Relacja czy kreacja, czyli o istocie dziennikarstwa
To pierwsza książka sygnowana nazwiskiem Ryszarda Kapuścińskiego, którą mam w swojej bibliotece bez autografu i dedykacji. Jest to bowiem druk dziwny. Słowa Ryszarda Kapuścińskiego, ale zapisywane przez innych ludzi.
„To nie jest zawód dla cyników” (wyd. PWN i Agora) jest zbiorem wykładów wygłaszanych przez Ryszarda dla słuchaczy włoskich, a przede wszystkim dla młodych dziennikarzy latynoskich oraz wywiady z wielkim reporterem przeprowadzone przed laty i publikowane w prasie argentyńskiej oraz włoskiej. Tematem całości jest dziennikarstwo, a właściwie sposób jego uprawiania.
O swojej działalności pedagogicznej Ryszard Kapuściński opowiadał mi wielokrotnie, bo trwała ona przez wiele lat w czasach, gdy obaj pracowaliśmy w jednej redakcji. Do tej działalności zaprosił go Gabriel Garcia Marquez, uważając, że upadkowi dziennikarstwa latynoskiego może zapobiec tylko kontakt z kimś tak wybitnym jak polski reporter.
Zapiski z wykładów opublikowane zostały w języku hiszpańskim, którym Ryszard biegle władał, i wydane w nakładzie 40 tys. egzemplarzy, a potem rozdawane studentom bezpłatnie. Polska wersja jest pierwszym i rozszerzonym o włoskie teksty wydaniem.
Książkę uzupełnia m.in. posłowie pióra Adama Michnika, w którym czytamy: „W swym pisarstwie był ascetycznym wyznawcą czystości języka i śmiertelnym wrogiem cynizmu oraz zakłamania. Powtarzał uparcie, że warunkiem dobrego pisarstwa dziennikarskiego jest ludzka dobroć i życzliwość wobec bliźnich. Tak niewiele, a jakże wiele”.
Zaś – dziś uznawany już za klasyka reporterki ze świata – Wojciech Jagielski dodaje: „Kapuściński dowiódł, że dziennikarstwo może zbliżyć się do sztuki. Chciał poznawać, rozumieć, dopiero potem wyjaśniać. Miał w sobie nienasycona ciekawość świata, któremu przyglądał się z zadartą głową, nigdy z góry. Zabierał czytelników w podróż, brał ich za rękę i razem z nimi szedł w nieznane. I marzył do końca swoich dni – pewnie dlatego pozostał wiecznie młody”.
Przedstawiam i polecam tę książkę miłośnikom twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, choć wiem, że jest ona wydana przede wszystkim dla młodych dziennikarzy. Podejrzewam jednak, że ci niechętnie uczą się od takich mistrzów.
Niech więc choć czytelnicy dzisiejszej prasy i odbiorcy dzienników telewizyjnych zapoznają się z dziełem, które pomoże im zrozumieć, dlaczego gazety, tygodniki, radio i TV tak często ich denerwują zamiast po prostu informować i pomagać zrozumieć współczesny świat. Media bowiem winny relacjonować, a nie kreować (co robią nagminnie) rzeczywistość.
Komentarze
Z ciekawością przeczytam, jeżeli będę miała okazję. Cenię sobie niezmiernie teksty R. Kapuścińskiego, do „Cesarza” wracam co najmniej raz w roku i do „Kirgiz zsiada z konia” i do innych tytułów – dla języka, opisu, warsztatu i skromności Autora. A są to książki smutne, bo opisują świat zrewoltowanej nędzy, upadłej (lub upadającej) wielkości, niedostatków zrastania, stawania się, upartej nadziei. Smutne, ale nie pogardliwe, czy europocentryczne. Mało kto, jak Kapuściński, docenia ludność i ludzkość jako pewną całość i wspólne dziedzictwo.
