Każdy śpiewać może…
Tak twierdził przed laty Jerzy Stuhr w prześmiesznej i kpiarskiej piosence. Zrobiła ona zawrotną karierę. Niektórzy jej miłośnicy potraktowali przesłanie dziełka całkowicie dosłownie. W rezultacie pojawił się wysyp piosenkarzy, których występy przyprawiają słuchaczy o ból zębów. Oni jednak wierzą w swój wybitny talent, zwłaszcza że występują publicznie za wcale niemałe pieniądze.
W nowym, XXI wieku, podobną ewolucję przeszło też gotowanie. Każda stacja TV, jeśli chce mieć publiczność, organizuje widowiska kulinarne, w których występują zawodowcy, półzawodowcy i całkowici amatorzy. Dobrze jest, gdy na ekranie dochodzi do awantur, pot (a czasem i krew) się leje, a jurorzy najmocniejszymi słowami ubliżają uczestnikom.
Z tych widowisk korzyści odnoszą niemal wszyscy: stacje TV – bo rosną im słupki oglądalności, jurorzy – bo stają się znani, a ich restauracje zyskują nową publiczność. Wreszcie uczestnicy.
Wprawdzie tylko niektórzy traktują te występy jako wstęp do zawodowej kariery i ci trafiają na staże w renomowanych restauracjach polskich, a nawet europejskich, by potem – zdobywszy doświadczenie i wyższe umiejętności – otworzyć własny lokal lub choćby zatrudnić się w renomowanej restauracji.
Jest jednak cała grupa – i to wcale nie mała – która ciągnie profity wyłącznie z tego, że ich twarze w ciągu krótkiego czasu stały się rozpoznawalne. Błyskawicznie też znaleźli opiekunów i menadżerów z rodzimego tzw. show-biznesu. Objeżdżają teraz miasta, miasteczka, a nawet wsie, gdzie występują w glorii uczestników telewizyjnych widowisk, którzy otarli się o sławy polskiej kuchni i mimo że nie potrafią gotować, epatują publiczność, a na plakatach ich nazwiska figurują opatrzone tytułami: Mistrz Kuchni czy Gwiazda Kulinarna. Taka tura po Polsce daje całkiem niezłe zarobki. Tyle tylko, że rzadko daje się ten sukces powtórzyć, bo publiczność bywa nie w ciemię bita i drugi raz nie ma ochoty płacić za nieporadne pokazy przypalania omleta i niewybredne żarty.
O kolejnej roli tabunów pretendentów do mistrzostwa kulinarnego pisał nie będę zbyt dosadnie, by nie być posądzonym o prywatę. Otóż znaleźli się także i wydawcy, którzy namawiają (a często wręcz sami za autorów piszą) do publikacji książek kucharskich opatrzonych zdjęciami z planu telewizyjnego i przepisami ściągniętymi z internetu. Półki w księgarniach bywają wypełnione takimi dziełami. Ze szkodą dla zawodowych autorów (i to jest właśnie owa wspomniana prywata), ale przede wszystkim dla czytelników.
Komentarze
dzień dobry ….
każdy chce wykorzystać swoje 5 minut …. blogów kulinarnych też tysiące …
Dzień dobry. 😀
Gospodarzu, ten „trynd” w każdej dziedzinie życia, przelewający się z ekranu telewizorni + wieczne powtórki, były dla mnie powodem wyniesienia telewizora do recyklingu. Ostatnio nawet radio włączam dużo rzadziej i wybieram starannie audycje. Jeszcze trochę a okaże się, że włączam je tylko 2 x dziennie w 3 dni w tygodniu, to i radio pójdzie do recyklingu. 🙁 Najbardziej mnie wściekają te debaty na temat „co się dzieje z naszą młodzieżą, że taka głupia i agresywna”. Jaka ma być, gdy od dziecięctwa ogląda agresję i głupotę ?
No, ponarzekałam sobie, to mogę teraz bardziej optymistycznie. 😉 Na dzisiejszy obiad będę miała piękny kawałek łososia, pyszne kartofle (dzięki Tesco, które pakuje jednoodmianowe) i mix sałatkowy. 😆
Życzę miłego dnia a NYC i okolicom, żeby się prognozy pogody nie sprawdziły i była normalna, spokojna zima.
