Jak polubiłem gębolepki
Dawno już nie czytałem książki kulinarnej z takim apetytem i ciekawością. To książka opracowana przez dwóch Francuzów – Rene Hussona i Philipe’a Galmiche’a – a przełożona na język polski przez Katarzynę Marczewską.
Książeczka wydana przez Oficynę Naukową nosi tytuł „Kuchnia średniowieczna” i zawiera (oprócz krótkiego wstępu, bogatego podania źródeł i – czasem zabawnych – porad niezbędnych dla kucharzy amatorów) 125 starofrancuskich przepisów przystosowanych rzecz jasna do dzisiejszych czasów.Zastosowanie się do precyzyjnie podanych receptur sprzed pięciuset lat dałoby opłakane rezultaty. Tymczasem przepisy (wydrukowane jasno i zapisane zrozumiałym językiem) na podpłomyk, ragout z królika, kaczkę z rzepą i kasztanami mogą od dziś być ozdobą przyjęć wydawanych w moim domu.
Mnie zafascynowała receptura na „Gębolepki, czyli Racuszki serowe na białym winie”. Ten przepis wzięty z napisanego pod koniec XIV wieku „Le Mesnagier de Paris” (Gospodarz paryski) jest niezwykle prosty, wymaga zaledwie kilku produktów, które są i dziś w każdej chyba spiżarni i jako przekąska czy przegryzka do piwa lub wina jest wprost nieoceniony.
Tę entuzjastyczną ocenę dziełka zakończę strofami, które książkę otwierają. A napisał je Jan z Mediolanu w końcu XI albo na początku XII wieku:
Wino czerwone, świeże jaja, polewka zawiesista, mięsiwo
To solidne dla ciała paliwo.
Zróżowi się twoje oblicze,
Gdy nasyci cię mleko i bułki pszeniczne,
Móżdżek, prosię dorodne, świeży ser i jajo,
Szpik przedni podniebienie mile połechtają;
Słodkie wina; na deser winnej latorośli grono
I figę dojrzałą, ciemno ubarwioną.
Chleb świeży, a wino dostałe, każdy ci to powie,
Mięso młode, ryby stare wyjdą ci na zdrowie.
Świeżym chlebem, serem krągłym dobrze się pożywisz,
Kruche kurczę i ryba dorodna twych gości zadziwi:
To potrawy sercu memu bliskie,
A podlejesz je winem winem wybornym, perlistym.
Ten jadłospis, choć może nieco nadto obfity, mógłbym powtarzać parę razy w miesiącu. Próby będą czynione.
Komentarze
I znowu dzień dobry! W Polsce mam dłuższe dnie. Wstaję o świcie, co mi się rzadko zdarzało! Tutaj człek jest tak podkręcony, że nie może dospać. Piękny Kraków, piękna Polska.
Wspaniale istnieć!
Jan z Mediolanu zaleca też:
Si tibi deficiant medici, medici tibi fiant
Haec tria: mens laeta, requies, moderata diaeta
Gdy ci brak lekarzy, niech za medyków ci służą:
Duch pogodny, spokój, umiar w jedzeniu
A w kwestii diety zwróć uwagę na to:
Jak, co, kiedy, ile, jak często i gdzie
(quale, quid, quando, quantum, qoties et ubi dando)
Kolejny pogodny dzień (+34) zapewni mi dziś kolejny konewkowy trening.
Ta pogoda sprzyja turkuciom 🙄 Jednego udało się zlikwidować przed posadzeniem nowej sałaty, ale jakiś jego krewny załatwił już 5 z 12 sadzonek.
Dzień dobry. Dla mnie średni – nadal bez telefonu. Wysłałam mail może odpowiedzą.
Nasze gusta i apetyty są dosyć trwałe. Naszą dietę zmieniły lodówki, reżim sanitarny, dostępność produktów, przetwórstwo, wiedza dietetyczna i mody. Gdyby się jednak dobrze zastanowić, to zmiany wcale nie są tak fundamentalne, jakby się wydawało. Największą zmianą jest to, że nas przestały trapić częste niegdyś klęski głodowe. Ograniczono zakażenia, choroby pasożytnicze, zapewniono dostęp do czystej wody. To Europa i kraje „białej cywilizacji”. Pora udostępnić te zdobycze i innym ludom.
