Zima w mojej wsi
Widok z parkingu
Droga, mimo obaw przed startem, była wspaniała. Zarówno Warszawa jak i szosa do Pułtuska przez Nieporęt i Serock były czarne i całkowicie oczyszczone. Krzyki kierowców podsycane przez dziennikarzy telewizyjnych o fatalnych warunkach jazdy okazały się całkowicie nieuzasadnione. Trudno przecież wpuścić piaskarki na ulice miasta i ruchliwe szosy w czasie gdy jest szczyt ruchu. I dlatego kierowcy nie widzą pługów odśnieżnych. Przez noc jednak pracują i maszyny i ludzie. Rano wszystko było jaki należy. No i zniknęły korki. Zwłaszcza gdy kierowcy bez doświadczenia wysiedli z aut i udali się do pracy. Jechaliśmy więc niewiele ponad godzinę (tak jak w lecie) wliczając w to krótki postój w Nieporęcie przewidziany na małe zakupy.
Już na własnym terenie
Droga przez las czyli ostatni odcinek naszej podróży, była wprawdzie zaśnieżona ale liczne samochody i traktory sąsiadów ubiły śnieg tak, że jechało się bez kłopotów.
Nasi sąsiedzi Regina i Tadeusz, od których przed 35 laty kupiliśmy ziemię i las czekali z herbatą a w kurniku zaprzyjaźnione kury znosiły ostatnie jaja. Do bagażnika trafiło ich aż 120. Ta porcja musi wystarczyć na jakieś sześć tygodni zarówno moim wnukom oraz córce jak i nam. W szykuje się znowu parę przyjęć, na które Basia będzie piec ciasta. No i jutrzejsze śniadanie będą świeżutkie jajka na miękko. Pycha.
Obeszliśmy cały nasz teren, a jest tego ponad 2,5 hektara, przyglądając się śladom na śniegu. Wizyty składały nam lisy i sarny. Śladów zajęczych nie znaleźliśmy. I tylko nas ciekawi jak ci goście przeskakiwali przez płot. Wprawdzie ma on tylko 140 cm i warstwa śniegu znacznie go obniżyła ale to i tak wysoko. Rudzielec (pies) nie przeskakuje tej zapory.
I domy, i szopa hydroforni wyglądały bajkowo.
W drodze powrotnej zajechaliśmy do Pułtuska. Tu kupiliśmy nasz ulubiony razowiec z ziarenkami i rogaliki w piekarni Białczaka oraz parę przysmaków zupełnie nie wiejskich: szynkę szwarcwaldzką, szynkę parmeńską, jogurt grecki, oliwę extra vergine z Kalabrii i parę drobiazgów toaletowych.
Droga do Warszawy była jeszcze szybsza, bo wczesnym popołudniem szosa była całkiem pusta.
Wieczorem idziemy do szkolnej sali teatralnej na tzw. wintershow czyli spektakl wystawiany przez gimnazjum naszej wnuczki Zuzi. Ta angielska nazwa jest uzasadniona ponieważ młodzi aktorzy grają w języku Szekspira. Jesteśmy podekscytowani, bo to Zuzia napisała wystawianą sztukę. Nikt z nas jeszcze jej nie czytał. Autorka nie występuje, bo spektakl obywa się bez baletu.
Wam natomiast przedstawiamy parę zimowych widoków.
I wreszcie nasza chałupka
Komentarze
Wszyscy zamarzli? Czy śpią pod śniegiem? U mnie zaczeła się osadzać szadź na drzewach i co gorsza na liniach energetycznych. Wygląda pięknie, ale to zawsze grozą wieje, kiedyś z powodu szadzi wywaliły się koło mnie takie podwójne słupy (obok robiliśmy pamiątkowe zdjęcia III Zjazdu) a sąsiednie się połamały. Kilka dni czekałam aż to naprawią.
Nie zamarzli !
Zdążyli już wypić gorącą herbatę po krótkim spacerze z psem.
Piksel przy tej temperaturze – 18oC bardzo chętnie wrócił do
domu już po 10 minutach.
A śnieg sprzypiał pięknie !
Witam nie zamarzli ale maja szanse, lod i lodowisko na chodnikach, wokol kamienic sa poustawiane plotki zakazujace proruszania sie pod scianami, gdyz po rynnami porobily sie sple lodu, ktore moga spasc na glowe przechodnia
Nawet cytrynowo-limonkowy sorbet wczoraj nie raczyl zamarznac na czas.
Lenistwo za to ogarnelo mnie wielkie i nic mi sie nie chce…
Danuśko, jednak wygląda, ze z tych niezamarzniętych to tylko Ty i Piksel 😀
U mnie trochę cieplej, tylko -7, ale powiewa a nie miało. Słońca obiecanego było 5 minut, albo jeszcze mniej. Może w południe?
Zgaga ma rację, pogoda jest jaka za oknem i nie ma co wierzyć za bardzo w prognozy. Z moich psów dożyca przedkłada ciepłe łóżeczko pod schodami, dostała jeszcze puchatą dereczkę w szałowym jasnogroszkowym kolorze, którą sobie pracowicie ścieli i jak już odpowiednio ułoży to pada na nią z błogim wyrazem na pysku – dogi lubią ciepło, przecież futerko mają bez podszerstka – podobno są z tego powodu małoalergizujące, alternatywa dla yorków? Natomiast młoda rottka tylko myśli jak by tu zostać na dworze i nie wracać do domu, ale buda jej chyba nie odpowiada, nawet nie spróbowała do niej wejść. Może uważa, że to jednak jest teren Zazy?
Nirrod, korzystaj ile możesz z ostatnich dni! Ja, Stara Żaba, Ci to mówię! Potem już nigdy tak spokojnie nie będzie!
O, widzę jeszcże, że jeszcze ktoś pod śniegiem się rusza!
A ja z powrotem na dwór, brrrr… Może być zimno, ale czemu wieje i to na dodatek ze wschodu?
Mojemu bratu spadł sopel, nie tyle na głowę co na przednią szybę samochodu. I po szybie. A samochód świeżo kupił, jeszcze chyba ubezpieczenia nie zmienił.
Śnieg z racji mrozu oczywiście skrzypiał.
Na rozgrzewkę przesyłam Wam jeszcze informację
o cenach domów w Senegalu.
http://www.immolagune.com/searchvente.php
Średnio – 1000 EURO/m2 z basenem,klimatyzacją i często
też widokiem na ocean.
Wczoraj oglądaliśmy reportaż o Francuzach osiedlających się
w tym, przyjaznym dla białego człowieka, kraju.
Na owych Francuzów mówi się Senegaulois.
