Szczęście ma kolor czerwony
Na targu czyli na Rynku w Pułtusku mamy swoje ulubione stoiska. Warzywa i owoce kupujemy zawsze u tych samych sprzedawców, którzy stoją na północnym skraju placu u wylotu małej uliczki prowadzącej do kanału. Ich pomidory (i te malinowe, i bycze serca, i żółte) są po prostu przepyszne. Z trudem opanowuje łakomstwo, by nie jeść w samochodzie podczas jazdy. Trudno jednak prowadzić auto gdy się człowiek wgryza w soczysty, słodki i aromatyczny miąższ jabłka miłości. Tak bowiem o pomidorach mawiają często Włosi.
Ta myśl przypomniała mi o Francis Mayes i jej trzech tomikach toskańskich wspomnień. Sięgnąłem więc po „Bella Toskania” i natychmiast wybrałem dwa przepisy, które zrobię jeszcze w tym tygodniu sprawiając Basi frajdę (mam nadzieję!?). Oczywiście natychmiast o tym napiszę. Dziś natomiast cytat pomidorowy:
„Okazało się, że Anselma pojęcie o pomidorach pokrywa się dokładnie z moim. Rozkoszuję się pomidorami. Co dzień kopiasty koszyk czerwonych, czerwonych pomidorów, doskonałych, absolutnie doskonałych. Patrzę na te przepełnione koszyki z większą radością, niż patrzyłam w zeszłym roku na mój nowy samochód. Pomidory bez skazy! Anselmo zasadził trzy gatunki. Krągłe, zwykłe pomidory nazywa locale. Ten specjał miejscowy jest taki, że się zaczyna go jeść już w czasie zrywania – słodki, soczysty aż kapie, jędrny paradygmat pomidora. Do sosów biorę owalne san marzano, mniej soczyste, bardziej mięsiste. Do sałatek – małe, twarde, wiśniowe pomidorki wprost eksplodujące aromatem.
Kiedyś, dawno temu, w Italii nie było pomidorów. Tylko pomyśleć o tych biednych Etruskach i Rzymianach, o tych ludziach przed odkryciem Nowego Świata. Ich czosnek i bazylia nie szły z pomidorem w parze. No, a w naszych czasach – tylu ludzi dorasta, myśląc, że te blade kulki w supermar?ketach to są pomidory. One powinny mieć inną nazwę. Albo może tylko numer. (…)
Odżywa we mnie jeszcze jedna stara miłość. Mogłabym mieć pomidory smażone na śniadanie, obiad i kolację. Śmietana, teraz składnik prawie zakazany, jest tak dobra z nimi, że ryzykuję, niepomna na cholesterol. I chociaż niejedna kucharka z Południa uznałaby to za herezję, smażone pomidory wolę czerwone niż zielone. Lubię je pokrajane w centyme?trowej grubości plasterki. Wysypuję trochę mąki na papier woskowany, obtaczam w niej plasterki pomidorów, a potem smażę z obu stron na gorącej patelni z trzema czy czterema łyżeczkami oleju orzechowego albo słonecznikowego. Potem, tak jak moja matka przede mną i jej matka przed nią, zmniejszam ogień, wlewam gęstą śmietanę na całe dno patelni. Potrząsam, żeby osiadła, mielę na pomidory mnóstwo czarnego pieprzu, solę do smaku i dorzucam trochę tymianku albo oregano. Najlepsze to jest bez żadnych dań dodatkowych. Willie Bell czasami panierowała te plasterki mąką kukurydzianą, smażyła je w bardzo gorącym oleju, aż robiły się kruche. Nad talerzem usmażonych pomidorów myślę z nagłą tęsknotą o Willie Bell.(…)
Ed, kiedy piecze na ruszcie, w ostatniej chwili nakłada grube plastry pomidorów, żeby nabrały trochę smaku wędzenia. A w ogóle nic nie jest lepsze niż zwyczajna kanapka z pomidorem, jeżeli focaccia pochodzi prosto z kulinarnych niebios, czyli z Cortony. Te miękkie płaskie chlebki z chru?piącą szałwią i solą morską na wierzchu podnoszą smak pla?sterka pomidora na gastronomiczne wyżyny. Kiedy nam się wreszcie znudzą świeże pomidory? A pomidory zwyczajnie nadziewane chlebem? Czy mogą być lepsze? Tylko w jednym wypadku: jeżeli doda się posiekane orzechy laskowe. (Anselmo alarmuje, że czas już zrywać nasze). Rozłupujemy je i przypiekamy – mniej więcej jedną szklankę – mieszamy ze szklanką okruchów chleba, siekamy trochę pietruszki i na-dziewamy tym cztery duże pomidory. Na wierzchu pacnięcie masła i kwadratowy kawałek sera takiego jak tallegio, który rozpuszcza się w piecyku. Na kolację mamy frittata z cukinią i te pomidory oraz akcent Południa: dzban mrożonej herbaty, osłodzonej odrobiną soku brzoskwiniowego.”
Tę mrożoną herbatę mogę sobie darować. Ale cała reszta jest do natychmiastowej realizacji. Na początek, by zaspokoić rozbudzone żądze, pajda razowca z ziarenkami posmarowana masłem, a z wierzchu grubo pokrojony pomidor przetykany grudkami białego twarogu. Parę ziarenek grubej soli i listek zerwany z krzaczka bazylii. Och!
Komentarze
Pomidory przepyszne – jeszcze na krzaczkach… 🙂
czasami tęsknię do wiejskiego życia u babci .. wtedy wszystko smakowało prosto z krzaka, z ziemi i od krowy .. 🙂
lubię pomidory ale zapominam się najeść w sezonie nimi .. może jutro zrobię dzień pomidorowy w ramach oczyszczenia organizmu .. 🙂
Kocham pomidory w każdej postaci, chociaż najchętniej jadam surowe. Zdjęcia A Cappelli powodują u mnie zawsze malutki skurcz zazdrości , bo i te góry i róże i najpiękniejsze dalie o malinach i innej rozpuście nie wspomnę. Ta moja zazdrość jest absolutnie pozbawiona żółci – w ogrodach grzebałam ponad 50 lat i dzisiaj nawet gdybym miała, to już niczego nie zrobię. Potrzebowałabym ogrodu z ogrodnikiem; więc obie patrzę na cudze ogrody i jest mi dobrze, tylko gdzieś pod skórą kłuje.
