Gościliśmy gości gościnnie
Staraliśmy się w przedwyborcza sobotę podjąć naszych przyjaciół najlepiej jak potrafimy. Rozmowy o polityce i niedzieli wyborczej ograniczaliśmy do minimum, choć to nie było łatwe. Wszyscy bowiem myśleliśmy przede wszystkim o tym.
Na szczęście jednak udało się nam podać dania, które – choć na pewien czas – zajęły i gości, i nas samych na tyle, że polityka poszła w zapomnienie.
Sami zresztą popatrzcie czy to co na talerzach i w brytfannie nie było warte poważnych debat. I czy nie jest to ważniejsze niż los panów Leppera, Korwina-Mikke czy Ziętka.
Zanim więc poszliśmy do naszego wiejskiego lokalu wyborczego i dostaliśmy do rąk kartę wyborczą trzymaliśmy w dłoniach noże i widelce a na nich:
Zimne nóżki z lubczykiem
Sałatka morska
Żabnica faszerowana anchois z pomidorkami i rozmarynem
Już wyjęta z piekarnika
A w kielichach było na zmianę vernaccia, barbaresco, dolcetto d?alba.
Wydaje się, że tytuł jest adekwatny do treści.
Na deser ciasto ze Stawiska
Komentarze
dzień dobry .. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=wO-RmPe6b7k
pysznie i smakowicie było Piotrze … 😀
Żabo,
nasze drzewka owocowe w minisadziku też pięknie kwitły, ale owoców tyle co przysłowiowy kot napłakał 😥
dorotal,
objaśnij mnie proszę w kwestii winiet dla samochodów wjeżdzających do Berlina.
Trzeba przygotować górę/furę papierzysk po Walnym dla Sądu. Ciekawe czy ktoś to czyta 🙄
W godzinach wczesnopopołudniowych będę w okolicach Pyrowej wioski, ale klapy sedesowej nie zdołam zwizytować. Mało casu kruca bomba, mało casu 😯
Oddalam się w kierunku wołających obowiązków. Miłego dnia życzę 😆
Jotko, potrzebujecie zielona plakietke, w tej chwili mozna je juz nabyc w Polsce ale nie wiem gdzie, zapytaj sie w jakism biurze podrozy, tutaj kosztuje taka 5 euro, a jak nie zalatwicie to u mnie za winklem tez mozna dostac, poza tym w razie zatrzymania to istnieje taki przepis, ze samochody z obca rejestracja maja prawo poruszac sie do konca roku 2011 bez plakietki.
Smaczne takie wybory.
Dzień dobry!
Jarek Kandydat zaś chyba zjadł za dużo lub wypił za mało (albo odwrotnie):
nie będzie już obrażał lewicy, obiecał wykreślić słowo „postkomuna” ze swojego słownika. Ba, na tym samym wydechu przyznał, że on też lewica.
Po Odezwie Do Braci Rosjan to Cudu Smoleńskiego ciąg dalszy?
Kameleun jaki, czy co?
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znam już datę jego następnej przemiany.
Cuda też mają ograniczony okres przydatności 😉
Teraz juz wiem jak nazywa sie po polsku ” la lotte ” , zabnica. Co za nazwa ! Lubie ja i jadam dosyc czesto. Sprzedaja ja bez pyska, bo jest naprawde brzydki. Sprobuje nastepnym razem przyrzadzic z pomidorkami i anchois. Wyglada apetycznie. Wczorajszy wieczor spedzilam na miescie. Bylo swieto muzyki i w roznych punktach miasta grali muzycy, spiewaly chory i produkowali sie tancerze. Sama bralam czynny udzial tanczac przy muzyce bretonskiej. Wrocilam kolo polnocy zmeczona i zadowolona. Podobala mi sie atmosfera w miescie. Ludzie zadowoleni i usmiechnieci brali czynny udzial w swiecie.
Internet mi dzisiaj kaprysi, dwukrotnie próbowałam napisać, ale miałam tak niską siłę sygnału, że przepadł mój kometarz nie wiadomo w jakiej czarnej dziurze.
Ładnie podano u pp A. zimne nóżki. Pyra zastudza galaretę w babowej formie i potem taki wieniec karbowany podaje w całości, w dziurze kominkowej umieszczając sos chrzanowy albo pikle. Też ładnie, ale mniej praktycznie. Z wyjątkiem sałatki morskiej, piszę się na całość wyborczej kolacji.
PaOLOre – mamy tę samą wróżkę, ja też wiem, kiedy Jarkaczowi przejdzie lewicowość. Bardzo mnie martwi ten utrwalony podział kraju.
paOLOre 😀
Gratuluję podsumowania !
Jeszcze a propos wczorajszych komentarzy.
Cichal- Twój dowcip o krawcu Rozenkrancu (w kontekście głosowania
i wyborów) rozpropagowałam wśród moich znajomych. Z sukcesem !
Mam nadzieję,że nie masz nic przeciwko temu.
Tydzień urlopu i już Łotr woła o nick oraz adres e-mail. Niech mu będzie.
Byliśmy w niedzielę bliscy sprawdzenia kuchni łódzkiej, gdy się okazało, że Córeńka czeka z obiadem. Było warto powstrzymać się z wcześniejszym jedzeniem. Zrazy wieprzowe w oryginalnym sosie na winie i ziołach. Przedtem suflet pieczarkowy.
Wczoraj obiad służbowy w Tawernie Orłowskiej. Jako jedyny wyłamałem się z ciągotek rybnych i wybrałem pierś gęsi w sosie śliwkowym. Przedtem zupa szczawiowa, całkiem poprawna. Sos do gęsi niezły, ale sposoby uzyskania chrupiącej skórki na fgęsinie okazały się zbyt ryzykowne i część skóry była spalona, reszta sucha i twarda. Wnętrze lepsze, ale ogólnie kunszt kulinarny oceniam dość nisko. Trzy osoby wybrały filet z sandacza w sosie borowikowym. Nie próbowałem, więc nie mogę oceniać, jednak połączenie wydaje się dość ryzykowne.
Nadal bardzo chwalę lokal „Gabi” w Zakopanem. Kremówki wprawdzie podrożały z 2,50 przed dwoma laty do 3,50 obecnie, ale są warte tej ceny nie tylko za sprawą wielkości. Pyszny krem, a ciasto bez problemów daje się przekroić widelczykiem pomimo wielkiej ilości kremu, który przy przecinaniu wcale się nie wylewa, a to za sprawą delikatności płatków ciasta.
W schroniskach Beskidu Żywieckiego nic nie wiemy o kuchni, ponieważ mili gospodarze tak nas karmili, że w górach spożywaliśmy tylko piwo i czekoladę płynną firmy Milka, która się tam reklamuje ustawiając w schroniskach fioletowe krowy. Powiedzieliśmy, że „czekolada – tak, fioletowe krowy w schroniskach – nie. Może gdyby były to naturalne krowy lekko przefarbowane, zaakceptowalibyśmy. Plastykowe zdecydowanie nie.
