Spod jednej pokrywki
Kiedy nadchodzą ciepłe weekendy, kiedy ciągnie nas w plener, kuchenne prace nie mają dawnego powabu. Ale po to, aby weekendowy wypad na świeże powietrze był udany potrzeba także czegoś dla ciała, mianowicie smacznego posiłku.
Na weekendowe wyjazdy z natury rzeczy nadają się najlepiej proste dania, takie które wystarczy jedynie odgrzać, aby smacznie nakarmić rodzinę. Doskonale w takiej roli wypadają potrawy jednogarnkowe, owe tytułowe dania spod jednej pokrywki. Łatwo je zapakować, przewieźć i potem odgrzać.
Ich niebagatelną zaletą jest i to, że wszystkie składniki połączone w jednej potrawie oddają sobie nawzajem smaki, tworząc dzięki temu doskonałe, harmonijne a czasem zaskakujące, połączenia. Wystarczy do nich podać bagietkę, przywieziony z domy makaron czy jedynie ułożone malowniczo wszystkie dostępne warzywa pokapane majonezem i uczta gotowa.
Nie muszę dodawać, że o winie zapomnieć to grzech. Może więc być moje letnie ulubione rose pasujące do dań wszelakich lub lekkie, czerwone np. aromatyczny burgund. Jeśli zaś mamy na zbyciu więcej gotówki to można sięgnąć po białego burgunda lub (to niemal szczyt rozrzutności) białe Chateauxneuf-du-Pape.
A teraz moje propozycje. Dodajcie własne.
CIELĘCINA MARENGO
75 dag cielęciny bez kości (łopatka,szynka), 4 średnie pomidory, 2 duże cebule, 1 szklanka rosołu z kostki, 1 szklanka białego wina, 2 łyżki masła i 2 łyżki oleju,1,5 łyżki mąki, 2 ząbki czosnku, 20 dag pieczarek, 1 pęczek dymki, 1 łyżka cukru, szczypta ziół prowansalskich, sól, pieprz
Mięso pokroić w kostkę wielkości połowy pudełka zapałek. Rozgrzać masło z olejem, obsmażyć pokrojone mięso. Cebule drobno posiekać i dodać do mięsa, smażąc dalej, aż cebula nabierze złotego koloru. Posypać mąką, smażyć dalej aż i ona zbrązowieje. Dodać wówczas wino, zioła, obrane ze skórki pomidory, oba ząbki czosnku, sól, pieprz. Dusić mniej więcej godzinę.Tymczasem obrać dymkę, rozgrzać na patelni masło, wsypać do niego cukier, wrzucić dymki i poddusić je. Kiedy są podduszone wyjąć, na tym samym tłuszczu podsmażyć pokrojone w plasterki pieczarki.
Po godzinie duszenia mięsa, dodać do niego dymki z pieczarkami i jeszcze raz razem poddusić około kwadransa.
Potrawa jest szczególnie doskonała odgrzana,jako dodatek stosuje się jedynie grzanki (mogą być z tostera lub podsmażone na patelni na oleju lub maśle), albo świeżą bułkę.
PILAW BARANI
40 dag mięsa baraniego, 25 dag ryżu, 3 łyżki masłą, 2 cebule, ok.1/3 małęj łyżeczki ostrej papryki , sól pieprz.
Baraninę pokroić w niewielkie kawałki, podsmażyć na rozgrzanym maśle. Kiedy zaczyna się rumienić dodać posiekaną drobno cebulę i przykryć pokrywą na 2-3 minuty. Kiedy cebula stanie się miękka dolać dwie szklanki gorącej wody, dodać sól (mniej więcej 1 płaską łyżeczkę) oraz pieprz i ostrą paprykę.
Ryż wrzucić na wrzącą wodę na 2 minuty, po czym odcedzić.
W garnku lub sporym naczyniu do zapiekania ułożyć warstwę (mniej więcej połowę) ryżu, następnie wyłożyć całe mięso z cebulą, włożyć resztę ryżu, zalać pozostałym wywarem z mięsa i cebuli. Wstawić do piekarnika na godzinę.