Najbardziej bawią mnie przepisy różnego rodzaju blogerów kulinarnych zatytułowane np. „Pierogi mojej mamy”
Zachęcony czytelnik zagląda do takiego przepisu zaopatrzonego najczęściej nieudolnym zdjęciem. Przepis jakich tysiące w sieci, najczęściej słowo w słowo przepisany z innej strony, z innego bloga czy gazety zamieszczającej przepisy. Zero własnej inwencji, zero umiejętności kulinarnych. Internet pomieści wszystko. Niestety większość programów kulinarnych w Kuchni+ jest kalkami popularnych programów w zachodnich stacjach. Jest przaśnie, swojsko, tyle, że gotowania się nie nauczysz. Najbardziej rozbawiła mnie swojego czasu udzielająca rad właścicielowi pierogarni na Mazurach Magda Gesler, że do ciasta pierogowego nie daje się jajka. Niestety zapomniała biedaczka, że w paru jej przepisach zamieszczanych w różnego rodzaju gazetach jajko występuje. Niestety celebryctwo wpływa na pamięć…
Orco, dzięki za link i pamięć, czekam na ten film. Ostatnio dopadły mnie pewne zawirowania i bardziej pochłonął real (nie sklep), to i zaglądam rzadziej w świat wirtualny. Ale pewnie wrócą pomyślne wiatry 🙂 Pozdrawiam!
Piotrze, poruszony przez Ciebie temat obserwuję już od wielu – niestety – lat. I to, jak słusznie zauważyła Zgaga – w niemal każdej dziedzinie. Technologia ułatwia wiele. Komputery i ich oprogramowanie dostępne niemal dla wszystkich, lawinowo przysporzyło „piewców”, „kompozytów” (to od kompozytorów), „grafikomanów”, „fotopstryków”, „dźwiękostrzelców”, „reżyserologów” itd. Że o katastrofalnej fali tsunami grafomanii nie wspomnę.
Nic zatem dziwnego, że doszliśmy do absurdu. Stacje telewizyjne przeżywają kryzys polegający na braku tematów. Bo jakże inaczej wytłumaczyć fakt np nowego programu pt „Pierwsza randka nago”?
Gdy w latach 50-tych Marcello Mastroianni pokazał się na ekranie filmowym w podkoszulku wywołał głośne protesty.
Koncert The Beatles w Madrycie, w 1965 roku, przebiegał spokojnie i bez specjalnych zakłóceń (wedle życzenia niejakiego Franco), że zacytuję lektora: „…obok niespokojnego młodego elementu, siedziały spokojne rodziny i dżentelmeni z brodami, reprezentanci przedstawicieli pomocy domowej oraz podniecone dziewczęta określane mianem fanek. Ostatecznie długowłosi pojawili się na scenie. … The Beatles przewinęli się przez Madryt bez specjalnego bólu ale i bez specjalnej sławy.” Za to obecnie większa część kinematografii hiszpańskiej zahacza o soft-porno w Technikolorze (żeby tylko). Zemsta za Inkwizycję?
XXI wiek oznacza się nie byle jakim fenomenem: obrodzeniem w profe-sjona-listów. Przy czym tych „-istów” przybywa w tempie geometrycznym.
I tym optymistycznym stwierdzeniem udaję się do kuchni.
Piotrze, poruszony przez Ciebie temat obserwuję już od wielu – niestety – lat. I to, jak słusznie zauważyła Zgaga – w niemal każdej dziedzinie. Technologia ułatwia wiele. Komputery i ich oprogramowanie dostępne niemal dla wszystkich, lawinowo przysporzyło „piewców”, „kompozytów” (to od kompozytorów), „grafikomanów”, „fotopstryków”, „dźwiękostrzelców”, „reżyserologów” itd. Że o katastrofalnej fali tsunami grafomanii nie wspomnę.
Nic zatem dziwnego, że doszliśmy do absurdu. Stacje telewizyjne przeżywają kryzys polegający na braku tematów. Bo jakże inaczej wytłumaczyć fakt np nowego programu pt „Pierwsza randka nago”?
Gdy w latach 50-tych Marcello Mastroianni pokazał się na ekranie filmowym w podkoszulku wywołał głośne protesty.
