Węgierskie subtelności
Dawno już nie rozmawialiśmy o węgierskich smakołykach. A przecież i ja, i wielu z Was jesteśmy miłośnikami madziarskiej kuchni. Ma na naszym blogu także mnóstwo sympatyków Tadeusz Olszański, słynny autor „Nobla dla papryki”. Dzisiejszy odcinek i pogawędki będą właśnie ostrej, pachnącej pusztą i kociołkiem kuchni Węgier.
Na świecie o duszonym mięsie pokrojonym w kostkę mówi się po prostu „gulasz”, na Węgrzech skrupulatnie rozróżnia się gulyas, porkólt, tokany i paprikas. Gulyasem nazywano pierwotnie pasterza owiec, a gulyashus to nazwa potrawy mięsnej, którą owczarze zabierali ze sobą na wypas. Pokrojoną w dużą kostkę wołowinę, baraninę albo wieprzowinę gotowali w ciężkim żelaznym kociołku o nazwie bogracs, aż cały płyn wyparował. Mięso suszyli na słońcu i przechowywali w torbie z owczego żołądka. Gdy chciało się im jeść, wyciągali z niej kawałek suszonego mięsa, wkładali do kociołka, zalewali wodą i odgrzewali. Gdy wody było więcej, powstawała gulyas leves, zupa gulaszowa. Porkólt w dosłownym przekładzie znaczy „obsmażony”. Od gulyasu różni się konsystencją: ciemnoczerwony sos jest zawiesisty. Ta potrawa najbardziej przypomina to, co w świecie zachodnim nazywa się powszechnie gulaszem. Tokany jest spokrewniony z pórkoltem, ale jako przyprawy używa się oprócz papryki także czarnego pieprzu i majeranku. Potrawa ta składa się z kilku rodzajów mięsa, uduszonego niekiedy z jarzynami albo grzybami.
Paprikas to nazwa potrawy z drobno pokrojonego mięsa, po uduszeniu zaprawionego słodką albo kwaśną śmietaną. Tradycyjnie paprikas przyrządza się tylko z jasnego mięsa – z ryby, drobiu, cielęciny.
Porkolt z karpia
1,8 kg karpia, 10 dag smalcu,2 cebule, 3 strąki papryki, łyżeczka papryki w proszku, pomidory
1. Rybę oskrobać, wypatroszyć, umyć i podzielić na filety.
2. Zrumienić cebulę na smalcu, dosypać paprykę (po uprzednim podstudzeniu tłuszczu na patelni), dolać trochę wody i włożyć pociętą w paski paprykę oraz pokrojone w ćwiartki i pozbawione skórki pomidory. Zagotować.
3. Filety ułożyć w żaroodpornym naczyniu, zalać przygotowanym sosem i wstawić do rozgrzanego piekarnika. Piec 15-20 minut, aż odparuje woda. Podawać z ziemniakami.
Komentarze
dzień dobry …
jedzenie węgierskie kojarzyć mi się będzie zawsze z Panem Lulkiem … mieszkał blisko granicy z Węgrami i zawsze swoich gości zapraszał do ulubionej knajpy na smakołyki węgierskie … mam jeszcze na języku smak gęsich wątróbek z prażonymi kóleczkami cebuli …
Jolly pomachanko … 🙂
Dzień dobry, dzięki za przypomnienie karpia po węgiersku.
Jeszcze wracając aproposikowo do pamiętniczka Jolly, niedawno wyszła dobra książka „Angole” opowiadająca o Polakach w Anglii i społeczeństwie brytyjskim http://lubimyczytac.pl/ksiazka/230269/angole, a z dawna lubię tę: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/237506/przejrzec-anglikow, która przed pierwszym wyjazdem do Anglii przybliżyła mi klimat.
Witajcie,
Ten porkolt z karpia mnie kusi. Chyba wkrótce wypróbuję…
Krzychu – to jednak była obora z nawozem.
Yurek – Witek oświadczył, nie lubi się afiszować i to widać:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/GruzjaMegalityczna#slideshow/6069372970152976338
Zgubiłam „że” 🙁
Pyro-naleśniki z mąki gryczanej smażą też w w Poznaniu 🙂
http://www.nasznalesnik.pl/pl/miasta/poznan
Pyro-a w Warszawie wyślij Młodszą na pl.Zbawiciela,bardzo przyjemne miejsce bez zadęcia: http://www.bastylia.eu/pl/menu.htm
Ewo,
Nie pytaj, skąd wiedziałem, że to nawóz-nigdy nie byłem na Kaukazie.
Może skojarzenie z kolorem chatek Masajów w Kenii 😉
Trzymajcie kciuki za zakwas na obczyźnie- żytnia razowa 2000 i letnia woda.
Krzychu, znasz to?
http://www.chleb.info.pl/zakwas-porady-praktyczne/zakwas-na-wesolo
Trzymam kciuki, powodzenia z zakwasem 🙂
Małgosiu-dzięki!
Bardzo mi się podoba traktowanie zakwasu jak nowego domownika.
Od czasów posiadania Trabanta wiem, że jak się do rzeczy gada z czułością, to działają 😀
Zacznę od żuru, a potem- kto wie 🙂
Kocham Węgry, Węgrów, kuchnię węgierską i p. Olszańskiego. Wiem, że p. Olszański jest „ojcem chrzestnym” naszego Gospodarza, więc i pt Blogowisko do niejakiego powinowactwa z rzeczonym ma prawo.
Ewa – piękne zdjęcia. Mówi się, że Armenia tzn „kraj kamieni”, ale i Gruzinom materiałów budowlanych nie brakuje, Jak zwykle najbardziej malownicze są ruiny. Przydałyby się podpisy pod zdjęciami; trudno co chwilę sięgać do tekstu.
Danuśka – Ania już zaliczyła te poznańskie naleśniki. Twierdzi, że mają się tak do galetów, jak symilka do brylantu Wypróbuje warszawskie.
Dla Nisi i i wszystkich chętnych
MÓJ CHLEB NA ZAKWASIE FOREMKA 24 CM
Zaczyn:
135 g wody
135 g mąki żytniej
90 g zakwasu
Wymieszać razem w misie miksera i zostawić na ok. 12 godzin w ciepłym miejscu (ja wstawiam do piekarnika i włączam światełko)
Do zaczynu dodać: 315 g letniej wody, albo wody wymieszanej pół na pół z maślanką, albo ?
360 g mąki: żytniej pełnoziarnistej plus dodatek pszennej, albo to co Ci przyjdzie do głowy. Na początek proponuję 200 g żytniej i 160 g pszennej, orkiszowej, mieszanki pełnoziarnistej Lubelli 3 ziarna (żyto, pszenica, orkisz) na co masz ochotę. Razem ma być 360 gram.
1,5 łyżeczki soli
Czubata łyżka miodu, albo 30 g melasy, albo łyżka cukru
Łyżka oleju (nieobowiązkowo, ale poprawia wilgotność chleba)
Inne dodatki:
Pestki dyni i słonecznika, siemię lniane, czarnuszka, ?
