Rozmowy o ucztowaniu
Miałem ostatnio okazję do kilku rozmów o stołecznych restauracjach. Moimi rozmówcami byli znani szefowie kuchni, którzy – zdziwiło mnie to niepomiernie – też bywają w lokalach (nie swoich) jako goście i lubią ucztować z przyjaciółmi. Wydawało by się, że sami gotując niemal codziennie i pilnując własnych kuchni, nie będą mieli ani ochoty, ani czasu na wędrowanie po nowych (ale i starych też) knajpkach Warszawy. A tymczasem…
Dzięki tym rozmowom poznałem parę nowych adresów zarekomendowanych przez bądź co bądź konkurencję więc tym bardziej wiarygodnych.
Oto np. przy ul. Merliniego, vis a vis basenów, pojawił się nowy szyld. Restaurację Portucale (o której dawno temu pisałem i miałem o lokalu całkiem dobre zdanie) zastąpił nowy lokal pod bezpretensjonalną nazwą „Merliniego 5”. Można tam zjeść wyśmienicie i niedrogo, napić się dobrego wina w miłej atmosferze, być obsłużonym przez profesjonalnych kelnerów. A dla mnie największym wabikiem jest tatar z koniny. Uważam to danie za wyjątkowy rarytas a przy tym wymagający wielkiego kunsztu od kucharza. Adres zapisałem w pamięci i niewątpliwie tam wkrótce wyląduję.
Drugi adres to nowy lokal utworzony w dawnej Casa Valdemar przy ulicy Chopina. Nowa restauracja to Fleming&Co. Tu – nie dość, że podobno doskonale karmią – można też zrobić wielkie zakupy. I to nie tylko spożywcze. Jeśli gościowi spodoba się talerz lub karafka może ją zabrać do domu. Oczywiście po zapłaceniu za towar. Może też kupić żyrandol wiszący nad głową lub lampę stojącą na stole itp., itd.
Ostatni adres to nowa filia Centrum Wina Puławska, która otwiera podwoje przy Powązkach. Joseph Seeletso – szef kuchni Wine Baru przy Puławskiej – zostawia tam swego następcę a sam przenosi się do nowego lokalu. Podobno też przygotowuje całkiem nową kartę. Wybiorę się i do Josepha mając nadzieję, że pozwoli mi skopiować jakiś swój nowy przepis, tak jak przejąłem od niego zupę pomarańczową z cynamonem. A w dodatku i w tym lokalu tak jak przy Puławskiej będzie pokosztować a potem kupić parę win z listy tytułów liczących aż 1000.
Oj będzie przyjemna jesień i zima w stolicy. Nie będę za bardzo tęsknił do wiosny i wyjazdu na wieś.
Komentarze
Niewątpliwą przyjemność odwiedzenia nowych restauracji muszę scedować póki co na Danuśkę i pozostałe warszawianki.
Alicjo, nawiązując do wczorajszych rozmów perfumowanych – w zakamarkach pamięci odszukałam wodę męską ” Prastara „. To chyba o nią Ci chodziło. Była też popularna ” Przemysławka”. Natomiast nie wydaje mi się, że istniała ” Staropolska”. W sumie to nieważne bo żadnej już nie ma.
Na dworze mroźno, a ja niedługo wybieram się do Gdyni. Miłego dnia !
Przemysławka to historia PRL od zarani. Prastara pojawiła się jako nowość chyba w połowie albo pod koniec 50-tych w firmie Florina. Początkowo była promowana jako woda produkowana wg oryginalnej receptury kolońskiej, teraz jako produkowana wg receptury Jeana Luisa Feminisa, nadwornego chemika Ludwika XIV. Opisana jest przez producenta jako nowoczesna. Ale ma bardzo dobrą opinię.
Podczas ostatniego pobytu w Warszawie nie ucztowaliśmy, gdyż limit wydatków planowanych na ten cel wyczerpaliśmy w Krakowie. Z tego, co czyniliśmy gastronomicznie, uczucia mamy mieszane. Ikea w Jankach po drodze z Krakowa. Kawa lepsza niż w restauracji Ikea w Gdańsku, gdzie jednak na dole jest jeszcze barek z kawą znakomitą. Ale jedzenie beznadziejne. W gdańskiej Ikei jest lepszy nastrój, bo hala jadalna przedzielana przepierzeniami. A przede wszystkim podają jedzenie smaczne. W Jankach, niestety, smaku brakuje.
Galeria Mokotów – kawiarnia La Fragola. Wszystkim niewątpliwie znana. Wielokrotnie jedliśmy tu smaczne i cenowo do wytrzymania desery. Teraz zjedliśmy lunch. Nie ważne, co. Wydaje się, że wszystko tutaj jest bardzo smaczne. Widać dobrej jakości składniki i i umiejętność dobrego przyprawiania. Czego chcieć więcej.
Cukiernia obok Muzeum Szopenowskiego. Niezłe, ale nie wyśmienite, ceny na poziomie Słono Słodko Magdy Gessler. W sumie nie polecam z powodu cen. Jak się jest w pobliżu, lepiej już podskoczyć do Europejskiego, gdzie przy podobnych cenach jest się czym zachwycać. U nas u Sowy można podobną lub nieco wyższą jakość otrzymać za 2/3 poziomu tych cen.
A capello – Bardzo Ci dziękuję.
To ja też pomędzę o cenach. U „Merliniego 5” niedrogo ?
http://merliniego5.pl/menu
Wzrucam jeszcze zdjęcia zrobione przez Dagny podczas naszego
niedzielnego spotkania :
http://picasaweb.google.com/zosiarusak/DropBox?authkey=Gv1sRgCIm61o_F4aTIWg&pli=1&gsessionid=j_XzEIFaWI80iJbd5HPy4Q#5529645343983555890
@danuska:
w porownaniu z http://www.chezmaxim.fr to darmocha
Jaką wspaniałą rozmowę wczoraj Blogowisko prowadziło! A mnie przy tym nie było…. UUUU… Młodsza ma anginę i ja nie będę siedziała przy jej biurku i jej klawiaturze….UUUU… do końca tygodnia.