Koncert The Beatles w Madrycie, w 1965 roku, przebiegał spokojnie i bez specjalnych zakłóceń (wedle życzenia niejakiego Franco), że zacytuję lektora: „…obok niespokojnego młodego elementu, siedziały spokojne rodziny i dżentelmeni z brodami, reprezentanci przedstawicieli pomocy domowej oraz podniecone dziewczęta określane mianem fanek. Ostatecznie długowłosi pojawili się na scenie. … The Beatles przewinęli się przez Madryt bez specjalnego bólu ale i bez specjalnej sławy.” Za to obecnie większa część kinematografii hiszpańskiej zahacza o soft-parno (Wy już wiecie co) w Technikolorze (żeby tylko). Zemsta za Inkwizycję?
XXI wiek oznacza się nie byle jakim fenomenem: obrodzeniem w profe-sjona-listów. Przy czym tych „-istów” przybywa w tempie geometrycznym.
I tym optymistycznym stwierdzeniem udaję się do kuchni.
Ciast na pierogi jest zapewne tyle rodzajów (-ji?) co pierogów. Ciasto podobne do Misiowego (z gorącą wodą) występuje w Irlandii, ale bez jajek. Ja sama robię ciasto na pierogi tylko z mąki i mleka.
Każdemu wolno kochać, jak mawia mój szwagier
tak ogólnie dziennikarstwo też ma się źle bo każdy może być dziennikarzem na różnych portalach a z wiadomości z twittera robi się wiadomości w tv …
bjt życzę Ci by szybko wróciły pomyślne wiatry …. 🙂
ja dziś serwuję brukselkę z boczkiem z patelni … w grudniu miałam fazę na mandaryki, które jadłam codziennie a teraz mam fazę na granaty więc posypię ziarenkami granata i natką ten specjał z patelni …
Czasami oglądnie telewizji bywa pożyteczne. Ostatnio w niemieckiej telewizji oglądałem program o kucharzu założycielu lokalu gdzie podaje się danie jednogarnkowe, obiad składający się z samej zupy. Zupę podaje się w małym emaliowanym garnku z pokrywka. Wyglądało to świetnie. Codziennie inna zupa:
http://www.derwesten.de/staedte/duisburg/suppe-zeigt-eine-gewisse-haltung-id9610288.html
Agresywna młodzież gotuje, śpiewa i tańczy w garażu. Najbardziej oburzył mnie niecny proceder ogłupiania i demoralizowania babci, być może nawet nie swojej własnej.
Drogi panie Piotrze – każdy musi od czegoś zacząć, a święte krowy polskiego kulinarnego półświatka także lubią sobie coś z internetu skubnąć.
Robert Sowa i Monika Goździalska to Mistrz Kuchni i Gwiazda Kulinarna czy kara boska? 🙂
Obejrzany film:
http://www1.wdr.de/mediathek/video/sendungen/lokalzeit/lokalzeit-aus-duisburg/videokostenlosesuppenvomsternekoch100.html
kiedy jest tłusty czwartek? …. bo wysyp przepisów na paczki na każdym blogu kulinarnym …
jutro zrobię gar zupy jarzynowej z wkładką zainspirowana Misiem …. 😉
Jolinku, w tym roku 12 lutego.
Małgosiu dziękuję …..
Misiu, jak robisz swoje słynne pierogi? Bo nie wiem, a wszyscy pieją, więc chciałabym wiedzieć!
Żabo, to mleko ciepłe czy zimne?
Tośmy się Jolinku51 prawie zdublowały. Też posypałam ziarenkami granata ino sałatkę z sałaty, papryki, pomidorów świeżych i suszonych na słońcu, fety i plasterków kurczaka. A to wszystko w oliwie z dodatkiem trufli i winegratu. Dobre.
Placku – to nie tylko kucharz tańczy. Operator też.
Zupy są nadzieją ludzkości.
Wczoraj uratowałam ludzkie życie przy pomocy krupniczku ugotowanego na fragmencie kadłuba dawno upieczonej i zjedzonej gęsi. Mój pan rehabilitant przyszedł w charakterze Chłopca z Deszczu, trzęsąc cię i szczękając zębami. Oczka zapadały mu w głąb człowieka. Zaordynowałam zupkę. Już w trakcie spożywania odzyskał normalny, ludzki wygląd.
Mówię Wam, zupy to potęga.
Ten włoski kucharz nazywa się Wieliczko.
Obejrzałam do połowy, bo tak niedobrego montażu nie widziałam dawno. Montażysta musiał być kompletnie głuchy na muzykę.