Jedni mają domek koło Pułtuska,a inni w Afryce nad oceanem 🙂
30sto centymetrowa warstwa sniegu, u mnie na wilmersdorf_skiej wsi to radocha jaka zdarza sie bardzo rzadko. bylem wczoraj sprawdzic warunki narciarskie na wioskowym najwyzszym szczycie. diabelska gora (teufelsberg) powstala w latach 40 i 50 ubieglego wieku z 400 tysiecy zburzonych domow. ze szczytu jest doskonaly widok nawet na brandenburger tor. w lini prostej jest to nie wiecej jak 6km. pomimo porannej pory ruch na gorce byl spory. dwoch snowborderow wspinalo sie na szczyt wraz ze mna. tym samym stalem sie automatycznie swiadkiem ich rozmowy z ktorej wynikalo, ze nie sa tu po raz pierwszy. przed paroma dniami jak zasypalo wszystko na bialo byli jako pierwsi na stoku kazdego dnia, po to by skosztowac uciechy zjazdu na sypkim dziewiczym puszystym sniegu.
na trasie zjazdowej ruch byl spory. wyczekalem wiec odpowiedni moment i z 115 metrowego wzniesienia puscilem sie na dupie w dol. dupowalo sie pare minut po tej zjezdzalni.
wprawdzie nie posiadam dobrych amortyzatorow, ale dzieki temu, ze na trasie snieg byl w miare miekki nie doszlo tym razem do najmniejszego uczszerbku na szanownym zdrowiu
a tu dwa zimowe widoki
Danuska, ten mlody czlowiek, urodzony, wychowany i wyksztalcony w Polsce jest Afro-Polakiem i Senegalczykiem
http://www.omarsangare.com/photos.html
Prawdziwa zima to jest u Żaby, u Piotra, u Nemo – czyli na wsi. Śnieg czysty, obrazy malowane bielą i brunatną barwą drzew, jakoś tam zaciszne i kameralne, jak zawsze, kiedy się zimę ogląda przez okno i nie trzeba w chłód i wiatr wyłazić. Ja jestem zmarzlak – całe życie byłam – i nie zazdroszczę Żabie odśnieżania i pojenia żywioły w taką pogodę.
Po kilku dniach kluskowo – pierogowo – serowych, dzisiaj ciężki, solidny obiad na chłody : żeberka wieprzowe z piekarnika (od wczoraj się marynują) z kaszą wypieczoną z grzybami i jakąś jarzyną
Dołaczam do spotkania na śniegu, w pięknym, styczniowym słońcu. Patrząc pzez okno ma się wrażenie, że nie jest tak bardzo zimno, ale na zewnątrz, brrr! Ale taka słoneczna i nieco mroźna zima niechby była jeszcze trochę, a co tam, przecież kazdy dzień i tak przybliża nas do wiosny!
Pięknie – biało i śnieżnie. U nas dla równowagi słonecznie i ciepło, aczkolwiek bez upałów jakie przeżyliśmy kilka dni temu.
Jajców prosto od kury to i ja bym zakupiła. Mamy co prawda w sklepach jajka tzw od kur wolnochodzących lecz … No nie do końca jestem przekonana. Różnią się co prawda od standartowych – kolorem skorupki i żółtka więc może? Ekspertem w tych sprawch nie jestem i jedyne co mi pozostało to wierzyć. Nie muszę chyba nadmieniac, że cena wyższa. Ale kupujemy takie.
I na bazie jaj takowych ciasto „pulchne” od Starej Żaby wychodzi znakomite. Ostatnie – z jagodami (borówkami amerykańskimi) cośmy uzbierali własnoręcznie na farmie- pysznościowe.
ASzyszu –
dziękujem. Nie uwierzsz, że w tym kraju gdzie więcej jest owiec niż ludzi, jeszcze ani razu nie robiłam nic z mięsa jagnięcego. Poruta po prostu.
Względem zaś „buziaczków” –
Emotikony jakie znalazłam nijak nie chcą wskakiwać jako załącznik, jedynie jako link do strony. I to w obu systemach Win i Mac. Ciekawostka przrodnicza. Muszę nad tym posiedzieć bo to niemożliwe.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Echidno chyba niemozliwe, gdyz lotr ma jakas blokade i przepuszcza te z owczarkowej budy a inne maja u niego zakaz, tak twierdzi nemo
nawet kod powiedział „afe”
stadnardowy
E.
dorotol –
można używać emotikonów praktycznie w każdej formie przekazu elekrtonicznego, ukazuje się jako załącznik graficzny. I takie czasami dostaję, nawet te trójwymiarowe. I dlatego myślę lecz nie upieram się, że coś źle robię.
Znalazłam całkiem niezłą stronę z emotikonami, spróbowałam przesłać sama do siebie via Email i duże NIC. Adres tylko. Czasu na próby już nie miałam, ale z uporem maniaka zabiorę się za to gdy tylko czas pozwoli.
E.
Echidna, Zaba chce ladna emotionke z Zaba
Pisałam do Brzucha i Jotki, wię niech zajrzą do poczty.
Echidno, chyba wczoraj pisałaś coś o łyżwach i Agrykoli, a ja właśnie tam stawiałam pierwsze kroki na lodowisku. Co prawda już jako dorastająca panna 🙂 Oj, co ja się naobijałam zanim jako tako złapałam równowagę, po czym się okazało, że zahamowanie, czy pokonanie zakrętu, to też nie lada sztuka, ale dało się radę! Na Torwar jeździłam z moimi córkami, a później na tor służewiecki. Ale to już nie to samo 🙂
A ja na łyżwach jeżdżę do dzisiaj !
Czasem ślizgamy się wspólnie z moją latoroślą na Stegnach.
Ślizgam się bez łyżew 😉
Pyro, dziękuję 🙂 Zbieram miody do kupy, przekażę hurtem 🙂
Piękna zima na wsi!
Gratuluję wnuczki, Gospodarzu! Nie dość, że śliczna panienka z niej, to jeszcze tak utalentowana! Mam nadzieję na recenzję (obiektywizmu nie oczekuję!). 😀
Haneczko – ja tych przepisów mam więcej, tylko jestem leniwa. Może by zrobić ksero i Michał by zabrał za tydzień?
nie wiem skąd mi się wziął ten tor służewiecki (10.47), myślałam o Stegnach, oj źle już ze mną 🙂
To bardzo dobry pomysł, Pyreńko 😀
Barbaro-może na Służewcu oglądałaś końskie gonitwy
i stawiałaś zakłady 🙂
Garderoba pod względem koloru fiołkowego przejrzana-
coś tam się znajdzie !
W czasie weekendu ruszę po konfitury.
