Trudno będzie obyć się bez grzybów
Susza dała się we znaki nie tylko rolnikom, zmniejszając plony wszelkich zbóż i ziemniaków. Podobnie będzie z grzybami.
Moi sąsiedzi, znawcy tematu – praktycy, czyli stali mieszkańcy wsi oraz liczni w mojej gminie naukowcy zajmujący się przyrodą – twierdzą, ze nie ma co liczyć na tegoroczne grzybobrania.A przecież nasze okolice zawsze słynęły z obfitości grzybów. Chwaliłem się swoimi prawdziwkami co rok, zamieszczając ich zdjęcia, gdy tylko wychynęły spod ściółki w pobliżu mojej werandy albo gdy znalazłem w buczynie szczególnie dorodne okazy.
Zwykle starczało moich własnych grzybów na susz dla całej rodziny i podarunki dla przyjaciół. W tym roku zwłaszcza z podarunkami będzie krucho. Na szczęście w ubiegłym roku zbiory były na tyle obfite, że mam jeszcze w specjalnych słojach w spiżarni ususzone borowiki w takiej ilości, że na tegoroczne święta powinno ich (acz skromnie) wystarczyć.Mimo tych apokaliptycznych prognoz liczę po cichu na wrześniowe deszcze, które – mam nadzieję – ożywią grzybnie i zapewne mniej niż zwykle, ale jednak las obdaruje mnie prawdziwkami, kozakami i zawsze najliczniejszymi tu podgrzybkami. Ale – jak wiadomo – nadzieja…Tymczasem więc popatrzmy na grzybowe plony z przeszłości.
Komentarze
Oj, smutno….U nas od kilku dobrych lat wysyp jest dopiero w październiku i to nie zawsze. I nasze lasy są ubogie w borowiki, bogate w podgrzybk.i Przez ostatnie lata korzystałam z dobroci Piotra, mamy JollyR, a raz nawet Pepegora. Nawet dzeliłam się z innymi Blogowiczami. Tego roku grzybów nie ma nikt – może tylko Bejotka, bo na pogórzu padało. Trochę podarowała mi Żaba z ubiegłorocznych zapasów; na Wigilię starczy, ale to tyle. Żaba dostała sporo od Leśniczyny, a ta od swojej Matki z Krakowskiego. I tak się ludzie dzielą tym, co mają.
dzień dobry …
faktycznie z grzybami słabo … w tamtym roku jak byłam w Urlach to trochę grzybów uzbierałyśmy już w lipcu a w tym posucha była a po suszy słabe widoki na grzyby ..
U nas na razie jest trochę obeschniętych kurek, w lesie i na targu, a i czasem, w leśnych obniżeniach terenu zdarzają się też soczyste. W innych latach o tej porze było już po solidnym lipcowym wysypie prawdziwków i innych rurkowych. W maju tego roku zanosiło się na grzyby, pojawiło się nieco straży przedniej w postaci prawdziwków, maślaków, borowików ceglastoporych, ale rekordowa susza z upałami w parze nie pozwoliła na dalszy ciąg. Myślę, że do czasu rydzowego plonu popada solidnie, ale na to jeszcze trzeba z miesiąc poczekać. Rydze bywają tutaj co roku, niezależnie od wysypu innych, może dlatego, że nie są tak bardzo zależne od deszczu, bo rosną głównie w wilgotnych dolinkach potoków. Te „łąkowe”, w trawie są zwykle gorszego sortu.
Za to wielki jest urodzaj jeżyn, a wcześniej był malin, jagód, znanych tutaj borówkami i leśnych poziomek. Ten rok okazał się wyjątkowo urodzajny w leśne owoce.
A i tak zawsze nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić… przynajmniej mnie chodzi o to w leśnych i łąkowych wędrówkach. Najważniejsza jest droga 🙂
Czternastego sierpnia, przewijając się powrotnie na polską stronę Beskidu Niskiego*, usiedliśmy pod drzewem obok (pięknego i malowniczo położonego) cmentarza z I wojny na posiłek południowy. W planach była prosta piątkowa jajecznica z cebulką, odrobiną czosnku, imbiru, bazylią, pomidorem… aliści, już po pokrojeniu warzyw – gdy Kompan potrzebował dodatkowych minut na zbudowanie (z karimaty, plecaków i butelek wody) osłony wiatrowej palnika (mimo uuuupałów dość wiało na wysoko położonym miejscu) – zauważyłam pod murkiem cztery prawdziwki! Kolorystycznie jeszcze mocniej stopione z tłem, niż one potrafią, duże, zdrowe, ale jakże suche! Z trudem dały się pokroić najostrzejszym nożem (a miewam tylko ostre i bardzo ostre 😉 ); dolaliśmy nieco więcej oliwy na patelenkę, w efekcie były w tej jajecznicy jakby wciąż pólsuszone, lecz w sumie jakże pyszny posiłek!
Pewnie trzeba je było jakoś namoczyć, lecz to zajęłoby za wiele czasu – wypełniały go „cerkiewki” a wieczory należały do festiwali, głównie Kromer Festival w Bieczu (dojechanie, wyszukanie po drodze dogodnego miejsca na prysznic – tym razem wyłącznie z butelek posiadanych „na pokładzie”; górskie rzeki były albo prawie wyschnięte, albo niezachęcające – przebranie, lekkie poprawienie urody…)
Teraz na termometrach wyraźnie poniżej trzydziestki… nnno zzzziąbbb! Od początku mówiłam, że gdy tylko upały odejdą, będzie (nam, mi) baaardzo szkoda lata! 😀
______
*…Gładyszów – Zdynia – Konieczna – Przeł. Beskidek – Becherov – Zborov – Jedlinka – Prz. Beskid nad Ożenną… http://www.e-gory.pl/index.php/Mapy-online/Beskidy-Compass/Beskid-Niski-czesc-zachodnia.html
Nie szukam grzybów. One mnie szukają. Jak już mnie pierwszy znajdzie – mogę się ywentualnie rozejrzeć, czy nie przyszedł w towarzystwie. Przy dobrych latach efekt jest taki, przy gorszych – cudów nie ma… Ot, poczekamy z przyjemnością do kolejnych… 😀
dziś robię taki dżemik na teraz z owoców zalegających … dodałam jeszcze śliwki …
http://kuchennefascynacje.blox.pl/2015/08/Dzem-nektarynkowy.html
Grzyby znalezione, własnoręcznie zebrane, to jedyne dobro, którego zazdroszczę bliźnim. Okropnie się czuje człowiek, u którego na dnie kosza telepie się kilka podgrzybków, surojadka i jeden kiepski kozak, gdy napotka w lesie, na dukcie albo na parkingu osobników, którym grzyby wprost wysypują się z kosza, wiada, czy innego pojemnika. Słowo daję, że budzą się wtedy we mnie złe emocje.
