Ważne jest pierwsze wrażenie
Moje pierwsze spotkanie z Rzymem spowodowało, że pokochałem Włochy i ich kuchnię, że o kulturze, historii i zabytkach już nie wspomnę.
Z lotniska na Stazzione Termini dojechaliśmy pociągiem, który przemierzał kilometry pośród krzaków i stert śmieci, które nie nastrajały turystów optymizmem. Po wyjściu z dworca na Piazza Cinquecento było równie nieprzyjemnie. Ta leżąca w środku miasta stacja kolejowa opanowana wówczas była przez różnego autoramentu włóczęgów, alkoholików i złodziejaszków. Śmieci też nie brakowało. Słowem – początek podróży nie był przyjemny.
Cała wyprawa była jednak precyzyjnie zaplanowana. Prosto z dworca udaliśmy się na Via Marghera (to tylko kilkaset metrów dalej) – do maleńkiej, ale słynnej trattorii „Gemma alla Lupa”.
Nawiasem mówiąc, po latach zmieniono szyld – gdy pierwsza ze współwłaścicielek (Gemma) zmarła. Dziś knajpka nazywa się „Trattoria Alla Lupa”.
25 lat temu obie właścicielki żyły i obsługiwały gości. Połowa z nich (gości, nie właścicielek) siedziała na ulicy. Stoliki bowiem ustawiono wprost na chodniku, a przechodnie przemykali między nimi, rozmawiając z gośćmi, których musieli dobrze znać.
Cała publiczność była bowiem miejscowa. Tylko nieliczni turyści wiedzieli, po co warto wybierać się do tej dość zakazanej dzielnicy. Szybko się zorientowaliśmy, że nic nam tu nie grozi. Wprost przeciwnie – znacznie łatwiej nawiązaliśmy przyjazne kontakty, z sąsiadami już pałaszującymi spaghetti czy risotto i z obsługą trattorii, która doradzała nam, co warto zamówić.
My zaś wiedzieliśmy jedno – tu podawany jest przysmak jedyny w swoim rodzaju: coda alla vaccinaria (po polsku: ogon wołowy duszony z jarzynami w pomidorowym sosie). Tylko ja zamówiłem ów ogon. Zostałem więc zawinięty w wielki żółty fartuch, a siedząca ze mną przy stoliku rodzina została znacznie odsunięta od mojego miejsca.
Miało to jednak ważne uzasadnienie. Jedząc ogon, pryska się sosem pomidorowym obficie i na sporą odległość. Gdyby nie „odzież ochronna”, cały byłbym w czerwone kropki. A tak ocalałem czysty. Sąsiedzi też. Po tym wieczorze wiedziałem, że moja miłość do Rzymu i jego kuchni będzie wieczna – jak to miasto.
A coda tak mi smakowała, że wziąłem przepis (nie pamiętam tylko, czy Gemma czy Lupa mi go podarowała) i raczę tym rzymskim przysmakiem wybranych i zaprzyjaźnionych gości.Coda alla vaccinaria
1 wołowy ogon, 4 marchewki, 1 duża cebula, 3 ząbki czosnku, 200 ml czerwonego wina, 1 seler naciowy, 5 dag słoniny lub smalcu, 1 puszka przecieru pomidorowego, natka pietruszki, sól, pieprz
1. Ogon pokropić na odcinki, podsmażyć na stopionej słoninie lub smalcu. Wrzucić do garnka z wrzącą wodą, przyprawić solą i pieprzem. Wlać wino i gotować dalej na średnim ogniu.
2. Po 30 minutach dodać przecier i gotować dalej na mniejszym płomieniu. Łączny czas gotowania powinien przekroczyć 5 godzin.
3. Oddzielnie ugotować seler naciowy pokrojony na kawałki (6 cm), dodać do właściwego dania na kilka minut przed końcem gotowania.
Do gotowanego ogona wołowego dodaje się często białe wino, rodzynki, orzeszki pinii, a nawet czekoladę!
Komentarze
dzień dobry …
ja tak się zakochałam w Paryżu … pierwsze co zrobiłam to usiadłam przy stoliku na ulicy i zamówiłam kawę … w tym roku mi się to też spodoba …
Kawa na dachu Samaritaine robi to samo…
Nisiu-dzięki za cenną podpowiedź.A przy okazji-jak miewa się Twój kaszel?
Czy jest już lepiej?
W tym roku razem z Jolinkiem i Małgosią oprócz kawy planujemy też w Paryżu różne szaleństwa 😉 Relację oczywiście zdamy po powrocie.
