Koniec tygodnia w małej wsi nad Narwią
Dość chłodno choć słonecznie. Zieleń wybuchła przed kilkoma dniami. Pąki liściowe na kasztanie i na buczynie. Będą w tym roku kwitły rododendrony. Żurawie wrzeszczą, trznadle ćwierkają, słowem wiosna w całej pełni.
W oborze sąsiadów przybyły trzy cielęta a będą i następne. Ogier – wielki, ciężki, podlaski o imieniu Gazda – też odczuwa tę piękną porę roku. Miał dziś aż trzy klacze i do każdej rżał jak by była pierwszą i jedyną. Prawdę mówiąc w sobotę o świcie obudziły nas te końskie zaloty, bo stanowisko ogiera jest tuż za naszym płotem.
Ważniejsze dla nas jest to, że kury też się ożywiły. Znoszą jaja na potęgę. Zabrałem do Warszawy 150 sztuk, a to wcale nie tak dużo na naszą rodzinę (żarłoczne szczeniaki coraz bardziej, bo rosną) oraz na najbliższych przyjaciół, którzy już przywykli do tych prawdziwych jaj i sklepowych nie chcą.
Postanowiliśmy spędzić ten weekend spokojnie, bez nadmiernej pracy, starając się zrzucić z siebie wszelkie emocje i wyciszyć. Bo kto wie co nas znowu czeka w kolejnym tygodniu miejskim.
Słuchaliśmy więc dużo (i głośno, bo nikomu to nie wadzi) muzyki klasycznej: Mozart, Beethoven, Ravel, Dworzak, Strauss – słowem misz-masz muzyczny z ulubionych utworów wnuka.
Trochę czytaliśmy ale każdy co innego. Ja np. zabawną książkę amerykańskiej eseistki Anne Fadiman „Exlibris”. To szkice o miłości… do książek. Podzielam to uczucie.
Najwięcej czasu spędziłem jednak w kuchni. Nic mnie tak nie rozładowuje i uspokaja jak gotowanie. Zabrałem się po raz pierwszy do ogona wołowego. Od dawna opowiadam o wspaniałej kolacji w rzymskiej knajpce położonej obok Stazione Termini a nazywającej się „Gemma e Lupa”, w której zjadłem danie o pięknie brzmiącej nazwie: coda alla vaccinara. To właśnie ów ogon wołowy zrobiony według przepisu rzeźnika. Mam ten przepis od dawna ale trochę się go bałem. Niby prosty a jednak..
Tyle jednak było tego gadania, że w końcu zostałem zmuszony do zajęć praktycznych. Spory ogon przystosował do gotowania rzeźnik z sąsiedztwa. Ja umyłem dokładnie pocięte kawałki, osuszyłem na papierowym ręczniku i obsmażyłem na smalcu. Gdy ogon był już złocisty, wrzuciłem go do wielkiego garnka z wrzątkiem oraz pokrojoną na ćwiartki cebulą i trzema ząbkami czosnku. Po pół godzinie wrzątek posoliłem, doprawiłem pieprzem, wlałem szklankę czerwonego wytrawnego wina (i to nie podłego jak widać na zdjęciu) i dużą puszkę przecieru pomidorowego. Zmniejszyłem grzanie i zostawiłem bulgoczący gar na trzy godziny.
Fot. Piotr Ad.
Co jakiś czas zaglądałem jednak pod pokrywkę i próbowałem smak wywaru. Z każdą godziną był intensywniejszy i lepszy. Po trzech godzinach w drugim rondlu obgotowałem pokrojone dwie duże marchwie i trzy łodygi selera naciowego. Przelałem zawartość tego garnka do gotującego się nadal ogona i pogotowałem razem kwadrans. Przed podaniem na stół wrzuciłem jeszcze posiekaną natkę pietruszki.
No co ja będę się chwalił. Wystarczy, że powiem tyle: nie został ani jeden kawałek. Nawet kości zniknęły. Te zjadł z apetytem pies naszych wnucząt Rudolf, dzieląc się niechętnie z Lolkiem z sąsiedztwa.
Coda alla vaccinara wejdzie na stałe do mojego repertuaru.
Do Warszawy wróciłem dziwiąc się, że nigdzie nie widzę bramy triumfalnej. Nawet przed moim własnym domem.
Komentarze
Brama tryumfalna teraz w Krakowie 🙄
Ogon wołowy dobra rzecz. Mój dostawca wołowiny dokłada mi go gratis, bo nikomu innemu nie chce się bawić w wielogodzinne gotowanie 🙄
mnie też to oddalenie od komputera zrobiło dobrze na zdrowie …zajęłam się sprzątaniem między innymi balkonu i różnych szufladek … na deser było prucie starych robótek, które kiedyś zrobiłam na drutach ale mi się odwidziały …
z Włoch mam niestety marne wspomnienia … widziałam sporo ale organizacja i logistyka nawaliła a wtedy cień pada na estetyczne przeżycia .. a jedzenie dobre włoskie jadłam w Londynie … może kiedyś tam jeszcze pojadę ale ostatnio zaczynam mieć takie odczucia jak Andrzej Sz. i najlepiej mi w domu …
Dorocie i Alicji jeszcze raz 100 lat … 🙂
Krystyno mamy ze sobą kontakt i na majowy zjazd na pewno jesteśmy prawie umówione …. 🙂 … z czego się bardzo cieszę … 🙂 … teraz Pan Piotr powinien dać znać czy sobota jest ok. …
Nie znamy jeszcze godzin dyżurów targowych. Ale i w sobotę, i w niedzielę mamy wolne późne popołudnia oraz wieczory. Imprezy targowe kończą się dość wcześnie. Dostosujemy się więc do większości.