Pyro – Po półwiecznym grzebaniu zasłużyłaś sobie na ogród z ogrodnikiem i stoliczkiem nakryj się pod rozłożystymi lipami, chyba że jesteś uczulona na lipy. Frances Mayes zajada się pomidorami w Bramasole, pod lipami, dlatego przyczepiłem się do lip.
Włosi nazywają taką sytuację una cosa terribile, straszną rzeczą, tak bez lip żyć.
Mąż Frances Mayes nazywał się Ed Kleinschmidt, czyli po włosku una cosa terribile, dlatego teraz nazywa się Ed Mayes. Wszystko jest możliwe.
Powinnaś także mieć szklarnię na zimę i zgrabną szopkę na sól i kamienie.
Frances Mayes sprzedaje też oliwę, ale przy takich cenach robotnik do wyciskania oliwy będzie o wiele tańszy. Z szoferem i uśmiechniętą panią lub panem do wekowania pomidorów to zaledwie pięć osób. Nie zwariowałem, tego Ci życzę, pamiętaj o tym w dniu urodzin 🙂
O ile pamiętam, mąż p, Mayes ma polskie korzenie, a ja jej książki traktuję jako antydepresanty (jedne z wielu). Niektóre z jej przepisów realizowałam w mojej kuchence i raczej nie zostanę wielką miłośniczką kuchni płdn. amerykańskiej; natomiast przepisy toskańskie (o i3 miałam wszystkie produkty) wychodziły mi znacznie lepiej.
Placku- jesteś kochany; szepnij w tej sprawie słówko św. Mikołajowi, dobrze? albo choćby temu skrzatowi, który siedzi w bębnie lotto.
Pomidory jadam z upodobaniem codziennie- w sałatkach,sosach,
na kanapkach,zapiekane,duszone,chętnie naoliwione i ubazyliowione 🙂
Zgago,Jolinku- skoro mamy organizować mini zjazd wokół
przedstawienia „Zgaga” to musimy znać z wyprzedzeniem terminy,
w których będzie ono gościło na deskach tego,czy inne teatru.
Informacji postanowiłam zasięgnąć u źródła i pozwoliłam sobie
skrobnąć maila do Pani Doroty Stalińskiej z prośbą o tę cenną dla nas informację.Jak tylko dostanę odpowiedź (a mam nadzieję,że wkrótce dostanę ) to dam Wam znać.
Nisiu- serdecznie dzięki za zaproszenie na pierogi 😀
Wygląda jednak na to,że jeszcze trochę poleżakują w Twojej zamrażarce.
Moich 13 odmian
a capella ogrod godny pozazdroszczenia,
Danusku od 9-tego mamy ferie i tak filuje aby przyjechac do Wa-wy
Nemo nie do wiary….
Nemo – ile krzaczków sadzisz? Ogromnie podobają mi się maleństwa czereśniowe
Pyro,
w tym roku 33, z tego 4 na balkonie. Te malutkie cherry rosną na 2,5-metrowym „drzewie”. Całe mnóstwo korali 😉 Wszystkich sadzonek było ponad 250, nie liczyłam dokładnie. Zważyłam przed chwilą te pomidory na zdjęciu i wyszło 1620 g, z tego ten wielki – malinowy ważył 750.
Ten rok jest kiepski na pomidory, bardzo wiele roślin choruje, a owoce gniją. Ludzie, którzy mieli pomidory pod gołym niebem, bez żadnej osłony, nie zebrali ani jednego dojrzałego 🙁 Moje też trochę ucierpiały, ale z tylu roślin coś się w końcu da zebrać.
Trafiłam na tego bloga z bloga klubu Dilmah i na pewno dodam go do ulubionych. Pozdrawiam
Przy tym deszczowym dniu temat pomidorów, Francis Mayes, jej książek i Toskanii jak najbardziej wskazany. Tak jak Pyra, traktuję książki FM jak antydepresanty. Cieszę się, że czeka na mnie jeszcze nie przeczytana „Codzienność w Toskanii. Pomidorki Nemo – modelowe, ogród a capella – piękny.
Pyro – małe, czereśniowe pomidorki hodowałam kiedyś w doniczkach na balkonie. Nie zbierałam oszałamiających plonów bo tych doniczek nie było znów tak dużo. Ale radość była. Może na Twoim balkonie też by się dało?
Pyro – To prawda, przodkowie jej męża pochodzili z kaszubskiej wsi Ugoszcz i okolic, o nazwiskach takich jak Kulas, Breske czy Klesmet, ale podobnie jak z jabłkami miłości Nemo, pomidor to pomidor 🙂
Nemo – Ile razy można się powtarzać ? Zdjęcia 13-tu odmian tych skromnych niedobitków są , jak to mówią ugoszczanie, sehr piękne 🙂
Doroto z P. – pewnie, że się da. Mój mąż hodował malinowe (2 krzaczki,parę owoców) ogórki w koszu jak na ziemniaki – trochę tych ogóreczków było i poziomki. Poziomki zawsze mu w zimie zmarniały i wiosną sadziliśmy 4 nowe krzaczki. Teraz dałyśmy sobie spokój -zioła i kwiaty, to wszystko, a tego roku praktycznie nic, bo na czas remontu pokojowe rośliny wystawiono na balkon. Ja wyjeżdżałam, słońce piekło, większość zmarniała.
Placku,
dziękuję 🙂 Zgodnie z Twoją sugestią zajęłam się ostatnio praniem, spaniem i fotografowaniem. Pranie wychodzi mi najlepiej, ale nie mogę się zmusić do prasowania 🙁
Co do konkursu, to chyba w nim udziału nie wezmę, bo w regulaminie stoi, że jest to konkurs dla obywateli RP. Ja mam tylko dowód na to, że byłam obywatelką PRL 🙄
Bardzo dobre podłużne pomidorki kupiłam w supermarkecie w Landudec – swoją drogą piękna nazwa, nieprawdaż? Bagietka „ancienne”, bretońskie masło i pomidorek. Sól, pieprz. Bajka.
😆
Pokażę – kto chce oglądać – moje impresje z wakacji. Jest ich od zarąbania, tych impresji, więc zrobiłam pięć albumików.
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/CapSizun#
Tu są fotki z pobliża naszego miejsca zamieszkania, czyli Cap Sizun – najniżej położonego cypla Finistere. Od strony oceanu dwa przylądki: Pointe du Raz i Pointe du Van. Między nimi – raj na ziemi (nie wiem, jak przy sztormach zimowych…).
Francis Mayes zdecydowanie nie należy do akceptowanych przeze mnie autorów. Co innego Ferenc Máté czy choćby Prowansja Petera Mayle’a.