Uwaga miłośnicy biało – niebieskich gadżetów porcelanowych : Młodsza kupiła wczoraj w prezencie dla psiapiółki śliczny imbryczek herbaciany z zaparzaczem i na podgrzewaczu biało-niebieskim. I niedrogo – coś ok 30,-. W sklepie z chinszczyzną.
Kocham Was, tą jesienią kiedy chmurki i humorki…
Ach i jeszcze nowina – nie piję toastów, ale grzecznie zjadam toasty – muszę wszak wykorzystać moją ubiegłoroczną nalewkę smorodinową, która zastygła na prześliczną galaretkę. Wytrząsam ją do czarek albo zgoła do filiżanki – kieliszek mógłby ucierpieć.
No może trochę przsadziłem z tym „niedrogo”. Ale jak na Warszawę, a zwłaszcza jakość potraw, to bez zdzierstwa. Niekoniecznie trzeba wybierać same najdroższe dania z karty. I całkiem pyszną kolację można zjeść za (tu każdy wpisuje kwotę, którą jest gotów poświecić na pyszne jedzenie).
A tu w dodatku jest kameralnie i „atmosferycznie” czyli miło.
ten Merlini z punktu widzenia rubiezy west to jest jednak godny uwagi… i to chyba bardzo
@pyra:
jeszcze raz dzieki za ciekawa recepte;
watroba, wspomozona herbata mietowa, zdala egzamin
Gospodarzu- skoro jest „atmosferycznie” i mają tatara z koniny,
to zapewne Osobisty da się skusić 😀
Mnie podobają się np. te raki w kremowym sosie z brandy.
Póki,co na drugie śniadanie serek wiejski z Piątnicy,bo też lubię 🙂
W takim razie pozwolę sobie na wyrażenie lęku. Z mojej ostatniej wizyty w Warszawie pamiętam tylko Milanówek i Konstancin, a i te jak przez mgłę, a tu tyle zmian. Osobom w sile wieku to szkodzi, bardzo szkodzi, podobnie jak złośliwe „w sile wieku”. Ze staruszkami trzeba cierpliwie, powoli, wręcz slow.
Czekolada 22-go lipca jest tego dowodem. Bez d. Czekolada nikt by w to nie uwierzył. Nie wiem nawet czy Smocza nadal nazywa się Smocza, a nie Szewczyka Dratewki. Merliniego 5 – a gdzie Merliny 1 do 4 ? Wszystko tanie jak barszcz, z tym że cena barszczu uległa zmianie. Przepadłbym z kretesem w Warszawie.
Gdybym był podejrzliwy i nieufny, pomyślałbym, że Gospodarz już teraz za wsią tęskni, ale Mu ufam. Ma się ten instynkt. Producentom tego szkaradztwa nie wierzę. Co to znaczy „nowa prastara” , „wysmakowana butelka” ? Prawda jest taka, że prawa do Prastarej nabył Amerykanin, ale to osobna historia (miłość niskiego Nowojorczyka do wysokiej Rosjanki) .Pamiętam też pseudo-krem na wafelku o nazwie „ciepłe lody”. Oksymorony jedne. Zauważyłem też, że kluseczki są zwykle droższe od klusek.
Wiadomość o nowym Centrum Wina Puławska przy Powązkach przyjąłem z dużym zadowoleniem.
Malkontenci – Czy Wam teraz nie wstyd ? 🙂
Najważniejsze jest towarzystwo.
Dla mnie czarnego angusa, proszę, rare, i oscypkę na słodko wino, wino, wino.
Dla Dorotola pól porcji lodów i dodatkowy pucharek.
Drogo-szmogo, jestem głodny 🙂
Jesień rzeczywiście zapowiada nam się biesiadnie.
Pozwolę sobie przypomnieć,że przed nami kolejny mni zjazd
przewidziany na niedzielę 31 października.Gościem honorowym
będzie Alina.
Zapraszamy również bardzo serdecznie Gospodarza z Małżonką 🙂
Witam jesiennie, ale pogodnie. Dzięki zdjęciom Danuśki i Dagny widzę ile wspaniałości mnie ominęło, nie mówiąc już o miłej okazji do poznania Dorotola i Dagny. Ale cóż, zachciało się remontów to się ma…
Woda „prastara” jest produkowana do dzisiaj, można o niej poczytać w internecie, a i kupić jeśli ktoś lubi. Ja tego lata zakochałam się w zapachu o nucie bazylii i mandarynki, polecam 🙂
Spacerując dużo z psami widzę jak na Ursynowie pojawiają się nowe restauracje, kawiarenki, gdzie mieszkańcy mogą sympatycznie i smacznie spędzić czas. Nie tak dawno jeszcze byliśmy pod tym względem pustynią kulinarną, trzeba było wypuszczać się do centrum, a teraz idąc pieszo ma się kilka możliwości do wyboru. Czekam jeszcze na taką, gdzie można wejść z czworonogiem 😀
Dziędobry na rubieży.
„Jesień już, pora zmienić kurs,
otrzepać sól ze słów”…
Był taki zespół – „Krewni i znajomi Królika”, śpiewali taką piosenkę.
„J’adore też powtarzałam kilka razy, jak A cappella. Teraz jestem wierna „Londonowi” Burberry na zmianę z „Elle” YSL. Podejrzewam, że Yves Saint Laurent miał przodków wśród carów rosyjskich, te jego opakowania z masywnego „złota”… tony ważą. Ale zapach w porządku.
Serek wiejski z PIątnicy, ot co. Zrobię sobie śniadanie i zacznę ten jesienny dzień.
