Wołowina na grillu
Majowe święta – zwane często z angielska długim weekendem, zamiast pięknie po polsku majówką – to zwykle początek sezonu grillowego. Warto – moim zdaniem – przy tej okazji porozmawiać o wołowinie, która wspaniale daje się grillować. Nie jest przy tym specjalnie droga, a jest bardzo smaczna i ma także wiele walorów natury zdrowotnej.
W sklepach bywa coraz większy wybór doskonałej wołowiny z polskich hodowli. Pisałem o tym kilkakrotnie, wymieniając ulokowane w pobliżu mojej wsi hodowle bydła rasy francuskiej charolaise, a także szkockiej highland. Jest też kilka zakładów rzeźniczych, których wyroby spełniają wysokie normy światowe i ich produkty warto polecać.
Sam najczęściej kupuję steki, polędwice czy rostbefy z Jarocina lub Sokołowa Podlaskiego. Ich mięso daje pewność, że po zdjęciu z grilla będzie kruche, ale i soczyste, wspaniale pachnące i nawet bez użycia ziół czy przypraw smakowite.Do zalet wołowiny zaliczyć należy jej niskokaloryczność. W dzisiejszych czasach, gdy króluje moda na szczupłą sportową sylwetkę, jest to argument niebagatelny. Tymczasem np. zrazowa górna zawiera mniej tłuszczu niż pierś kurczęca.
Wołowina jest też doskonałym i obfitym źródłem wysokowartościowego białka i żelaza. Dietetycy polecają ją więc dzieciom i kobietom w ciąży. Równie wiele w mięsie wołowym jest witamin B6 i B12, które wspomagają system nerwowy oraz niedokrwistość. Zawiera poza tym potas, magnez i cynk.
Gdy planuję przyjęcie grillowe, kupuję zwykle steki z antrykotu z kością (przypomina on kształtem indiański tomahawk i taką właśnie nosi nazwę), ponieważ czerwone mięso jest poprzerastane kawałkami tłuszczu, odznacza się dużą soczystością i niezwykłą delikatnością. Tłuszcz podczas grillowania częściowo się wytapia i nie pozwala stekowi nadmiernie się wysmażyć i stwardnieć.
Drugim moim ulubionym (a może nawet pierwszym, trudno się zdecydować) kawałkiem jest tzw. T-bone steak. W tym przypadku kość w kształcie litery T rozdziela od siebie dwa najcenniejsze mięśnie wołowe: polędwicę i rostbef. Krótkie grillowanie (dla smakoszy preferujących krwiste mięso) powoduje, że T-bone jest najlepszy. Wystarczy go przyprawić tylko odrobiną soli (najchętniej np. himalajskiej) i grubo zmielonego lub utłuczonego w moździerzu pieprzu.Do grillowania nadają się też inne części wołowiny, np. ligawa, krzyżowa, rozbratel czy karczek. Tyle tylko, że te mięśnie wymagają najczęściej więcej trudu. Warto je zamarynować i dobrze zmiękczyć przy pomocy drewnianego tłuczka.
Fot. Piotr Adamczewski
Komentarze
dzień dobry …
u nas kurczak, karkówka i kiełbasa na grilu .. wołowina bywa ale nie często .. mój zięć jest specjalistą marynowania mięs i pieczenia i właśnie w majówkę rozpoczyna sezon ….
udanej majówki wszystkim … 😀
Ha! Wszystko pięknie, ale ligawy nie kupowałabym na grill, a prawdę mówiąc unikam ligawy, jak morowej zarazy. To jest mięsień ścięgnisty i jako taki wymaga długiej obróbki. Zanim się te liczne włókna sprężyste rozkleją, mija wiele czasu (chociaż mięso smaczne). Na grillu ligawa musi przypominać podeszwę. Poza tym wszystko prawda: wołowina jest mięsem nr 1, choć z opinią, że jest niedroga też się nie zgadzam. Jak dla mnie jest droga – szczególnie ta wysokiej jakości.
Dzień dobry, jeśli robię mięso z grilla, to właśnie wołowinę lub jagnięcinę. Wołowinę wybieram poprzerastaną i też chętnie z Sokołowa, jako sprawdzoną. Z ligawy robię wędlinę, która jest smaczna, chuda i delikatna. Tę ostatnią oczywiście już nie z rusztu 🙂
Poniżej ceny wołowiny ze znanego niektórym Blogowiczom sklepu Befsztyk.pl.
Sklep ten nie należy do najtańszych,ale znany jest z mięsa doskonałej jakości:
http://www.befsztyk.pl/wolowina-swieza.html
Ligawa w Befsztyku po 50 zł/kg,w moim sklepie nadbużańskim kilogram za 33 zł.
Dla tamtejszych mieszkańców i tak za drogo.Ludność miejscowa kupuje właściwie
tylko wieprzowinę.
Ostatni dzień na wysłuchanie piosenki na ListenForSyria … możesz pomóc dzieciom w Syrii, o których zapomniał świat ….
https://www.youtube.com/watch?v=8c39hd8Yyp8&feature=youtu.be
Jolinku – świat zapomniał nie tylko o dzieciach syryjskich
Urządziłam sobie dzień gospodarczy : zakupy na kilka dni, przepierka, produkcja sałatki warzywno – jajecznej (znowu wyszła mi cała miska, a miało być na raz) nastawiłam następną porcję małosolnych, przerobiłam resztę wczorajszego rosołu na pomidorówkę i tak jakoś minęło pół dnia. ŚwIęto 1 Majowe uczcimy sznyclami z polędwiczki i szparagami, Dzień Flagi, pulpetsmi wołowymi w sosie paprykowo – pomidorowym, a 3 Majowe święto albo kaczką albo pieczwenią wieprzową z kopytkami; jeszcze nie wiem.
Tym, którzy bywają w Żabich Błotach znany był piękny ogier arabski – Faust. Żałuję, że muszę zawiadomić o przeniesieniu się Fausta na pastwiska niebieskie, chorował, przyjeżdżali weterynarze, nie pomogli (radzili zawieźć do Berlina na operację) Faust miał 23 lata z tego 8 lat mieszkał u Żaby. Zostało po nim spore stadko przychówku.
Nie wiem gdzie się podziało Blogowisko. Chyba nie wszyscy na wyjazdach? Pogoda nieszczególna. U nas doroczna akcja promocyjna „Poznań za pół ceny” (hotele, restauracje, imprezy, kina, baseny itp). Skończyłam czytać „Notatnik z Twierdzy Przemyśl” i wrażenia mam niemal rozrywkowe, chociaż Autor nie błyszczy poczuciem humoru, a nawet powiedziałabym, że to kawał sensata. Po prostu armia ck – tak jak opisuje ją dr Stock nie miała prawa przetrwać; pan Hasek napisał świętą prawdę.
Szkoda Fausta, dostojny to był ogier 🙁
Na obiad kuskus ze wszystkimi warzywami, jakie były w kuchni pory, seler naciowy, czerwona cebula, pomidor, ogórek i kolorowa papryka – zielona, żółta, czerwona, pomarańczowa. Czosnek, oliwa, dyżurne do smaku.
(Zielonej pietruszki nie mam, groszku zielonego ani cieciorki, zazwyczaj też dodaję).
