Obrona kobiet
„Nauka gospodarstwa domowego w ściśle oznaczonem pojęciu, jest sztuką rozumnego i oszczędnego rządzenia domem, czyli, rozwijając to pojęcie, jest to trafny i umiejętny zarząd całem domowem mieniem oraz przeznaczonemi na ten cel funduszami tak, aby wszelkie potrzeby rodziny i domowników były we właściwym czasie i stosownie do możności zaspokojone” – pisze słynna Lucyna Ćwierczakiewiczowa w „Kursie gospodarstwa miejskiego i wiejskiego dla kobiet”. Gebethner i Wolf wydali tę pożyteczną wielce książeczkę w 1889 roku. Przeszła ona wszelkie burze dziejowe i w postaci rozpadającego się i pożółkłego tomiku dostała się w moje ręce. Teraz zaś co celniejsze rady Pani Lucyny przekażę młodym Czytelniczkom i Czytelnikom blogu okraszając je czasem przepisami, a czasem współczesnymi opowiastkami.
„Od tej więc chwili – stwierdza autorytatywnie autorka – zniknął przesąd, jakoby rozwinięcie umysłowe kobiety i przyzwyczajenie do wyższych naukowych poglądów było przeszkodą w spełnianiu obowiązków jej przeznaczenia jako kobiety, córki, żony, matki, okazując jasno, iż można połączyć przymioty towarzyskie, a nawet prawdziwą naukę z obowiązkami dobrej gospodyni.”
Spokojny więc, że nie psuję harmonii domowej i towarzyskiej wykształconych wysoko Blogowiczek zapraszam je do kuchni na chwilę wytchnienia od zajęć intelektualnych i przypominam, że dalszy ciąg wykładu nastąpi.
Teraz krótkie sprawozdanie z weekendu. Był on nie tylko gorący, temperatura dochodziła do 30 st C w cieniu, lecz także i wielce smakowity. I nie będę tym razem przechwalał się swoimi umiejętnościami lecz opowiem o dwóch kolacjach wydanych przez dwie nasze przyjaciółki.
Pierwsza miała miejsce we wsi sąsiadującej z moim letnim domem o miedzę. Prawdę mówiąc nie przez miedzę a przez piękny las trzeba przejść lub przejechać by znaleźć się w chałupie Grażyny. A tam już czekało na nas świetne towarzystwo i doskonałe jadło. Trochę baliśmy się, że (zapowiedziane wprawdzie) nasze spóźnienie może uszczuplić liczbę dań na naszych talerzach ale nic takiego nie miało miejsca. Po pierwsze spóźniliśmy się bardzo mało (a wracaliśmy na wieś z Pikniku z Książką zorganizowanego przez Bibliotekę we Włochach, który był bardzo udany) a po drugie u Grażyny nigdy nie brakuje smakołyków. Tak było i tym razem. Do dziś czuję na języku smak sałatki z pieczonego kurczaka z paseczkami różnych sałat, jajami na twardo, pomidorem a wszystko polane wspaniałą oliwą. Daniem głównym były zawijane zrazy także z kurczaka faszerowane mielonym… kurczakiem. Okazało się iż kurczak w kurczaku to bardzo dobry pomysł. Do tego były wina chilijskie najpierw białe chardonnay, a gdy się skończyło to pojawiło się czerwone z najszlachetniejszego chyba hiszpańskiego szczepu tempranillo i wyśmienite carmenere. Carmenere przed laty wielce było popularne w okolicach Bordeaux aż do momentu słynnej plagi filoksery, która zniszczyła tamtejsze winnice. Dziś carmenere święci triumfy właśnie w Chile. A daje wina o pięknej rubinowej barwie, bardzo owocowym zapachu i pewnej goryczce doskonale gaszącej pragnienie w upalne wieczory.
Druga kolacja miała miejsce już w Warszawie. Choć prawdę powiedziawszy warunki były niemal wiejskie. Barbara bowiem – ale nie ta moja, tylko jej przyjaciółka z czasów wspólnej nauki w słynnym liceum Żmichowskiej (sława liceum moim zdaniem wzięła się stąd, że uczyły się tam najpiękniejsze dziewczyny w stolicy) – mieszka tuż przy Polach Mokotowskich, wśród drzew i w sąsiedztwie ogrodów działkowych, na tarasie zaś ma własny bogaty ogród. A i na stole pojawiły się dania wiejskie np. kurki w śmietanie, pieczone pomidory z czosnkiem i pieprzem. Ale początek był zupełnie inny: słodkie, aromatyczne melony zawinięte w szynkę parmeńską, ze świeżymi figami w sosie z gęstego octu balsamicznego. Delikatny smak (zwłaszcza fig) owoców w kontraście z szynką i balsamico był rewelacyjny.
W sobotę spodobał mi się kurczak w kurczaku, a w niedzielę cielęcina z cielęciną. Były bowiem zraziki cielęce w sosie śmietanowym i mielone kotleciki przyrządzone bardzo pikantnie. Sam nie potrafię stwierdzić, które były lepsze. Mimo, że próby ponawiałem parokrotnie.
I tu też królowały wina z okolic Santiago de Chile. Inwazja tych płynów zza oceanu trwa a ja coraz bardziej się do nich przekonuję.
