Co jedzą inni

Lubię zaglądać ludziom w oświetlone okna. Ostatnio nabrałam ochoty także na zaglądanie do marketowych wózków, aby zobaczyć, co do nich trafia. Oczywiście można też wnioskować wedle zawartości sklepowych półek, ale ja wolę sprawdzać, na co kto wydaje pieniądze. Bo na półkach mogą się znajdować produkty niechodliwe. W dodatku zestaw produktów w koszykach również daje do myślenia. Mamy, zwłaszcza wśród młodych kobiet, liczne zwolenniczki lekkiej, roślinnej diety, w ich wózkach warzywa i kasze większość stanowią produkty bio. Mamy także leciwych mężczyzn, którzy kupują mięso i coś mocniejszego. Jest grupa „zagonionych”, którzy zaopatrują swe lodówki i zamrażarki w gotowe dania: zupy w pudełkach i słoikach, głęboko mrożone lub pakowane próżniowo gotowe potrawy mięsne i rybne. Smak, nawet podobno nie najgorszy, jest dla przedstawicieli tej grupy na drugim miejscu. Najważniejsze, że obiad trafia na stół po szybkim podgrzaniu.

Inna grupa dokonująca specyficznych zakupów, wrzuca do koszy przede wszystkim soczki, przeciery i dania nadające się dla malców. Grupy składające się z tatusiów i mam ze starszymi dziećmi, najwyraźniej często uważają, że ich zakupy, nudne dla malca, muszą być nagradzane czymś słodkim.

Ostatnimi czasy zwróciłam uwagę, że maluchy, z jednym lub obojgiem rodziców, to właściwie nowy typ klienta. Klient taki poddawany jest piekielnemu kuszeniu. Ku mojemu zdumieniu mały człowiek sam coraz częściej udziela sobie wskazówek, że to nie będzie przecież dziś kupione. Słyszę, że w wielu rodzinach weekendy to jedyne słodkie dni dla dzieci, wtedy wolno im jadać słodycze. W inne dni biała trucizna zawarta w nęcących cukierkach jest zabroniona.

Jak obserwuję, propagowanie zdrowego stylu życia, mówienie w przedszkolach, domach czy szkołach o szkodliwości zjadania cukru tafia na podatny grunt. Ale drodzy handlowcy: czy musimy kusić niewinne duszyczki. Czy nie dałoby się tych śmiertelnie niezdrowych smakołyków umieszczać ponad linią wzroku najmłodszych klientów? Byłoby to dobrym uczynkiem ze strony handlu. Bo co z oczu to z serca.