Po „Absyncie” został mi tylko absynt i łyżeczka

Bardzo nie lubię gdy znikają moje ulubione knajpki. Zmartwiłem się więc setnie gdy doszła mnie wiadomość o zamknięciu jednej z najlepszych w Warszawie restauracji czyli francuskiego „Absyntu”. Od pewnego czasu krążyły słuchy, że czynsz w tym miejscu stolicy przekracza nowojorskie ceny i stać na to tylko bankierów albo takich entreprenerów, którzy chcą koniecznie ponosić straty. Co w rezultacie przynosi im zyski a czasem i wyroki.

Nie ma już „Absyntu” a mnie zostały tylko wspomnienia np. wspaniałego jubileuszu 40-lecia  małżeństwa, który wraz z dużą grupą przyjaciół tam świętowaliśmy. Pocieszam się tym, że rodzina Kręglickich prowadzi parę innych równie fajnych lokali a wśród nich nowo otwartą „Piątą ćwiartkę” czyli jedyną w Warszawie restaurację z podrobami. I to jak podawanymi!

Absynt dla gości

Na szklance położyć dziurkowana łyżkę. Na łyżce dwie kostki cukru. Nalać absynt do szklanki przelewając przez cukier. Podpalić cukier, który będzie spływał na dno. Poczekać aż płomień zgaśnie. Rozcieńczyć absynt zimną wodą. Podać aperitif. Spróbować cukier, bo bardzo smaczny

 Na pociechę mam też butelkę absyntu oraz łyżeczkę misternie dziurawioną, dzięki której mogę podawać drinki z ulubioną wódką francuskich impresjonistów wg. wszelkich prawideł. I butelka, i łyżeczka to prezent z „Absyntu”. Otworzę ją i użyję przy jakiejś specjalnej okazji. Na razie mogę obie rzeczy tylko zaprezentować i schować.Aby nie trwać w ponurym nastroju postanowiłem przyrządzić coś smacznego i w naszym domu jeszcze nieznanego. Miałem zaś przed oczyma widok szynki pieczonej w miodzie i musztardzie, którą popisywał się w kanale Kuchnia TV jakiś mistrz kulinarny. Wprawdzie nie miałem przepisu ale od czegoż fantazja!

Ostrożnie, bo można się oparzyć

Kupiłem dwukilogromową bryłę wieprzowego zadka wraz ze skórą i grubo ją posoliwszy odłożyłem na dwie doby w chłodne miejsce. Po tym czasie wsadziłem szynkę do wielkiego gara pełnego wrzątku i zmniejszywszy ogrzewanie potrzymałem tak przez godzinę. Po wystudzeniu mięsa naciąłem skórę w dość regularną kratke, wetknąłem w szparki goździki a całość grubo nasmarowałem mieszanką musztardy z Dijon i miodu gryczanego. Teraz do brytfanny i do piekarnika. Tam szynka spędziła trzy godziny w temperaturze 185 st. C, co jakiś czas polewana sosem spod pieczeni, a na ostatnie 30 minut  zdjąłem pokrywkę, by nabrała zdrowego rumieńca.

Pachnąca miodem i goździkami szynka wygląda godnie. Podana z sosem własnym smakuje wspaniale. Ale największą rozkosz sprawia podniebieniu podana na zimno jako wędlina. Warto się tak bawić, by rozjaśnić horyzont i odpędzić smutki.