Filmy robić też każdy może, niestety.
Kawałek gęsiny doskonale wpływa na smak wielu zup. Wydaje mi się, że przynajmniej skrzydła gęsie można kupić na stoiskach z drobiem.
Jedzenie zupy z rondelka to nic odkrywczego, przynajmniej w domowym zaciszu. W restauracji może uchodzić za oryginalne.
Zabieram się bez entuzjazmu do robienia ciasta na pierogi. Zawsze robiłam z jajkiem, a dziś bez, głównie w tego powodu, że ostatnie wiejskie jajka chcę wykorzystać do jutrzejszych faworków, a pani z jajkami przyjedzie dopiero w piątek. Z konieczności więc wypróbuję ciasto bez jajek. Farsz tradycyjny, czyli mięso z kapustą kiszoną i suszonymi grzybami.
Dzień dobry 🙂
Dzisiaj rosół wołowo-drobiowy z kurzęcą nogą i makaronem kupnym. Czy Wy też tak macie, że rosół to nie zupa?
Piecuch jestem i zasiedzialec. Nie miałabym odwagi na takie dalekie, egzotyczne wyprawy. To chyba trochę tak, jak ze smokingiem w trzecim pokoleniu 😉 Brak tradycji, nikt w rodzinie nie podróżował z własnej woli i dla przyjemności.
Węża nie, ale szczura mogłabym.
Trzymam palce za podróże wszystkich wiercących się Blogowiczów 🙂
Ciasto na pierogi to robię tylko z żółtkami (1 lub 2 na ok, pół kg mąki z dużą ilością glutenu), zaparzane wodą wrzącą. Długo wyrabiane, potem pół h odpoczynku. Ci, co jadają twierdzą, że nie jedli równie dobrych.
Nisia – „montaż” to komplement na wyrost. To jest po prostu „posklejane”. Pamiętasz efemerydę pt „oprawca muzyczny”? No to ten ktoś dokładnie skatował.
Krystyno, jakie mieso dodajesz do pierogow ? Ja robie z miesa na rosol, bo moja Mama tak robila. Czas chyba abym cos zmienila.
Bjtko , zoltko dajesz po zaparzeniu ? Pytanie pewnie naiwne, ale ja musze miec wszystko klarowne.
Dzień dobry. U Nowego śnieg daje popalić, NYC nie dostało za bardzo w kość. Oglądam NBC dziennik (07:00)
Nikt nie jeździ, wszystko pozamykane, lotnisko La Guardia też. A śnieg sobie pada…
Dzisiaj krupniczek na kościach i „z wkładką”, eintopf.
Niech żyją zupy, zwłaszcza zimą 🙂
Tak Elu, dodaję żółtka już po wstępnym zarobieniu mąki z wodą. Oczywiście jeszcze sól. Babcia dodawała do tego ciasta odrobinkę, malutko masła lub oliwy, czasem też tak robię, ale czasem nie, nie ma dużej różnicy. Wałkuję, gdy odpocznie w misce pod przykryciem, robię to na granitowym blacie silikonowym wałkiem. Robi się szybko, ciasto jest miękkie, elastyczne i daje się cienko wałkować.
Jolinku, dzięki 🙂
Nisiu, obojętnie, powiedzmy temperatura pokojowa, żeby w rączkę zimno nie było 🙂
A ja robię zupę sałatkową. Pewnie to nic odkrywczego, ale po świętach zostało nam nieco półfabrykatu sałatkowego, czyli pokrojone w kostkę jarzyny, co to tylko trzeba było dodać majonez i już była sałatka. Jadłyśmy tę sałatkę i jadły, coraz to nowe porcje (niby miało jej być niedużo, na nas dwie raptem, ale jakoś tak się zrobiła spora miska), aż moja siostra doszła do wniosku, że może ten półfabrykat już zbyt długo stoi w lodówce. Ona bardzo przestrzega wszelkich terminów waqżności, więc dla jej spokoju wymyśliłam (a może wymyśliłyśmy wspólnie), że trzeba te jarzynki przegotować i zrobić zupę. Poczym pomyślałyśmy więcej i podreptalyśmy do sklepu zakupić nowy blender, żeby tę zupę skremować (uff, słowo niefortunne!) i zjeść ją z groszkiem ptysiowym. Groszku w Połczynie nie było, ale blendery jak najbardziej w moim ulubionym sklepie ABC do wyboru i koloru. Zupa wyszła nad podziw udana a zamiast groszku zasmażyłam na patelni grzanki z pokruszonych sucharków.
