Co jedzą inni
Lubię zaglądać ludziom w oświetlone okna. Ostatnio nabrałam ochoty także na zaglądanie do marketowych wózków, aby zobaczyć, co do nich trafia. Oczywiście można też wnioskować wedle zawartości sklepowych półek, ale ja wolę sprawdzać, na co kto wydaje pieniądze. Bo na półkach mogą się znajdować produkty niechodliwe. W dodatku zestaw produktów w koszykach również daje do myślenia. Mamy, zwłaszcza wśród młodych kobiet, liczne zwolenniczki lekkiej, roślinnej diety, w ich wózkach warzywa i kasze większość stanowią produkty bio. Mamy także leciwych mężczyzn, którzy kupują mięso i coś mocniejszego. Jest grupa „zagonionych”, którzy zaopatrują swe lodówki i zamrażarki w gotowe dania: zupy w pudełkach i słoikach, głęboko mrożone lub pakowane próżniowo gotowe potrawy mięsne i rybne. Smak, nawet podobno nie najgorszy, jest dla przedstawicieli tej grupy na drugim miejscu. Najważniejsze, że obiad trafia na stół po szybkim podgrzaniu.
Inna grupa dokonująca specyficznych zakupów, wrzuca do koszy przede wszystkim soczki, przeciery i dania nadające się dla malców. Grupy składające się z tatusiów i mam ze starszymi dziećmi, najwyraźniej często uważają, że ich zakupy, nudne dla malca, muszą być nagradzane czymś słodkim.
Ostatnimi czasy zwróciłam uwagę, że maluchy, z jednym lub obojgiem rodziców, to właściwie nowy typ klienta. Klient taki poddawany jest piekielnemu kuszeniu. Ku mojemu zdumieniu mały człowiek sam coraz częściej udziela sobie wskazówek, że to nie będzie przecież dziś kupione. Słyszę, że w wielu rodzinach weekendy to jedyne słodkie dni dla dzieci, wtedy wolno im jadać słodycze. W inne dni biała trucizna zawarta w nęcących cukierkach jest zabroniona.
Jak obserwuję, propagowanie zdrowego stylu życia, mówienie w przedszkolach, domach czy szkołach o szkodliwości zjadania cukru tafia na podatny grunt. Ale drodzy handlowcy: czy musimy kusić niewinne duszyczki. Czy nie dałoby się tych śmiertelnie niezdrowych smakołyków umieszczać ponad linią wzroku najmłodszych klientów? Byłoby to dobrym uczynkiem ze strony handlu. Bo co z oczu to z serca.
Komentarze
trochę już handlowcy robią … np. w Kauflandzie są kasy bez słodyczy .. dziecka w kolejce nic nie kusi …
Zaobserwowalam jeszcze jeden zestaw klientów: grupa młodych ludzi wybierająca się na imprezę, zawsze kupują chipsy i piwo.
Księżyca nie widać 🙁
W dużych supermarketach są całe alejki ze słodyczami, więc słodki towar ułożony jest od dołu do góry. Ale można je omijać.
Do wózków z zakupami innych osób zaglądam, stojąc w kolejce do kasy. Nieodmiennie dziwi mnie, że ludzie kupują wielkie ilości różnych słodkich napojów, jakieś lemoniady, smakowe wody mineralne/ te smaki to czysta chemia/. I jeszcze torty i ciasta z supermarketu. Może są tańsze niż gdzie indziej, ale wolę zjeść mały kawałek dobrego wyrobu z dobrej cukierni.
Księżyca oczywiście nie widać. Mży cały dzień.
Nowy wspomina o filmie ” Koty” wyświetlanym teraz w naszych kinach. Nie widziałam go, ale koleżance, która go obejrzała, bo przed laty widziała w Londynie musical, bardzo się ten film podobał. Nie zawsze można kierować się recenzjami i opiniami innych. Dobre recenzje ma „Judy” o ostatnim okresie życia Judy Garland, ale mnie nie zachwycił. Znajomi byli i mówili, że spłakali się jak bobry. Tak mówiła znajoma, a jej mąż nie zaprzeczał, więc może on aż tak się nie wzruszał choć końcówka mogła wyciskać łzy z oczu. To kolejna opowieść o talencie wchłoniętym i pożartym przez show biznes; Judy Garland trafiła tam już jako dwuletnie dziecko. Oczywiście Renee Zelwegger grała znakomicie, inni aktorzy również, ale to trochę za mało. Co nie znaczy, że film nie jest warty obejrzenia.
Lubie zagladac ludziom do wozkow z zakupami – po to by sie zainspirowac. Nie raz zdarzylo mi sie zauwazyc cos, po co wracalam sie do polek i dolaczalam do moich zakupow. Albo zmieniam plany obiadowe bo nowy pomysl wpada mi do glowy gdy zauwazam cos ciekawego u kogos w wozku. Czasem kiedy pare osob czeka w kolejce, ludzie ucinaja sobie pogawedki typu „jaki ladny … – a co z nim mzna zrobic?” – szczegolnie gdy dotyczy to jakichs mniej znanych warzyw czy zboz. Czesto dostaje pytania co robie z korzenia selera (nie jest popularny). Zwykle robie zakupy w ciagu tygodnia (prawie nigdy w piatek czy sobote), w srodku dnia lub wieczorem – wtedy moge na spokojnie pomyslec i wybrac co mi potrzebne. No i coraz rzadziej robie liste – przy gotowaniu na dwie osoby zwykle kupuje co mi wpadnie w oko.
Ja też zaglądam – z tym, że ja rzadko chodzę na zakupy, Jerzor to załatwia i potrafi. Czasem coś muszę ja osobiście.
Zrobiłam placki, ale bez porów, bo nie dowieźli, i to jest prawda 😯
Poza tym przygotowałam marynatę do śledzi – tym razem do tego co zawsze dodałam pół główki posiekanego w drobną kostkę czosnku.
Kiedyś bywały w polskim sklepie „śledzie po kaszubsku”, w oleju, z bardzo dużą ilością czosnku. Miałam takie zrobić, ale one ponoć powinny odstać przynajmniej 4 dni, a za mną śledzie chodzą już od wczoraj! Czekać nie będę, najwyżej do jutra.
W przepisach internetowych na hasło „śledzie po kaszubsku” wyskoczyło masę przepisów, każdy wołał o przecier pomidorowy.
Wypróbuję innym razem.
No właśnie – korzeń selera jest w sklepach albo nie, ja dodaję do wszystkich zup i wywarów, bardzo dobra jest też surówka z marchwi i selera, tak pół na pół. Oraz zupa selerowa, a jakże! Przepisów na tę zupę jest wiele, ja robię prostą, z grzankami, albo z dodatkiem wszystkich warzyw i ziemniaków – na gęsto.
https://zakochanewzupach.pl/tag/selerowa/
Obejrzałam „Planetę singli 3” i się uśmiałam po pachy, teraz do nadrobienia dwa pierwsze odcinki, na wieczór.
GosiaB,
wtorki i środy najlepsze na zakupy wieczorową porą – pusto!
Myślałam, że tylko ja patrzę, stojąc w kolejce do kasy, co inni wykładają na taśmę. 😉 Przyznaję, że prawie zawszę to robię 🙂 .
Dzisiaj w moim koszyku znajdowały się pieczarki, cukinia i o zgrozo 😀 Ptasie Mleczko – orzech włoski + śmietanka w gorzkiej czekoladzie.
Księżyca nie widać, cały dzień padał deszcz.
Znalezione w sieci: „Jeden profesor mówi do drugiego: najlepiej jest mieć żonę i kochankę i to tak, żeby o sobie wiedziały. Żona myśli, że jesteś u kochanki, kochanka myśli, że jesteś u żony, a ty tup tup tup – do biblioteki!” 😀
Chyba każdy z nas to robi, ot choćby stojąc w kolejce – Jerzor przyznał, że on też zagląda…
Asia 🙂
Przyznam się, że do wózków czy koszyków zaglądam jedynie przed decyzją gdzie stanąć. Nigdy nie patrzę co ktoś tam włożył, bo co mnie to obchodzi, tylko ile włożył. Jeśli dużo – szukam następnej kolejki. Zawsze patrzę gdzie jest więcej mężczyzn – ci przeważnie kupują znacznie mniej, a więc kolejka posuwa się szybciej.
Zamiast patrzeć co ktoś kupuje ogarniam wzrokiem czy w pobliżu nie stoi jakaś ładna kobieta, dziewczyna, szukam jakiejś mini spódniczki, głębokiego, fajnego dekoltu itd. 🙂
Do okien owszem zaglądam, ale u nas przeważnie niewiele da się zobaczyć. Przed wieloma, wieloma laty byłem kilka miesięcy w Holandii, w małych miejscowościach. Nigdy nie zapomnę tych wielkich, odsłoniętych okien, żeby każdy mógł zajrzeć do środka. Ponoć zostało to z dawnych czasów, gdy mąż na długo wyjeżdżał, a żona odsłaniała okna, by wszyscy widzieli, że się dobrze prowadzi. Ile w tym prawdy to nie wiem.
Dzisiaj cały dzień byłem w domu, czytając. Przywiozłem z Polski „Boznańska Non finito” Angeliki Kuźniak. Dla mnie wydawnicza perełka. Bardzo polecam.
Hm. Po prostu nie ma ciekawych facetów w kolejkach więc patrzę na to, co przede mną, wcale nie z wścibstwa 🙄
A serio – u nas taśmy, na które się wrzuca zakupy są krótsze, niż w Polsce, takie mam wrażenie. Zwykle dwie osoby mogą się rozpakować, w zależności od ilości zakupów.
Owszem, są kolorowe czasopisma, ale tuż przed kasą, więc nawet plotek nie zdąży się poczytać.
Będąc pierwszy raz w Holandii, też mi się to rzuciło w oczy – okna bez zasłon. I tak mi zostało, też mam krótkie portki u góry, a całe okno gołe 😯
Co nam w ogóle nie przeszkadza, bo prawie nikt tu nie spaceruje, a droga jest kawałek od domu. Ubyłoby wizualnie przestrzeni, gdybym walnęła jakieś zasłony.
https://www.fakty.nl/zycie-w-holandii-2/7922-brak-firan-w-holenderskich-oknach
dzień dobry … ☕
mnie nie bardzo ciekawią koszyki innych … nie lubię stać w kolejkach to i okazji mało ..
nic nie było wczoraj widać na niebie .. te chmurności są przygnębiające …
może taki obiad poprawi nam nastrój ..
https://nakulinarnympoligonie.blogspot.com/2020/01/kurczak-po-japonsku.html
To chyba tylko ja bylam szczesciara i widzialam pelnie ksiezyca. Dogladalam ksiezyc bardzo czesto aby sprawdzic czy jeszcze jest.
Slodycze przy kasie zlikwidowano juz bardzo dawno temu. Corka tez wyciagala raczki po lizaki lub cukierki. A propos lizakow to na nich nauczyla sie po polsku kolorow.
Patrze do wozkow ale nie za bardzo. Dziwi mnie tez ilosc slodkich napojow i duze pizze po 3€. Co w tej pizzy jest za 3€ ?
Przed chwila Iranczycy potwierdzili, ze to oni zestrzelili samolot przez pomylke.
Dzień dobry raz jeszcze,
Nie wiem czy kurczak po japońsku może mi poprawić nastrój, chyba że sake wypita oddzielnie, a nie w potrawie!
Jest druga nad ranem, na zewnątrz 10 stopni C na plusie, prognozy na najbliższe dni to 14-15 stopni C. Mnie to przeraża, jest połowa stycznia, zima, za kilka miesięcy lato – czy będzie takie jak w Australii? Coraz bardziej prawdopodobne.
Moje obserwacje – od 35 lat latam do Polski i z powrotem. Śledzę temperaturę na zewnątrz samolotu – zawsze na wysokości 10 000 metrów było minus 60 stopni lub niżej, teraz na wysokości 12 200 metrów jest tylko minus 45. Przypadek? Nie sądzę, jak to mówi M.
Słucham starych nagrań – jedno, się nie starzeje, wręcz z czasem staje się coraz bardziej aktualne, potrzebne… W hołdzie dla M.Jacksona – trzy solistki – jedna z Australii, jedna z Afryki Południowej i trzecia z Brazylii…
Słucha oczywiście kto chce…
https://www.bing.com/videos/search?q=abre+rieu+heal+the+world+tribute+Michael+Jacksonm+youtube&&view=detail&mid=1F086D940EF1182C2D081F086D940EF1182C2D08&&FORM=VDRVRV
Danuśka,
Czy w waszej podróży po Hiszpanii trafiliście gdzieś na flamenco. To bardziej chyba Katalonia, Barcelona. Gdzie by nie było, chciałbym zobaczyć.
https://www.bing.com/videos/search?q=flamenco+barcelona+youtube&&view=detail&mid=86FCAB393946A461430786FCAB393946A4614307&&FORM=VDRVRV
Nowy-flamenco to Andaluzja. Oczywiście spektakle można zobaczyć w całej Hiszpanii, ale źródła tego tańca wywodzą się z tamtego regionu i folkloru andaluzyjskich Romów.
Podczas mojej podróży po południowych rubieżach Hiszpanii(O Boże, to było już pięć lat temu!) miałam okazję obejrzeć ten taniec w wyśmienitym wykonaniu. Och, te południowe temperamenty!
Podczas nocy sylwestrowej obserwowałam dwie Hiszpanki, które wprawdzie nie tańczyły flamenco, ale wprowadzały jego elementy(takie, jak na przykład, ruchy rąk) do swojego nowoczesnego tańca. Pomyślałam, że zapewne chodzą do szkoły flamenco, gdzieś w swojej miejscowości.
Porywające są te rytmy flamenco, trudno usiedzieć spokojnie na takim pokazie. Wiem co mówię, oglądałam takie kameralne występy w małym teatrzyku w Madrycie. Wyobrażam sobie, że tańcząc można wytupać cały bunt przeciwko wszystkiemu złu. Gdybym tylko umiała…podobno dla chcącego…więc może kiedyś 🙂
Asiu, nie znam takiego smaku ptasiego mleczka, to połączenie orzechów włoskich i ciemnej czekolady zabrzmiało wyjątkowo smacznie 🙂
Saldo- to wedlowska seria limitowana: https://wedel.pl/products/orzech-wloski/
Widziałam pokaz flamenco w Hiszpanii. Żar i energia. 🙂
Salso – to telefon zmienił Twój nick. 🙂 A ja nie sprawdziłam przed umieszczeniem komentarza 🙂
Asiu, dzięki, będę musiała zajrzeć do ich sklepu firmowego 🙂
Właśnie ruszył Marsz Tysiąca Tóg w Warszawie.
Telefony często nam robią takie psikusy. Nawet nie zauważyłam 🙂
+12c
marsz się odbył ale mam pesymistyczne myśli .. ten marsz jedynie przyspieszy ustawę zmieniającej strukturę sądów, co otworzy możliwość pozbycia się sędziów niepokornych i demolujące sądownictwo, media i resztki systemu demokratycznego. … było sporo ludzi ale też sporo sobie żyje w błogim stanie .. kiedyś jak byłam na takich demonstracjach wracałam z nadzieją .. teraz mi jej brak … 🙁
Dołączyłam i ja, co prawda na ostatnim odcinku, ale dobre i to. Tłumy, wzruszające, ale podobnie jak Jolinek jestem pełna niepokoju. Pod pięknym świątecznym pawiem rozglądałam się za „naszymi”…
Jolinku – mnie już czasami nie pomaga nawet zasada Scarlet O’Hara. 🙁
Oni liczą na to, że ludziom się znudzi. Tylko, że coraz wyższe ceny powodują, że i ci żyjący w błogim stanie zaczynają marudzić, dyskutować w sklepach. Szkoda, że nie interesują ich wartości a portfel. Tylko czy kiedyś było inaczej?
Jutro WOŚP i pełna mobilizacja 🙂
Dla poprawy humoru: https://youtu.be/a60ica0lJYI
https://youtu.be/VYGLHJPfits
https://youtu.be/VYGLHJPfits
https://youtu.be/m3lF2qEA2cw
https://youtu.be/oCuXXpcPpFA
https://youtu.be/L0QAxIKf8G4
Trio x 3 🙂
https://youtu.be/LZY9_Xr5XPA
https://youtu.be/3WOGRCy3wBw
https://youtu.be/woLOqU-KJ4g
Przyznam, nie zagladam do wózków, wydaje mi sie to niedyskretne. Zakupy robię bo muszę i chce jak najszybciej przejść przez kasę i ze sklepu.
Asiu, umililas mi śniadanie muzyka. A czy znasz te wersje Be My Baby?
https://youtu.be/BXPKpQevumc
Oj tam, dyskrecja – przecież jak coś ma się przed oczami, to trudno je zamknąć lub patrzeć w sufit… 🙄
U nas nadal pada mocno – Jerzor pojechał po Lisę na lotnisko (wracała od córki z Florydy), samolot lądował w Atlancie i zawrócił z powrotem do Orlando ze względu na warunki pogodowe. Trochę stracha miałam, bo wieczorem miał być marznący deszcz, ale jak dotąd tylko leje, jest +1c. Mimo wszystko jazda była okropna podobno, no ale kto to mógł przewidzieć… Za tydzień powtórka z rozrywki, bo ten lot jest tylko raz na tydzień. Oby pogoda była lepsza.
Dzisiaj WOŚP 🙂
Alino – nie znałam. Dziękuję 🙂 .
Do wózków nie zaglądam. Patrzę, stojąc w kolejce do kasy, co osoby przede mną wykładają na taśmę. Oczywiście mogłabym uporczywie wpatrywać się w swoje buty, ale to nieciekawe zajęcie w długiej kolejce. 😀
Alino – a te piosenki znasz? 🙂
https://youtu.be/P3OFFUQOJS0
https://youtu.be/tH38m631wxY
https://youtu.be/3G1cNSQ8TBI
sezon grzybowy 2020 rozpoczęty 🙂 . Zbiór uszaków bzowych. Kilka zjadłem na surowo, reszta poszła do suszenia. Będą świetnym dodatkiem do wszelakich gulaszy i zup. Usmażyłem też na nich jajecznicę. Ale bez rewelacji.
A tak prezentują się w plenerze
dobry wieczór …
znajomy się pochwalił, że znalazł pierwsze kurki w tym roku … okolice Chojnic …
Irku-gratulacje! Jeśli dobrze pamiętam to wspominałeś o tych grzybach również w ubiegłym roku, ale nie wiem, czy znalazłeś je już w styczniu. Tegoroczny styczeń raczej przypomina marzec, na naszych około wyszkowskich duktach spacerowicze, rowerzyści i koniarze też. Po spacerze gorąca zupa rybna, przywieziona z Warszawy i podgrzana na prędce była bardzo dobrym pomysłem 🙂
„13 stycznia 2019 roku Paweł Adamowicz tuż przed „Światełkiem do nieba” mniej więcej o tej porze powiedział, że Gdańsk jest miastem szczodrym, hojnym i jest najpiękniejszym miastem na świecie-te słowa nieoczekiwanie stały się jego testamentem po ataku zakończonym jego śmiercią … Agnieszka Chylińska tuż przed 20:00 śpiewa na Placu Bankowym w Warszawie „Kiedy powiem sobie dość” … konfetti w Gdańsku na tegorocznym „Światełko do nieba” a Tomasz Organek śpiewa „Imagine” Johna Lennona .. ” … tyle momentów chwytających za serce ..
A ja wreszcie usiadłam, były dzieciaki, a to zawsze armagedon. Mały był dziś bez apetytu, ma coś z żołądkiem, ale tylko w stosunku do obiadu, owoce i ciasteczka podobały mu się jak zwykle. Dzieci mają ciekawą pamięć, już w domu zapowiedział, że chce się u nas bawić pompką do balonów i rzeczywiście od progu kazał jej szukać i przez parę godzin to była jego główna zabawka, nie całkiem związana z dmuchaniem balonów.
Poczytałam o uszakach bzowych. Na pewno widywałam je w lesie. Teraz, to znaczy jesienią, będę zwracała na nie uwagę i może spróbuję.
Wybraliśmy się dziś na obiad do niedawno otwartej restauracji meksykańskiej. Wcześniej skonsultowałam z obeznaną w temacie osobą, co warto zamówić. Bez szkolenia albo konsultacji człowiek czuje się zagubiony pośród obco brzmiących nazw. 🙂 Doszliśmy do zgodnego wniosku, że owszem, dania były smaczne, ale meksykańskie smaki tylko raz na jakiś czas.