Wszystko starannie mieszać ok. 10 minut najlepiej mikserem.
Odstawić w ciepłe miejsce na 60 minut, żeby odpoczęło.
Przełożyć do foremki, powinno sięgać do 2/3 wysokości, odstawić w ciepłe miejsce, aż podrośnie do brzegu foremki (zwykle to trwa 30-40 minut). Posmarować wierzch letnią wodą i naciąć wzdłuż ostrym nożem. Nagrzać piekarnik do 230 stopi Celsjusza. Wstawić do pieca, grzanie góra-dół, zmniejszyć temperaturę do 210, po 20 minutach zmniejszyć do 200 i ustawić grzanie tylko dół, po kolejnych 20 minutach zmniejszyć do 190, grzanie góra-dół i po 12-15 minutach wyjąć na kratkę. Nie należy używać term-o-o-biegu.
Uwagi o piekarniku, dotyczą mojego urządzenia, taki właśnie schemat powstał na początku moich zmagań. Młody zakwas można też wspomagać niewielką ilością drożdży dodając je do zaczynu.
Pyro,
Kiedy tam nie za bardzo czego opisywac:
1. rezerwat z niebieskimi skałkami (ciekawostka geologiczna – Witek jeszcze nie rozszyfrował od jakich minerałów ten kolor.)
2. zapuszczone wiejskie cmentarzyki w Achalsopeli i Gochnari z nagrobkami, którch wygląd przyprawiłby pana von Dänikena o zawrót głowy 😉 Podobno kilka miesięcy temu ekipa rosyjskich filmowców/archeologów kręciła tam film. Jak uda nam się znaleźć ślad w sieci – wrzucimy na bloga.
3. Wioska Saqdrioni (Edikilisa) – grecka cerkiew, ruiny karawanseraju i gościnny ale smutny dom Mery Kwicjani.
5. Klasztor ze świętymi pstrągami w Bercie.
4. Stojąca megalitami wioska Ozni i spacerek po okolicy z Monsieur Janvier.
5. Wąwóz rzeki Kcji z megalitami i greckimi cerkiewkami.
6. Radionowka (Parawani) dawna wioska duchoborców nad jeziorem Parawani.
7. Okolice jeziora Wieczornego (Sagamo) z meandrującą rzeczką.
Cisza, spokój, brak turystów…
Kurczę, a do tych już nie dotarliśmy:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.400010380056315.86683.245334005523954&type=1
Ewo, Bjk- pozwoliłem sobie zaprosić Was do udziału w nominacjach blogowych, informacje w komentarzach pod ostatnim wpisem na Waszym blogu oraz tutaj.
Subtelna węgierska ewolucja
Przepiękna forma prezentacji kulinarnych umiejętności.
Płatek jadalnego złota(3:15) pozwala tylko na zadumę, czy aby forma nie przerosła treści 😉
Danuśka,
” Bastylia” wydaje mi się znajoma. I naleśniki też. 🙂
Z węgierskich przysmaków doskonale pamiętam salami.
Krzych podał namiary na bardzo ciekawe blogi. Tylko ” W pustyni bez puszczy” trochę zraził mnie ostrym wstępem.
Krystyno-no jasne 🙂
Skoro dzisiaj jesteśmy na Węgrzech to musi być czardasz:
https://www.youtube.com/watch?v=gFCUlGEzoo0
I właśnie za to lubię Węgrów-za temperament w kuchni i w muzyce 😀
Krzychu – Masz rację, tak mikroskopijny płatek to dla smakosza policzek, sztaba złota byłaby idealnym deserem, a do popicia Goldwasser. Z drugiej strony przypalony mech w Nomie jest o wiele droższy.
Najważniejsze jest to, że nie jestem uczulony na metale szlachetne 🙂
Danuśko – Nim zapomnę; nie ustąpię Ci miejsca w tramwaju, autobusie, a nawet na ewakuacyjnym pontonie w czasie potopu. Powód – skrajna i notoryczna młodość 🙂
Krystyno, na co dzień Paweł z pustyni w Arabii nie rzuca mięsem, choć na blogu odstresowuje się po kontaktach z tamtejszą biurokracją.
Placku- Goldwasser kiedyś zwinąłem Rodzicielce z barku, idąc na jakąś imprezę. Jak mało alkoholowo wybredni byśmy naonczas nie byli- pić się tego nie dało, w takiej formie, w jakiej zwykliśmy trunki spożywać 🙂
Szwajcarzy mają pono głosować za zwiększeniem procentowego oparcia waluty w złocie niedługo- Nemo, kupujesz już sztabki?
„Kuchnia erotyczna” Tadeusza Olszańskiego jest u mnie najbardziej sponiewieraną książką kucharską. Jest tam sporo węgierskich przepisów i nie tylko.
Lubię Węgry za paprykę, najlepiej ostrą, oraz za czerwone wino (tokaj jak dla mnie jest za słodki).
A kto Ci każe Alicjo pić słodki Tokaj?
Są i wytrawne odmiany (szaraz).
Keks w piecyku i wcale się nie zdziwię, jeżeli upiecze się wielki zakalec. Coś mi dzisiaj szło to kucharzenie jak po grudzie. Popełniałam głupie błędy – tu przesypałam, tam rozlałam, w rezultacie zamiast normalnej proporcji piekę 1.5 – więc nie w keksówce, a na blasze. Różne inne sprawy też się dzisiaj źle układały – jednym słowem dzieć do bani. Może jutro będzie lepiej.
Pyro,
to dla Ciebie:
https://www.youtube.com/watch?v=xKAJcRzHyps
Witam, Pyro uwielbiam zakalce jak babci, czy mamie coś nie wyszło z pieczeniem mówiły, to dla Jurka.
Yurku – trochę daleko, żeby Ci podrzucić. Zajrzałam przed chwilą – chyba zakalca nie będzie; jeszcze 8 minut i wyłączę.
Alicjo – skąd wiedziałaś, że mam humor, jak Celińska?
Nie jesteśmy jedyni
http://tvn24bis.pl/informacje,187/brytyjski-rzad-splaci-czesc-dlugu-zaciagnietego-przez-churchilla,483739.html
Nie mam zakalca. Mam totalnie połamany, pachnący masłem i orzechami placek. Doskonały w smaku, niezbyt słodki i wypchany bakaliami. W dużych, średnich i małych okruchach. Wszystko przez lenistwo – nie chciało mi się iść na balkon po keksówki ani sięgać po papier do pieczenia. Skutki imponujące.
Pyro,
wyczytałam z Twojego wpisu (20:06) 🙂
Alicja – mój placek jest ilustracją tego, co się dzieje z dobrze wypieczonym ciastem kiedy się formą uderzy o blat a boki i spód są trzymane przez przypieczenie.
