Zgadnij co gotujemy?
Ponownie nagrodą będzie książka o herbacie, którą możecie zobaczyć na zdjęciu. Im dłużej ją mam i czytam, tym bardziej ją doceniam. Za jej wydaniem stoi najwybitniejszy znawca herbaty nie tylko w Polsce ale i w tej części Europy – Tomasz Witomski.
Zachęcam miłośników herbaty do roboty! Tym razem pytania nie będą tak trudne jak poprzednio.
1 – Herbata na Cejlon (dziś Sri Lanka) trafiła po klęsce plantatorów uprawiających zupełnie inną roślinę; a jaką?
2 – Która herbata zaparzana wielokrotnie zyskuje na smaku – czarna, biała czy zielona?
3 – Herbata ma swój udział w uzyskaniu niepodległości USA; o czym mowa?
I teraz zapraszam wszystkich (halo, Chesel!) do komputerów. Oto adres: internet@polityka.com.pl
Kto pierwszy przyśle prawidłowe trzy odpowiedzi ten otrzyma zapowiadaną nagrodę.
Komentarze
Znam odpowiedzi na wszystkie pytania bez zaglądania gdziekolwiek, ale książkę już wygrałem, więc byłoby brzydko pozbawiac szansy kogoś innego. Ale zwracam uwagę, że drugie pytanie jest lekko podchwytliwe. Trzeba zwrócic uwagę, że herbata, o którą chodzi, zyskuje na smaku przy drugim i trzecim parzeniu, a nie tylko na to, że na świecie bywa wielokrotnie parzona.
Pytania rzeczywiście niezbyt trudne, więc życzę dobrych odpowiedzi i nagrody. Książkę czytam, bo warto, ale mam jedną nie tyle uwagę, co niepewność. Otóż już chwaliłam fotografie w książce – i rzeczywiście – każda fotografia jest piękna; tylko… jeżeli na wielu fotografiach, na ładnych naczyniach i podstawkach prezentowane są próbki herbaty, to jest ładna fotografia, ale żadna informacja. Widzę różnice granulacji, różnice koloru w tej szczypcie liści, ale z pewnością nie rozpoznam ich „w naturze”Trzeba by przejść przynajmniej elementarny kurs towaroznawstwa herbacianego, mieć te próbki zgromadzone razem w zasięgu wzroku i węchu, a tak, to po prostu powielane ładne fotografie.
Nie marudzę – podoba mi się książka, dobrze się ją czyta, wiele można się dowiedzieć. Po prostu pewien wysiłek edytorski zawisł w próżni, a szkoda.
Witam wszystkich bardzo słonecznie.
Chciałam się odmeldować na czas szwedzkiego urlopu.
Mini-zjazdowi warszawskiemu życzę owocnych i smakowitych obrad i szczerze ubolewam, że będą się odbywały bez mojego udziału. Może następnym razem.
Do spotkania na blogu po 27.06.
Będę za Wami tęskniła
Pa, pa – krysiade
Dzień dobry 🙂
Krysiade – miłego urlopowania, wracaj do nas szczęśliwa, wypoczęta i pełna wrażeń 😀
Krysiade, miłego urlopu. Pozdrów ode mnie rzeźby Carla Milesa w Sztokholmie.
Krysiade, udanego urlopu i mam nadzieję, że poznam Cię wkrótce osobiście 🙂 Poproszę Danuśkę o pośrednictwo 🙂
Książki nie zdążyłem przeczytać, studiuje ją Ukochana. Zdjęcia przeglądałem i miałem nadzieję, że w tekście znajdę objaśnienia fotografii.
A propos plantacji, warto zwrócic uwagę, że uprawy, których katastrofa zrobiła miejsce herbacie, też rozpowszechniły się po katastrofie jeszcze innej uprawy. Tyle, że była to katastrofa cenowa, a roślina jest z powodzeniem uprawiana na Cejlonie do dzisiaj.
Pyro – dp Twojej ewidencji. Za 20 dni wylatujemy do Szkocji na tydzień.
do nie dp
Oh, zgubiłam Nemo – gdzieś w Polsce płn-wsch albo na Łotwie albo w Petersburgu, Jotka wybiera się na Dolny Śląsk, a ci, co mają swoje krzaki, tam spędzają cęść tygodnia.Lato.
Pyro- i Nemo gdzieś chyba w Polsce.
Krysiade- zazdraszczam Szwecji,że już nie wspomnę o Osobistym Wędkrzarzu,który bardzo chętnie oddałby się łowieniu ryb przez cały długi
miesięc albo nawet dłużej.Bawcie się dobrze !
Alicjo, odnośnie Twojego wczorajszego wpisu na temat kasku rowerowego to muszę Ci powiedzieć, że wzięłam sobie Twój wpis do serca.
Mój syn również świetnie jeździ od lat na rowerze a kask zawsze wydawał mi się odpowiedni dla powiedzmy „młodszych dzieci” ale już w tamtym roku pomyślałam, że warto byłoby ten kask zakupić.
Twój wpis mnie przekonał :), plus zdjęcie :(.
Przy okazji
http://polskanarowery.sport.pl/msrowery/1,105126,9530873,Piata_Masa_na_Autyzm_juz_21_maja___dolacz_i_pomagaj_.html
Pozdrawiam
Kochani bardzo dziękuję za życzenia skutecznego urlopowania.
Już za Wami tęsknię.
Alino – ja również poznam Cię z radością.
Witajcie,
Książkę mam w wersji angielskiej, więc również nie biorę udzialu w konkursie.