W Gdyni na każdym kroku widać było wolontariuszy i ludzi z naklejonymi serduszkami. Także w restauracjach stały puszki dla chętnych.
polscy żołnierze maja zakaz …
https://fakty.tvn24.pl/fakty-po-poludniu,96/wosp-2020-amerykanscy-zolnierze-kwestuja-w-suwalkach,999802.html
Krystyno, ciekawa jestem jakie dania wybraliście. Restaurator powinien zadbac o dodanie do karty przy nazwach potraw ich opisu. Inaczej rzeczywiście trudno zgadnąć co się pod taką nazwą kryje. Przydatne są oznaczenia kolorowymi papryczkami stopnia ostrości potrawy, ale to często można u nas spotkać. Smaki rzeczywiście mogą nam się wydac dziwne, przyprawy, ostrośc, ale jeśli zrobione według dokładnej receptury, są bardzo dobrej jakości. Np. mięso, świetnie ugotowane czy upieczone, kruche, bez żadnych niemiłych niespodzianek, warzywa i owoce wspaniale dojrzałe. U nas czasem trudno o takie, chociażby awokado, sztuką jest znaleźć takie akuratne, kremowe w kolorze i konsystencji, a nie twarde, zielone i nie dające się wyłuskać ze skorupki.
Małgosiu, miałaś miły choć dość wyczerpujący dzień z wnukami 🙂 bardzo tęsknię za moimi. No i czasem dziadkowie się przydają, a tu daleko, muszą sobie sami radzic. Od czego jednak są przyjaciele, wspierają się więc wzajemnie.
Tak Salso, jutro idę pilnować wnuka.
dzień dobry … ☕
Małgosiu babciowanie czasami bywa meczące … ale potem jest nagroda bo zostajesz najukochańszą Babcią Świata … 🙂 … a ja się cieszę bo Amelka i Mania z koleżankami znowu jada ze mną na wakacje … 🙂
mamy rekord … Jurek Owsiak Wam dziękuje …
Dzień dobry 🙂
Dziś Dzień Sprzątania Biurka
kawa
http://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114528,25524370,jan-maria-szancer-to-on-stworzyl-pana-kleksa-on-ksztaltowal.html#a=158&c=83&s=BoxRozMT
Jolinku,
nie tylko żołnierze, ale także policja i straż pożarna.
Salso,
opisy potraw są w karcie, ale laikowi i tak jest trudno. Jedliśmy tacos /ja z bakłażanem, mąż z jakimś mięsem/ i fajitas / u mnie krewetki + cheddar + papryka, cebula i kolendra/. Lepsza byłaby wersja z mięsem i bez tej nieszczęsnej kolendry, którą przeoczyłam. A deser był znajomy w smaku – chrupiące churrosy z gorącą czekoladą, czyli coś w rodzaju krótkich wstążek o smaku naszych pączków, świeżo usmażonych. Pyszne także bez czekolady. Tutaj można zerknąć do menu: https://www.facebook.com/luismexicantina/menu/ .
„Rok temu Pawłowi Adamowiczowi zadano nożem kilka śmiertelnych ciosów. Po ataku zabójca ogłosił, że był to odwet na sądach i Platformie. Przez wiele tygodni Prezydent Adamowicz był celem kampanii nienawiści ze strony aparatu władzy. Cześć Jego pamięci.” … Donald Tusk …
Dla mnie WOŚP to wielki promień optymizmu i radości w obecnej politycznej rzeczywistości.
Krystyno-churros to w Hiszpanii(i być może w krajach Ameryki Łacińskiej też?) bardzo popularna przekąska śniadaniowa, poniżej więcej na temat tego smakołyku:
https://hispanico.pl/churros/
Znalezienie churrerii to żaden problem-ponętny zapach smażonych churros zaprowadzi nas bezbłędnie na miejsce. Jeśli lubicie pączki i faworki, to polubicie również churros, ja polubiłam bardzo 🙂
DZISIAJ OBCHODZIMY: Dzień Wzajemnej Adoracji
-8c, biało.
Fasola?
Danuśka,
to było rzeczywiście klasyczne churros. W domu pewnie można zrobić, ale lepiej zjeść ciepłe i chrupiące gdzieś na mieście. Okazuje się, że w Gdyni jest 5 czy 6 miejsc z meksykańskim jedzeniem. Pewnie serwują też churros. Do kawy idealne, a jedna porcja wystarczy dla 2-3 osób. Wyrzuty sumienia będą mniejsze.
Wiosenna pogoda i brak perspektyw na zimę nastraja mnie ponuro. Brak mi zimowych widoków.
Krystyno, dzięki za Twoją odpowiedź i jednocześnie przepraszam, że dopiero teraz piszę. Dzień miałam zabiegany. Najważniejsze, że kolacja była smaczna, no może poza tą nieszczęsną kolendrą, która wielu osobom nie smakuje. Churrosy są popularne też w Meksyku, ale najczęściej spotykałam takie uliczne, oszklone i na kółkach wytwórnie tego smakołyku. Zwykle piekła je kobieta otoczona wianuszkiem dzieci. Można było obserwować proces wytwarzania łakoci, a wokół snuł się zapach wabiący łasuchów już z daleka. W restauracjach rzadko kiedy widywałam ten deser, sama najchętniej zamawiałam flan, lody, czasem sernik. Zwykle pod koniec posiłku kelner prezentował na wózeczku całą paletę przeróżnych słodkości, trudno było się zdecydować.
http://haps.pl/Haps/56,167709,21555090,jak-przygotowac-najlepszy-stek-szef-kuchni-w-sklepie-zawsze.html#s=BoxLSImg1
Mam stare wydanie „Basni” Andersena z ilustracjami Szancera -piekne, choc kolory sa raczej ciemnawe i ogolne wrazenie dosc smutne, co zauwazylo moje dziecko kiedy czytalam jej te bajki. Moze to kwestia starzejacego sie papieru, zmieniajacego kolory? Dla mnie te ilustracje sa piekne i niepowtarzalne w swym stylu.
Pogoda beznadziejna, brakuje mi slonca.
GosiuB – też bardzo lubię ilustracje Jana Marcina Szancera. Nie tylko te z Baśni Andersena. Pamiętam, że moja kuzynka miała książkę Heleny Bechlerowej „Za złota bramą”. Ilustrował ją również pan Szancer. Ilustracje dodawały jeszcze uroku i tajemniczości fabule.
https://sobolewska.blog.polityka.pl/2009/09/20/szancer-za-zlota-brama/
I jeszcze jeden ciekawy artykuł: https://niezlasztuka.net/o-sztuce/jan-marcin-szancer-krol-ilustratorow-malarz-dzieciecych-marzen-ilustrator/
Asiu, pamietam te ksiazke, wlasnie ilustracje bardziej niz tresc!
Jan Marcin Szancer jest w mojej książce królem ilustracji (przede wszystkim za serię „Pan Kleks”), zaraz za nim Marian Walentynowicz, ilustrujący wszelkie przygody Koziołka Matołka, spisane przez Kornela Makuszyńskiego. Z dzieciństwa zapamiętałam bardzo wyraźnie ilustracje do książki Marii Konopnickiej „Na jagody” – zerknęłam w internet, ilustracje, bardzo sugestywne i wspaniałe, zrobiła pani Edyta Cwiek.
Pierwsze wydanie ilustrowała Zofia Fijałkowska, ja miałam tę książkę z ilustracjami Edyty Cwiek.
https://w.bibliotece.pl/1116709/Na+jagody
Właśnie dostałam nową książkę Jamiego Oliver’a Wege. Na razie przeglądam, wpadły mi w oko ładne zdjęcia i szukam przepisów, które mi się spodobają.
Małgosiu – z Kurjera Stanisławowskiego, 1912 r. (pisownia oryginalna)
„Nr 1. Miesięcznika „Jarskie Życie” Czarnowskiego, wyszedł i zawiera następujące pismo: Cześć Wam jarosze! – jarskie życie – lepszy byt!; jak należy rozumieć słowo „jarstwo”?; Historja ruchu „jarskiego w Polsce”; Jarstwo a rozwój siły mięśni; Jarskie rady na porę obecną;
Jarstwo skutecznym środkiem przeciwko alkoholizmowi; List byłego rzeźnika do Tołstoja; Kronika; Wiadomości ze świata; Rady praktyczne.” 😀
Jamie Oliver to bardzo plodny pisarz ksiazek z przepisami – ma na swym koncie kolo 30 tytulow, a moze i wiecej? Lubie jego programy telewizyjne, ostatnio widzialam kilka odcinkow z serii „5 Ingredients/5 Skladnikow” i byly dosc inspirujace.
Cicho tu dzisiaj – gotuja wszyscy czy co?
O miłym wypoczynku, w spokojnym, domowym zaciszu 😀
Również z Kurjera Stanisławowskiego – rok 1909, pisownia jak zwykle oryginalna:
„Cisza domowa w zakątku Stanisławowa. Dumanie powakacyjne.
Cóż przyjemniejszego być może, jak chwila spoczynku w atmosferze cichości i spokoju, z zajmującą książką w ręku! Masz urlop, zdrowie ci służy, wszystkie „Bady” są niemożliwie kosztowne, ponieważ jednak mieszkasz na ustronniejszej ulicy Stanisławowa, pośród ogrodów, nie wyjeżdżając więc nigdzie, wygodnie i spokojnie spędzisz sobie czas kilkutygodniowego urlopu podczas wakacji. Otóż jak się ta cisza i spoczynek przedstawia w miejscu, gdzie przyjazne losy, pozwoliły Ci rozłożyć swoje lary i penaty. Podwórze tej lichej przystani przedstawia kwadrat, którego ścianę w głębi zajmuje oficyna, dwa boki, zwężone cokolwiek dwoma frontowemi, parterowemi domami, z których jeden zajmujesz z rodziną, ścianę zaś przednią, przedstawiają sztachety, od ulicy z dwiema furtkami. Da te domy wraz z oficyną obejmują sześć mieszkań, w których znajduje się razem zwyż 22 dzieci, różnego wieku. Otóż szczęśliwy mieszkańcze tego zacisza, po spożyciu obiadu, układasz się do poobiedniej drzemki, usypiasz słodko, wtem wrzask przeraźliwy porywa cię z łóżka, co się dzieje?! To najmłodsza latorośl twoich sąsiadów, zleciała z kamiennych stopni i rozbiła sobie nos. Matka biegnie z mokrym ręcznikiem, gromadka zaś dzieci, jedno przez drugie opowiada, jakim sposobem stało się to nieszczęście. Powracasz zły do swej drzemki i powoli wraca wszystko do zwykłego spokoju tj. kilku chłopców bawi się w pociągi, biegając z jednego końca podwórza w drugi, świszcząc, trąbiąc, sycząc i urządzając karambole; drugich kilkoro tuż pod twojem oknem, urządzają partję ciuciubabki lub palanta, słyszysz gorące sprzeczki o dokładności pocisku lub jego doniosłości, beczy malec, który przewrócił się przy zabawie. W sąsiednim pokoju odbywa się lekcja muzyki, zaś w sąsiednim domu, wygrywa ktoś równocześnie gammy, przeróżne ćwiczenia i kawałki na fortepianie, na którym jedna z prababek próbowała trudnej sztuki poruszania palcami po klawiszach, słyszysz mdłe te produkcje z przerażającą dokładnością dzięki otwartym oknom. Z ulicy dochodzi nieustanny turkot dorożek i fur do kolei, przed furtką zaś stoi twój własny pies i ujada ze wszystkich sił na przechodzącego kominiarza! Po chwili ucisza się cokolwiek, lekcja się skończyła, psa napędzono, dzieci przerwały swoją zabawę, wtem brzdęk! Szkło się sypie, to, wprawną ręką rzucony pocisk z katapuli, rozbił szybę w drobne kawałki, krzyk się rozlega znowu, bo któryś z bachorów nabił sobie guza, równocześnie zaś cały prawie komplet dzieci wzmożony nowemi przybyszami znajomych i kolegów rozpoczyna grę samowarek! Samowarek huczy, szumi, krzesła się wywracają, dzieci się śmieją i krzyczą z uciechy, pies zirytowany znowu szczekać zaczyna, drzwi u sąsiadów zamykane energicznie, strzelają jak z armaty, ty zaś szczęśliwy mieszkańcze tego zacisza – zrywasz się wściekły, bierzesz kapelusz i uciekasz z domu prosząc Boga aby prędzej te pełne życia i zdrowia latorośle, szkoła przyjęła w swoje objęcia i postanawiasz na rok następny uciekać na czas urlopu w najniedostępniejsze okolice.
G.”
Nie Gosiu, nie gotują, tylko są zalatani. Zawsze wszyscy powtarzają, że zusowscy stypendyści są stale zajęci i na nic nie mają czasu. Dopóki człowiek sam nie przejdzie na emeryturę to nie bardzo chce w to wierzyć, a potem okazuję się, że to prawda.
Dzisiaj w ramach rozlicznych zajęć byłam też w kinie na: https://www.filmweb.pl/film/Na+no%C5%BCe-2019-816979
Świetnie zagrany, doskonale wyreżyserowany kryminał o zaskakujących zwrotach akcji, po prostu dobre kino.
Asiu 🙂
W filmie, o którym wspominam powyżej sen jednej z bohaterek jest z kolei przerywany odgłosem niemiłosiernie trzeszczących schodów.
Asiu, dziekuje za piosenki, nie znałam. I za wiesci ze Stanislawowa 🙂
Chętnie obejrze film, o ktorym wspomina Danuśka. Tylko czy tutaj dotrze?
W prasie i w radiu zachwyty nad naszym zdolnym Jakubem Józefem Orlinskim. Wydał płytę Facce d’amore i koncertuje teraz we Francji.
Alino-życzę, by dotarł! Wybieram się jeszcze na: https://www.filmweb.pl/film/Oficer+i+szpieg-2019-655158
który być może już widzialaś?
Nareszcie film, który możemy obejrzeć razem z Osobistym Wędkarzem. Muszę jednak poczekać aż wyzdrowieje, jako że dopadły go jakieś przeziębieniowe wirusy.
Skoro o filmie to może drobna anegdota 🙂
Andrzej Wajda spotkał się kiedyś w Paryżu z Elią Kazanem.
-Widzialem niedawno pański film, ten, który dzieje się w nocy- powiedział Kazan.
-„Kanał”?
-Nie, kolorowy film, na którym dużo tańcżą.
-Aaa, pewnie „Wesele”?
-Tak, „Wesele”. Świetny film. Kto panu napisał taki scenariusz?
Danuska, Film Polanskiego ” Oficer i szpieg ” jest bardzo dobry. Slyszalam wczesniej o historii Dreyfusa, ale nie znalam szczegolow. W jednej ze scen zauwazylam Polanskiego.
Tez leze zlozona jakims wirusowym przeziebieniem.
Elapa-dzięki za opinię, a zatem tym bardziej się wybierzemy.
Życzę Ci zdrowia, wirusy ostatnio mocno aktywne.
Możliwe, że Jolinka też coś nie dopadło…
Alino,
oglądałam wczoraj wieczorem w telewizji relację z wręczenia Paszportów Polityki. W kategorii muzyka poważna Paszport otrzymał właśnie Jakub Józef Orliński; w ubiegłym roku też był nominowany. Nagrodę odbierała jego mama, ponieważ laureat koncertuje we Francji.
Przeziębienia mają się dobrze i trudno się ich pozbyć. Niby jestem zdrowa, ale kaszel ciągle się odzywa.
+4c
Kulinarnie – zakupiłam dzisiaj trzy porządne patelnie firmy Lagostina, 18-26-34cm. Już im się należał recykling, a te nowe 70% taniej, bo jeszcze trwa wyprzedaż świąteczna. To tak przy okazji, bo pojechaliśmy po lampę stojącą, stara miała 26 lat i odmówiła współpracy. I przy okazji zauważyłam te patelnie.
Krupnik, który miał być wczoraj, będzie jutro, bo dzisiaj śledzie i sałata.
Poza tym Mróz mnie trzyma, trylogia „Parabellum”. Taki „Kapitan Kloss” – on chyba pisze gotowce na seriale filmowe, już druga książka w takim stylu. Ale czyta się szybko, sprawnie napisane.
Ostatni kuchenny nabytek to zestaw noży. I choć obchodzę się z nimi bardzo ostrożnie, to nie uniknęłam kontaktu z ostrzem. Na szczęście „rany” były lekkie. Tępe noże potrafią człowieka zdenerwować, ale są bezpieczniejsze.
Noże… jak mi na jakimś zależy, to chowam go głęboko przed wszystkimi w domu, bo rychło będzie zniszczony, używany do celów nie takich, jak należy. Albo będzie stępiony, albo złamany, albo wygięty dziwnie. Ostatnio ukrywam zgrabny malutki nożyk szwajcarskiej produkcji, który służy mi do obierania bardzo cienko ziemniaków i innych warzyw.
Patelnie też by służyły, gdybym trzymała je pod kluczem, ale wzięłam się na sposób – zniszczona, porysowana, to kupujemy nową. Ta największa długo się chowała, ale w końcu „sama” się zarysowała nożem tak mocno i w kilku miejscach, że ostatnie placki ziemniaczane przywierały denerwująco. Dobrze, że się o nią otarłam dzisiaj w sklepie i zamiast za 120$ kupiłam za 40$ w ramach wyprzedaży poświątecznej.
Krystyno, Orlinski podbił serce Francuzow tym występem latem 2017 roku
https://youtu.be/yF4YXv6ZIuE
Orlinski wystapil tez chyba dwa razy na koncercie z okazji swieta narodowego Francji 14 lipca na Polach Marsowych w Paryzu.
dzień dobry … ☕
nie jestem przeziębiona … ale okropnie przygnębiona tym co dzieje się w naszym kraju … zwyczajnie nie mam nic do napisania …
Jolinku, większość z nas jest przygnębiona, ale trzeba sobie powiedzieć co mogę zrobić i jeśli to robisz to znaczy , że więcej nie można, bo przecież żadne z nas nie pójdzie strzelać. Oni chcą żebyśmy byli pogrążeni, ale nie można się na to zgodzić, bo to nam w niczym nie pomoże tylko zaszkodzi. Trzeba żyć nadzieją, że jutro będzie lepiej.
Małgosiu-sądzę, że pisowcy wcale nie chcą, abyśmy byli pogrążeni. Oni uważają, iż robią wszystko, by zapewnić nam spokój, radość i bezpieczeństwo. Na dodatek są przekonani, że „posiadają wiedzę”(!), oczywiście jedyną i słuszną, jak tego dokonać. Poniżej mocny i przygnębiający artykuł sprzed roku. Niestety nieustająco aktualny:
https://wyborcza.pl/7,95891,22944890,pisowcy-kim-nie-sa-kim-sa.html
Pogoda nadal bardzo wiosenna, nie sposób nie wyjść na spacer. Spotykam przy tej okazji właścicieli psów zapoznanych jeszcze przy okazji wędrówek z Pikselem.
Niektórzy mają już kolejnego psa, a inni wyprowadzają nadal tego samego czworonoga.
Zgadzam się z Małgosią, róbmy „po Młynarskiemu” – swoje.
Kampania PAD trwa od miesięcy i jest to kampania powiatowa, jak przystało na prezydenta, który brzydzi się elitami, czyli tymi, co chcą wiedzieć, czytają, interesują się. Niestety, sporo prawdy w tym, że „ciemny lud to kupi”, tę powiatową kampanię i że „wreszcie ktoś do nas przyjechał, wysłuchał nas…”.
I tu zacytuję Starą Żabę – i co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz…
Wczorajsze występy gościnne trojga osłów w Brukseli to totalna załamka i przeniesienie magla z Brzeszcz do EU.
Ale to się skończy, bo skończyć się musi. Wiwat WOŚP!
U nas zero c oraz zimowa bajka z drzewami oblepionymi śniegiem, z 10cm już napadało i nadal pada.
Haneczko,
też mam dosyć Mroza. Pierwsza książka „Władza absolutna” – nawet, nawet, ale jak pisałam, bardzo scenariuszowa, filmowa, taka sensacyjno-polityczna, można rzec.
