Stół smakołyków
Jedziemy na wakacje, a tam czeka na nas stół smakołyków.
Jeszcze zimno. Czasem pada nawet śnieg. W nocy temperatura spada poniżej zera. Mało kto myśli o letnich podróżach. Ale ja wiem z długoletniego doświadczenia, że to najlepsza pora by myśleć o wakacjach. Jeśli dziś znajdziemy miejscowości, w których będziemy chcieli spędzić lato, to miejsca w hotelach jeszcze są wolne. No i rezerwacja w marcu spowoduje, że zapłacimy mniej niż gdybyśmy to robili w czerwcu lub lipcu. A i bilety lotnicze bukowane na kilka miesięcy przed startem kosztują znacznie mniej. Dzięki takiej przezorności, nie mającej żadnego związku ze skąpstwem, zaoszczędzimy niebagatelne sumy, które będziemy mogli spożytkować w czasie urlopu, wydając je w polecanych niżej knajpkach na niewyobrażalne wprost smakołyki. Tak zachowują się łasuchy. Dla nich właśnie jest dzisiejszy odcinek blogu „Gotuj się!”, w którym proponuję wędrówkę moim szlakiem. Ciepłym i smakowitym.
BORDEAUX
La Tupina
6 rue Porte de la Monnaie tel.(0-0 33) 556 91 56 37
Adres internetowy: http://www.latupina.com/ Czynne cały tydzień w godzinach od 12 do 14 i od 19 do 23
Nazwa wskazuje na rodowód baskijski. Emblematem restauracji jest kociołek. Wiele dań gotuje się na żywym ogniu. Królują ryby ale są też mięsa i wspaniała dziczyzna. M.in. zapomniane już w Polsce ptaszki – ortolany i bekasy. Dania popisowe szefa kuchni to kaczka z rusztu i przegrzebki na różne sposoby.
TULUZA
Les Beaux Arts
1 quai de la Daurade tel. (0-0 33) 561 21 12 12
Adres internetowy: http://www.brasserielesbeauxarts.com/
Nad brzegiem Garonny biegnie ulica Dorady. Szefujący od 16 lat tej najlepszej (to oceny francuskich krytyków kulinarnych) restauracji Tuluzy, Herve Olloix uważany jest za mistrza kuchni Perigordu i Gaskonii. Jego cassulet ( kiełbasa, kaczka, smalec gęsi i fasola głupi jaś duszone z winem) jest wzorcem jak metr z Sevre. Na trzy ryby z grilla czyli piotrosza, okonia morskiego i nagłada (to taka śródziemnomorska flądra) przyjeżdżają do Tuluzy smakosze z odległych miast Francji. Bo warto. Tak jak na ostrygi z białym winem z beczki. Konieczna więc rezerwacja.
BARCELONA
Los Caracoles
Carrer dels Escudellers 14 tel.(0-0 34) 93 302 3185
Adres internetowy: www.versin.com/caracoles Akceptują karty kredytowe.
Restauracja z tradycjami. Założona w 1835 roku. Własność słynnej katalońskiej rodziny restauratorów Bofarul. Zlokalizowana w bocznej uliczce w pobliżu słynnego deptaka Las Ramblas. Wspaniałe i proste dania kuchni katalońskiej: paelle, jagnięcina, kurczęta z rożna i ryby. Oczywiście są ślimaki od których lokal wziął nazwę. Wina z winnic Penedes choć są i z innych regionów Hiszpanii.
WENECJA
Antica Trattoria Poste Vecie
Rialto Pescheria 1608 tel. (0-0 39) 41 721 822
Adres internetowy: http://www.postevecie.it/ Nieczynne we wtorek. W pozostałe dni w godz. 12.30 – 14.30 i 20 – 23 Jęz. angielski, francuski
Najstarsza wenecka restauracja istniejąca przy targu rybnym od 1500 roku. Słynie z ryb (turbot) i wspaniałego risotta z owocami morza. Bogata karta win. Wenecjanie przychodzą tu skuszeni deserami. Piękny wystrój i profesjonalna obsługa.
*
Ja tam byłem. I nie żałuję. Spróbujcie pojechać i Wy. W zamian za to oczekuję od Was nieznanych mi adresów. Też marzę o nowych doznaniach smakowych. A sezon urlopowy coraz bliżej.
Komentarze
Mam prośbę o jakąś inspirację. Moczę czerwoną Red Kidney od wczoraj wieczorem, a nie mam ochoty ani na fasolową, ani po bretońsku. Może jakieś słóweczko dla starego „czytownika”? Z góry dziękuję
Bardzo proszę. Ja bym zrobił cassulet. Ale do tego trzeba jeszcze mieć kawałek kaczki, gęsi, wieprzowiny i smalec gęsi. Przepis podawałem parę dni temu i jest on w moeje witrynie czyli http://www.adamczewscy.pl
Drugą potrawą, która mi przychodzi na mysl to paella valenciana z kurczakiem, fasola i owocami morza. Przepis jak wyżej. Smacznego!
