Tak smakuje Roma
W sobotę i niedzielę zachęcałem do podróży na południe Europy czyli do Toskanii. I choć słychać było głosy niechętne takiej podróży to ja zniechęcić się nie dam. I podobnym do mnie miłośnikom Włoch i włoskiej kuchni przedstawię spis moich ulubionych lokali w mieście nad Tybrem. Wszędzie tam byłem, jadłem i piłem. Nie żałuje tego, a powiem więcej chętnie tam wrócę. I powtórzę cały repertuar.
No to ruszamy na kulinarny podbój Romy.
Fot. Monika Motor
Il Buco, via di Sant’Ignazio 8, tel. 679 32 98
Otwarta w 1895 r. restauracja zachowująca swojską atmosferę i toskańskie dania. Wspaniałe pasztety z wątróbek i zupa jarzynowa czyli ribollita. Podają rzadkie słodkie wino santo.
Nino, via Borgognona 11, tel. 679 56 76
Lokal w pobliżu Piazza di Spagna. Założona w 1934 r. Królują potrawy toskańskie, w tym rewelacyjna fiorentina. Cudowne desery.
Dal Pompiere, via S.M. del Calderari 38, tel. 686 83 77
Na I piętrze XVI-wiecznego Palazzo Cenci w samym sercu dzielnicy żydowskiej, podaje się klasyczne dania włoskie. Wśród nich rewelacyjne faszerowane kwiaty cukinii i jagnięcina
La Cornucopia, Piazza in Piscinula 18, tel. 580 03 80
Na Zatybrzu mieści się najlepsza w Rzymie restauracja rybna. Moron czyli spigola gotowany na parze. Są wspaniałe dorady i owoce morza.
Checchino dal 1887, via di Monte Testaccio 30, tel. 574 63 18
Moja ukochana (najbardziej ze wszystkich) rzymska restauracja, ze wspaniałą piwniczką win (do zwiedzania). Lokal czynny od stu lat. Specjalizuje się w podrobach, flakach i ogonach kupowanych co kilka godzin w rzeźni znajdującej się vis a vis. Przy klasztornych stołach, pod sklepieniami powodującymi w gorące lato chłodną atmosferę, można zjeść ogon wołowy w pomidorach, wspaniałe trippa a la romana czyli flaki po rzymsku i inne podroby.
Gli Angeletti przy via Serpenti obok hotelu Anfiteatro Flavio na maleńkim placyku. Kucharz Wiktor ze Lwowa.Bardzo tanio, bardzo warto tuż obok Coloseum i…sklepu Prodotti Calabrese
Alla Lupa (dawniej Gemma alla Lupa) via Marghera w pobliżu Stazzione Termini. Klasyczne rzymskie dania w tym coda alla vaccinaria czyli ogon wołowy w sosie pomidorowym opisany precyzyjnie wczoraj w wersji nadnarwiańskiej.
A tu opis ostatniej naszej wizyty na via Marghera. Zaczęło się od flaków czyli trippa alla Romana. Potem dorada z grilla. Ale najwspanialszym daniem była rzymska klasyka, czyli coda alla vaccinara. Aby zjeść to cudo bez katastrofy wymagającej oddania całego ubrania do pralni, a klienta pod prysznic – kelner owija gościa wielkim obrusem, stawia przed nim butelkę frascati i patrzy z radością jak smakosz pałaszuje chrząstki, resztki mięsa znajdującego się na kostkach ogona, a sos wymazuje świeżym, gorącym chlebem.
Komentarze
Hej, żal serce ściska – nie byłam, nie będę i tym samym nie zobaczę, nie zjem…No, Pyra, nie jęcz. Ogon w pomidorach ugotujesz sobie wg przepisu Gospodarza i flaki rzymskie sobie zrobisz, a w Rzymie byłaś wielokrotnie z filmem, zdjęciami,przewodnikami – od biedy mogłabyś oprowadzać wycieczki.