Pyro-należę raczej do tych grzybiarzy,którym ledwie co telepie się w koszyku,ale trzymam fason 😉 i zawsze utwierdzam się w przekonaniu,że najważniejszy jest spacer po lesie 🙂
Plusem tegorocznej suszy i braku grzybów jest….brak śmieci w lesie.
O tej porze roku nasze nadbużańskie ostępy są już na ogół „ozdobione”
licznymi puszkami po piwie,butelkami po wodzie i opakowaniami po papierosach.Załamka !
Plusem może też być unikanie kontaktu z kleszczami. Ale i tak mam nadzieję, że sytuacja jeszcze się zmieni i grzyby urosną. Do prawdziwej jesieni jeszcze sporo czasu. Tymczasem sprawdziłam moje grzybowe zapasy – dwa słoiki o pojemności 3/4 litra, a w nich same podgrzybki – w razie posuchy muszą wystarczyć.
Kupiłam w sklepie świeże kurki do makaronu na dzisiejszy obiad.
W naszych lasach grzybów też nie ma, ale śmieci niestety jest sporo. Też mam nadzieję, że do jesieni sytuacja się zmieni. Na razie deszczu nie zapowiadają.
http://foto.karta.org.pl/fotokarta/ok_0600_0001_0865_007.jpg.php
W południe zjadłam wilkiego pomidora i 2plastry baleronu. Obiad zjem po 16.00 (duży był ten pomidor) i wtedy odgrzeję sobie porcję duszonej ołowiny z tym wczorajszym bałaganem. Dobrze, że w lodówce są jakieś piwa, bo mi się przesypał pieprz cayenne i człowiek ma piekło w gębie, chociaż b. smaczne.
Wczoraj wróciła Zgaga; podobnie jak Krystyna, pełniła funkcję rodzinnego przedszkola (tylko dłużej – 6 tygodni).
Ja też wracam do żywych czyli internetowych. Kilka dni miałam awarię, znaczy Netia miała, a że był weekend, więc odpoczywali. Zrobiłam serwisik zdjęciowy z rejsu, jakby kto chciał obejrzeć parę fotek.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/TSR2015Kristiansand
Ciąg dalszy nastąpił.
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/TSR2015AalborgIGrenen
Suplement dla miłośników wielkich żagli:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/Zaglowce2015Luzem
O kurczę, ten sam pilot jest dwa razy – ale przecież poprawiałam! Pilot był w Aalborgu. Może nie zapisało mi zmian.
Nisiu – dziękuję. Piękne zdjęcia.
Nisiu-prawdziwy żaglowy zawrót głowy 🙂
Czy przeczytałaś mój mailowy liścik,jaki byłam wysłałam do Ciebie jeszcze przed albo już może w trakcie Twojej wyprawy? Był tam opis dojazdu na nadbużańskie włości.
Danusiu, przeczytałam. Ale jeszcze go znajdę kiedy będzie mi potrzebna ściąga.
O, widzę że i kolejność fotek niesłuszna. Sorry.
Nisiu! Znasz moje preferencje. Bliżej wody. Ale oglądałem z wielka radością!
Dziękuję zejmanie!
Nisiu – ponoć byłaś na „Wiatrakach” Moi Ciebie szukali i nie znaleźli (nawet na 2 koncertach Koryckiego). Pyra w domu zawijała rybki w papiloty, a tu gościa na kolacji nie ma.
Nisiu – piekne zdjecia.Przypomnialo mi sie nasze spotkanie w St – Malo.
hej,
piekna letnia pogoda, grzybow tego roku duzo w Skandynawii —- nie zbieram, nie znam sie, nie przepadam. Kurki i … pieczarki to grzyby najbardziej popularne i jadalne tutaj. O reszcie grzybow jadalnych nie ma mowy.
Wole jednak sliwki i jablka (papierowki) tegoroczne, ktore juz w sprzedazy. Niestety sa owoce bardzo krotkotrwale.
@Orca
dla Ciebie, dwaj geniusze bluesa 80 letni Buddy Guy i…. 16 letni Quinn Sullivan
z „Sweet sisxteen”, tribute to BB King
https://www.youtube.com/watch?v=gA49nt780Ps
Wlasnie chcialam napisac o grzybach, ale posluchalam bluesa. Co za prezent! Dziekuje.
Incredible!
Dzięki bardzo, Nisiu 🙂
Zrobie krotka przerwe w sluchaniu na okraglo Sweet Sixteen.
Tekst o grzybach przygotowalam wczesniej. Tak wiec, aby zostac w temacie grzybow zalaczam to teraz. Pamietam kiedys zbieralam grzyby na trawniku sasiada (zdjecia 21, 22) i podszedl do mnie pan w wieku Quinn Sullivan. Zapytal mnie, czy te grzyby sa halucynogenne. Odpowiedzialam, ze nie sa i pan odszedl rozczarowany. Ten blues jest zdecydowanie halucynogenny.
—
Pisalam juz kilka razy o naszych grzybach i pokazywalam zdjecia. Nie pamietam, czy pakazywalam zdjecia pieknych muchomorow, ktore umiescilam w albumie grzybow.
https://picasaweb.google.com/112949968625505040842/Mushrooms#5873948768554217346
Zdjecie numer 11 pokazuje grzyba z umieszczona moneta 1-centowa. To dla porownania wielkosci tego pieknego mutanta.
Na jednym ze zdjec w sklepie sa grzyby o nazwie maitake. Sa to bardzo smaczne grzyby o intensywnym smaku. Maitake, podobnie jak wiele jadalnych grzybow, sa bardzo zdrowe.
Maitake nazywane hen of the wood, rosna w lasach, a dokladnie u podstawy pnia drzewa i tak jak kazdy grzyb lubia sasiedztwo wybranych drzew.
W sklepach ogrodniczych mozna kupic pojemniki z zarodnikami (spores) roznych grzybow i mieszanka prochnicy. Z tych pojemnikow wyrastaja grzyby, na przyklad maitake.
Pisalam rowniez kiedys o czarnych truflach, ulubionym przysmaku nie tylko latajacych wiewiorek (flying squirrel).
Nie pamietam, czy pisalam o grzybach, ktore swieca w nocy. Te grzyby rosna w Olympic National Park i wielu innych miejscach. Jest kilka odmian swiecacych grzybow. Nie wiem, czy te grzyby sa jadalne, ale wiem, ze niektore daja wystarczajaco intesywne zielone swiatlo, aby w nocy oswietlic gorski szlak.
