Na talerzu i w kieliszku
Nareszcie ukazała się książeczka, która harmonijnie (i jakże profesjonalnie) łączy przepisy kulinarne z poradami somelierskimi. Wybieramy sobie danie i równocześnie wskazuje się nam dobrze komponujące się z nim danie.
Dziełko, o którym mowa popełniła para wybitnych autorów: najwspanialsza z warszawskich restauratorek – Agnieszka Kręglicka i wybitny znawca win – Sławomir Chrzczonowicz.
Większość książki poświęcona jest potrawom bożonarodzeniowym ale nie tylko. Można je wykorzystać i na Sylwestra czy w karnawale.
Z wielką frajdą czytałem także teksty o historii wina w Polsce, a także krótkie wtręty między przepisami na temat śledzi, ryb, świąt i stołu.
Książka nosi tytuł „W garnku i w kieliszku. Gwiazdka” i warto ją mieć na własność. Choćby z tego powodu, że święta powtarzają się co roku!
„Wino znane było na ziemiach polskich – pisze Chrzczonowicz – od bardzo dawna. Przywozili je kupcy rzymscy, później arabscy choć popyt był nieszczególny, gdyż nawet wielmoże przedkładali nad wino łatwiej dostępne trunki rodzime – przede wszystkim miód i piwo, z winem pomału się oswajano. Poważnym importerem wina z początku był głównie Kościół, który potrzebował go do celów liturgicznych. Z czasem okazało się, że transport jest drogi i można. przynajmniej gdzieniegdzie, wytwarzać wino na miejscu, Zakładano więc winnice przy klasztorach, kościołach, opactwach. Zostały z tamtych czasów nazwy miejscowości, takie jak: Winiary, Winnica, Winniczka, Winna Góra, Winogród i bardzo wiele innych. Nazwy, o których pochodzeniu dawno zapomniano, są milczącymi świadkami winiarskiej przeszłości. Istnieją także świadectwa bardziej jednoznaczne, jak choćby stare kroniki. Arabski podróżnik i geograf Al-ldrisi pisał w XII wieku: „Kraków posiada liczne gmachy, targowiska, ogrody i winnice”. Inne kroniki wspominają o winnicach wokół Torunia i Grudziądza. Uprawy winorośli można było więc spotkać dość często, choć powszechna była też opinia, że: „Ma wprawdzie Polska w niektórych miejscach winnice, ale niewiele z nich wina, a i to słabe i kwaśne”.
Kto więc chciał wówczas napić się dobrego wina, musiał je sprowadzać, Nic więc dziwnego, że wino było drogie i uważano je za ekstrawagancję dla zamożnych, Sytuacja zaczęła się zmieniać w wiekach XVI i XVII w rosnącej w siłę i bogacącej się Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Choć wino było nadal drogie, a dobra butelka kosztowała więcej niż kilka dniówek rzemieślnika konsumpcja rosła.(…)
Ponieważ wino i potrawy a przede wszystkim ich harmonia, mają sprawiać radość pijącemu, powoli odchodzi się od stałych i niezmiennych zasad na rzecz pełnej swobody wyboru. (…)
Z pewnością warto przy doborze wina do potraw szukać równowagi. Jeżeli przygotowujemy lekkie, delikatne danie, takiego też powinniśmy szukać wina. Z kolei przy daniu ciężkim delikatne wino będzie praktycznie niewidoczne, szukamy więc trunku cięższego, bardziej ekstraktywnego, aby osiągnąć harmonijne połączenie. Ani danie, ani wino nie powinny dominować, ale uzupełniać się wzajemnie. Dobrze dobrane wino powinno być przyprawą wydobywającą całą finezję i smakowe niuanse z pieczołowicie przygotowanego dania.
Korzyść jest obopólna. (…)
Śledź – pierwsze danie wigilijnej kolacji i największe wyzwanie dla miłośników wina. Sławek sobie z nim radzi, ale ja odpuszczam – pisze Agnieszka Kręglicka. Do śledzia wybieram kieliszek wódki, chętnie w pieprznej wersji dziadka Władka. Dziadek na czubek noża nabierał mielonego, czarnego pieprzu, wsypywał go do kieliszka, nożem mieszał i wypijał do dna.(…)
W poszukiwaniu naturalnego produktu i pierwotnego smaku postanowiłam wypróbować jakość całych śledzi solonych z beczki. Żmudne czyszczenie i ostateczny efekt zniechęciły mnie do powtórek, Śledzie były ciemne, raczej chude, nierówne, W smaku porównywalne do solonych płatów, ale brzydsze. Być może do solenia w całości przeznacza się gorszy sort, bo są najtańsze.
