Kuchnia pokoleniowa
Ustaliliśmy już, że od momentu zamknięcia nas w domach zajęliśmy się kuchnią tak powszechnie, że można to nazwać drugą epidemią, o ile do zjawiska pozytywnego można zastosować tę nazwę, skompromitowaną zestawieniem z COVIDEM. Kto żyw oddaje się gotowaniu, najpierw dlatego, że była to konieczność, a po odmrażaniu miejsc, gdzie można coś zjeść − bo to się spodobało. Już teraz możemy spotykać się rodzinnie i doświadczać, jakie umiejętności zdobyły bliskie nam osoby.
I oto na przykład dowiaduję się, że młodsze i jeszcze młodsze pokolenie mają zupełnie inne upodobania kulinarne, że XX-wieczna kuchnia jest przynajmniej w połowie passé, że o ile zjada się ze smakiem babcine (czyli moje) potrawy, we własnych kuchniach młodszych członków rodziny gotuje się zupełnie inaczej. Jak na lekarstwo mięs, sporo a nawet znacznie więcej warzyw, (choć przecież i ta starsza kuchnia proponuje ich wiele), nieznane do niedawna kasze, oryginalne mąki, zioła i przyprawy, śladowe ilości soli i cukru, mniej tłuszczów. Do tego zdobywanie gdzie się da przepisów, oryginalne zestawianie smaków.
Szczególnie zainteresował mnie problem domowych wypieków chleba. Ja sama nie piekę, ponieważ, jako osoba pojedyncza, której wystarczą 4 kromki dziennie, jadałabym wiecznie podsuszone kromki. Jednak większość z mojej licznej rodziny wypieka i to z entuzjazmem różne rodzaje chlebów. Każdy robi się inaczej, każdy ma swój niepowtarzalny smak, swoich wielbicieli, oryginalne składniki i wyspecjalizowanych domowych producentów.
Najbardziej mnie jednak zadziwił wypiek najmłodszego pokolenia: chleb z mąki kukurydzianej, zaczerpnięty z koreańskiego ale anglojęzycznego blogu kuchennego.
A oto składniki pieczonego przez Madzię specjału: 1 pełna szklanka mąki, 2 łyżki cukru, 1/2 łyżeczki soli, 1 duże jajko, 1 łyżka oleju roślinnego, 4/5 szklanki mleka, łyżeczka proszku do pieczenia, łyżka masła do posmarowania foremki.
Najpierw mieszamy składniki (oprócz proszku do pieczenia), miksujemy je i odstawiamy na 20 minut. Nagrzewamy piekarnik do temperatury 200 st. C. Teraz dodajemy proszek do pieczenia, ponownie całą masę miksujemy, smarujemy masłem foremkę (najlepiej wielkości 20×20 cm ), po czym pieczemy 30 minut. Próbujemy patyczkiem: chlebek się upiekł, jeśli patyczek jest suchy. Możemy go wyjąć z piekarnika, chyba, że chcemy nieco bardziej zrumienić wierzch, wówczas pieczemy kilka minut dłużej. Smacznego!
Jest to doskonały szybki i smakowity, egzotycznie smakujący chlebek. Spróbujcie!
Komentarze
O, jaka radość! Jest nowy tekst i ciekawy przepis warty spróbowania. 🙂
Jolinku – zawołam jak w baśniach: hop hop! Gdzie jesteś? 😀
https://www.onet.pl/styl-zycia/fabrykasily/drozdze-cenne-zrodlo-witamin-i-skladnikow-mineralnych/d0gyjmt,30bc1058?utm_source=detal&utm_medium=synergy&utm_campaign=allonet_detal_popularne
dzień dobry … ☕ …
Asiu jest nowy wpis … jestem i ja …. 😉
ja robię sobie serek często i tylko ze zwykłego mleka dodając jedynie sok z cytryny … ostatnio był serek tylko z maślanki .. inspiracja była z tego przepisu …
https://niebonatalerzu.pl/2015/02/jak-zrobic-domowy-twarog.html
pomachanko wszystkim … 🙂
deser inaczej ….
