Wtorki teraz takie puste
Od trzech lat wtorki mieliśmy zajęte od samego rana. Tuż po śniadaniu gościliśmy Laurę, młodą i śliczną Włoszkę, która po odprowadzeniu córeczki do przedszkola wpadała do nas na godzinę konwersacji. Piliśmy kawę, czasem pogryzając ciasteczka upieczone przez Basię i szlifowaliśmy swoja znajomość języka włoskiego.
Teraz wtorki są puste, bo bez Laury. Wyjechała z dziećmi na rok lub dłużej, bo tam skierował jej męża Leszka Bank Światowy, w którym pracuje. Staramy się we wtorki rano mówić do siebie po włosku ale to nie to samo. Bo sztuczne i nie ma włoskiej atmosfery. Musimy chyba wyjechać do Italii wcześniej niż zwykle. Może na wiosnę?
Tymczasem więc ograniczamy się do lektury tygodników, które nam zostawiła nauczycielka, książek i? odczytywania włoskim nalepek na produktach zapełniających naszą spiżarnię. Na szczęście włoskich serów, wędlin, win i makaronów nie brakuje. A my jesteśmy ciekawi ich smaków więc stale eksperymentujemy z wszelkimi nowościami.
Ostatnio na pudełku z makaronem z jakiejś małej włoskiej wytwórni, znalazłem przepis, o którym nigdy dotąd nie słyszałem. Sos do spaghetti robiony jest z kilku rodzajów ziół, startego na proszek parmezanu i zmielonych migdałów.
Zrobiłem kluchy i zachwyciliśmy się tym smakiem niepomiernie. Nawet przez chwilę uważaliśmy, że nowe danie wyprzedza w domowym rankingu spaghetti aglio, olio e peperoncino. Może, może… jeszcze trochę poczekamy i zjemy ze dwa razy, wówczas podejmiemy tę ważką decyzję. Tymczasem jako prawdziwi altruiści, dzielimy się nowym przepisem ze wszystkimi i zachęcamy do prób. Smacznego!
Spaghetti w sosie zielonym
30 dag spaghetti, pół szklanki listków bazylii, 2 łyżki siekanej zielonej pietruszki, 5 dag mielonych migdałów, 8 łyżek oliwy, 5 ząbków czosnku, 3/4 szklanki startego parmezanu, sól, pieprz, szczypta suszonego oregano
1.Bazylię włożyć do blendera, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, oliwę, siekaną zieloną pietruszkę i mielone migdały, dodać także parmezan i wszystko razem zmiksować. Dodać oregano, pieprz i sól.
2.Makaron ugotować al dente, odcedzić.
3.Do sosu dodać 2 łyżki wody od gotowania makaronu, w garnku (po odlaniu wody) połączyć makaron z sosem dokładnie mieszając przy pomocy dwóch widelców. Podawać.
Komentarze
Witam międzyświątecznie 😀
Mróz trzyma,poranne skrobanie szyb to niezłe wyzwanie.
Sama radziłam Żabie kupić płyn do odmrażania szyb.Ja wprawdzie
jakiś kolejny psikacz ostatnio kupiłam,ale ów nadaje się jedynie
do wyrzucenia.
A zielony sos Gospodarza to takie pesto migdałowe,niewątpliwie
warte wypróbowania.
➡ śnieg pada, szyby skrobać trza — minus
➡ dnia przybywa (ociupinkę, ale jednak) — plus
pero… pero… — trzymajmy się wyżej zero
(celsjuszów i innych wspaźników… nawet gdy wtorki, butelki, lodówki, kieszenie… puste (chwilowo) 😉 😀 )
Najserdeczniejsze życzenia dla Pyry – Pani Generał!
Zdrówka i wszystkiego innego!
😀 😀 😀
Przepis ciekawy, odnotowany w prywatnym archiwum, przetlumaczony i podany do dyskusji na miejscu. Wywolal ciekawosc, dziekuje Gospodarzu!
Wyprobuje po swietach, bo na razie u nas trwa remanent i dojada sie co jest. Lodowka duza (zamrazarka wlasciwie) jest za oknem i nie trzeba sie spieszyc, a jako czlowiek oszczedny, niczego nie wyrzuce.
Zycze milego zimowego dnia,
pepegor
Starsza Pyra się zgłasza (od jutra będę na własnych śmieciach).
Dziękuję najserdeczniej za życzenia świąteczne i urodzinowe. Jako osoba odcięta od świata elektronicznego, nie mogłam tego robić na bieżąco Poczekajcie jeszcze dzień i trochę, a odpiszę, napiszę, dopiszę i w ogóle…
Dzień dobry,
Nemo (z wpisu o północy, ja już spałam 🙂 ),
Dzięki za zdjęcie pana Pollmera, które nie jest reklamą jego teorii… On chyba lubi prowokować, czego dowodem chociażby tytuł książki.