Wybieram zatem solone filety śledzi, jasne, dorodne i mięsiste.(…)
Dawna kuchnia polska słynęła ze znakomitych przepisów na ryby, szczególnie słodkowodne. Dziś rzadko przerabiamy ryby na codzienne dania. Tradycja zniknęła, zapewne wraz ze zniszczeniem dworów i dworskich stawów, Z repertuaru wigilijnych rybnych dań zimnych wybrałam te, które lubię szczególnie, a które są przyjazne dla początkujących kucharzy. Rybę po grecku szykowałam już jako nastolatka. Nie przejmujcie się nazwą, sugerującą obce pochodzenie dania. Żaden Grek nie rozpozna w naszym przepisie, swojej specjalności. Danie, które mogło być inspiracją do powstania naszej ryby w jarzynach, psari plaki, jest lżejsze, podlewane białym winem i podawane prosto z pieca. W przepisach wigilijnych, obok ryb, pojawia się dużo cebuli. Lubię jej słodycz i łatwość, z jaką się rozpada pod wpływem smażenia i duszenia. Ale krojenie cebuli bywa uciążliwe. By lotne olejki, odpowiedzialne za nasze łzy, zneutralizować, należy cebulę schłodzić w lodówce. Zimne wolniej się ulatniają.”
Te kilka akapitów obydwojga autorów daje przedsmak pełnej lektury. A jeśli dodam, że są tam tabele proponujące wina do dziesiątków dań i przepisy, o których zapewne nie słyszeliście (ja też) to zrozumiecie mój zachwyt tą małą a tak atrakcyjną książeczką.
Komentarze
Czy komentarze się w ogóle ukazują?
Łotr przebiegły krótkie się ukazują, a długie znikają. To spróbuję inaczej:
Nie jest pewne, czy w XVI w wina były dobre. Wszystko ocenia się według pewnych wzorców, więc oczywiście były wina względnie najlepsze i te gorsze. Ale raczej uznaje się, że wyraźny wzrost jakości wina rozpoczął się w XIX w, a przyspieszenia nabrał w ostatnich kilku dziesięcioleciach. Z drugiej strony wina falerniańskie najwyżej cenione na przełomie er najlepsze stawały się po 20 latach starzenia, a więc powinny byc winami bardzo wysokiej klasy. Jednak Rzymianie pili wina słodkie, a te łatwiej długo przechowywać. Wina, które nie nadawały się do naturalnego starzenia, czyli zdecydowana większość, były najczęściej mieszane z miodem prawie pół na pół. Inaczej nie bardzo nadawały się do picia.
Co ten łotr wyprawia?
Nie wiem, czy już meldować powrót z blogowego niebytu, czy jeszcze nie…? Najpierw czekałam na Matrosa, który mi bez urządzania awantur, żem psuja (Młodsza!) zainstaluje internet. Potem czekałam na to, żeby odzykać swój pokoik z komputerem i internetem, bo właśnie w nim goście najmilsi rezydowali; wczoraj pojechali i – po godzinie internet poszedł w siną dal…! Niczego nie zepsułam, nie ruszałam, a na ekranie mogłam przeczytać „stan: połączono, siła sygnału – niska” i każdy wpisany link kończył się formułą „nie odnaleziono serwera” i cześć. Myślałam, że chyba wezwę egzorcystę albo odwrotnie – czarownicę. Dzisiaj włączyłam maszynę i póki co, mam okienko na świat. Teraz będę nadrabiać zaległości. Po kawałeczku.
Najpierw podziękowania dla :
– wszystkich, którzy zasypli mnie najlepszymi życzeniami;
– Haneczki, która obdarzyła mnie „Wielką księgą nalewek”
– Marialki, od której dostałam arcyciekawy tom reportaży Badera;
– Nemo, która włożyła w kopertę malusieńkie kopertki, a w nich suszona skórka gorzkiej pomarańczy (x 2), słodkiej pomarańczy i ampułka z olejkiem bergamotowym.
O pięknych rękawicach rooty osobistej Żaby już donosiłam.
OK, spróbuję wysłać, może uda się.
cdn
Witam powróconą Pyrę
Pyra przywrócona światu !
Natomiast Dorotol,gdzieś pomyka wśród warszawskich zamieci śnieżnych.
Dorotol- ja nie robie zakupów w Śródmieściu,zatem nie wiem,gdzie
w tamtych okolicach można kupić Burtszyna.Wczoraj kupiłam w Tesco,
a poprzedni egzemplarz kupiony w internetowej Almie nadal lata sobie po Europie…
Dorotol- a do kiedy wakacjujesz w stolycy ?
nie robię ….
Pan Piotr nieobecny i wszystko idzie w rozsypkę 🙁
A może to wina naszych informatyków, że komentarz powyżej 1 wiersza nie wchodz…
Obecny, obecny. Ale moja obecność niczego nie poprawi. Zapowiadałem duże trudności spowodowane wymianą serwerów i remontem sieci komputerowej w redakcji. Równocześnie uruchamiane jest wydanie „Polityki” na iPadzie, które zacznie funkcjonować od początku roku. To wszystko utrudnia życie internautom, w tym i blogowiczom.