https://madameedith.com/przepis/leche-frita-smazone-mleko-po-hiszpansku/
sałatka na czasie …
https://dietamojapasja.blogspot.com/2020/05/saatka-piekna-cera-czyli-zrozum-swoja.html
Danuśka szukaj bursztynu tylko uważaj na dziury w lesie …
Witam wszystkich ! Myslalam, ze to juz koniec blogu.
Jolinku, odbyłaś poranny spacer, czy pomruki burzy Cię wystraszyły?
Twarożki kupuję, ale pamiętam, że w domu je robiono ze zsiadłego mleka, bo wtedy mleko się zsiadało czasem złośliwie.
Kukurydziany chleb, jest fajną ciekawostką, szczególnie dla osób unikających glutenu, ja mam jednak wdrukowany smak chleba na zakwasie i ten mi najbardziej smakuje.
Małgosiu udało się … jest duchota to będzie jeszcze padało …
ja robię serki bo mi z litra mleka zawsze zostaje połowa … no i prosta robota … bez czekania czy się zsiądzie czy nie … często dodaję do tego mleka resztki kefiru, jogurtu lub maślanki … ten z samej maślanki wyszedł bardzo delikatny … świeży chleb lub bułka z twarożkiem i miodem do kawy pasuje jak dobre ciastko …
Twarożek z miodem albo ze szczypiorkiem 🙂
Mleko mi nie zostaje, używamy sporo do kawy, a Robert jada owsianki na mleku.
Z moich rodzinnych obserwacji wynika, że tych różnic kulinarnych między starszymi a młodszymi aż tak wiele nie ma. Zwłaszcza gdy w domu są małe dzieci. Bez zupy pomidorowej czy rosołu nie mogą się obejść. Starodawne klopsiki, kluski śląskie z sosem mięsnym czy pierogi też mają wielkie powodzenie. Także gołąbki i pewnie jeszcze wiele innych potraw. U nas w rodzinie nie ma nastolatków, które potrafiłyby już coś ugotować czy upiec.
Na pewno w wielu młodych rodzinach dba się o właściwą dietę, ale nie jest to powszechne. Widać to i po wyglądzie młodych ludzi, i po oblężonych miejscach serwujących fastfoody.
Krystyno, masz rację. Skuszeni informacją że niedaleko od nas otworzyła się grecka restauracja poszliśmy ją przetestować. Dla nas bywalców w Grecji nie przypomina to tamtejszych tawern, zresztą sami piszą, że serwują głównie „street food” . Patrzyliśmy co ludzie zamawiają, właśnie ten fast food , pity, frytki, piwo. Przy prawie każdym stoliku dzieci. Obok pizzeria też pełna dzieci. Oczywiście nie ma nic złego jak od czasu do czasu coś takiego się zje, ale parząc na zażyłość z kelnerami są tam częstymi klientami.
Jolinku, ciesze sie ze jestes z powrotem – brakowalo mi Twoich rannych wpisow 🙂
Mysle, ze ta ciekawosc i poszukiwanie nowych smakow, innego sposobu jedzenia wynika tez z wieku. Pamietam jak ja sama w okolicach liceum/studiow lubilam eksperymentowac w kuchni, np. z daniami kuchni hinduskiej czy chinskiej (w ramach mozliwosci zaopatrzeniowych) i testowalam je na rodzinie, z roznymi rezultatami.
