Nie tylko dla żeglarzy
Jakiś czas temu prezentowałem tu książkę „Smak Rosji”. Wywołało to sporą dyskusję i takież zainteresowanie. Kilka dni temu dostałem od wydawcy – Waldemara Mierzwy kolejną książkę z tej samej serii. Tym razem to „Smak Mazur” (wyd. Baobab i Retman) z podtytułem: Kuchnia dawnych Prus Wschodnich. Wyboru przepisów dokonał olsztyński pisarz i smakosz jednocześnie Tadeusz Ostojski a arcyciekawym wstępem książkę opatrzył Rafał Wolski.
Wstęp unaocznia nam jakim interesującym kulinarnie regionem są Mazury. Od setek lat konglomerat wielu nacji, kultur i – co za tym idzie – kuchni. Żyli tu Prusowie, Polacy, Niemcy, Żydzi, Holendrzy, Szkoci. No i Krzyżacy! Przemaszerowywali w karnych wojskowych szykach Szwedzi, Rosjanie, Francuzi. I każda taka wędrówka zostawiała swoje ślady. Najczęściej w sypialniach ale także i w kuchniach. I to właśnie zadecydowało, że mazurskie dania są takie różnorodne i smakowite.
I trwało to aż do końca II Wojny Światowej. Dziś na Mazurach po Mazurach właściwie nie ma śladu. A przepisów na mazurskie dania autorzy tej książki szukać musieli w Niemczech i tłumaczyć je z języka niemieckiego. Ta praca podnosi wartość książki i daje pewną szansę, że kuchnia dawnych Mazurów wróci do mazurskich tawern, knajpek i domów.
Zachęcam do sięgnięcia po „Smak Mazur”. Wszystkich. Żeglarzy, smakoszy, miłośników sielaw, sandaczy, cepelinów, serów, gęsiej czerniny oraz smakoszy innego typu – tych doceniających dawne zdjęcia i stare obyczajowe malarstwo. Książka jest bowiem, tak jak i ta o Rosji, wspaniale zilustrowana.
No to na zachętę ze dwa przepisy:
Marcepan królewiecki
500 g słodkich migdałów, 20 g gorzkich migdałów, 500 g cukru pudru,
5 pełnych łyżek wody różanej, 1 białko
Migdały zalać wrzącą wodą, po niedługim czasie ściągnąć z nich skórkę i wrzucić do zimnej wody, żeby zachowały jasną barwę. Potem opłukać i dobrze osuszyć. Wysypać na stolnicę i zostawić w ciepłym miejscu. Wysuszone migdały zemleć i zmieszać z cukrem pudrem. Po kropli dodawać wodę różaną. Przez niecałą godzinę starannie wyrabiać zwilżonymi rękami i pozostawić do następnego dnia w przykrytej misce. Następnie formować kulki, małe bochenki, obwarzanki itp. Ułożyć je na wyścielonej pergaminem blasze i wsadzić do piekarnika silnie grzejącego tylko od góry tak, by z wierzchu wypiekły się na brązowo. Po wyjęciu z pieca posmarować je pianą z białka.
Sandacz z wody
4 średniej wielkości sandacze (po 250g), włoszczyzna, 3 – 4 ziarna ziela angielskiego, 1 liść laurowy, 1 cebula, 200 g masła, 8 jajek, utarty chrzan, nać pietruszki, cytryna, sól
Najlepiej nadają, się ryby średniej wielkości, które można przyrządzić w całości. Sandacze starannie oczyścić, skropić cytryną i posolić. Włożyć do zimnej wody wraz z pokrojonymi w kostkę warzywami, a także przyprawami, posiekaną cebulą i szczyptą soli. Po zagotowaniu odstawić na 15 minut, żeby ryby przeszły aromatem. Następnie wyjąć je cedzakiem i odstawić w ciepłe miejsce. Podawać z ugotowanymi i pokrojonymi w ćwiartki jajkami, masłem chrzanowym (starty chrzan z resztą masła) i ziemniakami. Całość polać 150 g zrumienionego masła i obficie posypać posiekaną natką pietruszki.
Komentarze
Zęby zachowały jasną barwę. Miłego dnia!
Pluszak, musiałeś być szybszy? Chciałam się pierwsza zaklepać, ale nie wpisałam kodu i mię wygruziło. A teraz lecę po sandacza i mam nadzieję, że będzie, bo przepis wielce smakowity, a taki prosty. Uwielbiam proste przepisy. A kod mam – bab8. Czemu akurat 8?
Wigry to wprawdzie nie Mazury, ale ta sieja… Ta sielawa…
http://www.wigry.win.pl/kwartalnik/nr10_ryby.htm
Wygruził nas Suzin. Bab8 na pewno, jeśli nie więcej.
Witam, co znaczy „spolecznosciowa” ksiazka kucharska?
http://technologie.gazeta.pl/technologie/1,82011,7293722,Apetito___spolecznosciowa_ksiazka_kucharska_od_
morągu, jakoś tak link nie działa
http://technologie.gazeta.pl/technologie/1,82011,7293722,Apetito___spolecznosciowa_ksiazka_kucharska_od_Adobe.html
może teraz
teraz tak, dziękować, Jolinku!
proszę bardzo … 😀
dzień dobry wszystkim 🙂 przepis na marcepan bardzo mi sie podoba, wiec wypróbuje dzisiaj .Wczesnej jednak cos aromatycznego na śniadanie , sos na bazie tajskiej posty curry 🙂
Kocham Mazury bardziej, niż góry – że sobie „rymnę”, Z wymienionych przez Gospodarza potraw, nie przepadam tylko za cepelinami – ciężkie strasznie. Grzyby i ryby, ryby i grzyby, to dla mnie smak Mazur. I owoce leśne – wygrzane słońcem poziomki i maliny, czarne jegody bardziej soczyste, niż w suxhej Wielkopolsce. I na mojej prywatnej, mazurskiej liście żywieniowej są jeszcze litewskie wędliny mamy Borysewiczowej, zsiadłe mleko od krowy Nandy i bimber „muchówka” – najlepszy do smarowania sie przeciwko komarom.
Zęby powinny być jasne, ale ściągać skórki z nieb 😯 Chyba tylko ciemne 😎
Moje niebo właśnie zaciąga się czarnymi chmurami 🙁 Czy jest sposób, aby je ściągnąć? Płanetnicy?
Jeśli chodzi o czarne jagody to przypomniał mi sie dowcip
-Tato, tato, co to jest?
-Czarna jagoda.
-To dlaczego jest taka czerwona?
-Bo jest jeszcze zielona
Mazury znam najlepiej z literatury… niemieckiej. To dla mnie najbardziej (od zawsze) odległy zakątek kraju i jak dotąd – terra incognita 🙁 Osobisty zjeździł wszystkie zakątki, fascynowała go (i jego przyjaciela, co wywędrował do Tajlandii) bliskość granicy z ZSRR 😎 Ja w tym czasie miewałam moje praktyki studenckie, w górach albo kopalniach i kamieniołomach 🙁
Sarenko,
wiesz, co to jest: Czarne na czerwonym jedzie po zielonym? 😉
nemo, to jest niebiański marcepan 😉
😆
Skórkę zdejmij z nieb, zęby miej jasne, a serce czyste… 😉
nemo, afroamerykanin w czerwonym porsche na podhalu letnią porą? 🙂
Do zrobienia marcepanu konieczna jest maszynka do mielenia migdałów. Nie mam takiej 🙁
Słynne marcepany pochodziły z Królewca i Lubeki. Ten z wodą różaną i opiekany na brązowo, to właśnie królewiecki.
zwiedzając Lubekę swego czasu, cudeńka żem na wystawach widział: korwety (z marcepanowym olinowaniem), zabytki…
nemo, a nie wystarczy blender albo maszynka do mięsa ? ja tak robie masła orzechowe i wychodzą świetnie
Wszystkim świętującym Święto Dziękczynienia, życzenia pogodnej, miłej atmosfery, doskonale zrobionego indyka i wesołej zabawy. Ilu tych Amerykańców nam się nazbierało ? Orca, Wanda TX, Kucharka, ta geolożka też z Teksasu (imię umknęło) Nowy, Cichal
Dla marcepanów i marcepań:
Marcepan z Odense
Zęby umyte o świcie jak co dzień. Skórka ściagnięta z nieb więc na stołecznym niebie słońce (choć deszczyk popaduje i dżdżu krople stukają o szyby). A rannym pluszakom dzięki za szybkie zwrócenie uwagi. Umyte zęby wybite!
