W Urugwaju krew się leje
Od stuleci krew jest afrodyzjakiem bardzo cenionym przez Indian urugwajskich. Nie ma więc tu świąt bez potraw ociekających wołową krwią. Dopiero po zjedzeniu (jak dla nas gigantycznych porcji) polędwicy czy udźca miejscowa ludność rusza do zabawy. Niezwykle smakowicie opisał te obyczaje były ambasador Polski w Urugwaju Jarosław Gugała.
W Urugwaju je się przede wszystkim mięso. Specjalnością tamtejszej kuchni jest parrilla (czytaj „parijia”), czyli mięsne rozmaitości z grilla opiekane nad żarem ze specjalnego drewna, które zwą tam monte. Można je kupić na wielu bazarach powiązane w pęczki lub zamówić u dostawców. Tego paliwa w żadnym urugwajskim domu nie może zabraknąć, gdyż w każdy weekend rodziny i przyjaciele spotykają się przy parrilli i biesiadują. Nie ma w Montevideo domu czy eleganckiego apartamentu bez parrilli. Na parrilli przygotowuje się tradycyjne asado, czyli mięsną ucztę.
Trzeba kupić dużo mięsa i jego przetworów, np. specjalne kiełbaski, które występują w trzech rodzajach: najbardziej typowe, przypominające naszą białą kiełbasę, z papryką, cienkie i chude, zwijane tak, jak się zwija liny na pokładzie jachtu, oraz drobiowe. Podaje się również piersi drobiowe, kotlety odpowiadające naszemu antrykotowi oraz żebra wolowe z kawałkami kości, pocięte w długie pasy. To najważniejsza część biesiady, od której bierze ona swoją nazwę, czyli asado.
Zebra wołowe są twarde i takie powinny być. Polacy często na to narzekają. U nas z niewiadomych powodów uznaje się, że dobre mięso musi być miękkie… To jednak zwyczajny przesąd i brak wiedzy. Dobre asado jest niedoścignione w smaku. Wykrawa się z niego tylko czerwone mięso. Resztę dostają psy.
Polacy wpadają jednak w zachwyt przy koronnej mięsnej specjalności Urugwaju, czyli lomo. To po naszemu polędwica wołowa. Podawana jest w dwóch porcjach: lomo (ponad kilogram czystego mięsa) oraz petit lomo, czyli mała polędwiczka dla dzieci i dam, której waga waha się od 70 do 80 dkg… Do tego podaje się jeszcze rozmaite podroby i ich wymyślne kombinacje. Na tę część asado Polacy nie chcą nawet spojrzeć. A to błąd, bo tu właśnie najlepiej objawia się geniusz urugwajskiej kuchni. Wspaniale smakuje tamtejsza kaszanka, która występuje z dwóch smakach: słonym i słodkim. Słona jest podobna do naszej, słodka jest z miodem i rodzynkami. Rewelacja!!!
Królewskim przysmakiem w kategorii podrobów jest molleja, czyli grasica. Składa się głównie z delikatnego tłuszczu. Musi być umiejętnie przysmażona, bardzo łatwo ją zepsuć. Jest droga, ale warta swojej ceny. W Polsce uznawana za niejadalną… Jesteśmy tu strasznymi ignorantami. No, ale czego można się spodziewać po narodzie, który spożywa głównie wieprzowinę, która jest nad La Platą uznawana za najtańsze i najgorsze mięso. Z jednym wyjątkiem. Jest nim lechón, czyli malutkie prosię, które ssie jedynie mleko matki. Smażone w całości i tak podawane – bywa przysmakiem asado.(…)
Mięsa się nie przyprawia!!! Za nic w świecie nie wolno moczyć go w żadnym sosie ani innym uzdatniaczu. Dobre mięso ma własny wspaniały smak. Jedynym dopuszczalnym dodatkiem jest sos chimichurri przyrządzany z mieszaniny ziół, drobno posiekanego czosnku albo szalotki z dodatkiem oliwy i octu. Chimichurri podaje się razem z mięsem. Nie wolno nim mięsa smarować w czasie pieczenia! Jeśli mięso wymaga moczenia w czymś – to znaczy, że jest podłego gatunku albo nieświeże i lepiej go nie jeść.
Do takiej ilości mięsa trzeba pić dużo wina!(…).
Najwięcej krwi wołowej leje się w święto miłości, czyli w walentynki. A to właśnie ta pora. Szykujcie się więc do asado!
Komentarze
W bieżący weekend na śniadania bieżymy parami —
— (Ewentualną) krwiożerczość zmitygować da się…
…Pijąc i jedząć substancje płynące i ulotne pod ten nowy post! 😎
dzień dobry …
ja tylko kaszankę lubię z krwistych potraw …
wreszcie przestało padać i wiać a za oknem zieleni się …
Całe życie Pyra wzorem przodków była mięso i owocożerna. Dopiero teraz nieco zmienia gust, ale też nie do końca. Lubię mięso, przede wszystkim czerwone i czarne (dziedzictwo po polującym Hiniutku). Drób – kruchy, delikatny owszem – zjadam ale bez łakomstwa. Lubiane gatunki mięsa wcale nie ograniczają się do najdelikatniejszych kawałków. Pasjami lubię pręgę wołową gotowaną w rosole – razem z obfitością kolagenowej galaretki ze ścięgien, sztukamięs z kwiatkiem, nerkówkę cielęcą, flaki , ozory, ogony. Sosy niekonieczne ale konieczna sól, zioła, dodatki warzywne i grzyby albo inne chrzany. Jednym słowem kuchnia wybitnie północno – europejska. Już się nie przestawię na krewetki z czosnkiem, ani sardynki z rusztu, chętnie zjem, ale za pół godziny zacznę szukać w lodówce czegoś do przegryzienia. Rzecz w tym, że od kilku miesięcy w ogóle jadam jak wróbel i kto wie, czy dwa wróble nie wystarczyłyby mi za pełny, mięsny posiłek.
Nie brzmi ta urugwajska dieta na bardzo zdrowa, chyba, ze autor cos pomija. Ale czuje, ze lubilabym, niestety.. Odpowiada mi zwlaszcza, ze stawiaja raczej na mieso „czyste” smakowo, nie unurzane w zadnych sosach zanadto , no i nie marynowane bez sensu. Marynowac nalezy mieso stare, lykowate i nieco smierdzace – np mieso ze starego barana, ale nie np mloda i delikatna jagniecine czy cielecine.
Marynata sluzy natomniast kurom. tak jak czesto przyzrzadzana jest w Azji: w Indiach, Iranie, Chinach. Najbardziej odpowiada mi marynata jogurtowa, ktora wynosi nawet nudna przemyslowa kure na zupelnie inny poziom kulinarny.