A ćwikłę nadal sporządzamy jak imć pan Rey i rosół gotujemy i bigos jak za Mickiewicza bywało.
Jak, co, kiedy, ile, jak często i gdzie
(quale, quid, quando, quantum, quoties et ubi dando)
Byłam w sklepie. Na dworze +29, ale na rowerku z górki odczuwalne jako miły chłodek. Chyba się przyzwyczaiłam do tego klimatu.
Nabyłam melony, kwasek cytrynowy, słoiczki na galaretkę porzeczkową (własne wyszły, zostały tylko duże – na ogórki) i… nowy odtwarzacz DVD z nagrywarką, bo akurat jest promocja i taniej o 30 procent!
Znaczy zamówiłam, zapłaciłam i czekam na powiadomienie o dostawie.
Robię pizzę Młodemu, właśnie rośnie ciasto. To ma być bez papryki, pomidorów, oliwek („bo ja nie lubię) Chyba jednak drobniutką kostkę marynowanej papryki rozrzucę i parę plastrów pomidorów też dam, bo inaczej byłby to placek kiełbasiany z serem. Jestem stanowczo za stara na wychowywanie pryszczatych – nie mam cierpliwości do głupoty.
Pyro,
marynowanej papryki też bym na pizzy nie chciała 🙁 Świeżą – ewentualnie. Pizza może być zupełnie bez pomidorów, za to z cieniutkimi plasterkami ziemniaków, rozmarynem i oliwą. Pod warstwę ziemniaków można dać mozzarellę, ale i bez sera jest dobra.
Ziemniaki pokrojone w cieniutkie plasterki wymoczyć w wodzie z solą i osączyć.
Na jednym placku można zrobić różne sektory (jeden wedle życzenia, inne wedle własnego gustu), i niech Młody ma wybór i spróbuje każdego po trochu. Lekceważenia życzeń i przymuszania raczej nie popieram.
Nemo – na ziemniaki też wpadłam, ale Młodemu się z pizzą nie kojarzą. Bazylii ani ciut. Dobra – sektory będą, bo są smażone pieczarki i rybki też – blacha dzielona na 4 części – każda inna. Ja nie zmuszam do jedzenia, nigdy i nikogo. Potem Misiu wyjeżdża głodny, bo nikt mu jedzonka nie wepchnął siłą na talerz.
Nie chodzi mi o zmuszanie do jedzenia, ale nie dawanie wyboru, a to jest rodzaj przymuszania: chcesz pizzę? OK, ale po mojemu 😎
Już po – sektor szynkowy i 3/4 sektora wedlin wędzonych przeszły do historii, rybki, jajka i sery pleśniowe pozostały, Pomidory z bazylią zjadłam osobiście.
http://www.tvn24.pl/swiatowe-media-pisza-o-krowie-matyldzie-ze-zlotego-stoku,560578,s.htm
Alicjo –> Strona nie została odnaleziona…
pewnie to wina Putina 🙁
http://www.tvn24.pl/swiatowe-media-pisza-o-krowie-matyldzie-ze-zlotego-stoku,560578,s.html
„l” się zgubiło…
Piękny dzień, mam już 3 pomidory i 2 papryki, rosną biegiem. Ogórki muszę dzisiaj podlać, bo deszcz dał sobie urlop od podlewania.
kiedys byly krowki geboklejki
dzisjaj przepis gebolepki 🙂
dzisiaj 🙄
To były mordoklejki 😉
prawde mowiac to nie widze zadnej roznicy miedzy: geba i morda 🙄
oj, zdaje sie, ze jest jedna 🙂
dlatego upieram sie ze to byly geboklejki. w koncu ja te krowki testowalem a nie krowa 🙂
🙂
🙂
Kotek mi zaniemógł 🙁
Zwróciła całą puchę obiadową wczorajszą – mniej więcej ta objętość. 20 godzin zalegało to-to w żołądku, a kicia nic po sobie nie dała poznać. Podejrzewam, że to puszka winna, bo ona niczego nie tknie poza jej jedzeniem. Posiedziałam z nią na ogródku, dałam świeżej wody, a dzisiaj zostanie tylko na suchym jedzeniu.