Pyro,
najlepsze życzenia imieninowe – zdrowia i pogody ducha ! 🙂
Jakie jest polskie dziennikarstwo – każdy widzi i słyszy. Przeważnie ręce opadają. Na szczęście reportaż prasowy ma się dobrze i do starszej generacji dołączają świetni młodzi dziennikarze. Tylko że to jednak jest margines.
Jarutko! Od gorących zwolenników – wiele lat w zdrowiu! Żebyśmy mogli kontemplować Twoje nalewki do końca świata! Jesteś nasza Gura (rodz. żeński od guru) o czym dobrze wiesz! Trzym się najpyrsza Pyro!!
Wszystkiego najlepszego Pyro!
Pyro, wszystkiego najlepszego .
Hejże ha! Dziękuję, tyle, że Pyra nie imieninowa, a postarzała. Tfu, wypluj te słowa : dojrzała o kolejny roczek.
Po 3 dniowym zamieszaniu, w tej chwili cisza w domu – przyjezdne Dzieci odsypiają, przyszywany Wnuk poszedł do krewnych, pies śpi. Całe szczęście, bo trzydniówka w zupełności wystarczyła mi za karnawał z postem. Przed chwilą skończyłam czytać wywiad – rzekę z Michnikowskim, a wrażenia opiszę jutro.
Plurimos Annos Pyro 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=lTjFZxxAI-8
Pyro dojrzalsza, najlepszego!
Pyro, urodzinowo zycze Ci zdrowia i wszelkiej pomysnosci.
Pomyslnosci
Zanim opowiem o Michnikowskim, jedna u Niego podczytana mądrość : pan Wiesław twierdzi, że Jego życie wyznaczają trzy piosenki; w kolejności:
– „Bo we mnie jest sex, gorący jak samum…”
– „Wesołe jest życie staruszka”,
– „Do zakopania jeden krok…”
U Michnikowskiego trzy piosenki wymierzają życie:
– Bo we mnie jest seks, gorący jak samum…
– Wesołe jest życie staruszka….
– Do zakopania jeden krok…
Pyro ślę uściski urodzinowe. Zdrowia, pomyślności, radości i uśmiechu na co dzień.
Eh, ja się wiecznie szczerzę, Małgosiu.
Podwójny wpis jest dlatego, że ten nieco obszerniejszy nie ukazał się od razu – przepadł gdzieś. Więc uprościłam i zmieniłam pisownię jedynego, „wrażliwego” słowa; tymczasem z opóźnieniem przyszły obydwa.
Pyro – wszystkiego najlepszego!
https://www.youtube.com/watch?v=mp8aPfhzK7U
https://www.youtube.com/watch?v=8IJzYAda1wA
Pyro, wszystkiego najlepszego!
Pyro, radości i zdrowia na co dzień
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/1462951_505051459609865_1014095777_n.jpg?oh=bff87e82ba56d7c2f2e6c34fa6798791&oe=553AD738&__gda__=1425603345_808af41f64eef893ee5733ac8a5a36c3
Lubię hiacynty i Was wszystkich też lubię. Jeszcze raz dZiękuję za życzenia. Pijemy „czarnego” burgunda, który został od kolacji i bardzo nam dobrze, czego wszystkim wzajem też życzę.
Pyro,
Przyjmij tez ode mnie najlepsze zyczenia z urodzinowymi usciskami! Niech Ci się dzieje jak najlepiej, a dla ułąwienia tegoż dziania się niech lotek też o Tobie pamięta, chociaż raz, a dobrze!
Twoje zdrowie hiszpańskim tempranillo. Wino dobre to i na zyczenia musi być skuteczne!!!
🙂
Pyro – Wszelkiej pomyślności. Dobranoc 🙂
Ach, jechać, jechać gdzieś nam…
Gwoli pełności: Pyrze najlepsze życzenia w dniu urodzin!
Zdrowia i szczęścia należytego życzyliśmy przed chwilą oboje „per drut”, bo niedawno dopiero włączyłem laptopa.