Jeśli podaje się od razu po przyrządzeniu, trzeba czekać 10 minut, zanim odkryje się garnek po wyjęciu z piekarnika. Wówczas pilaw dobrze odejdzie od brzegów naczynia. Jeśli będzie odgrzewana należy przed odgrzaniem wlać ok.1/3 szklanki wody,można dodać do niej szczyptę soli. Grzać potrawę na niewielkim ogniu, aby nie przywarłą do dna. Jako dodatek stosuje się sos pomidorowy: 2 surowe pomidory zmiksować wraz z pestkami, pokrojoną drobno papryką solą i cukrem do, smaku. Sos powinien mieć konsystencję dość gęstą, jest to raczej puree niż sos, a zarazem stanowi dodatek warzywny.
WOŁOWINA PO BURGUNDZKU
60-70 dag mięsa wołowego bez kości, 2 łyżki masła i 2 łyżki oleju,1 spora marchew,1 duży pomidor, 1 cebula,1 ząbek czosnku, 2 łyżki mąki, 1 szklanka rosołu z kostki, 2 szklanki czerwonego wytrawnego wina, po 1/2 łyżeczki do kawy tymianku i bazylii, 25 dag możliwie niewielkich pieczarek, 1 pęczek dymki, 2 plasterki wędzonego boczku, 2 łyżki drobno posiekanej pietruszki.
Oliwę z masłem rozgrzać w płaskim rondlu, włożyć pokrojone w dużą kostkę mięso, razem obsmażać. Dodać posiekaną cebulę oraz pokrojoną w drobną kostkę marchew. Dodać mąkę, podsmażyć. Wlać wino, rosół, dodać zioła, sól i pieprz. Szczelnie przykryć i dusić około 30 minut.
Boczek pokrojony na drobne słupki podsmażyć, cebulki i pieczarki w całości podsmażyć na tłuszczu. Wszystko razem dodać do mięsa, dusić ponad pół godziny. Po ugotowaniu potrawę posypać siekaną zielona pietruszką.
Jako znakomity dodatek – pieczone w ognisku ziemniaki.
Komentarze
Zrazy cielęce w dziesięć minut.
„Pokrajać cilęcinę w cienkie plastry, jak na zrazy, zbić lekko, aby się zbytecznie nie rozleciały, posypać solą i pieprzem, włożyć w rondel w gotujące się, ale jeszcze nie rumiane masło. Gdy się zrumienią po obydwu stronach, wcisnąć trochę cytryny, wsypać tartej bułki, włożyć dla delikatności pół łyżki młodego masła, przykryć, 5 minut gotować na małym ogniu i wydać na stół.” Lucyna Ćwirciakiewiczowa „365 obiadów”.
Na dodatek proponuję (w plenerze) pomidory z cebulą i po szklance kwaśnej śmietany.
Pozdrawiam ciepło Pana Redaktora i Blogowiczów.
Smutno bez Pyry. Pyro, wracaj!!!
Latem upalnym ( takie tu zawsze) lubię wszystko na zimno, albo chłodnawo. Nie wiem dlaczego, ale cielęcina jakoś nie podnieca mnie, za delikatna i ma mało wyrazu, że tak powiem. Pewnie nie umiem tego przyrządzać.
tss,
często robię pomidory z cebulą plus sól i pieprz, oraz ze dwie łyżki kwaśnej śmietany do tego. A popijam maślanką lub kefirem 🙂
P.S. Fajnie brzmi „młode masło” 🙂
Troszkę nie na temat. Wczoraj umarł Bergman, dziś Antonioni – to ważne dla mnie postacie. Ich filmy poznałem w latach 70 -tych, w DKF – ie przy zapyziałym kinie w równie zapyziałym miasteczku na Dolnym Śląsku gdzie przeżyłem mlodość. Właściwie Dyskusyjny Klub Filmowy wcale nie był dyskusyjny. Na seanse chodziło kilku milczących maniaków kina, parki, które nie miały gdzie uprawiać seksu i sztajmesi z butelkami wina schowanymi po kieszeniach. Więc dyskusji nie było, po prostu kupowało się karnet i co sobotę można było obejrzeć ciekawe filmy. Teraz myślę, że do tego kina uciekałem przed skrzeczącymi realiami prowincji schyłkowego Gierka. Teraz gdy przypominam owo kino z twardymi siedzeniami to ogarnia mnie nostalgia a wspomnienie zapachu sali jest czarowne jak aromat pierwszej kobiety. No i problemy Bergmana i Antonioniego – wówczas jak z innej planety. Przecież wszyscy dookoła kolektywnie mościli w kolektywnej stabilizacji snując oderwane od realiów życia plany. Wkrótce zresztą te iluzje szlag trafił i wyszło, że Bergman i Antonioni mieli rację robiąc filmy o samotności, buncie i osaczeniu człowieka
Alicja.
