Zgadnij co gotujemy? (43 B)
Za chwilę wakacje. Będę często w drodze. Po Polsce i po Europie. Z tego też powodu zawieszam na czas letni quizy. Dzisiejsza zgadywanka będzie ostatnia w tym urlopowym sezonie. Na zakończenie będzie (zapowiedziana przed tygodniem) nagroda: książka Billa Grangera „Nakarm mnie” i płyta z jego programem, który będzie emitowany w stacji łasuchów czyli Kuchnia TV. Warto więc dziś pościgać się w kwestii szybkich odpowiedzi. A oto pytania:
1 – Maorysi czyli tubylcza ludność Nowej Zelandii, gustują w wieprzowinie; kto i kiedy nauczył ich hodowli i przyrządzania mięsa ze świnek?
2 – Mięso kilku zwierząt z Australii zrobiło karierę na wielu rynkach wszystkich kontynentów; wymień choć dwa z nich??
3 – W restauracjach australijskich bardzo popularna jest kuchnia sąsiadów – Indonezji; co się kryje za nazwą nasi goreng?
Kto pierwszy przyśle prawidłowe odpowiedzi na adres: internet@polityka.com.pl ten otrzyma ciekawą i pożyteczną książkę oraz płytę z programem stacji dla łasuchów czyli Kuchnia TV. A potem już tylko wakacje!
Komentarze
Dzień dobry
Pyra nie gra i żałuje, bo ma ochotę na książkę. Ochotę można mieć, podobnie, jak na świninę z pieca ziemnego, obłożoną ow2ocami chlebowca. Na wiele rzeczy można mieć ochotę, trzeba jednak jeszcze wiedzieć jak to osiągnąć, a ja nie wiem, kto nauczył Maorysów.
Hej, Nemo! Gdzie jesteś?
Jeżeli dzisiaj jest święto Australii, to wieczorny toast będzie za Echidnę z Wombatem i wszystkie torbacze świata.
Witam o poranku. Ja także obejdę się smakiem,bo nie znam wszystkich odpowiedzi. Może na pociechę kupię sobie książkę z serii ” Polityki ” Lato w kryminałem – dziś jest pierwsza książka.
Alicjo, bardzo ładne te kurki. U nas jeszcze ich nie widziałam.
Dziwne i niepokojące jest milczenie Nemo. Żadnego wyjazdu chyba nie zapowiadała.
Dla zainteresowanych Nową Zelandią i hodowlą świń:
http://www.teara.govt.nz/en/pigs-and-the-pork-industry/1
Strona w języku angielskim. Z ciekawostek, które można tam znaleźć, warto zwrócić uwagę na polski akcent w tejże dziedzinie 😉
kto nauczyl maorysow?
pewnie ci sami, co ich zarazili syfilisem, he,he…
holender! znowu niec nie wygram.
witam słonecznie, upalnie, pięknie 🙂 Na zagadkę nie mam dzisiaj czasu, choć książka nęci. Kupię sobie, autor mi się podoba, lubię jak ludzie sie uśmiechają… Ale narazie znów wybywam nad Pilicę słuchać ptaków, których zatrzęsienie wśród bujnej zieleni. O ile mnie komary nie zjedzą…
Miłego dnia życzę, wszystkiego najlepszego dla Świętujących w tych dniach 😀
Witaj, Katriot, siadaj przy naszym stole.
Naprawdę nie wiem gdzie Nemo i gdzie Stanisław. Rozłazi mi się pt Towarzystwo, jak koty z koszyka.
Ryby ogródeczek, który tak chwaliłam niedawno, trochę mało kwietny się zrobił. Na bzie i na irysach pozostały zbrązowiałe wiechy przekwitłych kwiatów, rododendrony już tylko zielenią się, powojniki też bezkwietne i piwonie przekwitły i prymule. Terza kwitną róże, ale coś je zżera i trzeba będzie truć i szsykują się kwiaty letnie, jeszcze stoją świece łubinów, ale to ostatni ich tydzień. Ryba w czwartek ma zamiar wsadzać niecierpki i begonie, więc znowu będzie nieco bardziej kolorowo. Upał od rana. Zrobimy sobie potężną michę sałatki owocowej, a jak chłop będzie głodny, to mu wrzucimy na ruszt nóżki kurczaka albo kaszankę
Spóźnione ale serdeczne życzenia imieninowe dla Pawłów blogowych. Żeby Wam się zawsze dobrze wiodło.
Nie wiem skąd Alicja wytrzasnęła dzisiejsze święto Australii.
26 Styczeń to data jaką pamięta każdy australijczyk (a przynajmniej powinien): Australia Day – Dzień Australii, czyli święto Australii.
W tym miesiącu obchodziliśmy Urodziny Królowej – 14-go.
26 kwietnia ANZAC Day (Australian and New Zealand Army Corps), dzień pamięci poległych żołnierzy (oficjalna data ANZAC Day to 25 kwiecień lecz w tym roku była to niedziela i święto przeniosiono na poniedziałek).
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Pyro, Krystyno i inni ewentualnie zaniepokojeni,
bardzo mi przykro, jeśli wprawiłam Was w jakikolwiek niepokój. Żyję i mam się, ale zbieg różnych okoliczności zmusił mnie do ograniczenia kontaktów z moim komputerem. Przymuszona do odwyku doznałam silnego nawrotu wiary w życie pozablogowe, gdzie nikt mi (jak dotąd 😉 ) nie życzy odpadnięcia języka ani żadnej innej części ciała, nikt nie ubliża od prymusów, ani, nonszalancko dumny ze swojej ignorancji, nie próbuje złośliwie wykpić moich ciągot do rzetelnej wiedzy.
Przemiana blogu z rodzaju ciekawego klubu dyskusyjnego w mniej lub bardziej balangowo-toastowe kółko towarzyskie odepchnęła, jak przypuszczam, sporo osób i nic tu po mnie.
Są wakacje, upał i praca w ogrodzie, do tego różni goście i związane z tym obowiązki, więc będę zaglądać sporadycznie, bo uzależnień nie pozbywa się lekko 🙂
Gospodarzowi życzę pięknych podróży i miłego wypoczynku, wszystkim innym na blogu – udanego lata, dobrego humoru oraz spełnienia wakacyjnych planów.
Bywajcie zdrowi!