Pyro! Współczuwam serdecznie! Brałem to już razy kilka…
Cichalu – ja się nawet nie martwię – gości nie ma, Synuś jutro jeździ, Kochana Synowa pracuje, Bliźniaki się odchudzają, a Pyra może zjeść okruchy; nawet chętnie.
Pyro, jestem nie pocieszony.
Krzychu, dzięki, później rozejrzę się, nie miałam przez pewien czas internetu.
Chętnych do spaceru zapraszam na odwiedzane przeze mnie cmentarze. Nie będzie smutno:
http://bajarkowe.blogspot.com/2014/11/modym-uwaga-czyli-odwiedzamy-groby.html
bjk 7:41, interesujący spacer, ale nagrobek z cmentarza w Bornem-Sulinowie jest chyba ciekawszy:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/ea/Radziecki_cmentarz_wojskowy_Borne_Sulinowo.jpg
Panu Bogu można pepeszką pogrozić i zza grobu.
bjk,
bardzo piekne, dziekuje. Tez zawsze odwiedzam cmentarze gdziekolwiek jestem. Tu gdzie teraz mieszkam swietowano juz wczoraj niejakiego Martina Lutra, dzisiaj jest normalna sobota.
dzień dobry ….
bjt powędrowałam sobie wspominając niektóre miejsca …
Bajaderko-ta podróż przez tyle różnych cmentarzy na świecie była niezwykle ciekawa.
Dziękuję Ci!
W ostatniej „Polityce”oczywiście kilka artykułów związanych z dzisiejszym i jutrzejszym Świętem.Ze szczególną uwagą przeczytałam ten o cmentarzach łemkowskich w okolicach Gorlic,jako że tak niedawno byłam tam w krótkiej podróży.
Dziękuję! Lubię cmentarze, to też część życia. Cieszę się, że się podobało.
Danuśko, łemkowskich jest tutaj dużo, pewnie będąc w okolicy Gorlic, czy Krynicy widziałaś je. Warto odwiedzić też te z wielkiej Bitwy Gorlickiej, rozsiane na dosyć dużej przestrzeni. Ciekawie jest dla mnie czytać nazwiska tych chłopców, którzy tam w zgodzie obok siebie leżą, którzy z całej Europy tutaj przybyli, by w 1915 r. skończyć życie w Beskidach. Bardzo ciekawe są też cmentarze żydowskie w tym rejonie, zamieszkałym dawniej głównie przez chasydów, ze specyficzną symboliczną ornamentyką. Niestety, coraz mniej z nich można odczytać, bo piaskowiec, z którego przeważnie wykonano macewy ulega szybkiej erozji.
Wszystkie pokazane cmentarze bardzo interesujące; dziękuję. Jest u mnie w tej chwili Ryba, a oni z Matrosem co i raz jeżdżą do Bornego – Sulinowa, mają tam już „swój” pensjonat, swoich przewodników i swoich znajomych. Ten pokazany nagrobek ma dramatyczną historię. Postawiono go na grobie bohatera CCCP który po wojnie służył w Bornym i któremu w głowie się poprzestawiało – jeździł po wsiach i strzelał do osadników. Miał kilka morderstw na sumieniu. Zastrzelili go Polacy – rzecz jasna sprawca nieustalony.
Bajaderko-moja ostatnia wyprawa do Gorlic trwała dwa dni,a hasłem głównym były rydze.
Nie widziałam chyba nawet jednej dziesiątej tego,co warto w tamtych okolicach zobaczyć,
ale dowiedziałam się co warto 🙂 To bardzo ciekawy region i planujemy tam wrócić.
Zrobiłam kolejną wersję zupy dyniowej,tym razem z dyni piżmowej.Jest dużo bardziej gęsta i zawiesista niż zupa z tej wielkiej,okrągłej dyni zwyczajnej.Polecam!
Danuśko, kolejnym razem daj znać. Mogę posłużyć za przewodnika 🙂
Rydze w tym roku faktycznie dopisały, wciąż jeszcze są.
Założenie konta w Polityce graniczy z niemożliwością. Alicja już istnieje. No dobra, wymyśliłam inny nick.
Niestety, tym razem poczta. Ktoś o takim adresie już istnieje, powiada Polityka. Podaję drugi, awaryjny adres – ktoś już ma taki adres.
Cuda czy co?! Nie chce mi się tego przerabiać, bo na zmianę adresy czy nick istnieje.
Proby zalogowania się mimo wszystko padły.
Alicja – to są nasze z dawna odnotowane w P adresy i nasze nicki – pewno, że już są od dawna. Napisz do redakcji internetowej z interwencją – ja tak zrobiłam i jest o.k.
Witam, Alicjo, masz już konto w P, odzyskaj tylko hasło. „zapomniałem hasła”
bjk,
Dziekuję bardzo za reportaż po cmetntarzach i za całe opracowanie tego 1-szo listopadowego wpisu. Nie przypominam sobie bym kiedyś widział lepszy!
Bez powszechnej płaczliwości tyle treści… i tyle wiadomości.
Obejrzałem trzy razy.
Nowy, nie cierpię płaczliwości! 🙂 Dzięki serdeczne! :*
Ciekawa jestem obrzędów i zwyczajów funeralnych w miejscach, gdzie jesteście. Nowy, wspominałeś o Afryce, ze znasz. Jak to tam, gdzie byłeś wygląda? Cmentarze? Pogrzeby?
Krzychu? Jak jest na Dalekim Wschodzie?
Dopiero teraz zobaczyłam wpis L. K.. To jest prawdziwy grób???
Niesłychane faktycznie.
Małgosiu, dzięki za przepis!
bejotko – prawdziwy, historię opowiedziałam, jest przy wejściu na teren cmentarza
Teraz doczytuję, Pyro. Ludzka inwencja mnie przestanie mnie zadziwiać. I umiejętność zrywania z konwencjami 😉
bjk, chryzantemy widziałem dziś tylko pod prezydium, w doniczkach, tuż obok kramu z wysokojakościową wołowiną w dobrej cenie.
W drzwiach, holach budynków umieszcza się zamiast klapsydry wieniec na stojaku, a groby(oprócz Seulu, ale nie byliśmy, wiem tylko z przejazdu metrem, że jest cmentarz) są zwykle w polu, w górach, przy domu, w formie kurhanu, hemisfery. Mnóstwo widać z drogi.
Idiotyczne dynie też tu mają, razem z Amerykanami przyszły. Po metalowym koncercie wylądowaliśmy dziś w klubie, gdzie Wszystkich Świętych obchodzili Meksykanie, Kolumbijczycy etc. I to jest mój ulubiony sposób- pamiętać zmarłych, cieszyć się życiem.
bjk,
Moje „znam” jest dużo na wyrost. 🙂
Przyznam się, że nie byłem tam na żadnym cmentarzu, na wszystko nie wystarczyło czasu i okazji, a także nawet nie śmiałem pytać mojej przewodniczki o samą ceremonię. Niedawno przed moim przyjazdem pochowała dwie siostry – jedna zmarła na AIDS, druga popełniła samobójstwo dowiedziawszy się, że też jest chora i że zaraziła przy porodzie dwoje swoich dzieci. Poznałem jej brata (bratowa też już nie żyje, AIDS) – też w ostatnim stadium choroby. Przy okazji – podając choremu rękę naprawdę nie narażamy się na zarażenie. Śmierć jest tam tak powszechna, ale o same cmentarze i pogrzeby nie pytałem. Ponadto nigdzie nie poruszałem się sam, kilka dni to stanowczo za mało, by się na to odważyć, zwłaszcza w rejonach gdzie byłem. Może następnym razem, o którym marzę.
