Chrypka nie zawsze dodaje uroku
Od pewnego czasu miewam obrzydliwą i uciążliwą chrypkę. Wcale nie dodaje uroku. Zwłaszcza gdy pojawia się nagle – gdy już siedzę przed mikrofonem w radiowym studiu. A tak się zdarza najczęściej.
Laryngolog nie pomógł (zwłaszcza że chciał mnie paść sterydami). Sięgnąłem więc po dostępne na rynku pastylki do ssania tak gorąco zalecane w setkach reklam. Co prawda są dość smaczne (przypominają w smaku kwaskowate landrynki), ale rezultat – żaden.
Na szczęście lubię surowe jajka i przypomniałem sobie o sposobie dawnych diw operowych, które przed spektaklem wypijały jaja w hurtowej ilości. Kurza produkcja podziałała, ale krótko. Na szczęście moje felietoniki kulinarne nadawane w niedziele w porze śniadaniowej nie przekraczają kwadransa. Więc dwa jajka wypite tuż przed nagraniem były dobrym lekarstwem. I wcale mnie nie ograniczały w dalszym jedzeniu jaj. Jem spokojnie sadzone, jajecznicę, na twardo i w szklance, pamiętając o badaniach wrocławskiego uczonego prof. Tadeusza Trziszki, który zaleca jeść jajka w dowolnej liczbie. Więc jem i piję.
Teraz – dzięki spostrzegawczości Basi – będę mógł na zmianę pić kurze wyroby lub cudowny syrop z pędów sosny. W drogerii stała na półce skromnie wyglądająca, smukła buteleczka zawierająca złocisty płyn z etykietką prezentującą delikatnie zielone i kwitnące pędy sosnowe. Syrop ten rozrzedzony ciepłą (a nawet gorącą) wodą jest bardzo smaczny, a skutek jest wręcz błyskawiczny. Chrypa znika i długo nie wraca. Da się żyć!
Komentarze
dzień dobry …
to ja muszę sobie kupić taki syrop bo jajka wolę w normalnej postaci … chrypka też mnie łapie jak dużo mówię … 😉
Nie znałam takiego działania syropu z pędów sosny. A sama go robiłam, licząc na jakieś prozdrowotne działanie. Sosen w mojej okolicy nie brakuje, więc wiosną znów nazbieram kwitnących pędów. Nie wiem, czy byłabym w stanie wypić surowe jajko, bo ten rodzaj surowizny brzydzi mnie. Ale w stanie wyższej konieczności pewnie bym się przemogła.
Po deszczowej nocy/ oj, potrzebne są te opady/ świeci piękne słońce i wybieramy się odwiedzić ponownie Puck. Obiad będzie w związku z tym rybny.
Złapałam całkiem ładną anginę, a z nią obrzęk gardła , dodatkową porcję kaszlu, te rzeczy. Miód, cytryny, imbir mam i pewnie pójdę kupić coś na dobry rosół, bo nie ma to, jak „żydowska penicylina”. Lubię mocny rosół, niemal bulion, w kubeczku do picia. W apteczce też jest quajazyl, p/kaszlowe różne i poczciwa aspiryna. Nic innego nie potrzebuję. Chyba mi przejdzie za 2-3 dni?
Oj,widzę,że zaczęły się jesienne przeziębienia.Pyro-życzę Ci zdrowia i oby choróbsko odpuściło jak najszybciej.
„Łowicz”ma w swojej ofercie całą serię syropów dla zdrowotności,w tym ów opisywany przez Gospodarza oraz :http://mojlowicz.pl/produkty/czarny-bez/11/304
My w tej chwili mamy w domu „Dziką różę” i właśnie”Czarny bez”.
