Zgadnij co gotujemy(48)
Zacznijmy od nagrody. Dziś będzie to książka Barbary ?Kuchnia dla singli? wydana przez Nowy Świat. Cieszy się ona niesłabnącym powodzeniem nie tylko wśród osób prowadzących jednoosobowe gospodarstwa ale także i innych. Autorka bowiem nie ukrywa , że – w odróżnieniu ode mnie – nie lubi zbyt długo przebywać w kuchni i poleca przepisy realizowane w ciągu bardzo krótkiego czasu. Moim zdaniem w ten sposób premiuje kulinarnych leniuchów. Czas gotowania jest bowiem dla mnie nagrodą a nie karą. Choć oczywiście znam czynności jeszcze przyjemniejsze niż gotowanie. Najczęściej wymagają one jednak znacznie większego wysiłku a i sukces nie zawsze jest tak pewny.
Nagroda wymaga adekwatnego wysiłku intelektualnego. Pytania będą więc dostosowane do tematu. Oto one:
1. Koper włoski – jarzyna coraz częściej przywracana na nasze stoły – znany jest w świecie też pod inną nazwą, jaką?
2. Neapolitanka to ciasteczko, zupa czy wesoła panienka spod Wezuwiusza?
3. Cieciorka znana jest także pod inna nazwą, jaką?
Wystarczy teraz jak najszybciej wysłać odpowiedzi (oczywiście prawidłowe) na adres internet@polityka.com.pl i już będziecie właścicielami książki wydanej przez Nowy Świat z autografami i dedykacją. Czekam na odpowiedzi.
Komentarze
Nic nie mówię, bo wszystkie odpowiedzi znam, a wokół mnie szaleją tornada.
Moze nie neapolitanka, ale panienka nadjeziorna jezdem.
A co tak wcześnie ta zagadka?! Toż ja musiałam wyczekiwać do bladego świtu na pytania! Cholera, a tej książki jeszcze nie mam, a skoro nareszcie o mojej podwieczornej porze, to odpowiem, co mi tam! 🙂
Tornada, a propos, przeszły bokiem i dołem.
W poprzednim watku byl spor o deglese. Skoro mamy setki innych obcych slow w polskiej kuchni, a to kucharze uzywaja od lat, zwlaszcza do sosow, kiedy robi sie redukcje wina, dlaczego zwalczac ?
Leche – hiszpanskie „mleko”. Czy to laczy sie z lecho, o ktorym mowa?
Okoniu,
leczo to potrawa węgierska. Pparyka, pomidory, cebula, plus co komu pasuje.
*Papryka*
A czy my coś zwalczamy? Wręcz przeciwnie, propagujemy !!!
Arkadiusu,
nie dalej jak parę godzin temu rozprawialiśmy na temat, co nam podsyłają , jako absolutnie świetne warzywo, o właściwościach i tak dalej.
Godzine temu oglądnęłam „prime time news” NBC, odwołali, że pomidory (lycopine) chronią przed rakiem. Trzeba być idiotą, żeby kupować coś w kapsułce, bo to „niby” ma cię chronić przed jakąś chorobą. Pomidorami zażeram się jak jabłkami od dziecka, bo po prostu je lubię. A co one robią dobrego, to drugorzędne w moim smakowym myśleniu 🙂
Jak już Alicja zagadkę rozwiązała, to ja nie muszę. Dobrze, że Cię te tornada ominęły, ale komuś się i tak dostało. U nas dzisiaj trochę słoneczka, burze i deszcz zapowiadane dopiero w drugiej połowie dnia. Lipiec udowadnia, że przypada na niego w Polsce pora deszczowa, a red. Miecugow nawiązując do nazwiska b. ministra sportu żartował wczoraj, że pogoda fatalna bo Lipiec został odwołany.Preczytam teraz ze dwie gazety one line i idę po cukier, a potem do roboty w przetwórni domowej. Na blog zajrzę w porze obiadowej, a potem dopiero wieczorem. Mam napad pracowitości. To na razie
Oho! Sprawa jasna- spóźniłam się.