Pyro,
Do wakacyjnych statystyk dodaj Ukrainę, we wrześniu wybieramy się na Krym. W drodze powrotnej planujemy zahaczyć o Moładwię, Rumunię i Węgry (tokajowi nie odpuszczę!).
Przypomniał mi się przypadek aktorki Natashy Richardson żony Liama Neesona która zmarła po niegroźnym upadku na nartach w Kanadzie na skutek urazu głowy.
Dla Krystyny: http://www.lwowiak.republika.pl/
Quiz rozstrzygnięty. Zwyciężczynią jest Barbara (proszę o adres pocztowy, by wysłać książkę). Gratulacje! A odpowiedzi są następujące:
1 Kawa:
2 Zielona;
3 W Bostonie farmerzy przebrani za Indian zatopili transport herbaty, który przypłynął z Angli i to był powód do wojny z koroną brytyjską.
Za tydzień do wygrania prezentowana wczoraj nasza książka.
Marzeno,
w Kanadzie dzieci i młodzież do lat 18-tu mają OBOWIĄZEK mieć kask na głowie, kiedy jeżdżą na rowerze, rodzic za przestrzeganie tego odpowiada. Zdaje mi się, że to się różni między prowincjami, ale generalnie – jest taki wymóg i w razie draki płaci się karę.
Wprowadzono ten obowiązek już za moich czasów tutaj. Dorosłych nikt nie zmusi, ale powiem Ci, że rzadko spotkasz tu rowerzystę bez kasku. Bardzo popieram i wiem, co mówię. Jerzor, niechby goły, ale bez kasku nie wsiada na rower, ale tu się sprawdziło dopiero „jak się nie potłucze, to się nie nauczy”.
Pasy bezpieczeństwa w samochodzie – mam to we krwi, wsiadam do samochodu i automatycznie zapinam pasy, odruch, a w Polsce czasami słyszę – e, tam…nie musisz zapinać, przecież jeździmy po mieście 😯
Właśnie w miastach jest najwięcej wypadków 🙄
Wypadek Natashy – córki Vanessy Redgrave, niezapomnianej Isadory Duncan z filmu „Isadora”(pamięta ktoś?) był niby „banalny”, ale nigdy nie wiesz, w co i jak się uderzysz, upadając. Wystarczy kamyk na prostej drodze.
Natasza podobnie jak Jerzor uważała, że nic jej nie jest, ot, walnęła sie w głowę, i nikt jej nie zmusił, żeby jednak dała się lekarzom zbadać. Jerzor nie miał wyboru, bo pogotowie zgarnęło do z jezdni, musieli mu też zeszyć rozcięcie niewielkie z tyłu głowy, ale potem cały czas uważał, że wszystko z nim jest w porządku, tymczasem miał poważne wstrząśnienie mózgu i wewnętrzne krwawienie (na szczęście małe), którego trwały ślad pozostał.
Z urazami głowy nie ma żartów, osoba, która *dostała w łeb* często nie zdaje sobie sprawy, co wyrabia. Zeszyli mu ten łeb, a on na szpitalnym łóżku leżąc wydał mi dyspozycje – ja tu trochę poleżę, a ty idź do domu i ugotuj obiad, przyjadę jak zwykle, na czwartą 😯
Na czym przyjedzie, na kozie?! Wszak rower w ósemkę…
Wpół do piątej, ale tak mi się obudziło, o…
Idę dospać 🙄
Witam serdecznie i wyjaśniam, ze uśmiałam się z widoku dzieci w kaskach, które mają niby zabezpieczyć je przed urazami głowy w domu. Z takich pomysłów wolę się śmiać niż …….
Przepraszam za zamieszanie, postaram się już ciemną nocką nie pisać, skoro nie potrafię o takiej porze jasno i czytelnie pisać z czego się śmieję. 🙂
Wspaniałego dnia Wam wszystkim życzę. 😀
No i sie nie udało… Nie dość, że zaspałam do pracy, przegapiłam konkurs, to jeszcze jestem przeziebiona.
Musze zrobić sobie dobrej herbaty z cytryną, a ksiązkę o herbacie kupic.
Gratulacje dla Barbary!
dla ewidencji, ja nie wybieram sie nigdzie, uzywam kasku na roverze w Bostonie a herbaty nie lubie
Asiu, a capello, yurku,
dziękuję bardzo za wszystkie lwowskie informacje, podpowiedzi i fotografie.
Zwłaszcza ciekawe są wspomnienia Lwowa sprzed 20 lat. Pewnie dużo przez ten czas zmieniło.
Mam nadzieję, że i tam będę mogła wypić dobra herbatę.
Gratuluję Barbarze i przechodzę do marudzenia. Spodziewałem się, że z tym pytaniem będą kłopoty, bo zdania na świecie sa podzielone. Najciekawszą w wielokrotnym parzeniu jest herbata czerwona, która jednak nie brała udzialu w konkursie. Parzy sie ja trzykrotnie, a kw każdym parzeniu oddaje inne składniki, więc ocena, który napar najlepszy jest sprawa bardzo subiektywną. Herbata biała też jest patrzona trzykrotnie, zaś prawa oceny, który napar najlepszy tez jest sprawa indywidualną. Najwięcej kontrowersji jest wokół herbaty zielonej. Gospodarz ma na ten temat niewątpliwie wiedzę profesorską i trudno mi polemizować. Jednak poza Sri Lanką są całe traktaty na ten temat. W chinach parzą herbatę zieloną wielokrotnie, ale w sposób, który u nas chyba nie jest stosowany. Do dużego czajnika wsypują 5-6 razy więcej listków herbacianych, niż trzeba do sporządzenia naparu dla osób, które mają pić herbatę. Zalewają ilością wody niezbędna do napełnienia czarek obecnych osób i parzą na tyle krótko, żeby herbata nie była zbyt mocna. Rozlewają, a po wypiciu powtarzają zalewanie i nalewanie. I tak tyle razy, ile wypadnie. To nie do końca jest wielokrotnym parzeniem tej samej herbaty.