Hah! Ja tez wczoraj kupuilam fasole red kidney, po programie tv, w ktorym twierdzono, ze to znakomite zrodlo czegos tam pozyctecznego. Te fasole trzeba jednbak moczyc 12 godzin (co ja kiedy moczylam 12 godzin? Nie bylo takiego przypadku!)
No wiec moze rzeczywiscie cassulet – po dorzuceniu wieprzowiny i calej reszty fasola bedzie z pewnoscia jeszcze bardziej pozyteczna…
Mam w lodowce bardzo przyjemne kielbaski z sarniny – cassulet z kielbaskami, OK?
A może by teksańskie chili? Albo meksykańskie Torlinie ? Do meksykańskigo potrzebowałbyś mielonej wołowiny (albo innego mięska), a do teksańskiego wołowiny jak na gulasz – w kawałkach. Plus oczywiście pomidory (z puszki) przyprawy (nie zapomnieć o tabasco i chili) Ja lubię. Odmianę teksańską jadamy z gorącymi bułeczkami , meksykańską z plackami w typie tortilli – nada się nawet polski poczciwy placek ziemniaczany odpowiednio duży i usmażony z małą ilością mąki, czyli lekki (białka na sztywną pianę w środku). Kiedyś jadłam także rodzaj musu fasolowego zapiekanego z boczkiem wędzonym, papryka w dużych kawałkach i czerwoną cebulą. Ta potrawa była „taka sobie” ale dawała się zjeść.
Pyro, masz absolutna stuprocentowa racje w sprawie chili con carne, narodowegop dania Teksasu, powstalego bodaj w czasie I wojny swiatowej, w latach chudych, danie bardzo meskie i znakomite na zla pogode. W Stanach restauracja, ktora potrafi zrobic przyzwoite chile con carne nigdy nie musi sie martwic o brak klienteli – zwlaszcza kierowcow ciezarowek na dlugich trasach. Ale najlepsze, naprawde najlepsze chile con carne wychodzi w domu i daje sie latwo zamrazac.
Podaje linka do chili con carne na stronach BBC:
http://www.bbcgoodfood.com/recipes/3444/saras-chilli-con-carne.jsp
Do Pana Piotra, po wysluchaniu gawedy smakosza: te ziemniaczane buleczki dalej niezwykle sa poplaranme w Nowym Jorku – przywoiezione przez zydowskich emigrantow z Europy Wschodzniej, podobnie jak bajgle czy t.zw. bialys (bialystokers) – cebularze. Te z ziemniakow nazywaja sie knysze.
A jak już sobie tak bajdurzymy o tym, co skąd i jak na naszych talerzach, to kto ma dobry przepis na kiszki z ziemniaków? Ja robię dobrą babkę ziemniaczaną, ale nie robiłam kiszek, a jelita w domu mam. Trudno jednak żyć samą białą kiełbasą, prawda? Poza wszystkim mam obiekcje jak się to-to napełnia, bo jeżeli maż rzadka, to wszystkie maszynki na nic. A zjadłabym taką kiszkę upieczoną w piekarniku. Kiedyś jadłam na Roztoczu – palce lizać, ale kto by tam w durnej młodości o przepisy pytał?
Kiszka kartoflana dla Pyry:
Ziemniaki 3 kg, słonina lub tłusty boczek surowy ok.20-40dkg, cebula, 2-3 jajka, sól, pieprz, majeranek i inne przyprawy wg uznania
Obrać ziemniaki i zetrzeć na drobnej tarce, posiekać cebulę w drobną kostkę. Słoninę pokroić na drobne kawałki. Jajka roztrzepać i dodać do startych ziemniaków, następnie zrobić skwarki ze słoniny z cebulą i dodać do ziemniaków. Wszystko przyprawić solą i pieprzem, dokładnie wymieszać, następnie nadziać jelita do 1/2-2/3 ich pojemności. Farsz ma być, aby podczas pieczenia nie popękały kiszki. Piekarnik nagrzać do 180-200 st. Pełne jelita luźno rozłożyć na blachach (posmarowanych smalcem!) i wstawić dopieczenia. Piec około dwóch godzin, sprawdzając i nakłuwając kiszkę. A jeżeli któraś pęknie to nie przejmować się, ten upieczony farsz jest najsmaczniejszy.
W przypadku, gdy zabraknie nam jelit, a zostanie sporo farszu, to resztę należy wlać do małej keksówki. Oczywiście wysmarowanej tłuszczem. Warto wtedy również na dno położyć kilka plastrów boczku lub słoniny. To danie jest również bardzo smaczne na drugi dzień, odsmażane w plastrach na patelni.
Dziękuję p. Piotrze. To prawie taki sam przepis , jak na babkę (tam jest więcej tłuszczu, bo jeszcze oliwa i do ciasta i na wierzch) W przyszłym tygodniu kiedyś zrobię, bo jutro robię frytki Heleny.
Dziękuję p. Piotrze. To prawie taki sam przepis , jak na babkę (tam jest więcej tłuszczu, bo jeszcze oliwa i do ciasta i na wierzch) W przyszłym tygodniu kiedyś zrobię, bo jutro robię frytki Heleny. Ma Pan u mnie co najmniej 100 lat odpustu za ten blog. Jakaż to ulga po rozejrzeniu się w naszej rzeczywistości.
