Ballada o psie, który nie chciał serdelka
To są pączki nasze, domowe, usmażone przez Basię ale już po powrocie ze wsi
Ballada jak to ballada winna być krótka i zwarta. Taki też będzie ten tekst. Pan Tadeusz M. zaprzyjaźniony cieśla, zakończył (mimo śniegów i mrozów) prace w naszym wiejskim domu. Wyporządził pokoik gościnny na pięterku, robiąc nową wspaniałą podłogę a przy okazji izolację dźwiękową, która pozwoli nam spać gdy nad głową buszują i chichoczą goście. Dotyczy to zwłaszcza naszej wnuczki i jej przyjaciółki. Wprawił też przyzwoite drzwi pozwalające z kolei gościom spać spokojnie, gdy gospodarze rankiem przygotowują w kuchni śniadanie.
Pan Tadeusz uszczelnił także dwa największe okna robiąc nowe ramy zewnętrzne, zlikwidował szpary w ścianach werandy, ustawił porządnie stół w letniej kuchni i zrobił obudowę piekarnika. Słowem spory remont.
Musieliśmy przyjechać by odebrać te prace. Wyruszyliśmy mimo prognoz przewidujących śnieżyce w Warszawie i na Mazowszu, że o Kurpiach już nie wspomnę. Dojechaliśmy na miejsce nie widząc płatka śniegu. Pod dom dojechać się nie dało. Musieliśmy zaparkować auto na podwórku sąsiadów ale dzięki temu Zuzia swoim zwyczajem pobuszowała po stajni i oborze, wypatrując co tam przybyło z inwentarza. Do naszej furtki doszliśmy tylko dzięki temu, że cieśla przedeptał głęboką ścieżkę. Od naszego płotu pod domu też wędrowaliśmy jego śladami w tuneliku głębokim na pół metra.
Prace sprawdzono. Honorarium wypłacono ku zadowoleniu obu stron. Werandę dogrzaliśmy szybko dwoma elektrycznymi kaloryferami i zajęliśmy się przygotowywaniem małej przekąski, bo nic tak nie działa na apetyt jak wizyta na wsi.
Z czajnika wydobywa się para i zapach dobrej herbaty, kupione po drodze kajzerki odgrzane, a grubaśne serdelki też parują i rozglądają się za musztardą. Słowem wiejskie drugie śniadanie jak się patrzy.
Dołączył do nas Lolek czyli zaprzyjaźniony od szczeniaka piesek sąsiadów. Postanowiliśmy go dopuścić do uczty więc dostał (oczywiście po ostudzeniu) jednego serdelka. I odmówił współpracy. Trochę to nas wystraszyło, bo zwierzę pewnie wyczuło, że to nie jest najlepsze co można zjeść ale już było za późno. My właśnie przełknęliśmy ostatnie kęsy. Ale ponieważ mogę napisać tę balladę o Lolku, to znaczy, że żyjemy. I dzięki temu możemy pokazać wieś pod śniegiem po raz drugi.
Komentarze
Serdelki mało tłustoczwartkowe 🙂 Pączki, chrust…
Ciekawe czy kiełbasy z Sypniewa można dostać w Pułtusku?
Dwa dni temu kupiłem salceson ozorkowy i frankfurterki. Palce lizać. Salceson już zjadłem, ostatnie kiełbaski leżą w lodówce i czekają na kolację . Chyba zaraz pójdę do sklepu po pączki. Tradycja musi być.
Śnieg na razie nie pada.
ja smarkata jestem muszę wyjść … a tu pada, wieje i ponuro … może paczki mi dodadzą wigoru …
bardzo mi się podoba, że zamiast pączków serdelki, ozorys i frankfurterki 🙂 Misiu, nie idź po pączki 😉
No, tak, zrozumiałam właśnie dlaczego wczoraj w cukierni w Połczynie wyglądało pustawo – po prostu cała załoga piekła pączki na dzisiaj i nie rozdrabniali się na „codzienne” ciastka.
Najlepsze pączki smażyła moja Teściowa, Stasia. Nie były to pączki „dmuchane”, choć lekkie i delikatne. Zawsze z powidłami – śliwkowymi albo wiśniowymi i posypywane pudrem albo i drobnym kryształem. Słowo daję – przez 20 lat pomagałam i smażyłam ze Stasią, znam każdy gest, proporcję i warunki – i – nie umiem usmażyć takich pączków. Nie umiem też upiec takiej babki cytrynowej, jak moja Mama. Niby robię wszystko, jak trzeba; niby tak samo, a rezultat nie ten. Czary jakieś, czy jak?
To ja zacznę od sadzonych na boczku. Nie mam po co iść teraz karmić konie (karmić koni?), bo zobaczyłam przez okno, ze stado z małej stajni przyszło w odwiedzine do stada mieszkającego w hali. Z doświadczenia wiem, ze trochę pobiegają razem a potem same sie z powrotem podzielą i każde wróci na swój teren, nie ma co panikować.
Pyro, to jak z drożdżowym mojej Mamy. W domu była pewna specjalizacja: Ciocia Mycha bardziej od jednych wypieków, Mama bardziej od drugich. Ciasto drożdżowe na wszelkie swięta piekła zawsze moja Mama, w dużym nadmiarze i rozchodziło się ono potem po rodzinie, i krewnych i znajomych królika. Przed jedną Wielkanocą Mama miała operację i pieczenie ciasta spadło na Ciocię. Ciocia wyrabiała ciasto ściśle według instrukcji siedzącej w kuchni Mamy. Przepis ten sam, dodatki te same w tym samym czasie, miejsce to samo, naczynia i blaszki te same, piecyk ten sam, tylko ręka wyrabiająca inna. Ciasto też wyszło inne. Doskonałe, ale inne.
Byłem i zjadłem. Mniam mniam 🙂
dzień dobry, a u mnie było jajko ma miękko, twarożek, rzodkiewki i miód. Podoba mi się ta zima u pana Gospodarza, ta czysta biel śniegu, śniadanie na werandzie, no i ten uroczy Lolek 🙂 Moja suczka podobnie kręci nosem na takie poczęstunki jak serdelki, nawet na kiełbasę, ale drugi piesek pochłania wszystko, co się napatoczy, niestety, potrafi nawet spod śniegu wykopać jakiś „smakołyk”.