Szanowny Panie Lulku,
Nie ośmielam się użyć bardziej poufałej formy, bo jestem tu (a raczej byłam) bardzo rzadko aktywnym gościem i chociaż stworzył mi Pan szansę spotkania Pana, fundując w zeszlym roku nagrodę, którą zdobyłam, to tak mi się życiowe sprawy ulożyły, że z wielu spraw się na długo wycofałam. Od pewnego czasu znów przysłuchuję się rozmowom na tym blogu i pewnie wytrwałabym na skromnym miejscu słuchacza, gdyby nie niepokój, którego Pan jest przyczyną. A więc wyrażam go, wierząc, że właśnie głos calkiem obcych czasem idzie pod niebiosa i bywa wysłuchany. No chyba warto, żeby Pan Lulek solidnie o Pana Lulka zadbał, skoro nawet vox populi się o to upomina. Serdecznie Pana pozdrawiam.
Panie Lulku zorganizowana, oplacana przez klienta w Austrii pomoc domowa z gotowaniem, sprzatanie itp. prosze przedstwic synowi
1, Heimhilfe-Haushalthilfe
-wenn jemand Unterstüzung zur Alltagsbewältigung braucht. (Einkaufen, Kochen, Wäsche waschen und bügeln, Betten machen, Spazierengehen, etz..)
Kosten: ab 39? / Tag……………546? / 2 Wochen
W Rzymie bylem ale niestety w czasie kiedy stac mnie bylo na bilety do muzeow i kanapki. Za te cenne informacje dziekuje zyczac wszystkim zaliczenia choc polowy z tych „knajp”. pozdrawiam szanowne kolezanki i kolegow
I ci tutaj z Wiednia wyszukuja Panu taka pomoc w okolicy, oczywiscie lepiej by bylo przez kase chorych…
http://www.senioren-krankenpflege.at/kont.html
Panie Lulku jak Pan sie z taka instytucja nie skontaktuje to ja Panu via internet nasle pracownikow socjalnych i bedzie wstyd
Cześć z rana!
Zanim wybiegnę z domu, chciałem poprosić, żebyście oszczędzali amunicję.
Przyda się, gdy Pan Lulek wróci z charytatywnej wyprawy do Polski; miejmy nadzieję, że w podróży nie będą z Marcelim grać ascetów.
Od dziś Pan Lulek pewnie nas nie czyta, a po powrocie też nie będzie nadrabiał kilkudniowych zaległości, więc nie walmy na razie na oślep.
Na Marcelego nie mam jeszcze namiarów, nie znalazłem jego numeru na panalulkowej ściągawce leżącej obok telefonu, a Pan Lulek nie chciał mi go podać. Może Marek (najlepszy kurpiowski inwestygator) w międzyczasie coś wyśledził.
Lulek przesłał post : dziękuje za pamięć, jedzie do Polski, prosi pozdrowić znajomych ( co niniejszym czynię). Nie mam cierpliwości na Lulka!
Bareya- to chyba byliśmy w Rzymie w podobnych czasach 🙂
Pyro – a jak tam przebiega remont mieszkania ?
Dorotol- wysłałam do Ciebie maila.
Danuśka – nie przebiega; pełza z zadyszką na dodatek, ale do końca stulecia jeszcze daleko…
I tak żadna restauracja nie przebije prosciutto, wspaniałej chrupiącej bułki, maleńkich pomidorów, cudownego sera i lekkiego wina podanych na Viva Arenula. Na tzw łonie natury, na skwerku niedaleko Piazza Venezia i przedziwnej budowli – monumentu Vittorio Emanuele II.
Wśród zieleni tłumiącej odgłosy miasta szmer ciurkającej fontanny zagłuszały jedynie gołębie, niesamowita ilość gołębi.
To leniwe, gorące rzymskie popołudnie w cieniu drzew na zawsze pozostanie w pamięci.
Taki posiłek na ławce pod drzewem bije na głowę pięciogwiazdkowe lokale.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidno,
ten pomnik Monumento Vittorio Emanuele II wraz z pomnikiem nieznanego żołnierza zwany jest przez Rzymian Maszyną do Pisania 😉
Na Campo dei Fiori, gdzie spalono Giordano Bruno, jedliśmy raz jagnięcinę w małej trattorii, której nazwy nie pamiętam. Jeśli ktoś ma ochotę obserwować z bliska życie barwnego rzymskiego targu to polecam. Trochę trzeba uważać, bo czasem wybuchają sprzeczki i może się zdarzyć bójka między kelnerem a zamiataczem placu albo nad głowami gości przeleci butelka, ale to jest prawdziwe rzymskie życie, a nie „bójka w saloonie” dla turystów 🙄
Echidna – tez fakt. Jakzem bym w Prowansji to zaopatrywalismy sie w lokalnych winnicach i na targach. Sery, suszone pomidory, niezliczone ilosc oliwek w roznych sosach i nadzieniach. A potem pedem do bungalowu i uczta na swiezym powietrzu.
p.s. Ale podobno Rzymskie knajpki slyna ja zadne ze swej jokosci wiec taka wyprawe jak najbardziej chcialbym sobie zafundowac.
