Otwieramy sezon wiejski
Jest zimno jak cholera. Termometry wskazują 3 stopnie powyżej zera ale na trawnikach rano leży śnieg, który spadł w nocy (na szczęście taje) a wilgoć w powietrzu i wiatr powodują, że lodowacieją ręce i policzki. Niby to przedwiośnie a atmosfera ohydnej zimy. Aby się nieco pocieszyć pooglądałem sobie zdjęcia z jednego ze spotkań w Żabich Błotach. Oto zdjęcie zrobione przez Wojtka Druszcza – fotoreportera „Polityki”:
To nas zachęciło do wyjazdu na wieś. Te parę miesięcy spędzonych w mieście już nas doprowadziło do takiej tęsknoty za lasem, nadnarwiańskimi łąkami i ciepłem bijącym od rozgrzanego do czerwoności pieca, że nie zważając na niesprzyjające okoliczności ruszyliśmy do Puszczy Białej.
Po drodze widzieliśmy klucze wracających gęsi. Na miejscu zastaliśmy wrzeszczące żurawie. Dwie sarny przecięły nam drogę gdy dojeżdżaliśmy do sąsiedniej wsi o pięknej nazwie Kruczy Borek. Uznaliśmy więc, że warto było jechać.
Na miejscu zastaliśmy bardzo zaprzyjaźnionego z nami cieślę, Pana Tadeusza, który kończy rozbudowę naszej letniej kuchni i hydroforni zarazem. Jeszcze tylko parę dni i wszystko będzie gotowe. Wewnątrz domu pozimowy bałagan wymagający posprzątania. Ruszyliśmy więc do porządkowania domu.
Po kilku godzinach w kuchni wszystko było uładzone. Na porządki w szopce ruszymy dopiero po zakończeniu rozbudowy i uruchomieniu wodociągu. Pod wieczór więc zmęczeni ale szczęśliwi ruszyliśmy do miejskiego domu.
Kąpiel, dobra kolacja i … goście. Zmęczenie zniknęło. Za tydzień zaś zostaniemy na wsi już na noc. Nawet przymrozek nas nie wypłoszy. Życie na skraju lasu, nad łąkami, w pobliżu rzeki to jest frajda.
Komentarze
Jestem za życiem na wsi. Zdecydowanie. Nie lubię jeździć do dużego miasta. Dzisiaj pojadę dwa razy. Za chwilę na uczelnie. Wieczorem do teatru.
Wspaniałe były te wczorajsze ilustrowane wspomnienia wakacyjne.
Miłego dnia 🙂
Dzień dobry blogowisku,
Ach, gdyby tak nie trzeba co chwilę na jakieś spotkanie w mieście się pojawiać, gdyby nie to, gdyby nie tamto – to tylko na jakiś przysiółek się wynieść, byle szybki internet działał. W dzisiejszych czasach to podstawa, nawet zasięg telefonu nie jest tak istotny.
Kiedyś, kiedyś – oby.
Z rzeczy miłych – poprawiony przepis na pizzę. W końcu jest taki, jak należy 🙂
Nasza Miska nie odpuszcza! 🙂
Dzień dobry! Ładne jest to zdjęcie z Żabich Błot 🙂
To prawda,miło powspominać nasze zjazdowanie !
Kto wie Gospodarzu,czy nie oglądaliśmy tych samych kluczy gęsi ?
Przelatywały zapewne nad łąkami i nad Narwią i nad Bugiem 🙂
Osobisty Majsterkowicz szykuje się na premierowy,pozimowy nocleg
już jutro.Nasz sąsiad i przyjaciel też się szykuje.
Zatem pierwszy,wiosenny szczyt polsko-francuski przed nami 😉
A ja jestem starsznym mieszczuchem. Lubie mieszkać blisko centrum wydarzeń, długie dojazdy mnie męczą.
Ale kilka razy w roku lubię znaleźć się w miejscu, gdzie można chodzić boso – na plaży, łące, w lesie. Wtedy ładuję baterie i szybko uciekam do miejskiej dżunglii 🙂
Onufry,
dlaczego tylko dolna grzałka? Masz jakiś szczególny piekarnik? Klasyczny piec do pizzy jest rozgrzany równomiernie, a tajemnicą „prawdziwej” pizzy jest podniesienie jej na koniec na łopacie ku stropowi pieca, gdzie jest najgoręcej. Mozzarella powinna się roztopić i mieć miejscami przyrumienione punkty, ale nie zapieczoną skorupę.