Też nie jestem amatorką cielęciny, ale szło mi o dziesięć minut, a cytryna tę cielęcinę znacznie poprawia. Może można do niej dołożyć cienkie plastry boczku?
Za Ćwirciakiewiczowej do smażenia i nie tylko używano masła topionego i klarowanego, stąd „młode masło”, smakujące nawet uchu, dodawało smaku i zapachu potrawie. Jak mniemam, bo masła nie klarowałam dotąd.
Jednak masło lubię (jak i śmietanę), duszę w nim np mielone kotlety, w „młodym”, po czym te kotlety… uwielbiam. Za następnym razem zrobię je faszerowane za radą Pana Redaktora – grzybami. Będzie bosko.
Pozdrówka
ciąg dalszy, bo komentrz nie wiadomo czemu sam poleciał
…więc nie traciłem czasu godzinami kręcąc się na twardym krześle w kinie „Tatry”.
Pozdrawiam
Alicjo!
Rozmawiałam w niedzielę z Pyrą Młodszą- z pewnością postara się szybko o ponowny dostęp do internetu. Też za Pyrą tesknię, to serce naszego blogu.
Jeśli zaś o jedzenie a nie emocje, drodzy Blogowicze, chodzi to u mnie dziś będą faszerowane papryki. Ale dopiero wieczorem.
Z kulinarnym pozdrowieniem.
Cielecy sznycel (a la cwierczakiewiczowa wydaje sie znakomity), mlode ziemniaki i mloda marchewka sa kombinacja delikatna, ale b. smaczna.
W moim domu bilo to danie sznycel wieprzowy…
Te duszone kawalki miesa so latwo do odgrzania, ale dla mie pasuja one bardziej do zimnej pogody.
Dzisiaj wciaz „kupne” pierozki z serowym sosem. I zielona salata.
Pozdrawiam,
a.
Wojtek z Przytoka:
w ostatni weekend odszedl jeszcze Michel Serrault, wielki aktor francuskiego kina. Stara gwardia wykrusza sie powoli, ale nieublaganie.
Jesli juz mowa o kinie: w sobote obejzalem „No reservation” w Cat. Zet. Jones. Nie chodzi o nia, ale o temat: komedyjka milosna za kulisami wykwintnej restauracji francuskiej w NY. Pal szesc amory i schematyzm akcji, ale definitywnie nie nalezy tego filmu ogaldac na glodnego. Nowojorski Instytut Kuchni Francuskiej jako konsultant filmu zrobil swoje: dania pokazywane w tym filmie, a szczegolnie sposob ich prezentacji na talezu robia wrazenie. Haute cuisine, ze az sie chce jesc !
No iten balet w kuchni restauracyjnej, gdzie tyle dzieje sie, gdzie obowiazuje hierarchia (CZJ gra szefowa kuchni), gdzie wszystko musi byc zsynchronizowane.
Oczywiscie „No Reservation” to ani nie Bergman, ani nie Antonioni, ale dla samych walorow kulinarnych fimlmu – polecam,
Jacobsky
Jacobsky
Odchodzą wielcy, ale żeby nie było tak całkiem smutno to wyczytałem, że Belmondo – mimo iż schorowany i po wylewie – przygotowuje się do nowej roli. To jest witalność! A „No reservation” na pewno obejrze. Bez filmów usycham po prostu, tak mnie zainfekowało skutecznie kino „Tatry”
Pozdrawiam
Wojciechu,
a gdzie to kino „Tatry” było?
U mnie bylo po prostu „Kino” i pan J. do dziś mi wypomina, jak to musiał odsiedzieć „Sanatorium pod klepsydrą” na twardym krześle, a w kinie byliśmy tylko we dwoje.