Bardzo za te utrudnienia przepraszam (jak minister infrastruktury za pociągi) i mam nadzieję, że w nowym roku wszystko będzie funkcjonować lepiej.
W mojej wsi na pytanie od kiedy będzie działał wodociąg fachowcy odpowiadają: po niedzieli. Ale nigdy nie precyzują, po której. Tak i ja Wam przyrzekam, że http://www.polityka.pl (no i blog oczywiście) będzie sprawny po niedzieli.
Dorotolu, w Śródmieściu bursztyn kupowałem w BOMI (dawne kino Moskwa lub Klif), w MiniEuropie (Pl. Krasińskich). Ale sprawdź na stronie http://www.oldpoland.pl
Mam nadzieję, że książka będzie do zdobycia w konkursie! Chciałabym ją dołączyć do mojego kucharskiego księgozbioru.
Jeszcze wrócę do wspomnień świątecznych. Ciasta udały się wszystkie, a jeszcze dodatkowe zaopatrzenie dowiozła Haneczka – piernik na naparze z lipy i sernik. Na Nowy Rok wypieków nie będzie, bo na balkonie są zamrożone ciasta ze świąt. Wystarczy aż nadto. Trzy dni „gościowe” nie zdołały uczynić zupełnych pustek w lodówce, bo to i Ryba przywiozła swojej roboty kiełbasę i szynkę i łososia po grecku i Haneczka ciasta i Inka coś tam i w rezultacie piękna kaczka, co to miała być już dawno zjedzona, będzie pieczona w Nowy Rok; bigos też jest sylwestrowy w zamiarze, a i golonki zakupione być powinny dziś albo jutro i upieczone po bawarsku na sylwestrową kolację. Mam miseczkę śledzi w oleju, duszone pieczarki do pasztecików i totalny brak apetytu. Dziwnie trochę – wystarczy kilka dni rozpusty (w jakości, nie ilości) i człek jakoś nie głodny; uzupełniona piwniczka i pojemnik na piwo – i już nikogo pragnienie nie suszy. Żadne chcice po nas nie chodzą jedzeniowo-napitkowe.
Hej Pyro!
Sezon na gorzkie pomarańcze dopiero się zaczyna. Gdybyś chciała więcej tych skórek, to daj znać 🙂
Nie mam żadnych zapasów gotowego jedzenia i apetyt na wszystko możliwe 🙄
„Wybieramy sobie danie i równocześnie wskazuje się nam dobrze komponujące się z nim danie”
Też uważam, że kolejne dania powinny ze sobą harmonizować i jak na początku jest barszczyk, to do drugiego dania nie podaję buraczków 😉
Dziś na obiad ziemniaki puree, pieczona kiełbaska z wiadomej świnki i gotowana kiszona kapusta z drobno pokrojonym i podsmażonym boczkiem (zaczątek mojego bigosu).
Zobaczymy, czy u mnie dziala
http://www.rpmuseum.de/index.php?option=com_content&view=article&id=421:duckomenta-&catid=45:startseite
To nie ma byc polityczne.
Slonce razi przy lekkich minus 5°C
milego dnia jaszcze
pepegor
Spoko,
dziala!
Nemo – mam tylko 1 l spritu i ze 2 kg nieco przywiędłych owoców świątecznych. Wystarczy aż nadto, a poza tym zbankrutowałabyś opłacając porto. Ty lepiej potrzymaj trochę tych skórek i jak będiesz w Polsce, to wrzuć w pocztę – wtedy nie będzie tak rujnujące. Pomyśl raczej o jakimś rewanżu z Pyrlandii – nie, żebym była (albo chciała być) szczególnie drażliwa na punkcie prezentów. To nie. Po prostu może coś mogłoby Ci poprawić humor w dni kiedy feny i inne halne?
Pyro,
jak mi coś wpadnie do głowy to zakomunikuję. Na razie proszę o słońce lub porządny… śnieg!
Tutaj od kilku dni jest mgła, temperatury w pobliżu zera, resztki białego na ziemi i… epidemia grypy 🙄 Ogłoszona oficjalnie.
Obiad zjedzony, pora zrobić listę zakupów, zebrać rachunki do zapłacenia i ruszyć pomiędzy kaszlących i smarkających ludzi 🙄 Na szczęście da się rowerem…
Osobisty zobowiązał się właśnie do wykonania swojej specjalności – sałatki jarzynowej (polskiej), muszę pamiętać o groszku.
U nas dzisiaj obiad w wykonaniu domorosłej młodzieży.
Właśnie pozbierali się do kupy,obmyślają koncepcję,a potem wybierają
się po sprawunki ! Wychodzi zatem na to,że obiad będzie w porze kolacji.
Trzeba będzie przetrzymać na kanapkach !
Cóż to za świat- taki nieuporządkowany- jeśli w Szwajcarii brakuje śniegu, a nad Bałtykiem/ i w całej Polsce/jest go w nadmiarze. Wszyscy tu z wielką chęcią pozbyliby się go choć w części.