Dzień dobry, mroźnie, ale słonecznie 😀
Wczoraj Danuśka pisała o francuskim cieście na Trzech Króli. Przypomniało mi to tradycję meksykańską pieczenia specjalnie na ten dzień drożdżowego ciasta o nazwie Rosca de Reyes. W cieście ukryta jest maleńka figurka dzieciątka Jezus, (a nawet kilka). Goście, którzy natrafią na figurkę w swojej porcji są zobowiązani do urządzenia party w dniu 2go lutego (dia de la Candelaria). Samo ciasto jest pyszne, drożdżowe, w kształcie pierścienia, z przyrumienioną skórką ozdobioną kolorem czerwonym złotym i zielonym, z kandyzowanych owoców. Już na kilka dni przed świętem właśnie to ciasto króluje we wszystkich cukierniach i sklepach z pieczywem i właściwie nie ma osoby która by nie popróbowała tego specjału choć raz na Trzech Króli. A wszystko z myślą o przyszłych fiestach, na których z kolei głównym smakołykiem są tamales 😀
Barbaro- widzę,że tych tamalesów cała rozmaitość :
http://www.google.pl/images?hl=pl&biw=1020&bih=555&q=tamales&rlz=1W1ADFA_pl&um=1&ie=UTF-8&source=univ&ei=_MAZTdaXH4it8gOhg9GABw&sa=X&oi=image_result_group&ct=title&resnum=3&ved=0CDoQsAQwAg
U nas też upłynie trochę czasu zanim będziemy w stanie wypróbować jakikolwiek nowy przepis.
Święta stały pod znakiem smakołyków. Barszcz udał się Ukochanej znakomicie, jak zawsze. Po prostu marzenie. Do barszczu kulebiak mojej roboty w cieście drożdżowym. Wewnątrz karp, kapelusze prawdziwkowe, cebula posmażana najpierw solo na maśle, potem z dodatkiem dobrej oliwy extra virgine wraz z rybą i na końcu jeszcze z grzybami. Grzyby i ryba wcześniej gotowane w barszczu. Teoretycznie smaku powinno w nich zostać niewiele, ale te grzyby i ta ruba były gotowane w bardzo małej ilości barszczu ugotowanego już na rybie i grzybach.
Po rozłożeniu tego nadzienia na cieście jeszcze posypałem z góry pęczkiem posiekanej pietruszki i skropiłem nieco sosem sojowym. Przedtem przyprawiałem tylko przyprawami podstawowymi – białym pieprzem, czosnkiem i tymiankiem (obficie), do tego trochę vegetty.
Do barszczu także były kruche pierożki z mieloną rybą autorstwa Ukochanej. W nastepne dni były jeszcze pierożki z mieloną rybą i siekanymi prawdziwkami z barszczu.
Dalej były karp i łosoś w galarecie, a także faszerowany pstrąg w galarecie. Wreszcie karp pieczony z nadzieniem rybno-migdałowym.
Potem zupa grzybowa z prawdziwkowych kapeluszy własnoręcznie zbieranych.
Potem placek drożdżowy z kruszonką, makowiec, piernik upieczony przez Córeczkę według dość egzotycznej receptury, pierniczki Ukochanej, pierniczki Córeczki, rogaliki orzechowe Ukochanej, ciasto czekoladowe Córeczki, mak mojej kompozycji, kompot suszony Ukochanej. Słodycze.
Do rybek wino alzackie z pinot blanc. Do karpia Estola grand reserva 1999.
Daliśmy radę temu wszystkiemu. Następnego dnia doszły wędliny, schab pieczony na śliwkowo i dzieło obu Pań – mus z gęsich wątróbek, na sposób francuski, z konfiturą z czerwonej cebuli. Gęsie wątróbki udało się trafić, bo to u nas wielka rzadkość. W stolicy pewnie codzienność. W obcych krajach tym bardziej.
Musu z gęsich watróbek wyszło prawie 2 kg i wydawało się, że to nie do zjedzania siłami 3 osób (w II Święto 4). Ale wczortaj byli goście. Jedli łososia w galarecie i faszerowanego pstrąga, potem schab pieczony i mus z gęsich watróbek. Choć to ogólnie niejadki, nie ma już zagrożenia, że cokolwiek z musu się zmarnuje. Goście jedli jeszcze polędwiczki wieprzowe smażone, a potem lekko podduszane w sosie gorgonzola.