Skoro na kino nam zeszło, łezka się kręci w oku, oglądając Cinema Paradiso Giuseppe Tornatore. To jest film o kinie.
Zauważcie, że optymizm nie popłaca, tych dwóch śledzienników czarnowidzących, Bergman i Antonioni, dożyli całkiem pięknego wieku 🙂
A Belmondo to najprzystojniejszy brzydal!
p.s. „Cinema Paradiso” powinno być w cudzych słowach 🙂
Alicjo
Kino Tatry bylo w Jeleniej Gorze. A w „Sanatorium pod klepsydrą” największe wrażenie zrobił na mnie (przed laty) biust Adeli. Grała ją bodajże Halina Kowalska. Oj snił mi się po nocach ten biust! Klimaty faktycznie jak z Cinema Paradiso.
Pozdrawiam
A „Uczta Babette”?
Mnie najbardziej rabnelo zeszloroczne odejscie Philippe Noiret. Pisze o nim, bo mial on wyjatkowy dar zycia, ktory mozan nazwac bon viviant, i ktory to dar potrafil przekazac na ekranie oraz w kontaktach z ludzmi. Kiedy na ekranie degustowal wino, to wiadomo bylo bez patrzenia na etykietke na butelce, ze to to grand cru. Kiedy delektowal sie jedzeniem, to widzom ciekla slinka. Kiedy Noiret mowil o koniach, to nawet sluchajac go przez radio nie trzeba bylo wielkiego wysilku, zeby zobaczyc oczyma wyobrazni to, co opisywal.
Wino, jedzenie, konie… Czego wiecej potrzeba ?
I „przepiórki w płatkach róży”? Nie jadłam, ale brzmi nieźle 😉
I jeszcze „The Cook The Thief His Wife & Her Lover” (Greenaway) – zadza, morderstwo, deser. Idealne na lato 😉
„Uczta Babette” jest przepiekna. A jeden z ostatnich filmow z Noiretem to „Il Postino”, w ktorym gral Pablo Nerude.
Czyli filmy o jedzeniu to „dwie rozkosze w jednym”, pod warunkiem, że pod ręką są orzechy/rodzynki/migdały w czekoladzie, a nie pauperski popkorn? 😉
Och, oglądałam „Ucztę Babette” ! Pięęęęęęęękny film!
Hm. Przydałoby się spiratować…
książka też pięęęęękna. Karen Blixen, geniuszka.
Coś Ty, Wojtek!
Ja ten film oglądałam dla Nowickiego! Biustu Adeli w ogóle nie zauważyłam, mam gdzieś ten film (ehum, spiratowany) w zbiorach, kiedyś zerknę. A pana J. do dzisiejszego dnia trzęsie na wspomnienie „Kina”, biusty biustami, nie zaproponuję mu wspólnego oglądania. Niech straci!
Powinnam dodać, że z pana J. był w latach 70-tych kinoman zapalony, zawsze mnie ciagał na wszystkie nowości we wrocławskich kinach. Nie zapomnę, jak poszliśmy na „Szczęki” najpierwsze – ja jak zwykle z drutami, bo dziergałam jakieś dwukolorowe tylko cuś (do dziś pamietam, co to było). Pamiętna scena pod wodą z łódką – jak wypada czaszka – druty wypadły mi z rąk 🙂
Wojtku z Przytoka,
bylam kiedys prawdziwa milosniczka DKF-u!! Az lza sie kreci za tamtymi filmami.Teraz przewazaja filmy typu „zabili go i uciekl”.Mam na szczescie mala namiastke takiego DKF -u, w Goudzie.Razem z mezem sponsorujemy Filmhuis( Dom Filmu),ktory ma ambicje prezentowania kina ambitnego i europejskiego.Nasze kino jest male.Miesci sie w starym budynku,ale co za przyjemnosc ogladanaia filmow w doborowym towarzystwie,prawdziwych milosnikow kina 😀
Dla mnie takim kultowym filmem jest polski film pt „Ksiezycowy pyl”,z Iga Cembrzynska w roli glowneja w rezyserii Kondriatiuka! Chyba nic nie pokrecilam? Film ten widzialam dwa razy,a chcialabym jeszcze i jeszcze…
A „Uczta Babette” super,ksiazka rowniez!! Chcialoby sie choc raz takich smakolykow poprobowac……
Pedze do kuchni.Dzisiaj makaron, pulpety w slodko-kwasno-warzywnym sosie.