W sobotę w Żywcu festiwal piwny. Obok browaru liczne stoiska z najróżniejszymi piwami. Także akcesoria do wyrobu domowego sprzedawane przez firmę Browamator. Zainteresowały mnie bardzo interesujące słody i stołowa kapslownica niewątpliwie poręczniejksza w użytkowaniu od mojej ręcznej.
Można było bezpłatnie zwiedzać cały browar po uprzednim zarejestrowaniu się. Zrezygnowaliśmy z tej atrakcji na rzecz browarnego muzeum. Całkiem dobrze urządzone. W ogóle Żywiec może stać się turystyczną perełką, ale dużo jest tam jeszcze do zrobienia. Trochę już zrobiono, ale pozostało daleko więcej.
Stanisławie a czy Ty przypadkiem nie miałeś być w Korbielowie?czekałam na Twoją relację:)bo sama się tam wybieram z synem za miesiąc…
Gabi znam również od dawna i podzielam Twoje zdanie co do kremówek,pyszne są,mniam…u Hawełka w Krakowie również,ale to oczywiście moje zdanie
Trzymajmy kciuki za Żabę i Eskę – u nich dzisiaj kontrola „ekologiczna”; żeby wszystko dobrze poszło, żeby ich gospodarstwa nie straciły uprawnień.
Nazwy podane przez Gospodarza miło chlupoczą z włoska. My przez cały urlop wychyliliśmy jedną butelczynę hiszpańskiego wina średniej jakości. Gdy wracaliśmy z wędrówki przemoczeni do suchej nitki, w chlupoczących butach, nie widziało nam się już nic chlupoczącego poza zdrowotną naleweczką serwowaną wieczorem przez gospodarzy. Gdy nie byliśmy przemoczeni, co się nawet dwa razy zdarzyło, serwowali wino malinowe, także własnej roboty, dużo lepsze niż można się było spodziewać.
Piwa z kolei wychyliliśmy sporo, bo w naszym wieku już nawet po dwugodzinnej wędrówce pragnienie doskwiera. A bywało, że schronisk po drodze wypadało kilka.
O wyborach nie ma co pisać, bo pierwsze emocje już opadły i tylko niedosyt pozostał. Do kolejnych nieco czasu. Mam nadzieję, że Komorowski nie wyrazi żalu z powodu próby wysadzenia pomnika Lenina w Poroninie kiladzieścia lat temu. Jego rywal pewnie zacznie się szczycić cytowaniem Lenina przez ś.p. brata w pracy doktorskiej.
Na marginesie urlopu – zamek w Żywcu wybudował Komorowski herbu Korczak. Sprzedany królowi był siedzibą Jana Kazimierza pomiędzy abdykacją a wyjazdem do Francji. Odkupiony przez Wielopolskiego, męża wnuczki ostatniego właściciela z rodziny Komorowskich, został ponownie sprzedany, gdy Margrabiowie Wielopolscy popadli w zadłużenie. Według jednych źródeł został sprzedany arcyksięciowi Karolowi, synowi Leopolda II przez Wielopolskich, według innych po drodze była jeszcze dynasta saska.
Stary kościół w Suchej Beskidzkiej – ufundowany w 1613 roku przez Piotra Komorowskiego. Na skraju miasta zamek Komorowskich. Ani w Żywcu ani w Suchej Beskidzkiej portretów Bronisława Komorowskiego nie widać poza jedną wystawą sklepową w Żywcu.
Dzięki Stanisławie za ciekawe sprawozdanie z urlopu na Żywiecczyźnie. Swoją drogą macie końskie zdrowie, żeby włóczyć się w ulewach.
Żaba? Uprawnienia? A kto by śmiał odebrać uprawnienia miejscu blogowych zjazdów? I takiej Gospodyni?
Marzeno, byliśmy w Korbielowie, ale nie siedzieliśmy cały czas na miejscu. Pogoda była fatalna, ale zadowoleni jesteśmy wielce, choć z powodu pogody ostatecznie nie wybraliśmy się na Babią Górę. Z wycieczek, poza obowiązkowym Pilskiem, zdecydowanie polecamy Schronisko na Rysiance i powrót przez Romankę do Sopotni Wielkiej. Przepiękne widoki na wszystkie strony świata. Poza Pilskiem i Babią Górą widać Mała Fatrę i nieco zamglone Tatry. Ale widok na pobliskie trawiaste granie i hale cudowny.
Mieszkaliśmy w pensjonacie „agroturystycznym” Wiktoria zaraz za dolną tablicą z napisem „Korbielów”. Właściciele przemili i przeuczynni. Bardzo pozytywnie oceniam karmienie. Ilościowo – według potrzeb. Śniadanie i obiadokolacje – kiedy się przyjdzie lub kiedy Gospodyni przywiezie, gdy się zejdzie z gór i zadzwoni, że nie ma, jak wrócić. W razie potrzeby zawiezie do Oravskiej Polhorki, skąd blisko na Babią Górę. Bardzo wygodne łóżka, duża łazienka przy każdym pokoju. Na dole sauna. Cena – 120 złotych za dwie osoby z wyżywieniem.
Sama wieś niezbyt ciekawa. Jest parę miejsc, gdzie można zjeść obiad czy deser, albo wypić piwo czy herbatę z rumem. Pięć kilometrów szosą do sklepów słowackich, gdzie można zrobić zapas piwa.
W okolicy kilka pięknych kościołów drewnianych – w Lachowicach, Łodygowicach, Gilowicach i Cięcinie. W Suchej Beskidzkiej i Jeleśni stare karczmy. W Suchej o nazwie Rzym.
O Żywcu pisałem. Bielsko Biała też warte zwiedzenia. Miasto strasznie zaniedbane, ale już w Rynku trochę fasad odnowiono, szczególnie po stronie z podcieniami. Ulica Podcienia prowadząca do Rynku jeszcze w stanie tragicznym. Podobnie ulica Kręta ciekawie przechodząca w pobliżu Rynku – powyżej. Poniżej Rynku piękny widok z murów na teatr. Poniżej ulicy 3 Maja – wokół Białej w sporym promieniu mnóstwo pięknej secesji, w znacznej części odrestaurowanej. Kilka pięknych kamienic secesyjnych przy placu Wojska Polskiego.
Jeżeli jeszcze coś będzie przydatne, chętnie napiszę.
Pyro, zdrowia nie mamy. Gdy wychodziliśmy, było nieźle. Ale tacy jesteśmy, że nie zawracamy. Za to trzeba było na nas popatrzeć po powrocie…
Pod koniec wędrówki, gdy już były ludzkie siedziby wmuszałem w Krystynę herbatę z rumem, gdy lało.
