Ardeńska świnka, francuska szynka
Ta granica jest nieprzekraczalna tylko dla świń. A strzeżona jest przez kubeczki smakowe – głównie Francuzów. A na czym to polega? Andre Domine, smakosz i redaktor „Kulinariów francuskich” pisze tak: „Ardeny należą częściowo do Belgii, częściowo do Francji i, jeśli chodzi o szynkę, można wyczuć tę granicę, ponieważ po północnej stronie szynkę pekluje się w solance, wędzi i je już po miesiącu, podczas gdy we Francji soli się ją ręcznie i suszy przez wiele miesięcy.”
Przed laty sława szynki opierała się na regionalnej rasie świń. Zwierzęta te były przystosowane do surowych warunków klimatycznych, miały dłuższe nogi, były bardziej odporne i mniej wymagające, żyły w lesie i odżywiały się niemal wyłącznie żołędziami, kasztanami, dzikimi owocami, korzeniami itp. Ich mięso było marmurkowe i bardzo aromatyczne. Szynka z Ardenów została opisana i zapewne popróbowana już na początku naszej ery przez greckiego geografa Strabona.
Każda szynka z departamentu Ardenów oznaczana jest dzisiaj własnym symbolem. Oznakowanie gwarantuje, że szynka spełnia wysokie wymagania, dotyczące już samego wyboru świń, które mogą pochodzić jedynie z tego regionu. Każde zwierzę musi mieć co najmniej 50 m wolnego wybiegu. Jego pokarm to pszenica, owies, jęczmień, groszek i fasola pastewna, a czas tuczenia nie może być krótszy niż cztery miesiące.
Ich waga wynosi wówczas 90 -120 kg, co gwarantuje szynkę o wadze 8 -10 kg. Przepisowy ubój musi maksymalnie chronić zwierzęta przed stresem. Szynki są wielokrotnie nacierane solą. Dopiero po tej fazie wiesza się je do suszenia na siedem do dziewięciu miesięcy. Im dłuższy okres suszenia, tym szlachetniejsza szynka. W kuchni ardeńskiej służy ona przede wszystkim do zawijania innych rodzajów mięs podczas przygotowywania różnych, często wyrafinowanych dań.
Warto spróbować. I ja to wiem dobrze. Oczywiście, że jadłem popijając bojeaulais wcale nie nouveau tylko pysznym czerwonym (niestety drogim) trunkiem.
Komentarze
Dzień dobry … 🙂 to weekend mamy smacznie zeświniony …:)
Dorota i jak wypadłaś w wywiadzie według Ciebie?
sporo wczoraj klepaliscie o checi korygowania badz rzezbienia ciala. nie tak dawno temu delikatnie wspominalem o tych ciazacych na niektorych dolegliwosciach. to fakt, ze to co poruszalem bardzo delikatnie jest byc moze zbyt filozoficzne. wierzcie mi, inaczej sie nie da. ten proces zaczyna się powyzej jamy ustnej, nigdzie indziej
jesc czy nie jesc, oto jest pytanie?
____________________________
a tak na marginesie, to przyjme zbedne kilogramy zdrowego sadla za godziwa oplata
Zabo, swiezy niepachnacy koper to taki, co niektorzy trzymaja w zamrazalniku
U mnie w kuchni do zawijania mięs używa się papieru woskowanego….
Jolinek puscili cale 10 min. nie bylo zle, nawet interesujaco wypadlo ale…. za moich czasow….wiec aby bylo „bardziej autentycznie” nie przycieli dobrze i nie wyczyscili wszystkich oddechow, wiec technicznie bylo dla mnie dziwne… to chyba bedzie mozna uslyszec w internecie ale wieczorem
zdzichu na to co ty masz powyzej jamy ustnej to bym sie powolywala
Dorotolu,
Barbra Streisand opowiadała kiedyś jak słuchała gotowego materiału do swojej nowonagranej płyty , w studio, „prosto od krowy” – że się tak wyrażę. Długo ni e mogła dojść co ją tam drażniło, bo że drażniło to stwierdziła niemal od razu.
Po jakimś czasie zauważyła, że entuzjastyczny producent wziął i „powycinał” wszystkie oddechy, a tych na takiej płycie bywa sporo. Dla tych co nie wiedzą dodam, że Barbra Streisand na płytach przeważnie śpiewa.
Ty sie więc technicznie nie dziw…
Do tego ona też ruda
no wiesz? Andrzeju! takie porownania 😕
Baska to klasa babka, lekarstwo smakujace o kazdej porze
no wiem…
Heinrich Boell napisal opowiastke pt. „Doktor Murkels gesammeltes Schweigen”. Murkel jest redaktorem w rozglosni i zbiera kawalki tasmy na ktorych jest „milczenie”. Przy rzadzie jest wlasnie partia konserwatystow i ciagle nagrywaja faceta, ktory odmienia w swoich przemowieniach przez wszystkie przypadki „stworzenie boskie”. Wszyscy dziwia sie manierze Murkel´a podejzewajac go nawet o kontrabande. Zmienia sie rzad i dalej leca te same przeowienia ale raptem „milczenie” zbierane przez Murkel okazuje sie bardzo przydatne, aby puszczac te nagrania w „nowm duchu” wyjmuje sie stworzenie boskie i wstawia na to miejsce wycinek na ktorym panuje cisza.
może charaktery mają też podobne … 🙂 .. idę wiosny szukać … będzie na jutro jak znalazł …
O wedzeniu.
Wedzilem i ja kiedys, jak bilo sie swiniaka. Najpierw kielbasy, jak tylko wyschly, a potem szystko to, co bylo peklowane w solance. Wedzarnia, to byla komora na spodzie jednego z kominow, do ktorej prowadzil gdzies dwumetrowy kanalik z paleniskiem. Palilo sie drewnem z gruszy, jabloni, wisni, ale przewaznie jednak olchy, ktorej bylo pod dostatkiem w poblizu. Wedzilo sie raz jeden, a te grubsze rzeczy jak szynki, przez caly dzien. Wiem dobrze, bo takiego dnia nie musialem isc do szkoly.
Pisze o tym dlatego, bo tu zaobserwowalem inne techniki, bardziej praktyczne moim zdaniem. O ile u nas byl to proces jednorazowy, to tu wedzilo sie raz po razie te same sztuki, odswierzajac je niejako. W starych domach sa na strychach pomieszczenia wielkosci dzieciecego pokoju, z oknem, gdzie wieszalo sie mieso najpierw do suszenia. Potem po prostu kladlo sie na podlodze blaszanna skrzynke z trocinami, do ktorej wrzucano rozpalona do czerwonosci dusze z zelazka. Trociny sie najwyrazniej nigdy nie zapalaly tylko tlily, produkujac dym. System funkcjonowal nawet bez kontroli, bo trociny byly w blasze, ktora stala dodatkowo na kamieniach, a sciany byly grubo tynkowane glina. Proces mozna bylo uprawiac mniej lub bardziej intensywnie, w miare potrzeb. Komora ta byla zarazem spizarnia, a jak chciano wedzonke np. na wiosne odswierzyc, to podrzucalo sie po prostu nowa porcje trocin.
Ten proces to kombinacja suszuenia i wedzenia. I tu bylibysmy na tej granicy ktora nadmienil gospodarz, bo istnieja kultury kulinarne, ktore z wedzenia najwyraznie zupelnie zrezygnowaly, tworzac takie wspanialosci jak salami lub szynke np. parmenska. Ale to inna szkola jazdy i inny temat.
Wszystkim poza tym zycze milego dnia jeszcze,
pepegor
och 😆 poswintuszyc to ja bardzo, a bardzo lubie …. 😆 . natomiast kulinarnie, swinie preferuje jak rowniez i trawie jedynie w postaci o ktorej juz tez nadmienialem. nie bede klepal od nowa tego samego http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1292#comment-172355 skoro zdania i smaku nie jeszcze nie zmienilem
i tym kulinarnym akcentem zycze wam wspanialego weekendu
pepegorku podobno wybierasz sie do stolicy?
Jednak nie Arcadiusie, bo Dorota nie bardzo zachecala. Jutrzejszym dniem juz zadysponowalem inaczej. Czekam na inna okazje.
Doroto,
tu jest Doktor Murke gdybyś chciała sobie przypomnieć 😉
Pepegor,
już tu wspominałam mój rodzinny poniemiecki dom z wędzarnią w piwnicy. Dym i zapach wędzonych szynek i kiełbas snuł się po całym domu…
Raz z Osobistym wędziliśmy tam samodzielnie (pod doświadczonym okiem mojej Mamy) węgorze przywiezione z podróży poślubnej nad Bałtyk. To były najlepsze wędzone węgorze, jakie kiedykolwiek jadłam.
Moje dzisiejsze śniadanie: banan, sok z 1 pomarańczy, garstka mrożonych malin, pół jabłka, kawałeczek imbiru – zmiksowane.
Wiosna się rozkręca, gmina odkurza chodniki i ulice.
No nie Pepe, juz poczynilam antydietetyczne zakupy, nie nie zachecalam, tylko co do wystawy – nie bedzie to przeboj na miare calej stolicy ale napewno bedzie milo i ciekawi ludzie, mieszkaniowo tez sie pomiescimy, kroliki mieszkaj na balkonie a koty na antresoli.
pepegor, posluchaj, wylatujemy z Przyjacielem za tydzien na nasza wyspe szczescia, wino wiatr woda slonce i na dodatek ciepelko. nasza chata stoi w tym czasie wolna, dwa tygodnie. daj zanac jesli masz ochote 😆
zaznaczam, ze lodowke wylaczam z sieci, w ramach osczednosci w kieszeni 😆
No dobrze Murke…
Doktor Murke wycina Boga i wstawia Wyższą Istotę
dla znających niemiecki – wspaniała satyra.
Chleb 5 ziaren, salami, twaróg, dżem Inki, herbata 🙂
Nemo ja to czytalam 25 lat temu teraz to nawet o Boell´u nikt nie pamieta. Nie on zbiera glownie cisze!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
i nie bede sprawdzac w komputerze bo ja jestem za metoda przekazow ustnych!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Osobisty wychowany na wędlinach suszonych daje odpór wędlinom
wędzonym, natomiast jada chętnie wędzone ryby ( w ogóle jada
wszystkie ryby,ale nie wszystkie chętnie łowi ).
Dzisiaj wraca do domu i zostanie uraczony łososiem i tuńczykiem
od Pani Zosi z Trzebieży. Ukłony dla Nisi raz jeszcze 🙂
Nigdy nie robiłem chleba z pięciu ziaren. On musi być strasznie mały….
To dlatego Haneczka taka szczupła 🙂
Doroto,
oczywiście, że on zbiera ciszę, by się nią delektować wieczorami. Scena, którą zacytowałam, pokazuje nikłe możliwości zemsty doktora Murke na nadętym profesorze, który płynie na fali i wraca do antykościelnego oportunizmu, w którym specjalizował się w czasach nazistowskich. Mnie to bardzo przypomina korygowanie zdjęć w czasach stalinowskich, kiedy niewygodne osoby znikały po prostu z fotografii.
Nie denerwuj się tak 😀
Taśmy z cisza sa na pewno przydatne, a przy dobrej reklamie płyty z ciszą też by poszły.