Wśród win było ciekawe czerwone z Tasmanii od Marksa&Spencera i Barolo z Biedronki. Możecie się śmiać z kupującego wino w Biedronce, ale to Barolo, choć ustępuje winom z barolowej czołówki, jest lepsze od wielu Barolo przeze mnie w przeszłości próbowanych. Główny jego mankament – rocznik 2006 nadaje się już do picia z przyjemnością, wino nie jest jeszcze „nie otwarte”, ale czuje się młodzieńczą szorstkoć tanin. Za parę lat będzie niewątpliwie gładsze i warto kupić parę buteleczek na zapas. Teoretycznie zwykłe Barolo nadaje się do picia po trzech latach dojrzewania, ale lepiej wykazać nieco cierpliwości.
Chyba dosyć nanudziłem, więc oszczędzę deserów i innych szczegółów.
Jedno z zaprzyjaźnionych małżeństw obecnych wczoraj wyrusza za tydzień do Sauthampton, skąd odpływa w 103-dniową podróż wycieczkowcem Queen Elizabeth dookoła świata. Nie są jeszcze na emeryturze (oboje profesorowie), ale mogli to jakoś zorganizować.
Są uwagi znajomych, że to bez sensu taka wycieczka. Ja nie udaję, że to głupie. Chętnie bym na taką pojechał. Jestem w wieku, w którym szanse zobaczenia tylu egzotycznych miejsc stają się żadne. Może uda się zobaczyć kilka po odejściu z pracy. Zaletą tej wycieczki jest fakt, że w zdecydowanej większości portów postojowych można zwiedzanie zorganizować samemu. Z tego, co proponuje statek, skorzystałbym ze zorganizowanej wycieczki do Petry, bo sammu można nie zdążyć.
Inne uwagi, np. że trzepa spędzić ponad 3 miesiące w towarzystwie prawie samych emerytów, też jest według mnie słabo trafione. Toż sam jestem w wieku emerytalnym, czemu mam się krzywić na towarzystwo rówieśników. Co miałbym robić w towarzystwie młodych.
Errata: Southampton.
… oj tak, Danuśko 🙂 są one bardzo popularną ozdobą stołow i smakołykiem w różnych odmianach, na specjalne okazje. Jednak ich przygotowanie jest szalenie pracochłonne, dlatego jeśli już, to robi się je w dużych ilościach, coś tak jak my nasze wigilijne pierogi 🙂
A tu obrazek i trochę o Rosca de Reyes http://www.dfinitivo.com/archivos/2007/01/07/la-rosca-de-reyes/
Stanisławie-piękne,świąteczne menu.Szapobasy !
Pomysł na pierożki z rybą godzien uwagi.
Zresztą w czasie naszego mini zjazdu przedświątecznego jadłyśmy
u Bliklego bardzo smaczne pierożki z łososiem.
Nie zauważyłam,by gęsie wątróbki były w naszych sklepach
codziennością,ale może nie chodzę po właściwych sklepach 😉
Barbaro- Rosca prezentuje się nader ponętnie 🙂
Ciekawe zwyczaje. Są chyba różne odmiany. Nazwa sama w sobie oznacza obwarzanek królów. W niektórych regionach oprócz figurki Dzieciątka Jezus wkłada się dużą fasolę. Komu się trafi figurka jest królem i 2 lutego idzie do kościoła figurkę poświęcić. Kto znajdzie fasolę, 2 lutego urządza przyjęcie lub za nie płaci. Lokalnie finansuje Rosca de reyes w następnym roku. W samej Hiszpanii tradycja się zmienia. Coraz częściej zamiast Dzieciątka Jezus wkłada się zabaweczki jak do jajka niespodzianki. Szukają dzieci i potem znaleziskiem się bawią. To w ramach laicyzacji, w której Hiszpania szybko idzie naprzód. Obwarzanek tomoja inwencja, bo chyba hiszpańskiego odpowiednika tutaj nie ma. Ale mnie pasuje. Rosca to cos okrągłego albo spiralnego, ewentualnie gwintowanego.
Witam Szampaństwo przedświtowo.
Też bym popłynęła na taką wycieczkę, nawet na pół roku – ostatecznie jak się człowiek znudzi, to może wysiaść w dowolnym porcie i pofrunąć do domu.
To chyba zazdrość przemawia, łeeee…co to za wycieczka…
Ja bym, bo to wyprawa raz w życiu, a ile można zobaczyć! Popieram. Na pewno będą zadowoleni.
Danuśko, też myślę, że i w stolicy trzeba dobrze wiedzieć, gdzie gęsie wątróbki kupić. Pisząc o stołecznej codzienności chciałem wyrazić kompleks prowincjusza, który w samej rzeczy odczuwam. Może nie tyle w kwestii dostępności kulinariów co w kwestii dóbr kultury, szczególnie teatrów i dobrej muzyki.
Gospodarzu,
pozwoliłam sobie bez pytania skopiować przepis na spaghetti z zielonym do naszych blogowych /Przepisów, żeby nikt nie musiał szukać we wpisach do tyłu.