Żabo – i dlatego upieram się, że w gotowaniu i w medycynie musi być element magii, inaczej każdy mógłby się nauczyć wszystkiego i rezultaty byłyby jak klony, identyczne, niezależnie od wykonawcy. A tak nie jest
Barbaro – mój jamnik za kiełbasą nie przepada, parówek nie tyka, kawałeczkiem szynki nie pogardzi o ile wymazana masłem z mojej kanapki, kocha mięso w każdej postaci, choć zdecydowanie najmniej lubi indyka. Natomiast „kości mamuta” wykopywane na spacerach, czasem już doprawdy przypominające skamieliny, to jest dopiero wielka, psia przyjemność
ja tez chce
Ja wyjechałem
ja też bym chciała tylko towarzystwa odpowiedniego brak ….
a tu o pączkach:
http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,7547515,Tlusty_czwartek__Paczek_to_tylko_250_kalorii_.html
dzisiaj zjem 3 bo dzień z Amelką to kalorie pójdą w świat …. 🙂
ale mnie zaskoczyli w moim sklepie … dzisiaj pączki 50% taniej … 😀
pewnie wczorajsze…
pyszne … jeszcze ciepłe … 🙂 …
zdzichu na tej wsi tutaj osiagalnej wszyscy pala starymi oponami w piecach …ten powiew swiezego powietrza jest niesamowity
a można takie paczki zrobić:
http://irenagumowska.blogspot.com/2010/02/szczesliwi-paczkow-nie-licza_11.html
o zamiast paczkow mam czwartego kota
http://wstawto.gazeta.pl/wstawTo/1,90206,5188209.html
malo erotyczna ta wies o ktorej piszesz dorotolu. takiej mowie stanowcze nie. na dodatek deser > 😛
wies bez sniegu to jest to o czym mysle 😆
Zdzichu kryzys wieku średniego … 😉
ASzyszu, u Ciebie śnieg ślicznie równo rozłożony na dachach i daszkach, znaczy na ziemi też w miarę równa warstwa, a u mnie na dachach nic, a na ziemi ponawiewane w górki, zaspy i jak by to jeszcze nazwać?
Żabo,
Nie masz pojęcia ile mnie roboty kosztowało, żeby tak równo to porozkładać. Czego jednak nie robi się dla zaspokojenia swoich estetycznych potrzeb…
Śniegowe wydmy, Żabo. Bardzo dekoracyjne 🙄
Wszystkiego najlepszego z okazji TCz. To znaczy życzę, żeby pączki były smaczne. Pan Piotr i Pani Basia mają smaczne paczki zapewnione własnym wysiłkiem. Wielu Blogowiczów pewnie też. Ci zdani na cukiernie ryzykuja wiele, gdyz nawet w dobrych cukierniach dzisiaj poziom pewnie nieco niższy.
Serdelki, wiadomo. Często pies i kot odmawia.
W ogólę żyję, ale co to za życie. Od dwóch tygodni w pracy nie mam czasu nawet wypić cokolwiek w ciągu dnia. Jeszcze parę dni i powinno byc lepiej. Ukochana już po drugim zabiegu. Drugi przeszła lepiej, choc jednocześnie była poprawka pierwszego.
Jutro o świcie córeńka leci do Paryża, gdzie pewnie pozostanie do końca marca, a wtedy tam po nią pojedziemy czymś w miarę dużym.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam z nadzieją włączenia się pełniejszego w połowie przyszłego tygodnia.
Chciałem wrócić do wątku omawianego tutaj pare tygodni temu. Chodziło o międzyczas. Skonsultowałem sprawę z wykształconą Rosjanką i z filologiem rosyjskim – naukowcem. Rusycyzm to byc nie może, bo w języku rosyjskim takiego słowa nie było (mieżduwriemia). Zamieściłem link do wiersza pod takim tytułem, ale w poezji neologizmy sa uprawnione. Natomiast pozostaje „Mieżduwriemia”, jako miejsce w popularnej grze komputerowej, gdzie czas jest jakby zawieszony. Ta gra powoduje, że i pojęcie się rozpowszechnia i poszerza obszar zastosowań.
Chwaliłem wielokrotnie restaurację „Cyrano et Roxane” w Sopocie. Kuchnia nadal fantastyczna. Ale ceny stale rosną. Menu Walentynkowe – 115 złotych od osoby i obowiązek wpłacenia zaliczki. To już mniej mi sie podoba. Wybieramy włoską „La Fortuna”, gdzie z kolei w Walentynki nie ma rezerwacji, ale obiecują wszystkich chętnych jakoś pomieścić.
Pozdrawiam
Dzień dobry Wszystkim!
Patrzcie, to Tłusty Czwartek. Dla mnie niespodzianka, jak wszystko, co dotyczy kalendarza. Piec nie będę, ale syna do cukierni wyślę, jakiś mały chruścik czy cuś.
Jestem zakopaną w śniegu po uszy niewolnicą obowiązków. Tak się czuję. Ale rosołek z kurczaka zagrodowego zrobiłam, zabrakło mi w domu pora i selera korzeniowego, dowaliłam cebuli i naciowego – bjuti. Rosołek to nie zupa, tylko lekarstwo. Moje trzęsiawki sobie na razie poszły.
Cudny jest domek Państwa Gospodarstwa na wsi, ze śniadankiem włącznie. A Lolek śliczna psina, z tym „kundel-smile” na mordasku. Podejrzewam, że moje psice serdelka wchłonęłyby uszami. Lubią dziewczynki te klimaty.
Miejmy nadzieję, że Pan Lulek bezpiecznie dotrze do domu:
http://polonia.wp.pl/kat,1010877,title,Zima-sparalizowala-Europe-Rzym-czeka-na-sniezyce,wid,11960885,wiadomosc.html
U mnie już pada.
Dzień dobry Szampaństwu!