Moje dzieci (studenci) tez lubia poszukiwac nowych smakow, i kiedy gotuja (teraz kazde z nich jest odpowiedzialne za co najmniej jeden lunch i obiad w tygodniu) zawsze jest to cos nie rutynowego, bardzo ciekawego, i w przypadku corki super zdrowego, wegetarianskiego lub weganskiego. Od domowych smakow i tzw. comfort food (czesto w wersji polskiej, np. zupy) jestem ja 🙂
GosiuB … 🙂
a ja myślę, że młode pokolenie nie ma czasu i chęci stać w kuchni godzinami … a wszystkie dobre babcine obiady tego wymagają … nawet gotowanie rosołu … pieczenie schabu lub dobra golonka też wymaga uwagi i czasu .. łatwiej zrobić zupę krem z brokuła lub bałagan warzywny z ryżem lub kuskusem .. pełno jest w sieci przepisów na potrawy w 30 lub 15 minut a składniki do szybkiego gotowania są dostępne wszędzie … i tak młodzi maja poczucie, że jedzą zdrowo … moje dzieci na co dzień też się „zdrowo odżywiają” ale w weekend gotują tradycyjnie i zjadają „niezdrowe” smaczne posiłki ….
Stąd można wysnuć wniosek, że tak zwane „zdrowe jedzenie” jest niesmaczne 😉
A to nieprawda – ja przede wszystkim cenię sobie olbrzymią różnorodność przepisów i wielką inwazję warzyw i owoców w kuchni dzisiejszej. Przez to kuchnia jest bogatsza i ciekawsza! Jednakowoż nie pogardze raz na rok (albo dwa!) golonką w Polsce, knedlikami z mięsem w zawiesistym sosie w Czechach, czy bigosem (byle na ostro!). Bardzo mi się podobają przepisy, które można wykonać szybko. Po jakie licho spędzać godziny w kuchni, jak można prosto, zdrowo i szybko?
A obecność mięs i ryb też spada, nie wiem, czy dlatego, że organizm się nie domaga, czy po prostu mając wiele innych możliwości, wybiera się to „inne”.
Ale stek z grilla latem musi być! Kilka razy w sezonie. U nas już były żeberka, co gorsza kupne, ale za to jakie dobre!
ps.
To nie jest tylko „poczucie”, że jedzą zdrowo – po prostu naprawdę jedzą zdrowo, unikając nadmiaru tłuszczu, soli (od czego przyprawy?), cukru, zawiesistości i panierki.
U mnie dzisiaj sałata mieszana z różnymi warzywami oraz pieczarki smażone na oleju, doprawione pieprzem i sosem sojowym. Żadnych „wypełniaczy”.
Ciut optymistycznie: https://www.eryniawtrasie.eu/36882
Wadowice ładne (nie byłam tam jakieś 30 lat!), ale jednak mogli trochę więcej tej zieleni… Niedawno czytałam fotoreportaż o brukowaniu-betonowaniu i w ogóle „kamieniowaniu rynków w polskich miastach i miasteczkach, a sama też widziałam wiele przykładów. Na przykład rynek w Ząbkowicach Śląskich, który pamiętam z lat 70-tych. Były rabatki, kwiatki, ławeczki… a teraz kostka, no i kilka drzewek.
Pewnie to łatwiej i taniej utrzymać, niż bawić się w rabatki, kwiatki….
Ale szkoda 🙁
Taki rynek pamiętam… chociaż aż takiego ruchu samochodowego nie pamiętam…
Okrąglaka nie ma, trawników nie ma, kwietników nie ma…ruch samochodowy minimalny i tak jakoś goło. Chociaż parę dzrewek jest. Na szczęście!
http://www.staremiejsca.pl/zdjecie/2885/rynek-z-okraglakiem/
Chyba wszędzie betonują i kostkują, w Gnieźnie też. W Holandii, jak donosiła nasza przyjaciółka, takie coś to „ogródek łatwy w utrzymaniu”.
U Żaby, jak zwykle. Jedzonko pyszota, pogaduchy jeszcze pyszniejsze. Tam wiosna. Bzy w rozkwicie, zieloność szaleje. Drzewka naszych niezapomnianych rosną, najżywiej Pyra i Placek.
