Tomasz J. i martwy lin
W kanale KuchniaTV, który jak wiem sporo z nas ogląda, rozpoczyna się nowa seria zatytułowana „Jakubiak w sezonie”. Obejrzałem odcinek pilotażowy i z czystym sumieniem polecam go innym.
Tomasz Jakubiak to młody (nie ma jeszcze 30 lat) kucharz z pasją. Podobno gotował w kilku renomowanych restauracjach a od pewnego czasu zajmuje się popularyzacją kuchni bardzo mi sympatycznej czyli slow foodowej. Używa głównie produktów sezonowych i to z bliskiego otoczenia. Nie jest jednak w tej mierze zbyt przesadny. Można więc zobaczyć jak używa kminu rzymskiego (w postaci mielonej to też i moja ulubiona przyprawa) czy sambal oelek.
Jakubiak często też prowadzi warsztaty i pokazy kulinarne a także – co chwalę najbardziej – uczy dzieci gotowania i zaznajamia je z naszymi polskimi (czy raczej regionalnymi) smakami. Czyli bratnia dusza.
W pierwszym odcinku Tomasz J. łowił i smażył ryby. Były to wiosenne leszcze oraz liny. Dania przyrządzane szybko, sprawnie i z profesjonalną wprawą wyglądały pysznie. Mam nadzieję, że tak też smakowały. Pewności nabiorę gdy skorzystam z pokazywanych przepisów.
Mam jednak i krytyczną uwagę. Kamera telewizyjna dokładnie wszystko rejestruje a uważny widz łatwo kiksy dostrzeże. Nie należało udawać, że piękny lin jest złowiony przez głównego bohatera filmu. Lin bowiem to waleczna ryba, nie daje się tak łatwo wyciągnąć z wody a do tego gdy jest żywy to oddycha. Ten filmowy był pewnie świeży ale żywy to przestał być już parę godzin przed zdjęciami. Uważam jednak, że to wpadka realizatora a nie kucharza.
Zresztą obejrzyjcie tę serię sami. W soboty o 15.00
Komentarze
W filmach fabularnych bywają sceny łowienia ryb, ale te stworzenia wyciągane z wody są na ogół już dawno zdechłe 🙁 Niekiedy aktor przynajmniej trochę symuluje miotanie się pstrąga, który smutno zwisa z haczyka, prosty jak struna 🙄
oglądałam przelotnie .. facet sympatyczny tylko jakiś za szybki na ekranie .. wolę wolniejsze kawałki..
nemo ale my aktywne dziś .. 😀 … do wieczora zatem ..
Jolinku,
pięknego dnia Ci życzę 🙂
Wszystko z tego wczesnego zasypiania… 🙄
nemo nawzajem.. 🙂 .. i reszcie też … 😀
Ruszylo dzisiaj jak sie wczoraj skonczylo, rybami.
Lin jak lin, ryba skryta i niewidoczna prawie, nie pcha sie na pierwszy plan, za to sielawa fotogeniczna nawet post hum.
Nemo, wcale to nie latwe z ta sieja i sielawa. Polska wiki wymienia 60 podobnych podgatunkow. To wiec nie tak jak jak u klasyka nauki wedkowania, Wyganowskiego, od ktorego ja sie jeszcze uczylem jako chlopie. Tam byla mowa tylko o sieji i sielawie, a jedna bywala znacznie wieksza od drugiej i dla speca nie bylo (podobno) problemow z ich odroznianiem. Nabiore tu pokory ktorej i Plackowi radze, co to mnie wczoraj byl przylapal na tej klasycznej pomylce.
A inna sprawa to, czy ta ryba pod mostem w Gizycku, ta z korona i na lancuchu, to sieja czy sielawa byla?
A tak, pieknego dnia jeszcze wszystkim!
Od wczoraj mam kłopoty z internetem – dobrze przynajmniej, że nie z komputerem. Bywają całe godziny kiedy to ukazuje się ikonka „bardzo niska siła sygnału” i rób co chcesz – stronki nie zmienisz, postu nie wyślesz. Na dodatek chciałam wczoraj opowiedzieć anegdotkę, jak to Synuś przyszedł do matki z prezentem świętomatkowym i nijak nie mogłam tego opublikować. Dzisiaj rano domyśliłam się dlaczego : otóż prezent miał na etykiecie „cas – s -is staropolskie” No i Łotr doszedł do wniosku, że jakieś świństwa Pyra wypisuje. A Pyra tylko wypiła świństwa pół kielonka. Śliczna, smukła ciemna butelka, opatrzona taką eytkietą została mi wręczona razem z metrową różą „Mama, lubisz czerwone” No, lubię. Ale z taką nazwą? Z mocą 14%? Jak nalewka to 32-37%, , jak likier to co najmniej 55%. Wszystko wytłumaczyła kontretykieta : „Wino owocowe, naturalne, aromatyzowane, o smaku czarnej porzeczki”. Zgadza się – nigdy nie miałam w ustach niczego bardziej czarnoporzeczkowego – łącznie z czarnymi porzeczkami. Smak początkowo słodkawy, po chwili wali kwasem na potęgę. „Mama, dobre?” „Dobre, Synku, dobre”. Synuś poleciał do roboty, a Pyra do apteczki po rapacholin – taką gorycz czułam w ustach jeszcze dwie godziny. Przeżyłam.
Pyro,
niemiecka norma dla likieru to co najmniej 25 proc. alkoholu. Cas sis de Dijon zawiera 16-22 proc. i dopiero orzeczenie Trybunału Europejskiego wymusiło dopuszczenie go na rynki poza Francją.
Ten Twój porzeczkowy „jabol” jest więc dość blisko oryginału 😉 Dodaj cukru i szampana i będzie kir royal 🙂
Owocowe, aromatyzowane, podawać schłodzone
jabol jak jabol – ja bym wypila
Producent zachwala podobne:
„To naturalne, polskie wino owocowe o niepowtarzalnym smaku i aromacie. W smaku mocno wyczuwalna goryczka chrakterystyczna dla owoców czarnej porzeczki. Może być serwowane osobno, bądź jako składnik koktajli sporządzonych z dodatkiem pomarańczy, lodem oraz winiakiem.”
ja bym pila takie jakie jest
zeby dziecku przykrosci nie robic
Pyra zachowała się właściwie i dziecku przykrości nie sprawiła. Mam rylko nadzieję, że po wypiciu nie rozpromieniła się zbyt entuzjastycznie, bo teraz będzie dostawać to częściej.
– Masz, mamo. Twoje ulubione 😀
U mnie na dworze wreszcie pięknie tj. ponuro, zimno i pada 😀
Wczoraj mnie tu nie było ale wszystkim Mamom dedykuję piosenkę którą dostałam z Paryża meilowo od swojego dziecka 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=5zVWsMxgkHI
pozdrawiam
Dzieci okazują swoją miłość,jak mogą.
Oto moje wczorajsze świąteczne danie.Z całą pewnością nie było wyrafinowane,ani dietetyczne,ale PYSZNE 🙂
https://picasaweb.google.com/lh/photo/r98ANWDTD5mCHexDhp8FTKX15ZL2Zgzur9MMVUNCgPU?feat=email
I jeszcze deser.Dzisiaj okazał się zupełnie niejadalny, stwardniał na kamień 🙁
https://picasaweb.google.com/lh/photo/biUEPoneJ9srs8oLJc2FJqX15ZL2Zgzur9MMVUNCgPU?feat=email
Ciężkie czasy nastały. Problemy rodzinne i inne. Czasu juz na nic nie starcza. We wtorek o świcie wylot na urlop. Oby choc pogoda dopisała, bo w Glasgow potrafi lac niemiłosiernie. Doświadczeń gastronomicznych chyba nie przeprowadzimy wielu, choć Bourdain poleca to i owo. Na pewno spróbujemy haggisa. Mnie osobiście intryguje Cullen Skink. Głównie ze względu na podstawowy składnik zupy czyli Finnan Haddie unieśmiertelnione w piosence „My Heart Belongs to Daddy”.
Witam – tu dzisiaj upalnie od rana, psy urządziły leżakowanie pod drzewem dla nabrania sił przed powrotem z długiego spaceru 🙂
Danuśko, smakowity odcień tej miłości, podoba mi się. A że deser nieco stwardniał, nikt nie jest doskonały, najlepszemu kucharzowi się zdarza 🙂
Z Dijon mam bardzo miłe wspomnienia, tu załączam malutki spacerek jeśli kto ma ochotę http://wyborcza.pl/1,90888,5042164.html
mialam kiedys musztarde z Dijon ale mi sie gdzies zapodziala
Barbaro-ten deser nie stwardniał „nieco”.On dzisiaj nadaje się tylko do wyrzucenia.No cóż, nie od razu gwiazdki Michelina przyznano 😉
Sądzę,że Alina mogłaby nam jeszcze dorzucić jeszcze to i owo o Dijon,
ale urlopuje.