Taki obiad jak robi dziś Nemo, także lubię od czasu do czasu – tylko ja piekę białą kiełbasę.
Pyro, będziesz miała bardzo ciekawą lekturę – myśę o reportażach Jacka Hugo – Badera. Podoba mi się jego pisanie o podróżach po współczesnej Rosji i spotykanych tam ludziach.
Nie mam już żadnych kulinarnych wyrzutów sumienia, że kupuję gotowe filety solonych śledzi, skoro Agnieszka Kręglicka nie była zadowolona ze swojej próby przygotowania śledzi z beczki. Warto ułatwiać sobie prace w kuchni.
A kieliszek wódki z pieprzem jest bardzo wskazany przy dolegliwościach żołądkowych.
Krystyno,
moja kiełbasa też była biała tzn. surowa ( Bratwurst). Podsmażyłam na patelni do ładnego zrumienienia, podlałam białym winem (węgierski riesling) i poddusiłam.
Krystyno – Badera przeczytałam jednego dnia. Są tam i historie znakomite i przerażające i ciekawe. Jest tam i jakaś chorobliwa ciekawość upadku, rozkładu niemal nekrofilia.Jest coś w upadających cywilizacjach co przyciąga dziennikarzy : schyłek ZSRR opisał R.Kapuściński, dekadę po ZSRR – Bader.; jeden i drugi zafascynowani wielkością zjawiska. U RK nie można wyczytać tej cieniutkiej niteczki „polskiej, pańskiej wyższości” ; u JB taka niteczka jest i to całkiem solidna.Inne wrażenie : jak wiele nieszczęścia i ruiny powodowała nie sama idea komunistyczna, tylko nieumiejętność zarządzania i chłopskie „w zaparte” – jak już wydano błędną decyzję z głupoty, braku wiedzy i umiejętności, to się nie umiano z takich działań wycofać za żadną cholerę. Brak wyobraźni nie tylko polityków i wojskowych, ale i lekarzy i inżynierów niewyobrażalny. Nie z głupoty – z niewiedzy. Zawsze wiedziałam, że ulubiony mój zespół Lube jest nacjonalistyczny – nie wiedziałam tylko, że to artystyczna grupa ojców – mafiozów z Luberca. Ot, żyje człowiek ciemny jak tabaka w rogu, a kiedy jednego się dowie, to trzech innych rzeczy nie pozna….
Wódkę z pieprzem stosował mój dziadek i jeden ze stryjów. Innym remedium na wszystko była piołunówka 😎
Hej, hej! Gdzie Załoga? Wszyscy odsypiają święta?
Pyro,
właśnie wróciłam z poczty i zakupów. Najpierw w sklepie ze „zdrową żywnością” kazałam zmielić pół kilo kaszy gryczanej za 5.60, a potem w zwyczajnym COOP-ie zobaczyłam gotową mąkę gryczaną BIO za 3.95 👿 Kupiłam i tę. Będziemy jeść bliny i bretońskie naleśniki do oporu 😉 Osobisty nie lubi kaszy gryczanej, ale bliny je chętnie. Ponadto nabyłam ananasa, mango, śledzie 125 g (2 filety) po 4.20 😯 mleko, masło, drożdże etc.
Uff, jazda do centrum Warszawy samochodem i próba zaparkowania to nie na moje nerwy. Pięć raz w kółko i wreszcie miejsce kawał drogi od celu. Ruch w żółwim tempie, bo ślisko. Wolę tramwaj!
eh…co ja mam wam powiedzieć…że trzeba na pogrzeb, bo znajomy odebrał sobie życie? No właśnie. Nie mógł uporać się ze stratą żony rok temu, zmarła na raka. Może powinniśmy jednak włazić z butami do bliźnich i patrzeć uważniej, jak sobie radzą po takiej traumie, a my coraz bardziej delikatnie, żeby nie przeszkadzać, zeby to, zeby tamto, i żeby nie pomyśleli sobie, że jesteśmy wścibscy.
Bądźmy, cholera! Może gdybyśmy byli, nie byłoby dzisiejszego pogrzebu.
Pyra dała cynk co będzie na kolację sylwestrową. Golonka a potem kaczusia. Pycha! Ja golonkę w piwie to funduję rodzinie w ostatki. Za PRL-u w noc sylwestrową piekłam kaczkę z jabłkiem a teraz od paru dobrych lat głównym daniem są ślimaczki. A jakie u Was są te „tradycyjne” dania? Najlepszego!
U mnie właśnie golonka albo pieczona biała kiełbasa (piekielnie ciężka ta kiełbasa, znacznie gorsza od golonki, więc teraz raczej z niej rezygnuję) Jarek póki żył kochał peklowane żeberka gotowane w kwaszonej kapuście. Mój Tato też je bardzo lubił. Czerwony, czysty barszcz do picia obowiązkowy. Kieyś jeszcze smażyłam faworki teraz nie mam dla kogo.