W Tłusty Czwartek to nawet ja, niesłodka, jadam pączki! No, powiedzmy – pączka, bo tutejsi (Polacy, nie myślcie, że jakieś badziewie kupuję bylejaczne!) pieką pączki 2 razy takie, jak Basine, moja mama też takie smażyła, a i ja w czasach zaprzeszłych bardzo. Tutaj smażą chyba stosownie do proporcji krajowych – wielki kraj, wielkie pączki.
Kiedyś miewali z konfiturą różaną – to mi od razu przypomniało Panią Janinę D. – ona smażyła pączki ZAWSZE z takim nadzieniem, niebo w gębie, dostawałam zawsze po drodze ze szkoły, głodomór wieczny…
Potem w naszym „Bałtyku” pojawiły się pączki z powidłami śliwkowymi, także znakomite, ale już bez tej sentymentalnej otoczki.
Nie wiem, co tam będą dzisiaj podawać w Baltic Deli, ale na pewno będą pączki.
– Co robicie, Bartłomieju…?
– Smażę pączki na oleju…
stół nakryjcie, krzesła znoście
bo niedługo przyjdą goście…
(Bartłomiej tę część piosenki śpiewał głębokim basem)
Przyczłapała kaczka pstra
I ukradła pączki dwa 😯
Ooooo… kaczka pstra
Zjadła pączki dwa!
(reszty nie pamiętam, to z bardzo dawnego dzieciństwa, z programu radiowego dla dzieci – słuchałam „religijnie”).
Pączków nigdy nie smażyłam ,choć jeszcze kilka lat temu piekłam co tydzień jakieś ciasto .Ale pączki zawsze były ze sklepu i takie mi smakują ,zwłaszcza że jem je tylko raz do roku .Za to w ubiegłym roku przeżyłam wielkie zaskoczenie ,gdy dowiedziałam się ,że mój syn sam smażył pączki .Zresztą nie planował tego ,on zjadł kilka w pracy ,synowa była tego dnia bardzo zapracowana i po południu okazało się ,że pączków już nigdzie w okolicy nie ma ,a ona nie zjadła ani jednego .No i kochający mąż znalazł przepis w internecie i usmażył te pączki .Trochę nie dosmażyły się w środku ,ale oboje stwierdzili,że lepszych pączków w życiu nie jedli .
Dziś zjadłam dwa pączki ,popiłam gorzką herbatą i czekam na dostawę mebli . Mają być między 13 a 16.00 .Na szczęście śniegi do nas jeszcze nie dotarły .
*smażą, nie pieką, ale u mnie świt blady, zresztą, co się będę tłumaczyć przed szanowną Komisją Kulinarnego Stołu 😉
Tragedii narodowej ciąg dalszy (Jerzor przed wyjściem do pracy ogląda wiadomości, pojadając swoje śniadanie), nie ma śniegu, gdzie potrzeba, ale… dadzą radę. Następna kontrowersja – Arnold Schwarcy z olimpijskim zniczem?!
Po pierwsze, to nie Kanadol, po drugie, będąc sportowcem, ćpał steroidy – ostatnia osoba, która godna jest dotykać olimpijskiego znicza, powiadają puryści.
Mnie tam za jedno. Nie ma ludzi, którzy nigdy nie popełnili błędu.
-10C .
Zima, zima… a moje kwiatki na parapecie zdecydowały, ze wiosna, a nawet lato, i dawaj, wszystkie w pełnym rozkwicie! I słusznie. Oko cieszą, mimo tych -10C za oknem.
Orchidea, fiołek alpejski, taki jeden kaktusowaty, którego nazwy nie znam – jeden pomarańczowe kwiaty ma, drugi mocno czerwone. No i hoya carnosa, która zwisa – też się rozpączyła… o, nawet stosownie, na Tłusty Czwartek 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_1544.jpg
Alicjo, to złośliwe białe czeka, aż go nazwożą. Potem sypnie tak, że będą musieli wywozić 👿
Tu sypie i wieje jak dzikie 🙁
u mnie jeszcze nie sypie, ale już wieje dość nieprzyjemnie, poszłam naprawiac porwane linki i druty w pastuchu, i zmarzłam jakoś dziwnie od środka. Teraz sobie zrobię kawę i może trochę odtaję. A niby niecałe -2*C. Po śniegu na koplach chodzi się fatalnie, ostatnio jak naprawiałam, śnieg był głęboki, ale puszysty, i świeciło słońce – sama przyjemność – a dzisiaj chmurno, wietrznie, i śnieg zmarznięty, nogi wpadają i wyciągnąć trudno. Koniom łatwiej, bo mają kopytka, a nie stópki w filcach.
Zgago, zgłosiła się dzisiaj z rana panienka, miała bardziej zepsuty samochód niż myślała, przyjedzie w sobotę. Zapowiada wyjazd ze Szczecina o 07:00. Pytam, po kiego grzyba tak wcześnie? Okazuje się, ze odprowadza ją brat, jako ubezpieczenie, bo ma prawo jazdy dopiero od roku. Pewnie też chcą zobaczyć gdzie będzie i co jej może grozić. Ciekawe, czy do mnie w ogóle będzie przejezdna droga.
Haneczko,
jeśli udałoby Ci się podrzucić to od siebie to białe tam, gdzie trza, to pewnie poprosiliby Ciebie o zapalenie olimpijskiego ognia w Vancouver (zapomnij, Arnold!). I jeszcze złoty medal przypięli!
Niby jest białe, ale przymało trochę.
Tu tez od rana sypie i wieje. Na jezdniach breja. Fuj!
Pączek zaliczony, chruścik też.
A „na mojej dzielnicy” chrustu zabrakło, musiałam się kontentować pączkiem, ale fajny był pąsio, marmolada w środku jeszcze ciepła. Tradycji stało się zadość, teraz wiadro herbaty, bo się zasłodziłam na amen.
Trochę białego też moglibyśmy od siebie… nawet nie licząc na medale. Jak widzę te cudne panienki w telewizji, i one znowu mówią, że będzie padało, to popadam w depresję. A one furt zapowiadają powrót zimy. Jakby kiedykolwiek odchodziła!