A Sowę, Stanisławie, odkryłam u nas dwa dni temu. Kiedyś woziłam jego ciastka z Bydgoszczy i z Chodzieży. Podobno od roku ma już sklepy w Szczecinie, a ja nie wiedziałam. Jego florentynki są najlepsze na świecie. i babeczki kajmakowe. Mam zapotrzebowanie na jedną rocznie, więc fajnie, że się pojawił.
Ha, Nisiu – ja z kolei chyba kupię drugie Burberry Weekend – bardzo mi pasuje na mniej ‚wystrzałowe’ okazje 😀 …
Dzień dobry!
przejaśniło się z lekka i widać góry, zaśnieżone bardzo 🙄 Nie mam nic przeciwko śniegowi, ale nie o tej porze 🙁 Chłodem wieje, a tu w ogrodzie jeszcze sałaty, fasolka szparagowa, młoda i delikatna, poziomki kwitnące i na wpół dojrzałe, rzodkiewki, fenkuły, pomidory, młody koperek, co się był wysiał latem…
Ostatnie kwiaty cukinii zjedliśmy w niedzielę.
Dziś odżywiam się suchym chlebem z Pompejów i mortadellą bolońską z pistacjami. Na deser panforte ze Sieny. Osobisty wróci dopiero na kolację, będzie fasolka i coś z jagniny. Do odbioru jest nasza świnka alpejska przedrobiona na kiełbaski, szynki, schaby, karczki etc. Gdzie ja to upchnę? 😯
Pepegorze drogi,
ja z zasady nie jadam grzybów, które łatwo pomylić z trującymi lub niejadalnymi (gorzkie) i nie pochwalam eksperymentów z mieszaniem grzybów pewnych i dobrych z nieznanymi. Jak już próbować nieznanych, to osobno i w małych ilościach, i nie na wszystkich członkach rodziny. Reakcje typu zakłóceń gastrycznych, zamroczenia świadomości itp. w krótkim czasie po konsumpcji oznaczają na ogół spożycie grzybów lekko trujących. Te naprawdę niebezpieczne działają niezauważenie przez kilka dni niszcząc narządy wewnętrzne, głównie wątrobę, i jak się zaczną objawy, to może być za późno 🙁
Barbaro – Jest parę takich , pewnie więcej niż parę 🙂
A cappello – próbowałaś ten London? Pyszny jest, też na codzień, ale i wieczorem się sprawdza. Popsikaj się, może polubisz.
Nisiu, wezmę Twe sugestie pod uwagę! Tym bardziej, iż, z jednym wiadomym wyjątkiem, wolę zawsze coś nowego, niż wchodzenie do tej samej wody (nawet, gdy owej wody ma być mniej, niż kropla… 😉 ) 😀
W piątek przyjeżdża Dalai Lama. Będą pierożki, rosół z makaronem, szpinakiem i rzodkiewką, jakowy sernik , a przede wszystkim uczucie, że ktoś przyjazny wszedł do pokoju.
Dzień dobry Szampaństwu.
U mnie jeszcze przed świtem. Zamiast zajrzeć od razu tutaj, zerknęłam, co w prasie. A było nie zaglądać…
Placku,
ten rosół to autorski przepis? Rzodkiewką bym pogryzała, reszta i owszem, czemu nie 😉 I szpinak koniecznie wrzucić na sam koniec, żeby się sparzył aby-aby.
Placku, gdy do pokoju (nomen omen) wchodzi ktoś immanentnie i transcendentnie przyjazny i dobry, jak choćby Dalaj Lama – co za wyczyn?
Lecz wyobraź sobie – zakładamy te pancerze, puklerze, barwy wojenne, te wonie bojowe, te miny nr 123, ten dowcip wyostrzony (choćby misio, to dostoję)… — i poskramiamy złośnicę… a złośliwiec sprzed chwili staje się barankiem u naszych stóp…
…
to wtedy czynu dokonałaś
większego, niźli wojownicy…
…podczas ucztowania, rozmową najczęściej, choć nie wyłącznie, Panie Gospodarzu… 😉 😀
Przeleciałam pamięcią po zapachach młodości i przypomniały mi się różne wody kolońskie (lubię dotąd), bułgarski olejek różany w szklanej fiolce w drewnianym, rzeźbionym opakowaniu, jakieś „Chypre”, a potem pierwsze „własne” prawdziwe ruskie perfumy „Krasnaja Moskwa” 😉 Potem pierwsza podróż na Zachód i „Nonchallance”, używane i kochane przez całe studia i parę lat po, aż do odkrycia „Armani” w czarnej butelce. Później kilka pomyłek z YSL, Diorem (perfumy „Poison” za prawie 400 Fr, najdroższe kiedykolwiek kupione przez Osobistego 😯 dałam dalej, bo na mojej siostrze pachniały o wiele ładniej) aż doszłam do „Wrappings”. To było TO! Używałam przez wiele lat, aż zaprzestali produkcji. W rozpaczy szukałam zastępstwa, ale NIE MA! Tzn. nie było do momentu, gdy zaprzyjaźniona panienka z perfumerii sprowadziła dla mnie specjalne wydanie w pudełku z balsamem do ciała, przeznaczone na jakieś tam świąteczne prezenty. Używam powolutku i na specjalne okazje 😎
Krystyno,
Staropolanka raczej, to owszem, była woda, ale chyba mineralna i tak mi się pomerdało 😉
A Dziadek pachniał dobrym tytoniem (palił fajkę) i „Prastarą”.
Żeby zostać jeszcze przy perfumach – a pamiętacie takie ruskie duchi w szklanych naczyniach w kształcie winogron? Zielonkawe z lekka. U moich znajomych stało to-to na stoliku (szydełkowa serwetka obowiązkowo) jako ozdoba, chyba nikt tego nigdy nie otwierał. To było dosyć popularne, widziałam w kilku domach.