A tak: po świętach.
Nie były to, z naszej przynajmniej strony, jakieś ekscesywne dni, ani nie czyniliśmy jakichś wyjątkowych wkładów w te dni. Nie, wszystko odbyło się na wystarczających obrotach, ale nie u nas tym razem. Ambicja córki nie pozwala, aby robić te wieczory już teraz nie u niej. A – że były nas trzy strony –
– bo było małżeństwo z ośmioletnią córką, wraz z teściową/babcią, to z tuzinem potraw nie było problemu. Każda strona coś miała.
Wracaliśmy jak należy, tzn trzeźwi, a nazajutrz, poszliśmy na sumę, a potem zjedliśmy na objad pozostałe postne pierogi z kapustą i z grzybami, a do tego nasza postna kapusta , też z grzybami. Po południu byliśmy u tych przyjaciół, z którymi byliśmy już wczoraj. Było ciasto na mące orkiszowej, bo tam tak jest. Byli też i nasi, też tak jak wczoraj.
Wczoraj natomiast, naprawdę wczoraj, w drugie święto byliśmy najpierw na śniadanie u córki (32 km), a w okolicy objadu zjedliśmy doskonały rosół. Potem pojechaliśmy, do mojego brata, gdzie byli dwaj jego synowie z żonami i pięciorgiem wnuków.
Ludzie, to bylo to!
Skutki włamania się do schowka z urodzinowymi nalewkami
Po wigilii i po świętach
Pyra nadal uśmiechnięta
Bo od rana
Proszę Pani, proszę Pana
Zdrowie wznoszą znakomicie
Z życzeniami i w zachwycie
Przyjaciele i Rodzina
Radek co ogonkiem coś wczynia
Urodziny to rzecz święta
I na codzień i na święta
Niech nam Pyra zdrowo żyje
– tutaj rzucam się na szyję
Bo choć krótkie nóżki mam
To podskoczyć radę dam
Echidna
A tera idem do wiśni…circa-about 10 kg
Jeszcze raz wszystkim „życzącym”, przesyłającym wiersze, piosenki i filmy i mnóstwo dobrych życzeń serdecznie dziękuję. Matrosy wyjechali po dość wczesnym śniadaniu, bo jutro kochany Zięć obejmuje swoją dwutygodniową wachtę, a i na Rybę czeka robota. Młodzian, którego mi zostawiła do pomocy i wyprowadzania psa – p. Ola, jeszcze śpi i zaraz wparuję do jego pokoju z karną ekspedycją. Co to jest, żeby 14-latek bawił się komputerem do północy, a potem spał do południa?/ W ogóle mam o nim znacznie gorsze zdanie, niż jego Matka. Owszem – jest miły (przymilny) i niby nic paskudnego nie robi, ale i nic pożytecznego. Miał codziennie przez kwadrans powtarzać słówka angielskie i tego nie robi, miał trzy dni temu wynieść śmieci, bo jest góra opakowań, butelek, pudeł i pudełek i do teraz nie wyniósł; codziennie popołudniu idzie do swojej ciotki i kuzynów, skad wraca ok dziewiatej wieczorem i już tylko zabawki elektroniczne go bawia. Oj, niedobrze. Klawisz”alt” mi się zbuntował i „a” nie ma ogonków.
Nie dziękuj, wyznam Ci szczerze…
Pyro, teraz znowu mi siadł telefon odebrany z naprawy, nie mogłam się wczoraj dodzwonić, ale, o dziwo, pamiętałam. Ściskam Cię obiema żabimi łapami i popieram wszelkie Twoje marzenia!!!
No cóż, śmieci powynoszone, młodzian napomniany na okoliczność słówek angielskich, ok 14.00 wybiera się do kumpli na turniej nowej gry komputerowej, zje coś w domu kolegi. Wróci i też go głodem nie będę morzyła; jedzenia wystarczyłoby na całą drużynę harcerską.