W wielu krajach herbate zieloną parzy się trzykrotnie, lecz drugi a nie trzeci napar jest uważany za najlepszy. Drugi na pewno jest lepszy od pierwszego – krótko parzonego i najczęściej wylewanego. W Maroku na przykład pierwszy napar zielonej herbaty jest uważany nie tylko za marny ale i do tego niezdrowy.
Wracam do herbaty białej, która jest niezwykle delikatna, więc trudno sobie wyobrazić, że drugi napar może byc lepszy od pierwszego. A jednak jej koneserzy o bardzo wyostrzonych kubelkach smakowych i wyjątkowym powonieniu uważają, że w pierwszym naparze czuć jeszcze składniki, które zakłócają odczuwanie tych elementów najszlachetniejszych. Przekonywali mnie o tym Chińczycy. Porównałbym to z odlewaniem pierwszego, drugiego i trzeciego wrzątku z gotowania muchomorów jadalnych. Inne proporcje i inne składniki, więc tam wystarczy odlać raz i to bez zagotowania.
Ależ miła niespodzianka z samego rana. Bardzo się cieszę i bardzo dziękuję 🙂 Gospodarzu miły, adres wysłany. Herbatę bardzo lubię, choć nie mam takiego ukochanego gatunku. Pijam często, zawsze zaparzoną w czajniczku, dolewaną po troszku do ulubionej filiżanki, wyłącznie gorącą 🙂
Barbaro gratuluję serdecznie .. 🙂
Krysiude wspaniałego bimbania … 🙂
Marek cichcem przemycał pod wczorajszym wpisem informację, że wyjeżdża ale Pyra wyłożyła kawę na ławę .. 😉
Danuśka odpisałam .. ja niestety w sobotę w gości idę na godz. 13 i niestety nie będę na targach .. szkoda, że w niedzielę nie ma spotkań z Basią i Piotrem ..
Chesel, życzę zdrowia. A książka może jeszcze kiedyś się pojawi. Na pewno warto ją mieć i czytać. Założyciel firmy Dilmah miał szczęście zostać wybranym w 1930 roku (nie jestem pewien, czy to rok wyboru czy urodzenia) do przejścia w Anglii studiów herbacianych, które pozwoliły mu po powrocie zająć się tym interesem. Nie znalazłem jednak informacji, kto wybierał i w jakim trybie. A są to dla mnie informacje interesujące. Może Gospodarz coś wie na ten temat.
W poweekendowym zamieszaniu zapomniałem podziękować za tę książkę i za poprzednią – rosyjski kryminał, który już przeczytała Ukochana i ja po niej. Kryminał przyszedł w czwartek, dzień po środowym konkursie. Nasza poczta stara się rehabilitować. Herbata przyszła w poniedziałek, za to z miłymi dedykacjami. W zasadzie nie czytuję kryminałów, jednak te otrzymane w nagrody, owszem. Rosyjski nawet niezły, dobrze się czyta. Nie znam radzieckiej milicji. Miałem trochę kontaktów z litewską w parę lat po usamodzielnieniu. Litewska bardzo przypomina naszą. Książka wyraźnie tę instytucję idealizuje, choć narrator zastrzega, że opisywany przez niego wydział jest wyjątkowy pośród normalnej korupcji i niechęci do działania bez szczególnego przykazu.
Niechęc policji do działania bez przykazu nie jest kwestią lenistwa. To też sprawa demoralizującego korzystania z informatorów ze świata przestępczego. Najłatwiej wykryć sprawców dzięki informatorom. Ale sięganie do nich w każdej błahej sprawie, to murowana szybka dekonspiracja. Wobec tego zostawia się ich na specjalne okazje.
Podobnie działają wojskowi. Znane są przypadki świadomego poniesienia strat wojennych, których można było uniknąć dzięki informacjom szpiegowskim, ale czekano na lepsze okazje wykorzystania, żeby przedwcześnie źródła nie dekonspirować. Czasami tylko swój bałagan w ten sposób usprawiedliwiano. A meldunki od szpiegów i informatorów kryminalnych najlepiej się czyta przy dobrej herbacie. Kryminalne przy czarnej, a szpiegowskie przy zielonej z drugiego parzenia.
Gratulacje dla Barbary! 🙂
Basiu – gratulacje.
Właśnie skończyłam nabijać szaszłyki na bagnety ( w tej roli nieużywane od dawna druty od drutowania po Rybie). Tak więc będziemy jadły szaszłyki z piekielnym sosem i ogórkami konserwowymi, papruką i grzybkami marynowanymi.
Ja też w sobotę w gościnie u Zosi, potem imieniny syna, imieniny córki, urodziny małżonki. Wszystko w ciągu niecałego tygodnia. Muszę zacząć picie siemienia lnianego z oliwą na przemian, żeby się przygotować.