No i obie kolacje dowiodły, że rację miała Pani Ćwierczakiewiczowa pisząc, iż kobiety inteligentne potrafią sprawić by „wszelkie potrzeby rodziny i domowników były we właściwym czasie i stosownie do możności zaspokojone” i „można połączyć przymioty towarzyskie, a nawet prawdziwą naukę z obowiązkami dobrej gospodyni.”
Komentarze
pamiętam, jak opowiadano mi historię win z Bordeaux i z Gaillac. Wina z Gaillac zawsze były smaczniejsze, ale aby odniosły sukces, szczególnie eksportowy, trzeba je było dostarczyć Garonną do Bordeaux właśnie, do portu. Tymczasem kupcy z Bordeaux zadbali o to, by to ich wina były sprzedawane, nakładając wysokie myto na wina z Gaillac (i Cahors). I tak Bordeaux wygrało.
Co nie zmienia faktu, że Gaillac to jest to…
U mnie wczoraj tez byla cielecina, a wlasciwie to Bitki Carnot w uproszczonej formie. Oryginalne – to kotleciki mielone z cieleciny, nadziewane pasztetem z gesich watrobek, gotowane delikatnie, pozniej nurzane w beszamelu, bulce tartej i smazone w glebokim tluszczu. Moje byly nadziewane i smazone bez panierki na masle z oliwa. Do tego gora salaty z ogrodu i wino Cotes du Luberon 2004 z Prowansji. Na deser czeresnie od sasiada, ktoremu ptactwo nie obzarlo jeszcze doszczetnie wszystkich owocow.
W piatek byl u mnie „chlop z cielecina”, a wlasciwie tesc chlopa, ktory w pobliskich gorach hoduje „biologicznie” cieleta i bydlo. Cieleta chodza po lace, pija mleko od krowich mamek i zra trawe, wiec ich mieso jest ciemnorozowe (blada cielecina wynika z anemii zwierzat karmionych wylacznie mlekiem) i fantastyczne w smaku. Kiedy przychodzi pora na zakonczenie zywota, cieleta sa transportowane pojedynczo do malej lokalnej rzezni odleglej o pol godziny jazdy. Mieso jest dzielone na porcje i pakowane prozniowo, nastepnie rozprowadzane wsrod stalej klienteli, glownie w Bernie. Zaleznie od potrzeb zamawiam paczke 5-7-kilogramowa, a w niej kotlety, poledwice, gulasz, pieczen, mielone i rosolowe, kazda porcja osobno zapakowana, tylko zamrozic lub zuzyc w ciagu kilku dni. Dla kotow dostaje za darmo serce i watrobke (juz zamrozone, bo reszta tuszy dzielona jest dopiero po dojrzeniu), czasem ogon na zupe, a ostatnio glowizne. Bedzie na mockturtle soup czyli falszywa zupe zolwiowa. Latem mozna zamowic biologiczna wieprzowine, ktora pochodzi ze swinek biegajacych po hali, gdzie wypasaja sie krowy i robi sie ser gorski. Prosieta chodza luzem, zra pokrzywy i trawe, a glownym pozywieniem jest serwatka. Chetni na takie mieso musza zamowic co najmniej pol swini i uzbroic sie w cierpliwosc do jesieni, kiedy konczy sie sezon wypasow i zwierzeta wracaja do doliny. Swinki przerabiane sa na szynki, boczek i kielbasy wedle zyczenia klienta.
Jak zwykle znęcają się nad biedną Pyrą a to Nemo cielęcinką, a to Gospodarz kurkami, a to Arkadius i Sławek rybami po 40 cm. Nijakiej litości dla łakomczucha nie mając. Strasznie mi żal, że Nemo, Echidna i Ana nie będą mogły na spotkanie przyjechać. Wyliczanki, techniczne drobiazgi itp ogłoszę za tydzień. Córa zobowiązała się książeczkę dla p.Lulka kupić i kupi ale po zakończeniu roku szkolnego. Na razie ma omc socjalistyczny wyścig pracy. Nemo – kurki dość drobno pokrojone, uduszone w masełku z solą, pieprzem, majerankiem, a potem zawinięte w kotlet cielęcy, opanierowany i usmażony, albo włożone w kieszeń po nadkrojeniu górki (czyli kotletów w większym kawałku) Oczywiście kieszeń między mięśniem , a kośćmi kręgosłupa i polane masełkiem i upieczone w piekarniku, mogą i świętego od postu odwieźć. Dawne książki kucharskie polecają cielęcinę w ostrygowym albo kawiorowym sosie, ale mnie się nijak morskie smaki z cielęciną nie kojarzą. Żeby całkiem się przy tych lekturach nie rozbisurmanić, zrobię dzisiaj placki ziemniaczane.
Dzień dobry!
Ćwierciakiewiczowa dała przepis na chleb z orzechów. Pozwolę sobie go pozachwalać, bo dużo lepszy od zbożowych.
Pozdrawiam Pana Redaktora i Państwa Blogowiczów.