A teraz trylogia „Parabellum” – pierwszy tom owszem, przełknęłam dość gładko, przygody wojenne w stylu kapitana Klossa. Drugi i trzeci z trudem i na tym koniec, nie tknę więcej. Bo ileż można znieść drobiazgowych opisów tortur, znęcania się i tym podobnych, a tego autor nie szczędzi. Mało tego – takiego zagęszczenia powyższych to w żadnej książce nie widziałam, do tego tak obrazowo przedstawionych. Czy to taka moda??? Bo pani Bonda też epatuje podobnymi scenami w swoich książkach, chociaż nie aż tak nachalnie.
Otóż sądząc z opisów, obiekty tych wyrafinowanych tortur w połowie pierwszych powinni oddać ducha, a oni dziwnym trafem przeżywają, by znowu i znowu wpaść w łapy oprawcy i znów przeżywać (a czytelnik razem z nimi) powtórkę z rozrywki. Historia toczy się wartko, ale tego sosu jest stanowczo za dużo, nawet jak na wojenne przygody. Chwatit.
A poza tym z Małgosią zgadzam się też!
Jeszcze o czworonogach.
Nasza gospodyni z Toporzyka (tam, gdzie nocujemy podczas zjazdów u Żaby) zamieszcza na fejsbuku głównie piękne zdjęcia koni. Czasem zdarzają się też psy: http://ak5.pl/jo7.html
Oraz koty też 🙂 http://ak5.pl/ko7.html
Piękne, prawda?
Alicjo-co nie zmienia faktu, że książki Mroza stale w zakładce, lub też na półce: bestsellery.
https://photos.app.goo.gl/Agv5NUbRWTEKUE2V8
Danuśka,
no właśnie…i dlatego pytam, czy to taka moda? To ludzie lubią czytać? Zresztą, co ja się dziwię, dawne horrory filmowe czy czytelnicze to bajki w porównaniu z tym, co teraz można zobaczyć lub przeczytać…
Marzy mi się taki widok jak u Alicji za oknem, ja jeszcze w tym roku śniegu nie widziałam.
A co do Mroza, trochę czytałam sugerując się bestsellerami, ale już mi przeszło. Przy takim czytelnictwie w naszym kraju, dobrze, że cokolwiek czytają. Statystyki są dramatyczne, artykuł sprzed dwóch lat
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/klasykipolityki/1760878,1,kraina-analfabetow.read
Danuśka, zwierzątka cudne! Małe kotki, ale i szczeniaki są wyjątkowo sympatyczne.
Malgosiu, ten artykul jest juz dosc stary – pierwszy raz ukazal sie w 2003 roku. Nie wiem na ile jest aktualny, bo rzeczywistosc czytelnicza zmienila sie bardzo w przeciagu 17 lat (druk, ksiazki papierowe vs. materialy i gatunki cyfrowe).
Problem czytelnictwa to niestety jeden ze skutkow takiego a nie innego systemu szkolnictwa, w szczegolnosci j.polskiego – nie nadazajacego za nowa rzeczywistoscia w swej tresci, metodyce i ogolnych zalozeniach. Ksiazki ksztaltuja miedzy innymi nasz sposob postrzegania rzeczywistosci i wartosci – dlatego wybor lektur i to co z nimi robimy jest taki wazny.
Wiem, w szkolnictwie sa chlubne wyjatki i indywidualne osiagniecia, ale chodzi o prowincjonalna „srednia”, nie to co dzieje sie w duzych miastach.
Rowniez to m. in. szkola powinna dawac jakies podstawy wiedzy o systemach politycznych, funkcjach instytucji panstwowych itp. plus ksztaltowanie postaw i zachowan obywatelskich. To szkola powinna uczyc szacunku do innosci, wspolpracy i umiejetnosci rozwiazywania problemow w grupie, pomagania slabszym, itp. No, ale to juz zupelnie inna dyskusja.
PS – to nie jest krytyka – tylko niewesole wrazenia … nie jestem w Polsce na codzien wiec mam inna perspektywe …
Przykład po pierwsze musi być w domu. Jak w domu nie ma książek i się ich nie czyta, to trudno oczekiwać, że szkoła zrobi za rodziców robotę wstępną. Czytanie bajek na dobranoc i przede wszystkim czytanie – jako przykład.
W artykule podano, że coraz mniej osób w średnim wieku sięga po książki i że jest to również wynik tego, że jesteśmy zapracowanym społeczeństwem. Wydaje mi się, że to również jest prawdą. Zawsze dużo czytałam, czytam nadal, ale ostatnio często zasypiam nad książką. Rośnie stos pozycji, które czekają na przeczytanie. Oprócz tego jest też internet – muszę przecież codziennie zajrzeć na nasz blog 🙂 .
Szkoła powinna zachęcać do czytania, ale wiele zależy też od nauczyciela. Czy wszyscy nauczyciele w wolnym czasie zagłębiają się w lekturze? 🙂 Nie sądzę. Najbardziej martwię się tym, że samorządy mają ostatnio mniejsze dochody (wiadomo dlaczego) albo są zarządzane przez paskudną zmianę i przestają dotować biblioteki. 🙁 U nas powoli zaczynają zamykać biblioteczne filie. Na przykład w szpitalu, ale słyszałam, że mają ochotę zlikwidować też te wiejskie. Nasza powiatowa jest zamknięta w soboty, a w dni powszednie czynna najczęściej do 16. Chyba tylko raz w tygodniu do 17:00. W ten sposób wiele osób nie ma możliwości skorzystania z biblioteki.
Z pozytywów – znam osoby, które w latach szkolnych czytały tylko lektury, a teraz zdecydowanie poprawiają czytelnicze statystyki 🙂 .
Alicjo – to nie zawsze działa 😀 Już kiedyś o tym pisałam. U mnie w domu zawsze czytano – i rodzice i babcia, są i były książki, czytano dzieciom bajki i inne lektury, już w pierwszej klasie zapisano mnie do biblioteki dziecięcej, do której biegałam co tydzień. Czyli był i przykład i zachęta. Ja czytałam i czytam dużo, a moja siostra nie garnęła się jakoś specjalnie do książek. Miała inne zainteresowania – ma talent plastyczny i zawsze dużo rysowała, malowała, rzeźbiła itp. Nadal to robi. Oczywiście czyta, ale nie są to oszałamiające ilości 😉
Mimo to ma dużą wiedzę i szerokie horyzonty 🙂 .
Mysle tez, ze wazniejsze jest co sie czyta, a nie ile sie czyta.
Mam kolezanke ktora bardzo zawyza staystyki kryminalami i romansowymi historiami – czy to dobrze? Sam fakt, ze przeczytala duzo tego typu ksiazek nic nie znaczy. Nie sadze ze tego typu lektury zmieniaja jakos jej oglad swiata czy poszerzaja horyzonty. Dla mnie jest to prostu mily sposob spedzania czasu.
Obejrzenie dobrego 1-godzinnego dokumentu w telewizji jest dla mnie wartosciowsze niz spedzanie kazdego wieczoru z byle jaka ksiazka. A jeszcze lepsze jest przeczytanie lub obejrzenie czegos i podyskutowanie o tym.
Myślę, że pisarze nigdy nie będą bezrobotni, bo od dziejów ludzkości, nawet zanim wynaleziono pismo, ludzie lubili słuchać opowieści. Teraz te opowieści można wyrazić inaczej – teatr, film itp. ale książka nie zginie, najwyżej zmienią się i już się zmieniają nośniki treści. Olga Tokarczuk powiedziała w którymś z wywiadów, że czytelnictwo to coraz bardziej zajęcie elitarne.
Zgoda, tylko powinno istnieć jakieś minimum wiedzy na temat literatury, która przecież daje jakie takie pojęcie o człowieku i świecie, w którym żyjemy i wcześniej żyli inni, zostawiając nam w spadku to, co napisali.
U mnie w klasie (ogólniak, pierwsze lata 70-te) tak naprawdę czytały z ochotą i wszystko tylko 2 osoby, a reszta przede wszystkim to, co trzeba było z lektur, a i to z przymusem i po łebkach. Czytaliśmy też bez musu literaturę dla dzieci (w podstawówkach – i sporo tego było!) i młodzieży. Teraz nie znam się na tym rynku, ale pewnie coś tam jest na półkach.
No i czas, to, o czym mówi Asia, zapracowani ludzie. Ja mam naprawdę luksusową sytuację, ale były czasy, kiedy też byłam zapracowana. Mimo wszystko rytuał pozostał, nie ma spania bez przeczytania przed.
A likwidowanie bibliotek to bardzo smutna sprawa zwłaszcza w dobie drogiej książki. Bo księgarnie to już inna sprawa, rządzi się prawem rynku, o czym miałam się okazję przekonać ostatnio w Drawsku Pomorskim. Przez 2 czy 3 lata księgarni nie było, bo poprzednia upadła, a tu nagle znalazł się entuzjasta i otworzył – aczkolwiek nie krył zatroskania, czy wytrwa do przyszłego września. Oby!
GosiaB,
myślę, że sam fakt, że się czyta, to dobry znak. Myślę, że na półkach księgarskich mają prawo być romansidła, kryminały i różnego rodzaju czytadła, dlaczego nie? Miłośnik muzyki klasycznej też może posłuchać rocka, jak go to bawi. Ja czytam wszystko, nawet Mroza przeczytałam – bo to jest literatura typu rozrywkowego (chociaż mroczna!) i taka też ma rację bytu.
Mroczne kryminały Marka Krajewskiego to literatura wysokiej klasy – a poza tym daje nam obraz przedwojennego Lwowa i przedwojennego Breslau. Mariusza Czubaja, również znanego i cenionego przeze mnie „kryminalisty”- „Około północy”, ostatnia książka, oddaje znakomicie atmosferę końca lat 60-tych i kryminałem jako takim nie jest. Czytać wypada wszystko, a nie tylko to, co wypada czytać 😉
Alicjo, nie mam nic przeciwko czytaniu „lekkich” ksiazek – ja tez lubie kryminaly – od czasu do czasu :).
Ale jesli ktos czyta tylko to, to nie moge powiedziec ze to jest osoba oczytana. Sama ilosc przeczytanych ksiazek nie przeklada sie na jakosc refleksji czy ogladu swiata. A przeciez po to pisza pisarze – zeby dac czytelnikowi material do refleksji, zastanowienia sie nad soba i relacja ze swiatem, wplynac na to jak postrzegamy otaczajaca nas rzeczywistosc itp. ja nie mowie o czytaniu tego co wypada, tylko wybieraniu do czytania nie tylko tego co latwe i przyjemne, ale tez trudne i stawiajace pytania, zmuszajace do myslenia.
Ale to jest ciekawa kwestia – czy sam fakt ze ktos czyta jest juz pozytywny? i dlaczego?
No dobra – ale literatura to rozrywka. I ta wysoka, i ta z dolnej półki. Czy wszystko musi być refleksyjne, głębokie, pouczające i „rozszerzające horyzonty”?
Tak samo istnieje muzyka klasyczna i muzyka, jak to mawiał Lucjan Kydryński, lekka, łatwa i przyjemna. Sprawa gustu. Oczywiście, że fakt, że ktoś w ogóle czyta, jest faktem – jak dla mnie – pozytywnym.
Te książki ktoś dla kogoś napisał, no proszę, Mróz od długiego czasu pisze bestsellery, a że to akurat nie moja półka, to co z tego, ludzie to czytają i bardzo dobrze, że czytają.
Coś wciskane na siłę, jak te lektury na przykład, nielubiane zazwyczaj, wywołują skutek wręcz odwrotny. A lektura Mroza dała mi taką refleksję – hm, to takie powieści dzisiejszy czytelnik sobie ceni… Ale przecież nie tylko!
Nie zgadzam się, nie wszystkie książki muszą ” dac czytelnikowi material do refleksji, zastanowienia sie nad soba i relacja ze swiatem, wplynac na to jak postrzegamy otaczajaca nas rzeczywistosc itp.” Toż to banał.
Materiałem do refleksji i poszerzania horyzontów może być również rozmowa z drugim człowiekiem, sztuka, muzyka. Ciekawe jest też, jak człowiek czytający, wykorzystuje zdobytą w ten sposób wiedzę.
Mamy przykład prezesa „bibliotekarza”, przez którego Jolinek jest przygnębiona. Ten „bibliotekarz”, podobno czytał i czyta nadal dużo tak zwanej „poważnej literatury”. A może dla nas wszystkich lepiej byłoby, gdyby zaczytywał się w romansach, a nawet w tak zwanych „harlequinach” 😉 Jakoś lektury nie poszerzyły mu horyzontów. 🙁
Alicjo, zgadzam sie – kazdy czyta co lubi. Ale sam fakt ,ze ktos czyta tylko (podkreslenie) byle co, nie swiadczy o jego poziomie oczytania. Tylko dlatego ze przeczytal duzo? To tak jak bym powiedziala o disco polo ze to taka sama muzyka jak kazda, i dobrze ze ktos slucha chocby tylko to.
Pan Mroz jest zrecznym rzemieslnikiem i produkuje duzo, poki jego ksiazki sa na fali i dobrze sie sprzedaja. Na zdrowie.
Mysle ze my mowimy o dwoch roznych rzeczach – czytelnictwie jako czytaniu slowa drukowanego i czytelnictwie jako czytaniu literatury (beletrystyki, faktu, itp). To drugie powinno byc uczone w szkole i lektury (dobrze dobrane i ciekawie omawiane) moge zachecic do czytania z mysleniem. Lista lektur w szkole w Polsce (znam tylko z prasy) to masakra, zniechecajaca do czytania.
I masz racje, duzo sie wynosi z domu np. nawyk czytania, ale czy przeniesie sie go na zycie dorosle to juz inna kwestia.
Wracajac z pracy pociagiem – w przedziale bylo kolo 40 osob: 1 pani z ksiazka papierowa, reszta – nosy w telefonach.
Ostatnio czytając blogi krytyków literatury spotkałam się z opinią, że literatura faktu i reportaże to tak zwany drugi gatunek. Liczy się tylko literatura piękna. 😯 Naprawdę. I co z tym zrobić? 🙂
Dojeżdżając do pracy najczęściej czytałam książki wypożyczone w wirtualnej bibliotece – na przykład „Księgi Jakubowe”. W telefonie właśnie. 🙂
Problem tylko jest taki, że demokracja nie rozróżnia między mądrymi i mądrymi inaczej. Prawie połowa społeczeństwa nie potrafi czytać rozkładów jazdy, ulotek od leków, mapek pogody, gubi się przy głosowaniu jak jest więcej niż jedna strona (słynne książeczki) itd, oglądają TVP, słuchają proboszcza i łatwo podlegają sugestiom, bo polityką sami się nie interesują, więc chętnie korzystają z podpowiedzi, a jak jeszcze im się coś obieca … to mamy co mamy. Takie mamy niestety społeczeństwo. Muszę chyba zakończyć tę analizę, bo za dużo mi się uleje.
Na temat 🙂
Z Kurjera Stanisławowskiego, 1911 r.
„Czytanie bajek.
W niedzielę dnia 10 i 17 grudnia urządza Koło Panien Polek w sali kasyna miejskiego czytanie bajek, ilustrowane obrazami świetlnymi. Bajki te, to przeważnie arcydzieła naszej literatury dziecinnej, utwory takich mistrzów słowa, jak Konopnicka i Bełza. Podobne czytanie wzbudziło wśród dziatwy lwowskiej ogromne zajęcie, myślimy więc, że i nasza publiczność zechce dostarczyć swej dziatwie tak miłej i odpowiedniej rozrywki. Początek o godz. 3 po południu. Wstęp na salę 30 halerzy.”
I z roku 1909 – okazuje się, że problem jest znany od ponad 100 lat.
(pisownia oryginalna).
„O księgowstręcie słów kilkoro.
Sporo u nas ludzi cierpi na księgowstręt. Obdłużających się u firm niemieckich dla sprawienia sobie pięknie oprawnego leksykonu i tych, którzy są zmuszeni dać dzieciom parę papierków na zakupno książek szkolnych, nie liczymy bo pierwsi kupują leksykon jak szaflik lub krzesło, po prostu jak jaka efektowną ozdobę pokoju, drudzy zaś czynią zakupna w księgarniach pod grozą przepisów c. k. władz szkolnych.
Jakiś nasz przyjaciel mógłby jeszcze na obronę przytoczyć okoliczność, że kraj biedny a zatem na książki pieniędzy nie ma, inny znowu jako okoliczność łagodzącą wypowiedzieć parę słów na temat nie dość przeprowadzonej organizacji naszego targu księgarskiego i w ten sposób osłabić nieco zbyt apodyktyczny wyrok potępienia. Ale tylko osłabić bo wręcz protestować przeciw niemu trudno wobec faktu zawstydzającego, iż nie tylko nic nie chcemy kupić, ale nawet i przeczytać, gdy nam się do tego sposobność nadarza.
Mimo woli nasuwa się pytanie co robią długimi wieczorami zimowymi te nieprzebrane zastępy urzędników i nieurzędników.
Czy one poza gazetą już nigdy niczego nie czytają, rdzewiejąc w niewesołej atmosferze codziennych trosk i kłopotów.
Jeżeli tak, to zaiste smutny przedstawiamy obraz. Wszyscy naokół nas się kształcą , uczą i postępują, my jedni zostajemy w tyle, pozwalając się przez wszystkich wyprzedzać. Może czekamy, aż nas kto wyręczy i w tym kierunku jak to ma miejsce na setnych polach działalności publicznej, społecznej i ekonomicznej. Płonne są jednak nasze nadzieje. Wykształcić musimy się sami.
Nie uczynimy tego, to tem samem wypiszemy na siebie wyrok potępienia w oczach świata cywilizowanego, a kilku uczonych i artystów nas nie zbawi, gdy ogół będzie ciemny i niewykształcony.”
Tylko, że wtedy było ponad 30% analfabetów, a teraz teoretycznie ich nie ma.
Ale widzę, że warszawskich bibliotekach coś się rusza, moje wnuki tam chodzą nie tylko po książki, są tam też organizowane różne imprezy, ja byłam z wnuczką na przedstawieniu przed świętami. Wnuczęta mają już z pięć półek ze swoimi książkami, doskonale je znają, bo wieczorem jest to sposób na ich uspokojenie. Mam nadzieję, że w przyszłości będą same czytać.
Nie będę pisała o szczegółach dotyczących naszej biblioteki bo potem ze złości nie zasnę, a jutro rano trzeba wstać i iść do pracy. 🙂
Małgosiu – tak, wtedy było wielu analfabetów (w każdym zaborze wyglądało to nieco inaczej), ale w artykule jest mowa o tych umiejących czytać i pisać – między innymi urzędnikach, którzy mogą, a nie interesują się literaturą i dalszym kształceniem.
We wsi, z której pochodziła moja prababcia istniała już wówczas, na przełomie wieków, czytelnia ludowa.
O pisarzach, literaturze i księgarniach też 🙂
Tadeusz Dołęga-Mostowicz był przed wojną bardzo popularnym i poczytnym autorem.
Jego powieści przynosiły ogromne dochody, więc żył dostatnio. Pewnego razu zapytał go jeden ze znajomych literatów:
-Dlaczego pan, cżłowiek tak zdolny, nie pisze książek, które dadzą panu poczesne miejsce w polskiej literaturze? Przecież stać pana na to!
-Moi koledzy pisarze, żyjąc skromnie, po śmierci doczekają się może pomników- odrzekł Mostowicz- ja zaś wolę za życia jeździć mercedesem.
W czasie podróży po Rosji Aleksander Dumas przybył do jednego z większych miast, w którym właściciel dużej księgarni zaprosił go do obejrzenia swego księgozbioru. Chcąc szanownemu gościowi zrobić przyjemność, dzień przed wizytą pisarza polecił zapełnić regały wyłacznie jego dziełami. Po przybyciu do księgarni zdumiony Dumas zapytał:
-A gdzie się podziały książki innych autorów?
-Wy…wyprzedane- wyjąkał zmiesznay księgarz.
„Wy…wyprzedane!” – świetne 🙂
-14c
Alicjo-podziel się z nami tymi minusami. Nie sądziłam, że kiedyś będę tęskniła za mrozem, śmiegiem i…. skrobaniem szronu z szyb samochodowych!