Mieso czerwone uwielbiam, ale staram sie jedbak troche ograniczac.
Muszę zabrać Osobistego Wędkarza do Urugwaju 🙂 On kocha(oprócz ryb oczywista) czerwone mięso, jako że każdy rasowy 😉 Francuz uwielbia krwiste befsztyki, a przy okazji inne dania z dobrej jakości wołowiny. Ja chętnie usiądę przy parrilli, bo warto poznawać inne kuchnie i inne obyczaje, ale może niekoniecznie co tydzień. Befsztyk tatarski, dobry gulasz czy też zrazy jadam chętnie, ale nie co chwila.
Co do grasicy to rzeczywiście szkoda, że w polskiej kuchni niedoceniania i niezwykle trudna do kupienia. Mamy koleżankę, która przyrządza ją genialnie w sosie holenderskim.
Wiosna panie sierżancie! Zrobiłam sobie prawie dwu godzinną wycieczkę rowerową załatwiając przy okazji wszystko, co było do załatwienia. Po powrocie na drugie śniadanie, by nie powiedzieć na lanczyk, wczorajsze placki z jabłkami na zimno i gorąca herbata.
Ja gotuję dzisiaj tęgi rosół, by nie powiedzieć – bulion. Te mięsa w żaden sposób nie mieszczą mi się w garnkach, więc osobno włożyłam w 2 l garnczek szponder, tzw golonkę indyczą i 4 skrzydełka Radkowe. Piesek obiad już zjadł, bo skrzydełka gotują się krótko. Wołowinie brakuje jeszcze co najmniej 40 minut, indyka zaraz wyciągnę. Wywar jest esencjonalny, aromatyczny i z makaronem, posypany hojnie zieloną pietruszką będzie doskonałym obiadem.
Żeby było kolorowo i słodko:
http://sundukdorotasulzyk.blogspot.com/2015/12/na-sodko.html
Cudne te szale…
Niektóre mi się szalenie podobają, inne mniej. Nie lubię niektórych połączeń kolorystycznych i zbyt przeładowanych obrazów. Pomysł jednak świetny.
Pzro,
doszukałam się też jesiennych kolorów: http://sundukdorotasulzyk.blogspot.com/2015/10/liscie-liscie-duzo-lisci-i-jedna-sowa.html
A mnie zimą brakuje mocnych kolorów.
Pyro! Dostaliśmy zawiadomienie, że paczka była w Poznaniu 20 stycznia i została nieodebrana. Ewa powiedziała, że nie będzie powtórnie wysyłać, bo masz czapeczki o wiele lepsze i ładniejsze, a nie chce doznać abominacji…
Miała dobre chęci! A ja podpowiadam : dobrymi chęciami, to piekło jest wybrukowane! 🙂
Zdrowia Jarutko! Uściski!
Żeby było!
(…najlepiej wszystkim… gdyby się dało…)
Zawsze jestem pełna podziwu dla wszelakich talentów artystycznych. Mnie również podobają się niektóre zestawienia kolorów, a inne zdecydowanie mniej, sprawa gustu.
A Pani Dorota ma z całą pewnością różne klientki i różne zamówienia.
Ciekawe, co Alicja na to wszystko 🙂
Cichalu – kosmiczne nieporozumienie. 20 stycznia byłam w domu i nikt mi niczego nie kazał odbierać! Zgłupieli na tej poczcie, czy jak? Mam czapeczki, śliczne i liczne (dzięki Koleżanki) ale na prawdę czekałam z ciekawością na wynalazek Ewy. Jasne, że nie będzie wysyłała drugi raz. Przykre doprawdy.
Na rozweselenie – kolejna anegdota rodzinna Starej Żaby. Otóż jedna z krewnych, znana z niepohamowanej oszczędności, co było o tyle dziwne, ż mąż kierował wielkim bankiem, otóż ta pani dzwoniła do Mamy Ewy
– Jadziu, co robisz na obiad?
– U nas dzisiaj dorsz.
– Ach, to ja pójdę odwiedzić Platterów.
Jest to ta sama pani, o której mówiono, że jej przepis na zupę zaczyna się od słów : „wziąć 4 papierki od masła….”
U mnie zawierucha – mrozik i śnieg pada.
Cała południowa Ameryka jest wołowo-mięsna, a najlepsze mięso wołowe jest w Argentynie, co nam udowodnił kucharz z hotelu pod Aconcaguą. Zrobił dzieło sztuki, ale musiał zapewniać Jerzyka (wtedy Jerzora), że argentyński stek MUSI być krwisty. I tak zrobił dla niego wyjątek i zrobił mniej krwisty. Właściciel hotelu stawiał nam tę kolację, dołożył butelkę czerwonego wina z Mendozy, kolacja była przednia. Tylko raz jedliśmy tam steka, wielki jak talerz, pyszny, ale ileż można! To dobre dla wspinacza, nabierającego sił przed wyprawą na Aconcaguę – oczywiście wszyscy czołowi wspinacze polscy tam byli, niektórzy uwiecznieni na zdjęciach na ścianach.
Na starość jakoś samo się zrobiło, że rzadko myślimy o mięsie. Takie mięso z supermarketu jednak warto przyprawić…
W pocztę polską to ja wierzę, jak w przysłowiowy „ruski bank”.
Zawsze mam wątpliwości, czy przesyłka dojdzie.
A capello,
jedni pokonują kilometry, a inni mogą z tego korzystać. Świetne wystawy w MOCAK-u, a i okolice oraz budowle też ciekawe.
Niektórzy zwalczają katar tabaką; pierwsze próby w domu już były i postanowiono zakupić paczuszkę dobrej tabaki zamiast kropli do nosa.
Te ilości urugwajskiego mięsa trochę mnie przytłoczyły. Lubię mięso, ale w małych ilościach.
Poczta Polska zaskoczyła mnie kiedyś niesłychaną szybkością. Ale swój udział miał też Urząd Stanu Cywilnego. Dawne to czasy, bo trochę przed 1989 rokiem. W pewien poniedziałek zaraz po godzinie 8.00 rano wysłałam na poczcie głównej w Gdyni zwykły list do miasta odległego o ok. 150 km i połączonego linią kolejową. List był skierowany do USC. Zwracałam się o nadesłanie jakiegoś dokumentu, załączyłam też odpowiedni znaczek opłaty skarbowej. Nie pisałam, że sprawa jest pilna, bo taka nie była. W środę po pracy w skrzynce pocztowej znalazłam potrzebny odpis/ a listonosz przychodził do nas już ok. godz. 10.00 /. Zaskoczenie było wielkie. Dziś byłoby to niemożliwe, choćby dlatego, że wszelka poczta trafia najpierw do jakichś ogromnych zbiorczych miejsc i dopiero tam jest segregowana. Takie automatyczne segregowanie spowodowało kilka lat temu, że przyszedł list z banku dla pana, który mieszkał kilkadziesiąt kilometrów od nas, w powiecie pruszczańskim. W adresie zgodne było tylko imię/ takie jak męża/ i pierwsze litery nazwiska, miejscowości i ulicy. Pomylił się jakiś automat, a nasza poczta i na końcu listonosz też działali jak automaty. Myślę, że nie była to sytuacja wyjątkowa.