Mnie ciekawią pogrzeby, jak i śluby, biesiady, wszystko, co wiąże się z życiem ludzi, więc zawsze patrzę, więc zawsze słucham. Na Ukrainie, w Rumunii, w Gruzji widywałam pogrzeby. Wszędzie tam nieboszczyk jest w odkrytej trumnie, ostatni raz patrzy na świat, a świat na niego. Na Ukrainie widziałam kilka pogrzebów, za każdym razem odbywało się to na pace samochodu ciężarowego, przeważnie Ziła, którego lusterka były zasłonięte ręczniczkami, czy innymi szmatkami. W Rumunii odkryta trumna jeździ na wozie, ciągniętym przez konie. Idą najpierw kobiety, jest ich więcej, później mężczyźni. Jeśli jest upał, ktoś idzie koło trumny i zielonymi gałązkami odgania muchy. Podczas pogrzebu panuje atmosfera dość rozluźniona, widziałam nawet staruszki rozprawiające o czymś ze śmiechem. Przypuszczam, że nie należały do najbliższej rodziny.
Wielkie wrażenie wywarł na mnie pogrzeb gruziński. Zmarłym był młody chłopak, wyglądało, że zginął w wypadku lub jakichś porachunkach. Najpierw szedł zapłakany chłopiec z wielkim portretem zmarłego, może brat, za nim młodzi mężczyźni nieśli na ramionach trumnę. Za nimi zwarty ogromny tłum mężczyzn w kompletnej czerni, głośno płaczących, wygrażających pięściami w niebo. Za nimi w pewnej odległości tłum, lecz mniejszy, kobiet. Wiele z nich głośno zawodziło, szarpały się za włosy, wzajemnie podtrzymywały. Przejmujący widok.
Oczywiście nie fotografowałam ze zrozumiałych względów.
Wszystkie te pogrzeby miały miejsce w wioskach.
Ja też uważam, że pamięć powinna być pogodna.
A czy dynie są idiotyczne? Zwyczaj, jak zwyczaj, każdy jest równie dobry, ale już rozpisałam się, więc wystarczy 🙂
W Poznaniu jest liczne i prężne środowisko Wilniuków. Na naszych cmentarzach od lat w te listopadowe święta zbiera się „Na Rossę” Za te pyrowe pieniądze restauruje się nagrobki na Rossie. W ub r zbierano na kaplicę grobową i uzbierano za mało (37 tys zł) renowacja miała kosztować 79 tys, a może więcej. Tego roku dołoży się do tamtego funduszu i może jakiś sponsor? O poznańskie nekropolie dbamy cały rok (są skarbonki) kwoty konserwatora zabytków, patronaty organizacji. Kibole Lecha (Wiara Lecha) przyjęli patronat nad 10 grobami Powstańców WLKP, o które już nie dba rodzina. W tym roku opłacili miejsca na cmentarzach 5 powstańców i za ich pieniądze odnowiono 3 nagrobki. Zw Rzeźbiarzy wykonał na swój koszt renowację 2 nagrobków figuralnych – i tak to Poznań dba o swoich. Czasem trzeba dopiero potrząsnąć opinią społeczną, żeby zająć się grobami zasłużonych, które popadły w ruinę.
Bajaderko-trzymam Cię za słowo w sprawie tego zwiedzania 🙂
Rady kuchenne:
jedna od Żaby, druga od Ryby.
Wczoraj, kiedy piekłam „keks Krystyny” i wszystko mi leciało z rąk (nb, ciasto wyszło b.dobre, tylko połamane) Żaba udzieliła mi „po sznurku” znakomitej rady: jeżeli zwiększa się,/zmniejsza ilość ciasta w zależności od foremki, to nie ma sensu mnożyć przez 2 czy 1,5 przepisu podstawowego; znacznie praktyczniej jest na początku obliczyć składniki w stosunku do 1 jaja, a potem ilość tę mnożyć w odniesieniu do ilości jaj. W przepisie podstawowym keksu jest 5 jaj,
Przepis Ryby nastukam jutro. 20 dkg mąki, 20 dkg tłuszczu, 15 dkg cukru, 25 dkg bakali – czyli na każde jajko 4 dkg mąki, tłuszczu, 3 dkg cukru i 5 dkg bakalii. Pieczesz Z 8 jaj? Proszę: 32 dkg tłuszczu, tyle samo mąki, 24 dkg cukru i 40 dkg bakalii. Proste? Proste.
Nie bjtko, nie każdy zwyczaj jest dobry Wiem, żeś dobra i muchy nie obrazisz, że poprawność polityczna tego nie znosi, ale czasem trzeba nazwać rzecz po imieniu. O osobie z infantylną osobowością można powiedzieć – panienka. O idiocie, że – idiota. O obyczaju, że paskudny. Chyba, że zgadzasz się na wycinanie clitoris, na kamienowanie i noce poślubne dwunastolatek. Wiem, że poleciałem z grubej rury, ale nie jestem panienką zgadzającą się na wszystko i ze wszystkimi.
A cmentarze przepiękne. Sam je odwiedzam.
Może to paskudztwo się otworzy?
https://www.facebook.com/video.php?v=10203392693232986&comment_id=10203402082747718&offset=0&total_comments=3
Wow, Chichalu! 😯
Pierwszy raz chyba na tym blogu oniemialem.
WOW Wmordechaju (jak ja chichal)
A dlaczegoż?
Poleciałeś Cichalu z grubej rury, ale i trochę w płot, bo jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Nazywanie idiotą czasem świadczy o nazywającym, a nie nazywanym, by tak w skrócie i ogólnie. Nie chce mi się rozwlekać tematu, ale to nie politpopr przeze mnie przemawia.
Obrazek okolicznościowego tortu (?) smakowity, o ile ktoś lubi torty 🙂
Dzięki za uznanie dla cmentarzy 🙂
Polityczna poprawnosc nie pozwala mi powiedziec co pomyslalem o Tobie po przecztytaniu pouczenia pod adresem Bejotki. Gdyby nie polityczna poprawnosc, zapewniam Cie, ze bys tego nie lubil.
Bajaderko – podróż przez cmentarze wspaniała. Udostępniam dalej. Niech wędrują
Irku, dzięki! 🙂
Bejotko,
dziękuję, w imieniu Jagodowego i własnym, za piękną podróż po cmentarzach i zwyczajach funeralnych.