Panie Piotrze,
Co to jest mała keksówka?
P.S.
Ewentualnie duża….
p.Andrzeju – keksówka, to prostokątna , dość wąska forma do ciasta. Nie jest tak długa jak forma do babki, ale nieco szersza.
Dziękuję droga Pyro za pomoc. Nie muszę już pytać Basi, bo to ona w naszym tandemie zajmuje się wypiekiem słodyczy. Ja robię dania krwawe.
Dziś dostałem „Posty” Pani Adamczewskiej. Przejrzałem tylko i już widzę, że to cenna pozycja na rynku kulinarno-wydawniczym. Szkoda tylko, że nie wydana tak jak poprzednie, ale i tak godna uwagi. Proszę ukłonic się ode mnie autorce i pogratulować szczerze.
piotr siła
Dzięki. Przekażę. Zapraszamy przy okazji po autograf.
Ludzie!!!
Jedziemy na wakacje?! Ja już, jak stoję, spakuję się w pięć minut! Ledwie noc przeżyłam, najpierw śnieżyca, potem lód żywy z nieba, a nad ranem burza z piorunami. No to sobie zobaczcie, bardzo żałuję, że nie ma słońca, alei tak dobrze, że w przerwie między deszczem a śniegiem, który znowu zaczął padać, zdążyłam zrobić:
http://alicja.homelinux.com/news/Ice_storm/
Torlin, chili con carne, na to się jak nic nadaje ta fasola!Ja nie moczę, kupuję gotową w puszce i dodaję pod koniec gotowania wszystkiego, żeby się odpowiednio „pożeniło”, bo fasola z puszki jest w zasadzie już ugotowana.
Ależ zima! I jakie zdjęcia! A u nas już prawdziwe przedwiośnie. Znalazłem kwitnące przebiśniegi. Szkoda, że nie sfotografowałem.
A do potraw „fasolowatych” dorzuciłbym jeszcze bableves tj. zupa fasolowa po węgiersku. Rozkoszna!
U mnie przebiśniegi pół metra pod śniegiem 🙁
Mowy nie ma , żeby się przebiły. A teraz jeszcze skorupa lodu na tym śniegu. Boże, co ja za Kingston wybrałam, to miało być Kingston, ale na Jamajce!!!
No to posluchajcie.
Od rana dlawila mnie jakas niewyslowiona tesknota duszy. Niewiadomego pochodzenia. Zastanawialam sie czy chodzi o to, zebym poszla na wystawe W. Hogartha, ktora sobie obiecalam?
Nie, nie byl to Hogarth.
Moze do synagogi, bo wlasnie Purim sie zaczyna?
Nie, zdecydowanie nie byla to synagoga.
Chodzilam po domu, nie znajdujac sobie miejsca.
I nagle olsnienie.
SHOPPING! Ta tesknota niewypowiedziana to byla tesknota za sklepami.
POostanowilam wsciasc w metro i jechac przed siebie.
Wysiadlam trzy przystanki za moim domem, na stacji Hammersmith, gdzie owszem, jest jeden sklep, ktory lubie odwiedzac.
Ale kiedy wyszlam na ulice z metra, znalazlam sie raptem, nieoczekiwanie w raju.
Tak, prawdziwym, najprawdziwszym raju.
Otoz bowiem maly ryneczek, ktory omijam zazwuyczaj szerokim lukiem, gdyz nic tam nie ma, zapelniony byl ludzmi ponad miare. A nad pierwszym stoiskiem wisial napis: CIDRE BOUCHE BRETON – 3 butelki = 7 funtow szterlingow.
Caly rynek zapelniony byl francuskimi stoiskami: ciasta i sery, oliwki i mydla. wina i chleby. I tylko jezyk francuski w powietrzu.
Poczatkowo stracilam glowe, ale po chwili wzielam sie w garsc i nabylam co nastepuje:
1 kilogramowy warkocz wedzonego czosnku (nie, nie po to by ozdobic kuchnie, lecz by piec go z jarzynami);
4 gatunki serow
Asortyment ciastek recznie robionych z naciskiem na migdalowe
1 duza brioszke
3 butelki cidre’u jablkowego
1 butelka cidre’u gruszkowego – na probe, bo nie pilam.
Ten bazar bedzie jeszcze jutro. Wracam z rana,. Nie wiem czy uda mi sie tak szybko zorganizowac ciezarowke.
Cholera, zazdrość bierze. U nas na Kurpiach najbliższy odpust dopiero w maju. A Dni Kuchni Piemontu trwały w czasie przygotowań do 50-lecia Polityki i nikogo z redakcji nie wypuszczali przed zmrokiem. Trzeba więc czekać na czas wyjazdu.
Heleno, przepyszne to Twoje podniecenie, brzmi jak wyznanie szesnastolatki idacej na randke, sama radosc i swiezosc, serce sie cieszy, wedzony czosnek, to dla mnie zupelnie niedawne odkrycie i od tej pory pcham go, gdzie sie da, polecam wszystkim
smacznego
… a ja polecam pieczony czosnek!