Kiełbasa biała jest cięższa od golonki? Do tej pory sądziłam że golonka jest bombą cholesterolową. No uczę się u Was. Dziękuję. A ser Bursztyn kupiłam w Realu na Ursynowie w Wawie. Jest doskonały.
Joa – nie biała kiełbasa ogólnie, tylko pieczona w piekarniku z warzywami i cebulą, podlewana piwem. Nie chodzi o kalorie i cholesterol, tylko o ciężkostrawność – ta kiełbasa (b.smaczna) potrafi leżeć na żołądku jak kamień. A tak się dobrze jadło…
Masz rację Pyro. Dzisiaj zjadłam wigilijną kapustę z grzybami i musiałam kielonek orzechówki bo był kłopot. A białą kiełasę bardzo lubię też pieczoną ale z ziołami. Pozdrawiam
Ja golonkę podlewam piwem. Gospodarz rzekł, że u niego będzie bażant. Nigdy nie jadłam o przepiórkach nie mówiąc. Może kiedyś?
Bażant jest chyba najlepszy w pasztecie albo duszony. Z pieczeniem jest kłopot – twardy, twardy, zmiękł wyjmuje się – i znowu suchy i twardy. Trzeba upilnować ten moment, kiedy jest w sam raz. Przepiórki b. dobre; może nie tak, jak kuropatwy, ale lepsze od bażanta. Teraz w sklepach są ptaki, które jeszcze jakiś czas temu były dla nas niemal mityczne.
Witajcie,
Zrobilam zakupy na jutrzejszą kolację, na którą chcę przygotować mousseline de poisson. Zainspiruję się przepisem podanym przez Nemo. Nie było limandy, kupiłam więc chim?re (nie znam polskiej nazwy). Ciekawa jestem, co z tego wyjdzie 🙂
chimere
Kochani,
Wyczytalam „gorzkie pomarancze”, niczego takiego w zyciu nie widzialam ( a odrobilam juz sporo ), gdzie je kupic, i jak sie One je.
Buziaki,
Lena
Alina, to to?
http://www.google.fr/imgres?imgurl=http://www.zwe.pl/wp-content/uploads/2008/10/chimera.jpg&imgrefurl=http://www.zwe.pl/chimera-pospolita/&usg=__RhxK0jA3quf9qLhqwjnYwhsGhD0=&h=300&w=321&sz=31&hl=fr&start=1&zoom=1&um=1&itbs=1&tbnid=jPp5nQO_J4rQUM:&tbnh=110&tbnw=118&prev=/images%3Fq%3Dchimera%2Bpospolita%26um%3D1%26hl%3Dfr%26sa%3DN%26tbs%3Disch:1
pasztet powinien wyjsc niebieski
Leno, tych pomarańczy się nie je. Anglicy z nich robią konfiturę i dżem 🙂
Lena – robi się z nich wytrawne dżemy i służą za przyprawę (herbata el grey) niektóre likiery itp. Ja o nie żebrałam na blogu od początku – właściwie o skórki do pomarańczówki gorzkiej. Nikt nie mógł tafić i dopiero w tym roku Nemo – wyjaśniła, że te pomarańcze rosną w jedynym regionie włoskim i trochę na wyspach. Jechała na Sycylię i obiecała nieco bergamoty kupić – kupiła, wysłała, a ja będę nalewać.
Alicjo,
nie przypisuj sobie żadnej winy. Na takie sprawy nie ma dobrego sposobu. Myślę, że wasza aktywność chyba by tu nie pomogła.
Sylwestrowa kolacja. Tradycyjnie juz od ladnych paru lat homar z maselkiem czosnkowym do maczania. Plus inne inszosci jak pasztet gesi wlasnej robotki, wedzony losos, ktory sie pomalu robi trywialny, pewnie zapieke camamberta albo brie, serow zreszta mamy calkiem pozkazny zestaw 🙂
Piper-Heidsieck do popitki. W Nowy Rok kolejne foie gras pojdzie na stol a na cieplo piersi gesie. Pieczywo od Niemca i bagietki od Belga. Gesina wiec przewodzi w tym roku zreszta juz od paru lat.
