Remanent

Jeszcze smak świąteczny mam na języku. Pachnie świerkowymi igłami, bo choinkę rozgrzewają żaróweczki. Spod pokrywki sporego gara wydobywa się też zapach kapusty z grzybami. Na najbliższe śniadania jest niezły zapas własnoręcznie przyrządzonej szynki i ziołowej rolady z (chudego) boczku. Na marmurowej (przywiezionej z Carrary) okrągłej platformie leżą ostatnie kawałki radzyńskich serów. No i dla prawdziwych łasuchów jest pełna salaterka, trzymanej na balkonie by była zimna, kutii.

I muszę się pochwalić, że tegoroczna kutia udana jest nad podziw. Na szczęście zrobiłem jej tyle, że wystarczy jej jeszcze na parę dni. Choć pewnie do Sylwestra nie utrzyma się. Choćby z tego powodu, że na tydzień zyskaliśmy nowego stołownika. Damska część młodej rodziny wyjechała na narty a Kuba został, bo postanowił dobrze przygotować się do kolejnego etapu olimpiady historycznej, no i matury.

Święty Mikołaj powiększył też naszą bibliotekę. Po jego wyjściu, pogryzając pieczonego karpia i popijając białe wino, zdążyłem tylko przewertować wspomnienia Mario Vargasa Llosy, autobiografię Agaty Christi, pamiętniki cesarzowej Katarzyny II oraz wspomnienia etnografa i tłumacza literatury czeskiej Antoniego Kroha. Zapomniałem jeszcze dodać do tego spisu lektur biografię Puszkina pióra Andrzeja Turczyńskiego. O książkach tych na pewno napiszę po ich przeczytaniu.

Kończąc  ten poświąteczny remanent  sygnalizuję drobną zmianę w blogowym harmonogramie. W najbliższą środę będzie quiz ale odpowiedzi i nagroda zostaną ogłoszone dopiero po Nowym Roku. A przyczyną  jest wymiana serwerów i remont sieci, które zablokują na kilkadziesiąt godzin działanie poczty internetowej. Mogą też być jakieś perturbacje i w funkcjonowaniu samego blogu. Ale przecież do tego jesteśmy przyzwyczajeni, bo mamy różne niespodzianki na co dzień.

Przez najbliższe trzy – cztery dni należy poważnie pomyśleć o sylwestrowym menu. Ja już to robię, choć w ogólnym zarysie  pomysł  mam. Jestem bowiem tradycjonalistą i nie lubię  dużych zmian. Zwłaszcza na stole podczas dorocznych uroczystości. Będzie więc (bo już kruszeje) bażant, duże krewetki w kilku wersjach i polędwica po angielsku. Zmiany są przewidziane w doborze win i szampana. Mój ulubiony Bollinger  extra brut z rocznika 96  jest nieosiągalny. Zaprzyjaźniony szef Dominusa namawia mnie na nową markę, która podobno dorównuje tamtej. Zobaczymy. Do mięs zaś mam już butelkę supertoscana – Lucente 2006 z Luce Della Vite a do owoców morza riesling Haus Klosterberg Kabinett 2008. Zważywszy, że do stołu siądzie nas tylko troje to wystarczy. Nawet na całą noc!