Dzień dobry w nowym tygodniu! Ranek był piękny, chłodny, teraz nieco się chmurzy.
Przepis na ogon wołowy podbudował mnie, ale jeden ogon to by było za mało, trzeba by ze cztery, bo syn zapowiada najazd weekendowy w sile kompanii nieomal. Mam zamrożony bigos świąteczny, pieczeń z dzika i schab zamarynowane w zalewie ze śliwek. Z Pyrą ledwo napoczełyśmy, teraz będzie jak znalazł. Tyle, ze to będzie jeden obiad i zakąsko-kolacja a oni będa ze trzy dni. Wymagany jest na pewno biust kurczaczy i sos mareczkowy, to akurat najprostsze. Jeszcze jeden obiad muszę wymyślić, e tam, pójdę na łatwiznę, jakąś dużą pieczeń wołową ze stosownym garniturem i już. Oni i tak się żywią „młodzieżowo” więc zjedzą wszystko z zachwytem.
Dzień dobry.
Ogon wołowy – dobra rzecz, a angielską zupę z ogona, uważam za jedno z niewielu dań tej kuchni, godnych każdego stołu. Dobry jest też ugotowany i podany w sosie chrzanowym. Flaki się też godzinami gotują i nikt nie narzeka.
o zupie dzis
tu przypomina mi sie anegdota czytana w pozycji zakupionej Weimarze gdzie goscilem nie tak dawno przed wylotem na ukochana dosc wietrzna atlantycka wyspe.
Ale do rzeczy, tak owe spotkanie relacjonowaly dwie wspolczesne osoby (tlumaczenie arcadius):
… w koncu dostrzeglam jak Friederike z wazy wybiera najlepsze kawalki miesa. Frau Base, co jest z ta Friderika? Ona jest na ogol taka pokorna a teraz wybiera najlepsze kaski z wazy?
Ach, zostaw to, to nie dla ciebie. Popatrz do drugiej izby. Tam siedzi mlody mezczyzna, do ktorego te najlepsze kawalki juz znajda droge.
Spojrzalam tam i widze siedzacego pieknego mlodego studenta w ktorego sieci wpadnie wszystko co najlepsze
😆
no i kto byl tym studentem, koneserem wszelkiej konsumpcji 😆
Zazdraszczajcie, O!
Na śniadanie była bułka świeża, chrupiąca i nie dmuchana z masełkiem, plastrami świeżych truskawek (hiszpańskie po 13 zł/kg) i odrobiną cukru. Na drugie śniadanie zjem to samo, tylko na odmianę truskawki posypię czarnym pieprzem.
Znana Zjazdowiczom Basia postanowiła, ze już ma dosyć życia. Zjada jabłka, ale wstać już nie może, albo, już po prostu, nie chce. Jest u mnie od ośmiu lat i ma teraz 27. Na zimnokrwistego konia (choć o gorącym temperamencie) to już ponad 100 ludzkich lat.
Ojej, Żabo! Biała Baśka spasowała? To była sympatyczna kobyła i umiała prosić o końskie smakołyki. W czasie Zjazdu prawie wszyscy podchodzili do niej z suchym pieczywem, owocem,marchewką (mamy takie zdjęcia). Swoją drogą trzeba powiedzieć, że stare zwierzęta mają sposo godności w sobie wybierając czas śmierci,gdy już sił nie staje.
errata – sporo, nie sposo.
Panie Piotrze- blogowe spotkanie majowe ustalone zostało
na sobote 22 maja ( niektórzy na niedzielę nie mogą już zostać
w Warszawie). Myślę,że umówimy się np. o 15.00,bo są
też osoby,które jeszcze w tego samego dnia chcą wracać
na swoje,odległe czasem rubieże.
A zatem czy powyższa godzina odpowiada wszystkim chętnym ?
Pozostaje jeszcze do wybrania miejsce spotkania.
Z racji obecności osób,które nie mieszkają na stałe w Polsce
pomyślałam o restauracji serwującej dobrą polską kuchnię,
bo przypuszczam,że naszym emigrantom polskie dania
sprawią przyjemność.
Opierając się na rankingach „Polityki” proponuję restaurację
„Różaną” albo „Ale Glorię „.Nie należą do najtańszych,ale okazja
godna jest chyba należytej oprawy.
Czekam na Wasze opinie,a także na sugestie Gospodarza.
Ogona wołowego nigdy nie jadłam,gdyby trafiła się okazja
to bardzo chętnie bym spróbowała.