Zazdroście, wróciłam z serem, masłem i pasztetem. Wszystko w ilościach.
Żaby ubyło o 1/3. Hinduska dieta.
Kupiłam „Jadłonomię”, powoli się przestawiam.
Danuśka, dla nas morze to na pół godziny. Góry, to nas ciągnie, a już nie bardzo mogę.
Podróżuję z Ewą.
Haneczko, zazdraszczam oczywiście. Żaby w 2/3 nie umiem sobie wyobrazić.
Ja też zazdraszczam! Czy Żaba jest tak zajęta, czy bezinternetowa, że tu nie zagląda?
U nas w Kingston poluzowanie od piątku. Czemu nie od dzisiaj?! Nie ma chorych już od jakiegoś czasu – wyzdrowieli 🙂
Szef prowincji powiedział kiedyś, że gdyby dał zgodę na Kingston i inne podobne, mniejsze miejscowości, to metropolia Toronto też by chciała, więc nie będzie wyróżniał. Wreszcie poszedł po rozum do głowy 🙄
Czyli od piątku poluzowanie, ale nie do końca, pewne restrykcje zostają. Toronto i satelity – na razie nie. Zdziwiłam się, że taki Nowy Jork, moloch wielki, ma już luz.
No ale – dobre i to.
A do mnie z rana zadzwonili, że będą mi łapę ciąć za tydzień. No trudno. Z drugiej strony – wreszcie!
dzień dobry … ☕ …
haneczko ciekawe skąd u Żaby pomysł n Hinduską dietę … ale Wam miło było tam … 🙂
dobrze się spało bo w nocy padało …. i podobno gdzieniegdzie są grzyby …
dla smakoszy …
https://foodandmore.pl/2020/05/kwiatki-mniszka-w-tempurze/
Zmiana warty – dobranoc 🙂
Jolinku-bursztyny pojawiają się na plażach chyba najczęściej po sztormie, w czerwcu raczej ciężko o sztormową pogodę zatem nie liczymy na takie znaleziska.
Spacery wzdłuż plaży nawet bez bursztynów przyjemne 🙂
Wczoraj odwiedziliśmy na rowerach Słowiński Park Narodowy, udało nam się nawet wypatrzeć sarnę. Ludzi niewiele więc zwierzyna hasa spokojnie i bezstresowo.
Haneczko-góry też lubimy, a nad morzem nie plażujemy tylko wędrujemy lub pedałujemy. Po płaskim zawsze łatwiej 🙂
Dzisiaj w planach wycieczka do Koszalina i okolic.
Aparat fotograficzny odmówił współpracy, zdjęcia robię telefonem.
Danusiu, w ładnej okolicy jesteś. Plaże piękne, miło się spaceruje.
My kiedyś byliśmy tam w listopadzie. Robiliśmy stamtąd wycieczki do Słupska, Koszalina, Doliny Charlotty , Smołdzina, polecamy Swołowo, jest tam fajna gospoda, a i wieś ciekawa.
A z aparatem to kłopot, szkoda. Nie przepadam za robieniem zdjęć telefonem, jakoś nieporęcznie się go trzyma, ale znam takich co z lustrzanki przesiedli się na telefon.
Do Swołowa rzeczywiście warto zajechać. Zabudowania muzealne przemieszane są z ” normalnymi”.
Znaleźć bursztyn jest bardzo trudno. Czasami pracownicy miejscy przekopują dno morza w bliskiej odległości specjalnie dla turystów. Ja nigdy nie znalazłam ani odrobiny bursztynu.
Poczytałam o diecie hinduskiej i wcale nie wygląda odstraszająco ani egzotycznie. Trzeba ograniczyć się do trzech produktów.