Nemo, mam nadzieje, ze Twoje zniechecenie do blogu jest tylko chwilowe.
Czytam Cie z zainteresowaniem i nie wyobrazam sobie, ze mialabys stac sie tylko rzadkim gosciem. Jakakolwiek bylaby Twoja decyzja, zycze Ci udanego lata 🙂
Nemo jak zwykle ujela wszystko w bardzo dobry sposob, mnie sie wiedzie podobnie, zal mi owszem paru ludzi ale tych moge spotkac w realu a na balangowo-toastowy chat, gdzie sie panosza nieuprzejme a nawet wrecz chamskie postacie, ktore otrzymuja poklask od Szacownych Dam, doszukujacych sie w tym zawirowania artystycznego lub intelektualizmu, nie mam ochoty.
„Co by tu jeszcze spieprzyć, Panowie? Co by tu jeszcze?”
Nie chce mi się już reagować na przeróżne wycieczki. Już wiele razy tłumaczyłam : dla mnie ten blog jest ważny. Z racji wieku i kalectwa nie mam innej możliwości rozmowy na możliwie szeroki zakres tematów – towarzyskjiej rozmowy, nie dyskursu akademickiego ale i nie pospolitej pyskówki. Rozumiem, że prócz mnie jest tu więcej osób pokiereszowanych w różny sposób, nie tylko, jak Pyra, w kręgosłupie. I mam dużo cierpliwości dla tych poszkodowanych, byle mi nie prowadzili polityki kadrowej. Sama już jestem zmęczona tłumaczeniem oczywistości. Nie, nie rezygnuję z blogu; przynajmniej do wrześnioiwego zjazdu. Potem zobaczymy.
Wydaje mi się jednak, że źle odpłacamy PA za gościnę przy Jego stole..
Pyro to ja prowadze polityke kadrowa??????????????????????????????
Nemo i ja jestesmy winne, ze blog nie sprawdza aniie kulinarnie ani pod wzgledem przekraczania barier ludzkiej godnosci. Ile razy dostawaliscie ostrzezenia, juz nie mwoie o mnie, bo sie nikt z moim zdaniem nie liczyl, ale nawet „kochani chlopcy” zwracali Wam uwage i padaly takie pytania ” gdzie przestawiono nasz stol”, byl nawet proponowany toast za Tych „co opuscili lub maja zamiar opuscic” ten blog. Kto sie w ostatnich czasach zajmuje tym, co pisze Gospodarz o kulinariach, prawie nikt, karawana toastujaca tlelepie sie i jest przerywana wyskokami nie na miejscu, a ja nie jestem zainteresowana tym aby komus „do….” lub „odp….” mam inne potrzeby. A tak poza tym, ilu z Was przebywajac na blogu cos zrewolucjonizowalo w swojej kuchni i zwyczajach przy stole????????
Zauwazajac wpis echidny przypomnial mi sie czytany ostatnio artykul na temat wynikow prac australijskiego profesora Joe Forgasa z Uniwersytetu New South Wales. Jego konkluzja: nawet jesli wszystko uklada sie dobrze, lepiej jest narzekac, zrzedzic, byc zgryzliwym. Dodaje (wciaz ten naukowiec!), ze takie osoby maja lepsza pamiec, lepsza zdolnosc do koncentracji, z wieksza uwaga obserwuja otaczajacy ich swiat, jednym slowem sa inteligentniejsze od urodzonych optymistow, ufnych i latwo dostosowujacych si do otoczenia.Mam nadzieje, ze naleze do tej drugiej kategorii 🙂
Dziennikarka dodaje, ze obcokrajowcy tak wlasnie widza Francuzow, wciaz narzekajacych malkontentow 🙂
Wierzę,że nasz blog nadal pozostanie ciekawym klubem dyskusyjnym
i miejscem,gdzie osoby takie jak Nemo znajdą swoje miejsce.
Nemo -bardzo byłoby mi żal,gdybyś przestała się pojawiać,dzielić
się z nami swoją wiedzą i wspólnie żartować.
Bardzo bym chciała dalej rozmawiać na tym blogu z osobami,
od których również mogę się czegoś nauczyć i trenować z nimi
moje szare komórki,a także śmiać się szczerze( bez bolesnych dla
innych podtekstów).
Miło jest poprzesyłać trochę uśmiechów w różne strony Europy i świata 😀
Piotrze –
Mr Bill Granger przewinął się przez ekran mego telewizora i przepadł w zakamarkach pamięci. Widząc twarz kojarzę, że znam ino skąd? Teraz pewnie zapamiętam.
Sam o sobie mówi: „Nie jestem szefem kuchni lecz codziennie gotuję. Czasami dla przyjemniści, czasami z konieczności.
W obecnych czasach bombardowani jesteśmy nadmiarem wielu rzeczy kiedy w rzeczywistości nasze potrzeby są proste – nasze zdrowie, przyjemność spędzania wspólnego czasu w gronie rodzinnym, przyjaciół oraz używanie życia. Według mnie elementem wiążącym jest jedzenie. To ma wielka pasja łącząca wszystkie aspekty mego życia.
Co gotuję zależy od wielu czynników: czasu, energii, artykułów dostępnych w sklepach… dania jakie przygotuję w poniedziałek będą się różniły się od popołudniowego posiłku dla przyjaciół lecz w obu wypadkach jest to proste jedzenie.
Moje motto – największą cechą nawet wykwintnego dania jest wyjątkowa prostota.”
Bill Granger jest autorem książek kulinarnych, występującym w telewizji szefem kuchni oraz prowadzi restaurację w Sydney.
Jego książek nie kupuję, gdyż filozofia kulinarna jaką próbuje wszczepić na grunt australijski jest dla mnie oczywistym działaniem wypływającym z domowego gotowania. Nie zaprzeczam, że dla wielu ludzi kupujących półprodukty lub dania gotowe to EUREKA. A wielu australijczyków tak robi.
Przepisy proste – zgodnie z Jego mottem – i łatwe. Fotografie zdobiące książki przyciągają wzrok i zachęcają zarówno do kupna jaki i do wypróbowania sił w kuchni.
E.