Był sobie mały, okrągły pączek,
był lukrowany i nie miał rączek,
miał za to smaczną brązową skórkę,
a w środku dziurkę na konfiturkę.
Taki zabawny wierszyk dostałam przed chwilą z życzeniami słodkiego dnia.
Słodkiego dnia Wszystkim!
Pączek, ach pączek,
lepiący się do rączek!
i pyszna konfiturka,
to dla niej ta dziurka!
I pomarańczka, lukier
cały pączkowy cukier,
tak pączek posypany
smakuje jak u Mamy 🙂
Z wieści o smakołykach: moja większa psica ma nowy ulubiony krem – mój krem do rąk Garniera. Dotąd przepadała za takim francuskim oliwkowym, a obie kundelmanki uwielbiają Avonu krem do pielęgnacji skórek. Żarłyby z tubki, gdyby im dać.
Polizałam się po ręce, ale żaden cymes.
Dziwne zwierzaczki.
😆
…bo to zwierzaki! Kiedyś opiekowałam sie kotką mojej znajomej – znajoma zostawiła specjalne jedzenie dla kotki, takie zapuszkowane. Matko jedyna, jak to śmierdziało 🙄
Otwieranie puszki przyprawiało mnie o torsje – zapach rozkładającej się ryby i jeszcze jakichś tam miąs, chyba wieprzowych czy jakichś, no… paskudztwo!
Ale dla kotki – cymes, kawiory z najwyższej półki!
Wyżaliłam się już Zabie, więc resztę Blogowiska moja jeremiada ominie. W każdym bądź razie, ja nie mam zdrowia, żeby chorować, więc przyjmuję za aksjomat zdanie, że jestem zdrowa jak rybka alibo rydz. Dzisiaj na obiad był chłopski omlet i reszta kapusty od wczoraj, na deser – pan Sobiesiak. Jako, że obydwie, z Młodszą herbatą tylko toasty możemy wznosić (do wtorku łącznie) uprzejmie proszę o wyręczenie nas w tym przyjemnym obowiązku.
Niniejszym donoszę, że u mnie zaczęło padać i to od razu gwałtownie. Śnieg ma się rozumieć.
Pyra,
nie owijaj, tylko gadaj. Zarazę należy przegadać.
U mnie -10C (przed jedenastą z rana) i bardzo ostre słońce. Ponadto militarni od samolotów ćwiczą jakieś figurki, żwirki i wigurki, i latają mi tak nisko nad domem, że prawiem ogłuchła. Litości!!!
Ja was przepraszam (dyskotekowo zwichnięta), ale nastrój taki, i dusza sie wyrywa do takich klimatów.
http://www.youtube.com/watch?v=FaT5eBcPfMk&feature=related
A tu luty 😯
Tlusty czwartek to szalenstwo karnawalowe nad Renem
http://www.youtube.com/watch?v=Nqxqe9Gkea0&feature=related
Naoij sie za nami
http://www.youtube.com/watch?v=Rot0EIOlgW8&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=zr9kEjftJFY&feature=related
…dorotol… 🙂
Alicja kiedys sie zastanawialas na blogu skad biora sie w zimie pijawki
http://www.onet.tv/atrybut-znachorow-wraca-do-lask,6156725,1,klip.html#
No to odebralem paczki od Polaka czyli ze sklepu polskiego w tym wypadku od „Miecia”. Nie sa ta paczki jakie czlowiek pamieta z domu czy chocby z dobrej cukierni ale sa. W biurze zrobilem miejscowym tlusty czwartek. Zreszta robie to od paru lat. Faworkow nie kupilem bo wzialem ostatnio pczke na sprobowanie i byly fatalne, z lodowki jakies nawilgotniale i jakby zapachem przeszly wszystkiego co w tej lodowie bylo trzymane….brrrr. Na lunch za to mam dwie kielbaski mysliwskie ktore sobie podgrzeje, chleb tez polski i musztarda polska. No i co powiecie. Nie dosc ze tlusty czwartek to polski dzien w pracy mam.
Pogoda wysmienita, slonce -2C, niebiesciutkie niebo, gory na widoku, ptaszki za oknem spiewaja.
Prosze paczek dla Was
http://www.paczekdlaciebie.pl/
Paczkow nie usmazylam, sklepu polskiego nie uswiadczysz, troche smutno na duszy ale dlugo to nie trwa i na szczescie dobry humor yyc jest zarazliwy.
Piszesz coraz bardziej poetycko (slub sie zbliza 😉 ) , pozwolisz, ze przytocze (z 04:08): „chmurki tu i tam jakby zastygle w pol slowa na niebie” – toz to czysta poezja!
Tylko w Warszawie !
Zebralim sie pod biurem przepustek, zeby sie namowic. Na Tlusty Czwartek obowiazkowo nalezalo sie wypic i zakasic. I obowiazkowo – w domu. Siostry Melania i Alicja ciagli nasz na Plebanie, Boczki na Pragie, Belfegorki do Bialoleki – brac i wybrac ! Do nasz sie na koniec zwalili, tylko Lolkowi kazalem skrzypkie przytaszczyc a Wieskowi harmonie.
-Te, Stypulkoska, Figusa przyprowadz !
-Ktorego ?
-Gancegal, tylko cyckow nie zapomnij ! To Figus za niemy przyleci !
Z roboty urwalem sie wczesniej, bo po paczki trzeba bylo leciec.
Na Tlusty Czwartek paczki obowiazkowo musieli byc od Blikla. Wysiadlem kolo Karowej, zeby sie przejsc do Swietokrzyskiej i dalej, swoje paczki zgarnac, ale zobaczylem male kolejkie na rogu, w cukierni, w Europejskiem. Zagladam i co ja widze ? Pan Ludwik Sempolinski ciastka kupuje ! Stanalem obowiazkowo i malo mie sie leb nie ukrecil tak na niego, do tylu, filowalem ! Pewno zakonczyl swoje nabozenstwo w kawiarni i tera na paczki gdzies lecial, Grzecznie mie odpowiedzial Dzien Dobry i tyle tego bylo. Ale radochie mialem, jak by mie kto w kieszen narobil.
