Odrażające menu żeglarzy

Sporo jest żeglarzy wśród naszego blogowego towarzystwa. Jedni są  na morzu, inni właśnie zeszli z pokładu a kolejne (żeglarki) wkrótce na pokład zamustrują. I cóż takiego ich wszystkich czeka tam na stole? Oto co na ten temat pisze uczona z Uniwersytetu Gdańskiego Joanna Bramley:  „tak opisywał poczynione zapasy sam Cook: „[…] włączając to co oficerowie i panowie zabrali ze sobą, posiadamy pełen prowiant na dwa lata żeglowania, przy pełnych racjach większości artykułów i nadwyżce innych oraz pełen zestaw przeciw szkorbutowi”. Problemem nie było jednak zaopatrzenie statku w dużą ilość prowiantu, ale zachowanie świeżości żywności przez długi czas. Z tego względu dostarczono na statek prototypowy aparat do destylacji wody, wynaleziony przez dr Charlesa Irvinga w 1771 r., oraz miedziane pojemniki na wodę i wino, aby można było uzupełniać świeże zapasy, a także dużą ilość sieci, wędek i haczyków do połowu ryb. Zadbano także o towary do wymiany za żywność.
Mimo ograniczonych możliwości technicznych prowiant starano się zabezpieczyć przed zepsuciem. Mięso konserwowano głównie poprzez jego solenie. O tym, jak mało skuteczna była ta metoda, niech świadczą słowa Reinholda Forstera, naturalisty: „Odkryliśmy, że nasze mięso, które z pewnością było najlepszego gatunku, było tylko o krok od zepsucia, cały tłuszcz był zżarty przez sól, a jego zapach, zarówno w stanie surowym jak i po ugotowaniu był bardzo odrażający, nawet po ciągnięciu mięsa przez 24 godziny na linie za rufą statku […]”. Na potrzeby angielskiej marynarki wypiekano specjalny płaski chleb z pszenicy bez dodatku drożdży. Pomimo przechowywania chleba w specjalnych koszach, nie można było go ustrzec przed robakami i pleśnią. Zdaniem R. Forstera ten typ chleba nie był najwłaściwszy dla długich podróży, gdyż powodował zaparcia, dlatego proponował zastąpienie go zdrowszym chlebem żytnim, lub przynajmniej półżytnim, a w ostateczności używaniem mąki pszennej ale grubo mielonej, oraz zalecał używanie drożdży do ciasta. Zabezpieczać przed pleśnią mógłby specjalny wypiek chleba, gdyby duże bochenki pokroić na kromki i te ponownie upiec. R. Forster uważał, że w czasie długich podróży najlepiej sprawdza się żywność łatwa do strawienia oraz posiadająca właściwości przeczyszczające. Z tego powodu marynarka angielska zwykle zaopatrywała swoje okręty w olej, który dodawano do puddingów i którym obficie przyprawiano potrawy. Odpowiadało to załodze, gdyż marynarze lubili tłuste potrawy. Forster ubolewa jednak nad złą jakością oleju dostarczonego na wyprawę. Radzi także, powołując się na opinię Cooka, zamiast oleju używać cukru, który przyspiesza fermentację. Podstawowym produktem wykorzystywanym w czasie drugiej podróży Cooka był biały groch. Niemal codziennie gotowano na obiad zupę grochową. R. Forster chwalił także zwyczaj podawania na śniadanie w angielskiej marynarce płatków zbożowych, a zwłaszcza owsianki.
Walka ze szkorbutem była trudna, głównie z powodu panującego klimatu. Cook wymagał jednak od całej załogi konsekwentnego przestrzegania zasad czystości i specjalnej diety. Polegała ona na regularnym podawaniu załodze bulionu i kiszonej kapusty, jak największej ilości owoców i warzyw, zwłaszcza selerów i cebuli, oraz świeżych ryb i mięsa. Na okręt załadowano także syrop z cytryn i pomarańczy, niestety, lekarz, pan Patron, nie wierzył w jego skuteczność w profilaktyce szkorbutu i syrop był bardzo rzadko używany. Marmolada z marchwii była wynalazkiem niejakiego pana Muzel-Stosch z Berlina, który polecił ją Towarzystwu Sztuk, Manufaktur i Handlu, która to instytucja zarekomendowała to Admiralicji. Kiszona kapusta nie była popularna w Anglii tak jak w Niemczech, Danii, Szwecji czy Rosji, i trudno było zmienić upodobania marynarzy, którzy jej szczerze nienawidzili. Kapitan i oficerowie dawali dobry przykład, spożywając w obecności załogi swoje racje żywności zapobiegającej szkorbutowi. Cook musiał nawet wprowadzić kary dla marynarzy, którzy nie przestrzegali zalecanej przez niego diety. Najczęściej polegały one na pozbawieniu ich dziennej racji grogu. Każdy członek załogi dostawał 1 pintę kiszonej kapusty każdego dnia mięsnego, które przypadały 4 razy w tygodniu. Dni bezmięsne, które przypadały w poniedziałki, środy i piątki, były nazywane dniami banyan, od hinduskich kupców, którzy byli wegetarianami.”
Nawet od tej lektury można dostać choroby morskiej. Ciekawe czy kpt. Cichal ciągnie  za swoim jachtem kotlety na linie?