Wspomnienie lata
Coraz częściej słońce wychyla się zza ołowianych chmur i przywołuje wspomnienia minionego lata. Coraz bliżej natomiast termin pierwszego tegorocznego wyjazdu na południe.
A tęsknota za błękitnym niebem, wiosenną zielenią i kwitnącymi drzewami coraz większa. No i za zrzuceniem wszelkich swetrów czy ciepłych kurtek.
Dziś więc na obiad grecki przysmak z jagnięciny.
Kleftiko
1 kg jagnięciny z udźca lub łopatki, 4 duże kartofle, 2 cebule, 4 marchewki, fasolka szparagowa, 1 pomidor, 4 plastry sera feta, główka czosnku, kieliszek białego wytrawnego wina, sok z cytryny, oliwa extra vergine, oregano, rozmaryn, pieprz, sól
1. Mięso po umyciu oczyścić z łoju i pokroić w kostkę.
2. Wymieszać wszystkie przyprawy z winem, sokiem cytrynowym i połową oliwy. Dodać 4 wyciśnięte ząbki czosnku. Odstawić w chłodne miejsce na godzinę.
3. Kartofle pokroić w kostkę jak mięso i dodać także pokrojoną cebulę oraz marchew. Dołożyć garść fasolki szparagowej, oregano, resztę oliwy i znów 4 pokrojone ząbki czosnku.
4. Przygotować 4 arkusiki pergaminu. Ułożyć na nich porcje mięsa i warzyw. Na wierzchu każdej paczki położyć gruby plaster pomidora i pokruszona fetę. Szczelnie zawinąć.
5. Piec w piekarniku godzinę w temperaturze 180 st. C.
A na deser zamiast lodów – kozi twarożek z miodem:
Kozi ser z miodem
35 dag tłustego białego sera, 35 dag koziego białego sera, 25 dag cukru, 100 ml soku z cytryny, 0,5 l wody, 5 dag miodu, 5 dag orzechów włoskich
1. Wymieszać oba sery z cukrem i sokiem z cytryny. Dodawać po jednej łyżce wody, cały czas mieszając.
2. Dość luźną masę wyłożyć na płaski talerz i włożyć do zamrażalnika na 2 godziny.
3. Po wyjęciu podzielić na porcje, polać miodem i posypać pokruszonymi orzechami włoskimi.
To są dla mnie aromaty i smaki letnich podróży.
Komentarze
dzień dobry …
na wiosnę wszycy czekamy …. a Grecja kusi …. jogurt z miodem, kotlet z rusztu z jagnięciny, małe chrupiące rybki te smaki dobrze pamiętam …
„Ida” z Oskarem to wielki sukces … 🙂
Marek tak mi przykro …. 🙁
Marku – co powiedzieć? Chyba tylko rzucić klątwę na złodzieja. Młodsza mówi : zrobić zrzutkę, ale przecież nie zdążymy do jutra. Ta wiadomość zepsuła mi Oscary i nawet nie chce mi się tęsknić do lata.
Mam nadzieję Marku, że ostrołęcka policja złapie złodzieja. I to szybko. Obydwoje z Basią bardzo Ci współczujemy, wiemy bowiem jak czuje się człowiek po włamaniu i kradzieży.
Marku, bardzo mi przykro i mam nadzieje, ze policja znajdzie zlodzieja.
Pyro, ja mam zdanie Młodszej.
Nie znam osobiście Marka, ale ktoś, kto zbiera miedziane garnki i porcelanę, nie może być złym człowiekiem.
Macie do siebie maile, telefony, można to zrobić poza blogiem, w sensie poza strefą publiczną.
Poproszę o kontakt, jak konkretnie można pomóc.
a złodziej prędzej czy później rękę albo i kark złamie, karma zawsze wraca.
Rozmawialiśmy z Markiem, miałam też telefon od Krystyny w tej sprawie. Marek mówi, że spróbuje sobie pomoc zorganizować na miejscu. Wb razie absolutnej potrzeby da znać.
A jakim Marek jest człowiekiem? Takim, który za własne, małe pieniądze jeździł co 2-3 miesiące z Ostrołęki do Burgenlandii opiekować się Panem Lulkiem kiedy ten podupadł na zdrowiu. Było jeszcze kilka takich osób na Blogu, a ja mam dobrą pamięć.
Marku,
wyrazy współczucia. Wiem, jakie to przeżycie.
Nie chcę wzbudzać irytacji, ale co z ubezpieczeniem mienia? Miałeś jakieś? W takich sytuacjach to trochę zmniejsza stres.
Nemo – nie miał. Na ZUS mu brakowało, to i na polisę też. W końcu jeżeli ktoś w takim zawodzie traci niemal wzrok, to możliwości zarobku są mizerne.