Proste takie, recenzja Gospodarska entuzjastyczna, no to ja dzisiaj też wypróbuję. I sprawozdam 🙂
Tak, Alicjo, to na pewno przemawia zazdrość. Ciekawe, że wśród gości byli sami profesorowie (obojga płci). Pozostałe obecne małżeństwa niewątpliwie stać na taką wycieczkę, ale wolą takiej kwoty nie wydać, więc sami przed sobą udają, że nie warto. Koszt spory – 60 tys. złotych od osoby w kajucie 42m2 z balkonem na zewnątrz, w formule all inclusive.
Ja balkon mógłbym sobie darować – na oceanie nikt na balkonie długo nie wytrzyma z powodu wiatru. Ale są miejsca, gdzie balkon może być bardzo przydatny. Osobiście pofatygowałbym się na pokład spacerowy w takich miejscach. Ale na oficjalnej stronie Cunarda taka wycieczka kosztuje 32 tysiące dolarów od osoby. Nasi znajomi odbyli już kilka rejsów wycieczkowych z Cunardem i korzystają ze sporej ulgi. Ta ulga jest większa niż koszt dwóch poprzednich wycieczek razem wziętych.
A propos zielonego spaghetti. Mnie też to wydaje się bardzo smakowite.
O rany! W 103 dni dookoła świata na Queen Elizabeth 🙄
Zazdraszczam i już!
Stanisławie czy wiesz ile taka wyprawa kosztuje, albo czy możesz podpytać o cenę?
Nie sądzę żeby nas było na to stać, ale jakby jakiś niespodziewany spadek albo inny gwałtowny przypływ gotówki się zdarzył 😯 Nie miałabym wątpliwości na co przeznaczyć ową mamonę 😎
O, łajza mineli 😆
Dostaję kompleksów czytając o poświątecznych zapasach jedzeniowych 🙄
Chyba już jestem za leniwa do takich przygotowań 🙄
U nas zostało jedynie sporo ciasteczek i pierniczków, garść uszek i kawałek duszonego w winie łososia – właśnie zjedliśmy na obiad. Z dwu wielkich makowców nadzianych kilogramem maku nie zostały nawet okruszki, ale też tak dobrych makowców jeszcze tu nie było. Nadzienie – puszka masy makowej Bakalland wzbogacona dużą garścią rodzynek namoczonych w rumie, smażoną skórką pomarańczową i cytrynową oraz drobno posiekaną masą marcepanową – to jest to! Ciasto drożdżowe z 500 g mąki, 150 g cukru, 2 jaj, 4 żółtek, 150 g masła, kostki drożdży, kilku łyżek śmietanki i 6 łyżek rumu – marzenie 😎
Całość polukrowana i posypana siekanymi pistacjami została wchłonięta w ciągu 3 dni, ale też wiele osób dostąpiło zaszczytu 😉
W święta jedliśmy kacze piersi z brukselką (sobota) i befsztyki z polędwicy z koniakiem i zielonym pieprzem (niedziela), a przedtem różne przystawki, ale przygotowane na świeżo np. rolki z wędzonego łososia nadziane kremem chrzanowym (świeżo tarty chrzan, cytryna, sól, cukier, bita śmietana) na sałacie ogrodowej (roszponka, cykoria) z winegretem i plasterkiem awocado…Tak więc przed świętami żadnej harówki. W święta też nie, bo potrawy mało pracochłonne albo miałam pomocników 😉 No, trójkolorową roladę z ryb przygotowałam w przedwigilijne popołudnie, ale gotowana była dopiero przed podaniem. Beurre blanc do tego i duszona cykoria-endywia – też świeże. Moi pomocnicy podgrzewali talerze, serwowali sprawnie, dolewali szampana – trzy seniorki (86, 85 i 80 lat) były zachwycone, a pozostałe 5 osób – dumne ze swej sprawności (cool) Jak w jakiejś gwiazdkowej restauracji 😉
Najbardziej dekadencka była kolacja w drugi dzień świąt, gdy Młodzi pomogli mi lepić pierogi z kapustą i grzybami (zażyczyli sobie), a potem jedliśmy je okraszone cebulką i popijaliśmy… szampanem 😉
Ło Matko- Stanisław i kompleks prowincjusza !
Widział, to kto 😉
Ja z kolei rodzinie w Gdyni zawsze zazdraszczam morza w zasięgu
spaceru oraz Szwajcarii Kaszubskiej w zasięgu małej wycieczki samochodowej.
A na wycieczkę dookoła świata mogę jechać choćby jutro.
Tylko gdzie jest ten spadek ?????