Danuska to bylo jakies 10 lat temu jak bylem w Roma.
Najlepsze lody w Rzymie (moim subiektywnym zdaniem) są w starej i ciasnej gelaterii przy Fontanie di Trevi. Stojąc frontem do fontanny to ta gelateria jest na prawo, nazwy niestety nie pomnę… Niezdecydowanym dają najpierw popróbować danego smaku.
Roma.
Pyro, dzisiaj mialem w lotka drugi raz pod rzad czworke. Idzie wiec w dobrym kierunku, bo glowna wygrana kumuluje sie akurat na ponad 10 baniek w eurach. Jak trafie to zapewniam, ze siadziemy razem na Campo die Fiori i zamowimy cielecine.
Milego dnia dla wszystkich jeszcze,
pepegor
Jakby ktoś chciał teraz skoczyć na te lody przy Fontanie di Trevi
to pozostaje mu do wyboru pociąg lub samochód !
Osobisty właśnie jutro wyrusza w niezaplanowaną wcześniej
podróż pociągiem przez Europę na trasie St Etienne-Lyon-
Kolonia-Warszawa. Już po 24 godzinach będzie na miejscu 🙂
Bareyo- to moje kanapkowe wspomnienia sięgają jeszcze
ponad,kolejnych dziesięciu lat wstecz…
A nie mówiłem?
Misie Kurpiowskie wyśledzą wszystko, nawet ojca Marcelego
Telefon jest zupełnie mobilny. Zupełnie jak o. Marcellus. Dzwoni wszędzie i zawsze.
Podaję na wypadek, gdyby Pan Lulek zaczął się ukrywać.
A swoją drogą, to Lulek mógłby przenieść się do tego klasztoru. Trzech ich jest, tych fratrów. Mieliby czwartego do brydża…
Myślę, że nawet o poglądy by nie pytali 😉
Pyro, ja też dziś robię w renowacjach.
Czekam, aż wyschnie podkład na wieku od skrzyni. Wczoraj Osobisty je zdemontował i zheblował napisy wyżłobione i pomalowane na czarno. Wieko jak nowe, teraz tylko przeszlifować i pociągnąć lakierem o jedwabistym połysku (?) tzw. Seidenglanz. Rano pomalowałam specjalnym bezbarwnym podkładem, który ponoć schnie (do szlifowania) 4 h przy temp. 20 stopni. Jest jednak dużo chłodniej, ale wietrznie, to może za chwilę spróbuję poszurać papierem nr 240. Do rąk przestało się kleić już po paru minutach…
PaOlOre, 😀
Dobry pomysł. Będzie im opowiadał o swojej grzesznej młodości 😉
W tych klasztorach to już na ogół sami staruszkowie, jeszcze Lulek okaże się najmłodszym z nich 😯
Chociaż ten Bruder Raffael wygląda całkiem dziarsko 😎
wygląda i jest nemo… 🙂
ja byłam tam około 12 lat temu i nawet mnie było już stać na co nieco ale zwiedzanie było tak intensywne, że w ciągu piętnastu minut przerwy nie wiadomo było co robić … zdjęcia, siusiu czy kupić coś do jedzenia? … do hotelu wracaliśmy po północy i czasami kolacja nam przepadała … wróciliśmy z kasą i głodni okropnie …
tam tzn. we Włoszech ….
A tutaj jest lista wszystkich franciszkanów w Austrii i Południowym Tyrolu (dziś Italia, kiejby kto nie wiedział) razem wziętych. W liczbie 77!!!
