Rodzina rozpierzchła się po Europie

Pusto zrobiło się na mojej wsi (a konkretnie – w mojej zagrodzie).

Rozpierzchła się młodsza część rodziny po Europie. Część wędruje pieszo przez Czarnogórę, część zaś wynajętym samochodem przez przepiękny region Italii – Marche – zawadzając oczywiście o Urbino.

Nam zaś pozostała tęsknota i podlewanie ogrodu.

A tak się zarzekałem, że nie znoszę prac ogrodniczych i nie będę grzebał w piasku. Jednak solidarność rodzinna i niechęć do marnotrawstwa powodują, że co wieczór chwytam za węża i łażę między zielonymi liśćmi kabaczków, dyń, słoneczników i krzewami różnych różności, z których przyjemności czerpią mieszkające w okolicy ptaki. Zanim bowiem doczekam dojrzałości borówek czy porzeczek, to znajduję na polewanych przeze mnie krzewach już tylko puste gałązki. No i utwierdzam się w swej niechęci do ogrodnictwa.Dzieci Zuza w PortugaliiA właściciele tej bujnej roślinności, po zasadzeniu i obejrzeniu okresu kwitnienia owocodajnych krzaczków i „pełzaczków”, ganiają tysiące kilometrów od domu, zajadając miejscowe owocowe pyszności i nie troszcząc się o dalsze losy własnego ogrodu.