Mój zwykły piekarnik rozgrzewam z góry i dołu, z pięciu poziomów do pieczenia wybieram drugi od dołu. Do chleba też.
Piękna pogoda na dworze. Dziś zasieję pomidory. W skrzynkach z pelargoniami jest już miejscami gęsty zielony trawniczek z koktailowych, co spadły jesienią. Kilka dni ciepła i wilgoci i już są 🙂
Witajcie,
Wracając do wczorajszego pytania Leny:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2011/03/21/ruchem-konika-szachowego-skakal-bourdain-po-swiecie/#comment-271272
Odpowiedź jest prosta – była to zupka na winie i to dosłownym sensie. W. wziął miąższ opuncji, jabłka, mandarynki, brzoskwinie, winogrona, figi i co tam jeszcze wpadło mu w rękę i zalał winem. Odstawił na kilka godzin żeby się przegryzło. Zupka jeszcze lepiej wygląda w wydrążonym melonie ale zdążyliśmy ją zjeść zanim pomyśleliśmy o uwiecznieniu. Lojalnie ostrzegam – po tym daniu nie należy siadać za kierownicą.
Nemo,
Mam jakiś zwykły piekarnik i mam wrażenie, że jak piekę górą i dołem, to góra zbyt wcześnie się dopieka w stosunku do dołu – więc właśnie po to piekę w zasadzie wyłącznie dołem. W zasadzie – bo piekarnik nagrzewam grzejąc dołem i górą, gdy osiąga temperaturę roboczą wyłączam górę i wkładam pizzę na trzeci poziom od dołu – czasem przed wyjęciem, jeżeli akurat taką mam pizzę – dopiekam chwilę górą, ale gdy robię z jakąś zieleniną – to piekę wyłącznie dołem. Następnym razem spróbuję górą i dołem i na poziom drugi – zobaczymy, jak to się u mnie zachowa – dziękuję za podpowiedź!
Witam Szampaństwo.
Swita. Mieszkam w mieście, ale jak na wsi, pod nosem woda, z tyłu las.
Pogoda niezbyt wiosenna, minie trochę czasu, zanim będzie się można ucieszyć ogródkiem i posiedzieć pod klonem.
Idę po jakąś herbatkę, przyjemnego dnia wszystkim życzę.
O właśnie…Wojtek Druszcz robił sporo zdjęć, a my dopiero widzimy pierwsze…można prosić o więcej?
Alicjo, marudziłam już kiedyś o te zdjęcia, bez skutku 🙁
W mojej najbliższej okolicy i wieś i miasto :
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wolica_(osiedle_w_Warszawie)
Wiadomość dla Żaby-mamy rzut kamieniem do Kliniki Konia.
Z braku konia spacerujemy po okolicach stajni i kliniki z naszym szczekającym ulubieńcem, który porządnemu koniowi nawet do pięt nie dorasta.Ulubieniec siana nie jada, a i podkuwać go nie musimy,trochę zajęć nam zatem na co dzień odpada 😉
A względem zdjęć i słusznie i z racją !
Pyro i Ewa,
Dziekuje za informacje i czekam ma upalne lato!
Podziwiam naszego gospodarza bo jechac na wies, ciezko pracowac, a na koniec wydac taaaka kolacje. Ja chyba len jestem (z tapczanu) no i w nadzieji i bulu czekam na zaproszenie na obiat przez Gdanczczanina, przystojny to on byc nie musi, ale dobrze gotowac to tak.
Czekam i buziaki,
Na naszej okolicy,o drugi rzut kamieniem,mamy też pałac-
niedostępny jednak dla maluczkich.
http://interia360.pl/artykul/palac-w-natolinie-perelki-polski,23029
Mam te same uwagi do pizzy, co Nemo. Osobiście daję dużo składników wymagających odparowania, a inne zapieczenia. Wkładam na drugi poziom od dołu. Grzeje dół i góra, czasem dodatkowo włączam termoobieg, jeśli trzeba (np. dużo świeżych pomidorów na górze).
W naszej okolicy…oczywiście !