Pyro, ty z kolei dobijasz mnie tymi kurkami! Juz nie moge sie doczekac na rozpoczecie sezonu. Przy tej pogodzie (cieplo i mokro) to moze za tydzien, dwa… Najgorsze jest to, ze przez pierwsze 7 dni miesiaca jest zakaz zbioru grzybow, a te bestie chyba to wiedza i wtedy najlepiej rosna! Do zakazow i ograniczen (roznych w roznych kantonach) doprowadzila nadmierna aktywnosc zbieraczy. Tutaj jest oczywiscie tez koziol ofiarny w postaci tzw. wloskiej mafii grzybowej, o ktorej chodza sluchy, ze o swicie pojawia sie uzbrojona w mapy sztabowe 1:10 000 i wieczorem jest juz w Mediolanie z koszami pelnymi grzybow! 🙂 Ja pamietam podroze nocnym pociagiem z Wroclawia do Szczecina, z ktorego bladym switem na lesnych stacyjkach lubuskich wysypywala sie Wroclawska Mafia Grzybowa uzbrojona w kosze wiklinowe i koziki…. 🙂
oczywiscie doczekac kogo, czego? – rozpoczecia sezonu 🙂
Ja tez mam Cwierczakiewiczowa, ale do tej pory zagladalam wylacznie do przepisow. Teraz poznawszy jej poglady na „role kobiet” babsko zostanie spalone.
Nie ma demokracji dla wrogow demokracji, jak mowil Gnom.
Witam Szanownego Gospodzarza i miłych blogowiczów.
Dziękuję za informacje i wiadomości na temat win różowych,wydaje się,że w ostatnie upały,był to trunek szczególnie zalecany.Zadowoliłem się różowa Santa Caroliną Cabernet Sauvignon Rose,mi smakowało.
Nawiązując do inicjatywy i pomysłu Pani Pyry – spotkanie w Kórniku,chciałbymn spytać się Gospodarza,czy wykorzystując jego blog,nie można byłoby stworzyć listę polecanych restauracji z terenu Polski,dla codziennego i niedzielnego turysty – smakosza.Czy nie można byłoby podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat odwiedznaych i polecancyh lokali.Już za progiem wakacje.Będziemu jeździć po kraju i chcąc nie chcąc musimy coś jeśc.Osobiście jeżdżę cały rok i czasami nawet nadkładam kilkadziesiąt kilometrów,aby pojechać do swojego „kultowego” miejsca,jest ich kilka,szczególnie znane mi są na terenie Dolnego Śląska i Wielkopolski. Np. co Pani Pyra może sprawdzić jest w Kórniku taki zajazd z restauracją przy głównej ulicy,po drugiej stronie Rynku,patrząc od strony zamku,nie pamiętam nazwy,ale zaczyna się na literkę stylizowaną „N” mam skojarzenia z „Napoleon”.jest prowadzony przez pokoleniową rodzinę,poznałem tylko kobiety – babcię,mamę i córkę,które potrafią stworzyć szczególny klimat,rodzinnej tradycji,dobrej kuchni i w dobrym znaczeniu mieszczaństwa. Będąc tam,szczególnie zauroczony jestem „czasową rodzinną ciągłością”. Nie wychylając się z innymi,będę czekać na pozwolenie Pana Gospodarza.
Nie chodzi tu tylko o znane i co by nie mówić drogie lokale.Czasami mozna róznież spotkać zwykły przydrożny grill,ale np.kaszanka jest z własnego wyrobu i z grilla jest pyszna.Dojeżdżajac do jakiegoś turystycznego miejsca mamy przydrożne reklamy = obiad za 9 zł,ale nie oto chodzi. Chodzi o miejsca z tym „coś” czy w kuchni czy w samym miejscu. Znam miejsce, gdzie szefowa kuchni wyrabia pierożki ze szpinaku i fety z takiego jasnego cienkiego ciasta,ze rozum odbiera,ale to tylko szefowa robi i są niepowtarzalne.
Zróbmy blogową mapę kulinarną Polski im. Pana Piotra.
Z poważaniem
Stefan
Z poważaniem.
Też mam Ćwierciakiewiczową ale inny tom (same słodkości, przetwory i nalewki) Śmieszą mnie ogromnie wszystkie zapewnienia w każdej starej książce kucharskiej, że są to jedyne sprawdzone, oszczędne i zdrowe sposoby żywienia rodziny. Swego czasu miałam książkę (jakoś musiała się do kogoś przyzwyczaić, bo w domu jej nie ma) wydana tuż po I wojnie, gdzie autorka we wstępie już zastrzega, że kiedy panie domu zmuszone są gotować w jednym pokoju na prymusie , to…. a potem leciały przepisy na obiad z 4 dań i w ilościach wcale nie małych. Zdolne musiały te panie być, o, zdolne. Jam nie taka. Psiakrew.
Alicjo – deklaracja doszła. Kto nie zaglądał do Owczarka temu przypominam, że Marek i Alicje świętują w tym tygodniu. Poczekamy, pożyczymy.
Stefan,
myśmy już taką rzecz przedyskutowywali i ktoś od czasu do czasu podawał adresy, ale nie ma tego zebranego w jednym miejscu. Może póki co, blogowicze będą podawać adresy, mogłabym je wycinać i stworzyć osobną szufladkę w moim /Gotuj_sie kąciku na serwerze, a w moją www stronę wpisałabym bezpośredni adres, aby nie szukać.
To może być rozwiązanie tymczasowe, gdyby na przykład Polityka rozszerzyła Gospodarzowi Jego „szufladki” i dodała taki przewodnik – na przykład jako „poddział” w „Variach”.