Wczoraj kupiłam, z myślą o małym piesku, porcje rosołowe i doszłam do wniosku, że trzeba je ugotować a nie skarmiać surowe, za to rosołem polewać psie chrupki, to i duże psy się ucieszą. W efekcie mam kilka litrów całkiem przyzwoitego rosołu, jarzynki z tegoż, no i ugotowane kosteczki. Psy nie chcą jarzynek, wyrzucić szkoda, więc robię sobie kolejną zupę salatkową. Przecier się gotuje a w nim kartofle pokrojone w kostkę (na przyszłość ugotuje je w rosole 🙂 ), groszek dorzuciłam z małej puszeczki a zamiast kiszonych ogórków doleję nieco wody spod ogórków, została mi w dużym słoju. I będzie tak zwana zupa z gwoździa 🙂
A, Nisiu, masła też trochę daję.
Z ciasta pierogowego, które zostało po zrobieniu pierogów (i to było takie z jajkami), po zagnieceniu z masłem, robiło się u nas kluski zwane „łykaskami”. Głównie robiła je Ciocia Mycha, placki ciasta kładła na dłoni i nożem odkrawywała wąkie paseczki wprost do garnka. Ja tak nie potrafię, ciasto (jajeczne lub nie) kładę na deseczkę i na deseczce odkrawuję możliwie wąskie paseczki i do garnka wrzucam hurtowo. Wyglądają podobnie.
Okazało się, że woda po ogórkach nadaje się do wylania za okno, więc otworzyłam nowy słoik, pokroiłam trzy ogórki, wrzuciłam do zupy i jeszcze z rozpędu dolałam połowę wody (słoik był tym razem litrowy). Skosztowałam – za kwaśne. Dodałam dwie duuuże łyżki śmietany od krowy i jeszcze dolałam mleka. Teraz jest DOBRZE.
Zagotować i odstawić. Na wydaniu można…., nie lepiej już nic nie dodawać. A, jarzynki były oczywiście traktowane blenderem w rosole, co to piesom od pyska odjęłam 😉
Zapomniałam napisać o zielonej pietruszce i koperku dodanych w okolicach groszku. W wersji pierwotnej było jeszcze winne jabłko, jak to w prawdziwej sałatce.
No proszę, masło do ciasta pierogowego, to ci dopiero.
Echidno, „oprawca muzyczny” to bardzo szlachetny zawód. Trochę śmiesznie brzmi, ale ci ludzie potrafili nadać ostateczny szlif filmowi (w moim przypadku – dokumentom i reportażom). Czasem dobrze dobrana muzyka moze uratować sytuację: miałam kiedyś taki przypadek, że podczas zdjęć lotniczych była chmurna pogoda i bohater mojego „kina”, mały cudny dwupłat latał bez słońca. „Oprawca” dołożył taką muzyczke, że, przysięgłabyś, zaświeciło słońce dokładnie w odpowiedniej chwili. Dobry oprawca to skarb i wszystko co najlepsze. Nieskromnie mówiąc: sama nieźle oprawiałam.
Ale mam sklerozę. Sama dodałam masło do ciasta na uszka wigilijne. Stało obok i tak mi jakoś podeszło pod rękę… Efekt był wyśmienity. Muszę zapamiętać.
Misio też dodaje masła. I żółtka bez białek.
Biere sie za robote.
Bliny za mną chodzą, tup, tup, tup…
Tylko mąki gryczanej nie mam, kawioru też nie dwieźli, ale mogą być ze smietaną, albo śledziem
W 1914/15 zima też była nijaka, naprzód długo nic, potem trochę, szybko się ociepliło tak, że dzrzewa pąki puściły, a potem śnieg i wyśmienita sanna. To wedle Zapisków z Twierdzy Przemyśl”. Placek pewnie będzie pamiętał z autopsji, a i autor nie będzie mu obcy 🙂
Nisiu. W Krakowie w latach siedemdziesiątych był taki spec od muzyki, który ratował najgorsze materiały. Kiedyś przychodzę do niego z gotowymi propozycjami muzycznymi i… półlitrówką (taki był konwenans)
Rzucił okiem i mówi – przyjdź za godzinę. Przesłuchuję potem materiał, mojej muzyki ani śladu! Dał co innego, ale trafił w dziesiątkę. To było TO!