Jako,że Gospodarz nie po raz pierwszy pisze o tym znakomitym wołowym ogonie postanowiłam tym razem ogon kupić i przyrządzić.Znalazłam już odpowiedni sklep i coś mi się wydaje,że złożę tam trochę większe zamówienie z odbiorem własnym,bo to przecież rzut kamieniem z Ursynowa http://www.befsztyk.pl/ogon-wolowy.html
Danuśko, a co ja podpowiedziała???
Kaszel dziękuje i pozdrawia – jest w odwrocie, aczkolwiek jeszcze podskakuje. Chyba dzisiaj – po pięciu dniach! – wstanę z łóżeczka.
Odkryłam u siebie istnienie nowego mięśnia – jest taki jeden co się natęża kiedy wstajemy z pozycji leżącej bez podparcia się zwichniętą rąsią. Chyba się naderwał, bo przeszkadza kaszleć.
Czuję się jak ten Anglik, którego ekspedycja znalazła w afrykańskiej wiosce. Miał dzidę między łopatkami. Szef ekspedycji uprzejmie go spytał, czy ta dzida mu nie przeszkadza. „Tylko wtedy gdy się śmieję” – odparł właściciel (czy użytkownik???) dzidy.
Bardzo lubię potrawy z ogona. Do tej pory gotowałam albo angielską zupę ogonową + plus ogon osobno potem podany z czymś pikantnym, albo ogon duszony w sosie chrzanowym. A i jeszcze ogon peklowany, ugotowany i serwowany do gotowanej kiszonej kapusty (jedna z ulubionych kolacji mojego Ojca). Teraz będzie okazja do zrobienia potrawy rzymskiej. Zrobię to z wielką przyjemnością, kiedy Młodsza w kwietniu wyjedzie, bo dla niej to…
Nisiu! Wstawaj, wstawaj, bo bardzo osłabniesz w tym łożu boleści; tylko uważaj na siebie, żebyś sobie znowu czegoś nie uszkodziła. Wiosna!!!
Zamówiłam w Almie mnóstwo rybek rozmaitych, w przekonaniu, że będzie połowa. Były wszystkie: okoń morski, makrela, dorsz, tuńczyk, łosoś. Dorzucę owoce morza, które mam w zamrażarce i zrobię sobie bujabezę a la JA.
Byłam w „realu” i padam na pysk. Nie, żebym kupowała nie wiadomo co i nie wiadomo ile. Oliwki, granaty, których nas naszym osiedlu nie ma od miesiąca, imbir także samo, pesto z pistacją, miniaturowy przecier pomidorowy, 2 kg pięknych, dojrzałych cytryn (potrzebne do cytrynki imprezowej) kabelek z rozdzielaczami USB i nową kamerkę do tego, 2 dobre chleby i rum – też do tej cytrynki. Czyli ani dużo, ani bardzo ciężko. A padnięta jestem przez zepsuty wózek sklepowy – blokowały mu się koła w pozycji poprzecznej i uszarpałam się, jak z mułem. Co prawda w życiu nie powoziłam tym zwierzem, ale się naczytałam. Na końcu spotkało mnie zdziwienie: w jedną stronę p. taksówkarz zażądał 10 zł i chciał mi dać paragon iNNY PAN, KTÓRY ODWOZIŁ MNIE DO DOMU NA TEJ SAMEJ TRASIE, CZEKAŁ JUŻ Z WYDRUKOWANYM PARAGONEM NA ZŁOTYCH 14. tO NIE JEST RÓŻNICA RUJNUJĄCA, ALE NA TYM DYSTANSIE (OK 2 KM)
Znowu nacisnęłam nie to i nie w tej chwili. Proszę o wybaczenie.
Pyro Kochana- a nie chcesz czasem przestawić się na kupowanie przez internet?
To przecież bardzo wygodne,teraz co raz więcej różnych sieci proponuje takie usługi.
W ten sposób masz wszystko w domu bez dźwigania,bez szarpania się z wózkiem i bez panów taksówkarzy,którzy różnie sobie liczą za ten sam kurs.
Ja też korzystam czasem z tej możliwości,kiedy mam do zrobienia większe zakupy i trzeba targać soki,wody mineralne i jakieś ciężkie słoiki czy puszki.W domu na spokojnie czytasz sobie opis każdego produktu,a ceny z racji tej dostawy prawie na Twój stół wcale nie są wyższe.
