Gdzie warto wpaść na chwilę
Cztery nogi są u stołka tu można zalać gardziołka. Takim dwuwierszem reklamowały się warszawskie szynki. Można też było przeczytać na drzwiach podłej knajpy na Solcu zachęcający niedopitych gości utwór: Powracając z Saskiej Kępy,/ Wstąp tu do nas, gościu piękny,/ Znajdziesz tutaj trunki tanie,/ Tylko trzeba płacić za nie.
A wypad do takich lokali, które nawiasem mówiąc cieszyły się niebywałym powodzeniem, łączył się z poważnym niebezpieczeństwem. Tuneliki, bo tak nazywano zakłady sprzedające piwo i gorzałkę, były zawsze zatłoczone. Pili tam na ogół majstrowie ale i terminatorzy oraz czeladnicy wszystkich okolicznych warsztatów i fabryczek. Nie brakowało także kantorzystów, wszelkiej maści artystów i młodych mężczyzn z tzw. dobrych rodzin, którzy szukali ekscytujących miejsc do emocjonującej zabawy. Największym powodzeniem cieszył się szynk przy ulicy Chmielnej, w pobliżu dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. W jednej z gazet reporter, który zapewne niejeden wieczór spędził w tym przybytku, napisał, że nad ranem, po wyjściu gości, służba wymiatała do koszy stosy włosów i zębów straconych w ciągu nocnej zabawy przez stałych i przypadkowych bywalców. Takich szynków i nieco lepszych lokali było w Warszawie w 1845 roku ponad 1000. I w każdym działy się rzeczy godne uwiecznienia przez wścibskiego dziennikarza.
Stanisław Milewski (o którego poprzedniej książce już tu pisałem polecając ją z przyjemnością) , dziennikarz, prawnik, redaktor „Gazety Prawniczej” sięga z upodobaniem do dziewiętnastowiecznych warszawskich gazet, by na podstawie kronik kryminalnych ale także felietonów wybitnych autorów jak Prus, opisywać tamtą zapomnianą a jakże przez to ciekawą epokę. Najnowsza książka Milewskiego „Ciemne sprawy dawnych warszawiaków” to fascynująca lektura. Jest ona zarówno lustrem codzienności, jak i zapisem obyczajów, portretem społeczności wielkiego (jak na ówczesne lata i warunki) miasta, wreszcie – historią zbrodni. Jest to książka nie tylko dla varsavianistów. To lektura atrakcyjna i pouczająca. A przy okazji zachęcająca do odwiedzania lokalików nawet podejrzanie się prezentujących. Tam bowiem można zobaczyć prawdziwie życie każdego miasta.
Komentarze
Dzień dobry.
Oj, Gospodarzu miły. Wygląda na to, że nie ma wcale lokali nobliwych, od kiedy kawiarnie zamieniono na puby. Każdy jest podejrzany i niebezpieczny; te ludowo-dorożkarskie z tego samego powodu co i sto lat temu, a te eleganckie z przyczyn polityczno – obyczajowych. I jak zwykle – nie wiadomo, kto tu złodziej, a kto policjant.
Witam, rozpoczynam odliczanie oczekiwania na kowala. Zapowiadał się dzisiaj na 09:00.
A ja, głupia dziewczyna, mu wierzę 🙂
Jeszcze nad ranem jutrzejszym (ca czwarta) ma być samochód po Figara. Ponieważ będzie jechał z Elbląga nie bardzo w to „nadrano” wierzę, ale kto wie?
Raport z frontu pieluszkowego. Najmlodsza blogowiczka przybrala juz ponad 1kg na wadze, postanowila, ze spanie w dzien smierdzi, za to w nocy raczy laskawie spac (z przerwami na picie i plucie mlekiem). W zeszlym tygodniu kladziona na brzuch podpiera sie lapkami i cwiczy podnoszenie tlowia.
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/lookwhatIcando.jpg
Nie moglem spac pomimo kropelek i wziecia na sen Leszka Kolakowskiego roztrzasania problemu czy szatan moze byc zbawiony.
Zaczalem szukac informacji na temat uroczystosci otwarcia UTW.
Puscilem Gaudeamus na caly glos a tu po chwili pukanie do drzwi. Dzwonek wymontowale juz dawno. Na wszelki wypadek. W drzwiach stal sasiad w pizamie z pytaniem, czy wszystko jest w porzadku. Zobaczyl i powiedzial krótko. Poczekaj. Po chwili przyszla sasiadka, ta pielegniarka, czyli siostra milosierdzia odziana jak sie mozna bylo zorientowac tylko w elegancki peniuar.
Puscilem calosc jeszcze raz od nowa. Podczas Gaudeamus zaczela sie miedzy innymi dyskusja malzenska na temat prezentowanych osób. Magnifizencji i malzonka. Zdania byly podzielone. Pan maz zdecydowanie byl za osoba Pani Rektor zas malzonce bardzo podobal sie malzonek. W ten sposób w srodku nocy przynajmniej duchem dowiedzielismy sie wielu rzeczy na temat nowej uczelni.
Chodzi mi jedna mysl po glowie ale o tym potem.
Tymczasem pieknego dnia zycze
Pan Lulek
Jak byłam mała, to czasem odwiedzaliśmy wujka, który mieszkał w niewielkim miasteczku w domu koło tzw. „Mordowni” 😯 To była lokalna knajpa o kiepskiej reputacji, o której wystroju wewnętrznym, menu i obyczajach nie miałam pojęcia, ale wyobraźnia podsuwała mi jakąś wizję saloonu na Dzikim Zachodzie, okolica zaś bez problemu mogłaby posłużyć do nakręcenia „Prawa i pięści” 🙄 Przez całe lata wyobrażałam sobie ofiary bójek wynoszone na zaplecze, gdzie czekał Trumniarz z „Lucky Luke’a” z miarą w ręku 😎 Byłam wtedy pod wpływem komiksów z ostatniej strony „Naprzełaju” prenumerowanego przez starszą siostrę 😉
Nirrod – panna Zosia nam dorośleje; umie już skoncentrować spojrzenie na tym, co ją w danej chwili interesuje. A łapki świadczą, że pluje mlekiem, czy nie pluje – jest dobrze odżywiona. Fajny jest ten pierwszy rok życia dzieciątka, codziennie coś nowego. Potem już tak szybko nic się nie zdarza.