Ciekawe, jestem mięsożercą, czy nie?
Nie ukrywam, że opisy krwawych, mięsożerenych orgii w Urugwaju trochę mnie odrzucały, dlatego te wątpliwości.
Sam, tzn ja, a i moja LP, cenimy sobie mięsiwa, lecz ilości przytaczane przez ambasadora przekraczają moje wyobrażenia i wywołują u mnie takie właśnie odruchy. Myślę, że mogę się wypowiedzieć też i w jej imieniu,nie zasięgając opinii, nie pytając o zdanie. Fakt, że w naszym kodzie mięso, oraz wyroby garmanżeryjne stale są jeszcze głównym składnikiem na śniadanie, na objad, na kolację. Opisałem tu kiedyś, jak latem 2010 w Amsterdamie, byliśmy z Włodkiem Jagodowym i wnuczętami w argentyńskiej knajpie, aby oglądać ćwierćfinałowy mecz Argentyna-Niemcy. Tam kibice, jak się okazało Urugwajczycy, siedzieli przy ogromnych półmiskach z grilowanym. Kiełbaski też tam były.
Mięso jest dla mnie ważne, lecz raczej jako wehikuł do kształtowania dania głównego i nie ma mowy o tym, abym dywagował na temat: przyprawiać czy nie, marynować czy nie. Pochodzę, a pochodzimy z tąd chyba w większości, gdzie mięso jest najcenniejsze i nigdy nie było do dyspozycji w pożądanej ilości.
Co, do pytania postawionego na początku: Kiedy po 22.30 idę do lodówki, to najchętniej biorę się za wędliny.
Rekord u mnie – list wysłany z Polski w poniedziałek przyturlał się do mnie w piątek 😯
Zwykłe listy „szły” spokojnie 4-5 tygodni, a lotnicze ok.7-10 dni.
Teraz rzadko kiedy co przesyłam, ale listy zawsze polecone. Nigdy nie przesyłam pieniędzy, najwyżej czeki, z których osoba postronna nie skorzysta. Ale też mi parę razy wcięło, więc zabezpieczam się listami poleconymi.
Teraz ludzie listy raczej „wystukują”, niż piszą, mnie bardzo to odpowiada. Jest szybciej, CZYTELNIE, można bez trudu coś wykasować, albo dodać.
Krystyno,
u nas też jest podobnie, listy nawet z Kingston do Kingston idą najpierw do punktu zbiorczego w Ottawie 🙄
Z wiekiem przedkładam mięso nad wędlinę. Kromka chleba z plastrem pieczeni pozostałej z obiadu + pomidor, ogórek czy musztarda jest najchętniej spożywaną kanapką kolacyjną. Po prostu nie zawsze mam dostęp do wędliny odpowiedniej jakości, a wymagania i smak wykrystalizowały mi się w epoce przed dodatkiem wszelkich „E”
Ha ha,
wysłaliśmy parę lat temu szwagrowi, na okrągłe urodziny do Australii 200 euro. Było w liście, jeden banknot razem z kartką. Wyobraźcie sobie, że po dwóch latach list wrócił z notatką: Adresat nieznany.
Fakt, szwagier się w międzyczasie przeprowadził, a my dawno i o tym zapomnieliśmy, a zwłaszcza o tym, że nie było żadnych podziękowań.
Pepegorze _z euro czy bez?
Danuśko,
dokładnie tak – sama autorka pisze, że często dostaje propozycje zestawień kolorystycznych od klientów.
http://bogaczka.blogspot.ca/2011/02/nauka-filcowania.html
Wszystkie szale tej pani podobają mi się. Kiedyś widziałam, jak się filcuje wełnę i robi z tego cuda, ale nie chciałam się rozmieniać na drobne, nie miałam czasu. Wydaje mi się, że teraz ze względu na ręce byłoby to niezłe zajęcie…
A tak, to nie mam nic lepszego do roboty niż przypominać sobie, na co bym chętnie był odpowiedział w ostatnich dniach. Więc robię:
Jak wygram w Toto-Lotka to – i tu, zaczynają się prawdziwe schody.
Czasem sobie marzę, marzę sobie tak jak chyba wszyscy, co bym spłacił, komu bym dał na zaraz, ale potem…
Zaczyna się już od samochodu. Mam rzęcha czternastoletniego i pytanie: jaki ma być następca?
Dla mnie jest tak, że nikt nie może się dowiedzieć, że wygrałem. W niektórych wersjach jest tak, że nawet nie dowiaduje się o tym rodzina!
Więc wyskakuje sprawa z „furą”. Co mógłbym sobie sprawić, aby zaraz nie podpaść ze swoim bogactwem. Tu najczęściej kończę, bo zasypiam.
Taras z widokiem na wodę też mi się czasem śni, ale to wszystko nas wiąże, lepiej kupić na konkretny czas, a potem mieć inne opcje.
Eh, nie nadaję się na milionera.
Pepegorze-piękna historia z tą Australią!
W naszej firmie wysyłamy średnio 25-30 listów dziennie, listów przede wszystkim z fakturami. Ostatnio mniej więcej połowa dochodzi na miejsce, do przeróżnych miejscowości w Polsce(często bardzo małych)już następnego dnia.
Wprawdzie mój Walentyn prawie na drugim końcu świata, ale trudno, nawet bez jego obecności zrobiłam sobie dzisiaj wieczór walentynkowy w planetarium Kopernika, bo towarzystwo do oglądania gwiazd i słuchania muzyki człowiek zawsze znajdzie 🙂
http://www.kopernik.org.pl/planetarium/
Do”Kopernika”wybierałam się już ho, ho, albo jeszcze dłużej. Stale jakieś kłody pod nogi, a tu się okazuje, że mają mnóstwo ciekawych propozycji dla dużych i dla małych,
i na dodatek od rana do późnego wieczora. Postanowiłam częściej zaglądać na ich stronę.
Krysiade,
200 euro bylo jaknajbardziej obecne!
