Powiedz co jesz, a powiem ci kim jesteś!
Ta maksyma wymyślona przez francuskiego łasucha o nazwisku Brillat-Savarin i trudnym do zapamiętania imieniu – Anthelme jest absolutnie prawdziwa. Zaglądając ludziom do garnków i spoglądając na talerze można się o nich wiele dowiedzieć. Jedzą kartofle czy raczej ryż? Wolą ryby czy chętniej krwiste mięso? Piją wino, a może tylko wódkę? Co kraj to obyczaj. A obyczaj wynika głównie z położenia geograficznego, warunków atmosferycznych, religii, tradycji historycznej wreszcie. Grzebiąc w kuchennych odpadkach bystry archeolog jest w stanie wymalować dokładny portret tego, kto mieszkał w odkopanej właśnie jamie.
Wiedzieli o tych prawidłach i autorzy dawnych ksiąg kulinarnych. Oto dwa potwierdzające tę tezę cytaty, pierwszy z 1825 roku, a drugi powstały równo sto lat później:
„Powszechna wieść zawsze była, że niemcy lubią dobrze zieść , a przeto w wynalazkach różnych smacznych potraw nad inne celują narody; w tych iednak czasach przyznać należy, iż w polskim kraiu mieszkańcy wyższey klassy w guście tego przedmiotu znacznie postąpili, i nie tylko staraią się mieć dobrych kucharzów lecz same nawet szlachetne Panie uczą się znać zasady wykształconey kucharskiej sztuki.”
„Kucharka doskonała wiedeńska podaiąca przepisy różnych przednich potraw(…)”, 1825
„Jedną z najkonieczniejszych potrzeb człowieka jest pożywienie. Bez jedzenia nikt obejść się nie może. Od tego, czem się odżywiamy, zależą zdrowie i siły nasze.
Przyrządzanie zatem i staranie się o dobre i zdrowe potrawy jest ważnym obowiązkiem każdej gospodyni domu.”
(„Nauka gotowania do użytku Ludu Polskiego”, Grudziądz 1925)
I jeszcze dwa smakowite kawałki z dawniejszej literatury wspomnieniowej:
Oto fragment „Pamiętników pana Kamertona” pióra hrabiego Potockiego, wydanych w Poznaniu przed stu czterdziestu laty: „Pamiętam, jak przed trzydziestu laty najważniejszym zajęciem obywatelskim było jedzenie. Dzień rozpoczynano od kawy ze śmietanką. Około godziny dziesiątej odwiedzić apteczkę, napić się po kieliszku anyżówki, kminkówki lub pomarańczówki i zakąsić pierniczkiem lub śliwką na rożenku, było rzeczą nieodzowną. O jedenastej gospodarz, przepiwszy do gości dużym kieliszkiem ajerówki dla zaostrzenia apetytu, z kolei każdego częstował, po czym na lekką zakąskę zapraszał, ale ta zakąska składała się i z kołdunów, bigosu, kiełbas, i zrazów, a dokoła półmiski z ruladą, rozmaitą wędliną i serem. Porter i piwo towiańskie gasiło pragnienie. O drugiej podawano do stołu. Obiad z kilkunastu potraw złożony poprzedzała wódka, a towarzyszyło wino. Po obiedzie roznoszono kawę ze śmietanką, w parę godzin później frukta i konfitury, pomiędzy którymi w lecie ogórki z miodem, a w zimie orzechy i mak smażony w miodzie najgłówniejszą odgrywał rolę. O szóstej następowała herbata z ciastem (…) O dziewiątej wieczerza złożona z pięciu lub więcej sutych potraw. Koło północy, chcąc nie na czczo pójść do spoczynku, dawano wereszczakę, po czym po parę lampeczek krupniku lub ponczyku wypić wypadało i to się nazywało podkurkiem.”
Minęło nieco czasu lecz tradycje stołu pozostały. Oto księżna Maria Zdzisławowa Lubomirska w swych dziennikach niemało miejsca poświęca rautom, przyjęciom, kolacjom i obiadkom:
„Piątek, 19 marca 1915 r.