Piraci Karaibów wpraszają się do stołu, a co!
Detektywi cyfrowej Polityki wytropili, że niejaka Alicja dobija się z innego IP, bo nie z domu przecież, i zablokowała mnie.
Na pohybel im, nadgorliwcom, dałam radę!
Relacja i kreacja będzie potem, bo muszę odespać.
Wesołych Świąt poświatecznie – a przed Sylwestrem 🙂
Żabo – wczoraj na stole była Twoja grecka konfitura i jarzębina do mięsa. Dzwonisz, nie dzwonisz i tak jesteś obecna na Tysiąclecia.
Pyro-ze swoimi urodzinami masz zdecydowanie lepiej niż Ewy i Adamowie z imieninami w Wigilię 😉 I na dodatek popatrz,jak pięknie Twoje osobiste święto przedłuża Boże Narodzenie.Oj,niezłego psikusa sprawiła nam historia-najpierw przyszedł na świat Jezus,a parę wieków i kilka dni później pojawiła się na świecie Pyra.
Pyro żyj oraz bloguj nam 100 lat albo i więcej !!!
A zamiast kwiatów przysyłam Ci choinkę z makaronu oraz częstuję Cię naszą osobistą buche de Noel:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6097851838280155345/6097851864621091874?pid=6097851864621091874&oid=104147222229171236311
Ta makaronowa choinka została zrobiona przez wnuka naszych przyjaciół wspomaganego talentami swojej mamy:najpierw robimy stożek z brystolu, potem malujemy makaronowe rurki farbą w złotym kolorze i w końcu cierpliwie i skrupulatnie przyklejamy nasz makaron do brystolowego pnia i na końcu ozdabiamy czym dusza zapragnie.Przyznam Wam szczerze i otwarcie,że nie mam absolutnie tego rodzaju pomysłów i ani krzytyny tego rodzaju cierpliwości 🙁
Danuśka – kręcisz, jak kościół powszechny; cóż za paralela: Jezus i Pyra? Na dodatek On urodził się w miesiącu nisan (kwiecień – maj) a ja w zimie, na dodatek w imieniny Mamy, które jej dokumentnie zepsułam swoim przyjściem na te łez padoły.
Makaronowa choinka absolutnie przekracza moje zdolności i cierpliwość.
Pyro-jak wiesz,kościół powszechny nieźle namieszał w historii oraz w naszych głowach zatem co się dziwisz,że kręcę 😉
Nie wiem, jak jest u Was, ale u mnie jest regularna zima – z dużym mrozem nocą, lżejszym w ciągu dnia i ze śniegiem w takiej ilości, że nie utrudnia życia zmotoryzowanym.
Dziś wybraliśmy się do kina na polski film ” Pani z przedszkola”. Nam podobał się, ale 2 starsze panie po seansie były bardzo rozczarowane. Może spodziewały się komedii romantycznej, które polskim reżyserom w ogóle się nie udają, albo czegoś w rodzaju ” Kac Wawy”. Nie opisuję filmu, ale przed pójściem do kina warto sobie poczytać o nim.
Z zapowiedzi bardzo ciekawe wydają się ” Dzikie historie” Pedro Almodovara i polski film ” Carte blanche” o nauczycielu tracącym wzrok i ukrywającym to przed otoczeniem.
Moja rodzinka wybrała się wczorajszym rankiem na najnowszego Hobbita, wrócili pod wrażeniem efektów specjalnych i z wielką zagadką w głowie: Mama, powiedz, jak z 80 stronicowej, zgrabnej noweli można było zrobić trzy, ponad dwugodzinne filmy? I to się da oglądać.
test
W drugi dzień świąt odwiedziliśmy kuzynkę męża. Zebrało się 10 – osobowe towarzystwo w wieku od 1,5 roku do 85 lat i pies. Chciałoby się za Pepegorem powtórzyć ” Ludzie, to było to ! ” Wigilia u nas też była bardzo przyjemna, ale jako gospodyni miałam trochę obowiązków. A tam byłam gościem bez obowiązków. Poza przyjemnościami kulinarnymi była też część rozrywkowo – sportowa. Dom jest duży, więc jest w nim także pomieszczenie na bilard . Można też rzucać rzutkami do tarczy. Mieliśmy wiele zabawy przy tych grach i sporo ruchu. Z rzutkami szło mi całkiem nieźle, z bilardem gorzej. Tu trzeba mieć wprawę. Ale przynajmniej poznałam zasady.