Jolinku, Stanisławie, dziękuję. Stanisławie a Tobie gratuluję tak wszechstronnej wiedzy i chęci dzielenia się z nami. Wcale nie nazwałabym tego marudzeniem, w żadnym razie 🙂
Na poniedziałek i wtorek biorę urlop i w niedzielę rano jedziemy na wieś. Trzeba się też w jakieś bagnety wyposażyć do użycia na grilu.
Dziękuję, dziękuję 🙂 🙂 🙂
papruka=papryka
…na szpadach podawano wyborne mięsa w restauracji brazylijskiej, którą często odwiedzaliśmy w Meksyku. Po środku był wielki bar sałatkowy, gdzie każdy mógł sobie własną kompozycję zieleniny czy warzyw ułożyć, a przy stolikach goście wyposażeni w tekturowe plakietki, za pomocą których wyrażają ochotę na kolejną porcję mięsiwa lub też rezygnację z dokładki. 4 Mięsa były świetnie doprawione i opieczone na grillu. Do popicia serwowano głównie piwo, choć nie wyłącznie. Za konsumpcję płaciło się stałą stawkę, dla pań niższą 🙂
Barbaro- gratulację i życzę miłej lektury,rzecz jasna przy filiżance dobrej herbaty 🙂
Restauracja brazylijska,gdzie mięso podawana jest na szpadach jest też
w Warszawie : http://www.churrasco.pl/
Może się wybierzesz z Drogim Małżonkiem i powspominacie stare,dobre czasy ?
W wiadomych skrzynkach poczty targowej ciąg dalszy.
Znam 2 restauracje argentyńskie – jedną w Gdyni, drugą w Sopocie. Nie podają na szpadach, ale serwują kolejne porcje mięsa w zastraszających ilościach. Mozna wybrać zestaw albo dania z menu. Mięso jest dobrej jakości, ale do przyprawienia można mieć sporo zastrzeżeń. Nie, żeby było niesmaczne, ale nie jest to to, czego byśmy chcieli się spodziewać. Dla żarłoków ale nie dla smakoszy.
Danuśko 🙂 słaszałam o tej restauracji, kto wie, może kiedyś…
…a na razie u mnie chłodnik uproszczony – czyli sok buraczany wymieszany z jogurtem, z ogórkiem świeżym, drboną dymką i furą koperku, mały ząbek czosnku do smaku. Młode ziemniaczki, kalafior i jajko sadzone 🙂
Barbaro, gratuluję wygranej 🙂
Wszystkim wybierającym się na nieznane i znane ścieżki wakacyjne udanych spotkań z urlopową przygodą życzę. I nie zapominajcie o clou jakichkolwiek wypadów – kulinarnych doznań.
Barabrze gratulacje.
Długi deszczowy tydzień nam nastał. Mokro. Bardzo mokro. Wieje. Zawiewa. Zimno. Oj, bardzo zimno – najzimniejszy dzień od 40 lat.
Ja tam nie urlopuję, ja się dogrzewam. I „łoram”. Skibki terabajtów przerabiam pracowicie.
„Łoracz” od siedmiu boleści
Echidna
Barbaro-też robię taki uproszczony chłodnik,głównie dla siebie.U mnie
w domu nie bardzo chcą jesć chłodniki 🙁
5555 taki kod. Ciekawe, czy przejdzie. Chłodnika zazdroszczę, nawet uproszczonego. To nie specjalność Ukochanej.
Basiu, zdążę jeszcze do Ciebie na obiad? Bardzo przyjemny zestaw!
Rozmroziłam mielone z szynki i grzyby, zrobię paprykę faszerowaną powyższymi z dodatkiem kaszy i podsmażonej cebulki. Większość zamrożę, oczywiście, bo sama dziś jestem do tego obiadu.
Do wakacyjnej ewidencji: pływam w lipcu! Szkocja, Szetlandy, Stavanger – wszystko na S…
Nisiu-piękne plany 🙂
U mnie w domu chłodników nie jedzą i kolorów nie odróżniają.
Przynajmnie niektórzy?
Osobisty dostał za zadanie kupić zwykły plastikowy stół na balkon w kolorze ZIELONYM. Mamy już zielone krzesła, więc dlatego inny kolor nie wchodził w grę.Wcześniej zrobiłam rozpoznanie-powiedziałam,gdzie ma się udać.Wyjaśniłam,że są tam do wyboru 4 kolory,ale wiadomo,dla nas tylko zielony.Miał zatem kupić,zmontować i postawić na balkonie.Wracam do domu i co widzę :GRANATOWY stół obok zielonych krzeseł.Kiedy kupował był przekonany,że wybrał właściwy kolor.Kiedy postawił obok krzeseł okazało się,że coś jest nie tak.Wymienić nie można,Ukochany Daltonista wyrzucił paragon.Co miałam zrobić,przykryłam obrusem i udaję,że nie widzę granatowych nóg 😉
Nisiu – lubisz żółcie? Mam piękny, żółty kolor od tego zazdraszczania….
Chłodnik będzie jutro, ale taki solidniejszy – z jajkiem na twardi o plasterkami kiełbasy, oczywista oczywistość, że gęsty od koperku siekanego. Zrobię dużo i może starczy na dwa dni. Ja nawet lubię tqaki wczorajszy „przegryziony” w lodówce. Tylko rzodkiewki wrzucam jak grzanki – świeże na talerz, żeby się nie zeszmaciły.
Nisiu- właściwie powinnam napisać Super Sprawa ! Też na S !