Pozdrawiam.
Powinno wystarczyć!
…po Bergmannie i Serrault jeszcze Antonioni. Trzy zejścia w ciągu jednego tygodnia.
Oni, mam na myśli Wielkich Reżyserów to zaplanowali. Wyreżyserowali swoje życie do samego końca. A Antonioni marzył o tym o tym by odejść po Bergmanie. To na ich filmach się wychowywałem. Oboje z Basia podczas studiów i potem też byliśmy stałymi bywalcami DKF Zygzakiem. I stąd wywodzi się nasza przjaźń z wieloma ludźmi kina. Chciałem napisać „młodymi” a to takie same starce jak i ja.
Ci Dwaj to byli i wielcy artyści, i wielcy moraliści, a co najdziwniejsze wcale nie nudziarze (co moralistom często się zdarza). A w dodatku znawcy duszy kobiecej jak nikt inny w świecie. Żal!
Kondratiuk robił filmy dla Igi i „pod Igę”. Ostatni jego film to „Bar pod Młynkiem” z 2005 r. te same jak zawsze klimaty.
Z nowych bardzo lubię Jana Jakuba Kolskiego. Każdy jego film to po prostu poezja, a „Jańcio Wodnik” po prostu doskonały.
Wygląda na to, że nikomu niepotrzebne dyskusyjne kluby filmowe, a komercha typu „zabili go i uciekł” zwycięża, bo w końcu to nabija kasę. Do kina w dzisiejszych latach idzie się po łatwą rozrywkę, ludzie nie chcą ambitnej deprechy, spójrzmy prawdzie w oczy – komu potrzebny ból egzystencjalny, wspomniany parę dni temu? Moje pokolenie tarzało sie w tym bólu i mnie tak zostało 🙂
Wcięło mi poprzedni wpis, nie zdziwię sie, jak ukażą się dwa.
Starcy to po setce, Panie Piotrze (i to nie tej wypitej, tylko przeżytej!). Trzeba sobie zapracować na tytuł starca, do roboty!
Ale własnie, wysłałam poprzedni post i uświadomiłam sobie, że Jan Jakub Kolski zaczął stosunkowo niedawno swoją przygodę z kinem, ale przecież on tak jakby moje pokolenie, więc nie „młody”! No, przynajmniej nie pierwszej młodości!
W Uppsali jest takie kino:
http://www.slottsbio.com/
Jedno z najstarszych zachowanych w tym kraju. Bergman urodził się zaledwie kilkadziesiąt metrów stąd i w dzieciństwie bardzo często tu bywał – zarówno na sali jak i w kabinie projekcyjnej. N pięterku entuzjaści filmowi urządzili niewielkie muzeum. Jest tam kilka starych kamer używanych przy kręceniu filmów Bergmana, nieco kostiumów i temu podobne.
Kilka lat temu gościłem ekipę telewizyjną z Gdańska. Zaprowadziłem ich tam. Operator nie mógł się pozbierać – te kamery takie proste, obecność Mistrza taka namacalna.
Sala kinowa została gdzieś tak w 1996 roku pieczołowicie odrestaurowana, ludzie którzy wsparli to przedsięwzięcie finansowo mają fotele z „własnymi” tabliczkami.
Kino to zostało wpisane na listę zabytków architektonicznych. Odbywają się tam również pokazy filmów ambitniejszych.
Widziałen prapremierę (i chyba jedyny jak dotąd pokaz) „Sarabandy” w miejscowej telewizji. Dla tej telewizji była to zresztą produkcja.
Ludzie – co ja wam będę opowiadał….
Wybieram sie wlasnie na 60 urodziny na lesnej polanie i nie mam czasu na szczegoly, ale jak wroce, to Wam opowiem o moich wedrowkach z J.J. Kolskim po gorskich bezdrozach. A moze nawet napisze opowiadanie z kluczem 😉
I jeszcze film „Eat drink man woman” (nie znam polskiego tytulu)
http://trapico.se/apricot/sata_new/szarifindex.html
Andrzej Szyszkiwicz.