Pyro,
Ostatnio listonosz (nie pierwszy raz zresztą) wywinął nam numer: zadzwonił raz i poszedł, zanim rodzice mieli szansę dotrzeć do drzwi (były schody do pokonania, co starszym ludziom chwilę zajmuje). W drzwiach zostawił kartkę o nieodebranej przesyłce. Zaznaczam, w domu były zapalone lampy.
Czy on nie wie, że LISTONOSZ ZAWSZE DZWONI DWA RAZY?!
Ten listonosz znaczy się. W szkole listonoszy nie uczyli?
Alicjo,
poniżej wyjaśnienie:
http://www.regiopraca.pl/portal/rynek-pracy/wiadomosci/brakuje-listonoszy-chetnych-do-pracy-nie-ma-bo-poczta-za-malo-im-placi
Swoją drogą podejrzewamy, że listonosz w ogóle nie zabrał ze sobą przesyłki, tylko miał ze sobą przygotowane awizo.
Jeszcze o tej przesyłce dla Pyry – jeśli nie było nikogo w domu/ albo listonoszowi nie chciało się wjechać na odpowiednie piętro/, to powinien zostawić w skrzynce awizo. Adresat nie odebrał przesyłki, więc kolejne awizo. Nie jestem pewna, czy nawet nie trzecie. I dopiero wtedy następuje zwrot do nadawcy. Poza tym sprawa jest chyba do wyjaśnienia, bo przesyłki polecone są zapisane w systemie komputerowym. W szczegółach pocztowych nie bardzo się orientuję, ale wiem, że kiedy odbierałam coś poleconego na poczcie, to pracownik szukał tego w komputerze.
Pepegorze,
pewnie, że trudno byłoby być milionerem, ale trzeba mieć przygotowane jakieś choćby ogólne plany, albo w ogóle nie grać. 🙂
A samochód – hybrydowy. Myślę, że i bez wygranej w Lotto kolejny nasz samochód za 7-8 lat może taki właśnie będzie, bo postęp także w tej dziedzinie jest ogromny.
Właśnie skończyłam robić zwykłą sałatkę jarzynową. Wprawdzie na niedawnym spotkaniu rodzinnym u kuzynki męża była sałatka, ale tam preferowane jest bardzo drobne krojenie jarzyn, a ja zdecydowanie wolę grubszą kostkę jarzynową, więc wolę swoją.
U nas też się tak zdarzało, ale mnie przeraża poziom opłat za przesłanie np paczki; gdzie tam paczki – koperty z zawartościa np książki. I nie jest to cecha tylko poczty naszej – koperta od echidny zawierająca trzy strzępki jedwabiu kosztowała $20, ile zapłaciła Alicja nawet nie spojrzałam. Obydwie paczuszki miały + – mniej, niż 200 g. Już kiedyś pisała Nemo, że wysłanie prezentu niedrogiego do jej chrześniaczki było dwukrotnie droższe, niz zawartość paczuszki. Pogłupieli, a potem jęczą, że bankrutują.
Pyro,
lotniczą (bez poleconego) zapłaciłam coś koło 11$ (zwykła była za niewiele mniej).
Ludzie wykorzystują firmy przesyłkowe, ja kiedyś korzystałam z polskiej firmy i było naprawdę taniej, a przesyłki dochodziły (były dostarczane do domu) w kilka do kilkunastu dni.
Te firmy nadal istnieją, ale baza jest w Toronto (w Montrealu i chyba Ottawie też), a ja już rzadko coś większego wysyłam. Pewnie ktoś u nas jest na posterunku i raz na tydzień kurier zabieta przesyłki do Toronto.
*zabiera!
Zaznaczam, że to nie jest dużo.
Za oknem rozlało się mleko, nawet blok z przeciwka ledwie majaczy, w nocy padało. Deszcz jest bardzo potrzebny, susza w Poznaniu aż skrzypi. Dzisiaj i jutro mam dużo zajęć gospodarskich (na jutro zapowiedziane dwie wizyty, w tym jedna z dziećmi)Jakiś biszkopt z konfiturką i śmietaną przyda się z pewnością, a tu jeszcze pasztet do zmielenia i upieczenia.
Witam, przesyłki można śledzić znając jej nr. Każda firma przesyłkowa to ma. Cichal może sprawdzić. Podając nr. tel. odbiorcy zostajemy poinformowani SMS-em lub telefonicznie. Korzystam z tego i nie mam zastrzeżeń.
dzień dobry …
u nas dosyć mokro bo padało sporo i deszczu i śniegu .. wiatr wysuszył drogi i jest dobra pogoda na na spacery ..
Danuśka w Lidlu od poniedziałku „Francja” … będą ślimaki …
kolega poleca wino z Biedronki … Les Vignerons Réunis Côtes de Gascogne Granbeau Colombard – Chardonnay …
http://naszswiatwin.pl/biedronka-wina-francji/
idę kupić … do tych ślimaków będzie … 😉
Znowu wracam do starych książek kucharskich. nie, żebym chciała bić 80 minut 80 żółtek na babę żółtkową, a choćby i 40 na petytynową. I apetytów takich nie mam i siły nie te. Ależ to się czyta, jak baśń…A w tyle głowy myśli o XIX-wiecznej gospodarce folwqarcznej, o niespotykanym już nigdzie indziej rozrzutności przy trwałym niedoinwestowaniu i głodowych racjach chłopskich, o zbyt niedbałym gospodarzeniu zasobami i zupełnej nieumiejętności wejścia na rynki handlowe. na dobrą sprawę taki folwark żywił tylko właściciela i jego rodzinę i dawał zatrudnienie rzeszy chłopskiej za minimalne wynagrodzenie, dach nad głową i strawę w izbie czeladnej. Absurd gospodarczy, z którym weszliśmy w XX wiek.
Kupiłam dziś książkę Larsa Myttinga ” Porąb i spal” . A dowiedziałam się o niej z wywiadu z autorem : http://wyborcza.pl/duzyformat/1,150173,19541687,rabanie-i-palenie-drewna-narodowy-sport-norwegow.html
Na pewno zainteresuje tych, którzy mają piece opalane węglem. To nie tylko praktyczne rady, ale i ciekawe opowieści o ludziach i potrzebie kontaktu z przyrodą. Dobry prezent dla posiadaczy własnych sztapli drewna. Pierwszy w kolejce do czytania jest mój mąż, bo to on organizuje zakup drewna, układa je i czasami porąbie. Ja tego nie robię, ale z rozpaleniem pieca dobrze sobie radzę.
Jolinku-dzięki za cynk w sprawie dni francuskich w Lidlu, a co do win z Biedronki, to kto wie, może rzeczywiście warto niektóre przetestować. Można testować i czytać przy okazji francuskie kryminały 🙂 np.Guillauma Musso”Central Park”. Świetnie napisana i bardzo wciągająca lektura.