Pyro, widzę więc, że i Twoja pamięć i moja intuicja nie zawodzą.
W razie potrzeby zrobię co mogę.
A po powrocie do Korei znalazłem ukiszony barszcz w lodówce, ma się świetnie, będzie na jutro, właśnie gotuję świńskie gnaty na bazę zupy.
Bagaż, który latał ze mną z Polski po świętach do pracy, potem na wakacje i teraz do Korei, odkrył zapomniane(a sam pakowałem tajemnice).
Paprykę wędzoną w proszku, węgierki wędzone(swetry mi przesiąknęły zapachem), Małżonkowe poprawiacze nastroju pod postacią kisieli i owsianek i całą masę drobnych, acz ukochanych wiktuałów.
Rano było w Seulu powyżej zera, pięknie i słonecznie, większość stojących zbiorników wodnych po drodze do domu jeszcze zamarznięta.
Teraz słońce już zaszło, rtęć spada, w sukurs przychodzą whisky, cytryna, cukier, goździki i wrzątek 🙂 W jednej rzecz jasna szklance.
Pyro,
ubezpieczenie mienia od kradzieży nie kosztuje majątku. To raczej brak wyobraźni i przezorności, a nie oszczędność skłania ludzi do lekceważenia pewnych zabezpieczeń.
Przykładowo, roczny koszt:
Ubezpieczenie mienia ruchomego od kradzieży oraz zdarzeń losowych:
15 000 zł – składka 71 zł
30 000 zł – składka 142 zł
50 000 zł – składka 237 zł
Zrozum mnie dobrze. Nie chcę dokuczyć Markowi, ma dosyć zgryzoty na dziś. Ale może ktoś inny przy okazji zrewiduje swoje myślenie o ubezpieczeniach. Przezorność naprawdę nie jest fanaberią dla bogatych.
Nemo – wiem, mam zawsze ubezpieczenie mieszkania i mienia, ale ja jestem baba pyrowa; to dziedziczne pewnie. A i tak się zdarzeń różnych nie uniknie. Rzeczywiście Markowi nie ma co dokładać.
Ubezpieczenia nie są od unikania zdarzeń, choć nieobce nam jest myślenie magiczne – jak coś przewidzę, to się nie zdarzy 😉
U mnie znowu zimowo cały tydzień znowu pod znakiem chmur, deszczu i śniegu. Tradycyjnie dopiero w marcu pokrywa śniegowa osiąga swoją maksymalną grubość.
Danuśko,
wreszcie obejrzałam Twoje obrazki z zimowej Hiszpanii. Jakże inną, bardziej dramatyczną się jawi niż kwietniowo-majowa choć chwilami w tych samych miejscach. Półwysep Iberyjski pociąga mnie bardzo i z wiosną ruszymy pewnie znowu w tamtym kierunku. Wybrzeże kantabryjskie i Galicja, mam nadzieję – bez tradycyjnego deszczu 😉
Nemo, to niebieskie 2 CV to Twoje !
Fajne, prawda? 😀
Moj tesc takim jezdzil. To byl jego pierwszy i ostatni samochod.
Krysiade chciała ze mną pogadać, a ja nie mam mikrofonu, czyli przez skypa nie pogadamy, Krysiu. Dopiero w przyszłym tygodniu przywiozę sobie nowy mikrofon.
Nemo-kiedy oglądam Twoje zdjęcia to mnie jawi się przede wszystkim ogrom mojej fotograficznej indolencji.Ale kiedy oglądam swoje własne zdjęcia sprzed paru lat to dumnie dochodzę do wniosku,że już trochę postępów już poczyniłam 😉
Z niebieskim”deudeuche” mam bardzo miłe wspomnienia.We Francji mówiło się swego czasu,że to samochód wiejskich proboszczów i tak rzeczywiście było,bo on był tani i niezawodny,a księżulkowie nad Loarą żyją bardzo skromnie.Podczas jednych z moich studenckich wakacji wylądowałam w Normandii,ale nie jak Amerykanie na tamtejszych plażach,a na skromnej plebanii w okolicach Elbeuf.Tamtejszy proboszcz,który właśnie wrócił z pielgrzymki po Polsce,oczarowany naszą gościnnością i nastawiony bardzo pozytywnie do Polski i Polaków,poobjeżdżał ze mną,swoim niebieskim 2 CV,okoliczne opactwa i katedry.
Nadal jest we Francji region,gdzie na ulicach spotyka się głównie te właśnie samochody:
http://lecruchon2.free.fr/1989_Citoen_2Cv_AZKA/1989_Citoen_2Cv_AZKA_02.jpg
To znana Blogowiczom „wyspa paryskiego Sławka”,z której to oglądaliśmy już niejeden raz wiele pięknych zdjęć zrobionych przez Misia Kurpiowskiego.