„Co ja Wam będę opowiadał?”
Miło byłoby gdyby jednak…
Nemo,
kto ma 60-te urodziny?
Ktokolwiek by to był – sto lat!
„Festin de Babette” dla mnie kultowy
Misiu ten konik, to co za jeden?
A.S. jednak opowiedz plz
Cos dziwnego dzieje sie z moim polaczeniem. Chcialem Wam napisac cos na temat paeli. Nie przyjmuje tekstu.
Dziwne
Pan Lulek
to ja napisze, danie z Hiszpanii paella Paella (4)
? recette pour 6 personnes ? Préparation:45 minutes ? Cuisson:40 minutes
2 gousse(s) Ail ? 400 g Blanc(s) de poulet ? 300 g Calamar(s) ? 100 g Chorizo ? 1 Cube(s) de bouillon de volaille ? 2 Dose(s) de safran ? 400 g Filet mignon de porc ? 6 Gambas ? 5 cuill?re(s) ? soupe Huile d’olive ? 6 Langoustine(s) ? 1 l Moules ? 2 Oignon(s) moyen(s) ? 250 g Petits pois ? écosser ? 1 Poivron(s) rouge(s) ? 1 Poivron(s) vert(s) ? 400 g Riz ? 2 Tomate(s) ?
Drodzy Kulinariusze!
Papryki nadziewane usatysfakcjonowały nasze podniebienia. W farszu udział wzięły:
kasza gryczana
cukinia
pomidory
natka pietruszki
jajka
masło bardzo wiejskie
odrobina czosnku
sól i pieprz.
Strasznie jesiennie w Poznaniu. Spać się chce- zmagam się z sobą i pracuję wytrwale.
@slawek
Ach, tyle tam znaków zapytania.
Zrobię po swojemu:
600g Reis
1 L Fischsuppe
12 St Garnelen
12 St Hummerschwänze
500 g Seeteufelfilet
200 g Tintenfisch
? St Zwiebel
6 Z Knoblauch
Bund Petersilie
1 TL Paprikapulver
1 TL Salz
5 EL Olivenöl
1 Pk Safran
Sauna tutaj, Marialko, 32C plus wilgoć, i ja zmagam się ze sobą i poruszam drutami w wełnie średniej grubości. A mówią, że ma być jeszcze cieplej! Chętnie się podzielę celsjuszami!
Pozdrów Pyrę, stęskniliśmy się za nią!
No to ja po polsku mimo, ze to hiszpańskie danie:
Paella Valenciana z owocami morza
Pół kurczaka (0,75 dag), 40 dag mieszanki owoców morza, 40 dag ryżu, 25 dag fasolki szparagowej, 20 dag fasoli Jaś, 10 dag pomidorów, 50 ml oliwy, 1 łyżeczka słodkiej papryki w proszku, szafran, sól, pieprz, 800 ml wody
Fasolę Jaś opłukać, zalać zimną wodą i moczyć 12 godzin. Ugotować w tej samej wodzie. Kurczaka umyć i pokroić na nieduże kawałki. Fasolkę szparagową opłukać, pomidory umyć, sparzyć wrzątkiem i obrać ze skórki. Pokroić. Na głębokiej patelni (są specjalne paeliery z dwoma uchami) rozgrzać oliwę i obsmażyć kurczaka z każdej strony. Potem zrobić to samo z owocami morza. Do mięsa i owoców morza dodać fasolkę szparagową i smażyć dalej 2-3 min. uzupełniając oliwę. Włożyć ugotowaną fasolę i pokrojone pomidory. Dodać paprykę i wymieszać. Powoli sypać ryż mieszając drewnianą łyżką. Dodać sól i szafran i pieprz. Zalać wodą, doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień i nie mieszać. Gotować nie dłużej niż 20 min. Odstawić na 5 min. Podawać na paelierze lub patelni.
