Zima nas się nie ima
Mimo siarczystego mrozu miniony weekend był w naszej rodzinie bardzo gorący. I w sobotę, i w niedzielę świętowaliśmy w wielopokoleniowym gronie (od lat trzech do siedemdziesięciu trzech) nie zważając, że za oknami rozpanoszyła się zima. My tymczasem jedliśmy, piliśmy i oddawaliśmy się sztuce.
Wszystkie trzy wymienione elementy były na wysokim poziomie. Pierwszego dnia wczesnym popołudniem zasiedliśmy do stołu, na którym królowała olbrzymia gęś (fot. wyżej), upieczona na sposób kanadyjski (przepis przywiozłem przed laty z Toronto), czyli marynowana w cytrynie, czosnku, plasterkach marchwi, zielonej pietruszce, bazylii i tymianku, a po dobie nafaszerowana maleńkimi grzankami, rodzynkami i obranymi jabłkami. W piekarniku rozgrzanym do 200 st. C spędziła owa gęś równo cztery godziny.Na przekąskę zaś były gęsie szyjki faszerowane kaszą perłową, wątróbką, ziołami i pokrojoną w kostkę słoninką. (fot. P. Adamczewski)
Deser stanowił wielki sernik, kruche ciasteczka według przepisu praprababci i rogaliki z różanym nadzieniem.
Po krótkim odpoczynku wszyscy zapakowani zostali do aut (kierowcy przy obiedzie pozbawieni byli przyjemności picia wspaniałego hiszpańskiego wina z prowincji Rioja) i pognaliśmy do Brwinowa, gdzie w kościele św. Floriana amatorski Chór Pieśni Renesansowej w towarzystwie zawodowej orkiestry kameralnej śpiewał kantaty Jana Sebastiana Bacha. Kościół był nabity do ostatniego miejsca i to mimo że było w nim zimno niemal tak jak na powietrzu. Brawom (oczywiście po bisach) nie było końca.
Następnego dnia cała kilkunastoosobowa rodzina spotkała się na obiedzie w małej mokotowskiej restauracyjce Fort Szeląg. To lokal znany smakoszom z okolic ulic Miączyńskiej i Olimpijskiej, choć zdarza się, że można tu spotkać i gości z innych dzielnic stolicy.
Mały pub bowiem dysponuje arcysympatyczną salką w piwnicy, którą rozgrzewa kominek. A tutejsza kuchnia w niczym nie ustępuje tym renomowanym i znanym w całej stolicy. Do walki z mrozem zastosowano tradycyjne polskie zupy, czyli rosół i żurek. Dania główne były równie doskonałe, a stanowiły je do wyboru: łosoś w sosie pomarańczowym lub bitki cielęce w sosie śmietanowym. Oczywiście były też wina stosowne do dań, a wczorajsi kierowcy zamienili się rolami ze swoimi pasażerami.
Po biedzie znowu, choć nie wszyscy, oddaliśmy się rozkoszy słuchania muzyki. Tym razem był to spektakl przygotowany przez Mariana Opanię, na który składały się piosenki Leonarda Cohena i Jaromira Nohawicy. Czyli uczta i dla ducha, i dla ciała. Pokazaliśmy zimie, że się jej nie boimy!
Komentarze
dzień dobry ….
z tym siarczystym mrozem to trochę przesada ale i bez powodu warto spędzić tak miło czas … 🙂
U nas co prawda „tylko” do minus pięciu (plus arktyczny wiatr, obniżający odczucie chłodu o jakieś 5-7 gradusów, mówią), ale zimowej trwogi też nie uświadczysz:
Do soboty włącznie jeździłam na rowerze (po różne sprawunki, zakupy bliższe i dalsze, lecz też (w tym w sb) na przejażdżki zwyczajową pętlą do Tyńca – powrót 9-10 km pod wiatr to doprawdy nie były przelewki, mimo, iż doceniam upowszechnienie odzieży oddychającej a wiatroszczelnej… a już najnowsze rękawiczki z taniej sieci autdorowej – bomba!!!)