U Blikla, jak u Blikla. Kartony wielkie mie dali, upchli te dwiescie paczkow i zdarli jak Cygan za matkie. Gajeski, Wrobel i inne takiech paczkow nie robia. Kiedy bys nie bral – zawsze swiezutkie, cieplutkie, z brazowo skorko z lukrem – od razu zezrec ciagnie.
Jak przyszlem, wszystkie juz byli i na tech paczkow czekali. Zeby jech co nieco podrzaznic, kazalem se dwa oddzielnie zawinac. Wchodze i pokazuje Hani te dwa paczki – wiecy juz nie mieli, mowie.
-Jezusie przedwojenny, tego po co wyslac ! I cos ty ciemnoto sakramencka mie przyniosl ? Lec po sasiadach, moze dopozyczysz….
-Wiiiilacznie uzywane – dodal Boles, spod stolu.
-To siegnij na klatkie, po reszte – zgasilem gowniarza.
Z paczkamy to tak bylo, ze najpierw jech sie zarlo, z herbatko, jak nalezy, a dopieru pozniej byla kolacja. Wodecznosc tyz musiala zaczekac. Kobity telerzyki rozstawili, herbatki naleli i wzielim sie do tech paczkow.
Dzwonek, i – w drzwiach te dwa stojo.
-A wam co, paczki wyszli ?
-Majster zatrzymal nasz na fabryce i nic nie zdazylim kupic….
-Nie pekajta chlopaki, dla was tyz sie po paczku znajdzie.
-Ale te bidne popaprance na Solcu czekaja, bo zesmy jem obiecali…
Lolek pierwszy skoczyl. Wygladalo, ze jem chce nakopac i po schodach spuscic. Ale – Lolek zgarnal kartony z kuchni i jem dal.
-Co sie gapita, niesta tem swojem popaprancom na Solec !
-Napoleon ! Zlota Reneta ! Rece mie przedtem myc ! Tak do zasrancow nie pojdzieta !
Oporzadzili sie oba i polecieli jak glupie, z temy paczkamy.
Patrzylim na Lolka i nie wiedzielim co powiedziec. A on zgarnal swoje skrzypkie i…. jak zaczal ! Wiesiu Nereczka ze swojo harmoszko sie tyz podpasowal i na walczyki przeszlim. Kobity sie zakrecili po kuchni za obiadem, tylko Boles pod stolem cmakal i konczyl paczki, co jech z kartonow zdazyl byl podprowadzic. Wypilim za tech dwoch, co na Solec polecieli, poprawilim za mientkie serce Lolka i kiedy przeszlim z toastamy na malzonki – znowu dzwonek !
Admiral z Polowica i – oba obladowane paczkamy ! Jak te egipskie dromadery ! Bajzel sie zrobil niemozebny, bo jedne juz sie do obiadu zabrali, inne na paczki sie rzucili, a Lolek z Wieskiem furt grali jak te glupie. Starej Siemiatkowskiej, na dole, znowuz zyrandol na leb zlecial, przyszla z awanturom, ale slowo w slowo – tyz sie do paczkow zabrala. Balowalim na cztery fajery, az tu – Lysy i Reneta od swojech karaluchow sie wracaja i laurkie przynosza, co jem te popaprance wymalowaly. Rudy i Lysy stoja i kazden – paczka ma zamiast mordy. Bardzo nam sie wszystkiem spodobalo a Hania zamkla obydwu w kuchni, bo od rannego switu o suchem pysku latali.
-I co one tam robio ?
-Jeszcze przy paczkach…
-Znaczy sie wszystko tem karaluchom oddali…
Po polgodzinie wzieli sie za bigos z grzybkamy. Zostawilim jech w ty kuchni a Admiral wzial sie nam spiewac Choc Burza Huczy Wkolo Nas… Potem rozwazal stanac na glowie, na stole, ale raban w kuchni przerwal spiewy. Skoczylim z Boczkiem i przyszlo nam sie jednego i drugiego za leb z ty kuchni wytaszczyc.
-Pusc go, Reneta, jak kto dobry ci mowie !
-Napoleon, wypluj te skarpetkie i oddaj buta Renecie !
-To moja laurka !
-Wlasnie, ze moja, Zosia sama mi wreczyla !
-No, i gites ! Kazdy swoje polowkie w kieszen i po ptokach !
-A moje polkie z garkamy, kto napowrot przywiesi ?
Poskladali swoje polowki z laurki akuratnie, zapchli w kieszen, wzieli gwozdzie, mlotek i poszli te polkie napowrot wieszac.
W ostatniem momencie zdarlem Bolesia – cholere ze stolka, bo wzial sie na scianie pisac:
To nie paczki, ale Paki !
Ktos do paczkow puszczal baki..
-Lepiej zeby sie nam analfabeta urodzil ! Kurrrdebalans ! – klal Wiesiek.
-Sam zes go uczyl….
-Synalek sie wam udal, nie powiem. Daleko zajdzie !
-Moze do Kace nawet…
-Wypluj to slowo !- Rzucil sie Wiesiek – Jeszcze gorzej by pierdzielil !
I tak sie nam Tlusty Czwartek zakonczyl. Worychi polkie Hani przybily, kobity pomogli sprzatnac na kuchni, kazdemu po paczku w kieszen i – wynocha do siebie ! Bo, jak Tlusty Czwartek. to – tylko w Warszawie ! Przy paczkach od Bliklego.
A no bo one tak zastygly… 🙂
Alino, humor dopisuje no bo to i slub i coraz blizej Basi przyjazdu. Do tego zima u nas w tym roku wlasciwie super przyjemna a przynajmniej styczen i luty sa w sam raz czyli tak do – 3C w dzien do -12C w nocy. Sniezkiem popruszy nieco zeby bylo bialo, niebo niebieskie a slonce rozgrzane i gory…ach te gory na horyzoncie. Sama natura daje powod do radosci. Dzisiaj doszly paczki ktorych juz zjadlem 4 a koledzy/kolezanki z pracy wpalaszowali juz z 15 a przywiozlem 25 wiec pomalu sie koncza 🙂 Jak sie wiec nie radowac. Pozdrowionko 🙂 Tlusty czwartek to chyba tylko w Polsce tak sie obchodzi?? Informacje mozna znalezc skad sie wywodzi etc ale czy ktos to poza nami swietuje??