Smutna sprawa z koniem, co ma dość 🙁 Kawalerzysta pewnie by zastrzelił…
Ależ ja mam w głowie mętlik 😯 Właśnie zablokowałam sobie kartę do konta w banku, bo użyłam jej i czytnika do sprawdzenia konta na poczcie 🙄 Jak ostatnia sierota wpisałam 3 razy kod z karty pocztowej, no i kicha 👿 zadzwoniłam do banku, a oni dawaj sprawdzać wszystkie dane wraz z ostatnimi „ruchami na koncie”, a skąd ja mam wiedzieć, jak nie sprawdzałam od 2 tygodni 😯 W końcu jednak miły pan uwierzył mi i obiecał przysłać nową kartę i osobno, poleconym, nowy kod. Jak go nie pomylę ze starym, to może jakiś czas podziała. Stanowczo za rzadko uprawiam e-banking 🙄 Skleroza jedna 🙄
Wczoraj był w telewizji (przepraszam za słowo) publicznej film o 85-letniej, nieuleczalnie chorej Sylvii co też chaciałaby umrzeć z godnością. Nie wiem czy lubi jabłka ale na fortepianie gra…
każdy by chciał umrzeć godnie i bez bólu …
Film był przyczynkiem do toczącej sie tu dyskusji na temat (przepraszam za słowo) eutanazji.
Basika sedziwego wieku dozyla, stacila przed chyba rokiem swoja przyjaciolke no i moze chce sie z nia polaczyc. Ale smutne jednak.
dorotol,
Ty tak na serio? Czy ośmierci już nie można mówić normalni, bez egzaltacji, strachu i całej tej mitologii?
Tu brakująca spacja:
oraz „e”.
Sobota to dobry termin. Trochę boję się, że godz. 15 to wczesna pora (ze względu na Targi) ale jakoś sobie poradzimy. Jeśli idzie o lokal to zdecydowanie „Różana”. Albo np. „Stajnia” na Ursynowie. Lokal przy Pl. Trzech Krzyży ma świetną kuchnię i gigantyczne ceny. A do tego (mnie) tam zawsze bolą zęby gdy patrzę na wystrój.
Szyszu akurat Baski to mi zal, byla dla mnie mila
…w przeciwienstwie do niektorych lazeg dwunoznych
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/LatoMikolajka2009#5378716508087332770
Dzien dobry Szampanstwu.
Co Ty ASzysz… to juz jak napisac, ze koni zal, to egzaltacja? Ja tez Baske znam (karmilam!) i szkoda mi jej, no ale faktycznie wiekowa.
Tymczasem…puszki po piwie zostawilismy w przedpokoju, zeby je dzisiaj elegancko usunac przed przyjazdem mlodych, zgorszenia nie wywolywac (Zubry i Tyskie zabieramy do domu, butelkowane sa). Srodek nocy, a tu Nobi odkryla, ze jej pasja jest pilka nozna, z odchylem, ze za pilke robia puszki piwniane. Najpierw nas to rozbawilo, potem juz mniej, ale meznie znieslismy, wychodzac z zalozenia, ze poswiecilismy jej za malo czasu wczoraj.
Zajrzalam na poczte. Moj przyjaciel Niemiec napisal:
Congratulation!!! Wzstystkiego najlepszego……
Co slychac u ciebie?
U nas bez zmian. Tylko matka zlamala reke, ale juz jedzie samochodem (87
lat).
Sprobuje zadzwonic pózniej. Pozdrów Jurka.
Uciskam
Michael
Uciska 😯
Alei tak jezyk polski ma niezle opanowany 🙂
Ciekaw jestem czy w Polsce jest tłumaczony Arto Pasilinna
Napisał on między innymi wspaniałą książkę „Hirnuva maailmanloppu” czyli „Rżący koniec świata”. Czasem występuje ona z podtytułem „w hołdzie fińskiemu koniowi i fińskiemu koniarzowi”. Tłumaczenie podtytułu moje i ten „koniarz” trochę niefortunny. Oryginalne „hevosmies” oznacza raczej mężczyznę. który żyje niemal w symbiozie z koniem i bez niego nie wyobraza sobie życia. Może to być przy wyrębie lasu, na roli albo i na wojnie.
Tu muszę dodać, że właśnie ta para: koń i jego „pan” (czyż nie ma w polskim języku lepszego słowa?) bardzo zasłużyli się w fińskiej Wojnie Zimowej. Stoją w tym kraju pomniki ku chwale obojga.
Warto przeczytać. Jest tam też o śmierci.
znowu mi jedno „a” się umskło…
Podobno to zostało przetłumaczone
„… Sein bisher erfolgreichstes Buch ist Jäniksen vuosi (Das Jahr des Hasen); es wurde ins Französische, Estnische, Japanische, Niederländische, Englische, Deutsche, Tschechische, Albanische, Isländische, Schwedische, Italienische, Spanische, Hebräische, Ungarische, Dänische, Kroatische, Griechische, Lettische, Litauische, Norwegische, Polnische, Slowenische, Russische und Galizische übersetzt…”
to też i zapewne jeszcze więcej
ASzyszu – w Polsce mówi się o niektórych jeźdźcach, że „mają końską duszę”. I o stosunku koń – jeździec nigdy nie mówiło się koń – pan. Mówiło się albo jeżdziec (wierzchowca) albo użytkownik (rolnik, drwal, przemytnik karpacki). Tak, jakby człowiek nie mógł „posiadać” konia, jakby go tylko użytkował, czy dosiadał. Oczywiście różnie się to układało środowiskowo, ale przez stulecia myśmy po prostu kochali konie. I to też cecha szybko wymierająca, niestety.
Gwoli ścisłości:
Pomnik „fińskiego konia wojennego” stoi w Seinäjoki i jest poświęcony jedynie temu zwierzęciu.