Zaeksperymentowalam pierozkowo i wlasnie gotuje wode na te jeszcze troche niewprawne pierozki, nie wiem czy to jest duza oszczednosc czasu, dla kogos, kto kupuje gotowe ciasto napewno.
http://picasaweb.google.com/100200631489841242724/Dziwne#5485531962306547250
Stanisławie witaj … 🙂 .. ja w góry chyba dopiero w październiku bo czerwiec i wrzesień ostatnio mnie deszczem straszyły skutecznie … Żywiec faktycznie ciekawy się robi …
od jutra ma być pogoda … 🙂 .. tzn. dobra pogoda …
Jolinku obejzyj sobie w albumie „ewy” zdjecia z Litwy
Kusi znowu jak djabel dziewice w raju. Kodem ma sie rozumiec który brzmi
ee77. Wieje jak piorun ze wszystkich stron na raz. Pani Caritasówka nakarmila mnie zapasami porzuconymi przez Jolke i Marka. Smakowaly wysmienicie.
Ponadto Marceli przywiózl z Polski autentyczne szneki z budyniem i truskawka w srodku. On ma niesamowity zapas energii.
Pieknego dnia zyczac Blogostwu in. corpore udaje sie na zasluzony wypoczynek poobiedni.
Pan Lulek
A gdzie album Ewy?
Dorotol, ta kształtka do pierogów to ruski wynalzek. Kiedyś kupiłam takie coś z aluminium i odsprzedałam sąsiadce; do dzisiaj nie mogę odżałować.
Pyro tutaj lub kliknij w Ewe czerwoną:
http://picasaweb.google.com/EryniaG
Doroto dziękuję za przypomnienie … 🙂
Panie Lulku dobrej drzemki… 🙂
Druga tura wyszla mnie juz bardziej przepisowo, jestem nawet zadowolona z mojej perozkarni, wychodzi na raz 40 sztuk.
Pyra podejzewam, ze Ty zaplacilas troche mniej, Daga przeliczyla to ze zgroza na pare bluzek trykotowych, moja jest z plastiku i moze sie polamac.
Kupilam dzisiaj polskie kurki na targowisku bez robakow, byly jeszcze kurki z Serbi ale wolalam nie.
Album Ewy jest pod czerownym napisem „ewa”, trzeba poszukac jekiegos jej wpisu, bardzo ladne zdjecia i nie tylko z Litwy.
śpimy w Wilnie przez cały okres wycieczki w samym centrum i będziemy tam gdzie Ewa i jeszcze o Łotwę zahaczamy …
Obrazki smakowite i podobnie jak Elap notuje polski odpowiednik lotte.
Wreszcie pokazalo sie slonce. Kolezanki zabieraja mnie do Pithiviers, do rozanego ogrodu, zabieram aparat foto ale z przekazaniem zdjec na blog to juz bedzie inna para kaloszy 🙂
Jolinku, z baaardzo duzym opoznieniem, pozdrawiam Cie imieninowo.
Alino-miłej wycieczki 😀
Dorotol- wystawiasz mnie na ciężką próbę opisując swoje pierożkowe
wyczyny.Dobrze,że ledwie wczoraj swoją dozę pierożków połknęłam
mocno zachłannie.
Jolinku – w Wilnie jadłam pyszne kartacze oraz byłam w bardzo sympatycznej knajpce…..francuskiej,którą Osobisty znał z podróży
służbowych.Wspaniałe wakacje przed Tobą !
Dzień dobry Szampaństwu.
Alino, zdjęcia możesz przesłać do mnie, wystawię dla blogu. Przesyłam po kilka w mailu, szybciej się „przepchną”, niz jednorazowy pakunek.
Fajna ta maszyna pierogowa, ja mam z Polski takie cos do lepienia pojedynczych pierogów, ale to ustrojstwo mnie tylko wkurza, nie używam. Wolę ręcznie. Z Baltic Deli mam dwa opakowania uszek z pieczarkami, chyba je dzisiaj wykorzystam, bo jak mowa o pierogach, to mi się zaraz chce pierogów.
Porzeczki podjadam, ale zostawiam na słoiczek galaretki. Za jakieś 2-3 dni wszystkie będą już dobrze dojrzałe.
Zimne nóżki – o, to jest to! Plus sałatka morska 🙂
„Przesyłaj po kilka…” miało być 🙂
Alino 🙂
Danuśka mamy mieć w Wilnie w stylowej restauracji regionalnej biesiadną kolację z kresową muzyką i może będzie coś takiego … sporo ma być atrakcji w czasie wycieczki a za dodatkowe płaci mój dawny pracodawca … 😆 …
Zakochalem sie w zimnych nozkach z lubczykiem. Szkoda, ze nie mozna ich przejechac samochodem. Zaby lubie, ale jako oprawe muzyczna do piknikow.
Szanowne Panie , coś dla amatorek szybkiego lepienia pierogów
http://www.allegro.pl/item1089246606_pieroznica_forma_do_robienia_pierogow.html
Alino, gdzie mieszkasz we Francji ?
Dzisiaj na obiedzie Pyra zamiast Synusia, karmi omc Zięcia, czyli przybocznego Ani (swoją drogą rekord świata – trzeci dzień tapetowania pomieszczenia o pow, 1,5 m, kw i obwodzie 5 m) W piecu są już polędwiczki wg PA czyli na cebuli i śliwkach suszonych, jest tez spory garnczek młodych ziemniaków obranych, bo jest to chłop ziemniaczany. Dostanie do tego małosolnego i troche sałatki pomidorowej. Do picia maślanka
Elap,
Burgundia 🙂
Stolica Yonne Valley.
Jolinku,
Zazdroszczę wakacji. Ja „stacjonowałam” na Suwalszczyźnie jakieś 8 km od granicy z Litwą, w gospodarstwie agroturystycznym prowadzonym przez parę polsko-litewską. Stamtąd robiliśmy wycieczki na Litwę (Wilno, Druskienniki). Region i kraj piękne, chciałabym tam jeszcze wrócić.
Z kulinariów – poza kartaczami warto spróbować blin, babki ziemniaczanej, kiszki ziemniaczanej, czenaków, rosołu z kołdunami, mrowiska. A, byłabym zapomniała o świńskich uszkach 😉
Dorotol, dziękuję za komplement :-).
Hm, blin czy blinów? Im jestem starsza, tym więcej mam wątpliwości dot. poprawności mojej polszczyzny… Skleroza czy co ? 🙁
Jest w Wilnie na Uniwersytecie, niedaleko wejścia do kaplicy, po schodkach na górkę, księgarnia z grafikami wileńskimi w stosunkowo godziwych cenach i do tego całkiem ładnymi. Kupowaliśmy kilka lat temu płacąc złotówkami po kursie bardzo dogodnym dla kupującego. Nie jestem pewien, czy od tego czasu to się nie zmieniło, ale warto tam zajrzeć i się przekonać.
Ładne rzeczy widzieliśmy też w Trokach – stare Wilno na płytkach porcelanowych.
Na Łotwie można dobrze zjeść w umiarkowanej cenie, ale musi być daleko od Rygi. Im bliżej Rygi tym gorzej i drożej, jak z każdą chyba stolicą.