Witam 😀
Żabo, to będę trzymała kciuki, aby panience się spodobało, żeby była sympatyczna i żebyś nareszcie nie musiała wszystkiego sama robić.
Alicjo, Ty już masz najprawdziwszą wiosnę i to pod ręką non-stop a nie z jakiegoś You Tuba 😉
Pyro, Ty nie szalej, tylko się oszczędzaj, musisz szybko wyzdrowieć, żeby „gospodarzową trzódkę” utrzymać w ryzach. 😀
Gospodarzu, domek wygląda jak ten, który nam Mama na Boże Narodzenie piekła i obficie oblewała lukrem. 😀
Okon dzięki żeś święto paczkowe nam lektura urozmaicił.
Goście poszli, choć twierdzili, że się raczej wytoczyli (najedzeni jak bączki).
Rano z przyjaciółką spotkałyśmy się u Bliklego na kawie, pączku (ma się rozumieć) no i ja nieodmiennie dodatkowo zjadłam eklera. Do domu kupiłyśmy pączki a jak pączki plus …. 2 eklery. Do przyszłego miesiąca Blikle nas nie ujrzy. 😉
Przyjechałyśmy do mnie i plotkując ( tygodniowe zaległości), przygotowałam obiad. Przyjechał mąż przyjaciółki i zjedliśmy obiad. Mówili, że pyszny. Talerze prawie wylizane, więc myślę, że im smakowało (mnie zresztą też).
Potem kawa i …. następne pączki. Biedactwa muszą się kulać dalej niż ja, bo ja tylko z przedpokoju do pokoju, przed komputer. 😀
Może dziś wypijemy za zdrowie Gospodarza, p.Basi, Blogowiska i żeby Pan Lulek miał dobrą podróż i bez przeszkód dotarł do domu ?
taaa, tylko, ze te pączki od Bliklego to coraz mniejsze, zauważyliscie?
Jaką ja mam wiosnę Zgago, jaką?! 🙁
Teraz pogadałam z moją przyjaciółką z RPA i lałam ślozy w jej biust, wirtualnie rzecz jasna, wspominając nasze wspólne te tam rok temu 🙁
G.Okon – podsyłaj klineksy do podcierania śmiechowych, bo spłakałam się w rękaw swetra i teraz idę zmieniać.
Idę walczyć ze skanerem. Nie może tak być, żeby mi nie działał na zawołanie 👿
Opory stawia, cholera jasna…
Widzieliście jak ASzysz tę swoją chałupę z przyległościami posypuje śniegiem przez sitko, zeby równo było?
Dorotol…
pijawki?!! Pijawki biorą się spod Hali Ludowej we Wrocławiu, od tak zwanej Baby 😉
Żabo, już nie pamiętam jak duże były pączki od Bliklego w latach 60-tych, które raz w roku Tata przywoził z Warszawy (przy okazji oddawania bilansu). A katowicki sklep firmowy Bliklego zauważyłam dopiero kilka miesięcy temu. Ale jeśli chodzi o smak, to i tak żadne inne (których zjadłam w życiu ogromne ilości) im nie dorównują smakiem.
Alicjo, przecież nie pokazywałaś roślinek z RPA, tylko w swoim domu, a to wiosna przecie. Mam 3 pary „patrzałek” i wszystkie widziały tą samą wiosnę. 😀
Ooooo…
Zgago, tak sie zagadałam z Jadzią i zapatrzyłam w zdjęcia, że zupełnie zapomniałam, co tam dzisiaj zapodawałam na blog. Zważ, ze ta moja wiosna na parapecie, nie za oknem!
Jadzia znowu wyrusza w trasę, ktoś przyjeżdża w odwiedziny. Rycho Jadziowy powiedział, że tym razem to on nas zabiera (bab sam nie puści, nawet z Jerzorem), trasa wzduż wschodniego (powtórka z…), a potem zachodnim, prosto do Mozambiku i kto wie, gdzie jeszcze. I jak tu nie jechać?! Po prostu trzeba! I trza!
Za zdrowie wszystkich 😀 I za dobry powrót Pana Lulka. 😀
Alicjo, dlatego nastukałam, że masz wiosnę pod ręką 😆
Jasne, że trza !!!
… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=-3aHpiuizrs
Najlepsze i najsmaczniejsze paczki sa w Lodzi na Piotrkowskiej po prawej stronie jak sie stoi plecami do ulicy na ktorej jest urzad dzielincowy albo miejski
A moze posluchacie tego? Alicjo, czy na pewno nie lubisz francuskiej piosenki?
http://www.youtube.com/watch?v=d6fSXCuRggM&feature=related
To trudno wytłumaczyć, Alino…
nie lubię takich francuskich „szansonów” typowych (o, a co to niby znaczy?), i w ogóle język francuski mi nie bardzo, chociaż sporo rozumiem i znajomość bierna… – osmoza przez Jerzora, który zna chyba dobrze (Danuścyn mógłby chyba poświadczyć, bo u Żaby panowie parlali pół nocy i jeszcze trochę). W Kanadzie nie da sie uniknąć , i zreszta wcale bym nie chciała, wręcz przeciwnie, ale leniwa jestem do tego języka.
ALE… ale wpadają mi w ucho niektóre szansony, i wtedy nic, tylko się poddać, rozłożyć na łopatki i słuchać 🙂
Alino – Alicja za młoda; to ja wychowałam się na francuskiej piosence i dla mnie jest to najpiękniejsza piosenka świata obok rosyjskiej, którą zresztą lubię w „innej kategorii”
Pyro…
trafiłaś, dla mnie francuska (i rosyjska), to ta „inna kategoria”, i niektóre, które lubię. Ale jak już polubię, to na zawsze.