Bomby cholesterolowe?? Ile ja ich zjadlem jak dobry samobojczy wyznawca Mahometa i zyje (a po cichu liczylem na te dziewice co czekaja w raju). Cos maja slaba moc te bomby. Wszystkim polecam. Znakomite na trawienie. I smaczne 🙂
Alicjo-przykro mi z powodu tego pogrzebu.Myślę,że każdy z nas zadaje sobie podobne pytania w takich dramatycznych sytuacjach- do jakiego stopnia mamy ingerować w życie naszych bliźnich,a do jakiego stopnia mamy zostawić ich sam na sam z ich cierpieniem,z ich trudnymi przeżyciami.Jak pomagać i kiedy
pomagać.To wcale nie jest proste…
My , czyli mój mąż i ja , tradycyjnie nie świętujemy Sylwestra, bo nie jesteśmy balowiczami. Zresztą mąż będzie w pracy pewnie do 1- 2 w nocy – ktoś musi pracować, aby inni mogli bawić się – ale nie cierpimy z tego powodu. Za to zawsze w Nowy Rok wybieramy się już przed południem na spacer po Bulwarze Nadmorskim w Gdyni. A potem na kawę i coś słodkiego. Wprawdzie kawiarnie- i to nie wszystkie – sa otwarte tego dnia dopiero od godziny 12 – ale idziemy do takiej, w której zostaniemy obsłużeni już wcześniej. I całkiem sporo osób widujemy na noworocznym spacerze. A punktualnie w południe gdyńskie „morsy’ kąpią się na plaży, wzbudzając podziw widzów.
Ponieważ po świętach dania mięsne nie budzą jeszcze entuzjazmu, na koniec tego roku i na początek następnego będą po prostu gołąbki – tym razem z kapusty włoskiej. Niezbyt oryginalnie, ale za to smacznie.
Nawet psychiatria nie radzi sobie z leczeniem depresji. Nie w każdym przypadku. Człowiek nosi w sobie detonator autodestrukcji – u kogo się uaktywni i z jakim wynikiem – nie wiadomo. Mam sąsiada – udane choć skromne życie, dobre małżeństwo, udane, ustabilizowane dzieci – od kilku lat, po 3-4 tygodnie leży bezwładnie na tapczanie wpatrując się w sufit. Kiedy żona woła na obiad, po twarzy spływają mu wielkie łzy. Dlaczego? kto to wie… Mija jakiś czas i sąsiad wstaje, wychodzi z psem, robi zakupy, a czasem nawet kieruje samochodem. Do następnego ataku. Lekarz mówi, że może trgnąć się na życie „życie go boli” ówią lekarze.
Krystyna bardzo orginalnie bo wiekszosc pewnie kombinuje jakies wymyslnosci a Ty bedziesz jedyna z golabkami i kto to przebije? 🙂
Happy New Year 🙂
Pyro,
pomarańcze bergamotowe i pomarańcze gorzkie to nie to samo. Bergamotowe rosną na koniuszku włoskiego buta i w październiku były jeszcze zielone, poza tym trzeba by znaleźć plantację, bo w handlu ich nie ma. Jesienią pytaliśmy w okolicach Villa San Giovanni, nikt nie miał pojęcia 😯
Ludzie też nie bardzo mieli głowę zastanawiać się nad naszym problemem wobec kolejnych burz i nawałnic zalewających okolicę wodą i błotem.
Olejek bergamotowy dostępny jest przez cały rok.
Pomarańcze gorzkie rosną na Sycylii i w Hiszpanii, ale dojrzewają też dopiero teraz. To, co Ci posłałam – skórki z pomarańczy z „białym” i bez, zawdzięczam mojemu dziecku, które miało nakaz wyśledzić pierwszy transport gorzkich pomarańczy w stolicy i mi natychmiast przywieźć parę owoców. W styczniu mają się pojawić u mojego lokalnego handlarza-specjalisty, wtedy nabędę i wyprodukuję „prawdziwy angielski” dżem pomarańczowy. Zasuszę też trochę skórek dla Ciebie. Daj znać, czy z białym, czy samą warstwę pomarańczową.
No proszę, i gołąbki mogą być czasem oryginalne.
yyc – 🙂
Ryba w tym roku robiła dżem pom. ze zwykłej pomarańczy – ściśle wg przepisu; ot tak, z ciekawości. Pierwszy zrobiony wyrzuciła – mimo starannego „wyłyżeczkowania” albedo, dżem był jednocześnie za słodki (za dużo cukru) i za gorzki – te skórki. Drugi zrobiła duo ostrożniej – 1/3 pierwotnej ilości skórek i 2/3 cukru. Jest smaczny ale jeszcze nieco agresywny.
Sylwerter w gronie przyjaciół osiedlowych urządzają sąsiedzi. Oni biorą na siebie dania główne. Pozostali przynoszą sałatki. Ja zrobię z białej fasoli, czerwonej cebuli, tuńczyka i natki pietruszki.
Jutro przygotuję na noworoczny obiad pijane piersi gęsi. Ostatnia porcja listopadowej gęsi olbrzymki.
Barszczyk na ewentualnego kaca zakiszony.
Alicjo,
nie ma ani mądrych ani mocnych w takich sprawach. Jak człowiek postanowi z sobą skończyć, nikt mu nie jest w stanie w tym przeszkodzić.
Tylko we własnym sumieniu możemy ocenić, czy zrobiliśmy tyle, ile zrobić się dało. Za każdym razem to „dało się” wygląda trochę inaczej.
Przykro mi.
A ja zrobiłam dżem z kiwi i jest znakomity jako dodatek do mięs. Dodałam cukru trzcinowego i to jest to.