U mnie też niezbyt przyjemnie z powodu silnego wiatru, choć słońce świeci wesoło. Dobra pogoda na golonkę, która czekała w zamrażalniku na dobrą okazję. Pewnie narobię smaku Alicji, amatorce golonek. Moja golonka ma spory dodatek warzyw / marchew, pietruszka ,seler pokrojone w słupki, a cebula i por w półkrązki/. Taka spora porcja starczy dla dwojga na dzisiejszy i jutrzejszy obiad. Do tego bułeczki i chrzan, a dla chętnych kieliszek bardzo zimnej wódki. Ja wybieram wersję bezalkoholową.
Co do pizzy, to zauważyłam, że sporo osób woli spód grubszy. Ja też taki piekę.
Grubszy spód ma pizza sycylijska, a za nią – amerykańska.
Pizza neapolitańska jest zawsze cienka, ale równie soczysta i smakowita. Kiedyś piekłam grubszą, ale od kiedy dobrze wychodzi mi cienka i mam te dziurkowane blachy – zmieniłam styl 😉
Na Sycylii w każdej piekarni można dostać grubą pizzę z blachy, krojoną na prostokąty. Można ją jeść na zimno lub gorąco, ale jest to taki rustykalny placek, pożywny i treściwy. W dobrej pizzerii pizza robiona na indywidualne zamówienie będzie na cienkim spodzie, pieczona w ciągu 90 sekund w bardzo gorącym piecu opalanym drewnem.
Bardzo dziękuję za uwagi co do pizzy – przetestuję w najbliższym odcinku i porównam rezultaty – eksperymentów i nauki nigdy zbyt wiele.
Nemo, jaka to jest grubsza a jaka cieńsza? Ta nasza cienka ma (po wypieczeniu) ok 2mm grubości – jak dla mnie, to dość cienka 🙂
2 mm to jest bardzo cienka.
Pizza z piekarni sycylijskiej (na prostokątnej blasze) ma ciasto grube na 1-3 cm plus to, co na wierzchu. Taką pizzę spotyka się właściwie w całych Włoszech i nazywa „al taglio” albo „al trancio”. W pizzerii sycylijskiej ciasto ma jakieś 5-7 mm, w Neapolu – 2-3, ale brzeg jest zawsze grubszy.
W tym tygodniu nie gotuję obiadów, jestem sama i mam szansę hamować trochę apetyt, pod warunkiem, że Onufry i inni nie zaprezentują znowu jakiegoś apetycznego zdjęcia 😉
Na śniadanie zjadłam chleb z guacamole, obiad – banan, podwieczorek – pomarańcza, na kolację będą sajgonki.
Hmmm… Przepisem na pączki się chwaliłem? Tam jest kilka ładnych zdjęć 😉
A kysz! 👿 😉
Biorę się za sianie pomidorów, m.in. black cherry których nasionka dostałam w prezencie. A do tego szpinak truskawkowy (komosa główkowata) i Tree spinach (Chenopodium giganteum) czyli komosa olbrzymia.
Coś mi się wydaje, że to okres przesilenia wiosennego – jakaś apatia, zniechęcenie i ogólne osłabienie. Sama tego właśnie doświadczam. Taki stan to doskonała okazja, żeby przyplątało się jakieś przeziębienie. Ostatni tydzień był dla mnie okropny – „zdechlactwo” w pełnym rozkwicie. Bardzo powoli dochodzę do formy. Nie ma się oczywiście czym chwalić, ale pewnie nie jestem w tym odosobniona. Jutro będę dogladała innych chorych nie do końca zdiagnozowanych, bo grypa żołądkowa i zatrucie pokarmowe nie zawsze sa do odróżnienia. Te choroby mają jedną dobrą stronę – odbierają apetyt i pozwalają skurczyć się żołądkowi. Z dzisiejszej golonki skubnęłam tylko trochę, do tego trochę uduszonych warzyw i wystarczyło.
Trochę zazdroszczę Nemo tego tygodnia bez gotowania obiadów. Też bym chętnie odpoczęła, ale na razie jeszcze nie mogę.
O Krystyno, ja też przez poprzedni tydzień miałam niby bezgorączkowe przeziębienie. Koszmarny katar i kaszel. Wczoraj poszłam do apteki i kupiłam sobie lek antyalergiczny i dziś jak ręką odjął 😯
Witam pt Koleżeństwo i żegnam się, bo w domu mała rewolucja. Spółdzielnia kazała rozmontować w domu pochłaniacze nad kuchnią , jakieś urządzenia elektryczne, dała 7 dni i zapowiedział kontrolę. A my dopiero co po remoncie. Głupota totalna, bo sami zgłaszaliśmy kuchenkę itp do kontroli i było ok, a teraz larum grają.