Podałem ceny gołej wycieczki, czyli kabiny i jedzenia. Przyjaciele w opcji all inclusive mają także picie (10 eur dziennie od osoby). Ponoć to bardzo dobra inwestycja, w co wierzę, bo za wszelkie picia płaci się słono.
Dodatkowy koszt to wycieczki w portach postojowych. Wykupywane na statku kosztują po 40-100$ od osoby każda. Zdecydowana większość z nich może być załatwiona we własnym zakresie nieporównywalnie przyjemniej i taniej. Kłopot całej imprezy to konieczność załatwienia ogromnej liczby wiz. Kiedyś w cywilizowanych portach wycieczkowicze byli załatwiani jak marynarze, to znaczy bez żadnych wiz. Teraz coraz więcej państw ich wymaga od pasażerów. Poza tym są wycieczki, które wiz zawsze wymagały – na przykład do Petry. Biuro podróży Blue Mile, które oferowało ten rejs i pomagało w załatwianiu wiz, nie było w stanie uzyskać wizy amerykańskiej bez wizyty zainteresowanych w ambasadzie USA. W sumie załatwianie wiz trwało ponad rok. Mozna to skrócić wkładając samemu więcej wysiłku. W tym przypadku nie było to potrzebne.
Ale są wycieczki tańsze. 28 grudnia 2011 wypływa wycieczkowiec Costa Deliziosa z Savony do Savony opływając świat w kierunku zachodnim. Trasa podobna, choć nie identyczna. Niektórych atrakcji nie ma, są za to inne. Trudno powiedzieć, które lepsze zanim się nie zobaczy. Tutaj pełna cena z balkonem to 15 tys. euro od osoby, choć jeszcze niedawno katalogowa opiewała na 2 razy tyle prawie. Kabina zewnętrzna bez balkonu 12 tysięcy. To już brzmi trochę lepiej.
Danuśka,
to może postarajmy się o to żeby te spadki przyszły/spadły w tym samym czasie. Pojedziemy wespół, zespół. Co Ty na to? 🙄
Stanisławie,
czy te 60 tysięcy to cena po uwzględnieniu zniżek? 😯
Można jeszcze wykupić tę samą wycieczkę z Savony do Singapuru. To bez balkonu 8,5 tys eur. Z singapuru można wrócić samolotem za 400 eur. Wówczas z wycieczki traci się:
Port Klang – Malezja, Phuket – Tajlandia, Colombo – Sri Lanka, Cochin – India, Goa – Indie, Mumbai – Indie, Abu Dhabi – Zjednoczone Emiraty Arabskie, Dubaj – Zjednoczone Emiraty Arabskie, Muscat – Oman, Salalah – Oman, Aden – Yemen, Sharm El Sheik – Egipt, Aleksandria – Egipt, Civitavecchia (Rzym) – Włochy, Savona – Włochy
Obawiam się, że rezygnacji z Colombo Gospodarz wewnętrznie nie wybaczy, choć wrodzona łagodność powstrzyma przed jednym złym słowem.
Niestety tak, po uwzględnieniu. Ale właśnie przedstawiłem tańsze możliwości. Jakby zbiorowo, na pewno byłoby taniej. Tylko jak skoordynować czas spadków i urlopów dla tylu osób?
W porównaniu z taką ofertą:
http://www.logostour.pl/index.php?id=330
ta 103 – dniowa wydaje się „tania”
Masz rację Stanisławie, logistycznie nie będzie to łatwe 😉
W istocie cena mało zachęcająca biorac pod uwagę szczegóły. Te kolacje „ludowe” i wizyty w centrach handlowych… Wizyta w wiosce na pustyni to też kompletna lipa. Jest na szczęście parę światyń i wielki mur. Ale kaczka po pekińsku w pekinie. Ciekawe, co Gospodarz o tym sądzi
Niestety, muszę się pożegnać na dzisiaj
Znaczy towarzystwo na wyprawę na koniec świata jest i to najważniejsze 🙂
Teraz tylko ten spadek.E tam,co będziemy czekać.
Podobno pieniądze leżą na ulicy.Idę szukać …..
Nemo, czy ta kostka drożdży w Twoim przepisie na genialny makowiec to 10 dag?
Odpadam. Nawet gdyby zupełnie nie bujało, wyobrażę sobie że buja 🙄 Już sobie wyobrażam i zielenieję. Mam taki darmowy bonus na wszystko pływające 🙁
Witajcie po swiętach.
Pyro – samych radosnych dni 🙂
Stanisławie – właśnie wpadłam na artykuł o Barolo z Biedronki:
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,8873940,Co_piata_zlotowka_wydana_na_wino_wedruje_do____dyskontow.html
Danuśka,
jak nie znajdziesz tych pieniędzy na ulicy, to proponuję metodę Pana Lulka – zarabiać ciałem 😉
To też trochę kłopotliwe, bo trzeba jednak pracować 🙄
Ja stawiam na Lotto i hazard. Będę grać!