Oglądaliśmy z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością 🙂
Zwyczaje ludzkie są takie, jakie są. Z jakichś powodów są ważne dla tych, którzy je stworzyli i tych którzy je kultywują. I nawet jeżeli nie zawsze się je rozumie, wypada je uszanować z tego prostego względu, że niosą dla innych ważne przesłanie 😎
Jagodo 🙂 Bardzo mi miło, że wybraliście się ze mną na spacer, co prawda wirtualny, ale może będzie kiedyś też inaczej.
Odmienne zwyczaje. Temat rzeka 🙂
Nie wiem, czy to nie będzie nietakt w taki dzień…Znajoma, a raczej daleki pociotek, dała taki przepis:
„Dużo do picia”
sok z 12 cytryn,
40 dkg miodu,
0,5 l białego rumu,
1 l spirytusu,
1,5 l niegazowanej wody cytrynowej
Wszystko zmieszać w dużym naczyniu i odstawić na kilka godzin, mieszając co jakiś czas. Przelać przez filtry do kawy, rozlać w butelki – nie musi dojrzewać.
Ty idiotko jedna, głupia babo! – mówię do przyjaciółki i ona o to się nie obraża. Mnie się też dostaje, no i nic.
Nie śmiałabym żadnej obcej osobie czy choćby dobrze znanej mi osobie rzucić coś takiego w oczy, bo to nie jest ta przyjacielska stopa znajomości.
Naprawdę Kot czy bajaderka nigdy nie rzuciły – głupia/głupi jesteś, o masz, idiota, kretynka itd. ?
Jak dla mnie, cichal tylko podkreślił, że nie wszystkie zwyczaje są dobre i przytoczył te, które mnie także się nie podobają i nie mam zrozumienia dla nich, jestem przeciwko okrutnym zwyczajom.
Jagoda,
jakie jest przesłanie w wycinaniu clitoris u młodych dziewczynek? Ja wiem, jakie – żeby kobiety nigdy nie miały przyjemności z seksu i nie ciagało je na boki. Pan rządzi.
Dlatego, jak cichal napisał – nie wszystkie zwyczaje są dobre.
Pyro. Rum z miodem i cytryną albo limonką, to było niegdyś moje ulubienie! Teraz to serwatka…
Cichalu – bardzo tanio to nie będzie, ale za 7 półlitrówek? Trzeba przeliczyć.
Alicjo – my dwie możemy sobie od idiotek nawymyślać. Dlaczego? Bo wiemy, że to emocje i protest, co w niczym nie zmienia wzajemnych odniesień.
Na dobranoc. Coś z życia.
https://www.facebook.com/video.php?v=2930153419319&set=vb.1425501882&type=2&theater
Piotr Adamczewski subtelnie o zapachu dzieciństwa.
Dziękuję z głębi serca.
Alicjo, nie gadaj glupstw. Twoj przyjaciel nie „polecial z grubej rury” , lecz z grubej kiszki stawiajac obok siebie zwyczaje haloweenowe z wycinaniem lechtaczki. Musial byc niezle na bani. inaczej tego nie jestem w stanie wytlumaczyc.
Zawsze czułem zażenowanie, kiedy starsze panie konfabulowały…
Kocie,
Ty masz te pazurki i może się tego doczytałaś, ja nie i wypraszam sobie „nie gadaj głupstw”. Napisałam to, co wyczytałam i co z tego zrozumiałam.
Polityczna poprawność wychodzi mi bokiem – nie dlatego, że ja jestem czy staram się być tak poprawna, tylko czytając gazety, wywiady, blogi… Myślę, że za polityczną poprawnością kryje się spora doza hipokryzji.
Pyro,
w życiu nie powiedziałabym do Ciebie – Pyra, ty idiotko! – bo mam Ciebie w wielkim poważaniu, do nikogo z Was bym nie powiedziała. Zarezerwowane do starych przyjaźni szkolnych.
Dzisiaj zwiedzałam groby zdjęciowo, a będąc niedawno w Belgii i Niemczech, zapaliłam własnoręcznie świeczkę.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5421.JPG
Na tym cmentarzu od 20 lat leży moja przyjaciółka z ogólniaka, a teraz doszedł Hansi, facet, który kochał życie. To jest kwatera rodzinna, Hansi kazał postawić ten kamień w niejscu, gdzie jest urna z jego prochami.
Może jednak powszechna płaczliwość, choćby przez godzinę, nie byłaby taka zła?
Starszy pan „puścił bąka” przy stole (starszym panom to się zdarza, zwłaszcza po serwatce) i tyle. Nic szczególnego.
Grzeczny przeprosi, gbur pozostanie gburem, choć będzie zażenowany konfabulacją.
Płacz, Placku płacz, jako i ja płaczę…..
https://www.youtube.com/watch?v=nOXU68WENOU
„Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie. Cieszcie się z tymi, którzy się cieszą, płaczcie z tymi, którzy płaczą.
Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach. Nie gońcie za wielkością, lecz niech was pociąga to, co pokorne. Nie uważajcie sami siebie za mądrych.”
List do Rzymian 12, 14-16″
Owszem, mam ochotę potrząsnąć Cichalem, ale nie mam już czterech lat 🙂
List do Rzymian i osobista wola Gospodarza tego blogu mają ten sam wydźwięk, a zatem chamstwo i prostactwo musi się zadowolić względną ciszą domowego ogniska.
Cytatów ciąg dalszy;
„Odrobina nauki jest rzeczą niebezpieczną”
Alexander Pope
Przykładem jest przerażające wideo na którym do cna zdegenerowani Amerykanie zajadają się makabrycznym tortem. Tak naprawdę jest fragment filmu nakręconego parę lat temu w Muzeum Sztuki Współczesnej w Szwecji. Minister kultury, pani Lenie Adelsohn Liljeroth bardzo ten tort smakował. Tak czy inaczej nie ma to żadnego związku ze słowem „panieneczka”, a za takie „artystyczne” doznania z góry dziękuję, ale wolę coś bardziej węgiersko-subtelnego.
Politycznie poprawny Cichalu – nie musisz nikogo idiotą nazywać. Nie musisz za literówkę odpłacać się „Wmordechajem”. Komentarz o „starszej pani” to także infantylność. Bardzo Cię proszę, nie prowokuj mnie do ataku serca, nawet jeśli pogrzeb byłby radosny 🙂
Alicjo, to są całkiem różne sprawy. Niewinne dynie, które mogą się podobać lub nie i nie niesie to konsekwencji i krzywdzenie kobiet przez wycinanie łechtaczki.
Napisałam, być może nie na tyle wyraźnie, by było to ogólnie zrozumiane, że sposoby świętowania bywają różne i JA nie wartościowałabym, że „nasze” są lepsze od „nie naszych”. Tylko tyle. Nie były to w żaden sposób uwagi personalne.