Bardzo udane były te święta.
Zdaje się, że odzyskałam moją ksywę 😉
Bardzo smakowita choinka, Danuśko. Myśmy na Shanties mieli taką:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5847.JPG
Pyro,
z tym młodym pomocnikiem powinnaś wykazać trochę więcej stanowczości, oczywiście bardzo grzecznej. Może warto określić, kiedy ma wynosić śmieci, np. po śniadaniu i przypomnieć mu o tym w czasie śniadania. Być może, że on czeka na hasło z Twojej strony. Na nocne gry i niechęć do słówek angielskich nie mam dobrych pomysłów. 🙂
Malusie takie…komu?
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5829.JPG
Pyro, jeszcze ja z życzeniami dla Ciebie – zdrowia i wszystkiego naj, naj 🙂
U nas też aura zimowa, śniegu nie za dużo, ale mroźnie i wietrznie, brrrr! Psy mają wielką radość, bo śnieg to coś bardzo atrakcyjnego, w dodatku kryje tyle zapachów. A pani marznie… Z kulinariów świątecznych – sernik tym razem udał mi się nad wyraz, gdzieś wyczytałam radę żeby piec go w niższej temperaturze, za to znacznie dłużej, no i nie ruszać aż ostygnie. Sprawdziło się. Drugim osiągnięciem był makowiec, czyli na kruchym spodzie warstwa maku (z puszki), dodałam trochę więcej bakalii, a po upieczeniu polewa czekoladowa. Pyszności, tyle, że nie można przejść obojętnie bez uszczknięcia kawałeczka 🙂
Krystyno – młodzianek jest układny, więc nie od razu wzięłam w cugle. Dzisiaj już wie, że nie powtarzam poleceń, że wycierając nos (ma trochę kataru) nie trąbi się, jak trombita i że jest wiele przymiotników oprócz przedrostka „mega” – (mega-dobre, mega-słodkie, mega-ciekawe) mówi tak 10 razy na godzinę. Obiecałam „w łeb” i reaguję na każde „mega”. Ja już ze sztubaków wyrosłam.
He he he…Pyro, na mnie jak płachta na byka działa „super”, wszystko jest super 🙄
Zdecydowanie wolę stare, ale jare „świetnie”.
Niebo nad Tortolą, wieczorową porą.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5914.JPG
Czas międzyświąteczny taki.
Dziś mieliśmy naszych na objedzie, a było nas razem sześcioro dorosłych, a była znowu ryba, bo na życzenie.
Kupiłem w promocji (jasne, taka pora i taki czas) mrożone filety miecznika, o których dostarczycielu nie tak bardzo dawno pisaliśmy, dość sentymentalnie nb, a ja go zaliczam do najsmaczniejszych ryb które znam. Bo miało być nas ciut więcej kupiłem więc dwa pakunki po kilogramie, a że na torebce zapewniają, że 900 g to czysta substancja, miałem więc tyle ryby, że każdy mógł się najeść. Miały te filety średnio grubość centymetra, więc postanowiłem je jednak smażyć, a nie piec, bo wtedy trudno upilnować kiedy czas. Trzymałem to potem w lekko zagrzanym piekarniku. Mimo to wyrzucono mi, że ryba przesmażona. Wyrzucono mi akurat tamosobowo, gdzie zwykle oczekuję, zarzutów o niedosmażenie. Ciort…
Reszta standardowa: ryż, kalafior z brokułami i mój sos biały, na białym winie, wzbogacony tym razem drobno posiekanymi szalotkami.