Zajrzałem na wczorajsze, gdy mnie już nie było przy stole i się zdumiałem. Nemo przywołuje piramidy podrzucone przez Bobika, a dla mnie to piramidy strachu. Sądząc po nagłówkach powinienem już myśleć o karmieniu sobą wesoło uśmiechniętych robaczków. Póki co życie się jeszcze dla mnie nie skończyło i chętnie jadam jeszcze to i owo poza papką z dyni i puree kukurydzianym. Myslę, że to i lepiej będzie smakowało tym usmiechniętym robaczkom
Stanisławie – i bardzo dobrze ! Gdybyś jadał tylko papkę z dyni,
to o czym byś pisał na tym blogu dla łasuchów ?
Boell był za socjalizmu dość wydawany w Polsce, ale nie był złym pisarzem. Wydawał go niegdyś głównie Pax. Po naszej transformacji wydawano tłumaczenia prawie wszystkich jego książek. Na pewno wszystkich do Utraconej czci… Nie wiem, czy wydano po polsku Frauen vor Flusslandschaft.
Czy dawno o nim zapomniano? Na pewno do końca był aktywny politycznie. Związany z partią Zielonych, co od razu budzi nieufność. Jednak w Niemczech jest to partia dość poważna, a Boell głosił przekonania dość oczywiste dla mnie, choć od Zielonych jestem bardzo daleko. Daleko ze względu na często utopijne hasła i szkodliwe działania czyli na metody mało adekwatne do stawianych celów.
Utracona cześć Katarzyny Blum wydana ok. 35 lat temu wzbudziła wielkie zainteresowanie. Nakręcono niezły film. Nie był to film popierający teroryzm, jak niektórzy twierdzili. Dlaczego ci sami ludzie, którzy oskarżają (nie wiadomo, czy słusznie) nasze rządy o zgodę na tajne więzienia CIA, w których, być może, torturowano terrorystów, uważają, że zwracanie uwagi na poniżanie godności aresztanta jest popieraniem terroryzmu.
Jeszcze nie Wielkanoc, a u nas już zmartwych (internetowych) Pyry wstają.
Przyszedł Pan, wymienił modem i łączność ze światem została przywrócona. Ustrojstwo zaś wysiadło w poniedziałkowy wieczór kiedy to chciałam napisać życzenia dla mini – zjazdu perliczkowego. Życzeń nie napisałam i nie wiem jak tam było, bo skąd? Teraz dopiero będę cofała wskazówki zegara.
Pyro- grunt,że w końcu jesteś , bo co to za blog bez Ciebie !
Aszyszu, lubię Cię 😆
Pyro, nie mogę się do Ciebie dodzwonić. Pan mąż będzie za godzinę 🙂
Nisiu,
Zobaczylam ten naglowek: Śpiewali szanty w pubie, dostali milionowy kontrakt’ na stronie internetowej Gazety i pomyslalm, ze to na pewno o Tobie 🙂
Witam,
Zyjac w krainie wedlin suszonych, na wedzone poluje z nagonka. Tak to juz chyba jest, ze jak cos pod dostatkiem, to sie przestaje doceniac. Ale musze przyznac, ze miesko z panujacych tu czarnych swin (porco preto), pasanych pod debami korkowymi jest soczyste i niezwykle smakowite, choc dosc tluste, mniaaaaam 🙂
Haneczko – dziękuję najmocniej. Pan Mąż był, zostawił i zabrał
Dziędobry na rubieży. Wiosna idzie.
Danuśko, widzę, że z rybciami naprawdę trafiłam!
Mario – fajne chłopaki są, owszem, chociaż u nas jest takich zespołów co najmniej kilka. Bezpretensjonalni na pewno. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=GCJXTrT4fFA
Kontrakcik na miliony – faaaajnie.
http://www.youtube.com/watch?v=rAqPPPXvrgM&feature=related
To też oni. U nas w Polsce latem podobnych koncertów jest moc, na plażach, nad jeziorami, w portach i marinach i tak dalej – i też się śpiewa Pijanego Żeglarza i Johna Kanakę… Do tego piwo i rybki z jakiejś smażalni – bardzo przyjemne klymaty.
Niedawno byly dwa wydarzenia. Swiat byl oddciety od maila w Poludniowej Burgenlandii. Internet na szczescie funkcjonowal. Ponadto pokazywali pokot upolowanych zwierzat. Lezaly zajace, sarny, dziki a na skraju szara skrzynia. zamknieta. Ktos zatelefonowal co to takiego. Okazalo sie, ze jeden z debiutantów przylozyl dwururke odwrotna strona do ramienia i nacisnal spusty
Rodzina wystepuje o odszkodowanie za niezbyt dokladna instrukcje obslugi.
Pierwszy rzut nalewki malinowej zabutelkowany. Teraz stoi cos dla delikatnych pan a po kilku dniach konfiturki dla dorastajacych.
Pan Lulek
Pyra, jak wiadomo, jest mięsożerna. Kalafiory i inne takie chętnie zjada, wiosną ją wręcz ciągnie zielenina, ale jak dwa dni mięsa nie je, to się czuje z lekka głodna. Szynki zaś mogą być peklowane, peklowane i wędzone, pieczone, suszone, zapiekane w chlebowym cieście i traktowane specjalnymi gatunkami pleśni – wsio ryba – Pyra lubi i zje. Natomiast Pyra zdecydowanie nie lubi nowoczesnych wynalazków masarskich typu litr wody na kilogram mięsa i do tego posmak okropnych chemicznych „zlepiaczy”. To tak teoretycznie, bo dzisiaj jemy dorsza z surówką z kwaszonej kapusty. Dorsz zaś pochodzi ze śmiesznej paczki mrożonych filetów, na której dumny napis głosi „Dorsz morski” W torbie były 4 kawałki dorsza o intensywnym rybio-tranowym zapachu, więc o sosach i maceratach nie ma co marzyć – zjeść saute z patelni i kwita.
Wiosennie zapomniałam się pochwalić – bratki dzisiaj zasadziłam na balkonie. Żółte z ciemnym okiem i brązowe. Normalne w skrzynce, a dwie miniaturki w misce. Niech rosną . Tu muszę powiedzieć, że bratki albo macochy (jak u nas mówią) należą do moich ulubionych kwiatów.
Dorsz morski brzmi prawie jak zwis męski (krawat). Podobna filozofia nazewnictwa.
W poniedziałek jade do Warszawy, we wtorek na wieś, a w środę do Paryża po córeńkę. Wracamy w Wielki Piątek.
Tymczasem składam Wszystkim obecnym przy stole i tym, którzy chwilowo są nieobecni najlepsze życzenia Smacznych, w wyniku wysiłku własnego oraz najbliższych, Świąt Wielkanocnych, pełnych radości i pogodnego nastroju.
Małgosiu – właśnie otworzyli w moich okolicach sklep z greckimi
specjalnościami. Kupiłam zatem ser halloumi i będę jutro jutro
smażyć dla moich gości Twoją przekąskę w boczkowym szlafroczku 🙂
Danusiu 😀 Cieszę się bardzo, że moje pomysły kulinarne zostały docenione.
Posyp jeszcze odrobiną ziółek ten ser. I ja to smażyłam na oliwie z chilli i czosnkiem. Nabiera wtedy bardziej wyrazistego smaku.
Danusiu, jak byś jeszcze tam kiedyś była zapytaj proszę o zioła do sałatki greckiej może mają, bo właśnie ostatnią resztką z zapasów greckich posypałam ten serek. A może podaj mi namiary na ten sklep?
Małgosiu- ten ser,który kupiłam jest z już z ziołami.
Trochę owej oliwy jeszcze zostało 🙂
Sklep ma swoją stronę i realizuje też zamówienia przez internet :
http://www.specjalygreckie.pl
Danusiu, dzięki, zadzwonię sobie tam i się dowiem czy mają, bo na sieci nie widać.
Stanisławie wszystkiego dobrego … 🙂
Nisia trafiłaś w nasze smaki, że hej … a ten węgorz aż mi zapachniał …
wiosnę się w powietrzu czuje … 🙂
Witam o świcie. Za trzy dni kończymy najdłuzszy w historii zjazd blogowiczów Panapiotrowych. Płyniemi wzdłuż Eliott Key na północ. Dzisiaj na śniadanie zaserwowałem załodze, w przeciwieństwie do innych dni, owsianeczkę. Że niby tak jest codziennie? Niezupełnie. Codziennie jest owsianka…
Lubię owsiankę, ale po takich końskich dawkach 😯 , zaczęłabym już żałośnie rżeć 😕
haneczko. My też rżymy, ale nie żałośnie, tylko ze śmiechu!
Cichalu,
jutro zrób im porridge, dla odmiany 😉
Tak mi się dziś ładnie odchudzało. Na śniadanie owoce, na obiad łosoś wędzony i serek wiejski…
Poszłam jednak na pocztę z ważnym listem, a tam, na głównej ulicy… jarmark 😯 Z każdej strony częstują serem z różnych regionów, kiełbasami, szynką, boczkiem, wołowiną marynowaną i suszoną, słodyczami… 🙄
Wróciłam do domu z kawałem sera z Val Mustair, chlebem żytnim z doliny Loetschental, palonymi migdałami i kawałem masy krówkowej (prezent z wdzięczności za zakup migdałów). Teraz tylko już napiję się zimnej wody i zabiorę za odkurzanie. Na dworze słońce razi, a temperatura w cieniu +17-18 stopni 😯
Kazdy o czyms tam. To szynka, to owsianka to znowu cos innego.
Czy Wy wszyscy nie widzicie, ze Józefa obchodzicie.
Postacie nawet bez charakterystyki prosze zglaszac na blogu.
Podaje przyklad:
Mój dziadek Józef Knotek rodem z Wilgi kiedy jeszcze nie byla prominencka.
Pan Lulek
Ahoj Załogo 😆
Jak te lata psiakość lecą, odkąd przyszło się na świat,
dziś podrosło się co nieco,ma się te 16 lat,
Mama martwi się i tato,jak tu uświadomić mnie
no bo kiedyś zrobić trza to,a nie wiedzą przeciez że…
Józek Józek Józek
Józek Józek Józek
Józek Jozek Jozek
Jozek wszystko wie /hihi/
Właśnie dni minęło kilka ,kiedy biorąc mnie na bok
mama coś mi o motylkach,a ja mamę w rękę cmok.
Potem mama moi mili ,w życie wprowadzała mnie na zasadzie tych motyli ,nie wiedziała bowiem że..
Józek….
Co zaś tyczy się bociana, sprawa bardzo ważna,och
tatuś rzekł ktoregoś rana, żebym nie wierzyła w to.
Pomyśl trochę droga Anno,a domyślisz sama się
jesteś juz dorosłą panną, coż nie wiedział tato ze…
Jozek….
Z tych rozmówek z rodzicami, z tego jak kierują mną,
widze ze rodzice sami,źle uświadomieni są.
Takie życie to nie życie, pomóc swym rodzicom chce,
jeszcze dzisiaj do nich przyjdzie ,sprawy im wyjaśnić te…
Józek…
Hej, można jak mój Tatyuś
„Zdrowie pana Marszałka i jego Konia”
Nie dziwcie się Hiniutkowi – on był anty, dla niego bohaterem narodowym był Korfanty!
Vivat Józefy! Babcia – Józefa, dziadek – Józef, ukochana teściowa – Ziuta.