Jaka sliczna ta Zoska!
pepegor
Żabo, mam nadzieję, że pomimo śniegów samochód po Figara przyjedzie, a i kowal zawita. Kowale, z którymi miałem do czynienia, w tym jeden nawet zaprzyjaźniony w swoim czasie, byli tylko częściowo wiarygodni. Z tym zaprzyjaźnionym opróżniliśmy wspólnie trochę butelek z etykietą „patykiem pisaną”. Prawie 50 lat minęło od tego czasu. Ale miał tamten kowal bardzo atrakcyjną szwagierkę (siostrę żony). Poznałem mistrza zamawiając u niego stalową płetwę sterową do kajaka.
Bez wspólnego opróżnienia wspomnianych butelek zamówienie chyba nigdy by się nie doczekało realizacji.
Pyra trafia w samo sedno. W swoim czasie wszystkie kawiarnie przerobili na puby – bardzo nieprzytulne i nie nadające się do wpadnięcia na kawę. Jednak ostatnio luka stała się na tyle widoczna, że znów zaczęli kawiarnie otwierać i jest już, gdzie pójść.
Nirrod, dzieci teraz chyba szybciej zaczynają być sprawne, przecież Zosia ma na tym zdjęciu trzy tygodnie (???), o ile dobrze liczę, teraz ma miesiąc.
Moje leżały głównie na brzuszku, ale nie pamiętam kiedy próbowały się unosić, chyba jednak później.
Nirrod, Twój mały „ssaczek” patrzy bystro po okolicy i krzepko wygląda. Super! 😀
Zosiaczek rośnie jak na drożdżach … 😀
ja to się zawsze bałam wchodzić do takich knajp … nie moje klimaty …
Owszem Zabo 3 tygodnie i fakt dosc wczesnie zaczela uzywac miesni. Mam tylko nadzieje, ze to mleko nie tylko w miesnie, ale i w lepetynke jej pojdzie. 😉
Pyro, Stanislawie, to nieprawda, ze wszystkie kawiarnie przerobiono na puby. W Poznaniu Chimera dziala od lat, niewiele krocej otwarta jest Kamea, pare lat po nich otworzyla sie Weranda i Blekitna Parasolka (ta ostatnia, nie iem czy jeszcze istnieje). A w ciagu ostatnich 10 lat, to kawiarenek od cholery i ciut, ciut w okolicach Starego Rynku.
Nazwy paru innych, ktorych w czasach licealnych zdarzalo mi sie bywac nie moge sobie chwilowo przypomniec, ale byly.
Do tego jest jeszcze pare przybytkow, ktore za dnia sa kawiarnia, a wieczorami czyms pomiedzy kawiarnia i pubem, jak np. Emma na Kosciuszki, albo polaczenie kawiarni z restauracja (Pod Pretekstem na dziedzincu rozanym Zamku).
Panie Lulku ta para, która jest na stronach UTW to nie jotka z mężem … a ja czekam na gościa, który jedzie przez śniegi …
Nowy, pięknie! Jestem pod wrażeniem, że gotując tylko dla siebie starasz się tak ładnie nakryć, poza tym te talerze pod kolor jarzynek!!!!!! Szapobasy – jak najbardziej zasłużone. Jak byłam mała, moja Mama zawsze dawała mi za wzór swoją koleżanke z czasów studiów (mieszkała w Łodzi w mieszkaniu, które po wojnie zrobiło się „kołchoźnicze” – najpierw je dostał mój Tato i wprowadzili się wszyscy uciekinierzy z Warszawy i Lwowa, potem się „rozgęściło” i dwa pokoje zajmowali dziadkowie, babcia i prababcia, a dwa pozostałe – wszystkie po 30 m kw., albo i więcej – chemicy, czyli jeden właśnie Mamy koleżanka, a drugi też chemik, ale wcześniej nieznany), która gotowała dla siebie jednej i bardzo starannie nakrywała, biała serweta, równo ułożone sztućce.
Gaudeamus mnie też wzruszyło, słuchając o krótkiej, przemijającej młodości i o starości, nagle sobie zdałam sprawę z aktualności tej pieśni. Do wszystkiego trzeba dorosnąć…
Uwaga! Uwaga! kowal (za chwilę!) wyjeżdża z Kołobrzegu.
Co za czasy. Kowala z Kołobrzegu trzeba przywoływać. Pamiętam czasy, gdy w każdej większej wsi był warsztat kowalski. Koni było do podkuwania bez liku, a i samochód marki Warszawa M20 nadawał się lepiej do naprawy blacharskiej u kowala niż gdziekolwiek indziej. W każdym razie dla kieszeni u kowala wypadało znacznie lepiej.
Kowal słowny prawie jak szewc 😯
Dziś pogoda cesarska, ma się ocieplić, ale termometr pokazuje -7. Podobno nadciąga halny, po nim jakieś ulewne deszcze… 😯
Wiecie, co zjadłam na śniadanie? Chlebek naan własnej roboty (odgrzany na patelni) posmarowany piekielną pastą tandoori. Huch, ostre było, ale znakomite. Chyba tego mi było dziś potrzeba 😉 Chlebek naan przechowywałam w woreczku plastikowym w lodówce od piątku. Po lekkim zwilżeniu wodą i podgrzaniu na suchej patelni z pokrywką smakuje jak świeży. Zrobiłam go na drożdżach i sodzie i dodałam 2 ząbki rozgniecionego czosnku. Smakuje jak w indyjskiej restauracji w Anglii.
Gdyby ktoś chciał przepis to podam.
nemo, ktoś chce 😀
Co do kowala to wprawdzie nigdy nie miałam żadnych koni
do podkuwania ani blacharki do naprawiania,ale pewien
kowal z Podhala niegdyś miło mnie emablował podczas
zabawy w remizie strażackiej.Kowal,chłop jak dąb, był
niezwykle łagodnego charakteru i miał romantyczne
usposobienie.Nasza znajomość sprowadziła się do
dwóch czy trzech spacerów po okolicy,ale do tej pory,
po ponad 30 latach,sympatycznie to wspominam 🙂
Spotkana rano sasiadka ta która wysluchala Gaudeamus miala wzrok jakby rozmarzony. Wiele wskazuje na to, ze potem byly u nich momenty.
Mój bank zostal zdobyty przez piratów. Sadzac po strojach. Serwowano paczki. Rok zrobil sie paczkowy. Paczki przygotowala osobiscie zaloga placówki.
Z morelowym nadzieniem.
Gdyby tak wydano plyte CD na temat UTW, poszlaby jak woda. Sam zamówilbym na ten przyklad 10 egzemplarzy. Bylyby doskonale prezenty na przyklad dla zajaca albo pod choinke. Niewielka korekta wystarczy. Calosc juz gotowa.