Małgosiu-dziękuję za przypomnienie cennej rady na spalony garnek.Sprawę powierzę
Latorośli,bo my wyruszamy w małą podróż na poszukiwanie lata 🙂
Danuśka, miłych i owocnych poszukiwań 🙂
Mały reportaż z moich wakacji, tym razem nie tak egzotycznie:
https://photos.google.com/share/AF1QipORRMqGSfCbouF3dLIrD0n2PTI9PG_qsL5SyqkCXZqOMYvKKrSzg6o4lXiqFCUKrw?key=TFZOSjNYdUhHbzNQVzVta3JWSXNnSHZpeXhIY0pR
Katalonia i francuski Canal du Midi
Małgosiu-dzięki,swoimi zdjęciami już mnie wprowadziłaś w wakacyjny nastrój 🙂
Danuśka – duuużej porcji lata.
Małgosiu – urokliwa podróż. I kraj oglądany od strony wody jest inny. Niby wszystkie kraje wokół M.Śródziemnego (po stronie europejskiej) są podobne, ale nawet w fotograficznym reportażu odczuwam różnice mentalne i obyczajowe między Francją, a krajami iberyjskimi. Te ostatnie są znacznie bardziej egzotyczne, naznaczone Orientem i barbarzyńską wręcz obfitością zdobień. Osobiście wolę Francję; jest mi bliższa.
Kanał i barka od dawna nas kusiły. Marzenia jednak trochę rozminęły się z rzeczywistością, bo konieczność pokonania w dość krótkim czasie dziennego limitu kilometrów i śluz w godzinach od 9 do 18, z przerwą od 12 do 13:30 eliminowała dłuższe postoje. Ponieważ głównym celem turystycznym było Carcassonne to staraliśmy się tam dotrzeć jak najszybciej patrząc tylko na mijane winnice i piwniczki. A za Carcassonne zaczęły się pola słoneczników i tak jeden z naszych celów by zatrzymać się na nocleg przy winnicy nie został zrealizowany 🙁
Malgosiu, czytałam niedawno, ze przy Canal du Midi, wzdłuż którego rosło ponad 40 000 platanów, wycięto już ponad kilkanaście tysięcy tych drzew dotkniętych grzybem ( chancre colore ) . Zasadza sie inne rodzaje, odporne na te chorobę. Mieliście wspaniała podróż, dzięki za zdjęcia.
Nie przeszedł mój wpis wiec może powtórzę w skrócie.
Małgosiu, czytałam, ze wycięto dużo platanów rosnących wzdłuż Canal du Midi z powodu grzyba, przeciwko któremu nie ma lekarstwa. Tych platanów było 42 000 ( od XVII w ). Na miejsce wyciętych, są zasądzane inne gatunki drzew, odpornych na te chorobę. Piękna podróż!
Nie udaje mi sie wpisać, niestety. Małgosiu, odnosiłam sie do Waszej podróży wzdłuż Kanału. Nie wiem, jakie słowo mogło zaszkodzić.
Pisałam o drzewach rosnących wzdłuż Kanału, które wycina sie z powodu choroby. Ale są zasądzane inne, na ich miejsce.
Alino, ja wiem o drzewach to jest cały, duży unijny program ich rewitalizacji i jak się spacerowało brzegami kanału do tam gdzie one jeszcze były miały na sobie znaczki do wycięcia. Niestety miną lata nim kanał odzyska swój urok.
Małgosiu,
Z zainteresowaniem pooglądałam zdjęcia, tym bardziej że Francja oglądana z barki to nasz cichy zamysł do realizacji „za parę lat” 🙂 Dziękuję!
Rosół gotowy, makaron na sicie, jeszcze pietruszka do posiekania, Z powodu podrażnienia w gardle nie sypnęłam mielonego pieprzu na koniec. Będzie Dziecko chciało, to sobie sypnie
Ewo, gdyby Cię interesowały szczegóły „techniczne” to chętnie służę pomocą. Jedyne co mogę doradzić to załoga nie powinna być mniejsza niż 4 osoby ( jedna przy sterze, dwie przy linach, czwarta do nalewania wina) 🙂
Ewa,
jakby co, mogę być czwartym członkiem załogi 😉
Dzisiaj mamy zajęcia w podgrupach, Jerzor do pracy, a my druty i wełna w ręce, daję lekcje, babcia Marlena ma wnuczkę i chciałaby się nieco podszkolić w temacie.