Swoją drogą wózek,którego kółka blokują się lub stają w poprzek jest zmorą okrutną i lepiej wymienić go natychmiast na inny,jak tylko człek zauważy,że cosik jest nie tak.
Popieram Alicję w sprawie liczenia zjazdów-ten ubiegłoroczny przecież się jednak odbył i jakoś głupio byłoby ignorować osoby,które nań przybyły 🙁
Popieram Danuśkę w sprawie kupowania przez internet!
Kupujemy przez internet właśnie wody, soki, puszki.
Drobiazgi wolę sama; mięso i ryby też. Dzisiaj niby tylko drobiazgi, a efekt mizerny. Przy okazji muszę zaznaczyć, że zaopatrzenie sklepów „real” po przejęciu przez sieć francuską zepsuło się o 2 klasy co najmniej.
W ten weekend na wyspie Whidbey Island odbywa sie coroczny festyn malz. U wybrzeza wyspy jest mala zatoka o nazwie Penn Cove. Stamtad pochodza Penn Cove Mussels.
Oprocz malz wlasciciel Penn Cove ma rowniez clams, ostrygi Kumamoto i kilkanascie innych odmian ostryg zyjacych w Pacyfiku.
Na stronie festynu oprocz spisu wszystkich atrakcji jest lista przepisow (Recipes) i zdjecia z festynow w latach 2012 I 2013 (Gallery).
http://thepenncovemusselsfestival.com/
Przepisy, przepisami. Moj ulubiony przepis na malze to maslo roztopione w duzym garnku. Do tego czosnek i cebula. Kiedy to sie podsmazy, wrzucam worek malz, zalewam butelka bialego wina, przykrywam gar. Po kilku minutach (max 5 minut) otwieram garnek, sypie pokrojona pietruszke i voila, jak to mowi chef, ktory w ten sposob przyrzadza malze na plazy Whidbey Island. Video pokaze osobno.
Martha Stewart prezentuje Penn Cove, proces hodowania i zbierania malz. Na koniec lunch na plazy.
https://www.youtube.com/watch?v=s2ABf0-0Agk
Orco, narobilas mi ochoty na malze. Jutro sobie kupie na obiad. Gotuje podobnie jak Ty. Latem sa u nas organizowane rozne imprezy aby zabawic turystow i jako menu sa zawsze malze i frytki. Jedno z nielicznych dan ktore jadam palcami.
Orco-Twój sposób na przygotowanie muli jest,jak sądzę najpopularniejszym sposobem na postępowanie z nimi w wielu krajach,a szczególnie tam,gdzie chętnie jada się małże
i pije wino 😀 W Belgi czy też Francji w wielu restauracjach,szczególnie położonych w nadmorskich miejscowościach turystycznych popularna jest formuła moules a volonte
to znaczy”jesz ile chcesz”.Może zresztą w Twoich okolicach też?
Na przykład w tej restauracji płacisz na dzień dobry 11,50 euro,a potem możesz szaleć:
http://www.lamouleenfete.fr/lamouleenfete/index.html
Oprócz muli po marynarsku to znaczy na sposób,który opisałaś można zamówić te mięczaki w sosie:śmietanowym,śmietanowo-pietruszkowym,roquefort,bretońskim (zapewne z cydrem),curry,hiszpańskim(pomidorowo-paprykowym,jak się domyślam) prowansalskim,pikantnym,o smaku pastisu i tajskim.
O la,la,la zapachniało wakacjami….;-)
Orca,
u mnie są takie – w ostrym sosie paprykowym +białe wino, czosnek, cebula. Te są z naszej Prince Edward Island – kupuję je już przyprawione, zamrożone, są znakomite. Jedno opakowanie wystarczy dla 2 łasuchów.
Mój znajomy robi małże tak jak Ty, z tym, że bez pietruszki, bo go „w zęby gryzie” 🙄
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6138.JPG
Danuśka,
takie prosto z gara (czubaty gar dla każdego!) jedliśmy w Antwerpii ubiegłego października, dla mnie to nie do przejedzenia, ale usłużny Jerzor dokończył. Do każdego gara solidny talerz frytek.I proszę, z ogona zeszło nam na małże 😯
Ktoś pamięta zupę ogonową w proszku? Była to najlepsza zupa ze wszystkich proszkowanych.
W ten weekend zmieniamy czas na letni, w POlsce chyba tydzień później?