Tadeusz Dołęga- Mostowicz żył krótko, ale przynajmniej cieszył się wielką popularnością, co przekładało się na jego sytuację materialną. Nie był pupilem władzy, bo odnosił się do niej krytycznie. W swoich książkach poruszał także ważne tematy społeczne. Wiele jego książek zostało sfilmowanych. Pamiętamy Znachora, Karierę Nikodema Dyzmy, Doktora Murka, Pamiętnik pani Hanki. Teraz wyszedł z mody, ale filmy i seriale można czasem obejrzeć w telewizji.
Małe minusy były w nocy, ale w dzień nadal wiosna.
Minusy są podobno chwilowe, ale bierzcie, bierzcie!
„Znachora” mam i nawet parę tygodni temu sobie odświeżyłam tę książkę.
Teraz mi przyszło do głowy, że gdyby Mróz rozmroził nieco te mrożące krew w żyłach opisy tortur i innych okropieństw, to „Parabellum” byłoby całkiem znośną trylogią sensacyjno-przygodową. Ja część tych opisów omijałam…
Literatura faktu drugorzędna?! No to co zrobimy z Kapuścińskim i jemu podobnymi autorami???
Mnie odpowiada podział taki, jak w księgarniach i bibliotekach – literatura piękna, poezja, historia, biografie, poradniki (i tu długa lista) i tak dalej.
Dawnymi czasy tu się chadzało poczytać zagraniczną prasę, wypić kawkę/herbatę, kupić książkę… i komu to przeszkadzało?!
Dziś prawdziwych empików już nie ma. Są sklepy. Drogie 👿
https://polska-org.pl/741976,foto.html
GosiaB poruszyła sprawę lektur – nie wiem, co jest na liście teraz, ale za moich czasów były dwie listy, obowiązkowa i nadobowiązkowa.
Myślę, że wielką krzywdę wyrządzono Mickiewiczowi i Słowackiemu tym, że Pan Tadeusz, Dziady, Konrad Wallenrod, Kordian, były lekturami obowiązkowymi i przerabiało się to-to tygodniami. Zwłaszcza Pan Tadeusz – którego z wielką przyjemnością przeczytałam z ćwierć wieku temu, natomiast w szkole tłukło się to w nieskończoność i ani nauczyciele tego nie lubili, ani tym bardziej uczniowie. Moim zdaniem wystarczyłoby wybrać odpowiednie fragmenty, a resztę przerobić na zasadzie omówienia.
Z lektur szkolnych mam jeszcze Nad Niemnem, Wierną rzekę, Krzyżaków, Chłopów i pewnie jeszcze coś. Chłopów czytam co jakiś czas, bo to u mnie stoi na najwyższej półce – ze względu na język.
Mam też Ziemię obiecaną, ale nie pamiętam, czy to była lektura?
Miałabym wielki kłopot, gdybym miała układać listę lektur obowiązkowych. A tutaj znalazłam aktualną, dla liceum, niektóre pozycje mnie cieszą, niektóre dziwią:
https://edukacja.dziennik.pl/aktualnosci/artykuly/548567,lista-lektur-w-liceum-aktualna-kompletny-wykaz.html
https://photos.app.goo.gl/B7i8efHHJhfyPJtcA
13c obecnie, a na jutro i pojutrze obiecują śnieg. Poza tym w najbliższym czasie będzie zimowo.
Dzisiaj to, co wczoraj, czyli krupnik na kościach. Sążnisty, tak że drugiego nie przewiduję, najwyżej sałatę pod wieczór.
Te lektury obowiązkowe to w dużym stopniu również kwestia umiejętności nauczyciela, który sprawi, że albo polubisz, albo znienawidzisz. Trochę, jak z matematyką, którą lubiłam jedynie przez ostatnie dwa lata podstawówki, bo mieliśmy znakomitego nauczyciela-pasjonata.
https://youtu.be/hEh7O9vx6Gc
https://youtu.be/brftyIVBy4c
https://youtu.be/C2I0u594lJE
https://youtu.be/HXhFD7l99oM
Danuśka10 stycznia, wiem.
http://ak5.pl/xo7.html
DZISIAJ OBCHODZIMY: Dzień Kubusia Puchatka (Winnie the Pooh)
-6c
http://haps.pl/Haps/7,167709,25608270,polska-restauracja-wsrod-najpiekniejszych-lokali-swiata-docenil.html#s=BoxLSMT
http://haps.pl/Haps/7,167709,25607830,dziennikarka-lonely-planet-zachwycona-polska-kuchnia-to-wiecej.html#s=BoxLSImg5
Smażyłam dziś faworki. Gdybym wcześniej nie poinformowała o tym rodziny, to dałabym sobie z nimi spokój, bo miałam dość pracowity dzień. A jest u nas młodszy wnuk, który potrafi wymęczyć dziadków. Jutro przyjadą po niego rodzice i byliby rozczarowani brakiem zapowiedzianych faworków. Mielenie ciasta w maszynce pozwala dobrze napowietrzyć ciasto, ale wcale nie jest takie łatwe; ciasto trzeba mocno dociskać, przykleja się do różnych części urządzenia, które potem trudno domyć. Lepiej nieraz wziąć do ręki wałek albo tłuczek i poznęcać się nad ciastem; chyba następnym razem tak zrobię. Ale faworki udały się bardzo dobrze.
Dzisiaj nad ciastem na chruściki / faworki znęcała się Ninka, która wraz z dziadkiem usmażyła pięć porcji 😯 🙂 Zapakowała połowę w papierową torbę i zabrała do domu. Z drugiej połowy wydzieliliśmy część i obdarowaliśmy brata mojej mamy i jego rodzinę. Przed świętami w sklepie z AGD Nina ciągle wracała do półki z robotami kuchennymi. jej rodzice nie mieli wyjścia i kupili jedną z tańszych wersji. Moja siostra rzadko piecze, woli coś ugotować, nie mieli więc tego urządzenia w domu. Nasza nastolatka lubi piec ciasteczka i często pyta mnie o przepisy. Teraz kupiła za pieniądze z kieszonkowego segregator, drukuje w wordzie przepisy i tworzy swoją książkę kucharską. 🙂 Na urodziny swojego taty upiekła brownie. A ciastka czekoladowe czy pierniki rozdaje koleżankom w szkole. Starsza siostrzenica, teraz piętnastoletnia, też kiedyś chętnie pomagała w kuchni, teraz ma inne ciekawe zajęcia 😉 .
Tak opowiadają pisma peszteńskie… 😀 – Z Kuryera Lwowskiego, 1890 r.
„Wszystko to już było. Herman Zeitung, którym niedawno zajmowały się trzy miasta: Paryż, Wiedeń i Warszawa, niech się schowa, bo podobną podróż odbył przed kilkoma laty fryzjer z Wielkiego Waradynu nazwiskiem Viragli. Krawiec damski i fryzjer – to się zgadza wyśmienicie. Owóż pisma peszteńskie opowiadają, że Viragli przed kilkoma laty zwiedzając stolicę kraju wiedeńskiego, przetrwonił cały swój kapitał i znalazł się nareszcie w fatalnej pozycji wobec płatniczego garsona hotelu. Ten zagroził policją, a fryzjer w rozpaczy zaproponował mu, aby go zapakował do skrzyni i odesłał za pobraniem do Waradynu pod adresem właściciela restauracji kolejowej, który natychmiast jego dług zapłaci. Wesoły garson zgodził się na dziki projekt, a fryzjer wyruszył w podróż… W skrzyni wywiercono kilka dziur dla powietrza, na skrzyni napisano: „ostrożnie!”, a zresztą biedny fryzjer węgierski nie miał tyle wygód jak sprytny krawczyk warszawski.
Skrzynia jego nie miała żadnej obsady piramidowej i wywrócono ją i Viragli od stacji Puspok – Ladony aż do Waradynu, przez 70 kilometrów, jechał stojąc na głowie! Gdy pociąg przybył na miejsce przeznaczenia, Viragli był prawie nieżywy i jeszcze kilka godzin przeleżał się na dworcu w magazynie. Nareszcie służba kolejowa, usłyszawszy jego jęki, uwolniła go i dużo czasu kosztowało, zanim pasażer odzyskał przytomność… Tak opowiadają pisma peszteńskie.”
Z Kurjera Stanisławowskiego, 1901 r. (pisownia oryginalna).
„W wagonie III. klasy.
Zaopatrzony w bilet do Stanisławowa, ze stacji Niżniów usiadłem do damskiego coupe w wagonie III. klasy. Dobroczynne ciepło, mile mi owiało przemarzłe członki. Rozejrzawszy się dookoła, cztery tylko osoby zauważyłem w przedziale, z tych trzy siedziały na jednej ławce, zająłem wiec miejsce na vis-a-vis nich przy ostatniej. Sąsiadka moja z szykiem ubrana panienka, w gustowny kratkowany kostjum, z modną wysoką nad czołem spiętrzoną fryzurą, z minki ciekawie zadartego noska i filuternie śmiejących się ocząt, przypominała francuską subretkę lub prędzej typ ustawicznie spotykany w Warszawie „szwaczuszki”, który w niedzielę po sumie na Krakowskiem Przedmieściu nie jedno oko pociągnie, nie jeden uśmiech przeszle. Na wprost mnie siedziała jejmość, zdaje się mieszczańskiego pochodzenia, rozmarzona czy zaspana, wyrwana z apatii mojem przybyciem.
– Pani dokąd? – zapytała, po zaspokojeniu zaś swej ciekawości, na nowo w słodką zadumę popadła. Po lewej stronie jejmości wtulona w kącik druga panienka, cała zatopiona w książce blisko przy oczach trzymanej, gdyż zmierzch szarawy przekradał się poprzez zamarzłe szyby. Wczytana była to pulchna blondynka, różowa z rozkosznemi dołeczkami na obu policzkach i jeżeli na chwilę odłożyła książkę, wznosiła szare, figlarne oczka w górę, ciche westchnienie – bynajmniej smutku – wymykało się z ust, po których błąkał się jakiś tajemniczy uśmieszek. Pocierała tłustą rączką czoło i na nowo chwytała książkę. Prawą stronę zajmowało dziewczę młode, urocze, przypominające madonny włoskich galerii, owalem bladej, twarzyczki półdziecka, półkobiety, wejrzeniem łzawem szafirowych ocząt. Nawet zaczesanie włosów bujnych, ciemnych rozdzielonych nad czołem dopełniało idealnej całości i stanąć ci musiał przed oczyma Rafael, Carlo Dolce, Guido Reni, gdy się patrzyłeś na żywe wcielenie ich ideału. Jednym paluszkiem wsparła bródkę i patrzyła w przestrzeń tęskna, zadumana. Ciężka rotunda zwieszała się z ramion, główka w wielkim kołnierzu tonęła, futrzana czapeczka leżała opodal. Cisza przerywana tylko miarowym stukiem kół, zalegała wagon. Z sąsiedniego przedziału, oddzielonego tylko dość niskim przepierzeniem, dochodziło ciche kwilenie i niemowlęcia i towarzyszące mu: a… a… bzi-bzi…
Madonna moja, widocznie znudzona, zaczęła kreślić jakieś hieroglify szpilką po szybie, między któremi wyczytałem, litery H. J. Z. Podeszłą jejmość znać irytowało czytanie ciągłe jej sąsiadki, gdyż ośmieliła się zaznaczyć, że: „szkoda oczu”. Lecz ta machnęła tylko ręką niecierpliwie i dalej czytała. Gdy już zmierzch całkiem zapadł, z konieczności musiała książkę odłożyć, natomiast poczęła skrobać kocim pazurkiem śnieg z szyb zamarzłych, który łapczywie do ust spieczonych niosła, dodając na swe usprawiedliwienie, że to było zawsze jej pasją, to amatorstwo do śniegu, a teraz tem bardziej, gdy silnie boli ją głowa i czuje się wielce zdenerwowaną. „Ach do łóżka, do łóżka jak najprędzej się dostać – wyrzekła ręce nad głowa podnosząc.
„I herbatki z cytryną napić” – pochwyciła jejmość.
„O, ja przeciwnie – zawołała strojnisia z minką subretki – ja bym się teraz bawiła w najlepsze, poszłabym do teatru z ochotą, czy jest w Stanisławowie teatr jaki?
Nie odebrawszy odpowiedzi, szczebiotała dalej.
– Pasjami lubię teatr, byłam we Lwowie w nowym teatrze trzy razy, na Janku, na Halce i na Wiele Hałasu o nic.
– A jakże się pani teatr podoba – zapytała blondynka, która się teraz ku niej przysiadła.
– Szalenie, tylko powiem, że jest za mały i muzyka mnie się nie podobała.
– A to czemu?
– jeszcze w Halce i w Janku to jako tako, ale w wiele hałasu o nic, to już słuchać nie było można, a sztuka nawet wcale niezła.
– Wie pani – powie na to blondynka – ja to okrutnie nie lubię tych dramatów, takie mi niesmaczne sprawiają wrażenie, jeszcze gdyby widzieć taką Sarę Bernhard, co na zawołanie wszystko udawać umie i rumieńce i bladość, to jeszczeby można było wytrzymać, ach ta – to ma grać pysznie.
– E, nie trzeba na to aktorki – zachichotała subretka – ja jak chcę, to się tak zaczerwienię, po czubek głowy.”
Lecz widocznie amatorstwo teatru wzięło górę, bo znowu do tego tematu powróciła.
– Że też to teraz nie grają takich dobrych sztuk jak w starym teatrze, jak na przykład Kościuszko pod Racławicami, obrona Częstochowy albo Dzwon zatopiony lub Ptasznik z Tyrolu, taka śliczna sztuka.
Co raz lepiej – pomyślałem i spojrzałem na Madonnę, ale jej wzrok łzawy nic nie mówił, zda się nie słyszała poprzedniej rozmowy.
„Tyśmienica” zawołał konduktor, gdy pociąg stanął na stacyi. Za chwilę otwarły się drzwi sąsiedniego przedziału. Poza przepierzeniem słychać było rumor wrzucanych kuferków, przebudzone dziecko zakwiliło głośno, a nowo przybyła osoba stukała pakunkami, szeleściła suknią, papierami, koszem, jak ptak trzepotała się po przedziale, w końcu wyjrzał ku nam zza przepierzenia biały kapelusik z czarnem piórkiem i jednocześnie okrzyk „Helusia” wyrwał się z ust młodocianych.
Na głos ten, ta która nazywałem dotąd madonną jak z owej farsy angielskiej prądem elektrycznym ożywiona Niobe, porwała się z miejsca i padła w wyciągnięte przed nią ramiona, a choć do połowy rozdzielone przepierzeniem, uściskom nie dawały końca i w pocałunkach chciały powypijać z siebie dusze.
– Kazia, Kazieczka – wołała zadyszana madonna – co porabiasz, skąd jedziesz, dokąd jedziesz?
– a z domu jadę ze świąt do Stanisławowa, na posadę, a ty Neluś gdzie wędrujesz?
– Ja do Stanisławowa także, ale do koleżanek w odwiedziny, dałam słowo i dotrzymałam, mama się na mnie pogniewała, znajome panie i panowie puścić nie chcieli, ale ja im wszystkim uciekłam i z Monasterzysk zatelegrafowałam „ do widzenia” – niech się tam złoszczą, Alem ja koleżankom wierna,”
– ot, porządna, poczciwa – zauważył biały kapelusik – powiedz mi teraz Hela, gdzie właściwie mieszkasz, czyś na posadzie?
– a jakże – odparła z tryumfem – jestem nauczycielką w Podhajcach – przy 6 klasie, mama mieszka przy mnie. W tym roku zdałam maturę, lecz że nie miałam lat skończonych i brakowało mi kilka miesięcy, musiałam je przeczekać, teraz jestem już samodzielną kobietą w całem tego słowa znaczeniu.
Nie poznawałem mojej madonny, twarz jej zaczerwieniona silnie promieniała ogromnem zadowoleniem, które zaokrągliło jeszcze bardziej i tak krągłe liczko, przy tem spadła z ramion rotunda, która przy okazji przytłoczyła mnie swym ciężarem – dała teraz widzieć figurkę pulchną, grubaska o krótkim stanie i krótkiej szyjce. Pociemniały i zmalały błyszczące radośnie oczka, na powichrzone włosy założyła zawadyjackim ruchem czapeczkę w kształcie hiszpańskiego bolera i cała przeistoczona w urwisza, figlarza lub śmieszkę, straciła bez śladu dawniejszy urok. Głosem nieco krzykliwym odpowiadała dawno niewidzianej koleżance.
– a to chwała bogu jest już nas cztery nauczycielki – wyrzekła półgłosem blondynka z dołeczkami. Biały kapelusik wyjrzał w jej stronę.
– a kogo ja to słyszę – czy to nie Mańka?
– Aha, coś takiego – brzmiała odpowiedź.
– Mania R.! Coś takiego – odparła ponownie zagadniona powstając.
Popatrzyła chwilę na Kazię – ale nie mogąc jej sobie przypomnieć, wzruszyła ponownie ramionami – daję słowo, nie wiem z kim mam przyjemność.
(dok. nast.)”
„- Jak to pani mnie nie poznaje- wołała do połowy widoczna w naszym przedziale Kazia – na weselu Józi Z. byłyśmy druhnami, całą noc wtedy tańczyłyśmy, ach co to za cudna noc była.
– Wiem, wiem pamiętam – przerwała blondynka – panna Kazia N. serwus. – podały sobie koleżeńskim ruchem ręce.
– I to także nauczycielka – wskazała na strojnisię blondynka Mańka
– a pani skąd? – zagadnęły ją Kazia i Hela
– ja z Bobrówki spod… – Buczacza – odezwał się jakiś głos z sąsiedniego wagonu. Zachichotały wszystkie, jak dzwonki – długie uszy, długi język – zawołały niektóre, lecz blondynka ujęła się z a obcym
– nic dziwnego, nudzi mu się, a gdy słyszy tak wesołe towarzystwo, radby się przyłączyć.
Tymczasem strojnisia kończyła o sobie, że obecnie jest nauczycielką prywatną na wsi w obywatelskim domu, lecz na rok przyszły dostanie szkołę i zacznie żyć samoistnie. Nagle biały kapelusik Kazia wykrzyknęła:
– wiecie – i zawisła nad nami.
– a co, a co – porwały się wszystkie.
– że Maruśka wstąpiła do magazynu kapeluszy.
– Co? Została modniarką, a to gęś, a to głupia – posypały się komplementy.
– a bo widzicie, że Warycki umarł!
– umarł, taki młody, przystojny, bogaty!
– tak umarł na suchoty, a byłby się z nią ożenił, ona też z żalu zaniedbała się w nauce, spaliła przy maturze i przerzuciła się do modniarstwa – a podobno pocieszył już ją niejeden… – dodała półgłosem.
– a nie wiecie co o Halce? – zapytała któraś.
– to ja wam powiem – zabrała głos Mańka – poszła za mąż za biednego urzędnika, którego ja znam, Horyckiego, musi lekcje dawać, boby nie wyżyli, jest tam już podobno coś małego, bieda aż piszczy, ale się kochają.
– a pani idzie za mąż panno Maniu?
Niestety, nie mogę się tem szczęściem pochwalić, jednak ciekawabym była bardzo poznać, jak też to stworzenie zwane miłością wygląda – upadła leniwym ruchem obok swojej sąsiadki strojnisi i zaczęły coś z cicha szeptać. Na chwilę ustała ogólna rozmowa, Kazia z Helą pochylone ku sobie, półgłosem podawały sobie do ucha jakieś zwierzenia, dolatywały mnie tylko pojedyncze wyrazy.
– wiele masz lat Helusiu?
– dziewiętnaście skończyłam, on powiedział, że czekać nie będzie, mówię ci zakochany szalenie, ale mnie tam nie pilno – dodała głośno – tyle naszego szczęścia i swobody cośmy młode i niezależne.
– samodzielne nauczycielki – wtrąciła druga – wiwat nauczycielki! Niech żyją!
– nie ma jak nauczycielki!
Porwały się wszystkie i cisnęły do wnoszącej toast na cześć nauczycielek Kazi, toast bez kielicha i wina, ale na całe wykrzyczane gardło, zaakcentowany wymownem rąk podniesieniem. Dziecko tymczasem zaczęło na dobre wrzeszczeć.
– Panie darują – przerwała poirytowana matka – ale proszę trochę ciszej, bo mnie się dziecko budzi.