Zęby ranne wybite, ale i razem z poezją 😉 co temu marcepanu jego wrodzonej poezji nie ujmuje 😉
ASzyszu, z Odense różne fajne rzeczy bywały 😉
robi się cesarsko, skórka i u mnie zdjęta z nieb, może i tak będzie:
http://www.crestock.com/images/460000-469999/461437-xs.jpg
albo i tak aż:
http://www.bbcgoodfood.com/recipes/2567/images/2567_MEDIUM.jpg
pluszaku!!!!!!!!!! a gdzie przepis na to snieznie biale
dałem tylko obrazek, bo powleczon artystycznie, ale czy zasmakuje? 😉
przepis:
http://www.bbcgoodfood.com/recipes/2567/
To białe na torcie to jest lukier z cukru pudru i białka zwany po angielsku „icing” a po niemiecku „Glasur”. Matka naszego Geologa pokrywa tym ciasto świąteczne na Boże Narodzenie. Dzięki temu nie wysycha. Jem ciasto po obraniu 😉
nie wazne czy z obieraniem czy bez, na urodziny wszedl mie calkiem calkiem podobny czekoladowy to teraz dla odmiany taki widokowy sniezny puch
Alicjo i yyc to okazuje się, że macie nosa gdzie dobrze się żyje:
http://wiadomosci.onet.pl/2084757,12,wybrano_kraj__w_ktorym_zyje_sie_najlepiej,item.html
Wiecie, jak produkcja marcepanu ewoluowała w NRD? W miarę zwyciężania socjalizmu marcepan został zastąpiony persipanem (pestki brzoskwiń w miejsce migdałów), persipan – resipanem (kaszka kukurydziana w miejsce brzoskwiń), a jak zabrakło kukurydzy, zaczęto produkować nakapan – z mączki ziemniaczanej, cukru i aromatów.
1bb1? Każde ciasto lukrowane zaczynam jeść poczynając od zdjęcia lukru. Też lukruję wykorzystując wartości ochronne i dekoracyjne lukru. Na święta gwiazdkowe stosuję najczęściej polewę czekoladową + orzechy , a robię wzorki i mazaje z białego lukru.
nemo, znalazłem przepis na pseudomarcepan z margaryny, pomysł gorszy jeszcze od tego nakapanego nakapanu, choć persipanowi pewnej fantazji odmówić nie można 😉
myślał ktoś o pruskopanie, z wiśnięcych pestek? 😉
a lukru nie lubię, z tym że prostakowy z soku cuytrynowego z cukrem pudrem to jeszcze zdzierżę we wyjątkowych okolicznościach przyrody 😉
* cytrynowego
Wy tu o zebach, a mnie dzis czeka rzez w tym temacie.
Skorki to owszem, ale ze zdziasel wycinane beda. Popoludniu dol, a jutro rano gora. Z gory przepraszam z taki temat przed objadem. U mnie o odzywianiu mowy nie bedzie, bo podniebienie i tak bedzie jak z drewna. Jedyna pociecha w tym, ze jutro wieczorem planowo mamy wpasc na chwile do Pyr. Mowie planowo, bo w koncu nie wiadomo jeszcze jak to z tym wyjazdem bedzie. Moja wczoraj miala blackout i w garazowisku wyrznela w betonowy slup. Mowi, ze nie wie jak to sie stalo, ale przedtem zrobilo jej sie jakos ciemno w oczach, wiec chyba zemdlala. Rozbila lekko czolo i cos jej ramie niedomaga, wiec poszla dzisiaj do lekarza i dodzwonic sie na razie nie moge. Mialem nadzieje, ze mnie jutro przynajmniej na poczatku trasy wyreczy. Zobaczymy.
A marcepan? Pyro, lubicie marcepan?
Pozdrowienia dla calej reszty blogu.
pepegor
a ja lubię lukier na niektórych ciastkach … np. makowcach od http://www.blikle.pl/
Za moich lat w ogólniaku, lata 1951 – 55 kiedy Zalew Zeelgtzynski nawet nie istnial w projektach, cale towarzystwo razem z galernikami czyli wioslarzami przenosilo sie na Mazury. Bylo cichutko tylko komary halasowaly ale poza zasiegiem ogniska które plonelo do rana pod opieka nocnych sluzbowych.
Kuchnia byla na winie. Co sie nawinelo szlo do kotla. Chleb tez byl wysmienity
i nikt nigdy nie chorowal.
Pan Lulek
Mogę zjadać lukrowe zeskrobki, lubię 🙂
Pepegor, 😯 Potrzymam kciuki. Ze zdrewniałym podniebieniem lepiej nic nie jeść, bo się można ugryźć w język albo policzek 🙄
Lukier z cukru, cytryny i rumu albo kirschu lubię i stosuję, ale to jest zawsze cieniutka warstwa. Ten białkowy jest paskudny 🙁
Pepegor to przykra sprawa … trzym się …
Świętującym miłego świętowania 🙂
Pepegor,
trzymam kciuki 🙂
Dziekuje Jolinku.
Z wyjazdem do Polski tez sie sprawa wyjasnila. Zona dzwonila, ze stwierdzono wstrzas mozgu i o jakiejkolwiek wyprawie nie moze byc mowy. Szkoda, tak sie juz cieszylem.
Pyro, niema sprawy. Owine ten keks jakos porzadnie, doloze butelke i pomysle ew. o marcepanie. A wpadniemy nastepnym razem.
pepegor
U mnie nie ma żadnego święta, a wieczorem dostanę 5 kg indyka 😯 Dokładniej – indyczego mięsa, od hodowcy z sąsiedniej wsi. Zadzwonili w poniedziałek z zapytaniem, czy chcę? Chciałam. Dziś do odbioru. Wczoraj wieczorem zadzwonił chłop od wołowiny i cielęciny. Dostawa w połowie grudnia. Trzeba wspierać lokalnych producentów 😎
Cały czas się zastanawiam nad tym czy ja tu na tym blogu jestem tak do końca legalnie?
No bo o jedzeniu to ja i owszem poczytam z wielką ochotą, zwłaszcza, jak tematyka rozszerza się na inne ciekawe obszary. Pooglądać gotowe, piękne, kolorowe potrawy tym bardziej owszem. Jeść smacznie to już całkiem owsze, owszem!
Gotować, wypiekać, smażyć, zaprawiać … pisałam juz kiedyś o tym … niekoniecznie.
Lubię tu być dla atmosfery, zdobywania nowej wiedzy, itd.. Czy jednak czyni mnie to do końca legalną blogowiczką? Czy mam kartę stałego pobytu? Wot zagwozdka 🙁
Pepegor, no to niezle sie stuknela, wyrazy wspolczucia, czyli plany wziely w leb.
nem naprawde jest paskudny a to moze wziac cukier i cytrynke i np. pokolorowac na zielono?
pepegor,
tak mi przykro, życzenia szybkiego powrotu do zdrowia dla Żony 🙂
Jotko,
mnie się zdaje, że karty stałego lub czasowego pobytu na tym blogu, a także bilety na chójkę każdy wystawia sobie sam 😉
uważam Jotko, ze każdy, niezależnie od wyznania, poglądów politycznych czy wieku a co dopiero osiągnięć w dziedzinie gotowania 🙂 jeśli tylko ma ochotę może uczestniczyć w tym blogu
Morąg,
lukier z białka i cukru jest paskudny (dla mnie) do jedzenia, ale ma swoje funkcje konserwujące i dekoracyjne. Lukier z cukru i cytryny jest nietrwały, łatwo wilgotnieje i nic tu nie da farbowanie go na jakikolwiek kolor. Ten białkowy można też farbować.
Pepegor- życzenia zdrowia dla Żony kochanej 🙂
Nemo – ja to mam chyba jakoś źle podłączony telefon.
Żaden chlop z sąsiedniej wsi do mnie nie dzwoni z propozycjami 🙁
A mógłby czasem zadzwonić. W wiadomej sprawie.
Też bym chętnie jakiś drób czy inne mięsiwa z własnej hodowli
odebrała.Dobrze,że chociaż czasem odbieram od Osobistego
sandacze albo szczupaki z w ł a s n y c h połowów !
Danusiu,w moim domku to połowa jest wegetariańska 🙂 ja lubię mięsko, jadam tylko takie z domowych hodowli albo z ekologicznych gospodarstw kupione np w almie 🙂 tez chlop żaden sie sam nie zgłasza z propozycjami ale na szczęście obie Mamy i Babcie dbają by mi niczego nie brakowało 😉 a rosół z wiejskiej kury gotowany przez kilka godzin na małym ogniu to dla mnie poezja smaku
Przed chwilą pożarło mój wpis pod pretekstem złego kodu! Cholery kiedyś dostanę albo innej zarazy.
Pepegor = smutne ale niech się dobrze skończy. Spotkanie odłożymy, kolację zjemy we dwie, a produkt trwały tylko z czasem zyska na wartości. Marcepan to jedyna „słodycz”, którą naprawdę lubię (najlepiej w gorzkiej czekoladzie, ale niekoniecznie). Ty lepiej dopilnuj, żeby Zonę dokładnie zbadali, bo jeżeli straciła przytomność na chwilę przed wypadkiem, to mógł to być mini-udar. Niech zrobią TK.
Jotka – jesteś jak najbardziej u siebie. Czy każdy dyskutujący o roli Hamleta, potrafi tego Hamleta zagrać? uchnia i stół to przecież ważne elementy kultury, a na tym się znasz. Więc o co chodzi?