A może to być rozwiązanie permanentne, bo dla mnie to żadne obciążenie, wyciąć gotowy tekst, przerobić na odpowiedni format i wrzucić gdzie trzeba. Jeśli ktoś już ma pomysł, niech zredaguje taką notkę o wartej polecenia knajpce i tutaj umieści, zapoczątkujemy w ten sposób nasz przewodnik – i zobaczymy, czy Wam to będzie odpowiadało. Nie obiecuję wyrafinowanej szaty graficznej, wszystko raczej spartańskie, ale tekst będzie czytelny, a i zdjęcia też będzie można zamieszczać, pomyślę nad tym. Przynajmniej mielibyśmy wszystko zebrane w jednym miejscu i w razie potrzeby biegiem sprawdzić, jakie knajpy są w lubuskiem na przykład.
Co Wy na to?
panie Gospodarzu !
Wyslalem dzisiaj dwa wpisy ale obydwa wcielo. Zaden nie ukazaly sie. Tylko jakis glupi komentarz serwera. Chyba zmienie sposob przygotowywania wpisow bo nie mam potem kopii dla siebie. Ten wpis jest testowy. Chyba, ze ja podpadlem za ten Panski komentarz na stronie tytulowej ktora nie odpowiada poczatkowi nastepnego blogu. Pozdrowienia dla Zmichowszczanki. Chodzilem na tance i nie wiedzialem, ze tam rosly takie talenty. Wtedy jeszcze nie bylismy koedukacyjni. Bylismy rozdzielnoplciowi.
Uklony od Reytaniaka
Pana Lulka
Drogi Okoniu
Dziękuję za telefon . Zrobiłeś mi super niespodzianę.
Skończyłem . Cały dzień na nogach od samego rana tłum klientów . Okoniu możesz zadzwonić , w firmie jestem do 18.15
U mnie ostro! Skończyłam własnie przygotowywać młodą marchew z chili w mleku kokosowym ( co za aromat! zwodniczy, słodkawy…). I dużo pracy w planach na wieczór. I odwiedziny u kotów, które przez najbliższe 2 tygodnie pod moją kuratelą…
A teraz, Misiu, jak skonczyles, to zabieraj sie za swietowanie Imienin. Zycze Ci jaknajrychlejszego zakonczenia remontu i radosci z nowej chalupy. Mam nadzieje, ze sie spotkamywe wrzesniu!
Heleno
Dzięki za życzenia. Za chwilę biegnę do domu by się przebrać a potem na heppening Kaliny. Wczoraj się nie odbył bo orkiestra miała wypadek pod Warszawą i nie dojechali . Będę robił zdjęcia to się pochwalę.
Rzeczywiście dziś Marka. Drogi Misiu 2, mam nadzieję, że książka doszła w porę czyli dziś. Jeśli jeszcze nie to życzenia wesołej i smacznej zabawy zdążą na czas. Sukcesów w nowym miejscu pracy. I klientów z calego świata ale za to z grubymi portfelami!
Droga Pyro !
Wszystko wskazuje na to, ze Ty zostalas Gospodynia Zlotu Gwiazdzistego blogu ze wszystkimi ujemnymi i mam nadzieja dodatnimi skutkami. Moja zona brala regularnie udzial w spotkaniach klasowych, ktore odbywaly sie latem kazdego roku w innym miejscu na Wegrzech ale kierownictwo, wyksztalcone latami, pozostawalo w doswiadczonych rekach jednej z kolezanek. Przed 20 laty, kiedy moja slubna zdecydowala sie zostc moja slubna bylem po raz pierwszy zaproszony na takie spotkanie. Panowie holowali aktualne panie i na odwrot. Bylem w tym gronie jedyna osoba ktora nie znala jezyka wegierskiego. Bylo to zle ale czasami nawet bardzo dobre. Dla mnie organizowano zwykle mloda, ladna dame, mowiace po niemiecku albo po angielsku. Krotko mowiac nie nudzilem sie. Jeden z Panow mial interesujacy zwyczaj zjawiania sie z trzema paniami. Tak dlugo jak to pamietali uczestnicy spotkan. Jedna Pani byla byla zona, druga aktualna i trzecia przyszla. Pan byl wysoko notowanym urzednikiem ministerialnym o, przypuszczam, zasobnym portfelu. Bardzo lubil dzieci, tyle, ze na koncu nie bardzo pamietal ktore dziecko jest od ktorej malzonki. Raz tylko byl po raz pierwszy ukoscielniony a potem zyl na boza kocia lape z kolejnymi paniami.
Jezeli Cie to interesuje to napisze Ci jak przebiegaly przygotowania do spotkan szczegolnie zas zasady finansowania imprez. Przez cale 20 lat nie zetknalem sie z jednym slowkiem skargi.
Roznica miedzy klasowymi i blogowymi spotkaniami polega na tym, ze blog ma tendencje rosnaca a klasa z czasem zmniejsza stan liczebny o tych ktorzy przeniesli sie do wiecznosci lub stali nieosiagalnymi.
Jeszcze raz prosze o informacje co moglbym za eliksir wlac do serca mlodej Pyry.