U mnie słoneczko i lekki mrozik, biało, może 3 cm nowego śniegu. Auto ma nowy akumulator. Przyjechał pan z Automobilklubu i wymienił. Nowy pasuje jak ulał, choć pan pesymistycznie kręcił głową na początku, bo te amerykańskie, to takie niskie, i w ogóle… 🙄 Może to nie akumulator, tylko ten drut, co się żarzy przed zapłonem i ja wymienię akumulator, a jutro znowu będą musiał przyjechać 🙄 Potem spojrzał na licznik, a tam 261 000 km i oryginalny akumulator 😯 Jeszcze miał prąd i wystartował bez problemu. Pan pokręcił głową z niedowierzaniem, potem wyciągnął 4 różne akumulatory i powiedział: spróbujemy, ale nic nie obiecuję. Wstawił i… pasowało idealnie 😯 Nawet koszulka izolacyjna od starego się zmieściła. Skasował 270 Fr, dał 3 lata gwarancji i odjechał. Trwało kwadrans, wraz z pogawędką. Stary akumulator zabrał do utylizacji. Za robotę i przyjazd nic nie płacimy, członkostwo w TCS czasem się opłaca 😉
Barbaro –
może miałaś na myśli tzw ślizg koński?
A na Agrykolę biegało się na tenisa i basen, a zimą na łyżwy. Dojazdy „trajlusiem” co to ciągle gubił pałąk do dziś pozostają w pamięci.
Też uważam, że Agrykola biła o głowę zarówno Torwar jak i Stegny. Niepowtarzalna atmosfera oświetlonych kolorowymi żarówkami kortów przemienionych w trzy oddzielne lodowiska, muzyka jaką już na przystanku było słychać, gorąca herbata w budynku gdzie praktycznie wszystko się mieściło.
A jeszcze jak śnieg prószył i w barwnym świetle tęczowe płatki opadały migocąc na taflę lodu – bajkowa frajda.
Agrykola była kameralna. Tamte dwa lodowiska to kombajny nastawione na ilość, chociaż nadal spełnoał nieźle swe zadanie.
E.
fiu, fiu czyli ERRATA
spełniały
oj tak, Danuśko, były i takie fascynacje 🙂
Muszę sprawdzić czy przypadkiem w „Leclerku” tych konfitur nie ma, choć wątpię, jakoś nie wpadły mi w oko. Czy czasem tam zaglądasz?
I zanim udam się do zajęć gospodarskich –
wczoraj z Nowym odkryliśmy wspólne powiązania „trzynastkowe”. Oboje pobieraliśmy edukację w Szkole o jakże pechowym ponoć numerze 13.
No i czy świat nie jest mały ?
E,
Echidna – rozgrzej Towarzystwo, dal trochę letnich klimatów; co masz w ogródku?
Echidno, rozmarzyłam się, ech wspomnienia 🙂
A ślizg koński, no tak, to już bardziej na torze służewieckim 🙂
Barbaro- ja mieszkam pomiędzy Leclerkiem, a Tesco,
zatem zakupy robię albo w jednym albo w drugim supermarkecie.
A ten konfitury fiołkowe to mają w sklepach sieci ……”Dobre Wina”.
Idziesz po wino,wracasz z konfiturą !
Teraz jeden z ich sklepów jest na ul.Nowoursynowskiej.
http://www.dobrewina.pl/wina-Francja-sklep-internetowy-z-winami-Konfitura-z-platkow-fiolkow-546.html
Danuśko, ciekawy bardzo asortyment. Szkoda, ze na razie tylko 2 takie sklepy w Polsce.
Pluszaku-kliknij na sklepy,co w całej Polsce.
Natomiast są tylko 2 winiarnie.
o, faktycznie. czyli wygląda, że te fuagrasy i płatki są szerzej dostępne. dziękuję pięknie
No proszę to jedna z tych winiarni jest niedaleko mnie! Zdziwiły mnie na początku godziny otwarcia, bo jak na sklep dziwne. Ale teraz wszystko rozumiem!
Dzień dobry Szampaństwu.
O, znajome widoki…
U mnie piękna zima od jakiegoś czasu i pełno tropów na śniegu, zajęcze też, ale i lisie. Musiałabym się przyjrzeć reszcie z bliska, może jakaś Józefina przychodzi?
Dobrze po szóstej, pora zaparzyć lapsang.
Ludzie, słońce się pokazało 😀
U mnie -2C i chyba pochmurno, potem ma być okołozerowo i marznący deszcz. Zobaczymy. Jerzoru śmierdzi moja herbata 🙁
Podobnie jak Haneczka – ślizgam się bez łyżew. Gdybym teraz zaczęła pobierać nauki, pewnie bym coś połamała, bo juz człowiek sztywnieje jakoś tak. Nie ryzykuję.
Alicjo, są osoby, którym lapsang śmierdzi 🙁
Wymienić Jerzora? 😉
Było dobrze i spokojnie przez kilka ostatnich tygodni. Pewnie za spokojnie. No – i pieprznęło, proszę wycieczki. SMS od Wnuczki – jestem z Igorem w szpitalu. Nie jest dobrze. Drugi SMS – zapalenie płuc, badania w kierunku muscywiscydozy i toksoplazmozy. Oddział zakaźny, zamknięty. Ania pijedzie po południu i sprawdzi czy i jak możemy pomóc.
Toż ja mu jej pić ani wąchać nie każę… a kiełbasa mu nie śmierdzi?! Zupełnie podobne zapachy wędzonki 😉
Witam z pochmurnej części południa Polski.
Pyro, bardzo mi przykro. Wyników jeszcze nie ma, więc może to tylko niedoleczony poprzedni stan zapalny?
Gospodarzu, serdecznie dziękuję, przesyłkę już odebrałam i się nią bardzo cieszę, bo będę wiedziała, co polecić „młodym” do zwiedzenia. Przez te „unijne” skrzynki nic nie widać a zawiadomienie o przesyłce leżało od poniedziałku a jak zaglądałam, to nic nie było widać ale to był mój feralny poniedziałek, to może dlatego takie zaćmienie. 🙁 Jeszcze raz pięknie dziękuję. 😀
Melduję się
Pyro, trzymsie
:::
w Olsztynu mróz i słońce
cesarsko znaczy się
Oczywiście była gorąca cherbata i czasami pączki. też chodziłam na łyżwy na Agricolę i na sanki, i narty na tor bobslejowy i zjeżdżałam ze stoku spod skoczni. Pamiętacie skocznie? Później, już w liceum to chdziłiśmy tam całą klasa na strzelanie z kabekaesu. Skoczni już chyba wtedy nie było.
Echidno jak z tym osłem? Pamiętasz go?