Mark Twain pisal o swiecacych grzybach. Swiecace grzyby byly wykorzystane do oswietlenia wnetrza lodzi podwodnej o nazwie Turtle.
Zdjecie grzybow maitake w lesie.
http://vegamega.it/image/data/opisi/maitake-mushrooms.jpg
Ach, Elu(p), tamten rejs to był rejs! Ostatnio tylko się kiwamy po Bałtyku, jak wyjdziemy na Północne to święto. W St Malo było bosko. Alicja pamięta. I te Biskaje później…
Cieszę się, że fotki Wam się podobają.
Cichalu, dzięki za zejmana! A wiesz, że mam już pięć miesięcy „stażu” na Darze???
Blisko wody też było, jak miał przyjść ten sztorm, co nie przyszedł, ale już fale lały się przez burty.
Pyro, nie byłam na Wiatraku (on jest pojedynczy). W takich temperaturach nie ruszam się z domu, życie mi jeszcze miłe. Może tam po prostu ktoś ze sceny zapowiadał moje teksty?
Nowy nie napisał nic o sosie chrzanowym. Jak smakował? Udał się? 🙂
Ze strony teatru NN:
„Dziewiętnastego sierpnia 1887 roku w ?Gazecie Lubelskiej? zamieszczono wiersz, który idealnie oddaje klimat dziewiętnastowiecznego miasta w okresie wakacyjnym.
Ogród miejski pusty, pustki na ulicach
A nawet w tych słynnych z kawy Bronowicach,
Choć grywa codziennie muzyka wojskowa,
Też ludzi nie widać; gdzież zatem się chowa
Ten świat elegancki? Panie i panowie?
Ha! Jedni w Puławach, drudzy w Nałęczowie,
Inni za granicą: w Rabce lub Szczawnicy…
Kilka także osób bawi w Ciechocinku,
A w naszym miluchnym i zdrowym Sławinku –
Jest dotąd zaledwie półtory osoby…
(…) Lublin sam przez się wielki park stanowi,
Ogród towarzyszy każdemu domowi,
Możesz zatem użyć powietrza dobrego
I w skromnych granicach miasteczka naszego.
I tu pustki wkoło, w ogrodach, cukierniach,
W sklepach, na ulicach, w resursie, traktierniach,
Tylko pod werandą u Semadeniego
Gromadzi się młodzież grodu lubelskiego…”
http://teatrnn.pl/instrukcja/xix-wieczna-kultura-lublina/
A Capella – jesteś wredna! Tylko mi dokładasz punkcików do listy must see… 👿
Nisiu – Ty wcale nie lepsza! Na myśl o Skandynawii kieszeń płacze rzewnymi łzami…
😥
Zdjęcia Orki oglądam z przyjemnością i spokojem – Stany jakoś mnie nie pociągają, uff… 😎
Nisiu – ten „zbrodzień” powiedział przez sitko, że witamy wśród nas Monikę Szwaję – i swoją porcję oklasków dostałaś.
U nas również owe egzotyczne grzyby,o których opowiada Orca,można kupić w supermarketach lub azjatyckich sklepach albo wyhodować samodzielnie zamawiając,
choćby przez internet odpowiednie podłoże: http://www.farmagrzybow.pl/galeria.html
Ale prawdziwki znalezione osobiście,gdzieś na leśnych szlakach to zupełnie inna przyjemność 🙂
Asiu – toż i w teatrzykach panowie śpiewali o „życiu na słomie”
Orca – tych grzybów musi być w Twoich okolicach wielka obfitość. A zieracze? ZTo też ulubiony „sport”, jak w Polsce?
W sprawie grzybów – nigdy nie schodzę poniżej 1/4 mojego 3 litrowego słoja, tako i w tym roku. „Paprochy” już zeszły.
Nie podejrzewam, żeby Tereska Pomorska miała grzyby, bo zapytałaby, czy nie potrzebuję. Moja bratowa z Dolnego Śląska też na razie nie melduje żadnych grzybowych rewelacji.
Póki co, nawet świątecznie mogę się podzielić z Cichalem.
Orca,
lasy w Twoim regionie na pewno są obfite w King Bolete – po naszemu najprawdziwszy prawdziwek, borowik, czy jak tam kto go nazywa, król grzybów 🙂
Mówię o tym, bo zeszłego roku Maciek nadał mi wiadomość, że w lesie tego pełno. Nie prosiłam, bo jeszcze miałam, a oni nie bardzo mieli warunki na suszenie.
Na tych grzybach (i kilku innych) Maciek się zna – przypomnę mu o tym i zapytam, czy w ogóle w tym roku są, bo na zachodnim wybrzeżu w lasach bardzo sucho, lasy płoną, byle iskra wystarczy. Ale wiem, gdzie powinnam mieć źródło zaopatrzenia 😉
Pyro,
łajza…no właśnie. Popytam dziecko, co w lasach piszczy…
Ewo,
dokładam Pietrosulem, Lusławicami czy Tropiem? 😈
…Bo na Biecz, Szymbark czy cerkiewki łemkowskie miałaś już co najmniej 4 lata… zresztą z pewnymi sukcesami, jak echa niosą 😎
(Wredność nie jest nau(cz)ką łatwą ani małą… ale starajmy się… 😈 )
😉 😀
[Dla niezorientowanych: a cappella pisała o jednym a pokazywała drugie. Wypadzik „zielny” był – prócz zaszczycenia 1. edycji Kromer Festival Biecz i recitalu chopinowskiego Nelsona Goernera na lusławickich Emanacjach – novum głównie dla Kompana; dla roi a cappelli którąś tam powtórką (z małymi uzupełnieniemi)… Kompan zebrał owe cztery dni w 873 fotkach (ośmiuset siedemdziesięciu trzech 😮 ❗ ) https://picasaweb.google.com/103892840995890796596/BeskidNiskiMaOpolskiAlboFestiwalKromeraIDrewnianeCerkwieIKoscioY …mimo, iż często natykał się na zakazy focenia, czasem spał i odsypiał, prowadził albo pilotował prowadzącą, namiot rozbijał i zwijał, auto pakował i oporządzał, przewodził i przewodniczki zabawiał, dowiadywał się i doczytywał, wędrował, brał udział w mszach, obiadkach i posiadkach rodzinnych, malinobrabiach, borówkobraniach, sałatkokrojeniach…
…grzybobraniach nie! – zostawia to mnie jeśli bardzo chcę 😀 ]
Alicja – kiedy przylatujesz i z której strony zaczynasz? Pomorze? Wrocław? Warszawa?