Gapa ze mnie okropna. Miałem zacząć od tego, czego nie zdążyłem przed urlopem, choć myślałem, że zdążę. Otóż przed wyjazdem dostałem przesyłkę poleconą z pieczątką Polityki. Byłem zdziwiony, bo żadnego konkursu ostatnio nie wygrałem. Wewnątrz była książeczka z polskimi roślinami jadalnymi i z bardzo miłą dedykacją. W dedykacji Pan Piotr zawarł klauzulę „z nadzieją spotkania”, która mnie bardzo miło połechtała. Sam cieszę się taką nadzieją od dawna, ale ciągle nie widać jej ziszczenia. W piątek znów będę w Warszawie i znów tylko na podpisanie umowy, a potem natychmiastowy powrót.
Za przesyłkę pięknie dziękuję. Może dotyczyła jakiegoś minionego konkursu.
Jolinek, bardzo ciekawa wycieczka przed Tobą. Radziłabym zabrać zatyczki do uszu, mnie się bardzo przydały w Wilnie, oczywiście tylko noca. Jestem pewna, że będziesz zauroczona tym miastem. Nie wiem, czy będziecie mieć czas, żeby wypić kawę w jednej z licznych kawiarenek, gdzie ceny, mimo że to przecież stolica, są dość umiarkowane. Przypomniał mi się wspaniały smak cepelinów. Sama, niestety, nie robię ich. Na pewno też będziesz je jadła. A ta wycieczka to już chyba tuż – tuż ?
No i sękacz, na Litwie dostępny po nazwą „sakotis”.
W ogóle, każda z tych atrakcji dostępna jest również na Suwalszczyźnie, zwłaszcza w Sejnach i w Puńsku.
cepeliny=kartacze= 150.000 kalorii (szczególnie polane topionym boczkiem lub słoniną )
UWIELBIAM !!!
Dzieki Alicja. Ma dobre wino do picia. Kiedys mieszkalam w Besonçon czyli rzut kamieniem od Burgundii.
Besançon
Cepeliny są dobre, jak się właściwie trafi. Ale tylko w nielicznych restauracjach można dostać cepeliny nadziane borowikami. Niebo w gebie.
Mam kolegę,rodem z Suwalszczyzny,ktory robi świetne cepeliny,
nawet lepsze niż jego mama,a też mieliśmy okazję tych ostatnich kosztować.
Natomiast nie znam cepelinów z borowikami 🙁
Gotowe ciasto na pierogi.. ?
O Jezu ! 🙁 …
Marku ja swoje robilam sama.
Pyro widzialas wpis Mariana, podobna pieroznica za nic i otowory wieksze
# Marian pisze:
2010-06-22 o godz. 13:18
Szanowne Panie , coś dla amatorek szybkiego lepienia pierogów
http://www.allegro.pl/item1089246606_pieroznica_forma_do_robienia_pierogow.html
Z doskoku… to od Pepegora 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Smacznego.wmv
Dorotol – to jest dokładnie taka pierożnica, jak ta, którą odspredałam, a teraz żałuję.
Alicjo! delikatny nie jezdem, ale to horror! A propos horroru. Po ile u Was jest diesel (ropa)?
Cichal,
jam niewinna lelija, to Pepegor prosił, żeby wstawić, tyczyło się tematu wczorajszego 🙄
My Kanadyjczycy od prawie 30 lat lecimy na układzie SI, a nie imperiałach, jak u Wujka Sama. Czyli lecimy w litry, nie galony. Litr benzyny mniej więcej 95 centów (nie ta wysoko oktanowa, tylko „regular”), a ropa podobnie, chociaż ze dwa centy-trzy wyżej.
Uwaga – ceny róznią się nie dość, że stacjami, to jeszcze prowincjami, chyba w Quebec jest tradycyjnie nieco drożej, niz u nas.
dziękuję Alicjo. U nas ok. 10% taniej…
U was zawsze taniej. A już Texas, Louisiana… prawie darmo, w porównaniu z całym kontynentem 😯
W Europie sakramencko droga benzyna, przygotuj się na szok! Ale i odległości to rzut beretem tu i tam, czasami rzut kuflem, bo dalej.
Ja na ten przykład to używam pierogownicy jako podstawkę pod czajnik. Do głowy by mi nie przszło robić w niej raviolli lub inne cuda.
Pierogi to ręczna robota. Ja wiem ,że we współczesnej kuchni to jak w domu i zagrodzie elektryfikacja i mechanizacja. Ale jakieś zboczenia trzeba mieć . Z wyjątkiem Miecia ,znaczy się Miecia nie mieć.
Idę kalafiora zalać wrzątkiem.
Misiu – też robię ręcznie dlatego rzadko. Na codzień kupuję gotowce, tylko z 1 źródła.
Skoro kilka osob wspomnialo wakacje to ja tez sie dorzuce ze swoimi impresjami kulinarnymi w Polsce. Zreszta moj pobyt zbiegl sie z artykulem Gospodarza o gwiazdkach Michelina, a raczej ich braku w Polsce. Zauwazylem, ze polecano lokale wylacznie w duzych miastach (Warszawa, Krakow), a dla mnie np. jednym z najlepszych jest „7 Niebo” w Ustce, gdzie mialem i swietnego tunczyka i znakomitego okonia morskiego pieczonego w soli morskiej, ale najlepsza byla zupa z szyjek rakowych. Degustatorzy z Michelina powinni odwiedzic tez takie lokale. Z kolei w Kaliszu jest „Kalmar”, prawdziwy lokal z PRL-u, a nie robiony sztucznie na pseudosocjalistyczny styl, tani, ale ze swietnym tradycyjnym jedzeniem (zwlaszcza rozne ryby w galarecie czy flaczki z kalmara). Przychodzi tam sporo emerytow z uwagi na ceny i dobre jedzenie. Z duzych miast bylem tylko w Poznaniu i Warszawie. Na Chmielnej za Sciana Wschodnia jest bezpretensjonalna „CK Oberza”, niby to w galicyjskim stylu. Znowuz mialem tradycyjne dania (tatar, pierogi) i tez niedrogo, a dobrze. Na Starym Miescie lubie „Cafe Zamek”, bo na ogol jest pustawo, a za to elegancko. Lokal w bocznym skrzydle zamku jest niezbyt widoczny dla turystow wiec mozna zjesc w ciszy i spokoju z widokiem na rozlana Wisle. Comber jeleni byl bardzo udany, ale i tam i w innych lokalach w Polsce uderzyla mnie potwornie zawyzona cena win. Taki Mouton Cadet Baron de Rotschild sprzedawany w Toronto po $14.40 (czyli ok. 42 PLN, po wliczeniu transportu i podatkow!!) oferowano za bodajze 180 PLN. Nie rozumiem skad sie biora te kolosalne marze i narzuty. Bylem jeszcze w kilku innych lokalach, ale nie bede was zanudzal opisami, bo wystarcza te ktore moge polecic z czystym sumieniem.
Byl Pan Pszczólka. Podrywacz, ze hei. Dla Jolki na jej urodziny w dniu 30 czerwca, przyniósl prezent. Prosto z pasieki. Z kwiatkami na wieczku.
Bedzie mogla zrobic party na cala swoja wies i okolice.
Gotuje sie na spotkanie z pania od zebów. Wtedy wezme na kiel.