Na deser gotowiec galaretkowy z drobnoposiekanymi owocami.
Nie wiem dlaczego, ale nie miałem dziś odczucia, abym odniósł jakikolwiek sukces.
Przejedzenie?
Pyro,
ja też wyrosłam, ale rośnie nam w rodzinie kolejny i wiem, że nawet z czterolatkiem trzeba być bardzo stanowczym. Co potem nie przeszkadza nam bawić się razem. To ” mega” jest bardzo nadużywane. Taka okropna moda językowa. Tymczasem walczę ze staroświeckim ” co tu pisze ? „. Nie mam pojęcia, gdzie maluch słyszy ten zwrot, bo rodzice mówią poprawnie. Ale moje poprawianie przynosi dobry skutek, bo chwalę go, gdy mówi poprawnie.
Pepe – po świętach wszyscy jesteśmy grymaśni. Ludzi przy stole miałam codziennie kilkoro ale ani jednego obiadu nie podałam; ani jednego! Późno jedli śniadanie, potem jakiś pasztet z piklami albo nawet jajecznicę z grzybami albo rybę po grecku, ciasta, kawa i dopiero ciepła kolacja. Złościłam się, odgrzewałam i bez efektu.
Pepegorze,
tak to bywa po świętach. Mój dzisiejszy obiad też nie był sukcesem, ale plusem było jego szybkie przygotowania, bo było o tyle ważne, że z kina wróciliśmy po godzinie 15.00. Na Wigilię był m.in. smażony pstrąg/ chyba w przyszłości z niego zrezygnuję/. Wśród innych potraw nie cieszył się powodzeniem. Dałam więc go do zalewy słodko – kwaśnej, która mimo zachowanych proporcji wody i octu 3: 1 okazała się za słaba . Wzmocniłam ją więc i wtedy okazała się za kwaśna. Ale mąż chwalił. Aha, więc na obiad były właśnie te pstrągi i gotowane ziemniaki. A na osłodę resztki makowca, u mnie zawijanego, a nie jak u Barbary na kruchym spodzie, który także lubię. Spory kawałek zamroziłam, a i trochę masy makowej mam w zamrażalniku. Właśnie, będzie okazja zrobić tę prostszą wersję makowca.
Ja niestety popełniłam błąd, bo myśląc, że zużyję całą masę makową wymieszałam ją z pianą z dwóch białek. Na kruchym spodzie zmieściła się tylko połowa, resztę mam w lodówce, w zamkniętym pojemniczku, od wczoraj. Czy taką masę z białkiem też można zamrozić, może ktoś podpowie?
Tak, Basiu – możesz zamrozić albo za kilka dni zrobić łazanki zapiekane z masą makową – będzie deser albo podwieczorek
Pyro, dziękuję. Chyba jednak zamrożę, bo choć bardzo makowe łakocie lubimy, to jednak przerwę zrobić trzeba 🙂
A ja dzisiaj zatrudniłam wnuki w liczbie dwóch do skończenia ubierania choinki. Taka jest ładna, że mogłaby trwać bez ozdób, ale przynajmniej wnuczęta się czymś zajeły
Jest coś takiego jak tort makowy na kruchym spodzie. Masę makową po prostu się ugniata na zimno w tortownicy na upieczonym kruchym spodzie
Kiedyś Mama robiła „tort turecki” – andrut, krem,bezy, masa makowa, krem – zwykle czekoladowy. Słodkie to było, jak ulepek, ale ktoś tam za nim przepadał z rodziny.
Malusie, smaczniusie… Z masłem i niczym więcej. Na Anegadzie aby?
Alicja, pływaliście na Szantisie, czy na Szantisie II?
Nisia – lubisz?