Ja sie wychowałam na tych tam… szarpidrutach:
http://www.youtube.com/watch?v=l2fDUb57_xk
Ja przepraszam bardzo, ja też na piosence francuskiej jestem wychowany. Sam się wychowywałem w tym względzie. Samouk jeden. Z drugiej strony co to za wychowanie i do czego może się przydać. Trza było chodzić na wieczorówkę to bym był dzisiaj dyrektorem.
Nic tak nie pomaga w powiatowej administracji jak zoczna wieczorówka.
Wieje, nie tak, jak w noce, kiedy rodzą się bogowie Etrurii (Waltari „Ja, Turms nieśmiertelny”) ale i tak nieźle. Chwilami pada śnieg mokry, podpłynięty deszczem. Nie topniejie jeżeli pada na zimne powierzchnie. Gorzej, w nocy pewnie zlodzieje wszystko na kamień. Jak to w okresach globalnego ocieplenia bywa. Nie mam pomysłu na jutrzejszy obiad, a raczej nie mam apetytu na nic, co jest w domu. O, rzyby świeże „dzikie” bym zjadła, albo smażoną na oliwie paprykę z czosnkiem, albo szparagi… No, zielono mi…
Ty sie tu Misiu nie przepraszaj, przecież ja jestem sto razy starsza od Cię, wychowana na (no na czym wychowywał się rocznik 50 + ?!), ale zara potem byli te od szarpania drutów 😉
I dlatego do tego wracam, i mam żelazne takie tam.
O, nie ta wersja, która znam, ale… zielono mi 😉
http://www.youtube.com/watch?v=GcAS3OAjgIY
Dla Pyry
http://www.youtube.com/watch?v=z_JJRN_GFd4&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=cBMDX2sR27U&feature=related
Dla Alicji
http://www.youtube.com/watch?v=Q3Kvu6Kgp88&feature=related
Ja się skaleczę! Pada i pada…
Misiu – jesteś kochany Miś!
Pyro, Alicjo, Misiu, wrocilam na chwile de Was ? propos francuskiej piosenki.
Brel odegral w moim zyciu wielka role. Moja starsza ode mnie siostra uczaca sie francuskiego w liceum (przy Wawelskiej) zabrala mnie na recital Brela w Sali Kongresowej, zapowiadal Kydrynski. Brel przezywal kazda piosenke i mimo, ze nie rozumialam ani slowa, wyczuwalam nastroj jak wszyscy, ktorzy mieli szczescie widziec go na scenie. W liceum i na studiach uczylam sie angielskiego i rosyjskiego ale o francuskim nie przestawalam myslec. Po studiach i juz pracujac zapisalam sie na kurs francuskiego w Osrodku Francuskim. Metoda nauki byla nowatorska, audio-wizualna. Ten roczny kurs byl dobra baza do dalszej nauki, juz we Francji. Do Brela jestem przywiazana, sami rozumiecie. Ale sie rozpisalam. Dobrej nocy zycze.
Dla wszystkich na dobranoc:
http://www.youtube.com/watch?v=WSECQtF58BU&feature=related
d1d1, hehe
Misiu, ta samba Pa-Ti to moje studia. Mieszkiwałam w Poznaniu na stancji u jednej pani na Winogradach; ona miała magnetofon, Kasprzak zapewne – i stale tego Santany słuchała.
http://www.youtube.com/watch?v=8IJzYAda1wA&feature=related
Alino…
to jest właśnie tak – nawet dawno, dawno temu (bo teraz biernie pojmuję fransuła) Brel „przemawiał”, podobnie jak parę innych piosenkarzy tych z iskrą bożą.
Samba mi się kojarzy ze „Szklanką” we Wrocławiu 🙂
Porządny akademik to był, nie wyobrażajcie sobie 🙄
Męski 😉
Cicho, jak w rodzinnym grobowcu. To ja już wyłączę maszynę, poczytam jeszcze troszeczkę i pójdę spać. Jutro mam multum roboty.
Witam!
Pozwoliłem sobie na korektę, nie masz nic przeciw?
Alicja pisze:
2010-02-11 o godz. 19:46
Dorotol?
pijawki?!! Pijawki biorą się spod Hali Ludowej we Wrocławiu, od tak zwanej Baby
Powinno być Hali Targowej to były dawne czasy.
aaa5
Misiu, dla Ciebie i Wszystkich:
http://www.youtube.com/watch?v=CPBVaRpNEgE
🙂
I na dobranockę:
http://www.youtube.com/watch?v=OLZcoDsPUkI&feature=related
A to już powinno być na dzień dobry…
http://www.youtube.com/watch?v=DVXReRfZCM8&feature=related
Dziń dobry, Ponie Pietrze! Piknie dziękuje za pąckowy przepis. Mojej gaździnie go podrzuce. Ino muse jakosi zrobić to tak, coby nie domyśliła sie, ze to ode mnie. Ba cosi wymyśle, coby sie nie domyśliła 😀
Wiecie co…
Pisze moja przyjaciółka:
„w połowie stycznia stycznia Tomek mial atak serca, a wlasciwie dwa, ten drugi to juz w szpitalu nastepnego dnia jak go karetka zabrala z domu”.
Matko jedyna!
Toż on smarkaty!!! kumpel mojego syna!!!! nie pił, nie palił, nie robił żadnej rzeczy, która jego jest…
A widzicie?! no. Już nic nie mówię, bo się zatchnęłam aż. Smarkaty , cholera jasna… takie numery wyprawia… już ja mu… !!!
Dzień dobry Wszystkim,
Późno, ale co tam. A właściwie zauważyłem, że Blog coraz wcześniej spać chodzi. Co się dzieje? Nawet w TC?
No nic.
Alina mi już kiedyś opowiadała, co, a właściwie kto, był przyczyną jej doskonałego dzisiaj francuskiego. To dla Aliny, chociaż pewnie już śpi. Ja też go lubię, bardzo.
http://www.youtube.com/watch?v=882zMXUBC1Q&feature=related
Ósma u mnie, czas wznieść kielich, nawet gdy wszyscy śpią. Za zdrowie Wszystkich!