W sb umyłam okna (czemu tak późno?… czemu tak wcześnie? — jak Wam się podoba 😀 ) i dokonałam wielu innych lśnień mieszkaniowych. Boże Narodzenie może sobie przyjść choćby jutro! 😎
Oczywiście śpiewy cudze i własne to constans.
Wczoraj wybrałam się również (nie rowerem a spacerem) do Muzeum Etnograficznego na finisaż wystawy kolekcji drzeworytów ludowych z pierwszej połowy osiemnastego wieku (niekiedy z klocków o ponad stulecie starszych).
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/WMiescieKrakowCoWidacSYchacCzuc#
143 unikaty zgromadził prekursorko Józef Gwalbert Pawlikowski z Medyki; w 1921 zbiory Pawlikowskich przekazano lwowskiemu Zakładowi Ossolińskich; po II wojnie ślad po nich zaginął; odnalazły się dopiero w 2012 w lwowskiej Bibliotece im. Stefanyka, za sprawą (nie pierwszej) kwerendy pracowników krakowskiego Muzeum Etnograficznego… 141 sztuk – kompletność kolekcji, udział w niej druków wielkoformatowych czyniły z wystawy ‚a must see’.
Tak, trzeba się przestawić na nieco solidniejsze posiłki. Ale przyznam, że gdybym miała jeszcze dynie od Mamy – dalej jadłabym potrawkę curry nawet 3-4 razy w tygodniu… tak mi smakowała w listopadzie 2014… i rozgrzewająca jest, jak najbardziej, i oko cieszy w te szare dni! 😀
PS, drzeworyty i cała relacja z finisażu znajdują się (z kilku powodów) nieco po szarej stronie rzeczywistości. Dla równowagi (a nawet przeciw 😉 ) — bajeczne kolorowości, jakie można znaleźć o jedno albo dwa kliknięcia myszką a za trzecim – przenieść w komentarzu na prywatny darmowy wordpress…
https://basiaacappella.wordpress.com/zeby-bylo-kolorowo/#comment-35411
Może kiedyś będziemy wklejać takie komcie również pod notkami blogów „Politykowych”? Kto wie? 😀
„Po biedzie, choć nie wszyscy….” – a ja myślałem, że jedzenie było smaczne 😉
Może to freudowska pomyłka czyli trzeba powtórnie odwiedzić Fort 🙂
Dzień dobry.
U mnie godzina, która właściwie nie istnieje, bo ludzie na sporej części kontynentu już to śpią smacznie, już to *gotują się* do spania. Nie chce mi się spać, a podobno ma mi się chcieć po tych tabletkach przeciwbólowych. Owszem, ale spełniają swoje po pierwsze primo działanie i tylko tyle – ostatecznie spałam w poludnie przez 2 godziny na stole operacyjnym 🙄
Gospodarzu,
ciekawy sposób na gęś, chociaż w Kanadzie bezdyskusyjnie króluje na świątecznych stołach indyk. Myślę, że to marynowanie i nadziewanie świetnie by pasowało do indyka, wypróbuję, jak będzie okazja.
Mariana Opanię kocham miłością porównywalną z miłością do Grigorija.
Alicja – dzielna dziewczynka!
Moje kłopoty w fachowych rękach. Poczekamy
Pyro.
Mamy czas,poczekamy
Alicjo.
Zdrowiej nam szybko.
Chociaz dajesz sobie rade,bez reki.
Brawo.
U mnie nie pokazują się zdjęcia ilustrujące dzisiejszy tekst Gospodarza.
A szyjka gęsia czeka w zamrażalniku na swoją kolej.
Orca,
dziękuję za wyjaśnienie.
Na zdjęciach a capelli widać m.in. szopki krakowskie. W Krakowie to pewnie normalny widok w grudniu, ale nie u nas. Kiedyś szopki przybyły także na północ Polski i była to bardzo sympatyczna wystawa. Niby tylko jakieś złotka i sreberka od cukierków a takie to urocze. Wybrałabym się chętnie jeszcze raz.