Sarenki lubią świeże mięso. Już to gdzieś słyszałem, ale wtedy chodziło o tygrysy. A tu wychodzi, że tygrys wegetariański. Nemo z kolei jakby przeniosła się w późny polski socjalizm, gdy znajomi hodowcy pytali, czy nie potrzeba cielęcinki na przykład.
Żartuję sobie, a chyba rzeczywiście dobrze mieć znanych sobie producentów, bo jakość mięsa i wędlin na rynku coraz gorsza. Ostatnio wędliny kupujemy tylko francuskie albo włoskie. czasem hiszpańskie, ale o dobre hiszpańskie też trudno, choć w Hiszpanii jest ich pełno. Widać, że nasi importerzy preferują tańsze z zawartością białka sojowego i innych świństw.
Bardzo lubię marcepan. Tylko co z tym białkiem? Lepi się kulę albo batonik marcepanowy i jak to pianą pokryć. Nie trzeba już po pokryciu podpiec w piekarniku jak w mazurku orzechowym? Czy tez trzeba to od razu zjeść z surową pianą spluwając przez lewe ramię, żeby odstarszyć salmonellę?
Myslę, że wiadomo iż „podpiec w piekarniku jak w mazurku orzechowym” to chodziło o to, co się robi z produktem a nie o porównanie piekarnika do mazurka.
I jeszcze odnośnie zapraszania wszystkich do tego stołu. Są tu i tacy, co nie gotują albo nawet i nie są łasuchami, ale towarzystwo im odpowiada. Natomiast towarzystwu nie odpowida pojawianie się troli. Trol nie ma tu czego szukać, bo lubimy sobie pożartować, ale ostrych przepychanek zdecydowanie unikamy.
Stanisławie, różne mogę sobie wyobrazić, ale Ciebie spluwającego 😯 w życiu 😯
Stanisławie, tak: http://newsrealblog.files.wordpress.com/2009/09/dont-feed-the-troll.jpg ? 😉
Stanisławie, wegetariański i to od 16 lat 🙂 dzięki temu ja więcej eksperymentuje w kuchni 🙂 dzisiaj np wspólne będą ziemniaczki z czosnkiem na sposób francuski i sałatka 🙂 jelonek dostanie ulubiony ?schabowy? sojowy a sarenka polędwice w sosie śmietanowo-ziołowym 🙂
2666,kod szatana kuchennego o drugim stopniu wtajemniczenia
No to kamień spadł mi z serca i niniejszym wystawiam sobie karte Bardzo Stałej Blogowiczki. A ponieważ właśnie otrzymałam pierwszą w życiu pieczątkę z napisem „Prezes”, to sobie ją jeszcze osobiscie podstępluję, coby „nabrała mocy urzędowej.” 🙂
Pyro,
zajrzyj do poczty, bo ja zaraz do Ciebie skrobnę słów parę 🙂
Jotko- przyjęto przez aklamację 🙂
panie,z byka pan spadl?
250 gram – to „sredniej wielkosci” sandacze?
toz to dzieciobojstwo, kazdy „normalny” rybak wypuszcza takie okazy z powrotem do wody!!!
Dzień dobry Szampaństwu.
U mnie z nieb siąpi, a ze wszystkich marcepanów to ja biorę te cztery sandacze. Sandaczy chwilowo nie mam pod ręką, ale pewnie każda ryba się nada.
Śniło mi się kulinarnie, mianowicie otwieram drzwi, a tam chłop z żywą gęsią, nawet nie dzwonił, tylko przyniósł, słowo daję, tak w tym śnie było! Żywa gęś! Zastanawiałam się, jak ją zrobić, czy jak wyluzuję, to będę ją mogła nadziać – takie myśli mi po głowie chodziły, aż się wreszcie obudziłam i zadałam sobie pytanie, dlaczego nie śniła mi się najważniejsza rzecz. Przecież tej gęsi trzeba by było najpierw gardełko poderżnąć, ciekawe, kto by to zrobił 😯
Wszystkim Yankees wesołego i pogodnego Święta i takiegoż długiego weekendu 🙂
byku,
o ile się nie mylę, przepis pochodzi z omawianej książki, to może do autorów książki reklamacje? Swoją drogą też mi się przymałe te sandacze wydały…
Stanisław ma rację z tym białkiem (pianą 😯 ) na gotowym marcepanie. Ten przepis jest jakiś niekompletny i raczej nie wypróbowany 🙄 W klasycznych przepisach można marcepanowe „wypieki” dekorować lukrem z białka i cukru pudru, ale samym białkiem?… Nikt tego nie będzie robił 🙄
Znalazłam w sieci starą (1834) niemiecką księgę z przepisami na m.in. marcepan. Dowiedziałam się też, jak zrobić moje ulubione migdały prażone w cukrze 😎
nemo, przepisem na prażaki podzielisz się 😉
Jasne, że się podzielę 🙂
Ten sandacz niby po mazursku funkcjonuje w kuchni niemieckiej jako „Zander polnische Art” czyli sandacz po polsku 😉
Przepis na sandacza po polsku odrobinę różni się od mazurskiego. Jest on i w naszej witrynie i – jak pamiętam – w skarbnicy Alicji. W polskiej recepturze jaja na twardo kroi się drobno, posypuje ugotwanąw wywarze warzywnym rybę i na koniec polewa gorącym roztopionym masłem. Różnice niewielkie ale są.
Jeśli w Prusach Wschodnich funkcjonował jako „polnische Art”, to może był naprawdę rdzennie mazurski?
Polędwica w sosie śmietanowo-obojętnie jakim, to pobudza ślinkę. Może zbierze jej się tyle, że naprawdę splunę?
A przekreślonego trola warto przypominać co jakiś czas. Zastanawiające, że tak rzadko tutaj atakują. W sąsiedztwie od czasu do czasu jakiś się pojawia, ale natychmiast zostaje skutecznie przepedzony.
Chyba wiem, skąd bab8. To chodzi o sandacza. Jak 4 ryby w przepisie, to akurat na 8 bab starczy.
Pluszaku,
Gebrannte Mandeln
Man siedet 1 Pfund Zucker in etwas Wasser, so lange bis er Fäden zieht, wenn man ihn aus einem Löffel herausfließen läßt. Dann vermischt man damit 1 Pfund Mandeln und ein gutes Teil gestoßenen Zimt, welches man in einem Kessel so lange rührt, bis sich der Zucker anlegt und trocken ist. Hernach werden die Mandeln ausgeschüttet und völlig getrocknet.
Prażone migdały
0.5 kg cukru gotować z niewielką ilością wody do nitki tj. aż lukier ściekając z łyżki utworzy cienkie niteczki. Do lukru wrzucić 0,5 kg migdałów i sporo tłuczonego cynamonu (myślę, że zacznę od łyżeczki). Mieszać w garnku, aż cukier oklei migdały i będzie suchy w dotyku. Wysypać do miski, niech całkiem obeschną.
Ostatnio, na jarmarku, kupiłam takie właśnie gorące, świeżo wysypane z kociołka. Kocham prażone migdały 😉
nemo, brzmi atrakcyjnie, nie omieszkam nie zapomnieć, dziękuję!
Alicja ma rację. Ten przepis pochodzi z książki i jest tłumaczeniem ze starej mazurskiej receptury sprzed dwu wieków. Może wtedy Mazurzy jadali dzieci snadaczy? Nie mogłem jednak zmieniać treści opublikowanej książki!
A na byka staram się nie włazić. Omijam spotkanego z daleka. Co i teraz czynię.
W mojej „Kuchni polskiej” każą ugotowaną rybę ułożyć na półmisku i skropić masłem, a obok – ugotowane ziemniaki, też skropione masłem i posypane pietruszką, siekane jaja na twardo i tarty chrzan.
A tu jest oryginalny (po niemiecku) przepis podany przez Gospodarza. Coś mi się zdaje, że autorzy nie szperali w niemieckich bibliotekach, a raczej w internecie 😉
„Die Ostpreußen bereiten den sehr schmackhaften Zander auch gern
einmal auf andere Art. Am besten mittelgroße Fische kaufen, die nicht
geteilt zu werden brauchen.
Fische gut säubern, mit Zitrone beträufeln, salzen, in kaltem Wasser mit gewürfeltem Suppengemüse, Gewürz, Lorbeerblatt, gehackter Zwiebel, etwas Salz aufsetzen. Nach dem Aufkochen etwa 15
Minuten ziehen lassen. Fische mit einer Hebe herausnehmen und
warmstellen. ? 150 g Butter hell bräunen und als Sauce zum Fisch
reichen, dazu noch hartgekochte, gewiegte Eier, Meerrettichbutter
(Meerrettich mit dem Rest Butter schlagen) und Salzkartoffeln mit viel
gehackter Petersilie servieren.”