Krzychu-czuj duch!Jeśli chodzi o kontakt z Misiem,to zaprzyjaźnieni Blogowicze trzymają rękę na pulsie.
Oj,przystojny chłopak z tego wnuka naszego Gospodarza 🙂
Żaba zapewne zna tę końską imprezę:
http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article?AID=/20150223/POWIAT0210/150229634
Pewnie zna. A tu film – niw na Oscara, ale podoba mi się
http://onet.tv/i/dowiedzsie/kolejny-nieodpowiedzialny-kierowca-pedzil-ponad-200-km-h/elhkn
Grecję bardzo lubię, byłam tam wielokrotnie i nawiązując do wpisu Gospodarza przypominam grecką kolację:
https://plus.google.com/u/0/photos/111194922675990388082/albums/6035635179503794305?authkey=CLfnl-6yjNjH5AE
Danuśka, 😀
nie przesadzaj tak ze swoją skromnością. Spostrzegasz fajne detale, wyłuskujesz ciekawostki, a zawsze fajnie jest porównać różne spojrzenia na te same miejsca 🙂
Nasze pierwsze dwa auta to były renault 4 Pierwsze miało ten groszkowy kolor, drugie (safari) było pustynnie beżowe.
Wśród przyjaciół były dwie frakcje – jeżdżących „döschwo” czyli citroenem 2CV lub renault 4 czyli „Ervier”.
Małgosiu-ale KTO zamówił Coca-Colę ???
Nemo-ze skromnością nie przesadzam,bo przecież wyraźnie napisałam,że poczyniłam już postępy 🙂 A porównania są rzeczywiście bardzo ciekawe.
Nemo-renault 4 się nie wyświetla(przynajmniej u mnie).
Była z nami czwórka młodzieży, która wina jeszcze nie tykała 🙂
Kiedy byłam dzieckiem, jedyne (i rzadkie) samochody prywatne, to były DKW i „Kadety”. Potem „pabiedy” i „warszawy” i z czasem mydelniczki, czyli wartburgi. Szczytem generalsko – ambasadorskiej elegancji były „wołgi”, „ZIS-y” i „Czajki”.
Ktoś mi opowiadał zabawną anegdotę – otóż w późnych latach 60-tych spędził 2 lata w ONZ-cie w Szwajcarii, a prócz tego miał wykłady w Lozannie i coś tam i przed powrotem do kraju zapragnął kupić samochód. Sekretarki tej komisji ONZ-towskiej nadały mu cynk – przedstawiciel jednego z krajów afrykańskich (biednego kraju) przenosi się służbowo do NY i chce sprzedać samochód, który żonę woził po zakupy – 3 letni opel – ambasador, kolor metalik w butelkowej zieleni. Po całodziennych, wyczerpujących targach znajomy kupił to auto za naprawdę niewielkie pieniądze. Dyplomata komplementował, że przyjemnie pohandlować z kimś, kto docenia rolę targów i kompromisu. Nasz odebrał z garażu auto i skrzynię części zamiennych (bo jakby musiał ten pan odwieźć auto do kraju, to by tam nie kupił i warsztat nie mógłby naprawiać). Znajomy dumny i szczęśliwy wrócił do Warszawy, koledzy podziwiali zielone skóry tapicerki, barek i osłony na szyby. Jeździł może ze dwa miesiące i boleśnie przekonał się, co to znaczy mongolska nawała. Otóż w tym samochodzie – w końcu nie najwyższej klasy, ale porządnym – śmiertelnie zakochał się odwoływany w tym czasie ambasador Mongolii. On chce ten samochód i finał. Znajomy nie miał zamiaru sprzedawać ale był od rana do wieczora nagabywany przez cywilnych i umundurowanych towarzyszy ambasadora. W końcu sprawa oparła się o MSZ, ambasadę radziecką i KW partii w Warszawie. Wszyscy namawiali do sprzedania opla, żeby już mieć święty spokój. No i w końcu opel poszedł za nowiutką wołgę, sobole dla żony, jakieś biżuty i 3 skrzynki koniaku. Potem wszyscy wplątani w tę sprawę zastanawiali się dokąd i po czym jeździ b. ambasador w Ułan Bator.
Danuśka
http://www.renault4.plus.com/events/50/Nurburgring1/Nurburgring1_12.jpg
Jak się nie wyświetli, to coś z Twoją przeglądarką nie tak.
Nemo, ja też mam „forbidden”
to z moją też bo mi się nie wyswietla ..
I u mnie też.
Dziwne, przecież to z internetu.
A może to się otworzy?