Nemo. Wpisano Twoją propoyzcję do menu jachtowego. Dookoła śliczna woda (zdjęcie 3 min temu) Słońce pali jak oszalałe, ale zimno poniżej 19C i zimny północny wiatr. Alicja w swojej kabinie. Czyta, śpi? Jerzor wachta przty sterze.
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Woda#
Jaka piękna woda…
Od palonych migdałów dostałam takiego kopa energetycznego, że migiem odkurzyłam i dokończyłam wszywanie zamka do polarowej bluzy Osobistego. Nagle mi się rozjaśniło w głowie i wiedziałam, jak szyć, aby zamek przestał falować (prułam 3 razy 🙄 ). Jakoś się udało i bluza wygląda całkiem przyzwoicie.
Czy ktoś wie, od kiedy w języku polskim słowo „smak” zyskało znaczenie – apetyt, ochota, chętka, chrapka?
Mieć smak na coś 😯 🙄
Nemo – nie wiem od kiedy, ale słowo musi być stare. W formie żeńskiej używała go 100 letnia Babka Jarka, Anna :”Pani, ni mom dzisiej smaki na mieso, polywki bym zjadła, z pyrkami i jajami, Pani”
Czy to nie było regionalne?
Nigdy się nie spotykałam z takim wyrażeniem:
mam smak na czekoladę 😯 To czekolada ma smak (gorzki, słodki, typowy, ostry, łagodny itp)
Najwyżej można było nabrać smaku do czegoś np. muzyki poważnej.
Można mieć smak=gust, poczucie piękna, harmonii
ale na jedzenie ma się ochotę.
Smaki to chyba jest całkiem inny wyraz niż smak.
Moja Babcia mówiła np:
„Kto sam taki, w drugim szuka smaki” 😉
Dzien dobry Szampanstwu.
Zakotwiczylismy w okolicach Biskayne. Zaraz serwujemy lunch – improwizacja z kapusty bialej, kielbasy, cebuli, czosnku, imbiru i rozlicznych innych ziol i przypraw. Ziemniaki do tego i Gato Negro, magnum flasza, a co!
Wróciłam ze Szczecina. Co ja myślę o organizacji w szpitalu to moje.
Żabo, nie wiem czy w Polsce jest szpital, o którym chorzy myślą inaczej 🙁
jest pare prywatnych …
Jolinku, ale te prywatne zajmują się na ogól drobiazgami
Dzisiaj Józefy i pochodne. Niezaleznie od plci i wieku. Wszak 19 marzec. Kazdy
pije za kogo ma ochote.
Przy okazjii jednak i za tego który dokonal nawiedzenia pod postacia przystojnego rzymskiego legionisty.
Toast !
Pan Lulek
Zabo jak ja lezalam w szpitalu z okazji porodu to mialam na nocnej zmianie siostry milosierdzia hinduski sprowadzone w ramach wielokuturowosci i sostrzyczki te nie dosc, ze byly gburowate, mialy wszystko w glebokim powazaniu to jeszcze nie znaly w zab niemieckiego lub udawaly, nie reagowaly, nic nie podawaly tylko mrocznym niewzruszonym wzrokiem patrzyly sie na delikwentke
Doroto! Na pohybel pochodzeniu indoeuropejskiej teorii naszego pochodzenia.
Gato Nero kończy sie definitywnie. Okazało się, że ta kombinacja z kapustą okazała się wyśmienita. Jedyne zastrzeżenie miałbym do ilości kminku. Alicja twierdzi, że jest on świetny na „wywietrzenie”…
A tak, to stoimyyyy (po angielsku leżymy) na kotwicy i nic się nie dziejeeee. Gadamyyyy, piwko pijemyyy, nudaaa, nic sie nie dziejeeee…
http://www.youtube.com/watch?v=v5l5R5EITrw
Nemo – słowo „smaki” z pewnością należy do regionalizmów, podobnie, jak i smak w sensie ochoty, apetytu. Tyle, że regionalizmy przechowują stare słownictwo znacznie dłużej, niż język literacki.
Żąbciu – nie będę Cię pocieszała, bo ze służbą zdrowia jestem na codzień. Służba, jak służba – zawsze z nia kłopoty.
Panie Lulku i na dodatek za swoje. nikt tu na krzywika sie nam nie wcisnie 😆
Na pohybel!!!
Alicja ma racje z tym kminkiem. wiatry nie pojda na marne, lecz w zagle 😆
dorotol, tak mi sie wydaje, ze ja tez bym tylko mrocznym niewzruszonym wzrokiem patrzyly jak lezysz 😉
Wiecie co tu sie dzieje, takie jaja, ze ja stwierdzilam, iz jestem absolutnie normalna, zawieszalismy eksopzycje, wszyscy sie rzucali, produkowali stres twierdzac, ze oni stresu nie znosza, wychodzili na czas dluzszy nie mowiac dokad i nie pozwalali mnie i Arcadiuszowi cokolwieg robic, w sumie trwalo to wiecej niz powinno, najmniesze tryby w tym calym przedsiewzieciu stawaly okoniem i mowily nam, ze nie tak, nawet stol przesuwalismy nie tak jak trzeba, ja sie wyprowadzam w krzaki, ludzie sa tak niedowartosciowani, ze dorywaja sie byle okazji aby wyplynac, choc na sekunde zablysnac destrukcja, juz doszlam do siebie ale zbieralo mnie dwie godziny na wymioty
zdzichu jak ja cie dorwe to ty padniesz…bis morgen
😆 😆 😆
ucz sie stoly wlasciwie ustawiac
jeden taki krzyczal do mnie, ze „Jawohl, on jest komunista” i sie zapomnial w wigorze i jak nie strzelil obcasami a raczka mu wyskoczyla do przodu zananym gestem, tylko ze z piescia, wiec wskazalam na te sztrzelajace kopyta i ryknelam wytwornie zeby mnie w krzyzyk tylna czesc ciala wycalowal, jak widac wszystko odbywalo sie politycznie korrekt jak oni jeszcze zobacza jutro rozbawiona polska czesc towarzystwa to ich szlag trafi
Jezus, Maryjo! Dorotol nadal bierze odwet za bitwy pod Głogowem i Niemczą! Ma kobita pamięć!
Droga Pyro, najwiekszym malkontentem okazal sie wlasnie poznaniak, zyjacy niestety, bo umarly by mi nie podskoczyl, ktorego ja z uprzejmosci, iz zajmuje stanowisko od mietly w naszym biurze, a zyjac w Polsce byl nauczycielem, byl w kadrze narodowej jako wioslarz itd. uwzglednilam w mojej kolekcji. Nie chcialam przedstawiac jako normalnego emigranta konsumpcyjnego tylko powyciagalam jego zdjecia z mlodosci przedstawiajace go jako sportowca, wymienilam, iz podczas sluzby wojskowej zostal przydzielony do kawalerii, sam o tym nam opowiadal, umylismy go z Arkadiuszem, przebralismy zaprowadzilismy do Krakusa, wolzylismy mu do rentki „Angore”, ktora niby czytal, Arkadius mu zdjecia napstrykal, zmarszki mu wygladzil. Nie chcialam pisac, ze wyjechal z Poznania, bo w sklepach byl tylko ocet na polkach, tylko napabjduzylam niby angedotke tu w skrocie: …ze Poznaniacy w glebi ducha maja pretensje do Warszawy (kazdy nawet na trzezwo z tego ci sie zwierzy), iz zabrala im pozycje stolicy, i ze panuje w nich przekonanie, iz od Warszawy nie mozna sie wiele dobrego spodziewac (co wziawszy pod uwage uwczesna sytuacje polityczna…) a Berlin byl swojego czasu Wielkopolanom bardziej bliski, postanowil wyjechac do tego miasta… No i sie zaczelo, nikt inny nie ma zastrzezen co do tresci moich legend a tu pan Leszek od mietly chodzi, ma pretensje, nie zna jezyka pomimo 30 lat pobytu, i wali teksty, ze jestem idiotka, ze nie potrafie pisac, ze on sie nie obrazil, iz Warszawa jest stolica (bo tyle zrozumial) i pan Leszek tuz przed zawieszeniem kaze mi przerabiac wszystko. Biuro zlozone z lewicowcow stawia wystawe pod znakiem zapytania broniac indywidium od mietly, dyskusja jest nie mozliwa, okazuje sie, ze napisalam glupoty – powiedziane doslownie- teksty czytali caly tydzien i wszystko bylo w porzdku. Stwierdzilam, ze to za czasow komunizmu bylo tak, iz najwiecej do powiedzenia mial wozny i ja juz to mam za soba i nic zmieniac nie bede, no i sie zaczelo…strzelanie obcasmi i raczka do boju… A tak mowiac na marginesie to typowo polskie malkontenctwo i podszczuwanie i dlatego Turcy siedza w Parlamencie a Polacy bardzo by chcieli od dziesiatek lat i nici, nikt nikogo nie poprze i nie wybierze, bo bedzie chodzil po kregach spoza i opowiadal, ze ten i tamten to glupi.
Dorotolu ale Ci adrenalina…Ale dobrze, jak będziemy letni to nam na głowę skoczą. My po obiedzie. Zajęcia w podgrupach. Jerzor słucha, abo spi. Jedynie Alicja się zachowuje. Za burtą cichutko chlupie. Słonko dogorywa…
Dooobrze jest. Niestety za 3 dni się skończy. Młodzi do domu, do Kanady a ja na Karaiby Wsch. Martynika. Rejs komercjalny, ale czasem trzeba zarabiac, żeby potem miec przyjemnośc
http://picasaweb.google.pl/cichal05/NaKotwicy#
Chyba komercyjny, znaczy zarobkowy.
cichal, to mi bardziej wyglada na bani niz na kotwicy 😆 😆
Jerzor lb – to ja też w piernaty. A co ta Alicja taka niedopita wiecznie – tyle wody dokoła, a ta na każdej fotce z napojem energetyzującym. I niech żyją rejsy komercyjne jeżeli pomagają pływać dla przyjemności.
Dorotol – na polskie piekiełko nawet Najwyższy dotad rady nie znalazł, a wasz cieć doskonale mi przypomina związki (niezależne i samorządne) powstające w teatrach i operach w czasie Solidarności – maszyniści, bileterki i garderobiane zapragnęli wspólnie rządzić scenami i kilka zespołów udało im się rozgonić na 4 wiatry.
Zdzichu! takiś marny? Butelka wina do obiadu? Pada sarmacki duch!
A może ona za duża dla Cię?
czekam na antka i jakos nie moge sie doczekac jego obecnosci. no coz.
gdyby sie tu pokazal, to przekazcie mu, ze jak go dorwe to wycisne z niego dwie godziny, ktore poswiecilem na ogladanie bzdur przez niego zachwalanych.
kasy i tak nie odzyskam, ale te dwie godziny, to ci antku nigdy nie daruje
mysle, ze wiesz, ze idzie o dom zly 😛
cichalu ja wina nie mierze na butelki lecz na smak. i tu ilosc nie gra roli. w zupelnosci wystarczy mi 3/4 kieliszka o pojemnosci dwuch setek (wycisnales ze mnie moja smakowa dawke, a niech tam)
Zdzichu. To niestety ja mam smak w wiekszym kalibrze. Nawet jak zacne, to winno byc dużo!
dzień się zapowiada bardzo ładny …. 🙂 Pan Piotr chyba już wrócił i przywiózł trochę ciepełka …
miłego dnia … 😀
zdzichu,
Do obiadu młodzieżowa butelka czerwonego na dwoje, będzie ok 18,75 cl w kieliszku. Bardzo zacna miarka. Najlepiej duży kieliszek i napełnić najsampierw tyle, żeby po wysączeniu można było jeszcze trochę dolać na dno.