Żarty, żartami ale mi tęskno do Pyry. Coś zbyt długo trwa ta przerwa. Ja nawet na urlopie nie mogę bez Was wytrzymać. A tu?…
O, Gospodarz też się od nas uzależnił ? A to draka 🙂
A może stanęła okoniem?
Zadzwonię do Pyry jutro, powtórzę- jestem skłonna nawet z komputera do telefonu czytać ( tego jeszcze nie było). Teraz przed zatelefonowaniem powstrzymam się, może już śpi?
Pewnie, że tęskno do niej. To serce naszego blogu.
Myślę, że brak komputera Pyrze i Młodszej Pyrze doskwiera i szybko zorganizują uczonego naprawiacza.
Idę pracować umysłem. A co mi tam, potrenuję trochę.
Komputer jej wysiadł. Okoń z uchem czy bez nie ma nic do tego (mam nadzieję).
A ucho to miało byc od śledzia….
Pyra o dziewiatej śpi?! Zartujesz, Marialko!
Przyjemnej pracy umysłowej, ja robie przerwę i dzwonie do Tereski od grzybów na Pomorzu.
Wiesz, Alicjo, nie mam jeszcze rozpracowanego stylu życia Pyry. Pasuje mi co prawda do niej siedzenie do późna ale dziś wyjątkowo sennie od samego rana.
Na talerzu obok cykoria. Zaraz odciągnę D. od lektury.
http://www.matka-kurka.net/post/?p=873
Tereska Grzybowa na Pomorzu lamentuje, listopad, powiada! Ustalałyśmy daty przylotów, odbiorów i tak dalej, oraz plany, plany na wrzesień, jego druga połowę, a potem na pazdziernik, bo Młodzi odfruną ostatnim wrześniem, a my zostaniemy na mimozami jesień się zaczyna ze dwa tygodnie dłużej. A co! Złotawa, krucha i mi-iiła!
Pyrko, badz
widzisz sama jak wszyscy tesknote leja na blog
Arkadiusz, tintenfisch? w paelli?, ale to pewnie tak jak z bigosem, kazdy kladzie, co mu pasi, a tu tez Pan Piotr, proponuje wersje z fasolka szparagowa, pewnie to dziala, odkrywam i przeteszcze
Misiu, niezle mnie rozbawiles tym Gomulkom! dobrze, ze przepisy kulinarne sa latwiejsze do rozszyfrowania
Witam,
DKF cały czas miewa się dobrze. To jest właściwie jedyna możliwość obejrzenia dobrego filmu w kinie usadowionym w małej miejscowości.
Czasami zabieram mojego młodziutkiego brata na DKF, coby obejrzał sobie jakąś europejską produkcję. Pewnego razu wziął ze sobą paczkę chipsów i ,na szczęście, nawet jej nie otworzył. Cisza i skupienie panujące w sali kinowej mu to uniemożliwiły (zaznaczam, że na te seanse chodzi spora grupa ludzi), zresztą sam też oglądał film z zainteresowaniem.
pozdrawiam
Alicjo, to Ty jestes ta, dziewczyna? ktora z Jezem na seanse wychodzila
zamiast chipsow cos tam tkalas az do „Szczek”, drzenie Jeza w platkach rozy umiescilas, oplatalas, zabajalas, ach ten wdziek
dla mnie DKF byl w kinie „Przewodnik” uczeszczalem skrupulatnie,
dzis dali w tv „cage aux folles n° 2” z Serrault w roli Albin, pychota
Okon juz chyba wie, co to paella. Tutaj jeszcze obrazki, jak gotowac.
http://www.lapaella.net/paella-valenciana/receta-paella-valenciana1.aspx
tss,
czemu nie – opowiem:
Czy ktoś jeszcze pamięta polski Teatr Telewizji z lat sześćdziesiątych?
W poniedziałki. Spektakle które oglądało się z zapartym tchem i o których rozmawiało się na przerwach w szkole we wtorek?
Ja do dziś pamiętam przedstawienie „Eurydyki” Anouilha z 1968 z Władysławem Kowalskim w roli Orfeusza.
Takie właśnie wrażenie zrobiła na mnie „Sarabanda”. Długo zapowiadana, długo oczekiwana jako wydarzenie. Czwórka zaledwie aktorów, choć trójka z nich to tuzy niebylejakie a do tego fantastyczna debiutantka.