I zrobili błąd w tłumaczeniu, bo „gewiegte Eier” oznacza posiekane, a nie poćwiartowane (geviertelte) jaja 😎
Jakby kogo interesowało, to tu jest ta strona z przepisami kuchni pruskiej
Stanisławie,no wyborne są 🙂 pomysł tylko jaką tolerancja wobec mnie wykazuje się jelonek :)sam niejedzący mięsa niema nic przeciwko temu ze po kuchni roznosi się zapach „truposza ” a co wtorek w radiu Gospodarz najczęściej opowiada o rożnych mięsnych przysmakach 🙂
miało być i temu,ze co wtorek itd
Byk ma rację,prawdziwy wędkarz,w dzisiejszych czasach,
takie małe okazy wrzuca z powrotem do wody.
Dawniej ryb w jeziorach i rzekach zdecydowanie więcej
bywało,to z jednej strony wędkarze czy też rybacy mieli wybór
i mogli wyławiać tylko duże sztuki,a z drugiej strony nikt
się nie przejmował ochroną rybostanu,że tak się wyrażę,
i zapewne wyławiano wszystko jak leci.Kto tam wtedy słyszłał
o wymiarach ochronnych ?
Tolerancja chyba naturalna, jeżeli programowo sie nie je i zapach już nie kusi. Jak kusi, to rzeczywiście męka musi być wielka. Jadałem wielokrotnie z wegeterianami i na ogół im nie przeszkadzalo, że inni jedli zwierzęce zwłoki.
I jeszcze mała ciekawostka:
Marcepan trafił do Królewca w 1735 roku za sprawą szwajcarskich cukierników z Gryzonii (Graubuenden), którzy kunszt jego wytwarzania poznali w Wenecji.
Jakiś czas temu zginęła antena od radia i TOK FM nie słychac z powodu słabego nadajnika. Musiałbym schodzic do samochodu, żeby wysłuchać. Jutro instalują telewizję cyfrowa i zostanie trochę kabli, to coś wykorzystam jako antenę. Bo, niestety, na liście rozgłośni dostępnych w kablówce tego najlepszego gadanego radia nie ma.
W moich starych książkach kucharskich, sandacz „po polsku” występuje w dwóch odmianach : w jednym jajko posiekane polane jest gorącym ale nie rumienionym masłem, a w drugiej, jajko jest wrzucone na wrzące masło, lekko przesmażone z zieloną pietruszka i dopiero wylane na rybę. Pami L/Ć wręcz radzi. żeby oddzielnie siekać żółtka, oddzielnie białka i z nich usypywać na rybie dekoracyjne wzory. To już jednak przesada.
Pyro,
to jest pomysł! I wcale nie trudny do realizacji. Oddzielenie białka od żółtka i osobne posiekanie to przecież nie problem. A efekt może być bardzo ładny 🙂
Nemo – żeby te wzorki (choćby ukośne pasy) były efektowne, to ryba musiałaby mieć w granicach 1,5 – 2 kg.
Pyro,
ja tu i tak mogę mieć tylko filety, a te są spore i mogę usypać np. żółte słoneczko z białymi chmurkami. I zaprosić Aszysza na kolacyjkę 😉
Pyro – no właśnie i to jest dopiero sandacz, a trafiają się
i większe.
Owe jajka na twardo można też wymieszać ze śmietaną.
A ja bardzo lubię sandacza saute – z patelni po prostu,
bo ma delikatne,białe mięso- broń Boże nie mięsko,Aszyszu 🙂
Nemo- tylko czy ASzysz przyjmie Twoje zaproszonko ?
On tam u siebie to dopiero ma wybór ryb !
Danuśka, jeszcze w pocz.XXw, kucharz x Sapieżyny radził, jak podawać świątecznego szczupaka albo sandacza, co to się na półmisek nie mieszczą. Otóż trzeba wziąć deskę czystą obszyć białym płótnem, w kredensie ułożyć rybę, a dwóch pachołków niech do stołu uważnie niesie. To musiały być ryby, co?
Danuśka,
może on tam ma wybór ryb 🙄 ale ja bym podała rybkę 😉
Z dobrze zamrożoną wódeczką ?
W zamrażalniku jest zawsze dyżurna buteleczka 😉
Pyro,
ostatnią taką rybę złapał mój ojciec w latach sześćdziesiątych – suma większego ode mnie, a ja miałam 7-8 lat. Ta ryba też się nie zmieściła na żadnym z półmisków 😉
Pyro- ten pomysł z deską i dwoma pachołkami to praktycznie
przerobiliśmy. Osobisty złowił parę lat temu naprawdę dużego
szczupaka,metr miał na pewno.Postanowiliśmy go podarować
naszej koleżance,wielbicielce ryb,szczególnie świeżo złowionych.
Żeby to wszystko dobrze wyglądało nasz Wędkarz wystrugał
odpowiednio długą deskę w ksztalcie ryby.Deskę owineliśmy
folią aluminiową, rybie włożyliśmy do pyska odpowiednio
przygotowany bukiet kwiatów i uroczyście wkroczyliśmy
z naszym szczupakiem w zaprzyjaźnione progi.
Prezent się spodobał 🙂 Bardzo 🙂
Aha- ryba była surowa, do ewentualnego zamrożenia i
przygotowania w dowolnym terminie.Wypatroszona !
Nemo – w lodóweczce zawsze powinny być jakieś
żelazne zapasiki !
Witam wswzystkich. Ciemno jeszcze u mnie a tu juz 100 wpisow. Bawie sie ostatnio skanerem wiec wyniki ponizej.
Szeczoglnie dla Zaby pare zdjec sprzed 25 lat (1984) z jednym ostatnim z 1988 roku podczas olimpiady zimowej z mistrzynia Polski w jezdzie figurowej na lodzi (pary taneczne). Popatrza Zabo jaki kowboj bylem 🙂
Acha jeszcze sznureczek i ide poczytac…
http://www.flickr.com/photos/slawomir/sets/72157622878161852/show/
Piękne życie spędzają kowboje…”
I jeszcze a propos zdrobnień to wczoraj się dowiedziałam,
że istnieje teraz słowo zdjątko zamiast zdjęcie.
Pewnie jestem jakaś zapóźniona !
To przy takim zdjątku filmik to już zupełny pikuś !
Dzień dobry Wszystkim,
Za życzenia dziękuję, świętowanie zacząłem już wczoraj wieczorem obiadem u znajomych. Wino dobre było, musiałem później poczekać jakiś czas, zanim mogłem wrócić do domu.
Dzisiaj o moich ulubionych marcepanach mowa. Będąc w Polsce dostałem od Mamy prezent – książkę kucharską, wśród tego typu książek swego rodzaju „biały kruk” – czyli – Marja Disslowa „Jak gotować”, oryginał wydany w 1930 roku.
Jest tam bardzo dokładnie jak przyrządzać ciasto marcepanowe (nie ani słowa o pieczeniu takiego ciasta), jest również bardzo ciekawy opis jak barwić marcepany używając jedynie naturalnych barwników wykonanych w domu, np. barwę czerwoną uzyskuje się z jagód zapomnianego juz krzewu alkiermesu, żółtą z szafranu, zieloną ze szpinaku, jasno zieloną z surowych ziarn kawy, pomarańczową – ze skórek pomarańczy. Jest również o barwieniu różnymi sokami owocowymi, o mieszaniu barwników i uzyskiwaniu odpowiednich kolorów – po prostu kulinarna paleta.
Przepis na ciasto marcepanowe pani Disslowa kończy słowami: „Szczególniejszą uwagę należy przywiązywać do wykonywania marcepanów w domu, gdyz w handlu mamy przeawżnie tylko wyroby niemieckie, nie tylko drogie, lecz i nieraz z rozmaitych namiastek, z nieczystych migdałów i cukru fabrykowane.” A byo to przecież wiele lat przed NRD.
mustang
pajero
wrangler
machalass
preferuje
kowboj
Przepraszam za zamieszanie, ale poszukuję powodu niewpuszczania na blog tych słów w jednym zdaniu 😯
cześć yyc 🙂
Współczesny kowboj preferuje co powyżej do jazdy po prerii
Niestety, słuszna jest uwaga, że kuchnia mazurska już od dawna nie istnieje, a jej ślady można znależć w starych książkach niemieckich. Urodziłam się i wychowałam na Mazurach, a rodzice przybyli tam spod Warszawy i Brodnicy i przywieżli swoje obyczaje kulinarne. Z potraw wymienionych w opisywanej książce znana mi jest tylko czernina, ale nie z gęsi tylko kaczki.Taką zupę jadano też na Pomorzu. Zresztą ja i siostra nigdy jej nie jadłyśmy, bo gotowana jest z krwi. Dziś już nie miałabym takich oporów. Teściowa od czasu do czasu gotuje czerninę specjalnie dla mojego męża, a on przepada za tą zupą.Ja spró
Nie wiem, kiedy jest najlepsza pora na łowienie sandacza, u nas na Quinte Bay (ok.70 km stąd na zachód) co roku urządza się zawody, kto złowi największego walleye (taki kanadyjski odpowiednik sandacza). Moje dziecko przebywało kiedyś u kumpla (czasy „ogólniaka) na wakacjach i często wypływali z ojcem kumpla na ryby. Raz wzięli udział w tym konkursie – Maciek wygrał konkurs, złowił największego sandacza, a ojciec kumpla musiał mu pomóc podbierakiem wyciagać z wody, takie bydlę było wielkie. Nie powiem wam, ile ważył, bo nie pamiętam, ale naprawdę był spory, dla naszej trzyosobowej rodziny starczył na kilka obiadów. Gdzieś powinny być zdjęcia z tych połowów, ale to chyba w albumach (czyt. w pudełku po butach) u Maćka w Toronto.