Słuchajcie chłopy! To jest pomysł na emeryturę! Wiecie, jaki oni mają metraż? Jeśli średnio wypada 4,278 franciszkanina na klasztor? A włości wokół też niczego sobie. Pan Lulek na pewno piękny ogródek by miał 😉
Niedawno po znajomości zwiedzałem nieczynną już kartuzję Mauerbach (dziś jest to pole doświadczalne Urzędu Ochrony Zabytków) i zdumiony byłem, jakie rozmaszyste cele wyrychtowali sobie odizolowani od świata mnisi.
oczywiście wiem, że kartuzi to nie franciszkanie…
czego i Wam życzę 🙂
Wybacz ASzyszu splagiacenie! Ale nie mogłem się powstrzymać. I już!
paOlOre co taki czarny jezdeś? …
jak dużo pijesz jedz czekoladę … 🙂
http://deser.pl/deser/1,97052,7791632,Czekolada_jest_dobra_na_watrobe.html
Jolinku! Wygląda i jest???
Czego to ja się dowiaduję…
Gdyby nie wyjaśnienie o 14:32, to pomyślałbym jeszcze, że od dwunastu lat…
Raphael i Jola?
paOlOre … wygląda i jest …. widziałam człowieka na własne oczy przypadkiem i wiem co piszę .. dziarsko wygląda … 🙂 … no tak młodzi ludzie to dociekli są … 🙂
cze-ko-la-da-to-jest-to!
powtarzam za Agnieszkę Osiecką
dociekliwi są miało być … 😉 … okulary chyba słabe mam …
nemo –
a naszym (obiektywnym zdaniem, a jakże!) te na Via Cavour w Gelateria S.M. Maggiore.
Ściślej określając na rogu Via Cavour i Via Di Santa Maria Maggiore. A dla nas na Kawiorowej (chociaż nijak sie tłumaczenie ma do naszego odnośnika)
E.
wiem, wiem, wszyscy mamy w uchu: „Coca-Cola to jest to!”
A ja właśnie doczytałem o wiekopomnym wkładzie Agnieszki Osieckiej i Melchiora Wańkowicza do historii sloganów reklamowych
Tak, tak „Cukier krzepi” ( i dopisek „wódka jeszcze lepiej”) A. propos dopisków : ponoć w poznańskich tramwajach wiszą jakieś kartki z reklamami firmy udzielającej pożyczek na ekstradogodnych warunkach. Wieżąc tej reklamie, człek winien dopłacać firmie za to, że taka wspaniałomyślną. No, więc (nie zaczyna się zdania od „no, więc) od myślników wymienione są wszystkie możliwe ulgi i dobrodziejstwa, a pod nimi ktoś długopisem dopisał ostatnie zdanie
– windykacja szybko i gratis.
wieżąc … wierząc … idę po Amelkę do przedszkola … 🙂
Tę wierzącą wiarę mogłabym zwalić na „sekretarkę, ale ją właśnie zwolniłam.
„Wodka grzeje, wodka chlodzi, wodka nigdy nie zaszkodzi”
Dorotolu, wezmę sobie to dziś do serca… a wódkę do szklanki.
—
Rytmicznie to prawie jak:
Liga rządzi, Liga radzi, Liga nigdy cię nie zdradzi!
pyfko, Dorotolu 🙂
no przynajmniej tak u mnie na dzielnicy gadali
cukier krzepi, wodka lepi
to jeden z naszych wieszczow w „Pornografii” jako tekst kultowy wszystkim generacjom obwiesicl
legendarna polska miłość do koni
Gdyby ktoś w Rzymie zatęsknił za polskim koniem, to tutaj może zaspokoić swoją tęsknotę 🙄
Czytam właśnie książkę „Winnica w Toskanii” Ferenca Mate (nad a i e ‚).
Polecam wszystkim tym, którzy nie czytali. Jest to prawdziwa historia autora, z pochodzenia Węgra, żeglarza, pisarza i producenta wina. Mieszkał on w Kanadzie, Kalifornii, Nowym Yorku, Paryżu i Rzymie. Poczem osiedlił się w trzynastowiecznym klasztorze w Toskanii, gdzie razem z rodziną, żona candace jest malarką, prowadzi winnice i produkuje doskonałe wina. Jest to historia „pełna smaku idyllicznej Taskanii, szlachetnych trunków i rozpływających się w ustach potraw. Nie tylko dla miłosników podróży i wina”. Z całą pewnością jest to książka dla łasuchów. Napisana swietnym stylem, z dużym poczuciem humoru.
Dorotolu, no coz na dzielnicy Witold nie mial specjalnego wziecia, Piast cieszyl sie za to duzym uznaniem, ot taka ulanska fantazja, a karczma nawet sie Rzym nie nazywala
Ciesze sie, ze sa dobre wiesci o Panu Lulku.