Tymczasem zapytowywuje Blogowisko czy wie ktos co to jest maszyna do spania. Pieknego popoludnia zyczy.
Pan Lulek
Pawle, Pyro dobrze, ze macie wrozki, bo juz myslalam, ze mi afrykanskie slonce na glowe zaszkodzilo i mam omamy.
Dzisaj za to rozczarowanie spotkalo mnie ogromne, bo nie dostalam tilapii.
Taki pieknie zaplanowany mialam pozny obiad a tu guzik. Bedzie trzeba kofte lepic…
ROMek,
(witaj ponownie!), w naszych knajpach narzut na wina jest 300%, zwyczajowo i przeciętnie, chociaż bywa i większy.
Być może dlatego, że Stolyca, no i knajpa zamkowa, to te 180 zł.? Całkiem być może 🙂
W łojczyźnie kochanej narzut na wina i inne trunki jest horrendalny. Opłaca się kilka czy kilkanaście butelek ciągnąć ze sobą przez całą Europę. Jedyny produkt, który Ryba kupuje po niemieckiej stronie – to wina : niemieckie, francuskie, austriackie, hiszpańskie. Płaci za nie 1/4 – 1/3 ceny sklepowej po stronie polskiej.
Nirrod – co to jest to, co musi zastąpić tilapię?
Stanisławie dzięki za relację:)my zawsze tylko Tatry a teraz dla odmiany Korbielów,marzę o tym wyjeździe chociaż 18 rodzin z dzieciakami autystycznymi o różnym „stopniu” to nie jest to o czym człowiek marzy po całym roku bycia w tych klimatach ale ja muszę wyjechać z domu i odpocząć,ten rok był najcięższy z możliwych,chociaż i tak do końca nie wiem czy uda mi się wyjechać(tfu,tfu)bo mój niezniszczalny(no prawie)małżonek dostał zakrzepicy żył,skończyło się szpitalem,a co dalej…i tym sposobem mam dwóch do opieki:)
Do Alicji: czy w „naszych” tzn. kanadyjskich czy polskich? Jesli chodzi o te pierwsze to mylisz sie (choc moze to zalezy od lokalu), bo np. takie Chateau de Laurets, ktore b. lubie kosztuje $19 w sklepach, a w moim ulubionym francuskim lokalu w centrum Toronto jest za $45. Poza tym jest tez kwestia ceny w stosunku do zarobkow i tutaj Polka wychodzi jeszcze gorzej. Pyra ma racje, ze trzeba przywozic wina ze soba i zawsze to robie. Narzut na inne trunki nie jest taki najgorszy, ale wlasnie to wino… Nie wiem dlaczego.
U mnie sum z ziołami i czosnkiem pieczony w folii. Salatka z ogórków. Do picia woda z lodem i cytryną. Suchyj zakon. Od tygodnia! Dziwny jest ten świaaaat!
Pyro to kup sobie na allegro za 1 zl. plus wysylka, nie wiem czy Marian juz tu bywal ale podpowiedzial dobrze
Jeżdżenie po zakorkowanym mieście samochodem bez klimatyzacji to solidna kara za grzechy popełnione i niepopełnione. W ramach braku równouprawnienia Włodek ma wypasione auto z klimatyzacją i innymi bajerami. Ja, kobieta ucisniona, nie mam klimatyzacji.
Ból związany z cenami na wina odczułam dotkliwie wczoraj. Po Walnym mielismy towarzyskie spotkanie Zarządu ze współmałżonkami w Hotelu 500. Butelka czerwonego wina włoskiego 110 zł. 😯
Nisiu,
gdzie jesteś?
Panie Lulku,
czy to ta maszyna, którą ma O. Marceli? To ja wiem 😉
Cichal, jestem ciekaw tego suma, opowiesz, a moze fota?
„…jest tez kwestia ceny w stosunku do zarobkow i tutaj Polka wychodzi jeszcze gorzej…”
Zawsze uważałam, że Polki powinny ostrzej walczyć o równe zarobki za równą pracę 😎
Nemo, zmoro zmorowata; bo nam ROMka wystraszysz z blogu, a i tak mamy nadzeprezentację „Polek”
oczywiście – nadreprezentację
ROMek nie taki strachliwy 😉 Może nam o weselu opowie?
ROMkowi sie palec na klawiaturze omsknal i pojawil sie temat polityczny…
…i zdjecia z wesela podrzuci.
Sławku. To tak majestatycznie brzmi, ale są to kawałki Cat Fish czyli na nasze suma, a może sumika. Niewielkie toto i fotki nie godne. Łowię go masami na byle co. Ma przepyszne, delikatne mięsko. Mój namberłan! Przedkładam nad łosososia!
Pytanie dziwne ale z tych praktycznych, gdzie jest pojemnik na wode do wycieraczek w renowce espace, ma jakies charakterystyczne oznakowanie?
Dokładnie to się nazywa hardhead catfish. Łapię najwyżej do 50cm
No faktycznie palec sie omsknal i zgubilem „s”, bo mialo byc „Polska”. A jesli chodzi o Polki i wina to podobno Fogg pytany o to czy woli kobiety czy wino odpowiedzial, ze to zalezy od rocznika.
dzieki Cichal, namierzylem goscia, wprawdzie nie wiem, jak mu sie
obecnie z BP powodzi, ale pewnie da rade z takim lbem, skoro nawet na pety bierze 🙂
podobno nawet jest odlawiany przemyslowo i w solidnych ilosciach, zgodnie z twoja opinia chwalony za smak, ale rownoczesnie wymagajacy wysilku przy patroszeniu, czy to nie ten sam, ktory w Amazonii rtec lyka?
podobnego kiedys na filmie widzialem, zloto rtecia, a dzieciom sumika, nie zebych chcial jakis temat sprowokowac, ot sie mnie przypomlo
och ten Mietek, znawca!
Sum sumem,ale ogólnie towarzystwo się zbiesiło i o toastach
nie pamięta, a 20.00 dawno minęła !
Sursum corda !
Toast wznoszę ouzo przywiezionym z greckiej podróży.
Za podróże,za wycieczki,za wakacje i za lato,które przynajmniej
w kalendarzu już nadeszło !
Danuśka. Suszę od tygodnia. Nie sądzę, żeby ktoś był zachwycony toastem wzniesionym lemoniadą albo roztrzepańcem…Ino despekt by był, wciórności!
Puchy dzisiaj na blogu – Żaba pokontrolna pewnie oddycha, Nisię znowu poniosło gdzie diabel mówi dobranoc, Haneczka cieszy się Córaskiem a reszta?
w dzisiejszych czasach zanim sie odezwiesz do jakiegos delikwenta to musisz najpierw wyliczyc dni i sie zastanowic czy aby nie ma on aktualnie miesiaczki (w razie niezrozumienia, czy delikwent nie ma miesiaczki)
maszyna do snow
Dorotol – z pewną nieśmiałością, poproszę o wyjaśnienie zagadkowych słów.
na zagadanie przez nemo i mnie, jakies takies ni z gruszki ni z pietruszki
# ROMek pisze:
2010-06-22 o godz. 20:04
No faktycznie palec sie omsknal i zgubilem ?s?, bo mialo byc ?Polska?. A jesli chodzi o Polki i wina to podobno Fogg pytany o to czy woli kobiety czy wino odpowiedzial, ze to zalezy od rocznika.