Jedzenie malz palcami jest rowniez moja ulubiona metoda. Malze z pierwszej muszli wyjmuje palcami i zjadam! Nastepnie wykorzystuje juz pustą calą (nie polowe) muszle, jako cos w rodzaju uchwytu do wyjmowania malz z pozostalych muszli. Czyli w lewej rece trzymam otwartą muszle z malza, w prawej calą pustą muszle. Tą pustą muszlą wyjmuje mieso z muszli w lewej rece i tak jem malze przez kilka minut az mi sie znudzi savoir-vivre 🙂 Wtedy rezygnuje z uzywania pustej muszli, jako uchwytu i zaczynam wyjmowac mieso z muszli palcami i zjadam. Popijam winnym wywarem z ugotowanych malz.
Czy malze i mule to jest to samo?
Danuska podaje kilka atrakcyjnych przepisow. Rowniez na stronie festynu sa rozne przepisy. Podczas festynu malze sa serwowane na wiele sposobow. Smakują mi malze w sosie imbirowym, w sosie curry, ostry sos z papryki i kilka innych sosow. Robienie takich sosow zabiera troche wiecej czasu niz malze zalane bialym winem.
Puste muszle wkladam do duzej papierowej torby. Torbe ukladam na cemencie i nogami krusze wszystkie puste muszle. Pokruszone muszle rozsypuje wokol roslin ulubionych przez nasze slimaki. Slimak nie wejdzie na pokruszone, ostre muszle. Et voila 🙂
Obejrzałam. Wyglądają niegroźnie, oczu nie mają, nie będą lypać z talerza. Wąsem też na mnie ruszać nie będą. Może bym nawet jadła?
Danuśko, przegrzebki, które jadłam w Bretanii po bretońsku (tak napisali w karcie) były w sosie śmietanowym, więc chyba raczej cydr na popitkę…
Nisiu, sa tez w sosie smietanowym. Jadlam tez z boczkiem. Wole jednak tradycyjne jak podala Orca i tak tez robie w domu. Jutro w sklepie rozejrze sie za ogonem.
W czasie wakacji mam szansę na podwędzane matjasy u Niemców, kanapki i boczek u Duńczyków, jakąś fajną rybkę u Norwegów… i piwko w Gdyni pod szanty w Kontraście.
Nisiu-Bretania i Normandia słyną zarówno ze śmietany (masła) jak i cydru.
Skoro wcześniej w tej całej liście sosów była mowa o sosie śmietanowym,a potem wymienia się sos bretoński to wysnułam wniosek,że chyba chodzi o mule z cydrem.
Oczywiście mogę mogę być w mylnym błędzie,ale z drugiej strony jednym ze sposobów na przygotowanie muli jest zalanie ich cydrem zamiast białym winem.Jest też możliwa mieszanka cydru i śmietany i byłoby to hiper,super bretońskie 😉
Orco-mule z francuskiego moules (wymawiaj mul) = małże.
Alicjo-u nas zmiana czasu z 28 na 29 marca,a 29 to Niedziela Palmowa.
A ja najbardziej lubię patagos. Na wyspie mamy rybaka , który je łowi i dostarcza w workach po pięć kilo, a jak ma doby humor to dorzuci kilo gratis ( zawsze dorzuca 🙂 ).
Wystarczy na skromną kolację dla czterech osób…
http://chezmonpoissonnier.fr/patagos-creme/
Pyrze gdyby spróbowała byłaby zachwycona.
Złodziei złapali a sprzęt przepadł 🙁
Przepraszam za literówkę, ale jak się zrobi dwieście pierogów dla najbliższych to paluszki same się zawijają w kształt falbanki.
A może to nie pierogi tylko wypite wino na wernisażu? Druga wystawa w tym roku, którą wydrukowałem . Koledzy mówią, ze dobry ze mnie drukarz 🙂
http://www.eostroleka.pl/wystawa-fotografii-brunetki-blondynki-w-ostroleckim-centrum-kultury-zdjecia,art46619.html
Nikogo nie ma i ja dotąd byłam zajęta i na jutro mi się też szykuje dzień pracowity. Młodsza będzie w sobotę i niedzielę pracowała po 12 godzin, a tu pranie w suszarni, a trzeba zdać klucze, przedmuchać rurkę w lodówce (a przedtem ją opróżnić; a jak tak, to jest okazja do umycia grata). Ponadto kilka kątów trzeba uporządkować – np porozwlekane po mieszkaniu medykamenty. Chcę też zrobić na niedzielę torcik piastowski, bo może wpaść Rodzina na kawę. Dzisiaj niemal nic nie zrobiłam, bo mnie wyprawa handlowa pozbawiła sil.