Przeczytalem menu tej brazylijskiej restauracji Churrasco i lekko sie rozczarowalem, bo wyglada na bardzo spolszczone. Pewnie musza sie dostosowac do upadoban lokalnego rynku. Jak na razie to najlepsza brazylijska restauracje odwiedzilem w Calgary na zaproszenie YYZ. Zdaje sie, ze on kiedys umiescil na blogu swoje zdjecia z tego lokalu. Jak sobie przypomne te rozne rodzaje mniej lub bardziej pikantnych i soczystych stekow to juz od rana nachodzi mnie apetyt.
Zgaga wspomina wypadki w domu co mi przypomnialo szkolenie BHP w mojej firmie. Okazuje sie, ze statystycznie najwiecej wypadkow jest w domu, bo to i ze schodow mozna spasc, poslizgnac sie na mokrej podlodze czy w wannie, oblac chemikaliami itd itp. Ta instruktorka BHP tak nas wszystkich nastraszyla, ze az strach bylo wracac do domu. Nawet jak teraz siedze przy komputerze to nie jestem bezpieczny, bo najczestszym wypadkiem przy biurkach jest zaplatanie sie w kable od komputera, co prowadzi do upadku i zlamania nogi lub reki. Jak juz wszystkich ostrzeglem to polecam teraz lyk herbaty na uspokojenie, bo jak juz spiewali Starsi Panowie na wszystko najlepsza jest domowa herbatka:
http://www.youtube.com/watch?v=WvIMROVv5m4
dla wielbicieli rabarbaru … jak by mi ktoś upiekł też bym zjadła … 🙂
http://stokolorowkuchni.blox.pl/2011/05/Migdalowe-ciasto-z-rabarbarem.html
Tylko statek na D.
Ale i tak go kocham nad życie.
Tego statka, się rozumie.
Basiu dobry pomysł z tym chłodnikiem .. wszystko mam to dzisiaj będzie i na jutro …
a ja nie mam planów wyjazdowych .. co będzie to będzie ..
dzisiaj wreszcie mogłam się na balkonie poopalać .. 🙂
Korekta: w Calgary to byl oczywiscie YYC (a nie Z)
Danuśko, po kolory nie wysyła się mężczyzn. Nawet malarza sie nie wysyła.
Nisiu, rozumiem, że jacht jakiś będzie. Akweny na jacht cudowne krajobrazowo, ale pogoda nie zawsze dopisuje. Szetlandy znam tylko ze zdjęć zrobionych przez Córeczkę. Są olśniewające, w tym cudowne ptactwo. Szczególnie maskonury zwane tam puffinami. Zazdroszczę
Jej!
Ludziska juz jada na wakacje! Zazdraszczam.
Udaje sie do moich zajec.
Buziaki,
o, Nisia amatorka mojego chłodnika, a i Stanisław zazdraszcza 🙂 za późno się pochwaliłam, no i nie dość, że uproszczony, to zrobiłam tylko dwie miseczki. Żebyś Ty Nisiu zechciała do nas wpadać jak przelatujesz przez Warszawę, to nie tylko chłodniczek… 🙂
Wszystkim piękne dzięki za gratulacje 🙂
U mnie na wsi na chlodniki jeszcze jest za wczesnie, przechodzimy swinskim truchtem na nalesniki. Dzieki Wam Kochani mam przepisy na wsady skolko ugodno.
Buziaki,
Stanisławie, jacht jak jacht…
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/StatekNaD#
Wau, to wygląda znajomo. Moi znajomi, Jacek i Luda G. płynęli tym jachtem jak jachtem do Petersburga, skąd Luda pochodzi, więc może byliście razem. Gdzie trzeba mieć chody, żeby się na takie Szetlandy i inne na S załapać?
Barbórko, gorące gratulacje. 😆
ROMku, masz rację, z różnych badań wynika, że lepiej w ogóle nie przebywać w domu. Czytałam kiedyś i takie, które powiadały, że około 80% zbrodni w afekcie dokonywanych jest w domach. To takie luźne skojarzenie z lekturą kryminałów. 😉
Poważnie mówiąc, to wypadki w domu – o ile nie są spowodowane nagłym omdleniem lub zawrotem głowy – spowodowane są ludzką bezmyślnością. Jakbyśmy dziś określili, byłam dzieckiem z ADHD i miałam kilka przykrych wypadków ale ani jednego w domu (będąc poza zasięgiem wzroku Rodziców) a to zawdzięczam mojej myślącej Mamie, która potrafiła wyciągać wnioski z własnych i „cudzych” doświadczeń. Co dziwne i ja bez szemrania stosowałam Jej rady w sprawie oczu naokoło głowy. 😉
Jeśli chodzi o herbaty, to niestety ja preferuję kawę, kwaśne mleko i wodę mineralną.
Krysiade i pozostałym podróżnikom życzę szczęśliwej wyprawy, pięknej pogody, wspaniałych wrażeń i smakowitego rozbestwienia. 😀
Szaszłyki zaliczone i porcja lodów też. W moimprzypadku na specjalną prośbę Młoda przyniosła mi śnieżkę – śmietankowy w 2 wafelkach. Teraz parzy mi się mięta w kubku, bo to zawsze mięsa pieczone lepiej popić gorącą mięta
Za chwileczkę przyjmę pozycję horyzontalną i utnę sobie 40 minut drzemki. Stosuję to ostatnio regularnie – drzema, niebyt długa, ale pozwala odpocząc gnatom.
Stanisławie, nie trzeba mieć chodów, tylko trzeba się skontaktować z Działem Armatorskim Akademii Morskiej w Gdyni i wykupić rejs. Ty masz, jak się zdaje, blisko? To możesz nawet nie zaglądać na stronę, tylko zajrzeć do Akademii.