Tymczasem kupiłam ” Jadłonomię po polsku” Marty Dymek. Nie czytałam jej wcześniejszych książek, ale ta bardzo mi się podoba. Oczywiście jest to kuchnia wegańska, ale przepisy są ciekawe i wykorzystują powszechnie dostępne produkty. Jem coraz więcej warzyw, ale brakowało mi pomysłów na urozmaicenie potraw. Poza tym są tam też ciekawe porady dotyczące gotowania roślin strączkowych i ryżu oraz ich solenia, zupełnie inne niż zalecane do tej pory. Napiszę o tym potem.
Krystyno, jako dziecko jeździłam często na wakacje w okolice Stegny, Jantaru, Junoszyna i pamiętam , że zbierałyśmy z mamą okruchy bursztynu, czasem trafił się nawet taki nadający się na małe oczko pierścionka czy wisiorek.
Też przeglądam nową Jadłonomię, sympatycznie napisana, bardzo ładnie wydana.
Jeśli chodzi o kaszę i ryż zawsze tak je przygotowuje, tylko wcześniej chwilkę smażę na odrobinie oleju, a po 10 min garnek ląduje na płytce na kilkanaście minut.
Ja także mam w pudełeczku bursztyny znalezione nad naszym morzem. Też jeździłam tam z rodzicami, później z moimi dziećmi. Zbieranie bursztynów towarzyszyło dalekim spacerom po plaży. Tęsknię za morzem, jednak bardziej niż za górami 🙂
A póki co zamiesiłam ciasto drożdżowe z przepisu „dla leniwych”, choć tym razem się przyłożyłam i cały proces przyspieszyłam mikserem, teraz ciasto rośnie pod lampką w piekarniku.
Też sobie kupię tę książkę Marty Dymek 🙂
Tez znalazlam spory kawalek bursztynu na plazy wczesnym rankiem. Bardzo dlugo nosilam go w torebce jako talizman i jakies 10 lat temu zniknal. Chyba przy kolejnej zmianie torebki gdzies sie zgubil. A szkoda, bylam bardzo przywiazana do niego.
Jeszcze o pieczeniu chleba – pierwszy raz o czymś takim słyszę 😯
Ale wygląda ciekawie!
https://haps.pl/Haps/7,167251,26006465,chleb-na-piwie-nie-potrzebujesz-ani-drozdzy-ani-sily-do-zagniatania.html#s=BoxLSImg5
Bursztynu nigdy nie zbierałam, ale mam szklankę okruchów, takie mniej więcej wielkości jagód, niektóre większe, jedne bardziej mleczne, inne przezroczyste.
Co do gotowania ryżu i kaszy – zawsze podawano proporcje 1:2, czyli jedna miarka kaszy lub ryżu na 2 miarki wody. Wg Marty Dymek wody powinno być mniej, 1 i 1/4 miarki. Rzeczywiście, wydawało mi się, że wody było za dużo. Zalecano też/ i do tego się stosowałam/, żeby po krótkim zagotowaniu zamieszać ryż i dalej spokojnie gotować. A jednak mieszanie jest niewskazane, tak samo jak podnoszenie pokrywki. Zastosuję się do nowych wskazówek.
Sól nie wydłuża czasu gotowania roślin strączkowych. Jest dokładnie na odwrót. Solenie sprawia, że wszystkie ziarna gotują się równomiernie, lepiej smakują, nie pękają oraz szybciej miękną.Chodzi o skórkę, bo to właśnie sól ja zmiękcza. Fasola gotowana bez soli potrzebuje ok. 60- 90 min., żeby zmięknąć, a gotowana w wodzie osolonej jest już miękka po około 40 minutach. Odpowiednia proporcja to 1 łyżeczka soli na 1 szklankę fasoli lub ciecierzycy, a do tego 3-4 szklanki wody. Soczewice gotują się szybciej, wystarczy im 1/2 łyżeczki soli na szklankę ziaren.
Oczywiście przed gotowaniem należy namoczyć ziarna.