Pozostaje z niecierpliwoscia
Pan Lulek
?Od tej więc chwili – stwierdza autorytatywnie autorka – zniknął przesąd, jakoby rozwinięcie umysłowe kobiety i przyzwyczajenie do wyższych naukowych poglądów było przeszkodą w spełnianiu obowiązków jej przeznaczenia jako kobiety, córki, żony, matki, okazując jasno, iż można połączyć przymioty towarzyskie, a nawet prawdziwą naukę z obowiązkami dobrej gospodyni.?
Panie Piotrze, przeciwko wszelakim obowiązkom jakoby przeznaczonym kobiecie stanowczo protestuję. :))
Poza tym wynikiem np. gotowania z obowiązku muszą być wyjątkowo niesmaczne potrawy. Pitrasić z poczucia obowiązku? E tam… nie będę, ha, ha.
?Od tej więc chwili – stwierdza autorytatywnie autorka – zniknął przesąd, jakoby rozwinięcie umysłowe kobiety i przyzwyczajenie do wyższych naukowych poglądów było przeszkodą w spełnianiu obowiązków jej przeznaczenia jako kobiety, córki, żony, matki, okazując jasno, iż można połączyć przymioty towarzyskie, a nawet prawdziwą naukę z obowiązkami dobrej gospodyni.?
Panie Piotrze, przeciwko wszelakim obowiązkom jakoby przeznaczonym kobiecie stanowczo protestuję. :))
Poza tym wynikiem np. gotowania z obowiązku muszą być wyjątkowo niesmaczne potrawy. Pitrasić z poczucia obowiązku? E tam… nie będę, ha, ha.
?Od tej więc chwili – stwierdza autorytatywnie autorka – zniknął przesąd, jakoby rozwinięcie umysłowe kobiety i przyzwyczajenie do wyższych naukowych poglądów było przeszkodą w spełnianiu obowiązków jej przeznaczenia jako kobiety, córki, żony, matki, okazując jasno, iż można połączyć przymioty towarzyskie, a nawet prawdziwą naukę z obowiązkami dobrej gospodyni.?
Panie Piotrze, przeciwko wszelakim obowiązkom jakoby przeznaczonym kobiecie stanowczo protestuję. :))
Poza tym wynikiem np. gotowania z obowiązku muszą być wyjątkowo niesmaczne potrawy. Pitrasić z poczucia obowiązku? E tam… nie będę, ha, ha.
?Od tej więc chwili – stwierdza autorytatywnie autorka – zniknął przesąd, jakoby rozwinięcie umysłowe kobiety i przyzwyczajenie do wyższych naukowych poglądów było przeszkodą w spełnianiu obowiązków jej przeznaczenia jako kobiety, córki, żony, matki, okazując jasno, iż można połączyć przymioty towarzyskie, a nawet prawdziwą naukę z obowiązkami dobrej gospodyni.?
Panie Piotrze, przeciwko wszelakim obowiązkom jakoby przeznaczonym kobiecie stanowczo protestuję. :))
Poza tym wynikiem np. gotowania z obowiązku muszą być wyjątkowo niesmaczne potrawy. Pitrasić z poczucia obowiązku? E tam… nie będę, ha, ha.
przepraszam, miało być raz :))
Drogi Misiu DWA, Marku !
Trzy sekundy mialem, zeby zabrac sie do zyczen, zdazylem tylko uslyszec jak sie przedstawiles „Marek….” i weszla klientka a tak szybko stare okoniowe ucho nie dziala (pamietasz Pana Piotra „gdzie okun ma ucho ?”) i nie zdazylem. Ale mam prawo sie zagapic wobec mlodziezy; glos masz bardzo mlody to znaczy odpuscisz staremu „lokuniowi” ten niewypal. No, to Ci zycze jeszcze wiecej imieninowych spoznionych telefonow, wiecej grubych klientek z portfelami, pieknej pogody w Ostrolece i zeby firma – serwer zaczela doplacac do Twoich rachunkow. Zwariowanych, kilkudniowych IMIENIN zycze !
Cholera z tym komputerem. Raz wcina, raz wysyla jak glupi to samo kilka razy. Glupi komputer czy operator komputera kompletny nioewyksztalciuch. Wkurzylo mnie dzisiaj i postanowilem inaczej przygotowywac wpisy. Po prostu pisze w normalnym edytorze a potem gotowa faile kopiuje do blogu. Mam wtedy automatycznie kopie na wieczna rzeczy pamiatkiem. Poza tym moge naprzykrzac sie kilku blogom. Na przyklad u Pana Adamczewskiego i Pani Szwarcman, jezeli tematyka dotycza roznych powiazanych ze soba dziedzin. Podaje przyklad.