Metoda teatralna jak w tym dawnym dobrym teatrze Telewizji choć technika o nieeeeeebo lepsza (HDTV).
Siedziałem jak przyklejony do telewizora. Do dziś pod wrażeniem.
Eeee, rozpisałem się w tonie nazbyt chyba osobistym…
P.S.
Za grosz nie pamiętam, co oni tam jedli, bo jedli na pewno a tu blog kulinarny.
Teatr Telewizji, nie tylko z lat 60-tych, to bylo COS. Doborowi aktorzy, doskonali rezyserzy, repertuar znakomity. Oczywiscie zdarzaly sie „kiksy” lecz rzadko. Teatr ze szklanego pudelka w domu mial liczna widownie i wielu z niecierpliwoscia oczekiwalo poniedzialkowych wieczorow. Podobnie rzecz sie miala z Kobra. Inny gatunek lecz nie znaczy ze gorszy.
Odnosnie tematyki: znalazlam calkiem niezle opracowana strone, polecam
http://ww6.tvp.pl/6232.dzialy
Gdzies po glowie sie kolacze wspaniala (kolejna) rola Ireny Kwiatkowskiej. Ciotka bodajze Agata. Parzyla „cudownej mocy” herbatki (z torebek) o roznych smakach. Po kolejnym parzeniu wieszala torebke na zewnatrz. Gosci zawsze pytala: „mocna czy slaba”. Reszty sie chyba domyslacie.
Pozdrowienia z krainy Oz
Echidna
Alicjo,
Jak Ciem mowiem ze masz talenta, nie bondz skromnom (to taki specjalny zabieg dysortograficzny cobys usmiechnela sie do mnie) i przyznaj, ze masz zlote paluszki i artystczna dusze. O czym oczywiscie doskonale wiemy.
Male pytanko nie a props kulinarnych dobrodziejstw (o tym za chwile). Czy probowalas innych technik? Tkactwo np. I czy pokusilabys sie na wyczarowanie Aurory Borealis – takiej jak ja widac na fotokopii z gazety? Bo choc to tylko kopia, z ziarnem itp, to kolory dosc interesujace.
A teraz kulinarnie dla odmiany i dla zachowania charakteru naszego kulinarnego blogowiska. Mowisz (och, przepraszam – piszesz), ze nie przepadasz za cielecina bo nijaka w smaku. Sprobuj dodac do pieczeni np odrobine wiecej przypraw (polecam szczegolnie czosnek), zmaceruj czas jakis, a nabierze smaku. Czy probowalas „sznycel parmagana”? Jesli nie krotka instrukcja, jesli tak moze kto inny z niej skorzysta.
2 sznycle cielece dokladnie podbic tluczkiem (najlepiej pomiedzy cienka folia plastikowa, coby nie uszkodzic miesa), oproszyc szczypta soli, obtoczyc w panierce: maka, jajko, bulka tarta. Smazyc szybko na zloty kolor (okolo 2-3 minut). Ulozyc na talerzu, polac pikantnym sosem pomidorowym i posypac startym na tarce (male otwory) serem parmagana. Podawac z frytkami i szopska salatka. Czerwone w kieliszku – wskazane.
PS – moja szopska salata to: pomidory pokrojone w nieregularne czastki, takoz czerwona papryka, do tego polplasterki deserowej cebuli, Wszystko wymieszac w 2 lyzkach oliwki z i 1 lyzce octu. Suto posypac bulgarska feta (ta slona).
Echidna
Opps
Mialo bys 1 lyzce octu. A ilosc sznycli liczyc na ilosc gosci i inszych glodomorkow.
Echidna
Andrzej Szyszkiewicz.
Dziękuję. Ja również obowiązkowo oglądałam Teatr Telewizji. Dziś też oglądałabym z przyjemnością…
Stacji masa, oferta – szkoda mówić. Daniel Passent pisał o przekonaniach pani Niny terentiew, które po programach sądząc nie są odosobnione, choć moim zdaniem – żenujące.
Mam nadzieję, że to się zmieni! Że znowu będzie po co włączyć telewizor.
Pozdrawiam serdecznie, tss