Misiu,
to „Twoje” złodzieje? Zdążyli się sprzętu pozbyć, możliwe, że ktoś inny sprzedaje towar, a oni od roboty…
Patrzmy pozytywnie – z czasem kupisz sobie lepszy 🙂
I ubezpieczysz od wszelkiego wypadku.
Danuśko, ja tylko tak informacyjnie dorzuciłam.
Ach, bretońskie masełko… Ale one jedzą ten atlantycki krajobraz od razu z solą i to masło jest najpyszniejsze na świecie. Zwłaszcza w towarzystwie świeżej bagietki i normandzkiego śmierdziela na sniadanie.
Pieszczotliwym słowem śmierdziel określam pyszne sery, zwalające zapachem z nóg wszystko co żyje. Nie do uwierzenia, co potrafi normandzki La Roustique…
Vive la France (zwłaszcza ta północna)!
Errata: one jedzą: te ichnie krowy, znaczy.
Serek chyba la Ru.. nie rou… nie chce mi się sprawdzać, idę spać.
Dziecko poleciało z niedosuszonymi włosami. Jak ktoś mycie długich włosów zostawia na rano, to tak ma. Pojemnik z sałatką, kawa w termosie, 2 kromki razowego chleba z serem i już ponoć z głodu nie umrze.
Ja piję kawę, przejrzę prasę i zabiorę się do uporządkowania lokum po wierzchu (w poniedziałek przyjdzie p. Ola i będzie błysk).
Właśnie zadzwoniła Młodsza: „Serdecznie Ci, Mamuś dziękuję za obfite posolenie kawy”. O Matko! Jeżeli półlitrowy termos z kawą dostał czubatą łyżeczkę soli….
dzień dobry …
Pyrro a zazwyczaj solisz kawę odrobiną? ….
mglisto ale ciepło …
Konkurs na książkę dla dzieci dla debiutantów …. Biedronka oferuje 100 tys. za książkę dla dzieci ….. może się ktoś skusi ….
http://piorko2015.biedronka.pl/
Jolinku – u mnie kawa jest podstawowym napojem gorącym, jak u innych herbata. Najprostsza forma zaparzania i picia, a jedynie do kawy deserowej, podwieczorkowej czasem się coś dodaje (cynamon, czekoladę, wiśniówkę albo właśnie kryształy soli).
Ten konkurs to fajna inicjatywa, tylko czasu jest piekielnie mało. To dobre dla tych, którzy tekst mają gotowy w szufladzie, albo siadają kamieniem i w dwa tygodnie tekst spłodzą. Nawet możliwe w formie bajki do obfitego ilustrowania.
Dla Nisi jej ukochany ser ze śpiewającymi ptaszętami w tle:
http://www.lerustique.quiveutdufromage.com/gamme.html#/home
Pyro-na czym polega Twój torcik piastowski?
Być może już kiedyś to wyjaśniałaś,ale że sklerozę mam okrutną…
Mój nie, Danusiu. Taką nazwę ma ogromnie popularne w Pyrlandii ciasto : spód biszkoptowy (może być gotowiec ten do galaretek) w dziurę wkłada się krótko smażone, jasne jabłka nawet z kawałeczkami lekko al dente (ok 1 kg kwaśnych boskopów, 3-4 łyżki cukru, duża łycha masła) Jeżeli włożyć je na gorąco, to zastygną w rodzaj musu jabłecznego. Na zimne jabłka warstwa bitej śmietany może być posypana gorzka czekoladą.
Mało roboty, smaczne.
Obiad zjadłam. Psa nakarmiłam. Jabłka stygną na biszkopcie. Te jabłka przechowywane w chłodniach z pozoru są jędrne i świeże. Przy obieraniu wychodzi na jaw, że pod skórką miewają plamy martwicze albo niektóre są jakby gąbczaste. Soku wiele nie puściły i usmażyły się w 20 minut. Nie dodawałam żadnych przypraw, chociaż dodatek skórki pomarańczowej albo cytrynowej by nie zawadził. Przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby skorzystać z gotowej masy jabłecznej typu „szarlotka” – pod warunkiem, że mu nie przeszkadza landrynkowy posmak; mnie przeszkadza.
Pyro-rzeczywiście nie ma zbyt wiele roboty z tym ciastem i sądzę,że jest smaczne.
Na dodatek patriotyczne i zdrowe,bo jabłka 🙂
Też idę zakasać rękawy i zabieram się za ciasto czekoladowe.
Z wczorajszych muli po marynarsku bardzo lubię sobie potem zostawić wywar i użyć jako bazę do sosu makaronowego.