Alicjo – To jest jeden z autorskich przepisów na thenthuk (then – ciągnij, thuk – makaron). Gospodarz wspomniał jesień i zimę, mogą być długie i pewnego dnia może sobie pomyśleć – „Tatara z koniny już jedliśmy, 1000 win skosztowanych, a tu dopiero połowa lutego. Co teraz ?”. Gamma tybetańskich przysmaków, tybetańskie gry towarzyskie, warcaby, pewnie herbata z zepsutym masłem.
Mój zarys, delikatna sugestia przepisu pochodzi z wywiadu z panem Nawang Galingiem uzyskanych w czasie przypadkowej rozmowy z córką jego przyjaciela. Poznaliśmy się w zeszłą niedzielę, nad jeziorem. Obserwowaliśmy Chińczyka usiłującego podnieść żagiel na desce. Rezultat po godzinie – Chińczyk 0 deska setki razy. Zrobiło się zimno, poczęstowała mnie wspaniałym pierożkiem. Obaj staruszkowie będą dla Dalai Lamie pichcić. Nie miałem przy sobie bigosu i grzecznie odmówiłem propozycji skosztowania bardzo wonnego sernika. Nie pamiętam już o co pytałaś 🙂
A capello – Nie tyle wyczyn co rzadkość, ale to tylko moja opinia oparta na moich drzwiach i pokoju. Poskramiać ? To barbarzyństwo, nie tędy droga. Z ciekawości pytam – która złośnica, kiedy, co, gdzie, dlaczego ? 🙂
O Bolonii nie przestałem myśleć, jeszcze raz dziękuję.
Wyszło słoneczko, to ja też wyjdę. Rowerkiem po okolicy, ale chyba w rękawiczkach 🙄
Clinique, nawet to pamiętam. Pamiętam nawet repatrianta na stole. Nazywał się Franek i zmieniał żarówkę. Czy jest coś na trwałe zapomnienie ?
Witajcie,
Ja z doskoku – a właściewie z pracy, bo w domu nadal nie mam dostępu do internetu i nikt nie umie rozgryść dlaczego, buuu…
A propos perfum mam to szczęście że za każdym razem jestem obdarowywana innymi markami. Rzucę skrajne przykłady:
„Po?me” od Lancôme – Pierwsze „zachodnie” perfumy jakie dostałam ale dla mnie to pomyłka. Za ciężkie.
„J’adore” Diora – uwielbiam… 🙂
Łotr nie puścił „e” z daszkiem (circonflexe) – poeme
Perfumy z PRL’u tak sobie wspominamy,
ale Diory i Lancomy też chętnie wąchamy.
Bo piękne zapachy, tak jak wyśmienite smaki
żywota naszego stanowią urok wszelaki !
Placku, na stałe zapomnienie to chyba tylko siekierka… ale nie polecam, nie polecam.
Bezczelny kurczak prysnął mi w oko, chyba z zemsty, że go smażę. Zjem łobuza.
Nisiu,
Z zemsty „praśnij” kuraka nożem 😉
Placku, dzięki za namiary na przyjazne czworonogom miejsca, poczekam jednak aż się takie pojawią bliżej mnie, zawsze łatwiej spacerkiem w jedną, a szczególnie drugą stronę 😀
A thenthuk wydaje się wart zainteresowania, co nieco przypomina naszą zacierkową, może gdyby nie ten szpinak i parę innych ingrediencji. W każdym razie przepis zachowam 🙂
w druga strone na czworaka
Hej, piękna ta jesień, jak wyjdzie słoneczko 🙂
Byłam w ogrodzie i zebrałam szpinak, taki delikatny, że tylko jeść na surowo. Przegryzałam a to malinką, a to poziomką, a to kwiatem nasturcji, mniam 😉
Zebrałam też sporo fasolki, kilka liści botwiny, nać pietruszki i pęczek młodziutkiej rzodkiewki, a do tego młody szczypiorek.
Potem pojechałam do sklepu i nabyłam świeży imbir oraz fileciki z piersi kurczęcej. Nabrałam takiej ochoty na tę tybetańską zupę, chociaż za dalajlamą nie przepadam, że chyba ją jeszcze dziś ugotuję 😉
Ewo,
ten kurak już się smaży, więc pewnie praśnięty 😉
Ja konfituruję żurawinowo, bo sezon. Co zakonfituruję, to Jerzor podżera i zaraz dostarcza materiału na następne. A w zimie – co w zimie będzie jadł?! Kupne?! Kupne to nie to samo, tłumaczę chłopu.
Cichal,
gdzieżeś się zakamuflował, że głosu nie dajesz? Macie pozdrowienia od Kpt. Marka, wczoraj już przygotowali z Jerzorem jacht do zimowania, u nas nie Floryda, trzeba wyciągnąć z wody, zanim lody skują.
Pyro Juniorko – nawet wtedy gdy gubisz parasolki…
Nisiu! J’adore! Jadę do Ciebie tramwajem, o, o…Opuszczam Kraków. Jutro w Nisinie, a może Szczecinie…już nie wiem. Splątało się zmierzchło…
W Krakowie zjazdów nie było ze względu…na wzgląd. Niedostosowanie klasowe abo co? (Alicja)
Dziesiątki spotkań i solenne obiecanki wizyta w przyszłym roku. Jak posegreguje sentymenty i gule w gardle, to wystawię wystawę.
O, tośmy się prawie zderzyli, Cichal 🙂
U nas już mimozami i ten młodzik z chmurek prześwituje jesienny …i nieśmiertelnik żółty, październik…
taki to u nas dzisiaj dzień jest.
http://www.youtube.com/watch?v=6_-Jqxt1-As
Cichal, masz jakieś propozycje?
Może jakiś wspólny obiadzik… znam kilka miejsc, dla odmiany na mieście, nie domowo. Z przyjemnością zaprosiłabym Was gdzieś w moim mieście! 😆
Jak dla mnie czwartkowe popołudnie weszłoby w grę, bo w piątek jadę za małpę robić…
Po zastanowieniu jutro też nienajgorsze.