Pyro-jedni są,innych nie ma.Ja tym razem mam wieczorny dostęp do
maszyny,bo latorośl zajmuje się wyrobem palm ! Tak palm,takich co rosną w ciepłych krajach.Ona te palmy robi z kartonu i krepiny i nawet dobrze jej idzie.Wymyśliła,że z okazji zakończenia roku szkolnego urządzi wieczór hawajski.
Hawajska muzyka,koszule w kwiaty,bananowe spódnice i te klimaty.
Podobno ma przyjść do nas około 20 osób.Oczywiście dała nam wyraźnie
do zrozumienia,że chata ma być wolna i że przecież nie będziemy jej się pałętać pod nogami.Impreza przewidziana na 25 czerwca (ostatni dzień roku szkolnego)
Nasz wielki stół,co to niektórzy blogowicze znają i może pamiętają zamienił
się dzisiaj w pracownię artystyczną.Zdjęć robić nie będę-trudno o większy
bałagan !!!
Ha, jestem z tego ciemnego ludu – dalej nie rozumiem (tzn ROMka zrozumiałam)
ja sie dzisaj podfarbowalam i opowiadam sie, ze jestem bardziej ciemna niz ciemny lud
Cichal,
Ty się lecz! Suchy zakon?! Toż ja niedawno gościłam członka AA przez kilka dni – jak Ty mi tu z chorobą abstynencką przyjedziesz, to mnie trafi 🙄
Hmmm…
Nic nie rozumiem, ale tak juz jest od urodzenia. Pada, chmury, z ksiezycowych okresow kalkulacji nici.
Placku – to już nas dwoje. Nie kumamy, nie czaimy czaczy (tak słysałam w tv)
ja tez nie kumam i nie kumkam
Stara Żaba to ma dobrze. Przynajmniej kumka.
A Ty nie hmmmkaj Cichal, tylko się lecz, sprawa jest wagi poważnej – masz jeszcze nieco ponad 2 tygodnie, może Ci przejdzie?
Najlepiej zapytaj Pana Lulka, On ma wprawę w tych rzeczach 🙂
Dorotolu – Gdybym Cie znal, wiedzialbym co Cie gryzie, a tak grzecznie pytam – Czy jestes w 3D zalana ? 🙂
Z własnego doświadczenia wiem, że we Włoszech, w Hiszpanii i na Węgrzech nie ma dużych marż na wino w restauracjach, natomiast w Helwecji zarabia się głównie na alkoholu i innych napojach, gotowanie uchodzi za deficytowe 😯 W związku z tym marża sięga 100-200 procent. W Zurichu jest restauracja Wein ind Dein, gdzie podają wino od 119 Fr za butelkę. Jeśli komuś wybór z karty nie pasuje, to obok jest sklep z winami, gdzie z 1000 różnych butelek można wybrać odpowiednie i przynieść do tej restauracji. Za podanie kieliszków i otwarcie butelki płaci się tzw. korkowe w wysokości 27 Fr. Ewentualna niedopita reszta może zostać ładnie zapakowana i zabrana do domu.
Wein und Dein = Wine & Dine
Taka gra słów
Nemo – Tylko 1000 ? To skandal, ale w moze sytuacja sie poprawi. Badz optymistka.
Nemo – to nieźle w Helwecji. Oceniam (sądząc po kartach zamieszczonych w sieci) że w Polsce średni narzut jest 300%- towy
Placku,
nie wiem, ile tych butelek tam rzeczywiście jest, ale jest ponad 1000 rodzajów wina. Zanim wybierzesz, to ci jedzenie wystygło 🙁
Lato jako takie, ale klimaty są, natura nie da się powstrzymać.
http://picasaweb.google.de/pegorek/Nette?authkey=Gv1sRgCNvM15vg65u1Mg#5485688669918226242
Można sobie pooglądać.
Doczytuję na razie.
Dobry wieczór,
pepegor
Ja bym wzięła chyba swoje z domu 🙄
Pepegorze,
tam jest tylko jeden obrazek 😯 Jakiś mostek. Ładny. A gdzie lato?
Nemo – Ile kosztuje butelka Twojego wina ?
Bardzo ladny, spokojny, normalny, kojacy mostek.
I struga ładna. Czysta.
Moje wino? To zależy jakiej proweniencji 😎
Jak się ma cierpliwość i zamiłowanie do rękodzieła, to można mieć smaczny wieczór.
http://picasaweb.google.de/pegorek/Nette?authkey=Gv1sRgCNvM15vg65u1Mg#5485690146393483234
Moje nie znaczy własnej produkcji, niestety 🙄
Zaczyna mnie to niepokoic. Od slynnych wyborow atmosfere mozna szabla kroic. Struga zbyt czystal.
Nemo,
to tu mnie, w pracy. Wedke mam zwykle przy sobie.
Te ryby tą wędką? Respekt 😎
Nieco mi glupio, ale nie widze tej wedki, zadnej nie widze.
Wędkę noś i przy pogodzie! U mnie pada, w porywach leje 🙁
Placku,
coś imaginacja Waści szwankuje
Alicjo – U mnie to samo, zemsta Polnocnych Koreanczykow.
dziękuję za wszystkie podpowiedzi o Litwie .. 🙂
pomacham Wam i idę spać bo rano jadę w siną dal … 🙂
pepegor-absolutnie nie mów na głos,gdzie łowisz te ryby.
Powiedz tylko mnie cichutko,na ucho.A ja w te pędy przyślę do Ciebie
Osobistego i niech poławia z Tobą.Tylko,żebyście nie zjedli wszystkiego
na miejscu,bo przecież też chciałabym spróbować 🙂
nie, zebym mial ochote sie wtracac, ale, z mojej perspektywy wiem, ze restaurator, godny tego imienia, z oprawa odpowiednia, na zarciu ledwo wychodzi na swoje, zyje z trunkow i kawy, owszem przebitka typu 2,5-3, ale przy 1 z lichym okladem za jedzenie nie wydoli, korkowe jest wiec zupelnie normalne, ze wspomne tylko pierwszy zjazd, gdzie nikogo to nie dziwilo, knajpa to tez jest interes, dla jasnosci, nie mowie o ruskich w stolowce studenckiej,
ale co ja tam jak ten glupi, przeciez to juz wiecie
Szczypioru uklony
Danuśko, ale na ucho: w Kauflandzie.
To dorada i sardynki ze soboty, morskie więc /dla nieznajomych/.
Pepegor, dorada krolewska obok sardynek?
mezaliansem czuc
i tak zazdroszcze
Placku wszyscy co mnie znaja moga potwierdzic, iz chodze caly czas zalana do potegi entej
Slawku – Dobrze, ze sie wtraciles. Liczylem na to. Ludzie przemycaja wino z domu, wlasne wedki nosza. W pewnym momencie trzeba sie do tego wszystkiego ustosunkowac.