Całe główki nieobrane w naczynie żaroodporne ustawić na sztorc (główki czosnku, nie naczynie!), kapkę oliwy wlać do srodka każdej główki – zapiec w piekarniku 200C jakieś 10-15 minut. Pycha!
Z wędzonym sie nie spotkałam, no ale co Wy, ja mieszkam na dzikim zachodzie!
Pyro, mam uwagę do frytek Heleny – pilnuj, zeby ugotowały się tak na wpół, bo ja zawierzyłam Helenie, zostawiłam w garze 10 minut na gotowanie – i się mi wzięły rozgotowały za bardzo i , ehum, rozpadły… (wyrzuciłam wiewiórom, no, jest zima, niech sobie podjedzą)
Dlatego upilnowałam drugie, żeby były takie jeszcze nie całkiem ugotowane. Ale naprawdę efekt końcowy jest mniam mniam! I jeszcze jedno mniam!
P.S. To nie wina Heleny, to ja durna nie dopilnowałam, co sie dzieje w garnku…
Alicjo. Dziękuję za radę i śnieżne fotki. Jestem urzeczona (nie po raz pierwszy) entuzjazmem Heleny. Pamiętacie, jak kieckę kupowała? Sama radość. A ja te frytki zrobię na dwie raty – dziś ugotuję, schłodzę, obsmażę i da capo al fine, a jutro dosmażę i podam z górą sznycelków z kurczaka i surówkami. Dziecię moje dzisiaj oznajmiło, że zje obiad na mieście, to co się mam wygłupiać. Wielce sobie cenię ten dzień gotowania tylko dla siebie. Wykorzystam go na objedzenie się śledziem w oliwie. Z nieznanych przyczyn żadne z moich trojga dzieci śledzi nie jada, a mnie naprawdę dobrze wychodzą. Wszyscy goście zawsze domagają się u mnie śledzi. No, a domownicy – nie i już. Druga bliźniaczka, Lena, nawet męża sobie dobrała pod kątem stołu. On też ani śledzi, ani mięs w galarecie, ani barszczu… No i tak mi się rodzina „wyrodziła”.
Kiecki nie kupiła wtedy Helena,, wydziwiała za długo przed wystawą i nam ją dobrze opisała, tę kieckę. Potem były paszminy – no proszę, ciężko zapomnieć takie wpisy! Paszminę kupiłam ja dla siebie i mojej chorej przyjaciółki, a potem się tak rozpędziłam, że kupiłam jeszcze dwie, dla mojej serdecznej starej przyjaciółki ze Starego Kraju, a jedna jeszcze jest w odwodzie, chociaż Helena twierdzi, że tego nigdy za dużo.
Sledzie! Kocham śledzie, byle tylko nie były słodko-kwaśne! Dlatego robię sama. Bardzo mi smakowały rolmopsy po żydowsku robione przez jakąś firmę chyba z Lowicza, ale od dawna już ich nie ma w moim polskim sklepie. Jaka szkoda! Ale „odgapiłam” mniej więcej pomysł i robię sama, całkiem niezłe.
O, jeszcze muszę to dodać, że dzisiaj podejmuję obiadem Kanadoli.
Pomidorowa z ryżem, a na drugie wątróbka kurza z cebulką rzecz jasna i oczywista, do tego mizeria i druga surówka z kapusty kiszonej polskiej wiadomego Krakusa, do tego kapkę tartej marchewki, pieprzu i oliwy dodaję.
Ze co?! Ze niewystawny obiad? Aaaaa! Bo ci Kanadole przychodzą do mnie właśnie na jakąś „polską prawdziwą zupę” i na te wątróbki. W restauracji tego nie dostaniesz! Zazwyczaj wpadają w tygodniu po pracy, ale ostatnio im się nie składa, więc wpadną dzisiaj. No to lecę po te świeże wątróbki!
A i czekam na opisy, co tam dzisiaj Helena wyłowiła na jarmarku w Hammersmith!
Uff!!!!
Ledwo zipie po powrocie.
Nie udalo mi sie zalatwic ciezarowki, wiec poszlam z wozkiem na zakupy oraz z takim starym francuskim urzadzeniem na noszenie butelek – czarne, nagryzione zebem czasu galwanizowane zelazo i drewniana raczka („You really paid GOOD money for this? – zapyatala mnie troche zgorszona, a troche zdumiona sasiadka jak jej to przed laty pokazalam) Wsrod Francuzow moj antyk wzbudzil nie lada poruszenie, pokazywali mnie palcami z sasiednich stoisk.
Sprzedawca wina dosc kompetentnie doradzil mi co mam wziac, co „szambrowac”, a co chlodzic, jakie czerwone, jakie biale. Kupilam szesc butelek, po 3 funty kazda (15-16 zl).
Nastepnie 6 litrowych butelek cydru – trzy jablkowe, trzy gruszkowe.
Dwie kielbasy suche – jedna z dzika.
Pol kilo oliwek.