Co do klasztoru…to ja Go tam raczej nie widze (za bardzo lubi panienki), moze lepiej jak by mial pomoc domowa ze sprzataniem i gotowaniem.
Rutaj w Kanadzie sa takie serwisy, nawet bezplatne.
Buziaki,
Lena
Oj tak książka „Winnica w Toskanii” jest pozycją obowiązkową. A jeśli człowiek sobie uświadomi po jej przeczytaniu jakie autor miał szczęście, że trafił na jedną z najlepszych „ziem pod winnice” w całych Włoszech to przwdziwa bajka gotowa.
Żona malarka projektuje ich nalepki na wina a podróżnik i żeglarz robi wina, oceniane jako jedne z najlepszych we Włoszech.
Wspaniała lektura. Niektórzy mają szczęście.
A to jego strona – http://www.ferencmate.com/
W Polsce działa chyba tylko jedna ubojnia koni, w Rawiczu. Podobno stoją pod nią samochody z końmi z Niemiec i Czech, bo polska cena jest atrakcyjniejsza. Powtarzam zasłyszane.
Trochę wariacki dzień dzisiaj.
Pyry były z wizytą u Inki, jadły znakomity, niesłodki jabłecznik, oglądały ogród i śmiały się ze swojego jamnika, który uskuteczniał gorzkie żale, widząc koty w otwartym oknie na piętrze, którym nie mógł popędzić kota. Na dodatek gospodarzem tarasu, na którym siedzieliśmy, był wielki owczarek niemiecki i jakkolwiek zna Radzia (i toleruje) od szczeniaka, jednak daje odczuć, kto tu rządzi.
O, a mąż Inki był z krótką wizytą w Żabich Błotach. Przyjechał do uzdrowiska.
Kolejny tytul do zanotowania a strona Mate bardzo ciekawa. Toskania wciaz inspiruje, pamietacie powiesci Frances Meyer?
Żabo – Ina będzie u Ciebie w poniedziałek, a czy z krótką wizytą, to nie wiem./
Alina: Frances Mayer znam tylko z jednego filmu z miłym polskim akcentem. Milutki, nastrojowy, sobotni film.
Bareya,
bardzo dziękuję za link do strony Mate 🙂
Dobry wieczór 🙂
Przed „Winnicą w Toskanii” jest jeszcze książka „Wzgórza Toskanii”, opisująca pierwsze toskańskie kroki pary bohaterów i może jeszcze ciekawsza od „Winnicy”. Też została wydana po polsku, nie wiem, czemu później od tamtej.
Frances Mayes (tak się pisze jej nazwisko) jest autorką książek „Pod słońcem Toskanii” i „Bella Toskania”, ale jeszcze paru „pozatoskańskich”. Według tej pierwszej powstał film.
Zaległe serdeczne życzenia dla byłych solenizantów 😉
Doroto z S. – rozmawialiśmy kiedyś o tych książkach, a ja nawet sobie wynotowałam kilkanaście przepisów kulinarnych FM z tych książek. Brałam pod uwagę te, które da się bez trudu powielić u nas. Niektóre zrobiłam i tak jakoś wypadło, że smakowały nam toskańskie potrawy, a zupełnie nietrafione były te z Luizjany czy Georgii ( z wyjątkiem kurczaka ze 100 ząbkami czosnku)
Wieko od skrzyni polakierowane, przeszlifowane i polakierowane jeszcze raz. W międzyczasie lekki deszcz, za mało 🙁 Osobisty wrócił późno, ale przekonałam go, że jeszcze skoczymy do sklepu odległego o 3 km po rolki, aby skrzynię można było łatwo przestawiać. Długo deliberowaliśmy przy tych rolkach, aż wybraliśmy właściwe, dwie zwykłe, dwie z hamulcem, do tego śrubki. W domu Osobisty rozpakował rolki (sam je pakował przy kasie) i zaklął hadko: w rękach trzymał 3 zwykłe rolki i jedną z hamulcem 😯 Każde z nas przy regale miało w rękach po trzy rolki, odłożyliśmy po jednej 🙄
Jutro trzeba będzie zamienić…
Nemo – a na co Wam ta skrzynia i gdzie chcesz ją wstawić?
moze nalezalo zamienic sie rolkami?