Pan Lulek
Właśnie, Stanisławie, był kowal i była na wsi kuźnia. Teraz kuźni nie uświadczysz, kowale na emeryturze. Ci, którzy przyjeżdżają wożą swój warsztat kowalski w samochodzie, podkowy mają już gotowe, tylko nieco dopasować a same podkowy, hacele, podkładki itp, zmieniły się tak jak obecne samochody do Warszawy M20. U mnie w zasadzie koni się nie podkuwa, chyba, że te chodzące rajdy przez całe lato, reszcie wystarcza zwykłe rozczyszczenie. Ponieważ zwraca się teraz dużą uwagę na prawidłową postawę nóg, chody i budowę kopyt koni hodowlanych, więc w zasadzie korekcja u źrebiąt utrzymywanych na pastwiskach jest symboliczna, pozostają konie starsze, stajenne i, oczywiście, schroniskowe.
Coś mi chodzi po głowie, ze w Angli za poglądy wyrażone w kuźni, nie można było ukarać, taki Hyde Park?
Czy blog Piotrowy można potraktować okazjonalnie jak tę angielską kuźnię? Bo ja się chcę wyrażać; brzydko wyrażać! Nawet nie wiem, czy potrafię tak się wyrażać, jak okoliczności wymagają. Otóż w rozmaitych polskich stacjach tv „chodzi” ostatnio reklama firmy ubezpieczeniowej i jest to najbardziej bezczelna reklama, jaką w ogóle widziałam. Filmik zaczyna się scenką w kościele (a jak!) gdzie człek odziany w komżę zbiera „na tacę”, zaś komentator opowiada, że jeżeli chcemy na starość mieć na wszelkie potrzeby,,,,itd. Firma owa doszła widać do wniosku, że najlepiej zadbać o dochody przyszłych emerytów w takim stopniu, żeby im na ofiery kościelne starczyło!!! Tu proszę sobie dopowiedzieć „wyrazy” rozmaite. Komentarza od-Pyrowego nie będzie, bo Piotr mógłby mieć kłopoty w Redakcji nobliwego tygodnika.
Nie znam tej zasady speakers corner w kużni. Ale wszystko mozliwe. Popatrzyłem do internetu i nie znalazłem wiele o kuźniach historycznie, natomiast masowo występuje na Wyspach „blacksmith shop” jako atrakcja agroturystyczna.
Pluszaku,
na życzenie:
Chleb naan
500 g mąki
150 ml letniego mleka
1 łyżka cukru
2 łyżeczki drożdży instant lub 20 g świeżych
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki oleju
150 ml jogurtu, rozmącić
1 duże jajo, rozmącić
sól
mąka do wałkowania
Z mleka, drożdży i cukru zrobić zaczyn, postawić w ciepłym miejscu, aż się spieni.
W dużej misce wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia i łyżeczką soli. Dodać pozostałe składniki i zagnieść miękkie, gładkie ciasto, ugniatać 10 minut, uformować kulę, do miski wlać 1/4 łyżeczki oleju i utytłać nim kulę. Przykryć folią i postawić w ciepłym miejscu, aż ciasto podwoi objętość (ca 1 h)
Ciasto ugnieść ponownie, podzielić na 6 kulistych porcji i przykryć ściereczką.
Na posypanej mąką stolnicy rozwałkować pierwszą porcję na cienki okrągły lub owalny placek.
Piec na mocno rozgrzanej suchej patelni teflonowej np. naleśnikowej lub lekko natłuszczonej żeliwnej, aż zaczną się tworzyć pęcherze, uważać, by się nie przypaliły, odwrócić i krótko zrumienić po drugiej stronie.
Podawać ciepłe.
Do ciasta w trakcie wyrabiania można dodać czosnek, zioąa, siekaną kolendrę itp.
Surowe ciasto można zamrozić w porcjach, potem rozmrozić np. na kaloryferze, rozwałkować i piec. Gotowe placki można też zamrozić lub przechowywać kilka dni w lodówce.
Część surowego ciasta przechowałam w lodówce i piekłam dopiero na drugi dzień. Było znakomite.
Pyro,
może nie zrozumiałaś posłania tej reklamy?
Aby na starość mieć na wszelkie potrzeby, należy w porę zatroszczyć się o księdza w rodzinie albo samemu zakręcić się koło tacy 😎
Tak sobie to logicznie wyobrażam. Reklamy nie widziałam 🙄 😉
Jeszcze o kuźniach. Nie tylko agroturystyka ale i mariażoturystyka w kilku wersjach:
One call is all you need to plan your perfect day. Our wedding planners are here to take your call from 8am ? 8pm 7 days a week.
Combine ancient tradition and stylish luxury when your wedding takes place at The World Famous Blacksmith?s Shop and the award winning wedding hotel, Smiths at Gretna Green. Experience an anvil wedding in the historic building of the Old Blacksmith?s Shop, Gretna Green, where, as wedding planners, we have been arranging marriages since 1886. Your wedding day is safe in our hands when you call us direct;
Please call our Wedding Bureau: 01461 336001 ]
Your Wedding at Gretna Green
Gretna Green in South Scotland is recognised world wide as a venue for runaway lovers, whether young or old.
Romance
The romance of Gretna Green and the Anvil Wedding began here at the World Famous Old Blacksmith?s Shop, back in 1754, and the very walls of the ancient building still breathe with romantic history of young runaway brides.
Modern, Cool, Contemporary
Twinning this ancient tradition with the modern, you can combine a wedding at the World Famous Old Blacksmith?s Shop with a reception within the cool contemporary elegance of our boutique hotel, Smiths at Gretna Green. Contact us for more information.
Traditional & Modern Locations
Marry within one of the most renowned historic marriage rooms at the World Famous Old Blacksmith?s Shop or within Smiths at Gretna Green if you require more contemporary surroundings for your wedding ceremony.
Dla wyjaśnienia, jeśli ktoś nie wie. Reklama zamieszczona powyżej żeruje na zwyczaju przyjetym w XVIII wieku polegającym na prawie zawierania ślubu w kużni w Gretna Green, tuz za południową granicą Szkocji, gdzie można było ominąć ograniczenia polegające na konieczności posiadania zgody opiekunów prawnych na zawarcie małżeństwa. Do Gretna Green uciekały panienki ze swoimi narzeczonymi i dostawały ślub natychmiast bez zbędnych formalności. O ile pamietam, śluby te były udzielane tylko przez kilka dni w roku. Ceremonię na komediowo można zobaczyc na filmie „Wielkie wakacje” z de Funes’em.