Małgosiu,
moja kostka drożdży to 42 g. W oryginalnym przepisie są suche drożdże. Przepis jest na połowę ilości, więc byłaby to jedna paczuszka. Nie używam suszonych i podwoiłam ilość wszystkiego, zatem dodałam jedną tutejszą kostkę.
Gdyby. miała zamiar wypróbować, to radzę zacząć z mniejszą ilością.
250 g mąki
75 g cukru
1 całe jajo
2 żółtka
75 g masła
5 cl śmietanki
1 op. suchych drożdży
3 łyżki araku lub rumu
szczypta soli
W misce wymieszać suche produkty, dodać jaja, śmietankę, miękkie masło i alkohol. Wyrobić miękkie ciasto. Nie powinno się kleić do palców. W razie potrzeby dodać śmietanki lub podsypać nieco mąki. Gotowe ciasto rozwałkować cienko (kilka mm), smarować masą makową zostawiając wolny brzeg szer. 2 cm. Zwinąć, ułożyć na blasze lub w foremce wyłożonej większym arkuszem papieru do pieczenia, brzegi papieru luźno założyć na siebie tak, by ciasto było przykryte, powinno urosnąć do podwojenia objętości. Piec w temp. ok 200 st w ciągu 40-50 minut.
To z przykrywaniem papierem wyczytałam dopiero teraz 🙄 Następnym razem wypróbuję. Tym razem piekłam odkryte ok. 40 min. Mogłoby być ciut jaśniejsze, może w papierze takie będzie.
Nemo, skoro jesteś, też chciałabym Cię poprosić o przepis. Jak robisz tę mousseline de poisson au beurre blanc, trzykolorową? Z góry dziękuję.
Alino,
1. Etap
500 g filetów ze złocicy (limande?) pokroić na niewielkie kawałki i zmiksować z dodatkiem
1 jaja
soku z jednej cytryny
2 szczypt soli
białego pieprzu (2-3 „obroty” młynka)
Ryba musi być zimna, miksowanie krótkie i szybkie
Uzyskaną masę chłodzić przez 1,2 godziny.
2. Etap
Masę rybną podzielić na 2 równe części.
Do pierwszej dodać 50 g siekanego szpinaku i 80 g śmietanki, wymieszać.
Drugą połowę wymieszać ze 100 g śmietanki.
Znowu schłodzić.
3. Etap
100 g filetu z łososia osolić, posypać pieprzem, skropić cytryną
Kawałek folii polietylenowej ca 30 x 50 cm rozłożyć na stole. Na folii umieścić ca 30-centymetrowy wałeczek z białej masy, na jej środku ułożyć filet łososiowy, przykryć zieloną masą i zawinąć folię formując rodzaj rybnej kiełbasy. Okrągły kształt można uzyskać pomagając sobie długą linijką, którą przesuwa się równomiernie pod folią. Końce rolady zawiązać nitką. Przy pomocy bardzo cienkiej igły ostrożnie ponakłuwać folię.
W pasującym naczyniu doprowadzić wodę do wrzenia, włożyć roladę, zmniejszyć ogień do minimum, parzyć przez 20 minut.
Beurre blanc naturel na pewno wiesz jak przyrządzić. Można zrobić też beurre blanc safrané.
Liście endywii (chicoree) zblanszować, dobrze odcedzić, dusić do miękkości z dodatkiem masła i całkiem malutko bulionu.
Podawać na podgrzanym talerzu
Nemo, bardzo uprzejmie dziękuję 🙂
Nemo, dziękuję serdecznie. Mam ochotę spróbować na piątkową kolację. To formowanie kiełbaski wydaje się trochę delikatne i ta folia, sprawdzę, o jaką chodzi.
Ten przepis też wciągnęłam pod /Rybstwo, bo pewnie więcej osób będzie chciało spróbować.
Alino,
ja używam zwykłej kuchennej folii „film alimentaire en polyethylene”. Trzeba trochę uważać przy odwijaniu i rozkładaniu, żeby ładnie leżała, najlepiej mieć pomocnika, który przytrzyma i odetnie odpowiedni kawałek.
To jest trochę taka „wyższa szkoła jazdy”, ale do pokonania 😉
Jak kiedyś zrobię jeszcze raz, to sfotografuję kolejne etapy.
Ten przepis trzymałam w szufladzie jakieś 20 lat, zanim się odważyłam 🙄
Zawijam tę roladę jak cukierek, a ta folia przylega sama do siebie tak ściśle, że jest całkowicie szczelna.