Ale Toscania sama w sobie nieporównywalna chyba z niczym. Jedzenie też dobre, Włosi potrafią nie tylko pizze i makarony czy risotta. Przyprawianie mięs i pichcenie sosów świetnie im wychodzi. Potrafią oczywiście przygotować turystom rzeczy niejadalne, ale kto chodzi do restauracji dla turystów.
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/MiasteczkaBretanii#
Tu trochę fotek ze ślicznych miasteczek Finistere. Locronan jest całkiem bajkowe, całe z granitu i miniaturowe. Swoją drogą nogi można połamać na tym starym bruku! W Concarneau spotkałam grających i śpiewających facetów – stałam koło nich z pół godziny i w ogóle mnie kręgosłup nie rąbał – a normalnie rąbie po pięciu minutach stania… W Duarnenez trafilłyśmy przez pomyłkę na śliczny zakątek ze starym latarniowcem, a w Audierne jadłam najlepszy na świecie sorbet z zielonych cytryn zrobiony przez miejscowego rzemieślnika.
Jak Wam się podoba ten pomysł? Mnie owszem. Dodatkowo jestem dumna z tego, że wymyśliła to moja koleżanka.
http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,8371314,W_Poznaniu_pierwsze_place_zabaw_dla_seniorow.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=1077859
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/PlazaTopielcow#
Dwa razy mi zjadło!!! Już wiem, czemu.
Baie de T r e p a s s e z – podwójne s! Moja ukochana Plaża Topielców, objęta ramionami Pointe du Raz i Pointe du Van, szerokości może z pół kilometra, jak na moje niewprawne oko. Jest tu hotel z restauracją, a parking wymyślił ktoś życzliwy staruszkom i niepełnosprawnym – można podjechać pod samą krawędź plaży i nie wysiadając z samochodu podziwiać zachody słońca, chmury i fale szerokie na całość zatoczki. Codziennie nowy darmowy spektakl najwyższej jakości.
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/IleDeSein#
Ile de Sein – wysepka na przedłużeniu Pointe du Raz, w odległości ośmiu kilometrów od lądu. Maciupeństwo z charakterem.
http://picasaweb.google.pl/108203851877165737961/DzikieWybrzeze#
To już na deser trochę skał i fal.
Dzikie Wybrzeże – Cote Sauvage na półwyspie Quiberon, na południu Finistere. Samo wybrzeże – dla mnie bomba, ale reszta nie. Miasteczka zatłoczone nawet po sezonie – to mogę sobie jechać do Międzyzdrojów, rybkę w smażalni w bazie rybackiej zjem nie gorszą niż w Carnac…
Zrobiłam błądzik: Douarnenez.
Nemo – Wykazałem jedynie obywatelską troskę , a Ty mnie w pranie wrabiasz. Jako przyszły honorowy obywatel Toskanii i Sri Lanki protestuję.
A propos RP – wiem, wiem, ten ogromny pomidpr przydałby się na polityka o nazwisku….errata: po co marnować boskie dzieło ?
Nisiu – Uczty z pięciu dań spożywam powoli i z nabożeństwem. Czy w tych stojących szafach też się można zdrzemnąć i śnić o zielonym sorbecie ?
Jotko – Świetny pomysł 🙂
Stanisławie – Dlaczego ?
Nisiu, pozazdrościć, także pogody, bo nie zawsze jest tam tak ładnie. Dobre okolice do zwiedzania, bo prawie nie dotknięte przez wojnę pomimo ostrych walk w Bretanii w ramach inwazji na Normandię. Ale te tereny zostały wzięte w biegu bez oporu.
Concarneau to miasto kolorów – niebieskiego i żółtego. Niebieski filet (po polsku chyba lepiej brzmi błękitny) to sierpniowy festiwal. Żółty pies biegał po tym mieście, gdy gościł tam inspektor Maigret.
Nisiu, piękne zdjęcia, jeszcze wiele razy będę je oglądać, Bretania to fascynująca kraina !
Jotko, pomysł świetny, jako seniorka i do tego mieszkanka Piątkowa zainteresuję się tym placem.Nie jestem zbytnio zachwycona nazwą-ale to drobiazg wobec idei dostarczenia starszym osobom możliwości ćwiczenia na świeżym powietrzu. Gratuluję pomysłodawczyni!
Placku, przypuszczam że można, tylko na stojąco. One były spore i wyglądały solidnie!
Stanisławie, niestety, Concarneau było szarawe… padał deszcz. Ale generalnie na brak kolorów nie można było narzekać.
Nowy – Ty to masz dobrze, ocean pod ręką… Chyba się zakochałam w tej dużej wodzie. Nie na Karaibach, ale właśnie na Finistere!
Placku, dlaczego istnieję czy dlaczego nie przepadam za Francis Mayes. Na pierwsze pytanie mogą odpowiedzieć tylko moi rodzice, niestety jestem już sierotą. Podobno byłem dzieckiem planowanym.
Nie przepadam za Panią Mayes, bo jej twórczość do mnie nie trafia. Nie wszystkie jej odczucia odnośnie Toscanii pasują do moich, a w ogóle obawiam się, że to trochę popłuczyny po Mayle’u. Wiem, że na ogół bardzo się podoba, ale mnie jakoś „nie pasi”.
Wiecie, mam podobnie jeśli chodzi o Mayes i Mayle’a. Myślałam dotąd, że to z powodu bycia frankofilką… 🙄
Ale filmy zrobione według ich książek – w moim odczuciu oba były skopane jednakowo… 👿
Nisiu – ja w pracy jestem a Ty kusisz takimi zdjęciami! Ale serdeczne dzięki, że się nimi podzieliłaś – tak miło i z ciekawością się je ogląda. Jak wrócę do domu to obejrzę na spokojnie jeszcze raz.
Jotko – pomysł przedstawiony w artykule bardzo mi się podoba. jestem pewna, że chętnych do skorzystania z tych urządzeń będzie dużo. Takich miejsc przydałoby się więcej.
Dorotol- przyjeżdżaj,każda okazja do mini zjazdu dobra 😀
Nisiu – od dawna wiem,że Bretanię koniecznie trzeba zwiedzić,
teraz już dokładnie wiem dlaczego 🙂
Dzięki za wspaniałe fotograficzne podsumowanie !
Och, Danuśko – TAK!