Cherbata, pomyliłam się, powinno być „chierbata” – „…do chierbaty, do chierbaty, do świeżego ciasta…”
Chwila słońca i znowu mgła i szaro 🙁
Pyro, nic nie poradzisz, trzeba przeczekać, aż będzie coś wiadomo. Trzymaj się ciepło. Tak już w życiu jest, że tylko odetchniesz spokojnie, zaraz da ci pałą w łeb 🙁 Ale niespokojne rozglądanie się wokół, czy się co nie czai i czarnowidzenie też satysfakcji nie daje. Więc choć zawsze gdzieś się coś czai, trzeba korzystać z tych momentów spokoju i cieszyć się nimi. Zapeszyć się nie da.
Haneczko, słońce poszło do Ciebie, znudziło mu się u nas!
Pyro, bądź dobrej myśli!
Witam ,
nad Zatoką Gdańską słońce wręcz oślepiające .W nocy było minus kilkanaście stopni C, a rano wszystkie drzewa w szadzi. Z jednej strony moje okna wychodzą na zagajniki i widoki mam bardzo piękne ,choć teren nie jest odludny .Na śniegu jest dużo tropów . Ustaliłam ,że należą do jednej sarenki,a właściwie młodego koziołka .Podchodzi nawet w pobliże naszego domu ,więc sypiemy mu kukurydzę pod rosnąco niedaleko rozłożystą sosną. Koziołek przychodzi tylko rano ,zjada trochę kukurydzy ,a potem odchodzi do zagajnika .Tam szuka odpowiedniego miejsca i układa się do odpoczynku .Często widzę go z daleka .Potrafi tak leżeć bardzo wiele godzin .Wczoraj położył się po godzinie 9 rano i leżał do godziny 10 rano dzisiaj .Podpatrywałam go przez lornetkę i wiem ,że nigdzie się nie przemieszczał .Obawiałam się ,że może zamarzł ,ale rano był w dobrej formie .Zjadł trochę kukurydzy,a potem obgryzał gałązki na krzakach .Ciekawe,że cały czas jest sam.Mam nadzieję ,że wiosną znajdzie jakieś towarzystwo sarnie .Do tej kukurydzy jest duża konkurencja .Bardzo smakuje srokom ,które zlatują się z okolicy. Nie wiem ,czy jest jakiś sposób na odstraszanie tych ptaków. Są one bardzo płochliwe i wystarczy ,że stanę przy oknie ,od razu odlatują .Ale przecież nie mogę być strachem na sroki .Zresztą w taki mróz nie mam sumienia ich odganiać .
Echidno, kolor skorupki nie jest związany ze sposobem chowu kur, to jest cecha rasowa. Natomiast na kolor żółtka, czy też raczej na jego intensywność ma oczywiście wpływ co kury jedzą. Kiedyś to było proste: kury fermowe znosiły jaja o bladożółtych żółtkach i cieńkich, łatwo gniotących się skorupkach, a kury biegające swobodnie znosiły jaja o mocnożółtych żółtkach (tu trawka, tam robaczek) i o mocniejszych skorupkach. W tej chwili nie jest to takie jednoznaczne. Kury na fermach dostają paszę, która zapewnia bardzo mocne skorupki i dobrze wybarwione żółtka. Nie wiem jak w Australii, ale w Polsce zdarza mi się kupić jaja od kur fermowych o niezwykle mocnych skorupkach i żółtkach właściwie aż podejrzanie pomarańczowych. Myśłę, że podobnie są żywione wszystkie nioski fermowe na całym świecie.
czy to ten kurnik? w ktorym zaprzyjaznione kury znosily ostatnie jaja
Pyro – jesteśmy z Tobą !
Daj znać,j ak będziesz wiedziała coś więcej,a jesteśmy przekonani,
że to będą dobre nowiny.
Żabo,
u mnie żółtka sklepowe są blade. W Polsce jaja wsiowych kur – żółte, jak pamiętam od naszych kur dawno temu.
zdzichu, zagoniles wszystkich do kurnika?
Barwa żółtka zależy od zawartości barwników w paszy dla kur. Latem, kiedy kury skubią trawę, jest intensywniejsza niż zimą. Gotowa pasza dla kur zawiera betakaroten dla zwiększenia intensywności zabarwienia żółtek. Kolor żółtka nie zmienia jego walorów odżywczych, ale sprawia, że wyglądają mniej lub bardziej apetycznie. Do paszy można dodać paprykę, kwiaty aksamitki, barwniki dopuszczalne przez odpowiednie przepisy. Kury karmione kukurydzą produkują żółtsze żółtka.
W moim domu rodzinnym latem suszyło się wiechcie pokrzyw i zimą dodawało do kurzego żarcia, jaja miały zawsze intensywne żółtka i zapewne dosyć witamin.
Notabene, mięso łososi hodowlanych ma piękną barwę, ale nie dzięki zjadanym krewetkom, lecz barwnikom domieszanym do paszy.
Flamingom w ZOO dosypuje się papryki do jedzenia.
Nemo – jesteś nieznośnym odbrązowiaczem! Daj się ludziom troszkę oszukiwać, co ci szkodzi? A tak świat się staje paskudniejszy.
Witam o poranku! Dwa dni temu pisałem o iguanach zasypiajacych spowodu niskiej temperatury. zaczynamy powoli je wypuszczac, bo się ociepliło.
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Iguana#
Ładne zwierzątko, Cichalu 🙂 Jak w mojej telewizji donieśli, że iguany spadają z drzew, to mi się zaraz „Noc iguany” przypomniała, z Burtonem i Avą Gardner, bodajże.
UWAGA! UWAGA! OSTRZEŻENIE
Niniejszym uczciwie ostrzegam: czytanie moich komentarzy może doprowadzić do utraty złudzeń i zszarzenia indywidualnej wizji świata, wpędzić w alkoholizm lub uzależnienie od innych substancji oszałamiających i brązowiących.
Za szkody wynikłe z ignorowania powyższego ostrzeżenia nie odpowiadam 😎
Wszelkie zażalenia i roszczenia oddalam z chwilą ukazania się niniejszego oświadczenia na łamach tego blogu.
Z poważaniem
nemo – nieznośny odbrązowiacz
Nemo, mnie możesz odzierać 😀
Konfitury fiołkowe mają na Allegro, wczoraj podawałam skład takowej, właśnie z tamtąd.
oczywiście fiołki są w ilości śladowej
Specjalnych złudzeń to już od dawna nie mam, indywidualnej wizji świata nie zszarzy mi informacja o kukurydzy w karmie dla kur, bo od dawna o tym wiem, tak samo, jak o łososiach, ale nie pojmuję, po co flamingom papryka?! Dla różowych piórek? 🙂
Krystyno, czy ten koziołek ma gdzie pić?
