Szczęście ma kolor czerwony

 

Na targu czyli na Rynku w Pułtusku mamy swoje ulubione stoiska. Warzywa i owoce kupujemy zawsze u tych samych sprzedawców, którzy stoją na północnym skraju placu u wylotu małej uliczki prowadzącej do kanału. Ich pomidory (i te malinowe, i bycze serca, i żółte) są po prostu przepyszne. Z trudem opanowuje łakomstwo, by nie jeść w samochodzie podczas jazdy. Trudno jednak prowadzić auto gdy się człowiek wgryza w soczysty, słodki i aromatyczny miąższ jabłka miłości. Tak bowiem o pomidorach mawiają często Włosi.

Ta myśl przypomniała mi o Francis Mayes i jej trzech tomikach toskańskich wspomnień. Sięgnąłem więc po „Bella Toskania” i natychmiast wybrałem dwa przepisy, które zrobię jeszcze w tym tygodniu sprawiając Basi frajdę (mam nadzieję!?). Oczywiście natychmiast o tym napiszę. Dziś natomiast cytat pomidorowy:
„Okazało się, że Anselma pojęcie o pomidorach pokrywa się dokładnie z moim. Rozkoszuję się pomidorami. Co dzień kopiasty koszyk czerwonych, czerwonych pomidorów, doskonałych, absolutnie doskonałych. Patrzę na te przepełnione koszyki z większą radością, niż patrzyłam w zeszłym roku na mój nowy samochód. Pomidory bez skazy! Anselmo zasadził trzy gatunki. Krągłe, zwykłe pomidory nazywa locale. Ten specjał miejscowy jest taki, że się zaczyna go jeść już w czasie zrywania – słodki, soczysty aż kapie, jędrny paradygmat pomidora. Do sosów biorę owalne san marzano, mniej soczyste, bardziej mięsiste. Do sałatek – małe, twarde, wiśniowe pomidorki wprost eksplodujące aromatem.

Kiedyś, dawno temu, w Italii nie było pomidorów. Tylko pomyśleć o tych biednych Etruskach i Rzymianach, o tych ludziach przed odkryciem Nowego Świata. Ich czosnek i bazylia nie szły z pomidorem w parze. No, a w naszych czasach – tylu ludzi dorasta, myśląc, że te blade kulki w supermar?ketach to są pomidory. One powinny mieć inną nazwę. Albo może tylko numer. (…)

Odżywa we mnie jeszcze jedna stara miłość. Mogłabym mieć pomidory smażone na śniadanie, obiad i kolację. Śmietana, teraz składnik prawie zakazany, jest tak dobra z nimi, że ryzykuję, niepomna na cholesterol. I chociaż niejedna kucharka z Południa uznałaby to za herezję, smażone pomidory wolę czerwone niż zielone. Lubię je pokrajane w centyme?trowej grubości plasterki. Wysypuję trochę mąki na papier woskowany, obtaczam w niej plasterki pomidorów, a potem smażę z obu stron na gorącej patelni z trzema czy czterema łyżeczkami oleju orzechowego albo słonecznikowego. Potem, tak jak moja matka przede mną i jej matka przed nią, zmniejszam ogień, wlewam gęstą śmietanę na całe dno patelni. Potrząsam, żeby osiadła, mielę na pomidory mnóstwo czarnego pieprzu, solę do smaku i dorzucam trochę tymianku albo oregano. Najlepsze to jest bez żadnych dań dodatkowych. Willie Bell czasami panierowała te plasterki mąką kukurydzianą, smażyła je w bardzo gorącym oleju, aż robiły się kruche. Nad talerzem usmażonych pomidorów myślę z nagłą tęsknotą o Willie Bell.(…)

Ed, kiedy piecze na ruszcie, w ostatniej chwili nakłada grube plastry pomidorów, żeby nabrały trochę smaku wędzenia. A w ogóle nic nie jest lepsze niż zwyczajna kanapka z pomidorem, jeżeli focaccia pochodzi prosto z kulinarnych niebios, czyli z Cortony. Te miękkie płaskie chlebki z chru?piącą szałwią i solą morską na wierzchu podnoszą smak pla?sterka pomidora na gastronomiczne wyżyny. Kiedy nam się wreszcie znudzą świeże pomidory? A pomidory zwyczajnie nadziewane chlebem? Czy mogą być lepsze? Tylko w jednym wypadku: jeżeli doda się posiekane orzechy laskowe. (Anselmo alarmuje, że czas już zrywać nasze). Rozłupujemy je i przypiekamy – mniej więcej jedną szklankę – mieszamy ze szklanką okruchów chleba, siekamy trochę pietruszki i na-dziewamy tym cztery duże pomidory. Na wierzchu pacnięcie masła i kwadratowy kawałek sera takiego jak tallegio, który rozpuszcza się w piecyku. Na kolację mamy frittata z cukinią i te pomidory oraz akcent Południa: dzban mrożonej herbaty, osłodzonej odrobiną soku brzoskwiniowego.”

Tę mrożoną herbatę mogę sobie darować. Ale cała reszta jest do natychmiastowej realizacji. Na początek, by zaspokoić rozbudzone żądze, pajda razowca z ziarenkami posmarowana masłem, a z wierzchu grubo pokrojony pomidor przetykany grudkami białego twarogu. Parę ziarenek grubej soli i listek zerwany z krzaczka bazylii. Och!