A na pewno na pewno pisze się osobno :ooops: (podpis pod zdjęciem)
Stanisławie – ciekawego urlopu. W kuchni szkockiej jest parę ciekawostek, które z daleka wyglądają całkiem przyjemnie.
A u nas rodzinny kłopot – właśnie się dowiedziałam, że mąż wnuczki doznał wczoraj skomplikowanego złamania (chyba ręki? Jeszcze mają zadzwonić, ja nawet nie spytałam z wrażenia) w każdym razie kość połamana z odpryskami. Za 10 dni zapadnie decyzja, czy potrzebny będzie zabieg chirurgiczny, czy umiejscowienie wystarczy. Moja wnusia i jej rodzina dostarczają nam nieustannie atrakcji do upojenia.
Danuśka,
deser, który się nie daje ugryźć, jest dla dbających o linię idealny 😀
Nemo- jasne 😀
Taki deser to,jak bukiet kwiatów na stole- cieszy oko i nos (w tym wypadku pachniał cynamonem).
Pyro 🙁
Dzień dobry Szampaństwu.
Stanisławie,
przyjemnej podróży i sprawdź, co tam warto w tym Glasgow, nie tylko pod względem kulinarnym. Mam nadzieję, że sprawozdasz po powrocie?
Mnie zrzuciło dzisiaj o 5 rano z łóżka. Deszcz przestał padać i się obudziłam, lało równo całą noc i pięknie się przy tym spało.
Zjadłabym lina lub sandacza. Połowy sandacza są tutaj w letnich miesiącach, na Quinte Bay co roku urządzają zawody – lata temu moje nastoletnie dziecko wyłowiło największego, sandacz dawno zjedzony, ale została czapka mistrza i jakieś trofeum w postaci proporczyka.
Dziecku po roku szał łowienia ryb przeszedł (właściwie nie po roku, tylko po jednych wakacjach), podobnie, jak ojcu dziecka. Też szalał z wędką przez jedno lato, złowił dwa 5-kilowe szczupaki, niezliczoną ilość drobnicy oraz olbrzymiego karpia (jakieś 7 kg), który do jedzenia się nie nadawał. Ów karp miał skórę z tłuszczem grubą na centymetr prawie, od razu zaprotestowałam, że to owszem, imponujące, ale zjeść się nie da.
Św. pamięci Lesinek stwierdził, że się da, mam wypatroszyć, skórę i ten tłuszcz elegancko odciąć i wywalić, mięso skropić cytryną, poporcjować i zamrozić. Zrobiłam jak kazał, ale i tak nie dało się zjeść.
To był karp dziki. Prawdopodobnie w okolicach Toronto są jakieś hodowle karpi, bo na Ronceswólce można dostać karpie w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Karp jako taki wcale nie jest tutaj popularny i generalnie jest to ryba niemal niejadalna.
Placek, to karp ko?
sielawy nie sieja, a lin jest ladny,
Pyro, tego nie nalezy pic ot tak, miesza sie z bialym winem, lub szampanem, o czym zreszta juz Nemo wspomniala, lody tez mozna polac
koi, i mialo byc z dwiema kropkami 🙂
ja zupelnie nie wiem, z czego sie ciesze
Sławek… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=666RjLbr-lY
Sławku,
mnie Plackowy koi też ucieszył 😉 Prawie jak ten deszcz za oknem. Powietrze nareszcie czyste i świeże, po wczorajszych +30 nie ma śladu, choć Osobisty ubolewał dziś nad losem turystów w krótkich spodenkach, napotkanych w Muerren 🙄 Odetchnęli wszyscy znajomi alergicy, co to ostatnio bardzo pociągający i podpuchnięci chodzili, jaka ulga!
Co w Glasgow warto, z grubsza wiemy. Córeńka była tam ponad pół roku i spenetrowała. W ciągu tygodnia niewiele z tego zobaczymy, więc odpuszczamy wyspy poza najblizszymi – Arran i Bute. Ale w góry tez dwie wycieczki planujemy. Raczej pojedziemy do Edynburga, chociaż byliśmy. W sumie program napiety. Oczywiście sprawozdamy po powrocie i to będzie bardziej wiarygodne niż powtarzanie z drugiej ręki.
Jestem trochę przygnębiony. Syn najsrarszy w szpitalu i szykuje się dłuższy pobyt. Ale rokowania są niezłe. Jednak urlop będzie przepełniony myślami o tym, co w szpitalu. Nasi znajomi byli niedawno w dużo gorszej sytuacji. Oni w rejsie dookoła świata, a syn w szpitalu ze złymi rokowaniami. Gdy wrócili, rokowania były już lepsze.
Stanisławie,
bądź dobrej myśli, i tak nie masz wpływu na sytuację 🙄 Synowi na pewno dobrze zrobi Twoje optymistyczne nastawienie.
Udanej podróży Ci życzę 🙂
Na pociechę Ci powiem, Stanisławie, że ja w młodych latach byłam 3 razy w szpitalu ze złymi rokowaniami, a jak wychodziłam, to miały mnie ścigać te rokowania całe życie i do tej pory według rokowań ówczesnych powinnam dawno zejść.
Niestety, żyję 😎
Nie przejmuj się za bardzo, młodzi ludzie są bardzo w sobie, jeśli chodzi o rekonwalescencję. Sladu nie zostanie!
W nocy Placek wspomniał Moryń. Jeśli miał na myśli miasteczko na Pojezierzu Myśliborskim, to dawno temu mieszkał tam mój wujek, a ojciec jeździł tam na ryby. Niedaleko jest Cedynia i Siekierki, gdzie się jeździło na szkolne wycieczki i było dumnym z Czcibora i Kościuszkowców 😎
W Niemczech panika warzywna i fobie ogórkowo-sałatowo-pomidorowe 😯 Osobisty zapowiedział, że kupowanych pomidorów nie będzie jadł, poczeka do sierpnia na własne. ogórków i tak nie kupuję, a jak już, to obieram, bo nie lubię tej zielonej skóry 🙁
Strzeżcie się hiszpańskiej flory bakteryjnej, jedzcie krajowe nowalijki. Co swoje to jednak swoje 😎
Sprawa w Niemczech nie jest zabawna. Brakuje miejsc do dializy licznych chorych, a panika na rynku powoduje ogromne straty w niemieckim rolnictwie 🙁 Wszystko przez tę globalizację. I media 🙄
Na pociechę Ci powiem, Stanisławie, że ja w młodych latach byłam 3 razy w szpitalu ze złymi rokowaniami, a jak wychodziłam, to miały mnie ścigać te rokowania całe życie i do tej pory według rokowań ówczesnych powinnam dawno zejść.
Niestety, żyję 😎
Nie przejmuj się za bardzo, młodzi ludzie są bardzo w sobie, jeśli chodzi o rekonwalescencję. Śladu nie zostanie!
O masz…powtórzyłam się, zamiast tego, co napisałam…ALE nie szkodzi 😉
Dziękuję za pocieszenia. Zawsze jestem optymistą
Moryń pojawia się też w panu Samochodziku – chyba w „Księdze Strachów” 🙂
…i wyglądasz na takiego, Ukochana także 🙂
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Polska2010PomorzeZachodnie#5533241936415589170
…i wyglądasz na takiego, Ukochana także 🙂
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Polska2010PomorzeZachodnie#5533241936415589170
Oj…a u mnie kolejna burza 🙁
Się chowam pod kordełkę, psiakość, miało ich nie być!!!
Wreszcie zdałem tę maturę. Poszła świetnie. Z tych wyników, które podano (na resztę trzeba czekać, bo sprawdzane są gdzieś tam w Polsce) to było 20 – prezentacja i 19 – hiszpańskipunktów (na 20 możliwych). A teraz czekanie i wakacje! Moje też!
Nemo, przed chwila tez wyczytalem, ze ogorek hiszpanski trzeba i tutaj wielkim lukiem mijac, juz najmniej dwa zejscia w Niemczech, podobno przenosza Escherichia. coli, brrr
zeby smieszniej, te ogory sa z bio produkcji ” Bio Franet Pepino” prowincja Malaga
Stanisławie,
serdecznie Cię pozdrawiamy
optymistyczne myśli Ci przesyłamy.
A szkocką wypij nawet
przed wyprawą szkocką !
Kiltu poszukaj,ale za dnia,
a nie ciemną nocką.
Stanisławie,
serdecznie Cię pozdrawiamy
optymistyczne myśli Ci przesyłamy.
A szkocką wypij nawet
przed wyprawą szkocką !
Kiltu poszukaj,ale za dnia,
a nie ciemną nocką.
W jeziorze Ontario jest karpii bez liku do tego sa ogromniaste. Alicja ma racje, mowia o nich „niejadalne”.
Buziaki,
a ja sie pytam, gdzie jest Antek?
A ja pytam dlaczego Łotr nie chce mnie puszczać. Żadnych, wrednych -ss- nie wypisuję. Przez Chińczyków, czy przez szparagi?