Nie wiem, dlaczego to wzbudziło emocje, wyciągnięto grube rury, polityczną poprawność i pytania o akurat mój sposób ekspresji. Myślę, że nie ja w tym jestem istotna, a odwieczny problem: na ile inność nas drażni i dlaczego?
Sądzę, że nic nie ma tu do rzeczy akurat mój sposób wyrażania się, czy (nieznany mi) wiek Kota, który tu został wywołany.
dzień dobry …
dzień zadumy … zapowiadają pogodę wrześniową na listopadowe dni …
Tak Jolinku, zadumajmy się razem.
Bardzo lubię naleśniki i węgierską zupę wiśniową. Może być polska.
Nie smućmy się.
Bajarka powinna mieć fotoblog w POLITYCE, a większość obecnych blogów to…proszę sobie wybrać ulubione słowo (diamenty są już zajęte)
Przy świecy
Kot Mordechaj ma około 28 lat. Tak przypuszczam.
Ów Tajemniczy Poeta to Pies Bobik.
Ciekawe co wygrałem.
Placku … 🙂
do poczytania jakby ktoś chciał …
http://zientek.blog.pl/2014/10/26/tuwim-i-stefa/
Pies Bobik to kobieta jest … tak wydumałam …
Placku, ja po prostu piszę do znajomych, a głównie pokazuję im zdjęcia. Bardzo mi miło, gdy to grono znajomych się powiększa.
Wiek Kota jest kocią sprawą, ja tylko wiem, że Koty mają 9 żyć i zawsze wyglądają pięknie, w każdym okresie każdego życia. A wiem, co mówię, bo od dziecka mam Koty (albo raczej one mnie) w domu, teraz dwa. Nie ma brzydkich Kotów. Nie ma głupich Kotów.
Naleśniki to i moje ulubione awaryjne jedzenie. Szybkie i łatwe w robocie, a zawsze dobre.
Jolinku, z przyjemnością przeczytam. Na Tuwimie uczyłam się czytania poezji, jak pewnie wielu z nas.
Placku,
posyłam Ci nasturcje 😆
https://www.google.pl/search?q=nasturcja&biw=1067&bih=499&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=5O1VVIPxF8idPfOlgZAL&sqi=2&ved=0CIQBEIke
U mnie na rabacie wszystkie nasturcje już zwarzył mróz. Ale na balkonie, w dużej donicy, osłoniętej murkiem, nadal kwitną przepięknie. Grzejąc erce i budząc uśmiech 🙂
jabłkowe ciasteczka ….
http://gotowaniecieszy.blox.pl/2014/10/Jablkowe-ciasteczka-owsiane.html
a ja dziś robię surówkę z pora, jabłka i naturalnego jogurtu do ziemniaków ze śledziem .. się mi zachciało … 😉
serce 😉
Jolinku 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=I7UliuywsT4
Jolinku, zachęcona artykułem, który przytaczasz wierszami śpiewającymi od Jagody sięgnęłam na półkę po książkę Piotra Matywieckiego „Twarz Tuwima” ( w oczekiwaniu na Tokarczuk. Jestem ciekawa wrażeń tych, którzy już zapoznali się z Jakubem).
…przytaczasz i wierszami śpiewającymi…
Cały dzień przebiegałem li tylko w lnianej marynarce i koszulce polo, klony się czerwienią, a drzewa gingko żółcą.Owoce tego ostatniego cuchną niemożebnie. Zaskoczyło mnie to, zawsze kojarzyłem bilobę z przemysłem kosmetycznym, a tu taka niespodzianka.
Seul – pałac Changdeokgung jesienią.
Przepis od Ryby – AJWAR, węgierska pasta paprykowa do mięs, warzyw i kanapek.
Tu uwaga : Ryba piecze papryki w piekarniku i zdejmuje skórki. Nie jest to konieczne (tylko smaczniejsze); można miksować surową paprykę ze skórkami.
4 kg czerwonej, mięsistej papryki,
3 główki czosnku,
sól i pieprz, 4 liście laurowe
3 małe puszki koncentratu pomidorowego,
300 ml oliwy,
1/2 do 3/4 szklanki białego octu winnego
ostre papryczki – wg uznania.
Papryki pokrojone w cząstki zmiksować, dodać czosnek przeciśnięty przez praskę. Przełożyć do gara. Dodać oliwę i mieszać. Wstawić na mały ogień i gotować około 30 minut. Potem dodać koncentrat i przyprawy. Dalej mieszać by się nie przypaliło. Ponownie zmiksować blenderem. Na koniec wlać ocet i gotować około 10 minut. W razie potrzeby dodać łyżeczkę cukru lub sok z cytryny i w ogóle – doprawić do własnego smaku. Pozostawić w tym samym garze do następnego dnia, żeby smaki się wyrównały. Następnego dnia zagotować i przełożyć do małych wyparzonych wrzątkiem słoiczków.
Pyro,
A to nie jest tak, że pieczona papryka się skarmelizuje i będzie pysznie słodka(a i skórki odejdą łatwiej), a ajwar z surowej, gotowanej papryki nie będzie już taki sam?
Krzych – jak się pilnuje i miesza, to nic się nie skarmelizuje, ale rzeczywiście – pieczona jest delikatniejsza i słodsza. Z tej proporcji wychodzi 8 słoików typu „Pudliszki” Ryba twierdzi, że goście domagają się od wejścia, tylko do roboty chętnych brak.
BJK rozpętała wichurę – o „panienkę” – w złym stylu, niepotrzebnie zupełnie, jak kichnięcie – lawinę. Skrytykowała Nisię – ale po co?! Cała reszta to już emocje… Ale, kto jest bez winy, niechaj…
Krzychu, przekaż proszę Małżonce, że jest wredną kusicielką 😉
Tymczasem mnie dopadła jesienna chandra: http://www.eryniawtrasie.eu/13836
Ewo,
bardzo lubimy Twoją chandrę- większość towarów opisanych przez Ciebie na bazarach- to wiktuały. Nie mosiężne dzbanki, nie wełniane cosie, tylko jedzonko- zbierasz zapasy na zimę 😉 ?
Wredna kusicielka twierdzi, że efekt był zamierzony 😛
Ewo, chyba doprowadzisz do tego, że któregoś listopada, czy grudnia wsiądę do samolotu byle jakiego, byle frunął na południe. Uwielbiam bazary!
Krzychu,
Bo staramy się za bardzo nie zagracać przestrzeni – i tak już mamy za dużo książek…
Przywozimy głównie przyprawy i suszone owoce. Czasem czosnek i cebulę, suszone mięso i sery oraz duuużo wina 😉 .
Chociaż z Krymu Witek przywlókł dużą metalową miskę, w której zagniata ciasto na chleb, z Amasyi 2 duże plastikowe słoje na mąkę (te, co się na szczęście wyturlały na węgierskiego celnika), a że Mama Witka zażyczyła sobie tygielek do parzenia kawy to dostanie trzy do wyboru: z Turcji, Gruzji, Armenii… Zapomniałabym o rumuńskiej ceramice – spora część została przeznaczona na prezenty.