Alicjo, oczywiście, że urodą flamingów (czerwonaków) jest ich kolor. Ja też dla urody używam ciemnego (spicy) rumu. Nie wiem dlaczego, ale moja tego nie popiera. Nie chce, bestia, żebym był za ładny…
Tylko nie mów Jej o papryce, bo każe Ci dla urody zamienić ciemny rum na ten, skądinąd, smakołyk, ale uroda w płynie przyjemniej przyswajalna! 😀
Chyba niezbyt gramatyczny ten mój ostatni komentarz. 😳 Mam nadzieję, że przynajmniej czytelny. 😉
A teraz do nielubianych obowiązków.
Poprawka
zamiast ‚przynajmniej’ miało być ‚mimo tego’.
Alicjo nie strofuj się. Wszystko było jak trza!
Also,
dokładnie tak, dla piórek 😎 Flamingi trzymane w niewoli bledną z braku skorupiaków i alg, którymi się żywią na wolności, a które są bogate w karoten. Dawniej dodawano im soku z marchewki, teraz miesza się jedzenie z barwnikami.
Spotkałem flamingi w Afryce Wschodniej. Dokładnie w rezerwacie Ngor-Ngoro w Tanzanii. Gdy podrywało sie do lotu wielotysięczne stado spłoszone przez drapieżniki, dech zapierało w piersi!
4141: Jak się ma taaaki kod, nie można go zignorować 😉
Pyro, gdyby odbrązawianie miało taki wpływ na nas, to nie moglibyśmy w ogóle oddychać, bo (szczególnie w miastach) w powietrzu jest przecież prawie cała tablica Mendelejewa. Całe szczęście, że organizmy żywe mają zdolność przystosowywania się do warunków otoczenia, dlatego możemy nadal spokojnie oddychać.
Nemo, Twoje ostrzeżenie jest zupełnie nieskuteczne (w moim przypadku), choćby z tego powodu, że „odbrązowione” a i tak nie mam wyboru i będę nadal kupować hodowlane łososiowe „czerwoności”, bo je bardzo lubię 😀 Nie mówiąc już o jajach kurzych, w których oprócz przytoczonych składników są również antybiotyki, tak jak i w mleku, że napomknę nieśmiało o aferze dioksynowej sprzed lat kilku. 🙁
Kiedy oglada sie reportaze z Haiti odchodzi ochota do zartów. Wypije zatem za ratowników niezaleznie od koloru skóry, plci, gatunku. Ludzi, psy, samoloty, okrety.
Wszystko co jest do uratowania
Pan Lulek
Jako, że Pyra mieszka w pobliżu parku zoologicznego, czyli nowoczesnego, wielkiego ogrodu co to i lasu kawał i łąki i stawy i część zwierza na wolnej przestrzeni, dopóki mogłam chodzić, łaziłam tam co najmniej raz w tygodniu – w sumie 3 km spaceru lasem, za łąką płot, a za plotem, na górce i pod sosnami pasły się zebry i antylopy przy jakichś osłach i wielbłądy było widać na suchej łące o kilkaset metrów dalej. Strasznie mnie to śmieszyło; a niżej, na kilku stawach ptactwo – w tym i flamingi i warzechy i ibis czasem się plątał o kaczkach i gęsiach nie mówiąc. Te ptaki w ogóle nie odlatywały, mimo, że o 500 m w kierunku miasta jest spore zalewowe jez. Maltańskie. Mało tego : pracownicy ogrodu skarżą się często prasie, że dzikie ptactwo zaczęło Maltę traktować, jak należną stołówkę, przuylatują, wyżerają ogrodowym, a nawet z paśników wielkich zwierząt. Jakby tego było mało z lasów komunalnych, które są wokół i podchodzą aż pod blok Pyrowy, w zimie przychodzą stadka saren i jeleni, 2 jenoty przyszły, a 4 lata temu była panika – wadera przyprowadziła niedużą watahę 7 wilków. Trzeba było odłowić, wywieżć – i – po 2 tygodniach wróciła.
Brawo Lulek. Toast godny – za ratowników i za ratowanych.
Pyro, to masz szczęście widzieć część dzikich zwierząt na wolności – szczególnie te sarny i jelenie. 😀 Ja do naszego ogrodu zoologicznego nie chodzę, bo jakoś mi żal tych zwierząt w klatkach. Mam chyba jakiś „odchył”, bo jak tam byłam ponad 20 lat temu, to mi się przypomniała bajka (zabij ale nie pamiętam czyja) o słowiku w złotej klatce i to był ostatni mój pobyt w ZOO. Czyżbym w poprzednim wcieleniu była tym słowikiem ? 😉
Panie Lulku, toast zaproponowany przez Pana, obowiązkowo wzniesiony. Teraz tylko szczęście jest im wszystkim potrzebne.
Zgago,
moje informacje nie mają zniechęcać ani do łososi, ani do jaj od kur karmionych kukurydzą. To po prostu obiektywne informacje bez żadnego ładunku emocjonalnego i ideologicznego. Ale czasem lepsze jest blade jajko od kury chodzącej po dworze, niż piękne pomarańczowe od zwierza w klatce wielkości pudełka od butów 🙄
Cichalu,
zazdroszczę Ci tych wielkich stad w Afryce, ale kto chce bliżej, w Europie, obejrzeć flamingi na wolności, zobaczy je z dość bliska i w sporych stadach na rozlewiskach Camargue i lagunach w SW Francji i Hiszpanii.
Ostatnio w Helwecji wybuchła afera, bo na jednym z jezior pojawił się samotny flaming 😯 Nikt się do niego nie przyznawał, ogrody zoologiczne nie stwierdziły ubytków. Flaming zadomowił się na rozlewisku i przez 3 tygodnie był atrakcją dla spacerowiczów, aż odpowiedzialny za zwierzynę strażnik przyrody… ustrzelił go, na usprawiedliwienie podając, że gatunki obce muszą być eliminowane, a poza tym niebawem by i tak zdechł z głodu 🙄 Po tym wydarzeniu ZOO w Zurychu zameldowało, że to jednak od nich ten ptak, tym razem policzyli dokładniej 🙄
Cichalu
zdjatka z iguanem juz byly. czas na przepis z iguana
w koncu to blog kulinarny i nic co sie rusza nie jest nam obce
Ja jestem za parkami typu Kruger Park w RPA i podobnymi – zwierz chodzi luzem, a człowiek w klatce (samochodzie czy ogrodzonym ośrodku). Oczywiście na taka skalę nie da się w Polsce tego urządzić.