Zaraz wybieram się na rynek i kupię, Alicjo, i pomidory i paprykę i bób i co tam jeszcze piękne będzie. Zupełnie nezależnie od tego kogo przed czym uchronić mają.
Mam też od wczoraj nowości- tłoczone na zimno oleje, sezamowy i lniany, będzie pysznie.
Czego już z rana wszystkim życzę.
Ja też życzę wszystkim pysznego dnia i udaję się do obowiązków. Swoją drogą, Gospodarz coraz częściej nas zaskakuje- a to biega po ogrodzie w stroju adamowym, a to zagadki zadaje o północy. Może to i dobrze, bo szansa dla tych zza Wielkiej Wody. Muszę lecieć, pozdrawiam.
Wcale nie jest powiedziane, że ja rozwiązałam prawidłowo, być może tak mi się tylko wydaje! Tornada mnie ominęły, ale jest taka zawiesina w powietrzu, że oddychać ciężko, pospałam parę godzin i zdaje się, że na tym koniec. No masz, Pyra ma napad pracowitości! A ja? Klientka wczoraj nadała mi zamówienie, na co ja, że owszem, ale niech mi powie, na kiedy potrzebuje, bo ja w kierunku wełny nie spojrzę wcześniej, niż jak pogoda się radykalnie zmieni. Na szczęście mam miesiąc czasu.
Kanadyjczykowi nie dogodzisz (pewnie Lena i Ania Z. zgodzą się ze mną) – zima ciężka, lato za gorące. Albo walonki, albo nago (jak Adamczewski w stroju adamowym). Idę poczytać gazety online, choć to niebezpieczne.
Droga Alicjo(kanadyjska), niestety burza nie pomogła. Zaraz sie Pani przekona, że jedna odpowiedź „skuszona”. Książkę Basi „Kuchnia dla singli” zdobyła też Alicja ale chyba nie zza oceanu. Pani Alicja Sachajko odpowiedziała, że: koper włoski to fenkuł, neapolitanka to zupa a cieciorka inaczej zwana jest grochem włoskim. Gratulacje! Książka z autografami znajdzie sie na poczcie po ustaleniu adresu, na który trzeba ja wysłać. Kolejna zabawa = za tydzień.
Dziś zaś mam pytanie nie konkursowe. Szukam odpowiedzi i nie mogę jej znalęźć, ale wierzę w głęboką wiedzą przyjaciół z blogu. Otóż kupiłem metalowe „mydełko” do rąk czyli przedmiot w kształcie mydła służący do tarcia rąk gdy skóra przesączona jest zapachem czosnku lub ryb czy owoców morza. Po kilku potarciach pod bieżącą wodą – zapach znika. A metalowe „mydełko” nadal jest do użytku. Dodam, że przedmiot ten nie jest niczym nasączony i niczym nie pachnie. Jak więc to działa?
Jak książka poszła do Sachajkowej, to absolutnie nie mam za złe 🙂 Moje najszczersze gratulacje!
Cieciórka to – upieram się jednak – ciecierzyca!!! Tak że ja też odpowiedziałam prawidłowo, nie wmawiać mi tu, a że Wy jakimś włoskim grochem to nazywacie, to juz trudno! Proszę o precyzyjniejsze pytania następnym razem, bo tu o moją reputację chodzi! Cheek peas. Ciecierzyca. Cieciórka! Włoski groch?! Proszę mi tu nie ściemniać!
Hm. A to ciekawe. A napisane chociaż, co za metal? Może w tym jest pies pogrzebany. A gładkie to-to, czy jak tarka? Puste w środku?
Wszelkie zapachy doskonale usuwa zwykła soda, wczoraj miałam kłopot, bo zabrakło mi słoika do konfitur, a jedyny pod ręką był po marynowanej ostrej papryce. Wsypałam garść sody, do tego woda, postało godzinę – wypłukałam i zapach marynaty zniknął.