W czasie Wojny Zimowej nie był ten koń używany do szarży na cokolwiek, jedynie jako zwierzę pociągowe.
Pyro,
Tu chodzi raczej o wozaka niz jeźdźca.
Większość tych koni trafiało na front jako „podwoda”, mobilizowano po prostu chłopa z koniem i wozem.
Polski romantyzm i miłość do koni nie wyklucza, niestety, ludzi katujących te zwierzęta i eksploatujących je bez miary. Rycerze i kawaleria to jednak mały procent „użytkowników” koni 🙄
Tak po cichu przeczuwałam,że na myśl o „Ale Glorii” będzie
jęk i zgrzytanie zębów. Jedzenie jednak chyba jest dobre,
skoro lokal znalazł się w rankingu naszego szacownego pisma ?
Panie Piotrze- jeśli natomiast chodzi o „Stajnię” to jej menu
znam na pamięć, bo mieszkam o rzut beretem i jeśli mam
gości,którym chcę zaprezentować polską kuchnię, to tam właśnie spacerkiem prowadzam.
Osobiście zatem wolałabym „Różaną” ,bo w tej restauracji nie byłam,
a dobre opinie na jej temat słyszałam już z niejednych ust.
Na naszym blogu króluje jednak demokracja,zatem nie mogę
przecież narzucać swoich upodobań i kwestię wyboru knajpy
poddaję pod głosowanie.
Jeśli większość woli spotkać się na Ursynowie to ja w takim wypadku,
po naszej biesiadzie w „Stajni” zapraszam do siebie na kawę i nalewki !
Aha- dla tych,co nie znają Warszawy : „Różana ” jest na Mokotowie,
a więc bliżej centrum.
Ciekawe,czy czasem Małgosia nie zablokowana na Kubie ?
Z samolotami przecież zamieszania ciąg dalszy.
„Różana” to moja ulubiona restauracja. Z pięknym ogrodem i fantastyczną kartą. Ale „Stajnia” też ma swoje uroki. A tak nawiasem mówiąc, ranking w „Polityce” to przecież moja robota, więc wiem co radzę. I nie radzę bólu zębów, bo to podczas obiadu nie wskazane.
Dla tych co będą głosować :
„Stajnia”jak sam nazwa wskazuje jest urządzona w stylu przaśnym
i autentycznie pachnie w niej końmi,bo restauracja mieści się
na terenie stajni należących do SGGW. Idealne miejsce
na obiad dla naszej Żaby 🙂
„Różaną ” znam tylko z opisów i strony internetowej,ale gdyby
była ładna pogoda to niewątpliwie biesiada w pięknym ogrodzie
byłaby dużą frajdą !
Danusko, jak to dobrze, ze proponujesz polska kuchnie na majowe spotkanie! Kazda sugerowana restauracja bedzie dla mnie dobra, dojade wszedzie, bylebym byla juz w Warszawie 😉
Juz kilka razy (glownie latem) przygotowywalam ogon wolowy w galarecie. Robilam podobnie jak w tym przepisie ponizej, przetlumacze, jesli ktos bylby zainteresowany, a moze Danuska sie skusi?
http://www.recettespourtous.com/recettes/447_terrine-queue-boeuf-en-gelee
ASzyszu, dorotol nie wpada w egzaltację, rzeczywiście Basia się przyjaźniła z Bratką, właściwie opiekowała się nią i broniła jak własnego źrebaka przez kilka lat. Bratka była taką schroniskową bidulą, całe końskie życie miała pod górkę, dopiero przy Basi psychicznie odżyła. Bratka padła ubiegłej zimy i Basia też postanowiła zdechnąć. Przestała jeść (a co, jak co, ale apetyt to ona miała rewelacyjny) i dużo leżała, bardzo schudła, i nie miała nawet ochoty wyjść z boksu. W końcu z wiosną jakoś się pozbierała i nawet odgryzła, ale już nie mogła sobie znaleźć żadnego towarzystwa – konie dobierają się społecznie parami, a ona ciągle nieparzysta. Próbowała się zaprzyjaźnić z Foreverem, ale ten łajdak, nie waham się tak go nazwać, póki chodził na podwórku i oswajał sie z nowym miejscem był dla niej miły, i razem czochrali sobie sierść, jednak gdy je oboje wypuściłam na pastwisko do innych koni, po pierwszym dniu rzucił ją dla gniadej Helki. Nie tylko rzucił, ale brutalnie odganiał ją, kiedy tylko się zbliżała. Wróciła więc na podwórko, nadal samotna. W zimie trochę koleżankowała się z Awitą, też właściwie bez pary, ale ta jakoś znalazła się w nowej grupie i już nie chciała zostawać z Basią na podwórzu. Całą zimę Basia przetrwała w dobrej kondycji, tylko coraz mniej chodziła, potrafiła stanąć w jednym miejscu i tak trwać przez cały nieomal dzień. Ostatnio znowu bardzo schudła i wychodziła tylko przed boks, pogrzać się na słońcu. Tyle,że apetyt miała nadal dobry i bardzo cieszyła się na owies. Siano też wyjadała. Ciekawe, chociaż z nogami było u niej już kiepsko, to się w zasadzie nie kładła, aż do dzisiaj.