Dorotolu – Dziekuje, to pierwsza dobra wiadomosc tygodnia.
Sławek,
zupełna racja. Miałem tu dobre 20 lat temu knajpę i wiem z tych czasów, że bez przebicia na 300% nie da radę. Owszem najlepiej wychodziło się na kawie, ale już przy potrawach na więcej niż 150% przebicia nie można było pójść. Takie były koszta.
Placku milo mi, ze podnioslam Cie na duchu.
Mam przeciek, ze u Zyby bylo nawet b. dobrze, poza tym ma przyrost inwentarza w postaci zablakanego jamniczka, ktorego jej przywieziono w prezencie.
do noszenia mam stosunek oczywiscie gleboko pozytywny, do przemytu raczej ambiwaletny z opcja na nie, jak z kelnerem negocjowac kaczke we wlasnym winie?
wlasnej?
jamnik z remontu?
Mój znajomy z dawnych czasów opowiadał o swojej podróży do Nowosybirska przez Moskwę, gdzieś tak na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Siedząc w moskiewskiej restauracji zamówił koniak. Na to kelner, że niestety, nie mają.
-Jakże nie macie, a przy stoliku obok piją!
Na to kelner wskazując ręką w kierunku okna wychodzącego na szeroką ulicę: Wot tam, otkrytyj uniwiermag!
A teraz to odkryli w Zurychu 🙄
jamnik z gatunku pies i do tego bezpanski
Mostek nastrojowy bardzo, a rybki ? Od razu mi się prypomniało, że kolacji prawie nie jadła,
Wszystkim powiem na ucho, w zaufaniu, że Dorotol (jak Czukcze i Indianie) nie przyswaja alkoholu – nie ciągnie jej i nie pije nic, prócz okazjonalnej lampoki wina do kolacji i to ta lampka jej wystarcza na ładnych kilka godzin.
Uwielbiam Placka! Placek (wszelkiego rodzaju) też, ale o tym to może kiedy indziej.
Żaba się nie pokazała dotąd, a ja , nowemu jamnikowi ściskam łapę w imieniu Radka. Będzie nowy Krótki.
Dobry wieczór!
Kontrola w osobie miłego pana przebiegła sprawnie i bez zakłóceń. Wstępnie znaleźliśmy wspólny temat owczarski i ptasio-stawowo-bagienny. Ja mam czajkę na pastwisku juz od wielu lat, bardzo cenna rzecz w ekologii, nie każdy może się czajką pochwalić, byle gdzie nie gniazduje.
Gwoli spostowania: nam nie grozi utrata uprawnień, tylko kontrolujący może znaleźć jakieś niedociągnięcie i potem trzeba się liczyć z kolejnymi kontrolami. Można też dostać punkty karne, które skutkują obniżeniem dopłat, w skrajnym wypadku do całkowitego zawieszenia.
Dwa lata temu miałam niedociągnięcie: wywiezienie na pole obornika bez zgody jednostki certyfikującej. W ogóle nie wiedziałam, ze taką zgodę musze mieć. Napisałam podanie, zgodę (po fakcie) dostałam, przyjechała kolejna kontrola, wszystko było w porządku. Następnego roku szybciutko napisałam podanie o zgode na zastosowanie obornika z własnego gospodarstwa itp…
Okazało się, że niepotrzebnie, bo juz mozna było wywozic bez pytania o zgodę. Chodzi o to, ze wiele zarządzeń i zmian w przepisach jest dość nieprzewidywalnych, i nawet jeźdżąc na szkolenia można być zaskoczonym.
Poza tym Żaba jako taka jest głupia niepoprawnie. Właśnie dałam sobie wcisnąć zbłąkanego jamnika średniej urody. Do Krótkiego mu lata świetlne. Chudy i cały w bliznach. Chyba się dogadał z sukami.
Zostawiam to towarzystwo na dole i lecę spać. Lecę na górę oczywiście.
Alicjo, teraz po doczytaniu muszę pogratulować sztuki, że dodatek mojego maila wstawiłaś, ale ja nie mogłem tu tego/domowo/ otworzyc, Cichal umiał. Posłałem to mailem do nemo i też nie mogła. Dostałem to na służbowym i z tamtąd to wysłałem. Skomplikowany jakiś plik. Ciekawym, iloma z nas się to otworzyło.
Pepegorze,
na serwerze u Alicji otworzył mi się bez trudu, w poczcie – nie chciał.
Gdyby ostrygi były tak ruchliwe, to by ich pewnie mniej zjadano żywcem 🙄
Spij dobrze, Zabo madra, Zabo latajaca. Nie zapomnijmy – czajka nawozona to czajka szczesliwa. Spij dobrze samotny chudzielcu z bliznami.
Byczek , tutaj znany jako Warsaw Fish. Nie tylko ssaki maja prawo do otylosci. Przestalo padac, jest za to lepka mgla.
Byczek w porządku, ale gdzie mata tomata?
Cichalu – Nie wiem, mat mute 🙂
wigilia w sandalach?
byczek, a tu 70 % mowi, ze corridy nie chca, a pomidory im smakuja, jak truskawki i chca wiecej, ale jeszcze taniej
Dla bezpieczenstwa. Po dodaniu galarety roznie bywa. Wybaczcie, prosze, rozmarzylem sie. Ze starosci.
Slawku – Kazde z tych slow mialem wlasnie w ustach.
pewnie Python od Matlaba koscia Ci stanal, popluj przez lewe
To są te byczki w tomacie od Chmielewskiej Joanny? Ale byk 😯
Moja ulubiona knajpa Chez Piggy nie dość, że zaprasza do zwiedzania kuchni, to także zezwala na przyniesienie wina kupionego w sklepie. Koreczność kosztuje 10$, czyli się opłaca przynieść flachę zakupioną w sklepie za rogiem, ale Hilara (zaprzyjaźniona kelnerka) powiada, że zdarza się to bardzo rzadko i właściwie wtedy, kiedy nie ma danego wina na stanie knajpy, albo jakaś wyjątkowa „reserva”, czy butelka otrzymana na specjalną okazję.
Alicja – Wyglada na to, ze Zoe Piggy da sie lubic i ze ma glowe na karku.
Zdrowie wszystkich P.
Zdrowie! Mam d’Abruzzo 🙂
Zoe jest właścicielką, ale trochę na odległość, bo na stałe mieszka w Kalifornii. Knajpę prowadzi manager, który prowadził ją od lat, za czasów Rose i Zalmana.
Nic nie zmienia, tylko kontynuuje w tym duchu.
A ja mogłabym siebie kopnąć… kiedy tu przyjechałam 28 lat temu i poznałam Hilarę (ona wtedy kończyła studia i kelnerowała), namawiała mnie, żebym zatrudniła się w kuchni i zajęła się zupami. Zupy wtedy były słabo znane, a Hilara przychodziła do nas często na obiady i zachwyciła się zupami właśnie. A ja , Torba Jedna (przestanę się tak nazywać, kiedy odbiorę rzeczoną torbę), bałam się, że nie podołam 🙄
Knajpa jest świetna, działa na zasadzie rodziny – wszyscy wrzucają napiwki do jednego gara i na koniec dnia dzielą się równo, od kelnerów, poprzez kuchnię i sprzataczki. Jedzenie niezłe, atmosfera znakomita.