Pyro,
1 września przylatujemy do Wrocławia, chwila oddechu i nad Bug Zjazdowy. Z powrotem Kraków i pod Kraków(2-3 dni), a potem Dolny Śląsk i nie wiem, jak z Pomorzem, się ustali na miejscu. Jerzor powiada, że w Polsce przecież wszędzie jest blisko, ale „blisko” to pojęcie relatywne, zależy od klasy dróg, tłoku i tak dalej. Powrót 23-go, z Wrocławia.
We wpisie o grzybach zapomniałam podziękować wszystkim grzybodawcom, szczególnie Jolly Rogers. Dzięki 🙂
Ciekawe, czy Irek i Krysiade nazbierali grzybów
U nas już trzeci dzień taka parówa, że ja tylko do skrzynki po pocztę i do ogródka po koper czy pietruszkę.
Całą noc lało, teraz parówa i tyle, nawet kot nie chce nosa wysunąć. na termometrze 32c w cieniu i nawet nie chcę patrzeć, jaka wilgotność powietrza.
W domu klima, gratulujemy sobie, że kilka lat temu założyliśmy 😎
Nisiu bardzo udana wyprawa …
Asiu już za chwilkę MŚ w LA …
Europa bez granic ….
http://www.valeriovincenzo.com/Borderline-Frontiers-of-Peace
Pyro – u mnie taka susza, że chyba żadnych grzybów w tym roku nie będzie. Chyba że zacznie uporczywie padać.
Jolinku, jak są duże żagle, to zawsze jest fajnie.
Ja już jestem mocno niesprawna i tylko dzięki przyjaciółkom statkowym, które miały dla mnie masę cierpliwości, trochę pochodziłam. Bardzo małe trochę. Ale za to zawiozłam je z Aalborga na ten jutlandzki cypek, gdzie się morza łączą. Autkiem mogę wszystko. Nawet maluchem hyundajem, gdzie ledwie mieściłam się między fotelem i kierownicą. Kiedy próbowałam się odsunąć, nie dosięgałam pedałów. Jak oni są zbudowani, ci Koreańczycy???
Jedna uwaga co do tych wielkich żagli. Na wszelkiego rodzaju paradach rzadko który statek rozwija żagle tak serio. Stawia się troszkę a ludzie i tak się cieszą. Okazję do obejrzenia wielu statków naprawdę pod pełnymi żaglami daje tylko start do regat, kiedy wszyscy regulaminowo muszą odstawić motory i ścigać się na żaglach.
Najpiękniejsze pełne żagle:
http://off.sport.pl/off/1,128744,12066360,_Dar_Mlodziezy__30_lat_pod_polska_bandera.html
Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie wśród 25 najlepszych na świecie ….
http://blog.uniplaces.com/en/25-best-university-libraries-in-the-world/
Nisiu podziwiam siłę woli by pasje realizować …
Dar jest bardzo piękny ale i Siedow pod żaglami i inne też. Jeden z najpiękniejszych ludzkich wytworów.
Ewa pisze, ze Stany ja nie pociagaja. Kiedy przegladam Twoje podroze to zastanawiam sie, na co zwrocilabys uwage w tej czesci swiata.
Mala nowinka zwiazana z duzymi odleglosciami w U.S. i z marijuana. Wladze stanu Idano, jako kolejny stan zastapily znak przy autostradzie ze znaku 420 na 419.9. 420 to numer zjazdu z autostrady. Ten numer rowna sie ilosci mil w danym miejscu. 420 oznacza, ze jest to 420-sta mila od poczatku autostrady.
Stany Colorado i Washington juz wczesniej dokonaly tych zmian. Wiaze sie to z tym, ze policja w stanie Montana kiedys aresztowala kierowce na autostradzie I-90 przy zjezdzie numer 420 i zarekwirowala 115 funtow marijuany. Od wtedy ludzie na pamiatke kradna znak (exit sign) 420. Stad zmiana na 419.9. Ten znak nie ma na razie zadnego historycznego znaczenia.
Nowy znak w Idaho: zjazd 419.9
http://media.komonews.com/images/150818_Mile_Marker1.jpg
Danuska pisze o maitake dostepnych w Azjatyckicj sklepach. U nas tez popularnosc tych grzybow zaczela sie wlasnie od tych sklepow.
Ryba,
Nie powiedzialabym, ze zbieranie grzybow jest popularnym zajeciem. Kto sie na tym zna ten zbiera. Wsrod zbieraczy grzybow slysze przewaznie jezyki skandynawskie, jezyk niemiecki i rosyjski. Sasiadka, ktora nie ma pochodzenia z kraju Europejskiego co roku wiosna jedzie zbierac bardzo smaczne grzyby o nazwie morel.
Rok temu bylo bardzo duzo grzybow. Wiekszosc zamrozilam, czesc ususzylam. Te mrozone juz dawno poszly. Suszone caly czas mam i chyba beda dlugo miala. Mozliwe, ze dlatego, ze suszone grzyby bardziej pasuja do miesa, ktore my jemy rzadko.
Sa towarzystwa grzybiarzy, ktorzy organizuja dla chetnych grzybobranie.
Alicja,
King bolete jest znany i jak sama nazwa mowi, wysoko ceniony. Co roku widze ich duzo w miejscach, gdzie tylko sarny moga je zbierac, ale oczywiscie rosnie w miejscach, gdzie Orca rowniez moze je zbierac.
Czekamy na „good rain”, bo bez tego grzyby nie urosna.
Orca – sosy grzybowe – do kaszy, do klusek, do białych ryb pieczonych, do jaj No i ukochana moja zupa grzybowa.
Pyro, wszystkie są piękne. Ale fregata to fregata…
Jolinku, to mi życie wraca.
Grzybki w każdej postaci!
Jolinku – będę oczywiście kibicować naszym, ale te ostatnie doniesienia o aferze dopingowej psują tę radość. Już od dawna wiadomo, że sportowcy wspomagają się w niedozwolony sposób i jest to przykre. I co z tego, że prawdziwy zwycięzca otrzyma teraz medal z igrzysk sprzed lat. Hołdy odebrał nieuczciwy konkurent. Ostatnio czytałam wywiad z bratem i zarazem trenerem Marcina Lewandowskiego. Opowiadał, jak jego chłopcy starają się na treningach, mają wyniki, a potem na mistrzostwach pojawia się ktoś nowy i odbiera medal. Tata Pawła też opowiadał jak często Paweł ma kontrole antydopingowe, a okazuje się, że niektórzy znani lekkoatleci są sprawdzani sporadycznie. Zresztą nie wszyscy nasi sportowcy są czyści.