Danuśka kryminały to dla mnie jak znalazł … 🙂
zachciało mi się słodkiego i smażę placki owsiano-bananowe ..
Jolinku-polecam tego autora, a wybór jest spory:
http://lubimyczytac.pl/ksiazki/polka/4638/guillaume-musso
W ostatnim”Co jest grane” dwie ciekawe propozycje jedzeniowe:
http://www.domwodki.pl/#
Jak pisze Maciej Nowak-skoro Francuzi mają swoje 365 gatunków sera, to my z kolei chwalmy się naszymi 361 rodzajami wódki, bo taka ilość jest podobno zgromadzona w tym przybytku. Pod ten szlachetny trunek są oczywiście odpowiednie zakąski, ale szkoda, że nie ma nic na ten temat na stronie internetowej (jest tylko menu walentynkowe). Z przeczytanej gazety dowiedziałam się, że te tradycyjne polskie zakąski podawane są w nowych odsłonach i tak na przykład kaszanka uformowana jest w kule i usmażona w tempurze.
Propozycja numer dwa to mekka dla kociarzy 🙂 Nazywa się „Miau Cafe”. Jest to druga polska, kocia kawiarnia. Miauczące szlaki przecierał Kraków.
-27c !!! To wręcz horror, nie kryminał 😯
Mówią, że temperatura odczuwalna jest -41, bo wiatr i jeziorowa wilgoć. Nie będę sprawdzać, jaka jest odczuwalna, teraz już pewnie lepiej, bo świeci piękne słoneczko. Moje barometryczne kości dobrze wskazywały.
Ja też przeczytałam wczoraj kryminał rosyjskiej autorki, gdzie go odłożyłam nie pamiętam, ale autorka i tytuł niewarte wspomnienia.
Moi ulubieni autorzy to Marek Krajewski, Mariusz Czubaj oraz duet tych dwóch panów, potem Henning Mankell i długo, długo nic.
Ci panowie to nie tylko kryminał, ale i porządny horror. To lubię 😎
Yurku! „Tracking number” śledzi przesyłkę jedynie do JFK (lotnisko) Potem to już czarna dziura! Normalnie tutaj sprawdzam na komputerze. Zaczyna się 24 godz. po nadaniu.
Pyro, czy do Ciebie jest 4/6 ?
Walentynek nie obserwujemy, ale wczoraj byliśmy na pięknym koncercie w kameralnej rest. „Christine” na Greenpoincie. Grał saksofonista polskiego pochodzenia Krystof Medyna. (W NY mówi się, że islamiści do Mekki a chrześcijanie do Medyny) Prawie 2 godziny jazzu amerykańskiego i polskiego. Grał standardy, kompozycje własne, i m. inn. Nahornego „Jej portret” czy pamiętające Niemena, „Pod papugami”.
Krzysiu świetnie gra, ale i gotuje i gawędzi, może pojawi się u nas?
Cichal, przejdź na Pocztę Polską. Na JFK przejmują przesyłkę.
6/14, Cichalu. Ale Pyra tam tak długo mieszka, że listonosz powinien wykumać po nazwisku…
U mnie „tracking nr.” jest do Toronto. Bez sensu! A jeszcze ostatnio kazali sobie za to dopłacać 👿
Wracając do tych kolorowych szali, mnie się wszystkie podobają, bo są bardzo malownicze, ja to lubię. Fakt, że metodą filcowania da się o wiele lepiej i prościej coś wymalować wełną, niż na drutach. Chyba się za to kiedyś wezmę.
Cichaleńku – do mnie jest 6, m 14
Masa pasztetowa została raz zmielona, i zaraz Młodsza będzie mieliła ten drugi, znacznie trudniejszy raz. Królik upiekł się nam koncertowo w kołderce z musztardy i sosu jogurtowo czosnkowego. Będzie jeszcze obiad na jutro i chyba nawet nie zdołamy zjeść, a obydwa skoki już wylądowały w pasztecie
17 track jest jest za darmo.
Sprawa wyjaśniona. Wiem kogo winić! Otóż Alicja, bojąc się konkurencji, podała zły adres! Mam to czarne na czarnym (Kaczyński) na piśmie!
A teraz (dzisiaj) posłała nam taki zimny front, że w nocy będzie -18C z wiatrem, który sprawi, że odczuwać się będzie jak -30C ! Liczyła, że nas wymrozi i pozbędzie się świadków!
Hiczkok panie dziejaszku, pełny Hiczkok… 🙂
17?
Co to znaczy?
Se żartujesz, Cichalu…
Cholera, w notesie „Kowalskie” poniżej mają 6/4 😯
ALE – przecież to ten sam blok, do licha, czy trzeba być geniuszem, żeby się domyślić?!
Alicjo-to jest duży blok i dużo mieszkań, a może właściwy listonosz był np. na urlopie i zastępował go jakiś mniej wprowadzony? Zresztą to całkiem możliwe, bo kiedy odwiedzałam Pyrę, to Wielkopolska miała właśnie zimowe wakacje.
Danuśko, ale ta sama klatka!!!, Tylko wyżej nieco.
Na poczcie szukają adresata po nazwisku nie doręczonej przesyłki, uwzględniając pomyłkę w adresie.
Teraz wieści od Placka.
Już się z Plackiem nie porozmawia, bo nie siły na rozmowy, szczęśliwie trafiłam na jego syna, Thomasa. Wymieniliśmy numery telefonów.
Thomas jest w szpitalu od wczoraj. Placek go słyszy, ale już nie ma siły odpowiadać. Prosiłam, żeby pozdrowił Placka ode mnie i od całej blogowej bandy. W razie jakiejś zmiany Thomas zadzwoni do mnie.
Yurku! Widocznie wtedy leniwe byli. Tutaj track kosztuje 1buck!
Ala! Oczywiście, że se żartuje, ale tego mroza, to Ci nie daruję!
Hop dziś, dziś, uha!
Jaki tam mróz u Was, Cichalu…u mnie większy 🙁
Słyszeliście – czasoprzestrzeń się potwierdziła – znam to po sobie, te fale, co skurczają i wydłużają znam zanadto! Nie dziwota , że moja gęba co raz szersza w lustrze.
A blisko to tu u nas, w Ruthe, załapano pierwsze sygnały. Sam kiedyś mogłem temu stanąć na drodze, kiedy na moim biurku leżaly płachty papierowe. pokazujące jekieś bezsensowne linie i kanały w nienaruszonej glebie przenno-buraczanej. Było to na terenie byłej posiadłości Diecezji Hildesheimskiej z tamtejszym dworem. Takim sumptem byłem i ja, jako ochraniacz zabytków w procedurze. Musiałem jakoś, bo nie przypominam sobie tego projektu. Mój udział polegał więc chyba na tym, że należałem do rutynowych stacji opiniujących. Już wiem jak wyglądała ta opinia:
Sonst zu erhebende Bedenken werden zurückgestellt.