My mamy w lodówce dżem rabarbarowy.Właśnie doń zajrzałam,by sprawdzić,
czy przejawia jakiekolwiek przejawy agresji.Gdzie tam,siła spokoju 🙂
65% rabarbaru i 45% cukru trzcinowego,sok cytrynowy i …masło.
Kupiony w Leclercu.
Młodzież po raz kolejny zrobiła lazanie-tym razem w wersji wegetariańskiej
z bakłażanem,cukinią,pomidorami,pieczarkami i pod beszamelem.
Poezja 😀
Dobry wieczór, u mnie szwankuje internet, cięgiem się przełącza na wolniejszy a nawet super wolny.
Jeszcze mi się ręce trzęsą po wczorajszej jeździe 😉
Udało się dzisiaj jednego psa odesłać właścicielom, czyli Milę do Wawrzyńców. Zostały jeszcze cztery, z tego jeden śpi w kancelarii z Sylwią – w końcu to jej pies.
Jutro ma być bal sylwestrowy – Sylwia organizuje, ja zostawiam młodzieży cały dół na szaleństwa, okopię się na górze.
Śniegu od podwórza jest równo z parapetem, psom to bardzo odpowiada.
Nie mam na nic ochotym, po prostu rozpacz, żeby się tak nic nie chciało? Chyba zacznę robić kolejne rękawiczki w rozmiarze pośrednim, może się chętny znajdzie.
Alicjo, jak ktoś ma dość życia, bo nie widzi dla siebie celu, to nic i nikt mu nie pomoże. Zmuszanie go do życia i pozostania z nami, jest tylko naszym egoizmem. Naprawdę bardzo dużo na ten temat myślałam.
Czytając wpisy do tyłu trafiłam na zielony sos. Traf chce, że właśnie taki sam jadłam we wtorek u kuzynostwa (tych od 103-letniej cioci), tylko z lazanią. Pychotka.
Były też małe gołąbki z ryżem i grzybami, tak upieczone, ze kapusta wyglądała jak papier ryżowy. Podobno trzeba używać liści z małej kapusty. U nich te gołąbki są na wigilijnym daniem.
coś mi się merda w głowie – powyżej bez „na”
No i proszę i w końcu przyleciał z powrotem do Warszawy.
Bursztyn przeznaczony dla Aliny odbył triumfalne 8-dniowe tournee po Europie
i wrócił do domu.Właśnie odzyskaliśmy nasz bagaż.Ser jednak co nieco ucierpiał zamknięty walizce bez dostępu powietrza,wśród swetrów i piżam.
Tu i ówdzie ma drobne plamy pleśni 🙁
Żabo, ja, ja, ja chcę rękawiczki!!! U Pyry widziałam, cudne! Poproszę, jeśli można, niezgubiajki ze sznureczkiem 🙂
Na Sylwestra robię nic. Będziemy tylko my dwoje, Bill Bryson, drobiazgi na ząb i coś mokrego, jeszcze nie wiem co. O północy pójdziemy z bąbelkami nad jezioro.
Żabo o trzymaniu przez 9,5 h kierownicy na oblodzonej drodze, to ja nic nie powiem; o 4 sporych psach też nic; o tym gdzie trzymają zapas rozsądku dla znajomych czarownic, to ja się dowiem. Nie będę taka; trochę nabędę.
Bal Sylwestrowy
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/72291:1/
W telewizji widziałam skarpetki nie do zgubienia – połączone sznurkiem odpowiedniej długości 😉
Na kolację małe szaleństwo – bliny z tej świeżo mielonej gryki. Do tego tatar ze śledzia, łosoś wędzony, śmietana. Do picia niemiecki sekt. Dostaliśmy cały karton od tego 50-latka rowerem torturowanego. Poszła butelka na troje. Pasował całkiem całkiem. Uff, jak mi dobrze. Jeszcze do tego sałata z zimowej cykorii „głowa cukru” (Zuckerhut).
Bigos sobie pyrkoce, sałatka zrobiona, szynka wyjęta z zamrażarki, jutro jeszcze jakiś deser i niech się rok kończy.
Z depresjami trudna sprawa, ale zainteresowanie bliskich i przyjaciół dodaje energii życiowej, na ogół.
A jak się organizm uprze żyć to i medycyna jest bezsilna 😎
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/72291:1/
Nemo, rękawiczki gubię w sklepach, na straganach itp. Skarpetki dziurawię. Więcej grzechów pamiętam, ale się nie wyspowiadam 😎
Nemo! Jak można zgubić skarpetki? Chyba razem z butem i nartą 😀
Haneczko, przywracasz mi radość życia! Jutro wrzucam pierwsze oczka 😀
A jak wcześniej Cię pytałam to nie chciałaś.