Jest to historia o sniadaniach Mistrza fortepianu Vladimira Horowitza. Przed kilku laty bawil w Wiedniu w czasie gdy kompletowalem dostawy dla Hotelu Sacher. Ta nazwa jest niewatpliwie znana w obydwu blogach. W muzycznym bo Maestro, a kulinarnym bo torty Sacher. Nagle telefon do mojego szefa. Mistrz Horowitz bedzie jutro sniadal w hotelu. Na sniadanie w owym czasie podawano Mu banana i filizanke kawy. Z kawa nie bylo klopotow, wiadomo Hotel Sacher. Klopot byl z bananem. Banan jeko rzecz nie jest niczym nadzwyczajnym ale dla Mistrza, no prosze. Dlaczego wybor padl na nasza firme ktora byla hurtownikiem do dzisiaj pozostanie tajemnica. Dlaczego palec szefa spoczal na mnie jeszcze bardziej zagadkowe. Chyba dlatego, ze ja kompletowalem i wysylalem do hotelu Sacher dostawy. Ale dla samego Mistrza. Czulem swoja zyciowa szanse. Poszedlem do kierownika dzialu warzywa i owoce z prosba o wybranie 5 sztuk bananow, dla mojej zony. A to co innego. Beda najlepsze jakie stoja do dyspozycji powiedzial. I byly. Zapakowane w mala piekna skrzyneczke a do tego malutki bukiecik fiolkow. Wygladalo wspaniale. Pojechalem osobiscie do srodmiesci. Zaparkowalem przed hotelem, natychmiast skoczyli z protestem portierzy. Oddalem klucze od samochodu i powiedzialem, ze przywiozlem sniadanie dla Mistrza. A to co innego, powiedzieli. Samochod, miedzy nami, nie byl godzien parkingu hotelu Sacher. Szef kuchni przyjal mnie osobiscie. Nigdy przedtem nie znizyl sie tak bardzo. Rozumiecie jednak, sniadanie dla Mistrza. Poczekaj mowi, dali kawe ale bez tortu. Czekalem caly w nerwach a tu wraca szef i mowi, ze Mistrz byl bardzo zadowolony. Sam zdejmowal skorke, a pod spodem ani plamki a znakomicie dojrzale. Banany byly idealne w smaku. On Mistrz, byl poza tym wspanialym czlowiekiem a takie drobiazgi jak smak banana pewnie go nie interesowaly. Szef kuchni dal mi koperte a w niej dwa bilet do Zlotej Sali Towarzystwa Muzycznego, mnie znana sala z innych koncertow na ktore chodzilismy raz w miesiacu. Ale ty razem bylem jako sniadaniodawca dla mistrzy Horowitza.
Koncert byl wspanialy grany prawie jak dla mnie osobiscie.
Pan Lulek
Chyba rozumiecie, ze temat kapania dam w szampanie musi czekac na lepsze czasy
Panie Lulku Reytanowy,
Moj Czacki tez byl wtedy „rozdzielnopciowy”, a gwiazda wsrod gwiazd zmichowskich byla Marysia Duszynska (Magda). Tak dawno, ze wybaczy mi publikowanie nazwiska. I rzeczywiscie, jak to sie dzialo i za czyja sprawa, nikt nie wie, ale Zmichowska to byla marka. „Afery” – tez. Najwazniejsze: miec czarne buty na bialej sloninie (kulinarny przecie blog), albo czarne lakierki z waziutkimi szpicami i przebieralo sie nimi bardzo szybko, prawie w miejscu. A te biale bluzki z kokardami !
Przed kilkoma dniami nie pamietales nazwy knajpy w Wilanowie. Nie „Kuznia” przypadkiem ?
A mnie się podobają stare historie, nie tylko z książek Cwierciakiewiczowej. Przecież to odległa historia. I jak to dobrze odetchnąć po lekturzei pomyśleć – co by nie powiedzieć o współczesności, może lepiej, że nie żyłam 200-100 lat temu 🙂
Panie Lulek,
Pan coś kombinuje z tym kąpaniem dam w szampanie. Albo bierze nas na cierpliwość! Przynajmniej ja jestem już nieco zniecierpliwiona.
I nikt jeszcze nie skusił się do wrzucenia pierwszego tekstu, który mogłabym włożyc do /Gotuj_sie/Przewodnik_Lasuchow/ ? Taka robocza nazwa (ma ktoś lepszą?) bo trzeba się skracać, inaczej sznureczki będą bardzo długie, gdyby ktoś chciał komuś podesłać.
A Pan Lulek na swoich trasach? Komentarz, co godne polecenia (może ceny?) i koniecznie adres?
Witam wszystkich. Często bywam na tym blogu choć rzadko się odzywam -obawiam się że za mało mam latek i zbyt małe doświadczenie kulinarne. mimo to postanowiłam wtrącić swoje trzy grosze do „polskiej mapy restauracji polecanych”. Otóż od kilku lat przeimerzam Polskę n rowerze trafiając w wiele ciekawych miejsc. W Zwierzyńcu polecam w szczególności lody kręcone starym sposobem – można je kupić w parku koło tzw. Młyna – co prawda nie w restauracji ale to niebo w gębie. Również na Roztoczu w Józefowie jest mała pizzernia – wiem, że nie każdy pizze z pieca lubi, ale polecam pizzę józefowską z kiełbasą „od lewego” – robioną na lewo i przepyszną. Dalej w tych samych okolicach w Jachymkowie jest Zagroda Guciów, gdzie można zjeść w karczmie różne dania wyrabiane starym sposobem (pieróg ziemniaczano – gryczany, pierogi z serem itp) i napić się nalewki Guciów – bimbru na tarninie do tego podawanego w musztardówce! Obsługa super, dania pyszne, wódeczka też. W Świnoujściu gdzie mieszkam otworzyli niedawno Chatę Polską – jadłam tam bardzo dobre pierogi z kaszą gryczaną i grzybami. W Cieszynie była bardzodobra Restauracja Sejmowa, do której wielokrotnie wracałam. Ku mojemu rozczarowaniu gdy byłam tam w maju restauracji już nie zastałam. Za to niedaleko w Wiśle – Wisła Czarna, tuż przy przystanku autobusowym za zaporą jadłam znakomitego pstrąga z grilla (palce lizać). W Drawsku Pomorskim polecam restaurację „Trzy Korony”, gdzie można zjeść dania kuchni polskij i włoskiej. W Łobzie na ulicy Browarnej jest Restauracja „Tradycja” o niespotykanym uroku, gdzie można zamówić „Zupę dobrą na wszystko” – czyli staropolską grzybową z kluseczkami czy kartofle na 5 sposobów, a także kotlet wieprzowy zapiekany w ziemniakach z serem i czosnkiem. Co prawda nie mam tak wyrafinowanego smaku jak szanowni blogowicze ale lubię zjeść. Pozdrawiam wszystkich życząc smacznego
Bardzo przepraszam za literówki. Następnym razem się poprawię.