W okresie największego wzięcia kuźnię rozbudowano o kolejne pomieszczenia i udzielano ślubów w wielu pomieszczeniach równocześnie, tylu było chętnych.
Gospodarz pisze:
„To lektura atrakcyjna i pouczająca. A przy okazji zachęcająca do odwiedzania lokalików nawet podejrzanie się prezentujących. Tam bowiem można zobaczyć prawdziwie życie każdego miasta.”
Ale czy to „prawdziwe życie” lubi być oglądane przez obcych? Te włosy, zęby… 🙄
Nemo ,
ciekawa jestem tego przepisu na chlebek .
Nowy ,bardzo ładne zdjęcia .Widać duży zmysł estetyczny -kolorystyka ,stylizacja bardzo dobre – a potrawy wyglądają smakowicie .
A te stare sztućce jakie ozdobne. Brawo !
Co do kawiarni ,to także obserwuję ich reaktywację ,przynajmniej w większych miastach bez trudu można znaleźć sympatyczne miejsca z dobrą kawą .W restauracjach bywam raczej rzadko ,w klubach w ogóle ,ale w kawiarniach bardzo często i lubię je .
Mała Zosia rzeczywiście wygląda na silną dziewczynkę . Wydaje mi się ,że opinie jakoby niemowlęta przesypiały prawie cały dzień i noc to jakieś mity. Dobrze ,że przynajmniej w nocy śpi .
Nemo, Pyra dobrze zrozumiała. Jeżeli na starość chcesz jeszcze dawać na tacę, musisz skorzystać z ubezpieczenia. Reklama jest racjonalna: Po cholerę ktoś ma dawać na tacę, jeżeli może dawać nam? Tylko, że najmilszy datek na tacę to ostatni wdowi grosik, a nie fortuna uzyskiwana od towarzystwa ubezpieczeniowego.
Był kiedyś taki niemiecki przebój, który panienka kończyła konstatacją: I z tobą chciałam uciec do Gretna Green 😯 Chyba się cieszyła, że do tego nie doszło 😉
Z kawiarniami to tak jest, że najpierw prawie wszystkie zamienili na puby, a teraz reaktywują albo otwierają nowe. I dobrze. Tylko po co było zamykać prawie wszystkie.
Parę lat temu jechaliśmy przez Mikulov i postanowiliśmy zatrzymać się tam na obiad. Miała to być tradycyjna czeska knajpka. W tym celu zboczyliśmy z autostrady i wjechaliśmy „na górkę” do miasta. Po wejściu do pierwszej moje nogi zrobiły natychmiastowy w tył zwrot. Tak było jeszcze w kilku innych. Zasiedliśmy wreszcie w czymś co wyglądało na odpowiednie dla mało nastoletniego syna. Udało nam się nawet doczekać w miarę spokojnie na nasze dania, a potem się zaczęło, najpierw słowna awantura a potem ordynarne mordobicie. Nie dane nam było dokończyć obiadu.
Angielski ‚blacksmith’ jest ślusarzem a nie kowalem… Kowalstwem i rzemiosłem ogólno-końskim zajmowali się ‚Farriers’ stojący w hierarchii rzemieślniczej dużo wyżej od ślusarzy…
Pozdrowienia z drugiej strony świata – Paffeu
Jak rozumu starcza to nie dochodzi. Ale może się zdarzyć, że będą szczęśliwi. Nikt chyba nie zna recepty na szybkie opanowanie sztuki wspólnego życia.
Zaskakujące. Byłem w wielu czeskich knajpkach o różnym wystroju, także bardzo siermiężno piwnym, i nigdy żadna przykrość mnie nie spotkała. Ale absolutnie nie zamierzam podważać relacji MałgosiW. Moje podróże były dano. Ostanie 3,5 roku temu na Słowację. Widać dużo się na południu zmieniło. W samych Czechach nie byłem chyba ponad 10 lat.
Nemo ,dziękuję za przepis na chleb naan .Mam zamiar wkrótce go wypróbować .
Stanisławie, ja bardzo lubię czeskie knajpki i zwykle wychodzę z nich bardzo zadowolona. To tylko ten przypadek Mikulova. Wtedy to jeszcze było miasto graniczne, na dole stały tasiemcowe kolejki do przejścia i w okolicy było mnóstwo fast-foodów.
Rozumiem. Przygranicznych knajpek chyba wszędzie lepiej unikać. Wyobrażam sobie, że to mogło byc jak w pobliżu bazaru słubickiego w swoim czasie.
Stanisławie,
pociągi do Gretna Green już nie jeżdżą 🙁
Niestety, nasi informatycy ten link zablokowali. Może uda mi się zobaczyć w domu
Mój Osobisty po wizycie u krewnych w Słubicach nazwał tę miejscowość – Chicago 😯
Kiedy myślę o knajpach, w których równie łatwo jak w kufel dostać kuflem, wcale nie nucę sobie Grzesiuka ani piosnek Stasia Wielanka, tylko country śpiewane przez Dąbrowskiego o Mary Ann
„Ta mieścina jest za mała,
by to wszystko wytrzymała :
cmentarz ciasny,
szpital zaś daleko stąd…”
Śmieszy mnie ta piosenka nieodmiennie od lat.
Pranie w pralce, na obiad polska kiełbasa na gorąco z chrzanowym sosem
Stanisławie,
ten link pokazuje starą kuźnię w Gretna Green, a Cliff Richard śpiewa po niemiecku, że czas pociągów do GG minął bezpowrotnie i „stoimy na pustym peronie, nasza podróż do GG pozostanie na zawsze marzeniem” Młodość i pierwsza miłość nigdy nie powróci 🙁
Dla Pyry
Mary Ann
Dziędobry na rubieży. Pada, kurzajegotwarz.
Zosia jest milusińska, krzepka i optymistycznie patrzy w przyszłość. Miejmy nadzieję, że jej to zostanie.
Co do knajp, opisywanych przez Gospodarza i Was – moi telewizyjni kolesie, którzy zresztą uwielbiali do takich wchodzić, nazywali je krótko i obrazowo orczykami. Że niby można wyjść z orczykiem w plecach.
Kiedyś robiłam taki teledyskowy film o jednym poecie śpiewającym i potrzebowałam odpowiedniego orczyka – znaleźliśmy takowy w małym miasteczku wielkopolskim – na progu leżał paw, a w środku pani Renatka lała piwo. Siedziały tam typy tak filmowe, że żadna charakteryzacja nie była potrzebna. Byli dla nas bardzo mili, na naszą prośbę przestawiali kufle, żeby się lepiej kadrowały i tak dalej. Śmiesznie było, kiedy wszedł jakiś bywalec w trakcie ujęcia. Wszedł, a tu przy barze stoi piękny młodzian i śpiewa, a żaden z siedzących tam menów nie zwraca na to uwagi…
Fajne klimaty to były w sumie.