Widzę, że więcej błędów się wkradło, wybaczycie, prawda? W nocy robiłam, oczka mi się wywracały… 😳
Nisiu,
zdjęcia Bretanii piękne. Nie wiem jak ja wytrzymam do następnego lata. Mam nadzieję, że pojedziemy. Choc serce mam rozdarte pomiędzy Włochami a Bretanią 🙄
a capella, nemo,
piękne pomidory, piękne ogrody 😆
Ewo z Poznania,
zgadzam się, można by to było nazwać nieco zgrabniej, ale liczy się pomysł i pierwszy krok.
Basia Nowaczyk – Gajdzińska należy do pionierów propagowania w Polsce hata – jogi. Robiła to razem z Paskiem już w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. W Poznaniu pierwsze kluby – finansowane przez spółdzielnie mieszkaniowe – powstawały na Winogradach.
Parki, place z urzadzeniami do ćwiczeń widziałam w Chinach.Toczyło się tam życie towarzyskie, sprzęt był w stałym użyciu. Oczywiście w dużych parkach wczesnie rano i wieczorem można było zobaczyć tłumy ćwiczących. Cieszę się z pomysłu wychodzenia z ruchem, nie tylko bieganiem, w przestrzeń publiczną, poza zamkniete sale.
A pomidory, te pachnące, najlepiej prosto z krzaka uwielbiam.
A ja tam lubię i F. Mayes, i P. Mayle’a i M. de Blasi (ale tylko z jej „Tysiac dni w …) i F. Mate – zwłaszcza jak na świecie ponuro. Co do sfilmowanych powieści – to jak najpierw przeczytam książkę a potem oglądam jej ekranizację to koniec – nigdy nie odpowiada moim wyobrażeniom, a trudno mi się od tych wyobrażeń oderwać. Zwłaszcza jak książka jest z tych ulubionych.
Przestało padać!
I wyszło słońce! Troszkę.
Pomidory z krzaka i ogórki prosto z grządki – takie pryszczate… nawet bez obierania…
Pryszczate ogórki bez obierania są gorzkie, zwłaszcza na ciemnozielonym końcu. Gorycz ustępuje w procesie kiszenia lub marynowania. Ogórki sałatkowe (wężowe) można jeść ze skórką, ale w porównaniu ze „zwykłymi” są mdłe i bez typowego ogórkowego aromatu 🙄 Najohydniejsze są te sprzedawane zimą w sklepach – pokryte plastikową prezerwatywą 🙄
nemo,
a fuj 😯 prezerwatywa to słowo brzydkie i w Polsce praktycznie zabronione 🙄
kod: 3b33 😆
Nisiu – Ten tajemniczy saint to być może z angielska Gwendolen, ale ze znajomością świętych u mnie krucho. Przy tak grożnie wyglądającym wybrzeżu każdy święty się przyda. Nie dziwię się mieszkańcom wysepki, z pewnością warto ją odwiedzić, ale być na niej niechcianym marynarzem ?
Dziękuję za zarwaną noc 🙂
Stanisławie – Wybacz seniorowi/sierocie, następnym razem także nie spytam dlaczego istniejesz. To było głupie lecz niewinne pytanie i znów masz rację, chodziło mi o Twoją niechęć do Frences Mayes.
A ja tam konsekwentnie nie porównuję, domyślam się tylko dlaczego w Bretanii pozwalają seniorom parkować tuż obok plaży. Porównałbym to do Śparty.
Śparta – cena za lęk o serce Cichala. Korci mnie by wyrazić zdanie o pryszczatych ogórkach i prezerwatywach, ale się powstrzymam.
Placku,
używanie niezepsutej żywności do obrzucania nią nieakceptowanych polityków uważam za grzech, a już rzut MOIM pomidorem – za niezasłużony komplement dla osobnika, którego masz na myśli. Niedoczekanie 👿
Nie wiem, czy moja intuicja mnie nie zawodzi, ale coś mi się zdaje, że ze słabowitego i trochę próbującego wzbudzić współczucie sercowca zamieniasz się w krytycznego i walecznego „staruszka” 😉 Może akurat nie na tym blogu, ale gdzie indziej tak mi się skojarzyło…
I zazdroszczę Ci, że umiesz napisać duże ś.
Jotko,
czy kondom w kondominium mniej razi? 😉
Rok temu czytałem w Smithsonian obszerną relację Frances Mayes z jej wiosennej wycieczki do Polski. Było mi tak dobrze, tak ciepło, że chciałem ją przytulić do serca, ale była z mężem i mógłby on to żle zrozumieć. Jedyny taki artykuł o Polsce i Polakach w ciągu tyyyyyyyyyyyyyyylu lat. Kocham tę kobietę, a zatem nie mam prawa wypowiadać się o jej twórczości.
Czytam ją z szacunkiem, jest ode mnie starsza o dziesięć lat 🙂
nemo,
powiem Ci w wielkim zaufaniu i „pewnej takiej: konspiracji 😎
spora część walczących z zakazanym słowem: prezerwatywa, może nie znać znaczenia słowa „kondom”, stąd może się ono okazać mniej straszne a tym samym nie musi sciągać gromów z jasnego nieba na tych, którzy tego słowa używają 😯
tym razem kod: a3aa
Jotko, 😯
😉
Nemo – Skąd wiesz o moim sercu ? Wygadałem się czy ktoś Ci powiedział ?
Wkurzam ludzi tylko na tym blogu, z kim Ci się kojarzę, gdzie, kiedy, co, dlaczego ? 🙂
Jestem staruszkiem, to się w oczy rzuca. Za dużo mówię.
Znaczenie słów… Kiedy Synuś z wielkim hukiem przerżnął egzamin wstępny do dwóch szkół średnich ( w pierwszym lo wyszedł po 30 min i oddał „napoczętą ” pracę z j.polskiego, bo był głodny i poszedł do domu na śniadanie) nieszczęsna matka wiedząc, że nicpoń zdolniacha tylko leń i fantasta, udała się z nadzieją rodu do poradni psycho, żeby udzielili porady dot przyszłości zawodowej delikwenta. Przebadano go tam w tę i nazad, wreszcie poproszono Matkę, żeby odbyć rozmowę wyjaśniającą. Ustalili otóż, że rozwój intelektualny powyżej normy wieku, emocjonalny też bez niakich odchyłek itd itp wreszcie p.psycholog z naganą stwierdziła, że zaniedbaliśmy ważną dziedzinę wychowania, bo syn nie wie, co to życie seksualne. Zdziwiłam się, a młodzian zaprotestował , że nikt go o to nie pytał, takich pytań w ankiecie nie było. I rzeczywiście; w ankiecie były pytania o życie płciowe i to się Staszkowi z niczym nie kojarzyło, a o życie seksualne go nie pytali.