Danusko, akurat Ty eksperymentujesz w Twojej kuchni a rozne strony Europy i swiata sa Ci nieobce i najwyrazniej jestes otwarta na „uczenie” sie czegos.Jest jeszcze pare takich osob na blogu i jest jeszcze wiele serdecznych, milych ludzi ale ten potok jubileuszowy plus nic do powiedzenia, wiec „wasadze komus palec do oka” albo po wiejsku go przeklene, zaglusza tych szacownych ludzi.
Errata:
jak i
E.
Zainspirowana wczorajszym tematem, robie dzisiaj pomidory faszerowane na sposob grecki, to znaczy z ryzem, cebula, rodzynkami i mieta. Jesli ktos jest zainteresowany, podam przepis.
Swietnie Alino, przepis znam i stosuje, Twoje pomysly tez pozwalaja poznac swiat.
Idę do kuchni – toż to Kulinarny Blog. Dzisiaj wołowina po chińsku robiona wiadomo na woku.
Zanim podrepczę w kierunku garów podwójna dedykacja dla Was:
http://www.youtube.com/watch?v=djn4iPIPuvA&feature=related
drzazga mojej wyobraźni
czasem zapala się od słowa
a czasem od zapachu soli
i czuję jak pode mną
przestępuje z nogi na nogę okręt
i ocean jest niezmierzony
bez żadnego brzegu
zamknięta w łupinie drewna
jestem cudownie wolna
nie kocham nikogo
i niczego
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Wygrał Marcin Ł. odpowiadając na wszystkie trzy pytania obszernie i precyzyjnie. Gratulacje! A odpowiedzi są następujace:
1 James Cook;
2 Krokodyl, kangur, struś;
3 Smażony ryż.
Kontynuacja zabawy – po wakacjach!
Od kiedy przylaczylam sie do blogu, ponad rok temu, dowiedzialam sie wielu rzeczy i to nie tylko z dziedziny kulinarnej. Blog jest dla mnie zrodlem stymulacji i inspiracji a jest to mozliwe dzieki ciekawym osobom, ktore w nim uczestnicza, roznym pod wzgledem wiedzy, charakteru, temperamentu i na tym polega jego bogactwo. Nemo, pozostan z nami. Lubie blogowisko 🙂
gratulacje dla Marcina .. 🙂 .. Basiu i Piotrze cudownych wakacji … 🙂 .. i dla wszystkich wojażujących dużo słonka i uśmiechu … 🙂
ja strasznie zabiegana jestem .. trochę spraw do załatwienia .. trochę robię zapasów z truskawek i jagód .. trochę ogarniam chałupę .. trochę się pakuję .. i już trochę jestem zmęczona … od jutra wakacje z Amelką i wyjazd w sobotę ..
o Litwie może mi się uda napisać wieczorem ..
Echidna pasuje jak ulał do mnie .. 🙂 .. Tobie i Wandzie z Teksasu dużo zdrówka … 🙂
tzn. wiersz pasuje .. a kto go napisał?
Teraz, kiedy atmosfera nieco się uspokoiła, ja nalałam sobie wielką szklanicę limoniady produkcji Ryby (limonka, cytryny, liście mięty, odrobina cukru, woda + kilka godzin w lodówce) chciałabym napisać o pewnym aspekcie życia, poruszonym przez Dorotola z wielką, nie zasługującą chyba na to,emfazą.
Prawdą jest, że kobiety mojej generacji wyrosły w świecie patriarchalnym. Prawdą jest, że wzorce naszych relacji damsko – męskich mało przypominają współczesne „tryndy”, prawdą jednak jest i to, że miałyśmy ogromny wpływ na nasze rodziny, wychowanie dzieci i relacje z mężem ( partner kiepsko mi się kojarzy). Inna sprawa, że w realsocjalizmie miał6yśmy całkiem nieźle opanowane ścieżki awansu i edukacji. O ogonkach, sklepach z octem, braku mieszakań etc pisać nie będę bo to nie ten temat. Chcę powiedzieć, że mnie nie obrażał ani zgrabny komplement, ani podrywANIE W JEDNOZNACZNYM CELU, ANI FLIRT, ANI sto innych sposobów wyróżnienia mnie z tłumu. Mogłam zignorować, nie skorzystać, zbyć żartem, albo świętym oburzeniem – moje prawo, ale do głowy mi nie przychodziło mieć pretensje o to, że facet traktuje mnie jak kobietę. Podobnie, jak nie przychodziło mi do głowy, że muszę samodzielnie wrzucić ciężką walizkę na siatkę w wagonie, jeżeli choć jeden osobnik męski jest na widoku. Niech tam będę ubiegłowieczna – cenię sobie podział ról, dyskretny urok flirtu, wszystko, co ubarwia codzienność (jak ładne nakrycie stołu i smaczne jadło do tego)
W uzupełnieniu – nie toleruję natomiast ani kobhiet z gatunku „bluszcz, mimoza, pażydełko” ani panów typu damski bokser, brutal etc
Kiedyś słowo ” limoniada” spotykane tylko w literaturze śmieszyło mnie trochę jako archaiczne, a to dlatego, że nie wiedziałam o istnieniu limonek. Dziś każdy może przyrządzić sobie prawdziwą limoniadę, natomiast takie napoje jak lemoniada i oranżada kupowane w kioskach spożywczych w dawnych czasach już chyba nie sa produkowane.
Pyro, chociaż jestem trochę od Ciebie młodsza, to w znacznej mierze zgadzam się z tym co napisałaś. 🙂
Czyż słowa autora wygranej przez Marcina Ł. (gratulacje Marcinie) książki: „W obecnych czasach bombardowani jesteśmy nadmiarem wielu rzeczy kiedy w rzeczywistości nasze potrzeby są proste – nasze zdrowie, przyjemność spędzania wspólnego czasu w gronie rodzinnym, przyjaciół oraz używanie życia. Według mnie elementem wiążącym jest jedzenie …
… – największą cechą nawet wykwintnego dania jest wyjątkowa prostota.? nie są kwintesencją Panapiotrowego Blogu? Z tym, że z mojej perspektywy pionierem był nasz Guru Kulinarny.
Moi Drodzy Ludeczkowie,
Afirmacja życia to jest to! Cieszmy się nim, sami i z innymi. Zbyt szybko upływa by marnować cenne chwile na niesmaczne potrawy.