Nisiu,
orczyk w plecach trudno sobie wyobrazić (zbyt tępy), ale bronę… owszem 😉
Ciekawostka:
Byly minister spraw zagranicznych Niemiec, Joschka Fischer tez bral swego czasu slub w GG.
Ja się skaleczę! Kowal dzwoni i się pyta, czy dobrze skręcił w Redle. Znaczy jest o 10 km stąd. Raptem 3,5 h po czasie. Ważne, że jest.
Państwo Dąbrowscy przez kilka lat mieszkali pięto niżej niż ja. Bardzo mili. Mieli taką wystrzałową gosposię, w typie i makijażu „mocna brunetka”, ze goscie, którzy nie znali właściwej gospodyni (przeuroczej!) przychodząć z pierwszą wizytą, wręczali jej kwiaty. Pani Dąbrowska nieco się na to żaliła 🙂 …
Kłonicę można szybciej wyciągnąć…, chyba, ze spięta z luśnią (srogą, oczywiśćie).
O, jest kowal!
http://farm1.static.flickr.com/153/349538027_d0337181c2.jpg?v=0 😉
dla SŻ 😀
Jak się nada odpowiednie tempo i siłę, to i orczyk, i kłonica, i brona… a w nazwie orczyk najdźwięczniejszy.
Był też taki orczyk w Skwierzynie przy głównej trasie… wchodziłam do niego w asyście pięciu facetów dobrze zbudowanych, oni uwielbiali tam piwko strzelić, kiedy byliśmy na wyjeździe. Teraz wygląda bardziej nobliwie, klimatu nie ma…
Żabo, pozdrowienia dla kowala!
Jasne, że orczyk na nazwę mordowni najporęczniejszy 😉 Mnie się jednak w ostatnich latach bardziej kojarzy ze sportami zimowymi 😉
Jaki przystojny ten kowal od Pluszaka 😎
My tu sobie o kowalach,mordowniach i orczykach,
a ja się pytam kto smaży faworki ?
Toż dzisiaj ostatki !
Od razu się przyznam,że ja nie smażę,ale właśnie oblizałam się
po kolejnej, pochłoniętej z apetytem partii….faworków z cukierni 🙂
Hm, faworki dla 2 osób… 🙄
Zapytałam Osobistego, co chce na podwieczorek?
– Pączki!
– Dla 2 osób? 😯
– No to crepes Suzette z jabłkami 🙂
Luśnia… ty młocie jeden!
Dzień dobry Szampaństwu. Zima bezśnieżna prawie, mroźnawa, a ja połamanam jakaś, tymczasem zajęcia się proszą o zajęcie. A tu człowiek poszedłby do speluny na jaką setę i galaretę dla polepszenia nastroju. Muszę się zastanowić, czy w mojej wsi jest coś takiego… kiedyś była, ale to było sto lat temu, kiedy wolno było jeszcze palić. A co to za speluna bez kłębów dymu papierosowego? 😯
Narobiliście mi smaku tą wczorajszą szynką, poszłam więc i zamówiłam dwa kg świni ze skórą, ma być na czwartek. Zobaczymy, co z tego wyjdzie 😀
Nemo, nie wiemy, jaki jest kowal od Starej Żaby!
Żabo, zrób mu fotkę!!!
Zanim Żaba to przeczyta, kowala może już nie być 🙁
w moim miasteczku w lubuskim w budynku, w ktorym kiedys rezydowal kowal z krwi i kosci, gdzie kuto koniska robocze, jest wlasnie aktualnie „Mordownia” owszem podrobiona na wspolczesnie z plastikowymi drzwiami i oknami, barem i nawet bilardem ale atmosfera jest taka sama jak w tych z mojego dziecinstwa taka wlasnie z zagrozeniem dostania brona w plecy
Wybywam też, bo coś się chmurzy, a należałoby się trochę poruszać na świeżym powietrzu.
Ah, zapomnialam, moje wrazenie na widok Zosi, mam chyba najkrotszy staz matczyny i musze sie przyznac, ze mam podejzenie, iz Nirrod urodzila genialne dziecko, naprawde bardzo szybko podnosi sie na tych pieknych raczkach i to spojzenie, nad wyraz rozwiniete dziecko, wspaniala!
Pączki już usmażone (40 sztuk ale dla nas tylko 2) a faworki w trakcie smażenia. I też większość wyjedzie na sąsiednią ulicę czyli do wnucząt. A w dodatku to wszystko powstaje zupełnie bez mojego udziału. To napewno będzie miły wieczór!
Nie było mnie troche, a rozwinęło się ciekawie. Coś intryguje w lokalach, jakie Gospodarz przypomniał.
Joschka Fischer w Gretna Green i Cliff Richard o tym miejscu po niemiecku. Czyżby to miejsce było najpopularniejsze w Niemczech.
Pociagów może już nie ma, ale, jak sądzić z ogłoszenia, interes kwitnie.
Haliczek, dzieki za wczorajsze podanie strony, Jotka gratulacje, strona bradzo estetyczna, jeszcze raz gratulacje
Wyobrażam sobie smak PanaPiotrowych pączków i jestem zachwycony.
Ja jakoś chyba pasjonatem pączków klasycznych nie jestem, chrustu wręcz nie lubię, ale czasem chwyci mnie za serce postpączkowy czy okołopączkowy wynalazek: w cukierni obok pleciona półwytrawna „pączka” z cynamonem, czy białoruskie paczki nadziewane mięsem mielonym (nazwy nie zapamiętałem, ale dobre to było).
Pączkom z czekoladą np mówię raczej „nie zupełne”.
ja to w ogóle nie piekę to nie mam problemu czy pączki czy faworki .. ja idę na słodkości na trzecią ulicę obok mnie do wnuczki … 🙂 … też myślę, że wieczór będzie miły … 😀
Dzisiaj cos z zycia autentycznego. W naszym miescie. Ladnie brzmi, co ? rezyduje pani od zebów. Swego czasu wydala sie za pana któremu podarowala czworo dzieci.
Cos sie w tym zwiazku popsulo i uzyskala kosciolowe unanie malzenstwa za niebyle.