Pd. Afrykanie powiadają, że gdyby nie ten Park, to wiele zwierząt by już nie było, skończyłyby jako steki na czyimś stole albo futro czy skóra przed kominkiem. A i tak, mimo uzbrojonych po zęby strażników Parku, kłusownictwo istnieje. Strażnik też człowiek…
Najbardziej mnie wścieka, kiedy zabija się dzikie zwierzę dla pobrania męskich narządów jako afrodyzjaków (dopiero co przerabialiśmy ten temat). Jest całkiem spora lista tych zwierząt.
TA iguana. Zdzichu nie błaznuj. Byłem w Port-au-Prince przed paru laty. Stałem na kotwicy kilka dni. Teraz pomyślałem, że jeśli by to było w nieodpowiednim czasie to…a życ jeszcze się chce! Kochani. Im nasze toasty nie są potrzebne. Może by tak każdy wpłacił choc parę groszy, to nie zbiednieje a TAM bieda jest okrutna, szczególnie w tym okrutnym czasie!
kazdy pewnie wie, nimnij jednak zapodam, iz w slynnym berlinskim ZOO (nie mylic z dworcem) jest cala kolonia rozowych jak najrozowszy krem flamingow
to fakt, stado podrywajacych sie do lotu flamingow moze wprawic ogladacza w oslupienie. podgladalem te ptaki pieknego ranka podczas spaceru na tarifskiej plazy. to jakies 40 kilometrow za gibraltarem na zachod. raz fale oceanu raz fale morza srodziemnego, w zaleznosci od kierunku wiatru czyscily odchody, niezmiernie toksyczne tych niesamowicie zgrabnie poruszajacych sie skrzydlakow.
ale sa one i przyczyna tego, ze zrezygnowalem z wyjazdu do nanibii na kitesurfing. na tamtejszym rewirze so flemingi stalymi bywalcami w okresie kiedy wieja wiatry. chadzaja po zatoce na ktorej mozna uprawiac sporty wodne i nie robia nic innego jak wylawiaja wszystko co tam jest do zjedzenia by za chwile w innej postaci oddac toto naturze.
tak dla jasnosci.
w ogole mi to nie przeszkadza. przeciez nie musze tam na kiting latac
Nemo, przecież wiem, że Twoje informacje nie są po to przez Ciebie podawane, dlatego napisałam, że nie mam żadnego wyboru, mimo, że o niczym innym nie marzę, tylko doczekać czasów, gdy i ja będę mogła spokojnie wybrać między jajkiem od kury, „co po placu latała” a tej biduli, która nie ma nawet miejsca, żeby się obrócić, nie mówiąc, że słońca przez całe swoje życie nie ujrzy. 🙁
Nie wiem, czy to sprawa „młodego” jeszcze kapitalizmu, że za Chiny, nie uświadczysz w naszych sklepach (dużych i małych) jajek z „0” na początku kodu. Jak byłam u „starszej” w Niemczech, to tam w każdym sklepie był pełen wybór. I tej możliwości wyboru Jej zazdroszczę.
ni musisz arcadiusu
http://content.sweetim.com/sim/cpie/emoticons/000202F0.gif
Zgago w jakich Niemczech i kiedy to bylo, ja widze tylko 2 rodzaje jajek te niby wolnolatajace i te z fermy, jedne za 1,59 a drugie 1,29
swiety jest ten im rausch der geschwindigkeit dorotolu 😆
Tu Ewa z Poznania
Zgago,baśń o słowiku uwięzionym w kosztownej klatce napisał H.Ch.Andersen
Pozdrawiam!
Doroto z Poznania, dziękuję i pozdrawiam. 😀
Dorotolu, to było 2 lata temu w Bawarii a moja „starsza” do dziś kupuje w Kauflandzie jajka z ekologicznej fermy. Wiem, że są droższe i to by mi w ogóle nie przeszkadzało – przy moim niewielkim spożyciu, najbardziej mnie wkurza, że nie mam żadnego wyboru. 🙁
Cichalku, już rano poszedł przelew, na PAH p.Ochojskiej. 😀
Zgago,
A propos zwierząt na wolności, swego czasu w Katowicach też na takowe można było się natknąć:
http://www.tvn24.pl/-1,1546878,wiadomosc.html
Co prawda, akurat z tą zwierzyną nie chciałabym mieć bliskiego spotkania 😉
Wpłaciłam:
http://podarnik.gazeta.pl/podarnik
No mówiłam, żem ciućmok 🙁 Cały czas chodził mi po łbie cytat: „lepszy na wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki” i dopiero teraz wpadłam na pomysł, żeby go „wyguglować” . Okazuje się, że to z bajki A.Mickiewicza p.t. „Pies i wilk”. 😆
Ewo, czytałam o tym i zgadzam się z Tobą, też wolałabym spotkać sarenki niż dziki. 😀
Zima w Żabich Błotach, nieco mglista
http://picasaweb.google.com/lh/photo/mr__T6wFA_3Lcv8XGMyxmw?feat=directlink
Żabo, ale piękne są Żabie Błota w śniegu i słońcu ! Tak samo urokliwie, jak u Gospodarza. 😀
Imponujesz mi Zgago, zresztą nie tylko tym! Ja zapłaciłem Salvation Army. Biorą przez PayPal i to jest najłatwiejsza opcja, bo mimo wszystko jestem leniwcem.
Pyry też na PAH.
Cichalu, ja też jestem leniwa do kwadratu, dlatego mam dostęp do swojego konta on-line i siedząc sobie w ciepłym domeczku, tylko „stukam”. 😆
Pyro, nie wiem dlaczego ale największe zaufanie mam do J.Owsiaka i J.Ochojskiej, no i jeszcze do Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Może dlatego, że widać efekty ich tytanicznej pracy a przy tym są ludźmi skromnymi ?
Kilka slow na temat koloru miesa lososia i informacji dostepnej dla klienta.
Mieso lososia jest koloru hmmm… lososiowego. W ostatnim etapie zycia, losos zmienia kolor i wyglad. Ryba w tym okresie czesto jest pokryta plamami o intensywnym kolorze… lososiowym. Wyglad ryby zmienia sie szczegolnie wokol szczeki.
W sklepach wszystkie ryby i morskie stworzenia sa oznakowane w nastepujacy sposob:
fresh – zlapany 1-2 dni wczesniej i nigdy nie zamrozony
previously frozen – wczesniej zamrozony, na przyklad na lodzi rybackiej
farmed – hodowlany
wild – taki, jak go natura stworzyla
Na przyklad losos hodowlany jest oznaczony: Farmed steelhead, color added.
