Zgadnij co gotujemy(34)
Tym razem quiz musi być świąteczny. To chyba jasne. Wielkanoc za kilka dni. A i nagroda będzie radosna jak te święta. Żadne tam „Krwawe historie”, ani „Polskie posty” ale „Wielka księga drinków i kotajli”. Można w niej znaleźć parę porad, kilkadziesiąt przepisów na przekąski i ponad setkę na drinki alkoholowe i bezalkoholowe. Jednym słowem – święta całą gębą. Książkę z autografem i życzeniami otrzyma ten, kto pierwszy przyśle odpowiedź na trzy pytania na adres
internet@polityka.com.pl
A oto pytania konkursowe:
1. Czy wielkanocny baranek zawsze był robiony z cukru (a jeśli nie – to z czego)?
2. Co jest symbolem nowego, odradzającego się życia, wiosny czego nie może zabraknąć absolutnie na wielkanocnym stole?
3. Co na wielkanocny stół należy przygotowywać w wielkiej ciszy i spokoju, bez krzyków, trzaskania drzwiami i przeciągów, bo wszystko to może ów wypiek zepsuć całkowicie?
Chyba nie przesadziłem w skali trudności. A słabo zorientowanych w tradycji odsyłam do starych książek kucharskich. Wesołych Świąt!
Komentarze
Panie Piotrze przede wszystkim serdeczne pozdrowienia i życzenia świąteczne. Radosne święta i zabawny quiz; oto odpowiedzi na pytania:
1, baranek był kiedyś robiony z ciasta najczęściej drożdżowego, przaśnego , pamiętam bo jadłam
2, oczywiście jajka
3, Baby wielkanocne , drożdżowe nie znoszą przeciągów, trzaskania drzwiami i wrzasków najmłodszych domowników, należy się z nimi obchodzić delikatnie żeby cieszyć się później dorodnym i smakowitym ciastem.
Życzę panu aby wszystkie ciasta były najlepsze na
świecie, szynki soczyste i wspaniale uwędzone, jajka oszałamiały zapachem i cudownie smakowały a pogoda nie zawiodła i była naprawdę wiosenna.
Na te pytania to nawet ja znam odpowiedzi, ale nie o tym chciałam!
Odwołano otwarcie tego nowego Centrum we Wrocławiu, gdzie nasz Gospodarz z Żoną mieli podpisywać książki!!! Tłum wściekłych ludzi miota się po placu, nie wiadomo, kiedy otworzą – wiszą kartki, że to z powodu awarii technicznej budynku. No, ciekawa jestem komentarzy Pana Piotra i Wojtka z Przytoka. Mam nadzieję, że uda im się jakoś spotkać.
Dawniej baranek był robiony z masła często był też pieczony z ciasta w żeliwnej formie. Jajka na stole zabraknąć nie może a drożdzowa wielkanocna baba nie znosi przeciągów
ja tam kiedys w parafii wygralem baranka z gipsu, to juz tak dla jaj, ale wszak taki czas jajeczny, z tym zamknietym centrum, to raczej niefajnie
zadzwonil przyjaciel oddelegowany na okazje otwarcia i autografu, potwierdza TezAlicje, duzy zamet, a juz szczerzylem zeby na kolejna pozycje z dedykacja, chlop zarwal dniowke, zeby mi sprawic przyjemnosc, a tu taki zawod, moze to ten Regan niefarciasty jakis?
Toż nie tutaj się pisze odpowiedzi na pytania!
No to ładnie, jeszcze centrum nie otwarto, a już zamknięto. Chociaż pogodę ładną macie, Wrocławianie? U mnie listopadowa! Leje jak z cebra!
Mam komfort psychiczny, że okna umyte od wewnątrz, z zewnątrz zachlapane jak licho – okap jest na dobre pół metra, ale wielkie okno salonowe od zawietrznej, zawsze zachlapane, byle deszcz. Pojutrze ma być „winter storm”, jednym słowem wielkanocne jaja. Coś tam na górze zle rozdysponowali pogodę.
Mam nadzieję, że coś wymyślą z tym zamkniętym centrum i w końcu otworzą!
Oj, to niefart we Wrocławiu, a tak wiele naszych dobrych myśli wysłaliśmy do p. Piotra. W Poznaniu piękna słoneczna pogoda ale jednocześnie dość ostry, chłodny wiatr. Ponoć od jutra polepszenie pogody. Umyłam te piekielne drzwi – w sumie 7 sztuk i wyczyściłam moje stare szafy po Teściowej mieszaniną oleju i cytryny – znacznie lepiej wychodzi, niż gotowymi pastami. Meble są w tzw macie francuskim. Od jutra będę miała w domu córkę, czyli albo pomoc, albo zawalidrogę – zależy jak na to patrzeć. Moje dziecko w takich wypadkach twierdzi, że Ona ma ferie. No i niby ma…Może jednak da się zagonić do tego i owego. Pewnie się da.