Placku,
a któż miał mi powiedzieć, jak nie Ty sam 🙄 Ale może źle odczytałam… Zawsze coś wyinterpretuję 🙄
Na blogu u Daniela P. pojawił się ostatnio pewien „staruszek”, który tak mi się z Tobą skojarzył. Pozytywnie. I od razu wzbudził sympatię, jak Ty. Ale i kontrowersje, ale tam to typowe 🙄
Nemo, na litość boską. Odpuść przynajmniej ogórkom. Zjadłam ich milion prosto z grządki – pryszczatych – jedne były gorzkawe, inne nie.
Placku – tych dziwnych świętych tam było więcej. Celtyccy i kornwalijscy, jak mniemam. Magiczna jest Bretania, chochliki po niej latają, święci siedzą po lasach, święty Graal w lesie Broceliande… kurczę, sama nazwa ładna: Broceliande. Nie byłam. Ale moi przyjaciele młodzi ze Śląska wydali taką płytę. Poszukam, może jest w necie muzyczka z tej pięknej płytki…
Milion ogórków? 😯 Ponad 16 000 na rok, to rozumiem. Ja nie mam aż takiego doświadczenia statystycznego 🙁 Przepraszam wszystkie Twoje ogórki, Nisiu.
http://www.sasiedzi.art.pl/muzyka/3
Znalazłam tylko takie kawałki. Pierwszy to właśnie „Broceliande”. A z powodu trzeciego (Korsarze Republiki) pojechałam do Lorient.
„Był szkuner w Lorient i zwał się Amarant, kapitan Levaillant korsarza patent miał, dopadli nas Anglicy gdzieś w cieniu szubienicy…” 👿
Bretanii w naszym domu jest dużo – książki, albumy, przewosniki, albumy z fotografiami z 10 lat, w czasie których Młodsza trzymała serce w Vitres i okolicach, płyty, kasety, obrazki. Celtom udało się coś, co nie udało się żadnemu innemu ludowi – niemal cały panteon swoich bóstw, „przekonfigurowali” w świętych chrześcijańskich i czczą ich do dzisiaj. Jak oni to zrobili? Nie wiadomo, ale stopniowo mity i atrybuty bóstw przenosili na biskupów, zakonnice i zakonników. Nawet Birgit, bóstwo płodności jej zwierzakiem był królik; wielkanocny zajączek jest jego echem) z czasem stała się zkonnicą pomagającą leczyć chorych i położnicom zdrowo urodzić dziecko. Zdolny lud.
Jeśli jeszcze kogoś na tym blogu razi mój język lub poglądy (na ogórki etc.) to na usprawiedliwienie podam, że ostatnio obracałam się w innym towarzystwie i to mogło wywrzeć ujemny wpływ na moje i tak pożałowania godne maniery 🙁
Nemo – po pierwsze źle policzyłaś te ogórki, nie mam jeszcze 62 i pół lat, tylko o dwa mniej. To daje rocznie w zaokrągleniu 16529 ogórków. Po drugie – nie dotrzymujesz słowa, niestety. I nie ma co zrzucać na zwierzątka.
Nisiu,
z moich wyliczeń wyszło 16666,666 ale pomyślałam, że wyjdę na zbyt drobiazgową 🙄
Poza tym nie bierz wszystkich uwag do siebie. To o ogórkach nie było zaadresowane, a niepodejmowania tematu nie obiecywałam 😉 Obiecałam tylko nie odpowiadać na Twoje retoryczne pytania, chyba żeby były kierowane do mnie, explicite.
Dokonałem właśnie dzieła głębszego niż trzy potopy. Moja wyczerpująca autobiografia przepadła bez śladu. Jest mi tak bardzo ciężko na sercu, a Panie o ogórkach ? To kolejne duże nieporozumienie, tak jak to o słowie „słabeusz”. Bardzo sobie cenię towarzystwo na tym blogu. Dosyć tego, cholera jasna, bardzo chciałbym kiedyś spojrzeć w Twoje ślepia Nemo, i w Twoje Nisiu – człowiek się na chodniku wykrwawia a Wy o ogórkach ? 🙂
O egzaminie na ślepia mogę sobie w tej chwili tylko pomarzyć, a teraz chcę się taplać w bretońskim Atlantyku, z Merlinem (on tam też lubi wypoczywać) i zjeść 13 pomidorów na waflu.
Nemo – Placek, nie żaden „staruszek”, ale muszę sprawdzić co on tam kombinuje, ciekawość sroki. Na tamtym blogu nie miałbym czym oddychać. Gdybym potrafił grać na pianinie i gdybym był piękną Argentynką, odwiedzałbym też inny blog.
W odróżnieniu od intuicji Nemo moja działa bez zarzutu – czas się zjednoczyć i mi zrobić krzywdę 🙂
Pogadać z cała gromadą pozostałych wichrzycieli też bym chciał, so sue me. Współczucie, empatia to też nic sprośnego. No to mam z głowy, mogę się teraz przestawić na obce czcionki i przestać golić.
Placek, do diabła, dlaczego wykrwawiasz się na chodniku? Od czego jest pogotowie ratunkowe???
Ogórki ocaliły Rzym. Jedna z gęsi miała w dziobie ogórek i spuściła go na łeb śpiącego strażnika. Nie lekceważ potęgi Ogórka, Placku!!!
PS – możesz się nie golić, ale tylko kilka dni. To jest seksy.
Hehe, zeżarło mi seksy przez iks!
x
O, samo x przechodzi…
EX
exy
Wiecie, Łotr tak z moralności ma! Seks przez x nie przechodzi!
Na tym blogu zabronione są słowa zawierające s e x, p o rn,
a s s, p e nis
polskie odpowiedniki – skolko ugodno.
Placku,
aby nie spotkał Cię los krwawiącego ogórka – leżąc na chodniku – śpiewaj 😎
„Mijają lata, zimy,
raz słoneczko, raz chmurka;
a my obojętnie przechodzimy
koło niejednego ogórka.”
Nisiu – O to chodzi, nie mam żadnego ogórka, łacinę kompletnie zapomniałem. Królestwo za ogórka czy do mnie ogórki pryszczate, wdowy ? Help. Pyrę też bardzo lubię, z góry ostrzegam. Szwedzi mają na nas oko, a my się tu osłabiamy. Bretania to taka kamienna Polska, circa 965. Pogotowia nie chcę, chcę raju, ale na razie tego tutaj 🙂
Ale żeś jest grymaśny!