Bejotko, daj znać kiedy – polecimy razem 🙂
Ewo,
kiedy można wpaść na degustację win? 😉 😆
My z Wami 🙂
Ewa,
Dobrze, że przypominasz, miałem zapytać już wcześniej, po przygodzie z celnikiem.
Czym się charakteryzuje plastikowy słój na mąkę? Masz gdzieś foto?
Nie mogę ogarnąć, czy np. słój na ogórki by się nadawał, czy też nie 🙂
No to zrobimy lotną ekipę bazarową 😀
U mnie też rumuńska ceramika i tygielki do kawy, zawsze wożę przyprawy i łakocie. I… i… (przyznać się?) biżuteria miejscowa i ciuchy ludowe, bo bardzo lubię styl etno.
Krzychu,
Słój jest duży, pojemny (10l), lekki i jakimś cudem zmieścił się do szafki. Mieliśmy do czego przesypać mąkę przywiezioną z Gruzji. Zdjęcia niet 🙁
Bejotko,
Czasami też się tak łamię, ale najbardziej byłam zaniepokojona, gdy Witek z lubością obwąchiwał rumuński kożuch (przednio śmierdział!) i poważnie myślał o zakupie. Oczami wyobraźni widziałam go wkraczającego do pracy w tym przyodziewku. Ciekawe czy ochrona by go wpuściła… 😉
Jagodo,
Zawsze – daj tylko znać dwa dni wcześniej 😉
Ewo,
Jest kilka takich dni każdej zimy, że ochroniarze nie tylko wpuściliby Witka, ale także błagali o namiary na rumuński bazar.
Albo pokój w hotelu, w którym śniadotwarzy obywatel odczytuje z kartki, że”tu zaszła jakaś pomyłka, ta pani przyszła w tym kożuchu sama i ta pani już wychodzi”, że zacytuję polską kinematografię z pamięci 😉
Krzychu,
Padłam 😆 . W „te” dni może i by go wpuścili, ale co z pozostałymi…?
Ewo, bardzo ciekawa jestem Twojej miny, gdy się spotkamy zimą 😉 (o nos możesz być spokojna) Uwielbiam huculskie ciuchy!
O! to może być interesujące… 😉
Bejotko,
O ile to nie będzie taki kożuch, to mina raczej się nie zmieni 😉
http://skansen-studzionki.pl/wp-content/uploads/2011/11/44.jpg
Dzień dobry.
Tu są dwa ajwary – jeden według Bobika, drugi według Kryshy.
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/
Jak zawsze przy takich okazjach polecam Kawior Heleny.
Chłodno, słonecznie, jesień.
Cichal,
przypomniało mi się, kiedy byliśmy u Was o mniej więcej tej porze i te wspaniałe dekoracje w parku w Sleepy Hollow.
Zdjęcia są tylko gdzie? 🙄
„Tam szum Prutu, Czeremoszu
góralom przygrywa,
a wesoła kołomyjka do tańca
porywa”….
Jedźcie, przywieźcie wspomnienia, fotografie i dobre nastroje.
Miałam Dziecko i już nie mam, za to błysnęło słońce
Ewa. Napisałem parę z dań na Twoim blogu i chciałem potem dodać jedno zdanie i już mi „kapeć” na to nie pozwolił.
To zdanie: Chodzi o trasę z Krakowa do Gruzji.
Alicjo. Poszukam tych zdjęć. W tym roku nie robiłem, bo dekoracje mnie przerosły. Tak, jak tolerowałem groby, wyłażące trupki, śmierci z kosą, szkielety, nietoperze i wiedźmy, to manekin rzeźnika z tasakiem i walające się ludzkie członki okazały się nie do wytrzymania. Brrr.
Vega,
zasiadaj przy stole, miejsca jest dosyć 🙂
Cichal,
tamta wystawa była z humorem i nie straszyła przeokropnie, przeciwnie, zwłaszcza, że dzień był ciepły i słoneczny. O ile pamiętam, robili ją studenci sztuki między innymi.
Cichalu,
Widziałam, odpiszę jak tylko podsumujemy koszta przejazdu.
Alicjo, niestety, ale nie znalazłem. Było to 500 wariacji na temat stracha na wróble. Kiedyś czyściłem dysk, bo brakowało miejsca i widocznie wywaliłem. Znalazłem za to z 12 roku Zjazd. Dla nowo zasiadających, przegląd „starszyzny”.
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/Zjazd2201204?noredirect=1
Ewa, Bejotka marzą o słońcu południa, a my, z Cichalem o zlotowych urokach (Cichal ma swoje 4 miesiące na Florydzie albo i na Bermudach) mnie do szczęścia w zupełności wystarczą Żabie Błota, bo i tak pieszo dalej niż od drzwi Żaby do bramy nie dojdę, to po co mi dalekie wyjazdy? Z za szybki to mogę i w tv pooglądać.
Cichal – na tych fotkach brakuje wielu zjazdowiczów. Czy to wtedy Marek głodny wyjechał z Żabich? Alicja była pewnie u Tereski Pomorskiej, a Danusia i Małgosia nie dojechały jeszcze z noclegu. Ryba i Matros też albo na grzybach albo w drodze. Nie ma też Eski i Wujka Leszka.
Pyro,
co do Alicji i Marka masz rację. Naszych warszawianek nie było na tamtym zjeździe, nie było też Ryby i Matrosa. Ale była Nisia. Eska też zaglądała, ale sama.
Cichalu,
Wysłałam Ci odpowiedź na e-maila.
Ja byłam, ale z doskoku, bo mieszkaliśmy wtedy u Szwagrostwa. Z zestawu widzę, że zajadacie śniadanie – no i Zgaga jest, a teraz od dłuższego już czasu siedzi w jakichś krzakach, bo przecież nie na chójce?
Na dowód – jedno z moich zdjęć ze Zjazdu 2012. Jerzor mnie i Tereskę wysłał na grzyby, a sam wsiadł na rower i pojechał do Żabich. A my jak durne czekałyśmy, aż wróci i pojedziemy razem – gdyby nie chachmęcił, to on niech rowerem, a my samochodem, nawet z kierowcą 🙄
Ale co od nas dostał, to dostał za ten numer 👿
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3772.JPG
Ewo!
Oj przydasie, przydasie. Zazakładkowałem! Wielkie dzięki! Nb jestem pod wrażeniem!
I tp jest moje zasadnicze zastrzeżenie do Jerzora. Ma własną żonę pod ręką stale, od wielu lat, a nie pozwoli jej raz w roku cały jeden dzień spędzić a Zjeździe. Gania ją tylko w tę i nazad. Okropny typ (zjazdowo).
Ewo,
dzięki za zaproszenie 😆
Może wiosną zmontujemy jakiś minizlocik z Bejotką 🙄
Czemu nie? Coś się wymyśli… 😉
Dzięki Cichalu 🙂
Dzisiejszy dzień przepiękny, chłodno (10C), ale bardzo słonecznie. Pojechaliśmy po jabłka do farmera, naszą drogą 33 na zachód od chałupy.