Udalam sie takze do stoiska Creperie bretonne i tam doswiadczylam legendarnej francuskiej uprzejmosci wobec nas, za przeproszeniem, Anglikow.
Madame: Ui?
Ja: Awe wu …eee.. andujet?…
Madame: Pahdou?
Ja: eee… andujet… awe wu andujet?….
Madame: Pahdou?
Ja: eee, z wudre iun krep awek andujet….
Madame: Madam, ze ne pahl paz angle!!!
Ja: Parle wu franse, madam?
Eh bien, you bloody frogini !
Krepa ( awek szampinion) byla bardzo rozczarowujaca (dziwiecie sie , od tej wiedzmy?) , wracamy zatem do Lindsey (Lindsey wlasciwie serwuje galette – z maki gryczanej, cieniutkie jak koronka, chrupiace)
Zwazywszy na te ilosc czosnku, ktorego jestem posiadaczka, jutro zechce wyprobowac przepis na kurczaka z 40 zabkami. Nigdy nie jadlam, ani nie gotowalam. To klasyczny przepis choc robi sie na ogol z normalnym czosnkiem, a nie wedzonym. Ale z wedzonym moze to byc tylko lepsze, nie?
POzdrawiam, Dzis pod oknem rozwinely sie zonkile.
Kiedy przeczytalam opis Heleny,przypomnialam sobie moj pierwszy pobyt w Rotterdamie.Byl goracy sierpien,wieczor.W okolicach strego portu zorganizowano piekny koncert poswiecony muzyce Francji.Orkiestra ulokowana na statkach zaglowych. Pelno eleganckiej publicznosci.Wolol oczywiscie kawiarnie ,ktore sponsoruja owe wydarzenie.Goscie pija piwo najrozniejszych marek.A dziewczyny odziane w stroje o francuskich narodowych barwach,rozdaja Golois`y gratis.Posrod tlumu,stoje ja(z prawie rozdziawiona geba),przybyla z szaro-burej Polski,gdzie festyn dla ludu byl najwieksza atrakcja!I chociaz moj przyszly wylal na moje nowiutkie letnie spodnie kufel piwa,nic nie bylo w stanie zmacic mej radosci 😀
Potem bylam jeszcze swiadkiem innych koncertow.Jeden wieczor byl poswiecony rytmom poludniowej Ameryki.Rozbrzmiewaly rumby,samby i cza-cze.Nastepny rok przywiodl Argentynczykow z ich tangami.No i ostatni koncert poswiecony Jezzowi.W kazdej kawiarni inny zespol lub wykonawca.Przechodzilismy od knajpy do knajpy z kuflem w reku,by wysluchac kolejnego kawalka.
Szkoda wielka,ze miejska kasa wyschla i juz takich atrakcji sie nie organizuje.Sa inne mniejsze,jak np koncerty muzyki klasycznej.Ale nie ma juz tej atmosfery,tego piwka i oparow Goloizow 🙁
Amsterdam tez ma swoja tradycje.A jest to koncert muzyki klasycznej,sponsorowany przez Heinekena.Tam to przerzuca sie scene,przez kanal.A publicznosc gromadzie sie wokol, podplywajac swoimi statkami,jachtami albo oblegajac okoliczne mostki.I tradycyjnie strumieniami leje sie Szampan.A nad glowami zawsze rosgwiezdzone niebo………….
Troche nie na temat,ale tak jakos zebralo mnie sie na wspominki 😉
ps. zastanawiam sie,czy picie duzej ilosci Cidre`a jest zdrowe?! Gdzies czytalam,ze we Francji,gdzie produkuje sie ten napitek,jest duza zachorowalnosc na raka zoladka?! Ale moze sie myle………….
Tak czy siak zycze Helenie kolejnych udanych zdobyczy 😆
Skandal! Skandal! W moim sklepie (kanadyjskim, nie polskim) zabrakło kapusty od Krakusa! Było jakieś paskudztwo pod tytułem sourkraut with wine flavour, ale to nie to!!!
Moja mama jak chciała mieć kapustę kiszoną winną, a chciała zawsze, to dodawała do beczki kilka cierpkich jabłek! A nie jakiś syf chemiczny, z przeproszeniem.
No nic, będzie mizeria tylko, bo to ja zawsze chcę mieć kapustę kiszoną do wątróbek. Niech stracę.
Heleno! Co to ten wasz cider? Bo tutaj, jak już chyba mówiłam kiedyś, taki moszcz jabłkowy, niesklarowany, najczęściej pity na gorąco, z cynamonem i gozdzikami. Bezprocentowy.
Ja Was bardzo przepraszam, ale mimo że południe za chwilkę dopiero, nalałam sobie lampkę vino tinto, portugalskie Terra Boa, bo normalnie szlag mnie trafił, że kapusty ni ma. Nie będę się uganiać po całym mieście, bo jeszcze chałupę muszę z lekka ogarnąć, a i sama wziąć jakiś prysznic.
Kapusty nie dowiezli… widział to kto?!
O, nie śmiejcie się! Kapusta kiszona polska jest najlepsza, uciśnięta w słoik jak trzeba, a nie sam sok i parę farfocli pływa w soku, i w ogóle to jest cymes.