Każde z nas ma rację i to jest najfajniejsze w sporach. Fakt, ze pytanie nie było precyzyjne ale teraz taka pora. Nic precyzyjnie , wszystko dwuznacznie. Ciec orka, ciecierzyca i grochżwłoski to ten sam czort. O cholera! Niechcący wlazłem na pole zastrzezone dla polityków. Ale co za sens byłby zadawać pytanie, na które już niemal dokładnie się odpowiedziało?
A mój przedmiot do zmywania zapachów jest błyszczący, gładki, śliski wręcz i ciężkawy czyli w środku wypełniony. Pewnie Nemo mi pomoże!?
Ja troche googlałam, ale nic nie znalazłam. Nemo chyba gdzieś w podróży. Bardzo mnie to zaintrygowało, bo co to za cholera może być? A nuż-widelec jakiś meteoryt, tylko one raczej ciężkie…
Myślę, że to nikiel ze stali nierdzewnej, Panie Piotrze, ba ! Jestem prawie pewna. Nie wiem jedynie w jakim mechaniźmie działa. Utlenia? Redukuje? Ha!
Panie Piotrze, odnosnie mydla z blachy, moje podejzenie idzie w strone mikroporowatosci niewidocznej na oko, technologia produkcji pewnie jakas kosmiczna, ale dziala pewnie tak jak wegiel aktywny, nanokapilara zassie wszystko razem z zapachem
No masz. Straszą nanokapilarami z rana. Jak można?!
A to bolesne?
Alicjo
Dzięki za wodę sodową 🙂 bo ciągle mam problem ze słoikami . Zrobione dżemy rozdaję na lewo i prawo i brakuje słoików . Ze szkła zapach znika a na zakrętkach pozostaje nawet po wygotowaniu .
A diabli wiedzą, czy bolesne, na wszelki wypadek się boję! Sławek powiedział, że zassie wszystko – czarna dziura, czy co?! Strach sie bać!
Misiu 2, a głupiś (ekskjuzże mła), że głowa boli. Zapodaj ludziom, że na prawo i lewo te dżemy i konfitury, ale niech do Ciebie znoszą słoiki, wysterylizowane, czyściutkie, i jeszcze pocałowanie ręki!
Z zakrętkami soda też działa, sprawdziłam, nasyp kapkę, do tego woda, niech postoi. Jakieś nanokapilary będą tutaj propagować… wrzucisz parę takich w zakrętkę i Ci zakrętkę wessie Bóg wie gdzie, lepiej trzymaj się sody, Misiu!
No popatrz, soda… a ja otwarłam słoik z kompotem wiśniowym kiedyś i smakował jak trzeba, ale pachniał jak ogórki kiszone. A przecież słoiki myję starannie – raz, kiedy puste odstawiam i drugi raz kiedy biorę do nowego przetworu. Człowiek się stale uczy. Wiśni zostało mi jeszcze z 5 kg. Jeżeli sąsiad rozwali moją kłódkę w piwnicy (klucze zgubiłyśmy) i dostenę się do słoików, to resztę też przerobię na kompot, a jeżeli nie, to uparuję soku. Na obiad będą gotowe, kupne pierogi, bo nie ma ani miejsca w kuchni, ani czasu, ani ochoty. To do wieczora.
czarna dziura, to byla Jolki Bobek, ale ta chyba miala inna specjalizacje w zasysaniu
Czegos takiego jeszcze nie jadlem.
Wczoraj zabralem Panie GaPa na drobniutkie zakupy i ona kupila wiaderko plastikowe, pelne mlodych, juz naszych, ziemniakow. Wiaderko przyda sie w gospodarstwie ale to co ona zrobila z tych ziemniakow przechodzi ludzkie pojecie. Najpierw trzeba podrumienic drobno pokrojona cebulke. Na zloty kolor. Oczyszczone ziemniaki trze sie na tarce ale o roznych sitkach, tak, ze konsystencja jest mieszana. Drobne grudki mlodych ziemniakow. Maka pszenna do smaku, sol, pieprz jakies inne przyprawy. Patelnia goraca, ta najstarsza, olej rzepakowy bez cholesterolu. Malutkie placuszki, palce lizac. Kilka lat nie jadlem. Do tego, w domu robione Zaziki na grecka modle. O tyle lepsze, ze ona nigdy w Grecji nie byla. Maja te placki rozne smakolyki pod soba. Pikantne, ale nie tak jak kazania ksiedzy Rydzyka. Zupelnie zjadliwe i w gebie pozostaje niebianski posmak. Sezon kartoflany rozpoczety. Polityczny na calego. Co tez napisze Polityka.