Oczywiście, trzeba się dostosować do programu rejsów Daru, który jest zazwyczaj na początku każdego roku gotowy.
Twoich znajomych nie spotkałam. W Pitrze byłam dwa lata temu – były dwa rejsy, dla dziennikarzy i w ramach Tall Ships’ Races. Ja byłam w tym drugim.
Wau, to wychodze z domu zeby przezyc dzisiaj. Moze jutro wroce po pare rzeczy. Rozbije namiot, bedzie bezpiecznie, trawnikow nie brakuje 🙂
Pojde chyba na brazyliskiego grila, mam 100 metrow od pracy a jutro chlodnik Barborkowy z soku od wlasnie otrzymanych burakow. Reszta skaldnikow zakladam do smaku wiec o ilosci nie pytam?
Wau, the sun is out, over 🙂
Ja powiem tylko, że pod koniec czerwca wylatuję za Ocean i więcej nic nie powiem, a co!
Ląduję w B. jadę do S, a wylatuję z G. Żeby utrudnić, wszystko w trzech różnych krajach, a co po drodze będę robić, też nie powiem 😉
A tak przy okazji, przejrzałam prasę i żal mi Międzynarodowych Targów Książki. Przykre te sarpacki (copyright Owczarek Podhalański) między organizatorami, wydawcami i tak dalej. U mnie dumnie wisi na korkowej „tablicy ogłoszeń” przy komputerze ubiegłoroczna stała karta wstępu na 55-te Targi. Się potargali 🙁
Jakie ladne zdjecie. Niestety nic nie pasuje rejsowo dla nas. Moze kiedys sie zgra wakacje z programem rejsow 🙂
http://www.am.gdynia.pl/html/armator/fotogaleria/foto10.php
Statek widmo 🙂
Chlopaki szukaja Nisi przez ktora spac nie moga mnisi 🙂
http://www.am.gdynia.pl/html/armator/fotogaleria/foto69.php
Jeszcze o kaskach – powinnam zupełnie co innego napisać pod wpisem Zgagi, ale zawsze na myśl przychodzi mi wypadek Jerzora, bo był dość dramatyczny i konsekwencje inne.
Otóż latorośl, będąc blisko lat 2, stał sobie obok fotela – rzecz się działa w Austrii, w hotelu. Fotel w hotelu (łamaniec językowy trochę) był bardzo prosty i miał drewniane poręcze, pod takimż prostym kątem. Stało sobie pacholę i stało przy fotelu, i nagle mu się nóżka omsknęła była i tyłem głowy (dokładnie tam, gdzie J. po latach) uderzył w kant trójkątny, tam poręcz się załamywała. Czy ja to jasno opisuję?
Dziecko wstało, towarzystwo siedzi, a ja nagle widzę, krew tryska z pukli. Zatamować trzeba, myślę, rozpatruję się w tych puklach i palcami wyczuwam, że to tryska i pulsuje, ja sobie z tym rady nie dam. Biegiem szpiltal w Muzzuszchlagu (Pan Lulek by wiedział, gdzie), pozszywali, ale na wszelki wypadek trzymali 2 dni na obserwacji. Bogu dzięki, że to nie było z rozpędu, ot, fiknął koziołka nieszczęśliwie tak, że przecięła się ta żyłka akurat. I stary, i Młody tak ma 😉
I tu a propos wpisu Zgagi – faktycznie, gdyby wtedy miał kask na głowie! Ale kto mógł przewidzieć 🙄
O tym pewnie juz też opowiadałam, jak znam siebie…
Czy ktos łaskawie wykopie mnie do roboty? Będę wdzięczna!
Alicja – do roboty biegiem marsz! – nie taka ze mnie zła koleżanka – chcesz – wykopałam.Moje pachole bez trudności wsadziło siebie i swoje pukle między dwie drewniane tralki na klatce schodowej. Wsadzić, wsadził. Przy wyciąganiu było 5 dorosłych osób w różnym wieku, a tato pacholęcia już leciał po ręczną piłkę, żeby tralkę wyciąć. Malec się widać przestraszył, że to jego będą podcinać -i – jskoś dał się odwrócić i lebek wyciągnął. Miał talent do takich wypadków, wywrotek na równej drodze, spadania z gałęzi, łamania obojczyka itp. Rozwalił się w 2 albo 3 klasie na żużlu. Krwawiące, brudne, płączące dziecko zawiozłam na pogotowie chirurgiczne. Przechodził korytarzem jakiś chirurg „O – ucieszył się wyraźnie – Staś nas odwiedził) Tak często tam lądował, że lekarze rozpoznawali go bez pudła,imię pamiętali..
Barbaro, gratulacje!
Przy okazji pozwol ze Cie zapytam, czy do Twojej wykwintnej horchaty zamiast mielic ryz samodzielnie, moge uzyc ryzu zmielonego (cos w rodzaju grysiku bez zadnych dodatkow)?
Barbaro – serdeczne gratulacje! Przepraszam że tak późno, ale w pracy rzucam okiem z doskoku. Na porządną lekturę przyjdzie czas w domu.
Stanisławie – czyżby Marinina?
Ewo, ze wstydem przyznaję, że nie popatrzyłem ani na tytuł ani na autora. Ale katem oka musiałem zauważyć, bo już jestem pewien, że Marinina. Właśnie przypomniałem tytuł – Kolacja z zabójcą
Witam.