Przywiózł juz odfiletowanego pięknie, pokrojonego na porcje i jeszcze trofeum jakieś, czapkę zwycięzcy i tak dalej.
Od tego czasu załapał bakcyla – ojciec Mata wraz z kumplami zakupili ponad 100 hektarów terenu na północ od Kingston, są tam dwa jeziora, więc chłopaki często tam jezdzili na kilkudniowe kampingi i wędkarstwo. Sandacz sandaczem, ale nigdy mi nic tak nie smakowało, jak dosłownie wiadra okoni, które Maciek z tych wypraw przywoził, już sprawionych i gotowych do smażenia, tylko „dyżurne” i lekkie oprószenie mąką… poezja!
Ojciec Mata robił podobno specjalną panierkę na piwie, ale ja uwielbiam rybę jak najprościej – dyzurne i oprószyć mąką.
Alicji wielka ryba (na Bartnikach oczywiście) to był kilorgamowy kleń, złowiony na czereśnię pod wieczór bodaj czerwcowy, końcówka miesiaca na pewno, bo były czereśnie – przytargałam je w kieszeni, Dziadkowi już wyszło ciasto…O, robienie ciasta to był cały rytuał!
Poszłam zawołać Dziadka na kolację, Dziadek dał mi wędkę, bo musiał swoje „dołowić”, więc żebym się nie nudziła… miałam wtedy 4- 5 lat. No i trafiło się ślepej kurze ziarno, Dziadek miał kilka płoci, a tu taka smarkata ledwie zarzuciła, a już złapała przyzwoitego klenia!
Mój komputer dziś zachowuje się dziwnie i w ogóle mnie nie słucha.
Miało być dalej, że ja spróbuję 1 – 2 łyżki ,ale wolę zostawić mężowi,niech się uraczy.
Danuśka, taki prezent z ryby to coś wspaniałego,smaczny ,praktyczny i oryginalny.
Czesc sarenko.
Sławek,
wygladasz o niebo lepiej, niż Adam z Bonanzy, a dla mnie to był szczyt kowbojskiego ideału 😉
Alicjo 🙂
25 lat szmat czasu. No ale mialo sie te radosc, ze kolega mial ranczo bo byla okazja choc niestety niewiele w sumie korzystalem. A inny kolega ten na jednym zdjeciu to moj najserdeczniejszy przyjaciel tutejszy ale niestety od juz chyba 20 lat w Australii. Ozenil sie z Australijka no i go zabrala stad. Bardzo mila dziewczyna i jedyna tutaj ktora od pierwszego razu zapamietala moje pelne imiona i nazwisko co jest osiagnieciem nielada i do tej pory tak mnie wita 🙂
Jest kogo odwiedzac a oni sa co 2-3 lata tutaj wiec mile spotkania po latach.
…a na sumy Dziadek chodził nad Nysę Kłodzką (też lata 60-te), zazwyczaj zawsze coś przynosił z tych z sumiastymi wąsami, często też brzany.
Rozmarzyłam się, bo ja za świeżo złowioną rybę oddałabym wiele.
Że co? Że mam jezioro pod nosem? Nie zaleca się spożywania więcej, niż raz w miesiącu ryb z jez. Ontario, a z Collins Bay, tej pod nosem, to już wcale – jest tu spory odcinek, gdzie ścieki z domów idą prosto do wody. Miasto od lat chce to uregulować, ale chce, żeby mieszkańcy też przyłożyli się do inwestycji (mniej więcej 5-7 tys.$ na dom, nasz też leży w tej *strefie szamba*), ale mieszkańcy stosują od lat przepychankę z miastem i jest, jak jest, nie da się przegłosować.
Szamba nadjeziorne to mały pikuś, bo jednak idzie to do wody nieco przefiltrowane, a my co roku opróżniamy. Wielkie Jeziora są zatrute ciężkimi metalami i różnym świństwem przez nadjeziorny przemysł (woda niezbędna), transport i tak dalej 🙁
Ale podobno przywleczona statkami z Europy *zebra mussel* wzięła się do roboty i czyści 😉
Mazury spływałem dokładnie w latach 1952 – 56 bo jedynie słuszne władze jeszcze nie wypuszczały na morze. Na Zalew Wiślany tak. Byłem po maturze i matula już wypuszczali w nieznane. Panie Lulku. Tom starszy, młody człowieku! Po prawdzie to nie ma się czym chwalic. Tak samo jak nie powinna sie chwalic Sarenka swoja poprawnością polityczną. Dla Niej już nie ma słowa Murzyn. Musi byc Afroamerykanin! A jak mieszka w Polsce? Afropolak?
Ale ad rem. W tamtych czasach ryb na Mazurach było multum. Robiliśmy je na 100 sposobów. Żadnych przypraw prócz pieprzu (roślinnego) i soli nie było. Był kociołek, patelnia i…glina. Się skrobało, patroszyło, oblepiało gliną i do żaru razem z ziemniakami podebranymi z PGRowskich pól. Pycha. Tym bardziej, że konserw było niewiele. Jakieś ruskie tuszonki lub przeterminowane jeszcze z UNRY (proszę spytac starszych o co biega)
yyc, w 1984 to mnie jeszcze na świecie nie było 😉
Na Mazurach i Jez. Augustowskich owszem bylem ale kajakowalem. Czasen na wiosla sie nakladalo takie szmaty co za posciel robily jak wiatr dymal i sie zaglowke udawalo. Wspominam jednak pysznie te lata choc u mnie to nieco pozniej czyli jakies 1966-69 przed matura i to ladnych pare lat. Za to ostatnie wakacje w Polsce przed wyjazdem na Kaszubach spedzilem i zaglowke mial kolega wiec pozeglowalem na niej troszke ale to taka lupinka byla. Moge jednak powiedziec, ze owszem pod zaglami jezioro, nazwy zapomnialem, przemierzalem, szkwal jak ta lala, halsowalismy a pod nami potwor z Loch Ness wlasnie na wakacjach w Polsce. Dalismy jednak rade, do przystani szczesliwie zawinelismy i jeszcze innych ratowalismy wodka z pieprzem. Tak, pamietam niejedno zycie uratowalismy wtedy, niektorzy do tej pory nas przeklinaja….. Zeglarz, ze mnie jak jezdziec; glownie na zdjeciach 🙂
sarenko ja juz bylem 🙂
Witam wszystkich serdecznie!
Cichalu, ja tego Afroamerykanina odebrałam raczej jako objaw „przymróżonego oka” (zwłaszcza w zestawieniu z porshe na Podhalu 😉 ), a nie jako objaw poprawności politycznej.
Ale to moje wrażenie…
Jak byłem mały, to pamiętam jak starsi mówili, że tylko mniejsze ryby są naprawdę smaczne. Więc może to się stąd bierze, że trzeba było brać aż cztery sandacze na jeden objad. Ja nigdy tego zdania nie podzielałem. Lubię mieć na talerzu grube dzwonka, a na holu już w ogóle, całkiem grubą rybę! Największe sandacze pamiętam jeszcze z pierwszych lat istnienia zapory na Wiśle, w Goczałkowicach. Wykładaliśmy póżną jesienią po parę wędek na noc z kiełbiami jako przynętę, a wyciągaliśmy rano parokilowe sztuki. Problem polegał na tym, że brzeg był bardzo płaski, a z łodzi nie było wolno łowic. Trzeba było więc wejść do wody i wyprowadzić żyłkę ze 100 metrów do jeziora.
O całej reszcie dnia póżniej, bo teraz muszę pójść jeszcze do sklepu.
pepegor
Cichalu – kiedyś tam musieliśmy się urodzić; ani nasza zasługa, ani wina. Czasy spotkały nas ciekawe , „międzyepoka”, jak mawiał Wańkowicz. I my – pogranicznicy. Zdaniem górali, nie „starzy” ino „downi” Wiemy o sprawach, o których nie wiedzą młodsi (a jak wiedzą, to i tak nie czują) i nie wiemy tego, co dla nich codziennością. Kiedy czyta się Kadena – Bandrowskiego o ludziach tworzących II RP, to jak bajki o żelaznym wilku. Niemożliwe, żeby tyle podłej małości w ych wielkich było. A jak nas widzą następcy (mówię o pokoleniu)?