Dla mnie to jest wspaniałe danie letnie na upalne dni, ale może być ciepłe, najlepiej podgrzane w mikrofali.
Mogłam się zabrać za mycie okien (pięknie jest!) ale kończę Krzywicką, ciekawa postać.
Alicjo – przeczytam
Dobry wieczór,
dziś szósty dzień w Białowieży. Serdeczne spotkanie z Krysiade. W restauracjach białowieskich drobna przepychanka. W tym roku wyżej oceniam ” Carską” niż ” Stoczek”. Z ” Carskiej” polecam nowości – ozory dzicze na chałwie w sosie wiśniowym i sakiewki z mięsem z wołowych ogonów. Zaraz wrzucę zdjątka 🙂
Ozory dzicze na chałwie w sosie wiśniowym
https://scontent-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xap1/v/t1.0-9/11178220_773533826094959_149098315456305951_n.jpg?oh=2a4c10f48fac66e643f6cebf3cd4eafe&oe=55DD9331
No i coś związanego z wołowiną. Sakiewki z mięsem z ogonów wołowych
https://scontent-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xta1/v/t1.0-9/11078091_773534082761600_6267287405669202558_n.jpg?oh=aa5f0d1aaf8962188537e3f35397fc1f&oe=55D034E7
Irku – wygląda pięknie, a jak smakuje?
Jesteśmy zachwyceni smakiem, zwłaszcza te ozory dzicze na słodkawej chałwie z kwaśnym sosem wisniowym
Irku – te ozory były peklowane? Wiesz, ode mnie to koniec świata, ale można spróbować odtworzyć sobie…
Pijemy białe wino. Wiadomo, że tunezyjskie, a jakie? Wie tylko Dionizos. W naszym samie czasem wystawiają przecenione wina i czasem są one bez etykiet, tylko z kartką – skąd. Ponad miesiąc temu Młodsza kupiła włoskie białe (nie najlepsze) francuskie czerwone – jeszcze zamknięte, no i to białe, tunezyjskie. I to jest pyszne. Odstało chyba ze 2 tygodnie w lodówce, bo stale coś nam wypadało i dzisiaj Młodsza otwarła.
I zupa pomidorowa – dla Pyry:
https://www.youtube.com/watch?v=TZ5Zwrcvvaw
Taką zupę robi się szybko, prosto i jest ona pyszna: sofrito, czyli cebulka i czosnek podsmażone na oliwie, dodajemy tyle puszek z pomidorami pelati, ile potrzebujemy, smażymy/dusimy ile mamy czasu, dokładamy kostkę rosołową, miksujemy na gładko. Podajemy jak chcemy, najprościej z bazylią, grzankami i kleksem śmietany, można sypnąć serem. W ekstremalnej czasowo wersji w ogóle nie robiłam sofrito, a pomidory tylko zagotowałam.
Pyro, na to trudne pytanie Ci nie odpowiem 🙄
Były kruche i soczyste
PS. Można rozwodnić do żądanej konsystencji – bardziej pappa albo mniej pappa.
Irku te ozory to na chałwie czy na chałce ?
Nisiu – dziękuję za Ritę. Policzyłam, że 25 lat temu jeszcze zatańczyłabym tę zupę pomidorową. Skarbie, też tak czasem robię ale zostało mi ok 1,5 litra TĘGIEGO ROSOŁU – PRAWIE BULIONU (cabs – pomyłka) więc słoik pomidorów, świeża bazylia i rozmaryn i śmietana na stole, bo trochę za ostro wyszła.
Pyro,
to ciekawa książka, bo pozbierane przez Agatę Tuszyńską wypowiedzi Krzywickiej, jej syna, znajomych i przyjaciół, nieprzyjaciół też. Mam wiele biografii i autobiografii literatów z tamtego okresu, zawsze w tych książkach jest coś z plotkarskiego – kto , gdzie, co i z kim 😉
Zazwyczaj są to równie ciekawe pozycje, jak dobre powieści. Środowisko bezlitośnie ocenia swoich, to jest nawet zabawne 😉
Tę książkę zawdzięczam Eli, tej, co to niedawno likwidowała swoją bibliotekę i przeprowadza się do Ekwadoru. Znam kilka innych polskich familii, którzy przeprowadzają się do Ekwadoru na emeryturę. Ja tak nie umiem, moją bazą jest Kingston i już, emigruje się raz. 33 lata w jednym miejscu to wystarczy, żeby się przyzwyczaić, jeśli tyle lat tu jesteśmy, to znaczy, że podoba nam się i lubimy to miasto królewskie 🙂
Małgosiu – to jednak chałwa ale nie ta cukiernicza, a słonecznikowa. Spotkałam się kiedyś z rosyjską rozpustą tego rodzaju. Ta chałwa do kuchni nie jest taka słodka ale b. tłusta.
Ja dzisiaj robiłam kurczaka a la ja, tzn. w kawałkach, mocno podsmażony na gęsim smalcu, cebulka i suszone podgrzybki. Woda. Długie duszenie. Podejmowałam ogrodników, którzy ulepszali mój rajski ogródek.
W sobotę kończymy dosadzanie i pielenie (podagrycznik szaleje). To znaczy, oni kończą, Wojtek i Kasia, a ja robię obiadzik.
Nisiu,
znam ekstra-błysk przepis na pomidorową, nauczyłam się u Ciebie. O ile się nie mylę, było to jedno z dań na kolację z okazji przybycia Cichalów, pierwszy raz 🙂
Wiem, Alicjo, bo i ja mam tę skazę. Jeżeli spotkamy się w lecie, podaruję Ci ostatnią książkę Wittlina (też ją dostałam). To właśnie taka pozycją – kalendarium 1980r, droga życiowa + plotki kto z kim od kiedy i do kiedy. NAPISANE ŚWIETNIE.
Oczywiście że na chałce nie na chałwie 😳
nO I IREK ZEPSUŁ CAŁĄ ZABAWĘ…
ps – żeby było porządnie – chałwa słonecznikowa pod mięsem naprawdę była podana na XXX – lecie Wielkiej Rewolucji i było to smaczne i zaskakujące
A tak ogólnie to idę sobie. Do jutra
podejrzewam, że wołowina z Kobe (ta marmurkowa w środku po lewej) byłaby mniammniam z grilla. Nie myślałam nawet o tym, żeby w jakiejś knajpie zamówić, poszlibyśmy z torrrrrbami i dziurawymi skarpetkami 🙄
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6621.JPG
Pada, siąpi, kropi. Kiedy jest taka niepogoda nasz piesek lubi pospać i do 10-tej; dzisiaj budził nas już przed 7.00. Obiecałam wczoraj Młodszej, że rano pójdę z psem, więc bez protestów ubrałam się i poszłam. Piesek zachowywał się tak, jakby w brzuszku miał Śniardwy z Gopłem razem: ogromne ilości wody z siebie wylewał i nawet przed deszczem się nie chował. Okazało się, że zastrzyki jakie wczoraj mu pan wet zafundował (zapalenie korzonków; pozazdrościł starej pani) mają działanie silnie moczopędne – pies pija jak smok, a potem siusia jak fontanna. Byle mu pomogło, bo od czterech dni zamiast powiewać ogonem albo go postawić, jak maszt sygnałowy, Radzio chowa go pod siebie. Widać boli biedaka.