Gratulacje maturzyście 😀
Sławku,
bio, nie bio – bakterie EHEC mogą być też w surowej konwencjonalnej wołowinie (tatar!), mleku, wodzie pitnej i w kąpieliskach, mogą przenosić się z człowieka na człowieka i wystarczy 100 sztuk, aby się zarazić 🙄
Może konsumenci myśleli, że jak bio to nie trzeba myć przed jedzeniem 🙄
Przeszłam się z parasolem nad rzeką, pooddychałam czystym powietrzem, potuptałam kaloszami po kałużach, fajnie jest 😉 Trochę jednak jeszcze za mało tego deszczu, a już jakby się przejaśnia i przestało kapać 🙁
Pyro,
sprawdź dokładnie, czy nie piszesz na przykład o odpor-ności
Antek może utknął w jakimś koszmarnym warszawskim korku.
Stolyca sparaliżowana z racji wizyty Obamy oraz paru innych prezydentów ze środkowej Europy.Ja ma warszawskich rubieżach przemykam spokojnie
i bez turbulencji.
Niech żyją rubieże !
A propos,a gdzie Nisia ?
na rubieżach….
Gospodarzu-to możemy być dumni z naszych maturzystów 🙂
Moja dziecina mówi i słusznie,że w pracy,przy kelnerowaniu czekanie na wyniki matur pisemnych szybciej jej zleci !
Niemiecka gazeta krytykuje:
„…w XXI wieku nie jemy tego, co otrzymamy z pola za miastem tylko to, co znajdziemy na półce w supermarkecie. Nie obchodzi nas to, skąd pochodzi żywność, kto i jak ją produkuje oraz jaką drogę musiała przebyć. W zamian za to co kilka miesięcy mamy kolejny skandal i choroby.”
eh… wyprzedzę toast Pyry, bo tak wyszło 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=47_5LiGWPgg
austriackie gadanie (Th. Eschericher)
gdyby nie chcieli najtaniej jak mozna i myli przed jedzeniem 🙂
wiwat maturzysci!
…moj krolik na to wszystko: nie bede sie paparal z myciem, wszystko wiem i wyczulem choc zaden ze mnie naukowiec i od tygodnia stal sie zupelnie miesozerny, nawet nie powacha salaty, ogorkow, kapusty itp., czasami jeden gryz marcheweczki, zjada codziennie mala puszke kociego miesnego dania (krolik z kurczakiem), jada parowki parowki i gumisie, czasami ugotowane kartofle
kanibal
Wiwat maturzyści!
Jak na razie maszynie durnota przeszła. Antek pewnie zwarty i gotowy służbiście, a potem wyrwie do „tych pól zielonych..” Zauważcie, że za maturzystów wznosimy w tym roku już po raz drugi, a będziemy i trzeci raz – kiedy ogłoszą wyniki. Osobiście warzywa obieram; pomidory też jadam bez skórki, a jeżeli jestem na rynku, ładuję się w sektor producentów. Może ten towar nie taki równy, zgrabny i wybarwiony, ale smak właściwy.
Chińczycy jednak twardy naród – 5 tys lat podlewają pola „ludzkim nawozem” i żyją, a nawet obcy kuchnię chińską chwalą.
Wszyscy byliśmy kiedyś maturzystami. Nikt się tym nie przejmował, oprócz rodziców. Moi akurat nie. I słusznie. Albo sobie poradzisz, albo nie.
Danuśko, jestem na rubieży, której SZCZEGĘ, oczywiście.
Kiedyś był obowiązek szczec rubież.
I morza naszego morza.
Biję się właśnie z myślami, czy dwuipółmiesięcznego Kompana brać teraz, czy dopiero po powrocie z rejsu. No bo miesiąc mnie nie będzie. Z drugiej strony – za dwa miesiące on nie będzie już tak nieprzytomnie śmieszny jak teraz.
Siądę do Pikasy i zrobię mały serwisik russelowy.
To prawda, Alicjo i prawdą jest, że matura na 30% to niezbyt wysoki próg. Rodzina jednak zawsze przeżywa; rodzina i nauczyciele – delikwenci najmniej.
Jack Gold Medal tez mnie kiedys rozsmieszyl, dobrze, ze Pikasy przy tym nie bylo
Nisiu,
Rany boskie, co Ty w ten rejs zabierasz?! 😯
Swoją droga, to prawie tak, jak ja 😉
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Marzec2010FloridaRejs#5456700333733362386
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/SwiezeRusselki#
Kompan jest na zdjęciu nr 12 – to ten kolorowy, z „widelczykiem” na czole.
Fajne rozśmieszacze, nie?
Sieja czy sielawa? Żywa. W Jeziorze Zuryskim.
Alicjo, postaram się zabrać JAK NAJMNIEJ.
Na Darze są pralki i można prać na bieżąco.
Psów nie zabiorę…
Jak Ci się podoba Kompan?
A Wam?
A nasz jamnior złapał łupież – nie rozumiem dlaczego; kąpany w środkach nie był, nacierany niczym też. Dwa dni próbował sobie coś wygryzać z biodra, Młoda wzięła na przegląd, a tam łupież. Czeka go pewno wizyta u weterynarza. No wiecie co? Czarny jamnik z łupieżem? Zgryz i zgroza.
Nisia, mam takiego jednego znajomego, zgadnij dlaczego na imie mu Cyklon?
Jack przy nim to slabiszcze
Nemo, to albo duza sielawa, albo mala sieja 🙂
Nisia, jak jest pralka, to bierz
a jak nabroi, to wlasciciel krzyczy na niego:
– Cyklon, beeee!
Nisia – kolorowe to one są wszystkie i na razie rozśmieszające.
ALE ONE SĄ SZCZEKLIWE !
Sąsiedzi będą wariowali. I wiesz chyba, że wymaga bardzo dużo ruchu i spacerów? To bywa miniaturowa trąba powietrzna.
chłe chłe… chłe…
Pralki! Przypomniało mi się, jak Kapitan wyprał moje majtki (bez pomyłkę, bo miałam nie wrzucać tego do prania) w Key West.
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Marzec2010FloridaRejs#
Jejku, znowu burza 🙄
no, jesli na barana trafil
Na razie mała zabawka, a potem…
„…Wymaga wiele ruchu, poświęconego czasu i uwagi swojego opiekuna, a także konsekwencji w układaniu i tresurze.
To rasa potrzebująca wysokiej aktywności ruchowej i umysłowej. Jack Russell nie jest psem dla każdego: nie jest odpowiedni dla osób stale zajętych pracą (nawet domową), bądź zmuszonych do zostawiania psa samego na dłużej…”
To teraz jeszcze strzelbę i na lisy 😉
Lubią ganiać za samochodami, ale z czasem głuchną i jest spokój 😉
No i trzeba się z tym liczyć, że jak nie polegną w pościgu za pojazdem, to mogą żyć nawet 15 lat 🙄
Umysłowo można go zająć szachami i krzyżówką. W pokera jest kiepski, przy dobrej karcie macha ogonem 🙄
Sławku, pralkę mam, a wyżymać nie będę. Jakby zanadto rozrabiał, zamknę w lodówce.
Pyro, znam tę rasę od jakichś dwudziestu lat, bo się przyjaźnię z hodowcą, który jako jeden z pierwszych sprowadził russele do Polski. Od dawna zresztą jestem wielbicielką terierów z powodu ich pięknego charakteru. Myślałam kiedyś o szkocie, ale to jeszcze większy świrus od russela. Zresztą rekordową wariatką była moja kochana Beta – z sześć razy większa od małego białasa.
Jedyne czego się obawiam, to reakcja Szanty, ale tu mam umowę z hodowcą – jeśli coś z kohabitacją nie wyjdzie, maluch będzie mógł wrócić do hodowli. Ale mam nadzieję, że się zaprzyjaźnią.
One rzeczywiście brały kiedyś udział w polowaniach na list – do tego zostały wyhodowane przez pastora Jacka Russella. Ponieważ mają krótkie nóżki, nie nadążyłyby za nagonką i były wożone w torbie przez mastera polowania. Dopiero kiedy większe psy zagoniły lisa do nory, małego wypuszczano z torby, a on wypłaszał lisa z nory.
A wiecie, dlaczego nigdy nie cięto im ogonów? Żeby w przypadku niebezpiecznej sytuacji można go było złapać za ten ogon i wyciągnąć z lisiej jamy.
Te małe białe zazwyczaj mieszkały w stajniach, gdzie polowały na szczury.
A jeden znajomy letko skundlony york ugryzł dzika w tyłek…
Teriery niezależnie od rozmiarów mają wielkie, waleczne i radosne serca. I są pocieszne nie tylko w dzieciństwie, ale zawsze – z tym swoim charakterem „hej do przodu”.
Skoro mój ogród wystarczał wilczkowi i skundlonej russelce, to mam nadzieję, że wystarczy dwojgu russelom. I zamiast cytować opisy rasy, które i tak znam (też mam Googla, Nemo, i używam go) – proszę, trzymajcie kciuki, żeby Szanta zaakceptowała obcego psiaczka. Szkoda by była, gdybym musiała go oddać.