Moje ulubione łacińskie: Cras ingens interabimus aequor. I nie szklij mi tu, że nie rozumiesz, to była dewiza Kapitana B. Z Horacego zresztą.
Dzieci wdowy żarły ogórki aż warczało.
Oczami do popatrzenia służę. W nie, nie nimi.
Teraz rozumiem – w naszych ankietach czołowym pytaniem jest to o płeć, a ponieważ s e x i płeć to dla Kanadyjczyków jedno i to samo, pytają o s e x, na co wiele osób odpowiada tak lub nie. Wiele to chmara.
W takim kraju żyję, a tutejsze ogórki występują w filmach grozy. Kto chciałby się przejść 1.6 km w moich butach ? Skóra jest plastykowa, chleb z waty, a świętych grają aktorzy.
Młodsza ma jedyny dzień w tygodniu, środę, kiedy wcześnie wraca do domu.Wróciła, zabrała psa na smyczy i poszli. Nie było ich trzy godziny. Już myślałam, że pies znowu wybrał wolność i ona gania za nim między drzewami albo leży gdzieś z przetrąconą nogą. Wrócili i Ania z psiego lasku przyniosła multum grzybów – podgrzybki, 2 kozaki, 1 borowik, 1 kurka, siatka kani. Rzeczywiście wysyp musi być wielki, jeżeli z lasku (ok 5 ha) w mieście, tuż przy blokowisku i ze stoku nad Maltą na szerokości 20 m można przynieść tyle grzybów.
Hornblower Nisiu, jego też lubię, ale skoro Horacym w ocean rzucasz, mam przesłanie do całej Ludzkości, a nawet Marsjan i ludzi z innych blogów:
NIL DESPERANDUM
Wasz na zawsze głupawy lecz kochający Placek
Placku,
na kolejny dowód braku empatii z mojej strony zamiast milowego marszu w Twoich butach dedykuję Ci coś bardzo zdrowego co zbierałam z narażeniem życia, no… zdrowia, bo na stromym skalistym zboczu na wysokości ponad 2000 mnpm. I rozdałam różnym „słabeuszom” 😉
Patrz, Placku. Hornblower też był Horacy…
Nil desperandum – jak najsłuszniej. Bowiem SOL OMNIBUS LUCET, lalala.
Witajcie powakacyjnie,
Nisiu, piękne zdjęcia! Zazdrościłabym Ci tych wakacji ale skłamałabym gdybym napisała że moje były kiepskie. Ponad 5000 km samochodem. Jechaliśmy do Grecji przez Serbię i Macedonię. Tam spędziliśmy 9 dni. Wracaliśmy tydzień przez Bułgarię, Rumunię i Węgry. W Grecji żarłam (Tak, żarłam – piszę to z pełną świadomością) owoce z drzew i owoce morza. Tam gdzie mieszkaliśmy, codziennie w okolicach 8 rano przejeżdżali miejscowi rolnicy i rybacy, sprzedając świeży towar. Zakochałam się w ośmiornicach z rusztu, potraktowanych odrobiną oliwy, cytryny i majeranku. Mniodzio!
Bułgaria piękna, ale kuchnia już nie ta. Chociaż Witek odświeżał sobie wspomninia z dzieciństwa i z upodobaniem żarł kebabcze. Bułgarzy traktują owoce morza koperkiem i smażą na maśle. Jakoś mi to mniej podeszło.
W Rumunii się zakochałam, a w szczególności w Sibiu (polska nazwa: Sybin) i w trasie Transfogaraskiej (widoki cudne i nawet udało mi się nie spalić hamulców). Wesoły cmentarz uroczy, ale już skomercjalizowany. Przy wejściu jest kasa i trzeba wykupić bilet za 5 lejów.
Ja tam jeszcze wrócę!
Z każdego z tych krajów zabieraliśmy ze sobą pamiątki stałe i płynne…
Ostatnie 2 dni spędziliśmy w Tokaju okolicach, degustując rzecz jasna wino. Jako wisienkę na torcie potraktowałam zakupy w winotece Oremusa. Tam, pękając przed Tokajem aszú 6 puttonyos, stwierdziłam że być może nie będę do następnej wypłaty jeść, ale na pewno będę miała co pić!
Nemo – Znaczy, rozumiemy się bez słów znaczy, ale wierzę, że jedliście empatyczne jagody, a nie łabędzia z jagodowym nadzieniem. Dziękuję.
Nie lekceważ potęgi Ogórka – Wojny Gwiezdne. Tobie też dziękuję Nisiu.
Dobrą stroną starości jest to, że nie pamiętam co mnie wzrusza, ale wzrusza do głębi.
W środę do przybędzie do Toronto Anthony Bourdain. Przez godzinę będzie siedział na krześle i odpowiadał na pytania, o wszystkim. Gospodarz wybrał dwa przepisy i ma nadzieję, że sprawi tym komuś frajdę, a zatem pomidory to tylko mała część wszystkiego, a ludzie którzy kruszą kopie o same pomidory są w szponach kulinarnej religii. „Och” na samą myśl o pajdzie świeżego chleba z pomidorem to onomatopeiczne wyrażanie szczęścia. Jestem pewien, że czerwone, żółte czy zielone to nie Rosja, Chiny i Libia, ale jeśli ktoś ma z takich skojarzeń frajdę w zaciszu domowego ogniska, niech ją ma.
Witaj Ewo 🙂
Ewo,
ciekawa podróż. I ten tokaj… 🙂 Pokażesz obrazki?
Foty Nisi będę oglądała jeszcze raz. Piękna nigdy dosyć.
Ewo, czekamy na Twój reportaż.
Ewo – i fajnie jest!!!
Tokaj – mniam… te puttony wszystkie.
Pyro, a jak jeszcze do tego piekna pachnący morzem wiatr Ci wieje w oblicze… Nie wiem, czy lubisz, ja uwielbiam i nigdy w życiu żaden przeciąg nie zrobił mi krzywdy. I te bagietki z masłem, i pomidorki… Tylko na winie byłam pokrzywdzona jako etatowy kierowca naszej dwuosobowej wycieczki. Zawsze trzeba było skądś wracać.
Jasne że pokażę obrazki. Tylko muszę je je jeszcze uporządkować.
Nisiu, zdjecia piekne, wroce jeszcze do nich bo warto a na razie czasu jak na lekarstwo.
Pomidory moglabym jesc codziennie a takie z ogrodu sa najsmaczniejsze.