Były fachury, były…
Jest taka góralska przyśpiewka:
„Byli chłopci byli, ale sie minyli
I my sie minieymy, po malućkiej kwili”
Bejotko dziekuje za detale.
Dzień dobry,
Trochę napadało, ale bez przesady. Tutaj to klęska, ale tego nawet nie ma pół metra. Oni uwielbiają wyolbrzymiać takie zdarzenia, coś się w końcu dzieje.
Dawno temu mieszkałem w górach Kolorado, okolica jak u Nemo. Takie opady są tam codziennością i mieszkańcy dają sobie z tym radę nie stosując soli ani żadnej chemii. Nawet na szosach, prawo zabrania.
Kiedyś prosiłam kolegę, żebyśmy pojechali na występ Jana Pietrzaka do Rhode Island (z New Jersey). A on (mieszkajacy już z dziesięć lat w USA) mi na to: „nie da rady, bo w nocy spadło dwie inczi śniegu a na Łoszington Brydżu są tylko dwie lajny czynne.”
Znajomy Włoch mi mówił, że jak zapowiedzą choć najmniejsze opady sniegu (w New Jersey) to z jego sklepu znika cała kawa i cukier. Dlaczego akurat kawa i cukier (a miał mięso i Italian Goods) tego on sam nie rozumial.
Z wiadomości podawanych w tv wynika, że od 2 dni ludzie się biją w sklepach, wykupują, co się da, bo nadchodzi dzień apokalipsy. Kolejki i szarpaniny w sklepach pamiętam z innych czasów…
elap,
ja także wykorzystuję mięso z rosołu albo innej zupy, czyli wszystkiego po trochu – wołowiny, indyka, kurczaka. Ale najbardziej smakują mi pierogi wigilijne, gdzie farsz wykonany jest z ugotowanej kapusty kiszonej i suszonych grzybów. Składniki są drobno posiekane. Natomiast farsz do pierogów z kapusty i mięsa przepuszczam przez maszynkę.
Dzień dobry. Dzisiaj późno, bo dzisiaj pracowała moja Królowa Krasnoludków. Kiedy Ola sprząta, to ja nie mam prawa kręcić się „pod nogami”, więc siedzę kamieniem przy kuchennym stole.
Na obiad był bardzo dobry sos chrzanowy z resztką indyka i z duszonymi z masłem kartoflami, na deser wafelki orzechowe.
Wybiłam ten sos na pierwszym miejscu, bo Młodsza nie znosi ani tłuczonych ziemniaków, ani białych sosów, ja lubię i robię wtedy, kiedy ona nie je obiadu w domu. Taka niewinna partyzantka. Flaki będą jutro, bo właśnie paczka rozmarza – potem jeszcze ze dwa razy zblanszuję, a jeszcze później będę gotowała. Młodsza jutro ma łososia z rzodkiewkami – flaki jadam sama, a gotuję kiedy Dziecka nie ma w domu i potem wietrzę kuchnię (ona nie znosi zapachu, a mnie nie przeszkadza).
A Gospodarz mówi świętą prawdę – amatorszczyzna w różnych dziedzinach bije po oczach i uszach. Nie ma to nic wspólnego z pięknym ruchem amatorskim, z którego co i raz ktoś bardzo dobry albo biegły zasilał szeregi zawodowców.
Kilo mąki tortowej.
Cztery żółtka
Dwie i 3/4 szklanki wrzątku.
Masła 1/4 kostki
Do mąki dodać żółtka i wymieszać ręcznym blenderem tak by w mące nie było ani jednej wyczuwalnej grudki.
Dołożyć pokrojone masło.
Wlać wrzątek
Bardzo dokładnie wymieszać. Jak ktoś ma mocny robot z miską typu Kitchen Aid albo Kenwood to mu łatwiej. Jak nie ma tak jak ja, to mu też łatwiej bo używam wiertarki i mieszadła z kwasówki do betonu. Jak kto nie ma, to niech wyrabia ręcznie. Spali trochę kalorii. Potem z nawiązka je odzyska.
Jak ciasto wyrobione to może z niego robić co chce.
Najpierw z pół godziny musi poczekać zawinąwszy ciasto w foliową torebkę.