To było od Krystyny.
Krystyna, zostaw tak – też ładnie 🙂
Ja oglądałam te zdjęcia Gospodarza około polskiej dziesiątej – kochamy bardzo obsługę internetową, czemu dawaliśmy wyraz 😉
Teraz jakiś Olympus widzę…
Henryk 47,
Palce tej ręki są sprawne, gips jest od połowy dłoni w górę, do łokcia, ale na razie powinnam trochę oszczędzać, niech się zrasta.
Na minimum 4 tygodnie mam zapewnioną tę ozdobę, z tym że za jakieś 10 dni powinna być zmiana na coś mniejszego. Coś ze srebra na przykład, w tym jakiś kamyk zielony albo coś…
Obawiam się że nasz fundusz zdrowia mnie refundował takich fanaberii 😉
U mnie zdjęcia są normalnie widoczne.
U mnie zdjęcia były rano, potem sobie gdzieś poszły, a teraz znowu wróciły. Eee, znowu ich nie ma 🙁
Mróz siarczysty w Warszawie?
Tutejszy weekend był mglisty, ale nad mgłą miejscowo słonecznie, a wędrować się dało z krótkim rękawkiem na 2000 mnpm.
Jesień tegoroczna bardziej udana niż lato 🙄
…i znów są…
Teraz są, ale jak pisała Krystyna sprawdziłam o 13-tej z groszem i nie było.
…cysorz to ma klawe życie
oraz wyżywienie klawe…
http://historia.newsweek.pl/ostatni-posilek-cesarza,artykuly,352332,1.html#stream
To ja, Pyra. Wbrew dobrym radom Gospodarza i p. Żelazińskiej z Polityki, nicku „Pyra” nijak nie da się wpisać bez Sempolińskiego
Nas zima się też nie ima,bo uskutecznialiśmy zajęcia rozgrzewające 🙂
a to grabienie liści,a liści było że ho,ho i jeszcze więcej !
a to dziarski spacer w nadbużańskich okolicach.Czy wiecie,że Bug już pokryty krą mimo,że mrozy i to przecież nie takie wielkie mamy dopiero od kilku dni?
Do zajęć rozgrzewających należy niewątpliwie zaliczyć również biesiadę nr 1,której głównym punktem programu był bardzo udany gulasz z dzika oraz opowieści winiarza-hobbysty o produkcji własnego wina i konkursach winiarskich w Zielonej Górze.Trafiła się nam też biesiada nr 2 z kawiorem po żydowsku i pulpetami z karpia zakończona degustacją nalewki z rokitnika.Sami widzicie,że w powyższej sytuacji nie mamy powodu narzekać na zimę 😀 Winiarz-hobbysta narzekał jedynie trochę na jury konkursowe preferujące wina raczej półsłodkie niż wytrawne.Nasz kolega uznał jednak,że będzie robił swoje i nie ugnie się pod pręgierzem smaków zielonogórskich jurorów.
Mały test
Pyro,
da się
…ale możesz pozostać przy nicku Jaruta, jeśli wchodzi bez problemu
Pyro,
zrób mały eksperyment.
Pisząc następny komentarz wstaw do rubryki „Podpis” Twój stary nick czyli Pyra (skasuj nick Jaruta), a w rubrykę „Email” Twój stary adres emailowy i nakliknij „opublikuj komentarz”.
Jeśli komentarz nie ukaże się natychmiast, zniknie lub ukaże się informacja o moderacji, to wróć do nicka Jaruta i Emailu, pod którym ukazał się Twój ostatni komentarz (o 15:10).
Przed eksperymentem zapisz sobie Email, który towarzyszy nickowi Jaruta (jeśli jest inny niż dotąd).
Pyro,
zajrzyj do poczty
Danuśko,
Jak smakuje nalewka z rokitnika? Co przypomina?
Patrzę na owocki i są śliczne.