Najlepiej jest zrobić 2 mniejsze porcje długości ca 15 cm, łatwiej je wtedy brać do ręki i wyjmować z garnka 😉
Gotowej roladzie odcinam nożyczkami końce folii i ostrożnie odwijam. Kroić bardzo ostrym nożem na plastry grubości ca 1,5 cm.
Hej, przypomniało mi się, że przecież rok temu jednak sfotografowałam ten wiekopomny moment 😉
To i następne. Zrobiłam wtedy 3 rolady z podwójnej porcji składników. W tym roku – 4 sztuki, też z podwójnej ilości.
I jeszcze jedno.
Osoby ewentualnie skłonne do nowatorskich zmian, uproszczeń i modyfikacji uprasza się nie powoływać na „przepis od nemo” 🙄 Przejmuję odpowiedzialność za udaną potrawę, jeśli zostanie wykonana dokładnie tak, jak podałam. W innych wypadkach, niezależnie od rezultatu, proponuję również fantazję w doborze nazwy potrawy 😉
Na dworze śnieg z deszczem, Osobisty przedziera się do domu przez krętą dolinę Simmental (z Gstaad), a ja piekę chleb na zakwasie. Ostatni w tym roku? Może…
Z makowców zostały już tylko mizerne resztki, a nastepne będę piekła dopiero za rok. Ale skoro o nich piszemy to mam pytanie – czy wasze makowce są okrągłe,czy płaskie, tak jak moje ? Jak tę krągłość uzyskać – może piec w balszkach keksowych ? Jeszcze drobna wada – masa trochę odchodzi od ciasta. Te małe wady nikną przy doskonałym smaku moich makowców. Jadłam także te z cukierni – kształtne ,a masa jest zespolona z ciastem – ale nie były tak smaczne.
Jeśli chodzi o gotową masę np.z Bakalandu, o której wspomina Nemo – nigdy jej nie używałam, ale przypuszczam, że musiałabym dołożyć sporo bakalii, właśnie tak jak Nemo. W tym roku do mielenia używałam maszynki elektrycznej , więc wszystko odbyło się bardzo szybko, bez wysiłku i bałaganu.
Krystyno,
tę masę makową (puszkę) dostałam w prezencie, sama bym jej nie kupiła 🙄 Są lepsze. Kiedyś mi grotołazi przywieźli z firmy „Prospona”. Jedli łyżkami 😉
Ciasto moich makowców czasem się oddziela od maku, a czasem nie. Podejrzewam, że to zależy od gęstości masy. Im rzadsza, tym więcej pary rozdymającej warstwy. Makowce piekę na płaskiej blasze, wychodzą owalne, ale to nikomu nie przeszkadza 😉
Krystyno,
tak wyglądają na ogół moje makowce Zanim zrobię zdjęcie, już ich nie ma 🙁
Nemo, z pomoca zdjęć powinno pójść łatwiej 🙂 , dziękuję.
Kochani, a ja do masy makowej dodaję nieco proszku do pieczenia i wtedy dobrze razem rosną i się trzymają.
Oj, nie sprawozdam, jak się udały kluchy z zielonym sosem. Zrobiłam przegląd lodówki i niby tam niewiele, ale jest do szybkiego zużycia, bo się zmarnuje. Będą podsmażane szybko warzywa, osobno podsmażone kawałki piersi kurczaczej, dorzucone do warzyw i pożenione przez chwilkę.
Widziałam gdzieś w telewizji makowiec tak zwijany tak, jak robi to Nemo. Ja zawijam na okrągło i tak musi pozostać, bo wszelkie zmiany wywołałyby protesty
A jutro na obiad zwykły rosół. Mam ochotę na coś lekkiego, a poza tym od rana będę w Gdyni, więc po powrocie wystarczy tylko odgrzać. Dziejsza noc znów będzie bardzo mroźna, ale przynajmniej nie pada śnieg. Nie narzekam na mrozy, pamiętając , że minionej zimy były o wiele większe.
Starsza Pyra z doskoku.