Losos polecany jest oznaczony: wild fresh sockeye salmon
Na zalaczonym filmie lososie (wild chum salmon) wracaja do miejsca swojego urodzenia w McLane Creek. Jeden z nich ma szczegolnie intensywny kolor.
http://www.youtube.com/watch?v=CAhDfM_D35I
o, tamten link był tylko do jednego zdjęcia, a ten jest do kilku, właśnie mglistych
http://picasaweb.google.com/zabieblota/Zima2010?feat=directlink
Orca, Ty te łososie jako hobby czy zawodowo?
Orcu, w jakich sklepach ? Bo ja w żadnym naszym, nie widziałam tych informacji – ani po polsku, ani po angielsku. I o to mi chodziło, że się u nas nawet nie wysilają, żeby jakąkolwiek informację nabazgrać na karteluszku, poza nazwą ryby i ceną. 🙁 I właśnie takich czasów pragnę doczekać, że będzie pełna informacja ….. no i wybór. Skoro już doczekałam do jednego cudu, to może mi będzie dane i drugiego doczekać ? 😉
Żabo, czy dobrze poznaję na ostatnim zdjęciu ławy, na których siedzieliście w czasie ostatniego Zjazdu ? 😀 I zajadaliście taaakie pychotki ? 😀
Stara Zaba,
Hobby – w kuchni i dla rekreacji.
Alicjo, a Ty już „stukasz” na swoim nowym „maluszku” ?
Zgaga,
Tego typu informacje na temat ryb i seafood sa u mnie wymagane na wszystkich opakowaniach w sklepie i na rynku.
Nie wiem, gdzie Ty mieszkasz. W innych miastach w U.S. nie zwracalam na to uwagi, bo jadalam albo u kogos w domu albo w restauracji. W restauracji zwykle pytam, czy ryba jest hodowlana, czy ‚wild’. Nie wymagam, aby losos byl ‚fresh’ w Arizonie. Na pewno byl wczesniej zamrozony.
Ja mieszkam w miejscu, gdzie losos jest najpopularniejsza ryba, stad chyba nasze wymagania sa troche odmienne.
Zgago,
nowe małe się nie chce podłączyć do sieci – dlaczego, niech sobie mądrzejsi w temacie łamią głowę i niech dojdą, o co biega. Owszem, łączy się z kabelkiem, ale powinien bezprzewodowo także zarówno, a wzbrania się i zapiera, głupek jeden.
Powinien połączyć się „z wejścia”, to znaczy z wyjścia z paczki. Widocznie w pace mu dobrze 😯
Jesienią wybiorę się na Cataraqui River u nas i sfotografuję nasz „salmon run”, to jest bardzo ciekawe zjawisko. David Atenborough zrobił na ten temat jeden ze swoich filmów. Zgago, mozliwe, ze w polskich sklepach – zwłaszcza sieciowych – są tylko hodowlane norweskie czy jakie tam. U mnie są świeże łososie, nawet z Pacyfiku (latają samolotami, cholery!), ale zawsze z informacją, skąd ci taki przybył. Najbardziej ceniony sockeye, a cena… tego tam 😉
Atlantycki jest inny, ale ja nie gardzę żadnym, lubię ryby. Najbardziej najzwyklejsze malutkie okonie, ale tego w sklepie nie uświadczysz, a łowic nie ma kto 🙄
Młodsza wróciła ze szpitala dokąd woziła zaopatrzenie dla dyżurnego rodzica Igora. Myślałyśmy, że w obecnej służbie zdrowia już nas nic nie zaskoczy; a jednak. Tatuś Igora chciał pójść do łazienki, co zgłosił pielęgniarce (Igor jest w separatce, w której rozrabia, jak pijany zając w kapuście) Od dyżurnej pielęgniarki usłyszał, że może iść na własną odpowiedzialność – one, personel, dziećmi się nie zajmują, tylko leczą!
Orca… jak u mnie wczoraj złowiony na Pacyfiku potrafi wylądować w sklepie dzisiaj, to w Arizonie tym bardziej, bo bliżej Pacyfiku.
Może leżeć na łóżeczku z lodu, ale to nie jest jeszcze zamrożony, zaledwie mocno schłodzony. Ja takiego biorę 😉
Zgaga,
Przepraszam. Napisalas czarno na bialym, ze mieszkasz w Polsce.
W Polsce jest duzy wybor smacznych ryb slodkowodnych. Ciekawe, czy sprzedawcy drukuja na opakowaniu miejsce zlapania ryby.
Poza tym macie wegorze. Tutaj wegorz jest malo znany i watpie, czy mozna go gdzies u mnie zlapac.
Alicja,
Bierz go. Ja tylko bede patrzyla. W cene ryby jest wliczona cena biletu ‚business class’. (!)
Orca,
u nas są węgorze, ale niechodliwe. Jak nie masz znajomego wędkarza, w sklepie nie dostaniesz (możliwe, że na Ronceswólce w Toronto, w polskiej dzielnicy).
Ja węgorze omijam z daleka – nie lubię i już, kojarzą mi się z wężami, których nie cierpię, niech to sobie będą niewinne zaskrońce. Nie chcę widzieć!
Mieszkam nad jeziorem, dosłownie po drugiej stronie ulicy – ale nikt tu ryb nie łowi na obiad czy kolację, jedynie dla sportu „walczą” z rybą, która połknęła haczyk. Wielkie Jeziora są zatrute naokołowodnym, ciężkim przemysłem. Nie chce mi się wierzyć, żeby aż tak, a od 15 lat zebra mussels tak czyściła wody, że przydałoby się znowu co nieco zabrudzić, żeby zaraza nie była bezrobotna.
Słodkowodnych ryb w Krainie Wielkich Jezior prawie nie uświadczysz w sklepie, a już zwłaszcza lokalnych ryb. Smażalnie ryb?! Zapomnieć!
Orca, faktem jest, że słodkowodnych jest sporo, tylko nasz handel chyba musi dorosnąć do wieku dojrzałego, żeby i przy takich rybach, zamieszczać informacje, które na tzw. Zachodzie już od dawna są wymagane.
A wędzonego węgorza, to jak już zaszaleję (cena zaporowa), jem bez psucia sobie smaku chlebem. 😉
Alicjo, to wędkarze potem te ryby wypuszczają z powrotem do jeziora ?
Najadłam się samych pyszności ( to co, że wirtualnie i tak były pyszne), to wskoczę do wyrka i może mi się przyśni ciąg dalszy uczty? 😆
Życzę wszystkim miłego wieczoru (z drugiej strony kałuży) i spokojnej nocy, szczególnie Tobie Pyro.
Alicja i Zgaga,
Wegorz dla mnie tez nie wyglada piknie i nie tesknie za tym widokiem. W Japonskiej restauracji jest suhi z wedzonym wegorzem. Nazywa sie to unagi i jak kazde sushi jest bardzo smaczne.