Sprawdziłam puszki, wszystkie mają ponad rok gwarancji.
kocia czystke rozpoczyna australia. do odstrzalu przeznaczaja ponad milion osobnikow.
przed prawie dziesieciu laty przedstawialem story jak to robia tu: –> https://www.youtube.com/watch?v=-0mnxaLm0Dc
w kazdym razie, lepiej pozniej niz wcale. zawsze to z korzyscia dla czlowieka, badz ludzia. jak kto woli 🙄
Lubię takie książki, o których pisze Gospodarz. Te odnoszące się do kultury materialnej i umysłowej naszych Przodków. Nie tak dawno wszak czytałam o kuchni Słowian we wczesnym średniowieczu, teraz mowa o schyłku Średniowiecza, a już za chwilę wylądują w garnkach przyprawy i rośliny z wielkich odkryć geograficznych. W Polsce nie zachowały się przepisy, ale są bogate źródła archeologiczne i rachunki dworów królewskich i klasztorów, ewentualnie opis renty żywieniowej dla profesury i żaków krakowskich. W moim Poznaniu w okolicach Ostrowa Tumskiego, czyli pierwotnego grodu, a potem siedziby Kurii biskupiej, odkopano niezwykle obfite pokłady ości wielkich ryb jesiotrowatych. Pytanie skąd te jesiotry? Ostrów to bagienny obszar w widłach Warty i Cybiny. Cybina jest rzeką niedużą (67 km przebiegu) i na przeważającym obszarze swego przepływu toczy się po terenach potorfowych albo przynajmniej podmokłych. Nie ma mowy o bardzo dużych rybach wymagających na dodatek czystej wody. To właśnie na jej brzegach, tuż przed ujściem do Warty znaleziono te ości. Dziwne. Warta jest rzeką dużą, ale na tym odcinku (ok 8 km po przełomie przez moreny stadiału Warty ostatniego zlodowacenia, jest rzeką typowo nizinną, dojrzałą, meandrującą i kapryśną – może i kiedyś na niej łowiono wielkie ryby? Są też w wykopach kości świń, kóz, owiec, nieco bydła (niewiele) i nieco dzikiej zwierzyny. Sporo pestek wiśni, śliw, brzoskwiń, grusz i jabłoni. Pozostały jeszcze w kuchni ludowej do dzisiaj używane nazwy „Polewka” (zupa) podlewka (sos), breja i brejka – dzisiaj negatywne określenie jakiegoś nieapetycznego gąszczu, kiedyś nazwa każdej kaszy i gęstej potrawy. Gdyby tak poszukać, to tych dawnych słów (albo i potraw) w kuchni ludowej znalazłoby się więcej.
Zacznę chyba od wspomnienia o tym, że też miałem wtorek i znaczną część środy bez połączeń internetowych, a w tym wypadku i bez telefonu stacjonarnego, bo ten też jakoś, na tym samym impulsie. Wczoraj jeszcze zjawił się fachowiec i wymienił modem. Teraz wszystko gra.
Pyro, ciężko jakoś sobie pewne rzeczy wyobrazić, ale – zalewajka pozostanie!
Pepe – ano właśnie : zalewajka, zacierka, kołacz, gzik albo gzika, olej, omasta, okrasa, ryba i rak – to bardzo dawne słowa. Aktualne i dzisiaj.
Zdrowie Wędrowca na szlaku (leżajskiem)!
Telefon stacjonarny zawsze działał i działa, nawet dwie ciężkie nawałnice lodowe przeszedł, kabel był oblodzony straszliwie, ale się nie zerwał.
Wczoraj Jerzor zakupowywał bilety w LOT. Wymagają podania numeru komóry, bo wyślą sms-a, że coś tam, trudno zrozumieć, że ktoś może nie mieć komóry 🙄
Jerzor podał stacjonarny.