Biedny Radzio 🙁
Małgosiu – biedny może i jest, ale niezły cwaniak. Kroiłam polędwiczkę i jak zwykle „ogon i główkę” tudzież błony rzuciłam w psią miskę. Zjadł i nawet się nie oblizał tylko pilnował mnie na krok (nawet pod łazienką siedział) a wszystko dlatego, że widział na szafce, na desce resztę mięsa. A nuż pani zmięknie serce i jeszcze coś da? Pani już nic nie dała, więc się obraził i poszedł do koszyka.
Od poniedziałku przebywam w Darłowie i na blog zaglądam tylko od czasu do czasu. Pogoda nas nie rozpieszcza, ale i tak można korzystać z nadmorskich uroków. Kulinarnie oczywiście przeważają świeżo złowione ryby. Jutro powrót do domu.
Pyro,
jakich przypraw dodajesz do ogórków małosolnych ? Czy wystarczy gotowa przyprawa z torebki, bo przecież kopru jeszcze nie ma ? Mam ochotę zrobić trochę tych ogórków.
Ciasto zwane m.in. leśnym mchem/ pisała o nim Asia/ można zjeść także w Darłowie. Tu nazywa się ciastem ze stumilowego lasu / w kawiarni ” AniAni” /. Jednak nie jadłam go, bo po pierwsze zostało wstawione do gablotki, kiedy już piliśmy kawę, a po drugie mąż nie zamówiłby ciasta ze szpinakiem, a ja tylko podjadam co nieco z jego porcji, więc muszę zdawać się na jego wybór. Ograniczyłam mocno wszelkie słodycze i na razie dobrze mi idzie.
Dobrze, że nie jest kotem, bo na szafce już by nic nie było 😉
Kupiłam wczoraj rabarbar, czeka na niedzielny deser w postaci crumble. A w ogóle zaszalałam nowalijkowo, młoda kapusta, botwinka, troszkę truskawek dla przypomnienia smaku.
Pyro,
ja także polecam Ci ” Wyznania gorszycielki”. Bardzo ciekawie czyta się tę książkę. Powinna być w bibliotekach. Teraz przypominam sobie ” Wióry” Krystyny Kofty, które po przeczytaniu jej autobiografii odbieram trochę inaczej, bo zawierają wiele szczegółów z jej dzieciństwa.
Krystyno – czasem (rzadko) stosuję gotową mieszankę. Ona ma inny niż ja lubię smak – niby wszystko to samo, a równowaga taka sobie. W tej chwili daję zielony koperek, bo przecież to wyrób nietrwały – zaraz się zje, zanim koperek zdąży zgnić.
Czytam w tej chwili „Szkice portugalskie” Gorczyńskiej i wspominam wędrówki Danuśki i Nemo po Portugalii. Każdemu, kto się tam wybiera polecam tę książkę – mnóstwo pożytecznych informacji, ciekawostek, kolorytu lokalnego.
MAłgosiu – ten psiak w życiu niczego nie złasował, bo za niski. Z czasem uwierzył, że dobre rzeczy tylko z naszej ręki, więc i do siatek nie zagląda, a nawet do garnczków czasem wystawionych na balkon. Inna rzecz, że żebrze wyjątkowo skutecznie.
Krystyno,
tego nie czytałam jeszcze, ale ze wspomnień o Irenie wynika, że trzeba przeczytać.
U mnie zapowiada się dzień burzowy, jak patrzę na radar pogodowy, to co rusz będzie burza. W Polsce święto, przyjemnej majówki życzę. U nas dopiero ptaki się rozśpiewują na całe gardło, ale jeszcze nie słyszeliśmy kardynałów. Przed chwilą zrobiłam fotkę Górki, ledwie-ledwie wiosna.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6394.JPG
No, koniec pakowania. Jutro, jak wszystko dobrze pójdzie, lądujemy w Krakowie. Głodnym Polski!
Cichalu – czekam, aż odezwiesz się z Krakowa
cichalu – spokojnej, szczęśliwej podróży oraz udanego pobytu w Polszcze.
PS nie daj się stratować Lajkonikowi
Do ogórków zamiast kopru można dawać nasiona. Aromat dają znakomity.
Cichalowie – spokojnego lotu. I witajcie w kraju.
Ja jesienią suszę parę gałązek dużego kopru i na wiosnę jak znalazł 🙂
Cichalom – spokojnego lotu i powrotu!
Miałyśmy dzisiaj improwizowany podwieczorek. Nic nie wyszło z pieczenia chlebowego tortu a’la Piotr, bo jak się okazało suszonym przez Pyrę chlebem, Młodsza nakarmiła ptaszki. Głupio wyszło, ale nie jest to powód do wojny domowej. Z braku laku upiekłam po dwie grzanki z chleba tostowego z pełnego przemiału, na grzanki masło, na masło konfitura morelowa (ostatni słoik) naprawdę smakowało.
Pyro, ciesze sie, ze Szkice Portugalskie piora Kumy mojej Starej podobaja sie. Stara jeszcze nie czytala, ale te podroz rozpoczely wspolnie (pierwsze dwa tygodnie) i mieszkaly w pieknym majatku potomkow Sw. Antoniego, zwanego w Portygalii Lizbonskim, a w reszcie swiata Padewskm. Zapryjaznily sie tez z jego pra-pra (….) wnuczka Elena, nauczucelka niemieckiego, ale mowiaca tez ladnie po angielsku. Jedma z najstarszyc rodzin portugalskich. Pokazala im swoj dom i rozne pamiatki do przodku. A mieszkaly tam w domku w pieknym ogrodzie zaplanowanym ok 200 lat temu na wzor sredniowiecznych. Rano na stoliku przed domkiem znajdywaly przyniesione im przez wierna sluge Eleny pomidory z grzadki, cytryny i pomarancze z antycznych drzewek w ogrodzie. Ogrod tonal w kwiatach , a jedna fontanna byla sredniowieczna, acz nieczynna.
Kocie – pozdrów Kumę i przekaż uszanowanie. Jeszcze całej nie przeczytałam, bo ja tak między zajęciami. Podoba mi się? Bardzo. Pełna błyskotliwych dygresji, nowych dla mnie wiadomości, intelektualna, a nie nadęta. Postarała się Kujma o niebanalną wizję Portugalii i dała mnóstwo odnośników do polskich losów.
Ksiazka powstala niejako na marginesie zadan,ktore Kuma przed soba postawila. Zbiera materialy do fantastycznie ciekaweg epizodu z historii POrtugalii – a mianowicie odkryce na poczatku ubieglefo wieku przez polskiego podronika sporej spoleznosci Zydow, udajacych od 600 lat przykladnych katolikow – od czasow Wielkiej Inkwizycji prakrtkujacych swoja religie w domu po kryjomu i chodzacych do kosciola dla picu.
Kuma zebrala juz mnostwo materialow z calego swiata i bedzie to duza i powazna ksiazka. A do szkicow z podrozy po POrtugalii namowily ja Zeszyty Literackie.