No to idę do zajęć.
Nasz tutejszy cider zawiera od 4,5 do 7 procent alkoholu, i tutejsi lubia t.zw, strong cider albo mature cider. Ten napoj cieszy sie ostatnio czyms w rodzaju renesansu wsrod mlodziezy, odkad okazalo sie, ze chlopcy ksiecia Walii kochaja cider – do tej pory nie byl to napoj zbyt cool.
Ja za tutejszym nie przepadam, choc irlandzki Manger nie jest zly. Cydry bretonskie sa mlodzsze, slabsze (ok 5 procent), generalnie znacznie weselsze, radosniejsze, zwlaszcza jak sie je pije z ochlodzonej kamionki.POtrafia jedbak zdumiewajaco wchodzic w nogi i raczej nie nalezy po nich prowadzic samochodu.
Dodawanie jablek do kapusty jest bradzo powszechne w Rosji. Czesto jest to pol beczki kapusty, a pol jablek. Jablka wtedy nazywaja sie „moczone” i ja takie bardzo kocham, choc rzadko natrafiam. Jablka [przechodza kapusta, kapusta przechodzi jablkami.
Ale nie lubie kapusty Krakusa, czasami lepsza jest niemiecka. Teraz na szczsescie w Londynie mozna zdobyc kapuste prawie jak z beczki, sprzedawana w plastykowych wiaderkach.
Natomiast to co mnie martwi, to, ze Londyn zalany jest od roku polskim zarciem okropnego gatunku – w Polsce takiego nie widzialam. Ostatnio kupilam kabanosy, ktore oddalam lisom – byly jak z gumy.
Zastanawiam sie czy to nie te przetwory miesne , ktorych nie wpuszczono do Rosji i musialy byc gdzies uplynnione. Sa naprawde okropne – wstretne kielbasy z nierozpoznawalnego miesa, przeterminowane soki. Sa to produkty bardzo tanie, wiec ciesza sie sporym powodzeniem wsrod licznych polskich robotnikow.
Alicjo, ukis sobie kapuste. To latwe i znacznie zdrowsze niz ten Krakus, ktory jest tak slony, ze gebe wykreca. Wtedy mozesz sobie wlozyc do kapusty troche malych bramleyow czy granny smithow, a nawet coxow.
Nawiasem mowiac ja zawsze do kiszonej kapusty np na bigos dodaje pol butelki cydru, bo jabka z kapusta to malzenstwo zawarte w niebie. Nawet zwyczajny sok jablkowy jest ok.
Mam nadzieje, ze obiad dla tubylcow sie uda.
W Sztokholmie na hali targowej można kiedyś było kupić kapustę kiszoną estońską. (teraz może też można – nie wiem, dawno nie byłem).
Róźniła się od polskiej tym, że nie szatkowana. Kiszone całe liście.
A co do małźeństwa jabłek i kapusty kiszonej – to zgadzam się w stu procentach. Cox orange! ;)))
Heleno,
obiad dla tubylców się udał, chcieli wątrobki drobiowe to mieli, a ja dzisiaj na zimno zjadłam resztki. Innych niż drobiowych wątróbek nie umiem robić, wychodzą twarde i niesmaczne.
Jakoś mi kapusta od Krakusa smakuje… niemieckie natomiast, przynajmniej tutaj, podchodzą octem, i zreszta napisane jest, że puszka zawiera vinegar. To nie jest prawdziwie kiszona kapusta!
Zezliła mnie do imentu dyskusja na sąsiednim blogu, a jeszcze bardziej to, że się durna baba dałam w to wciągnąć. Przecież mnie to już nie dotyczy… a z drugiej strony, gdzie są te, których to dotyczy?
Oj, życie, życie…
Co gotujemy jutro? Ja mam resztki pomidorowej!
Mnie się też frytki udały. Naprawdę świetne, ale częściej niż raz na pół roiku robić ich nie będę, bo mnie „dusi” taka rozciągnięta w czasie grzebanina. Alicjo, do tych wątróbek na przyszłość koniecznie dołóż jabłka smażone. Moim zdaniem kurze wątróbki bez jabłka są w ogóle nieważne. Po prostu na drugiej patelni na oliwie połóż plastry jabłek do lewkkiego zrumienienia, a przy odwracaniu na drugą stronę leciutko oprósz je utartym majerankiem. Robota na 5 minut, a efekt znakomity. Podajesz wtedy wątróbkę z kopczykiem cebulki, a obok plastry jabłek. Jabłka lepiej jak będą niezbyt słodkie (boscop, cortland). Ja mam jeszcze materiał na sznycelki z kurczaka. To takie wydajne danie, że z 2 filetów wychodzą dwa bardzo dobre obiady.
Panie Piotrze, kulinariusze wszystkich krajów!
Jak się TO nazywa po polsku?
Wczoraj dzwoni sąsiad, co krowy hoduje w gospodarstwie ekologicznym i mówi , że TO właśnie jest i może kilka litrów sprzedać. Żona pojechała wte pędy i kupiła. Pół litra TEGO z odrobiną soli i cukru wstawiła do piekarnika na 100 stopni Celsjusza.