Pan Lulek
Sławek,
co Ty masz za myśli nieuczesane? Ja mówię o czarnej dziurze w wymiarze astronomicznym (tak jest, wszechświat i te sprawy!), a nie jakieś tam Jolki wyspecjalizowane.
Panie Lulku,
to się u nas nazywa hush-brown. Te placuszki, nie kazania.
ja tylko kosmologie do ludzkiego wymiaru i zastosowania chcialem sprowadzic, bo jak juz wymyslili zelazne mydlo, to jak tu sie w tym wszystkim polapac?, jesli nie powrotem do zrodel,
Pan Lulek, ten to ma farta, no i jeszcze wiaderko sie przyda, nirwana jakas, czy co?
Zapachy jako ciała lotne same się ulotnią. Po takich delikatesach/ kupowanych od kłusowników, ha, ha, ha/ o jakich Gospodarz pisze, łap swoich nie myję. Toć to zapach czystości i jest jeszcze go tyle co na lekarstwo. A i panienki spod Wezuwiusza tych łapsk nie odpychały.
Uważam sławka sformułowanie za bardzo trafne/bliskie rozwiązania zagadki/ i choć kojarzyć się może z architekturą to używają go również architekci dusz.
Alicjo,
Widze, ze sie „wytapiasz” jak ja. Czekam z utesknieniem na zapowiadane
burze, ale obchodza Mississauga boczkiem, boczkiem.
Co dzisiaj na obiadek?
Tez mam ten wynalazek rak ipytanie jak to dziala.
Faktycznie wyglada jak UFO i jest bardzo gladkie..
Lena, woda z lodem i cytryną na obiad! Popatruję na accuweather.com i widzę, że Ty już o deszczu nie masz co marzyć, a u mnie może, bardzo być może coś spadnie, według radaru – w ciagu jakiejś godziny.
Ciekawam, czy po tym się ochłodzi. Odetchnąć by się chciało! W każdym razie to, co u Ciebie, dojdzie do mnie.
A propos wynalazku – ludzie, czy Wy nie czytacie, co kupujecie?! A jak to faktycznie jakieś zasysające wszystko nanokapilary?! Miejcie się na baczności 🙂
Jeszcze raz o jajkach i to nie byle jakich.
Lecz o byczych jajach. Podawali je jako regionalną potrawę w Presovie w karczmie Zlotyj Bażant. Krzywiłem twarz przy pierwszym załadunku, ale popychane wspaniałym piwem Zlotyj Bażant/14-stka/ przybierały na smaku.
Ty mi byczymi jajami nie zaimponujesz, Arkadiusu. Córka weterynarzy widziała to i owo. Nie, nie próbowała. Widząc operację (niejedną), nie mogłaby. Nie wiem, czy coś się zmieniło od tamtych czasów, ale dla mnie, dziecka, to wyglądało na straszną torturę, kastracja byków, świń i tak dalej. Doskonale rozumiem, dlaczego tak powinno być. Tata tłumaczył, że to ból-błysk. Może. Ja pamiętam zwierzęta przysiadające z bólu, niechby to i był błysk. Nie dało sie mnie przegonić sprzed ekranu, bo mieszkałam w Lecznicy Zwierząt, gdzie co rusz jakieś zwierzęta się pojawiały na przeróżne zabiegi. Także i kastrację, którą rutynowo robiło się przy okazji dorocznego szczepienia świń przeciw różycy, a jak ktoś pominął, to przychodził do Lecznicy. A niektórzy z tych kastrujacych smażyli sobie pózniej z cebulką… Nie, nie mój Tata.
Takie wspomnienie.