Na Anegadzie aby. Smaczniusie i owszem, dziura w kieszeni sama wiesz, jaka jest, na wszelki wypadek podaję teraźniejsze ceny – 50 US$
Pływaliśmy na tej oto, numerów tam nie było.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5852.JPG
A propos milusich smacznusich, ja bym dodała masełko z czosnkiem, ale nie chciałam wydziwiać, w końcu to jest ich kuchnia i należy jeść, jak podają, jeśli tę kuchnię chcemy poznać. Kelnerem był młody chłopak, okazało się, ze nasz sąsiad prawie z Belleville z Ontario (ok.70km stąd), jako student dorabiał sobie tam, korzystając z tzw. dziekanki chyba, przerwał naukę, żeby sobie dorobić i przy okazji zobaczyć kawałek innego świata. Bardzo mądrze!
Alicjo! napisz jak tam było. Jak zastępca Jacka? A może jutro Skype?
Przed południem jedziemy do domu.
Cichalu,
moja szczera opinia wysłana do Jacka R.
„Panie Jacku,
pływałam już na dwóch jachtach (11m), pierwszy rejs był z facetem, którego znałam tylko z bloga, na oczy nie widziałam w tak zwanym realu. Rejs obliczyliśmy na 2 tygodnie, ale podobnie jak teraz, co wieczór staliśmy na jakiejś bojce. Janusz, starszawy facet, miał po prostu ochotę popłynąć z Miami na Key West i z powrotem, szukał parę osób do żeglowania w towarzystwie.
3 osoby (bo Jerz był też, rzecz jasna) w ograniczonej przestrzeni, nigdy na oczy się nie widziały, to potencjał na nieszczęście towarzyskie, mówili nam ludzie morza. Tymczasem z miejsca przypadliśmy sobie do gustu. Drugi jacht to lokalny, poznaliśmy przez przypadek emerytowanego Polaka, który codziennie żeglował w sezonie i kiedy mieliśmy ochotę, wiedzieliśmy, że kpt. Marek wypływa o 11-tej rano.
Moje wyobrażenie kapitana jest takie – powinien być towarzyski i sympatyczny, ale jednocześnie „kapitański”. Andrzej był pod każdym względem profesjonalny, a jednocześnie towarzyski i sympatyczny. Miałam wrażenie, że ma oko na wszystko.
Z wejścia na pokład pokazał i powiedział nam o wszystkim, co powinniśmy wiedzieć (byliśmy już obeznani mniej więcej).
Robił nam czasami jedzenie, znakomitą jajecznicę na przykład (muszę przejrzeć zdjęcia, bo nie wszystko spamiętałam). Opowiadał o okolicach, co gdzie jest ciekawego i tak dalej. Znał też miejsca, gdzie warto zjeść (nie zawsze chciało nam się gotować).
W Wigilię, elegancko odstawiony, zwołał nas i przy choineczce malutkiej (zapakowałam do torby) podzielił się z nami opłatkiem, wygłosiwszy wcześniej krótką mowę.
A propos krótkiej mowy, to wygłosił ją również na początku naszej podróży, gdy wychodziliśmy pierwszego dnia w rejs – rozlał po łyku Pussera, podzielił się z Posejdonem, morze trzeba obłaskawić.
Lepszego Kapitana nie mogliśmy sobie wymarzyć, jesteśmy ta sama generacja i mówimy tym samym językiem. Po tygodniu doszlusowała do nas Ewa i też zgraliśmy się całkiem dobrze.
To jest nasza opinia o Andrzeju. Niewykluczone, że w przyszłości znów wybierzemy się w tamte strony 🙂
Pyro, co lubię? Karaibskie lobsterki? Ou, jesss!
Alicja, my też płaciliśmy po 50 dolców, również na Jost van Dyke, wszędzie na wyspach chyba biorą tyle samo.
Pływałyśmy na tym samym jachcie. Którą miałaś kabinę? Bo ja na lewej rufie…