Orco – „Grzybki, ich wartość pożywna i sposoby zużycia : praktyczne przepisy sporządzania potraw grzybowych na podstawie jarstwa i według najnowszych doświadczeń.” 🙂
http://polona.pl/item/15225416/0/
Pyra,
Doceniam Twoja wiare w moje zdolnosci kulinarne. Czytanie blogu kulinarnego, a umiejetnosc gotowania w moim przypadku nie maja ze soba nic wspolnego. Wyprobuje Twoje pomysly.
Bjk,
Kiedy zobaczylam Twoje zdjecie na rowerze pomyslalam o sympatycznej parze Francuzow, ktorzy objechali caly swiat na rowerze (tandem). Spotkalismy ich przypadkowo na plazy Kalaloch. W tym roku Adeline i Marc ukonczyli swoja podroz i zamierzaja wydac ksiazke na ten temat.
Na zdjeciu Adeline i Marc wyruszaja w dalsza droge po nocy przespanej na brzegu oceanu w Kalaloch.
https://picasaweb.google.com/112949968625505040842/AdelineAndMarcInKalaloch#6145808563328634242
Asia,
Wiedzialam, ze znajdziesz dla mnie rozne specjaly. Dziekuje i z przyjemnoscia przeczytam. Pamietaj, ze czekaja na mnie sliwki by Mr. Rudolf.
No i pierogi z kapustą i grzybami! USZKA do barszczu… idę do kuchni coś przetrącić/wtrącić.
Asia,
Grzybki juz sa w druku.
🙂
Asia,
mnie się wydaje, że wszyscy sportowcy biorą, tylko ich lekarze wiedzą, kiedy mają brać, by kontrole nic nie wykazały.
Lance Armstrong brał „na chama” i zawsze szedł w zaparte.
Akurat wspominam jego, bo u mnie kolarstwo wyczynowe wysoko w domu stoi 😉
Ponadto tutaj po skandalu w Tour de France było szeroko omawiane.
Moim zdaniem – niech wszyscy biorą, ci co chcą, będzie to wyścig między medykami-medykami i firmami farmaceutycznymi. I oprócz sportów takich jak brydż czy szachy…chyba wszystkich dyscyplin dotyczy. Nie wierzę w czysty sport.
Na zdrowy rozum jest przecież gdzieś granica nieprzekraczalna, choćby ktoś nie wiem jak trenował, jak zdrowo się odżywiał, jak wielki miał talent…
Owszem, człowiek może latać, ale bez tiochniki nie da rady.
Niedawno przypomniał mi się Baumgartner, ten Austriak spadochroniarz…takich wariatuńciów też potrzeba, ale on chyba niczego nie „pobierał”, skacząc na Ziemię…adrenalina wystarczyła.
p.s.
Sprawozdanie z lasów Oregonu:
„Absolutnie zadnych grzybow, prawdziwkow, kurek ani muchomorow. Nic, nada!
Tyle, ze naokolo plona lasy i gdy deszcz zacznie padac, podejrzewam moze sie cos ruszy.”
Alicjo – chcę wierzyć, że są też uczciwi sportowcy. I to wcale nie będzie dobrze jeżeli tak jak piszesz będzie to wyścig między medykami i firmami farmaceutycznymi. Jeżeli to będzie taka samowolka, to leki będą podawane już małym dzieciom. Nie jestem naiwna, wiem, że już teraz podaje się doping młodym sportowcom, ale wcale nie uważam, że to jest dobra rzecz. Naprawdę „pieniądze to nie wszystko”. A to głównie o nie chodzi. Zwłaszcza różnym działaczom i organizatorom zawodów. Na przykład Usain Bolt przyciąga tłumy.
Asiu,
serio przecież tego nie napisałam o „niech każdy bierze, co chce”, ale po wysłuchiwaniu – ten ćpał, medal odebrać, ten się faszerował – odebrać, i jakoś o dziwo ci na szczytach właśnie biorą, bo kogo obchodzi ktoś, kto zajął miejsce piętnaste.
Wynurzenia Lance’a Armstronga (książka, wywiady) i innych mistrzów przyłapanych na dopingu utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma uczciwych sportowców-mistrzów w tej najwyższej klasie. Jest tylko zgrany zespół, przygotowujący maszynę do bicia rekordów tak, aby nie dało się wykryć, czym maszyna była nasmarowana.
Ta jak piszesz „samowolka” jest już od lat, tajemnica poliszynela, należy zawsze być jeden krok przed konkurencją. Tam, gdzie są pieniądze (a w sporcie są!), tam zawsze jest podejrzenie o nieczystą grę.
Basiu,
CAŁOKSZTAŁT! Im częściej jeżdżę po Polsce, tym więcej widzę ile jest jeszcze ciekawych miejsc do zobaczenia 😉
Orka,
Przyroda, przyroda, po trzykroć przyroda 😉
dzień dobry ….
prognozy deszczu brak …. grzyby śpią dalej … to ja kupię pieczarki i sos pieczarkowy będzie …
Asiu wszyscy wiedzą i milczą … ale wciąż ogladam LA z przyjemnością …
Dzień dobry. Z przyzwyczajenia czekałam na nowy wpis, ale widać Piotra instytucje przydusiły do podłoża. Niech jak najszybciej wraca do stołu, bo zaraz zaczynam się martwić o Wodza.
Kilkakrotnie wspominałam, że z wielkimi przerwami (ale i z przyjemnością wielką) czytuję wielką historię życia prywatnego. Lektura nie jest łatwa, nie tylko z racji wielkiego nagromadzenia szczegółów, źródeł, dokumentacji, ale i z racji drobnego, ścisłego druku. Nie ma mowy, żebym mogła czytać dłużej, niż max 2 godziny – oczy wysiadają. A jest tam multum ciekawostek, od utyskiwania papieża (ok 1100) na wścibstwo i plotkarstwo kobiet, do dokumentów synodów, na których kobiety jako podgatunek człowieka – były tylko o jeden stopień mniej szatańskie, od czarnych kotów. Poza wszystkim kolejny cymes, o którym niby się wie, ale i nie bierze pod uwagę. Starożytny Rzym nie znał prawnej ani religijnej podstawy małżeństwa; było to tylko dobrowolne ustalenie między rodzinami. Podobnie było dość długo w średniowieczu. Pierwsze śluby kościelne we Francji miały miejsce pod koniec XII w i to tylko wśród rodów królewskich i książęcych. Dopiero pod koniec średniowiecza stał się ten obyczaj obowiązkowym sakramentem. No i jakby tak poskrobać, to cała dzisiejsza religijność KK to 95% tradycji i tylko 5 % Ewangelii.