Dziś mieliśmy okazję pojeść surowego łososia i tatara, na koreańskim weselu.
A jutro spotkanie przygotowujące do roli wolontariuszy, na nadchodzącej paradzie Św.Patryka.
Tym razem obiad stawia ambasada irlandzka, a w zasadzie attachat kulturalny i Irish Association of Korea.
Pracowity weekend, obfity w kulturalne ciekawostki.
tako rzecze Facebook (cytyt):
Monika Szwaja będzie jutro gościem audycji „Kultura w Jedynce” w Program 1 Polskie Radio. Autorka programu Anna Stempniak, krytyczka sztuki Monika Małkowska i Monika Szwaja zastanowią się czy prawomocnie istnieje kategoria Sztuka, literatura kobieca? A sztuka, literatura o kobietach? Początek w niedzielę o 20:20. Miłego odbioru.
Krzychu-i właśnie tego Ci najbardziej zazdroszczę:możliwości uczestniczenia w tamtejszym życiu i tym codziennym,i tym odświętnym.Super ciekawe sprawozdanie 🙂
Magdaleno-postaram się pamiętać i być może uda mi się wrócić na czas do domu.
Dzięki.
Krzych z Olą w charakterze szlachetnego eksportu Ajryszy? Super. Koreańskie śluby wg opisu Małżonki niezbyt mi się podobają – tzn nie są dla mnie interesujące, a jak się wydaje, także miejscowi mogą pomylić wesele z uroczystocią korporacyjną. Sprawozdania zawsze mile widziane.
Magdaleno – dziękuję.
Dla Alicji, Nisi, Cichala i dla wszystkich
http://www4.rp.pl/artykul/1183975-Rozmowa-Mazurka–Makaronizmy-junior-accountow.html
Toś mnie Pyro zbrifowała! Zrobiłbym spicz z Tobą. ale mam projekt w kuchni, więc nara!
Pyro,
mnie zabolał żołądek przy pierwszej stronie, nie jestem księgową i „nie mam wiedzy w tym temacie”.
Przez codzienną prasę też ciężko przebrnąć, np. wielki nagłówek w internetowej dzisiejszej GW z rana „Harrison Ford rozbił się samolotem”. Oraz „przepiękna lokacja” zamku.
Lokować to można forsę w aukcje czy co tam, a nie zamek 👿
Jutro słucham Nisi, chociaż to nieprzystojna jak dla mnie godzina,
8:20.
Obiad dzisiaj prosty, według Alsy:
ryba opieprzona i osolona (u mnie dorsz), na to pokrojony por spory, na to plasterki masła, ułożyć wszystko na folii aluminiowej i zapiec.
Ziemniaki pieczone z ziołami wg. mnie, osolone, opieprzone, wytarzane w oliwie z czosnkiem, rozmarynem, tymiankiem. To akurat w miarę często robię.
Najpierw wstawiam ziemniaki, a potem (po15 minutach) rybę obok.
Pięknie odpowiedział Cichal – uśmiałam się, jak norka.
Alicjo – u mnie jutro płatki z piersi kurczaczej w ziołach i oliwie wrzucone na patelnię na 1,5 min z każdej strony, zielenina do tego, pomidory, na deser ten torcik jabłkowy. Ja go bardzo lubię, bo jest odświeżający. Te ciastka (krojone w dużą kostkę) były hitem kawiarni „Prasowa”. Nie wiem, czy jeszcze istnieje, bo w „Domu Prasy” zostało tej prasy niewiele.
Pyro,
za moich czasów to było „przebojem” 😉
Alicjo – za moich były wabikiem.
Ja zostaję przy przebojach 🙂
Na reklamowych serwetkach ( oszczędne trójkąty z podłej bibułki) drukowano „specjalność zakładu”. Specjalnością „Prasowej” było dość egzotyczne towarzystwo, potem dopiero ciastka i desery lodowe, ogromne porcje lodów z owocami.
Saint Malo 2012
http://bartniki.noip.me/news/IMG_2344.JPG
Idę sobie popłakać lekutko nostalgicznie, pozdrowienia i uściski dla Sławka, który nas cierpliwie pooprowadzał i mnie z Krysią zawiózł z Parya tamże 🙂
Alicja, coś ty. Nie słuchaj. Ja ci to samo powiem w normalnej porze.
Nisiu – wszystkim nie powiesz, chyba, że ktoś nagra i odtworzy dla Blogowiska.
Ależ słońce. Wiosna u progu.