Polowania są na lisy…
Nisia – a niech Ci się wiedzie psia przyjaciółko! Ja tylko profilaktycznie, bo osobiście unikam nadmiernie „gadatliwych” psiaków. I widzę russelki wyprowadzane na osiedlu – małe to, a właściciel prawie za tym fruwa.
Nisia rusza w rejs…
Ja to teraz najwyżej mogę pojechać do Otwocka. I to za jakiś czas . Jutro będą u nas walczyć. Przygotowania do bitwy trwają. Strzelają co chwila. Tylko ptaszków nad Narwią szkoda. Co obchodzi żołnierzy przebierańców , że ptaszki mają młode albo siedzą na jajach.
Miałem napisać o jajach to napisałem 🙂
Teraz pójdę produkować paliwo na jutro i rozejrzeć się za czymś, co może być deserem błyskawicznym jutro w południe. Odwiedzi mnie bowiem Igor, dla którego przodkimi naściubiła dotację szkolną – kasę na plecaczek, piórnik z wyposażeniem i strój gimnastyczny. Potem Młoda zafunduje mu komplet podręczników, zeszyty, bloki i inne takie. „Zerowy” uczeń to dziś spory wydatek, jak się okazuje. Za ile lat będziemy się denerwować o wynik matury? Za trzynaście. Pewnie beze mnie.
Nisu, slyszalem, ze te psy sa znakomite na polowania na wilki morskie. Taki wilk nie ma szans i nawet ogon u psa mu nie pomoze (znaczy wilkowi nie pomoze). Na wypadek jacys piraci was dopadna piesek bedzie jak znalazl. Taki rodzaj szarika co wojne wygral (tylko mniejszy i pastor). Tych info nie znajdziesz w Googlu 🙂
PS: nie ma pewnosci w sprawie choroby morskiej. Naukowcy debatuja. Psy lataja i gardluja, google milcza.
Siedem psow na umrzyka skrzyni
i butelka rumu, ho, ho, ho!
Radosne russelki,
jak wesołe sznaucerki,
mają swe charakterki 🙂
Zdjęcia russelków cudne !!!
Piksel pozdrawia Kompana,a Radkowi życzy skutecznej kuracji psim
Head & Shoulders !
A mówiłam?!
No właśnie…
http://www.youtube.com/watch?v=CbeiXcRxZ4c
Łeeee…u mnie dalej leje. Ale nie szkodzi, niech tam sobie. Póki co, zaczynam się szkolić na pirata, a co mi szkodzi 😉
….
http://www.youtube.com/watch?v=MsB4a–WRTs
Starozytni indianie uzwali rusalek do polowania na gofry na preriach. Psy jak wiadomo bardzo aktywne szybko jednak zaczely romansowac z goframi. Nie trzeba bylo dlugo czekac na powstanie nowego gatunku. Teraz pieski preriowe opanowaly amerykanska prerie od Wielkich Jezior po Gory Skaliste.
W starozytnej Francji, rusalki mieszkaly sobie spokojnie i ekologicznie nad bio-strumykami i bio-potokami. Ktoregos feralnego dnia zjawil sie pastor John i zrobil im kolo ogona. Od tego czasu rusalki staly sie nerwowe i podniecone stad to bieganie i szczekanie. W koncu nie wytrzymaly i zezarly Pastora. Uciekajac przed kara opuscily swoje strumyki i potoki i pognaly do krainy miodem i pierogami plynacej nad rzeka Wisla. Tutaj namowily myszy zeby zrobily to samo z Popielem co one zrobily z Pastorem i na krola wybraly Myszka Piestowicza.
😉
Od robót się oderwałam na sekundę, poczytałam, i znalazłam stosowne… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=FCB7BuJ6YNk
Uciekajac przed kara za podzeganie do zjedzenia krola musialy ponownie uciekac. Dlatego tak biegaja i szczekaja az do dnia dzisiejszego. Po wielu przygodach (nakreconych przez MGM z Mel Gibsonem w roli Pastora i Karewiczem w roli Myszka I) przedostaly sie do Ameryki na dlugich lodziach Wikingow. A tam starozyni indianie, etc….
Naprodukowałam paliwa, wyjadłam do grzanki resztkę ostatnią Żabinej konfiturki i zaplanowałam obiady na trzy najbliższe dni. Mięso – kawałek udźca wołowego i spora wieprzowa polędwiczka, zostaną upieczone razem, a potem będziemy kombinowały z różnymi dodatkami, jarzynami etc, a w roli juniorskiego deseru w każdej chwili mogę zrobić koktajl mleczno-truskawkowy.
Pyruniu, nie było gadatliwszego psiaka od mojej Bety i wcale nie wiem, czy nie dlatego nie ma już Bety…
YYC, w Hollywoodzie już o Tobie wiedzą? Jeśli nie, to gapy straszne! Ty byś im scenariusze produkował! Same oskarowe…
😆
Marku – w rejs dopiero za miesiąc. Jeśli nic – ODPUKAĆ!!! – nie walnie.
Hej, ruszajmy w rejs
do portów naszych marzeń…
http://www.youtube.com/watch?v=AXOXzvAs1gc
Danuśko, na razie w imieniu Kompana, którego jeszcze nie mamy, Pikselowi ogonem merda Szanta!
Poro, a propos fruwających russeli: owszem, mam kilka zdjęć samej trawy – ich zbiorowy tytuł: Tu przed chwilą był pies…
Pyro – wybacz literówkę!
Nisiu – kogo przepraszasz? Królową literówek? Nie mogę odżałować, że już nie jestem „w sile” zamieszkałabym znowu z ukochanym owczarkiem niemieckim albo chow-chow. Niestety, już bydlęcia w ręku nie utrzymam, o 6 km spacerze nie ma mowy. Minął dla mnie czas dużych psów.
Nisiu, walic to nie wiem ale ponoc ma wiac strasznie….no ale to chyba dobrze, skoro statek bez silnika (ufam, ze chociaz sternik jest?… i lodzie ratunkowe, pamietasz Tytanika?). Poza tym El Ninia rozrabia strasznie w tym roku. El Ninio chyba se inna znalazl i ta wsciekla leje i leje i lania konca nie widac. Arabowie sie ruszyli i nawet wulkany w krainie zepsutego wileoryba dymia ponad miare. Ile to zakochana dziewczyna moze narobic w swiecie…. strach pomyslec.
Tym Tytanikiem sie nie przejmuj. Okazuje sie Tytanik nie mial zagli i stad caly problem.
O terierach muszę i ja swoje dodać. Ta rasa towarzyszy mi od zawsze, pierwszy był fox-terier Happy, dożył lat trzynastu, po nim nastąpiła era terierek walijskich. Pierwsza, Figa była z nami osiemnaście lat. Po niej miał być zdecydowany koniec z psami, a już z terierami na pewno. Jak przyszło co do czego, kupiliśmy znów terierkę walijską, Fredka jest już dziewięć lat, a trzy lata temu dołączył przybłąkany terier podmieszany – Gucio wspaniały. Wszystkie psy niezwykle charakterne, pierwszy był największym indywidualistą, uznawał tylko mojego Tatę i jego polecenia, resztę domowników traktował z wyniosłą łaskawością, ale już coś nakazać czy zakazać, to wykluczone. Pierwsza z walijek w domu była jak ten anioł, ale na dworze lew w nią wstępował, zwłaszcza na widok innych psów, kotów itp. Obecna – Fredka uważa się za przywódcę stada i próbuje nami zarządzać. Z Guciem poszło jej łatwiej, jest zdecydowanie jej podwładnym, z nami idzie trochę gorzej, nie dajemy się. Wszystkie te psiaki cechuje wielka żywotność, bystrość, nieustanna gotowość do zabawy, długich spacerów, a co najważniejsze – są bardzo przyjaźnie nastawione do ludzi i przepadają za dziećmi, ale z kotami na bakier, niestety. Łączę pozdrowienia dla całej blogowej psiarni 🙂
Cholera przejasna i następna burza 🙄
Jerzor na swoim wspaniałym wehikule nie wiem, co robi, w każdym razie gotowa jestem na przyjazd głodomora.
My niekomórkowi, dlatego nie znam parametrów, tyle że pada, i że z pracy był wyjechał.
http://www.youtube.com/watch?v=996ThOjpuqg
Jeszcze o naszych psach.
Makuszyński w „Listach z Zakopanego” (kocham te felietony) pisze, że paniusie prowadzące po krupówkach małe, modne pieski na smyczach (marzec 1931) wyglądały, jakby jakimś cudem pchały pod górę usztywniony sznurek. Cudu nie było, tylko pieski „nurkowały” w śnieżnej , topniejącej brei i wcale ich widać nie było, za to smycz „prowadziła” panią.
polityka, polityka…ckliwa dynamika…
Ale dobrze, że był!