Witam,
decyzję o wyborze restauracji i czasie spotkania powierzam Jolinkowi. Ona zdecyduje lepiej ode mnie.
Ciekawy jest ten przepis na ogon wołowy.Muszę popytać na Hali Targowej w Gdyni, bo chyba tylko tam można ewuntualnie kupić ogon.
Popieram bardzo dzielenie się jajkami, nie tylko na Wielkanoc. Oczywiście jajkami wiejskimi. Przypadek spowodował, że mam możliwość kupowania takich właśnie jajek i zawsze połowę odstępuję koleżance. Rzeczywiście są bardzo dobre.
Alino – cieszę się,że propozycja smakowania polskiej kuchni
Ci odpowiada 🙂
A na ten ogon to chętnie bym się skusiła.
Ale gdzie mam go kupić ???
Danusko, nie wiem niestety, jak to jest w Twoich okolicach. Tutaj zamawiam ogon w miesnym sklepie, ale musze to robic z kilkudniowym wyprzedzeniem.
Żabo, dorotolu,
Macie rację. Powinienem był potraktować to „chce się z nią połączyć” jako eufemizm. A ja taki dosłowny….
Alicjo,
Myślałam, że Ty zdecydowałaś się przy urodzinowej okazji na jakieś szalone skoki albo coś równie przerażającego. Na szczęście to ” tylko” wjazd na wysokość 447 metrów. Ja byłam na wysokości tylko około 130 metrów ,skąd rozciągały się piękne widoki na Gdynię i okolice. Ale to moje 130 m to prawie nic przy Twoich 447 m. Ja zresztą nie mam lęku wysokości. Tak sobie nieraz myślę, siedząc w domu, że chciałabym kiedyś przejść po moście wiszącym nad głębokim jarem, takim wykonanym z desek z linami po bokach. W Polsce takich mostów nie ma,a nie będę przecież szukała takich atrakcji po świecie, więc śmiało mogę mówić, że marzy mi się taka przygoda.
Ogon wołowy kupujemy w Supersamie czyli dużym pawilonie przy rogu Puławskiej i Domaniewskiej (po prawej stronie jadąc z Ursynowa). To jeden z najlepiej zaopatrzonych sklepów w mieście.
Żabo- przykro mi z powodu Baśki 🙁
Obiad dzisiaj na zimno – chuda, wczorajsza pieczeń z szynki pocięta w cienkie plastry, duży pomidor dojrzały też w plastrach, ogórek małosolny i ukochana Ani surówka z kalafiora. Dobre było.
Gospodarzu- dzięki ! To w sumie niedaleko ode mnie, a już
nie raz zachwalał Pan ten sklep.Muszę się zatem wybrać.
Póki co w planie pstrąg Krysiade.
W zasadzie restauracji nie potrzeba rezerwować z dużym
wyprzedzeniem,ale uprzytomniłam sobie,że MAJ to miesiąc
KOMUNII ! A teraz jest moda na przyjęcia komunijne w restauracjach !
Wszystkie knajpy bardzo chwalą sobie podobno ową modę
i obroty z tym związane. A zatem wydaje mi się,że naszej rezerwacji
nie należy odkładać na ostatnią chwilę.
Danuska,
ja nie glosuje, bo sie nie znam na Stolicy i tamtejszych restauracjach, jak wiekszosc postanowi, tak bedzie, a jakby co, to zwalimy na Gospodarza 😉
Bo po pierwsze primo -Warszawiak ci on. Po drugie primo, krytyk kulinarny. Po trzecie primo – lasuch, sam sie przyznaje. Po czwarte primo – doradzal, mamy zapisane na lamach blogowych!
Krystyno,
jesli Cie los rzuci w moje strony, polecam CN Tower 😉
No i przede wszystkim moja „Gorke”, zapraszam wszystkich, kto bedzie w moich okolicach. Wazna rzecz – moje okolice urocze sa mniej wiecej od maja po koniec pazdziernika. Potem jest szaro i ponuro (chyba, ze ktos lubi takie…). Poniewaz bylo pare cieplych dni, cos tam zielonego zaczyna sie, ale to ledwie-ledwie. Tutejsza przyroda jest bardzo ostrozna i nie wychyla sie przed szereg, czeka na odpowiednia chwile. Patrze przez szklana sciane i widze taka bardzo delikatna, jeszcze zoltawa zielen tu i tam. Widac, ze to jeszcze potrwa.
Mam kirsch! No, nie całkiem, bo jeszcze jutro rano będzie przefiltrowany, jak się przez noc ustoi na chłodzie. Przyglądałam się produkcji 😎 Wyszło 5 litrów 46-procentowego. Z takiej małej beczułki to podobno całkiem nieźle. Pan destylator powiedział, że dobre, bo surowiec dobry był 😎 Kazał postawić na strychu na 3 miesiące, aby dojrzało. Na strychu, bo temperatura ma się wahać, w dzień gorąco, w nocy chłód. Winu by zaszkodziło, ale nie sznapsowi…
No to mamy demokrację- póki co większość nie glosuje,
bo zdaje się na pozostałych albo na Gospodarza…..
Jolinek,Barbara,Antek i pozostali -odezwijcie i zagłosujcie.
Bo przecież Zgaga też za chwilę powie,że ona stolicy nie zna.
A Nisia-to na długo jeszcze w tym Kołobrzegu ?