– co tam dziecko – zagłuszyła ja madonna przeistoczona w urwisza – dzieci lubią hałas i my dzieci, choć stare i nauczycielki, halo dzieci używajcie życia póki czas, nie zaprzedawajcie się w jarzmo małżeńskie, którego owoce są ot takie jak ten krzykacz, a bawcie się, bałamućcie, krążcie wokoło ognia nie opaliwszy skrzydeł, to moja dewiza, dziś ten, jutro tamten, niech każdy kocha a ja żadnego.
– Brawo Hela – niechaj oni wiedzą, żeśmy nie lalki, a tacy sami jak oni ludzie!
Zaczynało być naprawdę gorąco, cztery zaognione dziewczyny cisnęły się ku sobie krzycząc, śmiejąc się, gestykulując, a mnie los bezlitosny w sam środek posadził. Już nie mogłem pochwycić co więcej mówiono, w uszach miałem jeden chaos zmieszanych głosów na tle srebrnego młodzieńczego śmiechu. Zbite w gromadkę, wchodziły mi niemal na głowę, nie zważając na moją obecność. Przez szparę tylko widziałem nową towarzyszkę podróży, ową podeszłą jejmość, której twarz pełna, rozjaśniona poczciwym uśmiechem, odgrywała w tej scenie rolę dobrodusznego księżyca w pełni. Nie wiem jak by się to było skończyło, czy wyniósłbym z tej przeprawy całe żebra, gdyby ktoś nie zauważył bliskości Stanisławowa.
To oprzytomniło cztery panny, poczęły zbierać manatki, poprawiać grzywki, kapelusze. Strojnisia wydobyła nowe duńskie rękawiczki, lecz ku jej wielkiemu strapieniu zawiodły, gdyż najniespodziewaniej pękły.
– Stanisławów – zawołano, drzwi się otwarły i cała ta żywa, szczebiocząca fala wypłynęła przez drzwi na peron. I ja wysiadłem na wpół oszołomiony, dopiero świeższy mroźny prąd powietrza przyprowadził mnie do równowagi. Skierowałem swe kroki ku wyjściu, a przede mną brzmiał wciąż srebrny śmiech czterech głosów, połączony w jeden cudny akord, któremu na imię młodość.
Darujcie mi dzieci, jeżelim dotknął którą, jeżelim niedyskretnie powtórzył wasze rozmowy w lot pochwycone i uwierzcie, że nie kierowała mną złośliwość (sic!), a tylko przyszła mi niepohamowana chęć naszkicowania waszych sylwetek w ramach wagonu trzeciej klasy.
Bywajcie zdrowe lube dzieci, w marzeniach prześnijcie wasz wiek złoty, kochajcie przy pracy, pracujcie z pieśnią i zapałem, wy ciężkiej doli wybranki, twardego zawodu pracownice! Lecz sza! Niechaj różowe gazy przysłonią wam życie, niechaj wtóruje mu jak najdłużej wasz śmiech serdeczny i oby was Pan Bóg strzegł od filisterstwa. Tego wam życzy – Aseret.”
„W nowelce pod tytułem: „W wagonie III. klasy”, którą umieściliśmy niedawno, zaszła mała pomyłka drukarska. Wydawałoby się, iż opisujący wrażenie w wagonie trzeciej klasy jest mężczyzną, podczas gdy owa podróżniczka musiała być kobietą, jeżeli zajęła miejsce w damskim przedziale. Wynika to zresztą z całej treści tej udatnej nowelki.”
http://haps.pl/Haps/7,167709,24666142,pestka-z-awokado-nasiono-ktore-mozna-posadzic-albo-dodac.html
Mam w domu male drzewko z avocado. Teraz stoi w garazu i troche marnie wyglada.
Wczoraj upieklam sernik. Przepis znalazlam w kalendarzu. Nie jestem zachwycona rezultatem. Dzisaj na obiad ryba plaszczka, raczej skrzydla plaszczki, sos z kaperami i ziemniaki. Na deser sernik. Trzeba go zjesc !
U mnie dziś na obiad łosoś w sosie teriyaki z sałatką z ogórka kiszonego.
Na deser wybieram się do dzieci , bo synowa świętuje urodziny. Tort zostanie kupiony a ja wiozę oczywiście szarlotkę.
Moje serniki na ogół są smaczne, ale zawsze wyglądają jak kaldera wulkanu, co mnie denerwuje. Kiedyś ciasta piekłam dość często, teraz tylko okazjonalnie.
O pestkach awokado ususzonych a następnie zmielonych pisał już kiedyś Cichal. Dobry dodatek do owsianki.
Tak jak Małgosia piekę rzadko, a sernik tylko na Wielkanoc. Ostatnio ku mojemu zdziwieniu wyszedł płaski; nie wiem dlaczego, ale ucieszyłam się.
Asiu,
dobrze, że siostrzenica potrafi piec. Może zapał przejdzie jej tak jak starszej siostrze, ale umiejętności pozostaną. Bardzo lubię brownie, ale sama jeszcze nigdy go nie piekłam. W każdej kawiarni jest trochę inne.
Starszy wnuk wrócił z obozu narciarskiego, trochę przeziębiony i zmęczony. Bardzo narzekał na jedzenie. Jutro będę u nich kilka godzin, bo obaj z bratem kaszlą, więc wypytam o szczegóły. Zawiozę im resztę faworków. A dziś na obiad była pieczeń z dzika, domowe kluski śląskie, duszona czerwona kapusta z rodzynkami i kiszone ogórki. Chłopcy oczywiście kapusty nie jedli, bo jeszcze nie lubią.
Weekend upłynął turystycznie i kulinarnie. Turystyka nie była zbyt odległa, bo byłam na spotkaniu w Otwocku pod Warszawą. To jest ciekawe miejsce z racji architektury oraz związanej z nią historii: https://warszawa.naszemiasto.pl/otwockie-swidermajery-drewniane-perly-podwarszawskiej/ar/c3-5048127
Dzisiaj goście byli u nas i mam wrażenie, że wszyscy bawili się dobrze. W roli dania głównego wystąpił gulasz indyczy z kasztanami, natomiast na deser kuzynka Magda przyniosła upieczone osobiście ciasto marcepanowe, czyli galette des rois. Święto Trzech Króli już wprawdzie dawno poza nami, ale przecież nigdzie nie jest powiedziane, że królewskiego ciasta nie można zjeść w innym terminie 🙂
Uwaga komunikat zjazdowy:
Redakcja „Polityki” potwierdziła, iż odda do naszej dyspozycji swoją mazurską leśniczówkę. Osoba zarządzająca leśniczówką proponuje na nasze spotkanie termin czerwcowy to znaczy: 19-21.06.2020
Zgodnie z życzeniem Basi Adamczewskiej prześlę do wszystkich potencjalnych Zjazdowiczów pocztą mailową informacje dotyczące kosztów zakwaterowania oraz detali dotyczących naszego spotkania.
Do mnie też proszę przesłać materiały leśniczówkowe, bo jestem potencjalna 🙂
Dzisiaj w czytaniu (i słuchaniu, oraz obejrzeniu „Echoes” w Gdańsku) Pink Floyd – spora faktografia Wiesława Weissa, bardzo ładne wydanie z 2015 roku.
Hm. Termin raczej odpada.
Dzień dobry,
Nie byłem tutaj jakiś czas. Przyczyna – tak jak Jolinek – za dużo się dzieje, tkwię w polskich sprawach po uszy, śledzę, udostępniam co się da, uważam, że każdy sposób jest dobry. Nie można być obojętnym, ani, co gorsza, tracić nadziei. Ostatnie sondaże nieco bardziej optymistyczne, ale wciąż mnóstwo do zrobienia. To jest walka z Goliatem zła, nienawiści, chamstwa, głupoty. Ale może staro biblijna opowieść w prawdę naszych czasów się zmieni i PiSowski Goliat nieprawości wszelkiej padnie!
Wśród wielu książek, które przywiozłem z Polski znalazła się „Frida” napisana przez Barbarę Mujica, Amerykankę z korzeniami w Meksyku. Kupiłem bo o Fridzie kupuję większość, co mi wpadnie w rękę i właśnie skończyłem czytać. Jest to bardziej czytadło niż wielka literatura, ale wprowadziła mnie znowu w atmosferę Meksyku tamtych lat. Jutro mam dom pełen meksykańskich gości, upiekę nóżki kurczacze na bardzo ostro, mam ostrą salsę, zrobię sangrię, chociaż to zima, ale Meksykanki już samym wyglądem podniosą temperaturę. 🙂
https://www.bing.com/videos/search?q=frida+kahlo+love+songs+youtube&&view=detail&mid=1B59B8899168F1E984C31B59B8899168F1E984C3&&FORM=VDRVRV
https://www.bing.com/videos/search?q=frida+kahlo+love+songs+youtube&&view=detail&mid=52AA23D14A50B584431152AA23D14A50B5844311&&FORM=VDRVRV
dzień dobry … ☕
trochę się odstresowałam … bez internetu i z rodzinką … delektowałam się dobrym obiadem u znajomych … a dzień co raz dłużysz …
do kawy … (chyba było ale dobre) …
https://apetycznie-klasycznie.pl/2020/01/daktyle-nadziewane-mascarpone-i-orzechami/
Danuśka potwierdziłam …
robiłam kilka razy tofu lub fetę w różnych marynatach ale nie w takiej … mam tofu wędzone to wypróbuję przepis …
https://roslinozerniurlopowicze.blogspot.com/2020/01/czechy-marynowane-tofu-nakladane-tofu.html
Dzień dobry 🙂
Jest do kawy, jest i kawa
Irku … 🙂
ta oferta Polityki dla nas jest bardzo atrakcyjna … cały ośrodek dla nas za przystępną cenę … im więcej osób zawita na Zjeździe tym niższe opłaty na osobę … namawiam do przyjazdu wszystkich bo drugi raz okazja bycia tak blisko z Polityką może się nie zdarzyć … Alicjo może wpadniecie na tydzień poza planami wrześniowymi …
https://noizz.pl/spoleczenstwo/sea-of-plastic-w-europie-funkcjonuje-oboz-pracy-ktory-widac-z-kosmosu/s7ybkey
Jolinku,
o tej porze roku nasze plany są dopiero w planach, że będziemy planować 😉
A propos powyższego artykułu, Teneryfa też jest w plastiku i na GoogleEarth to widać…
A tu dla zakatarzonych i przeziębionych:
https://kobieta.onet.pl/domowe-sposoby-na-przeziebienie-mikstura-z-podlasia-przepis/g81eh4l
Alicjo to pora na plany .. ominie Cię niespotykane spotkanie … 🙂
Jolinku-ja też wszystkich namawiam. Dzisiaj od rana prowadzę ożywione rozmowy telefoniczne oraz korespondencję mailową z wieloma blogowiczami.
Bardzo się cieszę 🙂 Myślę, że zapowiada się super zjazd!
Zerwałam kolejną kartkę z kalendarza (mój kalendarz jest tygodniowy zatem zrywam w poniedziałki), a na odwrocie przepisy na różne drinki. No dziwota, bo to przecież karnawał. Najbardziej zaintrygował mnie Zombie Soul Power-180 ml whisky i 30 ml czerwonego wina. Nigdy nie wpadłabym na takie połączenie. Czyż nie szkoda whisky i nie szkoda wina??? Tego drinka, jak piszą, pijał sam ojciec chrzestny muzyki soulowej-James Brown https://www.youtube.com/watch?v=U5TqIdff_DQ
Do tej pory nas nie omijało… i jak mówię, my zawsze byliśmy osobno, bo planujemy na końcu. Nie chcę się zobowiązywać do czegoś, co może nam nie wyjść.
Ale mam to „na widoku”.
Danusiu – czy możesz mi przesłać szczegóły na fejsie? 🙂
lubię śledzie w occie od czasu do czasu ale sama nie robię .. ciekawe czy takie lepiej smakują od tych kupnych dobrej firmy? … krystyno jadłaś? …
https://moja-dieta-nazycie.blogspot.com/2020/01/sledz-po-batycku.html
Danuśka znając Twoje zalety organizacyjne to musi się udać … 🙂
ja wprawdzie nie baluję w karnawale ale mam w rodzinie w tym czasie sporo spotkań jubileuszowych .. domowe już były … w tym tygodniu knajpowe .. a za tydzień wernisaż ..
Asiu jakby było wspaniale gdybyś z nami była .. może się uda … 🙂
Asiu-przesłałam!
Śledzie zawsze robię sama, bo przeszkadza mi dodatek cukru do tych marynat. W tym wypadku – erytrol. Śledzie marynowane nie mogą być kwaśno-słodkie, a innych z „kupnych” nie spotkałam.
O właśnie…mam jeszcze ze dwa dzwonka w lodówce…
-15c, słońce. Śnieg też jest, z wczoraj i przedwczoraj. Pogoda pierogowo/plackoziemniaczana jakby…
https://www.youtube.com/watch?v=EMneCi9F_UQ
Jolinku,
takich śledzi nie jadłam. Solone robię z cebulką i olejem, albo w wersji Irka z dużą ilością przypraw. Albo czasem po kaszubsku ze smażoną cebulą, rodzynkami i przecierem. A w zalewie – śledzie smażone. Nie lubię za bardzo urozmaicania sprawdzonych potraw, ale chętnie zjem coś nowego u kogoś.
hej Irek może znasz właściciela? …
https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-01-20/bazant-donald-czeka-na-wlasciciela-ptak-pozostaje-w-schronisku/?ref=aside_najnowsze
krystyno spytałam bo „po bałtycku” mnie zaciekawiło .. u nas w sklepie nie widziałam .. to może pomysł blagierki by je tak nazwać …
Zwyciężyły ruskie pod sporą kordełką pieczarek przesmażonych z cebulą.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,25615995,kanadyjska-prowincja-sparalizowana-przez-potezne-opady-sniegu.html
Na szczęście daleko od nas…
dzień dobry … ☕
Kochane Babcie wszystkiego najlepszego i ciasteczko do tego …. 🙂
http://dietifit.pl/fit-deser/szybki-fit-sernik/
może taki pyszny obiad? …
https://skumbriewtomacie.wordpress.com/2020/01/15/pieczarki-faszerowane-ziemniakami-z-cebula-i-szynka/
macie ocet wiśniowy? … trzeba pomyśleć w lecie by go zrobić … a potem będą takie śledzie …
http://grazynagotuje.pl/sledzie-w-occie-wisniowym-z-czerwona-cebula/
Jolinku-pieczarki faszerowane odnotowane, dzięki. Zrobię jutro na obiad, na dzisiaj przewidziany dorsz z patelni z czarnym ryżem.
Kupiłam w Hiszpanii atrament z kałamarnicy(bywa też w naszych sklepach) i zabarwiłam nim ryż, zawsze to pewna odmiana. Atrament ten ma właściwości wzmacniające organizm. A przy okazji warto wiedzieć, że rodzina głowonogów to inteligentne bestie i tutaj można o nich poczytać:
https://wyborcza.pl/7,75400,22214625,co-robia-kalamarnice-tajemnice-atramentu.html
Rozmawiałam wczoraj z Żabą, akurat czekała na dostawę słomy na końskie stanowiska.
Żaba zadeklarowała swój przyjazd na zjazd i już obmyśla, co dla nas przygotuje. Wszystko wskazuje na to, że będzie to pieczone jagnię.
W Żabich błot nie ma, co jest rzadką sytuacją o tej porze roku, ale jak wiemy suszę mamy prawie w całej Polsce.
Obejrzeliśmy wczoraj Polańskiego, czyli https://kinomuranow.pl/film/oficer-i-szpieg
Świetne kino, bardzo dobrze zbudowana akcja, doskonała obsada. Moja krytyczna uwaga dotyczy jedynie wątku romansowego, który wydaje się jakoś rozmyty. Ogólnie temat fimu niestety stale aktualny… Niektórzy przypominają przy okazji tej produkcji zdanie Władysława Bartoszewskiego: „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Opłaca się być nieuczciwym, ale nie warto”.
Gdzie podziali się politycy, którzy mają takie właśnie zasady?
Czytałam niedawno przepis na konfiturę z mrożonych wiśni, wspomniano o wygodzie że nie trzeba drylować, o cenie nie, a pewnie jest wyższa, ale do octu to pewnie za wiele wiśni nie potrzeba a smak może być ciekawy.
Danuśko dzięki za recenzję na gorąco, bo właśnie się zastanawiałam czy warto się wybrać.
Brakuje mi wpisów Starej Żaby …
Małgosiu-lista osób, których wpisy ubarwiały nasz blog zrobiła się niestety już dosyć długa. Oj, żal….!
W kwestii mrożonek wspomnę zupełnie nie na temat o mrożonym groszku i wykrzyknę radośnie: Niech żyje mrożony groszek!
Na pewno wiecie, że jest on dużo bardziej zielony niż ten w puszce, że już nie wspomnę o wartościach odżywczych. Jeśli chcecie, aby na waszym talerzu groszek cieszył oczy prawdziwą zielonością to koniecznie kupujcie ten mrożony. W smaku też zdecydowanie lepszy.
https://www.youtube.com/watch?v=LKGtCLfuIfs
Ignacy z Japonii o kulinariach w Polsce:
https://www.youtube.com/watch?v=xFZF66D9SmU
Oczywiście, że groszek mrożony jest lepszy. Właśnie ugotowałam w rondelku małą porcję do sałatki jarzynowej.
Ignacy byłby miłym gościem w każdym domu, a nakarmić go to czysta przyjemność. Nie wiadomo, czy potrawy, o których mówi zna z barów i restauracji, czy jadł je w prywatnych domach. A po polsku mówi coraz lepiej.
Mam problem ze skontaktowaniem się z Pepegorem, a chciałam powiadomić go o terminie i miejscu zjazdu. Pepegor nie zagląda zbyt często ani na blog, ani do poczty mejlowej. Żaba oraz Lucjan przekazali mi telefon do naszego kolegi, ale każdy z numerów jest inny i niestety z żadnym nie mogę się połączyć. Jeśli macie aktualne namiary na Pepegora to proszę, abyście zawiadomili go o naszych zjazdowych planach.
Hej, bando blogowa, eh, kto to juz znowu byl? Brzucho?
Lista nieobecnych jest dluga.
Nie mialem dojscia wczoraj, bo juz wczoraj chcialem, bo wczoraj zadzwonila Zaba z zapytaniem, czy bede. Otoz zdecydowalismy sie, ze bedziemy oboje.
LP zdazyla poznac nie tylko Warszawianki, tj Danusie, Jolinka i Malgosie, ale i Inke, Haneczke oraz Zabe, a Misia i tak!. Teraz chcialaby poznac Was wszystkich, lub tyle ile mozna.
Mam nadzieje ze zapozna jak najwiecej!
Wysłałam adres Pepe do Ciebie, innego nie mam…
O masz… uderz w stół!
Oj Danusko, przepraszam!
Ewa wspomniala wczoraj ze chcesz zadzwonic. Mozliwe, ze nie bylo nas akurat. Mamy troche wiecej zawirowan wokol glowy. Dzis zawiozlem ja do sanatorium nad Baltykiem. Bedzie tam trzy tygodnie i – po naprawde ciezkich przejsciach – mamy nadzieje, ze w ten czas bedzie w swietnej formie.
http://haps.pl/Haps/7,167709,25619050,polska-kuchnia-doceniona-przez-amerykanow-stworzyli-program.html#s=BoxOpImg12
Amerykanie zawsze doceniali polską kuchnię 😉
pepegor super .. chętnie się z LP uściskam … 🙂
pewnie, że szkoda tych co już nie piszą … ale nic nie poradzimy bo to ich wybór .. niektórzy dalej podczytują i do nich pomachanko .. 🙂
ja mam zawsze trochę wiśni mrożonych i ostatnio dodałam do nalewki .. pomysł był dobry tylko nalewka wyszła trochę słabsza bo nie wzięłam pod uwagę iż mrożone owoce mają więcej soku (sok +lód) … mam trochę octu wiśniowego bo robiłam kilka słoików wiśni marynowanych .. wiśnie smakują wybornie a ocet wiśniowy to produkt uboczny .. 😉
Ocet malinowy mam – pyszny do sałatek mieszanych.
Jolinku, jaki problem ze slabawa nalewka?
Monopol ma butelki z 95%, maly cyk na to wszystko i po sprawie!
pepegor dałam takie same proporcje jak zawsze ale soku z wiśni mrożonych było więcej niż myślałam i proporcje wyszły nie te … zlałam i dopiero wtedy spróbowałam .. i musiałam dolać alkoholu … teraz wiem o co biega i się poprawię ..