Nie zwracamy uwagi na literówki gdy tekst jest tak smakowity! Dzięki za adresy bardzo przydatne w porze letnich wędrówek.
Dziękuję wszystkim za życzenia. Jestem bardzo wzruszony. Przed chwilą wróciłem z Festiwalu Metalu. Była orkiestra dęta, balony co poszybowały w niebo i heppening Dęty Pomnik i atmosfera przypominająca filmy Barei a szczególnie Misia. Takich imienin jeszcze nie miałem. Wszyscy bawili się świetnie dzięki pomysłowi Jerzego Kaliny i innych artystów. Biegnę do domu bo o 4 rano wyjazd do Warszawy.
Okoniu zadzwoń jutro po południu . Bardzo ucieszył mnie twój telefon. Przepraszam ,że nie mogłem rozmawiać ale sam wiesz jak wchodzą klienci…
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przewodnik_Lasuchow
Trochę długi sznureczek, działa. Wpis inauguracyjny dała Ryba. Może z czasem będziemy regionami, tak tez można, nie problem zmienić.
Rybo,
skoro zapłakałaś nad literówkami, pozwoliłam sobie poprawić, mam nadzieję, że to w porzadku?
Coś sprawdzam:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie
Ten sznureczek – dla wszystkich, którzy będą chcieli zaglądać do skrzynki z ciekawostkami, postaram się je pozbierać tematycznie (można zrobić zakładkę, albo zalogować się kliknąwszy na mój nick, właśnie staram się sprawdzić, czy to ostatnie działa).
Bardzo dziękuję Alicjo.
Alicjo, jak zwykle jestes niezastapiona, chyle kapelusz,
przyznacie, mam nadzieje, ze z ta niepelnoletnia Rybka, to duza frajda, dzieki, Rybko, zeby nie bylo, ze niczego nie wnioslem w temacie, zapodam adres, gdzie niczego zjesc sie nie da: Wroclaw, ul. Nowowiejska 87, „Bar pod kuflem”
piwo, za to z beczki, no i dyskusje prosto z zycia,
i tu proponuje rownolegla liste, gdzie chodzic na jedzenie nie nalezy, taki anty przewodnik, sadze, ze rownie przydatny, choc pewnie duzo bardziej rozwlekly, przy okazji doloze do listy anty ” Dwor Wazow” na rynku w tymze samym W-wiu, wprawdzie wystroj godny, ale obsluga bez pojecia, przy cenach ktore sugeruja nieuczciwie, ze pojecie jest w ich zasiegu,z kolei, zeby calkiem nie bylo na nie, uczciwie polecam, na tym samym rynku „Bar pod jeleniem”, bez pretensji, obficie i dobre, np golonka z rusztu+salatki po polskiemu, wpawdzie nieco sie wyglupiaja z jakims lososiem syntetycznym, ale po prostu nie nalezy go zamawiac, lekcja, do zapamietania: w Polsce, po polsku, smacznego
Misiu – zem zwykle spozniona o jakie 24 godziny, to i te zyczenia spoznione nieco lecz serdeczne. Wszelakiej pomyslnosci w realizacji planow, niechaj Twoja firma rozwija sie „bitowo” w przyspieszeniu geometrycznym, a talenta kulinarne „rosna w sile”.
Echidna
Dobry wieczor,
nawiazujac do cieleciny nadziewanej cielecina to nadziewany mostek cielecy jest specjalem mojej Mamy, ktora na okolicznosc mojego niedawnego pobytu w Warszawie zrobila go dwa razy! Pyszny na zimno i na goraco…
Bardzo bardzo polecam chociaz jak wiele dan z polskiej kuchni przyrzadzenie mostku zajmuje osobie pracujacej okolo trzy dni…
Panie Redaktorze i Blogowicze: jedzac dzis na obiad przepyszna kielbaske z grilla w otoczeniu trzech musztard zadumalam sie nad sarepska i kremska… Skad te nazwy pochodza? czy od kremu i jakiegos Sarepia? Gdzie ten Sarep i Krem? Jak sie to ma do musztardy z Dijon?
Poza tym ze dijon wydaje sie nie zawierac cukru…
Wdzieczna za rozjasnienie musztardowych horyzontow,
a.