Nemo- wysnułam jeden,jedyny słuszny wniosek,
że należy odwiedzić Cię pod koniec lipca 😉
Danuska,
czym Ty sie przejmujesz, jak nikt nie glosuje, to rob po uwazaniu i nawet nie uwazaj!
A jakby co, to mowilam… zwalimy na Gospodarza 😉
Demokracja się nie sprawdza. Nawet w rządzeniu. A co dopiero przy stole. No to róbta co chceta!
jeżeli „zdecydowanie ?Różana? to proponuję by tam zrobić spotkanie … jest bliżej do centrum i dla tych co będą dojeżdżać i odjeżdżać zysk na czasie … ja proponuję godz 16 … jest wtedy szansa, że wszyscy dojadą spokojnie …
Krystyno to może zrobimy sobie wjazd na Pałac Kultury? … 🙂 …
Ja za wjazdem (w tym wypadku glosuje, a co!)! Tylko raz tam bylam, sto lat temu!
Blizej centrum to lepiej dla mnie, bo ja bede przemieszkiwac prawie przy Rynku.
słuchajcie my się tak szykujemy na Targi a one się odbywają tydzień wcześniej …
http://www.targi-ksiazki.waw.pl/
Panie Piotrze tojak to jest?
Danuśka,
od końca lipca do… ? Zatrzymam ca 3 litry.
Międzynarodowe Targi Książki
http://www.bookfair.pl/
Ja tam sie nie znam. Ja juz mam lot zaklepany. Jakby co, to znajde kogos, zeby pociagnac za konsekwencje 😉
Żabo to odetchnęłam … 🙂 … no tak my na te Międzynarodowe jesteśmy umówieni …. 🙂
Ja biletu jeszcze nie mam, ale chcialabym Cie poznac, Alicjo a rowniez wpasc na Targi i poprosic o autograf 😉 wiec jak to jest, kiedy?
Jolinku, jak to zwykle w naszym pięknym kraju, będą dwie konkurencyjne imprezy targowe. Jedna w połowie maja, druga tydzień później i w tym samym miejscu.
Bez względu na to, w których targach uczestniczy mój wydawca, będziemy biesiadować w „Różanej” (choć nie wykluczone, że w „Stajni” – hi,hi,hi).
Ja w mało sympatycznej sprawie. Po raz kolejny nasz niegdysiejszy kolega YYC popisał się chamskim, bezpośrednim atakiem na DPass., a jakby tego było mało Kleofas brzydko nawrzucał Helenie. Ja dałam odpór, bo to się nie godzi, ale nie wiem, kiedy mi tekst puszczą. Zajrzyjcie tam może i ustosunkujcie sięjakoś (oczywiście tylko w przypadku, kiedy ktoś odczuje taką potrzebę).
Pyro to nie nasz Sławek … nasz pisał się małymi literami … a po drugie wiesz, że można się podszywać pod nick np. jako Stanisław ktoś inny pisze …
Witajcie,
Przesyłka z nagrodą dotarła w samą porę.
Zaraz jadę do dentysty i po powrocie, w ramach pocieszenia „zaordynuję sobie” przyjemną lekturę 😉
…i dlatego nie biegam na blogi stricte polityczne, szkoda „nerw”, Pyro.
Ze nasz yyc, jestem pewna – przeciez ludzi poznac po stylu i nie tylko. I nie sadze, zeby Slawkowi chcialo sie udawac kogos innnego.
Kazdy ma prawo do wlasnych sadow i pogladow – byle tylko nie wciskac komus innemu na sile.
Postarzalam sie o rok i takie mi madrosci do glowy przyszly 🙄
I nie bierzcie mnie serio… zycie jest jedno i szkoda kazdego dnia 😉
Pyro, niektórym odbija, czasami w różne strony i na różnych płaszczyznach.
to chyba nie Sławek udaje kogoś innego tylko inna osoba ma nick podobny … no ale nic nie jest pewne w internecie … po stylu nie poznaje bo aż takiej pamięci nie mam …
Zabo,
a niech odbija, bez tego bylby bezruch! Byle tylko na internecie, nie w zyciu!
O, Jerzor mi wypija zubra!!! Wrocil z rowerowej wyprawy spragniony. Nalalam Zywca. Napil sie chlop, wzial prysznic, wylazl spod i takie nieprzystojne rzeczy robi, wypija moje piwo!!!
Moi Kochani- no to uważam,że głosowanie zakończone.
Nieobecni,jak zwykle nie mają racji.
A zatem spotykamy się w sobotę 22 maja 2010 w restauracji
„Różanej” przy ul.Chocimskiej w Warszawie na Mokotowie,
o godz.16.00,tak aby wszyscy zdążyli dojechać.
Poza tym widzimy się,kiedy komu wypadnie i jak komu
będzie pasowało na Międzynarodowych Targach Książki w Pałacu Kultury :
http://arspolona.com.pl/index.php/s/dokument/doc/183
Zaproszenie na nalewki i na kawę na Ursynów aktualne bez względu
na okoliczności 🙂
Jeśli ktoś ma życzenie odwiedzić targi,które odbędą się tydzień
wcześniej w tym samym miejscu,to niech odwiedza.
Broń Boże,nie bronimy.
Nemo- z tym kirschem w lipcu,to oczywiście żartowałam.