Trafił na Tydzień Afryki i szkoda, ze nikt mu tego nie pokazał.
http://www.cnn.com/2011/POLITICS/05/27/obama.europe.trip/index.html?hpt=T2
z innymi obrazkami, tez fajne psy i koty
http://www.youtube.com/watch?v=nNnaynKKQoE&NR=1
Acha, a przed Pałacem stoją idioci z transparentem „Panie Prezydencie. Morderstwo, czy Rosja zabiła nam prezydenta?”
Pyro,
co poradzisz…demokracja niekoniecznie pokrywa się z rozumem, nawet maleńkim, jak pisała Agnieszka…
Obama raczej przyzwyczajony. W XX w przez Białym Domem wiecznie jacyś protestowali : a to przeciwko wojnie, a to za wojną, a to feministki, a to obrońcy życia. Dopiero po 11 września wprowadzono zasadę odsunięcia prostestów od ogrodzeń I-go Domu.
jestem za transparentem, przynajmniej wiadomo z kim ma sie do czynienia, to w nawiazaniu do barszczu, o linie nie wpomne, choc tez sie wiaze, czy z popeliny i wstydu da sie cos ugotowac, chocby nawet z rozmarynem?
Sławku – z popeliny nie ugotujesz. Z lina linkę upleciemy, sieje siać będziemy, a ci, którzy pieprzem walą na prawo i lewo muszą być trzymani na dystans „Co by tu jeszcze spieprzyć panowie? Co by tu jeszcze?”
Nisiu, Szanta napewno przyjmie nowego kolegę z radoścą, tym bardziej, że to jeszcze młodzież i da się jej wychować. Gorzej by było z nową koleżanką, ale i takie przypadki sie zdarzają – czasem bez większych awantur 🙂
na dobranoc http://www.youtube.com/watch?v=yjMqRyio_jE&feature=related
Z moich obserwacji trawnikowych wynika, że żaden dorosły, normalny pies szczeniakowi krzywdy nie zrobi. Pozwalają malcom na bardzo wiele. Tak obce psy traktowały kiedyś Radka i tak Radek teraz reaguje na szczenięta. Najśmieszniejsze kiedy bawi się z 5 miesięcznym labradorem – nie widać go zza łapy „dziecka” daje się przewracać i podgryzać, zachęca do biegu, czasem tylko warknie i wtedy wielki młodziak potulnie cofa się o kilka kroków. Inne psy podobnie. Oczywiście młody musi poznać swoje miejsce w stadzie.
23:10 – errata – na pewno!
Do jutra. Idę sobie.
Łypnąłem tylko, bo dzień jakiś poszarpany miałem.
Nemo, w kwestii sielawy to przyłączę się do ogonka i powiem: to sieja, ta z filmiku.
Wg. A. Rudnickiego „Ryby wód polskich”, PZWS Warszawa, 1965, sieja, coregonus lavaretus (Linne) osiąga ciężar nawet ponad 1 kg. A ta inna, niech jej będzie sielawa, bo jest 59 innych możliwości wg. wikipl, osiąga ok. 20 dkg.
Uff, znowu kawał roboty odwalony. Skończę dzisiaj na rybach i pójdę spać.
Dobranoc
Coś na dobranoc:
http://www.youtube.com/watch?v=RB3VYGvnAAA
Basiu – obyś była dobrą PROROCZKĄ!
Cieszę się, że lubisz teriery!
właściwie to dziś powinien być ten tekst …
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2008/09/04/co-nam-dala-ameryka/
jutro doczytam co napisaliście ..
Na kolejne dobranoc:
http://www.youtube.com/watch?v=m8Jh49-3shg
Dogadali się chłopcy.
http://www.youtube.com/watch?v=TbGnK_qLL_8&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=TbGnK_qLL_8&feature=related
duplikat wykrył Łoter 🙄
No to so?!
Trzeba było raz posłuchać …ale świat od tego nie zawali się?
Zwyczajna sobota – z psem na wycieczkę trawnikową, do sklepów po skrzydełka, ogórki, śmietanę, truskawki i pyzy drożdżowe (gotowce). W międzyczasie Młoda umyła podłogi. Teraz ona poprawia stertę kartkówek jak stąd do księżyca, bo we wtorek musi wystawić proponowane oceny, a ja nastawiłam skrzydełka do gotowania, posoliłam mięso , obrałam i posłodziłam truskawki. Za chwilę zastawię mięso, ubiję śmietanę, posiekam kawałek czekolady do deseru. U młodej śpiewa Garou – obydwie bardzo go lubimy. Starannie omijamy telewizornię z obamomanią. Młoda przytaskała nowy tom Webera – jakaś nowa seria sf – duuużo słabszy od historii Honor Harrington. Coś ta jego spółdzielnia pisarska spuściła z tonu. Chociaż jak zwykle znakomite są wątki politologiczne. Zadała bym młodym politykom Webera jako lekturę poglądowo – opisową metod i skutków tych metod w polityce wewnętrznej i międzynarodowej. To nic, że sztafaż z dalekiej przyszłości. Mechanizmy są odwieczne, a w Polsce naiwność polityczna bije po oczach i to nie tylko u młodych.
kot ma byka;
zrobilem salatke z makreli:
wedzona makrele sfiletowac,
peczek szypiorku, koperku posiekac,
kaparow albo kiszonego ogorka dodac,
sok z cytryny,oliwy zacnej, sol,cukier do smaku,
dobrze wymieszac, odstawic w chlodne miejsce
smacznego!!!
Też tak robimy Byku, jeżeli bez oliwy, a z majonezem, to już bez kapeczki cukru
Dokładam jajko na twardo zamiast kwaśnych i też jest pyszne. Plus ew. żółty starty serek. Majonez albo keczup.
@pyra:
z majonezem tez zacne…
@nisia:
ciekawa wariacja!
pyzy z sosem mysliwskim mi sie marza…
Byku – na 14.00 możesz wpaść na obiad – pyzy, duszona pieczeń wołowa, sos z tej pieczeni, małosolne i pomidory. Na deser truskawki, śmietana i odrobina posiekanej czekolady. Nie ma sprawy – talerz dostawię.
Aj lowe jajka na twardo!!!
@pyra:
holender! dzisiaj nie zdaze, ale dziekuje za zaproszenie,
byla by okazja zobaczyc stare smieci
(studiowalem kiedys w poznaniu)…
p.s.
malosolne tez u mnie od wczoraj stoja na parapecie…
lubie sobie popatrzec jak „dochodza”…
Będziesz – wpadnij; tylko zadzwoń parę godzin wcześniej, żebym miała co położyć na tym dostawionym talerzu (dzisiaj mam, bo robię obiad na dwa dni).
Dzień dobry!
Przedpołudnie w ogrodzie – ostatnie puste miejsca na grządkach zapełnione porami, fasolką tyczkową, aksamitkami i kosmeą. Pomidory podwiązane i podlane, kwiaty dzikiego bzu zebrane i przerobione na syrop, można przysiąść i przyglądać się dojrzewającym porzeczkom, kwitnącym różom i krowom za płotem tęsknie spoglądającym ku rozkwitającym jeżynom, ale oddzielonym dodatkowo elektrycznym pastuchem w odpowiedniej odległości 😉
Na obiad młode ziemniaki w mundurkach, filety śledziowe (matjasy) z Polski, jogurt turecki, serek wiejski, własne ogórki kiszone, szalotka w cienkich plasterkach.
Ogórki przechowały się wyjątkowo dobrze, ciągle jeszcze jędrne, twarde i nie za kwaśne.
O właśnie, Nemo – moje ogórki jeżeli twarde i jędrne, to z reguły za kwaśne. Tak, jakby całą sól i fruktozę przerobiły na kwas.
U mnie w tv leci na zywo konferencja prasowa Obamy i Tuska. Tłumaczka (nie wiem, kto to), jest niesamowita, bardzo szybko tłumaczy i bardzo dobrze.
Pyro,
nie wiem, czemu tak wyszły, może akurat w tym słoiku były idealne proporcje soli, wody i ogórków?
Poczytałam do tyłu i mam nadzieję, że moje uwagi na psi temat nie wywarły wrażenia, że ja psów nie lubię. Jak kto chce mieć zwierzaka i potrafi mu zapewnić właściwe warunki, to niech sobie ma. Moje doświadczenia z psami w rodzinie i w gronie znajomych są ogólnie pozytywne, z wyjątkami jak np. piękny dalmatyńczyk u znajomych w Arizonie (Polaków) zamknięty w ogrodzie 5x5m i drapiący w szklane drzwi, ale nie wpuszczany na salony, bo nowa sofa… Na początku hołubiony, bo taki ładny i pasujący do nowego domu, potem odseparowany i szalejący za szklaną ścianą, bo podłoga, sofa… 🙄 Nie wyprowadzany na spacer, bo przecież ma ogród 🙄
W rodzinie i bliższym kręgu przyjaciół nikt już nie ma psa, nawet nasz ponury chłop po śmierci wiernego 16-letniego mieszańca nie chce nowego, woli kota…
Mój ostatni kontakt bezpośredni z psem został poprzedzony odpowiednim ostrzeżeniem 😎
Łoj! Przypomnieliście mi ulubioną sałatkę! U mnie wędzona makrela gości mniej więcej raz w tygodniu i właśnie mówiłam do Jerza, że znudziła mi się taka sama, rzucona na liść sałaty czy co tam. Zupełnie zapomniałam o tym, że w domu robiło się znakomite pasty rybne z makreli wędzonej, dorsz nie nadawał sie do tego, bo był zbyt suchy, a zresztą dorsz wędzony to było to, najlepiej sam i bez niczego 😉
Zaraz wrzucę do /Przepisów
Poza tym przypomniały mi się przeróżne pasty na bazie twarogu, oj, też znakomita sprawa!