To ja też lecim na Szczecin!
Żaba poprowadziła jednak bieg leśny (Hubertus) 22 konie, w tym 13 z jej stajni. Przygody byli , a jak, i nawet siupryza – Żaba czekała już w domu na hasło, czy rzut kołowy ruszyć i zęby w herbatce suszyła, bo gdzie by szef – kierowca pił. O drugiej w nocy zadzwonili, że może iść spać, bo oni w lesie zostają. I tak to Żaba ani się nie wyspała, ani kapki nie napiła, a jeszcze rankien musiała potrząsnąć ciężko skacowanymi jeźdźcami. Ma pretensje do losu. Aktualnie śpi u Matki w Warszawie i jutro jedzie z Siostrą na groby do Łodzi, a stamtąd przez Gniezno już do Zajączkowa. O żadnym mini – zjeźdxie nie mogła pomyśleć, bo musi dzisiaj zwizytować z Matką swoją Ciotkę, której właśnie wybiło 103 wiosny i jesienie. Ciotka jest ponoć zołzowata, ale w wieku, kiedy szacunek rodzinny się należy. Żaba prosiła o pozdrowienie blogu i (to na ucho ) podejrzewa, że PIS się sam strzela premierowi na złość.
No proszę,Żaba kolejny raz przelotem w Warszawie i znowu nie ma czasu
zjazdować 🙁 Ale 103-letnia Ciotka to nie przelewki,więc rozumiemy
i cierpliwie czekamy na kolejną okazję.
Moje dziecko pojechało właśnie spotkać się z Ukochanym,a wiecie gdzie
On dzisiaj był ? Na jednodniowej wycieczce szkolnej w Częstochowie.
Pojechali na rodzaj pielgrzymki, modlić za pomyślne wyniki matur ! Sic !
Danuśka,
czy ja przegapiłam zmianę Ukochanego na inny model? Jak to przeżyłaś, jeśli wolno zapytać?
Pamiętacie, jak opowiadałam o pożegnaniu przyjaciela wyjeżdżającego na stałe do Tajlandii, do tamtejszego interioru nad Mekongiem? Zadzwonił przed chwilą, że jest w Helwecji i przed powrotem (w poniedziałek) chce nas zobaczyć. Zaprosiłam na piątek na kolację ze śniadaniem. To już chyba 3 lata, jak się nie widzieliśmy.
Nemo- tak,obecny Ukochany jest z Warszawy i mieszka nawet po sąsiedzku.
Rozstanie z poprzednią miłością miało miejsce w czerwcu i kosztowało
nas niewykorzystany bilet samolotowy do Nicei,ale ogólnie rzecz biorąc
zmiana jest korzystna 🙂 Ten obecny jest wielce sensowny,poprzedni
był miły,ale za bardzo zabawowy. Zatem cieszę się z tej zmiany,chociaż muszę
powiedzieć,że ex-Ukochany francuski bardzo przeżył to rozstanie…
Pepegor- myślę,że w nowej fryzurze będziesz miał okazję mnie obejrzeć
w fotoreportażu z mini zjazdu z Aliną.Zatem jeszcze trochę cierpliwości 🙂
Do gazet nie należy też zaglądać po południu (mojego czasu). Niestety, nałóg 🙄
Nie ma ktoś dzisiaj jakiejś rocznicy, swięta czy czeguś? Wymyślcie! Toastu potrzeba przyjaznego…
Małgosiu,
pamiętam, że masz sporą kolekcję książek kulinarnych. A czy masz nowość – ” Książkę kucharską Jane Austen” angielskich autorek Maggie Black i Deidre Le Faye ? Patrząc na okładkę i opis – bardzo przyjemna laktura. Muszę przy okazji zajrzeć do Empiku.
Wiem, że jeszcze ktoś z blogowiczów dorównuje Małgosi w kolekcjonowaniu, ale nie pamiętam kto.
Krystyno, jeszcze nie mam. Poszukam. Większą kolekcję ode mnie ma Alina!
Witam serdecznie. 😀
Alicjo, za co toast ? Za przyjazne, smaczne i kipiące optymizmem Blogowisko. 😀 😆
O, wymyśliłam. Troszkę tylko sparafrazowałam tytuł stosownej piosenki 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=WBLxmOij0dY&feature=related
Zgago,
wbrew pozorom… to całkiem optymistyczna piosenka. Za kolegów też się należy – za koleżanki tym bardziej 🙂
Ostatnio wpadam do domu tylko na obiad, pogaduchy z dziećmi i nocleg. 😉 Coś mnie „nosi”.
Dziś wróciłam o porze na tyle przyzwoitej, że mogę poczytać wpisy.
Witaj Nemo. 😀
Pyro, Ewo, życzę Wam (i sobie), żeby Wasze laptopy już się wreszcie wykurowały.
Zgago,
w sprawie rozjeżdżającego się chleba! Proporcje wody i mąki w przepisach są orientacyjne, bo wszystko zależy od rodzaju mąki, jej suchości, stopnia rozdrobnienia etc. Jeśli masz wrażenie, że ciasto jest za rzadkie i nie utrzymuje formy, to spokojnie możesz dosypać po trochu mąki, aż będziesz miała wrażenie, że wystarczy 😉 Ja w ogóle już nie odmierzam i nie odważam, mam pewną rutynę i czuję, kiedy jest dość. Jeśli ciasto jest luźne, można je piec w jakiejś foremce np. keksowej, a na koniec, gdy już jest upieczone, wyjąć ostrożnie i wstawić na parę minut do gorącego pieca na goły ruszt, aby skórka podeschła i zrobiła się chrupiąca. Chleby z dużym udziałem mąki żytniej są często pieczone w formach, inaczej by wyszły zbyt rozlazłe.