JR to się ma rozpływać w ustach. Zacznij bez dodatków a póżniej dodawaj wg smaku.
Przepis z programu Esencja smaku Emerila.
Ryż zmielić w młynku lub blenderze. Przy wykonywaniu tej czynności nie należy się spieszyć. Im lepiej będzie zmielony ryż, tym lepsza będzie sama horchata. Zmielony ryż przenieść do miski lub dzbanka. Dodać migdały, cynamon i skórkę limonki. Dolać 3 szklanki ciepłej wody, przykryć i zostawić na noc. Następnego dnia napój przelać do blendera i wszystko dokładnie miksować, aż do momentu uzyskania gładkiej konsystencji. Dodać 2 szklanki zimnej wody i ponownie zmiksować. Napój powolutku odcedzić przez sitko wyłożone 3 warstwami gazy. Delikatnie przyciskać, tak by nic się nie zatkało. Im wolniej i dokładniej napój zostanie odsączony, tym będzie gładszy. Przelać do dzbanka i dolać 2 pozostałe szklanki wody, wymieszać do uzyskania gładkiej konsystencji. Do smaku dodać cukier i ekstrakt wanilii. Przykryć i wstawić do lodówki do schłodzenia. Podawać z lodem.
Dzieki Yurek,
Chcialam na skroty pojechac bez kasku, ale nie da rady …
jeszcze raz serdecznie dziękuję za gratulacje, to bardzo miłe 🙂
Jolly Rogers – nie mam pojęcia czy taki grysik będzie dobrą bazą do horchaty. W większości przepisów zalecają to mielenie ryżu. Wydaje mi się, że spore znaczenie ma pył powstający w czasie mielenia, co daje większe nasycenie mieszanki. Ale to takie moje odczucie. Nie wiem jak by się sprawdziła ta kaszka ryżowa. Pewnie trzeba spróbować 🙂 A co masz na myśli pisząc „bez żadnych dodatków?” Jakieś dodatki chyba niezbędne, choćby cynamon?
Przeczytałam, że ten napój można także przyrządzić ze zmielonych nasion melona, także często z cynamonem i migdałami 🙂
…widzę, że Yurek już podpowiedział w sprawie horchaty 🙂 a ja jeszcze o dodatkach, nie upieram się, to oczywiście kwestia smaku, co kto lubi 🙂
Jolinku, w tym przepisie rabarbarowym ciekawostka – ziarno tonki! To coś nowego dla mnie, już poszukuję!
ogonek
Horohata ma pochodzenie staroegipskie. Poprzez Azję, Europę wylądowała w Meksyku z konkwistadorami.
Zaczynam dostrzegać plusy matur,które trwają w dzisiejszych czasach prawie cały maj.Jak już donosiłam niedawno przed jednym z egzaminów latorośl poznawała tajniki brydża,co jak wiadomo,przydaje się w życiu.
Dzisiaj zabrała się za robienie razowych bułeczek.Kolejny egzamin dopiero 18 maja,zatem spoko 🙂
Sprawozdam oczywiście ,jak smakowały bułeczki.
W ramach działań wychowawczych byłam dzisiaj z moją maturzystką
u blacharza.Dziecina zdziwiła się bardzo,że sklejenie plastikowego zderzaka
wraz z malowaniem będzie kosztować całe 700 zł.
Zderzak został,uszkodzony, jak się domyślacie ,przez moją kochaną córę,
bardzo dumną z posiadania prawa jazdy.
Danusiu, zajrzyj proszę do ‚skrzynki’ 🙂
Czy ktoś używał już tonki?
Małgosiu- do rzeczonej skrzynki mogę zajrzeć dopiero jutro rano.
Tonki nie używałam i nie wiem,kto zacz 🙁
Aaaa – właśnie do mnie dotarło, ze Wasza horchata to od dawna znana na naszych stołach orszada… Różne panie Ćwierczakiewiczowe podawały przepisy.
Nisiu – orszada jest z samych migdałów (w tym kilkunastu gorzkich) raz w życiu zrobiłam, bo dostałam tak dobrze licząc ze 3,5 kg migdałów. Orszadę zrobiłam i marcepan. Przysięgłam, że nawet gdyby mi migdały w ogródku rosły, to więcej w życiu marcepanu trzeć nie będę./
Co mam robić? Tonka jest niedopuszczona do sprzedaży w niektórych krajach ze względu na kumarynę. Nic, to podpieram się wanilją.
Nasiona tonkowca to znany afrodyzjak, a zatem pustelnikom może jedynie poprawić smak creme brulee. Od kumaryny nie ma ucieczki, zwłaszcza w Polsce. Unijna maksymalna dawka to 2 mg/kg produktu, a w większości mielonego cynamonu wynosi ona ponad 2000 czyli groźba marskości wątroby bez przyjemności picia żóbrówki. Kumaryna w trawce to idealne wyjście z sytuacji. To kumaryną siano pachnie. Na zdrowie 🙂
Barbaro – Gratulacje 🙂
Stanisławie – W zeszły piątek Merrill Fernando obchodził swe 81 urodziny. W 1950 roku Cejlon uzyskał niepodległość, ale Anglicy nadal twierdzili, że Cejlończycy spożywają zbyt dużo curry by odróżnić herbatę od kawy. Podejrzewam, że wysyłka sześciu młodzieńców do Londynu odbyła się na zasadzie – trudno się mówi, trzeba im coś oddać, na otarcie łez. Łut szczęścia dla pana Fernando.