A propos wielbicieli psów. Już o tym pisałam – dwa husky, trzymane w blokowym mieszkaniu typu kawalerka, ogrzewanie na full wypas, bo wliczone w opłatę wynajmu. Tego faceta miałam ochotę dźgnąć czymś ostrym, albo spętać i nagiego wywalić na mróz, nie, żeby zamarzł, ale żeby się pomęczył na odwyrtkę.
Husky to psy srogich zim, a nie przegrzanych mieszkań 🙄
Mało tego – to psy potrzebujące ruchu, a nawet BIEGU! Taka to jest rasa.
Podobnie jak owczarek – nie ma owiec, to jakąkolwiek grupę będzie zapędzał do stada 😉
Nemo,
Piesio jest sliczny a mamy takowego w rodzinie i ma na imie Punio. Oni juz nie pracuja to moga pozwolic sobie na „piesa”, ja nie bo za bardzo je kocham.
Rano bylam glodnienka, pojechalam do wlochow, zakupiwszy goraca bagietke, serek i mieszanke owocow morza w oliwie zajechalam do domaszku i sie upajam.
Buziaki,
Zadzwoniłem telefonicznie za granicę i odbyłem krulewską rozmowę.
Komorowski może, a ja to gorszy? Również mogę odbyć spotkanie na najwyższym szczycie.
Nasz Krul zajęty , uczy się fizyki.
Na literaturę się zdecyduje wkrótce i może coś napisze – tak obiecał. Lecę po śmietanę bo wyszła i musiałem jeść ziemniaczane placki z samym cukrem.
Potem idę na wojnę. Poseł będzie bronił klasztoru. Hura !!!
pewnie postanowil zostac fizycznym, zeby dzwignac literatke
Sławku, 😀
Byliśmy jeszcze raz w ogrodzie, dosadzić zapomniane szalotki i wyplewić trochę kopru z ziemniaków, bo zagłusza 🙄
na podwieczorek połówka słodkiego ananasa z poziomkami z ogrodu i ciasteczka owsiane z makiem i czymś jeszcze od znajomych. Sikorki by się ucieszyły, tyle ziarenek i tłuszczu… 😉 Może jednak dla sikorek za słodkie. Znajomi mają dzieci uczulone na prawie wszystko, ale widać na owies i mak – nie. Dobre, ale jedno na raz wystarczy, do herbaty.
Znowu byliśmy kilka godzin bez kontaktu z siecią. Operator molestowany telefnicznie twierdzi, że od nich sygnał wychodzi normalny, a u nas melduje się jako „siła sygnału bardzo niska”. Widocznie coś go podżera po drodze.
Nemo – uśmiałyśmy się jak norki na widok groźnego psa. Przezabawny. Radek na spacerze w lasku z Młodą natknęli się na stado żerujących wiewiórek. Ich w tym lasku przybywa z każdym rokiem, bo ludzie dokarmiają. Oczywiście pies oszalał ze szczęścia, a wiewiórki ze śmichu. Jedna z drugą zbiegały po pniu w dół, tuż przed pieska, głupek rzucał się w ich kierunku, wiewiórki robiły hyc na sąsiedni pień i nawet próbowały trafic malca patykiem czy szyszką. Cel był przymały, to się Młodej trochę dostało.
Pyro,
ten pies niby mały, ale jęzor to ma od ucha do ucha. I go używa 🙄
Przejechałam się trochę rowerem, po dawce ogrodowych witamin wracałam pod górkę z prędkością 14 kmh, wobec zwykle 8-9 😉 Może dlatego, że pochłodniało…
Na kolację spaghetti z czosnkiem i pomidorami oraz świeżą bazylią, sałata.
Zebraliśmy szpinak na jutrzejszą tartę.
to jest kurde kraj, kolacja w rowie rosnie i zwykle im niespieszno, jak sobie pomysle, ze kiedys brali polamanych i innych nadwatlonych, pewnie bym sie rzucil z jakiegos komina w ten szczaw
Mam pytanie kulinarne : czy ktoś z Was / może Haneczka albo Nemo / przygotowywał szparagi konserwowe ? Dostałam nieśmiałą sugestię od rodzinnej młodzieży, że może bym tak zrobiła te szparagi, bo oni je uwielbiają , a te gotowe w słoiczkach zimą są bardzo drogie. Nigdy tego nie robiłam, przepisy znalazłam i są bardzo proste, ale raz zalecane jest pasteryzowanie 20-25 minut, a raz około 5 minut. Dlatego informacja osoby doświadczonej bardzo by mi się przydała.
Kłopotów z siecią cd.
Nemo – roweru to ci nawet nie zazdroszczę ale ogrodu (a właściwie własnych warzyw – tak). Sama większość życia uprawiałam ogród, dziś nie mogłabym ale smak własnej marchewki czy pomidora prosto z krzaka pamiętam.l Inna sprawa, że to jest piekielna i nigdy nie kończąca się robota; zanim wypielisz ostatni zagon, pierwsze pięć już zarosło po kolana. I tak do póżnej jesieni. Jak obrodzi, to nie dajesz rady zjeść ani przerobić. Sąsiedzi robią łaskę biorąc ogórki czy cukinie (ja tak miałam). Ale i tak mi żal.
Pyro,
być może moc sygnału internetowego w Twoim mieszkaniu jest różna w każdym pomieszczeniu i stąd ewentualne kłopoty. U mnie też tak jest, wiec nieraz przenoszę laptop z biurka w inne miejsce i gdzie zasięg jest większy. Ale z laptopem to prosta sprawa, z dużym komputerem to już problem, wiec taka rada na nic sie zda. Ale nawet w tych ” najlepszych” miejscach sygnał bywa słaby i nic sie wtedy nie poradzi.
Pyro,
z nadmiarem zbiorów nie mam już żadnych problemów. Nadmiar ogórków zjada bośniacko-macedońska rodzina w sąsiedztwie, cukiniom nie pozwalam za mocno wyrosnąć, najchętniej zjadamy kwiaty i cukiniowe embriony, sałata i pomidory wędrują do stolicy i trafiają we wdzięczne objęcia, fasolkę zamrażam itd.
Ale roboty jest sporo, dobrze, że Osobisty lubi plewić 😉
Krystyno,
nigdy nie konserwowałam szparagów, jadałam takowe w Niemczech i były bardzo dobre i nie rozgotowane. Pasteryzacja odbywa się w temperaturze poniżej 100 st. więc 20-25 min. (od momentu zagotowania wody w garnku do pasteryzowania) nie powinno szparagów zbyt rozmiękczyć. Można też spróbować krócej – 10 min. i porównać z tymi dłużej gotowanymi. Potem zawsze można dogotować, ale pasteryzacja ma zabić bakterie prowadzące do fermentacji zawartości słoików. Jak robiłam ogórki konserwowe, to pasteryzowałam przez 20 minut i wyszły twarde i jędrne. Szparagi przed włożeniem do słojów powinny być podgotowane (3 min.) lub przynajmniej zblanszowane.
Nemo,
dziękuję za podpowiedzi. Wykorzystam je.
Dziś pierwszy raz w tym sezonie jadłam truskawki. Przypuszczam, że pochodzą albo z importu, albo ze szklarni. Kiedy niedawno przemierzałam Polskę w drodze do Lwowa i z powrotem ,widziałam uprawy truskawek, ale dopiero kwitnące.
Dziś także pracowałam trochę w ogródku. Sadziliśmy zakupione kępy różnych traw ozdobnych w ” pojemnikach” , czyli wydrążonych poziomo pniach drzew. Wyglada to całkiem ładnie. Trochę zaskoczyły mnie ceny tych traw, ale ma to być inwestycja ogródkowa na lata. Takie jest przynajmniej założenie, ale to się okaże w praktyce.
Krystyno,
szparagi zamrażam w ilościach – porcjuję na dwie osoby, wrzucam do woreczka plastikowegi i do zamrażarki. To chyba najlepszy i najprostszy sposób.
No właśnie, Alicjo, to też dobry pomysł. Dzięki.