Danuśko, dzięki za żabi wierszyk. Wydrukuję i powieszę na drzwiach od spiżarni 🙂
Dzisiejszy wieczór będzie trwał pewnie do rana, bo czekam na źrebaka. Ciekawe, czy akurat tej nocy się urodzi, czy jeszcze nie? W ubieglym roku były kłopoty ze źrebakiem od tej klaczy, wolałabym żeby się to nie powtórzyło. Klaczy spuchły stawy na nogach, chodzi powolutku, lekarz nie bardzo wie dlaczego, na razie podejrzewa zbyt obciążone krążenie. Taka mądra to ja też jestem. Na szczęście ma apetyt.
Wyciągnełam garnek z robótką. Ponieważ dorotolowi był potrzebny garnek na zupę (pyszną ogórkową ugotowała, dzisiaj zjadłam resztkę) więc wełnę i druty przełozyłam do innego, większego gara. Przykryłam pokrywką i schowałam do szafki, żeby sie nie pałętał. Właśnie tłumaczyłam Pyrze, że wyjełam robótkę z garnkiem z szafki kuchennej – w końcu tam jego miejsce. Bardzo ją ucieszyło miejsce przechowywania robótek ręcznych.
Dzisiaj przywieźli kafelki na kuchenną podłogę. Do jadalni i korytarza muszę zamówić, te mieli na składzie. Jak już są kafelki, to zięć zaczął się wykręcać. mam nadzieję, że do Zjazdu (V!!!) zakończy układanie.
Małgosiu,
zajrzyj, proszę , do swojej poczty. Napisałam do Ciebie.
Ja też – oświadczam wszem wobec – jestem rozdeptana, niemrawa, nieżywa i w ogóle ogólnie na NIE
No to ja lećę odprawiac Klimakterium w intencji wszystkich niedomagających i skłopotanych Pań 😆 🙄
Tych klientów nie obsługujemy.
a href=”http://www.youtube.com/watch?v=q9ut3jdWBVc”>Pamiętacie?
Tych klientów nie obsługujemy.
http://www.youtube.com/watch?v=q9ut3jdWBVc
Pamiętacie??
coś namieszałem……
Stare wraca, ten klient musiał dzisiaj jechać do sklepu oddalonego od domu aż o 12 km!!!!!
Krysiu, nic od Ciebie nie ma 🙁
Małgosiu,
poczta nie przyjmuje mojej wiadomości. Może masz zmieniony adres. Jutro ustalę właściwy adres przez Danuśkę. Sprawa nie jest pilna.
– To jest jak jedzenie szelek 🙄 – powiedział Osobisty nawijając tajski makaron Longevity na pałeczki. Wróciwszy na kolację do domu zaanonsował, że nie chce sajgonek, a ryż jadł na obiad. No to ugotowałam tajski makaron, 2-metrowe nitki 😉
Krystyno, a Ty dostałaś teraz coś ode mnie?
Podstawowe zasady higieny są takie, że jak się wchodzi to się puka 😎
Antku, 😆
1.39
nie odstapie Pana Prezesa nawet na krok 🙂
wczesniej byly kajzerki, kajzerki, tez przednie,
2m to juz chyba tasiemiec?
pod wplywem Placka sprawdzilem Bourdain’a
suhi minh, to rzeczywiscie, najwyzej kartofle obieral na statku, w kazdym razie sos zrobil niezly, ale tylko jeden raz, a do tego slabo strawny
Małgosiu,
dostałam i juz do Ciebie napisałam.
telefony na podsluchu?
skypa zniesli w podziemie?
mail sie wypial?
bez jaj 🙂
Sławku,
tak wyglądały. W rzeczywistości to jest chyba tylko kilka sztuk, taki motek 🙄
Nemo, bój się Boga; na tym makaronie mogłabyś Osobistego powiesić
tak mnie mow, gdybym byl Alicja utkalbym jeszcze cieple skarpety, takie kluski, ze zal je jesc 🙂
Pyro,
ugotowałam na miękko, ale lepiej niech mnie nie prowokuje 😎
Bardzo dobry makaron, swoją drogą 🙂 Gotuje się bez soli, a i tak jest dostatecznie słony. Normalnie makarony raczej nie zawierają soli.