Kocie – niezbadane jest ludzkie szaleństwo. Prorok Mahomet przytomnie zauważył, że chrześcijanie, żydzi i muzułmanie, to Ludy Księgi. Tej samej Księgi. I te ludy robią co mogą żeby się od siebie odróżnić. Potem w imię tych różnic wyrzynają się w upojeniu.
„Skandale minionego życia” Renaty Gorczyńskiej polecam i polecałam tutaj swego czasu, wtedy Kot mnie (nas wszystkich) powiadomił, że to kuma Jego Starej 🙂
Nie pamiętam, skąd miałam pożyczoną tę książkę, najpewniej od Eli, tej co do Ekwadoru się wyprowadza, w związku z czym otrzymałam pudła i pudła książek. Jeszcze wszystkich nie wypakowałam, tzn. beletrystykę tak, a w pozostałych raczej historia, przede wszystkim geografia (Ela jest geografką)oraz sporo pięknych albumów.
Niezbadane są ludzkie szaleństwa i trzeba o nich przypominać, i trzeba zachować pomniki, które będą nam przypominały zbiorowe szaleństwo, a wystarczy jeden pojedynczy szaleniec, żeby za sobą porwać wielu.
W ostatniej chwili dostaliśmy przesyłkę z Komisji Wyborczej. O mało co a byśmy nie głosowali!
Alicjo. Z Renata G. znamy się od zawsze. Najpierw w Warszawie, potem w NYC. Wiele pracowaliśmy razem. Bardzo ciekawa osoba! No, to komu w drogę…
Ewo, Cichalu – wysokiego nieba!
Gospodarz Blogu i Pani Barbara tez sie znaja z Kuma Starej bo sa z jednego roku polonistryki.
Kot jak zwykle ma dobre i prawdziwe informacje. Studiowaliśmy razem z Renatą (wówczas jeszcze Renatą C.), która wyróżniała się z grona ponad stu studentek (plus dwudziestu chłopaków) i urodą, i inteligencją. Ostatni raz widziałem ją w smutnych okolicznościach, bo na pogrzebie Maćka Krasickiego, z którym się przyjaźniła a ja potem długo pracowałem w redakcji „Kultury”.
Dalej czytam p. Renatę i to czytam solidnie – z mapą, encyklopedią i innymi takimi, bo to jest solidna lektura, jakkolwiek objętościowo książka niewielka. Czytam i wpadam w kompleksy: ja, prosta kobieta z prowincji, a cóż ja wiem? Co umiem? Niewiele. I nie zanosi się żebym miała się jeszcze czegoś nauczyć. I nie mam ochoty czytać wielkich intelektualistów portugalskich, poetów i noblistów, bo intelektualnie jest mi ten świat zupełnie obcy. Biblijna wyobraźnia Manna, czy Bułhakowa jest mi bliska, o Saramago tego nie powiem. A w ogóle natrętne sięganie przez ateistów do sporów z Bogiem z czasem bywa nużące. I trudno wytłumaczalne. Mnie by się nie chciało wadzić z Nieistniejącym. Przypomniało mi się, że z tej wspólnej początkowo podróży Heleny z Renatą, Stara naszego Kota napisała i opublikowała u Bobika cykl przeuroczych felietonów turystycznych. I było to znakomite literacko i poznawczo. Szkoda, gdyby miało zginąć w niepamięci.
Pyra pisze:
Czytam i wpadam w kompleksy: ja, prosta kobieta z prowincji, a cóż ja wiem? Co umiem? Niewiele. I nie zanosi się żebym miała się jeszcze czegoś nauczyć…
Jeśli Poznań to prowincja a Pyra prosta kobieta to co ja mam powiedzieć o sobie i miejscu w którym mieszkam? Czasem za własne nieuctwo mam ochotę zabić się własna pięścią. Za brak wykształcenia, za studia które były poza zasięgiem płaci się bardzo wysoką cenę. Kiedyś wydawało mi się, że dobre rzemiosło może być sposobem na życie. Niestety w czasach chińskiego plastyku, rzeczy użytych parę razy, telewizorów wielkich jak okno , które zaspakajają potrzebę powieszenia na ścianie obrazu, grafiki czy zdjęcia tradycyjne rzemiosło się skończyło. Myślałem że to moja wina sposobu prowadzenia firmy, mojego trybu życia, tego w jaki sposób funkcjonuję . Jeszcze kilkanaście lat temu nie wypadało mieć pustych ścian w domu teraz obraz nie jest potrzebny. W moim mieście i na obrzeżach , w sąsiednich gminach powstało setki jeśli nie tysiące nowych domów, za setki tysięcy złotych, czasem miliony. Wpłynęło to na rozwój rynku budowlanego, powstało mnóstwo firm budujących domy i handlujących materiałami i wyposażeniem domów z najwyższej półki. Kuchnie czy łazienki za kilkadziesiąt tysięcy stały się normą. Dwa samochody w garażu także. Problemem jest to, że w takich domach nie zobaczysz ani książek ani obrazów. Nowa klasa zamożnych ludzi zupełnie tego nie potrzebuje. O statusie i zamożności świadczy zupełnie coś innego.
Eee, tam, Pyro! To sa efemerydy, skazane na zapomnienie. Ksiazki jednak pozostaja.
A tu Kuma kontemplujaca melancholijnie wszystkie portugaskie wytawy z ciastkami, ktrych jej nie wolno na okolocznosc galopujaej cukrzycy nr 1:
https://www.flickr.com/photos/77841418@N02/8015224563/
Sorry, to mialo byc inne zdjecie, ale mi jakos nie wyszlo. Na powyzszym zalaczonym Kuma ze Stara (siedzace na sianie) oraz szwagierka Kumy, Ania z Belgii (wpadla na weekend) w czasie fajnej fiesty w miasteczku , ktorego imie wyparowalo mi ze starego lba.
Moze teraz wyjdzie Kuma z caisteczkami:
https://www.flickr.com/photos/77841418@N02/8015230742/in/photostream/
I boskie sniadania w ogrodzie:
https://www.flickr.com/photos/77841418@N02/8015207871/in/photostream/
Siedzimy w Monachium, ale nie na piwie, tylko na lotnisku. Czekamy na samolot do Krakowa. Okazuje się, że Lufthansa zmajoryzowała loty do Polski. Co chwilę loty do Warszawy, Wrocławia, Gdańska, Poznania i Krakowa.
Dzięki Waszym życzeniom lot z Nowego Jorku był znakomity! Obsługa Lufthansy – wyborna
Piotrze. Renatę (jeszcze jak pływała i terminowała w TV ) znałem jako Renatę R. (jak ten generał) Mama lekarka pracowała w Afryce.
Oj, musialo Ci sie cos, Cichalu, pozajaczkowac z Kuma mojej Starej. Po pierwsze nigdy nie plywala, bo nie umie, co jest powodem jej pewnego ubolewania. Po drugie jej Mama nie byla lekarka, zwlaszcza pracujaca w Afryce. Sama zas Kuma w tv nie terminowala, tylko pracowala i to jako p.o. na dosc wysokiej funkcji.
Widocznie Cichal i Helena znali różne Renaty.