Ino o czy stopnie! ha!
Jakie czy, jakie czy…-dwajścia siedem było, i jeszcze straszom!
Pepegor a co wtedy piłeś, że Ci zrobili zurück?
O kruci papuci, to współczuwam w Tobom z Jerzorem i Mrusiom tyż!
U nas był przymrozek – 1 przy gruncie, a tu ptaki już gniazdują kwiatki wyłażą. Może jeszcze dwa trzy dni posypać śniegiem, ale już niebo wiosenne bardziej. Jest nieprzyjemnie, wilgoć, wiatr i w ogóle byle jak, ale idzie ku wiośnie.
Wydaje mi się, że u nas obywatel Luty zorientował się, że te plusy dodatnie, które nam podsyłał są niestosowne na luty. Dlatego przysypał trochę śniegu, a teraz nadrabia mrozem 🙄
Papuci papuci…Mruśka już od wczoraj smaży brzusio przed kominkiem.
Ja w stosownych skarpetach. Jerzor nie zważa. Poleciał samochodem do odpowiedniego sklepu i zakupił wino.
Myślę, że jak wypijemy toast za Placka, to chociaż na moment poczuje się lepiej.
Alicja – ciszej, proszę….
Pyro,
przekazałam co należało (moim zdaniem), Placek był naszym blogowiczem, o czym syn też wspomniał, wiedział też, kto ja jestem.
Niedawno ktoś z blogowiczów pytał, co u Placka. Jesteśmy bardzo dorośli i nikt nie potrzebuje fałszywej pociechy
To mam pisać czy nie? I Placek odejdzie bez śladu, chociaż życzył sobie (prosił), żeby o nim nie zapomniano w porach wznoszenia toastu? SERIO – Jerzor świadkiem. Mogę nic nie mówić, to niczego nie zmieni w rzeczywistości.
Alicja – tak, był i jest jednym z nas. I nie zapomnimy przy toastach. Tylko … to jest czas ciszy. Tak mi się wydaje.
Pyro,
jeszcze nie cisza, jeszcze nie.
Mnie też.
Ale… niech będzie cisza i nie cisza. Placek usłyszy obie.
Placek nie lubi ciszy. U niego zawsze musi się coś dziać, działajmy.
Picassa kończy działalność.
Działaliśmy na działce. Porządki wiosenne. Jutro ciąg dalszy.
Do picassy nie zaglądam, bo się boję tego, co zobaczę.
Yurku! Szczegóły prosimy i co robić (lenin)
Nic, czekać na instrukcje Googla.
yurku,
już nie telefonicznie, wierz mi. Thomas sam mi zaproponował, że zadzwoni do mnie. Zostawmy to tak jak jest.
http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/1,35636,19621606,zmarl-prof-krzysztof-skora-wybitny-polski-biolog-opiekun.html
dzień dobry …
ściskam Was serdecznie z okazji Walentynek … 🙂
dla Placka uśmiech przyjacielski przesyłam … 🙂
Ubywa nas i coraz ciszej na blogu ale taka jest kolej losu. Właśnie odszedł wybitny polski uczony, specjalista od fok. Mieszkał na Helu. Był bardzo bliskim przyjacielem Pawła Wiedeńskiego czyli Krula. Paweł był u mnie kilka dni temu i właśnie o profesorze rozmawialiśmy. Miałem okazje poznać żonę i córkę Profesora. Wszystkim składam głębokie wyrazy współczucia.
Nauka polska poniosła tej zimy wielkie straty; zmarło kilkoro wybitnych uczonych. Wydaje mi się czasami, że tylko głupota i podłość są nieśmiertelne. A nasza, niewielka w sumie społeczność zgromadziła grono nieprzeciętnych i rozumnych ludzi, żal, że tak późno.
Łączę wyrazy współczucia dla Rodziny i Przyjaciół Profesora.
Wykonałam sporą miskę sałatki warzywno – jajecznej z szynką i mnóstwem zieleniny. Od razu powiem, że i tak nie dorównuje smakowi sałatki Haneczki (dla mnie ideał). A luksus szynki wziął się stąd, że Ryba w czwartek kupiła 30 dkg szynki „Bartosza” Żeby ją wkroić do sałatki, każdy plasterek musiałam starannie umyć i wytrzeć – inaczej musiałabym ją wyrzucić. Jak po 2 dniach w lodówce „świeża” wędlina nie nadaje się do jedzenia?
Biedny chorenki Jerzyk. Zycze mu spokojnego, bezbolesnego i pogodzonego z zyciem i ze wiatem Odchodzenia.
A jego Bliskim – poczucia, ze zrobikli wszystko co nalezalo i ze nie odchodzil w samotnosci.
Kwas kielbasiany wytwarzajacy sie w nieswiezych wedlinach jest bardzo niebezpieczny dla zdrowia. Chyba, ze uzywany jest do prostowania zmarszczek lub niwelowania chorobliwego pocenia sie – hiperhydrozy.. Wtedy nazywa sie botox.
Jerzyk jest Jacek, a kwas, to jad kielbasiany, tudziez toksyna, poza tym Krzycho Skora sprawil mi bol swoim odejsciem, mowilismy kiedys o tych samych rybach, teraz zmienil lowisko,
pozdrawiam
s.
Sadzilam, ze Jarzyk po jakims wpisie Alicji. MOglam sie pomylic. A zatem Jacek. I oczywoscie jad, nie kwas, slusznie.
Heleno Placek prosił Alicję by na Jerzora mówiła Jerzyk … pewnie dlatego tak zrozumiałaś wpis ..
zawsze smutno jak przyjaciele nas opuszczją …
Pyra zrozumie …
https://www.facebook.com/pis.to.nieszczescie.dla.polski/videos/218955668448656/
Dzieki, Jolinku. Teraz juz rozumiem nieporozumienie.
Fokarium w Helu, dzieło prof. Skóry jest dużą atrakcją turystyczną. Też tam byłam i podziwiałam foki. Zachęcam do odwiedzenia tego miejsca nie tylko latem.
Jeśli ktoś ma w swoim telewizorze Canal+hd, może dziś wieczorem o 21.30 obejrzeć film ” Dzika droga”, zrealizowany na podstawie książki o tym samym tytule, polecanej tutaj jakiś czas temu przez Orcę.
A na kanale Kultura dzisiejsze popołudnie zdominuje Mariusz Szczygieł.
Hermaszewski powiedział bardzo mądrą rzecz – dla tych, co bronią nieba nad głową nie jest ważne, czy ci, którzy niosą bomby nadlatują z prawa, czy z lewa.