Warszawianki,
znacie takie piekarnie?
https://culture.pl/en/article/the-polish-bakery-a-glorious-institution
dzień dobry … ☕
Kochani Dziadkowie wszystkiego najlepszego i ciasteczko do tego …. 🙂
http://www.mrsendorfina.pl/babeczki-z-kremem-cytrynowym-bez-pieczenia/
Alicjo znamy … jest prawie na każdym rogu … zwłaszcza przy centrach handlowych …
było o groszku mrożonym to może pasta …..
https://www.talerznadiecie.pl/pasta-z-zielonego-groszku/
ostatnio byłam na spotkaniu rodzinnym i była klasyczna sałatka jarzynowa z groszkiem .. patrze a tu jedna osoba staranie wyłuskuje z sałatki groszek i odkłada na bok … i nie było to dziecko … a myślałam, że wszyscy lubią groszek .. 😉
książka dla tych, których taki temat interesuj …
https://wyborcza.pl/7,75410,25604211,poludnie-wieku-ksiazka-ktorej-mialo-nie-byc.html
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ludzieistyle/1938954,1,design-restauracyjny.read
Na pytanie co jest dla Ciebie najważniejsze:
-Duńczyk odpowiedział „Jestem wolny”
-Szwed „Jestem dobry”
-Anglik „Jestem niezależny”
-Polak „Mam rację”
No właśnie i to jest to nasze nieszczęście…
Kulinarnie rzecz biorąc – kto ma rację, ten stawia kolację!
najbliżej mi do Duńczyka
Dwie opowieści o Kanadzie:
https://www.empik.com/kanada-wezyk-katarzyna,p1145377316,ksiazka-p
oraz wstrząsająca historia o nie tak znowu odległej przeszłości tego kraju, jako że ostatnią placówkę”opiekuńczą” zamknięto dopiero w roku 1996:
https://kulturaliberalna.pl/2019/08/06/pawel-majewskirecenzja-gierak-onoszko-27-smierci-tobyego-obeda/
Alicjo-może znasz którąś z tych książek?
Rok temu czytalam ksiazke bylego wychowanka z placowki ” opiekunczej „. To byly dzieci odebrane indianskim rodzinom i wyslane do placowki gdzie mialy sie uczyc w szkole. Placowki byly prowadzone przez ksiezy a dzieci byly bardzo czesto gwalcone prze opiekunow. To byla wstrzasajaca ksiazka. Autor napisal tylko dwie ksiazki i w mlodym wieku zmarl.
Tak zachowywali się konkwistadorzy na całym świecie – w Ameryce Południowej i Środkowej, nie omijając USA oczywiście. Na tym polegało „cywilizowanie” tego świata, przy wielkiej pomocy kościoła, tak anglikańskiego, jak i rzymsko-katolickiego – to nic nowego, te fakty są znane. Katolicką „oświatą” kierowali zazwyczaj frankofońscy księża, a anglikanizm wprowadzali anglikanie.
Jak tylko w 1492 roku Kolumb wypłynął z Palos De La Frontera w poszukiwaniu drogi do Indii…reszta jest historią…
Danuśka,
nie czytałam tych książek, bo co mi może o Kanadzie powiedzieć ktoś (nic nie ujmując ich wrażeniom), kto ją tylko przelotnie zwiedził? Albo, jak p.Gierak-Onoszko, pomieszkała trochę, ale niedługo. Prowadziła w Polityce blog o Kanadzie, ale dość nierówno i widzę, że już zniknął.
Ja się tu namieszkałam 38 lat i zwiedziłam prawie wszystkie kąty tam i z powrotem – za wyjątkiem Nowej Funlandii, Prince Edwards Island i dalekiej północy – Yukon i Northwest Territories, które ciągle są w planie, w połączeniu z Alaską. Co prawda Alaska nie nasza, ale tam też nas jeszcze nie zaniosło. Ale wszystko przed nami!
Dzisiaj schabowe, surówka z kapusty kiszonej i ziemniaki.
p.s.Nie wymieniłam Australii, Afryki i innych terytoriów, których też nie ominęło „cywilizacyjne szczęście”, ale to są koszty rozwoju cywilizacji jako takiej. Kościelnym i ogólnie religijnym zakusom oparły się Chiny, a Hindusi i Arabowie mieli swoje religie.
p.s.p.s.A temat podnoszony w tych książkach jest cały czas żywy i wznawiany co i rusz w dyskusjach publicznych.
Konkwistadorzy to wiek XV i pozniej, a to co opisuje pani Gierak-Onoszko to wiek XX, niestety.
Proces kolonizacji obejmujacy podboj ludnosci First Nations (dawniej Indian) to jedna z niechlubnych kart historii Kanady. I nie chodzi tu o sposob w jaki zdobywano przez ponad 300 lat tereny dzisiejszej Kanady kosztem ludnosci zyjacej tutaj od pokolen, bo, niestety, takie byly czasy. Chodzi o to, ze ten proces trwal/trwa az do czasow dzisiejszych. Ostatnia szkola z internatem dla dzieci z rodzin First Nations, utrzymywana przez rzad federalny Kanady, zostala zamknieta w 1996 (w Saskatchewan)! Celem tych szkol, prowadzonych przewaznie przez koscioly, bylo kompletne wyparcie, eliminacja jezykow i kultury First Nations. Dzieci, najczesciej w wieku szkolnym a wiec 6-7 lat, byly na sile odbierane rodzicom i umieszczane w tych szkolach, bardzo daleko, bez mozliwosci jakiegokolwiek kontaktu z rodzina, i brutalnie „ksztalcone”. Zmieniano im imiona i nazwiska, wymazujac ich tozsamosc, zabraniano uzywania wlasnego jezyka. I to w czasach kiedy Kanada otwierala sie na nowo przybylych z roznych stron swiata, stwarzajac im dogodne warunki do osiedlania sie, i czucia sie jak u siebie poprzez polityke multi-kulturalna (multiculturalism) wspierajaca jezyki i kulture imigrantow z roznych krajow.
Jest to bardzo rozlegly temat, i niestety bardzo przykry.
Wspomnianych ksiazek polskich autorek nie czytalam, ale na blog pani Gierak-Onoszko zagladalam, choc zostal szybko opanowany przez jakichs trolli petajacych sie po blogach Polityki. Niektore fragmenty recenzji jej ksaizki mocno mnie zdziwily (np. ustep o poprawnosci) no ale moze to inna perspektywa.
Dla babć i dziadków 🙂 – https://www.youtube.com/watch?v=NjG4Wt5DpCY
https://www.youtube.com/watch?v=TdrChyGb574
https://www.youtube.com/watch?v=rfSGHb7lG40
https://www.youtube.com/watch?v=2GpE2B9V4Ng
https://www.youtube.com/watch?v=wxjI2XrJwqc
https://www.youtube.com/watch?v=S2Kj9veBRpc
I specjalnie dla dziadków 😉
https://www.youtube.com/watch?v=4Tr3TSti1EI
Gosiu – dziękuję za komentarz. Czytałam artykuł o szkołach dla dzieci z rodzin First Nations. I, tak jak piszesz, działo się to jeszcze całkiem niedawno.
…i dlatego o tym się ciągle mówi. A propos tych szkół, należy wziąć pod uwagę, że rozproszone rezerwaty na północy (niejednokrotnie dalekiej) Manitoby i Saskatchewan to były te tereny, gdzie szkół jako takich nie było i dlatego zabierano dzieci do internatów. I nadal jest to zapalny punkt – bo jak zapewnić tym dzieciom dostęp do wiedzy? To nie jest takie proste, jak się z punktu widzenia kanapy europejczyka wydaje.
A może słoneczna Italia?
http://next.gazeta.pl/next/7,151003,25622958,domy-we-wloszech-znow-do-kupienia-za-1-euro-miasteczko-bisaccia.html#a=88&c=145&s=BoxBizImg4
No wlasnie – rezerwaty … a przeciez First Nations sa u siebie …
I dlaczego ten „dostep do wiedzy” musial byc zapewniany w taki brutalny sposob? Eh, to jest wlasnie perspektywa europejczyka z kanapy – my wiemy lepiej i my wam to zapewnimy …
Dzień dobry,
Dziękuję za życzenia z okazji Dnia Dziadka. Od nieco ponad dwóch lat nim jestem.
Asiu – dzięki za muzyczne nastroje!
Słuchając przypomniałem sobie jedną piosenkę, jednak bardzo odbiegającą od załączonych linków – Terpentyna Dziadka Pohla – napisał i śpiewa Pan Wojciech.
https://www.youtube.com/watch?v=ZgMeZLc8UjI
Do najbliższego rezerwatu Indian plemienia Shinneccock mam 10 minut samochodem, od 30 lat przejeżdżam tamtędy codziennie, kilka razy dziennie. Problemy tych biednych ludzi nie ograniczają się tylko do opisanych wyżej, ziemia w tych okolicach należy do najdroższych w Stanach, więc stada białych nowojorskich sępów robią wszystko by im życie uprzykrzyć, chociaż z wysiedleniem i zabraniem ziemi są dotychczas bezsilni. Ale i siła mieszkańców rezerwatu też maleje….
Ja na teren rezerwatu, jako biały, oczywiście wstępu nie mam i nie chcę go mieć. Wystarczy, że przejeżdżam obok i czuję się jak intruz na obcej ziemi, inni takich skrupułów nie mają… Nie słyszałem…
https://www.bing.com/images/search?q=shinnecock+tribe+reservation&qpvt=shinnecock+tribe+reservation&FORM=IGRE
dzień dobry … ☕
wczoraj u nas była burza z błyskami .. dziś mglisto …
na obiad pierogi ruskie ..
He he he… 🙂
„Najnowsze babcie wyrosły z propagandy. Telewizja pokazuje w reklamach, że jeżdżą na motocyklu albo na rowerze, są piękne i siłę mają dwu serc. Nie bądź stara, krzyczą pisma kobiece podtykając liftingi, kremy i donosząc o zachodniej starości, która jeździ na Hawaje, chodzi do szkół tanga i ubiera się na różowo, opiekę nad wnukami pozostawiając powołanym do tego osobom – swym dorosłym dzieciom.”
(Barbara Pietkiewicz)
Powyższe z artykułu („klasyki Polityki”) sprzed lat:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/klasykipolityki/1836786,1,babcia-aniol-dziadek-stroz.read
DZISIAJ OBCHODZIMY: Dzień Bez Opakowań Foliowych
http://haps.pl/Haps/7,167251,25618674,na-jaka-wode-wrzucac-mieso-by-zrobic-doskonaly-rosol-wszystko.html#s=BoxLSImg1
Ciekawostka polsko-słowacko-japońska:
Od jutra będzie do obejrzenia w kinach(zapewne tylko studyjnych) poniższy film, wreżyserowany zresztą przez słowackiego reżysera, we współpracy z żoną Japonką 🙂
Oboje studiowali w Łódzkiej Szkole Filmowej:
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php?film=1241075
To miła wiadomość, że na tokijskim uniwersytecie jest wydział polonistyki. U nas japonistykę można studiować w kilku miastach, a poza tym mamy w Krakowie to ciekawe miejsce: https://manggha.pl/
Małgosiu-może się kiedyś wybierzemy?
Danusiu, bardzo chętnie 🙂
U mnie dziś biała kiełbasa i żurek.
Jolinku, sama robisz te ruskie, czy kupujesz? A jeżeli kupne to gdzie i czy warto?
Ciekawostka polsko-japońska – Joanna Bator, autorka zachwalanej przeze mnie książki „Ciemno, prawie noc…” (Nike literackie 2012, filmu nie widziałam), przebywała w Japonii na różnych stypendiach 2 lata, a poza tym na innych projektach drugie tyle (szczegóły w wiki).
W Japonii nie ma aż takiej potrzeby, żeby polonistyka była na wielu uniwersytetach, mówił o tym w którymś z filmików Ignacy.
Żeby się nauczyć japońskiego, trzeba mieć w sobie wiele samozaparcia!
A propos rosołu – czy zbieracie tzw. szumowiny? Ja nigdy – toż to skoagulowane białko! Rosół bardzo rzadko gości na moim stole.
A propos odcinka Ignacego o polskich kulinariach, zauważyłam, że on w zasadzie lubi wszystko, a jak mu coś nie podchodzi, to nie krytykuje za bardzo, a zaraz potem dodaje „ale też lubię!”.
Alkoholu nie pija, ale wódkę spróbował i „lubi” 😉
Małgosiu pierogi są od teściowej córki .. robi najlepsze na świecie .. kiedyś nie lubiłam i dopiero jak spróbowałam z grzeczności na wigilii to teraz mi całkiem dobrze smakują … teściowa ma jakiś tajny przepis na farsz i dlatego są takie dobre …
zapraszają …
https://www.ugotowanepozamiatane.pl/jedz-pij-warszawo/
Alicjo-tak, z całą pewnością nie ma takiej potrzeby.
Joanna Bator opisala swoje pobyty w Japonii w dwóch książkach: „Japoński wachlarz” i „Puerezento”. Czytałam je z przyjemnością i to również z powodu tych lektur myślałam o podróży do tego kraju. A teraz wpadłam na trop jeszcze jednej „japońskiej” książki tej autorki: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/208374/rekin-z-parku-yoyogi
Oj, muszę zamówić 🙂
Małgosiu-to może wiosną się skrzykniemy!
Jolinku-przy najbliższej okazji postaraj się odtajnić ten przepis 🙂 Wiesz dobrze, jak kocham pierogi.
A szumowiny zbieram, bo rosół bez nich wygląda zdecydowanie lepiej.
Danusiu, oczywiście, z radością po 21 marca. Do Krakowa świetnie jedzie się pociągiem.
Ja swój wywar na zupę gotuję w szybkowarze, szumowin nie zbieram, bo one opadają na dno.
„Szumowiny opadają na dno” – dobre 😉
Niestety nie zawsze i nie natychmiast…
Prawda… najpierw muszą się zebrać i pogotować trochę!
W sypialni mam jeden regał biblioteczny, wypełniony słownikami i encyklopediami – wszystko to już na przemiał w dobie internetu, kiedy iPhone’a ma się pod ręką na każde zawołanie. Trzeba to będzie spakować i odwieźć do odpowiedniej placówki, bo tym od recyklingu nie wierzę – do pudła z papierami wkłada się folię i szkło (przynajmniej tak jest u nas), potem teoretycznie jest to segregowane… Teoretycznie, bo widziałam kiedyś w tv, jak to działa. Otóż przeważnie nie działa.
Na dzisiaj te schabowe, co miały być wczoraj – wczoraj zostały zapomniane w zakupach 🙄
dzień dobry … ☕
ja szumowiny zbieram bo mnie denerwują …
dziś zrobię takie kotlety … z sosem grzybowym …
https://kuchennewzlotyiupadki.pl/2020/01/pyszne-kotlety-ziemniaczane-z-curry-i-marchewka.html
na kolację? …
https://przepisyjoli.com/2020/01/pizza-na-chlebie-najlepszy-przepis/
ja trochę książek poroznosiłam po okolicznych pubach i kawiarniach .. część dałam znajomym .. część dałam na zbiórkę dla dzieci i seniorów … jest tego jeszcze trochę w domu ale niektóre książki muszę mieć …
Nie wiem, jak to wygląda w Kanadzie, ale u nas jest teraz sporo miejsc, gdzie można zostawić swoje książki i bezpłatnie zabrać do domu książki przekazane przez innych.
W mojej okolicy, w pobliskim parku jest taka ogólno dostępna „biblioteka”. Od czasu do czasu zostawiam tam jedną, czy dwie książki, bo na więcej nie bardzo jest miejsce.
Jolinek ma rację pisząc, że niektóre książlki musi się mieć i te na pewno nie zostaną oddane.
Książki książkami – mnie chodzi o słowniki (i to spore kobyły), których już nikt nie potrzebuje. Bo książek jako takich (w lwiej części polskich) nikomu nie rozdaję – też muszę mieć i zawsze o tym pisałam 🙂
Natomiast słowniki już nikomu nie są potrzebne, zwłaszcza polsko-jakieś i odwrotnie. Dlatego odwiezienie je „na przemiał” wydaje mi się najlepszą opcją.
DZISIAJ OBCHODZIMY: Światowy Dzień Środków Masowego Przekazu
No tak, do papierowych słowników i encyklopedii już chyba nikt w dzisiejszych czasach nie zagląda, chociaż na wszelki wypadek zapytam o to młodą osobę, córkę mojej koleżanki, która ukończyła niedawno italianistykę.
Odpowiedź już otrzymałam:
„na studiach czasem zaglądało się do papierowych słowników, ale tylko dlatego, że profesorowie na to naciskali. Największe wydawnictwa mają swoje słowniki w wersjach internetowych i to z nich wszyscy korzystają”. Papier odszedł do lamusa, co już wyżej w sprawie słowników i encyklopedii napisała Alicja. Jeśli chodzi o książki i czasopisma bywa różnie, przynajmniej w naszym pokoleniu 🙂
Zawsze z nabożeństwem podchodząca do słowa drukowanego na papierze – gdybym miała komu/gdzie oddać, oddałabym. Ale nie ma takich osób/miejsca, poza zbiorem makulatury w tym momencie 🙁
A i wydania są zwyczajne, nie jakieś wyjątkowe. Słownik angielsko-polski Stanisławskiego, wydany w 4 sporych tomach już w momencie wydania miał tak dużo błędów, że głowa mała, więc tym bardziej go nie szkoda.
Zatrzymuję słowniki Kopalińskiego (wyrazy obce i obcojęzyczne) oraz Słownik wydarzeń, pojęć i legend XX wieku oraz Słownik poprawnej polszczyzny. Też można znaleźć na internecie, ale lubię korzystać z tych słowników.
No i młodzież potwierdza – wszystko masz pod ręką za naciśnięciem odpowiedniego guziczka na klawiaturze…
Ale papierowa książka u mnie zostaje! Czytanie z monitora jakiegokolwiek nośnika wystarczy – prasa, blogi, poczta…
U nas na okrągło klepią o tej nowej chińskiej chorobie – swoją drogą słusznie, bo mamy sporą chińską populację, zwłaszcza w Toronto i Vancouver. A ponieważ to czas chińskiego Nowego Roku, dokładnie jutro przypada (rok Szczura!), więc podróże rodzinne i inne…
Na razie służby monitorują, przestrzegają oraz – jak właśnie zapewnili w konferencji prasowej, trwającej 45 minut, są zwarci i gotowi, a na lotniskach wzmożona czujność. Zdrowia życzę 🙂
Nabożny stosunek do słowa drukowanego straciłam już dawno. Papier przyjmie każdą bzdurę i oszczerstwo, w czym przoduje papier gazetowy.
Do starych książek, których mam trochę, raczej nie zaglądam, bo tematy zostały dawno przerobione, a pożółkły i ściemniały papier nie zachęca do lektury. Chętnie wyrzuciłabym te starocie do niebieskiego worka, ale mąż jest przeciwny, więc dla domowego spokoju nie robię tego.
Wnuk ma 9 lat i niewiele chęci do czytania. Ale pamiętam, że syn też na początku mało czytał; dopiero gdzieś koło piątej klasy wciągnęły go książki Kinga. Oboje z synową sporo czytają, więc i na młodego przyjdzie czas. Byłabym raczej zdziwiona, gdyby godzinami siedział nad książką. Rodzicom w ogóle trudno jest dogodzić. Znajomy martwi się o córkę licealistkę, że mało wychodzi, ma” tylko” trzy dobre koleżanki, ogólnie jest mało rozrywkowa. I uczy się dobrze. Idealne dziecko też może być powodem zmartwienia. 😉
Mnie nie chodziło o prasę. O literaturę mi chodziło – i do niej mam nabożny stosunek, zwłaszcza do tego, co sama wybieram i kupuję.
Do nich też często wracam w czasie książkowej posuchy.
Ostatnio sięgnęłam po Scota Fitzgeralda „Ostatni z wielkich”. Staroć – stwierdziłam, ale doczytałam.
Wśród literatury też jest wiele śmieci. Teraz literaturą nazywa się np.opisy swego życia przez osoby, którym wydaje się, że wiele dokonały i że mają światu coś mądrego do przekazania. Na szczęście prawdziwej literatury nie brakuje. Właściwie można narzekać na jej nadmiar. Przeczytać można tak niewiele. Stanisław Lem zapytany pod koniec życia, dlaczego już nie pisze, odpowiedział, że to byłoby tak jak wlanie łyżki wody do oceanu. Ostatnio przeczytałam książkę Eleny Ferrante. W kolejce czekają jej kolejne książki.