Przeczytałam rzetelnie Portugalskie impresje, zrobiłam pulpety z wołowiny rosołowej – wyszły przepyszne, tylko się rozwalają (brak tłuszczu?) urządziłam też sernik na zimno w dwóch salaterkach, trójwarstwowy, z truskawkami w galaretce na górze – jeszcze nie stanął, jak należy. Obejrzałam też jak Gospodarz uczy publisię grilowania grapefruitów i innych różności. Teraz chyba legnę albo co?
Ale tak, kiedys nazywala sie po pierwszym mezu jak ten general na R. Pamietam jak dlugo po powtornym wysjciu zamaz oddawala w Nowym Jorku ubrania do pralni chemicznej podajac nazwisko na R., bo bylo znacznie latwejsze od poznijszego na G.
No, to mamy dowód na tezę i socjo i psychologii, że każdy człowiek dostarcza materiału do zgoła różnych życiorysów.
E tam, mięsza się nam na drugą młodość 🙂
Tu jest Renata, od razu przepraszam za linę żeglarską 🙄
https://images.search.yahoo.com/images/view;_ylt=A0LEVvw4xkRV6gUADNInnIlQ;_ylu=X3oDMTBsa3ZzMnBvBHNlYwNzYwRjb2xvA2JmMQR2dGlkAw–?p=renata+gorczynski&back=https%3A%2F%2Fsearch.yahoo.com%2Fyhs%2Fsearch%3Fp%3Drenata%2Bgorczynska%26ei%3DUTF-8%26hsimp%3Dyhs-004%26hspart%3Dmozilla%26fr%3Dyhs-mozilla-004&w=570&h=379&imgurl=www.dziennik.com%2Fw_files%2FImage%2FPolonia%2F05-2010%2FNYC-NJ%2Fnyc-milosziana.jpg&size=47KB&name=nyc-milosziana.jpg&rcurl=http%3A%2F%2Fwww.dziennik.com%2Fwiadomosci%2Fartykul%2Fmilosziana-w-galerii-nowego-dziennika&rurl=http%3A%2F%2Fwww.dziennik.com%2Fwiadomosci%2Fartykul%2Fmilosziana-w-galerii-nowego-dziennika&type=&no=3&tt=120&oid=4b8b4a3868a9c7df72fdc63fae90cab1&tit=Mi%C5%82osziana+w+Galerii+%E2%80%9CNowego+Dziennika%E2%80%9D&sigr=12gpok7id&sigi=128kaksfb&sign=10i0hsloc&sigt=103vg5ole&sigb=13g3glkji&fr=yhs-mozilla-004&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
A owszem, to Kuma. A obok siedzi inna nasza kolezanka nowojorska, prof. Irena Grudzinska-Gross.
O rany! Ale mi wyszedł sznureczek 🙄
Ale działa, wystarczy kliknąć.
Kocie,
Stara z Kumą siedzą na wiązce słomy, a nie siana 🙄
Jedna i druga nadobna, chociaż Stara Kota usiłowała się zasłonić czymsik.
Moja kotka dostała od weta żel na oczka i od razu jej się polepszyło (od wczoraj).
Cichal już pewnie w Krakowie, skoro Lufthansą lata. Trzymajta się!
😳 Moze to sloma. Kot czasem nie odroznia i uzywa zamiennie. 😳
Tak myślę co mi zostanie z tej lekyury… Jak zwykle kilka ciekawostek. Np, ze powszechnie stosowane (a odziedziczone po Maurach) azulejos w elewacjach, po miesiącu podróży męczą, jak „przeskalowane łazienki”;
że templariusze do kościoła wjeżdżali konno i zbrojni i z siodła wysłuchiwali mszy; że pyszna anegdota o Padre Costa (to popularne nazwisko) o tym, że był ojcem 259 potomków i kilkudziesięcioma kobietami została wymyślona pod koniec XVIIIw przez kogoś o tym nazwisku i do dzisiaj miejscowi upierają się, że to szczera prawda. Nic nie poradzę, że anegdota pociąga mnie bardziej, niż tragedia templariuszy czy Sefardyjczyków. Widocznie umysł mam płytki.
Azulejos męczą od trzeciego dnia. Czwartego zaczynają wkurzać.
Ale ośmiorniczkę tam robią doskonałą…
Dzisiaj udajemy się do Rogera, dawnośmy się…
Zamierzam wystąpić po japońsku, w hapi. Po drodze wstąpimy do Kaoru, żeby jej pokazać.
Jerzoru jednak ma zaćmienia na umyśle, dobrze, że mam notatki z podróży. Otóż bardzo protestował, kiedy wlazłam między kramy z kimonami i tym podobnymi. Nie były to zresztą najprawdziwsze jedwabne kimona, które są robione na zamówienie i kosztują tyle, ile naprawdę są warte, tylko takie kimona dla turystów, poliester i te rzeczy.
Prawdopodobnie do Japonii nigdy nie pojadę, chociaż kto to wie, a z każdej podróży przywożę sobie kiecę (moja najulubieńsza – z RPA).
Nie wiem dlaczego, idiotka jedna, nie postawiłam na swoim, bo kupiłam tylko hapi, a pan był obrażony pół dnia, że wydałam nie jego kilkadziesiąt $, tylko SWOJE WŁASNE!!!
A teraz ma do mnie pretensje, że szkoda, że nie kupiłam kimona, byłoby co pokazać Kaoru i w czym się pokazać.
Logika kobiety wydaje mi się prosta w porównaniu z męską logiką – albo wiemy, czego chcemy, albo nie.
Niestety, niejeden raz się na tym przejechałam i co gorsza, przysięgałam sobie, że nigdy więcej. Samam durnam 🙄
Z moich informacji wynika, że nie pora na kiszenie ogórków. Trudno jednak mi się powstrzymać przed zacytowaniem twórczości osoby podpisanej Zosia Nowakowska, Warszawa (wyczytane w najnowszej „Angorze”) – tak bardzo odpowiada klimatowi „Gotuj się!”
Oto i twórczość:
Pora kiszenia ogórków
Najlepsza pora to kiszenie ogórków
Zbieranie liści dębu, czarnej porzeczki i wiśni
Szukanie dzikiego kopru na mokradłach przy łące
Podjadanie ciasteczek z francuskiego ciasta
Ozdabianie ganku jarzębiną
Wylegiwanie się na hamaku
Parzenie języka wrzącą herbatą
Strzelanie żołędziami i szyszkami z procy
Robienie rzeźbionych laseczek z leszczyny
Polowanie na motyle i ćmy
Wąchanie konwalii pod mostkiem z mchu
Zaglądanie przez płot na opuszczony dom sąsiadów
Brudzenie nóg na ulicy Piaskowej
Łapanie małych żabek po deszczu na szosie
Patrzenie na rwący nurt rzeki
Oraz wieczorne spacery do kapliczki i z powrotem
To jest najlepsza pora
Pora kiszenia ogórków
Rzekłaś, Alicjo. Pijemy cydr; lubimy, ciepło nie jest, ale i tak spijamy – wczoraj z cynamonem, dzisiaj czysty (Młodsza kupiła dwa różne)
Linek – kwintesencja lata i wakacji, co? A ja i tak nakisiłam już drugi słoik; wypada 4 razy taniej, niż kupowane małosolne w sklepie.