Szkoda, że tak mało wina sprzedaje się w tych półbutelkach ale ja znalazłem parę niezłych i tak sobie lecę. Od zwykłego taniego do nawet niezłego .
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę…..
Tyle tu tego…
Dzien rozpoczal sie jak nalezy. Pigwówka z plywajaca obojetnie czerwona mandarynka zabutelkowany. Niby nic wielkiego ale grzeje od srodka. Za kilka dni bedzie damski likierek okolo 30 gradusów.
Prosze o doradztwo. Czy z dobrze nasiaknietych róznych owoców zrobic jedne powidla mieszane, czy kazde oddzielnie. Czasu jest dosc na zebranie opinii
Pan Lulek
Dzień prześliczny, a gdzie Stara Żaba? Dlaczego nie sprawozdaje o terminach i sposobach napraw kolanowych?
Lulku – ja bym owoców z nalewów nie smażyła, chyba, że macerowały się w alkoholu krótko, kilka dni; potem robią się włókniste – doskonale mogą służyć za bakalie albo dodatki do deserów.
Pyry dzisiaj obiadowo będą jadły warzywa z patelni, a jedną męską porcję wzbogacimy wielką kiełbasą , która zalega w lodówce. Kiełbasa w półplasterkach usmażona z cebulą i potem dodana do warzyw. Powinno być dobre
Witajcie Drodzy! Wróciłem i jak twierdzi Jolinek chyba przywiozłem wiosnę. Jestem jednak jeszcze nieco oczadziały zmiana klimatu (tam 34 st. C a tu!!!) i podróżą. Muszę się zaaklimatyzować i ruszam do czytania Waszych wpisów. A więc do poniedziałku.
Serdecznie witamy Gospodarzu. Stół nakryty, napitki się chłodzą, herbata parzy w czajniczku.
Wiosna, ach to Ty
Doroto z Poznania – nie było Cię przy stole tydzień z okładem : ani Matki, ani Córki. Szukałyście Wiosny? Boćki już są!
W ramach i w temacie likwiduję kupę. Jak nawaliło to teraz musi do morza. Grzegorza już było a kupa pozostała. Z godziny na godzinę coraz mniejsza. Od kilku dni dziobię sztychówką, rozgrabiam grabiami i motyką .
Nienawidzę śniegu!!!
Za kilka godzin wiosna !!!
Niech żyje i się umacnia !!!
Niech żyje !!!
Ps.
Pan Lulek zamiast zajmować się głupotami to niech usmaży sobie kotleta i ugotuje ziemniaki + surówka. Codziennie !!!
Powtarzam : Codziennie !!!
Jak się nie posłucha i będzie dalej przygotowywał pocztę butelkową , zamiast myśleć o jedzeniu to się śmiertelnie obrażę i zerwę wszelakie kontakty. Jak bum cyk cyk !!!
Cały blog mi świadkiem.
Marku – dołącz i mnie do tego 364 poważnego ostrzeżenia, z tym, że zanim zerwiemy kontakty, obijemy mu gęby obie!
Pozdrawiam, pozdrawiam szczególnie znowu obecnych Gospodarzy!
Porobiłem troche przed i za domem, wywiozłem cały wóz zeszłorocznego zielska na deponię, pomyślę o obiedzie, a potem zacznę rozbierać zimowisko, co je mam urządzone dla moich kaktusich zbiorów. http://picasaweb.google.de/pegorek/Kakt2?authkey=Gv1sRgCJKG0ZbHlsrZeg#5450663612888409810
Na dworze 14 C, ale teraz na razie kroplówka więc mam czas przewinąć blog od tyłu.
Oj dorotol, znam to i nic mnie nie zaskoczy. Żal mi Cię, ale musisz przez to przejść.
Arcadius, dziekuje za wspaniałą ofertę i jeśli pozwolisz, to wrócę do niej w odpowiednim czasie.
Nemo, fajne te Twoje sznurki na Dr. Murkena. Nie do wiary, ale nie znałem jeszcze tego! A czego tam na tej stronie jeszcze niema? Ten Freitag jak robi na Wehnera! Ale, tego ostatniego trzeba było poznać, aby docenić tę parodię.
Miłego dnia jeszcze,
pepegor
Pepegor, nic nie bedzie, skoro sie wczoraj prawie lala krew to moze dzisiaj bedzie spokoj, poza tym wieczorem przyjda ludzie, ktorzy czytac i pisac potrafia, winko do tego oraz piwo polskie stoi w pogotowiu.
Ao co do Boella to byla to moralna instytucja i wspanialy czlowiek, ktory w napisanych przez niego ksiazkach ze zrozumieniem i wspolczuciem traktuje swoich protagonistow.
Wlasnie zadzwonil listonosz i otrzymalam od niego przesylke z ta bigrafia Chopina, pierwszy rzut oka to edytorem jest taka sobie brzydka pani, kiedys kabarecistka Elke Heidenreich…. drugim okiem to Chopin pochodzi z biednej chlopskiej rodziny (czyli pewnie parobcy) o nazwisku Chapin, ktora przybyla w koncu wieku 17-tego do Lotharyngii… to ja ide jednak do kuchni…..i zajme sie garami a potem pomysle nad przeprowadzka w krzaki
No właśnie Pyro! Strasznie trudno nadrobić tydzień zaległości w czytaniu bloga! Mamie wysiadł internet (ale już reanimowany) a u mnie zastrajkował komputer (też już uleczony). Próbowałam coś poczytać w pracy ale za nerwowo – to nie to samo co w spokoju w domu. Wiosnę już poczułyśmy! Bratki zakupione. Ale o tym, że bociany przyleciały nie wiedziałyśmy – a podobno „Gdy na święty Józef bociek przybędzie, to już śnieg nie będzie” i „Na Zwiastowanie bocian w gnieździe stanie”. Teraz jeszcze trzeba czekać jaskółek, no ale przecież „Na Maryi Zwiastowanie jaskółka ze snu powstanie”. Czyli wszystko idzie zgodnie z harmonogramem.
Wiosna – trzeba chwilę odczekać nim zaczną grać.
I po obiedzie.
Wołowina okazała sie całkiem przyzwoita. Nie wiedziałem z czym mam do czynienia, bo sam nie kupowałem. Pięknie wyglądała, ale czy to kto wie do końca. Nawet Pyry się radziłem. W końcu odkroiłem kawałek i rzuciłem na tłuszcz i okazało się, że całkiem przyzwoite mięso, więc pokroiłem jak na steki. Do tego kartofle, duszona kapusta włoska, co to była kupiona na gołąbki, ale leżała nieużyta i surówka z cykorii, wraz z tartą marchewką i kalarepką, pomidorem, a za dresing robiło ugniecione awokado przyprawione na ostro. I tyle, i teraz dalej do roboty, bo przestało padać.
Życzę dobrego trawienia.
pepegor
U nas też po obiedzie; czekamy tylko na przyszywane Dziecko naszej Żaby, a to, co padało u Pepegora, pada teraz u nas
Mily Piotrze
przepraszam za klopot jakim sprawil i oderwanie uwagi od celu najwazniejszego jakim mial byc wypoczynek. jestem rozleniwiony juz do granic mozliwosci i klepie co sie tylko da z komputera. ten natomiast nie jest nastawiony na odbior. co sie odwlecze to … dzis bylo nam rowniez przyjemnie przeczytac list. dziekujemy 😆 😆 dokonamy wszelkich staran by zyczenia urealnic
_____________________________________
dosyc prawaty 😉
znalazlem kiczowate miejsce na przymusowe jedno noclegowisko w poblizu dresdenskiego lotniska. mimo wszystko lesniczowka przedstawiona na 14 obrazkach http://jaegerhof-moritzburg.de/inhalte/pension_bildertour1.htm
ma wiele zalet. glowna jest zakaz palenia. 😆
witam sennie, obudzona z drzemki poobiedniej. Nie ma tak dobrze, psy uznały, że dość leniuchowania, domagają sie spaceru. Trzeba się ruszyć zanim i u nas zacznie padać 🙂
Usłyszałam w radiu ,że dziś jest Dzień Bez Mięsa / Światowy ,czy też Międzynarodowy /. Czy to dlatego Pyry jedzą dziś tylko warzywa z patelni ? 🙂
U mnie na obiad miał być gulasz z makaronem ,ale po powrocie z zakupów zjedliśmy zjedliśmy bagietkę i kiełbasę ze słoika zZakładów Mięsnych w Łukowie .Ta kiełbasa wcale nie wyglada jak kiełbasa .Kiedyś to nazywano chyba tuszonką / ale to pewnie rusycyzm / .Smakuje bardzo dobrze i wyczytałam z etykiety ,że produkt otrzymał Laur Konsumencki .Ja pewnie bym na to nie zwróciła uwagi ,ale dziś zakupy robiłam w towarzystwie męża . Poleciłam mu,aby nie stał z boku tylko porozglądał się i może coś też wybrał . No i tak najedliśmy się ,że obiadu dziś nie będzie,zwłaszcza że wieczorem czeka nas kolacja u znajomych – zaległe imieniny Bożeny .
jesli komus zbyt malo kicza to podsylam jeszcze jednego 😆 dostalem kiczowate zaproszenie 😆 na kiczowata impreze 😆
dziwie sie tylko ze dorotal jeszcze tego tu nie prezentowala 😆 jest prawa i lewa strona 😆
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Desktop#5450725236184379186
Tych bocianów ,o których wspomniała Pyra to na razie tyle co na lekarstwo – zdaje się ,że 9 w całym kraju .Ale to już dobry początek .
A deszcze przesuwają się na wschód i nad Zatoką Gdańską także popadało .Żeby tylko jutro było pogodnie ,bo planujemy długi spacer w Sopocie ,alejką od mola aż do granicy z Gdynią .Tam na pewno jest sucho ,więc można będzie włożyć już lżejsze buty .
Dorotolu ,ależ Ty masz nerwową pracę .
Zdzichu ,na przyszłość słuchaj raczej opinii kobiet o filmach .Dorotol skrytykowała ten film ,a ja w dużej mierze zgodziłam się z nią .
Ztymi opiniami jest zresztą różnie .Właśnie wchodzi na ekrany film ” Była sobie dziewczyna ” /właściwie powinno być – Podwójna edukacja / .Przeczytałam dwie zupełnie różne recenzje – w jednej zachwyt , w drugiej rozczarowanie .To ja mam gdzieś takie recenzje i w związku z tym planuję dotlenianie się nad morzem .No ,ale jeśli film jest rzeczywiście dobry ,to trochę szkoda gonie obejrzeć .
a ja dzisiaj kupiłam świeżą wątrobę wołową (dawno na nią polowałam) i na obiad była ta wątroba … smażona na czosnkowo-bazyliowym oleju i posypana świeżo zmielonym kolorowym pieprzem (pyszna) do tego „młode” ziemniaki z koperkiem i do wyboru ogórek kiszony lub mizeria …
teraz poobiednia kawka z naleśnikami polanymi jogurtem z łyżka konfitur wiśniowych … posypane wszystko migdałami i tartą gorzką czekoladą …
Arcadius – trzeba było nie przysypiać kiedy chwaliliśmy projekt zaproszenia i nawet kiczolubnego fotografika
Naleśnikowa rozpusta Jolinka 😀
U mnie też po obiedzie. Było leczo.