Hilara skończyła germanistykę, ale wsiąkła w Chez Piggy i chwali sobie zarobki. Kelnerom płacą minimalną wymaganą stawkę, ale napiwki są takie, że co tam pensja, dodatek 😉
*wszyscy kelnerzy i kelnerki – miało być
Z serii ‚Dlaczego ona mieszka tak daleko’
Sand Dollar to maly skorupiak w ksztalcie dysku. Jedna strona jest plaska i kosmata. Kosmata strona sluzy do przemieszczania sie w piasku, aby ukryc sie przed sloncem. Zaokraglona strona (gorna) ma wyrazny znak, ktory kazdy moze sobie sam zinterpretowac.
Podczas odplywu woda przewraca liczne ‚Sand Dollars’ ‚do gory kosmykami’ i z tej przyczyny nie moga sie one poruszac i schowac w piasku przed sloncem, ktore z pewnoscia je podpiecze. Sand dollar przewrocony kosmata strona do dolu natychmiast ukrywa sie w piasku.
Ludzie tego nie jedza. Tylko mewy, ktore jedza wszystko.
Tu jest seria zdjec kiedy ‚sand dollar’ natychmiast chowa sie w piasku po przewrocenie na kosmata strone.
http://picasaweb.google.com/OrcaStory/SandDollarHiddenIn15Minutes#slideshow/5449767711366089586
Orca, ciekawe są te Twoje wodne obserwacje i zdjęcia.
Po tej stronie amerykańskiego lądu, u wybrzeży Atlantyku, żyje inne stworzenie przykryte mocnym pancerzem – horseshoe crab (nawet nie wiem, czy już go tutaj nie pokazywałem). Bardzo odporny na zmiany ewolucji – niewiele się zmienił od 300 milionów lat, podobno najmniej ze wszystkich dzisiejszych gatunków.
Każdej późnej wiosny w dużych ilościach wpływa do zacisznych zatok, gdzie można go w tysiącach spotkać, przważnie złączonych w swoich miłosnych uściskach. Są wtedy tak zajęci sobą, że często nie zdążą sie „załapać” na odpływ i w tej pozycji trwają, czasami giną.
To czego przyroda nie zniszczyła przez miliony lat, człowiek prawdopodobnie załatwi jeszcze w tym stuleciu – krew tego zwierzęcia wykorzystywana jest w bakteriologii, a przez rybaków wykorzystywany jest jako przynęta.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/HorseshoeCrab?authkey=Gv1sRgCLfpmrnz3c6dfQ#slideshow/5346812656110024306
horeseshoe crab po polsku = skrzypłocz albo mieczogon.
Horseshoe crabs u mnie nie ma. Widzialam je kiedys na Wschodnim Wybrzezu. Rzeczywiscie wygladaja jak – tak jak wygladaja. Zalaczam zdjecie rosliny, ktora tez pamieta dawne czasy. Nazywa sie ‚horse tail’.
Z tej rosliny robia jakis ‚cudotworczy’ srodek, ale nie znam szczegolow.
Na jednym z Twoich zdjec sa shorebirds. Te u mnie sa. Przyjemnie jest obserwowac shorebirds.
http://picasaweb.google.com/OrcaStory/Horsetail#5485791870335004994
to ja jeszcze w sprawie konskiej dorzuce horse apple, o tak to wyglada http://www.vaiden.net/horse_apple.jpg i pelno ich u nas. Czy to nie dziwne, ze tyle koni w nazwach?
Dzieciarnia w Zion, Basia zamiast kafejki internetowej wybrala hiking. Zadowolona, kiedy zamienilysmy kilka slow wlasnie rozpalali ognisko. Mysle, ze jest im cudnie, choc donosi tez o konfliktach w grupie. O dziwo dwie dziewczynki narzekaja na niewystarczajace jedzenie oraz spanie. Spanie to nic dziwnego, jesli wstaja o 4, 5 rano. Zobaczymy jak sie bedzie sytuacja rozwijac
WandaTX,
Dzieki za informacje. Ja tez bym wybrala hiking…
Czy to konskie jablko jest jadalne?
nie, jablko nie, w kazdym razie nic o tym nie wiem.
Na tym blogu nie wolno zapomnieć o horseradish – naszym wszędobylskim chrzanie.
A do reliktów dawnych ziemskich dziejów można jeszcze dorzucić spotykany w naszych ogrodach i parkach miłorząb japoński, czyli Ginkgo biloba, żeby ogrodniczo sprawę zakończyć.
Basi i całej grupie tylko pozazdrościć młodości i zapału.
Dobranoc 🙂
A tu wino, o ktorym wspomnialam:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/WinoDlaTX4K?
authkey=Gv1sRgCL7K9tGbt8uX_AE#slideshow/5485806900157660834
jeszcze zamkniete, jeszcze dwa dni. Doniose, choc zupelnie nie potrafie opisac. Albo smakuje albo nie. Tez kiedys, kiedys…
poprawka linku:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/WinoDlaTX4K?authkey=Gv1sRgCL7K9tGbt8uX_AE#slideshow/5485806900157660834
WandaTX,
Wino, organizacja i wszystkie aspekty takiej wyprawy to bardzo duze osiagniecie dla organizatorow i dla wszystkich uczestnikow. Dla rodzicow to oddzielny rozdzial. Gratulacje dla Ciebie, corki, calej grupy i wszystkich, ktorzy pomogli w organizacji wyprawy.
Wiedeń już od dawna skąpany we wschodzącym – już we wzeszłym – słońcu.
Najkrótsza noc w roku. Podobno…
Przyszła i poszła nie wiedzieć kiedy.
Nie zdążyłem sprawdzić astronomów.
Zresztą nie posiadam zegarka.
Chyba się zdrzemnę… byłby czas…
Dzień dobry 🙂
Dzień dobry PaOlO 🙂
Dobranoc, Nowy.
Orca,
ten tail to skrzyp po prostu. W Polsce rośnie od cholery i ciut, robi się z tego między innymi jakieś odżywki i szampony do włosów, bo ma dużo krzemu w sobie.
Ginko biloba (miłorząb dwuklapowy) prawie wyginął, ale okazało się, że jak to Chińczyki, trzymają się mocno. U nas jest tego sporo po parkach. Owoce pachną jak guano.
Orca, fajne zdjęcia z tym chowającym się, jak puścić szybko jedno po drugim, to wychodzi film 🙂
Czy ja mam iść spać? Już po pierwszej w nocy…i PaOlOre straszy, że noc krótka, czyli ptasiory zaczną drzeć dzioby wcześnie.
To idę. Dobranoc i dzień dobry.
to horse w nazwie to chyba dla zaznaczenia wielkości. Konskiego szczawiu konie do pyska nie biorą, tyle, że jest duży.