Pyro,
potwierdzam to, co napisała Nemo. Ja też w rubryce ” podpis” kasuję to, co się tam ukazuje i wpisuję ” krystyna”, chyba że zagapię się. Adres mailowy mam cały czas ten sam.
nemo,
można by pomyśleć, że na tych górskich zdjęciach rozciągają się śnieżne pola albo jeziora. Bardzo ciekawe i piękne zjawisko.
Jeśli chcesz pozbyć się obecnych wpisów w polach Podpis, Email i Strona www, wyczyść pamięć podtręczną, usuń pliki cookies, a będziesz mogła wypełnić je nowymi danymi, bez Sempolińskiego.
Mój link dotyczy przeglądarki Firefox, ale zasada działania jest ta sama nawet w przeglądarkach kurpiowskich.
Krzychu-smak kwaskowo-gruszkowy 🙂 Mnie bardzo przypadł do gustu.Nasi znajomi nie robią tej nalewki sami,kupują przy okazji wyjazdów po Świnoujścia.Tam jest do kupienia po obu stronach granicy,chociaż rokitnik rośnie nie tylko nad Bałtykiem,jak piszą poniżej:
http://ciecinski.eco.pl/rokitnik.html
Właśnie wróciłam od protetyków. Jestem w stanie zombie. Jeżeli jutro przyjdę do sił, to zrealizuję Placka kurację. Dzisiaj nie.
🙂 Cieszy mnie postawa Gospodarza piszacego:
Pokazaliśmy zimie, że się jej nie boimy! –> podobne oswiadczenia padaly z ust dawnych kolejnych sekretarzy KC 🙂 🙂 🙂 co oczywiscie nie ma najmniejszego znaczenia z moim nastepnym skojarzeniem.
Czytalem niedawno tutejsze reportaze z 1951 roku. W jednym z nich nauczyciel zadal dwunastoletnim bachorom temat do opisania: dlaczego cieszymy sie na nadchodzaca zime? Oczywiscie belfer oczekiwal odpowiedzi typu gra w kulki, lepienie balwanow itd. i czesc klasy nie zawiodla jego oczekiwan. Pozostala czesc dostarczyla zdan, ktore u mnie wywolaly dreszcz, gesia, nie szyjke na talezu, lecz skorke. Podobnie jest zreszta kiedy czytam opowiesci szpitalne Alicji 🙁 🙁 🙁
Jedno z dzieci pisalo cytuje z pamieci, mam nadzieje ze sens pozostanie ten sam : … mam ogromnego stracha przed zblizajaca sie zima … mozna miec nadzieje, ze nie bedziemy marzli tak jak w poprzedniej 👿
Corka lekarza pisze : tej zimy umrze znacznie wiecej ludzi, bo moj tata z braku opalu jest zmuszony zamknac praktyke 👿
Trzesie mna nadal na samo wspomnienie, tego co przeczytalem i zapamietalem: maly ciasny pokoj ze szronem na scianych i suficie. Kartofle na obiad w garku zamrozone. Wraz z pierwszym promieniem swiatla, przez okno wchodzi kolejna porcja chlodu. Moja mama kleczy przed piecem i probuje wilgotnym papierem podpalic wilgotne drewno ukradzione poprzedniej nocy 👿
Wspaniale jest dzisiaj, jak sie znudzi siedzenie w domu mozna schowac sie przed zima w piwnicy, badz w kameralnym otoczeniu z artystami, badz tak jak ja, zakrecac piurlety na deskorolce z zaglem, na terenie najpiekniejszego na planecie parku tempelhofskim 🙂 🙂 🙂 🙂
Alicjo jeszcze raz, mam nadzieje ze to koniec horrorow. Znakomicie rozumiem jak co i jak mozesz sie czus. Sam bylem unieruchomiony dawno temu przez ponad dwa lata. Moglem poruszac sie jedynie o kulach. Na samo wspomnienie 👿 👿 👿
Nemo – Twe zdjęcie to istny Lawren Harris.
Przez chwilę myślałem, że chodzi o nalewkę z robotnika. Mam nadzieję, że tylko problem ze wzrokiem. Robotników i ich bliskich z góry przepraszam.