A jak albinos to jest afro-albino-american. Jaki kolor skory pytaja w urzedzie? Bialy, mowi facet i nie dostaje pomocy rzadowej bo tylko dla czarnych. Klops. Jedzie do Afryki a tu go prawie ze nie ukatrupili bo czarny a bialy znaczy diabel. Zamieszkal na bezludnej wyspie i udaje Pietaszka. Ponoc mozna teraz wynajac chate za $135.oo za noc plus tratwe i dwie wedki za extra $12 na dzien. Pietaszek gotuje male sandacze sprowadzane z Mazur na sniadanie, obiad i kolacje. Na deser marcepan tzn Pan Marce gra na skrzypcach siedzac na dachu chaty. 100 metrow od brzegu jacht skippera cichala zakotwiczony kolysze sie na falach. Blogowicze z kuszami poszli na nocne lowy (polowy). Dookola tysiace rekinow mlotow. Cichal prowadzi przez rafe ktora w tym miejscu jest wyjatkowa pogmatwana. konczy im sie powietrze w butlach…nastala cisza, pamietna „cisza cichala”…w koncu pada pytanie: co teraz skipper’ze? Dlugie milczenie, skipper ma wzrok zawieszony , gdzies w dali, od tej chwili zwany „zawieszony wzrok cichala”….. Zamiast odpowiedzi w gore leca miliony babelkow… z ciemnosci wylania sie potworna otwarta paszcza….cdn.
yyc, ja sobie tylko żartowałam 🙂 😉
Cichal, miałam na myśli człowieka mieszkającego w Stanach Zjednoczonych będącego potomkiem czarnych niewolników, wiec to był afroamerykanin a nie murzyn 🙂 no i oczywiście słowo to stanowiło figurę słowną, ale Ewa kontekst już wyjaśniła
Wieści z Żabich Błot – Żabie internet się zbiesił; Eskę rozłożyło choróbsko. Konie,psy,chudoba w dobrym stanie.
Czy ktos chce przepis na krem lanolinowy, fajnie pachnacy i delikatny ale nie do jedzenia tylko do smarowania sie, druga przciwnosc losu, przepis jest w tutejszym jezyku.
Jotka wejdz do skrzyneczki.
Cichal,
zajrzyj do skrzynki pocztowej.
Nowy,
akurat otrzymałam *pismo w sprawie* – a i też wcześniej pchnęłam do Ciebie mail w odpowiedzi na Twój. „Pismo w sprawie” jest urzędowe, i pieczątki, więc ho-ho, powaga państwowa!
Otóż zagubiona książeczka mieszkaniowa (studencka premiowana, lat 35) została odtworzona i jest do odebrania w godz…. do dnia… (połowa stycznia 2010), po tym czasie zostanie zdeponowana w bankowym sejfie, za przechowywanie dłużej niż 60 dni będziemy musieli wnieść opłatę 20 zł. (nie sprecyzowali, czy 20 zł. za miesiąc, czy rok, popytamy przy okazji). I tak bedziemy we wrześniu, więc co tam, niech sobie leży, nigdzie nie jest tak bezpieczna, jak w bankowym sejfie. I może wreszcie zapamiętamy raz na zawsze, gdzie się znajduje 🙄
Piszę o tym na forumie, bo już to przerobiliśmy, więc być może wskazówki przydadzą się zainteresowanym. Zresztą, trzeba się zabrać serio do wykorzystania tego wkładu i coś wreszcie kupić, co roku jezdzimy, możemy na dłużej…
Dostaję telefoniczne i mailowe (na Blogu też mi się dostało) życzenia z okazji Thankgiving Day. Nie bardzo trafione. Jestem Polakiem mieszkającym w Stanach. Nie muszę nikomu dziękowac. Przez 20 lat intensywnie (czasami bardzo ciężko) pracowałem płacąc rzetelnie podatki. Jako uczciwy i lojalny emigrant przyspożyłem majątku USA. Stodół ani domów poza Stanami nie budowałem, tak, że wszystkie dochody zostawały na miejscu. A do tego święta mam stosunek co najmniej ambiwalentny. Pare lat temu poznałem grupe Indian z plemienia Seminole. Przeważnie wykształceni. Pracujący. Powiedzieli, że Thankgiving Day oni nazywają Day of Mourning, Dzień Żałoby. W XV w. na obecnych terenach USA żyło ok. 2 – 3 milionów ludności tubylczej zwanej Indianami. W końcu XIX w. zostało ok. 220 tys. Biali skutecznie wyeksterminowali „gospodarzy” przez masowe rzezie, podburzanie sąsiednich plemion, alkohol (wódka za futra) czy nieznane wcześniej choroby. Potem resztki zamknęli w gettach zwanych rezerwatami. Rezerwaty były ustanawiane na najmniej żyznych i i mało lesistych terenach. Dopiero połowa XXw. przyniosła poprawę warunków wegetacji. Na ich terenach odkryto złoża surowców z ropą naftowa włącznie. Koniec XXw. i początek XXIw. przynosi wyrażna poprawę równiwż dzięki zmianom w ustawodawstwie. Indian zaczyna przybywac. Osiągają też znaczące awanse społeczne i zawodowe. Ostatnio dostają licencje na handel papierosami i na hazard. Kasyna. W Miami są dwa ogromne a trzecie się buduje. Jak mówią Seminole jest to ostatnie upokorzenie. Zarabiają na ludzkiej głupocie i zdrowiu a to jest przeciwne ich kulturze. Ktoś powie, to niech tego nie robią! Wszędzie znajdą się pazerni na pieniądze za wszelka cene! U nas też byli szmalcownicy. Nie mogą też zapomniec, że Thankgiving został ustanowiony na pamiątkę uratowania pierwszych osadników od śmierci głodowej przez Indian. Przynieśli im indyki, kukurydzę, dynie itp. Legenda nie legenda ale niewiele lat potem, biali z wrodzonym wdziękiem i wdzięcznością zrobili im rizu, rizu…I to już nie jest legenda.
No i po sandaczu – poszedł się żenić, więc go nie było. Żeby się rybnie pocieszyć, kupiłam filety z soli i zrobiłam zupę rybną po Alicjowemu. Miałam na obiedzie, oprócz chłopstwa domowego, jeszcze trzech męskich gości i zupa zrobiła furorę. Opędzlowali wszystko. Fakt, że ostra była, bo jalapeno nie żałowałam, ale z pomocą chleba zjedli i, o dziwo, o przepis poprosili!
A wędzoną domowo sielawę na Mazurach wspominam do dziś z rozrzewnieniem. I komu to przeszkadzało?
Sarenko,
A jak tam jelonek po kuracji imbirowo-miodowo-cytrynowo-rumowo-nalewkowo-winnej? Przeżył?
ewo,na efekty trzeba bedzie pewnie jeszcze poczekać :)zgadnie z tezą yyc ,ze udaje myślę ze przynajmniej tydzień 🙂
a tak poważnie , idzie ku dobremu, dwa dni i będzie zdrów 🙂
Cichal,
już się tak za bardzo nie da obracać we własnej kulturze, świat się skurczył niesamowicie, ludziny (copyright Arcadiusa) przybyło, po swiecie się lata, pływa i w ogóle łazi wszędzie z upodobaniem.
Wszyscy coś tam w swojej historii przechodzili (Polacy – zabory, choćby wspomnieć), bo człowiek człowiekowi człowiekiem (wilków nie obrażam) i kęsim-kęsim chętnie innemu robi.
Byłam u Seminoli lata temu na Florydzie, gdzieś w centrum , zupełnie off the beaten path. Widziałam, jak to wygląda, dla zbłąkanych turystów aligatory na pokaz, a poza tym bieda, bieda, bieda.
W Kanadzie mamy swoich Indian i ciągle kogoś za coś musimy przepraszać – a ja się zastanawiam, za co ja, mieszkająca tutaj ponad 27 lat, przecież przepracowałam swoje, płaciłam podatki sumiennie i tak dalej, za co ja mam przepraszać. Może to niepolityczne, ale czasy roszczeń kończą się kiedyś i należałoby się po prostu zwyczajnie zabrać się do roboty, wszyscy mają równy start i nikt nikogo nie dyskryminuje, bo to jest wielkie no-no.
Nie wiem jak w Stanach, ale nasi *natives* mają tak bardzo uproszczony start, że tylko korzystać, ulgi wszelkie i co jeszcze. A korzystają… nie będę mówić…
Przecież to było nieuchronne, że jakiś Krzysio Kolumb czy Marco Polo wskoczy na łajbę, tu przypłynie, tam zacumuje i ludzie z różnych kontynentów zaczną się mieszać , toż już Egipcjanie i inni tam Fenicjanie…
I wielkie podboje nie są wcale charakterystyczne dla białego człowieka, wystarczy poczytać historię ludów środkowo-południowoamerykańskich, i z jakim zajęciem oni nawzajem się wyrzynali. A o finezji nie wspomnę 😯
Witaj Alicjo
Ucieszyłem się, że potraktowaliscie serio moją propozycję. Od 15 luty czekam na Was. Na lotnisko (Miami albo Fort Lauderdale) wyjadę jak mi dacie namiary. Czy Arcadiusy wiedza że na 34 stopowym jachcie jest ciasnawo? Że sraczyk jest maciupeńki? Że trochę zawsze kiwa?