Pozostalo zatem czworo nieslubnych i juz wyrosnietych dzieci. Jedna z córek oswiadczyla mamie, ze jest w stanie wskazujacym na nawiedzenie przez Ducha Swietego. Mama powiedziala, ze w takim razie powinni wziasc slub. Rezolutne dziewcze zareplikowalo. Po co niby, zeby potem wykosztowywac sie na uznanie malzenstwa za niebyle.
Dzisiejsza mlodziez ma jednak trzezwe podejscie do zycia.
Na obiad zas byly wspaniale kurze udka w grzybowym sosie. Przyznam samoktytycznie, ze wyjadlem wszystko z wylizywaniem talerza. Teraz przechodze do horyzontalnej pozycji.
Do szesnastej Lulek spi,
Do szesnastej Lulek spi,
My sie nie boimy lecz go nie zbudzimy….
Pan Lulek
Stanisławie- to są pączki PaniBarbarowe, jak wynika
z wypowiedzi Gospodarza.
Oj,chętnie by się spróbowało….
http://adamczewscy.pl/?p=2345 chyba TE pączki 😉
dzisiaj Danuty … Danuśka Ty czerwcowa czy dzisiejsza?
te mięsowe pączki to się ponoć „bieliasze” nazywają, czy jakoś podobnie
5e55 kodzik taki ładny.
To ja pozdrawiam Blogowisko w związku z ładnym kodem.
Jolinku – jam Ci 1 październikowa.
Czyje zgrabne rączki
usmażą pyszne pączki ?
Ja już nie mogę zapiąć mej sprzączki,
bo chrupię donaty, jak wielkie obrączki,
i faworki też zjadam bez żadnej bolączki !
I powiem Wam, że przyjemność owa
nie wywołuje żadnej gorączki !
Więc niech żyją ostatki
i obsypane mąką i cukrem
Twoje zdolne rączki !
wyszukiwarka zaakceptowała słowo „bielasze. misja zakończona
to trzeba do kalendarza wpisać 1 X – imieniny Danuśki … 🙂
Dziekuje wszystkim za mile slowa.
Doroto ja tam w genialne dzieci nie wierze. Bardzo sie bede cieszyc jak wyrosnie na jednostke normalna 😉
Znacie jakiś sposób, żeby dzisiaj ugotować grochówkę, nie mocząc grochu? Mam nieco ponad 5 godzin – da się zrobić jakieś czary-mary?
Alicjo wystarczy dłużej gotować. A jeszcze lepiej, po ugotowaniu zmiksować. Będzie pyszna!
PS.
Ja nie podszywałem się pod pączki i faworki Basi. Nie robię bowiem żadnych słodyczy z wyjątkiem kuti.
Dzięki!
Baza minizjazdu marcowego czyli jachcik s/y”Cygnet”, gotowy na przyjęcie gości! Po tygodniu ciennnnnnnżkiej pracy stoi koło domu. Remont robiłem w miasteczku Dania w Playboy Marina. Żona szorowała mnie szczotką ryżową, którą wcześniej, myłem łódkę! Jeśli ktoś ma ochotę, zapraszam na parę zdjęc.
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Remont#
Alicjo,
Tfu, tfu za lewe ramie….a puszki???
Zarumieniona, znikam.
Lena
Nirrod, ona jest prześliczna 😀
Cieszę się, że strona internetowa znajduje uznanie. Nie jest to jeszcze dokładnie t, o co mi chodzi, ale myślę, ze dopracujemy ją.
Zgago,
ja jestem Wielkopolanką z importu. Pochodzę podobnie jak Alicja i jeszcze parę osób na blogu, z „ziem wyzyskanych”, czyli z Dolnego Śląska.
Montowane są filmiki z inauguracji UTW. Jedna wersja przeznaczona do zakładki: czytelnia, będzie poświęcona wyłącznie wykładowi. Druga do zakładki: kronika, ma oddać klimat całości. I wreszcie trzecia dla sponsorów, zaakcentowanie wszystkich elementów z nimi związanych.
Teraz bardzo ważną rzeczą jest znalezienie kolejnych sponsorów. Bez wsparcia finansowego nie jestem w stanie uruchomić profesjonalnej obsługi biurowej. Nie mogę oprzeć funkcjonowania całości na „cynie” społecznym. Pamiętacie pewnie ten stary dowcip:
– czym się różni złotówka od dolara?
– dolar jest oparty na złocie a złotówka na cynie – społecznym 🙁
Jeżeli ktoś ma wsród bliższych lub dalszych znajomych osoby prywatne lub instytucje gotowe nas wesprzeć, będę wdzięczna za zarekomendowanie naszego projektu.
Tysiąc złotych miesięcznie stanowi kwotę, która już pozwoli stworzyć podstawy biura.
Drugi dzień z kolei osobiście podpisywałam legitymacje i rozmawiałam ze Słuchaczami, starając się ukierunkować ich myslenie na fakt, że Stowarzyszenie to nasza wspólna sprawa i wspólna odpowiedzialność. Myślę, że ziarno zostało posiane.
Pranie wyprane i pół piwnicy wyprzątnięte dzięki jednemu z dzieci blogowych.
Jotko – trzymam kciuki i przekazuję pozdrowienia od Inki
Dobry wieczór wszystkim. 😀
Nirrod, Twoja Zosieńka jest śliczna ! A jakie zaciekawione oczka. 😀
Jotko, napisałam tak, bo wydaje mi się, że nie ma znaczenia, czy się jest z „importu”. Faktem jest, że Wielkopolska jest synonimem solidności, pracowitości, rozsądku a te wszystkie cechy zauważyłam też przeglądając Waszą stronę internetową. Jak już pisałam, jest przejrzysta, z pełnymi i szczegółowymi informacjami, dla ewentualnych słuchaczy. A przecież o to chodzi. I gdyby nie Twoje zaangażowanie i przemyślana wizja, jak ma strona wyglądać i komu ma przede wszystkim służyć, nie wyglądała by tak jak wygląda. 😀
Cichal, zdjęcia wspaniałe 🙂 Trochę Ci zazdroszczę ciepła 😉
Alicjo, już się zaczynasz pakować ? 😆
Kapitanie,
łajba cudna, załoga ćwiczy formę 🙂
Zgago…
pakować się? Toż na łajbę zabiera się niezbędne minumum, nie sakwojaże 😉
Co do strony UTW – już mówiłam Jotce toczka w toczkę, co powiedziała Zgaga – zmorą wszelkich stron jest przeładowanie absolutnie zbędnym śmieciem, gdy tymczasem „less is more”.
Zamiast grochówki wyszedł krupnik, bo wędzonka wyszła, a co to za grochówka bez wędzonki ? Będzie innym razem.