A poza tym:
a) lubmy się
b) cieszmy się
c) uśmiechajmy się częściej nawet do obcych
d) kochajmy zwierzęta (niekoniecznie Echidnę)
Pozdrowiątka do najedzonego zwierzątka
Echidna
Jolinek51 –
Autora wiersza nie znam, wiem natomiast kto nie napisał – ja. Skopiowałam jedynie, autora nie było. W którejś szarej komórce kołata się nazwisko Poświatowskiej lecz pewności nie mam.
E.
Pyro –
chcesz w kły? Ty już wiesz za co. Dla reszty blogowego towarzystwa:
i Pyra i ja wiemy że to żart i jaka jest baza onego.
E.
Myślę,że wiele osób na blogu powinno zrobić mały rachunek sumienia , bo zbyt często bez powodu pada wiele złośliwości. Lepiej nieraz ugryżć się w język niż lekkomyślnie sprawiać przykrość innym, zwłaszcza że te blogowe kwasy wynikają z błahych powodów, o których zaraz się zapomina. Ale urazy pozostają.
Nemo, mam nadzieję, że będziesz zagladać na blog, bo jesteś tu przez wielu ludzi lubiana i ceniona.
Jolinek51 –
Sprawdziłam to pukanie w szarej komórce, Tak, to wiersz Haliny Poświatowskiej pt: „drzazga mojej wyobraźni”.
E.
Echidno-dzięki za Twój komentarz z 14.21 !
😀
Alino- poprosimy o przepis ma greckie pomidory.Na Korfu też jedliśmy
faszerowane pomidory,ale nie było w nich rodzynek ani jak sądzę mięty.
Marcinowi Ł gratuluję. Z Pyrą (13.45) się zgadzam, ja w takim razie też z klubu ubiegłowiecznych (nie dotarłam jeszcze do tego co napisała Dorotol). Z Echidną też się zgadzam (ja w ogóle zgodna jestem 😉 )
Co do oranżady – pamiętam jeszcze oranżadę kupowaną w sklepie Małyszki na ul. Sokoła (sklepu w tym miejscu już oczywiście nie ma – sprawdzałam ostatnio). Była w szklanych butelkach z ceramicznym korkiem na drucie. Smakowała landrynkami i była mocno gazowana. Rodzice rzadko pozwalali mi ją kupować (pewnie racja bo to chyba zbyt zdrowe nie było). Dwa lata temu trafiłam na coś takiego sklepie na wsi. Oranżada nazywała się „Landryna” albo „Landrynka”. Miała dosyć ostry kolor i smakowała rasowo, tak jak ta z dzieciństwa. Była w zwykłej zakapslowanej butelce. Przypomniały mi się przy okazji syfony, które chodziło się „nabijać”. I saturator ze szklaneczkami, „fontanną” do mycia tychże szklanek (nigdy fontanna nie sięgała do dna szklanki). Bardzo mi się to podobało (fontanna znaczy się). Ostatnio widziałam też oranżadę w proszku. Ale to nie to co dawniej. Ostro zabarwiona i w takim wąziutkim, jak słomka, woreczku. To nie to co dawniejsza oranżada w proszku zlizywana z ręki. I to by było na tyle (wspomnień z dzieciństwa).
Za miejsce przy stole, gratulację dziękuję i książkę 😉
Pytanie pierwsze sprawiło pewien problem, tym bardziej, że dostępne informacje są sprzeczne 😉
Wiersz rzeczywiście jest autorstwa pani Poświatowskiej „drzazga mojej wyobraźni”.
Z chęcią też poznałbym przepis na pomidory faszerowane na sposób grecki 🙂
Uhm, pierwsze zdanie się poplątało, to pewnie przez upał, albo chochliki jakieś 😉 Dziękuję miało być na końcu, zbyt szybko się wyrwało, ale szczerze 😉
Saturator pamiętam, chociaż jak przez mgłę, woda smakowała wyśmienicie. Ciekawe czy dzisiaj, byłaby równie dobra? 😉
Niedawno była mowa o piosenkach w wykonaniu Wandy Warskiej. W jej repertuarze były wiersze Haliny Poświatowskiej do muzyki Andrzeja Kurylewicza. Np:
http://www.youtube.com/watch?v=gB5SdgTi9JU&feature=PlayList&p=AB530E11FEE18822&playnext_from=PL&playnext=1&index=29
E.
Danusko, juz sie robi 🙂 :
Proporcje na 6 osob: 12 pomidorow, 300g ryzu, 75g rodzynkow, galazka miety, oliwa z oliwek, 2 cebule, 2 zabki czosnku, sol, pieprz.
Namoczyc rodzynki, przekroic pomidory, usunac ziarenka, posolic wnetrza. Podsmazyc drobno pokrojone cebule, dodac ryz i smazyc dalej, dorzucic roztarty czosnek. Dolac 1l wrzacej wody i gotowac na malym ogniu przez kwadrans, nie przykrywajac ani nie mieszajac. Osuszyc wnetrze pomidorow, dac pieprz, wymieszac ryz z odcedzonymi rodzynkami, dodac pokrojone listki miety, ewent doprawic. Wypelnic ta masa pomidory, polac lekko oliwa, umiescic w naczyniu do pieczenia, przykryc odkrojonymi polowkami i piec w temp. 200° przez ok. 20 minut. Smacznego 🙂
Jak ja nie lubię generalnych porządków; niczego potem nie można znaleźć. Przez lata kupowałam miniaturową serię poetów polskich, tzw „białą serię” W ub. tygodniun chciałam nastukać dla Blogowiska właśnie coś H.Poświatowskiej i cos Maryli Wolskiej.. Pytam Młodszedj gdzie pudło z tą serią, a Dziecko mi wskazuje miejsce na regale pod sufitem,. Można się tam dostać z drabiny ale po wyniesieniu jej tapczanu „Sprzątałam na święta, Mamo, a tam się nie pogubią”. Pewnie.
Pyro –
Wspominałaś kilka dni temu o pani Warskiej i utworze „Ptaku mojego serca”. Wyszukałam i podrzuciłam (chyba wczoraj) aliści umknął Ci link.
Zatem powtórka z rozrywki
http://www.youtube.com/watch?v=ckQ2R_he2gU&feature=related
E.
Gratulacje dla Kartiota-Marcina!