Mnie się Lizbona bardzo podobała, najbardziej dlatego, że po starej części Lizbony można było biegać tam i z powrotem i jeszcze kilka razy. Mimo, że było straszliwie gorąco (ok 40C na okrągło, w nocy też), co Nisia zapewne pamięta.
Ledwie wpłynęliśmy w rzekę Tag – jak z pieca buchnął upał.
Lizbona kafelkowa.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3176.JPG
Pyro,
rzekłam, i jak myślisz, co zrobię następnym razem, jak przyjdzie co do czego? Pewnie znowu to samo, dla świętego spokoju 🙄
Lizbona – widok z „dachu” Katedry
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3467.JPG
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3460.JPG
Linek,
to mają być ogórki małosolne, jak napisała już Pyra. Mam zamiar robić tylko po jednym słoiku, żeby były właśnie małosolne. Ale dziś kupiłam tylko chrzan, małych ogórków nie było.
Dziki koper – coś podobnego do kopru czasami można zobaczyć gdzieś na łące. Ale czy pachnie tak jak koper ogrodowy? Sprawdzę przy okazji.
Nigdy mnie azulejos nie meczyly. Bo ja kocham recznie robione/zdobione kafle i nawet pzywiezlismy sobie dwa z Portugalii – jeden przepeknosciowy antyczny ze sklepu z antyczkmi, jeden podebrany z budowy, na ktorej rozbierano XIX wieczny dom. Procz azulehjos i wloskiej majoliki, lubimy tez brdzo kafle polnocne – delft, bialo niebieskie, takie jakimi wykladane byly kaflowe piece w polnocnej Europie. Delft mamy w kuchni, z pieknym „panelem” nad kuchenka, skladajacym sie z kafli przedstawiajacych rozne wiejske zajecia: koszenie, dojenie, sianie etc. Reszta scian pokryta jest kaflami z naroznikami tych delft, stanowiacymi w masie ladny graficzny wzor. Te kafle nigdy nie przestaly nas cieszyc i sprawiac przyjemnisci.
U naszej E, przyjaciolki Starej, Stara wykaflowala kuchnie kafelkami w stylu tych, uzywanych tradycyjnie w XIX wieku do zdobienia kominkow w Anglii, za w lazience uzyla kafli z wzorem Pensylvania Dutch, w ludowe ptaszki i listki. Jedne i drugie sa podziwiane przez licznych gosci z kraju i ze swiata.
Piekne kafle nigdy sie nie nudza nam. Jedyne, ktore nas nudza to „nowoczesne”, bez duszy.
Stara tez wylozyla kaflami delft kabine prysznicowa swej amerykanskiej klientki, ktora wynajela Stara do udekorowania kupionego w Londynie mieszkania w starym neogotyckim kosciele. Trzeba bylo w tym domu uzyc czegos tradycyjnego i wyszlo pieknie, a klientka jest bardzo zadowolona
Nocne życie w Lizbonie 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3290.JPG
Kocie – Młodszej też podobały się w Umbrii kafle majolikowe jako obramowanie drzwi i okiem i jeden osobny – z numerem domu, pięknie zdobiony. To jednak nie były jednolite ściany.
Kocie,
dla mnie wykafelkowana stara Lizbona dawała wrażenie chłodu w wąskich uliczkach, nawet przy 42C temperaturach.
Przyczepiłam się do tego miasta, bo wywarło na mnie duże wrażenie, takie przytulne i wspaniale położone. Oczywiście przywiozłam sobie kiecę 😉
Taką, co to można w garści zgnieść i za chwilę założyć.
Europa ma to do siebie, że co kraj to obyczaj, co region to obyczaj i to wszystko jest dosłownie za rogiem. U mnie za rogiem to jest 500km, a i tam też tak samo 🙄
Ale to też ma swój urok, tylko trzeba czasu na zwiedzanie. Każdego namawiam na „przejście na piechotę”, czyli przejechanie, bo latanie mało daje. Raz należy przejechać 🙂
Masz racje Alicjo. Ja mialem wrazenie, ze nawet w bardzo deszczowa i pochmurna pogode ( a takie sie nam zdarzaly) te kaflepokrywajace domy byly radosnee i wnosily w cale otoczenie element jakiegos szalenstwa, gay abandon, jak kiedys mowiono.
Jak najbardziej, Kocie. Wyjątkowe miasto. Co prawda jak ja tam byłam, to upał straszliwy, ale kafelki w wąskich uliczkach nie nagrzewały się. Przepiękna, wyjątkowa Lizbona.
No i najpiękniejszy żaglowiec świata!
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3458.JPG
Nisia pewno już dzisiaj przyjmuje gości (imieniny w poniedziałek, po długim weekendzie, to jakoś głupio, nie?).
Cichale witają się z dziećmi i wnukami krakowskimi. Nowy przepadł albo wśród zajęć, albo wśród ślicznotek, Danuśka nad Bugiem, Piotr nad Narwią, a Żaba z Eska pod Połczynem. Pepegor? Elap?, Orca? Alina? Na szczęście MałgosiaW, Krysiade i Barbara odzywają się częściej, a i Miś dzisiaj żale wylewał pod właściwym adresem… Kochani! Mamy już tyle lat, że swoje cięgi od życia musieliśmy dostać. Lada dzień wróci Zgaga i Asia się odezwie i Ewa – stół się zapełni (Kota witam zawsze z przyjemnością) a Nemo odpoczywa.
Jesteśmy już w moim rodzinnym Krakowie! Piękny on z góry i z poziomu też!
Obowiązki jednak smutne. Jutro msza za szwagra, prof. Marka Eminowicza, wspaniałego człowieka. W poniedziałek rodzinny pogrzeb.
Okrutne funeralia i żal niezmierzony.
Niedobra noc.
Zmarła Maja Plisiecka – jedna z ikon mojej młodości. Boże, jak ona tańczyła….
Cichalowi i Jagodzie wyrazy współczucia.
Pyro.
Ja jestem.
Łączę wyrazy współczucia – nikt się nie spodziewał takiego obrotu spraw.
´cichal
Wyrazy wspöczucia.
W SO – J.Klechda – Stalinizm w „Dziennikach” M.Dąbrowskiej.
Irek, Irek!
Halo, słychać mnie w Lublinie?
U Bobika pytałeś o aparat foto. Poleciłabym Ci takiego małego kanoniczka jak mam, ale wygląda na to, że jest jego nowa wersja, z jeszcze większym zoomem.
http://www.canon.pl/for_home/product_finder/cameras/digital_camera/powershot/powershot_sx60_hs/
Zastanów się nad nim poważnie. Pamiętasz, w jakiej odległosci od mojego ogródka jest Puszcza Bukowa? Moim zoomem ściągam zbliżenie gałęzi. Zbliżam detale kwiatów odległych o pół ogródka. Jest niezawodny, wyglada jak prawdziwy i schowasz go do kieszeni.
Cichalu,
trzymaj się mocno w poniedziałek i pamiętaj, że Ewa jest obok Ciebie.
A my Was wspieramy, hej Kapitanie, licz na Pierwszego!