Witaj Wiosenko
http://youtu.be/KvdNyMgA16E
dzień dobry …
Dziewczyny wszystkiego najlepszego … 🙂
Wiadomo, to o nas
http://youtu.be/In04XdUSP7k
Nisiu,
ja Twoje zdanie znam 😉 ale z chęcią posłucham dyskusji. Tem bardziej, że obudziłam się o godzinie bezbożnej (po tutejszemu „ungodly hour”), piąta mianowicie 😯
Za oknem ciemnica i mgła zimowa. Pewnie jeszcze dośpię.
Niepotrzebnie obudziłaś się tak wcześnie Alicjo, bo audycja z udziałem Nisi jest wieczorem o 20.20 czyli o 8 ale po południu. Można jej wysłuchać także korzystając ze strony internetowej Jedynki w dowolny dzień i o dowolnej porze. Sam też jestem ciekaw jak wypadnie dialog dwóch Monik.
Przed chwilą byłam w kwiaciarni przy wejściu, bo chciałam zamówić kwiaty dla Szwagra na wtorek (kończy 75 lat) – opłacam kilka pięter niżej, Rysiek dostanie u siebie. Ponoć trzeba na to 4 godzin. Zamówienia nie złożyłam, bo wzruszający ogonek panów stał aż do drzwi. Każdy kupował po kilka pojedynczych albo po 2-3 gałązki ziela „żeby były jednakowe”. Był młody człowiek, który kupował 3 takie zestawy i bardzo krytycznie oglądał każdą. Wreszcie westchnął i powiada „Jak moja Córa znajdzie drobną różnicę, to będzie wrzask”. O, a ile lat ma córka? Cztery.
Dowiedziałam się w każdym razie ile to moje zamówienie będzie kosztowało – 100 zł za bukiet z kwiatów mieszanych + karta z życzeniami. Wcale nieźle jak na dostarczenie kwiatów w innym mieście. Ceny zaczynają się od 77 zł za bukiet z 5 średnich róż. Przy czym odległość jest nieistotna, bo organizacja sieciowa działa internetowo.
Dzień dobry wszystkim blogowiczom,
Wspominany przeze mnie wcześniej kolega fotograf Grześ zrobił sobie prezent na czterdziestkę i wszedł na Kilimandżaro. Po zejściu (bynajmniej nie śmiertelnym) rzucił po drodze okiem na parki narodowe Tanzanii (Ngorongoro i Tarangire) i plaże Zanzibaru. Wczoraj zaliczyliśmy pokaz zdjęć a przy okazji wygrałam pięknie oprawiony taniec Masajów 🙂 Życie jest piękne: http://atlantyda.travel.pl/wp-content/uploads/2015/03/DSC3208.jpg
Dziewczyny z Krakowa,
polecam:
http://atlantyda.travel.pl/09-03-kilimanjaro-i-dalej-05619
Ewo,
Piękna ta Twoja fotografia.
Mam stamtąd identyczne obuwie- z wierzchu skóra, podeszwa z opon.
Są arcy wygodne, nie do zdarcia(chyba że w zakręty z piskiem wchodzić), robią też furorę ze względu na oryginalny wygląd. Pięknie też wyglądają odciski stóp na mokrym piasku 🙂
Obiad na konto Irlandii zjedliśmy w bułgarskiej restauracji, było wszystko, łącznie z jogurtem z miodem na deser.
Jedno z nas posiada paszport z harfą na okładce, stąd też inicjatywa.
Jako że jednym ze sponsorów jest producent owsianki z Irlandii, jednym z naszych zadań będzie ugotowanie 25 kg owsa 😀
Mam też donosić piwo wojskowej kapeli(serio serio, takie oficjalne zadanie jest).
Rzeki może na zielono barwić nie będą, ale szykuje się niezły jubel.
Krzychu – piwo? Wojskowej kapeli? Chłopie! Wynajmij sobie ze trzy muły transportowe. Przecież Ciebie wykończą!
Rodzina ciasto jabłeczne chwaliła. Rozmroziłam do obiadu ostatni pojemnik mrożonych kurek we własnym sosie. Uh, jakie dobre.
Uściśliłem, będzie to US Army band, 12 chłopa. Jakoś dam radę 😀
Irlandzki kobziarz po tym to będzie NB małe piwo.
Przywiozłem z kraju podpuszczkę i chlorek wapnia, właśnie czekam aż mi się zrobi skrzep, celuję w koryciński.
U nas się zmienił czas, właśnie minęło południe.