Żabo,
nie jest Ci znany fenomen znikania pojedynczych skarpetek? Podobno giną w praniu, ale tak naprawdę to nikt nie wie 😎 Skarpetki ze sznurkiem uważam za bardzo praktyczne, tylko trzeba pamiętać o kolejności ubierania się rano. Najpierw skarpety, potem kalesony 😉
Nie wiem, czy istotna będzie informacja, że patent na ten wynalazek posiada jeden komik 🙄
Żabo, wtedy jeszcze miałam sumienie 😉
Oczywiście pojedyncze skarpetki znikają w praniu. Jest to rzecz powszechnie znana i udowodniona, ale żeby gineły przy chodzeniu? Podobno jest nawet jakaś strona o tym traktująca i nawet, podobno, jedna skarpetka, która zgineła w pralce w USA odnalazła się w Australii.
Czy mam rozumieć, ze zamieniłaś sumienie na parę wełnianych rękawic w norweski wzór?
Pyro, niech Młodsza zmierzy se głowę w kółko i da znać, poproszę.
Wcale mnie skarpetki nie dziwią – u nas też znikają nie wiadomo gdzie. Nawet na Radka nie da się zwalić, bo skarpet nie rusza. Znałam natomiast osobę (miałam nawet w domu) która potrafiła zgubić wszystko – rękawiczki i chusteczka na sznureczku, fakt, ale dziecko w zimie wracało w kapciach albo bez skarpet albo bez majtek (a to nie był wiek na rozbierane randki). Latorośl indagowana na okoliczność, odpowiadała z ciężką pretensją „tyle tych gaci – na basen, do rytmiki i zwykłe i skąd ja mam wiedzieć, gdzie są?.
Jutro spędzimy wieczór w domu. Na ten moment jest nas troje, ale ta sprawa jest rozwojowa. Na tarasie jest rumstek, na mrozie, kupiony jeszcze przed świętami – a o reszcie się pomyśli. Piwnica jest pełna.
Bal polonijny z przed roku stale jeszcze próbuję zapomnieć.
Żabo 😳
W szafie mam osobną półkę na pojedyncze skarpetki. Do połowy pełną pustą 😕
Rzeczywiście,
byt np. takich drugich skarpetek, które nigdy już nie powróciły od dawna mnie nurtuje. Jeżeli i tu, na blogu podobne zjawisko można stwierdzić, to stawia się pytanie, czy za tym nie tkwi metoda? Helweci (ho,ho) zauważyli. Apeluję, by wzmóc czujność i ew. za wczasu meldować.
Pepegor – zjawisko jest wszechświatowe. W kilku książkach o tym czytałam Irlandczycy podejrzewają elfy, Szkoci – czarownice, a Polacy niedbalstwo tych, którzy piorą. Winnych jednak nie widać.
Stara Żabo – głowa w kółko 56 cm
Ja mam szufladę, też do połowy pustą/pełną.
Nazbierało się tych pojedynczych przez lata. I co teraz?
I co pan zrobisz?
Nic pan nie zrobisz!
No, dobrze, elfy, czarownice…
Ale ja SAMA piorę!
Trochę pomaga jak kupuję po kilka par takich samych skarpetek, najpierw robią się nieparzyste, potem parzyste, potem nieparzyste… potem się podrą… w końcu zostaje jedna.
Idę sobie. W gardle drapie. Dwie aspiryny i spać.
Żabo, czy Ty aby nie trzymasz swoich skarpetek w mojej szafie 😯
http://www.youtube.com/watch?v=qvwOwdIqPQs
http://www.youtube.com/watch?v=HYft8HLdxJY
Na pocieszenie bardzo stary dowcip:
Panie profesorze, pan ma dwie różne skarpetki na nogach.
A wie pani, że właśnie dziś rano zauważyłem, że mam właśnie taką samą parę w szafie!
Frąckowiak jest DUŻY elf.
Nisiu. Pracowałem z Nią. Było to w trasie ze Skaldami. Robiła na drutach szalik dla ukochanego. Zazdrosciłem mu…
Łoj, Cichal, Ty to lyryczny jesteś. Było ją odbić ukochanemu i zabrać szalik.
Kurde…
chyba sobie każę podać piwo, a co!
Frąckowiak to taki duzy elf, że mój znajomy muzyk Szwed zauważył, że ona jakaś wyjatkowa w polskiej muzyce lat tamtych.
Cichal jest lyryczny nawet… rozpijamy z Jerzorem butelkę mooshead, takie piwo
Dobranoc!
A mnie najbardziej utkwiła ta piosenka Haliny… i do tej pory chętnie jej słucham:
http://www.youtube.com/watch?v=dHVBN0g46yw
http://www.youtube.com/watch?v=6km7phBQRF0
Alicjo. Powoli przekonujesz mnie do niego. Jestem pod względem muzycznym okrutnym konserwatystą.
kod ddec jaki dysonans!
Cichal,
…jak myślisz, co mi się nuciło pod żaglami Cygneta? Otóż najczęściej to 🙂
Dobrze, że nie śpiewałam 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=u1v60FITAfY&feature=related
Dobranoc!