Nirrodowi rośnie maleństwo, już niedługo zacznie gryźć i kopać, potem pyskować 😉
Pan Lulek czuwa? Bo godzina się zbliża…
Wracam do zajęć, coś się spiętrzyły ostatnio jak lody na Wiśle w okolicach Wyszogrodu 🙁
Sledzikujemy dzisiaj. Dla mnie caly czas koncówki karnawalu byl paczkowy. Ostatni dzisiaj. Rózne odmiany i nadzienia. Przede wszystkim morele ale i truskawki. Dzisiaj wieczorem byl sledzik do lustra. Wypijmy zatem za sledzika szczególnie u tych co siedza nad pusta szklanka ale mimo to nie opuszcza ich humor i nadzieja na przyszlosc. Tym bardziej, ze najdluzszy post ma kiedys koniec.
Toast pod sledzika a przynajmniej rybke.
Pan Lulek
ecf3 – bez ładu i składu
za zdrowie wędrowca na szlaku!
kowalowi zrobię zdjęcie następną razą, ma być jeszcze za tydzień
Zabo a to ten sam kowal co zaklina konie?
Nie mam śledzika. Nie mam rybki. Wypić mogę najwyżej herbatę albo jogurt. Jeszcze tylko dzisiaj, a od jutra ponoć post. Jaki post? Ja miałam 10 dni takiego postu, że ho, ho. Popatrzyłam na fotki Cichala i wzięła mnie „złość, tęsknota i rzewność”. Nic to; przysyłaj Cichalu, a dużo (dobrze wiedzieć, że jest morze, żagle i wiatr i muszle w piasku na brzegu i marzyciele – tułacze pod tymi żaglami. Mówiłam, że rzewność, psiakość!
Dzisiaj zrobił 12 i 1/4 konia, w tym wszystkie najpilniejsze. Zwłaszcza zależało mi na Basi, której od razu poprawił się humor i zaczeła się żwawiej ruszać.
Odebrałam samochód z nową lampą z tyłu, nie sprawdziłam jeszcze czy bagażnik się otwiera, bo i tak warsztat był już zamknięty, a kluczyki odebrałam na stacji benzynowej. Po dokumenty musiałam pojechać do dzieci, bo zięć miał je przy sobie. Przy okazji zobaczyłam w co wjechał. Do domu wróciłam tuż przed toastem. Zdaje się, że na jutro nie mam specjalnych planów.
dorotolu, inny, za to dużo młodszy 🙂
jedni zapowiadają, że najbliższe dwa tygodnie będą raczej odwilżowe
http://www.meteogroup.pl/pl/home/pogoda/pogoda_na_swiecie/pogoda_lokalna/miasto/48X1111/polczyn-zdroj.html?cityID=48X1111&tx_mgcityweatherstatic_pi4%5Bp%5D=1
a drudzy straszą mrozami
http://new.meteo.pl/php/meteorogram_id_coamps.php?ntype=2n&id=1747
A u mnie jakoś tak (pochmurno, okołozerowo na minusie) że zasypiam przy myciu szklanki. Dwie mocne herbaty też mnie nie ruszyły.
ja chyba też zaraz zasnę
Dzień miałam bardzo pracowity, a teraz wolniutko hamuję. Nie mam nastroju czytelniczego, w TVN-ie za wszystkie newsy świata wystarczają sekwencje nagrane z brzego, kiedy to wędkarz zagapił się i odpłynął na krze (San w Przemyślu) strażak – ratownik został poturbowany i leży w szpitalu) Mówią na ten temat od godziny z małymi przerwami. Spać mi się nie chce; chyba otworzę sobie portal „Po szkole.pl” i zagram w jakąś grę. Nie zmądrzeję od tego, ale może dostanę pracę w TVN-ie?
1133 – razem osiem…
Pyro, jak to miło, że ktoś jeszcze lubi Broniewskiego! Bo gdybyś nie lubiła, to byś nie cytowała, jak rozumiem. Mój ukochany poeta zarżnięty z kretesem przez polonistów.
Ale mniemam, że serce Ci się jeszcze nie rozełkało do tego stopnia, żebyś leciała do Baru pod Zdechłym Psem?…
Nisiu, wielu z nas lubi Broniewskiego
Moja bratowa mieszkajaca na Mokotowie miala reguralnie przyjemnosc, jako mloda osoba, ogladania Broniewskiego na balkone w stroju „dol bez niczego”
u mnie wieczór faworkowy, mam dość, rozglądam się za czyms bardziej konkretnym 🙂
A o 11.28 pozdrawiał nas „z drugiej strony świata” Paffeu, ale jakoś chyba został przeoczony w ferworze dyskusji rozmaitych. Witaj więc Paffeu 🙂
No my jewo uważajem nie tolko za eto…
to tak tylko na marginesie bylo, a pani ta juz swietej pamieci to chyba poezji nie czytala
…a erotyki Broniewskiego…. perełki
ja się skaleczę! połknęło bez wieści!
Witaj Paffeu (czyt.: Paweł?), jak zostajesz na dłużej to się posunę nieco.
farrier jest pojęciem szerszym niż kowal, czy też podkuwacz, bo w zasadzie jest to jeszcze felczer zajmujący się zdrowiem zwierząt gospodarczych.
Kowal jest kimś pośrednim między podkuwaczem a ślusarzem, bo i konia okuje, i zamek do drzwi wykuje.
A nie mówiłem?
Świnia jak baran. Ja to raczej jestem baran jak świnia. Kręcony nigdy nie byłem.
http://www.stoecklwirt.at/index.php?p=wollschweineimg&id=1
Nisiu – Broniewski i anegdoty o Broniewskim i potoczystość jego narracji („Siedzę z Janem w 13-tej celi/ na Ratuszu, pośrodku miasta –
/3 dni temu razem nas wzięli/ posadzili, trzymają i basta.”) Dopiero kiedy próbował być patetyczny, ta świetna potoczystość łamała się w rytmicznej niezręczności („I nigdy nie będziesz biała!/ I nigdy nie będziesz czerwona!/
Zostaniesz biało – czerwona! Czerwona, jak puchar wina/ biała, jak śmieżna lawina! Biało – czerwona, Hej!”) Nie wiem, może coś sknociłam, bo to z pamięci. Przed kwadransem zdeklarowany antykomunista, sen Romaszewski z pamięci cytował duży f-nt Majakowskiego. Czegoś nas jednak nauczono…
Ewa z Poznania u Doroty
Pyro,pieśń o fladze K.I.Gałczyńskiego http://www.wiersze.annet.pl/w,,7689
Mea culpa – oczywiście! Nie wiem, co mnie napadło, żeby ją Broniewskiewmu przypisać. A Gałczyński to też miłość dawna i serdeczna.