Za oknem szaro, ale jeszcze sucho.
Sniadanie – miksowane owoce
Obiad – zupa ze szparagów
Podwieczorek – bezy, bita śmietana, puree z kasztanów
Kolacja – kotlety cielęce, jarmuż, sałata
Na dworze ciepławo, pochmurno, na deszcz się zbiera. Obejrzeliśmy znowu Yeti i jeepa. Osobistemu serce rwie się do amerykańskiej limuzyny 🙄 Czekamy na korzystną ofertę. Tymczasem przeglądamy prospekty innych marek. Osobisty zdumiony, jakie wszystko drogie 😯 Przez 12 lat nie interesowały go ani ceny, ani walory innych samochodów…
Jestem cała w nerwach!
W ubiegłym tygodniu, przed wyjazdem, dałam komputer do przeformatowania pani, która dba o nasze komputery.
Efekt jest taki, że poza kilkoma archiwalnymi folderami i pocztą, zniknęło mi absolutnie wszystko!!! Materiały gromadzone przez trzynaście lat wyparowały.
Wczoraj komputer powędrował do firmy zajmujacej się odzyskiwaniem danych – teraz korzystam z mężowskiej uprzejmości. Najwcześniej w poniedziałek po południu dowiem się jak sprawy stoją.
Mam nadzieję, że nie będę musiała popełniać jakiegoś przestępstwa, celem zachęcenia wiadomych służb do wydobycia całego materiału z mojego komputera.
Oj, nie jest mi wcale do śmiechu. Trzymajcie kciuki.
A przyjazny szpital odwiedziłam właśnie dzisiaj w Grodzisku Wielkopolskim. Po dokładnym odpytaniu wielu znajomych lekarzy, ustaliłam, że to właśnie tam pracują tacy specjaliści, jakich potrzebuję. Pojechałam na konieczne, końcowe badania. Towarzyszył mi mąż i oboje byliśmy zdumieni życzliwością, kulturą, troską i profesjonalizmem.
Podjęłam zatem decyzję oddania się w ręce tamtejszego personelu. Konieczna operacja zostanie wykonana 30 marca. Teraz 10 dni koniecznego przygotowania farmakologicznego.
Liczę na to, że na Wielkanoc zmartwychwstanie mój komputer a ja zostanę nareperowana żeby móc z niego dobrze korzystać.
A chwilowo: „smutno mi Boże…” 🙁 🙁 🙁
Jotko,
glowa do gory!
ojej jotko taka przykra sprawa … trzymam kciuki za wydobycie z mroku Twoich zapisów komputerowych …
dobrze, że szpital przyjazny … za tydzień będziemy zaciskać kciuki ..
a gdzie Zgaga? … jest najlepsza w trzymaniu kciuków …
Jotko – kciuki to nic; mogę trzymać duży palec od lewej nogi w atramencie (przy okazjach egzaminacyjnych sposób niezawodny). Przepadek plików zaliczyłam osobiście i nigdy ich nie odzyskałam – nie miałam takich fachowców pod ręką. Moja Lena w czasie pisania magisterki korzystała z komputera kolegi – myśmy jeszcze nie miały ustrojstwa. Zagfinęły jej trzy rozdziały pracy gdzieś w cyberprzestrzeni. Nie pomogły łzy i zaklęcia – pisać trzeba było raz jeszcze.
no to ide…………………….
tylko wróć uśmiechnięta … 🙂
fajny pomysł …
http://czympachnieuzakow.blox.pl/2010/03/ogorek-z-lososiem-twarozkiem-i-kielkami-wg-diety.html#ListaKomentarzy
Dzien dobry Szampanstwu!
Pierwszy tutaj. Kolebiemy sie juz w strone „portu macierzystego”, juz po Intercostal Waters. Tyle bedzie żeglowania na dzisiaj. Zostaje jeszcze niedziela i poniedziałek, we wtorek bladym świtem lecimy i pewnie tez przeżyjemy lekki szok termiczny, a na pewno krajobrazowy, bo na zieleń u siebie będziemy musieli czekac do maja.
Powita Gospodarza!
PYRO,
wodę piją zwierzęta i desperaci 😉
Dzisiaj jesteśmy zaproszeni do Kapitanowej Ewy w celach domycia sie, wyprania i na znakomite jedzenie. Jutro powtorka z rozrywki, czyli Miami i obiecana mamy wizytę w knajpie, gdzie za za dyche można jeś, ile się chce. Takich knajp wszędzie pełno, ale w tej serwują również ostrygi 😉
Na lunch była awanturka z parówkami, masą jajeczną i szczypiorkiem, a co!
Załoga pozdrawia!
p.s.Oczywiscie miało by :powitaĆ
No wiecie co!?
Wiosny nikt nie zauważył!
Od kilkunastu minut kalendarzowa i astronomiczna.
🙂 🙂 🙂
Leje.
Ten w środku to mój łuk.
Sezon czas zacząć.
Jak mam zauwazyc wiosne’ kiedy tutaj lato? 😯
Dobry wieczór Szanownemu Blogowisku 😀
Oczywiście trzymam i będę trzymać na bieżąco. 😀
Coś ta wiosna na mnie dziwnie działa, czuję się jak pies łańcuchowy, jak go wreszcie odepną. Nie potrafię usiedzieć w domu. Ale to chyba pozytywny objaw, po tylu miesiącach „aresztu domowego”. 😉
Jeśli chodzi o dzisiejszy dzień, to jest to Światowy Dzień Wróbla :
http://wyborcza.pl/1,75248,7682462,Alarm_w_sprawie_wrobli___dramatycznie_spada_ich_liczba.html
Pyro, ogromnie się ucieszyłam, że już mogłaś wrócić na „łono”. 🙂
Witam też Gospodarzowstwo, myślę, że będziemy mogli pooglądać choć odrobinkę zdjęć z wyprawy w tropiki, tak jak mogliśmy się pozachwycać zdjęciami Cichala ?
Alicjo, Ty wiesz ile Cię czeka roboty po powrocie ? Ile zdjęć do przejrzenia ? Opaleniznę masz godną pozazdroszczenia. 😆
Ależ dziś lista toastowa nam się wydłużyła, trzeba będzie odłożyć kroplomierz i trochę zaszaleć pigwówkowo. 😆
Na zdrowie : Męża Aliny, Jotki, Żaby i Jej przychówku, Pana Lulka, Marka K., całego Blogowiska, Bandyty, „piesa” Pepegora oraz za sukces Dorotola i Arkadiusa, odnalezienia zgubionych plików Jotki !
No i zdrowie wędrowca na szlaku. 😆
Ewa z Poznania u Doroty
O wróbelku
Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie szanuje wróbelka.
Więc wołam:Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?
Kochajcie wróbelka,dziewczęta,
kochajcie,do jasnej cholery!
K.I.Gałczyński
Wydaje mi się, że sroki wyjadły większość „grubelków” z naszych miast. I jak tu kochać wróbelki, jeżeli ich nie ma?
Przyłączam się do toastu Zgagi! Zdrowie!
Doroto, piękny wierszyk. 😀
Dobry wieczór smakoszom z forum,
takie zdanie znalazłam w tekście powyżej – ” Każde zwierzę musi mieć co najmniej 50 m wolnego wybiegu. Jego pokarm to pszenica, owies, jęczmień, groszek i fasola…”
Wczoraj kupiłam kurczaka w supermarkecie, obrośniętego białym nieapetycznym tłuszczem podskórnym – pewnie z braku ruchu i nieodpowiedniej diety. Wczoraj zjedliśmy z niego upieczone udka z bardzo mocnym sosem czosnkowym (czosnek, sól, oliwka, cytryna i piertuszka) i było ok. Dzisiaj reszta kurczaka jest tragiczna w smaku, całość nadaje się do kosza po kilku próbach zabicia jego jałowego smaku przyprawami i sosami.
Jest taki nowy, modny wśród gdańskich mężczyzn sport – wędkowanie z kutra na dorsze. Dostałam ostatnio takiego dorsza, złowionego o świcie przez wędkarza sportsmena. Od tej pory nie chcę kupować dorszy nawet na hali, gdzie niby są świeże.
Ja też lubię sport :).
Nie wiem, czy można toastować herbatą… Mam Gościa w domu, który suszy w Wielkim Poście i nie uchodzi mi, prowadzić go na pokuszenie.
Pyro, na naszym osiedlu jeszcze są, tylko dużo mniej (chyba jednak przez tą ostrą zimę), nawet dziś miałam okazję ich posłuchać. Niestety sroki i gołębie też są. I pomyśleć, że 2 lata byłam zadowolona, że sroki się pokazały, bo to było jakieś urozmaicenie na osiedlu okupowanym przez gołębie.
Przyłączam się do toastu Zgagi.
To nie wróble domowe, ale jakieś pokrewieństwo chyba jest. Sympatyczne. Zdjęcia zrobione wczoraj przed wieczorem.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/PoznajmySie#slideshow/5450736266904275746
Proponowany przez Zgagę toast będzie wzniesiony o odpowiedniej tutaj porze.
Alicani,
witaj, bo chyba po raz pierwszy tutaj.
Alicani – sposób na otłuszczone kurczaki wypróbowany w mojej rodzinie :
Kurczaka namoczyć na 2 godziny w wiadrze z mocną solanką bardzo zimną ( woda + opakowanie kostek lodu). Kuraka wyją z wody, wygnieść nadmiar płynu, osuszyć, wrzucić do środka garść majeranku i szczyptę tymianku. Te same zioła w zagłębienia skrzydeł i nóżek (pachwiny) polać olejem i wsadzić do piekarnika na 200 stopni. Nie ruszać – ze dwa razy polać tłuszczem wytopionym. Po półgodzinie odkryć rondel i dopiekać odkrytego. Jest naprawdę b. dobry, nie za tłusty i aromatyczny.
Alicani, o prawdziwych kurczakach, to marzy 90% naszej „Bandy”. Starsi mieszczanie od przez 40 lat już sobie zdążyli „przestawić” kubki smakowe na te koszmarne, bo nie ma innego wyjścia. 🙁
Ale w pamięci został jeszcze smak i zapach prawdziwych kurczaków.
Nowy, jakie piękne, jak napuszone. 😆 Jak ja lubię takie maciupcie, pierzaste ptaki. Dzięki.
Pyro, a nie mozna od ruskich od razu jakiej chudej nabyc i sie z tym nie paskudzic przez ze dwie godziny, tak na rybke, skoro juz o dorszach?
Alicani, juz wie, hejki,
Pyro, „toastować” można nawet wirtualnie, myślę, że przede wszystkim chodzi o te dobre myśli wysyłane w przestworza. Jak nie miałam pigwówki (z kroplomierzem) a wykończyłam wino mojej Starszej ( 😳 ), to też wznosiłam toast kawą lub herbatą. 😀
Takitam – daj namiary na tego „prawdziwego” dorsza albo i rybkę jako taką, a dotaniesz rozgrzeszenie i może nawet dyspensę
Pyro – dziękuję za radę na odtłuszczenie kurczaków. Może go wypróbuję przy następnym moim napadzie lenistwa – czyli co zorganizować do jedzenia na najbiższy weekend w pobliskim supermarkecie.