To już nie niefart, Pyro, to skandal! Otworzyli ten Pasaż Grunwaldzki mimo braku zgody nadzoru technicznego czy też budowlanego, a po trzech godzinach kazali wszystkim ludziom wyjść. Podobno cuda się działy przed, w trakcie i po! Byłam umówiona z koleżanką, zadzwoniła i opowiedziała, co się dzieje, a działo się, że hej!
Pogoda we Wrocławiu słoneczna, chociaż zimno. Alicjo, współczuję ci prognoz meteo, może się nie sprawdzą….
Pyro, twoja pracowitość wpędza w kompleksy! Ja upiekłam pasztet i gościłam się z koleżankami. Od jutra przyspieszam.
Stary przepis na baby wielkanocne zaczynal sie slowami: „Wyprawic dzieci z domu…” potem jeszcze byla mowa o krzepkich dziewkach do mieszenia ciasta itp. W moim dziecinstwie pieklo sie baranka w formie zeliwnej i byl wspanialy. Wyschnietego (tydzien po swietach) kroilo sie w plastry, zanurzalo w mleku z rozbeltanym jajkiem, smazylo na masle na zloty kolor i posypywalo cukrem pudrem.
Witam,
okna to ja musialam dwa razy myc,bo moj sznowny je tylko „pomazal”.
Jak wyszlo slonce,to o matko swieta o malo nie dostalam zawalu 🙁
Tak to jest jak czlowiek chce sie kims wyreczyc :X
A u nas na stole zawsze byl swiezo kielkujacy owies.Piekny,zielony dekorowal swiateczny stol 😀
Pogoda tu tez piekna,tylko troche zimny wiatr.
Szkoda,ze we Wroclawiu klapa zupelna 🙁
Kochani
Jestem już w Przytoku i przekazuję Wam informację z pierwszej ręki. Byłem tam o 12.30. Przebiłem się przez wk…iony tłum i po chwili rozmowy z Szefem Ochrony dostałem bodyguarda (miły chłopak mówiący pięknie po „Ślunsku”) i z nim dotarłem do EMPiKU. Niestety zszokowany personel nie potrafił udzielić mi żadnej sensownej odpowiedzi poza „wszystko odwołane!!!” Ma rację TeżAlicja – ten budynek na pierwszy rzut oka nie powinien być odebrany przez nadzór techniczny. Jednym słowem skandal!
Panie Piotrze, zostawiłem córci materiały i jeśli impreza w Duce się odbędzie to Panu odda. Tylko mam problem czy Duce nie mieści się przez przypadek w tej nieszczęsnej galerii, bo diabli wiedzą kiedy ją otworzą. Gdyby Pan miał okazję proszę o informacje. Trochę jestem rozczarowany bo miałem chrapkę na spotkanie. Ale z drugiej strony te ekscytujące walki uliczne przy wejściu! Jak za młodych lat! Odmładzające doświadczenie.
Pozdrawiam serdecznie i do jutra
Wojtku, nie chciałabym Cię martwić, ale to właśnie tam! To Duka, Gospodarz to wyjaśnił w ostatnim chyba wpisie – pisał, że będzie w Duce, więc też szukałam Duce, a okazało sie, że to sklep Duka w tym nieszczęsnym pasażu!
Dobrze, że chociaż z córką się spotkałeś.
TeżAlicjo
Tak się domyślałem. Córcia bystra jest i jeśli otworzą to dotrze do Gospodarza. Tym bardziej, że dostała parę groszy na zakupy w tej nieszczęsnej galerii. Myślę, że problem Centrum Grunwaldzkiego to nie awaria instalacji jak ogłaszano przez głośniki ale brak możliwości ewakuacji ludzi w razie czego. Smutny to był widok-tłumy odgrodzone od jezdni i rozkopanych chodników stalowymi barierami a nad wszyskim odorek kanalizacji, którą budowlani rozwalili. Trochę się czułem jak w potrzasku. Szkoda przede wszystkim Piotra, bo otwarcie centrum sprzyjało promocji książek a padł ofiarą tej naszej „bylejakości”. Miejmy nadzieję, że jutro sobie dzisiejsze rozczarowanie zrekompensuje. Pozdrawiam
Dzizaz god olmajti.
Współczuję. Mnie by rozniosło ze złości, pewnie bym gdzieś protestowała i słała wściekłe emajle, zażalenia i takie tam. A z nieobecności Gospodarza na blogu wnioskuję, że jest we Wrocławiu. Co za organizacja, przecież musieli przedwczoraj wiedzieć, jeśli nie wcześniej, że nic z tego nie wyjdzie! Może chociaż Empik na Kościuszki udostępnili? Ale tam nie ma warunków, jest ciasno jak diabli.