Z ciasta można zrobić pierogi. Mnie wychodzi trzy i pół kilo.
Można zrobić bardzo dobry makaron domowy. Jak komuś nie pasuje delikatny makaron to może kupić mąkę durum i dodać mniej wrzątku. Będzie al dente .
Można zrobić tagiatelle . Można zrobić płaty do lasagne.
Ciasto wałkujemy i kroimy na prostokąty. Jak się prostokąty wytnie to można je ugotować we wrzątku a potem wrzucić do zimnej wody. Potem z wody wyjąć i lekko osuszyć.
Jak się osuszy można poprzekładać mięsem a la bolognese i polać beszamelem i posypać ementalerem, a jak kogoś stać, to może być parmezan na dodatek. Jak ktoś lasagne z własnego makaronu nie robił to niech spróbuje i zauważy jak smakuje z własnego. Ważne , żeby dobre czerwone wino kupić do sosu a to co zostanie do wypicia .
Ostatnio zrobiłem i wszystkim smakowało. Nawet tym co do Italii jeżdżą i prawdziwe próbowali. Mówili , że moje lepsze 🙂
Każdy śpiewać może…
Gospodarzu,
z tej strony Wielkiej Kałuży donoszę, że czasy Julii Child, Jeffa Smitha i jeszcze paru fajowych szefów kuchni, prowadzących programy kulinarne, minęły. Teraz kuchcić każdy może i tych programów nie brakuje, ale żaden mnie nie przyciąga, bo nie ma czym. Żadna telewizja śniadaniowa nie obejdzie się bez „kącika kulinarnego”, wiele tok szołów, zwłaszcza tych skierowanych do kobiecej widowni, nie obędzie się bez części kulinarnej. Jest moda na gotowanie i wielu ludzi chce na tym upiec pieczeń, zapominając o pieprzu i soli. No i setki książek kucharskich, w tym spora ilość gwiazd z różnych dziedzin.
Pożyczyłam Zgadze Wittlina; dzisiaj otrzymałam zwrot, książkę, przemiła kartkę i CZTERy tabliczki czekolady Ritter Sport; wiadomo, że to moja ulubiona. Młodszej też. W związku z powyższym potraktowała przesyłkę, jako ciężką krzywdę: czy Małgosia nie wiem, że ja się odchudzam? Czy ona tak specjalnie?. A gdzież by specjalnie – Małgosia jak zawsze!
bjk,
Zycze odwirowania przy muzyce z filmu „Dzika droga”. Pat Metheny Group wykonuja „Are you going with me”.
Bez przerw na reklamy 🙂
https://picasaweb.google.com/112949968625505040842/SoundtrackFromTheMovieWild#6109004347045880514
Postanowiłem skleić Idę, Hiszpankę i Dziką Drogę z fragmentami Mojej Pijanej Kuchni. Cierpień mam po dziurki w nosie, a Le French Toast przypomina mi, że nadal żyję, w dodatku z tak ogromną ochotą na sałatkę po starosamborsku, że aż mnie podpęciny bolą.
Toast jest obowiązkowy, całe 4 minuty z hakiem.
Wiem, że obiecałem nikomu o tym nie mówić, ale słowa do piosenki Help same się nie napisały. Podobnie było z muzyką. Chyba nikt nie wierzy, że tych czterech niedouków potrafiło cokolwiek spłodzić. Najbardziej boli to, że nawet w Wigilię nie zadzwonią. Paul i Ringo to zwyczajne……………….
Nisiu – Chętnie obejrzałbym coś godnego podziwu 🙂
Gospodarzu – Proszę się uśmiechnąć bo jedynie o to mi chodzi. Pal diabli książki, wydawców-złodziei, a projektantów okładek także bym w smole wytarzał gdyby nie to, że to wszystko marność.
Żabo – dziękuję za promyk słońca na tym padole płaczu. To prawda, że zimy 1914. roku nigdy nie zapomnę. Całuję konie, psa i resztę inwentarza.
Moja siostrzenica przysłała mi książkę kucharską, która powstała tak: przed świętami pracownicy TNS z pięciu krajów przysłali przepisy na najtypowsze według nich dania kraju w którym pracują i tak powstała ta „książka” – 50 dań z pięciu krajów. Nie jestem pewna tej reprezentatywności, bo np. polskie pierogi miały być zabarwione na czarno! Nie bardzo jak mam ją opublikować, myślę, że wyślę maila do Alicji a ona już jakoś chytrze ją gdzieś wklei. Do Gospodarza też, żeby miał nieco rozrywki 🙂
Ślij, Żabo.