Ewo,
gdy w lipcu 1984 jedna smarkata wróciła z pierwszej swej „wyprawy” jak z bajki* — Ojciec (gdy się już wygadała, co trwać mogło drugie siedemnaście dni 🙄 ) powiedział „A teraz czas zacząć poznawać Polskę, twoją Ojczyznę!” O tyle trafnie, że małolata zaliczyła kilka stolic przed Warszawą i kilka mórz przed Bałtykiem.
W czasie studiów szło to równym frontem – bardzo intensywne wyjazdy i wędrówki po całym kraju* (piesze, rowerowe, zwiedzaniowe) oraz wypady do najpiękniejszych-najważniejszych miejsc europejskich, z chórem i samodzielnie.
Potem było różnie, momentami ze znaaaczną przewagą Europy.
Teraz światowość mamy tuż za progiem, tylko ją zrozumieć, pogłębiać.
(Pamiętam ten lekki szok pod koniec tysiąclecia – tuż po powrocie z „długiej” Anglii i wgraniu do nowo-obstalowanego kompa tych wszystkich encyklopedii z obrazkami, minifilmami, obrotami zwiedzaniowymi wokół osi: kurczę, ja wciąż nie byłam w zamku Krzyżtopór (znajomi, którzy z nami bazowali nad Chańczą w 1994 i mieli więcej czasu, zaliczyli nie tylko tamtejsze ariańskości… i już wówczas zachwycali się Ujazdem)… — Ot, przykład, jakich było setki; wszystkiego naraz się nie da, ale pogłębiać trzeba, próbować trzeba.
Zwłaszcza, iż tzw. moda i tryndy działają poniekąd na naszą korzyść. – Ileż ja razy słyszałam ostatnio (po napomknieniu o Beskidzie Niskim, cerkwiach (przed)bieszczadzkich czy słowackich, Niżnych Tatrach, Wielkiej Fatrze, Siedmiogrodzie, Karpatach Wschodnich): „o, ale kul, i to pani, bo moja matka, w pani wieku, nie obrazi się pani?… wciąż chce jeździć albo do Włoch, albo do Tunezji, i tam prawie nic nie robi tylko siedzi nad basenem…” Studiować przychodzi pokolenie, którego wielu osobników spędziło dzieciństwo w egipskich, greckich czy hiszpańskich brodzikach, a jeśli nie wyłącznie, to i tak doroślejąc wielu z nich szuka czegoś więcej (głębiej, dalej… niekoniecznie dalej kilometrażowo), a minimum jakiegoś odcięcia pępowiny… I wówczas wchodzą „mentorzy kul”. Czy tego chcą, czy nie chcą 😀
_______
*do Wiednia, przez Alpy do Włoch – w Italii zaliczywszy a nawet pokontemplowawszy „wszystko” ważne, co tylko dało się upchnąć w siedemnastu dniach, i to w stylu „szybciutko, każda sekunda droga!” 😉 aż po Neapol, Capri, Sorrento
**kierunki, wówczas „ekskluzywne” zawdzięczam też znajomym – dobrze pamiętam, kto zainspirował pierwszą polską Litwę pieszo-autobusową (88?) a potem jej rozwinięcie rowerowe (90) czy rowerowe Roztocze (89) – rumaki + sakwy + PTSM od Zamościa po Lubaczów zygzakami (Szczebrzeszyn, Sąsiadka, Radecznica, Zwierzyniec, Górecko, Józefów, Susiec, Tomaszów, Bełżec, Krasnobród, Ruda Różaniecka, Narol, Hrebenne, Horyniec, Werchrata – do dziś pamiętam miejscowości (może nie w kolejności, w jakiej je odwiedzałyśmy… bo to żeńska wyprawka była) i ich atrakcje, choć nigdy tam nie powróciłam…
(ale taki np. Ostrów Lednicki chciałam bardzo sama z siebie – na długo przed Ks. Górą, bo około 1986; dwa lata później wróciłam tam z Najmłodszym, wówczas dziecięciem przyzwyczajającym się do przetrwania dwóch nocy z rzędu w nocnych pociągach a kolejnych nad morzem w namiocie 🙂 )
Auć, pardon, to nie miało być aż tak długie… 😀
Pyro-ta dzisiejsza religijność to niestety zdecydowany przerost formy nad treścią,vide pierwsza komunia i nie tylko…
Nb, młodzi wokół mnie (tzn. ci do trzydziestki) mówią o „Polsce kul” najczęściej. Średnie a zwłaszcza starsze pokolenie często poświęca swą energię mentalną na hołubienie marzeń z młodości (o tym dalekim, owym niedostępnym, trzecim ucieczkowym). Niektórzy realizują swe marzenia, ale znam też takich, którzy tkwią w „egzotycznych” czy „luksusowych” mrzonkach jako wymówce a w każdym razie obciążeniu: tak marzę o Wersalu, a że pieniądze, zdrowie, opieka nad starszą osobą nie pozwalają na wyskok, nie spakuję auta i nie zresetuję się i nie poszerzę horyzontów nawet w jakimś lokalnym wersaliku… tak marzę o Nepalu, że… nie zbuduję nań nigdy kondycji w Beskidach, Tatrach czy Fatrze…
Nnno, zawsze można marzenia o Meksyku zaspokoić w Taco… 😉
Pyro wg Biblii – małżeństwo to umowa. Przykładem jest związek Izaaka i Rebeki dokładnie opisane w 24 rozdziale Pierwszej Mojżeszowej.
Krysiade – w formułce „sakramentalnej” jest to nadal podkreślane: małżonkowie zgodnie zawiązują związek „A ja, powagą Kościoła, potwierdzam to i błogosławię” Niby tak, ale bez owego błogosławieństwa związku owego nie uznaje się, traktując jako konkubinat grzeszny.
To średniowieczne małżeństwo miało i inne, trudne do akceptacji dzisiaj cechy. Np ojciec mógł odebrać córkę mężowi i oddać ją innemu mężczyźnie. Dzieci rzecz jasna pozostawały w rodzie męża. Mieliśmy i my tego typu zaszłości (vide – Dobrawa, jej siostra Mlada). Ślafdy tego zostały, o dziwo, w formułce ślubu protestanckiego; pastor pyta „Kto oddaje tę kobietę temu mężczyźnie?” i zgłasza się ojciec panny młodej, stryj, albo starszy brat – jakby ona sama nie miała nic do powiedzenia.