Pamiętam dyskusję sprzed kilku lat o gotowaniu bobu i soleniu wody, na początku czy pod koniec gotowania. Przeważyła opcja solenia na koniec. Sezon bobu właśnie się rozpoczyna.
Haneczko,
domyślam się, że Żaba znów jest właścicielką krowy.
Właśnie na pobliskim straganie bób kusi już od jakiegoś czasu, ale cena 26 zł. za pół kilo, to gruba przesada, poczekam. Za to kupiłam pyszne truskawki, gatunek Azja, 10 zł\kg.
Ciasto, tym razem z kruszonką, wyszło przepyszne. Wcale nie było z nim tak wiele zachodu.
Mysle, ze sposob gotowania ryzu zalezy od jego rodzaju, np. ryz brazowy potrzebuje wiecej czasu niz bialy ryz dlugoziarnisty, czy ryz na sushi, ktory musi sie lepic po ugotowaniu.
Ja najczesciej gotuje ryz basmati lub jasminowy: najpierw dlugo i dobrze plukam ryz ( w garnku z zimna woda, az woda mocno zmetnieje, potem na sitku pod biezaca zimna woda). Wrzucam na gotujaca sie wode, proporcje 1 czesc ryzu na 2 czesci wody, i gotuje pod przykryciem dokladnie 10 minut. Woda moze by lekko osolona, ja czesto nie daje soli, bo ryz jest z sosem czy warzywami juz doprawionymi. po 10 minutach lekko wzruszam ryz widelcem – i jest perfekcyjny, kazde ziarenko osobno, miekkie ale nie rozgotowane. Ryz calkowicie wchlania wode. Ryz brazowy potrzebuje duzo wiecej czasu – ok. 25 minut i zdecudowanie potrzebuje tez soli czy innych przypraw, ja czesto dodaje buliony warzywnego zamiast 1 czesci wody.
Alicjo dobrze wam z tym uwalnianiem, u mnie dalej restrykcje, i tesknie bardzo za moja fryzjerka 🙂
Dzis upal, 32 stopnie, na obiad salata nicejska.
Chleb z maki kukurydzianej czyli cornbread jest u nas tradycyjnie na stole swiatecznym z okazji Thanksgiving. Na web jest duzo przepisow z malymi roznicami ale kazdy cornbread jest bardzo smaczny.
W kuchni meksykanskiej “tamale” jest bardzo smaczne rowniez z kukurydzy.
Ciąg dalszy skoku w bok:
https://www.eryniawtrasie.eu/36905
Średnio podczas pandemii Włoch przytył ok. 2 kg – przypominam na diecie śródziemnomorskiej. Ile Polak – boję się myśleć.
Ja mam garnek do ryżu (i kasze też się udają!) i mam z głowy. Gar poradziła mi synowa, a że ona Chinka po rodzicach, (którzy mieli restauracje!) to znaczy, że gar się sprawdza i jest dobry. Wychodzi perfekcyjny, sypki ryż, a wody daję w proporcjach szklanka ryżu na 1 i 3/4 szklanki wody. Do tego zawsze dodaję rozkruszoną kostkę jakiegoś rosołku – warzywnego lub drobiowego zamiast soli.
GosiaB,
jak sama wiesz, bo znasz okoliczności przyrody (!) u mnie na wsi mogli to już luzować wcześniej, ale Szef Prowincji nie pozwalał. Nie jest to na hurrra, powoli, ale już samo to, że coś można, czego nie było można – robi lepiej na duszy.
Myślę, że ostrożność nie zawadzi, bo ludzie potrafią zachowywać się nieodpowiedzialnie, że tak powiem – spuszczeni z łańcucha. I ja się nie dziwię, jeśli ktoś mieszkał w blokach (o wysokościowcach w centrum Toronto już pisałam), ja mogłam wyjść na ogródek.