Po jakimś czasie podała na stół z odrobiną dżemu borówkowego i truskawkowego. Palce lizać mi po tym przyszło.
W drodze do pracy mijam inne gospodarstwo, gdzie robią z TEGO jedyny ponoć na świecie ser zachwalany strasznie. Chciałem nawet kupić ale muszę poczekać, bo „sery teraz leżakują i nie wolno im przeszkadzać”.
Dla ułatwienia dodam, że TO – to jest mleko od krowy tuż po ocieleniu się przez nią. Zawiera duuuużo białka i z tego powodu łatwo się w piekarniku ścina. Można – w odróżnieniu od zwykłego mleka – przechowywać w zamrażarce.
Oczywiście nie do kupienia w normalnym handlu.
P.S.
To co moja żona wyjeła z piekarnika po szwedzku nazywa się wdzięcznie „cielęcy taniec”.
TO jest siara. W Polsce niestety naogół marnowana. Nawet na wsi gospodarze nie wykorzystują siary. Nigdzie też o jej zaletach nie czytałem. Warto sie zająć tym tematem, co też spróbuję uczynić.
CO?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zabieraja cielatku mleko zaraz po urodzeniu?!!! To barbarzynstwo! Co jeszcze? Ciagnac cielatka za ogon? Prosze natychmiast oddac im to mleko!!!!!!
Tak, te jablka do watrobki chyba sie badzo nadaja. Francuzi lubia szare renety do obsmazania na patelni do mies, zwlaszcza do piersi kaczych.
Mowiac zas o Francuzach. Ja wczoraj przez 10 godzin trzymalam w piecu na bardzo malym ogniu w zeliwnym garnku kurczaka z 40 zabkami czosnku. Dalam don wszystko co kaza najbardziej ortodoksyjne przepisy na to kalsyczne danie – jarzyny, koniak, wino, tymianku swieza galazka. Z jedna roznica – czosnek byl wedzony.
Rezulaty tego sa…. jakby to powiedziec? No, OK,moze byc, ale nothing to write home about. Kurczak z organicznej hodowli wyszedl owszem bardzo soczysty, ale moim zdaniem nadto rozgotowany.
Kotom natomiast bardzo smakowal. Bardzo. Dostana wiecej, bo jest tego caly garnek.
Ja jeszcze o kapuście kwaszonej. To, co jest w handlu to (moim zdaniem) jest kapusta zakwaszana, a nie kwaszona. Jest jedna firma z Jarorzyny Sł. która robi tzw „złotą serię” – w szczelnie zamkniętych woreczkach z metalizowanej folii świetna kapusta, buraczki tarte, marchewka – wszystko w porcjach 0,5 kg i naprawdę dobrze zrobione. Ba, ale natrafić na to… Dlatego na surówki kiszę sama w małych porcjach nawet w ziemie. Biała kapusta jest tania i dostępna, jabłka i marchewka też, a zrobienie 10 – 12 słoiczków po dżemie, to jakieś 2-3 godziny roboty. Kupuję 3 główki kapusty, kilka marchwi, kilka kwaskowych jabłek, pół głowki selera, szykuję sól (najlepiej kamienną) i kminek. Kapustę szatkuję, solę i zostawiam w otwartej misie na 6 godzin. To konieczne, żeby ulotniły się związki siarki. Potem na grubej tarce ucieram jabłka, marchew i seler, mieszam i wciskam do słoiczków, ubijając pałką od ciasta. Jak słoik pełen, to trzonkiem kopyści przewiercam dziurkę do dna, nakrywam górę kawałkiem liścia okrywowego, lekko zakręcam słoik i koniec. Te słoiczki lądują na sporej tacy i stoją sobie w ciepłej kuchni co najmnie 2 tygodnie, a lepiej nawet 3. W pierwszych dniach silnej fermantacji płyn spływa na tackę. Trzeba zlewać. Po ok 10 dniach otwieram słoiki, płóczę liście w czystej wodnie , dłonią jeszczę dociskam kapustę, kładę szczelnie ten liść na powrót i tym razem mocno zakręcam słoik. Po następnym tygodniu można jeść, no i przenieść ukiszoną kapustę do spiżarni, piwnicy, czy gdzie tam trzeba. Ma zupełnie inny smak, a zawartość słoiczka wystarcza na surówkę dla 4 osób.
Tak Heleno, barbarzyńcy jakich świat nie widział!
Niektórzy nawet zarzynają cielątka i używają tych ich wątróbek na patelni. Niekiedy nawet dodają do tego jabłka – o zgrozo!!!! – poćwiartowane na kawałki!
A tak naprawdę to sadzę, że hodowca cieląt z byka nie spadł i zostawił im tyle ile trzeba zanim te trzy litry nam sprzedał.
Z kulinarnym pozdrowieniem….