Nie pasteryzuję szparagów. Dwa razy zrobiłam i mi się ukisiły w słoiku. Jak potrzebuję w zimie np do przystawek, to kupuję słoik za 4-5 zł nie majątek od czasu do czasu. Na zupę , do sałatek i na jeden lepszy obiad – mrożę. To najlepsze wyjście, tylko ja nie mam dużej zamrażarki, więc robię tylko jedną, podwójną porcję (bo potem jeszcze grzyby w ilościach, jakaś włoszczyzna żeby pod ręką była, potrawy itd). Teraz mi się łaczność polepszyła, ale był horror – internetowy. W połowie zdania wyświetlała się plansza „internet explorer nie może wyświetlić sieci WEB”. I cóż pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz – że zacytuję Żabę – Fatalistkę.
Witam.
Pyro jaką masz antenę? Jaki ma zysk energetyczny jeżeli 5-6dBi to za mało.
Jurku – nie mam pojęcia. U Ani w pokoju jest reuter (tam jest komputer matka) W lini prostej to jakieś 5-6 m od mojego komputera. U mnie jest taki „dynks” podłączony do portu abs Tyle wiem.
A propos szparagów, oczywiście można je kupić w sklepie Za Rogiem przez okrągły rok (z Peru czy skądś tam), ale te nasze z okolicy mają niezrównany smak. Zamrażanie jest najlepszym sposobem, żeby ten smak zachować.
Za podpowiedzią Pyry mrożę końcówki szparagów na zupę 😉
Alicjo – nie tylko na zupę. Obrane i nie zdrewniałe końcówki ok 3-4 cm można w zimie takie jak są – zamrożone, ugotować na parze do sałatek. Bardzo dobrze wychodzi taka sałatka szparagowa w środku zimy. No i trzeba pilnować, żeby nie były za miękkie.
Nie chciałbym mieszać zupy anteną, mogę pomóc osobiście.
Yurek – z drugiej strony Atlantyku?
yurek jest jeden.
a ja tylko Was pozdrowię późną porą .. i na dobranoc ..
http://www.youtube.com/watch?v=Ki9xcDs9jRk
Jolinku,
ten pan mieszkał kilka lat w moim mieście…kocham go od zawsze.
A to było miłe jego początki 😉
Lata 60-te chyba.
http://www.youtube.com/watch?v=gUXC_dhQHzY
Na dobranoc…http://www.youtube.com/watch?v=mzNEgcqWDG4
http://www.youtube.com/watch?v=mzNEgcqWDG4
Łotr jest zawzięty, zmusza do kombinacji.
http://www.youtube.com/watch?v=tgbNymZ7vqY
Kilka zdjęć z wojny:
https://picasaweb.google.com/Marek.Kulikowski/Wojna#slideshow/5611890906164679058
yurek, najpierw napisz, co tam chcesz, potem tym kółeczkiem z boku zawróć i wpisz te łoterskie kody.
Powtarzam tak jak kiedyś… oho cho, kiedy to było, radziłem. Najważniejsze jest to że cały czas działa.
Puki co to..
http://www.youtube.com/watch?v=UCjOy_uUuuU&feature=related
Miał urodziny, słucham go dopóty żyję. Rowieśnik!
http://www.vevo.com/watch/bob-dylan/must-be-santa/USSM20902091?recSrc=artB&source=watch
Misiu – wojna śliczna, ale markietanki najpiękniejsze „Kto nie był w wojsku kiedy były markietanki, ten przegrał pewno najpiękniejszy życia los” Ktoś to kiedyś śpiewał i patrząc na zdjęcia miał świętą rację.
Ranek pochmurny i chłodny; kawa czarna, słodka i gorąca jak piekło. I taka ma być.
Dzień dobry, tu poranek podobnie jak u Pyry, rześki, ale upał nadciąga, chyba razem z burzowymi chmurami. A poza tym – truskawki, truskawki, truskawki 😀 Niestety, wczoraj przegapiłam polecany przez Gospodarza odcinek kulinarnego programu „Jakubiak w sezonie”, mam nadzieję nadrobić w następną sobotę. Czy ktoś oglądał?
O, wszyscy śpią? Na miłe przebudzenie
http://www.youtube.com/watch?v=lsf3W3iykuQ
marynowany w rozmarynie i cytrynie udziec jagniecy
wsadzam wlasnie do brytfanny, dodaje co mam pod reka
(dzisiaj:pomidory, papryka, mlody czosnek),
przykrywam szczelnie folia aluminiowa
i dusze przez ca.2 godz. przy temp. 150°C,
zdejmuje folie, odlewam zebrane na dnie soki i robie sos,
podczas gdy udziec przez ostatnie pol godziny rumieni sie w temp.
200°C;
do tego ziemniaki purre´, mizeria, no i butelczyna egri bikaver
Barbaro,
nie śpię, ale podarowałam sobie dzisiaj błogie lenistwo. Bardzo mi już było potrzebne. I roskoszuję się nim 😆
Oprócz truskawek, truskawek truskawek, szparagi, szaparagi, szaparagi 🙄
Na obiad udziec … wołowy 😉 idę sprawdzić jak sie miewa 🙂
witaj Jotko wypoczywająca 🙂 u mnie też udziec, ale kurczaczy, w ziołach, szparagi także, a jakże 🙂
Dzisiaj ani szparagów, ani truskawek. Udziec wołowy, pyzy i mizeria. Deser z czekolady i lodów (ewentualnie) bo nic innego nie ma.Tak sobie myślę, że odbiję to sobie jutro kiedy zrobię jeden z dwóch w roku „słodki” obiad. Marzą mi się naleśniki z truskawkami, bitą śmietaną i czekoladą. Za dwa miesiące zrobię pierogi z jagodami, a jesienią może jeszcze kluski ze śliwkami. Raczej nie lubimy słodkich dań obiadowych ale kilka takich dni w roku, może sprawić przyjemność.
ja bym proponowala te nalesniki z truskawkami, bita smietana i czekolada polac jeszcze plynnym miodem, posypac cukrem, polac koniakiem albo whiski, flambirowac, oblozyc bezami i posypac prazonymi i zmielpnymi migdalami oraz kandyzowana skorka pomaranczowa. udekorpwac listkiem cytrynowej melisy
a na to Palac Kultury, wieniec laurowy i mieta 🙂
jaja mi sie gotuja na sniadanie, na mientko, wiec sie wtracam, bo czekam, a jak sie czeka, to swedzi
Jak się czeka, to się ckni – mówił Kaszuba w „Czterech pancernych” Ka nas stanowczo przecenia. Na to wszystko Pałac Kultury i Statua Wolności; ale owszem: czasem te trzy na twarz naleśniki są flambirowane – w zależności od stanu barku, a sosu oddzielnego przecież nie trzeba ; po zdjęciu z patelni lekko przesmażonych na maśle z cukrem truskawek do niedzienia naleśników, zostaje przepyswzny sos do polania całości.
bezy – tylko z kremem kawowym, no ale co kto lubi…
W piątek zakupiłam rabarbar z myślą o cieście. Jednak nie zabrałam się za to w porę, a wczoraj widząc słaniającye się łodygi, posiekałam je na cienkie plasterlki i wymieszałam z ciastem na mufinki. Posypałam cukrem brązowym z cynamonem i wyszło coś pysznego. Chrupiąca słodka skórka, a w środku kwaskowaty, rabarbarowy smaczek. Z reszty rabarbaru usmażyłam dżemu ździebko 🙂
Łasuchy i Smakosze – co robicie, kiedy zostaje Wam nadmiar wędzonej ryby? Miałam wczoraj miłych gości, kupiłam rybki, żeby Ślązaki posmakowały morza, ktoś mi też dał dla nich na kolację rybki i chociaż jedli z zapałem, zostały mi fragmenty wędzonego leszcza, łososia i węgorza… Sama nie dam rady, sporo tego.
Ja chcę leszcza!
Wędzone może poleżeć parę dobrych dni w lodówce…
U nas dzisiaj odbył się Jarmark Św. Wawrzyńca. Były konkursy kulinarne: na najlepszą nalewkę, danie mięsne i potrawę regionalną (Krajna i Pałuki). Swoje stoiska mieli również artyści amatorzy, pokazywano ginące zawody, był też pokaz kapeluszy naszej modystki. Teraz takie imprezy odbywają się w wielu miejscowościach i bardzo dobrze. jeżeli ktoś ma ochotę może obejrzeć kilka zdjęć. Oczywiście nie są tak dobre jak Marka, ale niektóre z nich robiła moja siedmioletnia siostrzenica. 🙂 . I jak to bywa na takich imprezach, gdzie jest wielu ludzi – co chwilę ktoś wchodził w kadr.
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/JarmarkSwWawrzynca#5612187795666269954
Wpadnij do nas z tymi nadwyżkami Nisiu 🙂
Asiu-sympatyczna impreza 🙂
A co takiego jest na tych półmiskach ?
Nisiu-
Sałatka rybno-makaronowa :
-makaron (muszelki lub świderki)
-kapary
-pomidory
-resztki wędzonych ryb
Sos i dyżurne wg uznania i….
gotowe do nakładania !