a tera, to nikt nie winny
Pyro,
skrzynia stanie w sypialni u stóp łóżka, a w środku schowam pościel dla gości, śpiwory i różne takie np. motki pasków ze starych tkanin do tkania nowych (dywaników) 😉
takitam,
dobry pomysł 🙄 Osobisty wychodząc po narzędzia burczał coś tam w brodę. Brzmiało jak „te baby” 🙄
Nemo,
jak to jest po szwajcarsku hadko zaklac
Była sobie taka kolonijna piosenka kończąca się słowami :
„Gdy rodzinka, w głos płsaksła
żona – jędza jeszcze trumnę wałkowała”
Co oczywiście nie ma nic wpólnego z Nemo; w ogóle „wszelkie podobieństwa do osób żyjących, są wyłącznie przypadkowe”.
Płakała – zamienić „s” na „a”
Za górami, za lasami, za dolinami
Żyli byli trzej krasnale nie górale
Trzech ich było, trzech z fasonem
Dwóch wesołych, jeden smutny bo miał żonę
A ta żona była jędza no i basta
Miała wałek taki wielki jak od ciasta
I tym wałkiem, kiedy chciała
Swego męża krasnoludka wałkowała
Już krasnalek taki chudy jak niteczka
Już krasnalek taki cienki jak karteczka
Ale żona uważała że jest gruby
Więc go dalej wałkowała
Już krasnalek zwałkowany w trumnie leży
Że od wałka żony zginął, nikt nie wierzy
Gdy rodzinka w głos płakała
Żona jędza jeszcze trumnę wałkowała
Ludzie oni sobie nie kupili trumny tylko skrzynie taka jak to kiedys w kazdej chacie stala i zawierala ciekawe rzeczy, na skrzyni tej pewnie bedzie lezal kocyk lub poducha aby kociska mialy sie gdzie wylegiwac
Pyro,
ta skrzynia ma 120 cm długości, Osobisty – 188 🙄
Pepegor,
gopfriedschtutznonemal 👿
Jak sprawa jest poważna to pada „k….mać” 🙄 Bardzo rzadko, bo to niespotykanie spokojny człowiek 😎
O, Dorota wyczaiła w czym rzecz 😉
Chyba właśnie z książek Frances Mayes dowiedziałam się, że szparagi skropione oliwą można piec na blasze – pyszne są w tej postaci. A sezon szparagowy tuż tuż 🙂 Toskania w modzie. Kupiłam „Tysiąc dni w Toskanii” (Marlena de Blasi) i już idąc za ciosem „Tysiąc dni w Wenecji” i „Tysiąc dni w Orivietto” – mam nadzieję, że nie będę żałować. I że będą to dobre „odstresowywacze”. Przepisy są (przynajmniej w tej pierwszej książce).
Wlasnie kupilam sobie na jutro szparagi, Dorota z P. tylko skropic oliwa?
Dorotol – jakieś dwa lata temu mieliśmy tu kiermasz przepisów szparagowych. Bardzo dobry przepis – szparagi polać oliwą na półmisku do zapiekania albo na blasze i na 15-20 min wsunąć w piekarnik. Podawać z sosem zrobionym z rozgniecionego jajka – moletki z solą, pieprzem i oliwą. Mnie smakują tylko z solą – bez sosu. Doskonały był też przepis Heleny na szparagi zapiekane z szynką, a także Echidny na szparagi po chinsku (patrz nasza książka kucharska)
kiedys kupilem orvietto w Orvietto, ale nawet na jeden dzien nie wystarczylo
gopfriedschtutznonemal 👿
Doroto z Poznania, przeczytalam „Tysiac dni w Wenecji” Marleny de Blasi i bylam bardzo zawiedziona. Daleko jej do talentu F.Mayes. To tak jak blada kopia oryginalu. Ale moze odczujesz to inaczej. Daj znac po lekturze. 😉
takitam, 😆
Pokazałam Osobistemu Twój komentarz. Zaśmiał się w brodę, lekko wzruszony, że tak adekwatnie użyłeś 😉
rozbawilem Svizra, biore to za sukces
Sukces, potwierdzam 😎
Jego jest trudno rozbawić tak, żeby reakcja była większa niż uśmiech pod wąsem i hmm… 🙄
W Orvieto byliśmy raz pół dnia. W sam raz, by obejrzeć freski w katedrze i zjeść lody.