Wieczorem duży obiad w klubie dany przez Adama Zamoyskiego dla francuskich gości. Śliczna feta, ładnie urządzona. Salon i sala jadalna przybrane w białe i czerwone goździki (polskie barwy), w koszyczki zieleni i festony wstążek o kolorach francuskich z kokardami w odmiennie złożone pasy rosyjskie. Było za mało pań i nie każdy z biesiadników miał niewieścią towarzyszkę u boku. Ja siedziałam pomiędzy panem domu a konsulem belgijskim Bure. Ten ostatni mówi rzeczy zajmujące długim, nudnym stylem. Ucieszył mnie znajomością mojej ukochanej autorki, rozmiłowanej we wdzięku japońskim: Lafcadio Hearn.(…)
Niedziela, 21 marca
Dajemy duży obiad w klubie dla księcia Engałyczewa – osób dwadzieścia sześć. Dopisały panie, kucharz i nowy układ kwiatów na stole: zieleń z pekami różowych azalii. Ten szczegół obiadu dla mnie zawsze BARDZO ważny, oko wabić, by smak nie tylko był w ustach.(…)
Niedziela, 18 kwietnia, Stężarzyca
Zdziś zabił pysznego głuszca w towarzystwie Julci! Ja spałam czternaście godzin; teraz, gdybym chciała pisać, mówiłabym o rozkoszach ciszy, o prostocie życia, o idealnym braku telefonu itd. Ale pisać nie myślę!”
Zajrzeliśmy wspólnie do waz i półmisków oraz kredensików naszych przodków. I przyznać musicie, że wiele o tych ludziach moglibyśmy powiedzieć po tej lekturze. Prawda?
Komentarze
Szanowny Panie Piotrze!
Tak się zastanowiłem nad pierwszą częścią Pana wpisu i doszedłem do wniosku, że po moim śmietniku przyszli archeolodzy mieliby trudności w rozpoznaniu preferencji kulinarnych współczesnych Polaków. Lubię jednakowo wszystko, i wszystko jem. Kartofle są jedne, ale kasz używanych przeze mnie doliczyłem się w swojej spiżarni sześciu rodzajów, pięciu typów makaronów, ryż jest w kilogramowej porcji i w torebkach długoziarnisty (amerykański) i brązowy. Tak samo lubię krwiste mięsa, drób, ryby, potrawy warzywne, surówki, sałatki, potrawy z jajek. Tak samo lubię potrawy gotowane, duszone, smażone, grillowane. Staram się co gotowanie robić coś innego.
A tak a propos Pana wpisu – po takiej zakąsce do obiadu już pewnie bym nie siadł.
Jezus, toż oni nic nie robili, tylko cały dzień jedli, od picia zaczynając i na piciu kończąc (według hr.Potockiego)! Nic dziwnego, że na starych obrazach damy są raczej zażywne, a panowie mają niezłe kałduny. Mnie zakąska wystarczyłaby na cały dzień.
Podkurek jednakowoż mi się podoba, „na czczo” po sutej póznej kolacji iść nie wypada!
Ja w zasadzie też lubię wszystko, ale chyba najbardziej podoba mi się kuchnia rejonów morza Sródziemnego. W poprzednim życiu musiałam być jakąś Greczynką, Włoszką czy Hiszpanką. Bardzo mi odpowiadają te kuchnie. Zaraz… a meksykańska ognista kuchnia też mi podchodzi. Tyle kuchni, tyle wyborów, a życie tylko jedno!
Hm… do śniadania jeszcze daleko, a ja tu przed świtem takie rzeczy czytam!