1. białko jaja rozbełtać widelcem – nie tak, żeby ubić na pianę, tylko żeby się „wodniste” zrobiło,
2. pędzlem posmarować tym białkiem rozciągnięte ciasto pod makowiec i natychmiast nakładać masę – powinna się dobrze trzymać ciasta
Krystyno,
ja też zwijam na okrągło. Tylko najpierw podwijam wszystkie brzegi dookoła (zostawiam 2 cm brzeg wolny od masy) żeby mi w trakcie pieczenia nie wyciekała zawartość zawijańca. Normalnie staram się, aby koniec „rolki” znalazł się pod spodem ciasta i spłaszczył pod jego ciężarem, ale tu jakoś nie do końca wyszło 🙄 Strudel z jabłkami też tak zwijam. Myślałam, że tak wszyscy robią 😉
Krystyno,
czy zdradzisz przepis na Twój makowiec? Zwłaszcza na masę? Mam paczkę suchego maku i ręczny młynek do niego. Prawdziwy czeski 😉 Mielenie jest bardzo uciążliwe. Zanim nastawię odpowiedni nacisk żaren, to albo kapie mi na podłogę olej makowy, albo całe ziarenka przełażą przez młynek 🙄
Nemo,
mój przepis jest w zasadzie prosty i chyba dość typowy. Na trzy srednie makowce/ albo dwa duże/ biorę pół kilo maku. Zalewam wrzątkiem, zagotowuję i odstawiam na dostępnego dnia. Polecane jest też mleko zamiast wody, ale używam wody. Po dokładnym odsączeniu maku na sciereczce przekręcam go przez maszynkę z drobnym sitkiem. Używam od jakiegoś czasu elektrycznej, wiec idzie to dość sprawnie, ale trochę też nakapie. Ręczną maszynką mełłam dwa razy, bo nie miałam sił i cierpliwości. Następnie rozpuszczam ok. 3/4 szklanki miodu, albo cukier w małej ilości wody. Dodaję wtedy mak i rozpuszczone masło – ok.100 g. Nie dodaję żółtek, choć wiele przepisów to zaleca. Ale może właśnie te żółtka lepiej spajają masę… Potem bakalie – rodzynki, skórka pomarańczowa, posiekane orzechy, troche migdałów. I to w zasadzie wszystko. Ciasto drożdżowe. Miałam w tym roku zrobić krucho – drożdżowe z ciekawego przepisu, ale jak przychodzi do pieczenia, to stosuję stare przepisy. W tym roku makowce trochę za bardzo mi się przypiekły, mimo że zawijam je w papier, a piekły się krócej od zalecanego czasu. Na przyszłość muszę na bieżąco kontrolować pieczenie, niezależnie od zalecanego czasu pieczenia i temperatury. Niektórzy wolą, gdy ciasta jest dużo, a maku mniej, ja wolę odwrotne proporcje .
Ja dotąd robiłam makowce z przepisu II z kultowej Kuchni Polskiej, wychodzą bardzo smaczne, ale się okropnie rozpadają. Piekę w długich keksówkach i przypominają te ze zdjęcia Gospodarza.
Wspominacie święta??
To ja też wspomnę, lubię takie makowce, mało ciasta, dużo maku.
Jest to dzieło Agaty, mojej córki, to jej drugi makowcowy wypiek
w karierze. Ręczna robota od początku do końca, mak sparzony, mielony, doprawiany, ciasto drożdżowe, żadne tam gotowce i półprodukty.
Makowiec był smaczny i w przeciwieństwie do świąt, żałuję że się skończył.
Bardzo makowy ten makowiec Antku 🙂
Owszem szukałam,ale nie znalazłam 🙁 Ciężko szukać po ciemku,a o tej porze roku,wiadomo,dni krótkie.Walizki też nadal szukają.Jutro będzie tydzień,jak
Bursztyn sobie lata po Europie,zapewne bursztynieje od tych podróży coraz bardziej.
A makowce bardzo lubię 🙂 Tylko,żeby było dużo maku,jak na Waszych zdjęciach.
Danuśka,
trudno (względem tych pieniędzy na ulicy).
A Bursztyn to nie kiełbasa od Kumka i może sobie dojrzewać. Jak wróci, to Ci opowie, gdzie był 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=yZpei6K83bo
Mogło by się Danuśko, też tak zdarzyć,
że waliza jeszcze pojeździ , bo w tej chwili słyszałem, jak tam wygląda na światowych terminalach frachtunkowych. Niewykluczone, że grozi najpierw kwarantanna ze względu na zapach, a potem utylizacjia przy pomocy oddziałów obrony ABC.
A rachunek za to dokąd?
Życzę wszystkim dobrej nocy!
E tam. Ja bym się nie martwiła. Cargo nie jest podgrzewane. Ser nie ma prawa się zaśmierdnąć, tym bardziej długo dojrzewający 😉
No i chyba on nie z tych mocno waniających?
Krystyno,
dziękuję. Według „Kuchni polskiej” należy do masy dodać 2 białka (na pół kilo maku), według innego przepisu (z którego wzięłam ciasto) – jedno żółtko i jedno całe jajo na 250 g maku. Może to lepiej skleja masę?
250 g maku – sparzyć wrzątkiem, zmielić
100 g cukru (może być mniej lub wcale, jeśli makowiec lukrowany)
1 jajo
1 żółtko
25 g masła
wanilia
4 łyżki skórki pomarańczowej
40 g rodzynek
siekane orzechy
Szkoda, że nie mam prawdziwej makutry…
A w makowcu ma być mak i możliwie mało ciasta – twierdzi mój szwagier. Coś jak u Antka 😉