Oj, nie schowasz go do kieszeni, Nisiu, maleństwo kanoniczek to mam ja, ale swego czasu nakrzyczano na mnie, że byle czym i byle jakie zdjęcia robię 🙄
Zakupiłam taki
http://estore.canon.ca/shop/en-CA/catalog?utm_source=bing&utm_medium=cpc&utm_campaign=Canon&utm_term=canon&mkwid=xAjoNK80&pcrid=6159583216&pkw=canon&pmt=e
Targam ze sobą to-to, duże jest, i wcale lepszych zdjęć mi nie robi niż ten maleńki canon, który rzeczywiście się w dłoni mieści. Ja nie mam czasu na ustawianie zdjęć, ja nie robię zdjęć artystycznych. Ja robię paskudne „focie” z podróży, co wyjdzie, to wyjdzie 🙄
Słychać mnie w Lublinie 🙂
Zbieram wszystkie propozycje aparatów i jest w czym wybierać. Ja dopiero od dwóch lat pstrykam po amatorsku.
Irku, bardzo polecam Canon EOS 100D, szczególnie do zdjeć przyrodniczych (+oczywiście odpowiedni obiektyw). Sama jestem nikonką, ale córka używa tego modelu, zdjęcia są świetnej jakości, a sam aparat mały i lekki, w dodatku osiągalny za niewysoką cenę.
Witaj majowa jutrzenko…
Nie tak dawno Miś pomógł Młodszej kupić w zaprzyjaźnionym komisie krakowskim doskonały aparat za niewysoką cenę. Ani mały, ani lekki ale zdjęcia doskonałe.
Świat dzisiejszy dzieli się na kanoniarzy i nikoniarzy. Zanim mi wysiadły łapki pracowałam na Canonie EOS 350, wymieniając obiektywy. Efekty bardzo dobre, tylko ważyło toto równo dwa razy więcej niż mój Power-Shot.
Alicja, Ty nie wiesz, jakie mam kieszenie!
Cichalu, ja też ściskam konsolacyjnie…
Nisiu,
Nasz Nikon padl po przyjezdzie do Korei i kupilismy mu za nastepce Samsunga. Jak wiadomo,miedzy wrony itd. Wymienne obiektywy, niezla matryca, nie trzesiemy sie jak nad jajkiem, a i na efekty nie mozna narzekac.
Wołowina oczami skośnemi widziana
Nisiu,
pamiętasz, jak targałam za Tobą na DM ruły? 😉
Bynajmniej nie wypominam, poczytuję sobie za zaszczyt, a co!
Myślę, być może jestem w mylnym błędzie, że aparat to jest tylko narzędzie, a reszta zależy od operatora. Jedni robią zdjęcia artystyczne, a inni dla pamięci.
Dla mnie jest to rodzaj pamiętnika, nie mam ambicji ani czasu robić fotografie artystyczne, tylko focie z podróży. Teraz wyobraźcie sobie focie trzaskane w pociągu, pędzącym 270km/godz. 🙂
Zanim je znajdę, prezentuję Jerzora w Kraju Kwitnącej Wiśni z tąże wiśnią przepiękną kwitnącą w ogrodach Tokyo (cd nastąpi, jak pozbieram do tzw. kupy wszystko).
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6368.JPG
Krzychu,
to prawie jak ta wołowina z Kobe, tylko ta z Kobe bardziej 😉
Jestem pewna, że to jest pyszne – gdybyśmy mieli możliwości gotowania w Japonii, na pewno bym się skusiła, ale restauracyjnie…drogo straszliwie.
Z majowymi pozdrowieniami 🙂
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/3Maj2015#slideshow/6144586941207370130
Kwiaty wyhodowałam ja, sfotografował Jagodowy, spakował i udostępnił w postaci linki, Irek. Dziękuję, Irku 🙂
Radosnego świętowania Drodzy Biesiadnicy 😆
Gratuluję Jagodo; tulipany bardzo piękne.
A ja wrócę do „Notatnika z twierdzy Przemyśl” Stocka, z której też kilka ciekawostek pochodzi.
Czcigodny Stock(szeregowiec z cenzusem, pod koniec oblężenia awansowany wbrew sobie do stopnia feldfebla) zauważa z sarkazmem, że zamienił stopień profesora uniwersytetu na stopień feldfebla. W domu zostawił żone i trójkę dzieci i jest autentycznie zgorszony, kiedy jeden z lwowskich fizyków „nie przyjmował, bo gościł kobietę”. Jako, że potraktował znajomego z nazwiska, teraz po stu latach, dawna niewierność małżeńska wyszła na jaw.
Sporo w tej książce o stosunkach narodowościowych, dla nas dziś egzotycznych. Nie ma Ukraińców, są Rusini, sam Stock twierdzi, że obserwując Żydów w Przemyślu czasu wojny, stał się poważnym antysemitą, nie ma Austriaków – są Niemcy: butni, zarozumiali, preferujący Czechów, kochający Węgrów, a zupełnie lekceważący Polaków. Nb o Węgrach pan Profesor pisze najgorzej, oskarżając ich o bandytyzm, złodziejstwo, lenistwo i tchórzostwo (a jest to ten korpus, któremu Węgrzy postawili w Budapeszcie pomnik z Turulem). Po tym, co wiemy o frontach nad Sommą i we Flandrii, to oblężenie Przemyśla wygląda operetkowo, a najpiękniej opisane jest codzienne – w dni pogodne i bezwietrzne – bombardowanie. Uwagi typu „Dziś leciał latawiec (!) i pilot dwie mini zrzucił, które szyby potłukły i dziurę w ziemi wyrwały, przy czym człek jakiś zginął, a raniło Żydówkę, więc dosyć nieszczęścia na jeden dzień”, są dosyć częste. Podobnie, jak uwagi, że mina nie wybuchła i nikomu nic się nie stało. Szkoda tylko, że Profesor był, bodajże, wyprany z poczucia humoru.
Owszem, Alicjo, pamiętam wdzięcznem sercem jak targałaś moje ruły… Jest obawa, że w tym roku Krysia będzie musiała targać mnie osobiście, jest też druga obawa, że wyrwie mi przy tym rączkę albo nóżkę, zależy za co targać będzie.
Załapujemy się z Darem na ostatni etap Tolszipów, z Norwegii do Danii, nie pamiętam do czego. Strasznie mi żal, że nie płyniemy w etap pierwszy, z Belfastu aż za Bergen. Nie wiem, co mają w głowach ludzie, którzy twierdzą, że praktykantom Tolszipy nic nie dają. Moim zdaniem, a pewno potwierdzisz, dają mnóstwo.
Ach, och.
Czarny tulipan piękny!
W 1637 mogłabyś za takie cebulki kupić kilka drobiazgów 😉
Semper Augustus też był niebrzydki, ale do czarnego się nie umywa.
Dzięki za dobre słowa 🙂
Cichalu,
Bardzo Ci wspoczuje, bardzo!
Cichalu, ściskamy Cię i wspólczujemy!