Pyro – Jutro powinnaś wpisywać się jako hrabina Vanessa Nigella Czartoryska lub Ta z Promiennym Uśmiechem. Używajmy tego co darmowe, bo darmowym wiecznie nie będzie.
Placku-zatem proponuję hasło na dziś:
Nalewka z rokitnika
dla każdego robotnika
i dla blogowego wyrobnika !
Danuśko – Na zdrowie 🙂
Kantata
Krystyno,
kiedy się tak stoi wysoko w górach i patrzy na morze mgieł, to jest jak w samolocie nad chmurami. Czasem miewam wrażenie, że możnaby położyć się na tych poduchach i unosić jak na wodzie. Wyobrażam sobie też, jak to było, gdy te doliny wypełnione były jęzorami lodowców…
Patrzysz z góry i nie widzisz dróg, domów, samochodów, tylko taki wielki fiord… Wokół cisza, w oddali pasą się kozice odziane w ciemne zimowe futra, czasem przeleci alpejska kawka, sprawdzi, czy masz coś interesującego do jedzenia…
Mandarynki?
Jedz sobie sam. Nie masz chociaż sera?
W sobotę wieczorem wpadli Młodzi na orgię pierogową. Nie będzie ich na święta, za kilka dni lecą do Nowej Zelandii, wrócą w styczniu. Pomogli w mieszeniu ciasta, krojeniu cebuli, mieszaniu nadzienia, lepieniu, ja tylko wałkowałam placuszki i gotowałam pierogi, Osobisty smażył cebulę… Pełna kooperacja 😉
Pierogi były z kapustą (mieszana kiszona i słodka) i grzybami oraz ruskie. Przedtem zupa z dyni, sałata, potem panna cotta. Do picia piwo Żywiec, mrożona żytnia, woda, sok jabłkowy…
Po deserze gra towarzyska w ruchomy labirynt i degustacja whisky Balvenie, Aberlour i pachnącej dymem i karbolem Caol ila, wszystkie 18-letnie. Do tego czekolada z whisky 😉
Po śniadaniu Młodzi ujechali, a my poszliśmy w góry…
Placku,
fajny ten Harris, góry jak z czekolady, abstrakcja w moim guście… Dzięki za porównanie 😉
Most beautiful game
Polecam wszystkim entuzjastom gier stołowych. Po niemiecku nazywa się Das verrückte Labyrinth, przy czym „verrückt” oznacza jednocześnie przesunięty i zwariowany 😉 Zasady są bardzo proste, a zabawa przednia dla 2 do 4 osób od lat 7. Im więcej grających, tym trudniej, ale przy odrobinie wyobraźni…
Nemo-zamawiam ten sam program 😉
-orgia pierogowa z kooperacją
-sjesta w poduchowych chmurach
-wakacje w Nowej Zelandii
Toż to przecież program marzeń….
Szaraku,
nie obiecuję. Czekają mnie przynajmniej dwie wizyty, środkowa – zdjęcie łapy czy dobrze wszystko jest, i szwów, założenie mniejszego opakowania oraz końcowa wizyta chyba na koniec roku.
A jakież to horrory, szpikują człeka różnościami, panie wszystkie piękne i młode opowiadają o swoich dzieciach, zainteresowała mnie dr.anastezjolog, z pochodzenia Chinka,mąż jest rudym, piegatym Irlandczykiem. Zaraz się pochwaliłam chińską synową, ona zapytała o wnuki, czy posiadam już, nie posiadam i nie wiem, czy w ogóle, ale ciekawa jestem mieszanki ciemnego szatyna niebieskookiego z Chinką podobną do pani dr… Pani anastezjolog wyciągnęła zdjęcia swoich bliźniaków – toczka w toczkę rude, piegate i kędzierzawe Irlandki, żadnego azjatyckiego rysu! A wszyscy byli pewni, że azjatyckie rysy na pewno przeważą. Obejrzałam kilka zdjęć i krótki filmik z trzyletnimi bobasami, z głośnika zasuwa jakiś rock, niestety, zanim co – usnęłam i po dwóch godzinach pobudka, pozbierałam się powoli, wytłumaczono co i jak, listę, czego nie robić, otóż praktycznie nic, hulaj dusza, święta za pasem a ja mam na piśmie od lekarza – nic nie robić!