Dzisiaj też nietypowo – Porto.
I jeszcze tylko jedno dorzucę, bo o niej jakoś często się zapomina, a według mnie zasługuje na znacznie więcej.
http://www.youtube.com/watch?v=XBW-UEbOfyQ&feature=related
Dobranoc.
Heeeej, a czy komuś się podobała moja ukochana Mahalia???
Nisiu,
Bardzo się podoba, zwłaszcza załączone przez Ciebie fragmenty, chociaż nie jestem fanem gospel music.
Przyznam się, że osobiście wolę to:
http://www.youtube.com/watch?v=io0uqrp9dco
Alicjo,
Z tymi smarkatymi tak bywa.
Mój, nasz z Aliną, kolega z klasy jest po czterech zawałach, w końcu mu serce wymienili, wstawili od jakiegoś młokosa, któremu się żyć odechciało. Ale nasz kolega żyje i ma się podobno nieźle. Też nigdy nie pił, nie palił ani broń Boże inne tam rzeczy.
Wszystko będzie dobrze – przecież to Twoja maksyma, którą zarażasz wszystkich.
A to powtarzany tu wielokrotnie majstersztyk.
http://www.youtube.com/watch?v=0Zc8OmxpXr4&feature=related
Chyba już dosyc muzyki na dzisiaj, i tak wszyscy (prawie) śpią.
No,
nie tak zupełnie. Ja tu znowu szafuję paczuszkami i kropelkami.
Fajnie jest z tą dyskoteką. Żeby nagle mieć Mahalię? Zupełnie o niej zapomniałem, a jakie ładne to wszystko był, a Brel?
Nie mogę odżałować że wtedy jak był nie zdecydowałem dię pójść.
pepegor
Hej Pepegor,
Widzę, że wciąż ziółka, ale chyba już bardziej zapobiegawczo niż leczniczo? Wśród „wszystkich”, których zdrowie dzisiaj piłem, było i Twoje. Mam nadzieję, że pomoże. 🙂
Wszystkiego jednak nie znajdzie się na youtubie. Zreaktywowałem mój patefon i przyniosłem parę płyt ze strychu. Klimaty z przed gdzieś ponad 35 lat, jak żywcem przeniesione.
A zdrowko? Faktycznie coraz lepiej. W poniedzialek chyba pojde do pracy.
Twoje zdrowie Nowy i wszystkich tych, co tu jeszcze zagladaja.
Nie wiem jak jutro wstanę, bo to Porto jest pyszne!
Dziękuję Pepegor, byśmy zdrowi byli!!!
Ja z gospelem różnie, ale Mahalia jest wyjątkowa sama w sobie. To Summertime jest hipnotyczne. Satchmo i Ellę też się kocha, bo jak nie?
Sądząc z figur ich wszystkich, nadawaliby się do tego tu Blogowiska…
Dobrej nocy!
Nisiu,
Bo oni wszyscy mają cos z niepowtarzalnego z New Orleans. U Mahalii to widać zwłaszcza w Sommertime/Motherless Child.
No, toż właśnie napisałam o Summertime!
Nisia,
To, że ja jestem na Blogu o tej porze, to nic dziwnego, wszyscy mnie znają jako nocnego marka, ale co Ty tutaj robisz o piatej rano? Spać, proszę. I niech Ci śpiewają – Mahalii, Ella, Louis, Jacques i inni. Do jutra! U Ciebie już prawie 5 – ta rano!!!
cześć, przeleciałam się po dyskotece 🙂
a śnieg pada, ledwo drzwi wejściowe otworzyłam, co by piesy wypuścić, dobrze, że wcześniej dwa razy odgarnęłam co napadało, bo musiałabym przez okno wyskakiwać 🙂 – już tak kiedyś było
A od tej samby miała imię moja najwspanialsza Samba, koń który tańczył
http://www.youtube.com/watch?v=IAuQRl1QZKM
Comme nos voix ba da ba da da da da da da
chantent tout bas ba da ba da da da da da da
Nos c?urs y voient ba da ba da da da da da da
Comme une chance comme un espoir
Comme nos voix ba da ba da da da da da da
Nos c?urs y croient ba da ba da da da da da da
Encore une fois ba da ba da da da da da da
Tout recommence, la vie repart
Combien de joies Bien des drames
Et voil? !
C’est une longue histoire
Un homme une femme ont forgé la trame du hasard
Comme nos voix
Nos c?urs y voient
Encore une fois
Comme une chance
Comme un espoir
Comme nos voix
Nos c?urs en joie
On fait le choix
D’une romance
Qui passait l?.
Chance qui passait l?
Chance pour toi et moi ba da ba da da da da da da
Toi et moi ba da ba da da da da da da
Toi et Toi et moi.
O, wszystkich zasypało!
Witam, tez uwazam sie za zasypana, jestem chora a od 2 dni wysiadla mi terma gazowa grzejaca wode i kaloryfery, administracja ma wlaczona muzyke wiec telefonowalam pol dnia, nawet sie dodzwonilam ale to nic nie dalo bo nie przekazano zlecenia dalej, ciekawe czy bede musiala siedziec tak do poniedzialku?
do poniedziałku to jest szansa, ze zamarzniesz 🙁
a ja się zastanawiam, czy dzisiaj mi się uda wyjechac po owies. byłam umówiona na jutro, ale jutro może być gorzej
Zabo jak dzisiaj zaczne sie przekopywac w kierunku Pomorza to moze dotre w poniedzialek aby sie u Ciebie chwile pogrzac.
do tej pory myslalam, ze w obliczu takiej zimy dobrze jest, iz mieszkam w miescie a tu sie okazuje cos innego, nie ma to jak dobry piec kaflowy, opony stare mam a sasiedzi wyrzucili mebele to bylo by czym napalic na poczatek
Czekam…
Właśnie sąsiad przetarł nieco drogę, więc szybko konium papu i lecę po owies, póki nie zasypało znowu