Musztarda sarepska zawdzięcza swą nazwę miejscowosci Sarepta leżącej pod Carycynem w Rosji. Tam uprawiana jest gorczyca o bardzo specyficznym aromacie i smaku zwana wlaśnie gorczycą sarepską. Skąd nazwa musztarda kremska nie mam pojęcia. Pewnie od innej miejscowości np. austriackiego Krems nad Dunajem. W musztardzie z Dijon bywa cukier. To zalezy od jej rodzaju. Np. miodowa zawiera i cukier i miód. Jest pyszna. Nadaje się do delikatnych mięs np. monachijskich delikatnych białych kiełbasek.
Alicjo, jest Pani nieoceniona. Dziekuje bardzo za wszystkie „sznureczki”. Dzieki temu nasz blog nabiera kolorytu i wartości. Wyróżnia się też spośród innych żywym udziałem wielu uczestników. Ale o tym wszystkim napiszę przy innej okazji za parę tygodni.
Donosze !
Musztarda Krems wedlug tego co wiem wziela nazwe od miasta Krems nad Dunajem, na zachod od Wiednia gdzie spotykaja sie Wein. i Mostviertel.
Drugi bardzo popularny gatunek, to Estragon. Obydwie firmy Felix, roznie pakowane od niewielkich tub do duzych butli. Kolor opakowania czerwony z napisem Felix. Jest jeszcze wielu innych producentow i gatunkow musztardy, te jednak kupuja smakosze albo podaja w restauracjach.
Dziekuje za wspomnienia szkolne. Ta restauracja to chybe rzeczywiscie
” Kuznia ” przy ostatnim przystanku kolejki wilanowskiej.
Pan Lulek
Ja też przesyłam opóźnione życzenia dla Misia 2. Innym przypominałam, a sama… Nie chwaląc się zanadto ale z pewną dumą stwierdzam, że Ryba to druga z moich bliźniaczek, więc młode to-to jest , jednak nieletnie razcej nie. Panie Lulku – coś musiało poźreć wpisy poprzednie, bo ANIA NIJAK NIE MOŻE POJĄĆ O JAKIE ELIKSIRY CHODZI. dOBRE RADY CHĘTNIE PRZYJMĘ, CHOCIAŻ CAŁE DOROSŁE ŻYCIE NA ORGANIZACJI RÓŻNYCH ZJAZDÓW STRAWIŁAM. pRAWDA, ŻE NIE MARTWIŁAM SIĘ WTEDY FINANSOWANIEM – LUDOWA OJCZYZNA PŁACIŁA. Jasny gwint, klawisz caps Lock trzeba u mnie gdzieś przemontować, bo co i rusz go niechcący włączam.
Wracając do musztard – gdyby ktoś zechciał się pobawić w domu, to mam w zapasie kilka świetnych przepisów na domową produkcję musztardy w starych książkach kucharskich. Oczywiście przepis każdy trzeba by podzielić przynajmniej przez 10, bo ilości wychodzą z nich ogromne. Jest przepis na chrzanową, miodową, carską (?) i diabelską. Mogę via Alicja opublikować. Nie wiem tylko co z prawami autorskimi. Może nic, jako że autorzy od lat co najmniej kilkudziesięciu nieobecni.
? propos:musztarda
Rok 1962,kryzys kubański USA/ZSRR,widmo wojny!
W moim pięknym Puszczykówku szał zakupów na „czarną godzinę”.Moja Mama wysyla Tatę do sklepu z ogólną dyrektywą „kup coś”,chodziło głównie o cukier.
Po dwóch godzinach Tato wraca ze sklepu z…..dużym wiadrem!
-Cukru już nie dostałem,kupiłem……musztardę!
Jak pamiętam,wiadro w domu się przydało.
Pozdrawiam!
a.j
Wspaniale dziekuje, bede sie popisywac wasza musztardowa wiedza.
Very impressed (mam nadzieje ze Torlin nie czyta boby mnie zbesztal za nieczystosc jezykowa)…
Dzien piekny,
ciao,
a.
Witam!
Na nadchodzony sezon wakacyjny w okolicach Jeleniej Góry polecam do odwiedzenia Pałac Łomnica k.Jeleniej Góry.Tam można smacznie zjeść i ciekawie.Lokat przystosowany jest głownie dla turystów niemieckich,ale kuchnia nie tylko.Polecam pierożki zs szpinakiem i fetą – rewelacja,polecam szarlotkę na ciepło z bita smietana własnej produkcji,również sernik.Świetna zupa serowa.Piękne wnętrza,ciekawe otoczenie – w parku.Przed pałacem zielony piękny trawnik a czasami pasą się na nim małe owieczki – sielanka,ale jest tak naprawdę.
Ponadto restauracja Hotel Paulinów w Jeleniej Górze,ciekawe sałatki i nalezy poprosić o pokazanie sali gdańskiej z piękna mozaiką i cudownymi meblami gdańskimi /to było kiedyć kasyno wojskowe i zachowało się w dobrym stanie/.
W piknzm otocyeniu jest restauracja w Stanisyowie kilka kilometrw od Jeleniej Grz.
Będąc w Przesiece warto zajrzeć do Restauracji Idylla,piekne otoczenie i mozliwośc dojścia do wodospadu.
W Jeleniej Górze obok poczty jest dawny TOKAJ a obecnie chyba to się nazywa Bosman i dają tam placji po węgiersku,rewelacja.
…to na tzle
W ramach anty nie polecam przeraklemowanego w Karpaczy Ducha Gór.