3 dl płynu na 500 g mąki to na ogół za mało. Proporcje wody na kilogram mąki sięgają od 0,7 do 0,8 l. Możesz zmniejszyć ilość drożdży do 15 g na 500 g mąki.
Co do rodzaju mąki pszennej, to używam tutejszej, nienumerowanej, ale na ogół tzw. szarej lub półbiałej, nie takiej na chałkę czy inne ciasta – całkiem białej.
Nemo, dziękuję Ci za poradę. Jak wyrzekałam, że znowu nie wyszło, to Gosia napisała, że piecze chleb w małej tortownicy i na 10 min. przed wyjęciem z piekarnika, zdejmuje obręcz i następnym razem tak zrobię. Poszukam też mąki pszennej ale nie razowej. Muszę przyznać, że w smaku chleb jest ( był 😀 ) przepyszny i pulchny – istne mniem, mniam, dlatego proporcji nie zmienię poza dosypaniem odrobiny mąki.
A i jeszcze coś zauważyłam, że jak ponacinałam „kratkę” na wyrośniętych bochenkach, to natychmiast mi oklapły. Myślałam, że gorącym piekarniku znów urosną, ale nic z tego. Tobie też się tak dzieje, gdy nacinasz przed włożeniem do piekarnika ?
Właśnie spojrzałam na „moją” pogodynkę i czwartek z chłodnego ale słonecznego, zmienił się na deszcz ze śniegiem i temp. +3 st. C. Czyżby miało się sprawdzić, że zima przyjdzie bardzo wcześnie ? Jestem 👿
Pawłowi i Panu Lulkowi pogratulować Ingolfa Wundera !
Ksiazke Kucharska Jane Austen, o ktorej pisze Krystyna, dostalam w upominku od przyjaciolki, ktora goscilam w ubieglym tygodniu. Jest pieknie wydana (Wyd. Literackie) i bardzo ciekawa, zaczelam podczytywac. Sa w niej przepisy ale i opisy obyczajow a dla milosnikow Austen, cenny dodatek.
Dostalam tez od niej Slaska Kucharke Doskonala Elzbiety Labonskiej.
Nie tak dawno ktos tu o niej wspominal przy okazji jakiegos przepisu. Moze Zgaga? Przepisow jest mnostwo (prawie 500) ale zadnego jeszcze nie wyprobowalam. Musze na serio przyhamowac moj apetyt na te ksiazki bo co za duzo to niezdrowo 🙂
Nisiu, zapomniałam Ci odpowiedzieć na pytanie kiedy Twoje imienniczki obchodzą imieniny;
18 stycznia, jako wspomnienie bł. Moniki Pichery
4 maja, jako wspomnienie św. Moniki, matki św. Augustyna (do 1969)
27 sierpnia, jako wspomnienie świętej j/w od 1969 roku
10 września, jako wspomnienie bł. Moniki Naisen
6 października, jako wspomnienie bł. Moniki, należącej do grupy męczenników z Kioto
Alinko, takich „przypadłości” nie trzeba przyhamowywać, są przecież niegroźne a wręcz smaczne. 😆
Odnośnie „Śląskiej kucharki doskonałej”, to nie ja, bo ja jestem dopiero początkującą zbieraczką. 😉
Ja jestem patriotka i wolę naszego mistrza… zwłaszcza, jak gra dla mnie 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_2879.jpg
Alicjo, 😆 😆
Danuśko,
nie wiem czy wytrzymam do następnego minizjazdu. A może uważasz, że za krótko obcięłaś i chcesz poczekać aż odrosną?
Na szczęscie odezwał się Cichal! Znakiem tego niedomagania rakouskie ma za sobą, a nawala tylko przez nawał.
Ja ze swej strony (też takie powiedzonko) zaznaczam że nadal żyję, dziękując Plackowi że wyręczył Nemo z tłumaczenia oznamiając wszelako, że z eksperymentów grzybiannych nie zrezygnuję, a lejkówkę mglistą wezmę znowu w mój repertuar, bo kiedyś jadałem. A resztki zamrożonego zasłoniaka kołpakowatego wyrzucę, bo ten gorzki, a jak wtedy szkodzi jeszcze nie wiem, stale jakoś mi tam tak i tak – ale wiadomo, istnieją jeszcze inne powody. Nemo, dziekuję za radę, ale Wy wspinacie się jak kozice, a ja robię wycieczki kulinarne na skraju. Objecuję, że do następnego lata o grzybach nie będę już nadawał.
Nie wiem o czym by tu jeszcze. Wiadomo co prawda, że wirówka kręci akurat szczególnie wysoko, ale ograniczę się do życzeń szybkiego powrotu do zdrowia Pyry Młodszej, właściwej.
Zgago,
ja nacinam chleb zaraz po uformowaniu bochenków, przed wyrośnięciem. Rosnąc szczeliny powiększają się, ale chleb nie opada. Ciasto na chleb powinno po wyrobieniu rosnąć ze 2 godziny, po uformowaniu bochenków jednak nie za długo, jakieś pół godziny w ciepłym, nieprzewiewnym miejscu.