Pościel będę miał ale zabierzcie lekkie kocyki. Coś nieprzemakalnego, bo czasem pada, ale jest ciepło więc to ne vadi. Jak chcecie nurkowac na rafach, to weźcie płetwy i maski. 2 kpl mam i jedną butlę dyżurną. Kamizelki ratunkowe mam. Naczynia, garnki, sztucce itp to wszystko jest. Zróbcie sobie najmniej 10 dni, bo Key West i z powrotem to tydzień. Jak 2 tyg. to Bahamy. Po drodze będziemy też odwiedzac ciekawe miejsca i ludzi. Na łódce mam internet, wszystkie prądy do ładowania. Się nie pali. W drodze tylko pyffko. Na kotwicy hulaj dusza! Buty o miękkiej i jasnej podeszwie. Jako skipper jestem upierdliwy, ale załogi twierdza, że idzie wytrzymac. Cieszę się po raz wtóry!
sarenko wiem ze zartowalas 🙂
nikt nie chce kremu to i tak go wstawie, moj kolegus go zrobil samodzielnie i jestesmy tutaj wszyscy zachwyceni jakoscia tego kremu
Fettcreme mit Lanolin – Grundrezept nach Stephanie Faber
Dies ist ein Grundrezept, das sich durch die pflegende Wirkung, die absolut natürlichen Zutaten und den Verzicht auf Konservierungsmittel auszeichnet. Es ist sowohl bei normaler bis sehr trockener Haut, als auch für Problemhaut (Schuppenflechte, Ekzeme, etc.) geeignet. Ideal auch als Handcreme oder Fußcreme verwendbar.
10 g Lanolin anhydrid
5 g Bienenwachs
5 g Shea- oder Kakao Butter
20 g Mandelöl
20 g Jojobaöl
3-10 Tr. ätherisches Öl
40 g abgekochtes Wasser oder Orangenblütenwasser
Die ersten 3 Zutaten langsam im Becherglas schmelzen und dann die Öle hinzufügen und alles auf ca. 60 °C erhitzen. Dann ebenso heißes Wasser hinzufügen und gut rühren, bis die Creme erkaltet ist. Erst bei Handwärme das ätherische Öl hinzufügen.
Tipp: Diese Creme erhält ihre unterschiedlichen Wirkungen lediglich durch den Austausch der Öle oder die Zugabe eines auf die Haut abgestimmten ätherischen Öls. Hier sind dem Erfindungsgeist keine Grenzen gesetzt. Ob Traubenkernöl, Jojobaöl oder einfach das Lieblingsöl. Auch die Wasserphase kann beliebig durch Rosenwasser oder Kräutertees ersetzt werden.
Hinweis: Es handelt sich hier um eine so genannte „Wasser in Öl” Emulsion, die als die „wahre Feuchtigkeitsspenderin” gilt. Sie gibt nach dem Einreiben ihre Feuchtigkeit an die Haut ab, während das Öl einen leichten Film auf der Haut bildet und die Feuchtigkeit speichert.
Zur Haltbarkeit:
Da diese Creme nicht konserviert wird, sollte bei der Herstellung besonders auf Sauberkeit geachtet werden, damit keine unerwünschten Keime in die Creme dringen. Das gilt besonders für die Cremetiegel, die auf jeden Fall lichtundurchlässig sein sollten.
Leicht konservierend wirken die vorkonservierten Blütenwasser und das ätherische Öl. Aber auch nur mit Wasser und ohne ätherisches Öl zubereitet hält die Creme mindestens 3 Monate. Wenn man nur kleine Mengen bei Zimmertemperatur und den Rest im Kühlschrank aufbewahrt, sind auch 6 Monate und mehr durchaus möglich. Jojobaöl wird nicht ranzig, was die Haltbarkeit ebenfalls verlängert.
Cichal…
teraz się nie opędzisz 🙂
Jasne, że płyniemy. Miami – Key West – Miami w sam raz. Bahamas może za rok, jak się sprawdzimy i przejdziemy chrzest morski? 😉
Ahooooj, przygodo!!!
W Kanadzie (wtedy jeszcze nie Kanada) Francuzi sprzymierzyli sie z Huronami a AngliCy z Irokezami albo odwrotnie, w sumie bez znaczenia. Jedni i drudzy wykorzystywali Indian w walkach miedzy soba. Rzecz w tym, ze Indianie wykorzystywali europejczykow w walkach miedzy soba i w ten sposob wytepili Irokezi swoich odwiecznych wrogow Huronow. Indianie, to nie byly milujace pokoj szczepy tylko jak najbardziej wojujace ze soba grupy, rodziny, szczepy. Czesto na poczatku sprzymierzali sie z bialymi dla swoich wlasnych i to calkiem zbrodniczych celow. Na calym swiecie ludzie sie bili, walczyli i prowadzili wojny. Roznica taka ze w ktoryms momencie historii Europejczycy zdobyli przewage nad innymi a teraz maja wyrzuty sumienia. Inni nie przepraszaja bo nie widza potrzeby. Aztekowie i Inkowie zbudowali swoje imperia na drodze podbojow i nieludzkiego traktowania podbitych, gorzej niz sami byli traktowani przez Hiszpanow. Co ciekawe to nedzne tereny ktore kiedys indianie dostali od bialych teraz maja wartosc. Jak to w zyciu jednym trafilo sie lepiej niz innym. W Albercie Cree, Stony, Sarcee, Blackfoot czy Blood zyja i to calkiem niezle z ropy, gazu, kasyn i wyrebu lasu (ponoc tak dbaja o przyrode). Pare lat temu byla wielka afera kiedy Stony Indians poprosili rzad prowincjonalny o interwencje jako, ze ich Chiefs zyja jak milionerzy defraudujac miliony a reszta szczepu ok 3000 ludzi klepie biede. Oni dostaja 17 milionow tzw federal transfer money i od samego Shell Canada ok 20 mil royalties czyli oplat plynacych z wydobycia gazu ziemnego i tylko czesc dochodow. Aferta wyszla stad ze wycieli dziewiczy las na terenach swojego rezerwatu a miliony poszly do kieszeni pary wodzow i ich rodzin. Tyle solidarnosci indianskiej. Oczywiscie na zewnatrz oni zawsze razem, wspolnie walcza o zachowanie swoich sposobow zycia. Dlatego pewnie buduja domy i jezdza tuck’ami no i wyrebuja las.
W XIX w. utworzono panstwo Liberia. Z bylych niewolnikow amerykanskich. Mialo to zapoczatkowac rozkwit demokracji w Afryce a przynajmniej w regionie. Teraz wolni wiedzac co znaczy byc niewolnikiem stworza raj. I co wyszlo. Amerykanscy murzyni z miejsca zniewolili miejscowych i nie mieli najmniejszego zamiaru tworzyc wspolnego czarnego panstwa demokracji. Idea Liberii wolnej demokracji upadla w pare lat. Byli niewolnicy stworzyli pieklo swoim czarnym miejscowym braciom. Wystarczy tez poczytac co pisza „afroamerykanie” ktorzy pojechali do swoich korzeni do Afryki i jak szybko stamtad uciekaja dziekujac Bogu ze ich dziad byl niewolnikiem i teraz sa obywatelami USA a nie Zimbabwe. Ot co.
pomocy kto angielskojezyczny wejdzie na skype i podpowie dziecku w angielskim, Alicjo ja do Ciebie pukalam ale Ty nigdy nie potwierdzilas
Panowie?
ze mna sie nie musicie laczyc, dzecko ma swojego skype
No, mogę znowu.
Mogę znowu coś czuć w ustach, zato zaczyna boleć głowa i te zęby górne, bo od góry zaczynał. Jutro cała reszta, ale można wytrzymać. Te środki znieczulające działają jednak bardzo sprawnie i boleć, właściwie nie bolało. Tylko te zgrzyty, co idą do samego szpiku.
Moja LP też z obolałą głową, ale ze wspomnianych rano powodów. Była na tomografii i stwierdzono wstrząs i niczego innego. Też mnie niepokoi, dlaczego zasłabła przy kierownicy. Jej wóz trzeba jednak remontować, ale to nie jest teraz ważne.
Jeszcze raz dziękuję z wyrazy troski o moją żone.
Morąg, ja w angielskim nie pomogę, niestety.
Nie ogloszono toastu. Zatem zdrowia malzonki pepegora i wszystkich innych.
Chlusniem ale nie usniem.