„W zestawieniu kierunków o największej liczbie kandydatów przypadających na jedno miejsce w tym roku w czołówce znalazły się: jazz i muzyka estradowa (7 osób)”
Za moich czasów nie było takiego kierunku na uniwersytecie (ten konkretnie na U.im.Marii Curie-Skłodowskiej).
Czytam o rekrutacji (pierwsza tura) na uniwersytety w Polsce – co ciekawe, psychologia jak zwykle szalenie popularna, jak za moich lat i późniejszych. Wszyscy chcą być psychologami 😯
Alicja – wszystkie panienki (przede wszystkim) które mają problemy ze sobą, a są dosyć inteligentne.
Alicja – no wiesz, w Twoich rocznikach był taki kierunek na katowickiej Wyższej Szkole Muzycznej. To dla czynnych muzyk, ow i estradowców. Golce np kończyli.
Chodziłem w poniedziałek, chodziłem i dzisiaj.
Były w moim domu na objedzie m.in babcia i dwie wnuczki (15,13) dotarłe do znajomej. Wszystkie z Polski nie tej zbyt dostatniej, aczkolwiek dzięki babci jakoś sobie radzące. Wyciągnąłem je w poniedziałek do naszego Hildesheimu, objeżdżając kawał ładnej okolicy, lecz upierdliwie powtarzający się deszcz nie pozwalał już zwiedzić katedry, której po renowacji sam jeszcze nie odwiedziłem.
Dziś mieliśmy szczęście na miasto Hameln, to z tym szczurołapem.
Pogoda wspaniała, a przed ścianą szczytową zabytkowego budynku znaleźliśmy się akurat w tym momencie, kiedy zegarynka zainscenizowała najpierw figuratywny wywlek szczurów z miasta, a potem mściwe wyprowadzenie ich dzieci.
Cieszę się, że mogłem im coś pokazać bo inaczej, siedzieliby parę dni na budzie, aby jutro wrócić autokarem do domu.
Jestem teraz dobry człowiek?
Pepe – nie dzisiaj. Zawsze byłeś dobrym człowiekiem. Pamiętam Twoje takie albo inne dobre uczynki. Staram się nie mieć innych przyjaciół, tylko dobrych ludzi. Pozdrów ode mnie LP.
Pyro,
w szkołach muzycznych to rozumiem, ale zdziwiło mnie, że na uniwersytetach.
Pyro, dziękuję, pozdrowię!
Akurat nie ma jej tu przy mnie, bo siedzi ze starszą wnuczką tam na wsi.
Młodzi wyjechali z maleństwem do Rewala by wypocząć, a my pilnujemy dobytku. Została Laura, co jeszcze musi iść do szkoły. Nie mając nic do roboty postanowiły przemalować pokój Laury. Na tyle moje informacje.
Coś mi się widzi, że w sobotę będę musiał coś robić
Hej młodzieży! Gęboklejki – neologizm. Oryginalnie – mordoklejki. Cukierki typu ciągutki. Krówki, toffi itd. Na przyszłość spytajcie starszych, a nie kombinujcie! 🙂
Tak ciągnąć, Cichalu!
Alicjo – jest niż demograficzny i szkoły wyższe ratują się, jak mogą. Stąd wysyp kierunków typu „Bezpieczeństwo wewnętrzne”, „estetyka meblarstwa”, i około estradowe. Nie jest to do końca uczciwe wobec studentów, bo ani kadr szkolących, ani zapotrzebowania na absolwentów.
Pepe – kawał chłopa z Ciebie; możesz ławkowcem machać, a Laura właśnie dojrzewa do własnegp stylu mieszkania i ubioru. Ktyo pomoże, jak nie Dziadkowie?”
Ale się napracowałem. Znajomy przywiózł małe wiaderko jagód i zażyczył sobie pierogów z jagodami. No wiecie co, myślał, że przerobię pięć kilo. Przerobiłem niecałe dwa. Starczy na dzisiaj. Resztę jagód niech przerobi na dżem albo zrobi jagodzianki.
Misiu,
to ile tych pierogów zrobiłeś?
…a mówiłam, że mordoklejki 🙄
Oraz ciągutki. I kruche takie tyż. Wszystkie znakomite „krówki” 🙂