Gospodarzu,
się połapaliśmy, że przecież to wszystko jest potem na sieci 🙄
Pięęęęęęękny dzień – z rana padały spokojnie wielkie płatki śniegu, bajkowa zima, a teraz (południe) świeci słońce i jest zaledwie ze dwa minusy ujemne.
Ewa,
Kilimandżaro jest do wejścia turystycznego bez specjalnego wysiłku – nie byłam (jeszcze), ale była moja znajoma, sfilmowała swoje wejście. Pobożyła się, że to małe piwo, i tak z tego jej filmiku wyglądało.
Niemniej jednak zazdroszczę wyprawy, na razie mam na oku inne obszary, ale do Afryki trzeba będzie wrócić kiedyś.
A propos piwa…
wczoraj byliśmy na zakupach, między innymi w sklepie piwnym Jerzor był, jakaś kobieta zajechała mu drogę, w końcu zaparkowali obok siebie. Kobieta wyciąga z bagażnika pojemnik z 24 butelkami piwa, Jerzor przyuważył, że Tyskie, pomógł jej to wnieść do sklepu (u nas płaci się kaucję za butelki) i zagadał o to Tyskie. Nie, kobieta nie jest Polką, Irlandką ci ona jest, ale od lat tutaj. Jej mąż parę lat temu pojechał do Irlandii i zakochał się w Tyskim piwie. Od tego czasu kupują Tyskie w ilościach, Pani kupiła następne 24, zapłaciła 55$, Jerzor zaniósł jej to do bagażnika.
My aktualnie wspieramy Lecha 😉
😉
http://www.canoe.ca/Travel/Europe/2015/03/02/22264926-relaxnews.html
Alicjo,
Oni tam jest kilka tras do wyboru – oni wybrali najdłuższą ale najbardziej malowniczą i jedną z bardziej wymagających https://www.nurkowanie.travel.pl/wycieczka,tanzania-i-kenia,kilimanjaro-trekking-6-dni-trasa-machame,71
Krzychu,
Wyobrażam sobie ten wizg na zakrętach 😉
Kilimandżaro?Dlaczego nie,chętnie obejrzę stojąc u podnóża.Tak,jak Krystyna jestem kobieta nizinna i lubię górskie krajobrazy widziane od strony dolin 🙂
Tu ukłony dla Nemo dzięki,której oglądam górskie szczyty z drugiej perspektywy,tej bliższej niebu.Dzisiaj jednak nie było w planach Kilimandżaro,a jedynie wycieczka na Muranów do: https://www.google.com/culturalinstitute/collection/the-museum-of-the-history-of-polish-jews-jewish-museum-warsaw
Gorąco zachęcam wszystkich do odwiedzenia tego miejsca,bo:
-gmach muzeum jest pięknie zaprojektowany,co widać głównie od środka
-wystawa stała jest niezwykle ciekawa i przypomina ruchome,teatralne dekoracje,jak
zgrabnie posumowała to kuzynka Magda
-ani odrobiny nudy,mnóstwo interesujących aranżacji i interaktywnych różnostek
-na zakończenie drobne i smaczne co nieco w restauracji Besamim
My zjadłyśmy kugiel warzywny oraz pierogi z kaszą gryczaną i dałyśmy się namówić na spróbowanie białego,koszernego Chardonnay,co było całkiem słuszną decyzją 🙂
Siły nie mam. Tak mnie kobiety wymęczyły. Trzy dni w kuchni, cały czas na nogach. Znaczy kobiety oglądają telewizję, prowadzą długie rozmowy przez telefon a ja jestem od roboty. Nawet mię się to podoba 🙂 Zrobiłem trzy blaszki kugla, mnóstwo pierogów i szarlotkę. Kugiel na pewno nie był koszerny ani halal, miał to co trzeba: dobrą kiełbaskę, wędzone podgardle, jajka od wiejskiej kury, dobre ziemniaki i bardzo dobre małe cebule oraz śmietanę … Pachnie w całym domu. Idę zmywać talerze
Misiu, jak się robi kugel?
Prosiaczek vel Mrusia (reaguje tylko na „Prosiaczku”) ulubiła sobie moją niedokończoną robotę z resztek. Pomysł był, żeby resztki zutylizować, jakąś narzutę albo coś, leżało sobie w kąciku z wełnami, aż Prosią zdecydowało, do czego to się nadaje. Wykończyłam, pozszywałam co trzeba, wyprałam (w szamponie, to najlepsze do prania wełny!), teraz się suszy. A tu Prosiętko na niewypranym jeszcze 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6136.JPG