Pan Lulek
A ja teraz czytam książkę ?Dom nad rozlewiskiem? Małgorzaty Kalicińskiej. Miejsce akcji to Mazury Na podstawie tej książki został nakręcony serial, który właśnie jest emitowany w telewizji. No i po raz kolejny stwierdzam, że film ?nie umywa? się do literatury 😀 Książka lekka i przyjemna, a ja dodatkowo mam wrażenie , że narratorką jest nasza Alicja. Styl wypowiedzi i potoczystość języka, zdrowe podejście do życia bardzo podobne do Twoich wpisów na blogu. Alicjo mam nadzieję , że Cię nie uraziłam tym porównaniem. Chciałam tylko dać wyobrażenie innym, jakim językiem jest napisana ta książka, zresztą bardzo ciepła w swej wymowie. Małą atrakcją tej książki jest kilka przepisów kulinarnych np. na tatara z łososia, barszcz ukraiński, grzybową. Jest nawet przepis na gęsi smalec oraz na ?latarnię drwala?, którą można wykorzystać podczas łowienia ryb na lodzie a nawet coś podobno na tym ustrojstwie ugotować.
Panie Lulku,
dziękuję w imieniu mojej LP. Też wzniosłem, bo podniebienie zaczyna odczuwać świat. Otworzyłem sobie jakiegoś koniaka, co go dostałem na ostatnie okrągłe urodziny i nie jest zły. Przedziera się powoli przez zdrętwiałe receptory i rozgrzewa nietknięty na szczęście brzuch. W miłej pamięci mam Twoje dwie przepalanki owocowe na ostatnim zjeździe. O jednej wyraziłem się, że wprost łagodna. Ktoś stanowczo jednak zaprotestował przeciwko tej ocenie. No coż, był to już w końcu dziesiąty dzień mojej wyprawy do Polski i receptory były chyba już trochę przytępione.
Teraz muszę zebrać rzeczy na paczkę dla Pyry i jutro będę pakował.
Miłego wieczoru jeszcze dla wszystkich.
pepegor
yyc,http://www.racjonalista.pl/ks.php/k,1887 to wpis który nie przeszdł wczoraj. Dla mnie recenzja naprawde zachecająca wiec kupuje 🙂
Kupiłam sobie książkę „Ptactwo” dania z kurcząt, kaczek, gęsi, indyków i dzikiego ptactwa, inspiracje kulinarne. Właśnie ją przejrzałam, przepisy wyglądają bardzo zachęcająco i myślę, że przypadną mi do gustu 😀
http://www.racjonalista.pl/ks.php/k,1887
Dobry wieczor Przyjaciele z Blogu,
Mam bardzo duzo zaleglosci w czytaniu blogu, przejrzalam pobieznie i pragne podziekowac Wam z glebi serca za urodzinowe zyczenia. Dziekuje grupowo choc mysle o kazdym z Was z osobna, jeszcze raz dzieki!
Cichal,
ja też jestem emigrantem, od 1985 roku z kilkuletnia przerwą pobytu w Polsce, też płaciłem podatki, ale to nie o podatkach święto. Z pewnością nie mam za co dziękować USA bijąc czołem o ziemię, ale gdy dojrzewała we mnie myśl o emigracji w grę wchodziły tylko trzy kraje – USA, Kanada i Australia – wszystkie mają to samo za uszami. Być może, że Tobą pokierowały te same argumenty – tutaj każdy skąś przyjechał, a w czasie, gdy ja przyjechałem, nikt nie pytał mnie o nic.
Indianie doznali krzywdy, ale….. spójrz co pisze yyc. Ja, tak jak Alicja i yyc nie mogę się czuć winny za coś, co stało się kilkaset lat temu. Ile można? A Thanksgiving Day lubię i uznaję, bo akurat w tym dniu Amerykanie przypominają sobie, że istnieją również jakieś inne, ponad codzienne wartości, a to, że szybko pewnie o tym zapomną, to już inna sprawa.
Przed chwilą zajechałem na swój parking. Wybiegł sąsiad z pobliskiego domu, znamy się z „Hello” i raz u nich byłem na tzw. drinku, zapraszał mnie na rodzinny obiad. Odmówiłem, bo muszę iść gdzie indziej, ale poczułem się miło, bardzo miło.
W Polsce też mieszkałem jakiś czas sam, ale nikt z bardzo dalekich znajomych mnie na wigilę nigdy nie zapraszał, choć wiele osób o tym wiedziało i w ogóle nie słyszałem, pomimo stawianego dodatkowego pustego talerza, by tak się kiedykolwiek stało. Trzeba było aż tutaj przyjechać, by to spotkać.
Alicja,
Dziekuję za maila i wiadomości tutaj.
Alina,
Nareszcie jesteś. Wieczorem wyślę maila, teraz na ten obiad z inykiem w tle.
Witamy Alino. Gdziezes byla i cozes robila jak Cie nie bylo tam gdzie na ogol jestes? Jesli Cie nie bylo to moze nie wiesz ze sie rejs szykuje blogowy. W tym roku juz pewnie jest zaloga cichal mowil ze i w przyszlym da rade to sie spiesz bo Alicja juz bookuja na wszystkie lata wiec miejsc nie bedzie. 🙂
Lece do domu. Ma sie ochlodzic, brrr
Jolinek,
od dawna uważam, że obróbka cieplna strawy, jaką uprawiali nasi przodkowie była jedną z wielkich batalii cywilizacyjnych człowieka. Może i pierwszą. (Morąg wczoraj). Zaczęło się od grila po jakimś katakliźmie ogniowym, potem patykami z ochłapem nad ogniskiem, ale decydującym moim zdaniem krokiem krokiem, było chyba gotowanie w zamkniętych naczyniach.
Uważam, że właściwie dopiero wtedy człowiek stał sie kulturalny. Nie będąc ani archeologiem, ani antropologiem twierdzę, że przy termicznym przygotowaniu jadła, człowiek dokonał właściwie pierwszego twórczego aktu. Mając do dyspozycji coś garnkopodobnego mógł coś kombimować. Niewspomnę dalszych tego konsekwencji, jak garncarstwo, ect.
Na koniec przytoczę klasyka już niemal, Josefa Beuysa, specjalisty od kombinacji warsw filcu i tłuszczu, który w wywiadzie, obierając kartola, z deklarowanym celem ugotowania sobie zupy jarzynowej, przez wiele minut dowodził, że chodzi tu właśnie o kretywny akt. W tym kontekscie mial może i nawet pełną rację.
pepegor
Nowy. Jedyne co przeszkadza mi to geneza tego święta i związana z tym hipokryzja. Tutaj zresztą często forma, treśc przerasta. Kiedys, dawno temu byłem w jakimś towarzystwie i przemiła pani wykazywała wyraźne mną zainteresowanie .Myślałem. No, dziadek Cichal jeszcze liczy się na rynku! Po paru dniach spotkałem tę pania znowu. Nawet mnie nie pamiętała. Potem mnie nauczono, że to jest tzw small talk, czyli grzecznościowe gwarzenie. Na kontraktach też najważniejsze są small prints…napewno to wiesz. Abominacja do tego świeta, abominacją. Właśnie teraz czekam na świątecznych gości. Ino na znak protestu – nie indyk – tylko kuraki a la cichalese. Do tego chardonnay z 2008. Piwnica dośc możliwa: Woodbridge z Kalafonii, jak mówi zaprzyjaźniony trucker. Chociaz ONI mówią mi na Boże Narodzenie Happy Seasoning, to ja jednak happy Thankgiving Day! Tobie też.
Haliczek,
gdzieżbym się śmiała obrażać za porównania, nobilitacja dla mnie, miło słyszeć, też przytargałam te książki (Rozlewisko…) z Polski, bo zawsze się przydadzą na deszczowe dni, ja zresztą mam zwyczaj czytać po kilka razy.
Pepegor,
ja padłam w przedpokoju lata temu na kilka sekund, zemdlałam, a zdarzyło mi się takie coś 2 razy w życiu, pierwszy raz jak byłam nastolatką i bez żadnego powodu (zemdlałam w pociągu, wracajac ze szkoły!), za drugim (około 30-tka) też, ale u siebie w domu na szczęście. A zdrowa jak rydz, nie wiadomo, skąd się wzięło i nie było do czego przypiąć, lekarze starali sie znalezć coś, ale nic się nie dało. Mój lekarz wytłumaczyl mi, że tak bywa bez zadnego powodu, a jak już zrobili tomografię i te wszystkie inne, to należy wierzyć, że to *Momentary laps of*, chwilowe, zdarzyło się bez specjalnego powodu. Bywa.
No to świętujcie na zdrowie, a ja sobie jutro zrobię kawałek indyka na obiad 😉 Osobisty przywiózł wieczorem ładnie popakowane próżniowo i zaetykietowane porcje plus bonus – kawałek indyczej wątróbki. Też na jutro, jak szaleć to szaleć 😉 Fajnie jest mieć dostawców w bliskiej okolicy, ale długo trwało, zanim dotarliśmy do właściwych źródeł. Takie czasy nastały, że chłopi zabiegają o swoich stałych klientów i troszczą się o zaufanie, no i vice versa. Rachunki płaci się w ciągu miesiąca. Za baraninę ciągle go jeszcze nie otrzymaliśmy 😯
What I’m thankful for on Thanksgiving?
I am thankful that I’m not a turkey.
Thank Good. I’m not a turkey too!
Jest ciemno. Zima idzie…..