Chyba wszyscy wiedzą, jak wygląda(ł) renault 4 😉
Albo to Tylko sobie trzeba wyobrazić najbardziej groszkowy kolor pod słońcem 😉
Może to jest jak z YT. Pewne filmy i niektóre zdjęcia są dostępne tylko w niektórych krajach?
Małgosiu – spóźnione życzenia – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=cmE_aahc448
Asiu 🙂 , jeszcze raz pięknie dziękuję za życzenia
Marku – brakuje słów, przykra sytuacja. Też mam nadzieję, że policja złapie złodzieja. Tym bardziej, że to chyba musiał być ktoś, kto sporo o Tobie wiedział. W ciągu krótkiego czasu znalazł to co cenne.
Danusiu – ja bardzo lubię Twoje zdjęcia 🙂
Nemo, ja mialam Renault 4 biale. Jezdzilam nim chyba z 15 lat. Byl bardzo pakowny.
Gdyby R4 produkowano po wprowadzeniu obowiązku posiadania katalizatora, to kto wie, czy nie jeździlibyśmy nim do tej pory.
W 1978 roku odbyliśmy tym R4 safari podróż o długości 22 tysięcy kilometrów (cała Skandynawia z powrotem przez Leningrad i Moskwę) bez jednego serwisu po drodze. A pakowność miał legendarną.
Tyle, że się dawał otwierać starym nożem kuchennym 🙄
Lubię zdjęcia wszystkich blogowiczów – i te szerokie panoramy Nemo albo jej autorstwa portrety górskich kwiatów, lubię 177 cerkiewkę albo monastyr fotografowany przez Witka/Ewę, dalekie kraje w obiektywie Małgosi, Alicji, Danuśki, piękne miasteczka Asi, przyrodnicze Irka, morskie Nisi i fotki Marka, na których zawsze znajdzie się piękna kobieta i świat oglądany z pomocą Cichala, Orki, Nowego. A jeszcze a cappella, Krzych/Ola, Echidna i niestrudzony Gospodarz. Pewnie jeszcze kogoś pominęłam. Lubię hurtem i już.
Pyro,
„mydelniczki” to raczej trabanty 😉
Wczorajsza impreza u Przyjaciół Moskali była międzynarodowa z przewagą Rosjan, po dwoje Kanadyjczyków i Polaków oraz Ukrainka. Aleksiej nie chciał nam powiedzieć wcześniej, co to za okazja. Otóż Maslenica, kończąca tydzień obżarstwa, poza tym pożegnanie zimy (!!! 😯 ). Wychodzi na to, że to bliskie Tłustemu Czwartkowi i Środy Popielcowej, ostatni dzień, kiedy można poprosić bliźnich o przebaczenie za zło, które uczyniliśmy im w ubiegłym roku.
Gwoździem kulinariów była cała góra (dwa talerze) naleśników poskładanych w chusteczkę, schłodzonych – Ela (Baszkirka-Tatarka) nazywała je blinami, które w pierwszej wersji jadło się z ikrą łososia z puszki rosyjskiej, a następnie z łososiem wędzonym. W wersji deserowej naleśniki były jedzone z czym kto chciał – truskawki pokrojone w talarki i do tego karmelowa pasta (z rosyjskiej puszki), albo sos z mleka skondensowanego z odrobiną syropu klonowego oraz różne konfitury. Do ikry (nie kawior wprawdzie, ale pyszne było) piliśmy wódkę, której się nie chłodzi, bo wtedy gubi się smak. Nawet to miało sens, autorem przepisu na tę wódkę było podobno TEN Mendeliejew. Przy okazji – w tym towarzystwie wznosi się toasty 🙂
Było też wino i kilka soków. Mnie smakował ser cammembert, zapiekany w naczyniu żaroodpo-rnym, zapiekany z jagodami leśnymi i żurawinowymi, leciutko polany sokiem pomarańczowym. Atmosfera była bardzo przyjazna 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6117.JPG
Alicja – a to czerwone z czarnym? Nie rozpoznaję.
*Środzie Popielcowej 😳
Oprócz tych naleśników było też sporo sałatek, w tym jedna wszystkim nam znana – sałatka jarzynowa na bazie ziemniaków. O deserze wspomnę jeszcze – dużo słodkości, różnych czekoladek i owoce.
Do towarzystwa Lisa, na oko wielkości Mrusi, ale to samo futro, daję jej najwyżej 2 kg, jest bardzo chudziutka. Ma 19 lat.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6111.JPG
Masz na myśli wódkę, Pyro?
„Russian Standard” się zwie, a wino było australijskie, „Yellow Label”, cabernet. Z jedzenia czerwonawy jest łosoś z kawałeczkami ogórka kiszonego.
Północ, gaszę światło!