Będę natomiast podróżować do Sabaudii w drugiej połowie sierpnia.
Myślę,że pyły wulkaniczne do tego czasu opadną i polecę samolotem.
Pomacham Ci zatem jedynie z daleka.Gdyby jednak przewrotny los
zmusił nas do podróży samochodem, to wtedy może ułożymy trasę
przez Szwajcarię….
Zaakceptuję każdą propozycję.
Nisia powinna jutro wrócić z Kołobrzegu, bo jechała na dwa tygodnie.
Żabo, przykro mi z powodu straty konia 🙁
Alino,
po autograf to do Gospodarza i do Nisi, ja w zyciu nic nie napisalam, oprocz wypracowan szkolnych, tysiecy listow i jednego repotrazu w latach szczeniecych, i pamietnik oczywiscie, bo w tamtych czasach nie siedzialo sie na internecie, tylko wypisywalo sie do sztambucha takie tam… 😉
Alicjo, co do autografow, to myslalam o Gospodarzu i Nisi 😉 A z Toba chcialabym sie spotkac „na zywo” a nie tylko blogowo. A gdyby cos stanelo na przeszkodzie i nie moglabym byc w Warszawie w maju, wpadniesz przeciez we wrzesniu do Burgundii, czy tak?
Kleofas pisze:
Sam wyplatalem szprychy rowerowe kolorowym papierem i szedlem na pochody 1-go Maja.
Ale jaja! Dużo większe i więcej niż u gospodarza. 62 , 63 , 64 , 65 , 66 , 67 ….
Alicja łże, aż furczy. Napisała romans kryminalny, czy kryminał romansowy do spółki z Alsą. Pisały m.in na lekcjach „pod ławką” . Była to powieść w odcinkach , zaginiona w tajemniczych okolicznościach. Tak w każdym razie kiedyś nam tu opisały.
Pyro 18:39
brawo, aplauz, na stojaco
za odwolanie sie do mas w konkretnej do dzialania sprawie, ktora promuje bezposrednia integracje rewolucyjnego proletariatu w zyciu blogowym
niech przypomne sobie czy tego juz nie bylo?
…
naturalnie w leninowskiej prakryce
emocjonalnie, sugestywnie, polaryzacja grupy – kto nie ze mna jest przeciw
uporzadkujcie i walcie kontrargumentami
sformowani i zwarci
brawo, aplauz, na stojaco
Pyro,
ale to bylo w pierwszej gimnazjalnej… to chyba grzechy mlodosci?! Nie liczy sie?!
Prawda jest, ze w tajemniczych okolicznosciach wcielo. Pisalysmy i puszczalysmy w obieg do poczytania w klasie i sasiednie klasy chyba tez przejmowaly… no i wcielo ktoregos dnia 🙁
Gorzej… potem pisalam wiersze 🙄
Ryśku – zachowujesz proletariacką czujność? Najbliższe Plenum jest Twoje!
rysiek,
nie masz sie czego czepic, czep sie tramwaju.
W jezyku internautow takie persony sa okreslane mianem „troll”.
Wejsc, zamieszac.
Polityczne blogi sa gdzie indziej, rozejrzyj sie po sasiedztwie.
Dzwoniłem do Pana Lulka.
Szczęściarz z niego, jechał po kwiatki w eskorcie policji…
Z włączonym kogutem.
Stołówki zakładowej nie lubi. Przestał, chociaż mu się dawniej podobało.
Jadłem i było bardzo dobre.
Wystarczy wyjść z domu i przejść na drugą stronę ulicy.
Misiu – szczęście, to on ma, bo jest ode mnie za daleko, żebym go mogła kopnąć w wiadome miejsce; co on sobie myśli? Na głupoty jest czas, kiedy ma się 17 lat. Mnóstwo czasu. Teraz jednak odrobina rozsądku by się przydała. Kto go będzie z choroby wyciągał następnym razem? Proszę, zadzwoń do tego zakonnika, niech dopilnuje nam Lulka. Żałoby mamy dosyć i bez jego wygłupów.