Wzięliśmy Mrusię, siedziała u mnie grzecznie na kolanach i podziwiała okoliczności przyrody.
Farmy jabłkowe zamknięte 😯 , a zwykle były otwarte do pierwszych mrozów. Jedna tylko była otwarta, ale Jerzor powiedział że jego noga tam nie postanie. Kiedyś jechał z wyprawy rowerowej, zmachany i już bez wody (a do domu jeszcze 40km!), więc przystanął i poprosił o jabłko. Pani pobrała 50centów (zawsze go zaopatruję w drobne) za jabłko 😯
Zdziwiłam się niemożebnie, bo wszyscy farmerzy zapraszają, żeby spróbować takie czy inne, za darmo 🙄
Jabłek nie było, ale za to winiarnie otwarte. Trafiliśmy do „33 Vines”, sympatyczna pani rodem z Bahrainu, ale od 8 roku życia Kanadyjka, co rusz podsuwała mi jakieś do spróbowania (tylko czerwone), tak że prawie się opiłam przedobiadowo, ostatecznie wybrałam butelkę Marquette (nowość w ich winiarni) oraz Pinot Noir.
Nie są to wina tanie, chociaż kupowane u producenta.
Ci okoliczni producenci mają za małe winnice i za małą produkcję, żeby monopol (LCBO) brało od nich i rozprowadzało po sklepach – musi być minimum 50tys. litrów od dostawcy. Tak jest, u nas nadal jest monopol i niczego alkoholowego w zwykłym sklepie nie dostaniesz. Quebec jak zwykle ma własne prawa i tam w sklepie spożywczym zakupisz i piwo, i wino. Tylko ciężkiej artylerii nie, wódki, koniaki i tak dalej.
Nasi drobni producenci sprzedają wino restauracjom i ktokolwiek do nich zajedzie.
Ta winiarnia nie jest wielka, zaledwie 50 hektarów z groszem, ale wino jest znakomite. Marquette jest bardzo świetne, nawet Jerzor zauważył. Będziemy popierać lokalnych winiarzy! A dzień był taki:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5534.JPG
Alicja – a nie boicie się, że kanapowy kot polezie za jakimś ptakiem wyżej i nie będzie umiał zejść?
Raczej nie – ona schodzi na dół, a na gałąź, dość nisko zresztą, wsadził ją Jerzor. Zeszła bez problemu. Gęsi były trochę dalej i myślę, że Mrusia by się ich bała przeokropnie.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5538.JPG
Dobry wieczor,
Z pamietniczka (nie)mlodej posterunkowej:
Czwartek,
Pozna zmiana, zaczynam o 14. Dzien zapowiada sie raczej ciekawy, bo dzisiaj rozpoczyna sie oficjalnie ‚Poppy Appeal’ – akcja charytatywna caloroczna, z finalem w listopadzie, majaca na celu pomoc weteranom wojennym i ich rodzinom. Symbolem jest kwiat maku, a Tower of London jest w tym roku (100 rocznica wybuchu I wojny) udekorowana ponad 800 000 (!) ceramicznych kwiatow. Widok zapiera dech http://www.thisiscolossal.com/2014/07/tower-of-london-poppies/. Wracajac do naszych baranow, sierzant, bedacy czlonkiem szkockiej orkiestry z kolegami uswietni uroczystosci na naszym (i nie tylko dworcu). 30 Szkotow z geslami, bebnami i tancerkami. Widok przelozonego w pelnym stroju narodowym (tak, tak kilt) – bezcenny. A procz tego: kilka kradziezy sklepowych, bojek duza grupa mlodziezy niepelnoletniej ktorej trzeba alkohol skonfiskowac. A i chyba bardzo ucieszylam dwie male dziewczynki,, ktore bardzo niesmialo mi pomachaly, a ja wykonalam bardzo prawidlowy salut w ich kierunku :)).
Piatek,
Kolejna pozna zmiana – 13-23. Mundur i do roboty. Wbrew oczekiwaniom – Halloweenowe imprezy i miesieczna wyplata dla wielu zmiana bardzo spokojna. Biznes jak zwykle – bojki, drobne kradzieze (znajomosc polskiego i rosyjskiego bardzo przydatna). Radio juz nie takie straszne. Wolna sobota i niedziela w perspektywie :).
Jolly – ja bym też była szczęśliwa gdyby taka śliczna Pani oddała mi salut, a jestem odrobinę starsza od dziewczątek
Jolly,
byliśmy z Jagodowym świadkami końcówki „sadzenia” tych maków.
Niesamowite wrażenie. Mamy to na zdjęciach i filmie 🙂
Pozdrawiam 🙂
Dziekuje bardzo za cieple slowa i pozdrowienia. Odmeldowuje sie do lozka, jutro w pracy od 7, pobudka o 5.
Dobranoc
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Z_pami%C4%99tnika_M%C5%82odej_Posterunkowej/
Jolly, ja te maki wokol Tower of London widzialem w tv i fakrtycznie wrazenie niesamowite.
Czasami zazdroszcze autochtonom, ze takie narodowe swieta potrafia obchodzic bez pustoslowia i bez popisow retorycznych politykow , ze o klerze nie wspomne. Jest to zawsze GODNE i z udzialem wszystkich ludzi. Zawsze ogladam skladanie wiencow przy Cenotafie 11 listopada i wzruszja mnie umundurowani staruszmkowie w wozkach, wojenne sanitariuszki w pelerynkach i kapelusikach, tez nie pierwszy kwiatv mlodosci, i powaga i dostojenstwocalej ceremonii.
Czy wypisywalas juz jakies ASBO,(anty-social behaviour order) chuliganom w kurtkach z kapturem?
Kocie,
w TV to nie to samo. Pojedź tam. Warto! 🙂
Moze pojade.
Cichalu,
Przegląd starszyzny dokonany, dzięki za fotografie, nie ma to jak widok uśmiechów przy stole.
Bardzo mi się też podoba zdjęcie 22, te z materacami w altanie, jak na rzymskich ucztach albo w jakim karawanseraju. Tam też ucztowaliście?
Jolly, świetnie, ,że Alicja zaczęła gromadzić Twoje zapisy z pamiętnika, dla tych z nas, którzy mogą przeoczyć.
Już mi się podobają, a to dopiero zapewne początek 🙂
Jolly, dzięki, świetnie piszesz, jestem fanką Twojego pamiętniczka.
Nieśmiało, z zacukaniem, małymi literkami i zająkliwie: a… a jakieś Twoje zdjęcie w mundurze znalazłoby się?
Zjeździk wiosenny, Jagodo już umówiony, teraz tylko pytanie, kto dołączy? Ewo?
Oczywista, przy okazji zdekonspiruję Witka 😉 Może dołączy do nas Cichal?