Za oknem mokro, więc lekcje w sam raz, nie będziemy się dzisiaj włóczyć.
Na obiad proste chłopskie jedzenie – placki ziemniaczane. Wczoraj gość został zabrany na zakupy, zapomnieli o kwaśnej śmietanie (miała być do placków) oraz o cebuli.
No to będą mało złociste placki – cebula trzyma kolor startych ziemniaków i tym samym placki są złociste.
Właśnie wypiłam trzeci kubek rosołu. Część popołudnia przespałam. Oprócz anginy uśpiła mnie p. Lucyna Ćw. – szukam starych przepisów na słodycze, do których nie trzeba sześciu mocnych dziewek i 3 kop żółtek. Starsza pani pisze lakonicznie; zakłada, że czytelniczki opanowały ekspedite techniki kucharzenia, a w rezultacie porywająca lektura to nie jest.
Małgosiu,
To istotna informacja 🙂 Jak wyglądały formalności? Znaleźliście firmę przez internet?
Alicja,
Zapamiętam 😉
🙂
Pyro,
Jeden z nieantybiotykowych patentów sprzedany przez laryngologa: łyżkę wody utlenionej rozpuścić w pół szklanki wody i tym płukać gardło. Ponoć ładnie wymiata beztlenowce.
Ewo, napiszę do Ciebie na adres na Twoim blogu jeśli pozwolisz.
Tak, Ewo, tylko strasznie suszy; Wisłę z Odrą można potem wyżłopać. Jest mi z pewnością lepiej, bo pojawiła się temperatura, Przez noc się unormuje i jutro po południu może być po kłopocie, najdalej w piątek.
To na suszenie drugi patent laryngologa: rozgryźć kapsułkę z tranem czy witaminą A+E. Przerabiałam.
Małgosiu,
Jak najbardziej 🙂
Gospodarzu.
Trzeba zmienić laryngologa.
Po co tu sterydy ,Panu potrzebny dobry
specjalista. I ludowe przepisy , pastylki ,soczki
nic nie pomoga .Trzeba wiedzieć co jest.
Niech pan wierzy ,cos o ty mwiem.
Ewo, napisałam 🙂
U Pyry pachnie dziś rosołem, a ja , skoro byłam w Pucku, jadłam m.in. zupę rybną. Spodziewałam się takiej jak zawsze, czyli lekko zakwaszonej i zabielonej – bardzo ją lubię, bo ma wyrazisty smak. A tu podano nam zupę typu rosół rybny, wprawdzie dość gęstą od kawałków ryb i niewielkiej ilości warzyw, ale zupełnie bez dawnego charakteru. Na pytanie o dawną zupę powiedziano nam, że niedawno zmieniła się kucharka i teraz tak gotuje zupę. Szkoda, że akurat to zmieniła, ale po prawdzie w smażalni nie mogła nic innego zmienić. Podaje się tam/ czyli U Budzisza/ smażone ryby, frytki i dwie surówki, można też kupić słoiki ze smażonymi śledziami w zalewie. Ambitna kucharka odmieniła więc zupę. Przeżyjemy i to.
Sposób na gardło z wodą utleniona rozcieńczona zwykłą wodą polecała mi także moja znajoma.
Ciekawe, czy sok z owoców czarnego bzu, którego produkcję dziś zakończyłam, wzmocni moją o d p o r n o ś ć . Oczywiście mam też suszone kwiaty czarnego bzu. Pomoże, nie pomoże, ale jedno i drugie jest całkiem smaczne.
Krystyno, czy przetwory z czarnego bzu nadal pachną jego kwiatami?