Na wsi zielono i kolorowo,w ogrodach sąsiadów kwitną fantastyczne rododendrony,azalie i inne kolorowe,których nazw nie jestem w stanie
zapamiętać.Słodko pachną akacje,na nadbużańskich łąkach zółte,dzikie irysy(?),że nie wspomnę o kaczeńcach.A ja fujara jedna zapomniałam o aparacie i fotoreportażu nie będzie 🙁
W nas zazielenił się trawnik,jaśmin,jak sądzę,już za kilka dni będzie cieszył oko,a posiane kwiaty pokazały już swoje liście i łodyżki.
Zatem jest dobrze,a powinno być jeszcze lepiej 🙂
Byliśmy dzisiaj na kawie i na słodkim co nieco w :
http://www.plac-zabaw.waw.pl
Tu właśnie zdobywa kelnerskie ostrogi nasza Latorośl.
Miejsce jest doprawdy wymarzone dla rodziców z małymi dziećmi i dla nich właśnie zostało wymyślone.Dzisiaj z racji atrakcji przewidzianych już na Dzień Dziecka przeżyło prawdziwe oblężenie.My piliśmy naszą kawę już w ciszy i spokoju,bo przyszliśmy już po zakończeniu świąteczno-dziecięcego programu.
Szkoda,że kiedyś w Warszawie nie było takich miejsc 🙁
Dobrze,że są teraz i niech im się dobrze wiedzie !
Danuśka, wyobrażam sobie jak sympatycznie spędziłaś czas. Rzeczywiście szkoda, że bez aparatu 🙂 a teraz najpiękniejsza pora roku!
Latorośl znalazła świetne miejsce, co prawda ruch wzmożony się zaczyna, bo to dzień Dziecka, koniec roku szkolno-przedszkolnego itp. okazje. Sporo pracy, ale cóż to dla młodych!
A na Asi zdjęciach oko łakomczucha rozpoznało pierogi, paszteciki (chyba), chleb, ogórki i już nie pamiętam, smakołyki w każdym razie 🙂
Bezy najlepsze z bitą śmietaną i poziomkami albo z bitą śmietaną i musem z kasztanów, albo z niebitą creme double z Gruyeres 😉 Żadnego dodatkowego cukru.
Dobry wieczór!
Jestem po 8-godzinnym marszu po górach w poszukiwaniu straconego… Nie, w poszukiwaniu sasanek alpejskich w kolorze lila 😎 Niebo było niebieskie kiczowato jak tylko możliwie, słońce przygrzewało, kwiatki przeróżne kwitły i był… spokój. Ciszę przerywało czasem gwizdanie świstaków, jakieś ptaszki-świergolaszki i raz świst kozicy, która ze swoim młodym przegalopowała po piargach na drugie zbocze ze świeżą trawką. Żadnych ludzi.
Dotarliśmy do wysokości 2500 m i wreszcie napotkaliśmy jeszcze nieprzekwitłe sasanki. Po płatach śniegu zeszliśmy powoli ku dolinie, eh… pięknie było.
Na kolację resztki wczorajszego spaghetti z sosem pomidorowym, podsmażone na oliwie ziemniaki w mundurkach, serek wiejski, sałata, piwo Opat od szwagra – spożywane na balkonie z widokiem na zaśnieżone szczyty czerwieniejące w ostatnich promieniach słońca…
I cóż mi jeszcze trzeba? 🙂
Tak to były różnego rodzaju pierogi – z kaszą i twarogiem, z soczewicą, kapustą z grzybami, krokiety, paszteciki oraz wiele innych dań. Jedną z nagród otrzymał starszy pan za sos śliwkowy do mięsa. Niestety przepisu nie podał. 🙂 Były też półgęski – jedne z najlepszych robi pani z naszej okolicy. Jeden z odcinków programu telewizyjnego p. Szklarka ze Slow Food, był poświęcony częściowo właśnie tej pani i jej wyrobom.
Danusiu, u nas nad rzeką też kwitną te irysy (dwa pierwsze zdjęcia, następne z ogrodu 🙂 ). Ślicznie wyglądają.
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/ZielonoMi#slideshow/5612224049955641234
Asiu, przyprawiłaś mnie o zawalik tym Wawrzyńcem. Przez moment wydawało mi się, że zapomniałam o imieninach własnego syna. Na szczęście zorientowałam się jakoś, że to jeszcze nie sierpień…
Danuśko, dzięki za podpowiedź!
Jotko, miałaś prawo mieć wczoraj czkawkę, bo moimi gośćmi były Ryczące in corpore – rozmawialiśmy o tym, że jesienią śpiewają u Ciebie. Pozdrowienia!
Oh, jak fajnie, że fotografujecie kwiaty w naturze.
Nemo – masz przecież piękne zdjęcia tych sasanek i goryczek z innych lat.
Asiu – Dzikie kosadźce? Myślałam, że tylko w Azji. Irysy i lilie to jedne z moich ulubionych kwiatów ogrodowych.
Nisia – spokojnie możesz zamrozić tylko szczelnie zawiń w folię alum. żeby rybki nie wysychały.
Pyro,
TYCH sasanek mam tylko zdjęcia analogowe sprzed co najmniej 8 lat. Sasanki w kolorze lila rosną w niewielu miejscach, najchętniej na wapieniach i kwitną bardzo wcześnie. Osobisty ma swoje znajome miejsca w odległym terenie krasowym i dziś udało mu się mnie nakłonić do wyprawy w tamtym kierunku 😉 Akurat wyjątkowo obudziłam się już o 7:30, co go trochę zdumiało, ale natychmiast zaczął snuć plany różnych możliwych wypraw. Najpierw proponował jeszcze dłuższą i wyższą trasę, ale zaprotestowałam, bo byśmy pewnie wracali po ciemku 🙄
Wędrując tak po graniach i krasowych bezdrożach wśród rumowisk skalnych natrafiliśmy na otwór jaskini, którą „eksplorowaliśmy” we dwójkę (!) ze 30 lat temu. Osobisty odkrył ją pierwszy i potem we dwoje ją badaliśmy. Do dziś pamiętam, jak pierwsza zjeżdżałam na linie 40-metrową studnią w czarnym, biało żyłkowanym wapieniu i lądowałam na szczycie lodowo-śnieżnego stożka 😯 Oczywiście zjeżdżałam pierwsza, ale nie do całkiem dziewiczej jaskini, Osobisty był tam już raz przede mną 🙂 Emocje i tak były wielkie, bo czeluść znałam tylko z opisu i miałam uważać lądując, by nie trafić między ścianę skalną, a tę górę lodową 🙄 Wszystko działo się na wysokości ponad 2000 m, noc spędziliśmy w śpiworach pod gwiazdami, a o świcie obudziła nas… mżawka 🙁
Nemo – masz zdrowie Dziewczyno; a Twój Osobisty ma chyba (jak to mówią w Pyrlandii) wkręcony w tyłek propeler. Właśnie jem Twoją (tzn szwajcarską) czekoladę o nazwie „czarna trufla” bardzo pierwszorzędna. Trzy kostki zasłodziły mnie na amen, a nasz Igor dostał tabliczkę mlecznej z tego samego źródła.
Podobnie jak Nisia mam kłopot z resztką; z tym , że u mnie chodzi o ser. Młoda lubi kozie sery i często kupuje. Miękkie, twarogowe czy typu „cammembert” zjada od razu – gdzieś w ciągu 2-3 dni. Z reguły kupuje kilka niewielkich opakowań bo nie w każdym sklepie jest, więc na mały zapas. Ze trzy tygodnie temu kupiła cztery miękkie i jeden twardy, azłom wielkości dużej, męskiej pięści. Jadła małe, duży leżał. Pewnie był kiepsko opakowany, bo wysychał. Teraz jest już twardziel zupełny. Do czego można go użyć? Do zapiekanek, czy raczej do posypywania i czy się w ogóle do tego nadaje? Wyrzucić szkoda, bo kozie sery do tanich nie należą.
Twardy ser można drobno utrzeć, zmieszać z masłem i smarować chleb. Można używać do zapiekanek i posypywania, ale trzeba wypróbować z małą ilością, bo nie każdemu smakuje podgrzany. Ja tak zużywam zaschnięte na kość oscypki.
Utarty kozi ser można też zmieszać z twarożkiem, przyprawić ziołami i czosnkiem i jeść z chlebem np. razowym.
Nemo – ten ostatni sposób będzie najlepszy; podgrzany wonieje raczej nieprzyjemnie.
Ja też z tych, co lubią kozie sery. Bez niczego wtrzącham, u nas w sklepie Za Rogiem są w różnych smakach, otoczone pieprzem grubo mielonym, z koperkiem czy czymś tam, kupuję dla siebie, bo Jerzor powiada, że mu „śmierdzi capem” 😯
Kapitanie, Nowy,
zerknijcie do poczty, wszak musimy się dogadać względem Szczytu na Long Island 😉