Dali mi oxycodine w razie, gdyby coś bolało – pożegnali się pięknie i odwieźli na parter, skąd przejął mnie Rowerzysta.
Co mnie dziwi, że cały personel, który będzie przeprowadzał i asystował przy operacji podaje rękę, przedstawia się i mówi, co będzie robił, pożartuje i cała atmosfera robi się imprezowa (radio gra!). To ładny gest, podać rękę pacjentowi itd. ale w szpitalu choćby myjąc ręce sto razy przypadkiem można złapać jakąś chorobę. jakąś chorobę. Inna rzecz, że na każdym kroku stoją dystrybutorki z płynem odkażającym. Jakie horrory, mam L-4 na miesiąc od prawie wszystkiego 🙂
Ciekawi mnie, czy te śrubki będą dzwonić przy przechodzeniu przez bramkę lotniskową 😉
Zdaje się, że familia Adwentów wykonała plan operacyjny w tym roku – Jerzor 2 bypassy (ale już w świetnej formie), jego brat zaraz po nim zawał…Córka brata złamała nogę, a żona Rowerzysty rękę. Co jeszcze się może wydarzyć?! No.
Alicjo.
Raczej już nic się nie zdarzy.
Do końca roku tuz tuz.
Ale srubki na bramkach będą dzwonily.
To pewne.
Alicjo-zatem już wiemy dokladnie,jakie życzenia będziemy składać Tobie i Twojej rodzinie
w Nowym Roku 🙂 A uszka na tegoroczną Wigilię będzie lepił Jerzor 😉
Tyle Bacha, że aż strach
Jakiż pracowity był Jan Sebastian – tyle muzyki i tyle dzieci… W charakterze odtrutki po ciężkich chwilach czytałam sobie IX Księgę praw – Platona w eleganckim tłumaczeniu p. Herning-Pikulskiej. Jakież to piękne frazy i jakiż odpoczynek po młocce publicznej
?Obywatela, który by popełnił rzecz taką (świętokradstwo ? przyp. B.H-P) albo wobec bogów, rodziców czy państwa dopuścił się podobnej, niesłychanej zbrodni, uzna sędzia za nieuleczalnego biorąc pod uwagę, że otrzymał od dzieciństwa najlepsze wychowanie i wykształcenie, nie potrafi powstrzymać się od największych podłości,. Poniesie więc śmierć i będzie to dla niego, bodaj, najmniejsze zło, a stając się przykładem odstraszającym od zbrodni, korzyść przyniesie innym? (Platon: IX Księga Praw; B.Herning-Pikulska (tłum, i oprac.)
errata – te pytajniki „zrobiły się same” przy przenoszeniu tekstu.
Jutro natomiast wrócę do blogowych obowiązków, bo Ryba przysłała mi kilka świątecznych przepisów – same ponoć pyszności.
Danuśka,
myślę, że wątpię, a nawet mam pewność! Na szczęście wszystko to można kupić w polskim sklepie. Nie takie znakomite, jak moje rzecz jasna, ale robione domowym sposobem, z polskich grzybów przez panie z Polski, dorabiające sobie na boku.
Ja też mogłabym robić dla naszego Baltic Deli, alem leniwa, poza tym jestem na L-4 😎
dzień dobry ….
chyba Nowy dzisiaj ma operacje … trzymamy kciuki …
Krystyno 😀 – ze specjalną dedykacją dla Ciebie (i całej ciemnej tudzież wywianej Północy 😉 ) — (wciąż) największa szopka krakowska (w sezonie u Franciszkanów).
Wyrazy solidarności z wszystkimi oddanymi na łaskę medyków inwazyjnych i pozostałych*…