robiono w taki sposób tylko kurki, tyle , że nie w słojach, a w garnkach kamiennych .
Jestem bardzo ciekawa ale nie zaryzykuję. Gdybym miała większą ilość kurek, to może… Kiedyś niemal wszystko robiono w kamionkach – np powidła zapiekano w piekarniku, potem obwiązywano gar pęcherzem i tak wstawiano do spiżarni.
Przy okazji dzisiejszego tematu przypomniały mi się pięknie przygotowane przez YYC śniadania złożone m.in. właśnie z jajek. Bardzo apetyczne…
Przepisu podanego przez Eskę pewnie nie wykorzystam, ale może do zwykłych grzybków marynowanych można włożyć szyszkę sosnową. Nawet mam w pobliżu niewielką sosnę, która ucierpiała ostatniej zimy od nadmiaru śniegu. Tylko jaka ta szyszka ma być : zielona czy zdrewniała ?
Krysiu- zielona.
Ogórek z miodem bywał u mnie w domu jadany, ale melon z miodem był jeszcze lepszy 😉
Przed chwilą wysłuchałam w radiu monologu austriackiego kabareciarza Andreasa Vitaska pt. „39,2°C – monolog w gorączce” – znakomity! Mówił m.in. o poszukiwaniu domu na spokojnej, cichej prowincji. Gdzie? Na południowym wschodzie Austrii, gdzie nie ma nic do oglądania, żadnych gór, niczego, ale jest OKOLICA 😎 I tylko prawicowy wiatr znad niziny panońskiej… Guessing etc. Czyli okolice Panalulkowe 😯 Dużo wolnych domów, tylko coś z duchami trzeba zrobić, po poprzednich właścicielach, co sobie życie odebrali, z samotności… 🙁
Pyro – Przeciętny Szwajcar zarabia sześć razy więcej od przeciętnego Polaka, a stać go na trzy razy więcej jajek. Nie jest to formuła w granicie wykuta 🙂
O tym z czym mi się Uganda kojarzy nie wie nikt, nawet ja sam. To zależy od pory dnia. Mugati naamaggi to ugandyjska potrawa z jajkiem, ale ilu mieszkańców Ugandy może sobie na nią pozwolić?
W mojej rodzinie zachował się jedynie przepis na hubkę. Pech. Także grzyb, ale miód,grzyby i cukier to nie tylko rodzinne wpomnienia z Wołynia, to Nirwana.
Postaram się dostarczyć owe grzybki na zjzdowy stół.
Pies 2 x dziennie ma spryskiwanie nogi neomycyną. Oczywiście z miejsca próbuje to zlizać, więc dostaje kołnierz i ok godziny – póki lek świeży, pies nie ma możliwości „umycia” nogi. Nie wiadomo, czy tak źle się czuje, czy jest taki obrażony, bo leży wtedy z łebkiem na przednich łapach w koszyku i na nic nie reaguje. Potem mu kołnierz Młoda zdejmuje i pies odżywa. Teraz była z nim na wieczornym spacerze. No i pech – dorwał żabę, przegryzł ją na pół i zaczął się cyrk – toczył litry piany z pyska. Anna wzięła go pod prysznic i wypłukała natryskiem mordkę. Na razie leży w koszu i się nie rusza. Czy ta żaba może go zatruć? Zaszkodzić mu – w życiu nie widziałam takiej reakcji.
Spiżarnie. To było TO. Oraz wszelkiego rodzaju piwnice.
Pyro,
toczenie piany z pyska to normalna reakcja na wydzielinę ze skóry ropuchy, bo to chyba raczej ropucha była. Jej gruczoły skórne wydzielają w stresie śluz dla odstraszenia potencjalnych wrogów, obrzydliwy, ale nie śmiertelnie trujący. Jeśli pies normalnie oddycha i nie spuchł wewnątrz pyska, to nic mu nie będzie poza nauczką na przyszłość 😉 Gdyby miał dalsze problemy to potrzebny może być lek antyhistaminowy (zastrzyk). Toczenie piany z pyska służy usunięciu ropuszej trucizny, płukanie wodą to dobra pierwsza pomoc.
Zaby-ropuchy mają n a skórze wyrostki jadowe jak piesek przegryzł żabkę to podrażnił swój delikatny pyszczek- popieni się silidnie, ale nic mu się nie stanie.
Pyro, widze, ze Radyjko znow Wam daje „popalic”. Trzymam kciuki.
Buziaki,
Pewnie przeżyje. Na razie leży jak betka, oddycha normalnie; w charakterze odtrutki Młoda dała mu mleka – normalnie nie lubi, teraz wychłeptał dobre pół szklanki.
Biedne Radyjko. 🙁 Na takie „przygody” nie byłby lepszy kaganiec ?
Pyro, tylko się nie denerwuj. Przyszło mi to na myśl bo kilka lat temu jakaś wredna kreatura rozrzucała na terenie jednego z osiedli kiełbasę z trutką. Wszyscy właściciele piesków byli zrozpaczeni aż w gazecie wypowiedział się weterynarz i właśnie taką radę podał i poskutkowało.