Małgosiu,
Widziałam, dziękuję. 🙂
Pyro, Gospodarzu,
Na chrypę i wysuszone gardło pozostają jeszcze tabletki z porostem islandzkim, niekoniecznie te najbardziej reklamowane. Przetestowałam, pomogło.
Małgosiu,
syrop z kwiatu czarnego bzu pachnie. Oczywiście napar z kwiatów także.
O grzybiarzach socjologicznie i międzynarodowo : http://wyborcza.pl/duzyformat/1,148149,18873226,grzyb-to-pieniadz-niemiecki-las-zywi-nas.html
Jeśli ktoś przekroczył limit darmowych artykułów, to nie będzie mógł przeczytać całego tekstu.
To już tak daleko jesteśmy?
Nie mogłem przeczytać całego artykułu o polskich grzybiarzach w Niemczech, ale żeby aż tak? Domyślam się o co chodzi.
Nemo wskazywała wielokrotnie, że u nich tylko co dwa tygodnie dopuszczalne jest grzybobranie. Jakieś więcej niż 30 lat temu zdumiała mnie wiadomość, że tamtejsze władze lokalne wprowadziły ograniczenia, bo zorganizowani zbieracze z Wloch, wyposażeni w wtedy co raz popularniejsze walkie-talkie, ogołocali całe zbocza z prawdziwków i sprzedawali gastronomom.
Ciekawe, jeśli ci z wschodniego brzegu Odry już nie są w stanie nazbierać grzybów u siebie, to znaczy niechybnie, że pewne legendy już się przeżyły. Polska juz nie krajem grzybow? To wg mnie tak jak z rybami w państwowych jeziorach: wybite!
40 lat temu, kiedy chodziłem po lesie i spotkałem zbieracza to wiedziałem, że mogę go zagadać po polsku albo rusku, dziś tak już nie jest co prawda, lecz mimo to jestem w obliczu takiego rozwoju wypadków zadowolony, że od nas do Odry jest jednak trochę dalej.
A, pamiętacie, jak na przedostatnim chyba zjeździe na Żabich ktoś opowiadał, jak zapytał przydrożnego sprzedawcę, gdzie on zbiera te grzyby (bo nigdzie grzybów znaleźć nie można było)?
A, u kierowców ze wschodu!
Nb, raz po raz czyta się tu, że wśród dopiero co przybyłych uchodźców całe rodziny trują się białymi muchomorami. Podobno, jakieś bardzo popularne grzyby na południe od Morza Śródziemnego wyglądają podobnie. Smutek wielokrotny.
Z chrypą też mam raz po raz.
Zwykle to była sprawa z paleniem, więc się nie dziwiłem. Określałem się zwykle palaczem fakultatywnym takim więc, co pali czasowo i wraca do stanu niepalącego. Normalnie, po paru tygodniach wracałem do formy, tzn, że kasłanie ustępowało i ustępowało też to szególnie denerwujące piszczenie w płucach.
Nie palę w tej chwili dwa lata w ciągłości. Piszczenia nie mam, lecz pozostała, narastajaca niesamowita wręcz czułość górnych dróg oddechowych na wszelakie bodźce, np na „trociny” otoczek orzeszka laskowego, niemówiąc wręcz o świeżo zmielonym pieprzu na rosole. Niestety, chrypa bywa i nie mam pojęcia skąd, i ew kiedy, dlaczego właściwie.
Ciekawe: w czasie wycieczki po południowej Europie, Brno, Bratysława, Budapeszt, w czasie naprawdę trudnych do zniesienia dni, gdy o godzinie 19,00 termometr oznajmiał jeszcze 39 C miałem wrażenie, że nie muszę ani kasłać, ani chrząkać.
Dziwne.
Nie bardzo wiem, jak to przekazać, by nikogo nie urazić, ani nie nastraszyć. Chrypka występująca przez dłuższy czas „sama z siebie”, bez towarzyszącego przeziębienia jest wskazaniem do dokładnych badań. Nie należy wpadać w panikę, ale warto poddać się solidnej diagnostyce.