Właśnie znalazłam w sieci:
„Do udostępnienia:
Ważna informacja dla historyków sztuki i nie tylko…
Miło mi poinformować, że Zarząd Polskiej Akademii Umiejętności podjął 19 lipca 2015 r. uchwałę od nieodpłatnym udostępnianiu zdigitalizowanych grafik, fotografii, akwareli itp. zamieszczonych w katalogu Pauart.pl. Ustalono, że:
1. „udostępnianie digitalizatów średniej jakości jest bezpłatne” (można je pobrać bezpośrednio ze strony i zapisać na dysku własnego komputera)
2. „udostępnianie digitalizatów w wysokiej rozdzielczości dla celów naukowych (wliczając publikacje naukowe) jest bezpłatne” (zamówienia na skany w bardzo dużej rozdzielczości realizowane będą np. poprzez WeTransfer, prosi się o przesyłanie ewentualnych zamówień na adres dziewulska@pauart.pl)
3. „udostępnianie digitalizatów w wysokiej rozdzielczości dla celów pozanaukowych będzie rozstrzygane każdorazowo przez Zarząd”
Uprzejmie proszę o dzielenie się tą informacją z wszystkimi potencjalnie zainteresowanymi i zapraszamy również do polubienia PAUart.
W ubiegłym roku, dzięki dotacji Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zespół skatalogował 9000 grafik i fotografii ze zbiorów PAU i PAN, przechowywanych w Gabinecie Rycin i Zbiorach Specjalnych Biblioteki Naukowej PAU i PAN w Krakowie, Fototeki Lanckorońskich i Archiwum Nauki PAN i PAU w Krakowie.
W 2015 roku udostępnimy kolejne 6000 obiektów, m.in.: grafiki z warsztatu Rubensa, fotografie dzieł sztuki i architektury z Włoch i Austrii z fototeki Karola Lanckorońskiego, zdjęcia dotyczące I wojny światowej i fotografie ze spuścizn Lecha Kalinowskiego, Karoliny Lanckorońskiej i Wincentego Lutosławskiego.
Zbiory ikonograficzne PAU i PAN w Krakowie oceniane są na około 265 000 i będą sukcesywnie digitalizowane i udostępniane.
Miło mi również powiadomić że na PAUart udostępniane będą również dzieła sztuki ze zbiorów Biblioteki Polskiej w Paryżu.
Zapraszamy do korzystania”
http://www.pauart.pl/app
Asiu – wspaniale. Jak tylko wrócę do domu włożę pauart w zakładkę
🙂 .
Siedzę w gabineciku Ryby (gdzie i nocuję) i rzecz jasna, ściągam książki z półek. Mam zamiar serdecznie zareklamować (myślę, że Gospodarz daruje) ksiązkę wydawnictwa „publicat” (www.publicat.pl)Książka nazywa się „Potrawy i zwyczaje Bożego Narodzenia” i kosztuje 29,90 zł. Nie pierwsza ona o tej tematyce, ale urzekły mnie przepisy na przystawki ze śledzi, niektóre zupowe i mięsne ale i ciasta i desery. Pochodzą często z kuchni staropolskiej, z pamiętników i archiwaliów. Naprawdę niegłupie i ciekawe. Niby to znamy, ale to nie całkiem to, co wiemy bez tej książki.
ewa
20 sierpnia o godz. 8:24 545106
Piszesz: przyroda, przyroda
Kilka lat temu odwiedzila mnie znajoma z Polski. To byla jej pierwsza wizyta w Pacific Northwest. Aby zaplanowac jej pobyt zapytalam co, na podstawie tego co wie o tym regionie, chcialaby najbardziej zobaczyc. Szybko odpowiedziala – grob Kurta Cobaina. Tu byl problem bo taki grob nie istnieje. Prochy Kurta byly rozsypane w strumyku o nazwie McLane Creek, ktory plynie niedaleko miasta Olympia. McLane Creek to miejsce, o ktorym Kurt kiedys powiedzial, ze spedzal tam duzo czasu i gdzie znalazl duzo spokoju i inspiracji.
Zabralam znajoma do McLane Creek. Wizyta byla przyjemna tym bardziej, ze wlasnie wtedy w McLane Creek migrowaly lososie.
Tu jest video z McLane Creek. Nie wiem, czy Kurt bywal dokladnie w tym samym miejscu nad strumykiem.
https://www.youtube.com/watch?v=CAhDfM_D35I
Orca – zawsze mnie zadziwia, że tak duża ryba, płynie pod prąd w takiej płytkiej wodzie. Walka tej ryby z prądem strumienia jest imponująca.
Pyra,
Kiedy przeszkoda jest wysoka, wtedy skacze. To jest imponujacy widok!
Tu nagralam lososie odmiany Coho wracajace co roku we wrzesniu do swojej rzeki Sol Duc River.
https://www.youtube.com/watch?v=re8Yd9ibpu8
” Orca
19 sierpnia o godz. 21:55 545091
Ewa pisze, ze Stany ja nie pociagaja. Kiedy przegladam Twoje podroze to zastanawiam sie, na co zwrocilabys uwage w tej czesci swiata. ”
Orca,
przyznaj, że przydałoby się Amerykę (i Kanadę) zmniejszyć tak z 10 razy, żeby była bardziej praktyczna dla podróżników, z drugiej strony bez tych odległości nie byłoby „prawdziwej Ameryki”. To jest właśnie to, ogrom i przestrzenie, geograficznie jest tu WSZYSTKO, pustynie, prerie, wysokie góry, ogromne wodospady i rzeki, nieprzebyte lasy, lodowce, wielkie jeziora, pagóry wschodniej Ameryki – wszystko, czego tylko chcesz.
Żeby to zwiedzić, zobaczyć, potrzeba sporo czasu i koniecznie „na piechotę ” samochodem, bo prerie czy góry z samolotu się nie liczą. Dla kochających przyrodę – raj na ziemi.
Myśmy to zeszli „na piechotę” niejeden raz i zawsze jest coś nowego, co odkrywasz, jadąc 10 raz przez tę prerię. Została Alaska i Pn.Dakota na piechotę, z samolotu już widziałam i Alaska wygląda bardzo-bardzo, a nawet bardziej. Tylko czasu mało 🙁
http://aalicja.dyns.cx/news/04.I_jeszcze_dalsza.JPG
Z drugiej strony w jednym polskim powiecie, jakimkolwiek, tydzień nie wystarczy, żeby go przyzwoicie, dogłębnie zwiedzić, nie tylko pod względem geograficznym, ale przede wszystkim historycznym. Podobnie na każdym skrawku ziemi europejskiej.