Barszcz/żur się kisi, zamarynowałam kawałek schabu na pieczeń, będzie na zimno, śledzi solonych w Loebie było tylko sztuki cztery przedwczoraj, kupiłam wszystkie cztery – ale to jest akurat na smak dla mnie, nie na rolmopsy!!! Kazałam chłopu dzisiaj wytargać śledzie spod ziemi, niech mi do domu nie wraca bez, niech złowi i zasoli! A był kiedyś w Kingston stary sklep rybny z tradycjami. Wszystko tam można było kupić, i śledzie z beczki, i żywego homara czy inne bydlę ze szczypcami strasznymi, i płetwę rekina, kawiory przeróżne, ryb zatrzęsienie, do wyboru, do koloru, świeże, suszone, wędzone, marynowane i tak dalej. No i właściciel poszedł na emeryturę w sędziwym wieku, a dzieci odmówiły zajmowania się handlem rybami, wykształciuchy jedne. W 120-tysięcznym mieście nie ma sklepu rybnego, wyobrażacie sobie?! Tylko stoiska w kilku supermarketach spożywczych. Skandal.
A do tego pogoda jak w listopadzie. Leje, wieje, temperatura spada, już jest 2C. I owszem, będzie Wielkanoc w bieli. 3 lata temu Wielkanoc przypadała na 22 kwietnia czy jakoś tak, byli przyjaciele z Polski, pojechaliśmy z nimi do wspólnych przyjaciół do Kincardine. Przez 3 dni szalała zawierucha zimowa. Czyli nic dziwnego, dopiero początek kwietnia, a ten przeplata…
A nie trza było usiąść na ławeczce i poczekać aż skończą…
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/Mis2/Warszawa_da_sie_lubic/DSC_0220.JPG
Heleno,
Ty tam nie dżizas god almajty, tylko poczytaj, co tu wypisują o helenach. Prawdali to?!
http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,4037976.html
WSzystko prawda. W rui jadowite jak zmije. Na szczescie niektore maja to juz za soba.
Są śledzie! Nie pytajcie, jakie, czy matijasy, czy z mleczem czy z ikrą, w supermarkecie dostaje się „no name” śledzie, żadnej ikry, żadnego mlecza, takie delikatesy to miał Mr.Morrison z byłego sklepu rybnego.
Mam więc 10 sporych śledzi (ha! bo dzisiaj też jak na lekarstwo, było tylko 6!), z tego będzie 20 rolmopsów. Trudno, musi wystarczyć. I nic innego nie zrobie z tych z trudem zdobytych śledzi. Namoczyłam.
Heleno, a ja myślałam, że to wraża propaganda!
Drogi Wojtku,
cholera mną ciska na takie otwarcie. Jestem już w Warszawie. Prawdziwe otwarcie będzie podobno po świętach ale Bóg raczy wiedzieć kiedy. A Duka oczywiście też jest w tym Centrum. Nic więcej dziś nie dodam, bo bym musiał użuwać słów powszechnie uważąnych za obelżywe. Tyle tylko, że w tym budynku pękła ściana, rura i coś jeszcze. A dojazdów nie zrobili. Pieszo też trudno dojść. Dobranoc.
PS.
Kolację rocznicową w Secondo Paradiso też diabli wzięli. Rocznicę spędziliśmy w pociągu ale teraz po kąpieli wyciągnąłem armaniac. Za nas i za pechowego Wojtka. Tak mi żal tego spotkania
Bah…
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,4037195.html
Wstyd. Wiedzieli wcześniej, rura czy nie, ale i tak gotowe nie było i baliby się ludzi tam wpuścić.
A wiec wszystko przez tego „szmbonurka’ 😉
Ach szkoda takiego pieknego dnia……….
Dobrej nocy.
mialo byc „szambonurka”
Wstyd i skandal – a dla mnie dodatkowy smutek, bo nie mam autografów.
Wrocław to naprawdę piękne miasto, a tu taka kompromitacja…
TeżAlicjo,
pozostaje Ci się zaczaić któregoś środowego poranka i spróbować szczęścia w zgaduj-zgaduli pod tytułem „Zgadnij, co gotujemy”. Mnie się już dwa razy udało…
Poranki, Alicjo, to ja oglądam raczej od tyłu – jak się zbliżają, to ja właśnie zasypiam. Poza tym właśnie dzisiaj po raz pierwszy dopiero znałam odpowiedzi, ale nie wysyłałam, bo to było już po jedenastej, więc za póżno. Smętnie pozdrawiam.