Baśka i Piotr
😯
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/powrot-krola-wywiad/lykyzc
Cichalu, ściskam Cię serdecznie. Nie doczytałam wczoraj, bo tak pisałam u Bobika:
Dzisiaj rano zmarł nagle, w czasie pobytu w sanatorium, mój ulubiony szwagier WA 🙁
Jest mi smutno. Ale też cieszę się, że, dzięki „medycynie”, żył do dzisiaj. Pierwszy, bardzo poważny zawał przeszedł 19 lat temu. Darowane, dodatkowe 19 lat.
Rodzina WA wróciła do Polski, z nad Niemna, w ostatnim rzucie repatriantów, w czasie odwilży po śmierci Stalina. Osiedlili się w Wielkopolsce. I tak się złożyło, że WA przywiózł z nad Niemna to, co najlepsze: szerokie, hojne serce i połączył to z tym, co najlepsze w Wielkopolsce: rozsądkiem i wytrwałą pracą.
Jeżeli będziecie wznosili w czasie tej majówki toasty, to wznieście też, proszę, za pamięć WA. Dobrze, że był. I oby tacy ludzie rodzili się na kamieniu 🙂
Pogrzeb w środę.
Dziękuję, Małgosiu 🙂
Witam, Cichal dzielę z Tobą smutek.
Zadzwoniła Żaba ze sprawozdaniem z majówki. Miała luda, a luda (Synuś zaprosił motocyklistów) i Żaba (wreszcie) doszła do wniosku, że już nie ma siły na takie spędy. No i nie jest to towarzystwo typu naszego, zjazdowego, ani z rajdów końskich. Mili byli. To podsumowanie, ale poleżeć się nie dało 3 dni, bo zaraz okazywało się, że czegoś trzeba poszukać, albo pokazać gdzie jest, albo decyzję podjąć w życiowej sprawie. Nie na Żaby siły to wszystko.
Nisiu,
jak najbardziej potwierdzam – Ty bywałaś na Żeglowcu częściej i dłużej niż ja, to tym bardziej czujesz ducha i to, co praktyka na DM daje młodzieży. Dostają wciry, bo tam trzeba pracować, łapki mają w pęcherzach (sama widziałam i mam gdzieś w foto-archiwach), bywają niedospani, ale myślę, że ten praktykancki rejs po 2-gim roku na DM daje im poczucie wspólnoty, co jest nie do przecenienia na morzu, nieważne, że partnerzy się zmieniają, ważne, żeby wiedzieć, osochozi.
Pływanie na DM to marzenie, ale studenci Akademii Morskiej raczej nie będą mieli okazji innej, niż praktyka, na tym żaglowcu pływać.
Matematyki nie zaczynamy od całek, a od 2+2=4.
Dar Młodzieży to takie 2+2, od podstaw. A tu właśnie płynęłam, tamtego lata, do Greenock 🙂
https://video.search.yahoo.com/video/play;_ylt=A2KLqID2TUZVFHEAgqMsnIlQ;_ylu=X3oDMTByNDY3bGRuBHNlYwNzcgRzbGsDdmlkBHZ0aWQDBGdwb3MDNQ–?p=youtube+%2B+Dar+m%C5%82odzie%C5%BCy&vid=61b5e7bf2f54e86f017851309b856d94&l=2%3A44&turl=http%3A%2F%2Fts4.mm.bing.net%2Fth%3Fid%3DWN.GRyIOJXOrFFP4EhMak6%252bnw%26pid%3D15.1&rurl=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DdQ7uQNwTbpQ&tit=Dar+M%C5%82odzie%C5%BCy+2011&c=4&sigr=11brlq4k8&sigt=10kp27a6c&sigi=121o9rqpf&age=1311543627&fr2=p%3As%2Cv%3Av&hsimp=yhs-004&hspart=mozilla&tt=b
🙂
https://video.search.yahoo.com/video/play;_ylt=A2KLqIJVT0ZVuDQAySEsnIlQ;_ylu=X3oDMTByMjBzZmhtBHNlYwNzcgRzbGsDdmlkBHZ0aWQDBGdwb3MDNg–?p=youtube+%2B+Dar+m%C5%82odzie%C5%BCy+%2B+2011&vid=5dde8f686473e1548858f45b7db0f4d4&l=2%3A24&turl=http%3A%2F%2Fts1.mm.bing.net%2Fth%3Fid%3DWN.PasqmGFHD9xV2Xy2C%252bsSZg%26pid%3D15.1&rurl=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DAs2RLxh3EHU&tit=s%2Fv+Dar+M%C5%82odzie%C5%BCy+-+praktyka+2011&c=5&sigr=11bcl5ehf&sigt=1137hcsf7&sigi=1216e19b4&age=1355066243&fr2=p%3As%2Cv%3Av&hsimp=yhs-004&hspart=mozilla&tt=b
Nisiu,
a tę Pannę pamiętamy 🙂
Ona właśnie i jej reportaż pokazuje, co praktyka daje studentom Akademii Morskiej.
https://video.search.yahoo.com/video/play;_ylt=A2KLqILxUEZVwGgAJiYsnIlQ;_ylu=X3oDMTByNDY3bGRuBHNlYwNzcgRzbGsDdmlkBHZ0aWQDBGdwb3MDNQ–?p=youtube+%2B+Dar+m%C5%82odzie%C5%BCy+%2B+2011&vid=b800bdc4a606307544eed8cd34c6b5bc&l=4%3A41&turl=http%3A%2F%2Fts2.mm.bing.net%2Fth%3Fid%3DWN.TycOyU7GT4aunX5%252bRskuzA%26pid%3D15.1&rurl=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DOpc2XH8TW4E&tit=Dar+M%C5%82odzie%C5%BCy+2011+%2C+Moja+morska+praktyka&c=4&sigr=11b4405dh&sigt=11b16f2qa&sigi=121ttvr3q&age=1324807954&fr2=p%3As%2Cv%3Av&hsimp=yhs-004&hspart=mozilla&tt=b
O, widzę, że Ania wykorzystała niektóre moje zdjęcia (te trzy startujące żaglowce, Wylde Swan i inne jeszcze)…
Właśnie się dowiedziałam, że w sobotę, szesnastego urządzamy babski wieczór; podobno panie pomogą. No, nie wiem.
Zważ Nisiu, że zaznaczyła na końcu raportu, z czyich materiałów korzystała 🙂
Ojjjjj… to byli czasy!
Ja już zakończyłam (chyba, nigdy nie mówię nigdy!) moją przygodę z Darem. Czasu nie starcza, a poza tym skutecznie zniechęciła mnie pani z Akademii Morskiej, która mimo dwukrotnej prośby nie odpowiedziała mi na moje pytania (chodziło o sprawy formalne), tak jakbym to nie ja płaciła spory pieniądz za mój pobyt na Żaglowcu, a odwrotnie, ona robiła mi łaskę 🙄
Zachowam piękne wspomnienia z tych trzech rejsów, na których byłam. Najbardziej emocjonalny (dla mnie) był drugi rejs, z St.Malo do Lizbony, ścigaliśmy się, oj ścigali!
Wracam do Japonii. Hapi jest fajowe, ale kimono to je to!!! No i w kimonie nie wlazłabym na traktor 🙄
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6416.JPG
https://www.youtube.com/watch?v=fE6YDSUeY6c
Witam, dla miłośników kuchni japońskiej.
https://www.youtube.com/user/cookingwithdog