Pamiętam jednak takie zdjęcie załączone na tym forum przez Alicję – białe kurki, wysportowane, bo biegające za sypiącą ziarno karmicielką kurek. Wydaje mi się, że te kurki nie miały białego nieapetycznego tłuszczyku pod skórą a ich mięsko było smakowite i aromatyczne.
I to mi się marzy – możliwość kupienia kurczaków z hodowli eco – z wybiegiem na ziołowych łąkach a w okresach zimowych karmionych paszą naturalną a nie mączką rybią
Czasem to się zastanawiam czy nie wrócić do domowej tradycji i kupić kilka młodych kurczaków. Trawy pod dostatkiem, zboże tanie jak zboże, miejsce się znajdzie gdzie mogłyby mieszkać. Pożytek też byłby większy niż z kanarka.
Jajka od zielononóżki – marzenie. Rosół z młodego kogutka – ech, łza się w oku kręci.
Zabijać też potrafię, tylko to patroszenie 🙁
Wydało się : jestem killer …
Z siekierą .
Całe prawie życie hodowałam kilka kur , dopóki miałam ogród i dzieci do wykarmienia. Jajka rzeczywiście rewelacyjne i rosół i kura w rosole. Zabić nie zabiję, wypatroszyc umiem. ale kur jako stworzeń nie lubię. To najglupsze stworzenia, jakie hasały w moim otoczeniu.
Pyro, to może stąd się wzięło określenie „lura domowa” ? 😉
Oczywiście ma być „kura domowa”. 🙁
Lura domowa to kawa w moim wydaniu 😉 Nie lubię mocnej 🙄
Strasznie późna dziś kolacja, ale dobra była, i do tego jeszcze Lacryma Christi del Vesuvio 😎
Dyskutujemy o samochodach, niedługo będę ekspertem od felg, sensorów i innych relingów (na dachu) 🙄
Osobisty rozłożył prospekty na dywanie i jeden kot od razu położył się na skodzie. Osobisty kombinuje czym posmarować katalog jeepa… 😉
Lury nie lubię, lubię Nemo. Pamiętać: nie częstować Nemo kawą (albo niech sobie sama zrobi)
Na pobliskich mi Kaszubach ich rodowici mieszkańcy wymyślili już całe mnóstwo super atrakcji – gospodarstwa agroturystyczne, spływy kajakowe poprzez 30 jezior, fabrykę porcelany na piaszczystych polach Lubiany, kaszubskie truskawkobranie, połowy dorsza z kutra, śledzie po kaszubsku, słupsku i wejherowsku, wędkowanie na szczupaka na pojezierzu, prawdziwkobranie w lasach kościerskich, hodowle strusi, pobieranie prądu z Raduni, elektrownie wiatrowe pod Puckiem, worldcentrum windsurfingu na zatoce puckiej, fokarium w Helu, itp. Dlaczego jednak gdańskie supermarkety nie są zasypane kurczakami z metryczką „kurczak kaszubski” posiadającego gwarancję jakości?
Alicani, bo takie kurczaki musiałyby kosztować 5 razy tyle.
Alicani – to proste. Żaden „kaszubski kurczak” nie mógłby kosztować 6 zł /kg. W eco hodowli nie może być ich więcej niż 100 szt w gospodarstwie. Każdego trzeba wyżywić (a najpierw kupić jednodniówkę), nie ma mowy, aby przed upływem 6 mies osiągnął wagę 1 kg, zabić trzeba (nikt z 50 szt do ubojni nie pojedzie) oskubać i wypatroszyć – schłodzić i dostarczyć do sprzedawcy. Taki kurczak musiałby być po 25 złotych/szt
ok, niech kosztują. Dzisiaj też kupiłam prawdziwy serek za 14 zetów, podczas gdy Turek kosztuje ok. 4. Nie muszę tego serka jeść co tydzień, nie muszę tego „kaszubskiego kurczaka” jeść co kwartał 😉
ale niech są!
W Warszawie jest parę sklepów , gdzie takiego kurczaka możesz sobie zamówić i kupić jajka od zielononóżek.
Małgosiu – naprawdę?. Podaj mi proszę namiary, może są to sklepy sieciowe, które są też w 3-mieście. a jak nie to i tak chętnie się z nimi skontaktuję.
Pyro, 😀
Mnie wystarczy herbata. Nie za mocna 🙄
Dla gości mam nespresso a la George Clooney lub ekspresik włoski z kawą jak się należy 😉
Małgosiu, a czy któryś z tych warszawskich sklepów należy do sieci ogólnopolskiej ? Bo ja nic nie słyszałam o takim sklepie w moim mieście. 🙁 A chętnie bym wydała raz na kwartał tyle kasy na prawdziwego kurczaka, nie mówiąc już o jajkach od prawdziwych kur.
Nemo – jeżeli nie ma kawy tureckiej (w tygielkach specjalnie mielona) to najchętniej piję ogólnobiurową kawę „na gruncie” tylko dobrego gatunku. Po 3 minutach napar jest jak trzeba, a grunt na dole
Ja kupuję tu:
http://www.organicmarket.pl/nasze-sklepy.html
tak już długo żyję a nie znam smaku jajek od zielononóżek….
To spróbuj Alicani w Rumii 🙂
Pyro, ja jeszcze kilka lat temu, nie umiałam przełknąć kawy „z filtra”, ani rozpuszczalnej. Nawet nie kojarzę, w jakich okolicznościach zaczęłam lubić wszystkie jej postacie. Ale warunek jest stały, musi być dobra gatunkowo – a raczej smakowo, nie cierpię gatunku „robusta”.
galeria Bałtycka – organic. Ok, dziękuję Małgosiu – zajrzę tam jutro to może poznam smak jajek. A kurczaki?
Małgosiu, wielkie dzięki 😆
A ja niecnie wykorzystuję znajomych mających domy na wsi – np nadaję komunikat do Haneczki : BAdź dobrą koleżanką, kup jaja sołtysa, twarog pani Basi i prawdziwe pyry u chłopa. I Haneczka kupuje, a jadąc do Poznania przywozi. Jasne, że nie jest to z dnia na dzień, ale działa. Jajka zresztą dostaję czasem i z innych źródeł. A z tych pyr , to się nie śmiejcie – kiedy pierwszy raz byłam u Haneczki, najbardziej mi smakowały ziemniaki – takich nie jadłam ze trzydzieści lat. Haneczka mówiła, że stale są na targowisku. Poprosiłam i dostałam.
Alicani, możesz jeszcze zajrzeć do nich:
http://www.specjalwiejski.pl/gdansk.php
W Organic w W-wie można takiego kurczaka sobie zamówić. Idziesz do sklepu , wpisują Cię w zeszyt i mówią kiedy odebrać.
No tak Pyro, ale nie każdy ma TAKĄ Haneczkę pod bokiem 🙁
Pyro, to chwała Haneczce !
Małgosiu, znalazłam ten sklep, wielkie dzięki. !!!
No to życzę Wam udanych zakupów 😀
Dzięki, tych ze straganów na Placu Dominikańskim znam i niekoniecznie im wierzę – często sprzedają fermowe jako naturszczykowe. Jest tam jeden sprzedawca, który pokazuje pieczątki na jajach ale nie ukrywa, że bierze je z hurtu – tego lubię.
Czasem kupuję jajka od takich pań pod płotem, które zarzekają się , że to z ich gospodarstwa. Te jajka nie mają żadnych pieczątek i są smaczne jak się trafi od czasu do czasu :).
Dobry wieczór na rubieży. Od wczoraj moja wielka zaspa śniegowa zmalała do rozmiarów paseczka śniegu – jutro pewnie zniknie.
Wróciłam z żyznej Wielkopolski na Pomorze Zachodnie, zawiozłam tam rybki, oczywiście, objadłam się jajkami faszerowanymi (na moją cześć!) i kaczuszką pieczoną w towarzystwie jabłek, jakieś sto kilometrów jechałam dziś bez widoczności, na światła pozycyjne tira przede mną – lało i mgliło, a ciemno było kompletnie, coś okropnego. Home, sweet home.
Z wiadomości sieciowych: w Piotrze i Pawle można kupić jajka zerówki, a znowuż w Realu bywają kurczaki „zagrodowe” – nie wiem, na ile one w zagrodzie żyły, ale inaczej zupełnie smakują od wielkoprzemysłowych i mają twarde kości. Spożywam, polecam.
Jotko, trzymaj się dzielnie w tej Leśnej Górze!
Nisia – czy ja już mam brać z Tobą rozwód od stołu i łoża? Byłaś 3 ptr niżej? No, w mordę i nożem…
zupełnie przypadkowo trafiłam na ten sklep na Chmielnej. Rzeczywiście samo zdrowie, ale ceny 😯 Chyba lepiej mieć takich zaprzyjaźnionych dostawców gdzieś na wsi 🙂 , a jeszcze lepiej samemu tak zamieszkać 🙂
Jotko, dopiero teraz przeczytałam o Twoich zmartwieniach, bądź dobrej myśli, oczywiście kciuki zapewnione:)
Barbaro, pewnie, że lepiej. Ale jak się nie ma w pobliżu takich, zaprzyjaźnionych dostawców, to jestem gotowa jeść sam żur przez kilka tygodni, żeby uciułać na takiego wspaniałego kuraka, co „po placu latał”. 😆
oczywiście miało być 🙂 , zapomniałam o odstępie!
taki żur też nie jest zły 🙂
Alicja tutaj –
Juz na lądzie, po pysznym obiedzie u Ewy. Cichal nastawia na chleb, pierzemy brudy, a sami jestesmy juz wyprani.
Zgago,
zdaję sobie sprawę, że roboty będzie sporo, ale jak trzeba… to trza 😉
A mam już 2 powody do postu; pierwszy to w/w a drugi, to dzisiaj odwiedzając EMPiK zobaczyłam pięknie wydany zbiór Melchiora Wańkowicza; Szczęnięce lata, Ziele na kraterze oraz Ojciec i Córki – korespondencje – listy z lat 1921 do 1941. Już jestem „chora” na nią. Wprawdzie „Ziele” mam ale reszty nie.
Alicjo, najważniejsze, że spędziliście ekscytujące 2 tygodnie i zobaczyliście tyle wspaniałości. Jak wiadomo; „robota, nie zając, nie ucieknie”. 😉
Zgago – „Szczenięce lata” – jak najbardziej, to urocza pozycja, ale listy…. jakby to delikatnie powiedzieć…wg dzisiejszej naszej wrażliwości, są piekielnie, tak młodopolsko ekspresyjne, czasem i pretensjonalne. To nie jest męczące w listach od i do córek nastolatek; natomiast listy okupacyjne… tylko kotłów grzmiących, surm i harf anielskich brakuje.
Pyro, jednym słowem, wysyłasz mnie do EMPiKu, żebym sobie tam najpierw przeczytała trochę tych listów ? Jest tam nawet taki kącik, gdzie można usiąść i trochę poczytać, może to i dobra rada. 🙂
„Chodzi, chodzi Baj po ścianie,
chodzi po suficie,
zna tysiące pięknych bajek,
kocha je nad życie”
Baj spał pod poduszką u mojego Stasia. Poszedł z domu i go zostawił. Teraz ja się położę, żeby Baj mógł mi opowiedzieć śliczną bajkę na dobranoc.