Poki cielatka, Andrzeju Szyszkowski, nie sa zarzniete, powinny miec mleka w brod. Podobnie – kury powinny chodzic po prawdziwej ziemi, a prosieta taplac sie w prawdziwym czystym blocie. Niech maja zycie nawet krotkie, ale szczesliwe, pelne mleka, trawy, robakow i blota.
Ha!
Stanowczo protestuję w sprawie siary w imieniu krowy Minki – ona karmiła tym cielątko, i każda inna po niej następująca Minka karmiła siarą cielątko.
Moi Rodzice, weterynarze, nie pozwoliliby na żadne takie odstawianie cielęcia od cycka, z przeproszeniem, bo tak nie wolno. Zaden gospodarz inaczej siary nie wykorzystuje, tylko właśnie tak – dla cielątka. Dla ludzi to jest zbyt kaloryczne i niby dlaczego mamy się tym napychać, mieliśmy swoją siarę po urodzeniu. Siara jest bardzo tłusta, gęsta i żółta, i oprócz wszystkich składników odżywczych posiada też składniki odpornościowe itp. Każda matka w naturze to ma, także matka-kobieta po urodzeniu dziecka. Jest to mleko specjalnego przeznaczenia, dla oseska. Nam ludziom nic do siary krowiej, no ale bo to się będziemy krowy pytać?! Siara krowia należy się cielątku i już.
Pryo, żem kiedyś zaeksperymentowała z jabłkami i wątróbką, ale schrzaniłam sprawę, albo (co mi łatwiej przychodzi, zwalić winę na…) przepis nie był dostatecznie przecyzyjny. Ja to wszystko razem smażyłam i z jabłek wyszła mi ciapa 🙁
I całość, wyobrażasz sobie, już marnie na talerzu wyglądała, chociaż złe to nie było w smaku. Następnym razem zrobię jak podpowiadasz. O, i właśnie… dlaczego ja nie kiszę własnej kapusty?! Przecież mam prawdziwą piwnicę (w odróżnieniu od „basementu”) jak w Polsce!
Już wiem, nie mam takiego wielkiego gara kamiennego (beczki właściwie), jak u mnie w domu był… nie ma to, jak wynalezć odpowiednią wymówkę! Przecież mam słoje 4-litrowe, kilka sztuk…No to teraz już nie mam wymówki. Dzieki za porady.
Moja mama dodawała do kapusty kiszonej startą marchewkę i te jabłka, o których wspominałyśmy wcześniej, nie było ich za dużo, ale ja je jako smarkata bardzo lubiłam wyjadać, miały specyficzny smak. Kminek obowiązkowo. No tak, trzeba będzie zrobić stosowne zakupy i zabrać się za kiszenie kapusty, a nie narzekać, że Krakusa nie dowiezli!
Przy okazji, idzie oziębienie od północnego zachodu i za jakieś 20 godzin ma być u mnie -24C
Ja bardzo proszę o współczucie i wsparcie duchowe! Cholera jasna, czy te góry w Kanadzie nie mogły pójść równoleżnikowo?! Zadnej zapory od północy, hula sobie to arktyczne powietrze jak chce!
Alicjo, dzieki, dzieki za wsparcie w sprawie ceielatek. Bo jak staje w obronie zwierzat, to zaraz czuje sie, ze nie jestem cool. A przy okazji znakoimite wyjasnienie co to jest ta siara.
To Ty mialas rodzicow wtererynarzy? Ale fajne. Marze o mezu-weterynarzu. Naprawde. Zwlaszcza ze w tym roku, kiedy wydalam juz 700 funtow na leczenie dwu starszych kotow (17 lat) , ktore jednoczesnie dostaly renal deficiency. A nie jest to koniec wydatkkow. Naprawde maz-weterynarz bylby na wage zlota. Jesli znasz jakiego, to tego…
.
PYRO!!!!!!!!!!!!!
Ten przepis na kiszenie kapusty brzmi genialnie, i zaraz wyprobuje. Nie sadzilam, ze kapuste mozna trzymac na poczatku tak dlugo w temperaturze pokojowej! Ja zawsze kisilam na poczatku w duzej kamionce Rumtopf, obciazalam kapuste talerzykiem i czstym glazem, a potem, po parokrotnym przekluciu trzonkiem od drewnianej lyzki, przekladalam do sloikow, bo Rumtopf nie miesci sie w mojej lodowce. DZIEKI!
Alez ja zadzroszcze tej piwnicy w domu Alicji. Kiedy bylam malym dzieckiem na Syberii, w naszej kuchni byla w podlodze otwierana klapa do malej piwniczki. Piwniczka byla w wyklepanej ziemi, pachniala ziemia, schodzilo sie do nie po drabinie z ogarkiem swieczki w reku. A tam beczki debowe – z kapusta, pomidorami, ogorkami. Mialam cztery lata kiedysmy sie wyprowadzili z Syberii (Ojcu skonczyl sie wyrok), ale te piwnice wspominam z taka zaloscia i pamietam niepowtrarzalny zapach ziemi zmieszany z zapachem kiszonych, solonych jarzyn.
Dalabym nie wiem co za taka piwniczke w ziemi – do ktorej sie wchodzi z kuchni.
TRzymaj sie cieplo.