Alicja – przecież to kontynent; musi być wielki. US mogło być nieco bardziej „poręczne” gdyby nie ukradło 1/3 Meksyku.
Pyrcia,
Za chwile bedzie o mordowaniu Indian i Murzynow. Opowiedz nam jak First Nation na terenie obecnej Kanady wital bialych osadnikow bialymi flagami.
Ja ide posluchac Sweet Sixteen.
Ukradli co ukradli, jak to sąsiedzi przez miedzę i kto miał silniejszego konia, to miedzę zaorywał do oporu.
Ale Alaskę od cara kupili 🙂
W sumie na cholerę im była Alaska, mają (Rosjanie) wszelkiego dobra u siebie na Syberii.
Orca – nie będzie o Murzynach, Indianach i Latynosach. Mowa jest tylko o wielkości terytorium. Bez Teksasu, Colorado i N.Meksyku byłby niewątpliwie mniejszy.
Pieknie graja.
Pyrciu,
Teksas, Colorado i Nowy Meksyk razem to nic w porownaniu z zakupem Louisiana Territory od Napoleona (Louisiana Purchase) i zakup Alaski.
Tak, Orco – ale to kupili, nie ukradli (kalifornię też kupili)
Pyra,
Masz racje.
Co ja się będę Yankesami podniecać. Nastukam może 2 przepisy śledziowe z omawianej książki – łatwe i efektowne
KORECZKI ŚLEDZIOWE
1 duży zielony ogórek
4 filety śledziowe z zalewy z oliwą
czerwona papryka
duża cebula
kopiasta łyżka masła
0,5 szklanki majonezu
sól, pieprz, zielenina
Ogórek ukośnie kroimy na niezbyt cienkie plastry i rozkładamy na półmisku, Paprykę kroimy w cienkie paski na tyle długie, żeby z dwóch stron wystawały poza średnicę ogórka. Na każdym plasterku ogórka kładziemy dwa, równoległe paski papryki.
Masło, drobno siekaną cebulę, śledzie i msjonez ucieramy w malakserze na puszysty krem. Przez woreczek z końcówką dekoracyjną na środku każdego ogórkowego plastra wyciskamy zgrabny kopczyk. Podajemy w 10 miut po przygotowaniu (dobrze krem i warzywa przygotować wcześniej, a na ostatnią chwilkę nakładać)
cdn
cd
śLEDZIE W SOSIE ŚLIWKOWYM
1op. śledzi a’la mayjas w zalewie z oliwą
2 op. śliwek kalifornijskich
filiżanka migdałów
4 łyżki oliwy
sok z 0,5 cytryny, szczypta cukru
zxielenina i plastry cytryny do dekoracji
Śledzie wyjęte z zalewy osuszamy na bibule, śliwki zamaczamy w letniej wodzie na 1 godzinę (można dłużej nieco). Potem gotujemy w tej samej wodzie przez 10-12 minut. Przecieramy przez sito albo miksujemy. Migdały po sparzeniu siekamy, a najładniejszych parę odkładamy do dekoracji. Sienane migdały , oliwę, sok cytrynowy, cukier i sól do smaku, mieszamy z przecierem śliwkowym.. Filety gdy są szerokie, kroimy wzdłuż na połowę i każdą połowkę zwijamy w ciasny rulonik spięty wykałaczką. Ruloniki układamy na głębokim półmisku, polewamy sosem, szczelnie przykrywamy folią aluminiową i na godzinę albo nieco dłużej wstawiamy do lodówki. Przed podsanirm usuwamy wykałaczki, ubieramy potrawę cytryną, zieleniną i całymi migdałami.
No i już. Danuśka = bez cebuli i bez paspryki
Orca,
Dzięki za film 🙂
Słabi są ci praktycy i naukowcy. Raczej nie będzie konieczności obywania się bez grzybów. Gorące i suche lato to prawie stuprocentowa gwarancja wysypu grzybów. Oczywiście, jeśli jesienią będą mniej więcej spełnione elementarne warunki dla owocowania grzybni: względnie ciepłe noce (ok. 10 stopni) i deszcz. W gorące, suche lato grzybnia ma pod ziemią świetne warunki do rozprzestrzeniania się. W lesie pod ziemią jest większa wilgoć niż na otwartej przestrzeni. Smacznego.
Nie macie Państwo jakiegoś kontaktu z Gospodarzem?
Cichalu – wizytówkę Gospodarza na chyba każdy z nas, ale nie uchodzi Go chyba nagabywać w trakcie ?
Pyro, przecież nie chcę żeby Piotr kupił mi bilet do kina! Martwię się przestojem. Czasem Mu się zdarzało, ale zawsze uprzedził albo wytłumaczył.
Cichalu – uprzedzał przed tygodniem, że do czwartku będzie w łapach instytucji i miał nadzieję, że w czwartek wróci na wieś. Jutro się okaże. Wszyscy przyjacierle się niepokoją ale i mają niezłomną nadzieję.
Grzybów nie ma, ale winogrona obrodziły jak nigdy, jeszcze parę dni i będzie można zrywać:
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/25Lipca2015#slideshow/6185188546562356930
Popatrz, Misiu – u Ryby co roku obfitość, a tego roku null i zero.
Pyro-rzeczywiście bardzo ciekawe te śledziowe przepisy.Odnotowałam obydwa,ten śliwkowy rzecz jasna bezcenny,dziękuję w imieniu domowego bezcebulowca 😉
U Misia na Kurpiach było jak widać toskańsko-prowansalskie lato 🙂
Danuśka – tam są jeszcze śledzie w galarecie pomidorowej i w czerwonym winie i jeszcze z 10 innych
Dobrej nocy.
Nowy, szykuj na jutro śliczne kwiaty dla Asi (zasługuje)
U mnie paskudny dzień, gorąco (26c), leje i wieje, ciemno, a dopiero dochodzi 17:50
Kot zwinął się na podusi i śpi, Jerz nadrabia swoje prace, ja przeczytałam niezłą (wreszcie, bo czytałam kilka) książkę z serii „Europejki”, dotowanej chyba przez EU. Całą serię dostałam od Eli, która wyemigrowała z Kanady do Ekwadoru (całą jej bibliotekę dostałam).
Tę bibliotekę podam dalej do tych, którzy czytają książki.
Orco, fantastyczne sa te nagrane przez Ciebie filmiki z lososiami. Nie moglam sie oderwac. Przepiekny jest ten Wasz Pacific Northwest, olsniewajaca przyroda i jej ogromna roznorodnosc. Dziekuje za przejazdzke.