Pyro, zastanowiło mnie jeszcze coś; o ile pamiętam, to „szczenięce lata”, które czytałam, to była cieniutka książczyna a w ten zbiór jest formatu A-4 i grubaśny, fakt, że druk wyraźny, ale nie przesadnie duży. Chyba jednak jeszcze raz się tam przejdę i sprawdzę, czyżby to co ja czytałam, było aż tak okrojone przez cenzurę ?
To spokojnej i baśniowej nocy Ci życzę Pyro. 😀
Żabo, śpisz ?
To ja wezmę przykład z Pyry i też pójdę spać. Życzę Blogowisku dobrej, spokojnej nocy i miłych snów. 😆
„Wlazł pajączek na pierwszą poduszczynę
I odpoczął odrobinę.
Wlazł na drugą poduszczynę
I odpoczął odrobinę.
Wlazł na trzecią poduszczynę
I odpoczął odrobinę.
Wlazł na czwartą po……. ”
hrrrrr, hrrrrrrr, hrrrrrrrr.
😆 😆
Pyro, no coś Ty! Nie trzy piętra, tylko sto kilometrów niżej, w Chodzieży byłam! Gdzież bym mogła – trzy piętra!
W Chodzieży mieszka moja bratanica i chrzestna córka zarazem wraz ze swoim mężem, a moim chrzestnym zięciem i synkami drągalami oraz psem, west-highland-white terierem o boskim imieniu Armani Pustynna Burza. W domu psinka ma ksywę Arnold. Biedny, musi zjadać jakieś paprochy, a chętnie podłączyłby się do ludzkiego żarcia, oj chętnie. Na kaczuszkę miał taaaakie oczy. 😆
Dobranoc – moja Szanta już śpi i czeka grzecznie na panią, żeby się przytulić do nóg (w obrębie kocyka, z którego jakimś cudem nie złazi)…
Dobry dzień … 🙂 … już jest dziesiątka na plusie i słońce świeci w kuchenne okno … Wiosna Panie Sierżancie
http://www.youtube.com/watch?v=PYXlvwVKj68
No, to Nisia jeszcze krzynkę pożyje. Nie będę jej mordowała. Żaby psy też mają „oficjalne” imiona wykwitne, a potem psinę woła się „pies” i też dobrze. Coś nam Dorotol niczego nie meldowała jeszcze.Ile czasu mam trzymać te kciuki?
Dorotol chyba zabalowała a my tu czekamy na relacje …
Witam, dziekuje za kciukowe wsparcie, odbylo sie, goscie przybyli, jak na deszcz i sobote wieczor, tlumnie, ludzie byli i mili i choc pgrazylismy ich w odczytach i rozleglym programie otwarcia mowili, ze bylo dobrze i interesujaco, najciekawsza i najdowcipniejsza byla Viktoria Korb, opowiastka Wolframa o sasiedzie Kowalskim tez znalazla aplauz.
Jolinek ma racje, gdyz potem impreza konczyla sie w autentycznym sznku u „Grubego Szynkarza”
Ja ze wzgledu na te zagrywki przed otwarciem to tak sobie ale wierchuszka chodzi dumna, ze miala taka impreze, towarzystwo bylo pol na pol polskie i niemieckie ale obie grupy byly na poziomie, bylo bardzo kulturalnie.
to gratulacje Dorotol … teraz zrób sobie coś pysznego w nagrodę … 🙂
Dorotol – aplauz na stojąco masz od Blogowiska pleno titulo. Teraz trzeba utwierdzać naczalstwo w przekonaniu, że jeżeli chcą mieć częściej dobre i interesujące imprezy, to p. Dorota L jest nieodzowna ( i parę centów dla niej też trzeba przewidzieć).
Oj, chyba warzywka i to surowe, gdyz w trakcie tego latania, ostatnie dwa tygodnie, to sie lapalo w grasc i jadlo takie rozne rzeczy niewskazane raczej.
Uff, doczytałam blog.
Zdzichu, Arcadiusie, co tam miało być, bo jest taki tekst:
„Ups… Tu nie ma nic do oglądania. Albo nie masz dostępu do zdjęć, albo pod tym adresem internetowym po prostu nie ma żadnych zdjęć. Skontaktuj się bezpośrednio z właścicielem albumu, aby uzyskać dostęp”
Dziękuję, postoję…
Ciepło i pada. Śnieg spłynął, prawie wszędzie.
Wracając ze Szczecina kupiłam sobie kilka nowych wierteł, chyba dzisiaj wypróbuję.
Od Pyry się dowiedziałam, że zięć w Poznaniu. Do dziecka nie mogę się dodzwonić, bo ma rozładowany telefon. Oni (młodzi) często mają rozładowane telefony, bo ładowanie ich jest sprawą przyziemną, a oni są ponad to. Chyba wezmę bułkę drożdżową (przepis nieco zmodyfikowałam i już jest bardziej podobna do babki) i pojadę zobaczyć co tam słychać. Moja córka wygląda rozpaczliwie przeźroczyście (a tak ładnie wyglądała po odpoczynku w Egipcie) i jest taka chuda, ze biodra jej sterczą, a z buzi na małolatę, mimo trojga dzieci (nic więcej nie powiem, bo mnie szlag trafia).
Dorotolu, gratulacje, dzielna kobita jesteś!!!
A ja już dzisiaj idę na obiad świąteczny … dzieciaki w przyszłą niedzielę wylatują w świat to obiad rodzinny wcześniej … 🙂
Pan Lulek się Misiu chyba obraził … albo coś tam kombinuje …
Pan Lulek to powinien przestać kombinować i zacząć dbać o siebie. Niestety naszą troskę o jego zdrowie traktuje na zasadzie : Huc mi ta huc , a swoje zrobię.
Miał chodzić na rehabilitację – skończyło się na jednej wizycie. Miał chodzić na obiady – nie chodzi. Miał chodzić na spacery – szkoda gadać…
Pisze ,że waga mu spadła. Tylko ja się pytam z czego mu spadło?
+8, lekki deszczyk…
Zadzwonił tunezyjski handlarz z Zurychu, przyjedzie dziś po południu, kciuków nie musicie trzymać, chcę sprawdzić moje możliwości 😉
Chyba upiekę jakieś ciasto.
Doroto,
gratulacje! Byłam przekonana, że dobrze pójdzie. Przy tym ładunku dynamitu 😎
Coś ostatnio za spokojnie było. A jak jest tak spokojnie, to napewno pieprznie z hukiem (Przepraszam za pieprzenie,ale ulgi szukam). No i tak; mój Synuś malutki, co to Baja pod poduszką trzymał, wylądował dzisiaj rano w szpitalu z wieńcówką w stanie ostrym. Nigotanie przedsionków , nieustabilizowane ciśnienie i takie tam. Umrzeć na to zaraz nie umrze i parametry mu ustabilizują w czasie kilku dni, ale to już po raz drugi. Nie wiem, czy jestem bardziej zmartwiona, czy bardziej zła. Dobrze przynajmniej, że wzięli go do dobrego, tradycyjnego szpitala (Kolejowy w Puszczykowie)
A wiesz co Pyro, ja też się boję jak jest za spokojnie. Jak tylko zdarzy mi się pomyśleć, że fajnie jest, to zaraz tak w łeb dostaję, że zapominam, że może być fajnie.
Oj Pyro, to teraz my wespol zespol wysylamy dobre energie Twojemu Synowi.
A tak w ogóle to oczywiście życzę zdrowia Tobie i Twojej Rodzinie.
Och, przestańcie tak pesymistycznie patrzeć na życie 😯 Cały czas w tyle głowy „Oj, coś za dobrze, zaraz pieprznie” 🙄 Pieprznie tak czy siak, cieszmy się chwilą. Los trzyma tyle w zanadrzu, że lepiej nie wiedzieć 🙄 Czarnowidzeniem i krakaniem nie powstrzymamy ewentualnych wydarzeń, tylko zatrujemy i tak rzadkie momenty spokoju i radości.
Pyro, trzymaj się dzielnie, i tak nie masz wpływu na sytuację, więc pocieszaj się, że syn jest w dobrych rękach i lekarze zadbają o jego pompę z przyległościami. Na migotanie mają defibrylator 😎
Witam Blogowisko słonecznie. 😀
Pyro, to jest tzw.”stara prawda” ale też „samo życie”, że po okresie spokoju, dostajemy kopa. Dlatego od lat żyję w myśl sentencji Horacego „carpe diem”, bo kiedyś trzeba zebrać energię na walkę z „kopami”. Jednym słowem zgadzam się w 100 % z Nemo.
Ale prawdą jest też, że w trakcie „kopania” przez życie – zupełnie nie myślę o żadnych filozofiach, tylko się zamartwiam i to jest chyba normalne.
Życzę Ci, żeby Syn szybko wrócił do zdrowia a potem dbał o siebie.
Dorotol, Arkadiusie, gratuluję Wam sukcesu. 😀
Dziędobry na rubieży, a to się zapóźniłam!
Powitałam i idę oglądać kandydatów.
Pyro, trzymaj się, dobrze będzie, ja też już migotałam dwa razy i jest ok. 🙂
Ja sobie chyba słowa Nemo (12.31) wydrukuję i powieszę w widocznym miejscu. Trudno mi zachować taką postawę, przeważnie czekam, z której strony coś się posypie.
Pyro – syn w dobrych rękach i będzie dobrze. A potem niech tylko dba o siebie a Ty jak trzeba to susz mu o to głowę.
Dorotolu – gratuluję sukcesu, zaangażowania i energii.
Pyro-wszystkiego dobrego dla Twojego syna !
Małgosiu – grilowane halloumi w szlafroczkach bardzo wszystkim
smakowało. Wejdzie teraz na stałe do naszego repertuaru.
Poza tym zrobiłam eksperymentalnie gołąbki z pekińskiej kapusty
faszerowane mielonym halibutem,zalane sosem pomidorowym.
Bardzo delikatne w smaku i też do powtórzenia.
A na przystawkę były jaja faszerowane resztkami wędzonych ryb
z Trzebieży- wyszły rewelacyjnie ! Dzisiaj na śniadanie były resztki
farszu jajecznego na kanapkach.
A teraz już trzeba myśleć o obiedzie.
Ewa z Poznania u Doroty
Pyro,słyszałam dużo dobrego o tym szpitalu w Puszczykowie,musi być dobrze,lekarze potrafią pomóc,a i serdeczne myśli wszystkich życzliwych ludzi nie są bez znaczenia.Życzę Synowi szybkiego polepszenia, a całej Rodzinie dużo siły .Trzymaj się!
Wiem, że będzie dobrze (jeszcze tym razem). I nie jestem pesymistką, ale jak już się Synek ze szpitala wykałapućka, a ja go dostanę w szpony, to z pewnością nieco go uszkodzę. Jest za co.
Pozdrowienia z Miami.
Goscimy u Cichalow – dwa ostatnie dni. Plyniemy na lódke zabrac rzeczy i posprzątac po sobie – a potem udajemy sie do wsi. Przyjemnej niedzieli wszystkim, uściski dla Pyry – będzie dobrze!
Piekna byla dzisiaj pogoda i wiosna ruszyla pelna para. Dokonczylem budowy duzego kompostowiska. Ma nie chwalac sie kilka innych pod soba. Naszla mnie ochota na omlet. Byl ze swiezymi sultankami i innymi róznosciami.