Pyro z Panem Lulkiem to trudna sprawa … piszę z nim maile codziennie i tyle co się naprosiłam i napisałam to moje … Pan Lulek wie lepiej co dla niego dobre …
byłam tam 3 razy .. jak był bardzo chory … jak naprawdę byłam pełna podziwu, że tak się postarał i był w formie i ostatnio, kiedy niestety znowu przestał dbać o siebie …
miałam znowu teraz pojechać no ale niestety nie zależnie ode mnie stało się to nie możliwe … ale problem się nie rozwiąże poprzez nasze przyjazdy (wiem, że inni też chcieli pomóc) … Pan Lulek wymaga stałego towarzystwa …
I Pan Lulek to towarzystwo moze miec nie wydajac na to grosza, nawet moze on sobie to towarzystwo wybrac. Panu Lukowi nalezy sie z racji wieku itd. opiekunka finansowana przez jego kase chorych, trzeba tylko zlozyc podanie, ustalic stopien zapotrzebowania na opiekie, przy stopniu 1 pani taka dostaje 400 euro miesiecznie a przy stopniu 2 dostaje chyba nawet 800 i towarzyszy, pomaga, robi zakupy itd. Jak sobie sciagnie kogos z Polski to ta osoba moze nawet u niego mieszkac. Juz dwukrotnie zwracalalm Panu Lulkowi na to uwage, ze ma do tego prawo i, ze nie ma sie co wyglupiac tylko zalatwic sobie zezwolenie na pomoc z puli kasy chorych. Fakt, ze kasa mogla by stwierdzic jego stan zapotrzebowania na opieke, uwlacza meznosci, mlodosci i meskosci Pana Lulka, poza tym zrozumial, ze to ja sie chce do niego wprowadzic i bede od niego wymagala pieniedzy za obsluge, napisal mnie i to slownie „abym sie sama zwrocila o zapomoge socjalna” – czego ja Panu Lulkowi zycze…
Dorotol, współczuję. Jeśli rodzina się porządnie nie włączy, czarno widzę 🙁
mnie nie ma co wspolczuc, martwilam sie, bo znam czlowieka ale skoro on nie rozumie, ze ktos sie moze martwic to jest z jakiejs niestety cwaniczkowatej i bezmyslnej planety, bedziemy mieli pogrzeb i bedziemy sie rozpisywac jak wspanialy byl Pan Lulek, a ksiadz zaprzyjazniony bedzie mial swietna mowe, zamias za kark i do kasy chorych
Dorota nie przesadzaj …
Marek i ja i pewnie Paweł czujemy się szczególnie odpowiedzialni za Pana Lulka bo w jakiś sposób udało nam się pobudzić do zdrowia Pana Luka w tamtym roku … byliśmy tam … widzieliśmy wszystko i chorobę i zdrowienie i uniezwyklą Pana Lulkową upartość … na odległość trudno jednak pomagać chociaż pewnie ma to jakieś znaczenie, że jesteśmy w kontakcie …
Pan Lulek jutro jedzie z Marcelim do Polski …
To już rzeczywiście nie widzę racjonalnego wyjścia, jeżeli Lulek upiera się, że mu żadna pomoc nie jest potrzebna. Stary uparciuch.
Idę spać. Dałam plamę – nie wyciągnęłam prania z pralki. Miałam się postarać na 1 dzień o klucz od suszarni i zapomniałam, a na balkonie nie mogę wieszać, bo tam jest w tej chwili magazyn glazury, przyborów malarskich i innych takich. W rezultacie jutro trzeba będzie to pranie jeszcze raz wypłukać i odwirować.
pięknie dzisiaj śpiewała Maryla Rodowicz o koniach …
śpijcie dobrze …
Marceli najwyrazniej woli pomagac wszystkim, oprucz Pana Lulka, ale pewnie wszystkiego nie ogarniam, wiec sie nie wtracam dalej,
Marceli to piękny człowiek … ma serce na dłoni … to Pan Lulek gra chojraka …
a oczy Marceli, to gdzie schowal? chojraka, to mozna na odleglosc, z bliska, raczej na dluzsza mete sie nie da, no dobra, niepotrzebnie pewnie mieszam, serdecznie zal mi Chlopa, ot co, jestem pewien, ze bez stalej dochodzacej (go) bedzie nieciekawie
Marceli ma 76 lat … wszystkim żal Chłopa … co tu pisać … stała opieka potrzebna natychmiast …
zlozenie podania o taka opieke trwa w gminie 2 godziny, wplacal pracujac swoje skladki i mu to przysluguje, skoro syn nie ma czsu bo robi interesy na stetki tysiecy dolarow za morzem to jest dorosla wnuczka, ktora zna jezyk i ma blizej do dziadka a chojraka mozna grac dalej popatrzywszy na ta sprawe inaczej, iz nie jest to opieka ale towarzystwo, ktoremu min. Panu Lulkowi brakuje, no coz ale stale towarzystwo bedzie chcialo jesc i trzeba bedzie wydac troche grosza i sie nie zaoszczedzi pieniazkow syna, wymigiwanie sie, ze Lulek wydaje na kwiatki i prezenty dla ludzi jest bezglowiem, ogrod i kwiatki oznaczaja chec do zycia, emeryt nie musi siedziec w bezruchu, przywiazany do kuponu swojej renty.
Wszyscy w tego Pana Lulka jak w obcietego konia.
A ja przeciez musze dojsc do szczesliwego konca. da sie rade.
Panie Lulku, przykre ale jestem na Pana wsciekla, ze Pan sie nie odzywia. I nie ma zadnego olaboga i jakos to bedzie tylko do lekarza ustalic stopien zapotrzebowania na opieke/towarzystwo, gdyz nie jest Pan obloznie chory. Nikt nie zmusi Pana do znoszenia jakiejs wiedzmy czy altszrapnel, tylko taka osobe moze sam Pan ustalic. Ma Pan podobno pielegniarke w domu, popytac sie czy jakas niepracujaca kolezanka by nie chciala sie tym zajac. Zapytac sie pani dochodzacej czy nie moze robic zakupow. Kasa chorych zalatwia tez takie dostawy jedzenia do domu. Przedstawic plan jak Pan sobie zycie wyobraza synowi, nie sadze, ze nie pomoze.Obstawac przy kwiatkach i innych przyjemnosciach, gdyz to ozywia. Zredukowac prezenty. Panie Lulku bo jak nie to sie skonczy choroba, szpitalem, domem starcow, gdzie Panska emerytura pojdzie na ten dom starcow i zadne kwiatki, wyjazdy, i przeroby u Waltera tylko wegetacja.