Jestem wielką zwolenniczką prostoty i umiaru we wszystkich dziedzinach życia. Nadmiar powoduje , że czuję się zdezorientowana i przytłoczona. Lato i upały sprzyjają prostocie kulinarnej. I dlatego dziś na obiad będą ziemniaki, usmażona pierś z kurczaka, brokuły i fasolka szparagowa polane bułką tartaz masłem oraz kefir. Można powiedzieć, że to łatwizna, ale ja twierdzę, że to proste i smaczne danie.
Przepis Aliny bardzo interesujący, także na kolację dla gości.
Nemo – Bardzo mi Cie brakuje. Nie tylko Twego entuzjazmu do rzetelnej wiedzy, ale i poczucia humoru, pogodnego dystansu do siebie samej i caloksztaltu. Co do imienin, nie znam sie na tym, pamietam tylko szare z przerazenia twarze rodzicow w tych najbardziej popularnych wtedy dniach.
„O Boze, dzis Jozefa”. Nie wiem jak sie zachowac, ignorowac czy skladac zyczenia ludziom ktorych nie znam. Prawdziwy dylemat. Samych swietych Piotrow jest okolo 60-ciu 🙂
Mam nadzieje, ze bede mial jeszcze zaszczyt pozartowac z Toba, porozmawiac o herbacie, Tohu Wine, capitanie Cooku i tych wszystkich smacznych potrawach opisanych przez Echidne. W sierpniu sa moje urodziny, chcialbym do nich dozyc i wzniesc z Toba toast za kazdy oddech i zachwyt 🙂
Katriocie – gratulacje. Bill Granger jest uwazany przez wielu za tworce najlepszej jajecznicy na swiecie, w dodatku przyrzadzenie jej zajmuje mu mniej niz minute. To cos na miare moich talentow kulinarnych.
Panie Piotrze – W drugim pytaniu figuruje „na wielu rybkach wszystkich kontynentów” i wiem, ze Nemo dawno by zwrocila na to uwage. Nie posiadajac daru dyplomacji, pytam tylko czy nie mial Pan na mysli „rynkow” ?
Pisze to z usmiechem na twarzy ale probuje opanowac pokuse smiania sie jak glupi do sera. Nie udaje mi 🙂
Alino-super ! Nie zwróciłam wcześniej uwagi na to,że te pomidory są
wegetariańskie.Te korfiańskie były z mieloną jagnięciną.
Wegetariańskie do wykonania pod nieobecność Osobistego (o zgrozo-cebula).
Dzień dobry Szampaństwu,
galaretka trzęsie się prawidłowo, ale nie płynie, czyli powtórne pogotowanie przydało się jej.
U mnie zamawiany często „prosty obiad” to ziemniaki, jajka sadzone i mizeria, do tego kefir lub maślanka.
Dzisiaj pranie i masa innej roboty, lecę do kuchni brać się za kurki, które zamarynuję. Czekam na większy wysyp, oby był w czasie przyjazdu gości!
Tymczasem w nocy przyszedł prawie zamróz, w tej chwili jest 16C i chłodnawy wiatr, ale już zapowiadają, że na weekend będziemy się gotować. Pożyjemy…
Placek, podaj datę, którego sierpnia?
Nasz sąsiad działkowy też już zebrał pierwsze kurki w wiadomych
lasach,ale on te lasy zna już od 30 lat.Wie,gdzie szukać !
Alicjo – Dzien w ktorym wzniose toast za Was wszystkich i bede wspominal ogromny tort ktorego srodek, ten ze swieczkami, zawsze nalezal do mnie.
Mysle o Campari, boskiej gorzkosci i o tym, ze z uplywem czasu tort coraz bardziej przypominal pozar dziewiczych lasow.
To wlasnie filmik o wiejskim sniadaniu, jajecznicy z kurkami, przyciagnal mnie do tego blogu. Nie tylko samo sniadanie, ale i piekno za oknem i wspomniana juz przez Was prostota.
Czas na mnie. Nim jednak ładnie skłonię główką na dobranoc – przyglądałam się dzisiaj czarnemu ptaszysku. Siedziało to to na lampie i robiło: krrraaa, krrraaaaa, krrrrraaaaaa. Po czym przekrzywiało głowę w prawo, w lewo i znowu krrraaa, krrrraaaa, krrrrraaaaa. Ach jak zachwycone swym krakaniem to to było. Główką kręciło, krakało, nadsłuchiwało co to tak pięknie „gra” i znowu krakało.
A i tak je lubię! To czarne co kracze, choć dzięki panu Żeromskiemu mam złe skojarzenia,
http://www.youtube.com/watch?v=KYnH9w1DqJE&feature=PlayList&p=446600449F1D1D50&playnext_from=PL&playnext=1&index=44
No to dobranoc.
E.
Echidno – byc moze sie myle, ale najblizszym kulinarnym swietem w Polnoznej Australii jest Picnic Day. beztrusiowe, mam nadzieje.
U mnie dziś dzień nowości. Właśnie dostałam książkę Billa Grangera. Jest bardzo ładnie wydana, zawartość zapowiada się interesująco a na dodatek w środku jest zakładka, rzecz rzadko spotykana obecnie.
Małgosiu, widzę ,że Twoja kolekcja książek kucharskich powiększa się ciągle. Która to już pozycja ? 🙂
Krystyno, do Aliny jeszcze trochę mi brakuje, ale myślę, że ta dzisiejsza to ok. 250-ta 😀
Witam o świcie. Parę fotek z niedzielnego koncertu Darka Ocetka na Greenpoincie a na deser ciasto drożdżowe z (jak mnie nauczyła Nemo) żurawinami.
http://picasaweb.google.com/cichal05/Darek#
Małgosiu wydałem kolejną. Zrób miejsce na półce. Zaraz będą na blogu „Tańce wokół stołu” wydane przez katowicki Viedeograf II.
A teraz komunikat do Placka: szukam i nie znajduje. Zajrzyj Placku ponownie. I co widzisz?
Mnie też brakuje tej, której i Ty wyglądasz.
Prawdę mówiąc, wkrótce będzie mi brakowało Was wszystkich ( chyba się trochę zagalopowałem). Ale wiem, że gdy wrócę w sierpniu, będziecie tu na mnie czekali. To miłe.
Gospodarzu – odpoczynku, smacznych wakacji, przyjaznych wieczorów. Nam też zabraknie Twojej obecności. Poczekamy
Panie Piotrze, no wreszcie! Czekam na nią od zeszłej jesieni 🙁
Już zamawiam 😀
Życzę wspaniałych wakacji!