P.S. żadnego kopyrajtu się nie dopatrzyłam 🙂
wysłałam
Oj, Placku, to był „Notatnik z Twierdzy Przemyśl 1914-1915”
Żabo,
mam, ale zamieszczę później, czyt. jak Jerzor przyjdzie, bo ja nie wiem, jak to przerobić na odpowiedni format.
Jak czekało od Świąt to jeszcze trochę może 🙂
Nie wiadomo dlaczego w mieszkaniu odczuwa się chłód – niezbyt dokuczliwy, ale jednak dziwny. Temperatura ok 0 na zewnątrz, wewnątrz 20 stopni, okna szczelne, a stopy mam zziębnięte. Wypiję kusztyczek jeżynówki – za pamięć.
Skoro było o pierogach Misia to koniecznie muszę przypomnieć naszego mistrza przy pracy:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6028239950312988017/6028240555570112674?pid=6028240555570112674&oid=104147222229171236311
Danuśka – Wędkarz jeszcze na połowach?
Misiu, mam Kitchen Aida, będę pierogować. Jakbyś chciał po koleżeńsku beton na domek ukręcić, to ten mikser też poradzi. Boska maszynka.
Każdemu wolno kochać,jak mawia szwagier Żaby.
Śpiewać każdy może,jak przypomniał dzisiaj Gospodarz.
Zapewniam Was jednak,że nie każdy może tańczyć tak jak Gruzini z baletu „Sukhishvili”.
Co za temperament,co za umiejętności,co za chłopaki !
https://www.youtube.com/watch?v=722OJ22YLM4
Podczas dzisiejszego wieczoru było też tak:
https://www.youtube.com/watch?v=xK720pTWTEA
Po spektaklu byłyśmy zgodne z kuzynką Magdą,że teraz szary i mżysty styczeń wcale nam nie straszny.Ci tancerze podarowali nam super dawkę energii na najbliższe dni 🙂
Tak,Pyro Wędkarz nadal wędkuje,a ja jak widzisz też jakoś sobie radzę 🙂
Danuśka – też byłam swego czasu zauroczona tancerzami kaukaskimi (zespół pieśni i tańca kaukaskiej grupy wojsk AR). Oni mają w tradycji jeszcze tańce wojenne, o których Europa już zapomniała. „Taniec z szablami” Chaczaturiana to impresja na ten temat. Jest ich wiele, bo każda z narodowości ma swoje. Niektóre męskie tańce bałkańskie i szkockie najprawdopodobniej wywodzą się z tańców wojennych, ale dzisiaj to trudno dowieść.
Nikt tak pięknie nie opisał ruchu kuli w cieczy lepkiej jak Joannem Jacobum Stock. Moim zdaniem 🙂
Za pamięć.
Tak,Pyro masz rację-tańce wojenne stanowiły dużą część tego dzisiejszego występu.
Proszę zerknąć – u mnie działa:
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Connected-Xmas-Cookbook-PL.pdf
Alicjo-działa,podziękowania dla Ciebie,Żaby i Jerzora 🙂
Te czarne pierogi z łososiem,to rzeczywiście zagwozdka….
Tak,czy inaczej czeka nas ciekawa lektura.Kiedyś „Gazeta Wyborcza” drukowała wkładki
kulinarne z kuchniami świata i przepisami świątecznymi z całej Europy.Mamy zebrane w podręcznym segregatorze.
U nas są mistrzostwa świata w bojerach, są i Polacy, bardzo dobrzy. Se zerknijcie 🙂
http://www.zagle.com.pl/regaty/bojerowe-mistrzostwa-swiata-i-ameryki-polnocnej-wyniki-po-drugim-dniu,3_15445.html
Osioł dziennikarz nie wie, że u nas nie ma „stanów”? Źle odrobione zadanie domowe…
„U nas” znaczy – w Kingston 🙂
Nie zazdroszczę chłopakom silnych wiatrów i mrozu…
Witajcie,
Czasem mniejsza o te przepisy celebrytów, ale miejsca w których gotuja bywają inspirujące do podróży. Tak dzięki Makłowiczowi trafiłam do Ochrydy, Koszyc czy Osijeka.