Barbaro, ten grysik/ maka ryzowa jest w czystej postaci bez zadnych dodatkow. Dodatki do napoju jak cynamon, wanilia, migdaly itd jak najbardziej :).
Pyro,
Ja mialam tez dobrze! Moje dziecie bylo bardzo znane na pogotowiu… a razu pewnego to ja wycedzilam w polotwarte drzwi. Owinelam czolo czyms tam, wzielam malote pod pache i pojechalam we wiadome miejsce, pielegniarka obwiescila: to nie Kuba, to jego mama, i wtedy doszlo do mnie, ze jestesmy znani i juz.
Co do kaskow to bardzo sie ciesze z tutejszego prawa. Ma byc na lbie i juz!
Buziaki,
Tonka mi się kojarzy z samochodowymi zabawkami mojego już dosyć starego Młodego 🙄
Acha – korekta planów wyjazdowych, już zabukowanych (kol. Jerzor dobił targu).
Wylatuję (na mietle) 22-go czerwca nie do B. a do H. a stamtąd jak wyżej.
Wracam 13-go lipca z G. 😯
Podobno trzynastka jest szczęśliwa.
Przez parę godzin byłam zanurzona w pracach wewnątrzdomowych, na chwile się wynurzyłam i powaliło mnie „życia straszliwe piękno”*, tak ciepło i wspaniale jest na ogródku!
Wracam do zajęć
*
http://wiersze.doktorzy.pl/dziwic.htm
Orszada, o której piszecie nie ma nic wspólnego z horchatą. Horchata czyli oryginalna orszada hiszpańska jest robiona z tartych migdałów ziemnych, które poza nazwą nie mają związków z migdałami. Nie wiem, które składniki są lepsze, oba rodzaje mi smakują. Horchata jest w smaku bardzo specyficzna. Tarte migdały ziemne od razu z odpowiednimi dodatkami można kupić w Hiszpański za niewielkie pieniądze. W Andaluzji nie udawało mi się horchaty znaleźć, w okolicach Walencji występuje masowo.
Dzięki Alicjo za przypomnienie piosenek Kofty. Ilekroć o nim myślę, przychodzi mi do głowy kapitalne i bardzo ciepłe wspomnienie jego bratowej, Krystyny Kofty. Wiadomo o nim powszechnie, że balował ostro, co nb było przyczyną tego, że tak wcześnie przestał się dziwić. Prcz tego serce miał złote, był powszechnie lubiany i znany z obiecywania. Lubił kumpli – artystów i już. I jak tu takiemu lubianemu odmówić tekstu? Dobra, zrobię. Wydawca się ipominał – dobra, zrobię, Gruza dzwonił itd itp. Naobiecywał całemu SPATiFOWI i dwom Estradom i Telewizji, ale przecież balował. W efekcie, mówi p. Krystyna, dzwonek do drzwi, a poeta spod stołu, gdzie się schował : „Nie ma mnie w domu od wczotaj”
ORSZADA wg Wincentyny Zawadzkiej
40 dkg migdałow w tym kilka gorzkich ubić mocno w moździerzu, zalać trzema szklankami wody, i wycisnąc raz przez serwetę, następnie jeszcze rozbić migdały i drugi raz zalać trzema szklankami wody i drugi raz wycisnąc. Osłodzić do smaku i podawać bardzo zimne.
Czyli 40 dkg migdałów na 6 szklanek napoju.
Ja tam dziwić się nie przestaję. Bo potem będzie po mnie 🙄
Placku – dziękuję 🙂
Pyro, może zamiast pracochłonnego ubijania w moździerzu, można takie migdały potraktować malakserem?
Barbaro – ja mieliłam ręcznym młynkiem i z orszadą nie było kłopotu (tylko drogie cholerstwo, jeżeli kupować migdały i trochę nijakie). Natomiast ucieranie migdałów nawet zmielonych z cukrem i białkami, to robota dla tego, kto ciężko zgrzeszył.
Frida też robiła horchatę (z ryżu) 🙂 ale czy mięso ze szpady jadła nie wiem. Natomiast pichciła z wielkim zamiłowaniem, uwielbiała przyjęcia, gości i fetowała wszystkie okazje jak rok długi, preferując kuchnię meksykańską.
Pod koniec dnia chwila czasu by przejrzec wpisy. Wyglada na to, ze w czerwcu moge wpasc na Alicje, bo ona leci do B., potem S., a na koncu G. Ja zas w koncu maja lece do W. w czerwcu bede w S., a potem polece do B.
ROMku,
sama sobie zasznurowałam gębę, ale z wszystkiego się wyspowiadam w stosownym czasie 😉
Romku, jak wyszły szparagi?
W sklepach duzo bialych peruwianskich szparagow. Pewnie wylecialy z samolotu, ktory lecial do Polski 🙂
Inkowie wzieli sie za produkcje szparagow. Co z tego bedzie?
dzień dobry ..
Alicjo a dlaczego sobie karę narzuciłaś i takie tajemnice z wyjazdem …
już się cieszę z Waszych wyjazdów .. tyle sprawozdań będzie a ja jak Pani Czubaszek nigdzie nie pojadę a wszystko będę wiedziała … 😉
ile ja się naszukałam ostatnio skąd się biorą te fruwające po domu robaczki z jedzenia .. i okazało się, że orzechy włoskie ładnie wyglądające w koszyku na parapecie zapuściły się i zrobaczywiały .. a wydawało mi się, że w skorupkach lepiej przetrwają ..
tonka w takim razie nie dla mnie .. ograniczyłam cynamon bo dbam o wątrobę .. 😉