Takze widzisz, Zgada, z wedzonym wegorzem tez nie zaszaleje. Cena chyba z tej samej zapory.
Zgadzam sie, ze miejsce zlapania ryby i inne dane powinny byc dostepne dla klienta.
Odnosnie lapania ryb ‚for fun’. Rzeczywiscie w wielu miejscach mozna ryby tylko lapac, ale nie wolno ich zatrzymywac dla siebie. Z powrotem do wody. Jesli ktos mial pomysl, aby lapac ryby rekoma lub siatka z McLane Creek (film zalaczony wczesniej) to mozna o tym zapomniec.
Lista przepisow jest bardzo dluga.
U nas są przepisy… drobiazgu, skolko ugodno, a sporą rybę typu wymiarowy szczupak, sandacz czy takie tam lepsze – określona ilość sztuk, resztę do wody.
Nie pobożę się, ile dziennie można odłowić, wydaje mi się, że chyba 6 sztuk, nie więcej, tak mi jakoś utkwiło w głowie z czasów, kiedy dziecko zabawiało się w wędkarza.
No i należy mieć wszelkie pozwoleństwa i licencję wykupioną na każdy sezon.
Możesz być setki kilometrów na północ w buszu, wydaje ci się – hulaj dusza, piekła nie ma… a tu nagle z lasu wyłazi strażnik i każe pokazać, co tam złowiłeś. To opowieści znajomych, którym się wydawało, że tam to już nikt nie pilnuje. Pilnowali! A kary finansowe nie są małe, ktoś musi utrzymywać tych strażników!
Alicja,
Wydaje mi sie, ze to pilnowanie jest w naszym najlepszym interesie. Najlepiej jak kazdy sam przestrzega przepisow bez pilnowania. I takich jest wiekszosc.
Indianie, jako pierwsi mieszkancy tych terenow, z malymi wyjatkami, nie podlegaja stanowym przepisom dotyczacym lapania ryb. Maja rownie skuteczne metody ochrony ryb, ale odmienne od reszty mieszkancow stanu.
U nas Indianie jako „natives” też nie podlegają ogólnie obowiazujacym przepisom i praktycznie wolno im wszystko. Korzystają z tego różnie, bo jednak ludzie są tylko ludzmi, jak coś można bez ograniczeń, to czemu nie korzystać. Blade twarze kupują nadwyżkę chętnie – i kółko się zamyka. Ale jakieś tam zapory są. I bardzo dobrze.
Alicja,
To juz jest oddzielny temat.
Ten sam, ryby i ludzie 😉
Ludzie są wszędzie tacy sami, bez wzgledu na miejsce zamieszkania, kolor skóry, i tak dalej. A zwłaszcza w ostatnich latach coraz bardziej się to wyrównuje. I będzie nadal – globalna wioska się skurczyła dzięki przekaziorom.
Wszędzie, w każdej kulturze, są tak zwani porzadni obywatele – i trochę cwaniaczków. Porządni starają się, cwaniaczek robi swoje. Nihil novi.
Węgorze idą (znaczy płyną) na tarło do Morza Sargassowego. Tam się wylęga narybek i w postaci larwalnej unoszony przez Prąd Zatokowy wędruje do Europy. Na studiach nas uczyli, że nasz polski węgorz nie dopływa do Morza Sargassowego, ginie po drodze, więc teoretycznie możnaby wyłowić wszystkie węgorze w Polsce a młode i tak przypłyną. Na tarło przypływają tam też węgorze amerykańskie. Amerykański węgorz ma nieco więcej kręgów, ale podobno wynika to z warunków w jakich larwa się rozwija, znaczy te co popłyną do Europy to będą europejskie a te co się załapią na inny kierunek prądu, to będą amerykańskie, niezależnie skąd rodzice pochodzili.
tu jest o węgorzach, jeszcze też znalazłam, ze wszystkie europejskie i afrykańskie giną nim dopłyną
http://wedkarskiklubpirania.blox.pl/2009/01/od-naszego-korespondenta-wIrlandii-WEGORZE.html
Gaszę światło, dobranoc!
Nowy, przejmuj wartę!
…no to skąd one się biorą, te węgorze, skoro wszystkie giną?! Amerykańskie wiadomo, imperialistycznie nastawione, kręgi dodatkowe i te rzeczy… Mnie tam na nich i tak nie zależy, ale ososie – czemu nie 😉
Chłop „walczy” z moim dellem. Ja nie wiem, po co on „walczy”, ale niech ma satysfakcję. Jutro zabieram i koniec walki, niech otrze pot z czoła i wróci do swego.
Żabo,
dziękuję, przejmuję. Najpierw obchód terenu, czyli trzeba doczytać, co było dzisiaj.
Przebiegłem wzrokiem po wpisach – wszystkie są ważne i ciekawe, ale największe wrażenie robi dzisiaj wpis Pana Lulka. Przyłączam się swą skromną osobą.
Nowy,
chyba wszyscy się przyłączyli – i nie sądzę, żeby ktoś wydawał pieniądze na lampkę tego czy owego, łasuchy mają to zabezpieczone, bez względu na okoliczności, i czasami trzeba się pokrzepić kielonkiem ze względu na.
Zgaga pisała dzisiaj o okolicznościach na Górnym Śląsku sprzed lat – chyba tylko mieszkańcy Górnego Śląska o tym wiedzieli, bo nigdzie w gazetach o tym nie pisano, a poza tym było to spowodowane działalnością człowieka.
Natura, jak się wnerwi, bywa nieobliczalna. Ale taka jej uroda.
Dobranoc.
Stara Zaba,
Z przyjemnoscia przeczytalam artykul o wegorzach. Wszystkie informacje na temat tych ryb byly dla mnie nowe i fascynujace. Dzieki!
Zauwazylam kilka podobienstw w cyklu zycia wegorzy i lososi. Migracja na duze odleglosci, slona i slodka woda i niezrozumiale dla naukowcow zdolnosci jednych i drugich ryb w odnajdywaniu docelowych miejsc.
dalej probuje – na WIN
Get yours at SweetIM.com
prosze poprzednie zignorowac. Probuje dalej.
Get yours at SweetIM.com
http://cdn.content.sweetim.com/sim/cpie/emoticons/0002009E.gif
http://cdn.content.sweetim.com/sim/cpie/emoticons/00020309.gif
Echidno, śliczna żabka, ale czy można ją dokleić do tekstu? Jeszcze nie próbowałam.
Czy przeczytałaś moje przedwczorajsze pytanie o osła z Ogródka Jordanowskiego na Wawelskiej?
Lecę do zwierząt, bo dzisiaj mam być w południe (na szczęście nie rano) u lekarza w ZUSie i rezerwuję sobie 2 godziny na dojazd.