Udało mi się wepchnąć nie tylko zdjęcia do komputra, ale i wydobyć z niego parę obrazków do ilustracji naszej italiańskiej podróży. Założyłam nową galerię, bo stara już pełna, więc będę podawać do niej linki albo jakoś podwieszę pod starą, otwieraną moim nickiem, jeśli to możliwe i będę potrafiła 🙄
Na początek trochę Toskanii i Abruzzo. Jeżdżąc prawie co roku do Włoch nigdy nie byliśmy w Sienie, więc w tym roku postanowiliśmy ten brak uzupełnić. Piękne miasto, wspaniała katedra, Piazza del Campo w formie wklęsłej amfiteatralnej czaszy, schody, schody, schody…. Bardzo ładnie położone, wśród toskańskich wzgórz, teraz, pod jesień, zaoranych, zamglonych, melancholijnych… Wśród tych wzgórz był też główny cel naszych poszukiwań – historyczne źródła termalne, ciągle jeszcze czynne i w większości za darmo 😎 Kilka już znaliśmy, inne znaleźliśmy przez przypadek lub dzięki pomocy życzliwych ludzi. Och, jak to było wspaniale zanurzyć się na całe godziny w gorącej, siarkowej wodzie mineralnej… Jedno źródło było szczególnie interesujące: Bagni di Petriolo , w leśnej dolinie nad rzeką, przy mało uczęszczanej drodze. Odkryliśmy je przypadkiem, rano, jadąc właściwie do znanej nam już Saturnii. Zobaczyliśmy parkujące wzdłuż drogi samochody, przy nich ludzi w płaszczach kąpielowych i ścieżkę w dół do jakichś ruin. Tak nam się spodobało, że spędziliśmy tam 3 godziny na zmianę pluskając się w naturalnych wannach z gorącą (+42 st.) wodą lub chłodząc w zimnej rzece. Do towarzystwa mieliśmy starsze włoskie małżeństwa i nielicznych przypadkowych turystów. Po jakimś czasie pojechaliśmy dalej, zwiedzać Motalcino i okolice. W drodze powrotnej stwierdziliśmy, że do wieczora jeszcze sporo czasu, zajrzymy więc jeszcze raz do tego kąpieliska. Po przyjeździe na miejsce miny nam trochę zrzedły bo na drogę wytoczyła się grupka młodzieży w brudnych, wręcz ubłoconych ubraniach, najwyraźniej pod wpływem alkoholu lub narkotyków, toczyła błędnym wzrokiem po okolicy i chwiejnym krokiem zmierzała do dwóch samochodów w równie opłakanym stanie 🙄 Osobisty chciał już stamtąd uciekać, ale tamci w końcu po bełkotliwym pożegnaniu odjechali, zebraliśmy na odwagę i zeszliśmy po zboczu na dół postanawiając nie bawić tam dłużej niż pół godziny. Siedząc w wodzie obserwowaliśmy kolejnych, coraz ciekawszych przybyszy: grupka młodych ludzi z niesłychanymi fryzurami upiętymi z dredów, grupa tureckich gastarbajterów, milczący mężczyzna, śniady, przystojny i całkiem nagi, grupa ukraińskich dziewczyn w różnym wieku… Zostaliśmy tam aż do zapadnięcia nocy, Turcy rozpalili na brzegu ognisko, ustawili ruszt i zaprosili nas na pieczone kawałki kurczaka i baraniny z gospodarstwa rodziny ich kolegi – Włocha z Fidenzy… Było wesoło i całkiem bezpiecznie, a jedna z Ukrainek, z Kamieńca Podolskiego, zaprosiła nas do siebie, gdybyśmy kiedy byli w okolicy 🙂
Nemo, to już „jestem w domu”, jedyny – za to ogromny – błąd, to było nacinanie, przed samym włożeniem do piekarnika. Po tamtym plaskatym już nie ma śladu, to w piątek następna próba. Jak będzie tak samo pyszny, to nawet niech będzie sobie 2,5 cm.wysokości. 😆
Montalcino, oczywiście 😉
Nemo pozazdrościć wyprawy do Italii 🙁
U mnie przez ostatnie dwa tygodnie co rano białe trawniki.
Przy gruncie -8.
Szkoda gadać.
PL oddał wszystkie swoje ubrania. OM mu w tym pomaga. Chyba zadzwonię na furtę i mu zwymyślam. Sam sutanny nikomu nie oddał. Ledwo zmieścił ogromne pudło do samochodu. Poczta miejscowa odmówiła przyjęcia paczki ze względu na wielkość
A miałem się nie denerwować.
Nemo, jakie piękne zakątki widziałaś. A ja dzięki Tobie też. 😀
Oglądając zdjęcia z urlopów Blogowiczów, miałabym ogromny problem z określeniem, gdzie bym chciała pojechać na wakacje.
Cieszę się ogromnie, że trafiłam do Was, tylu cudownych zakątków bym nie widziała, tylu nowych potraw bym nie spróbowała. 😀
Misiu, wiem, że Cię to boli ale spróbuj się chociaż ciut mniej martwić, bo się nam jeszcze rozchorujesz.
Misiu,
nie nerwujsa… bo i Tobie cisnienie podskoczy!
Nemo, popodrozowalam dzieki Twoim zdjeciom. Ach, kapiel w cieplych zrodlach! A tu zimno, palce mam przemarzniete. Chyba pojde pod goracy prysznic 🙂 Dobrej nocy.
Misiu, Zgago,
dziękuję 🙂 Dorzuciłam jeszcze trochę, reszta może jutro. Picasa nie zgadza się na pobieranie zdjęć z pamięci zewnętrznej, nie wiem, dlaczego 🙄 Oj, stareńki ten mój komputer 🙁
Alino,
u mnie jutro ma spaść śnieg do samego dołu 😯
To tysiące przepisów na wino, perfumy, wiolonczele dla modliszek. Będę sobie wydzielał po jednej melancholii dziennie. Tysiące milionów.
Chyba ciepnęłam za dużo cukru do żurawin 🙄
No, na oko sypałam, jak zwykle, ale chyba tym razem mi się zrobia za cukrzate? Co by tu…
…setki tysiące milionów, Placku?
…
http://www.youtube.com/watch?v=oHbGP01Xnws
Nemo,
wspaniała wyprawa, z przyjemnością obejrzałam wszystkie zdjęcia i już się cieszę na następne 🙂
Alicjo, ja bym dodała parę kropli cytryny, albo -jeśli to możliwe – dołożyła porcję surowych żurawin i dosmażyła już bez dodawania cukru, co Ty na to?