Po raz kolejny rację miał śp. prof Krzysik „Moja kochana; z pamięci, czyli z niczego! Źródła się liczą.”
Dla miłośników Gałczyńskiego link do strony stworzonej przez jego wnuka: http://www.kigalczynski.pl/ . Moim zdaniem jest świetnie zrobiona. Bardzo ciekawa.
A tu o Broniewskim http://www.broniewski.pl/
Odwiedziłam pobieżnie obydwie podane przez Ciebie, Doroto, strony. Zostaję jednak przy moim małym, prywatnym bziku : nie za bardzo zbliżać się do ukochanego Artysty – o nim powinno do mnie mówić jego dzieło (on sam, personalnie może być w odbiorze sporym utrudnieniem).Ot i teraz – nie tak dawno przeczytałam Urbanka „Walldorff – ostatni baron PRL-u”, gdzie wiele miejsca poświęcono Gałczyńskiemu i jego rodzinie i jakoś mi nie po drodze w tej chwili z potomkami Ildefonsa. To z czasem minie, oczywiście. Teraz wolę nie zaglądać do szafy – a nuż szkielet jakiś znowu?
Rozumiem. Mnie na tych stronach cieszą zdjęcia. I nagrania wierszy recytowanych przez samego KIG oraz te czytane przez aktorów. A ponieważ twórczość tych poetów jest mi bliska, to ich samych staram się przyjmować takimi jakimi są (a raczej byli).
Coraz bardziej intryguje mnie ta książka, o której już kilkakrotnie wspominałaś („Waldorff …) – muszę się nią zainteresować (tym bardziej, że jutro wybieram się do Empiku po odbiór zamówionych książek).
Krystyno, Żabo,
dziękuję bardzo za miłe słowa. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość… się męczy. 😉
U nas Mama przywiązywała ogromną wagę do tego jak i czym się jadło, jak było nakryte, jak się przy jedzeniu siedziało.
Nie mogło być inaczej – tylko na obrusie. Wszystkie ceraty, plastiki – wykluczone. Nawet gdy na obiad były jedynie ziemniaki ze słoniną (a tak czasami bywało), musiały być podane elegancko – na półmisku, posypane jakąś zieleniną, która dodawała smaku, dekorowała i przykrywała chwilową biedę. To mi zostało do dzisiaj.
Doroto z Poznania,
dla mnie podane przez Ciebie wskazówki o stronach Gałczyńskiego i Broniewskiego są bardzo cenne, nie trafiłem na nie dotychczas.
Nie mam tutaj wszystkiego, co chciałbym mieć – z Gałczyńskiego tylko dwa tomiki, Broniewskiego kilka wierszy w wydaniach zbiorowych. Większość została w Polsce. Bardzo tylko żałuję, że wiersze recytowane przez aktorów tutaj nie chcą się otworzyć, jakieś blokady są pozakładane. Blokady na poezję! Dlaczego? W głowie się nie mieści!
Dobranoc 🙂
Mogłam się tego domyślić – że lubicie Broniewskiego! Ale dla mnie dzisiejszy dzień jakiś mało inteligentny…
Pyro – i tu masz rację jak ten słoń – nie muszę wiedzieć wszystkiego o poecie, żeby kochać jego wiersze. A nawet czasem to przeszkadza. Uczyłam tego moje dzieci w szkole, dzięki czemu zaczynały lubić samą poezję. Ale co do potoczystości pana B. to pozwolę sobie się nie zgodzić – jego rewolucyjne i wojenne wiersze są porywające – rewolucja parowóz dziejów sama leci do przodu, podobnie Bagnet na broń. I inne też. A i tak najbardziej lubię Malarię.
Ale nie wszystkiego nauczono mnie w szkole. Wiele mam po prostu z domu, gdzie SIĘ CZYTAŁO. I ta cukiernica na stole była wyrywana przez wszystkich, bo stanowiła najlepszą podstawkę pod książki.
Dobranoc, już dziś więcej nie będziem bawili!
Paffeu – ty też śpij dobrze tam, gdzie jesteś!
Nie spac Spiochy bo Was ukradna.
Do roboty, do roboty,
Dzisiaj mialem wspanialy sen. Zostalem pucybutem w Gdanskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Pilsudskiego.
Czyzby poczatek kariery w dziedzinie finansów.
Pieknego dnia zycze wszystkim na calej kuli,,,,,,,,,,,,,,,
W drodze do kariery
Pan Lulek
Panie Lulku
Leć Pan do Toto Lotka i obstaw co trzeba. Jak wygrasz możesz udzielić wsparcia. Ja lecę po bułeczki. W drogę z kiełbasą czy bez ?
Oto jest pytanie!
Witam, witam, ostatnie wpisy zaliczyłam.
Jak stawiam kwiatki w wazonku na stole to zawsze sobie mówię „…wokół dzbanka skrzacik chodzi z halabardą, brodę ma siwą, całą splamioną musztardą..”
Odbiór Figara przesunął się wczoraj w nocy na siódmą rano, ale chyba przesunie się jeszcze.
Trochę mi się pomyliło, ma być tak:
O, zielony Konstanty, o, srebrna Natalio!
Cała wasza wieczerza dzbanuszek z konwalią;
wokół dzbanuszka skrzacik chodzi z halabardą,
broda siwa, lecz dobrze splamina musztardą,
widać, podjadł, a wyście przejedli i fanty –
O, Natalio zielona, o, srebrny Konstaty
Konstanty Ildefons Gałczyński
1934
Mis uwazaj zebys nie przegapil autobusu. Kilka kabanosów albo kielbasek nie zaszkodzi. Nie zapominaj o Ptasim Mleczku dla pan w hotelu. Z grubsza biorac, to jaka trasa jedzie ten autobus do Bolonii. Skoro zas Bolonia to czerwona. Czy bedziesz spiewal na Targach.
Avanti popolo, avari stosa,
Bandera rossa…………..
Dalej nie bede cytowal aby nie podpasc pod jakas anateme.
Przy okazji zas kto zna papierpsy marki Kot.
Wdzieczny za informacje
Nieco poranny
Pan Lulek
Uważam, że książka broni się merytorycznie i jest w niej sporo caikewych tekstf3w, trzeba tylko odpowiedni się nastawić i nie oczekiwać gotowych rozwiązań a raczej garści rf3żnych informacji.