Wiecie na pewno, ze zawieraja duzo dobrych skladnikow, ktore, w przeciwienstwie do innych owocow i warzyw, uaktywniaja sie pod wplywem podgrzewania. Przecier czy sos sa wiec zdrowsze niz surowy pomidor.
ewo-Twoje pierwsze wrażenia wrzucone na blog bardzo zachęcają
do czytania dalszego ciągu i oglądania zdjęć !
Zatem czekamy na ciąg dalszy.Podzielam entuzjazm dla ośmiornic z rusztu.
Nawet sądzę,że wszyscy ci,którzy niechętnie spoglądają na owoce morza,
gdyby mieli je spróbować przyrządzone na ruszcie zmieniliby o nich zdanie.
Ja nie przepadam za ostrygami au naturel,ale te przypieczone na grilu
są pyszne 🙂
Alino- niech żyje sos pomidorowy ! I na dodatek jeden może z nielicznych
sosów,które są zdrowe i nietuczące !!!
Dziś od wczesnego ranka byłam na grzybach. Grzybów bardzo dużo , a zbieranie było wielką przyjemnością. Koszyk szybko się wypełnił i wtedy mżawka zmieniła się w porządny deszcz. Zrezygnowałyśmy/ bo byłyśmy we trzy/ z pójscia na maślaki. Trochę szkoda, ale i roboty mniej. Wybieramy się jeszcze raz za tydzień.
Nemo, nie piszesz nic o Twoich wyprawach na grzyby, ale zdaje się, że w Szwajcarii są okresy , w których zbieranie jest niedozwolone.
Ewo, ciekawa jestem zdjęć, zwłaszcza z Sibiu, a to dlatego, że wybieram się do Gdańska na wystawę malarstwa właśnie z muzeum w Sibiu. To jedno z najstarszych muzeów w Europie i chlubi się bardzo cennymi dziełami, m.in. Memlinga, Breughela i Van Eycka. Oczywiście obrazy nie mają nic do piękna tego miasta, ale chętnie obejrzę sobie to miasto.
Krystyno,
Byliśmy w muzeum Brukenthala i oglądaliśmy te obrazy. Mają jeszcze Tycjana i Cranacha… 😉
Witam wszystkich. 😀
Pyro Młodsza i Rybo życzę Wam z okazji urodzin, zdrowia, dobrego humoru, mało pracy a dużo pieniędzy. 😀
Pierwsza porcja grzybów (kupionych) się suszy w suszarce. 😆
Nisiu, piękne miałaś wakacje, uwielbiam małe miasteczka. 😀
Nemo, podejrzewam, że raj może tak właśnie wyglądać, jak na Twoich zdjęciach. Oprócz pięknych widoków zachwyciła mnie ….. czystość w obejściach.
Czytałam, że w Cieszynie są już takie automaty ze świeżym mlekiem – prosto od krów – tylko schłodzone, żadnego odtłuszczania. 😯
Placku, 😆 😆 😆 😆
Ewo, ogromnie się cieszę, że wróciłaś z tak ogromnym bagażem miłych wrażeń i ……. płynów. 😉 Teraz tylko czekam na foto-sprawozdanie. 😀
Pomidory, kiedyś uwielbiałam jeść na surowo, ale od kiedy nie mam dostępu do „ogródkowych”, dojrzewających spokojnie na słońcu, to wolę z puszki bo przynajmniej są słodkie.
Ależ pięknie pachną moje podgrzybki ! 😀
O rety, Pyro Młodsza i Rybo, moje życzenia będą aktualne od jutra – przepraszam. 😳 Bardzo przepraszam.
życzeń nigdy za wiele .. ja złożyłem w poniedziałek hurtowo .. 🙂
Nisiu super wyjazd .. ja może w przyszłym roku Normandię odwiedzę ..
ewo dużo km zrobiliście ale z tego co piszesz warto było .. mnie Bułgaria 2 lata temu też trochę rozczarowała w porównaniu ze wspomnieniami .. Grecję wspomina bardzo miło jedzeniowo a Rumuni prawie nie znam .. dzięki Panu Lulkowi poznałam trochę przygraniczne Węgry razem z winnicami i bardzo mi się podobało …
Zrobiłam porządek z grzybowym zbiorem Młodszej : żeby samotnemu borowikowi nie było smutno na nitce, dołożyłam mu kozaczka. Usmażyłam „obiadowo” małe grzyby różne, 6 dużych podgrzybków okroiłam do suszenia i wrzuciłam w piekarnik. Jutro na obiad panierowane kanie i nic więcej. I tak wszystkich nie zjemy, a sąsiedzi nie chcą, boją się.
Upiekłam ciasto autorstwa Żaby dla Jutrzejszej jubilatki. Ciasta to urzekło mnie u Żaby w Wielkanoc. Po zjeździe dostałam opakowanie zamrożonego, kruchego ciasta od Żaby i miałam zamiar spożytkować na ten najlepszy mazurek świata. Upiekłam blat z zabinego ciasta, odsączyłam jeżyny z nalewu, zrobiłam polewę – krem z 2 tabliczek gorzkiej czekolady, 200 ml śmietanki 2 łyżeczek budyniu – niby wszystko jak u Żaby, a psinco: polewy wyszło za mło na dużą, mazurkową blachę i ma nieodpowiednią konsytstencję; zamiast miękkiej ale zastygającej polewy, jest b,gęsty czekoladowy krem, który nie trzyma owoców. Smak zresztą świetny, ale ciasto trzeba kroić na małe kawałki i pilnować, żeby wierzch nie spadał.
Pyro,
mnie się zdaje, że tej śmietanki było za dużo.
Krystyno,
z zazdrością czytam o Waszych grzybowych szaleństwach 🙄 U mnie nie wolno zbierać przez pierwszych 7 dni miesiąca, ale wrzesień kiepski jakiś i zebraliśmy na dwóch wyprawach zaledwie kilka garści kurek i kilka prawdziwków, akurat na kolację dla 4 osób i prezent dla Babci.
Wróciłam z ogrodu pokłuta i pokiereszowana – obcinałam jeżyny 🙄 Zasadziliśmy też nowy krzak czarnych porzeczek, a właściwie wykopaliśmy w jednym ogrodzie i przenieśliśmy do drugiego. W jednym porzeczki rozmnażają się same i to w najróżniejszych miejscach, jak spróchniały słupek ogrodzeniowy albo między malinami, a w drugim – zmarniał stary krzak.