Wszystko jest relatywne. Także samotność Pana Lulka, ktorego wiele osob z naszego blogu znalo osobiscie i cenilo, i wydaje mi sie, ze z wzajemnoscia, i Pan Lulek najmniej czul sie wtedy samotny (Jolinek i Misio, Pawel…i wiecej osob…
Więzi rodzinne są często wymuszone przez prawo „bo to twoja krew”, choć tak w duchu poza pokrewieństwem niewiele masz z tym czlowiekiem wspolnego, niekoniecznie go cierpisz nawet. Wręcz nie znosisz.
Przypominam sobie, jak cala noc nie spalam na Kurpiach, bo z jednej strony chrapal Jerzor, a za sciana Pan Lulek chrapał, i wszędzie biegały myszy 😉
Noce nie do zapomnienia 🙂
Przytaczam dla tych, którzy nie znają…
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/00.Prolog.html
I jeszcze autor…
lecę do kuchni, pora najwyższa!
http://alicja.homelinux.com/news/000.Pan_Lulek.jpg
O, jak łatwo relatywizować cudzą samotność…
Wspomniałam tylko o opowieści wiedeńskiego artysty, który poruszył ważny problem samotności na odległej austriackiej prowincji, a kto był w tamtych okolicach, ten miał okazję wczuć się w atmosferę i zrozumieć, dlaczego głównym hobby jest tam (w Burgenlandii) pędzenie. Nie, nie przed siebie 😉
W jednym z przypadków opisanych przez autora środkiem na pożegnanie się z tym padołem była dubeltówka, w innym – litr przedgonu wspaniałej śliwowicy 🙄
Hej, w gardle mnie coś przydusiło… Nieznośny był ten nasz Pan Lulek, irytujący okropnie, namolny, grzecznie mówiąc – konfabulujący, Sowizdrzał i wojak Szwejk – i najcudowniejszy kumpel do pogaduszek i najczulsze serce dla wszelkiego stworzenia. Wysokich lotów, Jureczku, najgłębszych mórz i najpiękniejszych niewiast na pokładzie!!! Pamiętamy!!!
Pyro, moze by go tak wyuczyc, ze ropuchy sie caluje, nie zre no a potem bedzie pieknym, bogatym jamnikiem-krolewiczem jak z bajki.
Buziaki,
Brakuje mi Pana Lulka. Pamietam te czasy…..
Leno – a na co mu być królewiczem? Anka go rozpuściła jak delfina tronu francuskiego. On już się parę razy zabierał za jeże; to byłaby zabawa (dla chirurga) Zgago – on już musi chodzić na smyczy i jeszcze utrudnić mu „niuchanie”? Przecież to pies polujący – powinien mieć dużo ruchu, biegu, kopania dołów, a tu mu niczego nie wolno. Ja uważam, że ludzie robią zwierzakom krzywdę oczekując, że każdy mały pies to kanapowiec.
Nemo,
daj spokój. Każdy relatywizuje, czyz nie? I ja też :rool
No właśnie…
…but still — jajo jaju nie równe… 😉
Ojciec Marceli już w Polsce. Udał się na zasłużoną emeryturę. Ostatni polski wysłannik w Burgenlandii wrócił na Ojczyzny łono. Pięknie było . Zamek w Gussingu stoi jak stał , życie płynie dalej . Tylko gruszkówki takiej jaką robił nikt już nie potrafi. I naleśników nie ma komu robić 🙁
Marku – Marcelemu emerytura się chyba dawno należała. Mieszka w klasztorze, czy u rodziny?
W klasztorze, Pyro.
A cappello, 😉
„but still”?
Basiu, wszyscy wiedzą, że znasz język angielski…
anyway 😉
Wiecie, jak to jest, wstawić ciasto do pieca (szarlotka), nastawić budzik i go nie włączyć? 🙄
Dobrze, że węch mnie jeszcze nie zawodzi 😉
Dobrej nocy, Blogu!
Dobrej nocy. Deszcz pada.
Ja tam się nie znam.
Staram się nie zaśmiecać. Albo jedno, albo drugie, albo cokolwiek.
Alicjo i chwała Ci za to. 😎 😀
Dobrej i spokojnej nocy. 😀
Och, jak ja lubie ten blog.Jestem nowicjuszka i oczywiscie nie nadazam. Nie wiem w wielu przypadkach, o czym, lub o kim mowa. Ale to nic i tak lubie skubnac cos z Waszego obfitego i goscinnego stolu.
Moje dziecko zaprosilo dzis mame na jagniecine z BBQ, bo to moje ulubine. Ja zawiozlam kartofelki a’la Nowy. Dzieci byly zachwycone.
Do tego malenkie mlode cukinie, salatki rozne ze swiezego ogrodowego „co Bozia dala”.
Pozdrawiam te strone Atlantyku. Wschodowi – do jutra…
Jajka uwielbiam są pyszne, na miękko i twardo oraz pyszną jajecznicę z kiełbaską.