Alicjo – Podliczanie powinno mi zająć parę miesięcy, a gdy skończę, zacznę liczyć od nowa. W dodatku pracuję nad pogodą dla Zgagi. Będzie ciepła i słoneczna, ale na Wigilię także skrząca się i skrzypiąca świeżym śniegiem.
Mam nadzieję, że Pepegor (uparty jak górska kozica) nie przestanie nadawać o melancholijnych grzybach. To, że moich błagań nie słucha rozumiem, ale żeby Nemo się stawiać ? Chciałem napisać „jak ten baran”, ale ludzie obrażają się o byle co 🙂
Dziś jest Dzień Tego Przystojnego i Nagiego (święty turecki) oraz Dzień Octu Agrestowego Jane Austen. Osobnik z brodą kogoś mi przypomina, może to kolega z podwórka.
Placku, jesteś niczym święty (turecki ?), że tak ciężko pracujesz nad moją wymarzoną pogodą. Jeśli mogę mieć bezczelną prośbę w tym względzie, to poproszę ; słoneczną (+15 st.C) do 20.XII. a od 21.XII. snieg puszysty i lekki mrozik ( -5 st.C). 🙄 😆 😆
Barbaro,
ciąg dalszy nastąpi 🙂 Może jutro. Jak ma być śnieżyca… 🙄
Placku,
jeśli masz na myśli tego z brodą w tym wąskim kanale, to on jest Kanadyjczyk John z okolic Toronto. Farmę ma, podobno, z różnymi drzewami owocowymi…
A ten nagi i przystojny był perfekcyjnie zbudowany, jak Apollo jakiś, turecki… 😉
Barbórko, a czy sok z cytryny nie rozrzedzi czasem tych konfitur ?
Ja dodaję ciut soku z cytryny pod koniec smażenia skórek pomarańczowych, żeby mi się nie scukrzyły. Nie pamiętam gdzie taką radę przeczytałam ale działa, już nie muszę „rozbijać” słoiczków ze skórką pomarańczową (ani łamać noży żeby ją wydobyć w kilka m-cy po usmażeniu. 😉
oj Zgago, zasiałaś mi wątpliwość tą cytryną, ale czyżby parę kropel soku miało zadziałać tak perfidnie? Swoją drogą dobrze wiedzieć, że na skórki pomarańczowe tak to działa, właśnie mam w lodówce taki słoiczek, co to go trzeba dobrze poszturchać ostrym nożem żeby choć trochę skórki wydobyć 😀
Czas na mnie. Życzę wszystkim dobrej, spokojnej nocy i miłych snów.
Dobranoc. 😀
http://www.youtube.com/watch?v=G3P_4AIGZRQ
Dobranoc 😀
Jeśli konfitury lub smażona skórka pomarańczowa mimo wszystko scukrzeją, to można słoiczek zanurzyć w gorącej wodzie i poczekać, aż zmiękną. Sok z cytryny poprawia rozpuszczalność pektyn w słabo żelujących owocach i polepsza ich smak. Dodaję do wszystkich konfitur. Na kilogram owoców – sok z połówki cytryny.
Pomysł Barbary z „rozcieńczeniem” owocami bez cukru byłby najlepszy. Można świeże przesmażyć wstępnie i dodać do przecukrzonych.
Znalazłam piosenkę – dla Alicji i wszystkich, których jesienią łapią takie nostalgie… żeglarzy i nieżeglarzy.
http://twojanuta.pl/mp3,s0us,ryszard-muzaj-jesienne-zwierzenia.html
Dobre na ukojenie przed spaniem…
Barbórko, na opakowaniach z galaretkami, też piszą, że gdy będą zalewane kwaśne owoce np. kiwi, to trzeba galaretkę zrobić z mniejszą ilością wody.
Galaretki w proszku zawierają żelatynę, której nie używa się do robienia konfitur. Ananas i kiwi zawierają enzymy rozkładające żelatynę.
Witam i zegnam wraszawska czesc blogowiska, gdyz wyjezdzam jutro o swicie, dobrze mi tu bylo i jest ale coz … Dziekuje Danusce i Malgosi za mile spotkanie. Widze, ze blogowicze sie przemieszczyja, nie zagladalam w ciagu dnia na blog i nie wiedzialam, ze Zaba jest w Warszawie szkoda.
Zgago – Udzielam gwarancji do minus czterech stopni. Dobranoc 🙂
Nemo – Być może widziałem go w sadzie Andrews Scenic Acres, ale farmer z wody zawsze wygląda trochę inaczej. Manson był do niego podobny, ale wiele lat temu. Czy czułaś zapach jabłek ? Wracem to hałd arbuzów.
Placku, bardzo mi miło… naprawdę.
Co do poskramiania… Długo by mówić o tym, na ile sposobów ono robionym być może (w życiu a czasem i w sieci)…
…I o mojej synestezji perfumowej też chciałam (kto temat sprowokował – zamknąć go powinien… godne to i sprawiedliwe 😉 )… — ale lepiej pobiegnę prosto do albumów Nemo… lekko-łatwo-przyjemnie 😀
(Btw, tu na weekend wieszczą słoneczko i 13-17C…)
Super-zdjęcia! Kąpielowe, górskie… zwłaszcza biwaki. Dobrze mieć towarzystwo – i ‚inspirację zewnętrzną’ do pobycia w takich ‚klimatach’ 😀 😀
W Sienie „zakochałam się” po pierwszej mojej wyprawie włoskiej (1984) – i tak już zostało… Teraz zatęskniłam do pasiastej katedry, do majolik w niej, do rynku, stromych, wąskich i krętych uliczek… do okolicy…
Trzeba się będzie ‚sfokusować w kierunku’ 😉 … – a może znów szlakiem II Korpusu?…
Z 1988 najlepiej pamiętam tydzień w ‚dzikiej’ Marche… San Severino, etc. …nigdy tam potem nie dotarłam.