Przeszłam się Za Róg, bo jesteśmy na plusie (+4c), czasem nawet słońce wyjrzy i jest prawie bezwietrznie. W drogerii mam zniżkę, jako senior…miłe to, ale wolałabym nie zaliczać się do seniorów i nie mieć zniżki. Oczywiście zapomniałam, po co tak naprawdę poszłam i czego mi brakuje już na dzisiaj, za to kupiłam masę innych rzeczy przy okazji niezakupienia tego, po co szłam 🙄
Seniorka całą gębą.
Jeszcze a propos książek, wyrosłam w domu, w którym była spora biblioteka i nie wyobrażam sobie mojego domu bez takowej. W końcu po co zamówiłam u Maciusia Złotej Rączki zabudowanie ścian mojego „biura” półkami? 😉
Dom bez książek to pewnie niedaleka przyszłość – młodzi już mają swoje zbiory na czytnikach i tym podobnych. Ale moi Młodzi jeszcze mają trochę tradycyjnych książek i niewielką bibliotekę.
Przy okazji „lustracji” półek ze słownikami znalazło się sporo książek z zakresu komputerowego – programowanie, instalacja linuxa i takie tam, co to Jerzor kupował, jak się tego uczył. Teraz też nikomu to niepotrzebne, przestarzałe. Na przemiał.
Krystyna,
te śmieci, o których piszesz – też prawda! Aczkolwiek chętnie kupuję biografie i autobiografie ludzi, którzy mi czymś zaimponowali. Dzienniki Osieckiej (szkoda, że Agata Passent zaprzestała na kilku początkowych tomach, a Osiecka pisała całe życie), wspominki Marii Czubaszek, Broniewski, Iwaszkiewicz i sporo innych. Perełka – Dzienniki Gombrowicza i jego Kronos, wydany przez Ritę Gombrowicz, Brzechwa nie dla dzieci.
Co do Lema, parę lat temu zostały wydane listy Lema i Mrożka, spora książka, przeczytałam i dałam przyjacielowi w prezencie, bo obydwu panów wielbił.
Osobną „półką” są książki z wypraw żeglarskich i wyspokogórskich, do nich lubię wracać, szczególnie gdy coś nowego jest w temacie, jakaś nowa droga w górach, albo stara, powtórzona przez kogoś innego. No i ulubione kryminały 🙂
Ponieważ jestem seniorką, odkrywam, że nie przeszkadza mi powtórne czytanie, bo…zapominam 🙂
Na przykład tę ostatnią Fitzgeralda – jak ją mam na półce, to na pewno czytałam, ale na pewno bardzo dawno i na pewno tylko raz. Nic nie zapamiętałam 🙄
Inna sprawa – nie mam wypożyczalni polskich książek, więc je kupuję, najczęściej czytam recenzje i na tej podstawie wybieram. Aczkolwiek przy okazji zdarza mi się w ostatniej chwili na lotnisku coś złapać przed odlotem 🙂
Mariusz Szczygieł pisze 🙂 :
„Kupowałem czasopisma. Sprzedawca, młody, powiedział, że jeśli chcę fakturę, prosi o dane. Podaję adres firmy: Gałczyńskiego….
„Przepraszam, kogo?” – pyta.
„Gałczyńskiego”.
„Jak to się pisze?”.
„Tak jak się mówi”.
„Aaaa”.
„Konstanty Ildefons Gałczyński”.
„Oj, proszę nie komplikować”.
„Poeta to był”.
„Trudny poeta”.
„Trudny???”.
„No ten Icośtam, to trudno się wymawia”.
„Yyyy”.
„Może pan spojrzeć na dane?”.
Spoglądam, a tam „Gauczyńskiego”.”
Moi młodzi jak robili remont mieszkania trochę ponad 2 lata temu, to zrobili sobie regał na książki na całą ścianę (sporą bo mieszkają w starym budownictwie) i na początku było trochę luzu na półkach, teraz jest już bardzo ciasno, a to nie jedyne ich regały, a dzieci maja swoje. Oboje bardzo lubią książki, mają swoje ulubione wydawnictwo „Czarne”, które ja też polecam.
U mnie zawsze w lodówce, ze względu na rozmaitość potraw, gdzie można je użyć.
https://myfitness.gazeta.pl/myfitness/7,166676,25630301,pieczarki-kalorie-wartosci-odzywcze-indeks-glikemiczny.html#a=106&c=73&t=11&g=a&s=BoxPloMT
Lubię pieczarki, kupiłam właśnie takie malutkie, zrobię z nich pewnie zupę, a resztą dodam do jajecznicy.
Czytam ile moge.
Jeszcze dosc niedawno bylo tego troche wiecej, bo moglem ogladac i czytac ze zrozumieniem, ale teraz juz sie wlasciwie nie da. Musze wiec decydowac, co bede czytal, bo czasu co raz mniej.
Dzis postanowilem, ze na urodziny poprosze o tomik wierszy Eugena Rotha. Dzis jego jakas rocznica, slyszalem w radiu, a z probek wynika, ze warto.
U mnie problem, ze mam dwie nogi, dwa korzenie, a obie nie obrobione, nie odrobione. Alicjo, wyliczasz tak, ze dech mi zapiera. Tego nie dam rady. Rejestruje jednak, ze pamietasz co przeczytalas, a to nie jest tak znowu przez siebie samo zrozumiale!
Krystyno-bardzo lubię Elenę Ferrante. Mam już niewielki zbiór jej książek, wszystkie na czytniku 🙂
Pepegor,
ja mam dużo czasu na czytanie – praktycznie nic do roboty poza utrzymaniem czystości w chałupce małej i przyrządzanie posiłków dla dwojga, co też niewiele pracy wymaga. Dlatego książek mi ciągle mało, a nałóg ten mam od czasu, kiedy potrafiłam złożyć pierwsze literki do kupy zwanej słowem wydrukowanym. Było to ponad 60 lat temu z groszem 😉
https://photos.app.goo.gl/uks4EdrsdKFpwzCq9
Chi chi chi…
kot siedzi w pudle z wełną – bo kończę drugie wydanie koca „pod przykrywkę” na kanapę drugą, tym razem w wersji „zielono mi…”
Czegoś szukałam na półce z książkami parę dni temu, a na desce do prasowania stało pudło z wełną. Jak wlazła – tak do dzisiaj nie wychodzi, chyba że w celach żywotnych, czyli zjeść i do kibelka.
https://www.youtube.com/watch?v=wgQWjQZydY0&list=RDxsKpazeA5L8&index=10
Dzień dobry,
Dla tych, którzy czytali, czytają lub mają taki zamiar „Księgi Jakubowe” znalazłem bardzo ciekawe spotkanie z Autorką w kawiarence literackiej Piosenka o Porcelanie. Zostało nagrane na długo przed noblem, nawet przed ekranizacją „Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Dla mnie niezwykle ciekawe, chociaż program tylko dla cierpliwych i naprawdę zainteresowanych, bo trwa 2 godziny. Ale zachęcam, przecież zawsze można wyłączyć.
https://www.youtube.com/watch?v=1e4tuCuvcjQ
Dobranoc 🙂
dzień dobry … ☕
kiedyś czytałam więcej … dziś internet zabiera mi zbyt dużo czas i tylko w wakacje nadrabiam zaległości ..
dzień prawie godzinę dłuższy … spacer mokrawy tego ranka …
dziś nie gotuję … idę na przyjecie jubilatek … a na jutro w planach …
https://www.przepisyonline.com/2020/01/obiadowa-saatka-z-kurczakiem-i-kasza.html
Nowy-dzięki za bardzo ciekawe spotkanie z Olgą Tokarczuk. Musiałam zrobić dwie przerwy, bo domowa rzeczywistość skrzeczała, ale warto było wysłuchać do końca.
Alicjo-zdjęcie Mrusi w pudle na tle biblioteki świetne 🙂
Ja dla równowagi podrzucam psy. Tekst w tłumaczeniu na polski brzmi:
Ok, możesz tutaj spać. Ale tylko przez ten wieczór…tylko przez jedną noc…
http://ak5.pl/yp7.html
Nowy,
dzięki za sznureczek. Bdzie odsłuchany w stosownej porze (świt blady tutaj).
Psy są o wiele bardziej wygadane. A to szczeknie (tutaj cała gama do odsłuchania szczekania), a to ogonem zamacha, a to jęzor wywali.
Kot nic – ani powieka mu mrugnie.
https://photos.app.goo.gl/MYftAxqH87Y9MyGJ6
Tutaj kot Salomon Nisi – akurat nie zrobiłam zdjęcia, kiedy spokojnie siedział, a Rumik oszczekiwał Salomona przez ponad pół godziny, myślałam, że mu w końcu szczęka opadnie, ale nie! Dał radę!
A tu Szanta z Rumikiem:
https://photos.app.goo.gl/fkLdXnUAnmQUC4Kd7
U Nisi półki z książkami były wszędzie, nawet z powyższego zdjęcia to wynika (piesy śpią pod…) i mój pomysł na obudowanie „biura” półkami stamtąd się właśnie wziął był. To był pokój ze wszech stron obudowany takimi półkami, tak samo zejście do „piwnicznej izby” było obudowane, a tam „każden kreminał”, od Agaty Christie poczynając, na najnowszych skończywszy, na swojem miejscu…
https://photos.app.goo.gl/U6DgjzfpS3XWo5LQ9
Nie mam prenumeraty, a ciekawa jestem dalszej części artykułu – czy ktoś mógłby skopiować i podesłać?
https://wyborcza.pl/7,75410,25555802,co-sie-odjaniepawlilo-w-polszczyznie-w-minionej-dekadzie.html#s=BoxOpImg9
Alicjo, wysłałam Ci.
Właśnie przeczytałam, Małgosiu, dzięki!
lemingi kojarzą mi się z lemurami – bardzo leniwie się przemieszczającymi zwierzątkami z Madagaskaru. Leming, leniwy…
https://photos.app.goo.gl/LddpbpGJu9rGESep8
Asia pisała o problemach z ulicą Gałczyńskiego. Nazwy ulic to dla niektórych rzeczywiście zagadki. W moim literackim przerywniku kryminalnym, czyli w książce Ryszarda Ćwirleja ” Ostra jazda” tajemnica nazwy ulicy w Szamotułach nie została wyjaśniona. ” Sanitarka minęła narożną aptekę i zjechała w ulicę Braci Czeskich, w kierunku na Obrzycko. – Ciekawe, co to są za bracia? – mruknął G., przeczytawszy mimochodem tabliczkę z nazwą ulicy. – Jacy , k…, bracia? A. nie zrozumiał o co chodzi. – No, ci czescy – wyjaśnił ratownik. – A, ci. … musieli tu jacyś bracia z Czech mieszkać… Przyjechali z Czechosłowacji, zamieszkali na tej ulicy i jak już tu mieszkali, to pewnie tu wszyscy mówili, że to jest ulica tych braci czeskich i tak zostało.
-No- potwierdził sanitariusz, kiwając głową. – Jakby nie mieszkali, toby im nie zrobili ulicy. Tyle, że musieli mieć jakieś zasługi. Znaczy się, że coś zrobili, że się zasłużyli. Albo ich Niemcy zabili. Jak kogo zabiją, to już jest zasługa…..- Bez zasług ulic nikomu nie dają. Ja mieszkam na Wojska Polskiego, nie? Kiedyś było Ludowego Wojska Polskiego. A przecież ludowe czy nieludowe, to Wojsko Polskie zasłużyło się bardzo, znaczy się, jako zasłużone miało swoja ulicę…. A z Wojska Polskiego to najwięcej było zabitych na wojnie. To musieli im porobić wszędzie ulice. A ulicy Braci Czeskich nigdzie indziej nie widziałem. Jak się ma duże zasługi, to ma się dużo ulic. A ci zas…cy z Szamotuł, co tu przyjechali z Czechosłowacji, to musieli mieć mniejsze zasługi, to i taką małą uliczkę im dali. Widać kiepsko się zasłużyli, że taki mały fyrtel dostali. – A w d…. mam tych Czechów z ich braćmi. Naszym trzeba dawać ulice, a nie Czechom.”
Znowu artykuł o polskiej kuchni (o tym, co musisz spróbować z polskiej kuchni 😉 – nie tylko pierogi i gołąbki (podtytuł)
Zdjęcia wystarczą. Wszystko o gęsi 🙂
https://www.ladieswhattravel.com/polish-food-you-must-try/
Zdjęcie źle zrobione, bo jak zwykle na auto, a powinnam inaczej, na pierwszym planie powinny być wielkie płatki śniegu, taki na pół dłoni!
No ale nie do poprawienia, bo ten wielkopłatkowy śnieg już przestał padać … Ale te ciapki, co widać i zamazywują obraz, to je to…
https://photos.app.goo.gl/CA7JAJVoHihenidUA
*takie na pół dłoni
Zawsze z ciekawością czytam artykuły o emigrantach – nowa generacja to inna emigracja niż moja. Do słownika nowej mowy doliczyłabym – na luzie, wyluzować, luzik 🙂
I to całkiem pełnoprawnie. „Za moich czasów” tego słowa sie nie znało w takim kontekście. Mogę się mylić.
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25622206,kraj-bosych-stop-i-palacego-slonca-jak-zyja-polacy-w-nowej.html
Ha… „domówki” teraźniejsze to za moich czasw były tak zwane prywatki! O których nawet śpiewano:
https://www.youtube.com/watch?v=jPTmOicHxqI
„To chyba wynika z tęsknoty za krajem. Na emigracji człowiek staje się bardziej polski niż w Polsce.”
Ano właśnie…
Więcej: https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25622206,kraj-bosych-stop-i-palacego-slonca-jak-zyja-polacy-w-nowej.html
alicjo, jesteśmy to samo pokolenie, „wyluzować” znam „od zawsze” 🙂
Przepraszam, oczywiście Alicjo !
Przy sobocie, po robocie 🙂 można sobie rozwiązać quiz i sprawdzić, czy znamy slang dzisiejszej młodzieży:
https://www.quizowa.pl/quiz/start/1815505273
Mój wynik to 9/12.
hm… to chyba w Warszawie i okolicach, bo u mnie nie było luzika 🙄
Z Wrocławia też tego nie pamietam, ale możliwe, że nie pamiętam, jak zresztą wielu innych powiedzonek. I nie tylko…
https://www.youtube.com/watch?v=5f4nXQOUUJk
U mnie dzis deszcz, trzeci dzien z rzedu, pogoda w sam raz na lezenie na kanapie z ksiazka.
4 tomy slownika Stanislawskiego tez stoja u mnie na polce i zbieraja kurz – nie pamietam zebym go bodaj raz otworzyla. Ale troche mi zal pozbyc sie go bo towarzyszyl mi przez cale liceum i studia. To samo mam z roznymi wydaniami encyklopedycznymi.
W mojej okolicy popularne sa biblioteczki sasiedzkie, takie male szafki na nozce-slupku z drzwiczkami, stojace przy chodniku lub przy jakims skwerku. To sa zwykle stare szafki np. kuchenne, albo pudelko zbite wlasnym sumptem przez ktoregos z sasiadow. Mozna tam zostawic przeczytane ksiazki dla innych. Sa one bardzo popularne, czesto widze tam ksiazki dla starszych dzieci, polularne czytadla, czasem trafi sie jakas ksiazka kucharska. Czasem widze tez przeczytane ksiazki w kawiarniach czy w pociagu – z notka, zachecajaca sa do zabrania.
U nas tego nie ma. Zresztą – ja nie oddaję książek!
A co do słowników polsko-angielskich/hiszpańskich/niemieckich/rosyjskich i tak dalej… komu tutaj taki słownik byłby potrzebny? Polaków prawie nie ma, a jak są, to na nic im takie słowniki.
Oczywiscie, w przypadku slownikow to nie ma sensu … Niestety, tylko na smieci.
Tak wygladaja te sasiedzkie biblioteczki
https://victoriaplacemaking.ca/2015/placemaking/mapping-greater-victorias-little-library-boxes/
https://littlefreelibrary.org/start/
Gosia – toż to zdjęcia z gazety… a ja mam gdzieś w archiwach zdjęcie z Rynku Wrocławskiego, na południowej ścianie z taką właśnie – przeczytałeś? Oddaj tutaj… Jak znajdę, to zapodam zdjęcie.
Tymczasem u nas jak waliły wielkie płaty śniegu, tak walą, przez moment tylko padał deszcz.+3c !!!
https://photos.app.goo.gl/TaWrPy4dxWaJDMUP8
Się suszy, rozłożona przed kominkiem:
https://photos.app.goo.gl/ptopuRykx7hq17Ck8
https://gfycat.com/fearfulfrailgoldfinch-bane-cat 🙂
A propos… Scotta Fitzgeralda powieści „Ostatni z wielkich”, zaraz mi się przypomniał „Wielki Gatzby”, wersja z Robertem Redfordem z 1974 roku…
Otóż do mnie te książki nie trafiają o tyle, że poza Hollywood i Ameryką z tamtych czasów, Ameryką tamtejszych bogaczy nic tam nie ma. Obrazki takie, bardzo ładne zresztą, szampan i kawior, tak jakby nic poza tym w latach 20-30 ubiegłego wieku w Ameryce nic się nie działo. Ale z przyjemnością czytam (zaraz wyciągnę taśmę z filmem „The Great Gatsby), bo ja jak ten Ignac z Japonii – nawet jak nie podoba mi się, to też lubię 😉
Alicjo, to nie sa zdjecia z gazety – to jest strona internetowa zalozona przez i dla mieszkancow Victorii (BC), a podaje przyklady roznych incicjatyw siasiedzkich, takich wlasnie jak te biblioteczki, zeby zachecic innych … milo popatrzec, jak sie ludziom chce …
Ale nie z Twojej/sąsiedniej ulicy, Gosia – o to mi szło.
Kurczę, nie mogę znaleźć tego zdjęcia z Wrocławia, a przecież pamiętam, że takie zrobiłam parę lat temu… i jakaś książka tam była, albo dwie…
Inicjatywa pyszna, z moich półek też bym wynalazła takie do odłożenia, ale zdecydowana większość musi tu pozostać! Raz na jakiś czas wracam do „Chłopów” Reymonta – dla wspaniałego języka. To jest unikat na skalę światową, moim zdaniem, napisać książkę wcale niemałą, takim językiem, w warstwie opisowej i w dialogach.
A propos śniegu – ciągle pada takimi wielkimi płatami!
Znalazłam!
Wrocław 2015 (cholerka… czas leci!)
https://photos.app.goo.gl/q8KX498sC9AFwBQw6
U mnie na ulicy akurat nie ma, ale jest kilka w okolicy.
Kiedys jak sie wybiore na spacer to zrobie zdjecia. Jak poszukasz little free libraries plus nazwe miasta to czesto wyskakuja mapki z zaznaczonymi miejscami. My sie zastanawiamy czy nie postawic u nas na trawniku.
S. Fitzgeralda akurat lubie – jego powiesci to zwierciadlo tamtych lat; a on sam mial zycie dosc nieszczesliwe ze wzgledu na ukochana zone cierpiaca na chorobe psychiczna. Czytalam kiedys swietnie napisana biografie, ale tytulu nie pamietam. Fitzgerald to rowiesnik Hemingwaya …
https://www.youtube.com/watch?v=yMnKgjD1iKo
Otóż to – obraz tamtych lat, dla małej części społeczności hollywoodzkiej, a nie dla reszty.
dzień dobry … ☕
wczorajsze spotkanie bardzo nam się udało … miło pogadać przy dobrym jedzeniu z miłymi ludźmi .. byliśmy w knajpce rodem PRL ale trochę odnowionej … jedzenie wyśmienite .. ja jadłam rosół z kołdunami i schabowy z kostką na pół talerza a do tego ziemniaki i kapusta zasmażana .. zięć zamówił między innymi flaki po warszawsku i był zachwycony bo miały w środku małe mięsne pulpeciki czyli tak jak powinno być … 😉
te wpisy o Fitzgeraldzie i Hemingwayu przypomniały mi ten film …
https://www.filmweb.pl/film/O+p%C3%B3%C5%82nocy+w+Pary%C5%BCu-2011-562509
a ostatnio oglądałam dokument o Salwadorze Dali, który również filmie powyżej występuje … i ogólnie mam tezę, że wszyscy panowie mieli wiele nieszczęśliwych chwil w życiu przez panie .. być może te cierpienia były im potrzebne do twórczości bo wszyscy podziwiamy ich dzieła ..
dziś niedziela handlowa …
śledzika? …
http://annamariapoleca.blogspot.com/2020/01/sledzie-w-oleju-z-koperkiem.html
Nie Jolinku, dzisiaj bez śledzika. Dzisiaj dietetycznie, grzecznie i bez szaleństw 🙂
Szaleństwa były wczoraj, jako że wylądowaliśmy na balu karnawałowym. Bal był, jak należy, w starym stylu-piękna sala kolumnowa, dyskretne światła i dekoracje, panie w strojach wieczorowych, panowie w garniturach. Kilka lat temu bardzo przytomnie kupiłam „małą czarną”, która ma wyśmienity fason. Ów krój polega na tym, że nawet, jeśli przybywa mi w biodrach sukienka nadal jest dobra 🙂 Wczoraj też sprawdziła się znakomicie.