Obejrzałam w telewizji program o wodzie pitnej w Europie i świecie i zakusach wielkich koncernów jak Veolia (dawniej Vivendi) na gospodarowanie zasobami i ciągłe podnoszenie opłat. Paryż niedawno się wyzwolił z 25-letniej niewoli i woda jest znowu komunalna.
Okropna jest podobno jakość wody w Bretanii – antybiotyki, betablockery, hormony, azotany – wszystko z intensywnej hodowli świń 🙁
A propos motka – Jestem pewien, że prędzej czy później Dorotol ugotuje robótkę Żaby. Zdrowie Kobiet Renesansu, klaczy i źrebaka.
Sławku – Trzy tygodnie temu Bourdain odwiedził obecnego prezydenta Haiti (Sean Penn), ale znalazł czas na przeczytanie Komediantów Grahama Greene’a. To wszystko przez to, że rzucił palenie. Na szczęście, w poniedziałkowym programie (Wiedeń) był pod wpływem alkoholu.
A gdzie się znowu podziała Nisia? Zbiera piosnki, czy zbiera siły po piosenkach irlandzkich? Wiecznie mi się Towarzystwo rozłazi, jak koty z koszyka. Nie mam już siły wzywać PaOLOre do apelu, Nirrod obiecywała napisać miesiąc temu i tak ogółem, to mi cierpliwości brak.
Pyro – Na skołatane nerwy – portret autorstwa pana Druszcza.
Jego Holoubka czy Wańkowicza można czytać w nieskończoność.
– Wisławo, co myślisz o spółdzielniach ?
– Słów brak.
Jutro, przy odrobinie szczęścia, nowy dzień wstanie.
Woda i u nas coraz gorsza, a odpowiedzi ze strony wodociągów miejskich zdawkowe, ale ciągle i nieprzerwanie zapewniające, że wszystko w porządku. A w porządku nie jest i być nie może. Jestem akwarystą od dziesiątków lat i wiem, że od dziesięciu lat coraz gorzej wychodzą rzeczy (hodowlanne), z którymi kiedyś nie było żadnych problemów. Podobnie narzekają wszyscy znajomi hobbyści.
Jestem, jestem, Pyruniu. Odwalałam swoje obowiązki infekcyjne, gardło, kaszel, katar, osłabienie – cały zestaw. Prawie cały, bo mnie długo nie dusiło i prawdopodobnie dlatego nie dało się wyleczyć. Jak już udusiło, to znalazłam się na znanym gruncie, rąbnęłam sterydy i wracam do żywych.
Słuchajcie, mnóstwo moich znajomych miało podobnie – i zawsze co najmniej trzy tygodnie. Mnie trzepnęło na dłużej, bo mam swoje osobiste choróbstwa, to się skumulowało.
Dla lepszego zwalczenia wirusa (bakterii, niepotrzebne skreślić), wybrałam się dziś do perfumerii. Panowie tego nie kumają, ale Panie zrozumieją. Wyglądałam jak ostatnia sierota, bo mi się umalować nie chciało. W zapsionym polarze na zbyt długiej bluzce, która wyłaziła. Dwie śliczne panienki dobierały mi podkład metodą malowania każdego policzka innym. Potem puder w stosownym kolorze i jeszcze kilka dupersznytków – i mogę wchodzić w wiosnę!
A co do pieśni irlandzkich, to trzeba było przełożyć ze względu na niemoc organizatorki przyjątka. Co się odwlecze, to nie uciecze. W piątek jadę wprawdzie w góry na kilka dni, bo muszę się przewietrzyć po zimie, ale w następny łykend będzie łykany guiness pod stosowne śpiewy. O ile ktoś się znowu nie rozłoży, tfu, na psa urok, na koci ogonek.
Dziś dostałam kawałek irlandzkiego cheddara, to już początek uczty.
Kupiłam też jakiś serek (wygląda na mocno śmierdzący), francuski, z tych brio-camembertowatych – z apelacją. Mała rzecz, a cieszy.
I grenadinę – jej kolor wprowadził mnie w dobry humor. Jakoś się ją wykorzysta.
I zapas chustek do nosa… na wszelki wypadek.
Placku- Druszcz czy Nasierowska? Nasierowska, czy Druszcz? Nie mam żadnych ich zdjęć „dla siebie”. Potrafili jakoś zajrzeć człowiekowi pod skórę.