Panie Piotrze – Patrze, patrze, i nic nie widze. Musze sobie sprawic okulary.
Zycze Panstwu lipcowego lipca 🙂
No to Placku wykonałem udaną manipulację!
A tak nawiasem mówiąc, jeszcze parę dni spędzę tu czyli nad Narwią. A potem będzie ucieczka na południe. (Kto to napisał przed laty?)
(Do zyczen dolacza sie para gosci i Mrozek, Slawomir.
W tej chwili na TVN jest program o Łukaszu Łuczaju. To ten co propaguje jadanie owadów.
Siostra już jakiś czas temu, okazją, podesłała mi komplet filmów (Ekipa) na płytach DVD. Ponieważ mój telewizor jest jaki jest, więc odłożyłam torebkę z płytami na miejsce gdzie kładę rzeczy „do wykorzystania później”. Przedwczoraj szukałam faktury, która była się zapodziała i zajrzałam też do torebki z płytami. Faktury w niej nie było, ale były dwie książeczki z przepisami, których, jak się słusznie domyślacie, wcześniej nie zauważyłam (co gorsza nie podziękowałam). Przepisy Małgorzaty Kalicińskiej (i jej brata) pod wspólnym dla obu części tytułem „Kuchnia znad rozlewiska”, łącznie 180 przepisów. Przepisy typu: proste i przyjemne, do każdego dobre zdjęcie.
Dzisiaj zjechał rajd z Panem Kowalem. Sześć uczestniczek, czyli siedem koni, z tego pięć żabiobłotnych.
Rzut kołowy rano rozbił namioty, obiad dowiozła Pani Kowalowa, również tort z 15 świeczkami, bo jedna z dziewcząt ma dzisiaj urodziny. Zostają do pojutrza. Jutro bedzie lekarz i przekujemy jedną naszą klacz, może się uda coś więcej?
Akurat rzucili w Biedronce kuchenki indukcyjne i zakupiłam jedną. Czaiłam sie od ubiegłego roku, jednak nim się zdecydowałam już ich nie było. W sklepach AGD są zdecydowanie droższe, przynajmniej w tych do których zaglądam. Chodziło mi o taką kuchenkę (duzo powiedziane – płytka jednogarnkowa), żeby ją w razie potrzeby rajdowiczów używać na strychu stajennym, po prostu uważam ją za bezpieczniejszą niż tradycyjnę elektryczne, gazowe a nawet mikrofalówki. Stajnia to stajnia, sucho, a jakby się nie daj Boże coś zapaliło… Zrobiłam próbę – zagotowałam wode w garnku, a potem już ośmielona zrobiłam sobie jajka sadzone. Obie próby udane. Kuchenkę chyba schowam we własnej kuchni 🙂
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Mimo wszystko bywa tu przyjemnie. Nie warto uciekać. Ja tylko na chwilkę…
Idę posłuchać debaty, jak dobrze pójdzie to może i coś zobaczę
Emilie się nie odezwały – a Lucyny? Dzisiaj także Lucyny!
Przerwa na szklankę piwa. O dziwo, wyrzuciłam tylko trzy kurki, czyściutkie, bez robali, a bywało, że trzeba było wyrzucić połowę lub więcej. Wyszedł słoik marynowanych i zostało trochę większych na *coś* do obiadu, chyba przesmażę na maśle z cebulą, tradycyjnie.
U nas nie rosną w sosnowym lesie na zapiaszczonym podłożu (pamiętam takie lasy z Polski), tylko w lesie mieszanym, w ziemi o podłożu wapiennym. I to tylko w jednym miejscu tu, w okolicy. Nikt o tym nie wie 😎
Autochtoni by i tak nie zbierali z obawy przed śmiertelnym zatruciem.
Zdrowie tych, co na szlaku i tych, co niebawem będą na szlaku!
Mam wnuczkę Emilkę. Lubi żabią puchatkę z owocami!
Do roboty zatem…
http://www.youtube.com/watch?v=16KoUgNjJTw
Zagłosowałem na Wandziną Basię co to jest na szlaku. Zaraz będzie Piotr Gospodarz na szlaku. A więc zdrowie tych co na szlaku! No to i nasze, bo za tydzień to i my będziemy na szlaku do Kanady AlocjoJerzorowej!
Zjechał synek. na tę okazje grilujemy żeberka, ktore od wczoraj się macerują.
No to było tak:
Wyjechaliśmy z Warszawy w słoneczną pogodę ale niestety do Wilna dojechaliśmy w deszczu … tak sama pogoda czyli deszczowa i zimna obudziła nas rankiem następnego dnia i byłam zmuszona ubrać się na cebulkę i pożyczyć kurtkę od koleżanki bo sama ciepłych rzeczy prawie nie zabrałam … okazało się, że na Litwie święto czterodniowe z okazji ?wianków? i wszędzie były festyny, zabawy, dużo ludzi na deptakach .. banki zamknięte, sklepy otwarte .. 🙂
Pierwszy dzień byliśmy w Wilnie i jestem zachwycona tym miastem … zaczęliśmy od Cmentarza na Rosie gdzie m.in. pochowana jest matka i serce Marsz. Józefa Piłsudskiego … można by tam spędzić cały dzień i byłoby za mało bo prawie każdy grób to historia … potem przejazd na Antokol do barokowego kościoła Św. Piotra i Pawła z 2 tys. rzeźb … tam oczywiście zakupy pamiątek … następnie przejazd na starówkę pod Ostrą Bramę i dalsze zwiedzanie pieszo …wejście do Sanktuarium MB w Ostrej Bramie, cerkwi prawosławnej Św. Ducha, Bramy Bazylianów i potem przejście na Plac Ratuszowy … ja się trochę oderwałam od grupy i łaziłam po bocznych uliczkach … wszystko odnowione ale niestety tylko z frontu bo kasy tylko na takie prace starczyło i chodząc od zaplecza można było zobaczyć jak bardzo wszystko było zniszczone i zaniedbane … podobno w środku budynki też nie odnowione …
mieliśmy dwie godziny czasu wolnego i połaziliśmy z ludźmi, posiedzieliśmy pod parasolami przy kawie i winie dużo turystów z Rosji i Niemiec … dalsze zwiedzanie z przewodnikami miejscowymi: Ulica Zamkowa, Zakątek Gotycki ? gotyk płomienisty kościoła Św. Anny, ciężki gotyk obronny kościoła Bernardynów, pomnik „duży” małego wzrostem Mickiewicza, parę domów, w których mieszkał nasz wieszcz bo podobno zawsze zalegał z czynszem i uciekał z kwatery, dzielnica Żydowska, Uniwersytet, Parlament, Plac Katedralny Bazyliką Archikatedralną z XV w. i Dzwonnicą z XVI w …. chodziłam po Wilnie jakby tam mieszkała kiedyś … bardzo czysto, miła atmosfera na ulicy, tyle zabytków skomasowanych na niedużym obszarze miasta … po zakończeniu zwiedzania przejście przez most na Wilii na kolację do hotelu … niestety w hotelu jedzenie takie sobie ale hotel bardzo czysty z dobrą obsługą
Cdn.