Białe orvieto kupuję w lokalnym sklepie.
powinienem byl zostac Szwajcarem, ja mam tylko hmm…
ile trzeba na obywatelstwo ze znizka za hmm…?
Obywatelstwo jak w komunie, od każdego według dochodów… Minus zniżka za hmm… i ewentualnie brodę… 🙄
cid:AB4CC1DD-F754-4375-8801-672316986689@local
😯
co to?
nie wyszlo, nie weszlo,
za siwa rozumiem nieco taniej, jak w komunie w tramwaju,
ja mam tylko odchody, wiec raczej dupa, bede mruczal w swoim kaciku,
co nie weszlo kolczaste bylo, wczorajszy, nocny gosc, ktorego przekupilem szynka parmenska i sobie polazl, ciekaw jestem, gdzie, bo tu same bloki w kolo
Posłuchajcie, od dawna się tym noszę a nie miałem odwagi.
Chodzi mi o sposób przyrządzania potraw w zasadzie. Chodzi mi o to, czy w ogóle nie ma znaczenia, co taki czy inny recept kosztuje w kwestji energii, jeśli się go zastosuje, cz to jest obojętne, na ile rozgania się kuchenkę, czy caly piec.
Tu przeczytałem, że szparagi, owszem, ale w piekarniku, polewane i kto wie, jeszcze inaczej. Do szparagów jeszcze wrócę, ale pytam, ile można w dzisiejszych czasach jeszcze piec w piekarniku. Cz każdy z nas zdaje sobie z tego sprawę, ile energii zżera piekarnik, aby odgrzać idiotyczną picę?
Tu, między Warszawą i Paryżem znajduje się wielopokoleniowe zagłębie szparagowe, bo lekkie ziemie, co tylko jeszcze tylko dobre kartofle produkują. I wiecie jakie tu są recepty na szparagi: Nic, szparagi się gotuje w wodzie, niektórzy dosypują trochę cukru, aby nie było gorzkie, inni dodają da wrzątku trochę masła, żeby to było jakieś tamś, a reszta to są dodatki. To może być szynka surowa, w postaci cieniutko pokrojonych plastrów. Tu panuje zasada: Jak szparagi, to z wody!
Pepegor i tu tez, maja nawet takie wysokie gary, do celu sluzace:
http://www.saveursdumonde.net/media/upload/ingredient/1181.jpg
poza tym, drazy mnie podobnie to gotowanie godzinami, a planeta piszczy
Tu się zgodzę, że najlepsze z wody; to krótki sezon i kiedy szparagi są, to się je zjada w ilościach wręcz hurtowych, a od połowy sezonu człek by zjadł trochę inaczej – wtedy to pod beszamelem, z sosem holenderskim,pieczone itp. Piotrusiu – najwyżej raz w roku, nie zrujnuję planety. O – i ja jestem wrogiem długiego gotowania czy pieczenia. Na razie są za drogie. Ponieważ lubimy je bardzo, żadne tam wydzielanie po parę sztuk, bo to tylko denerwuje kubki smakowe. Czekamy, aż stanieją na tyle, żeby ugotować cały gar i jeść najwyżej z kartofelkami i masłem. Od czasu do czasu urządzamy sobie ucztę i jemy tylko szparagi. Co ja się będę denerwować – poczekam dwa tygodnie i już.
vok, to jest to, a nie zadne caca colé,
dwa patyki do spalenia, strzep scierwa, jakies klacze, 5 minut, no i prosze do stolu,
wiem, ze z biedy, ale jakze prekursorsko, nawet sie rozmnozyli tak licznie, ze policzyc sie nie da,
ok, te klacze niezrecznie bez ogonka wyszly
coca cola- caca colé, to taki wuj w hucie,
sorki
Idę spać. Może śnić będę o szparagach?
snij zielono
Blogu, ach, Blogu!
Wita Cię z rubieży osoba, która przez dwa tygodnie żywiła się mamałygą! W sensie, rzecz jasna, przenośnym. Żarcie sanatoryjne ma to do siebie, że zupa ogórkowa smakuje zupełnie tak samo jak kalafiorowa oraz grzybowa. Kotlety z mięska albo jajka i tak składają się głównie z panierki zimnej, twardej i gumiastej. Soki rozcieńczane do wartości homeopatycznych. I tak dalej.