Wczoraj odszedł Placek. Pokój Jego duszy. Jednym z Jego ulubionych poetów był E.E. Cummings
” I care your heart with me ( I carry it in my heart)” .
Zwołuję uroczysty, wspominkowy toast pamięci Placka – tradycyjnie na 20.00
Placku czuwaj nad nami …
Placek dołączył do przedniego towarzystwa. Niech spoczywa w pokoju.
Bardzo wielki smutek.
https://www.youtube.com/watch?v=2IFF9yu5i3k
Kłopot jest jej jedynym przyjacielem , który znów wrócił
Sprawia, że jej ciało wygląda na starsze niż naprawdę jest
Ona mówi, że to najwyższy czas, żeby odejść
Nikt w tym mieście nie ma zbyt wiele do powiedzenia
Kłopot jest jedyna drogą w dół,
Nisko, nisko
Tak silny jak byłeś, tak kruchy się stałeś
Obserwuję jak oddychasz ostatni raz
Piosenka dla twojego serca, ale gdy jest cicha,
wiem, co to znaczy i sprowadzę cię do domu
Sprowadzę cię do domu
Gdyby miała skrzydła, odleciałaby stąd
I pewnego dnia Bóg obdaruje nią nimi
Kłopot jest jedyną drogą w dół
Nisko, nisko
Tak silny jak byłeś, tak kruchy się stałeś
Obserwuję jak oddychasz ostatni raz
Piosenka dla twojego serca, ale gdy jest cicha,
wiem, co to znaczy i sprowadzę cię do domu
Sprowadzę cię do domu
I wszyscy narodzili się śliczni w Nowym Jorku dzisiejszego wieczora
I czyjaś mała dziewczynka została zabrana z tego świata dzisiejszego wieczora
Pod flagą Stanów Zjednoczonych
Tak silny jak byłeś, tak kruchy się stałeś.
Obserwuję jak oddychasz ostatni raz
Piosenka dla twojego serca, ale gdy jest cicha,
wiem, co to znaczy i sprowadzę cię do domu
Sprowadzę cię do domu
https://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4
Witaj ciemności, stara przyjaciółko
Znów przyszedłem z tobą porozmawiać
Ponieważ jakaś wizja, zakradając się cicho
Zostawiła swe nasiona gdy spałem
I wizja, która została zasiana w mym umyśle
Wciąż pozostaje [żywa]
W dźwięku ciszy.
W niespokojnych snach szedłem sam
Wąskimi uliczkami wyłożonymi kamieniem
W blasku ulicznej lampy
Postawiłem kołnierz, aby schronić się przed zimnem i wilgocią
Kiedy moje oczy przeszył błysk neonowego światła
Które rozdarło noc
i dotknęło dzwięku ciszy
W tym nagim świetle ujrzałem
Dziesięć tysięcy ludzi, może więcej
Ludzi, którzy rozmawiali nie mówiąc
Ludzi, którzy słyszeli nie słuchając
Ludzi piszących pieśni, którymi nigdy nie podzielą się ze światem
I nikt nie ośmielił się
Zakłócić dźwięku ciszy.
„Głupcy”, rzekłem, „Nic nie rozumiecie
Cisza rozrasta się jak rak
Usłyszcie moje słowa, abym mógł was nauczać
Chwyćcie moje ręce, abym mógł was dosięgnąć”
Lecz moje słowa, jak ciche krople deszczu, opadały
I rozbrzmiewały echem
W studniach ciszy.
A ludzie padali i modlili się
Do neonowego bożka, którego sami stworzyli,
A znak rozbłysnął swym ostrzeżeniem
W słowach, z których się składał
Głosił, że słowa proroków są zapisane na dworcach
I klatkach kamienic
I szepcą w dźwiękach ciszy.
Placku żegnaj…
https://www.youtube.com/watch?v=9muzyOd4Lh8
Placku – Twoją prośbę spełnię, nawet żebym wszystkie późno-wiosenne noce musiał spędzić na plaży! Obiecuję!
Strasznie mi smutno teraz, ale ……. do kiedyś!
R.I.P. 🙁
Alina razem z wiadomością o odejściu Placka przekazała mi jego prośbę, żeby w Żabich posadzić dla Niego drzewo i dla Pana Lulka, i dla Nisi. Myślę, że mam takie miejsce, i że będzie tych drzew przybywało, może nie będzie to aleja, ale szpaler na pewno, niestety. Nisia rok temu, w kwietniu, przywiozła mi czerwoną magnolię, którą Haneczka troskliwie posadziła na słonecznym miejscu przed domem. Ma wiele pączków, powinna pięknie zakwitnąć.
Pamiętając, że Placek kochał muzykę a był żarliwie religijny, wpisałam YT hasło „Angelus” – i od pięknego filmu Majewskiego, po rozmodloną nawę św.Anny – Killara jest tam kilkadziesiąt godzin muzyki „Na Anioł Pański”… Nie mam śmiałości naruszyć ciszy. Ale pamiętam ….
Smutny dzień dzisiaj. Uroczystości pogrzbowe będą w sobotę, ale Thomas nie jest jeszcze pewien szczegółów, zadzwoni do mnie w tygodniu. Był przy Jacku do końca.
Cichalu,
nas nie przebijesz, rano było -30c, teraz -23c i piękne słońce. Na razie panuje klasyczna zima.
Jakże smutna wiadomość…
Z wielkim żalem i przygnębieniem dowiaduję się o odejściu Placka –
ulubionego i wspaniałego partnera blogowych rozmów i rzekomarzanek,
cennego i kochanego człowieka o ogromnym intelekcie i fantastycznym poczuciu humoru.
Jego obecność na blogu czyniła to miejsce znośniejszym i przywracała wiarę w ludzką bezinteresowną życzliwość i dobro, którym promieniował.
Jak nikt inny potrafił znaleźć odpowiednie słowa dla rozładowania sytuacji, dać interlokutorowi szansę zachowania twarzy i z wyczuciem naprowadzić na właściwą ścieżkę.
Najbardziej zaś cieszyły mnie jego delikatność i empatia oraz
niezwykła cierpliwość i wyrozumiałość dla ludzkich słabości.
Minione wspólne czasy na blogu wspominam z wielką nostalgią i wdzięcznością.
Dziękuję, Placku, za te chwile rozjaśniające i ubarwiające szarość codziennej egzystencji, za te iskierki humoru i promyki uśmiechu przebijające z Twoich notek i blogowych refleksji.
Żegnaj blogowy druhu…
Za zdrowie wędrowca na szlaku!
Jestem.
Pomyślałam o klonie dla Placka.