Wczoraj wyrwałam z ziemi pierwszą kalarepę-giganta. Ważyła ponad 3 kg 😯 Dziecko zabrało do stolicy i obdzieli nią innych chętnych. Nam zostały jeszcze dwie trochę mniejsze. Na razie 😉
Piękne są Nisiu Twoje zdjęcia,miło zobaczyć miejsca które odwiedziłaś Twoimi oczami.
A jeszcze lepsza, Marzenko, świadomość, że TO tam wciąż jest i czeka na nas wszystkich, i dla nikogo piękna nie zbraknie.
Trochę to mi patetycznie wylazło, ale tak czuję, słowo harcerza.
Nemo – możesz mieć rację z tą śmietanką, ale wtedy tej polewy byłoby jeszcze mniej. Kruche ciasto Żaby jest znakomite. Będę teraz zawsze robiła wg jej przepisu – z kilograma mąki, a potem podzielę do zamrożenia na porcje. Jak wiadomo Żaba wszystko robi w ilościach hurtowych, zamraża i potem ma w razie potrzeby albo obdarowuje potrzebujących. Kiedy zapytała czy chcę porcję kruchego ciasta, głośno krzyknęłam, że chcę, bo pamiętałam smak jej mazurków. No i schrzaniłam wynik.
Pyro,
zastygająca polewa czekoladowa wychodzi ze
120 g gorzkiej czekolady
3 łyżek wody
stopić razem w kąpieli wodnej
30 g masła – dodać, stopić
2-3 łyżki cukru pudru przesiać i dodać, utrzeć na gładką masę. Jeśli glazura równomiernie powleka wypukłą stronę łyżki – gotowe.
Nemo – mam podobny przepis i stosuję. Tym razem chciałam zrobić „jak Żaba” i nie wyszło.
Życzę wszystkim dobrej, spokojnej nocy i dobrych, kolorowych snów. 😀
Ja będę miała „grzybowe” sny, bo w całym mieszkaniu czuć cudowny zapach grzybów. 🙂
Szanowna Pyro,uprzedzam, że kozaczków nie można suszyć,bo b. robaczeją. Przechowywane razem z innymi grzybami spowodują zarobaczenie wszystkiego.
A skąd w tych grzybach po ususzeniu biorą się robaki? Czy kozaki są zasiedlane przez jakiś szczególny rodzaj robaków nie ginących w temperaturze powyżej 60°C? 😯
Kozaki czernieją nieapetycznie w trakcie suszenia i to jest ich główny mankament.
A to ci – znalazłam w You Tube (a czemu nie pomyślałam op tym od razu???) tych facetów, którzy grali i śpiewali, kiedy byłam w Concarneau. Nazywają się Micamac (pomyliłam przedtem jedną literę.
Ładnie im się spasowały dwa folki: andyjski (instrumentarium) i bretoński (piosenka, znana już zresztą i u nas).
Dla amatorów!
http://www.youtube.com/watch?v=7zvYsqC-Lm0&NR=1
Przed chwilą dokonałem kolejnego odkrycia – Zgaga leczy skołatane nerwy. Śpij spokojnie Zgago.
http://www.youtube.com/watch?v=3sUNbxKObA0&NR=1
Na ładną dobranockę.
Oscyluję między Bretanią a pomidorami, to naprawdę smakowita kombinacja, o robakach staram się nie myśleć, to bardzo niedoceniane zwierzęta.
My – pokolenie wychowane na traumie kartkowej mamy do wsadu robakowego stosunek nader pozytywny – nadprogramowa wkładka mięsna, hurra! 🙄 😀
Dziękuję wszystkim, którzy zerknęli życzliwym okiem na ogrodowe wyczyny Mamy… moja zasługa ogranicza się (prócz okazjonalnej pomocy – w miarę czasu i sprzęgniętej z nim łaskawości pani Aury) do dokumentowania arkadyjskich efektów… zwykłych i specjalnych 🙂
Pyro, możesz mi jeszcze pozazdrościć Zakrzówka* 😉 [bezpiecznie pozazdrościć, tam klify!… 😀 ] – 15 minut od domu taki ‚Dubrownik’!… (wachlarz możliwości krótko-spacerowych w pięknych okolicznościach przyrody mam naprawdę szeroki) 🙂
Co do przebieżek wirtualnych – zwiedziłam wczoraj wieczorem niesamowite włości Nemo i jej Tatry (blisko nieba stojące), urlopową Sabaudię Danuśki, zaczęłam przemierzać Bretanię z Nisią…
A, i jeszcze ktoś kliknął w mój blog spod tutejszego posta 575 (weekend II Zjazdu – u PP Redaktorstwa**) – skoro już wypatrzyłam… i to pojedyncze kliknięcie! 😮 (a rzadko obecnie przyglądam się adminowym czeluściom) — weszłam tam… także do wcześniejszego weekendu i tygodnia, do późniejszego ponadtysiąckomentarzowego wpisu (gdy Gospodarz, wyjechawszy na wywczasy, zostawił swym Komentatorom pustą lodówkę 😉 )… nnno, bywały jazdy w okolicach, trzeba przyznać… 😮 😀 (lecz póki co, żyjemy… – śpiewa bard… lokalny… 🙂 )
___
* w basia.acappella na Picasie jest Zakrzówkowa monografia; wyczynów Mamy sporo tamże – np. pod tytułami ‚arkadyjskimi’… – do zerknięcia w jesienno-zimowe słoty… ewentualnie… 🙂
**fotki z II Zjazdu sobie przypomniałam…
…słowem – wirtual potrafi czasem wessać nawet tak zahartowanych użytkowników, jak a cappella… 😐
… szczęście miewa także kolor niebieski… zielony… żółciutki… granitowy… –
Na wypadek, gdyby mnie któraś z tych barw (lub cała tęcza) zwiodła na manowce – ślę najlepsze życzenia solenizantom, jubilatom i innym celebratorom okolicznych dni (ujawnionym i sekretnym 😉 ) – imprezie przewodniczą oczywiście Córki-Bliźniaczki Niesamowitej Mamy – gratulacje Pyro!
🙂 🙂 🙂
Witam.
http://www.youtube.com/watch?v=BlxelewpCY4
dzień dobry .. 🙂
kładę się spać coraz wcześniej i wstaje coraz wcześniej .. jak ja się odnajdę w czasie zimowym …
jubilatkom najlepszego a mamie Pyrze zdrowia .. 🙂
a teraz przy kawce i papierosku obejrzę/podejrzę jak inni żyją … 😉
Wszystkim Pyrom od Rodzicielki poczynając, przez Młodszą do Ryby życzymy obydwoje radości życia i nowych cudownych smaków!