to wypijcie za moje zdrowie .. mam urodzinki … 🙂
Zdrowie Jolinka i wnuczki Ewy-Emilki!
Jolinek, pisnęłaś tak nieśmiało… 😉 STO LAT!
Lecę do kurek, bo pofruną.
Pewnie, że Jolinka opić trzeba i Emilce dobre myśli przesłać.
Debatę obejrzałam. Zastanawiam się dla kogo to jest przeznaczone. Politycy chwalą się, że tylu studentów mamy, tylu absolwentów, a traktują nas jak dzieci specjalnej troski.
JOlinku, STO LAT! Wszystkiego najlepszego! Miłych wakacji na morzem!
Jolinku! Już narządzam słuszną porcję rumu dominikańskiego z miodem z Vermont za Twoje zdrowie. Żebyś była mocna jak rum i słodka jak miód!
od razu lepiej .. 🙂 … dziękuję za wypicie stosowne … 🙂 .. a ja pije sok pomarańczowy z Ouzo … dobre nawet .. 🙂
cichal ten rum z miodem to bardzo zdrowy … 🙂
Oj zdrowy Jolinku zdrowy! Mam trzy ćwierci do śmierci a wyglądam na 74… dzięki temu napitkowi!
Jolinku, wszystkiego co zamarzysz! 😀
cichal, jak to Dziadzio Czesio mawiał (przejął to od pewnego górala): kie by mnie to było 70 roków! – żył 94, tylko, bo się zniechęcił do życia po śmierci Babci i postanowił umrzeć. Jak postanowił, tak i zrobił.
Dla Jolinka 😀
http://www.youtube.com/watch?v=uWG9vp8ZI-s&feature=related
A ja cały wieczór piję butelkę Carlsberga; za Jolinka też. Piwo to nie jest napój, który pijam często czy w większych ilościach; mam w tej butelce jeszcze 1/3 zawartości, nie wiem – może i wypiję całe?
a
Jolinku, z okazji urodzin zycze Ci samych dobrych rzeczy, radosci na co dzien (pogode ducha to masz z natury 🙂 ) i przyjemnych wakacji z wnuczka.
Dzisiaj rano skladalam imieninowe zyczenia mojej mamie Lucynie.
Jolinku- STO LAT na Twoje urodziny !!!
Gospodarzu- tu nie tylko bywa przyjemnie,tu bardzo często jest przyjemnie 🙂
Zamiast oglądać w telewizorze debatę poszłyśmy z latoroślą do kina
na „List do Julii”.Ja wiem dokładnie,co krytycy filmowi piszą o takich
filmach,ale ja sobie oglądam takie bajki raz na jakiś czas i nie przejmuję
się tym,co piszą krytycy filmowi.
Od samego początku wiadomo,jak się skończy i kończy się oczywiście happy endem.Jest o miłości,są piękne toskańskie plenery i JEST O JEDZENIU !
O jedzeniu jest nie tylko dlatego,że rzecz dzieje się we Włoszech,ale przede wszystkim dlatego,że jeden z głównych bohaterów jest kucharzem pasjonatem i planuje otworzyć restaurację,nie we Włoszech,w Nowym Jorku.
Jeśli chcecie odetchnąć od upału w klimatyzowanej kinowej sali
i jeśli nie chodzicie jedynie na ambitne i wartościowe filmy, to wybierzcie się na „List do Julii”. Włoskie klimaty w amerykańskim sosie w sam raz
na początek upalnego lata !
Jeeeezu! Pyro! Toż to się piwo niszczy! Nie godzi się:)) Jak mnie blog opuści, to się tyż zniechęcę!
Jeszcze do opowieści Jolinka. W połolwie lat 70-tych byłam w Dreźnie, tak bezprzykładnie zrąbanym w słynnym bombardowaniu odwetowym. Pałace, zabytkowe centrum odbudowane jak bombonierka. A guzik z pętelką. Frontony zrobiione, okna wstawione, a z tyłu gruzowisko. Nie wiem, kiedy NRD-owo odbudowało stare miasto do końca, ale kiedyś to zrobiono., Pewnie i w Wilnie tak będzie.
Niezależnie jaką opowieść byśmy nie czytali, jak książka ją zawierająca byłaby gruba, opasła, ciężka, w wielu tomach zawarta, na biblijnym czy kredowym papierze wydrukowana, mająca 100 czy 1100 stron, była formatu A3 czy A5, niezależnie od tych fizycznych parametrów przychodzi taki moment że grubość prawej części rozłożonej książki coraz to bardziej niknie, natomiast wagi nabiera lewa część, ta część już przeczytana. I niezależnie od tego jak ciekawą jest opowieść, jak będziemy sobie ją dozować, strona, rozdział, czy tom dziennie, czy będziemy czytać wolno, z namaszczeniem ciesząc się każdym słowem, czy będziemy ją połykać w pośpiechu jak śniadanie na przesiadkowym dworcu, wiemy że przyjdzie nam otworzyć stronę ostatnią. Nie pomoże też czytanie kolejnych rozdziałów po dwa razy, udawanie że książka gdzieś zawieruszona a my zmęczeni że oczy się kleją, nie!! I tak natkniemy się na koniec opowieści.
Ale wyznam, że nie spodziewałem się dzisiaj końca ”20000 mil podmorskiej żeglugi”, może to sklejone kartki??