P.S. Aż nam się od tego gadania tekst wytłuścił 🙂
Też prowadzę kuchnię stworzeń wszystkożernych, chociaż z pewnymi wyjątkami. Do tych ostatnich należą owoce morza. Ja wierzę na słowo Helenie, p.Piotrowi i innym bywalcom, że to jest pyszne. Wierzę, ale nie będę jadła niczego, co by na mnie okiem z talerza łypało albo wąsami ruszało. Nie i już. Nie jem także płucek – nie z uwagi na smak, ale na konsystencję. Nie byłam w Chinach ani Wietnamie, więc o smażonych pędrakach, mrówkach i innych tego typu specjałach nie mam nic do powiedzenia i myślę, że i w przyszłości nie będę miała.. Warzywa i owoce lubię wszelakie, nasze i egzotyczne, uprawne i dzikie (np lebiodę,szczaw, młody mniszek, kłącza tataraku) Podobnie jest z kaszami, kluchami, mięsami wszelkiego autoramentu i rybami.. O ukochanych grzybach nawet nie wspomnę. Są oczywiście potrawy, za którymi nie przepadam i do nich zaliczam zupy mleczne, słodkie zupy owocowe podawane na ciepło, gotowaną marchew i jeszcze kilka innych, których z własnej woli nie gotuję, ale jak trzeba to i zrobię i zjem. A tak w ogóle, to na prywatny użytek preferuję kuchnię polską z ukłonami w stronę kuchni rosyjskiej, niemieckiej, żydowskiej, madziarskiej i frnauskiej i rzadziej, włoskiej. Tak np dzisiaj gotuję jarzynówkę i kaszę gryczaną ze skwarkami z wędzonej słoniny, a na jutro zaplanowałam makaron zapiekany z pieczarkami w sosie śmietanowym. Surówkę zrobię z kapusty pekińskiej ze szczypiorkiem i pomarańczą (ulubiona mojej córki) I co, źle ?
Pyro, jak nie lubisz niczego wodnego co ma oczy, to mule sa idealne: ani oczu, ani lap, ani ogona. Podobnie ostrygi – inne moje ukochane jedzenie. Najlepsze jakie jadlam – w restauracji „Oyster Bar” na Grand Central Station w Nowym Jorku, gdzie mozna wybierac sposrod 9 roznych gatunkow ostryg. Niezly jest tez Oyster Bar w Bostonie, no i last but not least moja ukochana restauracja w Palm Beach na Florydzie – „Legal Foods”, choc troche droga – no, ale raz na rok pozna pojsc.
Troche blizej w Europie – Francja, ale tylko w sezonie (miesiace z r w srodku), a takze warto sprawdzic czystosc kuchni i kucharza, inaczej mozna sie przejechac na tamten swiat.
Podobnie, po przejrzeniu mojego smietnika badacz by sie zastanowil czy ma do czynienia z osoba bez korzeni czy po prostu ciekawa swiata. Jem wszystko (poza niektorymi specjalam amerykanskimi typu slodkie z miesem). Jedanakowo preferuje ryby i krwawe mieso, tofu i soczewice. Ryz, makaron, ziemniaki, kasze itp. itd. (bo wiecej tego:). Kotlet z kapusta, berioni, la pana, kasawe z sosem rybnym. Jest jedna metoda w tym szalestwie: sprobowac kazdego wazywa uprawianego na Ziemi (dzis w lodowce czeka…cho-cho (Sechium edule) -takie cos pomiedzy baklazanem, a gruszka 🙂 i kazdej dosepnej przyprawy (i kazdego „paskudztwa” przy okazji). Choc nie jest to latwe jak sie nie podrozuje duzo 🙁 Ale od kazdego (gotujacego) „egzotycznego ” znajomego staram nauczyc sie jednej, ulubionej potrawy i przeksztalcic ja na swoj sposob.
Stare opisy sa swietne. (Choc pamietac nalezy, ze pozniej towarzystwo udawalo sie do kosciola, odpedzajac sie kijami od wyglodzanego -szczegolnie na przednowku- pospolstwa. Ale to nic nowego.)
Kochani,kuchnia danego regionu jest zwiazana z klimatem i kultura.Ciezka polska kuchnia nie bardzo smakuje w krajach poludniowych,wyjatkiem jest sledz, oczywiscie dobrze przygotowany np w oleju z cebulka lub w smietanie.