Upiekłam chleb na samym zakwasie, wcale nie taki plaskaty, jak się obawiałam 😉 Jutro nadkroję i opowiem.
Nemo – koniecznie i jak chłop krowie na rowie – po szczególikach
Pyro,
już pisałam, że proporcji nie podam, bo robię na wyczucie. Najpierw żytni zakwas wyjęłam z lodówki wczoraj rano, wieczorem zrobiłam zaczyn (też żytni) z zakwasu, wody i mąki razowej (śruty), dziś po południu dodałam mąki żytniej – białej oraz orkiszowej, maślankę, sól i przyprawy (miód, kolendra, kminek i koper włoski), zamiesiłam, rosło ca 5 godzin (z drożdżami rośnie 2 h), uformowałam bochenki, rosło 40 minut, piekłam następnych 40 min. w temp. 210 st. Najpierw rozgrzałam piec do 250 i po wstawieniu blachy zmniejszyłam temperaturę.
Ja pracuję.
A przed chwila dla relaksu nałożyłam sobie na to siano na głowie majonez według przepisu Jolinka. Siano się polepsza, ale trzeba powtarzać.
Z kulinariów – podobno znakomicie robi roztarte na miazgę awokado. Zrobiłam, myślałam, że cholery dostanę z wyczesywania niespłukanych resztek (ten błonnik!), za cholerę nie chciały się wyczesać 👿
W końcu się wysuszyło i wykruszyło. Następnym razem przetarłam przez bardzo gęste sitko i dodałam sok z pół cytryny, spłukało się porządnie. Co się człowiek nie namęczy z siennymi kosami 🙄
Wracam do zajęć.
Źrebięcia jeszcze ni ma.
Wodę to my mamy po prostu wspaniałą. Od ubiegłego roku. Studnia ta sama – 70 m w dół – magistracka, ale w ubiegłym roku byl wielki remont hydrofornii, w sąsiednich wsiach też, chyba jakieś nowe filtry zamontowali, bo przedtem woda była do niemożebności żelazista. Także obok odnowionego budynku hydrofornii zamontowali dwa wielkie zbiorniki, nie wiem czy mają wpływ na jakość wody, ale wygląda to wszystko razem imponująco. Rachunki za wodę też 🙁
Dalej nic ni ma.
Popijam piwo i dziergam…
Piwo mam jeszcze z zapasów Hubertowych, a i Paweł od Oli w sobotę przywiózł Nobla i uzupełnił piwniczkę…
Żabo, dalej nic?
To ja idę lulu.
Pozdrów ode mnie źróbka i mamusię, jak się wreszcie zdecydują na jakieś konstruktywne rozwiązanie.
I nic.
Świta, piękne niebo, księżyc otulony w lisią czapę.
Położę się na trochę.
Udziergałam pół jednej skarpetki…
U mnie też piękny księżyc nad jeziorem, ale do świtu daleko. Zakończyłam działalność na dzisiaj, a raczej na wczoraj, bo dzisiaj to juz dzisiaj, u mnie dochodzi pierwsza.
Pyro,
Nirrod obiecała napisać, ale może zajęta, bo Zośce żeby się sypią 😉
Żaba skarpetkowała całą noc, a źrebaka jak nie ma, tak nie ma. Pewnie jak ja się obudzę, to już będzie.
Nikt nie markuje, to i ja idę spać. Na jutro zapowiedziano nam marznący deszcz i śniegi 😯
A już właśnie prawie spłynęły były do jeziora…
Dobranoc z tej strony, dzień doby wszystkim wstającym zza Kałuży!
Śpiochy niech śpią…
2PEH <– kod. Dwa pehy 😯
Bo już dwa razy łoter mnie odesłał 👿
dzień dobry …
faktycznie ostatni tydzień pogodowo źle wpływał na duszę i człowiek jakiś mało entuzjastyczny był .. wyjazd na wieś to dobry pomysł .. albo z wnuczką iść na plac zabaw …
Dzień dobry. Żaba końskiej matki pilnowała całą noc, a małe pewnie urodzi się, kiedy akurat nikogo obok nie będzie. Nad Poznaniem ostre słońce, aż w oczy kłuje, a niebo jakoś rozbielone. Piję pierwszą kawę i planuję robotę na cały dzisiejszy dzień. Coś mi się wydaje, że plany zrealizuję na poziomie planu 6-letniego.