Kapitanie Nemo, pusto mi będzie bez Ciebie.
http://www.youtube.com/watch?v=AbZ3Gv3LaFk&feature=related
– wpadnij kiedy!!
Witaj Antku i dobranoc. Myślę, że Nemo wpadnie nie raz.
Podczytuję siedząc jeszcze w pracy. Początek blogowego dnia z wpisem Nemo nie wprowadził mnie w dobry nastrój.
Moje codzienne czytanie blogu zaczyna się zawsze od szybkiego spojrzenia po ulubionych nickach, wśród których znajduje się oczywiście również Nemo. Nie wiem co mieszkanka gór chce osiągnąć – jeśli naprawdę są na blogu osoby dla niej nieżyczliwe (w co bardzo wątpię), swoją rzadką obecnością sprawi im tylko przyjemność, ale wszystkim pozostałym, którzy ją lubią – przykrość.
dorotol 12:06 – ja czytając blog zrewolucjonizowałewm wszystko w swojej kuchni, ja po prostu zacząłem gotować, eksperymentować, smakować, pichcić po swojemu. To, co dla wszystkich innych uczestników blogu jest proste i łatwe, dla mnie było przekraczaniem jakiś kolejnych barier. Oczywiście to dalej nic specjalnego, ale już coś. Gdy mam tylko czas (teraz mi go bardzo brakuje) wyciągam gary, a przede wszystkich blachy do pieczenia i zaczynam swoją przygodę. Nie dokumentuję wszystkiego fotograficznie, bo często są to podobnie wyglądające potrawy, chociaż w smaku nigdy jednakowe. Tylko tyle i aż tyle.
Jolinku – wszystkiego najlepszego, samych pomyślności z okazji Urodzin. Słońca, spokojnego morza, i naladowania akumulatorów na gorsze pory roku w czasie urlopu!!!
Jolinku,
samych pomyślności i stu lat!
Jestem dość skonany. Był ciężki ale udany dzień z gośćmi, a jutro do pracy.
Dobrej nocy
pepegor,
dobrze, że wpadłeś, bo ja nie byłem wczoraj na blogu i nie złożyłem ani Tobie ani pozostałym P i P życzeń. Spóźnione, ale serdeczne, żeby się wszystko Wam wiodło pomyślnie.
U mnie jeszcze dzisiaj, wreszcie czas na porządny toast d’Abruzzo za zdrowie Jolinka i Mamę Aliny, a za Emilkę zjem pół kilograma czereśni 🙂
Tym po drugiej stronie Kałuży – spokojnej i pogodnej nocy!
U mnie byłoby słońce jeszcze, gdyby nie to, że się zachmurzyło i idzie na deszcz, znowu 🙁
*MamY Aliny…
Kiedy byłam w harcerstwie (240 WDH i WDZ) śpiewaliśmy piosenke z taką zwrotką:
czasem w życiu pada deszcz,
smutno jest i źle,
ale śpiewasz piosnkę tę,
uśmiechasz się!
Nowy, teraz pachnie biała koniczyna, kwitnie jak szalona. Zaraz zakwitną osty (znaczy ostrożeń polny) i one też pieknie pachną. Wszystkim się wydaje, ze jak takie kolczaste i brzydkie, to również nie powinny pachnieć, a tymczasem mało kwiatów może im dorównać. Konie bardzo lubią te kwiatki zjadać.
Na dobranoc 😀
http://w31.wrzuta.pl/audio/8FWTIvadacS/stanislawa_celinska_-_jutro_bedzie_lepiej
Biała koniczyna, kawałek dalej u sąsiada – też dech zatyka. Nie ścina trawy raz za razem, szczególnie w taki czas, jak coś kwitnie. Zawsze coś kwitnie, ale koniczyna u niego masowo, biała właśnie. Herbicydów (u nas zakazanych) najwyraźniej nie używa, czego się nie da powiedzieć o wielu innych sąsiadach z ulicy…
My zostawiamy rów przy ulicy niewykoszony częściowo – w tej chwili kwitną wielkie stokroty i piękne niebieskie kwiaty, których nazwy nie znam. Jutro trzasnę fotkę. Po co pędzlować rów do gołej ziemi niemal, jak to tak pięknie wygląda?
Tak, tak, Gerwazeńku…
Tak, tak, Protazeńku…
Żabo,
nie ma dla mnie ładniejszych zapachów jak te, które opisujesz.
Niedawno pisłem tutaj swoją definicję chwastów, powtórzę – są to piękne rośliny, często o ciekawych, kolorowych kwiatach, zapachach, pokroju itd., które człowiek uznał za niepotrzebne i niepożądane w jego otoczeniu i dlatego niszczy je bez opamiętania.
W niektórych miejscach świata zakazano stosowania herbicydów, jak u Alicji, ale na jakże małych obszarach. W kanadyjskim rolnictwie z pewnością stosują. Może to tak musi być, ale dla mnie każde zachwianie równowagą w przyrodzie grozi nieobliczalnymi skutkami.
Jest noc, nie wiem po co to piszę.
Mało wieści od WandyTX i Orca coś milczy. Może Daleki Zachód się odezwie, gdzie Grupa?
Nowy – zagladam w biegu, dziecko rowerowe mialo dluga przerwe w rozsadnym kontakcie telefoniczno/komputerowym. Dojechali do Lake Tahoe i dzis byl odpoczynek – na jeziorze dla odpornych na zimno wodne narty a w oddali osniezone jeszcze gory. Troche bylo chyba napiecia w grupie i to sie wyczuwalo w glosie Basi, ale wreszcie sobie od serca pogadali, jedna dziewczynka zrezygnowala z dalszej drogi i teraz glos weselszy. Ponadto trapil ich wirus zoladkowy, tez juz konczacy sie.
Dzis Basia zamiescila troche zdjec, dala swoj link na blogu, tu powtarzam. Nie selekcjonowalam:
http://picasaweb.google.com/barbara.borodziewicz/Texas4000June29#
A moj dostep do komputera ogranicza siedmiomiesieczy Noa – radosnie zajmuje nam caly czas 🙂
dziękuję za miłe życzenia … 🙂
Wando trzymam kciuki za córcie … 🙂
nemo wróć proszę … ja się tyle uczę od Ciebie …
idę do Amelki czyli piękny dzień się zapowiada …. 🙂 … czego i Wam życzę … 😀
Halinkom pomyślności … 🙂