Powinniscie wszyscy napisac jakas powiesc o tym jak nie spotkaliscie sie na placu Grunwaldzkim we Wroclawiu. Takich kilka narracji jednoczesnie – jak planujecie spotkanie, jak podazacie ku sobie, jak sie szukacie, nie odnajdujecie sie etc. Oczywiscie do samego konca nie wiadomo czy sie spotkacie i pod koniec dnia wszyscy odpywaja w swoje strony, niespelnieni, ale madrzejsi o ten jeden przezyty dzien. KOnczy sie scena kapieli centralnej postaci powiesci, wokol ktorej wszyscy krazyli, ale nie dokrazyli. Wychodzi z wanny, owiniety recznikiem w talii i wyciaga przywieziona z Wroclawia butelke armaniaku, ktora mial wypic razem ze Nieznajomymim Ale jakze Znajomymi z Blogu. Wola zone. Mowi: jest rpcznica naszego slubu. Co mi tam Nieznajomi, ale jaze Znajomi z Blogu. Otwieramy butelke! Zona w milczeniu (bo co tu jeszcze powiedziec) bierze z jego reki kieliszek ze zlocistym trunkiem.
I w tym momencie dobrze wychowany Narrator wraz z Nieznajomymi Ale jakże Znajomymi z Blogu idą do pierwszej lepszej knajpy, żeby się napić, ale nie armaniaku, oczywiście, ino jakiegoś innego złocistego trunku.
Heleno, jesteś wspaniała! To doskonały pomysł na rozładowanie stresu. Ale może centralna postać byłaby przyodziana w szlafrok, bo ten ręcznik w talii to mnie jakoś krępuje, nie mówiąc już o tym, że Żona mogłaby za niewinność po pysku wytrzaskać.
A, to ja nie śpię do połowy nocy, TeżAlicjo – a pytania pojawiaja się około mojej 3-ciej rano.
Nic, ino firma wymieniająca okna się uparła, żeby mnie uszczęśliwić. Chyba cholery z nimi dostanę, rzucanie słuchawką nie działa, dzwonią za parę dni. Zeby ich kolka sparła. O, a a propos datków na cele… poszłam dzisiaj do mojego spożywczego sklepu za rogiem w celu zakupienia tego i owego, a przy kasie panienka podliczając rachunek zapytała donośnie, czy chcę dołozyć do rachunku 10$ na jakąś tam fundację dziecięcą. Szlag mnie trafił, ale powstrzymałam się przed nasuwającym mi się na język komentarzem i mimo spojrzeń kolejki (da? nie da?) powiedziałam – NIE.
Takie taktyki są poniżej jaj, tak się nie robi. Ja mam swoją desygnowaną organizację charytatywną, na nią daję rok w rok i wypraszam sobie, żeby ktoś robił ze mnie wredną babę przy kasie w sklepie, która nie chce na biedne dzieci dać. Ja sobie z nimi pogadam kiedyś, bo dzisiaj to mi mowę odjęło – z takimi taktykami jeszcze się nie spotkałam. To nie metoda, a jeśli – to odstręczająca.
Mialam identyczna przygode w zeszlym roku. Wpadam do sklepu tuz przed zamknieciem, i kiedy juz zamierzam placic, kasjerka-menadzerka do mnie:
– Would you like to s u p p o r t c h i l d r e n?
Totalnie zbaranialam i pytam z glupia frant:
– Whose children?
A ona robi jakis taki nieokreslony ruch kolowy reka i powiada:
– Our local children…
Ja- Is something wrong with those children?
Ona – No… One zbieraja na sprzet sportowy…
Ja; You mean… one zbieraja od klientow tego sklepu PIENIADZE?
Z tylu za mna kolejka zaczyna sie uwaznie przysluchiwac naszej rozmowie, a ja zaczynam widziec czerwona plachte przed oczyma…
– Po pierwsze – powiadam – jest to bardzo niestosowne, ze zbiera pani w imieniu jakichs dzieci przy kasie na sprzet sportowy. Nie na glodne dzieci, nie na potrzebujace dzieci, nie na dzieci chore na AIDS, ale na dzieci, ktorym potrzebny jest sprzet sportowy. Po drugie jesli dzieci potrzebuja sprzet sportowy to niech pojda i zarobia na niego, zbierajac scrap metal albo sprzedajac brownies. Tak sie zarabia. Nie wyciaga sie reke po jalmuzne na sprzet sportowy. Moga poprosic rodzicow o pieniadze. I pay my taxes for your freakin’ local children, so I am not paying a penny more!.
Nie wiem dlaczego mnie to tak wtedy rozjuszylo. Chodze do tego sklepu od lat i jestem tam zaprzyzjazniona – jest to maly oddzial Sainsbury’ego. KOlejka byla tak rozbawiona, ze kilka osob rzucilo sie za mna jak wychodzilam, aby mi powiedziec „Good for you!” . Byl to ostatni raz kiedy zbierano tam jakies pieniadze.