Ucialem sobie poobiednia drzemke cala godzine. Budze sie i widze na taras zachodzi pregowany w biale laty kot. Delikatnie lapa zdejmuje z lapki na mysze przynente a tu ni z tego ni z owego skacze mu na grzbiet myszka czarna. Kot w nogi a ta spokojnie zjadla wszystko i schowala sie w mysia dziure.
Wiosna chyba nie dziwota kiedy mysz pogoni kota
Pan Lulek
Danusiu, bardzo mnie cieszy, że serek smakował. Szybko się robi a efekt jest.
S/y CYGNET i ja dziękujemy uczestnikom maxi – mini (maxi bo najdłuższy, mini, bo najskromniej obsadzony) Zjazdu! Dziękujmy Alicji i Jerzorowi za 3 tygodnie spędzonych wspólnie ze słońcem i wiatrem (no, raz był deszcz) ostrygami, winem, mulami i nocnym alarmem kotwicznym!
Do zobaczenia! A dzisiaj zaczynamy cykl bankietów pożegnalnych. Pogoda też jest znacząca. Ma byc deszcz w nocy i jutro. Floryda płacze, bo Zjazd się kończy…
http://picasaweb.google.pl/cichal05/SYCYGNET#
Piękne to łabędziątko!
Wiele wskazuje, ze przychodzi nareszcie wiosenny przelom. Tym bardziej, ze pod nieobecnosc Gospodarzy mozna bylo sobie poharcowac. Teraz tylko miotly w dlon, kujmy bron.
Toast !
Pan Lulek
Rejs zakończony – załoga dziękuje Kapitanowi. Dłuższa fotorelacja nastąpi po powrocie do domu. Zjazd natomiast zakończymy oficjalnie jutro. Według synoptyków we wtorek w Toronto ma byc deszczowo, ale 7c, czyli nie będzie szczególnego szoku termicznego.
Coś cicho na blogu – czyżby wszyscy gdzieś wybyli? My jeszcze gdzieś się wybierzemy dzisiaj, jeszcze sporo dnia przed nami.
Na pewno za chwilę pojawi się Zgaga i przypomni wszystkie zwyczajowe
toasty,do których dzisiaj dorzucamy klielichy za zdrowie syna Pyry
i za odzyskanie danych w komputerze Jotki.
Oczywiści duży łyk pijemy też za wiosnę,co to nareszcie jest
i w kalendarzu i w naturze 🙂
Oczywiście specjalny toast za załogę Cyneta, w oczekiwaniu
na szczegółowy fotoreportaż Alicji.
Z racji nadejścia wiosny jutro udajemy się z Pikselem do psiego
fryzjera. Pozbywamy się długiego zimowego futra.
No dobrze,skoro ciągle cicho na łączach to prowadzę nadal
mój monolog. Czytam historię „Podziemnego państwa „Karskiego
w wersji francuskiej.Dostałam w prezencie od przyjaciół Osobistego.
Uznali,że interesuję się historią,a szczególnie okresem II wojny (?)
Nie wiem doprawdy,dlaczego doszli do takiego wniosku,ale za prezent wypadało podziękować i zabrać się do lektury.Już od bardzo wielu
lat nie czytałam żadnej książki na temat wojny,bo jak wiele osób
z naszego pokolenia naczytałam się mnóstwo tej literatury w młodości
i uznałam,że już wystarczy.No,ale skoro los zadecydował inaczej…
Cicho jestem, bo znowu mamy jak po grudzie. Coś ten rok wybitnie przeszkodowy. No nic, czołganiem, ale do przodu 😉
Dorotolu, dlaczego nie ma fotograficznej relacji z wystawy? A może przegapiłam?
Jak to kiedyś celnie napisała Tuśka… prawda jest jak dupa, każdy ma swoją. I tak też zdzichu jest z opiniami o filmach.
Zdaj się więc na kobiety! Kobieta prawdę Ci powie.
Ale przypomnałeś sobie chociaż jak wyglądał fiat 125p, nyska i milicjant.
Te dwie godzinki mogę spakować i przesłać, mam kilka zaoszczędzonych, takich leniwyyych w okolicznościch mniej zimowych niż na filmie. Jeśli jednak bedziesz miał kiedyś ochotę na inny, chętnie coś polecę. 🙂
Zauważyliście, potwierdzam, wiosna na całego! Odwiedziliśmy po prawie trzech miesiącach wiejskie włościa, błoto na drodze aż po wahacze, zawieszenie jęczało, kierownica jak żywa, z rąk się rwała, ale udało się!
Śnieg jeszcze tu i tam zaleguje ale :
skowroniom już skowronki, drą się żurawie, latają gęsi, łażą młode żaby, śmigają jaszczurki, mrówki już wyszły na slonko.
Brata kotka przyniósła na wycieraczkę myszkę, obejrzałem- nie wyglądała na zabidzoną, kotkę pochwaliłem, schrupała sobie połowkę- tą z łepkiem, tą z ogonkiem zjadła kotka druga.
Było ognisko, kiełbaski, piwo…., ale to zadna oznaka wiosny, zimą też można.
Brat chciał podarować dwa kogutki, odmówiłem, musiałbym je wieźć do sąsiadów w tym błocie po wahacze do sąsiadów celem skrócenia szyj, wrócić, skubać, bebeszyć a potem rosół gotować….Przywieźliśmy więc tylko jajek zielononóżkowych, bo kury zaczęły się wiosennie nieść!! chodzą, skubią, grzebią, dziobią, seks uprawiają aż pióra lecą!
A ludzie ze wsi przyjeżdżają do brata po jajka, ludzie ze wsi!! do miastowego, do warszawiaka, po jajka!! kogut na rosół, do warszawiaka! kaczka…. do warszawiaka…
Jaja na całego!!
Antkowi jaj zazdrościmy.
Śnieg zniknął. Pomagałem mu kilka dni. Zobaczyć trawnik bez śniegu bezcenne 🙂
Haneczko zdjec nie robilam bo bylam zajeta a arcadiusowi pewnie jego mieszczanstwo koliduje z innym mieszczanstwem i kiczem wiec zdjec nie wstawil, dobrej nocki i sza….
Toast chyba nieco pomógł, bo Staś już na noc przeniesiony z OIOM-u, na normalny oddział. Czyli nic mu nie zagraża, może nadal zasuwać po 20 godzin. Przepraszam – zagraża mu rodzicielka. Nie wiem tylko jak go przełożyć przez kolano, bo jako żywo, przypomina naszego Brzucha.
Jestem znowu.
Gratuluję Dorocie i Arcadiusowi. Nie było więc nie tylko źle, ale nawet dobrze i to cieszy. Jeszcze raz gratuluję.
Moja LP zadysponowała w czorajszym wieczorem i byliśmy też w śród Polaków, na występie Kabaretu RAK. Było naprawdę nieźle ? jak na moją skalę. Nieźle też poczynaliśmy sobie w przerwie i zaraz po zakończeniu, bo występ miał miejsce w hotelu, a ten na szczęście miał bar. Jako, że sprawy transportu za wczasu oddalem w ręce mojej, tak mogliśmy te i inne sprawy jeszcze dogadać. Naturalnie, że włączyłem compa po powrocie, ale wrażenia które uciułałem dwoma palcami zeżarł mi nie łotr tym razem, ale mój przekęty Ofice 2007 i wszystko wsiąkło.
Podejmę się więc podsumowania:
Pyro, niestety tak to jest i matka jest zawsze zaszokowana. Myślę, że sprawa jest na prostej i głowa do góry! To samo należy się Alinie, której zdrowia męża nie tracimy z oczu, ale tu musimy sobie z tego zdawać sprawę, że nie będzie meldunku o zwycięstwie. Możemy owszem, dodawać otuchy, ale też najwyżej oczekiwać pozytywnych wiadomości o postępach. Głowa do góry!
Panie Lulku, nic przeciwko kompostnikom, albo butelkom pełnych nalewek, ale czas może nie na naleśniki z sułtankami, ale na jakąś dobrą pieczeń ze śląskimi kluskami? Ja je tu mam pod ręką, bo tu jest polski sklep, ale przecie, w Południowej Burgendlandii są chyba alternatywy?
Nemo, jak pewnie zauważys, stopniuję wg. wagi sprawy. Widzisz więc naprawdę szansę sprzedaży Waszego wraka, przy zachowaniu twarzy? W razie czego gratuluję, gdyby jednak miało pójść w d…, to podsuwam myśl czegoś na kształt okrągłego domowego stołu. Szkoda by było, gdyby Wam się miało z takich rzeczy wzajemnie rozliczać. Optymistycznie nastawia mnie natomiast Twoja chęć upieczenia ciasta. Jak byłem młody, to żony górników piekły ciasta, jak Górnik Zabrze miał się po raz kolejny mierzyć z potęgami europejskiej piłki. Jestem więc pełen optymizmu!
Najważniejsza sprawa to naturalnie zdrowie mojej suni Suny, Suni może, bo pisowni nie jestem sobie pewien, a nie chce mi się zaglądać do anałów. To był pies córki który przeszedł do nas. Była moja u pani lekarz, co zawsze i potwierdziła diagnozę: Alergia. To jest ocena szeroka jak morze i jedyne co, że nie roztocza, które sugerował Aszysz. Dostaje teraz antyalergiczną karmę i dapie się dalej. Prawda, że nie tak intensywnie, ale fleki z łysiną są coraż większe. Więc dalej to samo. Zgago, nie zapomnę Tobie tej pamięci!
Zamykam i gratuluję Cichalowi i Kingstończykom pomyślnego rejsu!
pepegor
Ten nasz Piotruś Hanowerczyk jest rozczulający; pamięta o wszystkim. Spokojnej nocy Pepegorze.
Oj Prro, caluje!
Ide faktycznie spac!
Powłóczyliśmy się trochę, poszliśmy na obiad – były ostrygi i małże – ale coś się do mnie nie uśmiechały dzisiaj. Za to Cichal dał sobie w dziąsło dzisiaj – była to restauracja typu *all you can eat*, czyli – jedz, ile chcesz (płaciło się 12.50). Jerzor też sobie nie żałował.
Obejrzeliśmy film typu Indiana Jones (może nawet lepszy, tytuł zapomniałam) i teraz udajemy się na spoczynek. Dobranoc, gaszę światło – chyba, że jeszcze Nowy się pojawi… 🙂
A ja zanim spać pójdę, to szybko zapodam, jakie śledzie jadłam – w Trzebieży! – u przyjaciółki mojej, Starej Dzwonnicy (mamy taki zespół-prawie-szantowy), Ani: cebulkę bardzo drobno pokrajaną dusiła w oliwie, potem dodała do niej rodzynki, popieprzyła, dołożyła trochę przecieru pomidorowego i zalała tym śledzie matjasy. Pojechała na koncert zespołu Cztery Refy. Kiedy razem z Refami zjechaliśmy do niej na kolację, śledzie były pyszne. Rodzynek musi być nie za wiele, a przecieru tak, żeby sos zrobił się jasnopomarańczowy, czyli też niedużo.
Dobranoc!
🙂
Dzień dobry … 🙂
wieczór wczoraj na blogu zakończył się pomyślnie … tylko haneczka ma jakieś kłody … trzeba Zgagi na kłopoty haneczkowe …