A takie drobne pytanie: czy dla Pana kuskus jest makaronem czy kaszą?
o, choroba. Etnobotanik, tak mnie zafascynowalo co Ty masz w tej lodowce, ze zaczelam na gwalt sprawdzac co to jest Sechium jadalne. Nie udalo mi sie znalezc zdjecia samego owocu, ale znalazlam krzaczek, co wyglada jak rodzaj kabaczkowatego – dyze liscie, zawijajace sie wasy i jak rozumiem jest to popularne w kuchni japonskiej, chinskiej, meksykanskiej. Opwoiedz, czy jest to kabaczek i jak sie to przyrzadza.. Czy jest to moze cos takiego, co robila mi kiedys chinska kolezanka w Honkongu – co wygladalo jak kabaczek, ale krotki, a po przcieciu bylo biale w niebieskie czy tez fioletowe ciapki. Sechium edule nazywa sie takze cho-co, co brzmi chinsko.
Witamy na blogu Pana Piotra. Rozgosc sie.
do Torlina, w imieniu Gospodarza, couscous, to oczywiscie rodzaj kaszy,
etnobotanik, badz z nami,
Kasza, Torlinie, kasza. Tak uważam. Ale uznaje i inne opinie. Lecz wolę zdecydowanie od kuskusu risotto! Ostatnio robię je co kilka dni, a za kazdym razem z innymi dodatkami. Ostatnio zaryzykowałem połączyć grzyby (maślaki) z mieszanką owoców morza. Poddusiłem z czosnkiem na patelni, ryż zeszkliłem na oliwie, połączyłem jedno z drugi, zalałem rosołem z kostki i białym winem oraz greckim jogurtem. Poczekałem aż ryż zacznie mięknąć i…na stół. Do tego soave i sama rozkosz.
dla precyzji, kasza jest z pszenicy, tzw twardej, wysokoglutenowej
Panie Piotrze, slina cieknie
FRytki po belgijsku, powiada Pan? Prosze bardzo. Oto slynny, fenomenalny i troche pracochlonnt prezepis Hestona Blumenthala na frytki trzykrotnie smazone – wychodza chrupiace z wierzchu, zas puszyste jak puchowa poduszka w srodku;
Na 4 osoby:
4 duze ziemniaki typu King Edward albo Maris Piper
2 lyzeczki soli morskiej
1 litr oleju w miare bezsmakowego.
Ziemniaki pokroic na odpowiednie kawalki i wrzucic do dyzego garnka z zimna woda na pol godziny, aby sie wyplukaly ze skrobi, co powoduje, ze ziemniaki beda bardziej puszyste. Zlac te wode, przeplukac pod woda biezaca, zalac nowa woda i osolic. Zagotowac i trzymac na ogniu ok 10-12 minut albo do chwili kiedy noz wchdzi bez trudu do najgrubszej fryty. Osaczyc z wody i przeplukac pod bardzo zimna biezaca woda aby zatrzymac proces gotowania sie/ Osuszyc recznikiem papierowym i wylozyc na blasze, na pergaminie. UMiescic w zamrazalniku na 30 minut.
Napelnic garnek do jednej trzeciej olejem (ok 1 litra) i doprowadzic do temperatury 130 st. C. (na powierzchni oleju zaczna sie pojawiac male babelki). PO wyjeciu frytek z zamrazalnmika i lekkim otarciu papierem toaletowym ostroznie zanurzac po 8-10 frytek w oleju, gotujac je po 4-6 minut, az sie zaczna zabarwiac na zloto. Wyjmowac, rozkladac znow na blache i do zamrazalnika na 30 min. Powtorzyc smazenie w oleju po raz drugi.
Na ostatnie gotowanie podnies temperature oleju do 180 ct. i gotowac 2-3 minuty.
Po ostatecznym wyjeciu z oleju i osaczeniu na papierowym reczniku, posypac szcypta grubo mielonej soli morskiej.
Frytki mozna przygotowac i dwukrotnie usmazyc dzien przed podaniem, a potem tylko zanurzc w oleju po raz trzeci przed podaniem.
No, owszem, pracochlonne, ale my tu mowimy o Frytkach Krolewskich, OK?
Ojojoj. Za mną chodzą frytki paru dni. Chodzą i chodzą!
A co mi tam, że pracochłonne – takich jeszcze nie jadłam, spróbuje!