U mnie dopiero wczesne popołudnie, ale dołączam się do wspominania Placka!
Otworzyłem nowy rum – Sailor Jerry. Na pewno smakowałby Plackowi. Na naklejce karaibska piękność w tańcu. Też by Mu przypadła do gustu!
Placku! Spokoju! Wezmę Cię kiedyś na wspólny rejs, jak przyjdzie czas.
Tak przykro,
Za nieobecnych, a w pamieci.
Żegnaj Placku.
Pozostawiasz po sobie lukę, której nikt nie jest w stanie wypełnić.
haneczko nie da się …
Tobermory taki był ten nasz Placek …
Żabo miejsce masz doskonałe na drzewa pamięci …
bardzo mi smutno ….
Piękne i ciepłe słowa, piękne wspomnienia o nietuzinkowym człowieku. Pozostanie z nami, póki będziemy pamiętali.
Jolinku, o najbarwniejszym drzewie pomyślałam.
Ulubionym słowem Placka było ” serendipity”, szczęśliwy przypadek czy tez znalezienie czegoś, czego sie nie szukało, celem było coś innego . Lubił filmy J. Sinfelda, znał na pamięć wszystkie odcinki i twierdził, ze odzwierciedlają prawdziwe zycie. Tego typu humor był jego ulubionym. Lubił powieści Tima Robinsa, znał wszystkie filmy z J.Stewardem, Christopherem Walkenem, Paulem Giamatti. Lubił słuchać Johnny Cash. Mozna by wymieniać dlugo jeszcze bo interesował sie wszystkim a pamięć miał nadzwyczajna.
Wzbogacił nasze zycie.
Dodam jeszcze, ze bardzo lubił Slawka i nie tylko dlatego, ze jest jak on wroclawianinem.
haneczko to tak …
Myślę o Placku i jest mi smutno. Nigdy nie pisałam na tym blogu, tylko go podczytywałam. Placka znałam tylko stąd i czytając jego wpisy polubiłam. Jakim musiał być dobrym człowiekiem w życiu, jeżeli ktoś obcy tak jak ja odczuwa smutek na wieść o jego odejściu. Czy nas też ktoś będzie tak ciepło wspominać ? https://www.youtube.com/watch?v=cSKm4dCzbC8
Od naszej zamorskiej bandy zasadzę w sierpniu u Żaby klon cukrowy kanadyjski, charakterystyczny jest także dla całej Ameryki Pn. wschodniej.
Żabo,
jak będziesz w okolicach jakichś ogrodników, to zerknij, czy takie mają – w Polsce widziałam takowe rosnące na skwerach „państwowych”.
Też posadzę przed swoim domem.
Ha! Haneczko!
Nie przeczytałam wpisów do tyłu – niezależnie od Ciebie wpadłam na ten sam pomysł, ale musi to być klon cukrowy!
Żegnaj, Placku…
Tobermory bardzo pięknie ubrała w słowa, to co chciałabym napisać o Placku.
Placku dziękuję za to, że z nami byłeś.
Ala, podaj kwotę. Chcielibyśmy uczestniczyć. Nie mamy w planie, ale kto wie czy nie uda się ekskursja i sam to drzewo bym zasadził? Tryb niezmiernie warunkowy!
Nie paliłeś dawniej tyle co dziś.
Zapałka ci drży,
nielekko nam iść.
Wlejmy kroplę gorzkich żalów do szkła.
Nie wstydźmy się słów, nie bójmy się dnia.
Pijmy wino za kolegów,
którym szczęścia w życiu brak.
Za tych, którym zawsze idzie nie tak ;
kobiety nie te i zimy zbyt złe.
My, co mamy ciepłą strawę i kąt,
opinię jak łza – przepustkę na ląd.
Pijmy wino za kolegów,
co się niby iskry tlą,
których jakiś Bóg przeznaczył na złom.
Pociągi nie te, pogody zbyt złe.
My, co mamy mocne zdrowie jak skaut.
Nie czeka nas głód, nie grozi nam aut.
Pijmy wino za kolegów, których wciąż omija raut.
Idźmy w taniec malowany na szkle,
bo żona ma żal, do tańca się rwie.
Pijmy wino za kolegów do dna,
bo oni – to my, a my – to już mgła.
Pijmy wino za kolegów do dna,
Bo oni – to my, a my – to już mgła.
Pijmy wino za kolegów do dna,
bo oni – to my, a my – to już mgła.
(Agnieszka Osiecka)
Wydaje mi się, że Placek nie miałby nic przeciwko temu, przeciw rumowi Cichala też nie.
Cichalu,
póki co wyszło na to, że wspólnie z Haneczką zasadzimy 🙂
Gdybyście dołączyli do momentu sadzenia, byłoby fajnie.
O kasę będziemy martwić się potem, Żaba albo ktoś założy, ja oddam.
Klonowo byłam pierwsza i nie dam sobie odebrać. Rozmawiałam z Żabą. Wybieramy się do Błot w kwietniu. Poszukam cukrowego i posadzimy w imieniu. Żaba już wymyśliła gdzie.
Bić się nie będę…wymyślę coś innego 😉
Alicjo, będziesz podlewać.
Haneczko! W tym wyścigu pamięci , wygrałaś! Oklaski…
Cichalu, ani mi w głowie było ściganie.
Placka chciałabym, gdyby to było w mojej mocy, jak najbardziej odwlec (żeby było jasne, nie w wegetacji, ale w zdrowiu i sile). Żeby był nie tylko w pamięci i w drzewie. Moja pamięć ma dosyć, buntuje się przeciw tylko zapamiętywaniu ludzi, którzy są dla mnie ciągle żywi.
Żabie nic nie pozostaje, tylko długie, długie życie, czego jej życzę bardzo. Ktoś musi sprawować pieczę nad tym wszystkim 🙂
Haneczko,
nie będę podlewać, za daleko mieszkam, raz do roku to mało, a szczególnie dla sadzonek. Żaba poradzi 🙂
Nowy wie lepiej, jako spec od roślin wszelakich. Klon cukrowy pasowałby od nas, z krainy klonu cukrowego, ale już wiem, gdzie taki zasadzę.
Nic na to nie poradzimy, że odchodzimy, mam pewność, że znajdę się na tej łajbie, gdzie Cichal będzie serwował rum, ja przytargam beczkę wina czerwonego, Nisia rum Pussera. Blogowisko pewnie nalewki 🙂
Ala! Masz to u mnie! Bedę wyrozumiałym i wdzięcznym skipperem!
Wiecie co, my sobie tu dowcipkujemy a Placek czeka na ablucje. Żebym jeszcze umiał. tobym popłakał…
Placku…
Dzięki. Za wszystko.
Do zobaczenia.