Jak nie podałam sznureczka, to podaję –
https://kultura.onet.pl/wywiady-i-artykuly/george-orwell-70-rocznica-smierci-co-wiemy-o-autorze-roku-1984/vjlemmg?utm_source=detal&utm_medium=synergy&utm_campaign=allonet_detal_popularne
Witold,
wszystko zależy od punktu siedzenia tych na diecie 😉
U mnie wiekszosc miasta to domy, blokow bardzo malo, ale gesciej niz u was.
Do niektorych sklepow strach wchodzic, tlumy bez maseczek, wszyscy rozgadani, czasem robiacy zakupy calymi rodzinami, nad jeziorem czy w parku tlumy. Ludzie stracili juz chyba cierpliwosc.
A te dodatkowe kilogramy wagi to od nieruszania sie – wystarczy dolozyc do rozkladu dnia 45 minut szybkiego marszu i wszystko zniknie. No i moze tez od tego wzmozenia chlebowo-ciastowego: wszyscy pieka na potege.
Ludzie stracili cierpliwość, prawda!
Dzisiaj przeszłam szybkim marszem moje 5km. Za Róg, po piwo 😉
Zajmuje to mi mniej więcej 50 minut, szybki krok. Maseczek – nikt, ale każdy trzyma dystans. W sklepie pleksiglas. No i właśnie – jak nie ma tłumu, to po co.
Ale dodatkowe kilogramy niekoniecznie są od nieruszania się. „Dodatkowe” mogą być od nawyków jedzeniowych, od genów, od… i tak dalej.
Desery, ciasteczka, słodkie napoje i takie tam 😉
https://www.youtube.com/watch?v=6wRYjtvIYK0
dzień dobry … ☕ …
hej Zgago …. uściski imieninowe … 🙂 … GosiuB pomachanko imieninowe … 🙂
tyle jest diet a mnie zaciekawiło skąd Żaba wygrzebała akurat hinduską …
moja waga stoi jak drut .. mimo chodzenia i i innej aktywności … 5 kg oddam w dobre ręce …
sobie pogadałam z Markiem wczoraj … narzeka, że z telefonu ta aplikacja bloga jest do niczego … a tak poza tym to zabawia się w ogrodnika i malarza … no i kombinuje coby tu wyremontować …
zupa niby nic …
https://wsiowakuchnia.blogspot.com/2020/06/zupa-zioowa.html
hej Irek … są grzyby? …
Dzień dobry 🙂
Jolinku, tam gdzie chodzę to jeszcze nie trafiłem, poza żółciakiem siarkowym. Ale na profilach grzybowych są już zdjęcia grzybowe, zwłaszcza z południa Polski.
Irku dziękuję za odpowiedź … my jutro jedziemy do lasu (ale się ciesze) i sprawdzimy co w mchu piszczy …
dziś na obiad udka duszne z kurczaka i surówka z marchewki ..
Serdeczne życzenia dla Solenizantek!
Upału nie mamy, dzisiaj z rana pochmurno, zapowiadają 17 stopni zatem dwugodzinna wędrówka poniższą trasą nie powinna być za bardzo męcząca: http://slowinski.parknarodowy.com/wydma-czolpinska/
Małgosiu, Krystyno-byliśmy w tej części Pomorza również dwa lata temu zatem niektóre z tutejszych atrakcji już znamy(np. Slupsk czy Swołowo). Na obecny wypad namówili nas znajomi, którzy dojadą ze sporym opóźnieniem z powodu nagłych problemów ze zdrowiem. Problemy nie są związane z koronowirusem, ale unieruchomiły ich na kilka dni. Myślę, że gdybyśmy sami decydowali o kierunku podróży wybralibyśmy prawdopodobnie inną część Polski, by zobaczyć okolice, których jeszcze w ogóle nie znamy. W każdym razie nie nudzimy się i jakoś w miarę udaje nam się omijać te wszystkie stragany z „atrakcjami” dla turystów rodem z Chin.