Kulinarnie było wygodnie, bo wszystko podane zostało w samoobsługowym bufecie. Bufet był uzupełniany regularnie i starannie, każdy mógł wybrać, co mu w duszy, a raczej na podniebieniu gra 🙂 Zaproponowano:
Przekąski, a raczej przekąseczki (były w wersji mini na jeden kęs)
*Roladka z grillowanej cukinii z serem feta
*Szynka parmeńska z melonem
*Tortilla z grillowanymi warzywami i miętowym serkiem
*Mozarella z pomidorami
*Szaszłyk z polędwiczki wieprzowej z suszoną śliwką
*Kozi ser zapieczony z figą
*Carpaccio z polędwicy wołowej z oliwą truflową i świeżo tartym parmezanem
Dania ciepłe:
* Krem z pieczonych pomidorów z bazylią i grzankami
* Filet z łososia pieczonego w sosie kaparowym
* Polędwiczka wieprzowa z grilla w sosie z zielonego pieprzu
* Cukinia pieczona z serem tofu i sosem pomidorowym
* Pierogi z kapustą i grzybami
Dodatki:
* Kopytka
* Dziki ryż
* Ziemniaki opiekane
* Mini marchewka
* Fasolka szparagowa
W ramach deseru ciasta różnego rodzaju, ale jakoś nie rzucały na kolana.
Smakowała mi natomiast bardzo cukinia z tofu w sosie pomidorowym, dobry i prosty pomysł na wegeteriańskie danie. Łososia i polędwiczek nie próbowałam, współbalowicze uznali, że były całkiem w porządku.
ho … ho … bal .. Danuśka to impreza dla Ciebie … 🙂 … światowo było …
a u nas kotek syna spadł nieszczęśliwie ze stołu i złamał tylna nogę … kotek w szpitalu zwierzęcym a syn na pogotowiu .. jak go ratował to został głęboko podrapany i pogryziony bo kot z tego bólu prawie oszalał …
Brawo, Danuśka! Jeszcze gdzieś są prawdziwe bale. Bufet samoobsługowy to dobry pomysł. I każdy mógł wybrać coś dla siebie.
Restauracje pamiętające PRL jeszcze można spotkać. W Gdyni nadal funkcjonuje ” Polonia”. Nie bywam tam, ale przez okna widać dawny styl. Czasami bywa tam moja znajoma na spotkaniach z koleżankami z dawnej pracy. One czują sentyment do tego miejsca. Z kolei siostra innej znajomej mieszkająca od wielu lat w Niemczech też chodziła tylko do ” Polonii” W końcu rodzina zabrała ją do innej, ładnej i nowoczesnej i pani nie mogła się nadziwić, że w Polsce istnieją takie wspaniała miejsca. No, jak się wybiera tylko to, co się pamięta z dawnych czasów, to i obraz miasta jest jaki jest.
Ale w PRL-u gdyńskie restauracje , przynajmniej niektóre/ a tak wiele też ich nie było/ miały niezły poziom. Znawczynią gdyńskiej gastronomii nie byłam, ale pamiętam ” Myśliwską” z daniami z dziczyzny i „George’a ” z całkiem dobrą kuchnią. Jednak dziś stare klimaty niezbyt mnie pociągają.
GosiaB,
ciekawe są te plenerowe biblioteczki; nieważne z jakiej ulicy. Ważna jest inicjatywa. Przed laty spotkałam taką w Parku Łazienkowskim. Książki widać w wielu kawiarniach czy bistrach, ale służą raczej do ozdoby.
W Warszawie jest restauracja kultywująca tradycję od lat siedemdziesiątych, ale w dobrym stylu to Czerwony Wieprz. W pawilonie typu Lipsk był kiedyś bar mleczny Magda. Ciekawa jest historia nazwy tego lokalu
https://www.czerwonywieprz.pl/pl/tresci/275,czerwony-wieprz.html
Jolinku-życzenia szybkiego powrotu do zdrowia dla syna i dla kota!
Krystyno-gdyńską „Polonię”pamiętam z rodzinnej stypy, zwanej teraz elegancko konsolacją, natomiast moi kuzyni wspominają czasami z rozrzewnieniem „George’a”.
W Warszawie bylam, już jakiś czas temu, zaproszona na urodzinowy obiad do: http://www.restauracjalotos.pl/ To było niedzielne popołudnie i obydwie sale były wypełnione po brzegi. Widać wiele osób tęskni za klimatem peerelu, albo po prostu docenia solidną, polską kuchnię. Polską kuchnię doceniam, ale nie czuję się dobrze w dużych, otwartych salach typu „stodoła”. Kiedyś nie było wyboru, bo urządzano tak większość restauracji.
brak słów …
https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,25635075,obrabowano-wille-olgi-tokarczuk-policjanci-licza-straty.html
https://www.youtube.com/watch?v=gGgnlZUZ4xM
Ano… brak słów.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,25635204,wroclaw-wlamanie-do-mieszkania-olgi-tokarczuk-noblistki-nie.html#s=BoxOpImg2
Kto trzyma tak zwaną kasę w domu? Myślę, że ta wiadomość jest wielce zmyślona…
Obrzydliwe i podle …
Niedawno w Gazecie by ciekawy artykul na temat zwiazku Hemingwaya i Marthy Gellhorn
https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25576807,jedna-z-recenzji-przyrownywala-ksiazki-gellhorn-do-dziel-hemingwaya.html
W tym temacie tez swietny film „Hemingway i Gellhorn” z Nicole Kidman i Clive Owen.
We Wrocławiu w moich latach „kultową” knajpą była herbaciarnia Herbowa, na południowej ścianie Rynku, naprzeciwko teraz jest ta skrzynka na książki.Herbowa…. obok był sklep ze szkłem, głównie ze sztuką szklaną Zbigniewa Horbowego. Swego czasu mieszkałam parę domów od Mistrza 🙂
https://www.google.com/search?q=zbigniew+horbowy&tbm=isch&source=univ&client=firefox-b-d&sa=X&ved=2ahUKEwig6LLp0aHnAhUIQq0KHTR-DpcQ7Al6BAgKEDU&biw=1247&bih=547
https://www.pinterest.ca/pin/317433473719440863/
GosiuB chętnie bym obejrzała ten film … poszukam .. w młodości byłam zakochana w Hemingwayu .. jego samobójstwo było dla mnie jak cios w serce … mam jego książki ale jakoś mi nie wychodzi dziś ich czytanie .. może wezmę na wakacje …
nie macie pomysłu na jutrzejszy obiad … proszę bardzo …
https://s9.pl/2020/01/19/pierozki-z-ciasta-francuskiego-z-pieczarkami/
U mnie jutro bedzie reszta coucous na deser reszta dobrej tarty z jablkami. Z tarta to nie jestem pewna, bo Bernard co chwile podchodzi i kroi kawalek.
Alicjo, zrobilas bardzo ladny pled ! Cudo. Dla kota czy dla Ciebie ?
Pamietam herbaciarnie i sklep ze szklem w Rynku. Chyba nie ma juz ani jednego ani drugiego. Sa same resteuracje.
Elapa,
nie ma ani herbaciarni (już od dawna!) ani sklepu ze szkłem…
Pledzik dla mnie, bo tamten pierwszy został zaaresztowany przez Jerza.
Kolorystycznie pasował do kanapek, tych do polegiwania nań, nie kulinarnych, ten nie bardzo, ale komu to przeszkadza? Kotu nie 🙂
We Wrocławiu na Rynku nie ma aż tak dużo restauracji, jak w Krakowie. W Krakowie cały Rynek to jedna wielka restauracja, latem oczywiście ogródkowa. Trochę szkoda, bo Rynek na tym traci…
Ale doroczne bicie rekordu guinessa na gitarowe granie Hey Joe Hendrixa – to je to!
https://www.youtube.com/watch?v=3JYWzQqdwjk
Przypomniało mi się – sklep ze szkłem nazywał się „Amfora”!
Alicjo-za każdym razem, kiedy mam okazję obejrzeć Twoje dzieła wydziergane na drutach jestem pełna podziwu dla Twojej wyobraźni i talentu. Gratulacje!
E tam… to jest bardzo proste robionko na drutach, w dodatku ja mam sporo wełny do przerobienia. No to przerabiam 🙁
https://wyborcza.pl/7,162657,25634935,marszalek-senatu-tomasz-grodzki-apeluje-do-politykow-o-zwolanie.html#s=BoxOpImg9
To robótki, nieuzupełnione zresztą…ale kiedyś uzupełnię 🙂
Teraz ledwie dziergam temi łapami trochę schorowanymi, oczekując na operację lewej..
https://photos.app.goo.gl/lSoyZF3AZ7jqZSVZ2
Od jakiegoś czasu nie mam już pomysłów, co by tu, wyzwań brak albo co… A ponieważ ręce niesprawne, to wymówka gotowa 😉
Byliśmy na herbatce u Lisy – niedawno wróciła z Florydy, zniesmaczona bardzo, bo pogoda nie dopisała, a poza tym miała kłopoty z powrotem.Jak na jej 87 lat – i tak dała radę, dyrygując na lotniskach 🙂
A teraz wzięłam się za „Królestwo złotych łez” Zenona Kosidowskiego. Zastanawiam się, skąd wziął się ten pęd do złota, skąd wzięło się to przekonanie, że złoto to jest TO, o co należy zabiegać, zabijać i tak dalej. Tu spoczynek wieczny znalazł Pizzaro…
https://photos.app.goo.gl/ZjkJWviuqCaeAxci7
Swoją drogą gdyby nie było tych wypraw… e tam, musiały być! Chociażby z ciekawości, co jest za dalą(
Uśmiechów wiele ma
Godzina szarego dnia
Nie zginiesz w tłumie
Póki jeszcze umiesz
Przystanąć
Gdy zaśpiewa ptak
Daleka droga twa
Za dalą jest inna dal
Choć nie ma kresu, dobrze wiesz
Że droga ta prowadzi gdzieś
Nie wyśpiewany jeszcze świat
Nie zapalone jeszcze światła
Co ludzką twarz
Jak dobry sen rozjaśnia
Obłoków zamyślona biel
Owoce, drzewa, barwy dnia
To wszystko dzięki tobie trwa
Wśród swoich ludzkich spraw
Pamiętaj, nie jesteś sam
Ptak przelatuje
Kwitnie kwiat
To Ona
To Ziemia
Ziemia
Ojczyzna ludzi
(Jonasz Kofta)
https://www.youtube.com/watch?v=pf2oaFf-voE
Alicjo, te plaszcze sa jak obrazy – cos przepieknego!!
dzień dobry … ☕
Alicjo taka robota na drutach wymaga jednak wyobraźni i dużego doświadczenia … wiem co mówię bo pierwsze 5 lat moich robótek to było ciągłe prucie … no i ważna jest umiejętność wykończenia pracy by było eleganckie .. uważam, że jesteś Mistrzynią w tej robocie … 🙂
może sałatka na lunch? …
https://www.kuchniamagdaleny.pl/2020/01/salatka-z-paluszkami-krabowymi.html
Młody nie rozstaje się ze swetrem Alicji. Nie zliczę, ile to już lat. On go po prostu kocha i już.
Kiedy przechodziłam na emeryturę jedna z koleżanek wydziergała dla mnie rozpinany sweter. To jeden z prezentów, który pamięta się przez całe życie, bo ładny, praktyczny i zrobiony osobiście. Ten sweter jest daleki od malarskich dzieł Alicji, jest w jednym kolorze(kość słoniowa), ale ma ciekawy wzór i bardzo go lubię.
Sweter dla Młodego Haneczki to coś tak prostego, jak ten wzór pledzika, jakieś proste kąty, o ile dobrze pamiętam. I chyba podobna kolorystyka. Pyra podpowiadała mi wymiary, tak na oko 😉
A wszystko zaczęło się od tego, żeby nie było nudne to robienie.
Jak już – to nie ten sam różowy sweterek. Z nudy się to wzięło, z nudy! Jak wszystko inne na tym świecie, człowiek nie usiedzi spokojnie na czterech literach 😉
+1c tutaj
Ha….
https://www.youtube.com/watch?v=dkutdwfZW0s
Dobrze pamiętasz, Alicjo 🙂
Alicja-Irena
Zloto – bo jest trwale (nie rdzewieje), a kolorem i blyskiem przypomina slonce, czczone tam jako jedno z glownych bogow.
Twoje wyroby welniane sa przepiekne.
Właśnie odbyłyśmy naradę „wojenną” wraz z Basią Adamczewską. Narada dotyczyła przygotowań zjazdowych i miała miejsce w gościnnym domu naszej Gospodyni.
Według deklaracji na dzień dzisiejszy lista Zjazdowiczów przedstawia się następująco:
Basia A.
Jolinek
Krystyna
Żaba
Paweł wiedeński
Miś Kurpiowski
Małgosia i Robert
Inka i Lucjan
Haneczka i Jurek
Pepegor(być może z LP)
Danuśka i Osobisty Wędkarz
Ze znakiem zapytania odnotowałam:
Alicję i Jerzora
Asię
Sławka paryskiego
oraz Irka
Przypomnijcie, proszę, jeśli kogoś pominęłam.
Lisek – no tak, ale… Gdyby złoto z całego globu przetopić w nitkę, ta nitka oplotłaby glob ileś tam razy (tak przynajmniej „gadajo”). Poza tym jam złota przywykła, pochodząc z:
https://photos.app.goo.gl/66A77AWMPLphNV2v5
Danuśka,
my jak zwykle pod znakiem zapytania, niemniej jednak… prawdopodobnie, jak zwykle 😉
Można za nas założyć, zwrócę kasę w swoim czasie.
Tym bardziej, że TAM nas jeszcze nie było. Najbliżej byłam w Elganowie, prawie sto lat temu (1973). Google Earth przekierowuje mnie na Legionowo 🙁
A tymczasem Elganowo jest na wschód od Pasymia. Ciekawa trasa.
Ciekawostka…
https://www.dailyherald.com/news/20200126/constable-polish-american-actress-from-bartlett-hosts-flavor-of-poland
… a oglądam na żywo transmisję z Oświęcimia.
Marian Turski, więzień Auschwitz: „Powiedziałem w Ameryce – Auschwitz może być również u Was, jeśli łamiecie prawa obywatelskie, prawa mniejszości, jeśli naginacie prawo (…) Nie bądźcie obojętni jeśli władza łamie umowy społeczne”
mina Dudy nie zaskakuje …
placuszki pocieszki … i do kawy … i do herbaty po angielsku …
https://slodkoslonepichcenie.blogspot.com/2020/01/placuszki-z-kaszy-manny.html
Jolly a Ty nie planujesz z nami być na Zjedzie .. towarzystwo będzie jak zawsze wyśmienite …
cichal też nie planuje z nami być? … a echidna? …
… mam autograf Pana Mariana Turskiego w książce „Polityka i jej ludzie”.
Co mnie zaskakuje, to polityczne wykorzystywanie tej rocznicy. Przynajmniej przez szacunek dla tych, co przeżyli, mogliby sobie darować ci, co na tym chcą zbijać polityczny majątek. Wredne to.
sprawdzony sposób na to, żeby mężowie szybko wracali z popijawy z kolegami …
wyślij mu sms ” Bierz wino i przyjeżdżaj, mój idiota wróci jutro ” .. a potem wyłącz telefon ….
DZISIAJ OBCHODZIMY: Międzynarodowy Dzień Pamięci O Ofiarach Holokaustu
Pan Mariana Turski nie zbija niczego ..
Ach nie to, i na pewno nie Pana Mariana Turskiego miałam na myśli, Jolinku, pisząc o zbijaniu politycznego majątku, Boże broń!!!
Ale czytam nagłówki gazetowe i licytację, co komu jest kto winien i kto kogo wyzwolił…Jakie to małe i podłe.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,25639530,ambasador-rosji-w-oswiecimiu-polska-ma-wobec-nas-niesplacony.html#s=BoxOpImg1
Dziewczynka w czerwonym płaszczyku, wspominana w dzisiejszej przemowie w Oświęcimiu – mam jej dwie książki, tytułową „Dziewczynkę…” i „Kobieta w podróży”. Obie warto przeczytać.
Ciekawe, bo po obejrzeniu „Listy Schindlera” powiedziała Spielbergowi o swoich wspomnieniach – i że to ona była tą dziewczynką, ale on nie podjął tematu. Ciekawa postać.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Roma_Ligocka
Danuśka, byliśmy na Polańskim. Bardzo dobry. Ascetyczne studium gnojenia. Wszystkich, bo na końcu wszyscy są przegrani.
Dzień dobry,
Obejrzałem całe sprawozdanie z Auschwitz, od pierwszej do ostatniej sekundy. Oglądając stałem się zaprzeczeniem powiedzonka, że chłopaki nie płaczą….
Dobranoc…
dzień dobry … ☕
zabawa w kotlety …
https://cookingforemily.pl/2020/01/ziemniaczane-kotlety-z-groszkiem-szpinakiem-i-mozzarella/
faworki inaczej …
https://uwagababciagotuje.blogspot.com/2020/01/faworki-z-ciasta-francuskiego-pieczone.html
Jolinku, dobry pomysl na faworki z ciasta francuskiego. Mniej pracy ale smak pewnie inny.
Kupilam sobie nowa maszynke do smazenia gofrow i zamiast faworkow beda gofry. Stara ma juz ponad 30 lat i regulator temperatury robil mi rozne niespodzianki.
U mnie wieje bardzo silny wiatr i nie wiem czy pojde na moj godzinny marsz.
elapa ale szybko się robi .. ja sobie zrobię na patelni .. u nas wieje ale do wytrzymania .. spacer mimo wiatru udany bo nie jest zimno …
oleje? … na wódce? …
http://krzyskuchnia.blogspot.com/2020/01/naturalny-olejek-cytrynowy-do-ciast.html
kawa do faworków … wspomnienie z Wietnamu … Danuśka … 🙂
http://veganbanda.pl/recipe/kawa-po-wietnamsku/
Haneczko-cieszę się, że zgodziłaś się z moją opinią, iż film warty obejrzenia.
Alicjo-Romę Ligocką pamiętam też z felietonów zamieszczanych w magazynie „Pani, który kupowałam swego czasu dosyć regularnie.
Ostatnio koleżanka uszczęśliwiła mnie całym stosem pism kobiecych, których jednak nie da się czytać zbyt długo, bo tematy się powtarzają, a rozważania psychologiczno-obyczajowo-filozoficzne trzeba sobie dawkować z umiarem 😉
Jolinku-też bardzo lubię ten wietnamski filtr do kawy. Używam go regularnie na nadbużańskich włościach 🙂
Basia Adamczewska opowiadała mi wczoraj, iż smaży faworki na potęgę, jako że zapotrzebowanie na ten deser jest w trzech domach-u córki, u wnuka oraz w jej własnym. Każda ilość zostaje zagospodarowana natychmiast!
Danuśka a rozmawiałaś z Basią by częściej robiła wpisy? …
oglądałam ostatnio po raz enty film …
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Amier%C4%87_na_Nilu
uważam, że to arcydzieło sztuki … i tak sobie zamarzyłam wyprawę do Egiptu statkiem po Nilu ..
Nie, Jolinku, nie rozmawiałam z Basią na ten temat.
Alain jest też fanem detektywa Poirot i zna chyba na pamięć wszystkie odcinki tej filmowej serii.
jest nowy wpis … 🙂