Na szczęście w Kołobrzegu jest niejaki J. Rewiński, u którego jada się ryby i fajny rybowy rosołek z pulpetamy Dzięki temu jakoś przeżyłam. Oraz dzięki temu, że morze dosłownie wlewało mi się do pokoju całą ścianą (sanatorium stoi po prostu na plaży) i robiło klymat.
Jak się wyśpię i otrzepię, to będę czytać wszystko, co tu się pojawiło przez dwa tygodnie. Jak miło Was znowu spotkać!!! 😆
I tak, Nisiu, dobrze trafiłaś czasowo z tą emigracją zdrowotną. Ostatnie dwa tygodnie raczej trudno było przeżyć zdrowo i radośnie „na swobodzie”.
Dobry dzień wszystkim!
Właśnie podczytuję wieczorno-nocne wpisy. Mam nadzieję, że Pyrze śniły się duże ilości tanich szparagów (bez „łyka”). Dorotol – szparagi tylko skropić oliwą i trochę posolić.
Piekarnika używam rzadko, więc prawdę mówiąc nie mam wyrzutów sumienia.
I zapomniałam dodać, że cieszę się, że Nisia wróciła!
Jakoś mi jeszcze Zgagi brakuje.
no to niedługo do Toskanii pojedziemy:
http://motoryzacja.interia.pl/hity_dnia/news/unia-doplaci-do-wczasow,1467715
Nisiu witaj .. 🙂
i Barbary jakoś nie ma …
Piszę czwarty raz i chyba ostatni, jeżeli mnie znów spotka „niepoprawny kod”. Jaki niepoprawny? A nawet jeżeli, to dlaczego wyrzuca tekst wpisu zanim się kod poprawi? :
1. szparagi w pęczku jeżeli są połamane, to taki pęczek kupuję w ciemno. Te pędy są tak kruche i delikatne,że pękają pod naciskiem gumki albo sąsiednich szparagów;
2. nie kupuję natomiast szparagów, które mają skórkę w drobniutkie, podłużne zmarszczki czy pory – te są stare i sporo już w handlu przeszły.
Szparagi są z reguły przenawożone, bo wymagają b. wysokiego nawożenia organicznego, więc zdarza się, że dom pachnie mocznikiem.
Stare książki zalecają moczenie szparagów w zimnej, zmienianej wodzie. Mnie trochę żal zawartej w nich asparginy.
Dzien dobry,
Pyro, ja tez lubie szparagi z wody a podaje je najczesciej z domowym majonezem z oliwy z oliwek. Czasami dodaje ubite na piane bialko. Mniam, mniam 😉
Nisiu, witaj po kuracji.
Dobrego dzionka zycze, Pyro jak Ty w maju to…. tam sprzedaja szparagi masowo za 1 euro za peczek.
A tu alternatywa na wiosenne porzadki.
http://wyborcza.pl/1,82709,7792738,Niemiecka_sila_sprzatajaca.html
Jest mi wstyd za moje miasto! Jestem wściekła. Po jaką cholerę człek trzydzieści kilka lat przepracował na obrzeżach kultury (na marginesie) a to w szkole, a to w wojsku, a to w muzeum, krzesząc niby (na niby?) te iskierki ducha w narodzie? Moje miasto doprowadziło już do likwidacji kin studyjnych, świetlic środowiskowych, niektórych filii bibliotecznych, a teraz na skraju bankructwa stoją śródmiejskie księgarnie; w tym i taka, która powstała jeszcze w gruzach w 1945r. Po co moja Matka i Ojciec bawili się w likwidowanie analfabetyzmu? Pewnie – wszystko drożeje, miasto potrzebuje pieniędzy, więc trzeba podnieść czynsze – i po raz kolejny i kolejny. Księgarnia przestaje płacić, bo nie daje rady; bank zamyka kredyt obrotowy, urzędnicy myślą, że księgarnia się wyprowadzi do soboty? Czy oni mają pojęcie, jak wygląda likwidowanie takiej firmy? Na opróżnione lokale ogłasza się przetargi – tym sposobem w centrum zostają banki i puby. Pewnie, po co baranom więcej?
Nisiu,
Witaj !
Pyro,
Ręce opadają. Zresztą takie przykłady można mnożyć. W sąsiednim mieście Jaworznie (tylko 100 tys. mieszkańców) zlikwidowano jedyne w tym mieście kino. Teraz jest tam Biedronka…